Wydarzenia


Ekipa forum
Kawiarnia nad jeziorem
AutorWiadomość
Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]16.07.19 20:55

Kawiarnia nad jeziorem

-
Ten niewielki lokal mieści się przy jeziorze Derwentwater, jednym z większych i popularniejszych wśród czarodziejów odwiedzających Kumbrię. Z zewnątrz wygląda odrobinę jak ładny wiejski domek. Jest ukryty przed mugolami, więc klientelę stanowią wyłącznie czarodzieje; niemagiczni widzą w tym miejscu jedynie rozpadającą się, grożącą zawaleniem ruinę. Największym atutem tego miejsca jest bez wątpienia ogród, o który osobiście dba właścicielka kawiarni, starsza pani Bell. Dzięki zaklęciom ochronnym nawet przy brzydkiej pogodzie można cieszyć się jego urokami, dlatego większość należących do lokalu stolików jest wystawiona właśnie tam, w cieniu zadbanych drzew, z możliwością cieszenia oczu zadbanymi roślinami, pobliskimi wzgórzami oraz znajdującym się nieopodal jeziorem, którego wody widać z ogródka kawiarnianego. Choć i to miejsce ucierpiało w wyniku niedawnych anomalii, po ich ustąpieniu pani Bell szybko przystąpiła do prac nad ogrodami, by znów mogły cieszyć oczy klientów. Można tutaj napić się różnych rodzajów herbat, a także kaw i innych napojów. Pani Bell i jej pomocnice serwują także wyborne ciasta. Przez wzgląd na wyjątkowo piękne umiejscowienie i scenerię jest to miejsce lubiane przez czarodziejów obdarzonych artystycznymi duszami.


Lokal zamknięty

Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?


Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:59, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia nad jeziorem Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]21.02.20 21:01
/ 14 kwietnia

Ostatnie miesiące w świecie czarodziejów były szalone i każdy posiadający jeszcze zdrowy rozum mógł to zauważyć. Przerażona ciągłymi zmianami i zdezorientowana absurdalnością niektórych sytuacji powoli zaczynała zapominać, że ich świat nadal spowija magia. Zaklęcia ofensywne, wzmacnianie umiejętności legilimencji, zaklęcia defensywne, klątwy, artefakty, runy i zaklęcia ochronne – magia towarzysząca jej w ostatnim czasie. Ciężko było nawet wrócić myślami do tego z jaką beztroską ludzie dawniej używali magii. Pielęgnowanie ogrodów, gotowanie, domowe produkcje najróżniejszych trunków, głośne bale czy psikusy. To wszystko zeszło już na dalszy plan ustępując przede wszystkim bezpieczeństwu i rozwadze. Takie przynajmniej odnosiła wrażenie. To wynosiła po swoim własnym zachowaniu.
Słysząc stukanie do okna blondynka podniosła się z fotela i ruszyła w stronę nieznajomej jej sowy. Może właśnie przeświadczenie, że wszystko w ich świecie jest bardziej czarne niżeli białe nawet przez głowę jej nie przeszło, iż list może nieść prawdziwą magię. Szybciej stawiałaby na klątwę czy inne przeklęte cholerstwo. Blondynka sięgnęła po różdżkę i za pomocą zaklęcia uniosła kopertę delikatnie nad głowę. Wyglądała całkowicie zwyczajnie, a jednak miała w sobie coś co sprawiało, że szlachcianka bardzo chciała ją otworzyć. Delikatnie zagięte rogi, prześwitujący bladoróżowy papier, unoszący się w pomieszczeniu delikatny zapach starego pergaminu. Nie zwlekając dłużej blondynka opuściła różdżkę i złapała w locie zbliżającą się do podłogi kopertę.
Nie sama treść nią zawładnęła a dziwne uczucie rozlewającego się po ciele ciepła. Wszystkie ukochane przez nią zapachy uderzyły w nią całkowicie odcinając przepływ racjonalnego myślenia. Poczuła się dziwnie spełniona, podekscytowana i zaintrygowana. Miała wrażenie jakby wszystko nagle wróciło na swoje miejsce, jakby część jej, która tego uczucia potrzebowała urządziła w jej głowie oddzielny bankiet triumfalny z dużą ilością uczuć i alkoholu. Nawet mając na uwadze ostatnie miłosne przeboje w jej życiu nie czuła czegoś równie silnego. To było dla niej nienaturalne.
Nagle poczuła wielką potrzebę by ów tajemniczego wielbiciela poznać. Ba poznać! Uświadomić mu i sobie, że ten list był czymś więcej niż śmieszną próbą przygarnięcia jej serca na swoją stronę. Tym razem naprawdę to poczuła i nawet przez myśl jej nie przeszło by podejrzewać o to magię.
Rozemocjonowana Lucinda starała zebrać się w sobie na tyle by dotrzeć na spotkanie w jednym kawałku. Na dalszy plan zeszła wojna, jej niepowodzenia i złamane serca. Zapomniała o swojej naderwanej psychice i wszystkich tych szaleństwach, które niemal doprowadziły ją do śmierci. Dzisiejszego wieczoru wszystko było idealnie. Wszystko miało w końcu się ułożyć. Szlachcianka ubrała się w najładniejszą sukienkę z szafy i spięła delikatnie włosy. Nawet nie czuła zwykle towarzyszącego jej braku komfortu przy tego typu strojach. W końcu nic nie zastąpi jej ulubionych spodni.
Gotowa na dobre i na złe pojawiła się przed drzwiami kawiarni nad jeziorem dziesięć minut przed czasem. Nie mogła już doczekać się tej pierwszej prawdziwej randki. Chcąc jednak zachować jakiekolwiek pozory normalności usiadła przy jednym ze stolików i zamówiła filiżankę zielonej herbaty. Na szczęście kawiarnia była pełna ludzi więc jeśli jej rozdygotane serce wyrwie jej się z piersi to na pewno ktoś to zauważy.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia nad jeziorem Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]23.02.20 2:58
Sowa przyniosła mu list, kiedy był w pracy; ze znudzeniem otwierał kolejną korespondencję... by odkryć, że jej natura była jakkolwiek niestandardowa. Wpierw uderzyły go intensywniej otaczające go zapachy, popiołów, smoczej siarki, pobliskiego morza, i... czegoś jeszcze, czego w tej absurdalnej sytuacji nie był w stanie zidentyfikować. Zapach ten jednak zaintrygował go na tyle, by zaintrygowany bez zwłoki zapoznał się z enigmatyczną zawartością listu. Zawartością, która w pierwszej chwili wzbudziła jedynie niesmak... z wolna ustępujący czułemu i troskliwemu wzruszeniu. Ktoś o nim pomyślał. Nazwał go tak ładnie. Jak uroczo. Odkrył bilecik z umówionym spotkaniem, wiedząc, że musiał się na nim zjawić - i nic nie mogła na to poradzić żona obezwładniająca wilim urokiem ani też Deirdre, wciąż jedynie zabawka, zwierzątko, coraz mocniej zazdrosne o inne kobiety. Czy jednak mógł odmówić tak subtelnej prośbie? Nie rozpoznał magii miłości, nie pojął, że znalazł się pod wpływem silnego zaklęcia - do końca dnia wypatrując słodkiego wieczoru.
Nie był pewien, jak powinien się ubrać - z jednej strony nie powinien nadto zwracać na siebie uwagi, nie chciał, by ktokolwiek mógł przeszkodzić im w tym spotkaniu - z kimkolwiek miałoby się ono odbyć - ale z drugiej winien odznaczyć swój status, by zrobić jak najlepsze wrażenie. Zadbał o włosy, starannie wyczesane do tyłu, spięte czarną wstążką. Zadbał i o szatę - czarną - wykonaną ze znamienitego materiału, z subtelnymi zdobieniami złotych haftów przy rękawach i kołnierzu, przepasane w pasie ciemnoczerwoną szarfą. Na jego prawej dłoni widniał sygnet Rosierów - ściągnął jednak złotą obrączkę, której nie ściągał już od roku, odkrywając, że na palcu odbił się po niej silny czerwony ślad. Na miejsce aportował się w pewnym oddaleniu od kawiarni - nie znając jej dokładnej lokalizacji; musiał przyznać, że miejsce było urokliwe i przesycone romantyczną aurą. Mógłby napisać dla niej wiersz.
Czuł, jakby znał ją od lat, jakby była tym, czego szukał od długich miesięcy, a może nawet całe swoje życie. Brakującym elementem, którego wcześniej nie dostrzegał, fragmentem obrazka, który miał zmienić wszystko. Miał duszę romantyka - kochał kobiety - był rozdarty między dwiema, nie pojmując, że odpowiedzią była trzecia.
A nawet nie potrafił wypowiedzieć jej imienia - od kogo był list?
Lecz ledwie minął próg kawiarni, nagle wszystko stało się jasne. Odnalazł jej lico pośród innych bez większego trudu - oczywiście, że ona. Jak mógł być tak ślepy? Nie dostrzegać tego wcześniej? I pomyśleć, że wspierał decyzję Morgany, by oddać ją Craigowi - czy nie powinien tamtego dnia stanąć w jej obronie? Przemówić do rozsądku wszystkim - że tylko on mógł się nią zaopiekować? Była przecież tak piękna, tak wrażliwa, tak dumna i zdeterminowana, gdy nieustannie parła do wyznaczonego sobie celu. Tak silna, jak silne nie bywają kobiety. Wodziła rycerzy za nos - bo była od nich wszystkich mądrzejsza.
- Lucindo - wypowiedział jej imię miękko, siadając naprzeciw niej. I nagle poczuł okrutny wstyd, że musiała na niego czekać - zwykle nie pozwalał na to kobietom. - Mam nadzieję, że nie czekasz długo - westchnął, skinąwszy dłonią na przechodzącą obok dziewczynę, by podała mu taką samą herbatę, jaka stała przed jego... kim? Napisała ten list, ale czy czuła co czuł on - to bicie serca, niespokojny oddech, motyle skrzydła panoszące się w żołądku? Czy kiedykolwiek w przeszłości mieli okazję spotkać się na dłużej? Pomówić ze sobą, na spokojnie? Zatańczyć na Sabacie? Dlaczego dostrzegał ją dopiero teraz, gdy podzieliło ich tak wiele? Czy podzielone - dało się scalić i odzyskać? Musiało się dać, siła miłości potrafiła przenosić góry. - Chciałbym... chciałbym powiedzieć ci tak wiele, ale słowa to zbyt mało - zaczął, unosząc wzrok, by spojrzeć prosto w jej oczy. Tak piękne jak piękne było pobliskie jezioro. - Straciliśmy tak wiele czasu, że źle byłoby zmarnotrawić teraz choćby chwilę. - A chwila spędzona z tobą - umknie tak prędko.
Skąd było w nim wcześniej tyle nienawiści? Sam poganiał Macnaira, żeby się nią zajął. Żeby ją skrzywdził. Jak mógł?
- Przepraszam - szepnął najszczerzej jak mógł, z serca, mówiąc o wszystkim, co ich dotąd podzieliło. Nie rozmawiali od dawna, ale nie dało się stać dalej od niej, niż stał on. Przecież wiedziała, kim był. A on wiedział, kim była ona.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia nad jeziorem 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]24.02.20 19:16
Nigdy nie czuła nic podobnego. Nagle panowanie nad sobą samą stało się niemożliwe. Jej dłonie drżały, gdy w wyczekiwaniu unosiła zdobioną filiżankę do ust, odgłos walącego serca odbijał się echem w jej uszach skutecznie zagłuszając inne docierające do niej dźwięki, a w głowie powtarzała się tylko jedna myśl; czy aby na pewno przyjdzie?
Lucinda powoli przestawała wierzyć, że jest jej pisane szczęśliwe zakończenie. Pakowała się w kłopoty raz za razem czasem po prostu błądząc po omacku wśród własnych błędów. Z trudem przychodziło jej tworzenie i utrzymywanie jakichkolwiek relacji, a zaangażować się mogła tylko w te toksyczne i wymagające. Wiele razy powtarzała sobie, że życie w samotności nie jest równe końcowi świata. Łatka starej panny już dawno przestała jej przeszkadzać, a obecne wydarzenia utwierdzały ją w przekonaniu, że to ani nie czas ani nie miejsce na miłosne rozterki. Tkwiła w tym przekonaniu aż do dzisiaj. Dziś zrozumiała, że jej droga do szczęścia właśnie się zakończyła. Teraz może być już tylko lepiej.
Te dziesięć minut czekania było dla niej prawdziwą katorgą. Kogo zobaczy w drzwiach? Czyją twarz będzie oglądać do końca życia? Jeden list sprawił, że wszystko inne przestało się dla niej liczyć. Po co wojna, cierpienie i cały ten nagromadzony w świecie żal skoro prawdziwa miłość rekompensuje wszystko?
Blondynka zdążyła jeszcze poprawić błąkający się przy twarzy kosmyk włosów zanim drzwi do kawiarni się otworzyły. Widząc znajomą twarz zamarła w bezruchu. Jak mogła wcześniej tego nie dostrzec? Pchała się w ramiona jego towarzyszy nie zdając sobie sprawy z tego, że to właśnie jego przez ten cały czas szukało jej serce.
Szlachcianka nie była w stanie oderwać od mężczyzny wzroku gdy ten się do niej zbliżał. Jej serce nigdy nie biło tak szybko i tak głośno. Patrzyła jak ludzie obracają się by choć przez chwile nacieszyć wzrok jego powalającą dostojnością, a ona miała ochotę wykrzyczeć im w twarz, że on jest tylko jej. Zbyt długo musieli żyć bez siebie by teraz mogła pozwolić by ktoś zabrał jej go choć na chwile.
Blondynka uśmiechnęła się delikatnie gdy mężczyzna wypowiedział jej imię. Było w jego głosie tak wiele uczuć, tak wiele ciepła. Jak mogła wcześniej widzieć w nim jedynie wroga? Jak mogła się go obawiać? Nie mógłby jej skrzywdzić. Teraz to wiedziała. – Nie – zaczęła nie chcąc by choć przez sekundę miał wyrzuty sumienia względem niej. Nie przeżyłaby tego. – To ja… nie mogłam się już doczekać  – dodała, a jej policzki delikatnie się zaczerwieniły. Nie wypadało jej tak otwarcie mówić o uczuciach, ale czy nie stracili już zbyt wiele czasu? Chciała pozwolić nieść się tym wszystkim emocjom i uczuciom, które nią zawładnęły gdy tylko otworzyła kopertę.
Dzieliło ich tak wiele. Stali po przeciwnych stronach frontu i wcześniej bez zastanowienia skierowaliby różdżki przeciw sobie. On był nestorem, a ona czarną owcą swojego rodu. Łączyło ich jedynie swego rodzaju przekleństwo. I nie chodzi o dotyczący jej wyssany z palca artykuł Czarownicy. Byli przeklęci przez własne poglądy i podjęte decyzje, których rezultaty teraz musieli zmienić. -  Nie przepraszaj – przecież teraz mieli czas by wszystko naprawić. – Nie popełnia błędów tylko ten, który się do nich nie przyznaje. Teraz zrozumiałam. Tak wiele razy cię zawiodłam. Nie myśl o mnie źle, proszę. Możemy to wszystko naprawić, prawda? – zapytała przepełniona żywą nadzieją. Wszystkie błędy, które popełniła zapoczątkował ten jeden największy. Już dawno przecież mogła być szczęśliwa. – Nie chce żałować już niczego, Tristanie – dodała wpatrując się w jego ciemne brązowe oczy. Nie mogłaby już z niego zrezygnować. Chciała by czuł to samo.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia nad jeziorem Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]02.03.20 13:16
Jego usta złożyły się w delikatny, czuły uśmiech, kiedy zapewniła go, że nie czekała długo: nie zniósłby myśli, że sprawił jej przykrość, zachował się niedżentelmeńsko, pozwalając damie na siebie czekać - co mogłaby sobie o nim pomyśleć? Jego serce nagle zapiekło: co już myślała sobie o nim? Podzieliło ich tak wiele, przepaść, długa i głęboka niby piekielny kanion, wojna, oddalająca od siebie mocniej ich utęsknione, przeznaczona sobie dusze. Nie dostrzegał tego wcześniej, ale teraz już wiedział: to ona miała być jego światem.
I wszystko wskazywało na to, że odwzajemniała jego uczucia. Pokręcił z niedowierzaniem głową, w jego ciemnych oczach błysnęło rozczulenie - nie bacząc na miejsce, w którym się znajdowali, otaczających im ludzi, pośród których nie wypadało dawać pokazu uczuć, położył prawą rękę na stole, wysuwając ją wnętrzem ku Lucindzie - niczego nie pragnąc w tym momencie równie mocno, co uchwycić jej dłoń, zacisnąć drobne delikatne palce w uścisku własnych. Poczuć jej ciepło, jedwab skóry, zapach. Bliskość - zawsze była blisko, a jednak tak daleko.
Ale była też w pełni wyrozumiała, ucinając jego rozpaczliwe przeprosiny - rozumiejąc znacznie więcej, niż sądził, że będzie rozumiała. Niż bał się, że nie zrozumie. W jej słowach tkwiła mądrość, ale Lucinda zawsze była mądra - tak bardzo różniła się od rozgadanych trzpiotek trzepoczących rzęsami i chichoczących na widok mijających ich kawalerów. Była rozważna, posiadała rozległą wiedzę i była czarownicą, która zasługiwała na szacunek: dlaczego wcześniej był jej tak nieprzychylny, dlaczego traktował ją tak źle, dlaczego życzył jej tak źle? Czy to demony zazdrości, skrywane pożądanie i wypierana skryta miłość nie pozwoliła mu dopuścić do siebie myśli, jak perfekcyjną była?
- Twoja dobroć, Lucindo - podjął, wpatrując się w jej oczy. - Twoja wyrozumiałość. Kim byłbym, odmawiając ci tego samego? Nie mógłbym pomyśleć o tobie źle - wcześniej... wybacz mi, mój umysł był przyćmiony. Pełen gniewu. Nienawiści, której nie rozumiem. - Powiódł spojrzeniem wzdłuż jej twarzy, jakby szukając ratunku, ale przecież właśnie go odnalazł - to Lucinda nim była. Tylko z nią mógł zostać ocalony, tylko w niej mógł znaleźć ukojenie. Tylko ona mogła dać mu odkupienie.
- I nie pozwolę już nikomu mówić o tobie źle - obiecał, szmatławce, zazdrośni arystokraci, rycerze, nikt nie mógł dłużej rozpuszczać plotek odnośnie tej kobiety - Lucinda była jedyna w swoim rodzaju, wyjątkowa. Zapewne dlatego przyciągała tak wiele spojrzeń. Tak wiele uwagi. Nie puści płazem już żadnego śmiesznego artykułu; nie czytał tych gazet, ale jego siostra przekazywała mu czasem treść artykułów. Tak niepochlebnych, drażniących, niesprawiedliwych i pejoratywnie śmiesznych w swoim wydźwięku. Sami byli przeklęci. I mogli zostać przeklęci naprawdę, jeśli jeszcze raz odważą się na czyn tak nierozważny.
- Ja też nie chcę, Lucindo. A żałuję wielu rzeczy. - Westchnął, było mu przed nią wstyd. Na moment uciekł wzrokiem od jej przenikliwego spojrzenia, zbierając rozchwiane myśli. - Ale jeśli jesteś gotowa mi przebaczyć, zmienię się. I nie pozwolę... by którekolwiek z nas mogło jeszcze żałować. - Był w stanie zapewnić im dostatnie życie, niezależnie od wszystkiego i wszystkich. Musiał tylko zyskać jej przychylność - jednak czułość w jej oczach i słowach rozwiały wszelkie wątpliwości. - Naprawimy to - dodał ze zdecydowaniem, był mężczyzną, chciał jej okazać swoją siłę. Wsparcie. - Nie pozwolę już nikomu cię skrzywdzić - Dotąd musiała żyć w ciągłym zagrożeniu, z pewnością zdawała sobie z tego sprawę - przynajmniej odkąd Macnair wyciągnął z niej tak wiele informacji. Parafraza jego własnych słów miała wzmocnić ich wydźwięk.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia nad jeziorem 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]05.03.20 17:11
Zaskoczona była jak wiele jedno uczucie może zmienić. Jakby ktoś kilka dni wcześniej zapytał jej co myśli o lordzie Tristanie Rosierze nie potrafiłaby wyrazić nic prócz niechęci, a może nawet i nienawiści. Byli sobie obcy, a jednak dzieliło ich znacznie więcej niż zwykłych nieznajomych. Nie wiedziała jakim jest człowiekiem. Nie miała pojęcia co lubi robić w wolnym czasie, jakie ma codzienne rytuały, jakim jest nestorem, mężem czy ojcem. Znała jedynie suche fakty. To czego dowiedziała się podczas spotkań Zakonu Feniksa, to co usłyszała w jej rodzinnym domu, to co mogła zauważyć podczas sporadycznych spotkań. To jedno uczucie sprawiło, że blondynka żałowała każdego dnia, który spędziła nie poznając go, nie towarzysząc mu, a przede wszystkim stojąc po drugiej stronie starcia pozbawiając go jej wsparcia. Nikt nie powinien się temu dziwić. W końcu miłość była uczuciem, które potrafiło łączyć, ale też i dzielić. Jak wiele wojen zaczynało się od niespełnionej miłości? Ile krwi przelali ci, którzy kochali najmocniej? I w końcu jak wiele szczęśliwych zakończeń rozpoczynało się w takim miejscu jak to? Gdy dwie osoby czują to co czuła w swoim sercu właśnie Lucinda to nic nie mogło pójść źle. Nic nie mogło ich już poróżnić. Jak w odpowiedzi na własne myśli wyciągnęła dłoń w stronę Tristana, którą momentalnie zacisnęła na jego dłoni. Nic nie mogła poradzić na przyśpieszone bicie jej serca.
Każde jego słowo było dla niej wybawieniem. Nie potrafiła tego pojąć. Przecież wcześniej już kochała. Znała to uczucie, a raczej jego ciężar. Z Tristanem było inaczej. Nie potrafiła oderwać wzroku od jego ostrych rys twarzy i przejmującego wzroku. Zgadzała się z każdym jego słowem. To trafiło w nich całkowicie niespodziewanie. Jak mogłaby mieć mu za złe to jakim człowiekiem był przed dzisiejszym wieczorem? Jak mogłaby oceniać go za to, że jej nienawidził skoro sama czuła to samo. – Wierzę, że tak zwyczajnie musiało być. Może musieliśmy znienawidzić się choć na chwile by teraz docenić siebie jeszcze bardziej – odparła unosząc przy tym kącik ust w delikatnym uśmiechu. Stracili już wystarczająco dużo czasu by teraz tracić kolejny na rozpamiętywanie tego co było wcześniej.
Tym co godziło ją najbardziej był wstyd jaki odczuwała. Te wszystkie rzeczy, które o niej mówią, to jakim człowiekiem była. Nie spodziewała się, że kiedyś przyjdzie jej żałować życia, które sama wybrała. On był nestorem. Urodzonym arystokratą. Blondynka była tego całkowitym przeciwieństwem. Czy nie będzie mu wstyd pokazać się z nią gdziekolwiek? Czy teraz gdy wszyscy na nich patrzą nie czuje się skrępowany jej obecnością? Szlachcianka skinęła głową w odpowiedzi. Wiedziała, że nie pozwoli by działa jej się krzywda. Wbrew wszystkiemu Lucinda właśnie takiego mężczyzny w swoim życiu potrzebowała. Kogoś kto chociaż spróbuje się o nią zatroszczyć zamiast wbijać jej nóż w plecy czy w nogę.
- Ufam ci – zaczęła pewnym głosem uśmiechając się przy tym czule. Jeszcze kilka dni wcześniej taki obraz byłby całkowicie abstrakcyjny. Niemożliwy. – I już nawet nie pamiętam co takiego miałabym wybaczyć. – dodała przejeżdżając delikatnie palcami po jego otwartej dłoni tym samym zmuszając go do tego by na nią spojrzał. – Nie skrzywdziłeś mnie  –  odparła chcąc przekonać go, że to co działo się w przeszłości nie ma już znaczenia. Mieli przed sobą całą przyszłość. W końcu nie mogła pamiętać chociażby informacji, które wyciągnął od niej Drew.
Nie wiedziała czy nagle zmieniła swoje poglądy. Wiedziała jedynie, że musi wynagrodzić mu to wszystko co za jej sprawą się działo. Ufała, że to co robił miało swój słuszny cel, ważny cel. W tym miała zamiar go wspierać. – Jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram. Spędźmy ten wieczór razem nie zamartwiając się już o to co było, bo choć wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy to naprawdę tęskniłam. – dodała ściszając delikatnie głos i uniosła kącik ust w uśmiechu. Wiedziała, że przy nim o nic więcej nie musi się martwić.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia nad jeziorem Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]07.04.20 0:05
Powoli, nieśpiesznie - bo delektując się tą piękną chwilą - zamknął dłonie, zaciskając w nich dłonie Lucindy; uczyniła mu piękny gest, zgadzając się na ten błahy dotyk, niby lichy, a jednak tak znaczący tak wiele - nie, tyle nie mogło wystarczyć, by nasycił się jej bliskością, a jednak jej dotyk poruszał struny jego duszy niby największe wzruszenie. Jeszcze niedawno była dla niego czarownicą, która błądziła wrogimi ścieżkami, ale może przez cały ten czas źle ją oceniał, zbyt mało skupiając się na tym, co było w niej dobre? Czy nie była córą jednego z dwudziestu ośmiu? A cóż nim kierowało, gdy pielęgnował w sobie tę złość, czy to uczucie, z którego jeszcze nie zdawał sobie sprawy, sprawiało, że wypierał własne emocje? Czy nienawiść wobec niej była tak naprawdę złością na niego samego, że nie potrafił utrzymać w ryzach tych wszystkich uczuć? Ale po co miałby to robić - czy nie żył z natury chwilą, czy nie był skory do sięgania po własne zachcianki, czy nie pragnął zawsze żyć sercem? Lucinda miała wolność, nie dała się spętać ciasnym okowom wyższych sfer, nie dała ułożyć się batem drakońskich zasad - może w głębi duszy zawsze podziwiał jej niezależność? Sam nigdy się na nią nie zdobył, sam przecież uległ.
- Czy nienawiść nie jest drugą stroną miłości, Lucindo? - Czy nie wypowiedział tego słowa przedwcześnie? Mówił szybciej, niż myślał, nie potrafił tego pojąć - nie zwykł obnażać się z uczuciami aż tak, nie w pierwszej chwili. Był zdobywcą. Łowcą. Wiedział, że udawana obojętność była kluczem do tryumfu - a jednak dzisiaj nie potrafił się na nią zdobyć. - Ten uśmiech - podjął, wpatrując się w jej lico - nie mógł nie dostrzec subtelnej zmiany na jej delikatnych ustach. W jej oczach widział czułość, dobroć, której nie znał. - Chyba mnie oczarował - przyznał, kolejny raz obnażając się bez reszty. Inaczej nie potrafił, to było silniejsze od niego. Silniejsze od czegokolwiek, co dotąd przeżył. - Chyba chciałbym móc widzieć ten uśmiech codziennie. Choć czasy, które nastały, muszą wpędzać cię w smutek. Powiedz, Lucindo, czy byłabyś w stanie uśmiechać się codziennie? - zapytał ze szczerym zmartwieniem, czy nie był współwinny jej trosk? - Jako obcą za wcześnie ujrzałem, jako lubą za późno poznałem, dziwny miłości trafi się na mnie iści, że muszę kochać przedmiot swojej nienawiści - szepnął, drżącym od emocji głosem, odnosząc się do podjętego przez nią uczucia. Ciężko było pojąć miłosne wyroki - ale po cóż próbować objąć umysłem coś równie wielkiego? Wszak to wykraczało znacznie ponad ludzkie poznanie.
- Dziękuję - Tak wiele to dla niego znaczyło, że mimo wszystkiego, co się działo, mimo wszystkiego, co ich podzieliło, wciąż była w stanie mu zaufać. Dać szansę. Mógł się przecież zmienić - dla niej. Musiał. Rozchylił usta, a jego serce zabiło mocniej, gdy wspomniała, że jej nie skrzywdził. Miała rację, nie zrobił tego. Ale czy mógłby? Gdyby kilka dni temu stanęli sobie na drodze...  - Ja... mogę jedynie dziękować Merlinowi, że los nie przyćmił mi umysłu na tyle, bym podniósł na ciebie różdżkę. Nigdy... nigdy bym sobie tego nie przebaczył - Pokręcił głową przecząco, mogło wydarzyć się tak wiele zła. - Opodal stąd jest jezioro, wyjdźmy stąd - zaproponował. - Spójrzmy razem na zachód słońca, tylko natura pojmie czystość łączącego nas dzisiaj uczucia. Tafla tej przejrzystej wody, niby zwierciadło, zdradzi o nas prawdę. - Tu wciąż przemykali inni czarodzieje, a on nie marzył o niczym innym, niż zostać z nią sam na sam.
I czuł też, że życzenie zostania z nią sam na sam wcale nie zrodziło się dzisiaj.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia nad jeziorem 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]04.05.20 20:20
Blondynka nie wiedziała dlaczego to uczucie pojawiło się w niej tak nagle. Czuła jednak, że musi o nie zadbać, musi je pielęgnować. Tak wiele razy słyszała, że dopiero kiedy szczerze się zakocha zrozumie czym jest prawdziwe oddanie. Teraz dochodziła do wniosku, że jej babka, matka, a nawet ciotka, że one wszystkie miały racje. Od dawna powinna poddać się swojemu przeznaczeniu. Bała się być szlachcianką, bała się dźwigać te wszystkie obowiązki na swoich ramionach. Wcześniej myślała, że ona sama decyduje o własnym losie, ale dzisiejszy dzień uświadomił jej, że był to jedynie objaw strachu. Łatwiej było zawieść wszystkich od razu i nie przyglądać się skutkom porażki. Teraz jednak czuła, że mężczyzna u jej boku nie pozwoli jej upaść. Popełnione błędy miały zostać zapomniane, a ona mogła zrozumieć czym jest druga szansa. I choć była ciekawa tego co przyniesie im los to także przerażała ją siła tego uczucia. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek przyjdzie jej doznać czegoś podobnego. – Masz rację – przyznała jakby zawstydzona. Oczywiście, że miał rację. We wszystkim co mówił Lucinda mogła znaleźć prawdę. Wiedziała, że nie może nigdy więcej poddawać w wątpliwość jego intencji. Czuła zażenowanie za każdym razem, gdy przypomniała sobie to o co go potrafili oskarżać. Nie tylko ona sama, ale też cały Zakon. Myśleli, że go znają? Oceniali jego decyzje przez pryzmat samych siebie? Wszystko zależało od motywacji i Lucinda doskonale teraz tę motywację rozumiała. Bycie wielkim to nie bycie takim jak wszyscy, a Tristan bez wątpienia był człowiekiem wyjątkowym.
Szlachcianka podobnie jak mężczyzna nie miała w zwyczaju tak szybko się obnażać. Skrywała wszelkie swoje uczucia bojąc się odtrącenia. Co do swojego wybranka nie miała jednak wątpliwości. Mogła podzielić się z nim swoimi obawami, mogła odkryć się cała i wcale nie czuła się zagrożona. Wszystko pasowało do siebie idealnie. – Nie mam już powodu by się smucić – zaczęła delikatnie zaciskając dłoń na białym obrusie – Jeśli tylko cię to uszczęśliwi – zapewniła. W innej sytuacji zastanawiałaby się co może zrobić więcej. Jak się zachować by wypaść w jego oczach jak najlepiej, bo wiedziała na co mężczyzna taki jak on naprawdę zasługuje. Teraz czuła się pewna siebie. Tak jakby to co do niego czuła było równe z tym co on czuł do niej. Przepadli bez reszty, a przynajmniej to potrafiła wywnioskować po tak pięknych słowach, które do niej skierował. Uśmiechnęła się delikatnie wsłuchując się w jawną definicję ich uczucia. Mogli się nienawidzić, mogli wcześniej pragnąć dla siebie nieszczęścia. Teraz była to już przeszłość.
Wiedziała, że to co mogłoby się wydarzyć zajmowało teraz ważne miejsce w jego myślach. Zdawała sobie sprawę z tego, że zwykłe zapewnienia mogą nic nie zmienić, dlatego w odpowiedzi ścisnęła jedynie mocniej jego dłoń. – Teraz jedyny moment, w którym wyciągniemy różdżkę w swojej obecności to ten by się chronić nawzajem. – dziś była tego pewna choć jeszcze kilka dni wcześniej miałaby inne zdanie. Co się zmieniło? Dlaczego tak bardzo zaczęło jej na nim zależeć? Nie chciała znać odpowiedzi na te pytania. To już się nie liczyło.
- Tak – zgodziła się.  Nie chciała się już nim dłużej dzielić. Wpatrujący się w nich czarodzieje zabierali im ostatnie pozory intymności. – Stanowimy wielką sensację – odparła nie odrywając spojrzenia od mężczyzny.
Kiedy wyszli już na zewnątrz poczuła chłodny powiew wiatru. Był oprzytomniający. To wszystko przypominało jej sen. Miała wrażenie, że prędzej czy później obudzi się i to wszystko zniknie. A może była nawet pewna, że tak będzie? – Zostaniesz ze mną? – zapytała obejmując dłońmi jego ramię. – Nie chciałabym się obudzić ze świadomością, że był to jedynie sen. – piękny? Przerażający? Nie chciała tego wiedzieć.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia nad jeziorem Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]24.05.20 12:55
Mówią, że najciemniej jest pod latarnią - nie rozumiał, dlaczego nigdy wcześniej nie spojrzał na Lucindę w taki sposób. Czy zbytnio kierował się uprzedzeniami? Nie chciał jej poznać, spróbować z nią porozmawiać, nawet nie próbował złapać z nią jakiegokolwiek kontaktu, wystarczały mu wieści głoszone przez złośliwych, rycerskie mrzonki, które przecież niekoniecznie były nawet prawdą. Morgana ją wydziedziczyła - ale któż przy zdrowych zmysłach oddałby władzę nad rodem kobiecie? Mogła się mylić - oczywiście, że mogła, musiała. Zresztą, czy co to wszystko miało znaczenie? Czy stojąca przed nim tu i teraz niewiasta nie powinna zostać wzniesiona ponadto, jak promień słońca - niosąca nadzieję. Przy niej zapominał o wszystkim, przeszłość przestawała mieć znaczenie, polityczne obawy bledły. Bo cóż mogło być ważniejsze od miłości? Zapominał o wszystkich przeszłych zauroczeniach, dzikość Deirdre i piękno Evandry rozmywały się w mgle niepamięci, krystalizując sylwetkę tylko jednej kobiety. Poczuł się znów jak podlotek, którym kierują pierwsze wejrzenia - ale czyż nie były to czasy na tyle piękne, by nie lękać się dziś do nich wrócić? Dał się zamknąć w uścisku kajdan zwyczajów i obyczajów, obowiązków i zasad, a przecież od zawsze miał duszę artysty, buntownika, czy uleciała z niego całkiem? Czyż nie mógł oddać się tej chwili w pełni, uciekając myślami od przeszłości i przyszłości, od kontrowersji i konsekwencji, od całej gamy zbyt ponurych myśli. Ulecieć z wiatrem - na skrzydłach łączącego ich uczucia, tak po prostu, nie licząc się  z nikim i z niczym. O tym, co najważniejsze, nie myślał w tym momencie wcale.
Powoli skinął głową, zamyśliwszy się nad tą piękną deklaracją. Tak, nie podniesie różdżki przeciwko niej. Ale nie pozwoli jej skrzywdzić nigdy nikomu. Mylili się co do niej, wszyscy.
Podał jej ramię, wpierw pomagając jej wstać, potem - chcąc wyprowadzić z tego miejsca i wreszcie, na zewnątrz, zabrać w bardziej odludne miejsce; Derwentwater ściągało gości z wielu stron, ale im dalej od lokali i ścieżek widokowych, tym intymniejszą mogli poczuć atmosferę; ściągnął na twarz kaptur, nie chcąc zwracać na siebie zbędnej uwagi - gdyby ktoś go tutaj dostrzegł, co gorsza rozpoznał, piękno chwili znów mogło by zostać zburzone.
- Jedyną sensacją jesteś dzisiaj dla mnie ty, Lucindo. Nie wiem, jak mogłem być ślepy tak długo, tak głupi, by nie dostrzec, że szczęściem przez cały czas byłaś tylko ty - zwrócił się ku niej już szeptem, bo szeptem mówiło się o miłości. Oddaleni od ludzkich oczu, na łonie zniewalająco pięknej natury prastarej Kumbrii, nieśpiesznie otoczył jej talię ramieniem. Wolną dłonią sięgnął jej policzka, odsuwając zeń porwane wiatrem kosmyki włosów, dotykając delikatnej skóry, szukając bijącego od niej ciepła. - Nie chcę już nigdy budzić się bez ciebie - odparł bez zawahania. - Oczywiście, że zostanę. Pozwól mi mieć cię rano wciąż w ramionach - poprosił, choć w tonie jego głosu pobrzmiewała stanowcza, nie prosząca nuta; pragnął jej tak bardzo. Jej bliskości, jej ciała. - Pozwól nam na szczęście - szepnął, przesuwając dłoń pod jej brodę - by zadrzeć ją lekko i posmakować słodyczy jej ust, obłędnej rozkoszy pocałunku, tak wyjątkowej, jak wyjątkowe i niepowtarzalne było uczucie, które ich dzisiaj połączyło.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia nad jeziorem 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]12.06.20 23:06
Nie zastanawiała się nad tym dlaczego tak nagle uderzyły w nią te wszystkie głębokie uczucia. Zwykle pokochanie kogoś w taki sposób w jaki ona kochała stojącego przed nią mężczyznę zajmował wiele lat lub w ogóle się nie zdarzał. Prócz miłości czuła ogromną chęć poświęcenia wszystkiego co posiadała właśnie w imię tych  głębszych uczuć. Dziś nie myślała o idei, za którą walczyła ani o ludziach, których musiała chronić. Przez cały wieczór mogła jedynie wyobrażać sobie swoje życie przy jego boku. Był to obraz tak abstrakcyjny jak abstrakcyjne musiało być uczucie przepełniające ich ciała, ale ona tego nie widziała. W jej postrzeganiu nigdy nie czuła czegoś równie silnego, czegoś równie pięknego. Przepełniona uczuciem wolności nie chciała tego stracić. Bo kiedy ostatnio czuła się wolna? Przez ostatnie lata ciągle coś traciła. Ludzi, miejsca, a finalnie kontrolę nad własnymi działaniami. Z nim przy boku czuła się pewniej. Bo kim była by w ogóle go oceniać? Czy kiedykolwiek starała się go poznać? Zastanowiła się głębiej nad tym kim był? Oceniali się nawzajem spoglądając jedynie przez pryzmat własnych poglądów i stron, które przyszło im obrać, ale to była jedynie namiastka tego kim naprawdę byli. Ludzie nie ujawniali swojej prawdziwej twarzy prze ludźmi. Pokazywali jedynie role i łatki jakimi zostali obdarzeni przez innych. Kiedy w grę wchodziły uczucia nawet największa góra stereotypów musiała ustąpić.
Z wdzięcznością przyjęła jego ramię chcąc nacieszyć się daną jej bliskością. Nie obchodziły ją spojrzenia ludzi. Nie potrafili zrozumieć magii, którą zostali dzisiaj obdarzeni. Sama nawet nie starała się jej pojąć. W głosie mężczyzny słyszała pewność i wiedziała, że to jest to co o niej właśnie myśli. Znaleźli się w sytuacji tak nienaturalnej, tak dzikiej i obcej, że ani ona ani on nie mogli przestać się nad tym zadziwiać. Szlachcianka uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa. – Czuję dokładnie to samo – zaczęła spoglądając na jego twarz ukrytą pod kapturem. – Słuchałam tych wszystkich ludzi, którzy jawnie cię oskarżali, myślałam o tobie same najgorsze rzeczy wierząc w plotki. Nigdy nie starałam się ciebie poznać i dopiero teraz widzę jak wielki popełniłam błąd. Jak głupia byłam wierząc innym. Co jeśli czułam to już wcześniej tylko o tym nie wiedziałam? Czy straciliśmy tyle czasu przez własną niewiedzę? – choć jego odpowiedzi nie byłyby w stanie zmienić ich przeszłości to jednak chciała by czuł, że w swoich rozterkach nie jest odosobniony. Oboje byli głupcami. Oboje mogli jedynie znosić tego konsekwencje.
Dotyk jego dłoni ją elektryzował. Jeśli kiedykolwiek myślała, że czuje miłość czy pożądanie to się myliła. Nigdy wcześniej jej serce nie biło tak szybko w ekscytacji, nigdy wcześniej jej oddech nie zamierał w piersi. Przy nim nie musiała zastanawiać się nad tym co powiedzieć lub zrobić, bo jego pewność kierowała nimi obojga. Blondynka dotknęła dłonią jego gładzącej jej policzek dłoni. – Nie będziesz musiał. Będę przy tobie – odparła równie cicho. Wiedziała, że nie poradzi sobie już bez niego. Znalazła w końcu oparcie, którego potrzebowała. Mężczyznę, którego pragnęła.
Na ostatnie słowa mężczyzny nie zdążyła odpowiedzieć, gdy uniósł jej podbródek wyżej by oddać jej pocałunek. Ona nie pozostawała mu dłużna. Był idealny i to pod każdym względem. Uniosła dłoń i oplotła nią jego kark by przyciągnąć go do siebie jeszcze mocniej. Wiedziała, że miłość może boleć, ale to był piękny ból. Odsunęła się od niego jedynie na centymetr i oparła swoje czoło o jego czoło. – Już jestem szczęśliwa – dodała szeptem ponownie łącząc swoje usta z jego. Było w tym coś ostatecznego. Tak jakby widzieli się ostatni raz w życiu, a już na pewno w taki sposób.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia nad jeziorem Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]25.06.20 17:57
Jej słowa były jak miód dla jego duszy, nie musiał prosić jej o przebaczenie, nie musiał prosić ją o zrozumienie - bo ona już rozumiała, wiedziała, jak nikt potrafiła spojrzeć głęboko w jego wnętrze i wydobyć z niego to, co najważniejsze; nie musiał mówić nic, ich spojrzenia, ich bliskość, ich uczucia zdawały się przekazywać wszystko - świat mógłby w tym momencie przestać istnieć, liczyło się tylko tu i teraz, tylko Lucinda.
- Oboje byliśmy głupi  - szepnął, sięgając dłonią jej policzka, nie powinna się tym zamartwiać, była zbyt piękna, by smutek przysłonił iskrę jej spojrzenia lub radość uśmiechu. - Zatrzymała nas przedziwna nienawiść, zaściankowość, wąskie horyzonty - sami odebraliśmy sobie nawzajem szczęście, nie wiedząc, że ponad podziałami może wrosnąć coś znacznie większego. Ważniejszego. Większego... - Wziął głęboki oddech, zbierając myśli, sam nie dowierzał tej magii, magii, jaka ich dzisiaj połączyła i jaka splotła ich losy razem - już na zawsze, nie wyobrażał sobie ni jednej chwili więcej spędzonej osobno. Nie wyobrażał sobie ni momentu, który mogliby spędzić oddzielnie - nie teraz, kiedy wreszcie udało im się wzajemnie odnaleźć, zrozumieć swoje błędy i przejrzeć na oczy, pojąć, że jedno bez drugiego istnieć nie mogło. Już nie, chciał na zawsze pozostać przy niej, cieszyć się jej bliskością, ciepłem, jej mądrością. - Nie patrzmy w przeszłość, Lucndo, to już nie czas oglądać się za siebie. Teraz mam ciebie, a ty masz mnie. Patrzmy w przyszłość, patrzmy razem w jednym kierunku. Może i późno, ale nasze serca powinna przepełniać radość, że w ogóle zdołaliśmy się odnaleźć - zapewnił ją bez zająknięcia, pewien tego, że mówił prawdę i pewien, że ta prawda winna między nimi wybrzmieć bez niedomówień. Widział, że to samo uczucie zawładnęło i nią, po cóż gasić płomień, gdy jego ciepło było tak przyjemne? - Odzyskamy każdą utraconą chwilę, gdy razem zaczniemy żyć szybciej i intensywniej, gdy razem sięgniemy gwiazd - odparł, a może obiecał, sobie, a może jej, oboje pragnęli tego samego, złączyć się węzłem, który nigdy nie rozluźni ich więzów. Nie przypuszczał nawet, że jego emocje podyktowane są chichotem wyjątkowo złośliwego skrzata, który przy pomocy miłości zechciał zakończyć wojnę - ta miłość wydawała mu się czysta, lekka, niewinna, daleka od brudnej dwuznacznej polityki, o której starał się teraz nie myśleć. To urok, zły czar skrzata, oderwał jego myśli od codzienności, nie miał na to żadnego wpływu: mógł się tylko temu poddać, wodospadowi tęsknych myśli, jej urokowi, jej powabowi. Była tak szczodrze piękna. Jego usta ułożyły się w subtelny usmiech, gdy dotknęła jego dłoni, miała tak delikatne palce, nikt nie mógł wątpić w krew płynącą w jej żyłach - takie dłonie miały tylko arystokratki.
- Dziękuję - odparł szeptem, poruszony, ale i szczęśliwy jej wyznaniem. Obietnica była dla niego wiele warta, bo przecież wierzył jej bezgranicznie - tak jak wierzył w to, że uda im się już zawsze być razem. Nie myślał wcale o życiu, które miał. Było bez znaczenia, tak jak wszystko inne - wszystko, co nie było stojącą przed nim Salamandrą. Zatopił się wraz z nią w łapczywym pocałunku, zsuwając dłonie na jej biodra, na których zacisnął je mocniej; przyciągnął ją ku sobie bliżej, czując jej oddech, bicie serca, zatopił sie w pocałunku bez reszty, spijając z jej ust rozkosz wypełniającą go od środka rozkoszną falą. Zanurzył usta w jej włosach, gdy odsunęła się ledwie fragment, badając jej zapach, starając się zapamiętać każdy fragment jej ciała, nim po raz kolejny sięgnął słodyczy jej ust.
Wiatr szarpał ich włosy i ubrania, wieczór zachodził gwiazdami, niósł ze sobą chłód, ale ich dwoje ogrzewała nowo odkryta miłość, ciepło nadziei i rosnącego płomienia namiętności. Nikt i nic nie miało znaczenia, zatrzymał się czas, stanęła ziemia, zniknęli inni, byli tylko we dwoje, gotowi oddać się sobie w pełni. Otrzeźwienie przyniosło słońce, gdy rozświetliło szmaragdowe źdźbła trawy - a Lucindy już nigdzie nie było.

/zt x2 :pwease:



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia nad jeziorem 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]08.09.20 20:32
25 lipca

Lata w Anglii nigdy nie należały do szczególnie urokliwych. Temperatura nie wynosiła zwykle więcej niż dwadzieścia pięć stopni i dość często padało, taki urok wyspiarskiego klimatu, lecz to tegorocznych okazało się jednym z najcieplejszych i najładniejszych jakie Harry miał w pamięci. Większość dni okazała się słoneczna i ciepła, bezchmurna, lecz nie duszna. W Londynie trudno było jednak Smithowi cieszyć się pogodą, kiedy na ulicach nieustannie toczyły się walki, a większość miasta była zwyczajnie opuszczona. Czarodzieje zajmowali tam mniej miejsca, niż się kiedyś wydawało. Teraz stolica Anglii przypominała Harry'emu miasto duchów. Wielka, opuszczona i zapuszczona. Trawa zdążyła urosnąć już tak wysoko, że nie zdziwiłby się, gdyby po ulicach zaczęła biegać leśna zwierzyna.
Nie miał zamiaru wyprowadzać się z Londynu (zresztą i tak nie bardzo miał gdzie, a do rodziców, do Oterry St. Catchpole w życiu by nie wrócił), lecz bardzo często go opuszczał. Właściwie to korzystał z każdej okazji, aby uciec z miasta. W połowie lipca miał okazję, aby odwiedzić Kumbrię, pozostającą pod opieką Fawleyów. Kraina jezior była zaś jednym z najpiękniejszych miejsc w całej Anglii.
Wracając z przesłuchania i rozmów o serii występów w jednym z tutejszych teatrów (Harry miał szczerą nadzieję, że wieść dotrze do kogoś z rodziny Fawleyów, łudził się, że to możliwe), wstąpił do uroczej kawiarni nad jednym z jezior, ukrytej przed niemagicznymi, więc przypuszczał, że bezpiecznej. Raczej konserwatyści nie mieli jej na celowniku, skoro wyłącznie czarodzieje mieli tu wstęp. Harry liczył jednocześnie, że tak odległe miejsce w ogóle ich nie interesuje... Byłoby szkoda, gdyby ktoś zakłócił panujący tu spokój.
Pojawił się w kawiarni około szesnastej, kiedy popołudniowe światło było już zdecydowanie cieplejsze, przyjemniejsze dla oka. Migotało w tafli spokojnego jeziora, nad którego brzegiem spacerowało kilkoro czarodziejów i czarownic. Ubrany w eleganckie, ciemne spodnie i wyprasowaną, jasną koszulę wyglądał jak ktoś ważniejszy, niż w rzeczywistości był. Czarne loki jak zawsze pozostawały w nieładzie, żaden grzebień nie mógł nad nim zapanować. Zajął miejsce na zewnątrz, grzechem byłoby nie korzystać z pogody i widoków w Kumbrii, a ponieważ zbliżała się pora podwieczorku zamówił filiżankę dobrej, angielskiej herbaty i kawałek ciasta posypanego migdałami. Sięgał już po książkę, by rozkoszować się lekturą w ciszy, kiedy jego uwagę zwróciła przechodząca obok elegancka blondynka. Powiódł za nią mimowolnie wzrokiem i być może dlatego dostrzegł, że jedwabna chusteczka wypadła jej z kieszeni. Zerwał się z miejsca, by ją podnieść.
- Szanowna pani, chyba to pani upuściła - zawołał za nią Harry, by czarownicę zatrzymać i zwrócić na siebie jej uwagę.



Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie

Harry Smith
Harry Smith
Zawód : śpiewak, muzyk
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Ja bym kota nie wziął
na weekend.
A ty mi chciałaś
serce oddać,
na wieczność
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7987-harry-smith https://www.morsmordre.net/t8560-markiza-anhelique#249750 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f189-hereford-square-7-15 https://www.morsmordre.net/t8559-skrytka-bankowa-nr-1938#249749 https://www.morsmordre.net/t8558-harry-smith#249747
Re: Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]10.09.20 0:55
Pannie Burroughs nie przyszło często cieszyć się ciepłą pogodą, mimo iż jej serce tęskniło do słonecznych promieni, delikatnie muskających bladą skórę. Większość swoich dni przyszło jej spędzać w pogrążonych emanującym przytulnością półmroku pracowniach alchemicznych - jeśli nie w pracy, to w piwnicy własnego domu przygotowując kolejne specyfiki bądź pracując nad własnymi recepturami. I jedynie czasem, tak jak dzisiejszego dnia, udawało jej się odnaleźć trochę czasu by nacieszyć się słońcem oraz dziennym światłem.
Kumbria nie należała do miejsc, które eteryczna alchemiczka zwykła często odwiedzać. Ograniczona ilość wolnego czasu sprawiała, że zwykłe trzymała się znanych już dróg w Surrey bądź tych bezpieczniejszych z londyńskich ulic, nadal portowe doki omijając jak najszerszym łukiem. Dzisiejszego dnia jednak, do Kumbrii przywołały ją sprawy wysokiej dlań wagi - lekcje z eliksilarnym profesorem, znacznie przewyższającym ją wiedzą. Frances od dziecka marzyła, by zgłębić wszystkie tajniki eliksirów, a do tego potrzebowała przewodnika. Zwłaszcza teraz, gdy w zwykłych bibliotekach nie szło znaleźć ksiąg, zawierających informacje, które nie byłyby jej znane.
Ubrana w chabrową sukienkę podkreślającą atuty jej figury w sposób subtelny oraz nienachalny wracała z lekcji, dłońmi skrytymi w białych rękawiczkach trzymając plik obszernych, ciężkich ksiąg. Nie chcąc ryzykować utratą cennych dla niej dzieł zrezygnowała z magii, zdając się na wątpliwą siłę wątłych mięśni.
Obcas jej pantofelków stukał o brukowaną uliczkę, w czasie gdy szaroniebieskie spojrzenie z fascynacją przyglądało się widokom, jakimi uraczyła ją obrana droga. Gdzieś w oddali błyszczała tafla jeziora, zachęcając, aby zanurzyć się jej wodach. I kawiarnia, a dokładniej jej ogród na chwilę przykuł uwagę alchemiczki. Na jedną, króciutką chwilę przystanęła, by z zaciekawieniem przyjrzeć się jednemu z kwiatów, by ponownie ruszyć w swoim kierunku. Zapachy ciast dobiegające z niewielkiego budynku kusiły, lecz nie dostatecznie by Frances zboczyła ze swojej trasy na chwilę zasłużonego odpoczynku.
W pierwszej chwili nie sądziła, by męski głos próbujący kogoś zatrzymać kierowany był w jej stronę. Szaroniebieskie spojrzenie przesunęło się po otoczeniu, na drodze jednak nie było nikogo po za nią. Alchemiczka odwróciła się, by zrobić kilka kroków w kierunku mężczyzny, szybko zauważając w jego dłoni swoją chusteczkę. Śnieżnobiałą, z wyhaftowanym nań niebieskim chabrem. - Och.. - Wyrwało się z jej ust, po czym zrobiła kolejne kilka kroków, podchodząc bliżej do czarodzieja. - Ja... Och, proszę mi dać chwilkę... -  Delikatny rumieniec przyozdobił jasną twarz, a kąciki malinowych ust uniosły się delikatnie ku górze. Ostrożnie Frances spróbowała przenieść ciężkie księgi z jednej dłoni w drugą tak, by przypadkiem woluminy nie znalazły się na ziemi. Nie było to zadaniem łatwym, gdyż jej mięśnie z pewnością nie posiadały odpowiedniej siły, potrzebowała więc kilku chwil, aby uwolnić jedną z dłoni. -Bardzo dziękuję, to miłe z pana strony. - Wypowiedziała, wyciągając skrytą pod rękawiczką dłoń, by odebrać swoją własność od uprzejmego czarodzieja.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]14.10.20 21:41
Kumbia należała za to do jednych z ulubionych miejsc Harry'ego. Przywodziła na myśl baśniową krainę ze swymi kryształowo czystymi jeziorami i bogatą przyrodą, o którą dbali lordowie i lady Fawley, aby wciąż stanowiły natchnienie dla wszelkiej maści artystów - może dlatego, że sami rozmiłowaniu byli w sztuce każdego rodzaju. Smith przeczytał kilka książek (połowa z nich opowiadała o miłości i wcale się temu nie dziwił), których akcja rozgrywała się właśnie w Kumbrii. Lubił przechadzać się brzegami tutejszych jezior, wyobrażając sobie, że jest bohaterem jednej z tej opowieści. A czasami po prostu, tak jak dzisiaj, usiąść przy filiżance herbaty i czerpać natchnienie z urody tych okolic - pisało mu się tu znacznie lepiej.
W przeciwieństwie do panny Burroughs Harry nie trzymał się tylko znanych dróg. Miał ciekawską naturę. Lubił odkrywać nowe miejsca, ludzi, krainy. Nowe zwyczaje i tradycje. Był ich naturalnie ciekaw i wszędzie po prostu szukał inspiracji. Nigdy nie wiadomo, gdzie człek znajdzie natchnienie, czyż nie? Wszędzie można odnaleźć coś zaskakującego, zachwycającego.
Tak jak dziś.
Cóż Smith mógł poradzić na to, że największy jego zachwyt poza muzyką i pięknem słów wzbudzała kobieca uroda? Nawet nie starał się z tym walczyć. Poddawał się temu po prostu, uznawał, że jest estetą i wzrokowcem, grzechem zaś byłoby nie zwrócić uwagi na takie piękno. Czarownica w chabrowej sukience, tak cudownie podkreślającej każdy atut smukłego ciała, wywarła na nim ogromne wrażenie, kiedy tylko odwróciła się ku niemu. Szedł za nią chwilę, nie wiedział, czy go nie słyszy, czy ignoruje - najwyraźniej jednak nie sądziła, aby mówił do niej.
I przestał, gdy ujrzał tę twarz - przywodziła na myśl posąg w niezwykle pozytywnym tych słów znaczeniu. Rzadko kiedy widywał urodę tak klasyczną, niemal doskonałą. Blondynka przypominała anioła, do tego miała głos tak miły dla ucha. Byłby głupcem, gdyby ot tak pozwolił jej odejść.
- Pomóc pani? - zapytał od razu, zerkając na księgi, które dźwigała - wyglądały na ciężkie i był pewien, że są, kiedy przekładała je pod pachę. - Mógłbym rzucić na nie zaklęcie, które sprawi, że będą lekkie jak piórko... - zaproponował. Transmutację miał w małym palcu. Świetnie sobie z nią radził. Nie wyciągnął jednak jeszcze różdżki. Oddał jedwabną chusteczkę właścicielce, gdy wyciągnęła ku niemu dłoń. W chwili, kiedy jego palce dotknęły jej chciał ją wydłużyć, lecz nigdy nie był nachalny. Cofnął rękę. - Ależ nie ma za co, panno... Jak pani na imię?
Rękawiczki uniemożliwiały identyfikację stanu cywilnego, niech to szlag. Wyglądała jednak młodo, bardzo młodo, istniała więc duża szansa, że materiał rękawiczki nie krył pod sobą obrączki.



Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie

Harry Smith
Harry Smith
Zawód : śpiewak, muzyk
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Ja bym kota nie wziął
na weekend.
A ty mi chciałaś
serce oddać,
na wieczność
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7987-harry-smith https://www.morsmordre.net/t8560-markiza-anhelique#249750 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f189-hereford-square-7-15 https://www.morsmordre.net/t8559-skrytka-bankowa-nr-1938#249749 https://www.morsmordre.net/t8558-harry-smith#249747
Re: Kawiarnia nad jeziorem [odnośnik]16.10.20 2:33
Obce było pannie Burroughs towarzystwo artystów… Nie licząc jednego, wyjątkowo specyficznego, zachrypniętego bażanta jaki zwykł kręcić się wokół jej rodziny, ścigając na towarzyszy kłopoty maści wszelakiej. Doceniała sztukę, zwłaszcza tą, pisaną słowem w grubych księgach, nigdy jednak nie przyszło jej poznać artystycznego spojrzenia na świat. Analityczny umysł mógłby mieć problem ze zrozumieniem innej percepcji, zwykle skupiając się na innym pięknie, skrytym między ciągami długich obliczeń oraz szeregu dogłębnych analiz.
Skupiona na trzymanych w dłoni księgach, w pierwszej chwili nie zwróciła większej uwagi na czarodzieja, który bohatersko uratował zagubioną chusteczkę. Dopiero gdy zaoferował pomoc, szaroniebieskie tęczówki, błyszczące lekkim zaskoczeniem powiodły do twarzy mężczyzny. Przyjemnej, całkiem sympatycznej, niczym nie przypominającej twarzy zbirów z portowych ulic. A to uspokajało, zwłaszcza w czasach równie niepewnych, jak te w których przyszło im żyć.
- Och, to niezmiernie uprzejme z pana strony… - Ostrożnie, złapała pewniej podręczniki, jakby obawiając się, iż wyślizgną się jej z dłoni. - Obawiam się jednak, że to nie jest możliwe. Widzi pan, to bardzo cenne księgi. Jeśli rzuciłabym na nie chociaż jedno, niewielkie zaklęcie ich właściciel zapewne zdarłby ze mnie skórę. - Odmówiła pomocy. Nie mogła narazić się profesorowi Lacework, zwłaszcza w taki sposób. Zbyt wielka waga spoczywała na szali. Szansa była jedna i ambitna czarownica nie chciała jej przegapić niczym zwykła trzpiotka. Kąciki malinowych ust uniosły się delikatnie w wyrazie delikatnego rozbawienia, chcąc odrobinę złagodzić czarną wizję, powstałą w jej wypowiedzi… Nawet jeśli wiedziała, iż jej los mógłby być o wiele gorszy. Alchemikom nie należało naciskać na odcisk, zwłaszcza tym, piekielnie dobrym.
Gdy ich palce spotkały się, na policzku panny Burroughs pojawił się delikatny rumieniec, nawet jeśli nie dotknęła bezpośrednio męskiej skóry. Eteryczne dziewczę nie zdążyło jeszcze oswoić się z rzeczą tak prostą oraz banalną jak dotyk. Tym bardziej, gdy ten pochodził ze strony nieznanych jeszcze mężczyzn. Jedwabna chusteczka powędrowała do kieszeni, tym razem głębiej, jakoby alchemiczka chciała upewnić się, że z pewnością z niej nie wypadnie.
- Proszę mi wybaczyć… - Zaczęła, w tym całym, niewielkim zamieszaniu zapominając o jakże prostych konwenansach. - Frances Burroughs. - Przedstawiła się. Ponownie, w automatycznym odruchu, wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny. - A pan? Przyjdzie mi poznać imię wybawcy mojej chusteczki? - Spytała z nutą rozbawienia w głosie, posyłając w jego kierunku ciepły, delikatny uśmiech. Szaroniebieskie spojrzenie z zaciekawieniem wodziło po męskiej twarzy.
- Jeszcze raz panu dziękuję, czasem niezwykle łatwo jest coś zgubić… - Zaczęła po chwili, czując, że zajmuje zbyt wiele męskiego czasu. Zapewne nie był tu sam, może nie miała wiele doświadczenia w materii relacji damsko-męskich, wyglądał jej jednak na mężczyznę, rzadko narzekającego na samotność. - Powinnam zbierać się w dalszą drogę… - Dodała, przenosząc spojrzenie na drogę, którą jeszcze przed chwilą przyszło jej przemierzać. Nie ruszyła jednak od razu, ponownie poprawiając księgi, uparcie próbujące wyślizgnąć się z wątłych ramion.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Kawiarnia nad jeziorem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach