Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka
Plumpkowa studnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Plumpkowa Studnia
Stara, kamienna studnia, znajdowała się w Dolinie Godryka od zawsze. Dosłownie; wykopana w trakcie powstawania wioski, przez długi czas stanowiła dla mieszkańców główne ujęcie wody, umiejscowiona wygodnie w miejscu, w którym krzyżowały się aż trzy mieszkalne ulice. Wielokrotnie niszczona i odbudowywana, służyła uparcie kolejnym pokoleniom, użytkowana (zapewne z sentymentu) nawet wtedy, gdy w okolicznych domach pojawiła się bieżąca woda. Przestała pełnić swoją rolę dopiero kilka lat temu, kiedy w jej głębinach zadomowiło się stado plumpek. Niemagiczna część mieszkańców wioski była co prawda skłonna wyplenić rybki, ale tutejsi czarodzieje, nie chcąc do tego dopuścić, rzucili na studnię urok, który zmienił smak stojącej w niej wody na wyjątkowo nieprzyjemny, skutecznie zniechęcając mugoli do dalszego jej wykorzystywania. Dzisiaj malowniczo położona studnia nadal jest jednym z ulubionych miejsc schadzek mieszkańców, spragnionych plotek lub kilku romantycznych chwil, ale schludną przeszłość ma już dawno za sobą: jej kamienne boki zarosły mchem, a pod powierzchnią wody (nietypowo wręcz przejrzystej) można dostrzec okrągłe, cętkowane plumpki.
Według krążących po Dolinie Godryka opowieści, studnia ma jeszcze jedną, magiczną właściwość: w ciemnej tafli odbijają się gwiazdy, które – tylko w ostatni dzień miesiąca, i tylko przy bezchmurnej pogodzie – dzielą się przebłyskami przyszłości, układając się w słowa krótkich, często tajemniczo brzmiących wróżb.
Aby otrzymać wróżbę, należy napisać post w tym temacie oraz wykonać rzut kością k20, a następnie odczytać treść przepowiedni zgodnie z poniższą rozpiską. Losować można tylko raz – przy każdej kolejnej próbie, gwiazdy na powierzchni studni będą jedynie migotać, nie układając się w żadne słowa.
1. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Mroźny wieczór przyniesie spotkanie, które odmieni twoje życie.
2. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: W domu czeka na ciebie złoty uśmiech od losu.
3. Spoglądając w studnię, widzisz własne odbicie - a gwiazdy, zamiast w słowa, układają się w koronę tuż nad twoją głową.
4. Gdy spoglądasz w wodną taflę, dostrzegasz siebie - a srebrne punkty, zamiast w słowa, układają się w połyskujący supeł na twojej szyi.
5. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Szmaragdowozielony blask zabarwi Twoją twarz.
6. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Twoja ścieżka jest stroma, ale na jej końcu odnajdziesz to, czego pragniesz.
7. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Nie uciekaj przed przeznaczeniem: poddaj się mu.
8. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Nie popełniaj błędów swoich rodziców i przodków.
9. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Posłuchaj następnej rady, jaką otrzymasz od przyjaciela lub od wroga - przyniesie Ci wiele dobrego.
10. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: W trakcie następnej kwadry Księżyca spotkasz kogoś, kto poruszy twe serce.
11. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Bądź czujny - ktoś, komu ufasz, zada ci cios w plecy.
12. Gwiazdy błyszczą niezwykle jasno, lecz równie szybko nikną wszystkie, pozostawiając w studni jedynie Twe ciemne, samotne odbicie.
13. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Nie oglądaj się za siebie. Zrobiłeś dobrze. Uwierz swemu przeczuciu.
14. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Ciemnooka kobieta okaże się twoją zgubą.
15. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Wybór drogi na skróty skończy się dla ciebie ślepą uliczką.
16. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Jeśli chcesz stać się lekki jak pióro, zdejmij ze swoich barków ołowiany ciężar.
17. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Zamknij oczy. Odwróć się. Zrób dwa kroki w prawo. Trzy w lewo. To, co znajdziesz, będzie twoje. (Po wylosowaniu tej kości i wykonaniu polecenia, zgłoś się do Mistrza Gry.)
18. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Jeśli chcesz zakończyć wojnę, uciesz najpierw tę, która rozgorzała w twoim sercu.
19. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Zagłuszenie bólu sprawi, że powróci ze zdwojoną siłą.
20. Na tafli studni, wśród odblasków gwiazd, dryfuje odłamek spadającej gwiazdy. Możesz wychylić się i go zabrać (zgłoś się po niego w aktualizacjach).
Według krążących po Dolinie Godryka opowieści, studnia ma jeszcze jedną, magiczną właściwość: w ciemnej tafli odbijają się gwiazdy, które – tylko w ostatni dzień miesiąca, i tylko przy bezchmurnej pogodzie – dzielą się przebłyskami przyszłości, układając się w słowa krótkich, często tajemniczo brzmiących wróżb.
Aby otrzymać wróżbę, należy napisać post w tym temacie oraz wykonać rzut kością k20, a następnie odczytać treść przepowiedni zgodnie z poniższą rozpiską. Losować można tylko raz – przy każdej kolejnej próbie, gwiazdy na powierzchni studni będą jedynie migotać, nie układając się w żadne słowa.
1. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Mroźny wieczór przyniesie spotkanie, które odmieni twoje życie.
2. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: W domu czeka na ciebie złoty uśmiech od losu.
3. Spoglądając w studnię, widzisz własne odbicie - a gwiazdy, zamiast w słowa, układają się w koronę tuż nad twoją głową.
4. Gdy spoglądasz w wodną taflę, dostrzegasz siebie - a srebrne punkty, zamiast w słowa, układają się w połyskujący supeł na twojej szyi.
5. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Szmaragdowozielony blask zabarwi Twoją twarz.
6. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Twoja ścieżka jest stroma, ale na jej końcu odnajdziesz to, czego pragniesz.
7. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Nie uciekaj przed przeznaczeniem: poddaj się mu.
8. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Nie popełniaj błędów swoich rodziców i przodków.
9. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Posłuchaj następnej rady, jaką otrzymasz od przyjaciela lub od wroga - przyniesie Ci wiele dobrego.
10. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: W trakcie następnej kwadry Księżyca spotkasz kogoś, kto poruszy twe serce.
11. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Bądź czujny - ktoś, komu ufasz, zada ci cios w plecy.
12. Gwiazdy błyszczą niezwykle jasno, lecz równie szybko nikną wszystkie, pozostawiając w studni jedynie Twe ciemne, samotne odbicie.
13. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Nie oglądaj się za siebie. Zrobiłeś dobrze. Uwierz swemu przeczuciu.
14. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Ciemnooka kobieta okaże się twoją zgubą.
15. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Wybór drogi na skróty skończy się dla ciebie ślepą uliczką.
16. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Jeśli chcesz stać się lekki jak pióro, zdejmij ze swoich barków ołowiany ciężar.
17. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Zamknij oczy. Odwróć się. Zrób dwa kroki w prawo. Trzy w lewo. To, co znajdziesz, będzie twoje. (Po wylosowaniu tej kości i wykonaniu polecenia, zgłoś się do Mistrza Gry.)
18. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Jeśli chcesz zakończyć wojnę, uciesz najpierw tę, która rozgorzała w twoim sercu.
19. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Zagłuszenie bólu sprawi, że powróci ze zdwojoną siłą.
20. Na tafli studni, wśród odblasków gwiazd, dryfuje odłamek spadającej gwiazdy. Możesz wychylić się i go zabrać (zgłoś się po niego w aktualizacjach).
Lokacja zawiera kości.
- W razie czego przyjmiemy cię do siebie. I tak w końcu jest nas tak mało, a nikt nie zajmuje się zasadami, że możesz zostać cyganem tak pełnoprawnie…chociaż czekaj, to fatalny pomysł, jeszcze ktoś by ci przez to zrobił krzywdę. – Wiedziała, że już teraz nie był w ciekawej sytuacji, ale jeżeli chodziło o przedstawianie się jako osoba z taboru…takie kwestie sprawiały jedynie problemy, bo kto chciałby przyznawać się do pochodzenia z rodziny o takiej renomie? Z jednej strony doskonale rozumiała, czemu tak jest, z drugiej strony…gdyby ludzie w jakiś sposób potrafili spojrzeć ponad takiej podziały, w ogóle nie mieliby wojny.
- Dobrze wiesz jak to jest z Thomasem. – Nie powstrzymała nawet skrzywienia się, spoglądając w kierunku, w którym odszedł najstarszy z braci Doe. Nie o to chodziło, że przyciągał chaos, powodując go w życiu swoich bliskich tak często, jak powodował go we własnym. Nie o to chodziło, że lekką ręką odrzucał zasady, nic sobie nie robiąc z błagań jego własnej siostry aby uważał na ich życie oraz bezpieczeństwo i aby nigdy jej nie okłamywał. Ale wychodziło jak wychodziło, bo nigdy nie zamierzał dotrzymywać tych obietnic, nawet wobec niej. Co miała zrobić? Jak miała mu ufać, skoro odsuwał ich, nie zastanawiając się nawet, że to jego bliscy cierpieli konsekwencje jego działań. I oni nie mogli uciec. – James…nie wiem.
Spojrzała w kierunku swojego gruntu pod stopami, ostrożnie grzebiąc w nim czubkiem buta. Naprawdę, naprawdę nie chciała traktować Marcela jako przeciwnika. Jasna strona umysłu wskazywała jej, że nigdy nim nie był, a wręcz przeciwnie – był dla Jamesa nie tylko jak brat, ale również robił wszystko, aby chronić ich przed tym co najgorsze. Ale przez dwa lata Sheila, pozostawiona sobie, miała szczerą nadzieję, że w wypadku odnalezienia się, wrócą czym prędzej do tego, co było. A jednak tak się nie stało. Wszyscy mieli mieć czas na przejście do porządku dziennego, ale ktoś musiał zajmować się mieszkaniem, ktoś musiał gotować, prać i cerować, a ktoś zarabiać. Marcel był od tego kuszącą wolnością, alternatywą, taką, którą Sheila wybrałaby równie chętnie gdyby miała ku temu możliwość, ale nie miała, bo trzeba było zadbać o rodzinę. To James mógł sięgnąć po wolność, nadaną mu przez urodzenie, ale nie ona. Dla zestresowanej, niedojadającej kobiety, która w wielu aspektach umysłu była wciąż dziewczynką, wydawało się, że za którymś razem James i Marcel znikną gdzieś i nie wrócą.
- Co mamy zrobić? Nie możemy trwać tak jak teraz, bo ktoś zacznie nam się narzucać, prędzej czy później. – Co, jeżeli Thomas nie pojawi się teraz, na początku stycznia? Czy zaczną o niego wypytywać? Czy postąpią krok dalej? Kiedy powiedział o szmalcownikach, pobladła nieco, chowając twarz w jego ramieniu, mając nadzieję, że przynajmniej to da mu jakiś sygnał do tego, aby o tym nie mówił. Była w końcu w Londynie, kiedy rozpoczynały się wyrzucania z nich mugoli, a to i tak było to delikatnym ujęciem tamtych wydarzeń. – Proszę, nie mów…wiesz bardzo dobrze, że skrzywdzić mnie może każdy i nie musi być szmalcownikiem. Co, gdyby ktoś się włamał do mieszkania gdzie siedzimy? Myślisz, że obronimy się same z Eve? Co, jeżeli ktoś złapie mnie na ulicy, tak jak w październiku?
Za dużo niepewności, za dużo niebezpieczeństw jak na ten najbezpieczniejszy Londyn. A jak do tego dodać lądującego w Tower co rusz Thomasa? Wydawało się, że najstarszy brat miał czasem wodę zamiast mózgu pakując się w takie kłopoty. Ale był dorosły i skoro błagania i prośby od siostry nie zwracały mu uwagi, co miał zrobić?
- Marci…Thomasa zaaresztowali dwa razy. Musiał podać prawdziwe dane…ja też podałam prawdziwe imię i nazwisko, bo się bałam, Wiem, byłam taka głupia, że to zrobiłam, ale nie chciałam kłamać, myślałam, że jak przyłapią mnie, to Adela będzie miała problemy, albo gorzej…co jeżeli w końcu tak się zirytują na Tommy’ego, że zaczną grzebać i szukać? Co jeżeli dojdą o mnie, co mam im powiedzieć jak nie przyjdzie teraz w styczniu… - Zaczynała się w niej wzbierać panika, ale miała tak dużo pytań, na które nie pojawiały się żadne odpowiedzi. A przynajmniej nie takie, o których ona by wiedziała, bo nikt jej o niczym nie mówił. Pewnie myśleli, że w ten sposób ją ochronią, ale czy ci, którzy przyjdą po odpowiedzi, zadowolą się tym, że Sheila nic nie wie? Wątpiła w to szczerze. Kiedy z jego strony padła prośba, panna Doe ostrożnie wyciągnęła w jego kierunku swój mały palec, zakładając go za jego własny i spoglądając na niego. Ostrożnie, szczerze, z prawdziwymi zamiarami.
- Obiecuję.
Uszczypnęła go lekko, kiedy tylko wspomniał o tym wszystkim, pytając się o jej gusta i wybory. Kiedyś wyobrażała sobie siebie u boku Marcela, a teraz...nie sądziła, aby w ogóle zwrócił na nią uwagę, to po pierwsze, po drugie zaś przecież toczyli rozmowę o rodzinie. Mimo to, chciała aby Marci odnalazł szczęście, cokolwiek by ono miało nie oznaczać.
- Wiesz, że nie mam, nawet jak się nie dopytujecie, a wcale mi to nieobojętne! – Westchnęła lekko, potrząsając swoją głową, w przeczeniu do jego słów. Spojrzenie jej jednak złagodniało kiedy wspomniał o zasadach. – Zasady, Marci, muszą działać na wszystkich. Tak jak nawet u nas. To prawda, że mężczyźni cieszą się o wiele większymi przywilejami, ale mają też obowiązki, aby rodzinę utrzymać. Kiedy się z nich nie wywiązują, czemu by mieli korzystać z przywilejów? – Nie odnosiła to tego do sytuacji swojej rodziny, myśląc jednak w szerszej perspektywie wszystkich Cyganów. Nikt tam nie utrzymywał nieroba, ani kogoś, kto nie podążał tradycjami.
Policzki pokryły się lekkim różem kiedy ją skomplementował, ostrożnie sięgając po jeden ze swoich kosmyków włosów, kładąc je ostrożnie na jego twarzy, tuż nad ustami.
- Popatrz, teraz masz wąsy. – Nie było to aż tak zabawne, ale pozwalało jej się rozchmurzyć, chociaż na chwilę. – Chyba są o wiele mniej smaczne od kakao. Ale…może przyniosę ci coś słodkiego? Powinnam mieć jedną niespodziankę dla ciebie. Nie zdradzę nic więcej! – Bo jeszcze gotów był dopytać, ale przecież wczoraj był taki smaczny tort, na pewno nie mogłaby tego przebić zwykłym miodem, więc nie było co się martwić, prawda?
- Czekolada – powiedziała bardzo powoli, tak aby mógł usłyszeć wszystkie niuanse akcentu. Rozpromieniła się na jego słowa po romsku, niemal bijąc mu brawo, ale szybko łapiąc się na tym, że chyba jednak byłoby to dziwne. – Bardzo dobrze! Nie będę wymagała od ciebie notatek, ale taka nauka kiedy w sumie mniej rozmawiamy po romsku niż po angielsku to w sumie nie nauka. Ale idzie ci bardzo dobrze! Postaram się mówić wolniej, tak abyś też nie miał problemu zrozumieć i mnie. A Thomasem się nie przejmuj, jak powie coś niemiłego, wtedy to ja ci przetłumaczę co powiedział. – Znając brata, ten by nie przedstawił Marcelowi tak ładnego zdania, a raczej spróbowałby mu wmówić coś w rodzaju „jestem złotym kabaczkiem”.
- Babcia pilnowała abyśmy umieli też rzeczy z angielskiego. W taborze mówiliśmy po romsku, ale kiedy przyjeżdżaliśmy do miast, musieliśmy wiedzieć, gdzie czai się zagrożenie. Ale czytać i pisać uczyliśmy się ledwie przed Hogwartem. Nie było łatwo na początku. – Nie dość, że miała spore opóźnienie w stosunku do swoich rówieśników, to jeszcze na początku musiała zajmować się tym, aby w ogóle wiedzę móc zdobywać.
- Chodźmy. Dziękuję, że wyszedłeś ze mną i Marsem na spacer, to było…miłe. Dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać. – Tak bez innych. Znów ostrożnie ujęła jego dłoń, przywołując jeszcze psa i przywiązując smycz do jego obroży. – Lubię, jak mówisz na mnie Sissy.
ztx2
- Dobrze wiesz jak to jest z Thomasem. – Nie powstrzymała nawet skrzywienia się, spoglądając w kierunku, w którym odszedł najstarszy z braci Doe. Nie o to chodziło, że przyciągał chaos, powodując go w życiu swoich bliskich tak często, jak powodował go we własnym. Nie o to chodziło, że lekką ręką odrzucał zasady, nic sobie nie robiąc z błagań jego własnej siostry aby uważał na ich życie oraz bezpieczeństwo i aby nigdy jej nie okłamywał. Ale wychodziło jak wychodziło, bo nigdy nie zamierzał dotrzymywać tych obietnic, nawet wobec niej. Co miała zrobić? Jak miała mu ufać, skoro odsuwał ich, nie zastanawiając się nawet, że to jego bliscy cierpieli konsekwencje jego działań. I oni nie mogli uciec. – James…nie wiem.
Spojrzała w kierunku swojego gruntu pod stopami, ostrożnie grzebiąc w nim czubkiem buta. Naprawdę, naprawdę nie chciała traktować Marcela jako przeciwnika. Jasna strona umysłu wskazywała jej, że nigdy nim nie był, a wręcz przeciwnie – był dla Jamesa nie tylko jak brat, ale również robił wszystko, aby chronić ich przed tym co najgorsze. Ale przez dwa lata Sheila, pozostawiona sobie, miała szczerą nadzieję, że w wypadku odnalezienia się, wrócą czym prędzej do tego, co było. A jednak tak się nie stało. Wszyscy mieli mieć czas na przejście do porządku dziennego, ale ktoś musiał zajmować się mieszkaniem, ktoś musiał gotować, prać i cerować, a ktoś zarabiać. Marcel był od tego kuszącą wolnością, alternatywą, taką, którą Sheila wybrałaby równie chętnie gdyby miała ku temu możliwość, ale nie miała, bo trzeba było zadbać o rodzinę. To James mógł sięgnąć po wolność, nadaną mu przez urodzenie, ale nie ona. Dla zestresowanej, niedojadającej kobiety, która w wielu aspektach umysłu była wciąż dziewczynką, wydawało się, że za którymś razem James i Marcel znikną gdzieś i nie wrócą.
- Co mamy zrobić? Nie możemy trwać tak jak teraz, bo ktoś zacznie nam się narzucać, prędzej czy później. – Co, jeżeli Thomas nie pojawi się teraz, na początku stycznia? Czy zaczną o niego wypytywać? Czy postąpią krok dalej? Kiedy powiedział o szmalcownikach, pobladła nieco, chowając twarz w jego ramieniu, mając nadzieję, że przynajmniej to da mu jakiś sygnał do tego, aby o tym nie mówił. Była w końcu w Londynie, kiedy rozpoczynały się wyrzucania z nich mugoli, a to i tak było to delikatnym ujęciem tamtych wydarzeń. – Proszę, nie mów…wiesz bardzo dobrze, że skrzywdzić mnie może każdy i nie musi być szmalcownikiem. Co, gdyby ktoś się włamał do mieszkania gdzie siedzimy? Myślisz, że obronimy się same z Eve? Co, jeżeli ktoś złapie mnie na ulicy, tak jak w październiku?
Za dużo niepewności, za dużo niebezpieczeństw jak na ten najbezpieczniejszy Londyn. A jak do tego dodać lądującego w Tower co rusz Thomasa? Wydawało się, że najstarszy brat miał czasem wodę zamiast mózgu pakując się w takie kłopoty. Ale był dorosły i skoro błagania i prośby od siostry nie zwracały mu uwagi, co miał zrobić?
- Marci…Thomasa zaaresztowali dwa razy. Musiał podać prawdziwe dane…ja też podałam prawdziwe imię i nazwisko, bo się bałam, Wiem, byłam taka głupia, że to zrobiłam, ale nie chciałam kłamać, myślałam, że jak przyłapią mnie, to Adela będzie miała problemy, albo gorzej…co jeżeli w końcu tak się zirytują na Tommy’ego, że zaczną grzebać i szukać? Co jeżeli dojdą o mnie, co mam im powiedzieć jak nie przyjdzie teraz w styczniu… - Zaczynała się w niej wzbierać panika, ale miała tak dużo pytań, na które nie pojawiały się żadne odpowiedzi. A przynajmniej nie takie, o których ona by wiedziała, bo nikt jej o niczym nie mówił. Pewnie myśleli, że w ten sposób ją ochronią, ale czy ci, którzy przyjdą po odpowiedzi, zadowolą się tym, że Sheila nic nie wie? Wątpiła w to szczerze. Kiedy z jego strony padła prośba, panna Doe ostrożnie wyciągnęła w jego kierunku swój mały palec, zakładając go za jego własny i spoglądając na niego. Ostrożnie, szczerze, z prawdziwymi zamiarami.
- Obiecuję.
Uszczypnęła go lekko, kiedy tylko wspomniał o tym wszystkim, pytając się o jej gusta i wybory. Kiedyś wyobrażała sobie siebie u boku Marcela, a teraz...nie sądziła, aby w ogóle zwrócił na nią uwagę, to po pierwsze, po drugie zaś przecież toczyli rozmowę o rodzinie. Mimo to, chciała aby Marci odnalazł szczęście, cokolwiek by ono miało nie oznaczać.
- Wiesz, że nie mam, nawet jak się nie dopytujecie, a wcale mi to nieobojętne! – Westchnęła lekko, potrząsając swoją głową, w przeczeniu do jego słów. Spojrzenie jej jednak złagodniało kiedy wspomniał o zasadach. – Zasady, Marci, muszą działać na wszystkich. Tak jak nawet u nas. To prawda, że mężczyźni cieszą się o wiele większymi przywilejami, ale mają też obowiązki, aby rodzinę utrzymać. Kiedy się z nich nie wywiązują, czemu by mieli korzystać z przywilejów? – Nie odnosiła to tego do sytuacji swojej rodziny, myśląc jednak w szerszej perspektywie wszystkich Cyganów. Nikt tam nie utrzymywał nieroba, ani kogoś, kto nie podążał tradycjami.
Policzki pokryły się lekkim różem kiedy ją skomplementował, ostrożnie sięgając po jeden ze swoich kosmyków włosów, kładąc je ostrożnie na jego twarzy, tuż nad ustami.
- Popatrz, teraz masz wąsy. – Nie było to aż tak zabawne, ale pozwalało jej się rozchmurzyć, chociaż na chwilę. – Chyba są o wiele mniej smaczne od kakao. Ale…może przyniosę ci coś słodkiego? Powinnam mieć jedną niespodziankę dla ciebie. Nie zdradzę nic więcej! – Bo jeszcze gotów był dopytać, ale przecież wczoraj był taki smaczny tort, na pewno nie mogłaby tego przebić zwykłym miodem, więc nie było co się martwić, prawda?
- Czekolada – powiedziała bardzo powoli, tak aby mógł usłyszeć wszystkie niuanse akcentu. Rozpromieniła się na jego słowa po romsku, niemal bijąc mu brawo, ale szybko łapiąc się na tym, że chyba jednak byłoby to dziwne. – Bardzo dobrze! Nie będę wymagała od ciebie notatek, ale taka nauka kiedy w sumie mniej rozmawiamy po romsku niż po angielsku to w sumie nie nauka. Ale idzie ci bardzo dobrze! Postaram się mówić wolniej, tak abyś też nie miał problemu zrozumieć i mnie. A Thomasem się nie przejmuj, jak powie coś niemiłego, wtedy to ja ci przetłumaczę co powiedział. – Znając brata, ten by nie przedstawił Marcelowi tak ładnego zdania, a raczej spróbowałby mu wmówić coś w rodzaju „jestem złotym kabaczkiem”.
- Babcia pilnowała abyśmy umieli też rzeczy z angielskiego. W taborze mówiliśmy po romsku, ale kiedy przyjeżdżaliśmy do miast, musieliśmy wiedzieć, gdzie czai się zagrożenie. Ale czytać i pisać uczyliśmy się ledwie przed Hogwartem. Nie było łatwo na początku. – Nie dość, że miała spore opóźnienie w stosunku do swoich rówieśników, to jeszcze na początku musiała zajmować się tym, aby w ogóle wiedzę móc zdobywać.
- Chodźmy. Dziękuję, że wyszedłeś ze mną i Marsem na spacer, to było…miłe. Dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać. – Tak bez innych. Znów ostrożnie ujęła jego dłoń, przywołując jeszcze psa i przywiązując smycz do jego obroży. – Lubię, jak mówisz na mnie Sissy.
ztx2
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Tego dnia miał odwiedzić kilka osób. Nie zamierzał jednak wpadać bez zapowiedzi, dlatego do każdej z nich rozesłał listy ze stosownym pytaniem o możliwość przybycia. Wysłanie sowy z listami miało służyć również ustaleniu wszystkich szczegółów tych spotkań. Cenił sobie wygodę i starał się być zorganizowany, dlatego też wolał dopinać takie sprawy na ostatni guzik. Tym razem do Doliny Godryka zabrał ze sobą Runę, prowadząc ją przez miasto na skórzanej smyczy. Suczka psidwaka była znowu trochę większa, niż w zeszłym miesiącu. Prawie dwa miesiące z nim i była już zdrowym i szczęśliwym psidwakiem. Do tej pory zdążył nauczyć ją kilku podstawowych komend.
— Runa, siad. Dobry psidwak — Powiedział stając tuż przy starej, kamiennej studni. Oparł się o nią, układając na pokrytym zmarzniętym lub nawet zamarzniętym mchem murku zgiętą w łokciu lewą rękę, będąc przy tym zwróconym plecami do pobliskich ulic. Runa posłusznie usiadła przy jego nodze, za co szczerze pochwalił ją. Na moment też pochylił się nad suczką, by pogłaskać ją po łebku. To wystarczyło, by Runa zaczęła merdać ogonem. Po chwili na powrót zajął poprzedni punkt obserwacyjny.
Zajrzał w tym momencie w głąb studni. Kuzyn opowiedział mu o magicznych właściwościach wody wypełniającej ten szyb, ale również o żyjących w niej plumpkach. Powierzchnia wody zniknęła pod warstwą lodu, którą rozbił zaklęciem. Schował swoją różdżkę do wewnętrznej kieszeni swojego zimowego płaszcza. Spod popękanych kawałków lodu dostrzegał błyski okrągłych, cętkowanych rybek.
Istniała szansa, że dzisiaj, właśnie w ostatni dzień miesiąca uda mu się doświadczyć prawdziwej magii tej i poznać swój los. Do tej pory średnio wierzył we wszelakie wróżby. Stąpał zbyt twardo po ziemi na to. Już w latach szkolnych nie zapałał szczerą sympatią do wróżbiarstwa i pokrewnych z nim dziedzin. Dlatego to, co robił w tym momencie traktował bardziej jak zabawę, niż faktyczną przepowiednię. Prawdopodobnie zacząłby w to wszystko bardziej wierzyć, gdyby ta ewentualna wróżba spełniła się.
Pokaż mi przyszłość, zaklęta studnio
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Ostatnio zmieniony przez Volans Moore dnia 25.01.22 20:54, w całości zmieniany 1 raz
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Volans Moore' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 18
'k20' : 18
Po raz kolejny Deimos został wysłany do dziadków, ponieważ ojciec “musiał pracować”. Chłopiec powoli miał tego dość, mimo że bardzo lubił spędzać czas w Dolinie - tu mógł sobie chodzić wszędzie, nie obawiając się, że dostanie burę, kiedy oddali się za bardzo od domu. Po prostu musiał na czas wrócić na kolację albo obiad (a babcia gotowała jego najulubieńsze potrawy).
Ojciec prawie nie było w domu, bo pracował. Jak to się dzieje, że jacyś obcy ludzie są ważniejsi od niego? Mama nigdy by na coś takiego nie pozwoliła! Niestety, stała się duchem, a duchom trudniej jest wymuszać w domu porządek. Tym bardziej, kiedy musi się ukrywać, żeby nie zostać wygnaną na zawsze.
Myśląc o tym podczas spaceru, młody Fancourt ze złości kopną najbliższą zaspę i śnieg widowiskowo rozsypał się na wszystkie strony.
-Głupek… - mruknął pod nosem.
Chyba że ojciec robił to specjalnie?
Chłopiec rozejrzał się, w poszukiwaniu mamy. Ta zawsze wiedziała, co należy robić. Niestety, nadal nie było jej obok. Cóż, pewnie była zajęta swoimi duchowymi sprawami. Deimos, obcując z martwymi już bardzo długo, nauczył się, że mają oni również swoje zajęcia, które są Bardzo Ważne. Co to było dokładnie? Tego nie wiedział. Brzmiało to jednak poważnie.
Zastanawiając się, gdzie są i co robią duchy, kiedy nie ma ich obok, skierował się w stronę starej studni, przy której zawsze się ktoś kręcił. A to oznaczało, że można było znaleźć kogoś, z kim dało się pobawić. Już za chwilę musiał już wracać do domu, a jeszcze niczego ciekawego dziś nie zrobił. Trzeba było natychmiast to zmienić.
I tym razem miał szczęście! Bo oto koło studni stał prześliczny i najprawdziwszy na świecie psidwaczek!
Deimos od zawsze marzył o takim, ale oczywiście ojciec nigdy by się nie zgodził, żeby jego syn miał zwierzęcego przyjaciela. Bo psidwaki były fajne, a straszy Fancourt lubił tylko to, co jest nudne, nie biega i nie wydaje żadnych dźwięków.
Skupiwszy się na zwierzaku, chłopiec kompletnie nie zwrócił uwagi na stojącego obok mężczyznę, więc dopiero, kiedy podszedł na tyle blisko, żeby spróbować dotknąć czworonoga, zdał sobie sprawę, że na drugim końcu smyczy jest również człowiek.
-Dobry wieczór. - podniósł wzrok na nieznajomego, wskazując ręką na psidwaka. - Czy mogę go pogłaskać? Jest bardzo ładny.
Następnie zerknął na studnię.
-Dziadek mówi, że studnia nauczyła się tego, jak mówią gwiazdy i teraz pomaga im opowiadać ludziom, co ich czeka. Bo długo tak na siebie patrzyli, że zrobiło im się bardzo głupio, że nie mogą porozmawiać.
Jeśli dziadek tak powiedział, to na pewno tak było.
-No i to, co tu się zobaczy, jest bardzo ważne! Nie można o tym zapominać!
Deimos chwycił się dłońmi brzegów studni i wbił spojrzenie w taflę wody. Może gwiazdy powiedzą mu, co powinien zrobić w sytuacji z ojcem?
Ojciec prawie nie było w domu, bo pracował. Jak to się dzieje, że jacyś obcy ludzie są ważniejsi od niego? Mama nigdy by na coś takiego nie pozwoliła! Niestety, stała się duchem, a duchom trudniej jest wymuszać w domu porządek. Tym bardziej, kiedy musi się ukrywać, żeby nie zostać wygnaną na zawsze.
Myśląc o tym podczas spaceru, młody Fancourt ze złości kopną najbliższą zaspę i śnieg widowiskowo rozsypał się na wszystkie strony.
-Głupek… - mruknął pod nosem.
Chyba że ojciec robił to specjalnie?
Chłopiec rozejrzał się, w poszukiwaniu mamy. Ta zawsze wiedziała, co należy robić. Niestety, nadal nie było jej obok. Cóż, pewnie była zajęta swoimi duchowymi sprawami. Deimos, obcując z martwymi już bardzo długo, nauczył się, że mają oni również swoje zajęcia, które są Bardzo Ważne. Co to było dokładnie? Tego nie wiedział. Brzmiało to jednak poważnie.
Zastanawiając się, gdzie są i co robią duchy, kiedy nie ma ich obok, skierował się w stronę starej studni, przy której zawsze się ktoś kręcił. A to oznaczało, że można było znaleźć kogoś, z kim dało się pobawić. Już za chwilę musiał już wracać do domu, a jeszcze niczego ciekawego dziś nie zrobił. Trzeba było natychmiast to zmienić.
I tym razem miał szczęście! Bo oto koło studni stał prześliczny i najprawdziwszy na świecie psidwaczek!
Deimos od zawsze marzył o takim, ale oczywiście ojciec nigdy by się nie zgodził, żeby jego syn miał zwierzęcego przyjaciela. Bo psidwaki były fajne, a straszy Fancourt lubił tylko to, co jest nudne, nie biega i nie wydaje żadnych dźwięków.
Skupiwszy się na zwierzaku, chłopiec kompletnie nie zwrócił uwagi na stojącego obok mężczyznę, więc dopiero, kiedy podszedł na tyle blisko, żeby spróbować dotknąć czworonoga, zdał sobie sprawę, że na drugim końcu smyczy jest również człowiek.
-Dobry wieczór. - podniósł wzrok na nieznajomego, wskazując ręką na psidwaka. - Czy mogę go pogłaskać? Jest bardzo ładny.
Następnie zerknął na studnię.
-Dziadek mówi, że studnia nauczyła się tego, jak mówią gwiazdy i teraz pomaga im opowiadać ludziom, co ich czeka. Bo długo tak na siebie patrzyli, że zrobiło im się bardzo głupio, że nie mogą porozmawiać.
Jeśli dziadek tak powiedział, to na pewno tak było.
-No i to, co tu się zobaczy, jest bardzo ważne! Nie można o tym zapominać!
Deimos chwycił się dłońmi brzegów studni i wbił spojrzenie w taflę wody. Może gwiazdy powiedzą mu, co powinien zrobić w sytuacji z ojcem?
Ostatnio zmieniony przez Deimos Fancourt dnia 21.04.22 22:32, w całości zmieniany 1 raz
Deimos Fancourt
Zawód : wirtuoz gry na nerwach dorosłych
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I have never tried that before, so I think I should definitely be able to do that.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Deimos Vale' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 3
'k20' : 3
Nie spodziewał się towarzystwa i to w postaci na oko siedmioletniego chłopca. Może Dolina była bezpiecznym miejscem, jednak uważał, że dzieci nie powinny poruszać się bez opieki rodziców. Zwłaszcza, jeśli nie osiągnęły pewnego wieku i nie były wystarczająco samodzielne.
Gdyby sam był ojcem to przez wzgląd na krew płynącą w jego żyłach, trzymałby swoje pociechy pod kloszem. Dla ich bezpieczeństwa. I tak będzie postępować, gdy już założy rodzinę. Jeśli założy. Odsuwając na bok bycie kawalerem, w owładniętym wojną kraju nierozważnie było tak daleko wybiegać w przyszłość. Jutro zawsze wydawało się niepewne i ciężko było sobie cokolwiek zaplanować w dłuższej perspektywie czasu.
Słysząc głos stojącego przy studni i przy nim siedmiolatka, obejrzał się na dzieciaka. Uśmiechnął się do niego ciepło zupełnie jakby on był synem jego znajomych. Może się okazać, że w przeciągu kilku chwil zapozna się z rodzicami tego dzieciaka, którzy przebywali gdzieś tutaj. Kto wie, może nawet szukali swojego syna.
Przywykł do tego, że Runa kradła całą uwagę. Całkowicie to rozumiał. Była uroczym stworzeniem. Niemniej pozostawał wyczulony na wszelkie próby interakcji z Runą ze strony osób trzecich bez jego wiedzy i zgody. Nawet, jeśli Runa lgnęła do ludzi i to było widać, bowiem szarpnęła się na smyczy, z radośnie rozedrganym ogonkiem i wesołym poszczekiwaniem.
— Dobry wieczór — Przywitał się uprzejmie z chłopcem. — Możesz. Wabi się Runa — Udzielił mu zgody na to. Tym bardziej, że naprawdę uprzejmie zapytał o możliwość pogłaskania jego pupila.
— Twój dziadek jest bardzo mądry. To musi być prawda. Choć czasem jest lepiej nie znać swojej przyszłości i przyjmować życie takim jakie jest — Wyraził w ten sposób swoje uznanie dla osoby dziadka chłopca. Przyszłość nie zawsze układała się w świetlanych barwach, zwłaszcza w obecnych czasach. — Z pewnością masz rację — Dodał choć sam nie był do tego przekonany. Z drugie strony, studnia pokazała mu coś, co byłoby trudno wyrzucić mu z pamięci. Jeśli chcesz zakończyć wojnę, ucisz najpierw tę, która rozgorzała w twoim sercu. Chciał, aby ta wojna dobiegła końca i doskonale wiedział, z czym się zmagał. To jednak nie mogło być tak proste.
— Jesteś tutaj sam? Gdzie twoi rodzice? — Zadał mu bardzo istotne pytania, chcąc mieć pewność, że rodzice dzieciaka są gdzieś tutaj. Powinni być.
Gdyby sam był ojcem to przez wzgląd na krew płynącą w jego żyłach, trzymałby swoje pociechy pod kloszem. Dla ich bezpieczeństwa. I tak będzie postępować, gdy już założy rodzinę. Jeśli założy. Odsuwając na bok bycie kawalerem, w owładniętym wojną kraju nierozważnie było tak daleko wybiegać w przyszłość. Jutro zawsze wydawało się niepewne i ciężko było sobie cokolwiek zaplanować w dłuższej perspektywie czasu.
Słysząc głos stojącego przy studni i przy nim siedmiolatka, obejrzał się na dzieciaka. Uśmiechnął się do niego ciepło zupełnie jakby on był synem jego znajomych. Może się okazać, że w przeciągu kilku chwil zapozna się z rodzicami tego dzieciaka, którzy przebywali gdzieś tutaj. Kto wie, może nawet szukali swojego syna.
Przywykł do tego, że Runa kradła całą uwagę. Całkowicie to rozumiał. Była uroczym stworzeniem. Niemniej pozostawał wyczulony na wszelkie próby interakcji z Runą ze strony osób trzecich bez jego wiedzy i zgody. Nawet, jeśli Runa lgnęła do ludzi i to było widać, bowiem szarpnęła się na smyczy, z radośnie rozedrganym ogonkiem i wesołym poszczekiwaniem.
— Dobry wieczór — Przywitał się uprzejmie z chłopcem. — Możesz. Wabi się Runa — Udzielił mu zgody na to. Tym bardziej, że naprawdę uprzejmie zapytał o możliwość pogłaskania jego pupila.
— Twój dziadek jest bardzo mądry. To musi być prawda. Choć czasem jest lepiej nie znać swojej przyszłości i przyjmować życie takim jakie jest — Wyraził w ten sposób swoje uznanie dla osoby dziadka chłopca. Przyszłość nie zawsze układała się w świetlanych barwach, zwłaszcza w obecnych czasach. — Z pewnością masz rację — Dodał choć sam nie był do tego przekonany. Z drugie strony, studnia pokazała mu coś, co byłoby trudno wyrzucić mu z pamięci. Jeśli chcesz zakończyć wojnę, ucisz najpierw tę, która rozgorzała w twoim sercu. Chciał, aby ta wojna dobiegła końca i doskonale wiedział, z czym się zmagał. To jednak nie mogło być tak proste.
— Jesteś tutaj sam? Gdzie twoi rodzice? — Zadał mu bardzo istotne pytania, chcąc mieć pewność, że rodzice dzieciaka są gdzieś tutaj. Powinni być.
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
-Jakie śliczne imię! - Deimos uśmiechnął się szeroko i bez większego zastanowienia wyciągnął ręce, by podrapać psidwaka za uszami. - No chodź do mnie!
Chłopiec wiedział od babci, że wiele zwierzaków lubiło drapanie pod brodą albo za uszami. Akurat też się dobrze składało, bo chłopcu udało się niedawno wymigać od obcinania paznokci, tak że Runa była naprawdę zachwycona.
Dorośli w ogóle mieli obsesję, by wszystko było krótkie, równe i gładkie. Dlaczego? Tego niestety młody Fancourt nie rozumiał i był pewien, że nigdy tego nie pojmie.
Kiedy już wystarczająco nacieszył się kontaktem z psidwakiem, skupił się na studni, w której to dostrzegł, jak gwiazdy układają się w prawdziwą koronę na głowie jego odbicia. To był znak! Na pewno!
Tylko jak to zrozumieć?
-A dlaczego tak ma być lepiej? - chłopiec momentalnie oderwał spojrzenie od dziwnego zjawiska, ponieważ zaciekawiło go to, co powiedział mężczyzna. Wbił w niego spojrzenie, czekając, aż wytłumaczy, co właściwie ma na myśli. Nieczęsto w życiu młodego Fancourta zdarzało się, że dorosły chciał z nim rozmawiać o prawdziwych i poważnych dorosłych tematach. - Przecież jak się wie, co będzie, to można coś z tym zrobić…
Chłopiec zmarszczył czoło. Przecież to nie miało sensu! Jeśli są miejsca na ziemi, które pozwalają zrozumieć, co ma się wydarzyć, to po coś te miejsca są i trzeba korzystać z tej wiedzy! Bo gdyby nie były potrzebne, to by w ogóle nie istniały.
-Wiem, że mam rację. - pokiwał głową, jakby było to coś oczywistego, ponieważ słowa jego dziadka nie mogły być kłamstwem. - Bo mi gwiazdy pokazały, że noszę koronę, proszę Pana.
To mówiąc, znowu wskazał na wnętrze studni, jego ton brzmiał bardzo poważnie, jakby dzielił się bardzo ważną informacją. Korona na pewno wskazywała na to, że jest nieomylny.
-A co Panu powiedziały gwiazdy? Może to coś bardzo ważnego? - Fancourt był okropnie przejęty i bardzo chciał się dowiedzieć, co zobaczył w studni jego nowy znajomy. Zrozumiał też, że na śmierć zapomniał o jeszcze jednej rzeczy.
-Jak się Pan nazywa? Ja jestem Deimos Fancourt. - wyciągnął do mężczyzny rękę jak prawdziwy dorosły. - A moi rodzice są zajęci w innym miejscu, ale moi dziadkowie mieszkają w tej okolicy. Potterowie - doprecyzował. Kłamstwo, dotyczące jego rodziców przyszło mu niesamowicie łatwo. W pewnym sensie nie mijał się z prawdą w drastyczny sposób - ojciec był w pracy w Londynie, a mama była zajęta jakimiś swoimi duchowymi sprawami w bliżej nieokreślonym miejscu.
Chłopiec wiedział od babci, że wiele zwierzaków lubiło drapanie pod brodą albo za uszami. Akurat też się dobrze składało, bo chłopcu udało się niedawno wymigać od obcinania paznokci, tak że Runa była naprawdę zachwycona.
Dorośli w ogóle mieli obsesję, by wszystko było krótkie, równe i gładkie. Dlaczego? Tego niestety młody Fancourt nie rozumiał i był pewien, że nigdy tego nie pojmie.
Kiedy już wystarczająco nacieszył się kontaktem z psidwakiem, skupił się na studni, w której to dostrzegł, jak gwiazdy układają się w prawdziwą koronę na głowie jego odbicia. To był znak! Na pewno!
Tylko jak to zrozumieć?
-A dlaczego tak ma być lepiej? - chłopiec momentalnie oderwał spojrzenie od dziwnego zjawiska, ponieważ zaciekawiło go to, co powiedział mężczyzna. Wbił w niego spojrzenie, czekając, aż wytłumaczy, co właściwie ma na myśli. Nieczęsto w życiu młodego Fancourta zdarzało się, że dorosły chciał z nim rozmawiać o prawdziwych i poważnych dorosłych tematach. - Przecież jak się wie, co będzie, to można coś z tym zrobić…
Chłopiec zmarszczył czoło. Przecież to nie miało sensu! Jeśli są miejsca na ziemi, które pozwalają zrozumieć, co ma się wydarzyć, to po coś te miejsca są i trzeba korzystać z tej wiedzy! Bo gdyby nie były potrzebne, to by w ogóle nie istniały.
-Wiem, że mam rację. - pokiwał głową, jakby było to coś oczywistego, ponieważ słowa jego dziadka nie mogły być kłamstwem. - Bo mi gwiazdy pokazały, że noszę koronę, proszę Pana.
To mówiąc, znowu wskazał na wnętrze studni, jego ton brzmiał bardzo poważnie, jakby dzielił się bardzo ważną informacją. Korona na pewno wskazywała na to, że jest nieomylny.
-A co Panu powiedziały gwiazdy? Może to coś bardzo ważnego? - Fancourt był okropnie przejęty i bardzo chciał się dowiedzieć, co zobaczył w studni jego nowy znajomy. Zrozumiał też, że na śmierć zapomniał o jeszcze jednej rzeczy.
-Jak się Pan nazywa? Ja jestem Deimos Fancourt. - wyciągnął do mężczyzny rękę jak prawdziwy dorosły. - A moi rodzice są zajęci w innym miejscu, ale moi dziadkowie mieszkają w tej okolicy. Potterowie - doprecyzował. Kłamstwo, dotyczące jego rodziców przyszło mu niesamowicie łatwo. W pewnym sensie nie mijał się z prawdą w drastyczny sposób - ojciec był w pracy w Londynie, a mama była zajęta jakimiś swoimi duchowymi sprawami w bliżej nieokreślonym miejscu.
Deimos Fancourt
Zawód : wirtuoz gry na nerwach dorosłych
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I have never tried that before, so I think I should definitely be able to do that.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
— Wiedziałem, że do niej pasuje to imię — Przyznał z zadowoleniem. Zrobiło mu się bardzo miło za sprawą słów tego chłopca, któremu musiało się naprawdę spodobać to imię. Widać było, że dzieciak naprawdę lubi zwierzęta. Do tego zachowywał się nad wyraz kulturalnie, dlatego nie widział przeciwskazań, przez które miałby nie dopuścić go do swojego pupila. Uśmiechem obserwował chłopca podczas głaskania czy drapania Runy.
— Chcemy dowiadywać się rzeczach dobrych, które mogą nas spotkać. Dzisiaj o wiele łatwiej o złe rzeczy. Ponadto... to my, a nie przepowiednie kształtują nasze losy — Wyraził swoje zdanie w tej kwestii. Może nie były to tematy odpowiednie do rozmowy z dzieckiem, ale raczej nie należało ich unikać ani ukrywać przed dziećmi jaki świat jest naprawdę. — Niekoniecznie. Próbując temu zapobiec można osiągnąć efekt odwrotny od zamierzonego albo nawet do tego doprowadzić — Odparł po chwili. Dlatego on wolał nie wiedzieć tego, co czeka. Bo gdyby wiedział to robiłby wszystko, by temu zapobiec i pewnie to odbiłoby mu się czkawką. W najlepszym razie.
— Jak myślisz, co to znaczy? — Zapytał zainteresowany tym, co ten chłopak zobaczył w tafli wody. Raczej nie zostanie królem, ale kto wie co go czeka. Może zajdzie daleko albo okaże się jedną z osób, które zmienią ten świat. Ten świat będzie trzeba naprawić po wojnie na wielu płaszczyznach.
— Cóż... powiedziały mi, że jeśli chcę zakończyć wojnę, muszę uciszyć tę w swoim sercu. Nie wiem — Podzielił się swoją przepowiednią z tym chłopcem. To wydawało mu się prawdą, że toczył wojnę we własnym sercu. Starał się postępować słusznie, zgodnie ze swoim kodeksem moralnym. Obecny świat zdawał się co rusz wystawiać go na próbę, jakby oczekując że się nagnie do jego woli albo się złamie w pół pod wpływem własnego uporu. Ile może uczynić jeden człowiek, aby zakończyć trwającą wojnę? Czy w ogóle jest w stanie czegoś takiego dokonać? Jeśli tak, to w jaki sposób? Słowa tej przepowiedni zdawały się być nad wyraz adekwatne, ale nie obudziły w nim ducha rewolucjonisty wierzącego w to, że sam jeden dokona niemożliwego. Więksi i potężniejsi od niego nie zdołali tego uczynić.
— Jestem Volans. Miło mi cię poznać, Deimosie — Przedstawił się, wyciągając ku niemu prawą dłoń i ściskając jego dziecięcą dłoń. Zrobiło to na nim stosowne wrażenie. Celowo pominął nazwisko. Dzieci zazwyczaj były prawdomówne i bardzo gadatliwe, a jego brat jest uważany za terrorystę. — Potterowie to szanowana rodzina — Powiedział jedynie, nie mając podstaw do zakwestionowania słów Deimosa. Założył, że jego dziadkowie trzymają rękę na pulsie i interesują się losem swojego wnuka.
— Chcemy dowiadywać się rzeczach dobrych, które mogą nas spotkać. Dzisiaj o wiele łatwiej o złe rzeczy. Ponadto... to my, a nie przepowiednie kształtują nasze losy — Wyraził swoje zdanie w tej kwestii. Może nie były to tematy odpowiednie do rozmowy z dzieckiem, ale raczej nie należało ich unikać ani ukrywać przed dziećmi jaki świat jest naprawdę. — Niekoniecznie. Próbując temu zapobiec można osiągnąć efekt odwrotny od zamierzonego albo nawet do tego doprowadzić — Odparł po chwili. Dlatego on wolał nie wiedzieć tego, co czeka. Bo gdyby wiedział to robiłby wszystko, by temu zapobiec i pewnie to odbiłoby mu się czkawką. W najlepszym razie.
— Jak myślisz, co to znaczy? — Zapytał zainteresowany tym, co ten chłopak zobaczył w tafli wody. Raczej nie zostanie królem, ale kto wie co go czeka. Może zajdzie daleko albo okaże się jedną z osób, które zmienią ten świat. Ten świat będzie trzeba naprawić po wojnie na wielu płaszczyznach.
— Cóż... powiedziały mi, że jeśli chcę zakończyć wojnę, muszę uciszyć tę w swoim sercu. Nie wiem — Podzielił się swoją przepowiednią z tym chłopcem. To wydawało mu się prawdą, że toczył wojnę we własnym sercu. Starał się postępować słusznie, zgodnie ze swoim kodeksem moralnym. Obecny świat zdawał się co rusz wystawiać go na próbę, jakby oczekując że się nagnie do jego woli albo się złamie w pół pod wpływem własnego uporu. Ile może uczynić jeden człowiek, aby zakończyć trwającą wojnę? Czy w ogóle jest w stanie czegoś takiego dokonać? Jeśli tak, to w jaki sposób? Słowa tej przepowiedni zdawały się być nad wyraz adekwatne, ale nie obudziły w nim ducha rewolucjonisty wierzącego w to, że sam jeden dokona niemożliwego. Więksi i potężniejsi od niego nie zdołali tego uczynić.
— Jestem Volans. Miło mi cię poznać, Deimosie — Przedstawił się, wyciągając ku niemu prawą dłoń i ściskając jego dziecięcą dłoń. Zrobiło to na nim stosowne wrażenie. Celowo pominął nazwisko. Dzieci zazwyczaj były prawdomówne i bardzo gadatliwe, a jego brat jest uważany za terrorystę. — Potterowie to szanowana rodzina — Powiedział jedynie, nie mając podstaw do zakwestionowania słów Deimosa. Założył, że jego dziadkowie trzymają rękę na pulsie i interesują się losem swojego wnuka.
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Futro Runy było miękkie i przyjemne w dotyku - o wiele lepsze niż te wszystkie przytulanki, z którymi Deimos miał w zwyczaju spać, kiedy był młodszy. Teraz już oczywiście tego nie robi. W końcu jest już dużym chłopcem. A przynajmniej tak sobie powtarza do momentu, aż nie przyśni mu się kolejny koszmar i będzie musiał się przytulić do czegoś miękkiego, dodającego otuchy. W takiej chwili Fancourt oddałby wszystko - całą swoją kolekcję suszonych robali, zaczarowany model statku w butelce i ulubioną procę, byleby tylko mieć u swego boku psa, psidwaka albo nawet kota! Nie żeby brakowało mu towarzystwa - odkąd pamięta, zawsze w jego okolicy kręcił się jakiś duch. No ale bezcielesne widmo, to coś zupełnie innego niż żywe, ciepłe stworzenie, o błyszczącej, gęstej sierści, z którym można się bawić, uczyć sztuczek. Takie, które będzie wspierać, a jak ojciec znowu zrobić coś okropnego - to pogryzie mu kapcie albo nasika do butów. Oczami duszy chłopiec już widział swoje wymarzone zwierzątko, z którym spędza nudne dni, które jego żywy rodzic spędza w pracy, zostawiając swojego syna niańce albo kolejnej bliżej nieokreślonej ciotce.
Kiedy mężczyzna zaczął mówić, Deimos zmarszczył brwi. Nie wiedział wiele o wojnie.
-Ale dlaczego? - Tak naprawdę nie wiedział nic, gdyż był ograniczany od wszelkich wiadomości z zewnątrz na każdym kroku. A i specjalnie go to nie interesowało. Zwyczajnie uważał gadanie, że gdzieś jest bardziej niebezpiecznie, chodzą jakieś straszne stwory i źli ludzie, było tylko kłamstwem, którym karmili go dorośli, żeby nie mógł się bawić na własnych zasadach. Dorośli zawsze chcą wszystko kontrolować i kłamią, kłamią na każdym kroku.
-Czyli... Jak się zobaczy przepowiednie i będzie chciało się zrobić tak, żeby ona się nie spełniła… to można ją spełnić? - To wszystko było jakieś takie okropnie skomplikowane. - Ale jak to w takim razie działa u jasnowidzów?
Młody Fancourt nigdy wcześniej nie rozmawiał na takie Poważne Tematy z dorosłymi, dlatego zdecydował się zadać jeszcze więcej pytań. Tym bardziej że chyba miał przed sobą prawdziwego speca od przepowiedni. A przynajmniej patrzył na nowo poznanego mężczyznę w taki właśnie sposób.
-Myślę, że gwiazdy mi dały koronę… bo mnie lubią i się ze mną zgadzają - odparł pewnym siebie głosem. - Albo że jestem królem jakiegoś miejsca. Tylko wie Pan, takim zaginionym, który dopiero musi odnaleźć swoje królestwo.
Ach, jakie by to było piękne! Królowie nie muszą się przecież słuchać jakiś głupich rozkazów dorosłych…
Właściciel Runy otrzymał od gwiazd zupełnie inną przepowiednię. Brzmiała ona również Bardzo Poważnie. Chłopiec musiał się chwilę zastanowić, by pomóc to zinterpretować.
-Czy panu się podoba jakaś pani? Ma pan żonę? - Przekrzywił głowę, wpatrując się uważnie w mężczyznę. Powiedzenie skojarzyło mu się z rodzicami. Kłótniami, dziwnymi słowami, łzami i krzykiem. Tak jakby prowadzili wojnę na każdym kroku, kiedy w bajkach pisano o tym, że ludzie się kochają. “I żyli długo i szczęśliwie”. I tak dalej.
-Mieszkasz tu? - Deimos uznał, że po prawdziwym męskim uścisku dłoni można już przejść na ty. Pytanie też było ważne, bo po pierwsze fajnie jest mieć w okolicy takiego kolegę-dorosłego, z którym można pogadać o rzeczach Ważnych. A po drugie - nowy towarzysz miał psidwaka.
|turlam na magię dziecięcą
Kiedy mężczyzna zaczął mówić, Deimos zmarszczył brwi. Nie wiedział wiele o wojnie.
-Ale dlaczego? - Tak naprawdę nie wiedział nic, gdyż był ograniczany od wszelkich wiadomości z zewnątrz na każdym kroku. A i specjalnie go to nie interesowało. Zwyczajnie uważał gadanie, że gdzieś jest bardziej niebezpiecznie, chodzą jakieś straszne stwory i źli ludzie, było tylko kłamstwem, którym karmili go dorośli, żeby nie mógł się bawić na własnych zasadach. Dorośli zawsze chcą wszystko kontrolować i kłamią, kłamią na każdym kroku.
-Czyli... Jak się zobaczy przepowiednie i będzie chciało się zrobić tak, żeby ona się nie spełniła… to można ją spełnić? - To wszystko było jakieś takie okropnie skomplikowane. - Ale jak to w takim razie działa u jasnowidzów?
Młody Fancourt nigdy wcześniej nie rozmawiał na takie Poważne Tematy z dorosłymi, dlatego zdecydował się zadać jeszcze więcej pytań. Tym bardziej że chyba miał przed sobą prawdziwego speca od przepowiedni. A przynajmniej patrzył na nowo poznanego mężczyznę w taki właśnie sposób.
-Myślę, że gwiazdy mi dały koronę… bo mnie lubią i się ze mną zgadzają - odparł pewnym siebie głosem. - Albo że jestem królem jakiegoś miejsca. Tylko wie Pan, takim zaginionym, który dopiero musi odnaleźć swoje królestwo.
Ach, jakie by to było piękne! Królowie nie muszą się przecież słuchać jakiś głupich rozkazów dorosłych…
Właściciel Runy otrzymał od gwiazd zupełnie inną przepowiednię. Brzmiała ona również Bardzo Poważnie. Chłopiec musiał się chwilę zastanowić, by pomóc to zinterpretować.
-Czy panu się podoba jakaś pani? Ma pan żonę? - Przekrzywił głowę, wpatrując się uważnie w mężczyznę. Powiedzenie skojarzyło mu się z rodzicami. Kłótniami, dziwnymi słowami, łzami i krzykiem. Tak jakby prowadzili wojnę na każdym kroku, kiedy w bajkach pisano o tym, że ludzie się kochają. “I żyli długo i szczęśliwie”. I tak dalej.
-Mieszkasz tu? - Deimos uznał, że po prawdziwym męskim uścisku dłoni można już przejść na ty. Pytanie też było ważne, bo po pierwsze fajnie jest mieć w okolicy takiego kolegę-dorosłego, z którym można pogadać o rzeczach Ważnych. A po drugie - nowy towarzysz miał psidwaka.
|turlam na magię dziecięcą
Deimos Fancourt
Zawód : wirtuoz gry na nerwach dorosłych
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I have never tried that before, so I think I should definitely be able to do that.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Deimos Fancourt' has done the following action : Rzut kością
'k10' : 1
'k10' : 1
Młody zadał mu istotne pytanie. Równie dobrze można by je zadać w związku z zaistniałą sytuacją. Dlaczego to się stało? Dlaczego to wciąż się dzieje? Dlaczego tak wielu ludziom dzieje się wszelka możliwa krzywda? Te i inne pytania zadawał sobie każdego dnia. Wytłumaczenie tego dziecku w przystępny sposób wydawało mu się trudne.
— Bardzo źli ludzie doszli do władzy i wyrządzili wiele krzywd niewinnym ludziom żyjącym na terenie całego kraju. Stracili oni swoje domy, pracę i swoich bliskich. Dlatego wszyscy potrzebujemy każdego aktu dobroci. Iskry nadziei, która rozgoni otaczające nas ciemności — Starał mu się to wytłumaczy jak potrafił najlepiej. Wobec dzieci należy być szczerym, ale nie dosadnym. Dorośli powinni je chronić za wszelką cenę, zwłaszcza w obecnych czasach. Powinni pozostawić im lepszy świat, zbudowany na nowych wartościach. Takich, w których czystość krwi lub jej brak nie będą mieć znaczenia. Takim, w którym nie ma zadzierających nosa nadętych arystokratów.
— Dokładnie to mam na myśli — Przytaknął. Los bywał przewrotny, a ludzie nie są nieomylni. — Nie jestem pewien, ale gdy jakiegoś spotkam to zapytam go o to i kiedyś ci powiem, co ty na to? — Nie mógł udzielić temu chłopcu jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Żaden z niego ekspert od takich spraw. W świecie mugoli nie brakowało naciągaczy podających się za jasnowidzów. Wśród czarodziejów również tacy się zdarzali. Prawdziwi jasnowidze nie wygłaszają swoich przepowiedni na zawołanie. Tak sądził.
— Może tak być. Jeśli naprawdę jesteś takim królem będziesz musiał się dużo nauczyć. Władza to przede wszystkim odpowiedzialność za ludzi — Nie miał żadnych podstaw do tego, aby podważać interpretację tej wróżby tego chłopaka. To mogła być dla niego cenna lekcja.
— Owszem, podoba mi się pewna panna. Na chwilę obecną nie mam żony — Przyznał się do swojego zainteresowania pewną kobietą. Może kiedyś ona zostanie jego żoną.
— Nie mieszkam, jednak często tutaj bywam — Poinformował go. Odwiedzał Aurorę i swojego kuzyna. W sumie mógłby tu nawet zamieszkać. Było tu przecież ładnie.
— Bardzo źli ludzie doszli do władzy i wyrządzili wiele krzywd niewinnym ludziom żyjącym na terenie całego kraju. Stracili oni swoje domy, pracę i swoich bliskich. Dlatego wszyscy potrzebujemy każdego aktu dobroci. Iskry nadziei, która rozgoni otaczające nas ciemności — Starał mu się to wytłumaczy jak potrafił najlepiej. Wobec dzieci należy być szczerym, ale nie dosadnym. Dorośli powinni je chronić za wszelką cenę, zwłaszcza w obecnych czasach. Powinni pozostawić im lepszy świat, zbudowany na nowych wartościach. Takich, w których czystość krwi lub jej brak nie będą mieć znaczenia. Takim, w którym nie ma zadzierających nosa nadętych arystokratów.
— Dokładnie to mam na myśli — Przytaknął. Los bywał przewrotny, a ludzie nie są nieomylni. — Nie jestem pewien, ale gdy jakiegoś spotkam to zapytam go o to i kiedyś ci powiem, co ty na to? — Nie mógł udzielić temu chłopcu jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Żaden z niego ekspert od takich spraw. W świecie mugoli nie brakowało naciągaczy podających się za jasnowidzów. Wśród czarodziejów również tacy się zdarzali. Prawdziwi jasnowidze nie wygłaszają swoich przepowiedni na zawołanie. Tak sądził.
— Może tak być. Jeśli naprawdę jesteś takim królem będziesz musiał się dużo nauczyć. Władza to przede wszystkim odpowiedzialność za ludzi — Nie miał żadnych podstaw do tego, aby podważać interpretację tej wróżby tego chłopaka. To mogła być dla niego cenna lekcja.
— Owszem, podoba mi się pewna panna. Na chwilę obecną nie mam żony — Przyznał się do swojego zainteresowania pewną kobietą. Może kiedyś ona zostanie jego żoną.
— Nie mieszkam, jednak często tutaj bywam — Poinformował go. Odwiedzał Aurorę i swojego kuzyna. W sumie mógłby tu nawet zamieszkać. Było tu przecież ładnie.
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Słowa wypowiedziane przez nowego znajomego - Volansa - brzmiały bardzo poważnie i mądrze. Nie jak typowe ostrzeżenie, że wychodzenie poza płot ogrodu może skończyć się porwaniem przez dzikie zwierzęta, groźne istoty, cyganów albo duchy. W sumie to chyba czasem nawet by wolał zamieszkać z duchami niż nudnymi dorosłymi. Te przynajmniej umiały się bawić.
-Ale po co oni to zrobili? - zapytał chłopiec, marszcząc brwi. Chcieli mieć więcej domów, by w nich mieszkać? Może zazdrościli innym ciekawej pracy i kochających rodzin? Czasami, kiedy Deimos przebywał u swoich dziadków, udawało mu się podsłuchać, jak sąsiadki, przychodzące do babci, żaliły się na różne rzeczy. Mówiły coś o pożarach, że ich rodziny spotkało coś złego… Niestety, kiedy tylko któryś z dorosłych zauważało przyczajonego chłopczyka - błyskawicznie zmieniał temat. To niesamowicie denerwowało. Jak Fancourt w przyszłości ma się stać wielkim podróżnikiem i odkrywcą, kiedy nawet nie może dowiedzieć się, co się dzieje poza granicami jego własnego domu? No i domu dziadków, oczywiście.
-Dobrze, umowa stoi. - Kiwnął głową, brzmiąc przy tym śmiertelnie poważnie. - Będę w takim razie czekać na sowę od Pana.
Po czym westchną.
-Chciałbym kiedyś kogoś takiego spotkać. Może by mi powiedział, do jakiego domu w Hogwarcie trafię, bo już bym chciał wiedzieć. A Pan gdzie był? Czy to prawda, że Tiara Przydziału gryzie w głowę?
Kumpel Deimosa - Marvin mówi, że to prawda, bo właśnie to się stało z jego siostrą i jej koleżanką. No a Marvin to by raczej nie kłamał… Z kolei dziadkowie twierdzą, że to nieprawda, ale oni dawno bardzo byli w szkole, więc za te sto albo dwieście lat ich życia mogło zmienić się wszystko!
-W szkole na pewno mnie tego nauczą - odpowiedział. Bo przecież po to się tam chodzi, żeby uczyć się potrzebnych w życiu rzeczy.
Nie miał podstaw, by sądzić inaczej.
-A czy ona o tym wie? - podpytał ostrożnie, kiedy padła wiadomość, że Volans upatrzył sobie jakąś pannę. - Bo może o to chodzi z tą wojną w sercu?
Chyba że studnia miała na myśli jakąś wstrętną i bardzo fascynującą chorobę, ale tu to raczej mógł pomóc starszy Fancourt - ojciec. On się zna na różnych obrzydliwościach. Podobno się zna. Przynajmniej sam tak twierdzi.
-Też lubię tu bywać. Bo jest ogród i można też sobie wyjść gdzieś dalej. W innych miejscach nie jest tak klawo. - Skrzyżował ręce na piersi, na samo wspomnienie o tym. - Nie lubię być w Londynie, bo tam śmierdzi. W domu też nie lubię, bo mogę się bawić tylko na podwórku.
-Ale po co oni to zrobili? - zapytał chłopiec, marszcząc brwi. Chcieli mieć więcej domów, by w nich mieszkać? Może zazdrościli innym ciekawej pracy i kochających rodzin? Czasami, kiedy Deimos przebywał u swoich dziadków, udawało mu się podsłuchać, jak sąsiadki, przychodzące do babci, żaliły się na różne rzeczy. Mówiły coś o pożarach, że ich rodziny spotkało coś złego… Niestety, kiedy tylko któryś z dorosłych zauważało przyczajonego chłopczyka - błyskawicznie zmieniał temat. To niesamowicie denerwowało. Jak Fancourt w przyszłości ma się stać wielkim podróżnikiem i odkrywcą, kiedy nawet nie może dowiedzieć się, co się dzieje poza granicami jego własnego domu? No i domu dziadków, oczywiście.
-Dobrze, umowa stoi. - Kiwnął głową, brzmiąc przy tym śmiertelnie poważnie. - Będę w takim razie czekać na sowę od Pana.
Po czym westchną.
-Chciałbym kiedyś kogoś takiego spotkać. Może by mi powiedział, do jakiego domu w Hogwarcie trafię, bo już bym chciał wiedzieć. A Pan gdzie był? Czy to prawda, że Tiara Przydziału gryzie w głowę?
Kumpel Deimosa - Marvin mówi, że to prawda, bo właśnie to się stało z jego siostrą i jej koleżanką. No a Marvin to by raczej nie kłamał… Z kolei dziadkowie twierdzą, że to nieprawda, ale oni dawno bardzo byli w szkole, więc za te sto albo dwieście lat ich życia mogło zmienić się wszystko!
-W szkole na pewno mnie tego nauczą - odpowiedział. Bo przecież po to się tam chodzi, żeby uczyć się potrzebnych w życiu rzeczy.
Nie miał podstaw, by sądzić inaczej.
-A czy ona o tym wie? - podpytał ostrożnie, kiedy padła wiadomość, że Volans upatrzył sobie jakąś pannę. - Bo może o to chodzi z tą wojną w sercu?
Chyba że studnia miała na myśli jakąś wstrętną i bardzo fascynującą chorobę, ale tu to raczej mógł pomóc starszy Fancourt - ojciec. On się zna na różnych obrzydliwościach. Podobno się zna. Przynajmniej sam tak twierdzi.
-Też lubię tu bywać. Bo jest ogród i można też sobie wyjść gdzieś dalej. W innych miejscach nie jest tak klawo. - Skrzyżował ręce na piersi, na samo wspomnienie o tym. - Nie lubię być w Londynie, bo tam śmierdzi. W domu też nie lubię, bo mogę się bawić tylko na podwórku.
Deimos Fancourt
Zawód : wirtuoz gry na nerwach dorosłych
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I have never tried that before, so I think I should definitely be able to do that.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wychodził z założenia, że takie rozmowy powinni odbywać rodzice ze swoimi dziećmi. Chłopcu w wieku Deimosa można było wyjaśnić pewne rzeczy związane z obecną sytuacją na świecie. Nie miał z tym problemu. Dzieci nie sposób uchronić przed całym złem tego świata ani utrzymać pod szczelnym kloszem, pomimo wszystkich starań rodzica.
— Poza żądzą władzy tymi ludźmi kieruje silna nienawiść do osób o innym pochodzeniu, niż ich własne i dążą do tego, aby w ich otoczeniu żyły podobne im osoby. Czarodzieje, w których żyłach oficjalnie nie płynie nawet kropla mugolskiej krwi — Starał się wytłumaczyć mu to jak najdokładniej, nawet nie starając się powściągnąć swoich emocji zawartych w głosie. Wskazywały one na wyraźnie negatywny stosunek do ideologii czystej krwi i podejmowanych na jej tle działań skierowanych przeciwko niewinnym ludziom. Musiał jednak gryźć się w język, tak by żaden ordynarny epitet pod adresem tej pierwszej grupy ludzi nie opuścił jego ust. Ten chłopiec miał jeszcze czas na poznanie wszystkich tego typu słów.
— Jeśli mam wysłać sowę do ciebie musiałbym mieć twój adres. Jednak dzisiaj lepiej nie podawać każdej napotkanej osobie swojego adresu. Jak już mówiłem, często tutaj bywam i pewnie kiedyś mnie spotkasz — Powiedział do niego ze szczerym uśmiechem odnośnie utrzymywania listownego kontaktu. Ten dzieciak przypominał mu jego młodszych braci. Mimo to zamierzał trzymać się pewnych zasad, chociażby ze względu na bezpieczeństwo. Swoje i innych. Każdą z sów można było przechwycić. Sam jednak nie miał wrogich zamiarów wobec tego dzieciaka. Być może kiedyś spotka raz jeszcze Deimosa i mu o tym opowie.
— Może nie spotkasz wielu jasnowidzów, ale na pewno poznasz wielu mądrych ludzi. To akurat wie tylko Tiara Przydziału. Przydzieliła mnie do Gryffindoru. Tak jak jednego z moich młodszych braci. Czy gryzie? Nic tego rzeczy. Co najwyżej może spaść pierwszoroczniakowi na oczy i trochę przynudzać — Odpowiedział na słowa chłopca odnośnie jasnowidzów i mądrych ludzi z popartym doświadczeniem przekonaniem. Jego zdaniem żaden wróżbita nie zdoła przewidzieć tego, do jakiego domu w Hogwarcie zostanie przydzielony dany uczeń. Według niego to nie zostało zapisane w gwiazdach i tym podobnych, tylko w nich samych. Zaskoczyło go to pytanie o ten wiekowy kapelusz, chociaż też go to rozbawiło i dlatego roześmiał się wesoło. To byłoby coś, co mógłby przekazać swoim młodszym braciom.
— Jeszcze nie. Mam wrażenie, że zawsze staje coś na przeszkodzie — Odparł z niezadowoleniem i ciężkim westchnięciem. Coś u niego, coś u niej. Zawsze. — Możliwe, tego też nie można wykluczyć — Dodał. Chociaż to wszystko dodatkowo komplikowało sprawę.
— To prawda. Dolina Godryka to bardzo urokliwe miejsce, zwłaszcza o tej porze roku. Przypomina bożonarodzeniową kartkę. Jak Hogsmeade — Wypowiadając te słowa niejako przyznał temu chłopcu rację co do uroków tej mieściny. I choć i na nich kładł się mroczny cień wojny. — Londyn nie jest już taki jak dawniej. Podwórze to najlepsze miejsce do zabawy — Odparł ogólnikowo, mając w pamięci wciąż żywe wspomnienie przedwojennego Londynu. Puścił mu oko, uśmiechając się. Jako dziecko nie sposób było go zagonić do domu, po którego opuszczeniu rozpoczynały się wszelkie przygody.
— Na mnie już pora, zwłaszcza, że trochę już zmarzłem. Jeśli chcesz to możesz jeszcze raz pogłaskać Runę. Trzymaj się, chłopcze — Poinformował go o swoim zamiarze oddalenia się i zabrania pieska. Jeśli Deimos zgodził się pogłaskać psidwaka to się pożegnał i oddalił się.
[zt]
— Poza żądzą władzy tymi ludźmi kieruje silna nienawiść do osób o innym pochodzeniu, niż ich własne i dążą do tego, aby w ich otoczeniu żyły podobne im osoby. Czarodzieje, w których żyłach oficjalnie nie płynie nawet kropla mugolskiej krwi — Starał się wytłumaczyć mu to jak najdokładniej, nawet nie starając się powściągnąć swoich emocji zawartych w głosie. Wskazywały one na wyraźnie negatywny stosunek do ideologii czystej krwi i podejmowanych na jej tle działań skierowanych przeciwko niewinnym ludziom. Musiał jednak gryźć się w język, tak by żaden ordynarny epitet pod adresem tej pierwszej grupy ludzi nie opuścił jego ust. Ten chłopiec miał jeszcze czas na poznanie wszystkich tego typu słów.
— Jeśli mam wysłać sowę do ciebie musiałbym mieć twój adres. Jednak dzisiaj lepiej nie podawać każdej napotkanej osobie swojego adresu. Jak już mówiłem, często tutaj bywam i pewnie kiedyś mnie spotkasz — Powiedział do niego ze szczerym uśmiechem odnośnie utrzymywania listownego kontaktu. Ten dzieciak przypominał mu jego młodszych braci. Mimo to zamierzał trzymać się pewnych zasad, chociażby ze względu na bezpieczeństwo. Swoje i innych. Każdą z sów można było przechwycić. Sam jednak nie miał wrogich zamiarów wobec tego dzieciaka. Być może kiedyś spotka raz jeszcze Deimosa i mu o tym opowie.
— Może nie spotkasz wielu jasnowidzów, ale na pewno poznasz wielu mądrych ludzi. To akurat wie tylko Tiara Przydziału. Przydzieliła mnie do Gryffindoru. Tak jak jednego z moich młodszych braci. Czy gryzie? Nic tego rzeczy. Co najwyżej może spaść pierwszoroczniakowi na oczy i trochę przynudzać — Odpowiedział na słowa chłopca odnośnie jasnowidzów i mądrych ludzi z popartym doświadczeniem przekonaniem. Jego zdaniem żaden wróżbita nie zdoła przewidzieć tego, do jakiego domu w Hogwarcie zostanie przydzielony dany uczeń. Według niego to nie zostało zapisane w gwiazdach i tym podobnych, tylko w nich samych. Zaskoczyło go to pytanie o ten wiekowy kapelusz, chociaż też go to rozbawiło i dlatego roześmiał się wesoło. To byłoby coś, co mógłby przekazać swoim młodszym braciom.
— Jeszcze nie. Mam wrażenie, że zawsze staje coś na przeszkodzie — Odparł z niezadowoleniem i ciężkim westchnięciem. Coś u niego, coś u niej. Zawsze. — Możliwe, tego też nie można wykluczyć — Dodał. Chociaż to wszystko dodatkowo komplikowało sprawę.
— To prawda. Dolina Godryka to bardzo urokliwe miejsce, zwłaszcza o tej porze roku. Przypomina bożonarodzeniową kartkę. Jak Hogsmeade — Wypowiadając te słowa niejako przyznał temu chłopcu rację co do uroków tej mieściny. I choć i na nich kładł się mroczny cień wojny. — Londyn nie jest już taki jak dawniej. Podwórze to najlepsze miejsce do zabawy — Odparł ogólnikowo, mając w pamięci wciąż żywe wspomnienie przedwojennego Londynu. Puścił mu oko, uśmiechając się. Jako dziecko nie sposób było go zagonić do domu, po którego opuszczeniu rozpoczynały się wszelkie przygody.
— Na mnie już pora, zwłaszcza, że trochę już zmarzłem. Jeśli chcesz to możesz jeszcze raz pogłaskać Runę. Trzymaj się, chłopcze — Poinformował go o swoim zamiarze oddalenia się i zabrania pieska. Jeśli Deimos zgodził się pogłaskać psidwaka to się pożegnał i oddalił się.
[zt]
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W rodzinie Deimosa raczej nie mówiono o mugolach. Pewnie dlatego, że zawsze były inne, ważniejsze tematy do poruszania. Żyli sobie oddzielnie, bo podobno nie można było pokazywać niemagicznym tych wszystkich cudów, jakie mieli na wyciągnięcie ręki. To było głupie. Bo przecież było tyle wspaniałych rzeczy, które można by było zaczarować i się nimi cieszyć. Młodszy Fancourt parę razy widział, że w Dolinie ktoś miał coś mugolskiego… ale zaczarowanego. I było to cudowne.
-To głupie - skwitował, marszcząc brwi i podpierając boki rękami. - Tak się nie da.
Ton jego głosu był dość kategoryczny. Spędzając wolne chwile u dziadków, słyszał często, że ktoś miał w rodzinach mugoli, albo z takich rodzin się wywodził. To, że on tak nie miał, uznawał wyłącznie za przypadek.
-No nie… ten paskudny kapelusz też będzie mi mówić, co mam robić, a czego nie?! Okropne! - Przewrócił oczami, ale szybko znowu się uśmiechnął. - Też chce do Gryffindoru. Mój tata był w Slytherinie i straszny z niego nudziarz. Nie chcę tam trafić… bo też jeszcze taki się stanę.
Zresztą, Deimos nie lubił zielonego koloru. Kojarzył mu się z tymi wszystkimi niesmacznymi warzywami, które musiał jeść, bo podobno były zdrowe. Bzdury. Zdrowe rzeczy nie są niedobre… a przynajmniej nie powinny takie być.
Na sprawach sercowych Fancourt się nie znał, ale wiedział, że jeśli dać dziewczynie ładny kwiatek, to można liczyć na całusa. To prosta zasada. Koledzy mówili, że to obrzydliwe, ale co oni tam wiedzą?
-No to musisz wygrać tę walkę! - odparł energicznie. - Daj jej coś ładnego. Wyślij sową! To zawsze działa, mówię ci.
Był bardzo z siebie zadowolony, że mógł doradzić coś komuś starszemu od siebie. Bo dorośli zawsze wszystko komplikowali.
Mógł sobie wyobrazić, jak wygląda Hogsmeade. Małe domki przykryte śniegiem jak pierzynką. Migające światła w oknach… i pewnie pachnie słodkim ciastem. Ach, jak bardzo chciałby tam się kiedyś znaleźć!
-No tak… podwórko - westchnął. Podwórko było fajne, ale no...Ile można siedzieć cały czas w tym samym miejscu? Jego serce pragnęło przygód. Takich prawdziwych jak z książek o odkrywcach.
Z pewną niechęcią pożegnał się ze swoim nowym kolegą, zdążywszy jeszcze na koniec porządnie wydrapać psidwaka za uszami. Dzień nie był stracony. Mógł w spokoju wrócić do domu.
/zt
-To głupie - skwitował, marszcząc brwi i podpierając boki rękami. - Tak się nie da.
Ton jego głosu był dość kategoryczny. Spędzając wolne chwile u dziadków, słyszał często, że ktoś miał w rodzinach mugoli, albo z takich rodzin się wywodził. To, że on tak nie miał, uznawał wyłącznie za przypadek.
-No nie… ten paskudny kapelusz też będzie mi mówić, co mam robić, a czego nie?! Okropne! - Przewrócił oczami, ale szybko znowu się uśmiechnął. - Też chce do Gryffindoru. Mój tata był w Slytherinie i straszny z niego nudziarz. Nie chcę tam trafić… bo też jeszcze taki się stanę.
Zresztą, Deimos nie lubił zielonego koloru. Kojarzył mu się z tymi wszystkimi niesmacznymi warzywami, które musiał jeść, bo podobno były zdrowe. Bzdury. Zdrowe rzeczy nie są niedobre… a przynajmniej nie powinny takie być.
Na sprawach sercowych Fancourt się nie znał, ale wiedział, że jeśli dać dziewczynie ładny kwiatek, to można liczyć na całusa. To prosta zasada. Koledzy mówili, że to obrzydliwe, ale co oni tam wiedzą?
-No to musisz wygrać tę walkę! - odparł energicznie. - Daj jej coś ładnego. Wyślij sową! To zawsze działa, mówię ci.
Był bardzo z siebie zadowolony, że mógł doradzić coś komuś starszemu od siebie. Bo dorośli zawsze wszystko komplikowali.
Mógł sobie wyobrazić, jak wygląda Hogsmeade. Małe domki przykryte śniegiem jak pierzynką. Migające światła w oknach… i pewnie pachnie słodkim ciastem. Ach, jak bardzo chciałby tam się kiedyś znaleźć!
-No tak… podwórko - westchnął. Podwórko było fajne, ale no...Ile można siedzieć cały czas w tym samym miejscu? Jego serce pragnęło przygód. Takich prawdziwych jak z książek o odkrywcach.
Z pewną niechęcią pożegnał się ze swoim nowym kolegą, zdążywszy jeszcze na koniec porządnie wydrapać psidwaka za uszami. Dzień nie był stracony. Mógł w spokoju wrócić do domu.
/zt
Deimos Fancourt
Zawód : wirtuoz gry na nerwach dorosłych
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I have never tried that before, so I think I should definitely be able to do that.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Noc była pełna strachów. Zbudzone nad ranem oczy łaknęły dalszego snu, ale ten napawał niepokojem. Niejasne wspomnienia przywoływały czerwone światło, czy było postrzępionym fragmentem snu, czy rzeczywiście dobiegało zza okna? Niewypoczęte ciało wydawało się spięte, lekki ból głowy subtelnie stukał w czaszkę ze wszystkich stron. Każda napotkana od rana twarz wydawała się równie zmęczona. Mogły dotrzeć do ciebie pogłoski o krwawym księżycu, który nocą pokazał się na niebie, barwiąc gęste obłoki szkarłatem. Zawieszenie działań wojennych winno przynieść chwilowy oddech, a jednak...
Leta: Tego ranka wszystko leciało ci z rąk, a towarzyszące ci od przebudzenia rozdrażnienie sprawiało, że nie potrafiłaś znaleźć sobie miejsca. Wypuszczony z dłoni kubek z herbatą rozbił się na kilkanaście nierównych odłamków, gorący płyn poparzył palce, a upuszczona książka spadła z hukiem na podłogę, otwierając się na stronie trzynastej - i tak już pozostając. Przymglone, lipcowe słońce nie było w stanie odgonić uporczywego, złego przeczucia, zwłaszcza, gdy z trzaskiem pękł sznurek, którym przewiązałaś niewielki woreczek z solą, a jasne kryształki rozsypały się, tworząc na kuchennej posadzce nienaturalnie równy, promienisty kształt. A może tak ci się tylko wydawało? Chłodny podmuch wiatru wpadł przez uchylone okno, plecy pokryły ci się gęsią skórką, a usypany na ziemi symbol zniknął tak szybko, jak się pojawił. Nie był to jednak koniec osobliwości.
Gdzieś na zewnątrz rozszczekał się pies. Ujadanie było tak uporczywe i głośne, że nie dało ci spokoju - musiałaś sprawdzić, co się stało - a kiedy wyszłaś do ogrodu, twoją uwagę od razu zwróciła nienaturalna, nietypowa cisza. Kilka sekund zajęło ci zrozumienie, że ucichło brzęczenie latających wokół uli pszczół - jeśli spojrzałaś w ich kierunku, dostrzegłaś, że część leżała na ziemi, poruszając się niemrawo w pożółkłej trawie; reszta zniknęła, spłoszona czymś, czego nie byłaś w stanie dostrzec; miały wrócić wieczorem, wtedy jednak tego jeszcze nie wiedziałaś, myśli wciąż zagłuszało szczekanie psa. Podążając za ostrzegawczym dźwiękiem, dostrzegłaś czarnego kundla stojącego nieopodal plumpkowej studni. Nastroszona sierść i położone płasko uszy zwierzęcia wzmagały czujność, nie były jednak najbardziej niepokojącym elementem rozgrywającej się sceny...
Castor: Noc nie przyniosła ci wypoczynku, pełnia okazała się wyjątkowo trudna; nie pamiętałeś niczego, co działo się podczas twojej przemiany, ocknąłeś się z niej obolały i wyczerpany, a ukradzione minuty porannej drzemki również na niewiele się zdały. Snom, urywanym i niespokojnym, towarzyszyła aura niepokoju, lęku; szmer złowrogich głosów szeptał ci do ucha niezrozumiałe ostrzeżenia, przywodząc za myśl dzień, w którym ściany domu twoich przyjaciół spłynęły krwią. Gdy otwierałeś tego ranka Bursztynowy Świerzop, po twoich plecach wspinał się dreszcz złego przeczucia, byłeś pewien, że miało stać się coś złego - choć nie potrafiłeś tej myśli jednoznacznie umiejscowić ani wyjaśnić. Wewnątrz sklepu uderzył w ciebie intensywny, trudny do wytrzymania smród zgnilizny - bardzo szybko ustaliłeś, że wydobywał się z jednej z szafek, w której trzymałeś świeżo uwarzoną porcję eliksirów. Po otworzeniu jej okazało się, że przez noc wszystkie dotknęło zepsucie: fiolki, wcześniej przejrzyste i czyste, wypełnione były czarną mazią, a ich ścianki wydawały się przydymione. Uprzątnięcie ich zabrało ci prawie godzinę, a jedna pękła ci w dłoniach, płytko kalecząc skórę. Gdy wyrzucałeś nienadające się do niczego resztki, za plecami usłyszałeś brzęczenie - a sekundę później na podłogę posypały się odłamki szyby, która wypadła z jednej z gablot. Znajdujące się za nią talizmany drżały lekko, jakby poruszane niewidzialną magią. Gdzieś na zewnątrz rozległo się donośne szczekanie psa - i przez moment miałeś nieodparte wrażenie, że rozpoznajesz ujadanie swojego czworonoga. Wychodząc przed sklep nie dostrzegłeś go od razu, po przebyciu kilkunastu metrów zobaczyłeś jednak czarnego, nastroszonego kundla, z którego gardła wydobywał się niski, ostrzegawczy warkot. Zaraz za nim znajdowała się plumpkowa studnia, wokół której zgromadziło się już kilka osób.
Woda w studni zabulgotała nagle, po czym zaczęła przelewać się przez zarośnięte mchem krawędzie - a gdy to się stało, oboje dostrzegliście, że ma czarny jak smoła kolor - i podobną do smoły konsystencję. Jej okrągła powierzchnia, jakby żywa, wybrzuszyła się i pękła, rozlewając się na brukowaną alejkę i trawę; razem z nią wylało się kilka rybek, które - miotając się rozpaczliwie - zaczęły desperacko podskakiwać, bezskutecznie szukając powrotu do bezpiecznej wody. Pies zaczekał znów, a potem nagle umilkł, skulił uszy i zaskomlał; coś jasnego rozbłysło nad waszymi głowami, odbijając się w czarnej powierzchni...
Na niebie rozgorzała kometa, za którą ciągnął się złocisty warkocz. Przyciągała wzrok w przedziwny sposób, jakby hipnotyzowała samą swoją obecnością na niebie. Jaśniała jak drugie słońce, trwała nieruchomo, a im dłużej oko spoglądało w jej światło, tym większy budziła niepokój. Jakby to światło wnikało gdzieś w umysł, w serce, pozostawiając po sobie trwogę i przerażającą pustkę, której nie sposób było zrozumieć.
Plumpkowa studnia
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka