Wydarzenia


Ekipa forum
Rosarium
AutorWiadomość
Rosarium [odnośnik]22.07.19 1:23
First topic message reminder :

Rosarium

Wyodrębniona reprezentacyjna część ogrodu pełni funkcję rosarium, przeróżne gatunki czerwonych róż ozdabiają rabaty oraz szklarnie, zachwycając aksamitnymi płatkami, przestrzegając ostrymi jak brzytwa kolcami i obezwładniając intensywnym kwiatowym zapachem. Rosarium mieściło się w ogrodach Chaetau Rose już przy pierwszym projekcie dworu w 1345 r. i od tamtej pory pozostało w praktycznie niezmienionym - choć znacznie powiększonym - kształcie. Dziś pomiędzy kamiennymi ścieżkami rośnie na rabatach rośnie około 300 gatunków róż, a wewnątrz szklarni - kolejne 100. Oprócz urokliwych spacerów i odpoczynku na trawie, czas można spędzać tak wewnątrz szklarni - raczej zimą z uwagi na podwyższoną temperaturę - gdzie znajdują się stoliki kawkowe wraz z krzesłami, jak i w urokliwej, obrośniętej pnącymi się różami białej altanie, wewnątrz której można przysiąść na kamiennych ławach i z której rozciąga się zachwycający widok na morze. Przy różach zwykle gnieździ się dużo zapylających owadów - zwłaszcza trzmieli i wielobarwnych motyli.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rosarium - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Rosarium [odnośnik]22.08.23 13:58
Corinne zdecydowanie nie była postępowa, nie lubiła też kontrowersji i starała się ich nie wzbudzać. Lubiła wyróżniać się spośród rówieśnic urodą, ale w kwestii ubioru wolała trzymać się sprawdzonych, konserwatywnych rozwiązań. Próżno było w jej garderobie szukać nowoczesnych krojów czy jakiejkolwiek sukni, która odkrywałaby łydki, ale największą zgrozę i tak budziły w niej kobiety w spodniach, które jawiły jej się jako wyłącznie męski element garderoby i bardzo źle świadczyły o kobiecie, która się na nie decydowała. Corinne nie chciała, by ktokolwiek choćby pomyślał, że mogła mieć jakiekolwiek feministyczne skłonności.
- Rozumiem, że jest zajęty. Jako mężczyzna ma wiele obowiązków, z których nie musi zwierzać się żonie. – Zwłaszcza, że nawet się nie znali. Jej pan ojciec także nie spowiadał się matce ze wszystkiego, co robił. Żona miała być posłuszna i na niego czekać. – Poczekam jeszcze kilka dni, a później… Czy to dobry pomysł, abym sama zainicjowała rozmowę i odwiedziła go, gdy będzie w posiadłości? Naprawdę chciałabym go lepiej poznać. Nie chcę, żebyśmy byli sobie obcy lub pałali do siebie niechęcią. – Naprawdę chciała przynajmniej podjąć próbę znalezienia nici porozumienia. Nie chciała zamykać się w komnatach jak nadąsana pannica, której nic nie obchodzi, a zależało jej, żeby między nią a jej mężem powstały jakieś relacje, nawet jeśli nigdy się nie pokochają, to chciała, żeby przynajmniej żyli ze sobą w zgodzie i potrafili rozmawiać. – Zawieszenie broni? – podchwyciła kolejny temat wspomniany przez Evandrę. – Czy to oznacza, że… mugole i ich miłośnicy aktualnie nam nie zagrażają? – Młódka nie znała się na polityce, nie znała prawdziwego obrazu sytuacji w świecie, ale czystokrwista propaganda trafiała i do niej. Rzecz jasna informacje które docierały do jej uszu były przefiltrowane, oszczędzano jej rzeczy przykrych, mogących ją zbytnio zmartwić lub nieodpowiednich dla kobiecych uszu, ale z tego, co wiedziała, wyłaniał się obraz mówiący o tym, że to właśnie mugole, szlamy oraz miłujący ich zdrajcy czarodziejskiej rasy stali za problemami ostatnich miesięcy, i że w swojej nienawiści do czystokrwistych i zazdrości wobec tych, którzy urodzili się lepiej i mieli więcej, pragnęli sprowadzić wszystkich do swojego poziomu. Bała się tego, za bardzo kochała swoje wygodne, dostatnie życie i uważała, że czystokrwiste pochodzenie czyni ją kimś lepszym i ważniejszym. Nie wiedziała też, że zagrożenie naprawdę mogło być realne i że Evandra już się o tym przekonała.
- Więc mieliście szczęście, że mogliście się poznać przed zaręczynami i ślubem – odezwała się, myśląc że tak w istocie jest lepiej, wyjść za kogoś, kogo się zna. Jej to nie było dane, ale zawsze mogło być gorzej, więc i tak nie mogła narzekać. – Myślisz, że jest szansa, że ja i Mathieu też kiedyś… będziemy się kochać? Albo przynajmniej lubić? – zapytała po chwili, choć na ten moment ta myśl wydawała jej się dziwaczna i abstrakcyjna. Ale nie niemożliwa, prawda? Przecież pewnego dnia, może za kilka miesięcy lub lat, mogli się w sobie zakochać. Evandra najwyraźniej była przykładem, że odnalezienie miłości w aranżowanym małżeństwie było możliwe. Wystarczyło, żeby obie strony tego chciały. – Nie znam go, ale chcę dać temu szansę. Nie tylko dlatego, że to mój obowiązek jako żony, ale po prostu… Chcę, żebyśmy nie byli tylko parą obcych ludzi których połączyły ze sobą rodziny. – Zdecydowała się na szczerość, ale najzwyczajniej w świecie chciała się z kimś podzielić rozterkami, porozmawiać, może usłyszeć jakąś radę. Chętnie poznałaby też więcej szczegółów z historii relacji Evandry i jej męża, ale była tu krótko i nie chciała uchodzić za zbyt wścibską, zbyt wtrącającą się w sprawy, które bądź co bądź były dość intymne. Z biegiem czasu, kiedy poznają się z Evandrą bliżej i będą spędzać ze sobą więcej czasu, na pewno dowiedzą się o sobie wzajemnie wielu rzeczy. Teraz powstrzymała się od bardziej dociekliwych pytań.
- Nie chcę się od nich oddzielać, zapominać o swoich korzeniach – zapewniła. Nie zamierzała zapominać o tym, kim była przed ślubem ani odcinać się od bliskich. Mogła zmienić nazwisko i miejsce zamieszkania, ale z krwi zawsze pozostanie Avery. Nie zapominała o tym, choć wiedziała, że musi angażować się w życie nowej rodziny i że w towarzystwie będzie występować jako Rosier. – Zamierzam wkrótce ich odwiedzić. Brat zawsze był mi bardzo bliski i chcę, by wciąż był obecny w moim życiu. – Było jej wręcz dziwnie być tak daleko od niego, w Ludlow zawsze spędzali razem mnóstwo czasu, kiedy nie byli zajęci obowiązkami przypisanymi swoim płciom. Brat zawsze był osobą, której ufała i mogła na nim polegać. Jej ślub nie mógł wymazać tej bliskości. Nie zamierzała też odcinać się od rodziców. Pan ojciec co prawda nigdy nie miał dla niej wiele czasu poza tym, co niezbędne, ale matka na pewno ucieszy się z jej wizyty. Dzieci były jej największą życiową radością i szczęściem. Ale na pewno Corinne miało być dziwnie pojawić się w Ludlow już nie jako mieszkanka, a jako gość. – Z pewnością czeka mnie wiele rozmów z lady Diane, wydaje się naprawdę… miła – przyznała. Nie zamierzała unikać matki swego męża, zwłaszcza że ta wydawała się życzliwa i zaciekawiona jej osobą. Corinne wydawało się, że miały szansę się polubić, a to dobrze wróżyło na przyszłość. Mimo różnicy pokoleń jej doświadczenia też na pewno były cenne i warte poznania.
Przyglądała się uważnie mijanym różom, a także temu, co robiła z nimi Evandra. Starała się powtarzać jej gesty i zapamiętać poszczególne czynności, co przychodziło jej o tyle łatwiej, że znała już podstawy pielęgnacji roślin. Wiedziała też, że musiała uważać na kolce, a także na delikatność młodych łodyg oraz pąków, dlatego unikała bezpośredniego dotykania jeszcze nierozwiniętych kwiatów oraz czubków rosnących pędów.
- Mam nadzieję, że nie zawiodę Mathieu ani nikogo innego w tym względzie, i że za rok o tej porze będę już dumną matką – rzekła, gdy rozmowa zeszła na temat dzieci. Oby udało jej się szybko zajść w ciążę, mimo młodego wieku zdawała sobie sprawę z tego, w jakim celu zawierano małżeństwa: dla przedłużenia rodu. Żona była po to, by rodzić mężowi dzieci i zapewnić ciągłość jego linii. Jej samej mogło to także zapewnić lepszą pozycję na dworze męża, zwłaszcza gdyby powiła syna. Choć w skrytości serduszka pragnęła mieć także córkę, która stałaby jej się tak bliska, jak ona była dla swojej matki, ale zdawała sobie sprawę, że oczekiwano od niej przede wszystkim męskiego potomka, co najmniej jednego. Zostanie matką było jej obowiązkiem, ale… chciała tego. Nie zamierzała uchylać się od macierzyństwa, choć pewnie początki będą ciężkie, strach budziła też wizja samego porodu. Wiedziała, że na mężatki niezdolne do powicia potomstwa bardzo źle patrzono. Były chybioną inwestycją. – Chętnie poznam działalność Smoczych Ogrodów, chciałabym je odwiedzić i poznać, w sposób stosowny dla kobiety – zapewniła. Wiadomo, że jako dama nie będzie bezpośrednio zajmować się smokami, ale zapewne były w rezerwacie miejsca, gdzie można było bezpiecznie podziwiać smoki i poznawać dziedzictwo Rosierów. – Oczywiście, chętnie pomogę, choć nie śmiałabym nazywać się prawdziwą zielarką. Nie posiadam takiej wiedzy, jak moja matka i ród jej pochodzenia, ale na miarę tego, co wiem, mogę spróbować pomóc – zapewniła. Nie była profesjonalistką, raczej amatorką, ale coś tam wiedziała, o to czego nie wiedziała zawsze mogła zapytać matki lub kogoś z jej krewnych. – Co będzie znajdować się w serpentarium? – spytała z zaciekawieniem. – Mogę spróbować pomóc w tym przyjęciu, choć jeszcze nie mam doświadczenia w organizacji tego typu wydarzeń. – Była młoda, u Averych zajmowały się tym starsze od niej damy, a ona większość ostatnich lat spędzała w szkole, dopiero rok temu ją skończyła. No i każdy wiedział, że zostanie młodo wydana za mąż, więc nie wdrażano jej w wiele rzeczy, choć naturalnie uświetniała niektóre uroczystości swoim talentem muzycznym. – Kiedy się odbędzie? – Nawet się ucieszyła na wzmiankę o jakimś wydarzeniu towarzyskim. Avery nie byli specjalnie towarzyscy i rzadko organizowali większe przyjęcia poza ślubami członków rodu czy innymi ważnymi dla rodziny uroczystościami, ale Corinne zawsze była bardziej salonowa niż większość jej panieńskiego rodu, i lubiła poznawać nowych ludzi, a także dobrze się bawić w pięknym otoczeniu. Poza tym możliwość zaangażowania się w to, a nie tylko przyjścia na gotowe, zapewniłaby jej poczucie, że faktycznie jest częścią tej rodziny, miałaby pewną sprawczość, poczucie że ktoś chce jej udziału, a nie tylko obecności, a także mogłaby dołożyć swoją cegiełkę do tego, co robili inni Rosierowie. To było miłe, że Evandra liczyła na jej pomoc i brała pod uwagę jej zdanie.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Rosarium [odnośnik]29.08.23 9:06
Spogląda nań pobłażliwie, doskonale rozumiejąc rozważania młodej lady. Lękliwe wątpliwości są naturalne, sama utożsamia się z nimi przez długi czas, bo mimo wysokiego poczucia własnej wartości, w obliczu relacji z mężem całe życiowe doświadczenie lubi brać w łeb.
- Trudno jest zrazić do siebie Mathieu. Bywa co prawda mrukliwy, jednak wynika to z jego usposobienia, nie zaś rzeczywistego nastawienia wobec kogoś - stara się podkreślić zalety szwagra i namalować w optymistycznych barwach. Jeszcze tego by brakowało, aby młoda Róża niechętnie pokazywała swoje płatki.
- Zgadza się. To umowa, w ramach której obie ze stron decydują się na powstrzymanie od działań wojennych. W dalszym ciągu nie polecam jednak zawieruszać się na ich terenach. Nie mamy pewności czy ci ludzie mają w sobie na tyle przyzwoitości, by zasady uszanować. - Traktuje młodą czarownicę słowami przestrogi, woląc, aby była świadoma otaczającej ją rzeczywistości, nawet jeśli w subtelnej, okrojonej wersji. Wątpi w to, aby Corinne pragnęła wyrwać się z pałacu wprost na hrabstwa zajęte przez wroga, jeśli chce odwiedzić znajomych, musi zaczekać na ostateczne zakończenie konfliktu.
- Oczywiście, że tak - odpowiada ciepło, starając się podnieść ją na duchu. - Do miłości należy dojrzeć, a następnie też ją wytrwale pielęgnować. Cierpliwość popłaca, droga Corinne, radzę się w nią uzbroić - chętnie dzieli się złotymi radami. Z zadowoleniem przyjmuje słowa dziewczyny, zarówno o chęci zbliżenia się do teściowej, jak i zostania rodzinną chlubą dzięki potomstwu. W Château Rose nie ma obecnie zbyt wielu dzieci, co należy czym prędzej zmienić. Dziś półwila ubolewa, że z racji swojego zdrowia, nie jest w stanie dać rodowi więcej dzieci, szczerze wierzy w pomyślne narodziny drugiej ze swych pociech. Jeszcze przed rokiem oddycha z ulgą, że wraz z nadejściem pierworodnego dopełnia swych obowiązków i nie musi się nimi więcej przejmować; teraz żałuje, że nie może się bardziej przyczynić.
- Czy jest konkretny powód, dla którego podkreślasz, że działania, w jakie chcesz się zaangażować, mają być stosowne dla kobiety? - pyta z zaciekawieniem, nim przejdzie do odpowiedzi. - Skąd myśl, że pozwolę, byś oddała się niegodnej pracy? - Nie dostrzegła tego wcześniej, widząc zakłopotany wzrok Corinne na widok krótkiej sukni Evandry, wyłapuje to teraz, interpretując dobór słów czarownicy. Czy to może być prawda, aby młoda lady nie uważała jej za wzór do naśladowania, miała ją za niegodną miana doyenne? Podobne sugestie nie mogą mieć miejsca teraz, ani w przyszłości.
- W serpentarium znajdą się gatunki węży, jakie otrzymaliśmy podczas rozdania orderów od Ministra Magii wraz z Wyspą Żmij. Będziemy dobierać rośliny pod nowy teren, aby po przeniesieniu nie doznały szoku. Zależy nam na tym, aby czuły się tak, jak w środowisku naturalnym. Potrzebna będzie analiza, jak i kreatywne podejście do kompozycji - rzuca więcej światła na szczegóły. - Chciałabym, aby w przyszłości Smocze Ogrody stały się miejscem chętnie odwiedzanym przez całą czarodziejską społeczność. Niech gromadzą się u nas tłumnie, aby obejrzeć magiczne stworzenia, dokształcić się, dowiedzieć o nich czegoś ciekawego. Przestrzeń musi więc być atrakcyjna wizualnie dla odwiedzających, to także będzie wymagać uważnej, kobiecej ręki. - Wprawdzie to zadanie może wykonać każdy, kto ma choć odrobinę wyczucia i zmysłu estetycznego, jednak Evandra wymaga, aby lady Rosier były zaangażowane w życie pałacu, także od strony finansowej, jaką Smocze Ogrody niewątpliwie są. Kanapowe kobietki, salonowe ozdoby - te określenia mają na zawsze już zniknąć z ich słownika, przestać się kojarzyć z arystokratkami. Są wedle lady doyenne obraźliwe i niesłuszne, więc zrobi wszystko, aby zmienić ich usposobienie, jednak w spokojny i postępowy, acz nierewolucyjny sposób. - Świętować będziemy z końcem września, wkrótce należy rozesłać zaproszenia. Doświadczenie trudno zdobyć w sposób inny, niż działanie. Trzymanie się na uboczu niczego nie ułatwia, trzeba odważnie. - Jakby na potwierdzenie swoich słów wskazuje otwartą dłonią na jedno z różanych pnączy. - Przywiąż ten pęd, stale mi ucieka.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Rosarium [odnośnik]30.08.23 3:18
Corinne dopiero poznawała członków nowej rodziny, w tym męża. Trudno jej było go rozgryźć i wiedziała, że trochę to potrwa, nim uda jej się do niego dotrzeć i go poznać. Ale z drugiej strony, lepsze to niż związek z totalnym nudziarzem. Przynajmniej miała jeszcze wiele kart do odkrycia i raczej nie zanosiło się na to, aby miała się tutaj nudzić.
- No cóż, mamy miesiące, a nawet lata, żeby się poznawać – zgodziła się. Może z czasem Mathieu zmieni nastawienie i stanie się bardziej przystępny? Słyszała, że niektórzy mężczyźni niekoniecznie garnęli się do ożenku, że czuli się, jakby ich wolność była ograniczana; może jej mąż należał właśnie do tej kategorii. Evandra miała rację, musiała po prostu być cierpliwa, a może pewnego dnia zostanie nagrodzona. Może spotka ją ta mityczna miłość? Nie skreślała swojego małżonka, była gotowa poczekać, aż ją do siebie dopuści.
- Nie zamierzam zawieruszać się na ich terenach, tym bardziej, że nie miałabym nawet po co tego robić. Nie mam przyjaciół wśród rodów, które plują na Skorowidz i zapominają o tradycjach – zapewniła. Nie ufała szlamolubom, poza tym nie miała przyjaciół wśród szlamolubnych rodów, wątpiła też w to, by miała takowych Evandra. W Hogwarcie Corrie starannie dobierała sobie towarzystwo i kolegowała się tylko z osobami z konserwatywnych rodzin szlachetnych bądź czystokrwistych, choć rzecz jasna tych drugich traktowała z większą rezerwą. – Myślę, że nikomu, kto zdradza swoją krew i brata się z… mugolakami, nie można ufać. – Ani trochę nie ufała zdrajcom krwi. Byli równie źli jak szlamy. Ale miała nadzieję, że uszanują zasady i zapewnią czarodziejskiemu światu spokój. Och, tak bardzo chciała, żeby wszystko wróciło jak najszybciej do normy!
Corinne miała to szczęście, że urodziła się wolna od genetycznych schorzeń, i miała nadzieję, że uda jej się możliwie szybko powić potomstwo, które umocni jej pozycję na dworze męża, a także zapewni radość. W końcu wtedy miałaby małą istotkę, którą mogłaby kochać i która kochałaby ją. Nie tylko musiała, ale i chciała wypełnić obowiązek wobec rodu, choć zdawała sobie sprawę, że wiązało się to z koniecznością bliskości z Mathieu, a noc poślubną wspominała jako drętwą i bardzo niezręczną, żadne z nich nie czuło się komfortowo.
Corinne absolutnie nie miała zamiaru podważyć pozycji Evandry jako godnej lady doyenne ani podać w wątpliwość jej reputacji; była to raczej zwyczajna chęć zapewnienia, że jej reputacja jest bez zarzutu. W końcu wiele młodych dziewcząt błądziło i zapominało o przyrodzonych im rolach, poza tym Avery w niektórych kręgach byli uważany za gburów, i zwyczajnie nie chciała, żeby Evandra czy ktokolwiek inny choćby pomyślał, że jako, bądź co bądź wychowana w rodzie hodowców trolli dziewczyna może mieć jakiekolwiek ciągotki do męskich zajęć czy do brudzenia sobie rąk fizyczną pracą. Nie chciała być przez nikogo stawiana w jednym szeregu z tymi dziewczętami, które zapominały do czego są stworzone i marzyły o karierze bądź uchylały się od małżeństwa i macierzyństwa. Oczywiście, że chciała rezerwat poznać i zobaczyć, ale zdecydowanie nie marzyła jej się praca męskim wzorem. Ale przecież Evandrze w tym względzie nie można było absolutnie nic zarzucić; była dumną żoną i matką, nie hańbiła się prawdziwą, męską pracą, a także była piękna i utalentowana artystycznie. Nietypowe modowe zachcianki zapewne były spowodowane tym, że bardzo swobodnie czuła się w domowym zaciszu. Corinne była tu nowa, więc z pewnością nie ryzykowałaby nadmiernym folgowaniem sobie, tym bardziej że dopiero budowała swoją reputację wśród członków nowej rodziny, i zdawała sobie sprawę, że Rosierowie jeszcze jej nie znali. Jej pan ojciec zawierając ślubny kontrakt z pewnością podkreślił jej cnoty i konserwatywne wartości, w których ją wychował, ale pewnie każdy ojciec starał się jak najlepiej przedstawić córkę jako materiał na żonę, także ojcowie dziewcząt o nieodpowiednich sympatiach. Reputacja była więc dla Corinne czymś, co musiała pielęgnować, zwłaszcza jeśli chciała zdobyć zaufanie nowej rodziny.
- To nie tak, że wątpię w stosowność zajęć, które mogłabyś mi powierzyć – zaczęła po chwili namysłu, nie chcąc, by Evandra myślała, że wątpiła w jej intencje. – Chciałam po prostu zapewnić, że w przeciwieństwie do niektórych dziewcząt, jakie spotkałam w Hogwarcie, nie posiadam żadnych... męskich ciągot. Znam swoje miejsce i kobiece obowiązki, dlatego chciałam podkreślić to, że jestem wolna od niestosownych pragnień.
W Hogwarcie nie raz pytano ją, czy też zajmuje się trollami, ale zawsze starannie zapewniała, że oczywiście nie, bo rodowe dziedzictwo Averych było pielęgnowane przez mężczyzn z rodu. Szanowała spuściznę przodków, ale nigdy nie ciągnęło jej do obcowania z tymi nieokrzesanymi i niebezpiecznymi istotami, i Rosierowie nie musieli się obawiać, że będzie chciała bezpośrednio obcować ze smokami, których opieka również jawiła się jej jako domena wyłącznie męska, a im, kobietom, pozostawała głównie wiedza teoretyczna i podziwianie z odległości.
- Odnośnie tych roślin, kiedy będę gościć w rodzinnym domu, z pewnością porozmawiam z moją matką, na pewno wciąż posiada jakieś księgi i zielniki zabrane z rodzinnego domu, być może w nich znalazłyby się wzmianki o odpowiednich gatunkach roślin. – W końcu wiedza Corinne, dotycząca przede wszystkim roślin kwiatowych, tutaj mogła nie wystarczyć, ale jej matka oraz jej krewni wiedzieli więcej niż młoda dama, więc Corrie mogła z tego skorzystać. Było to coś, co wymagało dłuższego namysłu i z pewnością nie miała tak wielkiego zaawansowania, by już teraz od ręki sypać konkretnymi propozycjami. – Może też będzie wiedzieć, ona lub jej panieński ród, skąd je sprowadzić, zwłaszcza jeśli miałyby to być rośliny przeznaczone do szklarni, a nie na zewnątrz. – W końcu w warunkach szklarniowych można było uprawiać nawet dość egzotyczne gatunki, które nie poradziłyby sobie pod gołym niebem. Węże zawsze kojarzyły jej się przede wszystkim z egzotyką, stąd skojarzenie ze środowiskiem raczej szklarniowym niż zewnętrznym. Raczej wątpiła, żeby gady były puszczone samopas na zewnątrz, gdzie mogłyby pouciekać lub kogoś zaatakować. – To dobry pomysł, żeby pokazać czarodziejom piękno i wspaniałość świata magicznych stworzeń. – W końcu czarodziejskie zwierzęta były ważnym elementem magicznego świata, i należało zadbać, by cywilizacja mugoli nie zniszczyła ich doszczętnie, aby mogły przetrwać dla przyszłych pokoleń.
Corinne nie widziała niczego uwłaczającego w byciu salonową ozdobą. Lubiła lekkie, wygodne i dostatnie życie obfitujące w luksusy i wielką ilość wolnego czasu. Zdecydowanie wolała być salonową ozdobą z wyższych sfer niż kobietą z ludu zmuszoną do ciężkiego, pełnego obowiązków żywota. Życie pełne trudów i pracy budziło w niej przerażenie, dlatego cieszyła się, że urodziła się w wysokim rodzie i nie musiała zakosztować egzystencji zwykłej czarownicy, która nie miała służby na każde zawołanie i wszystko musiała robić sama. Za swoje wygodne życie musiała zapłacić cenę, jaką był brak wolności oraz zostanie sprzedaną w aranżowane małżeństwo z zupełnie obcym mężczyzną, ale uważała, że było warto i nigdy nie zamieniłaby się z kobietą nieszlachetną.
- Kto zostanie zaproszony? Tylko krewni Rosierów? – zapytała, ciekawa czy jej rodzice i brat też zostaną zaproszeni, czy nie. To miało być jej pierwsze takie święto w nowym rodzie, więc jeszcze nie wiedziała, jak Rosierowie celebrują ten dzień, ich obyczajowość różniła się od obyczajowości Averych dość znacznie z tego, co mogła do tej pory zaobserwować. Nawet ich preferencje kulinarne pod wieloma względami się różniły, Corinne musiała przywyknąć do większej ilości francuskich dań, podczas gdy Avery preferowali zwierzynę występującą na rodowych terenach. - Wciąż muszę poznać wiele tutejszych tradycji i obyczajów...
Ostrożnie chwyciła i podwiązała wskazany pęd, starannie unikając kolców, i już po chwili różana gałązka pewnie spoczywała przy podporze. Była niemal pewna, że polubi opiekę nad różami, i że za jakiś czas zacznie dostrzegać wiele subtelnych zmian w rozwoju znajdujących się tu roślin.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Rosarium [odnośnik]05.09.23 10:49
Unosi brwi, słysząc po raz pierwszy w głosie Corinne coś więcej, nad wyuczone uprzejmości. Dziewczyna zajmuje stanowisko w kwestii niemagicznych, wyrażając się o nich niepochlebnie i jest gotowa go bronić. Czy to dlatego, że jest przekonana, iż Evandra myśli podobnie, czy będzie w stanie je powtórzyć w momencie, w którym przyjdzie jej spotkać się z rebeliantami, chętnymi do skrócenia ją o głowę? Oby nigdy nie musiały się o tym przekonywać.
- Widzę, że cechuje cię zdrowy rozsądek, to dobrze - kiwa głową z uznaniem. - Ci, którzy nie szanują czystości krwi, nie zasługują na miano czarodziejów, choć należy pamiętać, że krew szlachetna nadal nią jest. O tradycjach należy przypominać. - Zagubiona arystokracja potrzebuje pomocy, by przejrzeć wreszcie na oczy. Evandra nadal nie potrafi zrozumieć, dlaczego tak usilnie wyrzekają się swoich, przekreślając te wszystkie lata pracy na rzecz czarodziejskiej społeczności. Czy tak bardzo spodobało im się życie w cieniu, pod butem mugoli? A może tak długo tkwili zanurzeni w szlamie, że nie potrafią już dzisiaj stworzyć innego, normalnego, pozbawionego strachu życia? Należało nieść światło, pokazać im wszystkim, że można sięgnąć wreszcie po to, co zostało im przed laty odebrane i na nowo się odbudować.
- W porządku. - Nie będzie jej tłumaczyć na początku życia w Château Rose, że od lady Rosier wymaga się, by nie obawiały się czasem ubrudzić rąk. - Lady powinny być wszechstronne, nie zaś ograniczające się do tańca czy salonowych pogawędek. Do tego jednak jeszcze dojdziemy, masz nieco czasu - ucina temat, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły. Męskie ciągoty Evandra rozumie jako skłonność ku cechom, jakie w towarzystwie nie są dobrze postrzegane, jak choćby ulubione przez Primrose spodnie, czy skojarzona przez Corinne praca z trollami. Nie tego od niej wymaga, ale męstwo jak najbardziej jest wymagane. Rzeczywistość się zmienia, tradycje ulegają transformacji i choć niektóre, najbardziej zatwardziałe w swych poglądach kręgi nadal nie dostrzegają potrzeby rozwoju, ten jest nieuchronny. Czy noworoczny sabat nie odbył się już przy otwartych drzwiach, zapraszając na salony także tych, którzy nie cechują się szlachetnie czystą krwią? Czy przed trzema miesiącami ziem nie otrzymali Rycerze Walpurgii, zasłużeni w walce o przyszłość czarodziejskiej społeczności, a jednak pozbawieni błękitu? Zmiany wprowadzane są małym, acz zdecydowanymi krokami. Wystarczy poparcie Ministra Magii oraz lady Nott, a wszyscy wiedzą, co powinni myśleć i jak reagować.
- Wspaniale, napisz więc proszę list do matki. Im prędzej dowiemy się, które z roślin należy wprowadzić do serpentarium, tym lepiej. Zdążymy zasadzić je bądź zasiać w szklarniach, dzięki czemu do października zdążą wzrosnąć na tyle, by umieścić je w środowisku węży. - Ściąga brwi, jakby zastanawiała się nad czymś usilnie. Wybranie Corinne na następną Różę było dobrym posunięciem, nie tylko ze względu na podtrzymanie sojuszu, ale jest też ona cennym nabytkiem z uwagi na dalsze powiązania rodzinne. - Cieszę się, że to dostrzegasz. Ten cel przyświeca mi od pewnego już czasu i chciałabym, aby inni także zrozumieli, jak istotne jest szerzenie świadomości, że smoki, jak i inne stworzenia, wymagają docenienia. - Także dlatego, aby podkreślić wyższość Smoczych Ogrodów nad innymi rezerwatami. Powinni być pierwsi, najgłośniej zaznaczając swoje stanowisko i chętniej otwierając się innych.
- Jak najbardziej możesz zaprosić swoich bliskich, to przyjęcie rodzinne. Zależało mi na tym, aby było kameralne, lecz jeśli będziesz mieć propozycje, jak je uświetnić, wezmę twoje pomysły pod uwagę. - Jest otwarta na kreatywność młodej lady, chce dać jej pole do popisu i sprawdzić jak radzi sobie na różnych polach.
- Doskonale, świetnie sobie radzisz - chwali ją, widząc, jak dobrze radzi sobie z kwiatami. - Chodź, przejdziemy do ptaszarni. Widziałaś kiedyś magicudowronki? - pyta z szerokim uśmiechem i wyciąga rękę ku Corinne, by ta ujęła ją pod ramię i aby wspólnie podążyły w kierunku ukrytej w samym sercu ogrodów ptaszarni.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Rosarium [odnośnik]06.09.23 0:37
Corinne nienawidziła szlam, mugoli i zdrajców, i poglądy te wyniosła z rodzinnego domu, a nauka w Hogwarcie tylko utwierdziła ją w ich słuszności, w tym, że owe jednostki były w zasadzie podludźmi, i w dodatku wielu z nich było strasznie bezczelnych, zwłaszcza ci z Gryffindoru. Była przekonana, że Evandra, jako lady z konserwatywnego rodu, na pewno myśli podobnie, przecież pewnie uczono ją podobnych wartości. Nie miała pojęcia, że Evandra przeżyła własną traumę zafundowaną przez szlamę, ani że jej brat był zdrajcą.
- Oczywiście, że chciałabym, aby błądzące rody się nawróciły i przypomniały sobie, jak ważne są tradycje. Każdy błądzący ród wyznający niepoprawne poglądy jest ogromną stratą dla naszego świata – zgodziła się. Krew szlachetna była wartościowa, żal byłoby jej zmarnować, dla tych rodów istniała pewnie ścieżka powrotu, choć Corinne chyba nie potrafiłaby im zaufać. No, ale wolałaby, żeby podążyli ścieżką na przykład Selwynów, odcięli zgniłe gałęzie i wrócili na łono świata czystej krwi. Także nie potrafiła pojąć, jak można było mieć wszystko, przywileje i bogactwa, i odrzucić to dla ideologii równości, dla bratania się ze szlamem. Jak można było też odrzucić własne rodziny, własne korzenie? Corinne, bez względu na to, jak bardzo nieszczęśliwa byłaby w małżeństwie, nigdy nie zdecydowałaby się na zdradę ani odwrócenie się od rodziny. Rodzina była świętością.
- Wszechstronne? – zdziwiła się. Sama zdecydowanie była typową ozdobą salonową, miała talenty artystyczne ale to wpisywało się w stereotypowy obraz lady, dbała też o swój wygląd i potrafiła tańczyć, i przecież w zasadzie tak powinno to działać, miała być ozdobą swego męża i nowego rodu, przyszłą matką dzieci Mathieu. Nigdy nie była wybitną uczennicą w Hogwarcie, a raczej przeciętną, nie wyrosła na znakomitą czarownicę, nie należała też do intelektualistów. Nie musiała, bo do wychodzenia za mąż, rodzenia dzieci i błyszczenia na salonach nie było to potrzebne. Była tradycjonalistką, jej poglądy były bardzo konserwatywne, i to nie tylko na kwestie czystości krwi. Także obyczajowo była bardzo staroświecka, bo uważała że kobieta ma wychodzić za mąż i rodzić dzieci, w wolnym czasie co najwyżej realizować się artystycznie i towarzysko (rzecz jasna tylko w odpowiednim towarzystwie), a nie myśleć o bzdurach pokroju kariery, i nawet po jej ubiorze było widać konserwatyzm. Wychowała się wśród Averych, miała matkę z Flintów, oba te rody były dość zatwardziałe i zdecydowanie mało postępowe, plus cechowała się radykalizmem młodych i jej świat był dość czarno-biały.
- Oczywiście, napiszę do niej i poproszę, by skontaktowała się ze swoją rodziną – przytaknęła; matka i jej rodzina mogli zdziałać więcej niż młoda dama, mieli większe doświadczenie, a rodzina matki pewnie i dobre dojścia do pozyskania roślin. W końcu samo ich wybranie to dopiero połowa sukcesu, należało jeszcze sprawić, żeby namacalnie pojawiły się u nich i były gotowe do zasadzenia. Corinne mogła poczytać o nich w książkach, ale nie sprawi, że nagle się tu zmaterializują, do tego potrzebowała pomocy. Zawsze żyła w dobrych relacjach z matką, poznała też jej krewnych, bo nie raz była do nich zabierana przez rodzicielkę, i nie miała wątpliwości co do ich wiedzy.
- Bardzo bym się ucieszyła, mogąc zaprosić rodziców i brata – powiedziała, przyglądając się najbliższemu krzewowi róży, który roztaczał wokół siebie wyjątkowo miłą woń; jego kwiaty musiały rozkwitnąć wczoraj lub nawet dzisiaj rano. – Muszę nad tym pomyśleć. Może… Mogłabym uświetnić je swoją grą na fortepianie? – zaproponowała; nigdy nie grywała dla gawiedzi jak niżej urodzone kobiety, ale zdarzało jej się grywać na uroczystościach rodzinnych. Talenty artystyczne lady miały w końcu przede wszystkim cieszyć jej bliskich. Może nie była wirtuozem, ale coś tam potrafiła i mogła zagrać dla Rosierów i ich gości. – Bardzo chętnie je zobaczę, bo nigdy nie miałam ku temu okazji – ucieszyła się na propozycję Evandry. Do róż na pewno zdążą wrócić i to nie raz, spędzi tu, w rosarium, jeszcze z pewnością wiele chwil, doskonaląc swoje umiejętności i wiedzę w zakresie pielęgnacji róż. – A po drodze możesz mi opowiedzieć, jak do tej pory wyglądały różne uroczystości u Rosierów… - Ujęła starszą lady pod rękę i razem z nią podążyła ku ptaszarni.

| zt. x 2
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Rosarium [odnośnik]01.11.23 14:10
| 06.07?

Ponad tydzień od ślubu już minął i oswajała się z nową rzeczywistością, każdego dnia budząc się już nie jako lady Avery, a lady Rosier. Już nie panna, a żona swego męża. Póki co nieobecnego w jej codziennym życiu i pochłoniętego swoimi sprawami – ale jednak.
Mimo że Avery, z których pochodziła, nie należeli do szczególnie przyjaznych i otwartych ludzi, Corinne była inna – przynajmniej do wysoko urodzonych, bo ludzie niższego stanu to zupełnie inna sprawa i do nich podchodziła z dystansem, nie spoufalając się zbytnio. Tak więc od pierwszych dni w nowym miejscu starała się zapoznawać z innymi mieszkańcami, nie chowała się w swojej komnacie jak obrażona pannica zła na cały świat o wydanie jej za kogoś, kogo w ogóle nie znała i kto przed nią podobno miał kilka innych narzeczonych. Gdy pan ojciec obwieścił jej swoją wolę przyjęła ją bez żadnego sprzeciwu, a teraz miała nadzieję, że dobrze i godnie sprosta nowej roli. Do tego przecież została wychowana – żeby zostać czyjąś żoną. Obowiązek wobec rodu był ważniejszy niż wszystko inne, więc o żadnej odmowie nie mogło być mowy, zawsze wiedziała że poślubi tego, kto zostanie dla niej wyznaczony. Żałowała tylko, że Mathieu jak na razie kompletnie się nią nie interesował, ale miała nadzieję, że to się wkrótce zmieni, że zaczną ze sobą rozmawiać i spędzać czas nie tylko podczas wspólnych rodzinnych posiłków.
Dzięki nim wiedziała przynajmniej, kto w ogóle jeszcze tu z nią mieszkał, ale nie sprzyjały one bardziej szczegółowym i prywatnym rozmowom. Ale jako dama nie musiała marnować czasu na pracę, więc miała go dużo na swoje hobby, a także na rozmowy towarzyskie.
Kilka dni temu trafiła do rosarium trochę przypadkiem, próbując umknąć służce męża, ale dziś zmierzała tu celowo, słysząc od jednej ze starszych dam, że właśnie tu mogła teraz zastać lady Vivienne. Jako że dzieliła je bardzo mała różnica wieku, Corinne bardzo chciała ją lepiej poznać i uznała, że to świetna okazja, tym bardziej że sama też lubiła bywać wśród róż i zamierzała nauczyć się opieki nad nimi. W końcu kwiaty to bardzo ładne i stosowne dla kobiety hobby, jeszcze w rodzinnym domu matka nauczyła ją zamiłowania do ładnych roślin. Ciekawe, czy miałyby szansę nawiązać relację? Do tej pory nie było to możliwe, gdyż uczyły się w innych szkołach, a w dodatku Rosierówna zadebiutowała towarzysko chyba dopiero parę tygodni temu, ale może gdyby było im dane uczęszczać do jednej placówki to kto wie, może dziś miałyby jakieś relacje? Pytanie tylko, czy pozytywne?
Szukając lady Rosier wewnątrz rosarium miała nadzieję, że nie przejawia ona zamiłowania Evandry do przykrótkich, kusych spódnic odkrywających łydki i kostki. Corinne oczywiście mimo upału miała na sobie suknię do samej ziemi, i mimo że była ona wykonana z odpowiedniego na lato, przewiewnego materiału, to i tak było jej gorąco. Gdy w końcu znalazła lady Rosier, to bardzo ucieszyła się na jej widok.
- Lady Rosier. Vivienne. Mam nadzieję, że mogę się do ciebie tak zwracać? – spytała; w końcu Vivienne była bardziej u siebie, a ona, Corinne, była nową mieszkanką dworu pochodzącą z innego rodu, jeszcze nie złączoną z Rosierami krwią. Złączy się z nimi w pełni dopiero gdy powije dzieci Mathieu. Na razie jej sukces, jakim było młode zamążpójście, był połowiczny dopóki nie urodziła dzieci. – Powiedziano mi, że właśnie tu cię znajdę… Byłam tu parę dni temu, ale to wyjątkowe miejsce nie przestaje budzić we mnie zachwytu. Te róże są naprawdę wyjątkowe, a ty zapewne dorastałaś wśród nich od dziecka… - zaczęła rozmowę, mając nadzieję, że najmłodsza z Róż będzie rozmowna i skora do zacieśniania relacji. Corinne bardzo chciała nawiązać więź z dziewczyną w podobnym sobie wieku, bo rozmowy tylko z damami z pokolenia jej rodziców na dłuższą metę mogły być nudne. Zdecydowanie cieszyło ją to, że był tu ktoś w bliskim jej wieku; zapewne dzieliło je tylko kilka miesięcy. No i szkoła, ale to też był ciekawy temat i miała nadzieję, że dowie się o nauce w eleganckim Beauxbatons jak najwięcej z pierwszej ręki od świeżej absolwentki tej szkoły, jawiącej się jako o wiele bardziej dystyngowane miejsce niż Hogwart, który stanowczo zbyt mocno stawiał na równość i nie pozwalał damom takim jak Corinne na rozwój artystyczny. – Jak się tu czujesz po powrocie po zakończeniu nauki? Przyznam szczerze, że ja wciąż się z tym miejscem oswajam i wielu rzeczy dopiero uczę, jestem żoną Mathieu niewiele ponad tydzień. – Uśmiechnęła się leciutko, palcem przygładzając pojedynczy zbłąkany lok.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Rosarium [odnośnik]07.11.23 19:22
Ciepłe promienie słońca przebijające się przez zasłony i obiecujące pogodne niebo już z samego rana wprawiły ją w nastrój na przechadzkę po rodzinnych ogrodach. Zaspokoiwszy głód lekkim śniadaniem, postanowiła nie tracić czasu i udać się prosto do rosarium, w którym planowała spędzić kilka najbliższych godzin. Długa ażurowa suknia w kolorze kości słoniowej, na którą się dziś zdecydowała, miała zagwarantować utrzymanie bladego odcienia skóry, a upstrzoną piegami twarz chronił przypominający nimb kapelusz. Całość stroju dopełniał niepozorny szkicownik, który miał dziś wzbogacić się o kolejne kilka dzieł. Wpatrując się jednak teraz w otaczającą ją scenerię, nie potrafiła wykrzesać z siebie choćby jednego pociągnięcia ołówkiem, a kartki, mimo upływu długich minut, pozostawały puste i zdawały się spoglądać na nią z rozczarowaniem. Westchnęła głęboko, jednak nie miała czasu ubolewać nad swoim brakiem werwy, bo oto do jej uszu dotarł tupot czyichś kroków, nieubłagalnie oznaczający, że musi wziąć się w garść. Zamknięty album położyła na kolanach na chwilę przed tym, jak zza krzewów wyłoniła się znajoma sylwetka.
  — Lady Corinne, cóż za miła niespodzianka! Rzeczywiście, nie ma chyba już potrzeby do przesadnych uprzejmości teraz, gdy jesteśmy rodziną. — Delikatnie poklepała ławeczkę, na której siedziała, w zapraszającym geście. — Zechcesz mi potowarzyszyć? Przed chwilą posłałam Prymulkę po zimną lemoniadę i powinna wrócić lada moment. Poinstruuję ją, żeby przygotowała też pucharek dla ciebie.
   Słońce było już wysoko na niebie, a pojedyncze podmuchy wiatru, choć przyjemne, nie mogły zagwarantować organizmowi ochłody na dłuższą metę.
  — Zgadza się, odkąd nauczyłam się chodzić, całe Chateau Rose wie, że jeśli nie można znaleźć mnie nigdzie indziej, to najprawdopodobniej rozkoszuję się towarzystwem róż. Nie jesteś pierwszą osobą, która dała się im oczarować, i z pewnością nie ostatnią — odpowiedziała z uśmiechem. — Kilka z tych krzewów mogę nawet nieskromnie nazwać moimi własnymi dziećmi. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo mi ich brakowało. Tereny wokół Beauxbatons są bogate w fascynującą florę, ale nie udało mi się znaleźć tam miejsca, które mogłoby zastąpić mi nasze rodzinne ogrody.
  Obawiała się, czy Corinne nie będzie miała jej za złe, że tak się rozgadała, ale pytanie o samopoczucie, które padło chwilę później, potraktowała jako zaproszenie do kontynuowania rozmowy. Tęskniła za przyjaciółkami, z którymi w szkole spędzała niemal każdą wolną chwilę i chyba po cichu miała nadzieję, że dziewczyna będzie w stanie wypełnić tę lukę.
  — Powiem ci, jeśli obiecasz nikomu o tym nie wspominać. — Nie dając Corinne szansy na odpowiedź, złapała ją za dłonie. — Pierwsze dni po powrocie były dla mnie trudne, na pewno trudniejsze niż je sobie wyobrażałam, będąc we Francji. Tak długo czekałam, by móc tu wrócić, ale kiedy w końcu mi się to udało, szybko odniosłam wrażenie, jakbym przyjechała do obcego miejsca, a nie do własnego domu. Jest tu tak wiele nowych twarzy, a powietrze nie pachnie już tak jak dawniej, kiedy wszyscy byliśmy dziećmi; zamiast tego można w nim wyczuć wiele tarć i nerwów, nawet jeśli przy rodzinnym stole wszyscy starają się zachować pozory. Myślę, że i ja w pewnym sensie będę musiała na nowo oswoić się z Chateau Rose.
  Nie potrafiła powiedzieć dlaczego, ale czuła, że Corinne jest osobą, która nie zawiedzie jej zaufania. Nawet jeśli nie będzie w stanie w pełni jej zrozumieć, Vivienne cieszyła się, że w końcu może dać upust targającym nią uczuciom, a każde kolejne wypowiedziane na głos słowo sprawiało, że pętla, która od tygodni krępowała jej serce, powoli się rozluźniała.



If you dance, I'll dance

And if you don't, I'll dance anyway
Vivienne Rosier
Vivienne Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
 If I can stop one heart
from breaking,
 I shall not live in vain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11886-vivienne-rosier#367332 https://www.morsmordre.net/t12160-bard#374434 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t12084-vivienne-rosier#372313
Re: Rosarium [odnośnik]08.11.23 14:14
Wiązała pewne nadzieje z tą znajomością. Ze względu na podobny wiek mogły przecież znaleźć wspólny język, a Corinne bardzo potrzebowała towarzystwa rówieśników, a nie tylko dam sporo starszych od niej. Kto lepiej zrozumie młódkę niż inna młódka? Może obie mogły pomóc sobie wzajemnie; Corinne wiedziała, że Vivienne dopiero niedawno zadebiutowała i stawiała pierwsze kroki na dorosłej ścieżce. Corinne miała już rok doświadczenia, bo skończyła szkołę rok temu, choć zdawała sobie sprawę, że gdyby przyszła na świat dwa tygodnie później, także byłaby świeżą debiutantką. Martwiło ją tylko to, że prędzej czy później Vivienne opuści to miejsce, by zamieszkać przy rodzinie swojego przyszłego męża, i wspólne zamieszkiwanie pod jednym dachem nie było im dane na zawsze. Jednak jeśli nawiązałyby dobre relacje, ich kontakt powinien przetrwać nawet ślub Vivienne.
Uśmiechnęła się lekko i skorzystała z zaproszenia, by zasiąść na ławeczce obok lady Rosier, co uczyniła z gracją, delikatnym ruchem układając materiał sukni.
- Oczywiście, z przyjemnością! Na to właśnie liczyłam, że cię tu znajdę i porozmawiamy. Bardzo chciałam cię poznać, tym bardziej że jesteśmy w podobnym wieku i myślę, że więcej nas łączy niż dzieli. – Dyskretnie przesunęła spojrzeniem po rozmówczyni; Vivienne z pewnością była atrakcyjną dziewczyną, wpisującą się w typ urody Rosierów, których poznała do tej pory. Na brak adoratorów na pewno nie będzie mogła narzekać. I Corinne zauważyła z ulgą, że nie nosiła nieprzyzwoicie odsłoniętych kostek i łydek, całe szczęście! – I chętnie napiję się lemoniady, w tak ciepły dzień z pewnością nie pogardzę zimnym napojem, ani raczeniem się nim w tak pięknym otoczeniu.
Gdyby Corinne urodziła się tutaj, to na pewno też od dziecka spędzałaby dużo czasu wśród róż, dlatego wcale jej nie dziwiła więź Vivienne z tymi kwiatami. Ani przywiązanie do rodzinnego domu. Ona sama będąc w Hogwarcie też tęskniła za Ludlow. I teraz, kiedy jako mężatka zamieszkiwała przy rodzinie męża, też czasem tęskniła za rodzinnymi stronami.
- Doskonale to rozumiem, kiedy byłam w szkole, też tęskniłam za domem i rodziną. Przez tych siedem lat widywałam ich tylko w każde wakacje i ferie świąteczne, a to zawsze było za mało, tym bardziej, że Hogwart… No cóż, niespecjalnie przypadł mi do gustu. - Uczniowie niższego urodzenia przeważnie uwielbiali tę szkołę, ale nie Corinne. Ona bardzo niechętnie powracała tam co roku po wakacjach, traktując ten etap jako zło konieczne, bo wolała się uczyć szlacheckich i artystycznych umiejętności, a i magii wolałaby także uczyć się w Ludlow, a nie w Hogwarcie wśród mieszańców i szlam. Jedynym plusem Hogwartu było zawieranie relacji towarzyskich z wysoko urodzonymi rówieśnikami; Corinne bardzo starannie dobierała grono znajomych, które było ograniczone do osób krwi szlachetnej, niekiedy czystej. Zawsze zazdrościła tym, którzy trafili do Beauxbatons, jednak Avery raczej nie mieli tradycji posyłania tam dzieci. Zarówno Corinne, jak i jej starszy brat skończyli więc Hogwart. – Opowiesz mi coś więcej o swojej szkole? Słyszałam, że podobno nauczają tam artystycznych dziedzin, i zawsze wam tego zazdrościłam, bo ja mogłam pielęgnować swoje zainteresowania tylko podczas powrotów do domu. – W końcu w Hogwarcie nie miała dostępu do fortepianu czy skrzypiec, trudno byłoby też o komplet przyborów malarskich i sztalugę, więc pozostawało rysowanie, zawsze brała też ze sobą kilka pozycji z literatury pięknej do czytywania przed snem. Naukowymi księgami można ją było wygonić, ale lekkie piśmidła o tematyce skierowanej do młodych kobiet trafiały w jej gust o wiele bardziej.
Pokiwała głową, gotowa dotrzymać sekretu, ale Vivienne najwyraźniej bardzo chciała to z siebie wyrzucić, bo zaczęła kontynuować nim Corinne się odezwała. Była lady Avery zamilkła więc, słuchając swej towarzyszki uważnie. Rozumiała jej uczucia, bo choć pewnie także co roku wracała na wakacje, to jednak przez ostatni rok zmieniło się wiele, i powracając po dziesięciu miesiącach na obczyźnie z pewnością mogła odczuć, że jest inaczej; w końcu do odległej francuskiej akademii zapewne docierały tylko strzępki informacji z kraju i z domu.
- Rozumiem, że to musi być trudne. Wrócić po całym roku szkolnym i zastać rodzinny dom innym niż wówczas, kiedy końcem ubiegłego lata wyruszałaś na ostatni rok nauki – zaczęła po chwili. – Twoja starsza siostra zdążyła wyjść za mąż, a krótko po twoim przybyciu zamieszkałam tu ja, nowy, obcy element w do tej pory znanej ci codzienności. No i to wszystko… O wielu rzeczach nam nie mówią, ale i ja czuję, że magiczny świat nie jest już tym samym, czym był kilka lat temu – zawahała się na moment, ale po chwili zdecydowała się kontynuować. – I mnie to martwi, ale żywię nadzieję, że jesteśmy tu bezpieczne, że zwolennicy chorych równościowych idei nas tu nie dosięgną. Oby to się szybko skończyło, by ci, którzy błądzą, wrócili po rozum do głowy, zaczęli szanować tradycje i przyjęli prawidłową hierarchię społeczną.
Corinne nie była świadoma pełni powagi i grozy sytuacji, bo w rodzinnym domu zawsze trzymano ją pod kloszem i izolowano od informacji nieodpowiednich dla damy. Jednak nawet ona czuła, że jest bardziej niebezpiecznie niż kiedyś, że opuszczając posiadłość należało zachować ostrożność, bo szlamy, zdrajcy i inni zwolennicy niedorzecznej ideologii równości mogli chcieć je skrzywdzić z zawiści, że miały w życiu lepiej. Chcieli zniszczyć hierarchię i tradycje, na których opierał się ich świat od wieków. No i mugole, nie można było zapominać o straszliwych, nienawidzących czarodziejów mugolach, którzy mnożyli się jak króliki i stanowili zagrożenie dla magicznego świata przez swą liczbę i niebezpieczne wynalazki, którymi próbowali zastąpić sobie magię.
- Jestem jednak pewna, że pomijając te… niepokoje, to dorosłe życie powinno ci się spodobać. Będziesz mogła udzielać się towarzysko, zawierać interesujące znajomości, przystojni kawalerowie będą zabiegać o twoje względy… - wyliczała zalety życia damy po debiucie. Sama dobrze wspominała ten czas, była tak szczęśliwa że już nigdy nie będzie musiała wrócić do Hogwartu i wreszcie może zacząć żyć życiem lady w pełni, cieszyć się balami, przyjęciami, adorującymi ją młodzieńcami i tak dalej, jednak teraz, rok po debiucie, była już mężatką i niektórych rzeczy już robić nie mogła. Należała do męża, to z nim musiała pojawiać się na towarzyskich okazjach i tańczyć. – Tak było w moim przypadku, gdy rok temu skończyłam Hogwart. I nie wiedziałam wtedy jeszcze, kiedy i kogo przyjdzie mi poślubić. Wola rodów została mi objawiona nagle i niespodziewanie, niedługo później był ślub, a teraz… teraz jestem tutaj i stawiam pierwsze kroki na ścieżce lady Rosier.
I miała nadzieję, że nikogo tutaj nie rozczaruje.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Rosarium [odnośnik]20.11.23 13:21
Ucieszyła się, gdy Corinne przystała na jej zaproszenie, i przesunęła się nieznacznie, bardziej z grzeczności niż faktycznej potrzeby – ogrodowe ławki, ze względu na to, że były częstym miejscem spotkań towarzyskich Rosierów i ich gości, mogły z łatwością pomieścić więcej niż jedną osobę, niezależnie od tego, jak okazałej sukni ta by na sobie nie miała.
  — Nie wiem zbyt wiele o Hogwarcie, ale to smutne, że tak renomowana szkoła nie pozwala swoim uczniom odpowiednio rozwinąć skrzydeł. — W rzeczy samej, o położonym w Szkocji zamku słyszała głównie z plotek; w Beauxbatons często był on obiektem drwin, natomiast w domu od zawsze panowało przekonanie, że tamtejszy dobór kadry nauczycielskiej, jak również samych uczniów, pozostawia wiele do życzenia. — Zgadza się, sztuka odgrywa kluczową rolę w życiu Beauxbatons i sami nauczyciele, oprócz prowadzenia tak przyziemnych zajęć jak eliksiry czy transmutacja, dokładali wszelkich starań, abyśmy mogli równomiernie rozwijać nasze talenty artystyczne. Takie podejście do edukacji wydawało mi się do tej pory całkiem naturalne – w końcu jak można rozwijać umysł bez rozwijania duszy? – jednak z tego, co mówisz o swoich własnych doświadczeniach, widzę, że nie jest to wcale takie oczywiste.
  Lekko skonfundowana tym wszystkim, zmrużyła oczy.
  — Jakie zainteresowania masz na myśli? — zapytała z nieukrywaną ciekawością, ciesząc się na myśl o tym, że być może znajdzie w Corinne kogoś, z kim będzie mogła wymienić się artystycznymi spostrzeżeniami czy wskazówkami. Każdy członek rodu Rosier od najmłodszych lat otrzymywał stosowne wykształcenie z zakresu sztuki, ale, wedle jej aktualnej wiedzy, żadne z jej rodzeństwa nie pielęgnowało już swoich artystycznych talentów. — Sama w wolnych chwilach lubię szkicować, szczególnie otaczającą mnie naturę – zazwyczaj dostarcza mi mnóstwo inspiracji, ale dziś wyjątkowo mi jej brak. — Wskazała z rozczarowaniem na szkicownik, który chwilę przed przyjściem dziewczyny położyła na kolanach. — Mam nadzieję, że to tylko kwestia upalnej pogody, która sprawia, że człowiek nie ma na nic ochoty, a nie zwiastun całkowitego braku weny.
  Na wzmiankę o pogodzie, jak na zawołanie, z zamkowej kuchni powróciła Prymulka, niosąc dwa wysokie pucharki chłodnej lemoniady. Kurtuazyjnie rozkoszując się orzeźwiającym napojem, już z pierwszym łykiem poczuła, jak przez jej ciało przechodzi przyjemny dreszcz.
  — Miałaś już okazję odwiedzić nasz pokój muzyczny? W młodości sporo czasu spędzałam przy znajdującej się tam harfie, ale obawiam się, że nie za wiele zostało mi w pamięci z ówczesnych lekcji i gdybym usiadła do niej teraz, wszystkie kwiaty w Chateau Rose niechybnie by zwiędły.
  Świeżo upieczona lady Rosier okazała się wyjątkowo dobrą rozmówczynią i chociaż nie zdążyła jeszcze poznać wszystkich faktów na temat spraw, o których mówiła, Vivienne nie mogła odmówić jej dobrych intencji.
  — Och, Corinne… Gdyby to był tylko rok! W rzeczywistości z dala od domu spędziłam ostatnie dwa i pół roku. W kraju zaczynało robić się coraz bardziej niebezpiecznie, dlatego rodzice już wtedy zastanawiali się, czy rozsądnie będzie, abym wróciła do domu na zbliżające się wakacje. Kroplą, która przepełniła czarę, była śmierć naszego ojca, wskutek której Tristan podjął decyzję, bym do końca edukacji pozostała w bezpiecznych murach Beauxbatons. — Sięgnęła po pucharek, pozwalając płucom złapać oddech, a jednocześnie zawzięcie walcząc ze łzami, które cisnęły jej się do oczu na wspomnienie tamtego okresu. — Wtedy miałam mu to za złe, ale dzisiaj rozumiem już, że wszystko, co robi, robi dla dobra naszej rodziny. Teraz i ty jesteś jej częścią, zatem gwarantuję ci, że możesz czuć się tu bezpiecznie, tak długo, jak czuwa nad nami mój brat.
  Słowa Corinne na temat przyjemności wynikających z wejścia w dorosłość dodały jej otuchy. Póki co wszystkie dni od powrotu upływały jej głównie pod znakiem spacerów po rodzinnej posiadłości i okolicznych włościach, ale żywiła gorącą nadzieję, że już niebawem będzie mogła zasmakować tego salonowego życia, o którym tak entuzjastycznie mówiła jej rozmówczyni.



If you dance, I'll dance

And if you don't, I'll dance anyway
Vivienne Rosier
Vivienne Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
 If I can stop one heart
from breaking,
 I shall not live in vain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11886-vivienne-rosier#367332 https://www.morsmordre.net/t12160-bard#374434 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t12084-vivienne-rosier#372313
Re: Rosarium [odnośnik]21.11.23 3:03
Niestety Hogwart nie był miejscem przyjaznym dla młodych lady, jednak czy chciała czy nie, musiała przebrnąć przez edukację. Gdyby wybór należał do niej, wolałaby uczyć się w Beauxbatons lub w rodzinnym domu, jednak pan ojciec uparł się, że oboje jego dzieci pójdą do Hogwartu tak, jak pokolenia Averych przed nimi. Corinne na pewno bardziej ceniłaby ten etap swojego życia, gdyby nie brak artystycznych zajęć, przyjmowanie szlam czy zbyt równościowe podejście nauczycieli do uczniów.
- Niestety w ogóle nie nauczano tam sztuki. Ani trochę! Przez całe siedem lat nic – powiedziała ze smutkiem, gdy Vivienne wspomniała o możliwości rozwoju talentów artystycznych. A przecież takie zajęcia byłyby bardzo ciekawe, na pewno dla Corinne, którą odrzucały nudne, naukowe podręczniki czy brzydkie i ofensywne dziedziny magii, jak uroki. Damie nie wypadało się pojedynkować. Transmutacja wydawała się zdecydowanie ciekawsza i bardziej elegancka. – I przyjmowano każdego bez względu na pochodzenie, choć na szczęście ja trafiłam do domu, który nie przyjmował w swe grono hołoty skalanej mugolską krwią. – W Slytherinie może zdarzali się czarodzieje półkrwi, ale nie było mugolaków ani osób jawnie promugolskich. Chociaż tyle. Niestety takie osoby wciąż musiała spotykać na lekcjach łączonych z uczniami z innych domów. – Ale spotykałam ich na lekcjach i na korytarzach, zaś nauczyciele traktowali wszystkich równo, zapominali o właściwej tytulaturze… I musieliśmy wszyscy nosić takie same szaty, czarne i nijakie niczym zgrzebne worki. – To także nie podobało się Corinne, że zamiast sukni w barwach rodu musiała nosić szkolne szaty takie same jak wszyscy bez względu na pochodzenie, krew i stopień zamożności. Hogwart zamiast nauczyć ją tolerancji i otwartości, utwierdził w słuszności wpajanych w domu konserwatywnych zasad. Nie istniało coś takiego jak równość, jedynie ci z niższych warstw społecznych próbowali na siłę ją stworzyć, by spróbować zrównać się z tymi lepszymi. – Nie mogę też powiedzieć, żeby Hogwart miał same wady, bo poznałam tam wiele innych dziewcząt z dobrych rodów, sam zamek jest też naprawdę niesamowity i pełen magii, a jego okolica malownicza, ale nie ukrywam swej ulgi, że już nie muszę tam wracać i stykać się z taką ilością pospólstwa.
Wolała być dorosła i cieszyć się salonowym życiem, a także unikać ludzi niższego urodzenia i obracać się tylko wśród śmietanki towarzyskiej, choć dorosłe życie też nie było pozbawione obowiązków. W końcu bardzo wcześnie musiała wyjść za mąż i opuścić dom rodzinny, a małżeństwo wiązało się z licznymi powinnościami. W dodatku jej mąż póki co ewidentnie nie planował zacieśniać relacji i jej unikał.
- Zawsze lubiłam muzykę i sztukę. Gram na fortepianie, choć opanowałam też podstawy skrzypiec i śpiewu. Oprócz tego maluję, szkicuję i haftuję. Głównie motywy roślinne – pospieszyła z wyjaśnieniami. – Spośród tych rzeczy w Hogwarcie mogłam jedynie śpiewać, kiedy nikt nie słyszał, szkicować na luźnych pergaminach i haftować niewielkie rzeczy. Ale w domu… Kiedy wracałam na wakacje, kontynuowałam swoje nauki i przygotowania do życia lady.
To było dla niej ważniejsze niż to, czego uczyła się w Hogwarcie. Jak przystało na czarownicę o takim pochodzeniu musiała poznać podstawy magii wystarczające w codziennym życiu i umieć wykrzesać z różdżki coś więcej niż wiązkę iskier, ale nie musiała być wybitna, przecież nie miała najmniejszego zamiaru skalać rąk pracą. Przygotowywała się starannie do roli przyszłej damy, żony i ozdoby męża na salonach.
- Tak, może to pogoda… Jest tak gorąco, że i ja nie mam ochoty na wiele rzeczy, i z utęsknieniem czekam na bardziej brytyjską aurę. Kto by pomyślał, że tak zatęsknię za chłodnym i deszczowym dniem? – Słoneczna pogoda byłaby w porządku, gdyby temperatura była bardziej znośna, oscylująca raczej w granicy dwudziestu niż trzydziestu stopni. Dlatego też z wdzięcznością przyjęła pucharek orzeźwiająco zimnej lemoniady. Upiła łyk, rozkoszując się chłodem i rześkością napoju.
- Oczywiście, byłam tam już, choć moją uwagę skradł głównie fortepian. Na pewno będę często przy nim zasiadać – zapewniła. – Ale może będę mieć okazję nauczyć się i gry na harfie? W Ludlow nie miałam ku temu okazji.
Corinne nie wiedziała wszystkiego, co działo się u Rosierów przed jej zamieszkaniem tutaj, toteż nie była zbyt dobrze poinformowana w kwestii tego, jak w rzeczywistości wyglądały ostatnie lata edukacji Vivienne; kiedy tu zamieszkała, najmłodsza Rosierówna już była w posiadłości, więc Corrie nie pamiętała wcześniejszego stanu rzeczy.
- Och, ponad dwa lata? Tak długo? – zdziwiła się więc tą informacją. – To musiało być okropne, tak długi czas z daleka od domu i najbliższych, w obcym kraju… - wyraziła swoje współczucie. Gdyby jej kazano spędzić bite dwa lata w Hogwarcie, to chyba by oszalała! Na szczęście ona każde wakacje mogła spędzać w domu. W dodatku Vivienne straciła ojca i w tak trudnych chwilach nie mogła być przy rodzinie, co musiało być jeszcze trudniejsze. Ale najwyraźniej jej brat miał powód, by postąpić w ten sposób. Corinne współczująco ścisnęła dłoń dziewczyny.
- Ale najważniejsze, że już wreszcie możesz tu być. Twój brat wydaje się być niezwykle zdolnym i potężnym czarodziejem mimo młodego wieku – zauważyła, upijając kolejny łyk zimnej lemoniady. Ostatecznie został nestorem w bardzo młodym wieku jak na przeciętne standardy wieku czarodziejów piastujących to stanowisko, więc musiał być ponadprzeciętny, takiej funkcji nie powierzonoby w końcu komuś słabemu i nieudolnemu. – Ale nie znam go zbyt dobrze. Wciąż dopiero poznaję waszą rodzinę i wasz dom, uczę się wszystkiego, co niezbędne dobrej lady Rosier. Nawet własnego męża nie znałam przed ślubem… - wyznała po chwili. Ale raczej nie było to wielką tajemnicą, chyba każdy, kto ich znał wiedział, że Corinne i Mathieu nie znali się wcześniej. Nie za bardzo mieli skąd, skoro była między nimi spora różnica wieku i uczyli się w innych szkołach, a co za tym idzie, mieli inne grona przyjaciół. Także ich związek został zaaranżowany w pośpiechu, przez co nie było czasu, by dobrze zapoznać się wcześniej. – Może ty wiesz o Mathieu coś więcej? W końcu dorastaliście pod jednym dachem – zapytała, ale po chwili zdała sobie sprawę, że Vivienne także była od jej męża na tyle młodsza, że mogli nie spędzać wiele czasu razem. Mathieu raczej nie wyglądał na kogoś, kto uwielbiał niańczyć dużo młodsze kuzynki. Ale Corinne bardzo chciała dowiedzieć się o małżonku czegokolwiek, bo na ten moment wiedziała tylko tyle, jak wyglądał, ile miał lat i że uwielbiał smoki. – Odkąd tu zamieszkałam, większość swojego czasu spędza w smoczym rezerwacie – dodała po chwili, mając jednak nadzieję, że Vivienne nie odbiera jej wyznania jako pretensji. Corinne wiedziała, że w ich patriarchalnym świecie to mężczyzna stał wyżej i żona nie miała prawa mu rozkazywać i domagać się jego obecności ani zabraniać mu czegokolwiek, to on musiał wykazać się inicjatywą, to on musiał chcieć poświęcić jej czas, a póki co Corinne więcej czasu spędzała z innymi mieszkańcami dworku niż z nim.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Rosarium [odnośnik]27.11.23 17:04
Z zainteresowanie i współczuciem słuchała, co na temat swojej dawnej szkoły miała jej do powiedzenia Corinne. Obraz Hogwartu, jaki rysował się z jej opowieści, wywołał w Vivienne lekki niesmak, ale jednocześnie uczucie wdzięczności za to, że jej rodzinę łączyła z Beauxbatons wieloletnia tradycja i że to właśnie tam miała okazję się kształcić.
  — Co to znaczy, że trafiłaś do domu? — Wiedziała, rzecz jasna, czym są domy, wszak z podobnym podziałem spotkała się choćby we własnej akademii, ale zastanawiało ją co innego. — Czy nawet w tej kwestii ktoś obcy podejmował za was tę decyzję? Przepraszam, jeśli moje pytanie wydaje ci się absurdalne, ale w Beauxbatons mieliśmy trzy domy, każdy reprezentujący inną gałąź sztuki, jednak podział ten z założenia był raczej niezobowiązujący i uwarunkowany własnym wyborem. Sama najlepiej czułam się wśród Harpii, które zrzeszały rzeźbiarzy, malarzy czy takich jak ja rysowników, ale nic nie stało na przeszkodzie, bym wolny czas spędzała ze Smokami czy Gryfami. Fakt faktem, ciężko w tym wszystkim było o odseparowanie hołoty, jak ich nazwałaś, od uczniów czystej krwi, jednak niżej urodzone osoby z reguły znały swoje miejsce i nie naprzykrzały się nam swoją obecnością. — Zamyśliła się na moment. — To smutne, że ostatnimi czasy do głosu coraz częściej dochodzą jednostki, które za nic mają ten porządek, na który nasi ojcowie pracowali przez lata.
  Nigdy nie zastanawiała się głębiej nad porządkiem, o którym właśnie wspominała, bo też nigdy nie miała ku temu powodów. Od najmłodszych lat wpajano jej pełne oddanie wobec rodu i jego ideałów, a te przecież nie pozostawiały żadnych wątpliwości w temacie czystości krwi i wynikającej z niej hierarchii społecznej. To po prostu rozumiało się samo przez się.
  — To cudownie się składa, w takim razie z pewnością nie raz będziemy miały okazję spędzić popołudnie na wspólnym haftowaniu — odpowiedziała, cała w skowronkach. — Ja już od dziecka z ciekawością spoglądam w kierunku tego fortepianu, ale z jakiegoś powodu zawsze mnie on przerażał. Myślisz, że mogłabyś mi kiedyś pokazać, jak się na nim gra?
   Uśmiechem podziękowała za słowa wsparcia, jakimi obdarzyła ją Corinne. Przyszło jej do głowy, że być może postąpiła samolubnie, obarczając ją swoim żalem; szczególnie że życie jej rozmówczyni – jak się chwilę później okazało – również nie było wolne od problemów i wątpliwości.
  — Obawiam się, że będę musiała cię rozczarować. Z Mathieu łączą mnie więzy krwi, ale niestety niewiele więcej. Odkąd pamiętam, zdecydowanie bliżej mu było do Tristana – do tego stopnia, że gdybyś nie wiedziała, że są jedynie kuzynami, mogłabyś pomyśleć, iż to rodzeni bracia. — Zachichotała, bo istotnie odwiedzający Chateau Rose przed laty goście nierzadko zakładali, że jej brat i Mathieu, który podążał za nim jak cień, są rodzeństwem. Od tamtej pory minęło jednak wiele wiosen, a jej kuzyn wyrósł na wspaniałego czarodzieja, o którym z pewnością można było powiedzieć, że wyszedł z cienia starszego krewniaka. — Jeśli myślisz, że wina leży gdzieś w twojej osobie, to zaręczam ci, że nie masz się o co obwiniać. Mathieu zawsze stawiał nasz rezerwat ponad wszystko inne, a rola męża jest dla niego tak samo nowa, jak dla ciebie rola żony. Dajcie sobie więcej czasu i pozwólcie sobie lepiej się poznać, a z pewnością oboje wkrótce zrozumiecie, jakie macie szczęście, że przeznaczenie pchnęło was ku sobie.
  Doskonale zdawała sobie sprawę, że za mistycznym przeznaczeniem kryli się nestorzy obu rodów, którzy w takim, a nie innym połączeniu doszukali się dla siebie najwięcej korzyści – kto jednak powiedział, że z zaaranżowanego małżeństwa nie może zrodzić się prawdziwe uczucie?



If you dance, I'll dance

And if you don't, I'll dance anyway
Vivienne Rosier
Vivienne Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
 If I can stop one heart
from breaking,
 I shall not live in vain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11886-vivienne-rosier#367332 https://www.morsmordre.net/t12160-bard#374434 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t12084-vivienne-rosier#372313
Re: Rosarium [odnośnik]28.11.23 14:51
Często było tak, że trawa po drugiej stronie wydawała się bardziej zielona, i może dlatego Corinne w swoich wyobrażeniach zawsze idealizowała Beauxbatons i nie doceniała Hogwartu, w którym nigdy nie czuła się jak w domu i z ulgą powitała dzień zakończenia szkoły. Nie tęskniła za Hogwartem ani wtedy, ani teraz, wiele rzeczy by tam zmieniła, gdyby tylko miała taką możliwość.
- W Hogwarcie nie można było sobie wybrać domu, decydowała za nas Tiara Przydziału – pospieszyła z wyjaśnieniami. – Podczas Ceremonii Przydziału każdy nowy uczeń musiał zasiąść na stołku na oczach całej wielkiej sali pełnej uczniów starszych lat, a Tiara na podstawie naszych predyspozycji wybierała odpowiedni dom. – To na swój sposób było krępujące, choć Corinne ruszyła ku przydziałowi pewnym krokiem, bo wiedziała, że werdykt Tiary może być tylko jeden, i że ceremonia to tylko formalność. Po tym też można było poznać szlamy, że trzęsły się jak galareta, bo nie wiedzieli co ich czeka. – Był więc Slytherin, dom dla uczniów czystej krwi o odpowiednim pochodzeniu i wartościach, był Ravenclaw dla tych, którzy byli mądrzy, był Gryffindor dla odważnych, choć w moim mniemaniu po prostu głupich i wierzących w takie bzdury jak równość, od wieków to najwięksi wrogowie uczniów Slytherinu, zwłaszcza że trafia tam wiele… mugolaków oraz jednostek o zdradzieckich zapędach… Ach, i jeszcze Hufflepuff, dom dla miernot które nie pasują nigdzie indziej – wyliczyła pokrótce najbardziej typowe cechy uczniów poszczególnych domów. Nie dało się nie zauważyć, że faworyzowała swój dawny dom i wyrażała się niepochlebnie o Gryfonach i Puchonach. Bo choć może za Hogwartem nie przepadała, to skoro musiała tam być, to Slytherin był najlepszą opcją, trafienie gdzie indziej niż tam lub ewentualnie do Ravenclaw uchodziłoby w konserwatywnych rodach za wstyd i podawałoby w wątpliwość dopasowanie takiej jednostki do reszty rodu. – Nie wiem, jak dokładnie ta Tiara to robiła, ale zazwyczaj się nie myliła i po samym przydziale domowym można było mniej więcej się zorientować, z kim warto się zadawać, a z kim nie. Gryfonom nie można było ufać, nie potrafili szanować porządku rzeczy. Byli głośni, niewychowani i bezczelni. Ale jeśli chodzi o mój przydział, Tiara podjęła odpowiednią decyzję ledwie dotknęła mojej głowy.
W końcu nie mogło być inaczej. Corinne z racji pochodzenia i wyznawanych poglądów pasowała tylko do Domu Węża. Wysłuchała z niezwykłą ciekawością opowieści o tym, jak to działało we francuskiej akademii.
- Więc naprawdę sami wybieraliście sobie domy? – zdziwiła się. – To musiało być ciekawe, przebywanie z innymi uczniami o podobnych zamiłowaniach artystycznych, choć z drugiej strony, pewnie trudniej było ocenić, kto ma godne poglądy, a kto jest spaczony zgubną ideologią równości – zastanawiała się; nie znała francuskich rodzin czarodziejów, więc pewnie tam o wiele trudniej byłoby jej oceniać ludzi niż w Hogwarcie, gdzie nazwiska rodów szlachetnej i czystej krwi były jej znane, podobnie jak ich reputacja, zaś uczniami o nazwiskach nieznanych przejmować się nie musiała, bo zapewne byli krwi mieszanej lub mugolskiej. Dodatkowym wskaźnikiem były właśnie domy, bo jeśli nawet ktoś o czystej krwi trafiał do Gryffindoru, to znaczyło, że i tak był spaczony i niegodny zaufania. Ale i tak ogromnie zazdrościła Vivienne tej francuskiej akademii, gdzie oprócz magii nie zapominano o rozwoju artystycznym. – Ciekawe, który dom w Beauxbatons byłby odpowiedni dla mnie, skoro cenię sobie zarówno muzykę, jak i malarstwo. Ale gdybym musiała wybrać z dwóch, to chyba jednak to muzyka jest odrobinę bliższa memu sercu.
Przyjemnie było sobie tak siedzieć, sączyć lemoniadę i rozmawiać. Naprawdę się cieszyła, że mieszkał tu ktoś bliski jej wiekiem, z kim mogła odnaleźć wspólny język. Kto wie, może zostaną przyjaciółkami? Na ten moment rozmawiało jej się z Vivienne dobrze, więc mogła wiązać pewne nadzieje z tą obiecującą relacją.
- O tak, zwłaszcza że chciałabym udoskonalić sposób haftowania róż. I oczywiście, chętnie nauczę cię podstaw gry na fortepianie. – Może nie była jakimś wielkim wirtuozem, ale uważała, że radziła sobie całkiem nieźle jak na fakt, że spędziła siedem lat w Hogwarcie i mogła uczyć się gry głównie przed rozpoczęciem szkoły, a później w letnie wakacje.
Nawet życie dam nie zawsze było w stu procentach idealne, nawet jeśli przed światem udawały, że tak właśnie było. Tak myślała, że Vivienne z racji różnicy płci i wieku może nie znać Mathieu blisko, ale i tak odrobinę żałowała, że niczego ciekawego się o mężu nie dowie.
- Obaj są mężczyznami i to w podobnym wieku, więc zapewne od dziecka spędzali razem dużo czasu – zgodziła się. To było naturalne, chłopcy lgnęli do męskiego towarzystwa, jej brat też przecież spędzał sporo czasu z kuzynami. Dziewczęta natomiast miały swoje grono. A Mathieu nie wyglądał na kogoś, kto chętnie otacza się dużo młodszymi kuzynkami, kiedy miał do wyboru Tristana. – Czyli to normalne, że tak mocno poświęca się rezerwatowi? – Corinne wiedziała, że pod względem urody i pochodzenia nic jej nie brakuje, ale i tak w głębi duszy trochę się bała, że mąż nie akceptował jej jako swojej małżonki i dlatego jej unikał. – Chciałabym z nim po prostu porozmawiać, lepiej się poznać. Jesteśmy małżeństwem, nie dane nam było poznać się dobrze przed ślubem, ale nie chciałabym, żebyśmy już na zawsze pozostali parą obcych ludzi złączonych jedynie obowiązkiem.
Wiedziała że rody łącząc ich kierowały się swoimi interesami, nie zaś szczęściem samych zainteresowanych, ale wolałaby żyć z Mathieu nawet jak nie w miłości (bo ta chyba zdarzała się tylko w powieściach), to przynajmniej w zgodzie. Było jednak jasne, że ich relacja potrzebowała czasu i dobrej woli z obu stron, żeby mogła się rozwinąć, więc musiała być cierpliwa. W ich patriarchalnym świecie to mężczyzna miał wyższą, decyzyjną pozycję, a kobieta musiała czekać i szanować ważność męskich spraw.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Rosarium [odnośnik]04.12.23 20:14
Perspektywa, w której jakiś stary kapelusz miałby zadecydować za nią, z kim będzie się zadawać przez kilka następnych lat edukacji, wydała jej się dość komiczna, a kiedy Corinne dodała, że ceremonia ta odbywa się na oczach całej szkoły – dodatkowo traumatyczna. Jak nigdy dotąd była wdzięczna, że miała sposobność kształcić się we Francji, gdzie nikt nikogo nie zmuszał do uczestnictwa w podobnym cyrku. Nie kryjąc lekkiego rozbawienia, z uwagą słuchała tego, co jej rozmówczyni miała do powiedzenia na temat każdego z czterech domów, spośród których tylko dwa jawiły się jako godne młodej damy.
  — Tak, choć w zasadzie trudno tu nawet mówić o domach. Spędzaliśmy po prostu czas wśród ludzi, którzy podzielali nasze zainteresowania i raczej nie było między nami jakiejś specjalnej rywalizacji. Podsycały ją chyba jedynie mecze quidditcha, ale osobiście nigdy nie byłam tym jakoś mocno zainteresowana. — Wzięła kolejny łyk lemoniady, bowiem żar lejący się z nieba wciąż nie dawał za wygraną, a chłodny napój pozwalał ciału choć na chwilę orzeźwienia. — Harpie, jak już wspomniałam, zrzeszają przede wszystkim tych, którzy sztukę tworzą przy pomocy własnych rąk. Wśród Gryfów można znaleźć wszelkiej maści muzyków, a także obiecujące baletnice czy przyszłych śpiewaków operowych. Smoki natomiast z reguły mają wyjątkowy talent do słowa pisanego i wychowały wielu poczytnych pisarzy i poetów. — Zamilkła na krótką chwilę, zastanawiając się nad pytaniem dziewczyny. — Wydaje mi się, że najlepiej odnalazłabyś się wśród Gryfów, choć oczywiście nawet wtedy nic nie stałoby na przeszkodzie, byś jednocześnie mogła dbać o pielęgnowanie swojego talentu malarskiego.
   Żałowała, że nie miała okazji poznać Corinne wcześniej i że ta nie uczęszczała z nią do Beauxbatons; już na podstawie tej krótkiej rozmowy było dla Vivienne jasne, że byłaby to szkoła, w której dziewczyna odnalazłaby się o wiele lepiej niż w Hogwarcie, gdzie nie mogła należycie rozwinąć skrzydeł i gdzie skrzydła te – jeśli wierzyć jej słowom – nierzadko bywały wręcz podcinane. Obdarzyła ją spojrzeniem pełnym współczucia, które tylko przybrało na sile, gdy rzuciło jej się w oczy, że Corinne najwyraźniej jest rozczarowana informacjami – a raczej ich brakiem – na temat swojego nowego męża.
  — Och, w przypadku mojego kuzyna jest to zupełnie normalne zachowanie, które absolutnie nikogo nie powinno martwić. Mathieu to człowiek czynu, który pała miłością do smoków odkąd pamiętam, a który jednocześnie doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że dobrze prosperujący rezerwat ma ogromny udział w utrzymaniu prestiżu naszej rodziny. — Corinne nie wyglądała na osobę, która potrzebowałaby lekcji na temat zależności panujących w otaczającym ją świecie, ale Vivienne miała nadzieję, że w ten sposób uda jej się choć trochę podnieść ją na duchu. — Mogłabyś, rzecz jasna, powiedzieć mu, co leży ci na sercu, ale nie jestem do końca przekonana, czy to dobry pomysł. Od jednej z dziewcząt, z którą dzieliłam dormitorium, usłyszałam kiedyś, że z mężczyznami jest jak z kotami. Jeśli tylko wyczuje, że próbujesz go za wszelką cenę do siebie przekonać, niechybnie się zniechęci i odsunie jeszcze bardziej. Musisz znaleźć w sobie siłę, by być cierpliwą – a jeśli trudno ci będzie znaleźć ją na własną rękę, to wiedz, że zawsze możesz liczyć na moje wsparcie.
  Chciała ją przytulić, ale nie będąc pewna, jak dziewczyna zareaguje na takie spoufalenie, położyła jedynie dłoń na jej ramieniu w przyjacielskim geście.



If you dance, I'll dance

And if you don't, I'll dance anyway
Vivienne Rosier
Vivienne Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
 If I can stop one heart
from breaking,
 I shall not live in vain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11886-vivienne-rosier#367332 https://www.morsmordre.net/t12160-bard#374434 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t12084-vivienne-rosier#372313
Re: Rosarium [odnośnik]06.12.23 14:16
Uczniowie w Hogwarcie mieli dom narzucony z góry, ale w przypadku Corinne przydział na szczęście był jedynie formalnością. Trafiła tam gdzie chciała, ale wolała nie myśleć, co by było, gdyby Tiara wysłała ją na przykład do Hufflepuffu… Przecież pan ojciec by umarł ze wstydu, gdyby się dowiedział! Ona też ze wstydu chyba zapadłaby się pod ziemię, a po wszystkim błagałaby rodzinę, żeby zabrali ją do domu i pozwolili uczyć się w Ludlow. W końcu każda szanująca się osoba z konserwatywnego rodu trafiała do Slytherinu, czasem zdarzał się Ravenclaw, ale inny przydział byłby wielkim wstydem.
To co słuchała na temat Beauxbatons brzmiało fascynująco i wydawało jej się, że francuska akademia rozwiązała niektóre kwestie lepiej. Szczególnie kwestię rozwoju artystycznego, który w Hogwarcie był właściwie niemożliwy, jeśli nie liczyć drobnych rzeczy jak rysunek czy haft, co uskuteczniała na własną rękę i poza lekcjami.
- I ja nigdy nie interesowałam się quidditchem, to rozrywka dla plebsu. Często wręcz olewałam szkolne mecze i zostawałam w dormitorium, by rozkoszować się tym, że wreszcie jestem sama i nikt mi nie przeszkadza – przyznała. Nigdy nie rozumiała, czym tu się ekscytować, że czternaście osób siedzi okrakiem na kijach i ugania się za latającymi piłkami. Szkolne rozgrywki obchodziły ją mniej niż ubiegłoroczny śnieg. – Tak, może mogłabym być Gryfem, skoro gromadzili pasjonatów muzyki. – Także napiła się lemoniady. Naprawdę nie znosiła tych upałów! – Jako dziecko uczyłam się trochę baletu, ale chyba lepiej radzę sobie z tańcem balowym. Mam nadzieję, że Mathieu lubi tańczyć i na balach i sabatach nie będę musiała podpierać ścian, czekając aż zaprosi mnie na parkiet…
Bardzo by nie chciała nie móc tańczyć. Ale Mathieu nie wyglądał na kogoś, kto lubił brylować na parkiecie, a raczej na kogoś, kto unikał spędów. To źle wróżyło, bo przecież Corinne była lwicą salonową i nie wyobrażała sobie, że miałaby tylko siedzieć i tęsknie patrzeć, jak inne dziewczęta tańczą. A jako mężatce nie wypadało jej tańczyć z obcymi kawalerami.
Słuchała z uwagą wszystkiego, co Vivienne mówiła jej o jej mężu. Chciała wiedzieć o nim jak najwięcej, dlatego starała się podpytywać innych członków rodziny, którzy mogliby rzucić jakiekolwiek światło na jej tajemniczego i skrytego małżonka.
- Wiem, że rolą dobrej żony jest być cierpliwą i czekać na inicjatywę męża. W końcu to oni stworzeni są do działania i przewodzenia, a kobiety stoją za nimi i są ich podporą. – Nie uchodziło więc, żeby to żona nachalnie narzucała się mężowi z obecnością czy przejawiała nadmierną inicjatywę. W rodzinnym, bardzo konserwatywnym domu wychowano ją w przekonaniu, że to mężczyzna jest ważniejszy w małżeństwie, że to on decyduje, a kobieta ma siedzieć cicho, być posłuszna i cierpliwa. Dlatego starała się być cierpliwa i czekać na Mathieu, w nadziei, że dopełni obowiązku wobec rodu i spłodzi jej dzieci. Ale w głębi duszy marzyła o tym, żeby połączyło ich coś więcej niż tylko sam rodowy obowiązek, choć liczyła się z tym, że musi na to cierpliwie czekać. I że równie dobrze żadne ciepłe uczucia mogą się nigdy nie narodzić i zawsze będą tylko aranżowanym małżeństwem dwójki obcych sobie ludzi złączonych tylko obowiązkiem. Ale taki już los kobiet o ich urodzeniu. Ciekawe, co czekało Vivienne? Za kogo ona zostanie wydana? Corinne miała nadzieję, że nie stanie się to tak od razu, bo wyczuła w dziewczynie pokrewną duszę i pragnęła się nią nacieszyć, nim zostanie zdana tylko na postępową Evandrę, oraz damy dużo starsze od niej, z którymi nie mogła porozmawiać tak swobodnie jak z młódką w bliskim sobie wieku.
Uśmiechnęła się do niej ciepło, nie miała nic przeciwko jej poufałemu gestowi. Naprawdę wierzyła, że mogą się polubić, może nawet zaprzyjaźnić, dlatego po chwili znów wróciła do beztroskiego paplania, opowiadając Vivienne o tym, jak wyglądało jej życie po debiucie, i roztaczając przed nią perspektywy czekającego na nią życia towarzyskiego dorosłej czarownicy, która zamknęła za sobą etap szkolny i była gotowa na zalśnienie na salonach.

| zt. dla Corinne
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Rosarium [odnośnik]17.06.24 10:47
wrzesień?

Magiczne rękawiczki chroniły delikatne dłonie, kiedy odchylała wysokie pędy z kwiatami. Były wystarczająco cienkie i delikatne, by mogła ująć między palce wielkie czerwone pąki i poczuć aksamit płatków, ale jednocześnie wystarczająco wytrzymałe, by nie dać naruszyć delikatnej skóry dłoni. Szukała idealnych okazów, które uświetnią hol tego dnia. Czyniła to zawsze, kiedy coś było na rzeczy, a jej nastrój pozostawiał wiele do życzenia, jakby bukiet róż, zawsze świeżych, nigdy nie więdnących był wywieszoną flagą — dumną i najbardziej reprezentatywną dla każdego gościa, który w Château Rose winien mieć się na baczności. Zawsze robiła to sama, jakby nie wierzyła, że ktoś mógłby wybrać kwiaty lepiej od niej. Dla kogoś obcego wszystkie róże wyglądały tak samo, ale ona przez tyle lat zdążyła nauczyć się rozpoznawać prawdziwe diamenty pośród wszystkich idealnych kwiatów, najlepsze i całkowicie pozbawione skazy i tylko takie mogły reprezentować ją na wejściu. Posłała służkę do domu, więc kiedy wybrała już odpowiednią łodygę i przycięła ją pod kątem z żalem i niezadowoleniem przyjęła, że nie miał kto od niej odebrać kwiatu i złożyć go na stertę innych, ułożony równo w kupię na skrawku zdecydowanie zbyt drogiego jedwabiu, na ziemi. Trzymała wyciągniętą rękę w bok przez chwilę, a kiedy u jej boku pojawiła się dojrzała czarownica spojrzała na nią z dezaprobatą — zbyt długo jej to zajęło. Bernadette wiedziała o co chodziło znacznie lepiej, odebrała więc kwiaty od razu obwieszczając przybycie pani Mericourt.
— Ach, tak — westchnęła, jakby była zaskoczona jej pojawieniem się tutaj i o tej porze i wcale jej nie wezwała, nie zaprosiła, sama. Nie przerywała sobie jednak przyjemności. Przyglądała się kwiatom, zerkając na ilość kolców i ich rozmieszczenie na łodydze, a także liście. Raz po raz obrywała te z dołu, które niepotrzebnie zagęszczały całą rabatę, czyniąc kwiaty mniej okazałymi i pachnącymi. Milczała przez dłuższą chwilę. Długie, jasne włosy spięte były w prosty, elegancki kok na karku, twarz w tym oświetleniu zdradzała dowody upływającego czasu, dlatego nie lubiła tu sprowadzać gości, lecz nie było bardziej intymnego i związanego z tą rodziną miejsca niż rosarium. W żadnej sali balowej nie mogło znaleźć się więcej przedstawicieli rodu, wiernych słuchaczy i bacznych obserwatorów, bo wbrew pozorom nie był to ogród, a świątynia pełna dusz niewybaczających obcym potknięć i pomyłek. — Podaj nam tu herbaty — zwróciła się do
młodej pokojówki, która przyniosła wełniany pled do okrycia. Ułożyła go na kamiennej ławeczce.
— Herbata będzie lada moment podana w saloniku na piętrze, lady Rosier — wspomniała cichutko i grzecznie, kłaniając się przy tym.
— Herbata będzie podana kiedy i gdzie ja chcę— przypomniała jej spokojnie, skoncentrowana na oglądaniu róży. Bernadette skarciła młodą dziewczynę wzrokiem i wróciła do przekładania kwiatów, ostrożnie, jeden obok drugiego tak, by nie uszkodzić delikatnych płatków. Miała w tym wprawę i doświadczenie, robiła to jak nikt inny i tylko jej na to pozwalała. — Była pani kiedyś w podobnym miejscu? Te róże kwitną nieustannie, ale intensywność ich zapachu się zmienia w zależności od okresu, podobnie wielkość kwiatów. A wystarczy jeden przekwitnięty kwiat, by popsuć wystrój całej tej gęstej i zadbanej rabaty. Jeden. By wszystko popsuć.— Nie popatrzyła na nią, ale wiedziała, że z grzeczności musi jej słuchać.
Cedrina Rosier
Cedrina Rosier
Zawód : Królowa matka
Wiek : 51
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Sens au coeur de la nuit
L'onde d'espoir
Ardeur de la vie
Sentier de gloire
OPCM : 1
UROKI : 1 +1
ALCHEMIA : 20 +2
UZDRAWIANIE : 0 +2
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12387-cedrina-rosier https://www.morsmordre.net/t12399-haydn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Rosarium
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach