Hotel Transylvania
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Hotel Transylvania
Raz do roku, dokładnie o zachodzie słońca 31. października na obrzeżach Londynu pojawiało się ukryte przed wzrokiem mugoli stare zamczysko, znane wszystkim czarodziejom jako Hotel Transylvania. Pojawiał się znikąd i znikał, kiedy tylko nadchodził świt. Nikt nie miał pojęcia dlaczego tak się działo, jednak wszyscy doskonale wiedzieli, co pojawienie się zamku oznaczało. Wraz z wybiciem północy śmiałkowie mogli zmierzyć się z kryjącymi się wewnątrz potwornej budowli tajemnicami, wyzwaniami tak przerażającymi, że tylko najodważniejsi - lub ci najbardziej ciekawscy - decydowali się na przekroczenie progu warowni. Na tych, którzy pokonali upiorne pokoje czekała nagroda - jednak co roku we wnętrzu czaiło się coś innego, nigdy nie wiadomo było, czego można się po starym zamczysku spodziewać. Podobno ci, którzy nie wydostali się ze środka zostawali uwięzieni w murach na zawsze, stając się straszącymi w zamku duchami - trzeba było więc zdążyć uciec z objęć wilgotnych murów przed pierwszym pianiem koguta.
Zasada była tylko jedna: nie używać magii.
To jak - wchodzisz, czy się boisz?
Zasada była tylko jedna: nie używać magii.
To jak - wchodzisz, czy się boisz?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 16.07.19 20:20, w całości zmieniany 3 razy
70
Punkty odwagi:
Caileen Findlay - 150
Tuilelaith Meadowes - 150
Świat zawirował, a wy wraz z nim - wśród klekoczących szkieletów, które nie znając zmęczenia zamierzały zatańczyć was na śmierć. Tuilelaith miała znacznie zwinniejszy krok, w mig pochwyciła rytm i też dłonie Caileen, ale pannie Findlay znacznie gorzej wyszły manewry, trącając szkielety nie tylko łokciami, ale i kostkami. Wreszcie jeden z nich się zdenerwował i pochwycił Caileen w swoje ramiona, zmuszając ją do posłuszeństwa swoim krokom - zaśmiał jej się w twarz, szczękając na nią zębami i wyglądając oczodołami pozbawionymi białek. Tuilelaith poczuła w tym czasie tylko pociągnięcie i w kilku obrotach dostała się do drzwi. Szkielet wypuścił przerażoną Caileen wprost na klamkę. Mogłyście uciec obie.
Weszliście do pokoju, który za czasów swojej świetności musiał być salą balową. Teraz jednak marmurowe posadzki są popękane i zniszczone, ze ścian farba odpada wielkimi płatami, a przez dziury w suficie możecie dostrzec ciemne, nocne niebo. Drzwi za wami niespodziewanie zniknęły, ale na drugim końcu pomieszczenia zauważacie kolejne. W miarę jak się do nich zbliżacie zauważacie swoją omyłkę - nie są to drzwi, a pokaźnych rozmiarów obraz, na którym widzicie stojące obok siebie dwa trupy. Na podłodze przed nim stoją farby i pędzle. Gdy podchodzicie całkiem blisko zauważacie, że rozkładające się ciała zaczynają młodnieć. Z trwogą orientujecie się jednak, że w miarę jak im ubywa lat wy zaczynacie się starzeć. Nie wszystko jednak na obrazie się zmienia: oczodoły namalowanych postaci pozostają puste, zupełnie jakby obraz nie został skończony. Może jeżeli spróbujecie domalować brakujące elementy uda wam się zachować życie?
ST poprawnego namalowania oczu wynosi 35, a wasze rzuty sumują się. Do rzutu doliczany jest bonus wynikający z biegłości malarstwo (tworzenie).
Biegłość zręcznych rąk obniża ST dla obu postaci o 5 na każdy posiadany poziom tej biegłości.
Na odpis macie 48 godzin. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
ST poprawnego namalowania oczu wynosi 35, a wasze rzuty sumują się. Do rzutu doliczany jest bonus wynikający z biegłości malarstwo (tworzenie).
Biegłość zręcznych rąk obniża ST dla obu postaci o 5 na każdy posiadany poziom tej biegłości.
Na odpis macie 48 godzin. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
| Wykorzystane kości: 4,2 9, 3
60
Punkty odwagi:
Randall - 150
Florence - 100
Wzięliście ostatnie, głębokie wdechy i zanurkowaliście. Na szczęście oboje mogliście pochwalić się nie tylko umiejętnością pływania, ale również wytrzymałością. Bez przeszkód dopłynęliście do dna i zebraliście wszystkie klucze. Każdy z nich pasował tylko do jednego zamka, jednak i to rozpracowaliście bezproblemowo. Po przekręceniu ostatniego z nich w wodzie rozeszło się kliknięcie, a drzwi otworzyły się. Różnica ciśnień porwała was na ogromnej fali i, zaprzeczając wszelkim sensownym rozkładom architektonicznym, wyrzuciła na podłodze w kolejnym pokoju.
Weszliście do pokoju, a w środku czekał na was zatopiony w półmroku las. Strzeliste pnie drzew ginęły wśród czarnych chmur, a miękkie podłoże porośnięte było gąszczem pnączy. Drzwi przez które jeszcze chwilę temu przeszliście okazały się postawioną na środku polany futryną, prowadzącą donikąd. Ruszyliście przed siebie, zapadając się coraz głębiej w zarośla. Kiedy już nie możecie wykonać kolejnego kroku zauważacie przed sobą wielkie drzewo, w którego pniu dostrzegacie kolejne drzwi. Pnącza oplatają Was jednak mocno, zaciskając się na gardłach. Jest ciemno, las tętni echem niepokojących odgłosów, a wy zaczynacie się dusić. Musicie w jakiś sposób wymyślić, jak wydostać się ze śmiertelnego uścisku i uciec stąd, jak najdalej od tego koszmarnego lasu. Może jeżeli dostatecznie się skupicie to w półmroku dostrzeżecie, jakie rośliny próbują was zabić.
Wykonujecie rzut na zielarstwo, ST poprawnego rozpoznania diabelskich sideł wynosi 40 dla każdego z was.
Biegłość spostrzegawczości obniża ST o 5 na każdy posiadany poziom tej biegłości.
Na odpis macie 48 godzin. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
Wykonujecie rzut na zielarstwo, ST poprawnego rozpoznania diabelskich sideł wynosi 40 dla każdego z was.
Biegłość spostrzegawczości obniża ST o 5 na każdy posiadany poziom tej biegłości.
Na odpis macie 48 godzin. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
| Wykorzystane kości: 11, 7, 5, 4
60
Punkty odwagi:
Maxine - 150
Joseph - 100
Z chwili na chwilę coraz mniej powietrza dostawało się do waszych płuc. Jednak na dobrą sprawę nawet nie zdążyły wam zamigotać przed oczami mroczki - dopasowanie miniaturowych planet do właściwych promieni zajęło wam dosłownie mgnienie oka. A kiedy wszystko było już na swoim miejscu świetlik w suficie bezszelestnie rozsunął się, ukazując wam kolejne drzwi. Niewidzialna siła przyciągnęła was do nich - a tam czekał już kolejny pokój. Na szczęście, grawitacja w środku była już całkiem normalna.
Kiedy wchodzicie do pokoju drzwi zatrzaskują się za wami na głucho, a echo niesie się wśród ścian. Znaleźliście się w zamkowej sali jadalnianej, miejscu gdzie kiedyś musieli spotykać się wszyscy mieszkańcy zamku na wspólny posiłek. Teraz jednak sala świeci pustkami, długie stoły są zakurzone, krzesła połamane, z zasłon w oknach zostały już tylko czarne strzępy, zaś wy jesteście jedynymi żywymi istotami w pomieszczeniu. Właśnie, żywymi to słowo klucz. Dojrzeliście pomiędzy zniszczonymi sprzętami wpierw niewyraźne, jasne łuny. Z każdą chwilą zbliżały się one do was i stawały coraz bardziej rozpoznawalne: w waszą stronę sunęły duchy zmarłych szlachciców. Z ich ust wylewał się potok słów, których treść wskazywała jasno, że duchy wcale nie są świadome tego, że nie żyją. Aura śmierci i chłodu, jaką wokół siebie roztaczały przenikała was na wskroś, tak intensywnie, że wasze własne ciała zaczęły tracić materialną formę. Najpierw palce, później dłonie, nadgarstki, przedramiona... znikaliście. A duchy dalej uparcie twierdziły, że wszystko jest w porządku, jutro trzeba będzie udać się na Pokątną, a ostatnie wydanie Proroka Codziennego to jakiś absurd. Przeświadczenie o tym, że tak naprawdę żyją zdawało się trzymać je przy istnieniu, uniemożliwiając odejście w zaświaty. Sytuacja zdawała się naprawdę zła, przekonanie duchów że tak naprawdę nie żyją wydawało się nie należeć do najłatwiejszych - ale na pewno nie było niemożliwe.
ST przekonania duchów wynosi 60, wasze rzuty sumują się, a do rzutu doliczany jest bonus wynikający z biegłości retoryki.
Biegłość szlacheckiej etykiety obniża ST dla obu postaci o 15 (lub 30, jeżeli obie postacie posiadają tę biegłość).
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
ST przekonania duchów wynosi 60, wasze rzuty sumują się, a do rzutu doliczany jest bonus wynikający z biegłości retoryki.
Biegłość szlacheckiej etykiety obniża ST dla obu postaci o 15 (lub 30, jeżeli obie postacie posiadają tę biegłość).
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
| Wykorzystane kości: 3, 1, 7, 8
100
Punkty odwagi:
Jayden - 150
Roselyn - 150
Wzięliście ostatnie, głębokie wdechy i zanurkowaliście. Na szczęście oboje mogliście pochwalić się nie tylko umiejętnością pływania, ale również wytrzymałością. Bez przeszkód dopłynęliście do dna i zebraliście wszystkie klucze. Każdy z nich pasował tylko do jednego zamka, jednak i to rozpracowaliście bezproblemowo. Po przekręceniu ostatniego z nich w wodzie rozeszło się kliknięcie, a drzwi otworzyły się. Różnica ciśnień porwała was na ogromnej fali i, zaprzeczając wszelkim sensownym rozkładom architektonicznym, wyrzuciła na podłodze w korytarzu, na którym rozpoczęliście swoją przygodę. Zobaczyliście wyryta na ścianie połówkę znajomego znaku słońca. Drzwi na końcu korytarza uchyliły się powoli i usłyszeliście miarowy szum deszczu przecinany gromami. Kur zapiał, ostrzegając was o nadciągającym poranku i waszym nieuchronnym końcu.
Na odpis macie 48 godzin. Tutaj kończycie swoją przygodę z Hotelem Transylvania. Dziękujemy za udział i zaangażowanie!
90
Punkty odwagi:
Susanne - 200
Asbjorn - 200
Posiadanie informacji na temat posiadanej wiedzy było tutaj kluczowym elementem waszej współpracy - wyjawienie tych kilku zdań przez Asbsjorna rozjaśniło umysł Susanne i prędko razem rozwiązaliście zagadkę, przemieszczając się między tablicami z matematyczną dokładnością. Opary trucizny gryzły was coraz bardziej w gardło i zaczęliście czuć zawroty głowy, kiedy nagle rośliny rozstąpiły się, odkrywając przed wami drzwi porośnięte bluszczem - na szczęście nie był trujący.
Zawiasy ciężkich, starych drzwi skrzypnęły, kiedy weszliście do kolejnego pokoju. Panował w nim nieprzyjazny półmrok, lecz mimo wątłego światła byliście w stanie zorientować się, że wielkie, ciemne wieże wyrastające tuż przed waszymi oczami to ogromne biblioteczne regały. Szybko okazało się, że za waszymi plecami zamiast wejścia również znajduje się jeden z nich - a w dłoni, która przed chwilą złapała za klamkę pojawiła się podniszczona księga, na której matowymi, złotymi literami brzmiało pytanie: Kto szuka wyjścia? Księgi były stare, podarte, niektóre zgniłe - ich woń zamiast zapachu nowego pergaminu przypominała bardziej zatęchły i zawilgotniały loch. Trudno było rozczytać się w zatartych literach, lecz zaskakującym było, że na każdej z nich widniało jedynie imię i nazwisko, żadnych tytułów. Nie jednak zdołaliście na dobre rozejrzeć się po zamkowej bibliotece powietrze przeciął powolny, skrzekliwy śmiech.
- Cóż za głupcy zdecydowali się tu wejść?
Głos przyprawiał o szczękościsk, nieprzyjemnym połączeniem wysokich i niskich tonów wdzierając się do waszych uszu. Pomieszczenie zniekształcało jednak dźwięk - nie byliście pewni skąd on tak dokładnie dociera. Także i wasze kroki odbijały się zwielokrotnionym echem, plącząc się wraz z coraz głośniejszym, chrobotliwym szuraniem brzmiącym tak, jakby coś dużego przemieszczało się coraz bliżej i bliżej pomiędzy regałami.
- Poznam wasze wszystkie sekrety, powie mi to wasze imię… a kogo sekrety poznam, na kim położę swoje oko, ten zostanie tu już na wieczność. Księgi, tyle ksiąg, tyle historii… Cóż za głupcy zdecydowali się więc tu wejść?
Zarówno wyjście, jak i strażnik biblioteki chcieli znać wasze imiona - jednak czy wyjawienie tego prawdziwego było rozsądnym posunięciem?
Wykonujecie rzut na kłamstwo, wasze wyniki sumują się, a do rzutu należy dodać bonus przysługujący z posiadanego poziomu biegłości kłamstwa. ST okłamania pokoju wynosi 60.
Biegłość historii magii pozwoli wam uwiarygodnić swoje alter ego i tym samym obniża ST dla obu postaci o 5 na każdy posiadany poziom tej biegłości.
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
- Cóż za głupcy zdecydowali się tu wejść?
Głos przyprawiał o szczękościsk, nieprzyjemnym połączeniem wysokich i niskich tonów wdzierając się do waszych uszu. Pomieszczenie zniekształcało jednak dźwięk - nie byliście pewni skąd on tak dokładnie dociera. Także i wasze kroki odbijały się zwielokrotnionym echem, plącząc się wraz z coraz głośniejszym, chrobotliwym szuraniem brzmiącym tak, jakby coś dużego przemieszczało się coraz bliżej i bliżej pomiędzy regałami.
- Poznam wasze wszystkie sekrety, powie mi to wasze imię… a kogo sekrety poznam, na kim położę swoje oko, ten zostanie tu już na wieczność. Księgi, tyle ksiąg, tyle historii… Cóż za głupcy zdecydowali się więc tu wejść?
Zarówno wyjście, jak i strażnik biblioteki chcieli znać wasze imiona - jednak czy wyjawienie tego prawdziwego było rozsądnym posunięciem?
Wykonujecie rzut na kłamstwo, wasze wyniki sumują się, a do rzutu należy dodać bonus przysługujący z posiadanego poziomu biegłości kłamstwa. ST okłamania pokoju wynosi 60.
Biegłość historii magii pozwoli wam uwiarygodnić swoje alter ego i tym samym obniża ST dla obu postaci o 5 na każdy posiadany poziom tej biegłości.
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
| Wykorzystane kości: 1, 6, 15, 11
90
Punkty odwagi:
Clarence - 200
Bertie - 200
Świat zawirował, a wy wraz z nim - wśród klekoczących szkieletów, które nie znając zmęczenia zamierzały zatańczyć was na śmierć. Wy jednak wykazaliście się niesamowitym poczuciem rytmu: Bertie płynnie złapał Calrence i pochwyciwszy ją w ramiona zaczął manewrować między tańczącymi trupami. Pomimo znacznego zmęczenia nie pozostała w tyle, zgrabnie dopasowując się do kroków. Zawirowaliście na tym upiornym parkiecie po raz ostatni i dopadliście do drzwi.
Po otworzeniu drzwi owionęło was ciepło-wilgotne powietrze, niosące ze sobą woń mokrej ziemi i zgnilizny. Trafiliście do zamkowej szklarni - jednak tak jak i w murach, wśród szkła panowała niezmącona cisza. Wśród roślin rosnących na podwyższeniach rozstawione były dziwne aparatury, a im bliżej do nich podchodziliście tym wyraźniej słyszeliście, że wydają z siebie bardzo cichy, wibrujący szum. W jednej chwili, całkiem nagle przez szklarnię poniósł się szelest, narastający z każdą chwilą. Podwyższenia, na których znajdowały się najróżniejsze gatunki roślin zaczęły niezwykle prędko zmieniać miejsca. Nim się spostrzegliście utworzyły wokół was labirynt - przez liściaste ściany nie byliście w stanie stwierdzić, gdzie znajdowały się drzwi, przez które tu weszliście, ani którędy się do nich dostać. Musiał być to jakiś sposób zabezpieczeń, który miał uchronić wścibskich czarodziejów przed zaglądaniem do tej części zamku. jednak, na początku każdej drogi byliście w stanie dostrzec tablice z ciągami liczbowymi i literowymi. Wydawało by się, że nic wam nie zagraża - ot, zagadka do rozwiązania. Z każdą chwilą jednak powietrze miało coraz słodszy zapach, a was zaczynało wpierw drapać w gardle, później pokasływać, a z waszych oczu powolutku jęły lecieć łzy.
W powietrzu znajdowała się trucizna.
Odnalezienie właściwej drogi będzie wymagało od was rozszyfrowania informacji zawartych na tablicach - ST wynosi 60, wasze rzuty sumują się, a do wyniku należy dodać bonus wynikający z posiadanego poziomu biegłości numerologii.
Biegłość spostrzegawczości obniża ST o 5 na każdy posiadany jej poziom - posiadając ją jesteście w stanie łatwiej zauważyć podobieństwa i różnice w ciągach cyfrowych. Dodatkowo, jeżeli tylko jedna z postaci posiada biegłość numerologii i zdecyduje się podzielić wiedzą, wtedy druga osoba z pary może policzyć swój bonus z biegłości numerologii zamiast -40 jako 0.
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
W powietrzu znajdowała się trucizna.
Odnalezienie właściwej drogi będzie wymagało od was rozszyfrowania informacji zawartych na tablicach - ST wynosi 60, wasze rzuty sumują się, a do wyniku należy dodać bonus wynikający z posiadanego poziomu biegłości numerologii.
Biegłość spostrzegawczości obniża ST o 5 na każdy posiadany jej poziom - posiadając ją jesteście w stanie łatwiej zauważyć podobieństwa i różnice w ciągach cyfrowych. Dodatkowo, jeżeli tylko jedna z postaci posiada biegłość numerologii i zdecyduje się podzielić wiedzą, wtedy druga osoba z pary może policzyć swój bonus z biegłości numerologii zamiast -40 jako 0.
Na odpis macie 48 godzin. Jedna z postaci dodatkowo wykonuje rzut k15. Po dodaniu postów należy zaczekać na wiadomość od Mistrza Gry.
| Wykorzystane kostki: 7, 6, 9, 15
110
Punkty odwagi:
Elyon - 200
Gabriel - 150
Skóra i kości zaczynały ulegać wpływowi magii, oddając swoją elastyczność i młody wiek postaciom, które znajdowały się na obrazie. Wy natomiast czuliście się coraz gorzej, coraz słabiej. Stawy bolały po tylu latach, a zbyt długo utrzymywane w górze pomarszczone dłonie szybko słabły. Głos stały się zachrypnięte i niskie. Kiedy skończyliście, zapadła cisza, głucha i przerażająca. Obraz kliknął, po czym zaskrzypiał przeciągle, uchylając przed wami wyjście na korytarz, który znaliście z początku waszej przygody. Odmłodnieliście - skóra naciągnęła się, zaróżowiła, twarz znów nie miała zmarszczek.
Drzwi na końcu korytarza uchyliły się powoli i usłyszeliście miarowy szum deszczu przecinany gromami. Kur zapiał, ostrzegając was o nadciągającym poranku i waszym nieuchronnym końcu.
Na odpis macie 48 godzin.
Tutaj kończycie swoją przygodę z Hotelem Transylvania. Dziękujemy za udział i zaangażowanie!
Nie miała pojęcia jak opisać to uczucie. Syrena zaczęła śpiewać i nagle cały świat ograniczył się wyłącznie do jednego dźwięku. Czuła, że tonie w nim. Zamknęła oczy i miała przed sobą jedynie twarz kobiety ze zdjęć. Cudowną, słodką twarz młodej, ślicznej Lowri, śpiewającej swojemu dziecku kołysankę. Chciała utonąć w tej wizji. Zapamiętać twarz matki pełną ciepła i miłości, matki za którą tęskniła i z którą myślami chciała być blisko. Syreni śpiew wyrażał tęsknotę za najcudowniejszymi emocjami, za ciepłem, za chwilą ukojenia.
Ta chwila trwała niby wieki. Jednak rozpłynęła się w uderzeniu morskiej fali, zmywającej wszelkie uczucia. Tonęła, znów porwana przez wir, próbowała wydostać się, machając rękami tam, gdzie wydawało jej się, że jest góra. Jej ręce słabły. Nie bała się wody, nigdy nie myślała, że będzie się tego bała, jednak ponownie zmroziło ją zimno. Bała się słabości, tego, że nie da rady. I teraz spadała. Ponownie pokonana.
I upadła. Na plecy, aż poczuła, jakby coś jej się tam przestawiło. Jęknęła pod nosem, przekręcając się na bok, jednocześnie ukazując, że jest całkiem żywa, choć niekoniecznie cała. Tylko fakt, że znów jej ubrania były przemoczone wskazywał na to, że ta chwila była zupełnie prawdziwa. - Jestem tu...
Uniosła spojrzenie na Tonksa i skorzystała z pomocy. Nie przeszło jej ani przez chwilę przez myśl, żeby tego nie zrobić, w końcu on tutaj był mężczyzną. Próbowała wypaść z amoku, który zafundowało jej uderzenie o posadzkę.
Weszła do kolejnego pomieszczenia zaraz za Michaelem. Rozejrzała się zaskoczona. Przecież nigdy nie malowała, nie miała pojęcia jak mogłaby rozwiązać taką łamigłówkę! Pędzel miała w dłoni może ze dwa razy w życiu, kiedy jako dziecko grezmoliła po ścianach. Kiwnęła głową do mężczyzny i poszła za jego radą. Chwyciła za pędzel i spróbowała chociaż zrobić cokolwiek z tym obrazem. Widziała, że on też się starzał, choć przecież sama nie mogła ocenić własnego stanu. Ale rozumiała, że czuje się słabiej... Wzięła głęboki wdech. Właśnie poczuła jakby mogło ulecieć z niej życie.
Ta chwila trwała niby wieki. Jednak rozpłynęła się w uderzeniu morskiej fali, zmywającej wszelkie uczucia. Tonęła, znów porwana przez wir, próbowała wydostać się, machając rękami tam, gdzie wydawało jej się, że jest góra. Jej ręce słabły. Nie bała się wody, nigdy nie myślała, że będzie się tego bała, jednak ponownie zmroziło ją zimno. Bała się słabości, tego, że nie da rady. I teraz spadała. Ponownie pokonana.
I upadła. Na plecy, aż poczuła, jakby coś jej się tam przestawiło. Jęknęła pod nosem, przekręcając się na bok, jednocześnie ukazując, że jest całkiem żywa, choć niekoniecznie cała. Tylko fakt, że znów jej ubrania były przemoczone wskazywał na to, że ta chwila była zupełnie prawdziwa. - Jestem tu...
Uniosła spojrzenie na Tonksa i skorzystała z pomocy. Nie przeszło jej ani przez chwilę przez myśl, żeby tego nie zrobić, w końcu on tutaj był mężczyzną. Próbowała wypaść z amoku, który zafundowało jej uderzenie o posadzkę.
Weszła do kolejnego pomieszczenia zaraz za Michaelem. Rozejrzała się zaskoczona. Przecież nigdy nie malowała, nie miała pojęcia jak mogłaby rozwiązać taką łamigłówkę! Pędzel miała w dłoni może ze dwa razy w życiu, kiedy jako dziecko grezmoliła po ścianach. Kiwnęła głową do mężczyzny i poszła za jego radą. Chwyciła za pędzel i spróbowała chociaż zrobić cokolwiek z tym obrazem. Widziała, że on też się starzał, choć przecież sama nie mogła ocenić własnego stanu. Ale rozumiała, że czuje się słabiej... Wzięła głęboki wdech. Właśnie poczuła jakby mogło ulecieć z niej życie.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Wstrzymał powietrze, niepewny jaką decyzję podejmie strażnik. Z dwojga złego, lepiej zginąć w bibliotece, nawet tak niecodziennej, niż we wnętrznościach jakiejś bestii.
Tak się jednak nie stało, Artur poczuł chłodny przedmiot na swojej dłoni. Złoty łańcuszek, z na którym chybotał się niewielki kluczyk. Klucz do wolności.
- Chodźmy stąd, Eleanoro - polecił ostrożnie. - Dziękujemy za gościnę - pożegnał się, zastanawiając się czy rzeczywiście to coś odnajdzie ich kroki.
Regał odsłonił drzwi, drogę ucieczki z biblioteki. Nie trzeba było im dwa razy powtarzać, szybkim ruchem otworzył przejście, znikając w znajomym korytarzu. Przywitał ich chłód, znaleźli się w lodowym korytarzu. Artur nie miał już głowy do podziwiania niezwykłej architektury, wyprawa przerodziła się w pasmo porażek, dokładnie jak przy ostatniej anomalii. Chciał się stąd jak najszybciej wyrwać.
- Na jakiś czas mam dość zagadek - stwierdził, ruszając do wyjścia.
Przez szum deszczu przebiło się pianie koguta, zapowiadające rychłe zniknięcie zamku. Tym razem Hotel Transylvania zwyciężył, zazdrośnie strzegąc swoich sekretów. Nie wiedział jak poradzili sobie inni śmiałkowie, ale raczej sam niechętnie będzie wspominał o swoich poczynaniach, mając w pamięci jak bardzo nieudana była to próba. Ostatnio wiele rzeczy mu nie wychodziło, od ważnych po błahe, zupełnie jakby świat postanowił powolutku go złamać. Zadrżał, obawiając się przyszłości, która mogła się okazać znacznie bardziej bolesna.
- Może to nie działo się naprawdę, tylko w naszych głowach? - zasugerował, próbując wyjaśnić brak obrażeń po takich przygodach. Co jeśli Hotelu Transylvania tak naprawdę nie było, a jedynie jakaś moc poraziła ich przed iluzją, zsyłając koszmary?
Wyszli przez uchylone drzwi, żeby zobaczyć pierwsze promienie słońca, które przebijały się przez ulewę. Sycili oczy tym widokiem, chyba jeszcze nigdy wschód słońca nie wyglądał tak odprężająco... o ile udało im się wyjść z "Hotelu Transylvania", bowiem równie dobrze mogli dalej tkwić w pułapce umysłu.
Tak się jednak nie stało, Artur poczuł chłodny przedmiot na swojej dłoni. Złoty łańcuszek, z na którym chybotał się niewielki kluczyk. Klucz do wolności.
- Chodźmy stąd, Eleanoro - polecił ostrożnie. - Dziękujemy za gościnę - pożegnał się, zastanawiając się czy rzeczywiście to coś odnajdzie ich kroki.
Regał odsłonił drzwi, drogę ucieczki z biblioteki. Nie trzeba było im dwa razy powtarzać, szybkim ruchem otworzył przejście, znikając w znajomym korytarzu. Przywitał ich chłód, znaleźli się w lodowym korytarzu. Artur nie miał już głowy do podziwiania niezwykłej architektury, wyprawa przerodziła się w pasmo porażek, dokładnie jak przy ostatniej anomalii. Chciał się stąd jak najszybciej wyrwać.
- Na jakiś czas mam dość zagadek - stwierdził, ruszając do wyjścia.
Przez szum deszczu przebiło się pianie koguta, zapowiadające rychłe zniknięcie zamku. Tym razem Hotel Transylvania zwyciężył, zazdrośnie strzegąc swoich sekretów. Nie wiedział jak poradzili sobie inni śmiałkowie, ale raczej sam niechętnie będzie wspominał o swoich poczynaniach, mając w pamięci jak bardzo nieudana była to próba. Ostatnio wiele rzeczy mu nie wychodziło, od ważnych po błahe, zupełnie jakby świat postanowił powolutku go złamać. Zadrżał, obawiając się przyszłości, która mogła się okazać znacznie bardziej bolesna.
- Może to nie działo się naprawdę, tylko w naszych głowach? - zasugerował, próbując wyjaśnić brak obrażeń po takich przygodach. Co jeśli Hotelu Transylvania tak naprawdę nie było, a jedynie jakaś moc poraziła ich przed iluzją, zsyłając koszmary?
Wyszli przez uchylone drzwi, żeby zobaczyć pierwsze promienie słońca, które przebijały się przez ulewę. Sycili oczy tym widokiem, chyba jeszcze nigdy wschód słońca nie wyglądał tak odprężająco... o ile udało im się wyjść z "Hotelu Transylvania", bowiem równie dobrze mogli dalej tkwić w pułapce umysłu.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przez jakiś czas wirowalismy w korowodzie śmierci i w porównaniu do poprzednich przeszkód, które stawiał przed nami hotel Transylwania, ta podobała mi sie jakos bardziej. Tylko towarzystwo mogłoby być jakieś bardziej żywe. O wtedy to chyba nawet mógłbym tu zostać! W każdym razie dopadliśmy w końcu do drzwi, tym razem wyskakując na pusty korytarz. Czy to nie ten sam, przez który trafiliśmy do pierwszego pokoju? No nie wiem, wszystkie wyglądają podobnie. W sensie ogólnie korytarze. Grzmot przeszył powietrze, a zaraz za nim ciszę przerwało także pianie koguta; błyskawica rozświetliła ciemne pomieszczenie. Oho, na nas chyba pora, jesli nie chcemy stać sie częścią tego niezwykłego, aczkolwiek faktycznie trochę przerażającego miejsca.
- No i po nocy duchów - wzruszam lekko ramionami, a ze wciąż trzymam Gwen w ramie, to nucę pod nosem pam pa ram pam i wciąż poruszając sie tanecznym krokiem ruszam wraz z nia do wyjścia, gdzie juz za moment zniczy nas siarczysty deszcz, nie zostawiajac w płaszczach nawet suchej nitki, nawet jednego włosa na głowie!
- Wcale nie było aż tak strasznie - stwierdzam ze śmiechem - Do zobaczenia w przyszłym roku upiory, duchy, wilkołaki, szkielety i nawet te dziwne rośliny! - takimi oto słowami żegnam straszny hotel, łapie pannę Grey za rękę i wybiegam wraz z nią w ten rześki, wyjątkowo mokry poranek. Strugi deszczu obmywają nasze zmęczone twarze, z mojej zmywając wymalowany przez Bertiego makijaż. Teraz to sam pewnie wyglądam jakbym powstał z grobu, ale Ernie widział mnie juz w dużo gorszym stanie, a to z nim, podróżując Błędnym Rycerzem, bede wracał do Rudery, gdzie być może juz czekają opowieści z krypty rzucane na wiatr przez wszystkich domowników; ostatecznie większość z nas wzięła dzisiaj udział w tej niecodziennej zabawie, będąc gośćmi zaczarowanego hotelu. W głowie rodzi sie jedno pytanie, czy każdy wróci zyw, czy może od tej pory spotykać sie będziemy raz do roku w progach tajemniczego pensjonatu?
/zt
- No i po nocy duchów - wzruszam lekko ramionami, a ze wciąż trzymam Gwen w ramie, to nucę pod nosem pam pa ram pam i wciąż poruszając sie tanecznym krokiem ruszam wraz z nia do wyjścia, gdzie juz za moment zniczy nas siarczysty deszcz, nie zostawiajac w płaszczach nawet suchej nitki, nawet jednego włosa na głowie!
- Wcale nie było aż tak strasznie - stwierdzam ze śmiechem - Do zobaczenia w przyszłym roku upiory, duchy, wilkołaki, szkielety i nawet te dziwne rośliny! - takimi oto słowami żegnam straszny hotel, łapie pannę Grey za rękę i wybiegam wraz z nią w ten rześki, wyjątkowo mokry poranek. Strugi deszczu obmywają nasze zmęczone twarze, z mojej zmywając wymalowany przez Bertiego makijaż. Teraz to sam pewnie wyglądam jakbym powstał z grobu, ale Ernie widział mnie juz w dużo gorszym stanie, a to z nim, podróżując Błędnym Rycerzem, bede wracał do Rudery, gdzie być może juz czekają opowieści z krypty rzucane na wiatr przez wszystkich domowników; ostatecznie większość z nas wzięła dzisiaj udział w tej niecodziennej zabawie, będąc gośćmi zaczarowanego hotelu. W głowie rodzi sie jedno pytanie, czy każdy wróci zyw, czy może od tej pory spotykać sie będziemy raz do roku w progach tajemniczego pensjonatu?
/zt
Przez kilka pierwszych chwil miała wrażenie, że wszystko przebiega po ich myśli. Skradały się, trzymając za ręce i uważnie stawiając każdy krok; moment nieuwagi mógłby kosztować je naprawdę wiele, bo na dobrą sprawę żadna z nich nie wiedziała dokładnie, czy iluzje Hotelu Transylvania nie są aby aż nazbyt realne. Caley co jakiś czas zerkała przez ramię na swoją partnerkę, a przemierzając leśny pokój w ciszy czuła wyraźniej przyspieszone bicie swojego serca. Spokój nie mógł jednak trwać długo, a jeden ze śpiących wilkołaków zastrzygł nagle uszami. Wbrew wszelkiemu instynktowi, Goyle przystanęła na moment, naiwnie wierząc w to, że bestia za chwilę ziewnie i będzie kontynuować swoją drzemkę, ta jednak otworzyła oczy i wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Czarownice ruszyły pędem do drzwi, które przecież wcześniej znajdowały się tak blisko, a teraz Caley miała wrażenie, że dzielą ich od nich mile. Niemalże czuła już ostre pazury zaciskające się na swoim ramieniu, słyszała wściekłe ujadanie potworów tuż nad swoim uchem, dlatego do tej kakofonii dźwięków szybko dołączył jej własny krzyk. Wrzeszczała co sił w płucach nawet wtedy, gdy dobiegły wreszcie do portalu i cudem tylko przeskoczyły go, unikając pożarcia.
Blondynka oparła się na ścianę, oddychając ciężko. Ręce jej drżały i dopiero po chwili była w stanie podnieść głowę i upewnić się, że jej towarzyszka jest cała i zdrowa. Gdy jednak pierwszy strach przeminął, uczucie dziwnej satysfakcji po ucieczce rozlało się po organizmie Goyle, powodując nawet lekki uśmiech w odpowiedzi na rzucony przez Esther komentarz.
Gdy wróciły do siebie, miały chwilę na rozejrzenie się dookoła i dostrzeżenie, że las dawno już zniknął, a kolejny pokój okazał się być zbrojownią. Caley nigdy nie była wielką fanką rycerzy, oczywistych względów swoją fascynację z lat dziecięcych oddając piratom, ale atmosfera tego miejsca była złowrogo-interesująca nawet jak dla niej. Wydawało jej się, że spod przyłbic zerkają na nich dziwne istoty, a część uzbrojenia była ewidentnie żywa… zwłaszcza ci dwaj, którzy zdecydowali się na nich zamachnąć.
Kątem oka zauważyła, że Esther chwyciła miecz, sama bez zastanowienia zrobiła więc to samo, usiłując sparować nadchodzący cios.
Blondynka oparła się na ścianę, oddychając ciężko. Ręce jej drżały i dopiero po chwili była w stanie podnieść głowę i upewnić się, że jej towarzyszka jest cała i zdrowa. Gdy jednak pierwszy strach przeminął, uczucie dziwnej satysfakcji po ucieczce rozlało się po organizmie Goyle, powodując nawet lekki uśmiech w odpowiedzi na rzucony przez Esther komentarz.
Gdy wróciły do siebie, miały chwilę na rozejrzenie się dookoła i dostrzeżenie, że las dawno już zniknął, a kolejny pokój okazał się być zbrojownią. Caley nigdy nie była wielką fanką rycerzy, oczywistych względów swoją fascynację z lat dziecięcych oddając piratom, ale atmosfera tego miejsca była złowrogo-interesująca nawet jak dla niej. Wydawało jej się, że spod przyłbic zerkają na nich dziwne istoty, a część uzbrojenia była ewidentnie żywa… zwłaszcza ci dwaj, którzy zdecydowali się na nich zamachnąć.
Kątem oka zauważyła, że Esther chwyciła miecz, sama bez zastanowienia zrobiła więc to samo, usiłując sparować nadchodzący cios.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Caley Goyle' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Podjęta próba z pewnością nie była spektakularna. To głównie działania Gabriela, o ile niespodziewane, sprawiły, że obraz kliknął głucho, odskoczył, coś drewnianego zaskrzypiało za jego powierzchnią - i pozornie wyglądająca ściana, na której znajdowało się malowidło, otwarła przed nimi uformowane z farb drzwi. Gdy wyciągali ku nim dłoń, gdy otwierali je przed sobą szerzej, skóra dłoni stopniowo wydawała się nabierać rumieńców, naciągała się ponownie, stworzone przez wyssaną energię zmarszczki zanikały pod wpływem odwrotnego działania procesu; włosy odzyskały swoją błyszczącą, zdrową barwę, rozluźniło się gardło. Struny głosowe znów nabrały dawnej elastyczności, melodia głosu przybrała formę młodzieńczą, tę wciąż dla nich prawidłową. Elyon poczuła, jak zanika ból mknący gdzieś w dół kręgosłupa, jak może znów wyprostować plecy bez grymasu bólu i strzyknięć w stawach, szczególnie w okolicy kolan: odetchnęła zatem z uglą, gdy jej forma w pełni powróciła do stanu sprzed kilkunastu minut.
Byli co prawda wciąż mokrzy, ale dudniąca za kolejnymi wrotami pogoda wydawała się ku temu jak najbardziej odpowiednia: siłą rzeczy musieliby zmierzyć się z hulającym po londyńskich przedśmieściach deszczem, nawałnicą, jaka rozpętała się niedawno. Zatrzymali się na chwilę w przejściu; nieopodal, na jednym z leciwych, hebanowych wieszaków pozostawili swoje peleryny, niepewni, czy w ogóle będzie dane im po nie wrócić - Elyon sięgnęła zatem po swoją i powoli narzuciła materiał na ramiona, rzemyk pod szyją wiązała w niedbałą kokardę. Jej dłonie wciąż wydawały się drżeć po ostatnich doświadczeniach.
- Co było dla ciebie najgorsze? - zapytała w końcu, przerywając ciszę, choć jej spojrzenie nie powędrowało jeszcze w kierunku Gabriela. Zastanawiała się, czy będzie chętny podzielić się wrażeniami, czy może nie powinni rozmawiać wcale, a jedynie rozstać się w ciszy i w samotności przemielić to, czego doświadczyli. - Mnie chyba najbardziej przestraszyły duchy w jadalni, na samym początku. Ich upór, oderwanie od rzeczywistości, to jak zarzucali nam kłamstwo. I... To jak ciągnęli nas za sobą. Okropne, prawda? Nigdy nie chciałabym powrócić po śmierci - wyznała cicho. O ile mogłaby marzyć, że uczyniłaby to Cecily, o tyle przybranie duchowej formy bez niej na ludzkim padole... To po prostu mijało się z sensem, z jej niewypowiedzianym nigdy pragnieniem.
Dziwnie milcząca, jakby przygaszona, zatrzymała się w progu otwartych drzwi Hotelu. Krople deszczu ginęły w coraz większych kałużach, poszarzałe niebo poranka przecinane były błyskawicami, głuchym echem niosły się ich grzmoty. W pewien sposób była to odpowiednia sceneria do ich odejścia z nawiedzonego, owianego złą sławą miejsca.
- Mimo wszystko chyba dobrze nam poszło - dodała jeszcze, myśl oparła na fakcie, że do domów mogli powrócić o własnych siłach, w jednym kawałku. Nie czekała ich wizyta w szpitalu świętego Munga, nie musieli zażywać okropnych eliksirów przywracających zdrowie, a co najwyżej mogli odwiedzić magipsychiatrę i porozmawiać o nadmiernie częstych zamachach na ich życie tej nocy; na to jednak pisali się świadomie, wkradnąwszy się na teren Hotelu. - Wracajmy już.
| bardzo dziękujemy!
Byli co prawda wciąż mokrzy, ale dudniąca za kolejnymi wrotami pogoda wydawała się ku temu jak najbardziej odpowiednia: siłą rzeczy musieliby zmierzyć się z hulającym po londyńskich przedśmieściach deszczem, nawałnicą, jaka rozpętała się niedawno. Zatrzymali się na chwilę w przejściu; nieopodal, na jednym z leciwych, hebanowych wieszaków pozostawili swoje peleryny, niepewni, czy w ogóle będzie dane im po nie wrócić - Elyon sięgnęła zatem po swoją i powoli narzuciła materiał na ramiona, rzemyk pod szyją wiązała w niedbałą kokardę. Jej dłonie wciąż wydawały się drżeć po ostatnich doświadczeniach.
- Co było dla ciebie najgorsze? - zapytała w końcu, przerywając ciszę, choć jej spojrzenie nie powędrowało jeszcze w kierunku Gabriela. Zastanawiała się, czy będzie chętny podzielić się wrażeniami, czy może nie powinni rozmawiać wcale, a jedynie rozstać się w ciszy i w samotności przemielić to, czego doświadczyli. - Mnie chyba najbardziej przestraszyły duchy w jadalni, na samym początku. Ich upór, oderwanie od rzeczywistości, to jak zarzucali nam kłamstwo. I... To jak ciągnęli nas za sobą. Okropne, prawda? Nigdy nie chciałabym powrócić po śmierci - wyznała cicho. O ile mogłaby marzyć, że uczyniłaby to Cecily, o tyle przybranie duchowej formy bez niej na ludzkim padole... To po prostu mijało się z sensem, z jej niewypowiedzianym nigdy pragnieniem.
Dziwnie milcząca, jakby przygaszona, zatrzymała się w progu otwartych drzwi Hotelu. Krople deszczu ginęły w coraz większych kałużach, poszarzałe niebo poranka przecinane były błyskawicami, głuchym echem niosły się ich grzmoty. W pewien sposób była to odpowiednia sceneria do ich odejścia z nawiedzonego, owianego złą sławą miejsca.
- Mimo wszystko chyba dobrze nam poszło - dodała jeszcze, myśl oparła na fakcie, że do domów mogli powrócić o własnych siłach, w jednym kawałku. Nie czekała ich wizyta w szpitalu świętego Munga, nie musieli zażywać okropnych eliksirów przywracających zdrowie, a co najwyżej mogli odwiedzić magipsychiatrę i porozmawiać o nadmiernie częstych zamachach na ich życie tej nocy; na to jednak pisali się świadomie, wkradnąwszy się na teren Hotelu. - Wracajmy już.
| bardzo dziękujemy!
we saw the power to change the future in our dream
- Nie ma szans. Możesz udawać słabą i kruchą, ale mnie nie oszukasz panno Waffling, jeszcze nas oboje stąd wyprowadzisz. - stwierdził tonem pewnym, znów się szczerząc, choć mimo wszystko trzymał ją przy sobie i raczej za sobą chował, kiedy sprawdzał, co może być dalej. Nawet jeśli na miotle mógł wyglądać przy tym niezdarnie, nie wyglądało jakby się tym przejmował.
- Praca zespołowa i talent, któremu zaprzeczać chyba nie wolno. - potwierdził, podnosząc się przy pomocy swojej miotły. Opanował to już nawet nieźle i nawet raczej się nie wywracał, jeszcze trochę i stwierdzi że wygodniej mu z jedną nogą niż z dwiema.
- Taa... - i jego mina lekko zrzedła. Martwe ciała wywoływały w nim dyskomfort, przerażały, starał się jednak nie okazywać tego nadmiernie i po prostu nie tracić Clary z zasięgu rąk, by wydostać się stąd jak najszybciej.
Nie było to łatwe - manewrować między trupami, poruszać się w ich rytmie, nadal zawisając na miotle. Brak stopy odbijał się na nim, był koszmarnie niewygodny, nic jednak na to nie poradzi, w sumie to nawet mroczniej dzięki temu chyba wyglądał, choć w tej chwili chciał jedynie oddalić się od szkieletów, które wprawiały go w kiepskie samopoczucie. Trzymał więc Clarę mocno, nie chcąc jej wypuścić, w końcu się jednak udało.
Odetchnął z ulgą, spojrzał na Waffling tym razem już nie tak rozbawiony, bardziej zmartwiony w co ją władował. Cieszył się jednak, że mają to za sobą.
- Widzisz? Jesteśmy niepokojani. - uśmiechnął się może nie bez takiego przekonania, jednak z uporem by przejść ten budynek przy zdrowych zmysłach. Ludzie robią to w końcu rok w rok, czyż nie?
Choć zapach nie wskazywał na nic lepszego. Wilgoć i zgnilizna. Zaczął się rozglądać, zaciskając jedną dłoń na miotle, drugą trzymając wciąż dłoń Clary. Dziwny szelest dobiegł do niego dopiero po chwili, a zaraz potem dostrzegł aparaturę, której kompletnie nie rozumiał, przynajmniej w pierwszej chwili.
Z mechanizmu zaczęły jednak wydobywać się rośliny, a te stworzyły labirynt. Zapach był za to coraz bardziej drapiący, oczy zaczęły łzawić. Trucizna?
Spojrzał na Clarę z niepokojem i myślą, w co on ją do cholery władował, nie tracił jednak rezonu, zaczął się przyglądać tabliczkom. Numerologia była jedną z tych dziedzin w których bez większego trudu odnajdował logikę.
- Damy radę, byle spokojnie. - stwierdził, nie widząc innej możliwości. - Spójrz, te są podobne, różnica jednej cyfry, a ta cyfra... nie jest tam? Może miałoby sens się nią kierować. - zasugerował. Clara była w tej dziedzinie niewątpliwie lepsza, wspólnymi siłami się stąd wydostaną.
brak spostrzegawczości, numerologia na I
- Praca zespołowa i talent, któremu zaprzeczać chyba nie wolno. - potwierdził, podnosząc się przy pomocy swojej miotły. Opanował to już nawet nieźle i nawet raczej się nie wywracał, jeszcze trochę i stwierdzi że wygodniej mu z jedną nogą niż z dwiema.
- Taa... - i jego mina lekko zrzedła. Martwe ciała wywoływały w nim dyskomfort, przerażały, starał się jednak nie okazywać tego nadmiernie i po prostu nie tracić Clary z zasięgu rąk, by wydostać się stąd jak najszybciej.
Nie było to łatwe - manewrować między trupami, poruszać się w ich rytmie, nadal zawisając na miotle. Brak stopy odbijał się na nim, był koszmarnie niewygodny, nic jednak na to nie poradzi, w sumie to nawet mroczniej dzięki temu chyba wyglądał, choć w tej chwili chciał jedynie oddalić się od szkieletów, które wprawiały go w kiepskie samopoczucie. Trzymał więc Clarę mocno, nie chcąc jej wypuścić, w końcu się jednak udało.
Odetchnął z ulgą, spojrzał na Waffling tym razem już nie tak rozbawiony, bardziej zmartwiony w co ją władował. Cieszył się jednak, że mają to za sobą.
- Widzisz? Jesteśmy niepokojani. - uśmiechnął się może nie bez takiego przekonania, jednak z uporem by przejść ten budynek przy zdrowych zmysłach. Ludzie robią to w końcu rok w rok, czyż nie?
Choć zapach nie wskazywał na nic lepszego. Wilgoć i zgnilizna. Zaczął się rozglądać, zaciskając jedną dłoń na miotle, drugą trzymając wciąż dłoń Clary. Dziwny szelest dobiegł do niego dopiero po chwili, a zaraz potem dostrzegł aparaturę, której kompletnie nie rozumiał, przynajmniej w pierwszej chwili.
Z mechanizmu zaczęły jednak wydobywać się rośliny, a te stworzyły labirynt. Zapach był za to coraz bardziej drapiący, oczy zaczęły łzawić. Trucizna?
Spojrzał na Clarę z niepokojem i myślą, w co on ją do cholery władował, nie tracił jednak rezonu, zaczął się przyglądać tabliczkom. Numerologia była jedną z tych dziedzin w których bez większego trudu odnajdował logikę.
- Damy radę, byle spokojnie. - stwierdził, nie widząc innej możliwości. - Spójrz, te są podobne, różnica jednej cyfry, a ta cyfra... nie jest tam? Może miałoby sens się nią kierować. - zasugerował. Clara była w tej dziedzinie niewątpliwie lepsza, wspólnymi siłami się stąd wydostaną.
brak spostrzegawczości, numerologia na I
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Hotel Transylvania
Szybka odpowiedź