Kuchnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Kuchnia
Kuchnia znajdująca się w mieszkaniu Gwen wygląda niczym najświeższy, mugolski krzyk mody. Jest dość przestronna i jasna, urządzona w bieli i miętowym kolorze, z drewnianą podłogą. Lodówka i kuchenka wyglądają zawsze na czyste i zadbane: umiejętność czarowana pozwala właścicielce na sprawne i dokładne wyczyszczenie ich. Na środku pomieszczenia znajduje się też sześcioosobowy stół, często zawalony gazetami, książkami, szkicami, ołówkami… i masą innych bibelotów, które akurat Gwen zniosła do kuchni. Rzeczy jednak zwykle ułożone są tak, aby przynajmniej jedno miejsce nadawało się do natychmiastowego spożycia posiłku.
| ranek, 1 kwietnia
Wróciła do domu. Cudem. Cudem przeżywając tę okropną, okrutną noc. Miała ochotę spać, płakać, krzyczeć i po prostu się do kogoś przytulić. Nie pogardziłaby też uzdrowicielem. Po starciu z Wrońskim i policją była trochę obolała.
Wiedziała właściwie tylko jedno. Nie mogła zostać w Londynie. Nie po tym, co zobaczyła… nie. CO PRZEŻYŁA tej nocy. Przełknęła głośno ślinę, odpychając Betty, która przybiegła do właścicielki natychmiast po tym, gdy ta przekroczyła próg mieszkania. Przez chwilę miała ochotę parsknąć śmiechem. Londyn płonął, a wnętrza wyglądały tak jak zawsze. Spokojnie i pusto.
Weszła do salonu, mając ochotę opaść na kanapę, jednak z nerwów zaczęła chodzić po pomieszczeniu w kółko. Po chwili zauważyła, że Varda zdążyła przynieść jej już w dziobie najnowsze wydanie „Proroka Codziennego”, które wzięła do roztrzęsionych rąk, przeglądając je i wyłapując tylko pojedyncze słowa. Te jednak wystarczyły jej, aby zrozumiała, co się stało i aby zaczęła myśleć jeszcze intensywniej, niż przed chwilą.
Co powinna zrobić? Do kogo się zwrócić? Wiedziała, że pisanie do Marcelli z prośbą o pomoc może tylko jej przeszkodzić. Kto wie, gdzie teraz była i co się z nią działo? Może… może nawet nie żyła? Może tkwiła w lochu, była torturowana? Nie, to nie miało sensu. Jednocześnie jednak wiedziała, że sama nie wydostanie się z miasta. Już przybycie do mieszkania było trudne, a co dopiero wydostanie się z niego.
Macmillanowie. Nazwisko pojawiło się w jej głowie nagle, ale wiedziała, że to może być dobry trop.
Byli jej przychylni. Cały czas płacili jej za zajęcia z Heathem. Na dodatek, przynajmniej Anthony i ojciec jej ucznia nie byli związani bezpośrednio z Londynem, więc pewnie byli po prostu bezpieczni. Mieli wpływy i pieniądze, więc… może byliby w stanie jej pomóc? Nie chciała ich wykorzystywać, ale w tej chwili była w bezpośrednim zagrożeniu życia. Konwenanse, zwyczaje i to, co sobie o niej pomyślą schodziło na dalszy plan.
Jeśli miała być użyteczna dla Zakonu Feniksa, musiała przeżyć. A by przeżyć, potrzebowała pomocy. Pomocy, której Macmillanowie może będą w stanie jej udzielić.
Zatrzymała się jak wryta. Nie myśląc zbyt wiele, machnęła różdżka.
– Expecto Patronum – powiedziała słabym, drżącym głosem.
Wróciła do domu. Cudem. Cudem przeżywając tę okropną, okrutną noc. Miała ochotę spać, płakać, krzyczeć i po prostu się do kogoś przytulić. Nie pogardziłaby też uzdrowicielem. Po starciu z Wrońskim i policją była trochę obolała.
Wiedziała właściwie tylko jedno. Nie mogła zostać w Londynie. Nie po tym, co zobaczyła… nie. CO PRZEŻYŁA tej nocy. Przełknęła głośno ślinę, odpychając Betty, która przybiegła do właścicielki natychmiast po tym, gdy ta przekroczyła próg mieszkania. Przez chwilę miała ochotę parsknąć śmiechem. Londyn płonął, a wnętrza wyglądały tak jak zawsze. Spokojnie i pusto.
Weszła do salonu, mając ochotę opaść na kanapę, jednak z nerwów zaczęła chodzić po pomieszczeniu w kółko. Po chwili zauważyła, że Varda zdążyła przynieść jej już w dziobie najnowsze wydanie „Proroka Codziennego”, które wzięła do roztrzęsionych rąk, przeglądając je i wyłapując tylko pojedyncze słowa. Te jednak wystarczyły jej, aby zrozumiała, co się stało i aby zaczęła myśleć jeszcze intensywniej, niż przed chwilą.
Co powinna zrobić? Do kogo się zwrócić? Wiedziała, że pisanie do Marcelli z prośbą o pomoc może tylko jej przeszkodzić. Kto wie, gdzie teraz była i co się z nią działo? Może… może nawet nie żyła? Może tkwiła w lochu, była torturowana? Nie, to nie miało sensu. Jednocześnie jednak wiedziała, że sama nie wydostanie się z miasta. Już przybycie do mieszkania było trudne, a co dopiero wydostanie się z niego.
Macmillanowie. Nazwisko pojawiło się w jej głowie nagle, ale wiedziała, że to może być dobry trop.
Byli jej przychylni. Cały czas płacili jej za zajęcia z Heathem. Na dodatek, przynajmniej Anthony i ojciec jej ucznia nie byli związani bezpośrednio z Londynem, więc pewnie byli po prostu bezpieczni. Mieli wpływy i pieniądze, więc… może byliby w stanie jej pomóc? Nie chciała ich wykorzystywać, ale w tej chwili była w bezpośrednim zagrożeniu życia. Konwenanse, zwyczaje i to, co sobie o niej pomyślą schodziło na dalszy plan.
Jeśli miała być użyteczna dla Zakonu Feniksa, musiała przeżyć. A by przeżyć, potrzebowała pomocy. Pomocy, której Macmillanowie może będą w stanie jej udzielić.
Zatrzymała się jak wryta. Nie myśląc zbyt wiele, machnęła różdżka.
– Expecto Patronum – powiedziała słabym, drżącym głosem.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Ostatnio zmieniony przez Gwendolyn Grey dnia 05.03.20 1:14, w całości zmieniany 3 razy
The member 'Gwendolyn Grey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Kuchnia
Szybka odpowiedź