Mokradło
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Mokradło
Znajdujące się w pobliżu moczary są jednym z głównych elementów dworku. Na swój sposób ozdabiają posiadłość. Większość gości stwierdza jednak, że są wyraźnie przerażające.
Istnieją legendy mówiące o tym, że mokradło jest nawiedzane przez tajemniczego ducha czarodzieja, który tragicznie zmarł podczas polowania. Inni mówią, że nieszczęśliwiec zgubił się we mgle i z tego powodu wprowadza w błąd każdego, kogo spotka na drodze.
Zaleca się aby na tym terenie korzystać z wodoodpornego, wysokiego obuwia.
Istnieją legendy mówiące o tym, że mokradło jest nawiedzane przez tajemniczego ducha czarodzieja, który tragicznie zmarł podczas polowania. Inni mówią, że nieszczęśliwiec zgubił się we mgle i z tego powodu wprowadza w błąd każdego, kogo spotka na drodze.
Zaleca się aby na tym terenie korzystać z wodoodpornego, wysokiego obuwia.
The member 'Lucan Abbott' has done the following action : Rzut kością
'k60' : 12
'k60' : 12
Przebywając na tym weselu mogła odnieść wrażenie, że Macmillanowie lubią się bawić – choć w jej mniemaniu nawet oni nie byli wolni od pewnej skostniałości i ram narzucanych przez urodzenie, choć pewnie zaproszenie czarodziejów wszelkich statusów było swego rodzaju buntem wobec jeszcze większego skostnienia. Ale o prawdziwym luzie mogłaby mówić wtedy, gdyby mogła na wydarzenie tego typu założyć spodnie – wciśnięta w sukienkę nie czuła się zbyt szczęśliwa, bo nie czuła się w pełni sobą. Była przebierańcem próbującym wpasować się w normy, by zgodnie z obietnicą zawartą w listach wymienianych jakiś tydzień temu z Rią nie przynieść jej wstydu przed rodziną jej męża. Może w głębi duszy po prostu wyprzedzała epokę, w której żyła i marzyła o tym, by patriarchat odszedł w niepamięć? Szkoda, że tego prędko nie doczekają, ale i tak życzyła Rii szczęścia w małżeństwie i miała nadzieję że jej towarzyszce z drużyny będzie się tu dobrze żyło.
W każdym razie teraz mogła przekonać się, z kim przyjdzie jej znaleźć się w drużynie. Keat wyglądał na dość mocno wstawionego, oby dał radę wypić dziś jeszcze coś.
- Wygramy to – powiedziała, spoglądając zwłaszcza na Hannah. Obie były silnymi kobietami i musiały dać radę, nie mogły być gorsze od mężczyzn. – A nawet jeśli nie, to przynajmniej spróbujemy tych znakomitych alkoholi. – Pewnie normalnie nie byłoby jej stać na niektóre z tych trunków, bo zasobność jej skrytki nie mogła równać się z tym czym dysponowali Macmillanowie, więc będąc tu będzie mogła przynajmniej popróbować różności. Rano pewnie to odchoruje, ale jej matka alchemiczka pewnie będzie potrafiła coś poradzić na kaca. Eliksirami lub odpowiednim jedzeniem. A zaślubiny Rii i Anthony’ego zasługiwały na uczczenie. Dla Jamie tego typu zabawa nie była czymś zdrożnym, w końcu nie była jakąś wydelikaconą panienką, a silną kobietą o dość męskim sposobie bycia. Ale mimo wszystko satysfakcjonująca była myśl, że kilka innych kobiet też się zdecydowało tu być, choć gdyby kobietom nie było wolno uczestniczyć w tym piciu, to pewnie na przekór zakazowi znalazłaby sposób na uczestnictwo, wystarczyło w końcu trochę metamorfomagii i mogłaby z powodzeniem udawać mężczyznę.
W każdym razie teraz mogła przekonać się, z kim przyjdzie jej znaleźć się w drużynie. Keat wyglądał na dość mocno wstawionego, oby dał radę wypić dziś jeszcze coś.
- Wygramy to – powiedziała, spoglądając zwłaszcza na Hannah. Obie były silnymi kobietami i musiały dać radę, nie mogły być gorsze od mężczyzn. – A nawet jeśli nie, to przynajmniej spróbujemy tych znakomitych alkoholi. – Pewnie normalnie nie byłoby jej stać na niektóre z tych trunków, bo zasobność jej skrytki nie mogła równać się z tym czym dysponowali Macmillanowie, więc będąc tu będzie mogła przynajmniej popróbować różności. Rano pewnie to odchoruje, ale jej matka alchemiczka pewnie będzie potrafiła coś poradzić na kaca. Eliksirami lub odpowiednim jedzeniem. A zaślubiny Rii i Anthony’ego zasługiwały na uczczenie. Dla Jamie tego typu zabawa nie była czymś zdrożnym, w końcu nie była jakąś wydelikaconą panienką, a silną kobietą o dość męskim sposobie bycia. Ale mimo wszystko satysfakcjonująca była myśl, że kilka innych kobiet też się zdecydowało tu być, choć gdyby kobietom nie było wolno uczestniczyć w tym piciu, to pewnie na przekór zakazowi znalazłaby sposób na uczestnictwo, wystarczyło w końcu trochę metamorfomagii i mogłaby z powodzeniem udawać mężczyznę.
The member 'Jamie McKinnon' has done the following action : Rzut kością
'k60' : 49
'k60' : 49
Sir Thomas uśmiechał się do wszystkich wyjątkowo serdecznie. Przekonany był, że wszyscy się napili razem z nim i nikt nie mógł mu wmówić inaczej.
– Zawołajmy skrzata – odpowiedział Justine na pytanie o zupę i chleb. Po czym przywołał wspomniane stworzenie by poprosić o wymienione przez pannę Tonks jedzenie. Martwił się jednak, że to nie pomoże.
Jednak nagłe użycie zaklęcia Balneo na Vincencie sprawiło, że najpierw spojrzał zaskoczony na mokrego Vincenta, a później wybuchnął głośnym i niekontrolowanym śmiechem.
– Ha, ha, ha, tego jeszcze moje oczy nie widziały! – Zawołał i przyjrzał się mężczyźnie bardzo uważnie, ale najwyraźniej nie dostrzegł poprawy stopnia pijaności u Rinehearta. – Może lepiej go wysuszyć, żeby się nie przeziębił.
Dalej uważnie przysłuchiwał się wymianie zdań między towarzyszami zebranymi przy stole.
– Takiego zaangażowania jeszcze nie widziałem na żadnym ślubie, na którym byłem – wtrącił się sir Thomas. A słysząc uwagę lorda Abbotta odpowiedział: – Jegomość był dość trzeźwy, kiedy się zgłosił. – Tym stwierdzeniem zwyczajnie umył dłonie od tego, co zostało powiedziane.
Nieoczekiwanie, na zabawie, pojawił się jeden z lordów, jakiś daleki kuzyn Anthony'ego Macmillana i to w tym momencie, w którym Anthony Skamander rozmyślał nad wybraniem któregoś z alkoholi.
– THOMASIE, ZDROWIE MŁODEJ PARY – zawołał już z oddali, był już i tak wyraźnie pijany. Pochwycił butelkę trzydziestoletniej whisky i zaczął nalewać ją każdemu oprócz Justine, Keatona i Vincenta. – NIECH NAM ŻYJĄ DŁUUGO I SZCZĘŚLIWIE – zawołał dodatkowo, nalał sam sobie whisky i wypił ją duszkiem.
Sir Thomas zdecydowanie czuł się zawstydzony zachowaniem nieznanego z imienia lorda, ale mimo wszystko wypił nalany przez niego alkohol. Szczególnie, że w polu widzenia pojawiła się mama panny młodej. Sir Thomas natychmiast wzniósł swoją szklankę na jej widok.
| Proszę o dostosowanie się do wyrzuconych kości.
Sytuacja z kuzynem jest sytuacją wylosowaną przez Anthony’ego. Każde z Was, z wyjątkiem Justine, Vincenta i Keatona, otrzymało po szklaneczce whisky, którą musicie wypić już teraz. Przed efektami whisky możecie obronić się przy pomocy kości k100 na wytrzymałość fizyczną (ST 60, przypominam, plus doliczany jest Wasz bonus). Możecie już teraz wspólnie zacząć przekonywać mężczyznę.
Mama pani młodej pojawiła się ze względu na kość wylosowaną przez Jamie. Gniew pana młodego nie jest żartem.
Jamie: w następnej turze pozostali gracze zdecydują czy chcą się napić. Oczywiście, ty też pijesz, ale wybierasz sobie alkohol.
Pozostałe osoby, które mają możliwość wybrania alkoholu: proszę o wybranie alkoholu i wybranie ofiary. Przypominam, że panowie wybierają jedną osobę, damy dwie, chyba że kość losowa mówi inaczej.
| Rzuty kośćmi:
Gwendolyn
K54: Wybierasz alkohol i nalewasz go wybranej przez siebie osobie.
Hannah
K60: Jesteś bardzo przekonujący/a. Zmuszasz wybraną przez siebie osobę do wypicia wybranego przez siebie alkoholu dwa razy. (adnotacja: w tym przypadku jedną z dwóch)
Anthony
K17: W pewnym momencie pojawia się jeden z kuzynów pana młodego lub pani młodej. Nalewa wszystkim gościom po kieliszku whisky na każdą turę. Aby przegonić kuzyna któreś z Was musi przekonać go do opuszczenia pojedynku na alkohol. ST WSPÓLNEGO przekonania kuzyna to 100, do którego dołącza się biegłość retoryki.
Michael
K38: Wybierasz alkohol i nalewasz go wybranej przez siebie osobie.
Cedric
K41: Pod wpływem chwili, emocji lub alkoholu postanawiasz oznajmić, że w jakiś sposób wesprzesz poszkodowanych w obecnej wojnie czarodziejów lub mugoli. Postanawiasz napić się ognistej. Nie wybierasz nikogo do upicia.
Lucan
K12: Wybierasz alkohol i nalewasz go wybranej przez siebie osobie.
Jamie
K49: Właśnie pojawiła się mama panny młodej. Postanawiasz wznieść toast za jej zdrowie dowolnie wybranym przez siebie alkoholem. Pozostali gracze sami decydują czy chcą się do niego przyłączyć i jaki alkohol postanawiają wybrać. Jeżeli się nie przyłączą – mogą liczyć się z gniewem pana młodego dnia następnego.
Cedricu: w tym etapie zadecydowałeś, że zamierzasz pić (jeżeli uda Ci się przetrwać następny etap będziesz mieć jeszcze dwie szanse na to, żeby odmówić picia).
Keat: ze względu na to, że nie odpisał i nie wybrał nikogo - nie wybiera, ale też nie pije w następnym etapie. W następnym etapie będziesz mieć jedną szansę na uniknięcie picia.
Justine: Macie jeszcze jedną próbę, którą możecie wykorzystać teraz.
W razie pytań zapraszam na PW, GG, Discord do A. Macmillana.
Czas na odpis 72h
– Zawołajmy skrzata – odpowiedział Justine na pytanie o zupę i chleb. Po czym przywołał wspomniane stworzenie by poprosić o wymienione przez pannę Tonks jedzenie. Martwił się jednak, że to nie pomoże.
Jednak nagłe użycie zaklęcia Balneo na Vincencie sprawiło, że najpierw spojrzał zaskoczony na mokrego Vincenta, a później wybuchnął głośnym i niekontrolowanym śmiechem.
– Ha, ha, ha, tego jeszcze moje oczy nie widziały! – Zawołał i przyjrzał się mężczyźnie bardzo uważnie, ale najwyraźniej nie dostrzegł poprawy stopnia pijaności u Rinehearta. – Może lepiej go wysuszyć, żeby się nie przeziębił.
Dalej uważnie przysłuchiwał się wymianie zdań między towarzyszami zebranymi przy stole.
– Takiego zaangażowania jeszcze nie widziałem na żadnym ślubie, na którym byłem – wtrącił się sir Thomas. A słysząc uwagę lorda Abbotta odpowiedział: – Jegomość był dość trzeźwy, kiedy się zgłosił. – Tym stwierdzeniem zwyczajnie umył dłonie od tego, co zostało powiedziane.
Nieoczekiwanie, na zabawie, pojawił się jeden z lordów, jakiś daleki kuzyn Anthony'ego Macmillana i to w tym momencie, w którym Anthony Skamander rozmyślał nad wybraniem któregoś z alkoholi.
– THOMASIE, ZDROWIE MŁODEJ PARY – zawołał już z oddali, był już i tak wyraźnie pijany. Pochwycił butelkę trzydziestoletniej whisky i zaczął nalewać ją każdemu oprócz Justine, Keatona i Vincenta. – NIECH NAM ŻYJĄ DŁUUGO I SZCZĘŚLIWIE – zawołał dodatkowo, nalał sam sobie whisky i wypił ją duszkiem.
Sir Thomas zdecydowanie czuł się zawstydzony zachowaniem nieznanego z imienia lorda, ale mimo wszystko wypił nalany przez niego alkohol. Szczególnie, że w polu widzenia pojawiła się mama panny młodej. Sir Thomas natychmiast wzniósł swoją szklankę na jej widok.
| Proszę o dostosowanie się do wyrzuconych kości.
Sytuacja z kuzynem jest sytuacją wylosowaną przez Anthony’ego. Każde z Was, z wyjątkiem Justine, Vincenta i Keatona, otrzymało po szklaneczce whisky, którą musicie wypić już teraz. Przed efektami whisky możecie obronić się przy pomocy kości k100 na wytrzymałość fizyczną (ST 60, przypominam, plus doliczany jest Wasz bonus). Możecie już teraz wspólnie zacząć przekonywać mężczyznę.
Mama pani młodej pojawiła się ze względu na kość wylosowaną przez Jamie. Gniew pana młodego nie jest żartem.
Jamie: w następnej turze pozostali gracze zdecydują czy chcą się napić. Oczywiście, ty też pijesz, ale wybierasz sobie alkohol.
Pozostałe osoby, które mają możliwość wybrania alkoholu: proszę o wybranie alkoholu i wybranie ofiary. Przypominam, że panowie wybierają jedną osobę, damy dwie, chyba że kość losowa mówi inaczej.
| Rzuty kośćmi:
Gwendolyn
K54: Wybierasz alkohol i nalewasz go wybranej przez siebie osobie.
Hannah
K60: Jesteś bardzo przekonujący/a. Zmuszasz wybraną przez siebie osobę do wypicia wybranego przez siebie alkoholu dwa razy. (adnotacja: w tym przypadku jedną z dwóch)
Anthony
K17: W pewnym momencie pojawia się jeden z kuzynów pana młodego lub pani młodej. Nalewa wszystkim gościom po kieliszku whisky na każdą turę. Aby przegonić kuzyna któreś z Was musi przekonać go do opuszczenia pojedynku na alkohol. ST WSPÓLNEGO przekonania kuzyna to 100, do którego dołącza się biegłość retoryki.
Michael
K38: Wybierasz alkohol i nalewasz go wybranej przez siebie osobie.
Cedric
K41: Pod wpływem chwili, emocji lub alkoholu postanawiasz oznajmić, że w jakiś sposób wesprzesz poszkodowanych w obecnej wojnie czarodziejów lub mugoli. Postanawiasz napić się ognistej. Nie wybierasz nikogo do upicia.
Lucan
K12: Wybierasz alkohol i nalewasz go wybranej przez siebie osobie.
Jamie
K49: Właśnie pojawiła się mama panny młodej. Postanawiasz wznieść toast za jej zdrowie dowolnie wybranym przez siebie alkoholem. Pozostali gracze sami decydują czy chcą się do niego przyłączyć i jaki alkohol postanawiają wybrać. Jeżeli się nie przyłączą – mogą liczyć się z gniewem pana młodego dnia następnego.
- RZUTY KOŚĆMI (ODKRYTE):
- K12: Wybierasz alkohol i nalewasz go wybranej przez siebie osobie.
K17: W pewnym momencie pojawia się jeden z kuzynów pana młodego lub pani młodej. Nalewa wszystkim gościom po kieliszku whisky na każdą turę. Aby przegonić kuzyna któreś z Was (lub kilku z Was) musi przekonać go do opuszczenia pojedynku na alkohol. ST WSPÓLNEGO przekonania kuzyna to 100, do którego dołącza się biegłość retoryki.
K38: Wybierasz alkohol i nalewasz go wybranej przez siebie osobie.
K41: Pod wpływem chwili, emocji lub alkoholu postanawiasz oznajmić, że w jakiś sposób wesprzesz poszkodowanych w obecnej wojnie czarodziejów lub mugoli. Postanawiasz napić się ognistej. Nie wybierasz nikogo do upicia.
K49: Właśnie pojawiła się mama panny młodej. Postanawiasz wznieść toast za jej zdrowie dowolnie wybranym przez siebie alkoholem. Pozostali gracze sami decydują czy chcą się do niego przyłączyć i jaki alkohol postanawiają wybrać. Jeżeli się nie przyłączą – mogą liczyć się z gniewem pana młodego dnia następnego.
K54: Wybierasz alkohol i nalewasz go wybranej przez siebie osobie.
K60: Jesteś bardzo przekonujący/a. Zmuszasz wybraną przez siebie osobę do wypicia wybranego przez siebie alkoholu dwa razy. (adnotacja: w tym przypadku jedną z dwóch)
Cedricu: w tym etapie zadecydowałeś, że zamierzasz pić (jeżeli uda Ci się przetrwać następny etap będziesz mieć jeszcze dwie szanse na to, żeby odmówić picia).
Keat: ze względu na to, że nie odpisał i nie wybrał nikogo - nie wybiera, ale też nie pije w następnym etapie. W następnym etapie będziesz mieć jedną szansę na uniknięcie picia.
Justine: Macie jeszcze jedną próbę, którą możecie wykorzystać teraz.
W razie pytań zapraszam na PW, GG, Discord do A. Macmillana.
Czas na odpis 72h
I show not your face but your heart's desire
Spojrzała na sir Thomasa, który nagle zaczął przypominać jej wyjątkowo upierdliwego krewnego od strony taty, którego na szczęście nie widywali zbyt często. Nie z zachowania, jedynie z wyglądu. Obserwując czarodzieja zaczęła zastanawiać się, jaka jest szansa na to, że na świecie chodzą dwie identyczne wersje tej samej osoby, posiadając jednocześnie skrajnie odmienną historie, pochodzenie, charakter i obyczaje. Po chwili, gdy już Michael stanął po drugiej stronie stołu, spojrzała na niego i uniosła brew.
— Najwytrwalsi? Chcesz przez to powiedzieć, że zamierzasz wytrzymać ten festiwal trzeźwy?— mruknęła, a w jej głosie zabrzmiała nuta wyzwania. Zadarła brodę do góry, uśmiechnęła się cwano, ale nie powiedziała nic więcej, jedynie chwilę patrząc mu w oczy. Zatarła ręce i skupiła się na sir Thomasie, po chwili odpowiadając również drugiemu autorowi:
— Absolutnie nie mam nic przeciwko, Cedricu. — Uśmiechnęła się też na słowa Jamie i kiwnęła koleżance głową. Oczywiście, że to wygrają. Mieli silną drużynę. Nie wiedziała, kogo z nich wszystkich będzie najtrudniej upić, ale zakładała, że jej najlepszą przyjaciółkę. O ile nie wylewała za kołnierz podczas ich osobistych, skromnych i długich posiedzeń, tak zawsze w towarzystwie, publicznie, podczas zgromadzeń stroniła od alkoholu. Jakby zawsze musiała być czujna, przygotowana na to, co mogłoby się wydarzyć. Było w tym coś, co jej imponowało. Może sama Tonks jej w tej chwili imponowała — przynajmniej dopóki nie wpadła na pomysł, że będzie trzeba się jej, przykro mówiąc, pozbyć. Inaczej trudno im będzie wygrać.
Parsknęła śmiechem, gdy Tonks oblała wodą Vincenta. Należało mu się. Nie wiedziała, czy dzięki temu zdołał wytrzeźwieć, ale na pewno miał szansę ochłonąć. Nagle, ktoś pojawił się w zasięgu. Jakiś mężczyzna, najprawdopodobniej żenujący krewny albo przyjaciel lorda Thomasa. Wyglądał przez chwilę na zawstydzonego, ale kiedy nieznany czarodziej polał im alkoholu, nie mogła odmówić. Spojrzała na niego, a następnie kontrolnie na organizatora zabawy i przechyliła szklaneczkę z alkoholem, wypijając ją duszkiem. Wiedziała, że tego pożałuje. Zaraz po tym jednak, nie myśląc za długo, sięgnęła po nalewki. Dwie różne. Jedną, podsunęła Michaelowi, uśmiechając się do niego czarująco, drugą Tonks. Butelkę z nalewką dla niej zatrzymała jednak w ręce.
— Mam nadzieję, że tego jeszcze nie próbowałaś, ale to zdecydowanie najlepsza nalewka, jaką piłam — mruknęła do niej, zamierzając jej po chwili polać raz jeszcze. — Co prawda jest słabiutka, przynajmniej w porównaniu do ognistej, ale za to mocno owocowa. .Powinna ci posmakować.— Podsunęła butelkę pod nos, by powąchać. — Jeżynowa. Babcia Wright pędziła podobną. Sir Thomasie?— zawołała czarodzieja. — Mógłby lord potwierdzić moje przypuszczenia? Czy to nalewka z jeżyn?— Uniosła brew i spojrzała na Just. — Drugiego poleję ci na dnie, tak odrobinkę, okej?— Sięgnęła po kolejne dwa kieliszki i zgodnie z zapowiedzią: obróciła jeden do góry nogami, a na jego dnie postawiła drugi i zalała go aż po brzegi.
— Najwytrwalsi? Chcesz przez to powiedzieć, że zamierzasz wytrzymać ten festiwal trzeźwy?— mruknęła, a w jej głosie zabrzmiała nuta wyzwania. Zadarła brodę do góry, uśmiechnęła się cwano, ale nie powiedziała nic więcej, jedynie chwilę patrząc mu w oczy. Zatarła ręce i skupiła się na sir Thomasie, po chwili odpowiadając również drugiemu autorowi:
— Absolutnie nie mam nic przeciwko, Cedricu. — Uśmiechnęła się też na słowa Jamie i kiwnęła koleżance głową. Oczywiście, że to wygrają. Mieli silną drużynę. Nie wiedziała, kogo z nich wszystkich będzie najtrudniej upić, ale zakładała, że jej najlepszą przyjaciółkę. O ile nie wylewała za kołnierz podczas ich osobistych, skromnych i długich posiedzeń, tak zawsze w towarzystwie, publicznie, podczas zgromadzeń stroniła od alkoholu. Jakby zawsze musiała być czujna, przygotowana na to, co mogłoby się wydarzyć. Było w tym coś, co jej imponowało. Może sama Tonks jej w tej chwili imponowała — przynajmniej dopóki nie wpadła na pomysł, że będzie trzeba się jej, przykro mówiąc, pozbyć. Inaczej trudno im będzie wygrać.
Parsknęła śmiechem, gdy Tonks oblała wodą Vincenta. Należało mu się. Nie wiedziała, czy dzięki temu zdołał wytrzeźwieć, ale na pewno miał szansę ochłonąć. Nagle, ktoś pojawił się w zasięgu. Jakiś mężczyzna, najprawdopodobniej żenujący krewny albo przyjaciel lorda Thomasa. Wyglądał przez chwilę na zawstydzonego, ale kiedy nieznany czarodziej polał im alkoholu, nie mogła odmówić. Spojrzała na niego, a następnie kontrolnie na organizatora zabawy i przechyliła szklaneczkę z alkoholem, wypijając ją duszkiem. Wiedziała, że tego pożałuje. Zaraz po tym jednak, nie myśląc za długo, sięgnęła po nalewki. Dwie różne. Jedną, podsunęła Michaelowi, uśmiechając się do niego czarująco, drugą Tonks. Butelkę z nalewką dla niej zatrzymała jednak w ręce.
— Mam nadzieję, że tego jeszcze nie próbowałaś, ale to zdecydowanie najlepsza nalewka, jaką piłam — mruknęła do niej, zamierzając jej po chwili polać raz jeszcze. — Co prawda jest słabiutka, przynajmniej w porównaniu do ognistej, ale za to mocno owocowa. .Powinna ci posmakować.— Podsunęła butelkę pod nos, by powąchać. — Jeżynowa. Babcia Wright pędziła podobną. Sir Thomasie?— zawołała czarodzieja. — Mógłby lord potwierdzić moje przypuszczenia? Czy to nalewka z jeżyn?— Uniosła brew i spojrzała na Just. — Drugiego poleję ci na dnie, tak odrobinkę, okej?— Sięgnęła po kolejne dwa kieliszki i zgodnie z zapowiedzią: obróciła jeden do góry nogami, a na jego dnie postawiła drugi i zalała go aż po brzegi.
Here stands a man
With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Zaskoczony uniósł jasne brwi wyżej niedowierzająco patrząc na rozgrywaną po przeciwległej stronie stołu scenę. Na to jak przywołany urok spektakularnie przemoczył Vincenta tym samym sprawiając, że wszystkie spojrzenia oparły się na jego osobie z ciekawością wymieszaną z rozbawieniem. Cóż. Trzeba było przyznać, że młody Rineheart ze zdecydowanie większą pompą zaczął emancypować swoje istnienie od momentu w którym powrócił na angielskie ziemie. Szkoda, że tak właściwie wychodziło mu to zdecydowanie bardziej niechcący, niż specjalnie.
Chrząkną zdzierając z twarzy rozbawienie skrywane za przysłaniającą usta dłonią niby przygładzającą skąpy zarost pod nosem. Nie wypadało śmiać się z nieszczęscia przyjaciela. przynajmniej nie otwarcie. Dlatego też radował się w duchu z innymi biesiadnikami szykując się powoli do wybrania swojej ofiary, jak i alkoholu który zamierzał puścić w ruch, kiedy to niespodziewanie zza swoich pleców usłyszał zachęcający do toastu głos będący nie tak obcym, lecz również zdecydowanie nie należącym do kogokolwiek, kogo znał. Człowiek ten jednak bez wątpienia był szlachcicem, a brosza przytwierdzona do jego piersi, swoboda w rozlewaniu do każdej szklanki rodowego, płynnego dobra Macmilanów i drobne zażenowanie wykwitające na twarzy prowadzącego świadczyło o tym, że to zdecydowanie kuzyn Pana Młodego. Pominięcie toastu nie wchodziło jednak w grę, nie kiedy odpowiednie oczy spozierały w ich kierunku. Skamander ujął wypełnione po brzegi whisky szkło i je opróżnił jak rozkaz. Chrząkną
- Doskonały trunek, sir. Zdecydowanie wart tego by wznosić go w toaście szczęścia młodych... - zaczął skupiając na sobie błyszczące ślepia bezimiennego kuzyna pana młodego - końcówkę tego co ostało się w butelce powinien lord jednak zostawić dla pana młodego. Na pewno poczułby się wzruszony podobną ofiarą. Widziałem go przy altanach. Jeżeli się lord pośpieszy to go jeszcze może zdąży uszczęśliwić - mówił chcąc przekonać go do tego, by może zaczął poszukiwać swojego krewniaka by i z tym wznieść toast za jego własną radość. Nie wiedział przy tym, czy Macmilana znajdzie się przy altanach, lecz tak właściwie te były na tyle odległe od obecnego miejsca że potencjalny spacer nadgorliwemu kuzynowi mógł zrobić jedynie dobrze.
|Kolejność kości: k100 na wytrzymałość fizyczną (+30) na whisky od żenującego kuzyna; k100 naretorykę perswazję (+30) (retoryka już nie istnieje) w przekonaniu żenującego kuzyna by sobie poszedł
Chrząkną zdzierając z twarzy rozbawienie skrywane za przysłaniającą usta dłonią niby przygładzającą skąpy zarost pod nosem. Nie wypadało śmiać się z nieszczęscia przyjaciela. przynajmniej nie otwarcie. Dlatego też radował się w duchu z innymi biesiadnikami szykując się powoli do wybrania swojej ofiary, jak i alkoholu który zamierzał puścić w ruch, kiedy to niespodziewanie zza swoich pleców usłyszał zachęcający do toastu głos będący nie tak obcym, lecz również zdecydowanie nie należącym do kogokolwiek, kogo znał. Człowiek ten jednak bez wątpienia był szlachcicem, a brosza przytwierdzona do jego piersi, swoboda w rozlewaniu do każdej szklanki rodowego, płynnego dobra Macmilanów i drobne zażenowanie wykwitające na twarzy prowadzącego świadczyło o tym, że to zdecydowanie kuzyn Pana Młodego. Pominięcie toastu nie wchodziło jednak w grę, nie kiedy odpowiednie oczy spozierały w ich kierunku. Skamander ujął wypełnione po brzegi whisky szkło i je opróżnił jak rozkaz. Chrząkną
- Doskonały trunek, sir. Zdecydowanie wart tego by wznosić go w toaście szczęścia młodych... - zaczął skupiając na sobie błyszczące ślepia bezimiennego kuzyna pana młodego - końcówkę tego co ostało się w butelce powinien lord jednak zostawić dla pana młodego. Na pewno poczułby się wzruszony podobną ofiarą. Widziałem go przy altanach. Jeżeli się lord pośpieszy to go jeszcze może zdąży uszczęśliwić - mówił chcąc przekonać go do tego, by może zaczął poszukiwać swojego krewniaka by i z tym wznieść toast za jego własną radość. Nie wiedział przy tym, czy Macmilana znajdzie się przy altanach, lecz tak właściwie te były na tyle odległe od obecnego miejsca że potencjalny spacer nadgorliwemu kuzynowi mógł zrobić jedynie dobrze.
|Kolejność kości: k100 na wytrzymałość fizyczną (+30) na whisky od żenującego kuzyna; k100 na
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 52, 43
'k100' : 52, 43
Nie był zbyt przekonany argumentem, który przedstawił sir Thomas, ale Lucan nie odezwał się już ani słowem. Co jakiś czas tylko kontrolnie zerkał na Vincenta. W razie, gdyby sytuacja miała się wymknąć spod kontroli, gotów był zareagować. Choć dopiero czas pokaże, czy Abbott w ogóle będzie w stanie na coś reagować - wierzył w swoją silną wolę, ale też wolał nie polegać na niej stuprocentowo. Żeby wygrać ten pojedynek i wyjsc z twarzą, chyba trzeba będzie grać nie do końca fair. I tak, miał całkowitą świadomość, że powinien być ostatnią osobą, która zastanawiałaby się jak obejść zasady.
Lucan zdecydował się wyciągnąć różdżkę - nie mogli pozwolić żeby Vincent im się tu przeziębił. Bez zbędnego czekania osuszył jegomościa, jednocześnie rozejrzał się za skrzatami, które miały przynieś zamówione przez Justine rzeczy. Oby się pospieszyły. Nie był co prawda pewny jak wspomniane przedmioty i jedzenie miałyby pomóc Rineheartowi wytrzeźwieć, ale wierzył w umiejętności Justine.
Gdy w okolicy pojawił się głośny, prawdopodobnie również już pijany mężczyzna, nawiązujący wszystkich do toastu, Lucan cicho westchnął. To już nawet konkursu nie mogli przeprowadzić na spokojnie, bez stale pojawiających się przeszkód. Z drugiej strony - to było wesele Macmillanów. Czego innego sie spodziewał? Upił nalanej mu do kieliszka whisky, zastanawiając się, czy upierdliwy kompan długo będzie im towarzyszyć.
- Dobrze Tony prawi. Jak z resztą mówi przysłowie, kto spija ostatki, ten jest piękny i gładki. Musi się lord podzielić tą informacją z panem młodym - zawtórował przyjacielowi.
Toast za matkę panny młodej wzniósł piwem kremowym. Miał wrażenie że pożałuje takiego mieszania alkoholi, ale czy było coś w tym konkursie, czego mógł potem nie żałować? Kiedy odstawiał szklanicę, rozejrzał się po stole po raz kolejny. Nie znał wszystkich zaserwowanych tu trunków, stąd też zdecydował się podsunąc drużynie przeciwnej jeden z takowych.
-Ej, Tony. Weź łyknij i powiedz mi potem, jakie to mocne, co? - puścił oko do Skamandera, stawiając przed nim quintin'a.
Pierwsza kosc na ognistą, druga na przekonanie kuzyna pana młodego, by sobie poszedł.
Lucan zdecydował się wyciągnąć różdżkę - nie mogli pozwolić żeby Vincent im się tu przeziębił. Bez zbędnego czekania osuszył jegomościa, jednocześnie rozejrzał się za skrzatami, które miały przynieś zamówione przez Justine rzeczy. Oby się pospieszyły. Nie był co prawda pewny jak wspomniane przedmioty i jedzenie miałyby pomóc Rineheartowi wytrzeźwieć, ale wierzył w umiejętności Justine.
Gdy w okolicy pojawił się głośny, prawdopodobnie również już pijany mężczyzna, nawiązujący wszystkich do toastu, Lucan cicho westchnął. To już nawet konkursu nie mogli przeprowadzić na spokojnie, bez stale pojawiających się przeszkód. Z drugiej strony - to było wesele Macmillanów. Czego innego sie spodziewał? Upił nalanej mu do kieliszka whisky, zastanawiając się, czy upierdliwy kompan długo będzie im towarzyszyć.
- Dobrze Tony prawi. Jak z resztą mówi przysłowie, kto spija ostatki, ten jest piękny i gładki. Musi się lord podzielić tą informacją z panem młodym - zawtórował przyjacielowi.
Toast za matkę panny młodej wzniósł piwem kremowym. Miał wrażenie że pożałuje takiego mieszania alkoholi, ale czy było coś w tym konkursie, czego mógł potem nie żałować? Kiedy odstawiał szklanicę, rozejrzał się po stole po raz kolejny. Nie znał wszystkich zaserwowanych tu trunków, stąd też zdecydował się podsunąc drużynie przeciwnej jeden z takowych.
-Ej, Tony. Weź łyknij i powiedz mi potem, jakie to mocne, co? - puścił oko do Skamandera, stawiając przed nim quintin'a.
Pierwsza kosc na ognistą, druga na przekonanie kuzyna pana młodego, by sobie poszedł.
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lucan Abbott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 23, 89
'k100' : 23, 89
Michaelowi trudno było pohamować rozbawienie na widok zmokłego niczym kura Vincenta, ale twardo postanowił się nie wtrącać. Nawet na polecenie, by wysuszyć delikwenta. Chociaż Rineheart przyszedł tutaj z nieobecną (na szczęście!) zjawą z przeszłości Corą, to obecny kryzys rozgrywał się najwyraźniej między nim i Justine. A Tonks bezwarunkowo ufał siostrze w sprawach magii leczniczej (oraz przyjacielskiej drużynowej rywalizacji), nawet jeśli bezlitosne użycie wiadra wydawało mu się... nieco mniej intuicyjne niż jakaś... lecznicza magia... czy coś.
Z narastającym rozbawieniem przeniósł za to wzrok na nieco żenującego kuzyna, a potem odrobinkę spoważniał, widząc przed sobą szklaneczkę whiskey. Czuł, że może tego potem żałować, ale przyjął zarówno kieliszek ognistej od wygadanego jegomościa, a także sięgnął po lampkę szampana na cześć mamy Pana Młodego. Przechodząc do strategii konkursu, namyślił się na moment - z jednej strony korciło go, by upić Skamandra, z drugiej czuł się nieco zobowiązany do odgonienia stąd natrętnego gościa... Zobaczył jednak, że to Anthony zabrał się już za uspokajanie kuzyna. Nie był na tyle wygadany jak Skamander, postanowił więc dać mu działać. I go nie upijać. Na razie.
-Trzymaj się lżejszych trunków, ale jeśli chcesz kogoś upić - to pewnie dobrze wcisnąć mu ognistą. - szepnął do Gwen, która co prawda nie pytała go o radę, ale sama przyznała, że jest mniej wprawiona w piciu. Jako auror alfa, poczuł się więc zobowiązany się trochę powymądrzać!
Chwilę później pojawiła się przed nim Hannah - tak promiennie uśmiechnięta, że Michaelowi głupio byłoby odmówić nalewki. Wypił więc od razu szklaneczkę, uśmiechając się do Hani i starając się nie wyglądać na idiotę o maślanym spojrzeniu - Just stała w końcu obok i potrafiła być aż nazbyt spostrzegawcza.
-Moja też jest jeżynowa? - zapytał więcmało elokwentnie, bo jego nalewka wyglądała i smakowała jakoś inaczej.
Zaraz, powinien przecież grać aby wygrać.
-Spróbuj tego. - zaproponował, podając Hani porter Starego Sue. Cokolwiek to było.
piję: ognistą, szampana, nalewkę od Hani
podaję: porter starego Sue dla Hani
rzucam k100 na wytrzymałość na obronę przed ognistą (poziom III)
Z narastającym rozbawieniem przeniósł za to wzrok na nieco żenującego kuzyna, a potem odrobinkę spoważniał, widząc przed sobą szklaneczkę whiskey. Czuł, że może tego potem żałować, ale przyjął zarówno kieliszek ognistej od wygadanego jegomościa, a także sięgnął po lampkę szampana na cześć mamy Pana Młodego. Przechodząc do strategii konkursu, namyślił się na moment - z jednej strony korciło go, by upić Skamandra, z drugiej czuł się nieco zobowiązany do odgonienia stąd natrętnego gościa... Zobaczył jednak, że to Anthony zabrał się już za uspokajanie kuzyna. Nie był na tyle wygadany jak Skamander, postanowił więc dać mu działać. I go nie upijać. Na razie.
-Trzymaj się lżejszych trunków, ale jeśli chcesz kogoś upić - to pewnie dobrze wcisnąć mu ognistą. - szepnął do Gwen, która co prawda nie pytała go o radę, ale sama przyznała, że jest mniej wprawiona w piciu. Jako auror alfa, poczuł się więc zobowiązany się trochę powymądrzać!
Chwilę później pojawiła się przed nim Hannah - tak promiennie uśmiechnięta, że Michaelowi głupio byłoby odmówić nalewki. Wypił więc od razu szklaneczkę, uśmiechając się do Hani i starając się nie wyglądać na idiotę o maślanym spojrzeniu - Just stała w końcu obok i potrafiła być aż nazbyt spostrzegawcza.
-Moja też jest jeżynowa? - zapytał więc
Zaraz, powinien przecież grać aby wygrać.
-Spróbuj tego. - zaproponował, podając Hani porter Starego Sue. Cokolwiek to było.
piję: ognistą, szampana, nalewkę od Hani
podaję: porter starego Sue dla Hani
rzucam k100 na wytrzymałość na obronę przed ognistą (poziom III)
Can I not save one
from the pitiless wave?
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 3
'k100' : 3
Stał w odpowiedniej odległości patrząc na świat spod niewyraźnej, zamglonej kotary. Lekki, wieczorny wiatr owiewał zaczerwienione policzki, dając ulotne sekundy prawdziwego ukojenia. Uśmiech nie znikał z zarośniętej twarzy, a niestabilna sylwetka opierała się na chropowatej korze pobliskiego drzewa. Nie wiedział co się dzieje, dokąd udało mu się dojść. Czyżby kojarzył to miejsce? Był tu niespełna kilka godzin temu? Nie zdawał sobie sprawy, iż niemalże wszystkie oczy podekscytowanych zgromadzonych koncentrują się na upojonej aparycji. Czyżby wyglądał niekorzystnie, odrobinę się przybrudził? A może miał coś na twarzy? Czy był tam ktoś znajomy? Mrużył powieki chcąc wyostrzyć otaczający obraz. Pojedyncze jednostki migały w zasięgu wzroku – wymieniały spostrzeżenia, rozmawiały zawzięcie, zarażały rozbawionym, zachęcającym entuzjazmem. Reagował na ów dźwięki z wyraźną nieświadomością, brakiem całkowitej kontroli. Dopiero po chwili, gdy pulchny czarodziej nakazał usadowienie u nasady wielkiego, dębowego stołu, odbił się od drzewa i dość niepewnie przetransportował ku odpowiedniej drużynie. W między czasie rzucił do organizatora krótkie, niewyraźne, lecz figlarne: – Dzień dobry Panu! – usiadł na brzegu podłużnej ławki, z której natychmiast zsunął się na podłoże, podpierając na soczystej, zielonej trawie. Zaśmiał się w głos, gdyż ewidentny stan nieważkości przybrał dziś niezwykle humorystyczny format. Lewa dłoń wędrowała w stronę pobliskiego kieliszka, który w jednym momencie rozpłynął się w powietrzu. Nachmurzył się soczyście, po czym wypowiedział: – Eyjjj, kolego, oddaj! – wymamrotał niezadowolony odchylając się do tyłu i opierając o heblowane drewno.
Weselna persona usytuowana nieopodal wypowiedziała jego imię. Nie wyczuł zatroskanego wydźwięku – gwałtowne odwrócenie głowy skierowało na znajomą twarz wysokiego aurora. Co on tutaj robił? Dłoń ciemnowłosego powędrowała do góry, a nieokrzesany entuzjazm wydobył głośne, poplątane: – Micha… Michaelkel, a co ty tu robisz? – przecież to niemożliwe, aby nie trafił na niego na tak hucznym przedsięwzięciu. Jak to się stało, że nie wznieśli razem ani jednego toastu?
– Coo, jak się maaasz, może się napijesz? Dajcie mi kieliszek, o tuuuu! – wykrzyczał w eter pstrykając palcami. Drugą dłonią wskazał pustą przestrzeń przed sobą. Nie mieli prawa go ograniczać! Gdzie podziały się wszystkie, posłuszne skrzaty? Czy pulchny organizator nie dysponował całą gamą alkoholi? Zaśmiał się po raz kolejny i zachwiał przekraczając sferę prywatną osoby siedzącej obok. Niemalże opierał się na jej ramieniu, mając wrażenie, iż takie zachowanie jest najwłaściwsze. Nie wyłapał momentu, w którym nakazano przywrócić utraconą jasność umysłu. Nie wiedział też przez kogo. Wystarczył ułamek sekundy, kiedy wiadro lodowatej wody wylało się na całą sylwetkę. Podskoczył… – Co do cholery! – wykrzyknął otwierając oczy w szerokim zdumieniu. Otrzeźwiał momentalnie na najbliższe sekundy. Zamrugał kilkukrotnie ścierając z twarzy spływające krople. Potrząsnął głową, po czym spojrzał w stronę bezwzględnego oprawcy. Nie powstrzymywały go nawet gromkie śmiechy, czyżby śnił? Blondynka patrzyła z politowaniem dokonując właściwego. Nie widział roziskrzonego, zagniewanego spojrzenia. Nie widział kim była. Liczyła się ta cudowna aparycja, przebijająca przez zamglone, mokre spojrzenie. Anielski uśmiech sam powędrował na wilgotne usta. Zimno przemoczonych ubrań, chwilowy szok nie były już istotne. Położył dłonie na rozległym blacie, aby po chwili oprzeć na nich brodę. Przechylił głowę na prawą stronę i spoglądał w stronę kobiety wyłapując szczegóły sylwetki, stroju, dopełniającego otoczenia. Iskierki płonęły w bladym błękicie. Chyba jej nie rozpoznawał, jednakże nie mógł powstrzymać się od rozmarzonego stwierdzenia: – Wyglądasz niczym anioł… – zaczął wzdychając. Dalej kręciło mu się w głowie. – Możeeeszzz zrobić to jeszcze raz? – przecież przecierpi, wycierpi wszystko! Nie zorientował się nawet, iż nieznajomy mężczyzna wysuszył przeciążoną szatę. Świat się nie liczył. Nie musieli się o niego martwić, nie był przecież głodny.
Weselna persona usytuowana nieopodal wypowiedziała jego imię. Nie wyczuł zatroskanego wydźwięku – gwałtowne odwrócenie głowy skierowało na znajomą twarz wysokiego aurora. Co on tutaj robił? Dłoń ciemnowłosego powędrowała do góry, a nieokrzesany entuzjazm wydobył głośne, poplątane: – Micha… Michaelkel, a co ty tu robisz? – przecież to niemożliwe, aby nie trafił na niego na tak hucznym przedsięwzięciu. Jak to się stało, że nie wznieśli razem ani jednego toastu?
– Coo, jak się maaasz, może się napijesz? Dajcie mi kieliszek, o tuuuu! – wykrzyczał w eter pstrykając palcami. Drugą dłonią wskazał pustą przestrzeń przed sobą. Nie mieli prawa go ograniczać! Gdzie podziały się wszystkie, posłuszne skrzaty? Czy pulchny organizator nie dysponował całą gamą alkoholi? Zaśmiał się po raz kolejny i zachwiał przekraczając sferę prywatną osoby siedzącej obok. Niemalże opierał się na jej ramieniu, mając wrażenie, iż takie zachowanie jest najwłaściwsze. Nie wyłapał momentu, w którym nakazano przywrócić utraconą jasność umysłu. Nie wiedział też przez kogo. Wystarczył ułamek sekundy, kiedy wiadro lodowatej wody wylało się na całą sylwetkę. Podskoczył… – Co do cholery! – wykrzyknął otwierając oczy w szerokim zdumieniu. Otrzeźwiał momentalnie na najbliższe sekundy. Zamrugał kilkukrotnie ścierając z twarzy spływające krople. Potrząsnął głową, po czym spojrzał w stronę bezwzględnego oprawcy. Nie powstrzymywały go nawet gromkie śmiechy, czyżby śnił? Blondynka patrzyła z politowaniem dokonując właściwego. Nie widział roziskrzonego, zagniewanego spojrzenia. Nie widział kim była. Liczyła się ta cudowna aparycja, przebijająca przez zamglone, mokre spojrzenie. Anielski uśmiech sam powędrował na wilgotne usta. Zimno przemoczonych ubrań, chwilowy szok nie były już istotne. Położył dłonie na rozległym blacie, aby po chwili oprzeć na nich brodę. Przechylił głowę na prawą stronę i spoglądał w stronę kobiety wyłapując szczegóły sylwetki, stroju, dopełniającego otoczenia. Iskierki płonęły w bladym błękicie. Chyba jej nie rozpoznawał, jednakże nie mógł powstrzymać się od rozmarzonego stwierdzenia: – Wyglądasz niczym anioł… – zaczął wzdychając. Dalej kręciło mu się w głowie. – Możeeeszzz zrobić to jeszcze raz? – przecież przecierpi, wycierpi wszystko! Nie zorientował się nawet, iż nieznajomy mężczyzna wysuszył przeciążoną szatę. Świat się nie liczył. Nie musieli się o niego martwić, nie był przecież głodny.
My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Nie spodziewała się zobaczyć Vincenta w takim stanie. Przyciągał ku sobie spojrzenie, które próbowała trzymać z daleka. Złość, mieszała się z chęcią pomocy. Nie sądziła, by magia mogła pomóc. Jedyne, co mogło zadziałać to sposoby bez użycia magii, albo czyścioszek, którego nie miała ze sobą. Kiedy sir Thomas zwrócił się do niej skinęła głową. Zjedzenie czegoś też miało szansę zadziałać, chociaż bardziej na chwilę. Sięgnęła więc po zaklęcie, nie przejmując się jaką może wywołać ono reakcję. Kąpiel w zimnej wodzie powinna otrzeźwić go choć trochę. Przynajmniej tak myślała. Uniosła różdżkę i machnęła nią bez zawahania. Wiadro wody wylało się na Rineharta, którzy chociaż na krótką chwilę doznał otrzeźwienia. Stała patrząc na niego ze swojego miejsca. Na to jak szok pojawia się na jego twarzy. Jak błędne spojrzenie poszukuje sprawcy a później mimika zmienia się. Głośny śmiech mężczyzny zwrócił jej spojrzenie w jego kierunku. Wzruszyła ramionami, kiedy ten zasugerował by wysuszyć Rinehearta. Nie była pewna, czy widziała ku temu jakąś potrzebę. Właściwie bardziej żadnej. Jak dla niej mógł siedzieć mokry i się przeziębiać. Kac i przeziębienie razem wydawało się odpowiednią karą. Dopiero słowa, które wypowiedział w jej kierunku ponownie sprawiły że zwróciła spojrzenie ku Vincentowi rozchylając w zdumieniu usta. Pohamowała nagłą chęć cofnięcia się o krok. Palant. Jej dłoń zatrzęsła się lekko. Jak mógł w ogóle coś takiego mówić. Zacisnęła usta w złości. Po wszystkim coś zrobił postanowił zaprezentować coś takiego. Te słowa, przypomniały jej coś jeszcze, coś, co zakuło w sercu. Musiała się uspokoić.
- Zapomnij. - nie zgodziła się prawie od razu, unosząc brodę ku górze. Zaplotła dłonie na piersi zaczynając się zastanawiać. Zmarszczyła brwi, żeby westchnąć. Szczęśliwie obok znalazła się Hannah. Jej wzrok powędrował ku przyjaciółce, która właśnie napełniała alkohol jej kieliszek. Zerknęła też na znajdującego się obok brat. Zmrużyła brwi i westchnęła cierpiętniczo.
- Odpłacę ci się kiedyś. - mruknęła zawieszając spojrzenie na kieliszku. - To musi poczekać. - powiedziała jednak rozplatając dłonie i ponownie spoglądając na Vincenta. Cóż, mogła zadziałać chwilowo, ale szczerze wątpiła, że jeśli napije się więcej, to będzie w stanie cokolwiek zrobić. Wzruszyła do siebie ramionami po czym zbliżyła się do niego. Vigaro mogło się spełnić, ale dawała też jednoczesną pewność, że po całym zajściu Rineheart padnie po prostu nieprzytomny, dlatego zdecydowała się na coś innego. - Immunitaris. - wypowiedziała, przytykając różdżkę do jego ciała. Nie była pewna, czy urok w ogóle pomoże. Ale nie wiedziała co innego mogłaby zrobić.
- Zapomnij. - nie zgodziła się prawie od razu, unosząc brodę ku górze. Zaplotła dłonie na piersi zaczynając się zastanawiać. Zmarszczyła brwi, żeby westchnąć. Szczęśliwie obok znalazła się Hannah. Jej wzrok powędrował ku przyjaciółce, która właśnie napełniała alkohol jej kieliszek. Zerknęła też na znajdującego się obok brat. Zmrużyła brwi i westchnęła cierpiętniczo.
- Odpłacę ci się kiedyś. - mruknęła zawieszając spojrzenie na kieliszku. - To musi poczekać. - powiedziała jednak rozplatając dłonie i ponownie spoglądając na Vincenta. Cóż, mogła zadziałać chwilowo, ale szczerze wątpiła, że jeśli napije się więcej, to będzie w stanie cokolwiek zrobić. Wzruszyła do siebie ramionami po czym zbliżyła się do niego. Vigaro mogło się spełnić, ale dawała też jednoczesną pewność, że po całym zajściu Rineheart padnie po prostu nieprzytomny, dlatego zdecydowała się na coś innego. - Immunitaris. - wypowiedziała, przytykając różdżkę do jego ciała. Nie była pewna, czy urok w ogóle pomoże. Ale nie wiedziała co innego mogłaby zrobić.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 19
'k100' : 19
Mokradło
Szybka odpowiedź