Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka
Leśny staw
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Leśny staw
Skryty za ścianą starych drzew staw, mimo że położony jest na uboczu Doliny Godryka, niemal przez cały rok tętni życiem, gromadząc wokół siebie młodzież nie tylko magiczną, ale i mugolską, często bawiącą się ramię w ramię, i zupełnie nie zwracającą uwagi na uprzedzenia. Wygodne, kamieniste dno oraz przejrzysta woda, niezawodnie zachęcają do spontanicznych kąpieli – zażywających jej śmiałków można spotkać tutaj od wczesnej wiosny do późnej jesieni, w większości niezrażonych niskimi temperaturami ani obecnością królujących tuż przy brzegu pijawek. Z kolei zimą, gdy woda zamarza, tworząc na jeziorze grubą pokrywę, cały staw zamienia się w lodowisko, funkcjonujące z powodzeniem przez kilka najmroźniejszych miesięcy: zarówno dzięki naturalnym warunkom, jak i dyskretnej pomocy magii.
W pobliżu wodnego zbiornika znajduje się również użytkowane regularnie obozowisko, na którym – wśród powalonych pni i zapewniających ustronność drzew – organizowane są liczne zabawy i ogniska; po drugiej stronie zlokalizowano niewielką stadninę koni, dzięki czemu wśród drzew spotkać można nieśmiałe sylwetki kudłoni. Magiczni strażnicy, ze względu na wrodzoną nieśmiałość, niezwykle rzadko zbliżają się do ludzi, ale czasami zdarza im się podchodzić do spokojnie zachowujących się wybrańców – zwłaszcza tych, z którymi udało im się zaprzyjaźnić.
W pobliżu wodnego zbiornika znajduje się również użytkowane regularnie obozowisko, na którym – wśród powalonych pni i zapewniających ustronność drzew – organizowane są liczne zabawy i ogniska; po drugiej stronie zlokalizowano niewielką stadninę koni, dzięki czemu wśród drzew spotkać można nieśmiałe sylwetki kudłoni. Magiczni strażnicy, ze względu na wrodzoną nieśmiałość, niezwykle rzadko zbliżają się do ludzi, ale czasami zdarza im się podchodzić do spokojnie zachowujących się wybrańców – zwłaszcza tych, z którymi udało im się zaprzyjaźnić.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 26.12.19 21:49, w całości zmieniany 4 razy
Kiedy Elphie zdecydował się na wyjście ze schronienia, które dawały mu rosnące gęsto drzewa, resztki fioletowych oparów już się rozwiewały, po paru sekundach stając się zupełnie niewidoczne i niewyczuwalne. Senność, która go ogarnęła, również stopniowo mijała – i wydawało się, że nieznajomy mężczyzna także zaczął dochodzić do siebie. Podpierając się rękami o śnieg, zdołał dźwignąć się do pozycji siedzącej, po czym oparł się ciężko plecami o jedną ze skrzyń, spoglądając w górę i spojrzeniem starając się odszukać Elphiego. Jego wzrok wydawał się jeszcze mętny. Nie odpowiedział na zawołanie czarodzieja zbliżającego się od strony namiotów. – Wieczór – przywitał się; pierwsze słowo zginęło w zlepku niewyraźnych sylab. – Pomóc? Nie, ja tylko – miałem popilnować tych skrzyń i – zdaje się, że wypiłem coś dziwnego, ten szampan, który dzisiaj podają, robi z tobą dziwne rzeczy – paplał dalej, z każdą chwilą z jakiegoś powodu bardziej zdenerwowany. Nigdzie obok niego nie było widać pustego kieliszka po szampanie.
Dahlia nie ujawniła swojej obecności, i nikt – za wyjątkiem Elphiego – nie zdawał sobie sprawy, że znajdowała się w pobliżu. Jako pierwsza zauważyła właściciela chropowatego głosu, kiedy ten wyłonił się w końcu spomiędzy drzew, stąpając po wydeptanej ścieżce; dostrzegła też, że nie był sam. Towarzyszył mu drugi mężczyzna, a obaj byli wysocy i postawni, o szerokich barkach; czujnie rozglądali się dookoła, starając się ocenić sytuację. W dłoniach mieli różdżki. – Czy wszystko w porządku? – zapytał jeden z nich, kierując te słowa do Elphiego. Żaden z nich nie zauważył Dahlii. – Pan wybaczy zamieszanie, musimy przed północą dostarczyć te fajerwerki na zaplecze. Nie mam pojęcia, dlaczego ktoś postanowił zlecić to na ostatnią chwilę – wyjaśnił, wskazując na skrzynie.
Wydawał się przekonujący, ale oboje odwiedziliście mieszczące zaplecze namioty przed rozpoczęciem zabawy – i oboje widzieliście, że odgrodzona część, w której składowano mające wybuchnąć o północy sztuczne ognie, była zapełniona po brzegi już kilka godzin temu.
Abspectus 2/3 tury
Dahlia nie ujawniła swojej obecności, i nikt – za wyjątkiem Elphiego – nie zdawał sobie sprawy, że znajdowała się w pobliżu. Jako pierwsza zauważyła właściciela chropowatego głosu, kiedy ten wyłonił się w końcu spomiędzy drzew, stąpając po wydeptanej ścieżce; dostrzegła też, że nie był sam. Towarzyszył mu drugi mężczyzna, a obaj byli wysocy i postawni, o szerokich barkach; czujnie rozglądali się dookoła, starając się ocenić sytuację. W dłoniach mieli różdżki. – Czy wszystko w porządku? – zapytał jeden z nich, kierując te słowa do Elphiego. Żaden z nich nie zauważył Dahlii. – Pan wybaczy zamieszanie, musimy przed północą dostarczyć te fajerwerki na zaplecze. Nie mam pojęcia, dlaczego ktoś postanowił zlecić to na ostatnią chwilę – wyjaśnił, wskazując na skrzynie.
Wydawał się przekonujący, ale oboje odwiedziliście mieszczące zaplecze namioty przed rozpoczęciem zabawy – i oboje widzieliście, że odgrodzona część, w której składowano mające wybuchnąć o północy sztuczne ognie, była zapełniona po brzegi już kilka godzin temu.
Abspectus 2/3 tury
Robi się nieciekawie. Nie wiem właściwie dlaczego tak stwierdzam, ale to chyba ma związek z tym, że teraz mamy się mierzyć nie z dwoma kolesiami, a z trzema. Ten drugi, nadciągający wraz z pierwszym intruzem, jest co najmniej niespodziewaną okolicznością. Kurwa. Jeśli dzieje się tutaj coś złego, to we dwoje nie mamy po prostu szans. Nie, kiedy bojaźliwy dziwak ma niby przejąć kontrolę nad całą tą sytuacją. Ja sama też nie posiadam zresztą imponujących umiejętności, ale przecież nie przyznam się do tego przed nikim, włącznie z samą sobą. Łatwiej jest być wkurwioną na Urquarta zatem, chociaż jeszcze nic się nie wydarzyło.
Oprócz tego, że ci dwaj to ściemniają tak, że aż marszczę brwi. Żeby tylko Elphie im przypadkiem nie uwierzył, bo to byłaby katastrofa. Jednak nic się nie dodaje, bo nie wiem po cholerę im taka ilość fajerwerków. Skoro ich nie kradną, to może zamierzają stworzyć chaos, ale po cholerę to nie wiadomo. Nie wiem, nie chcę przeskakiwać do dzikich konkluzji. Ugh, nie wiem co z nimi zrobić. Zakładam, że zdenerwowany rozkaz opuszczenia tego miejsca nie poskutkuje. Z braku laku kieruję na siebie różdżkę, naiwnie sądząc, że nikt tego nie dostrzeże. - Cito horribilis - rzucam szeptem najciszej jak umiem i tak trochę nie wierzę, że to robię. To cholernie trudne zaklęcie, a transmutacja, chociaż najlepsza z dziedzin magii, to nadal jest dla mnie w znacznym oddaleniu od perfekcji. No, przecież nie przyznam się, że nadal znam ją słabo. Dlatego próbuję, żeby później móc odpowiednio zareagować, nawet jeśli nadal łudzę się, że nie będzie takiej potrzeby.
Oprócz tego, że ci dwaj to ściemniają tak, że aż marszczę brwi. Żeby tylko Elphie im przypadkiem nie uwierzył, bo to byłaby katastrofa. Jednak nic się nie dodaje, bo nie wiem po cholerę im taka ilość fajerwerków. Skoro ich nie kradną, to może zamierzają stworzyć chaos, ale po cholerę to nie wiadomo. Nie wiem, nie chcę przeskakiwać do dzikich konkluzji. Ugh, nie wiem co z nimi zrobić. Zakładam, że zdenerwowany rozkaz opuszczenia tego miejsca nie poskutkuje. Z braku laku kieruję na siebie różdżkę, naiwnie sądząc, że nikt tego nie dostrzeże. - Cito horribilis - rzucam szeptem najciszej jak umiem i tak trochę nie wierzę, że to robię. To cholernie trudne zaklęcie, a transmutacja, chociaż najlepsza z dziedzin magii, to nadal jest dla mnie w znacznym oddaleniu od perfekcji. No, przecież nie przyznam się, że nadal znam ją słabo. Dlatego próbuję, żeby później móc odpowiednio zareagować, nawet jeśli nadal łudzę się, że nie będzie takiej potrzeby.
play with the cat
g e t s c r a t c h e d
g e t s c r a t c h e d
The member 'Dahlia Meadowes' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
Mężczyzna, który zadał Elphiemu pytanie, zaczekał chwilę na odpowiedź, ale nie doczekawszy się żadnej, wzruszył ramionami. - No, to my będziemy wracać do pracy, północ tuż-tuż - podsumował, po czym zaklęciem poderwał w górę jeden ze stosów skrzyń; drugi uniósł się na kilka centymetrów zaraz potem, poruszony przez drugiego z czarodziejów. - Yates, zostań z panem, w razie, gdyby miał jakieś pytania. Odnośnie yyy... zabezpieczeń - odezwał się jeszcze do siedzącego na ziemi mężczyzny, który nadal słaniał się lekko na boki, ale wydawał się już przytomniejszy. Obaj mężczyźni - wraz z pakunkami - ruszyli wydeptaną ścieżką, kierując się dokładnie w tę samą stronę, z której przyszli.
Dahlia przez cały czas pozostawała niewidoczna. Sięgnęła po trudne i złożone zaklęcie transmutacyjne, a mimo własnych wątpliwości, udało jej się rzucić je bezbłędnie: jej ruchy stały się szybsze, płynne, wzmocnione magicznie ciało pozwalało na znacznie więcej.
Abspectus 3/3 tury
Cito Horribilis 1/3 tury (Dahlia)
Ze względu na mający się wkrótce rozpocząć wyścig na łyżwach, Mistrz Gry prosi, by wątek kontynuować w tym temacie. Dziękuję i przepraszam za utrudnienia!
Dahlia przez cały czas pozostawała niewidoczna. Sięgnęła po trudne i złożone zaklęcie transmutacyjne, a mimo własnych wątpliwości, udało jej się rzucić je bezbłędnie: jej ruchy stały się szybsze, płynne, wzmocnione magicznie ciało pozwalało na znacznie więcej.
Abspectus 3/3 tury
Cito Horribilis 1/3 tury (Dahlia)
Ze względu na mający się wkrótce rozpocząć wyścig na łyżwach, Mistrz Gry prosi, by wątek kontynuować w tym temacie. Dziękuję i przepraszam za utrudnienia!
Północ zbliżała się wielkimi krokami ku wszystkim, którzy dzisiejszego wieczoru postanowili świętować przyjście nowego roku w Dolinie Godryka. Z głównej sceny dopływała muzyka, stoły zastawione jedzeniem zachęcały do spróbowania chociaż części z wybornych smakołyków, parkiet prosił się o spróbowanie swoich sił na nich.
- Dzień dobry, kochanieńcy. - rozległo się z głównej sceny chwilę po tym, jak zakończył się grany chwilę wcześniej utwór. Na jej środku stała wysoka, szczupła blond włosa kobieta odziana w wściekle czerwony płaszcz, który kończył się futrem tego samego koloru i owijał wokół jej szyi.
- Bardziej dobry wieczór, moi mili, Alice. - poprawił ją stojący obok, elegancki mężczyzna, jeszcze wyższy od niej. Miał krótką starannie ułożoną fryzurę, ujmujący uśmiech i szalik w kolorze płaszczu kobiety. - Nazywam się Theodor Walles, a to moja partnerka Alice Jones. Przepraszamy was wszystkich, że z lekkim opóźnieniem, ekipa techniczna musiała poradzić sobie z kilkoma… problemami technicznymi, ale mamy przyjemność ogłosić… - nie zdążył skończyć własnej wypowiedzi, którą przerwała podskakując lekko stojąca obok kobieta.
- Zaczynamy wyścig na łyżwach! - zakomunikowała wszystkim w Dolinie rozemocjonowanym głosem. - Lodowisko zostało naprawione, wszystkich chętnych zapraszamy na Leśny Staw, zaczniemy za piętnaście minut. - to powiedziawszy skłoniła się lekko i łapiąc za ramię Theodora wraz z nim zeszła ze sceny.
Wszyscy chętni dochodząc do Leśnego Stawu byli w stanie dostrzec stojących przy wejściu na lodowisko Theodora i Alice, każdy kto choć trochę interesował się sportem - lub czytał Czarownicę - był w stanie rozpoznać w nich zawodowców łyżwiarstwa figurowego, jednych z lepszych w Londynie - jeśli nie w całym kraju.
- Witajcie raz jeszcze. - Alice przywitała wszystkich z niegasnącym entuzjazmem. Obok niej, niezmiennie stał jej partner.
- Razem z Alice będziemy dzisiaj sędziować wyścig. Zanim go zaczniemy proszę, żeby każdy z was udał się do Boba - on wyda wam łyżwy, wraz z nimi zapraszamy wszystkich śmiałków na linię startu. - wyjaśnił wszystkim zgromadzonym rzeczowym spokojnym tonem. - Powodzenia! - na sam koniec zdawał się wykrzesać z siebie coś z entuzjazmu, który aż wybijał z jego partnerki. Każdy był w stanie dostrzec kręcącą się wokół lodowiska garstkę ludzi, prawdopodobnie odpowiedzialną za cały wyścig. Już za kilka chwil doroczny wyścig na łyżwach miał się rozpocząć.
Mistrz Gry serdecznie wita wszystkich na wyścigu. W tej turze waszym zadaniem jest zgromadzenie się i odebranie łyżew (niwelują karę za brak biegłości; postać w łyżwach bez biegłości łyżwiarstwa ma w czasie wyścigu bonus wynoszący 0). Te, możecie odebrać w niewielkiej drewnianej chatce, która stoi obok. Odbierając łyżwy każdy rzuca kością k3 ona odpowiada za to, jaką parę udało wam się otrzymać.
1 - para nowa, nienosząca śladów użytkowania, naostrzona zgodnie ze standardem, dobrze trzymająca się nogi; bez dodatkowych kar i bonusów;
2 - para wyglądająca na używaną i lekko znoszoną; dobrze trzyma się nogi, a łyżwy są bardzo wygodne, jednak ich poprzedni właściciel przesadził odrobinę z ostrzeniem płóz - przez co łyżwy gwarantują lepszą zwrotność (+5 do statystyki zwinności), ale za to są znacznie mniej stabilne (-10 do biegłości jazdy na łyżwach);
3 - para nowa, nienosząca śladów użytkowania, naostrzona zgodnie ze standardem, ale wykonana z nieco zbyt sztywnej skóry; trzyma się nogi na tyle dobrze, że niweluje prawdopodobieństwo upadku (+10 do biegłości jazdy na łyżwach) - osiągnięto to jednak kosztem zwrotności (-5 do statystyki zwinności)
Mistrz Gry prosi też o podanie poziomu biegłości łyżwiarstwo w dopisku pod postem i ilości wypitych kieliszków szampana.
Wszyscy, którzy chcą wziąć udział w wyścigu powinni dodać post do 17.12 do godziny 18:00
Pytania i wątpliwości proszę kierować drogą PW na konto Justine.
- Dzień dobry, kochanieńcy. - rozległo się z głównej sceny chwilę po tym, jak zakończył się grany chwilę wcześniej utwór. Na jej środku stała wysoka, szczupła blond włosa kobieta odziana w wściekle czerwony płaszcz, który kończył się futrem tego samego koloru i owijał wokół jej szyi.
- Bardziej dobry wieczór, moi mili, Alice. - poprawił ją stojący obok, elegancki mężczyzna, jeszcze wyższy od niej. Miał krótką starannie ułożoną fryzurę, ujmujący uśmiech i szalik w kolorze płaszczu kobiety. - Nazywam się Theodor Walles, a to moja partnerka Alice Jones. Przepraszamy was wszystkich, że z lekkim opóźnieniem, ekipa techniczna musiała poradzić sobie z kilkoma… problemami technicznymi, ale mamy przyjemność ogłosić… - nie zdążył skończyć własnej wypowiedzi, którą przerwała podskakując lekko stojąca obok kobieta.
- Zaczynamy wyścig na łyżwach! - zakomunikowała wszystkim w Dolinie rozemocjonowanym głosem. - Lodowisko zostało naprawione, wszystkich chętnych zapraszamy na Leśny Staw, zaczniemy za piętnaście minut. - to powiedziawszy skłoniła się lekko i łapiąc za ramię Theodora wraz z nim zeszła ze sceny.
Wszyscy chętni dochodząc do Leśnego Stawu byli w stanie dostrzec stojących przy wejściu na lodowisko Theodora i Alice, każdy kto choć trochę interesował się sportem - lub czytał Czarownicę - był w stanie rozpoznać w nich zawodowców łyżwiarstwa figurowego, jednych z lepszych w Londynie - jeśli nie w całym kraju.
- Witajcie raz jeszcze. - Alice przywitała wszystkich z niegasnącym entuzjazmem. Obok niej, niezmiennie stał jej partner.
- Razem z Alice będziemy dzisiaj sędziować wyścig. Zanim go zaczniemy proszę, żeby każdy z was udał się do Boba - on wyda wam łyżwy, wraz z nimi zapraszamy wszystkich śmiałków na linię startu. - wyjaśnił wszystkim zgromadzonym rzeczowym spokojnym tonem. - Powodzenia! - na sam koniec zdawał się wykrzesać z siebie coś z entuzjazmu, który aż wybijał z jego partnerki. Każdy był w stanie dostrzec kręcącą się wokół lodowiska garstkę ludzi, prawdopodobnie odpowiedzialną za cały wyścig. Już za kilka chwil doroczny wyścig na łyżwach miał się rozpocząć.
Mistrz Gry serdecznie wita wszystkich na wyścigu. W tej turze waszym zadaniem jest zgromadzenie się i odebranie łyżew (niwelują karę za brak biegłości; postać w łyżwach bez biegłości łyżwiarstwa ma w czasie wyścigu bonus wynoszący 0). Te, możecie odebrać w niewielkiej drewnianej chatce, która stoi obok. Odbierając łyżwy każdy rzuca kością k3 ona odpowiada za to, jaką parę udało wam się otrzymać.
1 - para nowa, nienosząca śladów użytkowania, naostrzona zgodnie ze standardem, dobrze trzymająca się nogi; bez dodatkowych kar i bonusów;
2 - para wyglądająca na używaną i lekko znoszoną; dobrze trzyma się nogi, a łyżwy są bardzo wygodne, jednak ich poprzedni właściciel przesadził odrobinę z ostrzeniem płóz - przez co łyżwy gwarantują lepszą zwrotność (+5 do statystyki zwinności), ale za to są znacznie mniej stabilne (-10 do biegłości jazdy na łyżwach);
3 - para nowa, nienosząca śladów użytkowania, naostrzona zgodnie ze standardem, ale wykonana z nieco zbyt sztywnej skóry; trzyma się nogi na tyle dobrze, że niweluje prawdopodobieństwo upadku (+10 do biegłości jazdy na łyżwach) - osiągnięto to jednak kosztem zwrotności (-5 do statystyki zwinności)
Mistrz Gry prosi też o podanie poziomu biegłości łyżwiarstwo w dopisku pod postem i ilości wypitych kieliszków szampana.
Wszyscy, którzy chcą wziąć udział w wyścigu powinni dodać post do 17.12 do godziny 18:00
Pytania i wątpliwości proszę kierować drogą PW na konto Justine.
Michael nie był asem z łyżwiarstwa, ale czego się nie robi w Sylwestra. Pragnął odpocząć, ochłonąć, nie myśleć o dziwnie gorącym tańcu z Hannah z początku imprezy. Zarazem rozglądał się jednak instynktownie - czy wypatrzy tutaj Hanię, Just albo Gabriela, albo kolegów z pracy?
Tęsknił za ludzkim towarzystwem, za chwilami beztroskiej zabawy. Zarazem ambicja ostrzegała go przed jazdą na łyżwach - czymś, w czym nie czuł się najmocniejszy. Wrodzona skłonność do ryzyka podpowiadała mu jednak, że zignoruje podszepty rozsądku i tak czy siak weźmie udział w zabawie. No właśnie, to tylko zabawa, a przecież przybył tutaj dla beztroskiej zabawy.
Z lekkim rozbawieniem wysłuchał Alice i Theodora. Nigdy nie przekonywało go infantylne podejście do widzów, a zwroty typu "kochanieńcy" wywoływały w nim wręcz nudności. Tym niemniej, to Sylwester. Może właśnie takiej atmosfery oczekiwali zgromadzeni uczestnicy i widzowie?
Gdy tylko infantylny wstęp dobiegł końca, Michael pośpiesznie udał się do drewnianej chatki aby odebrać łyżwy. Nie znał się zupełnie na tym, jakie pary były lepsze od innych, więc zdał się całkowicie na ślepy los. Odebrawszy łyżwy, wyszedł przed chatkę, chcąc znaleźć jakieś miejsce do siedzenia i w spokoju ubrać łyżwy. Zarazem rozglądał się ciekawie, poszukując wzrokiem znajomych.
rzut na łyżwy
1 kieliszek szampana
Tęsknił za ludzkim towarzystwem, za chwilami beztroskiej zabawy. Zarazem ambicja ostrzegała go przed jazdą na łyżwach - czymś, w czym nie czuł się najmocniejszy. Wrodzona skłonność do ryzyka podpowiadała mu jednak, że zignoruje podszepty rozsądku i tak czy siak weźmie udział w zabawie. No właśnie, to tylko zabawa, a przecież przybył tutaj dla beztroskiej zabawy.
Z lekkim rozbawieniem wysłuchał Alice i Theodora. Nigdy nie przekonywało go infantylne podejście do widzów, a zwroty typu "kochanieńcy" wywoływały w nim wręcz nudności. Tym niemniej, to Sylwester. Może właśnie takiej atmosfery oczekiwali zgromadzeni uczestnicy i widzowie?
Gdy tylko infantylny wstęp dobiegł końca, Michael pośpiesznie udał się do drewnianej chatki aby odebrać łyżwy. Nie znał się zupełnie na tym, jakie pary były lepsze od innych, więc zdał się całkowicie na ślepy los. Odebrawszy łyżwy, wyszedł przed chatkę, chcąc znaleźć jakieś miejsce do siedzenia i w spokoju ubrać łyżwy. Zarazem rozglądał się ciekawie, poszukując wzrokiem znajomych.
rzut na łyżwy
1 kieliszek szampana
Can I not save one
from the pitiless wave?
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 3
'k3' : 3
Phillie i Keata zdążyłem już zgubić trzy razy, więc już od dobrych kilku minut wojowałem na parkiecie, co rusz porywając w ramiona kolejne samotne dziewczęta. Miałem już trochę w czubie, ale niekoniecznie źle wpływało to na moją motorykę, no bo nie oszukujmy się - lata praktyki sprawiły, że po kilku głębszych poruszałem się nawet zwinniej niż na trzeźwo, więc jak tylko ogłosili, że się ma odbyć jakiś wyścig na łyżwach, to od razu pognałem na miejsce. Kij, że ostatni raz miałem na stopach łyżwy jakieś 10 lat wstecz i totalnie nie umiałem jeździć, ale ufałem, że jakoś dam sobie radę. No i może trochę liczyłem na to, że gdzieś w tłumie wypatrzę Moss albo Burroughsa; naprawdę chciałem spędzić z nimi wejście w Nowy Rok... Teraz jednak nie było mi dane o tym zbyt długo rozmyślać, bo zanim się obejrzałem byłem już przy stawie i słuchałem dalszych wskazówek.
- Witam Boba - uśmiecham się do gościa, który wydaje łyżwy, a kiedy podaje mi parę, dziękuję mu kiwnięciem głowy - Założę się o galeona, że właśnie rozmawiasz ze zwycięzcą tegorocznego wyścigu - śmieję się, ale ludzie za mną nie dają mi zbyt długo zajmować mężczyzny; idę więc z tłumem, machając do niego wesoło i przysiadam na jakiejś ławeczce, żeby wsunąć łyżwy na stopy. Ciekawe czy w ogóle uda mi się w tym utrzymać pion.
łyżwiarstwo 0, szampan 1
- Witam Boba - uśmiecham się do gościa, który wydaje łyżwy, a kiedy podaje mi parę, dziękuję mu kiwnięciem głowy - Założę się o galeona, że właśnie rozmawiasz ze zwycięzcą tegorocznego wyścigu - śmieję się, ale ludzie za mną nie dają mi zbyt długo zajmować mężczyzny; idę więc z tłumem, machając do niego wesoło i przysiadam na jakiejś ławeczce, żeby wsunąć łyżwy na stopy. Ciekawe czy w ogóle uda mi się w tym utrzymać pion.
łyżwiarstwo 0, szampan 1
The member 'Johnatan Bojczuk' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Choć Jamie mieszkała na obrzeżach Doliny Godryka, niestety nie udało jej się zdążyć na czas, by wziąć udział w poszukiwaniu skarbów. Spóźniła się, przez co rozpoczęcie tamtej zabawy już ją ominęło, dlatego nie pozostało nic innego jak czekać na kolejną, w tym samym czasie racząc się pysznymi słodyczami w bufecie. Oczywiście nie przesadzała, wszak na łyżwach musiała być zwinna i szybka, ale odrobina słodkości nikomu nie zaszkodzi, zwłaszcza że przecież wiodła aktywny styl życia.
Co prawda na łyżwach nie czuła się tak pewnie jak na miotle, bo dość dawno na takowych nie jeździła i prawdopodobnie nawet zapomniała, jak to się robi, ale była pewna, że szybko przypomni sobie wszystko. A jeśli nie to po prostu zaliczy kilka malowniczych orłów na lodzie.
Gdy więc zapowiedziano rychłe rozpoczęcie zabawy, dołączyła do tłumku zainteresowanych i ruszyła w stronę leśnego stawu. Dobrze znała drogę, w końcu mieszkała w wiosce od urodzenia, a staw był jednym z lubianych przez nią w dzieciństwie miejsc zabaw. Czasem z rodzeństwem lub kolegami ślizgała się po zamarzniętym lodzie bez łyżew, a latem szukała tam ochłody w gorące dni, pluskając się w kojąco chłodnej wodzie. Dzieciństwo w Dolinie Godryka było naprawdę szczęśliwe i niejeden taki sylwester był już za nią, ale wiedziała, że teraz jest inaczej, nie potrafiła zapomnieć o tym, co się wydarzyło i tak po prostu udawać, że wszystko jest po staremu. Nie opuszczały jej ukryte obawy, że coś może się wydarzyć, a także myśl, że to pierwszy sylwester bez ojca, choć pierwsze święta bez niego z pewnością były bardziej bolesnym przeżyciem dla całej rodziny McKinnonów.
Dotarła na miejsce szybkim krokiem, mimo wszystko licząc na dobrą zabawę jak za dawnych lat. Liczyła także na napotkanie kogoś znajomego. W pierwszej kolejności dostrzegła jednak parę tych samych prowadzących, którzy zapowiedzieli zabawę wcześniej. Zauważyła też Johnatana, starego znajomego z lat szkolnych.
- Hej, Johnny! – pozdrowiła go. W końcu kiedyś byli razem na roku. Obiecała sobie, że w nadchodzącym czasie może złoży mu wizytę, by powspominać te stare dobre czasy. Teraz udała się do Boba, który miał wydawać każdemu łyżwy. Zdała się na jego wybór, przyjmując podaną jej parę, i wraz z nimi udała się w stronę linię startu. Gdzieś po drodze znalazła ławeczkę, na której przysiadła, żeby ubrać łyżwy na stopy i być gotową do startu, kiedy zabawa się rozpocznie. Nie nastawiała się na wygraną, ale budziła się w niej pewna żyłka rywalizacji, tak charakterystyczna dla kogoś, kto zawodowo uprawiał sport. Co prawda quidditch nie miał wiele wspólnego z łyżwami, ale rywalizacja to rywalizacja.
| łyżwiarstwo poziom 0
0 kieliszków szampana
Co prawda na łyżwach nie czuła się tak pewnie jak na miotle, bo dość dawno na takowych nie jeździła i prawdopodobnie nawet zapomniała, jak to się robi, ale była pewna, że szybko przypomni sobie wszystko. A jeśli nie to po prostu zaliczy kilka malowniczych orłów na lodzie.
Gdy więc zapowiedziano rychłe rozpoczęcie zabawy, dołączyła do tłumku zainteresowanych i ruszyła w stronę leśnego stawu. Dobrze znała drogę, w końcu mieszkała w wiosce od urodzenia, a staw był jednym z lubianych przez nią w dzieciństwie miejsc zabaw. Czasem z rodzeństwem lub kolegami ślizgała się po zamarzniętym lodzie bez łyżew, a latem szukała tam ochłody w gorące dni, pluskając się w kojąco chłodnej wodzie. Dzieciństwo w Dolinie Godryka było naprawdę szczęśliwe i niejeden taki sylwester był już za nią, ale wiedziała, że teraz jest inaczej, nie potrafiła zapomnieć o tym, co się wydarzyło i tak po prostu udawać, że wszystko jest po staremu. Nie opuszczały jej ukryte obawy, że coś może się wydarzyć, a także myśl, że to pierwszy sylwester bez ojca, choć pierwsze święta bez niego z pewnością były bardziej bolesnym przeżyciem dla całej rodziny McKinnonów.
Dotarła na miejsce szybkim krokiem, mimo wszystko licząc na dobrą zabawę jak za dawnych lat. Liczyła także na napotkanie kogoś znajomego. W pierwszej kolejności dostrzegła jednak parę tych samych prowadzących, którzy zapowiedzieli zabawę wcześniej. Zauważyła też Johnatana, starego znajomego z lat szkolnych.
- Hej, Johnny! – pozdrowiła go. W końcu kiedyś byli razem na roku. Obiecała sobie, że w nadchodzącym czasie może złoży mu wizytę, by powspominać te stare dobre czasy. Teraz udała się do Boba, który miał wydawać każdemu łyżwy. Zdała się na jego wybór, przyjmując podaną jej parę, i wraz z nimi udała się w stronę linię startu. Gdzieś po drodze znalazła ławeczkę, na której przysiadła, żeby ubrać łyżwy na stopy i być gotową do startu, kiedy zabawa się rozpocznie. Nie nastawiała się na wygraną, ale budziła się w niej pewna żyłka rywalizacji, tak charakterystyczna dla kogoś, kto zawodowo uprawiał sport. Co prawda quidditch nie miał wiele wspólnego z łyżwami, ale rywalizacja to rywalizacja.
| łyżwiarstwo poziom 0
0 kieliszków szampana
The member 'Jamie McKinnon' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Coś między nimi było już od dawna; Alexander nie był jednak pewien, czy czuł to już w czasie ich pierwszego spotkania na moście, ponieważ wtedy czuł prawie tyle, co nic. Ida była jednak osobą, która wdarła się do jego życia na tyle intensywnie, że nie potrafił jej od wtedy przegapić. Mijali się na szpitalnych korytarzach przez ponad trzy lata, ani razu nie zamieniając słowa, każde pogrążone w swoim indywidualnym toku nauki. Za to następnego dnia po jego powrocie z listopadowego zwolnienia panna Lupin była pierwszą osobą, na którą zwrócił uwagę po przekroczeniu progu szpitala. Patrząc teraz na jej rozjaśnioną nadzieją i emocjami twarz nie wiedział, jak wcześniej mógł tego nie widzieć? Kolejna myśl zapiekła go jednak mocniej, gdy ponownie musiał zapytać się sam siebie: co on tak właściwie czuł?
Krzyk przedzierający się przez tłum na parkiecie sprawił, że Alexander mógł porzucić te całkowicie nieprzyjemne rozmyślania. Momentalnie sięgnął do własnej kieszeni: tam, gdzie na szczęście wciąż spoczywała jego różdżka. Jego dłoń pozostała tam na moment, a palce zacisnęły się na rękojeści z hikorowego drewna w gotowości; nic się jednak nie stało. Bliskość Idy była jednak na tyle przyjemna, że prędko zniwelowała poczucie zagrożenia. Alexander wciąż pozostawał jednak czujny, przywrócony tym niby niewinnym zdarzeniem do rzeczywistości. Dzielony z czarownicą pocałunek wciąż odbijał się w nim przyjemnym ciepłym echem, lecz już nie przyćmiewał mu wszystkiego dookoła. Uśmiechnął się delikatnie, smutno na jej prośbę – już tak prędko przeszła do obietnic, a on tak szybko musiał znów bardzo ostrożnie manewrować między słowami. – Obiecuję, że moje myśli wybiegną ku tobie – przyznał, lekkim ściśnięciem palców starając się dodać jej odrobinę otuchy. Nawet dziś nie było ucieczki od wojny, nie ważne jak bardzo by się nie starali. – Wiesz też, gdzie jest bezpiecznie dla takich kur jak my – uśmiechnął się szerzej, żartobliwie wspominając o swoim domu, który nosił dumną nazwę Kurnika. Był to jeden z jego naprawdę dobrze strzeżonych sekretów, zarówno w przenośni, jak i w magii.
Jego nakierowywanie rozmowy na lżejsze tory przyniosło jednak skutek, a w pięknych oczach Idy chwilowy strach został zastąpiony entuzjazmem i błyskiem, który dopiero uczył się rozpoznawać. Może i nie wiedział, gdzie zaprowadzi ich los, ale patrząc na nią w tej chwili miał przeczucie, że sama droga, nie ważne z jakim finałem, mogła być jedną z cudowniejszych rzeczy, jakie jego nowe życie mogło mu w tej chwili zaoferować. Wyzwanie w jej głosie zbiło go jednak z tropu. Gwardzista spojrzał na pannę Lupin zaskoczony, jednak nie zbiła go z pantałyku całkowicie. – Zamieniam się w słuch – odparł, lecz kontynuacja toku myślowego czarownicy zaskoczyła go całkowicie. Spodziewał się dosłownie wszystkiego, ale nie łyżew. W myślach przeklął swoją lekko sztywną nogę, lecz na głos zaśmiał się, ruszając w pogoń za czarownicą. Mimo, że mięśnie uda ciągnęły go nieprzyjemnie, Farley zgrabniej przeciskał się między ludźmi, a jego dłuższe nogi pozwoliły mu dopaść Idę gdzieś w połowie drogi; wysiłki na zakonnych wojażach powoli odpłacały mu się pięknym za nadobne, widział to w lustrze, gdzie chłopięca sylwetka zdawała się już znikać na dobre. Zwolnił jednak odrobinę, a pomiędzy prędkimi oddechami nawoływał za czarownicą, że zaraz ją złapie. Błękitny szalik poluzował się na szyi młodego uzdrowiciela, powiewając za nim energicznie, gdy ten wpadał na teren wyścigu zaraz za panną Lupin.
– A niech to... pufek świśnie! – wysapał Alexander, wyszczerzony od ucha do ucha. – Jako gumochłon zarządzam rewanż na lodzie. Przegrany zostaje sklątką – oznajmił, poprawiając szalik na szyi. – Chodź po łyżwy – zarządził, łapiąc Idę pod ramię i ciągnąc w stronę namiotu na skraju jeziora. Dawało mu to moment na rozejrzenie się dookoła. W pewnej chwili w oczy rzucił mu się Bojczuk, czarodziej, którego miał okazję poznać przy jego kuchennym problemie. Dalej zauważył Tonksa oraz Jamie, dwójkę sojuszników Zakonu, którym skinął z lekka głową. W powietrzu roznosił się zapach gorącej czekolady, a Farley od razu wytężył wzrok w jej poszukiwaniu. Kiedy dostrzegł tace poczekał na moment, w którym jedna z nich znalazła się na tyle blisko, aby był w stanie ściągnąć z niej kubeczek. – Czekolady? – zapytał idącej z nim pod ramię panny Lupin, kiedy stanęli przy wydawce, za którą piętrzyły się półki z łyżwami. Farley z uśmiechem na twarzy podał swój numer buta, a stojący za ladą czarodzieje nie zwlekali – przed Alexandrem zaraz pojawiła się para łyżew w odpowiednim rozmiarze.
| łyżwiarstwo I
Krzyk przedzierający się przez tłum na parkiecie sprawił, że Alexander mógł porzucić te całkowicie nieprzyjemne rozmyślania. Momentalnie sięgnął do własnej kieszeni: tam, gdzie na szczęście wciąż spoczywała jego różdżka. Jego dłoń pozostała tam na moment, a palce zacisnęły się na rękojeści z hikorowego drewna w gotowości; nic się jednak nie stało. Bliskość Idy była jednak na tyle przyjemna, że prędko zniwelowała poczucie zagrożenia. Alexander wciąż pozostawał jednak czujny, przywrócony tym niby niewinnym zdarzeniem do rzeczywistości. Dzielony z czarownicą pocałunek wciąż odbijał się w nim przyjemnym ciepłym echem, lecz już nie przyćmiewał mu wszystkiego dookoła. Uśmiechnął się delikatnie, smutno na jej prośbę – już tak prędko przeszła do obietnic, a on tak szybko musiał znów bardzo ostrożnie manewrować między słowami. – Obiecuję, że moje myśli wybiegną ku tobie – przyznał, lekkim ściśnięciem palców starając się dodać jej odrobinę otuchy. Nawet dziś nie było ucieczki od wojny, nie ważne jak bardzo by się nie starali. – Wiesz też, gdzie jest bezpiecznie dla takich kur jak my – uśmiechnął się szerzej, żartobliwie wspominając o swoim domu, który nosił dumną nazwę Kurnika. Był to jeden z jego naprawdę dobrze strzeżonych sekretów, zarówno w przenośni, jak i w magii.
Jego nakierowywanie rozmowy na lżejsze tory przyniosło jednak skutek, a w pięknych oczach Idy chwilowy strach został zastąpiony entuzjazmem i błyskiem, który dopiero uczył się rozpoznawać. Może i nie wiedział, gdzie zaprowadzi ich los, ale patrząc na nią w tej chwili miał przeczucie, że sama droga, nie ważne z jakim finałem, mogła być jedną z cudowniejszych rzeczy, jakie jego nowe życie mogło mu w tej chwili zaoferować. Wyzwanie w jej głosie zbiło go jednak z tropu. Gwardzista spojrzał na pannę Lupin zaskoczony, jednak nie zbiła go z pantałyku całkowicie. – Zamieniam się w słuch – odparł, lecz kontynuacja toku myślowego czarownicy zaskoczyła go całkowicie. Spodziewał się dosłownie wszystkiego, ale nie łyżew. W myślach przeklął swoją lekko sztywną nogę, lecz na głos zaśmiał się, ruszając w pogoń za czarownicą. Mimo, że mięśnie uda ciągnęły go nieprzyjemnie, Farley zgrabniej przeciskał się między ludźmi, a jego dłuższe nogi pozwoliły mu dopaść Idę gdzieś w połowie drogi; wysiłki na zakonnych wojażach powoli odpłacały mu się pięknym za nadobne, widział to w lustrze, gdzie chłopięca sylwetka zdawała się już znikać na dobre. Zwolnił jednak odrobinę, a pomiędzy prędkimi oddechami nawoływał za czarownicą, że zaraz ją złapie. Błękitny szalik poluzował się na szyi młodego uzdrowiciela, powiewając za nim energicznie, gdy ten wpadał na teren wyścigu zaraz za panną Lupin.
– A niech to... pufek świśnie! – wysapał Alexander, wyszczerzony od ucha do ucha. – Jako gumochłon zarządzam rewanż na lodzie. Przegrany zostaje sklątką – oznajmił, poprawiając szalik na szyi. – Chodź po łyżwy – zarządził, łapiąc Idę pod ramię i ciągnąc w stronę namiotu na skraju jeziora. Dawało mu to moment na rozejrzenie się dookoła. W pewnej chwili w oczy rzucił mu się Bojczuk, czarodziej, którego miał okazję poznać przy jego kuchennym problemie. Dalej zauważył Tonksa oraz Jamie, dwójkę sojuszników Zakonu, którym skinął z lekka głową. W powietrzu roznosił się zapach gorącej czekolady, a Farley od razu wytężył wzrok w jej poszukiwaniu. Kiedy dostrzegł tace poczekał na moment, w którym jedna z nich znalazła się na tyle blisko, aby był w stanie ściągnąć z niej kubeczek. – Czekolady? – zapytał idącej z nim pod ramię panny Lupin, kiedy stanęli przy wydawce, za którą piętrzyły się półki z łyżwami. Farley z uśmiechem na twarzy podał swój numer buta, a stojący za ladą czarodzieje nie zwlekali – przed Alexandrem zaraz pojawiła się para łyżew w odpowiednim rozmiarze.
| łyżwiarstwo I
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 1
'k3' : 1
przed sesją z MG
Niby się z Bojczukiem i Fili rozdzielili, ale ostatecznie stanęło na tym, że przynajmniej jego czupryna gdzieś Keatowi tam w oddali mignęła - no, ale potem znowu go stracił z oczu w tłumie osób zebranych w celu wiadomym, mianowicie z wyścigiem związanym. On w sumie zawędrował aż tutaj, bo szampana już trochę wypił, no i jakoś go olśniło, iż może jakieś nagrody będą. Poza tym, na naukę zawsze jest czas, a jakoś od dawna chciał się nauczyć na łyżwach jeździć. Raz nawet miał je na nogach, to już wystarczy, by w pełnej gotowości stanął w szranki.
Ustawił się więc w kolejce, trochę ludu zdążyło się tu zebrać; jakieś łyżwy mu dano, ponoć nawet w dobrym rozmiarze, ale jeszcze nie przymierzał, zaraz się okaże. Sięgnął też od razu po jeszcze jednego szampana, na śmiałość. Gdzieś w tłumie znalazł i dla siebie miejsce, choć nie uśmiechało mu się sterczenie tu bez końca, o jakich problemach technicznych była mowa?
- Przepraszam, wie pan może, czemu to się jeszcze nie zaczęło? Nie jest już po czasie czasem? - a tak przez ramię się odwrócił, zagadując akurat do stojącego obok Michaela, choć na samej twarzy nieznajomego za bardzo się nie koncentrował, bo jego uwagę przyciągnęło już to, co się wokół nich działo. - Jak można zepsuć jezioro? - mowa była o naprawie lodowiska, czyli że co konkretnie się tam stało? Chyba ta zagadka chwilowo zaintrygowała go bardziej niż sam wyścig.
| łyżwiarstwo - 0
szampan - 3 + teraz rzucam i od razu piję #yolo
Niby się z Bojczukiem i Fili rozdzielili, ale ostatecznie stanęło na tym, że przynajmniej jego czupryna gdzieś Keatowi tam w oddali mignęła - no, ale potem znowu go stracił z oczu w tłumie osób zebranych w celu wiadomym, mianowicie z wyścigiem związanym. On w sumie zawędrował aż tutaj, bo szampana już trochę wypił, no i jakoś go olśniło, iż może jakieś nagrody będą. Poza tym, na naukę zawsze jest czas, a jakoś od dawna chciał się nauczyć na łyżwach jeździć. Raz nawet miał je na nogach, to już wystarczy, by w pełnej gotowości stanął w szranki.
Ustawił się więc w kolejce, trochę ludu zdążyło się tu zebrać; jakieś łyżwy mu dano, ponoć nawet w dobrym rozmiarze, ale jeszcze nie przymierzał, zaraz się okaże. Sięgnął też od razu po jeszcze jednego szampana, na śmiałość. Gdzieś w tłumie znalazł i dla siebie miejsce, choć nie uśmiechało mu się sterczenie tu bez końca, o jakich problemach technicznych była mowa?
- Przepraszam, wie pan może, czemu to się jeszcze nie zaczęło? Nie jest już po czasie czasem? - a tak przez ramię się odwrócił, zagadując akurat do stojącego obok Michaela, choć na samej twarzy nieznajomego za bardzo się nie koncentrował, bo jego uwagę przyciągnęło już to, co się wokół nich działo. - Jak można zepsuć jezioro? - mowa była o naprawie lodowiska, czyli że co konkretnie się tam stało? Chyba ta zagadka chwilowo zaintrygowała go bardziej niż sam wyścig.
| łyżwiarstwo - 0
szampan - 3 + teraz rzucam i od razu piję #yolo
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Keat Burroughs' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 2
--------------------------------
#2 'k10' : 7
#1 'k3' : 2
--------------------------------
#2 'k10' : 7
Leśny staw
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka