Dom Horacego Slughorna
Strona 25 z 25 • 1 ... 14 ... 23, 24, 25
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dom Horacego Slughorna
Na terenach przylegających do centrum London Borough of Bexley znajduje się niewielkie osiedle złożone z kilkudziesięciu piętrowych kamienic, zamieszkanych zarówno przez mugoli, jak i czarodziejów. Jeden z tych domów wynajmowany był przez Horacego Slughorna, starszego już, aczkolwiek znakomitego członka szlacheckiego rodu, zajmującego się kształceniem młodych w dziedzinie eliksirów. Okolica najczęściej wybierana jest przez osoby starsze, głównie dlatego, że władze miasta dbają o jej wygląd - żywopłoty są równo przycinane, ulice utrzymywane w czystości, a po zmroku nie uświadczy się zepsutych latarni... Nic nie wskazywałoby na to, że właśnie tutaj, w tej spokojnej dzielnicy, czarodziejskie władze odnalazły zwłoki znamienitego czarodzieja.
W domu wciąż szumiał przeciąg, uniemożliwiając wychwycenie ewentualnego skrzypienia podłogi pod butami uciekających niewidzialnych ludzi. Nie miała więc pojęcia, gdzie teraz są, a jej zaklęcie nie wykazało niczego, najwyraźniej było za słabe. Wiatr nasilił się, szarpiąc ich szatami; mogła domyślić się, że gdzieś otworzyły się drzwi. Zapewne to ich przeciwnicy właśnie uciekali tyłem.
- Chyba już są na zewnątrz - rzuciła do swojego towarzysza.
Czuła się nieco zdezorientowana przez tą mgłę oraz wewnętrzne rozdarcie odnośnie tego, co powinna zrobić. Próbować ich dogonić, czy pozwolić im uciec i skupić się na domu? Zniechęcenie spowodowane mgłą kazało obstawać bardziej przy drugiej opcji, ale czekała na decyzję Cadana. Ten postanowił przeszukać dom.
- Lepiej się pospieszmy - rzekła, przytakując jego słowom. Miała obawy, że jeśli tamci uciekną, to mogą ściągnąć im na głowy magiczne służby lub jakichś swoich znajomków. Dlatego powinni jak najszybciej upewnić się, czy czegoś tu nie znajdą, a potem także uciec. Wyczuwała, że Cadan był spięty i pewnie tylko mgła hamowała go przed bardziej agresywną reakcją. Oboje w pewnym sensie ponieśli porażkę, pozwalając, by tamci im uciekli, być może zabierając ze sobą coś cennego. Lyanna nie mogła wiedzieć, że tamci uciekli z pustymi rękami.
Przeciąg tymczasem rozwiał resztki mgły i Lyanna poczuła, jak wcześniejsze zniechęcenie ustępuje. Choć nie do końca, bo wciąż czuła gorycz porażki i była zła na siebie o taką nieudolność, jaką się dzisiaj popisała.
- Veritas claro - rzuciła, próbując użyć tego samego zaklęcia co Cadan. Jeśli w domu było coś ukryte, być może to zaklęcie pomoże to znaleźć. Jeśli się uda; dziś naprawdę zaczynała wątpić w swoją magię.
- Chyba już są na zewnątrz - rzuciła do swojego towarzysza.
Czuła się nieco zdezorientowana przez tą mgłę oraz wewnętrzne rozdarcie odnośnie tego, co powinna zrobić. Próbować ich dogonić, czy pozwolić im uciec i skupić się na domu? Zniechęcenie spowodowane mgłą kazało obstawać bardziej przy drugiej opcji, ale czekała na decyzję Cadana. Ten postanowił przeszukać dom.
- Lepiej się pospieszmy - rzekła, przytakując jego słowom. Miała obawy, że jeśli tamci uciekną, to mogą ściągnąć im na głowy magiczne służby lub jakichś swoich znajomków. Dlatego powinni jak najszybciej upewnić się, czy czegoś tu nie znajdą, a potem także uciec. Wyczuwała, że Cadan był spięty i pewnie tylko mgła hamowała go przed bardziej agresywną reakcją. Oboje w pewnym sensie ponieśli porażkę, pozwalając, by tamci im uciekli, być może zabierając ze sobą coś cennego. Lyanna nie mogła wiedzieć, że tamci uciekli z pustymi rękami.
Przeciąg tymczasem rozwiał resztki mgły i Lyanna poczuła, jak wcześniejsze zniechęcenie ustępuje. Choć nie do końca, bo wciąż czuła gorycz porażki i była zła na siebie o taką nieudolność, jaką się dzisiaj popisała.
- Veritas claro - rzuciła, próbując użyć tego samego zaklęcia co Cadan. Jeśli w domu było coś ukryte, być może to zaklęcie pomoże to znaleźć. Jeśli się uda; dziś naprawdę zaczynała wątpić w swoją magię.
The member 'Lyanna Zabini' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 39
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 39
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie udało się. Zamiast zdziwienia Cadan okazał na swojej twarzy jedynie uniesienie brwi. Był wściekły, lecz trzymająca go w ryzach mgła zniechęcenia powoli próbowała uśpić jego mordercze zapędy. Dobrze jej to szło. Wraz z nieudaną inkantacją przyszedł jednakże inny problem. Kolejna, ta sama co niedawno anomalia wypełniająca wrzątkiem żyły. Goyle obejrzał się na swoją rękę upewniając się, że pod rękawem pulsuje zabarwiony na czarno organ. Zacisnął zęby, krzywiąc się przy tym widowiskowo, aż znów zgiął się w pół z zamiarem zwrócenia treści żołądka na podłogę. Nic podobnego się jednak nie stało, a początkowa słabość wkrótce przeszła. Jakby rozwiał ją łopoczący pelerynami w kamienicy wiatr. Blondyn wyprostował się podpierając o ścianę, której nie zdołał przebić zaklęciem pogrzebując ostatecznie możliwość złapania uciekinierów. Nie rozumiał ich motywów, chociaż jeśli rudowłosa kobieta znalazła poszukiwany przezeń przedmiot to nie miała już powodów do tkwienia w domostwie Slughorna.
- Jak teraz mi się nie uda - zaczął, już nawet nie kłopocząc się złudzeniem, że naprawdę zdoła rzucić potężne zaklęcie. - To uciekamy - zakończył. To była trudna decyzja, bowiem nie zdołali przeszukać mieszkania. Jednakże tamci mogli wezwać posiłki lub w każdej chwili ktoś mógłby ich tu przyłapać. Lepiej, żeby uciekli zachowując tajemnice Rycerzy dla siebie.
- Veritas Claro - wypowiedział po raz ostatni, kreśląc różdżką okrąg w powietrzu. Domniemywał, że Lyannie również nie udał się rzeczony urok. Potem wycofał się ostrożnie, czując, że będą musieli dostać się do drzwi za pomocą magii, żeby przyspieszyć ucieczkę. Chociaż to pozostawało jeszcze sprawą otwartą.
Kratka w dół mapki, do drzwi.
- Jak teraz mi się nie uda - zaczął, już nawet nie kłopocząc się złudzeniem, że naprawdę zdoła rzucić potężne zaklęcie. - To uciekamy - zakończył. To była trudna decyzja, bowiem nie zdołali przeszukać mieszkania. Jednakże tamci mogli wezwać posiłki lub w każdej chwili ktoś mógłby ich tu przyłapać. Lepiej, żeby uciekli zachowując tajemnice Rycerzy dla siebie.
- Veritas Claro - wypowiedział po raz ostatni, kreśląc różdżką okrąg w powietrzu. Domniemywał, że Lyannie również nie udał się rzeczony urok. Potem wycofał się ostrożnie, czując, że będą musieli dostać się do drzwi za pomocą magii, żeby przyspieszyć ucieczkę. Chociaż to pozostawało jeszcze sprawą otwartą.
Kratka w dół mapki, do drzwi.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cadan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Po raz kolejny Diggory nie udało się wyczarować patronusa - było to jednak bardzo trudne zaklęcie, które wymagało nie tylko wystarczających umiejętności, ale i skupienia. Jessa pomimo swych chęci nie potrafiła wciąż go wyczarować — być może była to wina nerwów. Tuż po tym jak wypowiedziała inkantację, z jej różdżki błysnęło jasne światło i wydobył się ogłuszający pisk, który przeszył nie tylko Twoje, ale i Bertiego i pewnie najbliższego otoczenia uszy. Pisk był nie do wytrzymania, zarówno Jessa jak i Bott spadli z mioteł, które praktycznie nie zdążyły ich oderwać od ziemi. Po chwili zaczął słabnąć. Dopiero wtedy Zakonnicy mogli ujrzeć, że błękitny patronus pod postacią psa, wyczarowany przez Bertiego, mknie przed siebie i znika za zakrętem.
Rycerze nieustannie próbowali swych sił w rzuceniu trudnego zaklęcia z zakresu magii defensywnej. Lyanna znów nie miała wystarczająco szczęścia, jednak Cadanowi się powiodło. Był tego pewien, nic w domu się jednak nie zmieniło — jego oczom nie ukazały się żadne ukryte, czy przetransmutowane przedmioty. W tej samej chwili za oknem, tam gdzie uciekli Zakonnicy błysnęło jasne światło, a uszy Rycerzy dobiegł przeszywający dźwięk, którego żadne z nich nie mogło wytrzymać. Powodował ból i sprowadził ich na kolana, przez chwilę nie mogli się ruszyć, był tylko ten okropny dźwięk. Z czasem jednak zaczął mijać, aż w końcu ustał całkowicie.
| Jeśli Zakonnicy chcą zakończyć rozgrywkę, mogą to zrobić. Kolejka: Rycerze (24h), Zakon (24h).
Rycerze nieustannie próbowali swych sił w rzuceniu trudnego zaklęcia z zakresu magii defensywnej. Lyanna znów nie miała wystarczająco szczęścia, jednak Cadanowi się powiodło. Był tego pewien, nic w domu się jednak nie zmieniło — jego oczom nie ukazały się żadne ukryte, czy przetransmutowane przedmioty. W tej samej chwili za oknem, tam gdzie uciekli Zakonnicy błysnęło jasne światło, a uszy Rycerzy dobiegł przeszywający dźwięk, którego żadne z nich nie mogło wytrzymać. Powodował ból i sprowadził ich na kolana, przez chwilę nie mogli się ruszyć, był tylko ten okropny dźwięk. Z czasem jednak zaczął mijać, aż w końcu ustał całkowicie.
- Żywotność:
- Cadan 205/215
-10 (psychiczne)
Lyanna: 204/204
Jessa: 209/214
-5 (tłuczone- pośladki, czoło)
Berie:63/224 kara: -50(eliksir niezłomności: 5/5)
-5 (osłabienie); -39 (psychiczne), -45 (otwarte złamanie prawego podudzia), -25 (tłuczone- pośladki, plecy, czoło), -47 (krwotok)
| Jeśli Zakonnicy chcą zakończyć rozgrywkę, mogą to zrobić. Kolejka: Rycerze (24h), Zakon (24h).
Może sekret tkwił w tym, że skoro Cadan założył już najgorsze, to magia wreszcie zapragnęła go posłuchać. Nie wnikał w powody, dla których udało mu się rzucić potężne zaklęcie. Przyjął tę informację z zadowoleniem powoli tuszujące nieco buzującą w żyłach złość na samego siebie. Zamrugał i wytężył wzrok chcąc odnaleźć ukryte przedmioty lub cokolwiek, co mogłoby ich naprowadzić na trop. Nie wiedząc do końca co chciał ujrzeć rozczarował się brakiem jakiejkolwiek podpowiedzi. Westchnął. Próby okazały się na nic.
- Niczego nie widzę - poinformował Lyannę, nie bez żalu i rozczarowania. Jednakże nie mieli zbyt wiele czasu. Upewniwszy się, że dom Slughorna nie skrywał niczego interesującego, musieli uciekać. Zdołał się jedynie odwrócić i podejść nieco w kierunku drzwi nim do jego uszu dotarł przerażający pisk. Wdzierał się on w umysł, bolał i zatracał w hałasie, który Goyle chciał zniwelować przez zatkanie dłońmi uszu. Niestety dźwięk położył go na kolana powodując, że nie mógł się skoncentrować na ucieczce. Zaczął już myśleć co powinien zrobić, żeby przezwyciężyć słabość i znów się podnieść, lecz harmider ustał całkowicie. Mężczyzna odetchnął z ulgą i niemal od razu dźwignął się na równe nogi.
- Ascendio - wypowiedział inkantację, chcąc przyspieszyć dotarcie do wyjścia, toteż tam właśnie skierował różdżkę. Było to ryzykowne, ponieważ jeśli się nie uda, to stracił czas na próbę dobiegnięcia w tamtą stronę. Trudno, działał instynktownie, pełen nadziei, że tym razem magia nie odwróci się od niego. Naiwnie.
Nie ma mapki, lecz na wszelki wypadek piszę, że idę kratkę w dół i potem rzucam zaklęcie chcąc dostać się pod główne drzwi, którymi weszliśmy.
- Niczego nie widzę - poinformował Lyannę, nie bez żalu i rozczarowania. Jednakże nie mieli zbyt wiele czasu. Upewniwszy się, że dom Slughorna nie skrywał niczego interesującego, musieli uciekać. Zdołał się jedynie odwrócić i podejść nieco w kierunku drzwi nim do jego uszu dotarł przerażający pisk. Wdzierał się on w umysł, bolał i zatracał w hałasie, który Goyle chciał zniwelować przez zatkanie dłońmi uszu. Niestety dźwięk położył go na kolana powodując, że nie mógł się skoncentrować na ucieczce. Zaczął już myśleć co powinien zrobić, żeby przezwyciężyć słabość i znów się podnieść, lecz harmider ustał całkowicie. Mężczyzna odetchnął z ulgą i niemal od razu dźwignął się na równe nogi.
- Ascendio - wypowiedział inkantację, chcąc przyspieszyć dotarcie do wyjścia, toteż tam właśnie skierował różdżkę. Było to ryzykowne, ponieważ jeśli się nie uda, to stracił czas na próbę dobiegnięcia w tamtą stronę. Trudno, działał instynktownie, pełen nadziei, że tym razem magia nie odwróci się od niego. Naiwnie.
Nie ma mapki, lecz na wszelki wypadek piszę, że idę kratkę w dół i potem rzucam zaklęcie chcąc dostać się pod główne drzwi, którymi weszliśmy.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cadan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Magia znowu jej nie posłuchała, zasiewając w Lyannie nie tylko zwątpienie, ale i zniecierpliwienie, bo przecież wiedziała, że potrafi rzucić każde z zaklęć, którego dziś użyła. A jednak coś sprawiło, że większość jej czarów nie przynosiła efektów. Choć wypowiedziała inkantację nie wydarzyło się nic, nie zobaczyła niczego więcej niż to, co już widziała. Spojrzała w stronę Cadana, widząc że podjął kolejną próbę - ale jak się okazało, i on nie zobaczył niczego.
- Widocznie nic tu nie było, lub oni to zabrali. Uciekamy - powiedziała więc. Najwyraźniej nic tu nie było... lub jeśli było, zabrali to tamci. Niestety istniało zbyt duże ryzyko, że tamci kogoś powiadomią, a jak nie oni, to sąsiedzi zaalarmowani dziwnymi hałasami, więc nie mogli zostać tu dłużej i dokonać bardziej drobiazgowego przeszukania. Także była rozczarowana perspektywą wyjścia stąd z pustymi rękami, obawiała się też konsekwencji, bo rycerze z pewnością nie nagradzali porażek.
Wtedy jednak usłyszała głośny pisk, który przeszył jej uszy, powodując ból. Syknęła i odruchowo uniosła ręce do uszu, ale ogłuszający dźwięk rzucił ją na kolana. Pewnie był efektem jakiejś anomalii... lub celowym działaniem ich przeciwników? Chwilę wcześniej przez okno dostrzegła jakiś jasny błysk, co by znaczyło, że ich przeciwnicy wciąż tam byli i coś kombinowali.
Po chwili irytujący dźwięk ustał i Lyanna mogła odetchnąć z ulgą. Podniosła się z klęczek, widząc, że Cadana znów opuściła magia, bo jego zaklęcie nie podziałało i nie przeniosło go. Uznała więc, że nie ma czasu na bezsensowne próby, nie, kiedy ich różdżki były tak nieposłuszne. Dlatego rzuciła się w stronę wyjściowych drzwi, niemal biegnąc. Nie mogąc ufać magii, musiała najwyraźniej zaufać własnym nogom, mając nadzieję, że zaraz będą mogli opuścić to miejsce.
| biegnę 2 kratki na ukos w dół, w stronę drzwi wyjściowych (kratka przy tej szafce co jest na mapce)
- Widocznie nic tu nie było, lub oni to zabrali. Uciekamy - powiedziała więc. Najwyraźniej nic tu nie było... lub jeśli było, zabrali to tamci. Niestety istniało zbyt duże ryzyko, że tamci kogoś powiadomią, a jak nie oni, to sąsiedzi zaalarmowani dziwnymi hałasami, więc nie mogli zostać tu dłużej i dokonać bardziej drobiazgowego przeszukania. Także była rozczarowana perspektywą wyjścia stąd z pustymi rękami, obawiała się też konsekwencji, bo rycerze z pewnością nie nagradzali porażek.
Wtedy jednak usłyszała głośny pisk, który przeszył jej uszy, powodując ból. Syknęła i odruchowo uniosła ręce do uszu, ale ogłuszający dźwięk rzucił ją na kolana. Pewnie był efektem jakiejś anomalii... lub celowym działaniem ich przeciwników? Chwilę wcześniej przez okno dostrzegła jakiś jasny błysk, co by znaczyło, że ich przeciwnicy wciąż tam byli i coś kombinowali.
Po chwili irytujący dźwięk ustał i Lyanna mogła odetchnąć z ulgą. Podniosła się z klęczek, widząc, że Cadana znów opuściła magia, bo jego zaklęcie nie podziałało i nie przeniosło go. Uznała więc, że nie ma czasu na bezsensowne próby, nie, kiedy ich różdżki były tak nieposłuszne. Dlatego rzuciła się w stronę wyjściowych drzwi, niemal biegnąc. Nie mogąc ufać magii, musiała najwyraźniej zaufać własnym nogom, mając nadzieję, że zaraz będą mogli opuścić to miejsce.
| biegnę 2 kratki na ukos w dół, w stronę drzwi wyjściowych (kratka przy tej szafce co jest na mapce)
Przez ułamek sekundy miała nadzieję, że zaklęcie się powiedzie i kształtny Patronus wystrzeli z jej różdżki; jasne światło wydobywające się z jej końca nie było jednak tym, czego się spodziewała. Ogłuszający pisk powalił ją na kolana, a choć natychmiast zasłoniła uszy, było zbyt późno, by uchronić się przed bólem i szokiem wywołanym najprawdopodobniej pozaklęciową anomalią. Jessa opadła na trawę i puściła miotłę, nie mogąc myśleć w tej chwili o ucieczce. Miała nadzieję, że osłabiony Bertie da radę wytrzymać ten ogłuszający pisk i oboje będą w stanie uciec. Hałas przebrzmiewał powoli, a gdy rudowłosa była w stanie podnieść się z kolan natychmiast chciała sprawdzić w jakim stanie znajduje się jej towarzysz. Na całe szczęście nie musiała długo czekać, by się tego dowiedzieć – wspaniały patronus-pies wystrzeli z różdżki Botta i pomknął przed siebie, niosąc wiadomość na której obojgu tak zależało.
- Wspaniale – pochwaliła chłopaka, odnajdując swoją miotłę i chwytając ją mocno – Zwiewajmy stąd.
Chociaż wieczór przyniósł im więcej pytań, niż odpowiedzi, była wdzięczna losowi, że obojgu udało się wyjść z tego cało. Jeśli Patronus Bertiego zdoła sprowadzić pomoc zanim dwójka przeciwników opuści mieszkanie Slughorna, być może w następnych wydaniach Proroka uda im się przeczytać nieco o włamaniu i personaliach włamywaczy. A jeśli nie, ktoś z Zakonników na pewno będzie w stanie wydobyć tę informację z biura Aurorów.
Diggory żałowała, że niczego dziś nie odnaleźli, ale nie było już miejsca na sentymenty. Dosiadła miotły i gwizdnęła cicho, dając znać Bottowi, że czas startować. A później odepchnęła się mocno od ziemi i pochyliła ku trzonkowi, by jak najszybciej wzlecieć w powietrze i zostawić mieszkanie Horacego Slughorna daleko w tyle.
| zt
- Wspaniale – pochwaliła chłopaka, odnajdując swoją miotłę i chwytając ją mocno – Zwiewajmy stąd.
Chociaż wieczór przyniósł im więcej pytań, niż odpowiedzi, była wdzięczna losowi, że obojgu udało się wyjść z tego cało. Jeśli Patronus Bertiego zdoła sprowadzić pomoc zanim dwójka przeciwników opuści mieszkanie Slughorna, być może w następnych wydaniach Proroka uda im się przeczytać nieco o włamaniu i personaliach włamywaczy. A jeśli nie, ktoś z Zakonników na pewno będzie w stanie wydobyć tę informację z biura Aurorów.
Diggory żałowała, że niczego dziś nie odnaleźli, ale nie było już miejsca na sentymenty. Dosiadła miotły i gwizdnęła cicho, dając znać Bottowi, że czas startować. A później odepchnęła się mocno od ziemi i pochyliła ku trzonkowi, by jak najszybciej wzlecieć w powietrze i zostawić mieszkanie Horacego Slughorna daleko w tyle.
| zt
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Dopiero kiedy znów otworzył oczy mógł dostrzec swojego patronusa, dość sporych rozmiarów, energicznego psa. Ten zaraz pomknął we właściwym kierunku. Uśmiechnął się blado, nieświadomy tego jak koszmarnie musi wyglądać. Wilgoć na nodze uświadamiała mu, iż wciąż krwawi, a kiedy tylko eliksir przestanie działać, powróci z nim ból potwornie złamanej nogi oraz zapewne inne obrażenia. O wiele silniejsze, w końcu Bott oberwał jeszcze po zażyciu magicznej mikstury.
- Rudera. - rzucił jedynie cicho hasłem, bo i przed misją ustalili kilka punktów do których mogą lecieć w zależności od tego jak skończyłaby się misja. Nie musieli w tej chwili bać się pościgu, to duży plus, jednak Bott zdecydowanie potrzebował pomocy. Wypił kolejny flakonik eliksiru, który dostał od Jessy czując, jak działanie poprzedniego powoli słabnie, po czym także wsiadł na miotłę i słysząc gwizd - odbił się od ziemi. By ruszyć przed siebie, szybko, w kierunku swojego domu. Gdzie oboje będą bezpieczni i będą mogli bardziej swobodnie pomówić oraz - gdzie będzie mógł wezwać pomoc.
zt
- Rudera. - rzucił jedynie cicho hasłem, bo i przed misją ustalili kilka punktów do których mogą lecieć w zależności od tego jak skończyłaby się misja. Nie musieli w tej chwili bać się pościgu, to duży plus, jednak Bott zdecydowanie potrzebował pomocy. Wypił kolejny flakonik eliksiru, który dostał od Jessy czując, jak działanie poprzedniego powoli słabnie, po czym także wsiadł na miotłę i słysząc gwizd - odbił się od ziemi. By ruszyć przed siebie, szybko, w kierunku swojego domu. Gdzie oboje będą bezpieczni i będą mogli bardziej swobodnie pomówić oraz - gdzie będzie mógł wezwać pomoc.
zt
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie znalazłszy niczego w domu profesora, Rycerze postanowili opuścić mieszkanie czym prędzej, nim ktokolwiek postanowi zainteresować się tym miejscem i je sprawdzić. Zakonnikom udało im się znów wsiąść na miotły i wzbić w powietrze.
Wokół domu profesora pozapalały się światła w oknach, wywołane niezidentyfikowanym dźwiękiem, który obudził lub zwrócił uwagę mieszkańców. Gdzieniegdzie pootwierały się okna i ludzie ostentacyjnie wychylili się na zewnątrz, obserwując, co dzieje się na ulicy, niektórzy pozostali w mieszkaniach, delikatnie wyglądając za firankę.
— Co to za durne numery o tej porze?! Zadzwonię po policje, gnoje!— krzyknął jaki mugol z pobliskiego mieszkania, wygrażając się w niebogłosy. Nic jednak się nie wydarzyło, skończyło się na niepodpartych niczym groźbach.
| Mistrz Gry nie jest tu już dłużej potrzebny, dziękuję Wam za rozgrywkę! Gdyby pojawiły się jakieś pytania odnośnie tej misji lub podjętych przez Mistrza Gry decyzji, proszę o kontakt z Ramseyem. Rycerze mogą, ale nie muszą napisać postów kończących. Żadnej z grup nie udało się znaleźć tego, czego szukali — prawdopodobnie owa rzecz nie znajdowała się w domu profesora Slughorne'a.
Z konta Zakonników znikają peleryny niewidki i trzy fiolki eliksiru niezłomności. Bertie jest zobowiązany do odegrania wątku z leczeniem postaci.
Wokół domu profesora pozapalały się światła w oknach, wywołane niezidentyfikowanym dźwiękiem, który obudził lub zwrócił uwagę mieszkańców. Gdzieniegdzie pootwierały się okna i ludzie ostentacyjnie wychylili się na zewnątrz, obserwując, co dzieje się na ulicy, niektórzy pozostali w mieszkaniach, delikatnie wyglądając za firankę.
— Co to za durne numery o tej porze?! Zadzwonię po policje, gnoje!— krzyknął jaki mugol z pobliskiego mieszkania, wygrażając się w niebogłosy. Nic jednak się nie wydarzyło, skończyło się na niepodpartych niczym groźbach.
- Żywotność:
- Cadan 205/215
-10 (psychiczne)
Lyanna: 204/204
Jessa: 209/214
-5 (tłuczone- pośladki, czoło)
Bertie:63/224 kara: -50eliksir niezłomności 1/5
-5 (osłabienie); -39 (psychiczne), -45 (otwarte złamanie prawego podudzia), -25 (tłuczone- pośladki, plecy, czoło), -47 (krwotok)
| Mistrz Gry nie jest tu już dłużej potrzebny, dziękuję Wam za rozgrywkę! Gdyby pojawiły się jakieś pytania odnośnie tej misji lub podjętych przez Mistrza Gry decyzji, proszę o kontakt z Ramseyem. Rycerze mogą, ale nie muszą napisać postów kończących. Żadnej z grup nie udało się znaleźć tego, czego szukali — prawdopodobnie owa rzecz nie znajdowała się w domu profesora Slughorne'a.
Z konta Zakonników znikają peleryny niewidki i trzy fiolki eliksiru niezłomności. Bertie jest zobowiązany do odegrania wątku z leczeniem postaci.
Pobiegła w stronę drzwi, nie zatrzymując się po drodze, nie próbując użyć magii dopóki nie okaże się to konieczne. Ten dom jej nie sprzyjał. Był miejscem jej porażki. Nie była zadowolona z tego, że wracali z pustymi rękami, naprawdę liczyła, że znajdą coś ważnego. Ale mogło być i tak, że w domu Slughorna nic nie było lub zostało zabrane już dawno, w końcu minął ponad rok od jego śmierci. Było więc wiele okazji do tego, by ktoś mógł zabrać naprawdę cenne rzeczy i pozostawić tylko to, co nie miało żadnej wartości. Żałowała, że nie mają więcej czasu, ale ryzyko było zbyt duże. Nie mogli dać się tu przyskrzynić. Gdyby nie nieznajomi intruzi, być może udałoby im się dokładnie przeszukać dom, sprawdzić wszystkie pomieszczenia, ale walka zajęła sporo czasu, a anomalie mogły dawno kogoś zaalarmować.
Wybiegła z budynku, w jednej ręce ściskając różdżkę, a drugą przytrzymując na swej głowie kaptur. W niektórych oknach paliły się światła, z innych wychylali się mugole, których zapewne obudziły hałasy. Ktoś się odgrażał, ale Lyanna i tak nie rozumiała, co znaczy słowo "zadzwonić". Tak czy inaczej mugole nie stanowili dla nich zagrożenia, więc nie zamierzała się nimi przejmować, choć miała nadzieję, że żaden nie postanowi ich poszczuć "metalową różdżką", bo trauma z dzieciństwa wciąż była dość żywa w jej umyśle i zapoczątkowała niechęć do mugoli jeszcze bardziej skutecznie niż samo wychowanie ojca. Ale dla ich świata i tak nie istniała.
Uciekali, oddalając się od domu Slughorna, który przyciągał uwagę mugoli, ale mógł zainteresować też magiczne służby, którym nie uciekliby tak łatwo. Pobiegła do miejsca, gdzie pozostawiła w ukryciu swoją miotłę, zanim tu przybyła. A potem czym prędzej oddaliła się z tej okolicy.
| zt.
Wybiegła z budynku, w jednej ręce ściskając różdżkę, a drugą przytrzymując na swej głowie kaptur. W niektórych oknach paliły się światła, z innych wychylali się mugole, których zapewne obudziły hałasy. Ktoś się odgrażał, ale Lyanna i tak nie rozumiała, co znaczy słowo "zadzwonić". Tak czy inaczej mugole nie stanowili dla nich zagrożenia, więc nie zamierzała się nimi przejmować, choć miała nadzieję, że żaden nie postanowi ich poszczuć "metalową różdżką", bo trauma z dzieciństwa wciąż była dość żywa w jej umyśle i zapoczątkowała niechęć do mugoli jeszcze bardziej skutecznie niż samo wychowanie ojca. Ale dla ich świata i tak nie istniała.
Uciekali, oddalając się od domu Slughorna, który przyciągał uwagę mugoli, ale mógł zainteresować też magiczne służby, którym nie uciekliby tak łatwo. Pobiegła do miejsca, gdzie pozostawiła w ukryciu swoją miotłę, zanim tu przybyła. A potem czym prędzej oddaliła się z tej okolicy.
| zt.
Strona 25 z 25 • 1 ... 14 ... 23, 24, 25
Dom Horacego Slughorna
Szybka odpowiedź