Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka
Most Godryka
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Most Godryka
Most Godryka, zawdzięczający swoją nazwę imieniu Godryka Gryffindora, znajduje się w ciągu głównej, prowadzącej do wioski drogi. Jest to stara, kamienna, łukowata konstrukcja, zawieszona bezpośrednio nad przepływającą przez okolicę rzeką Pondle Creek, swoje ujście znajdującą w rozlanym szeroko stawie. Solidny i zadbany, swoją dobrą (mimo upływu lat) kondycję zawdzięcza samym mieszkańcom, solidarnie rezygnującym z przebudowania go na modłę bardziej nowoczesną; w efekcie niemożliwe jest minięcie się na moście dwóch pojazdów jednocześnie, czy to wozów, czy nielicznych samochodów. Nikomu zdaje się to jednak nie przeszkadzać, a sam most jest lubianym miejscem spotkań okolicznej młodzieży, regularnie urządzającej zawody w skakaniu z niego do głębokiej wody.
Żyjący w Dolinie Godryka czarodzieje utożsamiają z kolei most z krążącą wokół niego legendą: mówi się bowiem, że został wzniesiony na polecenie samego Gryffindora, który samodzielnie obłożył go silnymi zaklęciami dodającymi odwagi; podobno przejście pod kamiennymi łukami, wieńczącymi początek i koniec mostu, gwarantuje przypływ siły koniecznej do podjęcia trudnej decyzji, a zrobienie tego w pełnię księżyca zawsze skończy się podjęciem tej dobrej.
Tuż przed mostem, na poboczu drogi, od lat stoi stary wóz, który zdaje się nie należeć do nikogo - czasami odwiedza go jednak duch jasnowłosej dziewczyny, śpiewem witającej i żegnającej przechodzących tędy wędrowców, opowiadającej historię miłosną o chłopcu, z którym miała uciec, ale który nigdy nie pojawił się na miejscu spotkania.
Żyjący w Dolinie Godryka czarodzieje utożsamiają z kolei most z krążącą wokół niego legendą: mówi się bowiem, że został wzniesiony na polecenie samego Gryffindora, który samodzielnie obłożył go silnymi zaklęciami dodającymi odwagi; podobno przejście pod kamiennymi łukami, wieńczącymi początek i koniec mostu, gwarantuje przypływ siły koniecznej do podjęcia trudnej decyzji, a zrobienie tego w pełnię księżyca zawsze skończy się podjęciem tej dobrej.
Tuż przed mostem, na poboczu drogi, od lat stoi stary wóz, który zdaje się nie należeć do nikogo - czasami odwiedza go jednak duch jasnowłosej dziewczyny, śpiewem witającej i żegnającej przechodzących tędy wędrowców, opowiadającej historię miłosną o chłopcu, z którym miała uciec, ale który nigdy nie pojawił się na miejscu spotkania.
The member 'William Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 95, 52
'k100' : 95, 52
Wszystkie ustalenia musiał przyjąć za pewnik, ponieważ nie miał szansy swojego skupienia utrzymać na dłużej wokół poruszanych zagadnień. Padła już propozycja skorzystania z Deprimo, Bombardy, Kieran rozmyślał jeszcze nad użyciem najprostszego Wingardium leviosa, ale martwił go ewentualny brak trzeźwego osądu przez niemożność trzymania się jednej stałej perspektywy. Miał szczęście, że znał źródło problemu, poznał inne opinie co do planu działania i przy okazji zdołał wyłuskać kluczowe informacje. Obecnie nie mógł być zbyt pomocny i najbardziej złościła go w tej sytuacji myśl, że sam sobie taki los zgotował, choć było to zarazem dzieło przypadku, jeden z tych kaprysów magii, o jakich definiowanie spierali się mądrzejsi od niego. On tylko chciał wiedzieć jak ma sobie poradzić z wyczarowanymi oczyskami, kiedy nijak nie szło mu w nie celować. Próbował, a nie miał całego dnia na próbowanie. Każda gałka oczna ustalała sobie własną trajektorię lotu, pokazywała co chciała. Gdy inni już ruszali do działania, Rineheart musiał urządzać sobie przepychankę z samym sobą poniekąd.
Usłyszał słowa kierowane w jego stronę przez Moore’a, na które przytaknął lekko bezwiednie. Zamierzał w końcu dotrzeć do mostu i coś tam zdziałać, ale jeszcze nie był w stanie się skupić. – Dajcie mi chwilę, zaraz dołączę.
Oddalił się od reszty jeszcze na wystarczająca jego zdaniem odległość, ponieważ nikomu innemu nie chciał przeszkodzić w prowadzonych działaniach. Robił duże kroki, czasem stawiając je jakby po omacku przez mieszające się w umyśle obrazy z jego właściwym wzrokiem. Mocniej ścisnął różdżkę, chcąc wierzyć, że tym razem podoła i strąci chociaż jedna z oczu, przynosząc sobie chociaż odrobinę ulgi. Skoro problem z celowaniem był kluczowy, być może należało uporać się z oczyskami w innym sposób, najlepiej ze wszystkimi za jednym zamachem. Atak nie zawsze musi być wystosowany bezpośrednio na cel, oparty na tej zasadzie koncept był jednak dość naiwny, bo może miał sobie rzucić pod nogi Expulso, aby siła miotającego zaklęcia rozbiła wszystkie gałki na boki, być może nawet je uszkadzając, a jemu obiła ledwie tyłek, posyłając go na ziemię? Naprawdę był bliski podjąć podobne ryzyko, jednak ostatecznie opamiętał się, przypominając sobie o szerokim zasięgu tego zaklęcia. Dla bezpieczeństwa innych i też własnego (gdyby magia znów miała okazać się krnąbrna) próbował z pomocą niewielkich płomieni strącić oczyska.
– Incendio – ruch nadgarstka, inkantacja wypowiedziana bez zawahania, pierwsze oko zniszczone. – Incendio – druga próba okazała się także skuteczna, drugie oko w dół. – Incendio – i o kolejne oko mniej, choć tym razem w jego umyśle pojawił się wyraźny obraz płomienia trawiącego cel, dziwny widok, nieprzyjemny na swój sposób. – Incendio – musiało go rozproszyć poprzednie wrażenie, płomień nie utrafił celu. – Incendio – teraz znów trafił, w powietrzu wisiała jeszcze szóstka oczysk. – Incendio – jeszcze raz, ostatni, musiało się udać. I udało się, ku jego uldze, bo nie tylko zdjął kolejne oko, ale przede wszystkim uwolnił się od wszystkich, pozostałe wyparowały, kończąc tym samym jego udrękę. Przypadkowe odkrycie tego jak na świat patrzy kilkoma parami oczu akromantula było pouczające i nie zamierzał nigdy do tego doświadczenia wracać. Najważniejsze, że znów był gotów do działania
|Oculus tura 2/3 strąconoo 5 oczu, rzucone Incendio (klik + klik +klik), EM: 41/50
Usłyszał słowa kierowane w jego stronę przez Moore’a, na które przytaknął lekko bezwiednie. Zamierzał w końcu dotrzeć do mostu i coś tam zdziałać, ale jeszcze nie był w stanie się skupić. – Dajcie mi chwilę, zaraz dołączę.
Oddalił się od reszty jeszcze na wystarczająca jego zdaniem odległość, ponieważ nikomu innemu nie chciał przeszkodzić w prowadzonych działaniach. Robił duże kroki, czasem stawiając je jakby po omacku przez mieszające się w umyśle obrazy z jego właściwym wzrokiem. Mocniej ścisnął różdżkę, chcąc wierzyć, że tym razem podoła i strąci chociaż jedna z oczu, przynosząc sobie chociaż odrobinę ulgi. Skoro problem z celowaniem był kluczowy, być może należało uporać się z oczyskami w innym sposób, najlepiej ze wszystkimi za jednym zamachem. Atak nie zawsze musi być wystosowany bezpośrednio na cel, oparty na tej zasadzie koncept był jednak dość naiwny, bo może miał sobie rzucić pod nogi Expulso, aby siła miotającego zaklęcia rozbiła wszystkie gałki na boki, być może nawet je uszkadzając, a jemu obiła ledwie tyłek, posyłając go na ziemię? Naprawdę był bliski podjąć podobne ryzyko, jednak ostatecznie opamiętał się, przypominając sobie o szerokim zasięgu tego zaklęcia. Dla bezpieczeństwa innych i też własnego (gdyby magia znów miała okazać się krnąbrna) próbował z pomocą niewielkich płomieni strącić oczyska.
– Incendio – ruch nadgarstka, inkantacja wypowiedziana bez zawahania, pierwsze oko zniszczone. – Incendio – druga próba okazała się także skuteczna, drugie oko w dół. – Incendio – i o kolejne oko mniej, choć tym razem w jego umyśle pojawił się wyraźny obraz płomienia trawiącego cel, dziwny widok, nieprzyjemny na swój sposób. – Incendio – musiało go rozproszyć poprzednie wrażenie, płomień nie utrafił celu. – Incendio – teraz znów trafił, w powietrzu wisiała jeszcze szóstka oczysk. – Incendio – jeszcze raz, ostatni, musiało się udać. I udało się, ku jego uldze, bo nie tylko zdjął kolejne oko, ale przede wszystkim uwolnił się od wszystkich, pozostałe wyparowały, kończąc tym samym jego udrękę. Przypadkowe odkrycie tego jak na świat patrzy kilkoma parami oczu akromantula było pouczające i nie zamierzał nigdy do tego doświadczenia wracać. Najważniejsze, że znów był gotów do działania
|
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Most Godryka
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka