Trening - 6 XI 1956
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
London Borough of Waltham Forest
Opuszczony amfiteatr 6 XI 1956
Percival i Justine sprawdzają się w walce.
Szafka zniknięć
Percival i Justine sprawdzają się w walce.
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
183/270, -15
Atak nie należał do najmocniejszych, był raczej grą na czas - nie zdziwił się więc, gdy przed jego przeciwniczką wyrosła silna tarcza, bez trudu wchłaniając jego zaklęcie. Skinął głową w odpowiedzi na padające z jej ust słowa, doceniał każdą wskazówkę - zwłaszcza mającą swoje źródło u kogoś, kto w oczywisty sposób radził sobie w obronie lepiej, powiedziałby - doskonale.
I nie tylko w obronie; rozpoznał od razu słowa inkantacji, dostrzegł też mknące w jego kierunku zaklęcie. Silne, zdolne wykluczyć go z dalszego pojedynku - jeśli się nie postara. Zacisnął zęby, wyciągając różdżkę przed siebie i starając się zrobić dokładnie to, co poleciła mu Justine, wkładając więcej siły w gest, biegnący teraz od samego ramienia, aż po dzierżące różdżkę palce. - Protego maxima - wypowiedział starannie, odruchowo wstrzymując oddech.
Atak nie należał do najmocniejszych, był raczej grą na czas - nie zdziwił się więc, gdy przed jego przeciwniczką wyrosła silna tarcza, bez trudu wchłaniając jego zaklęcie. Skinął głową w odpowiedzi na padające z jej ust słowa, doceniał każdą wskazówkę - zwłaszcza mającą swoje źródło u kogoś, kto w oczywisty sposób radził sobie w obronie lepiej, powiedziałby - doskonale.
I nie tylko w obronie; rozpoznał od razu słowa inkantacji, dostrzegł też mknące w jego kierunku zaklęcie. Silne, zdolne wykluczyć go z dalszego pojedynku - jeśli się nie postara. Zacisnął zęby, wyciągając różdżkę przed siebie i starając się zrobić dokładnie to, co poleciła mu Justine, wkładając więcej siły w gest, biegnący teraz od samego ramienia, aż po dzierżące różdżkę palce. - Protego maxima - wypowiedział starannie, odruchowo wstrzymując oddech.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 63
'k100' : 63
43/270, -60
Zabrakło mu niewiele, przez moment miał wrażenie, że się uda - ale potknął się w ostatniej chwili, a świetlista tarcza rozmyła się razem ze skupieniem. Jego plecy przeszył ból: silny, znacznie silniejszy niż głębokie zranienia od metalowych ostrzy; siła uderzenia powaliła go na kolana, przez moment miał wrażenie, że pękł mu kręgosłup; oparł się ciężko rękami o rozmokniętą, przeoraną przez Bombardę ziemię, dysząc głośno i walcząc o każdy oddech. Nozdrza ponownie wypełnił mu zapach krwi, jego plecy, choć przebite lodem, zalały się gorącem. Wydawało mu się, że nigdy nie wstanie, że już położy się w tym błocie i brudzie - ale gdyby to była prawdziwa walka, nie umierałby na kolanach.
Podniósł się po chwili, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność, nie podejmując już jednak ataku. Znał swoje ograniczenia, nie był w stanie już posłać w jej kierunku nic, przed czym nie obroniłaby się leniwym machnięciem różdżki. - Gdzie nauczyłaś się tak walczyć? - zapytał, pytanie wypadło z jego ust z mieszaniną uznania i niedowierzania; zdawała się nie popełniać błędów, broniąc się przed wszystkim, co posłał w jej stronę, ale i bez trudu kontratakując. W jego głosie nie było złości, bardziej zmartwiłoby go, gdyby bez trudu rozłożył ją na łopatki; irytowały go jednak jego własne braki.
Zabrakło mu niewiele, przez moment miał wrażenie, że się uda - ale potknął się w ostatniej chwili, a świetlista tarcza rozmyła się razem ze skupieniem. Jego plecy przeszył ból: silny, znacznie silniejszy niż głębokie zranienia od metalowych ostrzy; siła uderzenia powaliła go na kolana, przez moment miał wrażenie, że pękł mu kręgosłup; oparł się ciężko rękami o rozmokniętą, przeoraną przez Bombardę ziemię, dysząc głośno i walcząc o każdy oddech. Nozdrza ponownie wypełnił mu zapach krwi, jego plecy, choć przebite lodem, zalały się gorącem. Wydawało mu się, że nigdy nie wstanie, że już położy się w tym błocie i brudzie - ale gdyby to była prawdziwa walka, nie umierałby na kolanach.
Podniósł się po chwili, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność, nie podejmując już jednak ataku. Znał swoje ograniczenia, nie był w stanie już posłać w jej kierunku nic, przed czym nie obroniłaby się leniwym machnięciem różdżki. - Gdzie nauczyłaś się tak walczyć? - zapytał, pytanie wypadło z jego ust z mieszaniną uznania i niedowierzania; zdawała się nie popełniać błędów, broniąc się przed wszystkim, co posłał w jej stronę, ale i bez trudu kontratakując. W jego głosie nie było złości, bardziej zmartwiłoby go, gdyby bez trudu rozłożył ją na łopatki; irytowały go jednak jego własne braki.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Trening - 6 XI 1956
Szybka odpowiedź