Wydarzenia


Ekipa forum
Rosarium
AutorWiadomość
Rosarium [odnośnik]22.07.19 1:23
First topic message reminder :

Rosarium

Wyodrębniona reprezentacyjna część ogrodu pełni funkcję rosarium, przeróżne gatunki czerwonych róż ozdabiają rabaty oraz szklarnie, zachwycając aksamitnymi płatkami, przestrzegając ostrymi jak brzytwa kolcami i obezwładniając intensywnym kwiatowym zapachem. Rosarium mieściło się w ogrodach Chaetau Rose już przy pierwszym projekcie dworu w 1345 r. i od tamtej pory pozostało w praktycznie niezmienionym - choć znacznie powiększonym - kształcie. Dziś pomiędzy kamiennymi ścieżkami rośnie na rabatach rośnie około 300 gatunków róż, a wewnątrz szklarni - kolejne 100. Oprócz urokliwych spacerów i odpoczynku na trawie, czas można spędzać tak wewnątrz szklarni - raczej zimą z uwagi na podwyższoną temperaturę - gdzie znajdują się stoliki kawkowe wraz z krzesłami, jak i w urokliwej, obrośniętej pnącymi się różami białej altanie, wewnątrz której można przysiąść na kamiennych ławach i z której rozciąga się zachwycający widok na morze. Przy różach zwykle gnieździ się dużo zapylających owadów - zwłaszcza trzmieli i wielobarwnych motyli.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rosarium - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Rosarium [odnośnik]17.06.24 15:52
| 2 września
Nie wiedziała, czego spodziewać się po enigmatycznym zaproszeniu, wystosowanym przez Cedrinę. Brzmiącym raczej jak rozkaz niż prośba, wezwanie na audiencję lub raczej ścięcie; wiedziała, że pani tego zamku nie darzy nowej gościni sympatią, Deirdre przewidywała wiec chłodną obojętność i brak kontaktu jako trwały sposób ich koegzystencji w Chateau Rose. Zorganizowanie spotkania zaniepokoiło ją, w unikaniu była doskonała - a przynajmniej tak sądziła, goszcząc w swych komnatach Tristana lub odwiedzając go w małżeńskim łożu, zawsze zachowując pełną dyskrecję. Czy mężczyzna powiadomił matkę o zaproszeniu madame Mericourt do ich posiadłości? Czy wiedziała, co ich łączyło - i do kogo należała dwójka nieco dziwnych dzieci o ciemnych oczach i rozmytych w trzecim już pokoleniu egzotycznych rysach? Nigdy nie pytała o to Tristana, nie sądziła bowiem, by kiedykolwiek musiała rozmawiać bezpośrednio z jego matką, los wybrał jednak inaczej. Stawiając przed Śmierciożerczynią jedno z trudniejszych wyzwań, niemal równających się poskramianiu czarnej magii i odbudowie zrujnowanego Londynu.
Bez problemu dotrzymywała służce kroku, z każdym coraz bardziej zdziwiona. Nie kierowały się do saloniku, bawialni czy herbacianych komnat, a do ogrodów. Do rosarium, tajemniczego serca tych terenów; miejsca, w którym nigdy nie była i do którego nie śmiała się zapuścić. Od progu w nozdrza uderzyło ją ciepłe, słodkie powietrze; nigdy wcześniej nie czuła tak intensywnego różanego aromatu, niejednoznacznego, nieco przytłaczającego swym bogactwem. Rozejrzała się powoli dookoła, splatając ręce na podołku czarnej sukni. Prostej w porównaniu z kreacjami dam na dworze, ale wykonanej z drogiego materiału; delikatny złoty haft sunął wśród rozkloszowanych rękawów i zabudowanego pod szyję dekoltu. Nieprzesłoniętego włosami, w Chateau Rose spinała je wysoko i ściśle, jak na wdowę przystało, jedynie w zaciszu sypialni - swojej, Tristana, Evandry? - pozwalając spłynąć na plecy jedwabiście czarnej fali.
Gdy służąca podprowadziła ją do pielęgnującej krzew róży arystokratki, dygnęła uprzejmie na jej widok. Z szacunkiem, ale bez służalczości. Śmiało spoglądając na pochyloną nad kwiatami kobietę. Wciąż piękną, choć doświadczoną życiem. Nie muszącą podkreślać swej mocy w tym miejscu - czyniła to drobnymi gestami, władza emanowała z jej aury, zdającej się dosłownie rozświetlać złote włosy. Tak inne od tych należących do Tristana czy Melisande.
- Lady Rosier - powitała ją spokojnie, wiedząc, że brak podobnego odwzajemnienia jest częścią gry. Nie była naiwna, Cedrina nie przywołała jej tu po to, by prawić komplementy lub dyskutować o kwiatach. Wezwała ją tu, bo chciała, traktując ją tylko odrobinę lepiej od rozstawianych po kątach służek. Miała swoje obowiązki, czekała na nią sterta listów i kosztorys odbudowy skrzydła londyńskiego muzeum, nie mogła jednak odmówić spotkania. Niewypowiedziana groźna wibrowała w powietrzu razem z trzepotem motylich skrzydeł, już nieco ospałych, lecz ciągle wirujących nieopodal nad ciągnącymi się wzdłuż rosarium rabatami. - Nigdy nie widziałam podobnego miejsca. Jest zachwycające - odparła szczerze, nie serwowała czczych pochlebstw; rozejrzała się raz jeszcze, różnorodna czerwień kwiatów mogła przyprawić o zawrót głowy. Podobnie jak słowa Cedriny, nie obdarzającej jej nawet krótkim spojrzeniem. Jakby była jednym z filarów budowli albo kolejną dziewczyną z gminu, zawodzącą damę swą niewystarczającą posługą.
Mogłaby się zirytować. Pochwycić temat przekwitającego kwiatu, obrócić go przeciwko matce rodu, która oficjalnie schodziła na dalszy plan, spychana w cień przez lady doyenne. Nie zrobiła jednak tego, zachowując spokój. Prowokowano ją w gorsze sposoby, upokarzano dosadniej i boleśniej, nie zmieniła więc wyrazu twarzy. Uprzejmego zainteresowania, bez uśmiechu, ale i bez wyniosłości. Cierpliwe oczekiwanie na dotarcie do sedna ich spotkania.
- Na szczęście łatwo taki kwiat wyrwać, prawda? A nie wątpię, że rabaty są pod stałą kontrolą najwprawniejszej znawczyni ich piękna - odpowiedziała miękko, nie próbując pogłębiać metafory. Cedrina mogła uznać Deirdre za zbyt głupią, by ją pojąć, lecz szczerze w to wątpiła - lady Rosier wiedziała zbyt wiele o świecie, by nie docenić Śmierciożerczyni. Na razie ostrożnie poruszającej się po zupełnie nowym terenie. Czujnie, swobodnie, ignorując drugie dno każdego wypowiedzianego przez arystokratkę słowa. - To szczególnie umiłowany przez lady szczep? - dodała spokojnie, przyglądając się z uwagą drobiazgowości, z jaką Cedrina przekładała i wybierała kolejne róże. Mogła rozmawiać w ten sposób w nieskończoność, przywykła do prowadzenia dyskusji ledwie ślizgających się po powierzchni prawdy, nawet, gdy stawała przed rozmówcą nago. Teraz jeszcze się tak nie czuła, może dlatego, że spojrzenie zielonych oczu lady Rosier nie zaszczyciło ją nawet sekundą kontaktu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Rosarium [odnośnik]09.07.24 15:57
Przyglądała się kwiatom, rozwiniętym pąkom. Musiały mieć odpowiednią wielkość i intensywność koloru, ich zapach powinien roztaczać się już od progu, by nikt nie miał wątpliwości, gdzie się znalazł tuż po tym, gdy wielkie drzwi Chateau Rose się zatrzasną. Selekcjonowała je starannie, początkowo nie obdarzając swojego gościa szczególną uwagą. Uważnym spojrzeniem przemykała po kolcach. Czy Deirdre zdawała sobie sprawę, jakim zaszczytem było wejście do tych ogrodów? Jaką łaską obdarzyła ją gospodyni, pozwalając jej delektować się zapachem? Nie lubiła go wiele lat. Mdliło ją od słodyczy zawartej w kwietnym aromacie, ale zdążyła się przyzwyczaić. Zaadaptować do otoczenia, warunków, jakich przyszło jej żyć. Zdążyła się im poświęcić znacznie bardziej niż dzieciom, które powiła, ale nie może było podważyć jej oddania. Były jej życiem i nigdy nie zamierzała przestać o nie dbać, pomimo wieku dorosłego. Dbaie o Tristana było priorytetem odkąd tylko zobaczyła jego okrągłą twarz. Nic nie mogło się równać z matczyną miłością do pierworodnego. I nic nie mogło jej stanąć na przeszkodzie. Nawet Deirdre.
— Nie zawsze tak wyglądało — odparła powoli, dając znak Bernadette, że może zabrać ścięte kwiaty. Zsunęła z dłoni rękawiczki i wyprostowała się, w końcu spoglądając na kobietę. Jej włosy były niemalże czarne, podobnie jak oczy — dwa egzotyczne migdały przypominające spojrzenie krokodyla czuwającego w mętnej wodzie. Zmierzyła ją wzrokiem, oceniając jej skromną wdowią szatę, kontrastującą z jej bogato obszytą i wytworną suknią. Zawsze uważała, że w prostocie lubować się mogą miejscowe prostaczki. Ich pozycja i rola wymagała od nich znacznie więcej, niezależnie od gustu i preferencji zmieniających się z czasem. Deirdre wydawała się prosta, a gdyby nie wyraźnie nieangielska uroda, byłaby całkiem zwyczajna. Ale może dobrze, że nosiła się tak skromnie — czy francuska elegancja nie uczyniłaby z tej kobiety kogoś na wzór trefnisia? — Nietrafione okazy należy ściąć, najlepiej tuż przy ziemi, by nie dręczyły swoim widokiem innych. Nie zabierały ani wody, ani pokarmu i miejsca w rabacie kwiatom, które zasługiwały na to, by przetrwać i być podziwiane z zapartym tchem. Jest szansa, że jeszcze kiedyś wypuszczą nowe , piękniejsze łodygi, ale jeśli przerosną je nie kwiaty i ograniczą dostęp do światła... Umrą. Powoli i bez szkody dla innych. Zmieniając się w ziemi w składniki, które nakarmią kwiaty wokół. Czy nie z pożytkiem dla wszystkich? — spytała, uśmiechając się uprzejmie, po czym wskazała ruchem dłoni miejsce na ławce wśród kwiatów. Sama zajęła je z boku, przysiadając ledwie na skraju, mimo to ze swobodą i miękkością, której nie miały jeszcze podlotki uczące się manier, dwornej gracji poruszania się i bycia w zgodzie ze sobą, jako największą ozdobą każdego miejsca. Obróciła głowę w kierunku kwiatów ostrożnie zbieranych przez swoją służącą, a jej uśmiech odrobinę się poszerzył. — Nieszczególnie. Nie ścianam kwiatów, które wielbię, tylko te, które przeszkadzają im we właściwym wzroście i rozwoju. Są przeszkodą w osiągnięciu doskonałości. I oczywiście wszystkie pozostałe, które wymagają drastyczniejszych kroków — dodała już naprędce i spojrzała przelotnie na Prymulkę, która pojawiła się wraz z tacą i herbatą w małym, zdobionym czajniczku. Lekkim ruchem dłoni sięgającej do niego odprawiła skrzatkę i rozlała herbaty do dwóch zdobionych filiżanek. Wpierw Deirdre, a następnie sobie. — Miałam przyjemność poznać twoje dzieci. Pani Mericourt — dodała zaraz, spoglądając na jej twarz. — Urocze pociechy. Trochę mało rezolutne, jak na ich wiek, ale mają jeszcze czas, by wszystkiego się nauczyć. Są podobne do ojca? Musiał być wyjątkowo przystojnym mężczyzną. Mają w swoich spojrzeniach coś... — Wyjątkowo znajomego, pomyślała. Nabrała powietrza w płuca, a pierś uniosła się prędko. Błądząc wzrokiem po tacy w nieco przeciągającej się zadumie. — Wyjątkowego — odparła w końcu. — Słodzisz? — Spytała, samej sobie wrzucając rozrzutnie dwie kostki cukru.
Cedrina Rosier
Cedrina Rosier
Zawód : Królowa matka
Wiek : 51
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Sens au coeur de la nuit
L'onde d'espoir
Ardeur de la vie
Sentier de gloire
OPCM : 1
UROKI : 1 +1
ALCHEMIA : 20 +2
UZDRAWIANIE : 0 +2
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12387-cedrina-rosier https://www.morsmordre.net/t12399-haydn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose
Re: Rosarium [odnośnik]09.07.24 18:13
Z każdego gestu Cedriny emanowała władcza elegancja - nie wątpiła, że mężczyźni nie byli w stanie oderwać wzroku od sposobu, w jakim pozbywała się z drobnej dłoni rękawiczki, zwłaszcza, gdy czyniła to na salonach. Sama śledziła rękę rozmówczyni kątem oka, doceniając grację każdego jej ruchu. Nigdy nie przypuszczała, że zajmowanie się martwą naturą może mieć w sobie tyle uroku. Powoli powróciła jednak wzrokiem do twarzy lady Rosier, ze spokojem wytrzymując jej pierwsze, intensywne, oceniajace spojrzenie. Bez nerwowych mrugnięć, ale i bez wyzywającej wyniosłości. To nie był czas na podejmowanie wyzwań, nawet, jeśli każde z wypowiedzianych przez arystokratkę słów wwiercało się w nią niczym srebrzyste ostrze.
- Och, zgadzam się całkowicie - przyznała zamiast tego poważnie, dalej uprzejma i opanowana. - Właściwie wyznaję tożsame poglądy, choć na nieco większą skalę. Czarny Pan wskazał nam, Śmierciożercom, podobną drogę. Oczyszczenia, ale i budowy nowego porządku. Na żyznych popiołach tych, którzy okazali się słabi i szkodliwi. Zadziwiające, jak wiele natura ma wspólnego z polityką- mówiła miękko, melodyjnie, choć dalej bez uśmiechu, subtelnie podkreślając swą rolę. Cedrina nie miała przed sobą byle kurewki, jednej z dziesiątek kochanek Tristana - Deirdre dosłownie ścinała zbędnym ludziom głowy. Nie mówiła tego z zamiarem groźby ani czczej przechwałki, może jedynie - przypomnienia.
Skinieniem podziękowała za zaproszenie do wspólnego stołu, zajmując miejsce po drugiej stronie ławy. Poprawiła drobiazgowo przód szaty, po czym splotła dłonie na podołku, ponownie przyglądając się ruchom Cedriny: nalewała herbatę z prawdziwą wprawą, na pewno doskonale poradziłaby sobie w Wenus jako Miu - ta krótka myśl przemknęła przez jej głowę, nie wywołując jednak uśmiechu. Ten pojawił się dopiero, gdy lady Rosier wytoczyła ostateczne działa, bezpośrednio nawiązując do jej dzieci.
Urocze pociechy. Gdyby tylko mogła, na te słowa Cedriny pokazałaby z warkotem kły, opanowała jednak atawistyczne reakcje, pozornie całkowicie niewzruszona - pomijając lekko uniesione kąciki ust, jakby przemiłe określenie jej potomstwa sprawiło jej prawdziwą przyjemność. Potrafiła przywdziewać na twarzy zachwyt, gdy tak naprawdę targało nią skrajne obrzydzenie; miłość, gdy jedyne o czym myślała to wymioty; fascynację, kiedy niemal umierała z nudów, słuchając w kółko tej samej idiotycznej historii jednego z klientów. Zadziwiające, jak wiele przydatnych lekcji wyciągnęła z Wenus. - Dziękuję, lady. Faktycznie, są urocze. Mam nadzieję, że tę cechę zawdzięczają po części także moim genom - odparła, płynnie podążając w wir kłamstw krok za krokiem, już z lekkim uśmiechem na ustach - bliźnięta nie były słodkie, bynajmniej: uznawano je głównie za niepokojące, trochę dzikie i nazbyt poważne.
Zamilkła na dłuższą chwilę, niby w zastanowieniu nad pytaniem Cedriny. Jeśli miała wątpliwości co do celu tego spotkania, poruszenie wprost tematu Bastiena Mericourta całkowicie je rozwiało. - O tak, niezwykle przystojnym. Wielu czarownicom złamał serce, gdy to właśnie mnie obdarzył specjalnymi względami - wyznała ciszej, nieco bardziej poufale, chociaż jej oczy pozostały beznamiętnie puste. - Ale wyjątkowość odziedziczyły sprawiedliwie, po obojgu rodzicach. I po swych dziadkach. Kumulację silnej, magicznej krwi trudno ukryć, nieprawdaż? - zastanowiła się na głos, miękko, w końcu rozglądając się dookoła, nieco swobodniej. Rozmawiały prawie wprost, mogła się względnie rozluźnić; pierwszy cios padł i zdołała go wytrzymać. - Bez wątpienia szybko nauczą się wszystkiego, co będzie im niezbędne w życiu. Muszą. Wie lady, że okazały już swój magiczny talent? Jeszcze przed ukończeniem drugiego roku życia - łagodny uśmiech ciągle błąkał się na jej wargach, gdy wygodniej opierała plecy o kamienną ławę. - Proszę wybaczyć tę potrzebę chwalenia swego potomstwa - znów zwróciła się przodem do czarownicy, przyglądając się jej ponad parującymi naczyniami. Ciekawa, czy matka rodu choć przez sekundę uznawała Myssleine i Marcusa za część swojego krzewu róży.
- Dziękuję, nie słodzę - odpowiedziała w końcu, nie sięgając jednak po filiżankę. Nie była spragniona, ale przede wszystkim - nie była głupia. Melisande przestrzegała ją nie tylko przed intensywnością swej matki, ale także przed tym miejscem. Dyskretnym, będącym pod całkowitym panowaniem Królowej Róż. Nie istniały lepsze okoliczności do subtelnego otrucia bądź zakopania żywcem wśród gęstych krzewów.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Rosarium [odnośnik]23.08.24 20:13
Nie dawała po sobie poznać, jak bardzo obecność tej kobiety w tym domu ją mierziła. Starała się ignorować jej obecność, nigdy nie zwracała się do niej pierwsza, bo traktowanie jej jak powietrze — i jej dzieci — było dla niej jedyną formą pocieszenia związaną z jej obecnością. Tristan twierdził, że była ich gościem, ale goście pojawiali się i znikali, a Deirdre Mericourt nadużywała ich uprzejmości tkwiąc w murach tego dworu. Irytował jej beznamiętny głos czarownicy, irytował brak mimiki, jej bezbarwność, surowość w obyciu, pozornie nienaganna uprzejmość i rzekoma godność. Kwiaty były przyjemnym odwróceniem uwagi od nieprzyjemnego gościa, z którym, choć wypadało już znacznie wcześniej, w końcu porozmawiać. Nie miała ochoty jednak rozmawiać z nią o polityce, a już na pewno nie w ten sposób. Dobrze wiedziała, że Lord Voldemort był jednym z tych tyranów, którzy za ogromną cenę poprowadzi ich ku wielkości. Nie uważała wyższości rodu Gauntów, ale tylko głupiec mógł lekceważyć zdolności i potęgę tego czarnoksiężnika. Jej syn był mu wierny, oddany i wobec niego lojalny — milcząco była także ona, choć w głębi serca wiedziała, że gdyby Tristan tylko chciał, mógłby bez trudu zająć jego miejsce. I tego by sobie życzyła. Nie popatrzyła na kobietę. Wspomnienie o swej roli i celach było niczym innym jak zgrabną odpowiedzią na chęć rwania chwastów spośród pięknych róż. Nie mogła konkurować z jej pozycją przed czarodziejską społecznością, ministerstwem, Czarnym Panem, ale nie zamierzała traktować jej poważniej i godniej we własnym domu.
— Czynności, których należy podjąć się w ogrodzie by kwitł i rósł niewiele mają wspólnego z poglądami. To po prostu niezbędna wiedza o tym, jak przetrwać. Chyba, że wyjątkowo zdolny ogrodnik zapewnił i pani przetrwanie i zasługi, którymi się pani szczyci, to może rzeczywiście. Natura i polityka mają wiele wspólnego — odparła nieco obmierzłym tonem, spoglądając na Deirdre. Nie zrobiła na niej wrażenia prezentacja, która zapewne miała jej przypomnieć, że nie powinna jej lekceważyć — oj, nie czyniła tego, choć zapewne zupełnie nie w rzeczywistości, którą pragnęła mieć wokół siebie pani Mericourt. Nie była tak dobra aktorką jak ona, wiele wysiłku wkładając w to, by jej twarz nie przybrała wyrazu obrzydzenia i niechęci. Uniosła brew, kiedy Deirdre pysznie życzyła sobie, by zasługi związane z urokiem przypadały także jej. Szczerze w to wątpiła, nie miała go w sobie za knuta.
— Niewątpliwie — mruknęła cichu, ledwie słyszalnie, wyraźnie za to bez przekonania, nawet jeśli przytaknięcie mogło być oznaką dobrego wychowania. — Specjalnymi dlatego, że twojego nie udało mu się złamać? — spytała, pozornie zainteresowana. Wchodzenie w jej relację z mężem było nieszczególnie interesujące, nie zamierzała udawać nawet, że pragnęła się dowiedzieć czegokolwiek na temat tej bajeczki. Deirdre zapewne miała wszystko dobrze wyuczone, musiała być przygotowana, a ona się niczego od niej nie dowie — zadawanie takich pytań nie miało najmniejszego sensu. — Poznała pani Evana? Syna mojego Tristana i jego czarującej małżonki? Jest wyjątkowo rezolutnym i utalentowanym dzieckiem. I do tego pięknym po rodzicach. Dziedzic naszego rodu, zapewne przyszły przywódca i wielki czarodziej — zadumała się na moment, upijając łyk herbaty. — Stanie się taki nie tylko dzięki naukom i otoczeniu, ale także dzięki krwi i dziedzictwu, które mu to zapewni. Szkoda, że pani dzieci nie mają tego przywileju. Napewno wiele się będą mogły od niego nauczyć, jeśli Tristan tego zechce. Miałby wspaniałych przyjaciół w przyszłości w pani potomstwie. Oddanych i wiernych, prawda? — Uśmiechnęła się lekko i krótko, nie spuszczając wzroku z czarownicy. — Wychowanie dzieci bez męża, rodziny i podobnych dobrodziejstw musi być bardzo trudne. Jak sobie pani radziła z tym do tej pory? Zabierała je pani ze sobą... do pracy? — Nie dała rady powstrzymać kpiącego drgnięcia kącików ust, opamiętała się jednak, by z powagą jej się przyjrzeć.
Cedrina Rosier
Cedrina Rosier
Zawód : Królowa matka
Wiek : 51
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Sens au coeur de la nuit
L'onde d'espoir
Ardeur de la vie
Sentier de gloire
OPCM : 1
UROKI : 1 +1
ALCHEMIA : 20 +2
UZDRAWIANIE : 0 +2
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12387-cedrina-rosier https://www.morsmordre.net/t12399-haydn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose
Re: Rosarium [odnośnik]25.08.24 20:30
Musiała przyznać, choćby i przed samą sobą, że Cedrina stanowiła wymagającą rywalkę. Do niedawna sądziła, że najtrudniejsze wyzwanie będzie stanowić relacja z Evandrą, lecz ta wyewoluowała w niemożliwą do przewidzenia bliskość, pozostawiając na wokandzie wrogów puste miejsce. Skutecznie wypełnione przez władczą matkę Tristana, najwyraźniej postanawiającej wytoczyć cięższe działa podczas tej prywatnej pogawędki. Deirdre akceptowała jej powściągliwość czy nawet wrogą obojętność - odpowiadała na nią z szacunkiem i wyrozumiałością, lecz nie mogła w zupełności zlekceważyć bezpośredniego ataku, którego ofiarą właśnie się stawała. W białych rękawiczkach, w wyrafinoway sposób, ale także - z determinacją. Może powinna poczuć się mile połechtana, byle kogo matka rodu Róż nie uznałaby za godnego prywatnej potyczki; głównym uczuciem, towarzyszącym jej pobytowi w dusznym rosarium, była jednak nie duma, a dyskomfort. Lubiła walczyć, lecz wprost, sięgając po mroczne zaklęcia - lub na salonach, gdzie bez problemu porywała serca, czarująca, kokieteryjna i oszałamiająca jak zwykle, potrafiąca skruszyć męskie serca jednym uśmiechem i zdaniem. Z Cedriną nie mogła - i nie chciała - poradzić sobie w ten sposób, słuchała więc arystokratki z uwagą, a żadne obrzydzone i niechętne drgnienie jej ust lub powieki nie umknęło uwagi Mericourt.
- Nawet najlepszy ogrodnik nie uczyni z stokrotki róży, nieprawdaż? Tylko prawdziwie piękne kwiaty przy odpowiedniej trosce rozkwitną pełnią potencjału, przynosząc dumę całem ogrodowi - odparła melodyjnie i miękko; potrafiła bawić się metaforami, odpierać ataki i tańczyć według zagranej melodii, nawet jeśli ta myliła rytm fałszywymi tropami. Nawet pod skrajnie niechętnym spojrzeniem Cedriny, potrafiącej przekazać jednym zmarszczeniem brwi odrazę wielu pokoleń. - Obawiam się, że nikt nie jest w stanie złamać mi serca - odparła łagodnie, niezbyt zgodnie z prawdą, lecz potrafiła idealnie kłamać. Nie tylko w tym aspekcie. Udawała, przecież że nie widzi zdegustowaniq Cerdriny - i rażącego omijania przez nią trudnych, podejmowanych przez Deirdre tematów, szerokim łukiem, powracającym pod korzystnym kątem do najbardziej palących kwestii. Słuchała jej z uprzejmą uwagą, lecz spojrzenie całkowicie czarnych oczu stało się ostrzejsze, poważniejsze, chłodniejsze. Wspomnienie Evana było ciosem słabym i silnym zarazem; spodziewała się po lady Rosier nieco większego kalibru.
- Uroczy chłopiec - odparła krótko; tylko tyle i aż tyle; jasne włosy, pulchne policzki, wychuchany przez matkę, guwernantki i zapewne babkę. Nie okazał jeszcze swej mocy. W czarnych oczach Marcusa widziała więcej inteligencji i żaru niż w tych należących do Evana, już teraz wychowanego w przesadnym zbytku i atencji. Nie miała wątpliwości, że to bliźnięta okażą się sprytniejsze, silniejsze, godne potencjału, jaki w nich drzemał. - Mam nadzieję, że nie wyrośnie na wymuskanego, przesadnie trzymanego pod kloszem arystokratę, jakich wiele w naszym świecie. To zawstydzające, nie sądzi lady? Widzieć tylu lordów umykających od bezpośredniego uczestniczenia w wojnie - kontynuowała miękko; przewyższała tych wszystkich tchórzy i elegantów, stronących od wzięcia odpowiedzialności za swe rodziny. Wiedziała, że Czarny Pan najhojniej nagrodzi tych, którzy służyli mu całym sobą. - Będą wierne mnie - i Lordowi Voldemortowi. I tym, którzy okażą swą potęgę. W pełni, bez chorób i słabości - odpowiedziała nie wprost; bliźnięta już potrafiły igrać ze śmiercią i mrokiem, były dziećmi dwojga Śmierciożerców; zrodzony z śmiertelnie chorej półwili syn nie mógł się z nimi równać. I wiedziała, że nigdy nie będzie. Nie widziała ich jako ślepo wiernych psów na usługach rozpasanego luksusami arystokraty; nie będą miały ograniczeń i barier, w ich żyłach nie będzie płynęła osłabiona chorobą Evandry krew, a z protekcją matki i pełne sił ojca osiągną więcej niż ktokolwiek mógł w tej chwili przypuszczać. Nie miała co do tego wątpliwości. Nawet jeśli jedno z nich polegnie - potęga zawsze niosła ze sobą ostateczną cenę - to drugie stanie się silniejsze, mądrzejsze, śmielsze. Zamilkła na moment, dając tym słowom wybrzmieć - i Cedrinie upić łyk herbaty w spokoju. Filiżanka przeznaczona dla niej pozostała nietknięta.
- Ma lady rację, było to nawet więcej niż trudne. Dlatego tak wdzięczna jestem za Tristana i opiekę, jaką nad nami roztoczył - odpowiedziała zgodnie z prawdą, sięgając do całych swych pokładów opanowania, by nie dać się sprowokować ledwie widocznemu na ustach Cedriny uśmiechowi. Czy wiedziała, kim kiedyś była? Czy Rosier jej to powiedział? Wątpiła, lecz musiała reagować w zasadny sposób. - Miały i mają doskonałą opiekę mamek, nianiek i opiekunek. Teraz także guwernerów w Chateau Rose. Zadbam o to, by otrzymały jak najlepszą edukację. Dziękuję za troskę, lady Rosier - radzimy sobie doskonale - uśmiechnęła się raz jeszcze, lecz oczy pozostały chłodne. I czujne. Gotowa była poprowadzić tę farsę dalej; ignorować jawną obrazę, przeciągać do przesady głoski fałszywej melodii, tańczyć według rozegranych wprawnie mefator - ale ceniła czas. Zarówno swój, jak i Cedriny. Splotła dłonie na podołku i raz jeszcze spotkała się z przeszywającym spojrzeniem lady Rosier. Bez uciekania, bez mrugania, bez zakłopotania.
- Po co lady mnie tutaj wezwała - tak naprawdę? - spytała miękko i cicho, nie napastliwie. Gdyby tylko chciała, szlachcianka mogłaby uznać to pytanie za niebyłe; Deirdre podejrzewała, że tak właśnie się stanie, ale dawała jej - im obydwu? - szansę na rozmowę szczerze, bez całej tej widowiskowej, grząskiej od niedopowiedzeń otoczki.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Rosarium [odnośnik]16.10.24 14:05
Nie chciała się z nią zgodzić, ale musiała, więc zbyła jej słowa milczeniem, dłonie zajmując filiżanką herbaty.
— Obawia się pani, że panią otruję? — spytała wprost, mocząc usta w naparze, a po chwili odstawiła cichuteńko filiżankę na spodeczek, który trzymała w drugi dłoni. Fakt, że nie zdecydowała się skorzystać z gościny uznała za wyjątkowo niegrzeczny, a sama Deirdre za wyrachowaną i arogancką. — To raczej nie byłby powód do obaw — wspomniała prawie niewinnie, pozwalając sobie, by uśmiech pojawił się na jej twarzy. — Mój syn nie lubi być niedoceniany — odpowiedziała łagodnie, powoli odwracając wzrok na róże. Jeśli sądziła, że Tristan nie mógłby złamać jej serca to albo bardzo niewiele o nim wiedziała tak naprawdę, albo bardzo marnie próbowała ukryć się za postacią, którą nie była tak naprawdę. Niewiele wiedziała o pani Mericourt, ale bardzo dobrze znała swojego syna i wiedziała, że Tristan, gdyby tylko chciał, nie tylko złamałby jej serce, ale uczyniłby to z brutalnością i bezwzględnością godną najokrutniejszego mężczyzny. Miał w sobie duszę romantyka, a tylko tacy jak on, głęboko odczuwający i świadomi wiedzieli gdzie zadać cios, który zaboli i tak by nie był śmiertelny. Nigdy tego nie widziała, nigdy nie słyszała i długo nie dopuszczała do siebie myśli, że mógł być drapieżnikiem, który lubił bawić się swoją ofiarą, ale przecież nie była głupia i naiwna. Nie otrzymał zasług od Czarnego Pana za sumienne wypełnianie obowiązków. — Uważa pani, że Tristan został wychowany w tym domu na wymuskanego i przesadnie trzymanego pod kloszem? — spytała, powracając do niej wzrokiem. — Jeśli nie zapomnę, opowiem o tym Tristanowi. Napewno go ta opinia rozbawi.— Ale sama się nie zaśmiała. Nie zamierzała też dać jej pociągnąć tematu z powrotem w kierunku wojny, własnych wpływów, zasług, o których tak chętnie by przypominała, podkreślając swoją pozycję. — Zakładam, że w pani prostym rozumowaniu każdy chłopiec o zdrowych zainteresowaniach i zajęciach jest zbyt wymuskany, ale zakładam, że spaczone standardy wynikają z pani profesji i obowiązków, więc wybaczę nietakt i nie odbiorę go jako obelgę w stronę mojego wnuka. — Nie obchodzili ją inni arystokraci, nie w tej rozmowie, nie z Deirdre, nie w tej chwili. Nie obchodziły ją też w tak wielkim stopniu dzieci Mericourt, a ona sama nie miała pozycji, z której komentowanie szlachetnie urodzonych mężczyzn w towarzystwie damy uszłoby płazem. Nie były przyjaciółkami. — Zapewne — odpowiedziała wymownie, nie zamierzając prostować jej wizji. Przyszłość Evana zostanie nakreślona przez Tristana i będzie wyglądała dokładnie tak, jak ją zaplanuje, a ufała, że zrobi to z największą dla niego korzyścią. Kiedy w końcu wspomniała o opiece, obróciła w jej stronę twarz, ogniskując na niej oczy. Uśmiechnęła się krótko, przelotnie, wahając się przez chwilę, ale nawet na moment nie odjęła od niej spojrzenia.
— To wspaniały człowiek. Zawsze mu to powtarzam — dosadnie, tak, by nigdy nie miał wątpliwości. — Długo jeszcze zamierza pani być bezbronna i zdana na jego łaskę? Wierzę, że bycie pod jego opieką jest wygodnie i przyjemne, każdy lubi się ogrzewać w blasku jego osoby, ale zaczyna to być odrobinę uciążliwe. Dla wszystkich, pani Mericourt. — Skoro już spytała po co ją tu zaprosiła to najwyższa pora, by odsunęły na bok dwuznaczne tematy i frazy. Tym razem i w tym przypadku nie chciała być odebrana dwuznacznie, niejasno. — Niańki, guwernerzy i opiekunowie w Chateau Rose nie powinni zajmować się dziećmi... — pospólstwa, cisnęło jej się na usta, ale zawahała się, uśmiechając się szerzej. — Spoza naszej rodziny. Miło było panią gościć w naszym domu, to co się pani przytrafiło musiało być straszne, ale pewnie nadużywanie gościnności nie leży w pani charakterze i to dość niezręczne dla kogoś takiego. Opiekuje się pani Fantasmagorią, Londynem. To wymagające role. I sprawdzenie się w ich narzuca posiadanie odpowiedniego charakteru.— Odłożyła powoli filiżankę na tacę i splotła dłonie na udach. — Kiedy pani zamierza nas opuścić, pani Mericourt?
Cedrina Rosier
Cedrina Rosier
Zawód : Królowa matka
Wiek : 51
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Sens au coeur de la nuit
L'onde d'espoir
Ardeur de la vie
Sentier de gloire
OPCM : 1
UROKI : 1 +1
ALCHEMIA : 20 +2
UZDRAWIANIE : 0 +2
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12387-cedrina-rosier https://www.morsmordre.net/t12399-haydn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose
Re: Rosarium [odnośnik]26.10.24 17:07
Bezpośrednie pytanie, padające z karminowych ust lady Rosier, zdołało Deirdre zaskoczyć. Nie sądziła, że tak nagle przejdą do gry w otwarte karty - dotąd rozkładały je z pieczołowitą starannością, rewersami do góry, kryjąc prawdziwe intencje za florystycznymi metaforami. Brew Deirdre lekko drgnęła, nic poza tym, lecz i tak skarciła się w duchu za okazanie tej odrobinki zdziwienia, nawet, jeśli niezwykle łatwo byłoby ją przeoczyć.
- Tak - odparła krótko, ofiarowując prawie teściowej szczerość, najcenniejszy prezent. W jej tonie nie słychać było ani pretensji ani lęku, ot, stwierdzenie faktu. Może niegrzecznego, ale w jej oczach raczej podkreślającego, że szanuje Cedrinę jako potencjalną...rywalkę? Nie, nie miały o co walczyć, Tristan nie był miałkim mamisynkiem, nie potrzebowała szarpać się z jego matką o uwagę czy sympatię. Znała go, znała go naprawdę, znała go całego. Lepiej nie tylko od kobiety, która go urodziła i wychowywała, ale też od tej, którą wybrał na swoją żonę. Evandra zdawała sobie z tego sprawę, lady Rosier - niekoniecznie. Nie zamierzała jednak wyprowadzać jej z błędu, mijałoby się to z celem. Tak samo jak dalsze odgrywanie obruszonej sugestią, że jej syn mógłby mieć z nią, madame Rosier, jakiekolwiek relacje wymagające złamanego serca. Mogłaby udać zdziwioną i obrażoną, obnażając dwulicowość Cedriny, lecz to dakże nie przyniosłoby jej żadnej korzyści. - Doskonale o tym wiem. Dlatego przy mnie nie musi się tego obawiać - skwitowała zamiast rozpoczęcia kolejnej sceny rodem z teatrzyku pomyłek; ceniła go jako przywódcę, jako mentora, jako kochanka. Jako mężczyznę i czarnoksiężnika. Dotąd rozmawiały o mężu - płynne przejście do stawiania w tej metaforycznej roli Tristana nie umknęło jej uwadze, tak samo jak przesadna drobiazgowość w odbieraniu jej opinii na temat zawodzących oczekiwania szlachciców. Westchnęła cicho, ze smutkiem; możliwym do odebrania dwojako. Jako ten sprowokowany wywodami Cedriny, albo ten wywołany troską o stan szlacheckich morali.
- Nie wspominałam nic o wychowaniu konkretnie w Chateau Rose, lady Cedrino - przypomniała jej spokojnie, wpatrzona bez mrugnięcia w jej piękną twarz. Dojrzałą, lecz nabierającą z upływającym czasem dodatkowego czaru, którego pozbawione były bylejakie młódki. Doceniała to. Cedrina przetrwała w świecie, który wolałby widzieć ją bierną, miałką, na kolanach. Fakt, że wciąż coś znaczyła - także swą urodą - wiele o niej świadczył. - To zachowania innych rodzin budzą mój niepokój. Carrowowie, Parkinsonowie, Slughorni, Fawleyowie - wymieniała w zastanowieniu, z troską wyraźnie - nawet nie do końca kłamliwie - wybrzmiewającą w każdej głosce. - Crouchowie - dodała miękko, niemal mimochodem. Czy Cedrina wstydziła się rodziny, z której pochodziła? Czy przejęcie Londynu przez Deirdre raziło ją mocniej ze względu na pochodzenie? Była ciekawa, ile z pogardy, jaką wobec madame Mericourt odczuwała szlachcianka, było podyktowane większą polityką, a ile osobistą niechęcią. - To rody, które dopiero teraz - zdecydowanie za późno - zaczęły angażować się wprost w działania wojenne i prorycerskie albo dotąd tego nie czynią. Napawa mnie to prawdziwym smutkiem. Wyjątkowe pochodzenie to wyjątkowe zdolności, a te powinny uczestniczyć w budowaniu nowego porządku w naszym magicznym świecie - w końcu spojrzała w bok, na krzewy róż, które stały się centrum zainteresowania Cedriny. Razem z jej wnukiem, do którego przecież, przynajmniej nie wprost, nie aluzjowała. Evan był dzieckiem, zbyt podobnym na pierwszy rzut oka do Evandry, by traktowała go poważnie. - W którym miejscu obraziłam lady wnuka? Nie przypominam sobie - okazała uprzejme zdziwienie. Trzeba było wielkiego ego, by odebrać jej generalne określenia personalnie. Wiedziała oczywiście, że wszystko to było grą; chwytaniem się za słówka, by postawić swój atut na wierzchu. Męczyło ją to odrobinę, miała nadzieję, że wkrótce powrócą do konkretów - i tak właśnie się stało. Maski opadły przynajmniej do połowy, a Deirdre w końcu mogła się rozluźnić. Jeszcze niezauważalnie, siedziała przecież na kamiennej ławce w odpowiedni dla kobiety jej pozycji sposób, ze spiętymi ramionami i wyprostowanymi plecami, ale na jej ustach wykwitł pierwszy tego popołudnia, szczery uśmiech.
- Nie jestem bezbronna i zdana na czyjąś łaskę, lady Rosier. Czarownica pani pokroju doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dziwią mnie więc tak przykre sugestie. Gdybym była nadwrażliwa, uznałabym, że chce lady mnie obrazić - zmarszczyła lekko brwi w grymasie frasunku lub zastanowienia nad niedorzecznością podobnych przypuszczeń. - Ale na pewno źle lady zrozumiałam. Obydwie wiemy, jak nazwanoby osobę, która w ten sposób zwracałaby się do Śmierciożerczyni, a z pewnością lady daleko do takiego miana - zawiesiła uprzejmie głos. Bo jak nazwanoby kogoś, kto śmie prawić soczyste kalumnie wobec najwierniejszego sługi Czarnego Pana? Głupcem? Samobójcą? Furiatem bez instynktu samozachowawczego? Nie wypowiadała tych słów, wszystko to zostawiając w domyśle. Jej spojrzenie nie pozostawiało jednak pola do interpretacji. Nie, nie czuła się urażona ani zirytowana, wręcz przeciwnie, spoglądała w oczy blondynki z niewzruszonym spokojem. Nawet pod naporem dalszych słów, sugerujących jej niegrzeczność lub wręcz nieprzydatność. Przywykła do gorszych obelg, te serwowane w aksamitnym pudełeczku przez szlachciankę nie mogły jej prawdziwie zranić. - Zgadzam się, moje obowiązki niezwykle wymagające - w tym nie mogła i nie zamierzała zaprzeczać; dalej się lekko uśmiechała, przyglądając się znad parującej filiżanki Cedrinie. - Może za dwa tygodnie, może za dwa miesiące. Wszystko zależy od postępów prac naprawczych Białej Willi - odpowiedziała zgodnie z prawdą, nie bacząc na to, że wspomnienie posiadłości dawniej należącej do Corentina może ją zranić. To tam przyjmował swe kochanki, tam uciekał od żony, tam mógł być w pełni sobą. Ta odpowiedź na pewno nie satysfakcjonowała Cedriny, Deirdre także; nie czuła się w posiadłości Rosierów dobrze, ale nie zamierzała się do tego przyznawać. - Tristan ceni moją obecność tutaj, czuję się więc pożądanym gościem - pozwoliła uśmiechowi wybrzmieć pełniej, w policzkach ukazały się urocze dołeczki. Tylko spojrzenie czarnych oczu pozostało czujne i chłodne. Nie planowała wchodzić z lady Rosier na wojenną ścieżkę, ale jeśli zostanie tam wepchnięta - nie zamierzała biernie znosić ciosów. Już nie.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Rosarium
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach