Herbaciarnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Herbaciarnia
Przy głównej drodze dzielnicy Enfield umiejscowiona jest maleńka, skromna herbaciarnia z pomarańczowymi kotarami w oknach i kolorowym szyldem ponad drzwiami, usytuowana między księgarnią a warzywniakiem. Już z oddali zauważa się przytulny wystrój wnętrz i miłą, przyjazną atmosferę, która tu panuje, lecz brak tu tłoku, a samo miejsce nie należy do szczególnie popularnych czy też często odwiedzanych. Dla ceniących sobie ciszę i samotność klientów nie jest to jednak bynajmniej wada.
Już od progu progu wyczuwa się słodką woń wanilii, mięty i cykorii, a także pomarańczy, które mieszają się ze sobą niczym najpiękniejsze perfumy, zachęcając do wejścia do środka, zajęcia miejsca przy jednym z dziesięciu stoliczków choć na chwilkę. Naprzeciw wejścia i okien znajduje się niewielka lada pełna słoiczków z najróżniejszymi herbatami, sprowadzanymi ze wszelkich zakątków świata. Nieopodal zaś umiejscowiono tacę z ciasteczkami. Na parapetach poustawiane zostały kolorowe obrazki w jasnych ramkach, jasne kafle na podłodze lśnią w blasku lamp. Całe to niewielkie pomieszczenie jest niewątpliwie miłym dla oka, przyjaznym, przytulnym i estetycznym miejscem.
Już od progu progu wyczuwa się słodką woń wanilii, mięty i cykorii, a także pomarańczy, które mieszają się ze sobą niczym najpiękniejsze perfumy, zachęcając do wejścia do środka, zajęcia miejsca przy jednym z dziesięciu stoliczków choć na chwilkę. Naprzeciw wejścia i okien znajduje się niewielka lada pełna słoiczków z najróżniejszymi herbatami, sprowadzanymi ze wszelkich zakątków świata. Nieopodal zaś umiejscowiono tacę z ciasteczkami. Na parapetach poustawiane zostały kolorowe obrazki w jasnych ramkach, jasne kafle na podłodze lśnią w blasku lamp. Całe to niewielkie pomieszczenie jest niewątpliwie miłym dla oka, przyjaznym, przytulnym i estetycznym miejscem.
Zawsze trzeba było umieć się kontrolować. Nie można sobie było pewnego dnia odpuścić, gdyż wszyscy Cię obserwowali i oceniali. Ona miała wystarczająco silną pozycje w Slytherinie, że bez przeszkód mogła spędzać czas z osobami o nieczystej krwi czy umawiać się z Gryfonem. Trzeba było jednak wyczuć granicę – młodzież w końcu była tak chwiejna, że za chwilę mogli uznać, że nie jesteś jednym z nich. W domu było ciężej – baczny wzrok jej dziadków, surowy ojca i zniecierpliwiony guwernantek były wszędzie i trzeba było umieć dobrze grać. To była podstawa, by móc swobodnie poruszać się wśród socjety. Również jako auror wykorzystywała swoje umiejętności i często dzięki nim mogła zachować swoje życie. Lucretia potrzebowała czasu, by nauczyć się wejść w swoją rolą dobrej arystokratki. Zapewne w swoim życiu przeskrobała o wiele mniej niż Elizabeth, ale jej nieostrożność spowodowała, że miała już przeklejoną łatkę.
- Dziwnie się czujesz, gdy oceniają Cię z góry? Przecież to norma i nie jesteś sierotką Marysią, by o tym nie wiedzieć. Nikt nie pyta się co tobą kierowało tylko obserwuje twoje czyny. Nie wiem czy wiesz, ale by rozmawiać potrzebna jest również inicjatywa z drugiej strony. Nie rób siebie teraz ofiary, bo wejdzie Ci w to nawyk i po pewnym czasie ludzie tak zaczną Cię traktować. I zgadzam się z tobą, nasza wrogość jest czymś stałym i normalnym dla nas. – odpowiedziała jej patrząc na nią zdziwionym wzrokiem. Nie zaśmiała się z nią, nie uśmiechnęła się do niej – po co sobie utrudniać życie zmieniając ich relacje, które im obu odpowiadały. Ruszyła wraz nią do kawiarni powolnym krokiem obserwując letnią przyrodę, która jak to w Anglii przeminie zbyt szybko. Zacznie się jesień, ponure dni gdzie brak słońca, na które tak narzekała, zacznie jej doskwierać, a będzie musiała jeszcze sporo poczekać do wiosny.
- Moja matka zostawiła różne notatki na temat swojej pracy, myślę, że pomogą Ci. – powiedziała kładąc papiery na stole, gdy usiadły już w herbaciarni. Gdy przyszła kelnerka zamówiła zieloną herbatę i popatrzała z pewnym smutkiem na Lucretie. – Jesteś zadowolona ze swojego życia? Wiem, że to dziwne pytanie, ale zastanawiam się jak nasze życie wygląda w porównaniu do naszych planów z czasów szkoły. – dopowiada, gdyż to naprawdę dziwne pytanie jakie można zadać swojemu szkolnemu wrogowi.
- Dziwnie się czujesz, gdy oceniają Cię z góry? Przecież to norma i nie jesteś sierotką Marysią, by o tym nie wiedzieć. Nikt nie pyta się co tobą kierowało tylko obserwuje twoje czyny. Nie wiem czy wiesz, ale by rozmawiać potrzebna jest również inicjatywa z drugiej strony. Nie rób siebie teraz ofiary, bo wejdzie Ci w to nawyk i po pewnym czasie ludzie tak zaczną Cię traktować. I zgadzam się z tobą, nasza wrogość jest czymś stałym i normalnym dla nas. – odpowiedziała jej patrząc na nią zdziwionym wzrokiem. Nie zaśmiała się z nią, nie uśmiechnęła się do niej – po co sobie utrudniać życie zmieniając ich relacje, które im obu odpowiadały. Ruszyła wraz nią do kawiarni powolnym krokiem obserwując letnią przyrodę, która jak to w Anglii przeminie zbyt szybko. Zacznie się jesień, ponure dni gdzie brak słońca, na które tak narzekała, zacznie jej doskwierać, a będzie musiała jeszcze sporo poczekać do wiosny.
- Moja matka zostawiła różne notatki na temat swojej pracy, myślę, że pomogą Ci. – powiedziała kładąc papiery na stole, gdy usiadły już w herbaciarni. Gdy przyszła kelnerka zamówiła zieloną herbatę i popatrzała z pewnym smutkiem na Lucretie. – Jesteś zadowolona ze swojego życia? Wiem, że to dziwne pytanie, ale zastanawiam się jak nasze życie wygląda w porównaniu do naszych planów z czasów szkoły. – dopowiada, gdyż to naprawdę dziwne pytanie jakie można zadać swojemu szkolnemu wrogowi.
Końcówka pióra, która uderzała głucho o kartkę notatnika, zdała się odmierzać czas, tykając niczym osobliwy zegar - zupełnie nieregularnie, wyodrębniając swój szeleszczący ton pośród cichego gwaru przytłumionych rozmów.
Czekał.
Miękkie oparcie siedzenia uginało się pod naporem chcących odpocząć pleców; odprężenia mięśni podczas siedzenia; chęci umilenia owej chwili, wydłużającej się z nieustannym spoglądaniem na ułożenie ociężale poruszających się po tarczy wskazówek. Czyżby szły wolniej, czyżby chwilowy brak zajęcia - bo nie zaliczał doń układania w głowie założeń oraz myśli - narzucał im dodatkowy ciężar, usypiał, przez co pogrążały się w jeszcze bardziej krępującym transie? Nozdrza wypełniała mgła zapachów, owocowych, słodkich i niekiedy odurzających, które miękko uderzały wraz z kolejnym zaczerpywaniem powietrza. Na falującej tafli herbaty odbijała się pobliska sceneria, dostrzegana wraz z jasnymi kłębami pary, które unosiły się w kierunku sufitu, im wyżej - coraz bledsze, lichsze - powoli w swoich zaokrągleniach niknąc.
Zastanawiał się.
Czy kolejny artykuł m ó g ł coś zmienić? Czy przykuje uwagę, czy ktokolwiek spojrzy na niego z zaciekawieniem? - cóż, wszakże ten temat wydaje się być nadto świeży, niezwykle aktualny biorąc pod uwagę zachodzące nieustannie zmiany lub może wyraźną próbę ich wywołania; zmian usiłujących wyrwać się spod władzy żelaznych zasad, których okowy stały się już niemożliwie nieprzyjemne i niewygodne. Jeśli miał być szczery, ciekawość, która w nim gościła, zdała się być bardziej osobista niż typowo zawodowa; zwyczajnie, po ludzku interesował go sposób myślenia Elsie Rookwood i jej postulaty, które miały być nie tyle rzucanym słowem - lecz chciały, jak mniemał, zaowocować również konkretną falą przemian. Właśnie dlatego poprosił ją o wywiad, właśnie dlatego znalazł się tutaj, w tym miejscu, w tym dniu i o takiej godzinie. Wskazówki znów się przesuwały, ich regularny, do bólu znany, możliwy do odtworzenia w każdym momencie układ, sugerował, że z każdą chwilą jest bliżej do dowiedzenia się znacznie więcej; do rozjaśnienia wszystkich błądzących po głowie wątpliwości.
- Dzień dobry. - Wstał, witając się tym samym z kobietą; odtwarzając jej zapamiętaną jak przez mgłę twarz, która teraz wyostrzała swe rysy tuż przed jego wzrokiem. Elegancko, bez nachalności i wyraźnego pośpiechu. Lekki uśmiech zagościł na twarzy; chcąc wzbudzić zaufanie czy to poprawić wizerunek, rozjaśniając mimikę w wygiętych nieznacznie ustach. - Cieszę się, że zgodziła się pani przyjść - oświadczył na samo powitanie. Przecież nie naskoczy na nią z samego początku, zasypując ją stosem pytań. Na wszystko przyjdzie jeszcze odpowiednia pora. [bylobrzydkobedzieladnie]
Czekał.
Miękkie oparcie siedzenia uginało się pod naporem chcących odpocząć pleców; odprężenia mięśni podczas siedzenia; chęci umilenia owej chwili, wydłużającej się z nieustannym spoglądaniem na ułożenie ociężale poruszających się po tarczy wskazówek. Czyżby szły wolniej, czyżby chwilowy brak zajęcia - bo nie zaliczał doń układania w głowie założeń oraz myśli - narzucał im dodatkowy ciężar, usypiał, przez co pogrążały się w jeszcze bardziej krępującym transie? Nozdrza wypełniała mgła zapachów, owocowych, słodkich i niekiedy odurzających, które miękko uderzały wraz z kolejnym zaczerpywaniem powietrza. Na falującej tafli herbaty odbijała się pobliska sceneria, dostrzegana wraz z jasnymi kłębami pary, które unosiły się w kierunku sufitu, im wyżej - coraz bledsze, lichsze - powoli w swoich zaokrągleniach niknąc.
Zastanawiał się.
Czy kolejny artykuł m ó g ł coś zmienić? Czy przykuje uwagę, czy ktokolwiek spojrzy na niego z zaciekawieniem? - cóż, wszakże ten temat wydaje się być nadto świeży, niezwykle aktualny biorąc pod uwagę zachodzące nieustannie zmiany lub może wyraźną próbę ich wywołania; zmian usiłujących wyrwać się spod władzy żelaznych zasad, których okowy stały się już niemożliwie nieprzyjemne i niewygodne. Jeśli miał być szczery, ciekawość, która w nim gościła, zdała się być bardziej osobista niż typowo zawodowa; zwyczajnie, po ludzku interesował go sposób myślenia Elsie Rookwood i jej postulaty, które miały być nie tyle rzucanym słowem - lecz chciały, jak mniemał, zaowocować również konkretną falą przemian. Właśnie dlatego poprosił ją o wywiad, właśnie dlatego znalazł się tutaj, w tym miejscu, w tym dniu i o takiej godzinie. Wskazówki znów się przesuwały, ich regularny, do bólu znany, możliwy do odtworzenia w każdym momencie układ, sugerował, że z każdą chwilą jest bliżej do dowiedzenia się znacznie więcej; do rozjaśnienia wszystkich błądzących po głowie wątpliwości.
- Dzień dobry. - Wstał, witając się tym samym z kobietą; odtwarzając jej zapamiętaną jak przez mgłę twarz, która teraz wyostrzała swe rysy tuż przed jego wzrokiem. Elegancko, bez nachalności i wyraźnego pośpiechu. Lekki uśmiech zagościł na twarzy; chcąc wzbudzić zaufanie czy to poprawić wizerunek, rozjaśniając mimikę w wygiętych nieznacznie ustach. - Cieszę się, że zgodziła się pani przyjść - oświadczył na samo powitanie. Przecież nie naskoczy na nią z samego początku, zasypując ją stosem pytań. Na wszystko przyjdzie jeszcze odpowiednia pora. [bylobrzydkobedzieladnie]
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Ostatnio zmieniony przez Daniel Krueger dnia 10.04.16 20:07, w całości zmieniany 2 razy
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Otrzymana wiadomość z prośbą spotkania oraz udzielenia wywiadu wywarła na Elsie dość spore wrażenie. Nie wiedziała, że jej sposób myślenia, tak szybko sprowadzi na nią czyjeś spojrzenie. Że tak szybko ktokolwiek się tym zainteresuje. W Norwegii jej postulaty przeszły mimo uszu, zresztą, miała inne rzeczy na głowie. Musiała udawać, jak to bardzo cierpi po stracie męża, wygłaszanie wtedy takich odważnych poglądów, mogło odbić się na jej pozycji. Teraz, kiedy minęło już trochę czasu, a ona rozpoczęła nowe życie, mogła sobie na to pozwolić. Starała się zwrócić uwagę na swoje poglądy. Nie raz nie dwa wysyłała listy, najpierw do mniejszych czarodziejskich gazet, prosząc ich, aby spojrzeli na ten temat, zastanowili się, a może umieścili w najnowszym numerze jej list. W większości przypadków, Elsie czuła się tak, jakby rzucała grochem o ścianę, a jak już w jakimś stopniu gazeta do jej listu się odniosła i go zamieściła, to małymi literami, gdzieś na końcu, tak że dziewczyna wątpiła w to, że ktokolwiek to przeczytał.
A jednak znalazła się osoba. Sam dziennikarz Proroka Codziennego. Rookwood nawet nie zastanawiała się, czy się zgodzić, czy odrzucić jego prośbę. To była dla niej szansa, aby móc się wybić, zaistnieć na salonach (bo przecież Proroka czyta również szlachta) i zapewne zrzucić na siebie falę krytyki. Ale kto ma zmienić świat, jak nie odważna kobieta, zapoczątkowująca zmianę myślenia w śród czarodziejskiej społeczności? Jeżeli chociaż do jednej osoby trafi to co mówi i chociaż w jednej rodzinie, rola czarodziejskiej kobiety zostanie zmieniona, doceniona i w końcu ktoś jej podziękuje za rodzenie i wychowywanie dzieci, za miłość i poświęcenie, to Elsie uzna to jako swój sukces (kto wie, może kiedyś pojawi się na kartach czekoladowych żab?).
Weszła do pomieszczenia, ubrana w elegancką sukienkę. Modnie, z klasą, ale nie wyzywająco czy ekstrawagancko. Chciała pokazać, że jest prawdziwą kobietą, która podąża za rozwijającym się światem, a nie tkwi w miejscu, jak cała reszta.
Nie wiedziała, jak wyglądał mężczyzna, który ją zaprosił na rozmowę. Jednakowoż, kiedy on wstał i ją przywitał, zachowywała się tak, jakby od początku wiedziała, że to właśnie ten mężczyzna.
- Dzień dobry, panie Krueger - przywiała go. - To ja się cieszę, że zechciał mnie pan zaprosić na rozmowę.
Odwzajemniła jego uśmiech, następnie usiadła na siedzeniu, na przeciwko niego. Prosto, unosząc brodę lekko ku górze, pierś wypychając do przodu. Chciała, aby emanowała od niej pewność siebie i siła, której brakowało teraźniejszym kobietom. Zamówiła sobie coś do picia, tak w razie, gdyby zaschło jej w gardle.
- Nie wiem ile zechciałby pan poświęcić mi czasu, ze swojej strony mogę tylko zapewnić, że mi absolutnie nigdzie się nie śpieszy i postaram się jak najlepiej odpowiedzieć na pańskie pytania - zapewniła go.
Wydawała się naprawdę miłą kobietą.
A jednak znalazła się osoba. Sam dziennikarz Proroka Codziennego. Rookwood nawet nie zastanawiała się, czy się zgodzić, czy odrzucić jego prośbę. To była dla niej szansa, aby móc się wybić, zaistnieć na salonach (bo przecież Proroka czyta również szlachta) i zapewne zrzucić na siebie falę krytyki. Ale kto ma zmienić świat, jak nie odważna kobieta, zapoczątkowująca zmianę myślenia w śród czarodziejskiej społeczności? Jeżeli chociaż do jednej osoby trafi to co mówi i chociaż w jednej rodzinie, rola czarodziejskiej kobiety zostanie zmieniona, doceniona i w końcu ktoś jej podziękuje za rodzenie i wychowywanie dzieci, za miłość i poświęcenie, to Elsie uzna to jako swój sukces (kto wie, może kiedyś pojawi się na kartach czekoladowych żab?).
Weszła do pomieszczenia, ubrana w elegancką sukienkę. Modnie, z klasą, ale nie wyzywająco czy ekstrawagancko. Chciała pokazać, że jest prawdziwą kobietą, która podąża za rozwijającym się światem, a nie tkwi w miejscu, jak cała reszta.
Nie wiedziała, jak wyglądał mężczyzna, który ją zaprosił na rozmowę. Jednakowoż, kiedy on wstał i ją przywitał, zachowywała się tak, jakby od początku wiedziała, że to właśnie ten mężczyzna.
- Dzień dobry, panie Krueger - przywiała go. - To ja się cieszę, że zechciał mnie pan zaprosić na rozmowę.
Odwzajemniła jego uśmiech, następnie usiadła na siedzeniu, na przeciwko niego. Prosto, unosząc brodę lekko ku górze, pierś wypychając do przodu. Chciała, aby emanowała od niej pewność siebie i siła, której brakowało teraźniejszym kobietom. Zamówiła sobie coś do picia, tak w razie, gdyby zaschło jej w gardle.
- Nie wiem ile zechciałby pan poświęcić mi czasu, ze swojej strony mogę tylko zapewnić, że mi absolutnie nigdzie się nie śpieszy i postaram się jak najlepiej odpowiedzieć na pańskie pytania - zapewniła go.
Wydawała się naprawdę miłą kobietą.
Gość
Gość
Złośliwość ta, wykreowana na płaszczyźnie typowo wyobrażeniowej, podszytej jakże męskim przekonaniem o wyższości, a także dobru obecnego stanu rzeczy, stworzyłaby w ironicznych pasmach światła osobę kobiety walczącej jako niewychowanej, samotnej, o typowo męskich rysach (i zaroście?) oraz wszechwyłażącej z mocno upiętych ubrań tuszy. Elsie Rookwood odwracała zaś tę sugestię do góry nogami - lub raczej niszczyła każdym fragmentem swojej osoby i zachowania, które już z samego początku upewniło go, że rozświetlający twarz uśmiech będzie wyrazem typowo szczerym, do jakiego nie powinien się, ze względu na okoliczności zmuszać. Miała łagodne rysy twarzy, nieemanującej skazą żadnych negatywnych emocji czy skrywanej w spojrzeniu pogardy. W całej tej sylwetce, musiał przyznać, zarysowywała się również swoista pewność każdego wykonywanego czynu - która poniekąd również mu imponowała, świadcząc niejako, że oto znalazł właściwą osobę; że wcale się wobec niej nie pomylił.
Praktyka nauczyła go pewnej ważnej rzeczy - mianowicie, iż dawanie szansy ludziom dopiero aspirującym do prawdziwej popularności, może stać się podwaliną samego sukcesu, jego, jako dziennikarza, jak i osoby przezeń wykreowanej. Siadając ponownie, kiedy powitań stało się już zadość, układał w głowie po raz kolejny wszystkie pytania a także ich zarysy, by poświęcić się wszystkiemu całkowicie, bez odrywania na zbędne dywagacje, które chciały wkroczyć - zupełnie nieproszone - do sfery przemierzających głowę myśli.
- Jestem w stanie poświęcić tyle czasu, ile tylko będzie potrzeba - odpowiedział tonem równie miłym, w którym próżno było się doszukiwać choć cienia negatywnych emocji. Przez moment zastanowił się, czy samo zachowanie kobiety nie jest wyłącznie ułudą; i czy zaraz nie wyciągnie przeciw niemu swoich kart, pokazując, jaka jest w rzeczywistości - postanowił jednak zdać się na własne plany, idąc krok po kroku, z akceptacją dla tego, co będzie miało się zaraz wydarzyć. Samonotujące pióro drgnęło posłusznie, doskonale świadome roli do odegrania.
- Cóż, zacznijmy od... - mówiąc to, uniósł swoje spojrzenie ponownie na twarz kobiety - ogółu pani poglądów, tak sądzę. - Puste kartki czekały, by zapełnić swą biel linijka po linijce zgrupowaniami atramentowych liter. Szlakiem nakreślonym na jasnym, przejrzystym tle; układem wymownym, w które miało zatopić się spojrzenie każdego przyszłego czytelnika, po, rzecz jasna, odpowiednim zredagowaniu. Odsunął filiżankę z herbatą nieco w bok stolika; jej ciepło wciąż wyraźnie zaznaczało się na opuszkach, balansując na progu bólu.
- Pojęcie praw kobiet jest dość rozmyte i każdy może interpretować je inaczej. Czym są więc one dla pani? W jakim kontekście należy rozpatrywać ich definicję? - zapytał bez wyraźnego spięcia, przekazując każde słowo powoli, nie tworząc tym samym aury działającego negatywnie pośpiechu. Wpatrywał się w nią uważnie, lecz bez nachalności, oczekując z zainteresowaniem mającej być udzieloną odpowiedzi.
Praktyka nauczyła go pewnej ważnej rzeczy - mianowicie, iż dawanie szansy ludziom dopiero aspirującym do prawdziwej popularności, może stać się podwaliną samego sukcesu, jego, jako dziennikarza, jak i osoby przezeń wykreowanej. Siadając ponownie, kiedy powitań stało się już zadość, układał w głowie po raz kolejny wszystkie pytania a także ich zarysy, by poświęcić się wszystkiemu całkowicie, bez odrywania na zbędne dywagacje, które chciały wkroczyć - zupełnie nieproszone - do sfery przemierzających głowę myśli.
- Jestem w stanie poświęcić tyle czasu, ile tylko będzie potrzeba - odpowiedział tonem równie miłym, w którym próżno było się doszukiwać choć cienia negatywnych emocji. Przez moment zastanowił się, czy samo zachowanie kobiety nie jest wyłącznie ułudą; i czy zaraz nie wyciągnie przeciw niemu swoich kart, pokazując, jaka jest w rzeczywistości - postanowił jednak zdać się na własne plany, idąc krok po kroku, z akceptacją dla tego, co będzie miało się zaraz wydarzyć. Samonotujące pióro drgnęło posłusznie, doskonale świadome roli do odegrania.
- Cóż, zacznijmy od... - mówiąc to, uniósł swoje spojrzenie ponownie na twarz kobiety - ogółu pani poglądów, tak sądzę. - Puste kartki czekały, by zapełnić swą biel linijka po linijce zgrupowaniami atramentowych liter. Szlakiem nakreślonym na jasnym, przejrzystym tle; układem wymownym, w które miało zatopić się spojrzenie każdego przyszłego czytelnika, po, rzecz jasna, odpowiednim zredagowaniu. Odsunął filiżankę z herbatą nieco w bok stolika; jej ciepło wciąż wyraźnie zaznaczało się na opuszkach, balansując na progu bólu.
- Pojęcie praw kobiet jest dość rozmyte i każdy może interpretować je inaczej. Czym są więc one dla pani? W jakim kontekście należy rozpatrywać ich definicję? - zapytał bez wyraźnego spięcia, przekazując każde słowo powoli, nie tworząc tym samym aury działającego negatywnie pośpiechu. Wpatrywał się w nią uważnie, lecz bez nachalności, oczekując z zainteresowaniem mającej być udzieloną odpowiedzi.
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ucieszyła się, gdy dziennikarz poinformował ją, że jest w stanie poświęcić na nią dużo czasu. To znaczy, że nie musiała się za bardzo przejmować i pozwolić sobie na szczegółowe rozwodzenie nad tematem.
Czuła pewnego rodzaju ekscytację z tego wszystkiego. Powoli zaczynała realizować swój plan. Plan, który misternie układał się w jej głowie już od dawna, od pierwszych myśli, że coś z tym wszystkim trzeba przecież zmienić, że tak być nie może.
Nie wiedziała, czy cokolwiek osiągnie, czy cokolwiek zmieni się w myśleniu innych ludzi, ale warto było spróbować. Zawsze było warto. Tak jak wtedy, gdy postawiła wszystko na jedną kartę stając twarzą w twarz z Tomem Riddlem, teraz będąc częścią jego grupy i działając, próbowała przywrócić porządek na świecie, nie tylko tymi oficjalnymi działaniami. Uśmiech pojawił się na jej twarzy, na samą myśl o tym. Zaraz padło pierwsze pytanie.
Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Czym są dla niej prawa kobiet, jak to zdefiniować? Nie było to łatwe pytanie, ale i tego się spodziewała, nowe wyzwanie tworzyło się na jej horyzoncie.
- W tych czasach kobiety są bardzo ograniczone, całe ich życie skupione jest na mężu, rodzinie, obowiązkach w stosunku do rodów, jeśli mówimy o rodzinach szlacheckich - zaczęła. - Rzadko kiedy, takie kobiety bywają szczęśliwe, prawda?
I zaraz pomyślała o sobie. O tym, jak wciśnięto jej na palec pierścionek, o pierwszej nocy poślubnej, o naciskach, że już dawno powinna zajść w ciąże. Tyle stresu, nerwów, płaczu, żadna kobieta nie jest zdolna tyle znieść.
- Niekiedy zdarza się tak, że trafi szczęśliwie, może o sobie decydować, oczywiście w ograniczonym stopniu, może pracować, spotykać się ze znajomymi bez zgody męża. Często jednak jest to w ogóle nie respektowane, a kobiety żyją jak w klatce - kontynuowała. - Prawa kobiet to dla mnie prawo, dzięki któremu kobieta będzie mogła w większym stopniu o sobie zadecydować i być przy tym szczęśliwa.
Tak jak i ona w przeszłości chciała zadecydować o swojej rodzinie, swoim dziecku, swoim ślubie. Wszystko po kolei było jej brutalnie odbierane. Począwszy od tego, że nawet nie znała swojego narzeczonego, skończywszy nad tym, że nawet nie doszło do wyboru imienia, dla jej kochanego dziecka.
- Każda rodzi się i nad jej głową wisi już plan na jej życie. Wyjdziesz za tego mężczyznę, będziesz zajmować się sztuką, poświęcać czas rodzinie, urodzisz syna, może kilku, następnie po śmierci męża będziesz mu oddana, nieszczęśliwa, aż do końca swojego życia. Tak być nie powinno - w jej głosie czuć było pewnego rodzaju żal. - Mężczyźni biorą sobie żony na własność, traktują je jak przedmiot. Chciałabym to zmienić, chciałabym, aby miały więcej wolności, aby oderwały się od tego poglądu sprzed kilkuset lat, tak mocno zakorzenionego w naszych umysłach.
Bo co musi się wydarzyć, aby to się zmieniło? Tragiczna śmierć, wypadek, prawdziwa sztuka na scenie, z prawdziwym samobójstwem po wygłoszeniu przeraźliwie głębokiego, pełnego bólu żalu? To i tak nic by nie dało, wzięli by ją przecież, za wariatkę.
- Prawo kobiety, to przede wszystkim wolność. Możliwość samej decydowania o tym co chce robić, jak chce to robić i gdzie. To jej własny wybór do tego czy chce pracować i za kogo wyjść za mąż - dodała jeszcze z goryczą.
Nagle zmarszczyła czoło, upiła łyk herbaty, patrząc na pióro samonotujące. Naszła ją pewna myśl i od razu musiała o to zapytać.
- Czy ja się zanadto nie rozwodzę? - spojrzała na niego, czyżby trochę nie pewnie?
Czuła pewnego rodzaju ekscytację z tego wszystkiego. Powoli zaczynała realizować swój plan. Plan, który misternie układał się w jej głowie już od dawna, od pierwszych myśli, że coś z tym wszystkim trzeba przecież zmienić, że tak być nie może.
Nie wiedziała, czy cokolwiek osiągnie, czy cokolwiek zmieni się w myśleniu innych ludzi, ale warto było spróbować. Zawsze było warto. Tak jak wtedy, gdy postawiła wszystko na jedną kartę stając twarzą w twarz z Tomem Riddlem, teraz będąc częścią jego grupy i działając, próbowała przywrócić porządek na świecie, nie tylko tymi oficjalnymi działaniami. Uśmiech pojawił się na jej twarzy, na samą myśl o tym. Zaraz padło pierwsze pytanie.
Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Czym są dla niej prawa kobiet, jak to zdefiniować? Nie było to łatwe pytanie, ale i tego się spodziewała, nowe wyzwanie tworzyło się na jej horyzoncie.
- W tych czasach kobiety są bardzo ograniczone, całe ich życie skupione jest na mężu, rodzinie, obowiązkach w stosunku do rodów, jeśli mówimy o rodzinach szlacheckich - zaczęła. - Rzadko kiedy, takie kobiety bywają szczęśliwe, prawda?
I zaraz pomyślała o sobie. O tym, jak wciśnięto jej na palec pierścionek, o pierwszej nocy poślubnej, o naciskach, że już dawno powinna zajść w ciąże. Tyle stresu, nerwów, płaczu, żadna kobieta nie jest zdolna tyle znieść.
- Niekiedy zdarza się tak, że trafi szczęśliwie, może o sobie decydować, oczywiście w ograniczonym stopniu, może pracować, spotykać się ze znajomymi bez zgody męża. Często jednak jest to w ogóle nie respektowane, a kobiety żyją jak w klatce - kontynuowała. - Prawa kobiet to dla mnie prawo, dzięki któremu kobieta będzie mogła w większym stopniu o sobie zadecydować i być przy tym szczęśliwa.
Tak jak i ona w przeszłości chciała zadecydować o swojej rodzinie, swoim dziecku, swoim ślubie. Wszystko po kolei było jej brutalnie odbierane. Począwszy od tego, że nawet nie znała swojego narzeczonego, skończywszy nad tym, że nawet nie doszło do wyboru imienia, dla jej kochanego dziecka.
- Każda rodzi się i nad jej głową wisi już plan na jej życie. Wyjdziesz za tego mężczyznę, będziesz zajmować się sztuką, poświęcać czas rodzinie, urodzisz syna, może kilku, następnie po śmierci męża będziesz mu oddana, nieszczęśliwa, aż do końca swojego życia. Tak być nie powinno - w jej głosie czuć było pewnego rodzaju żal. - Mężczyźni biorą sobie żony na własność, traktują je jak przedmiot. Chciałabym to zmienić, chciałabym, aby miały więcej wolności, aby oderwały się od tego poglądu sprzed kilkuset lat, tak mocno zakorzenionego w naszych umysłach.
Bo co musi się wydarzyć, aby to się zmieniło? Tragiczna śmierć, wypadek, prawdziwa sztuka na scenie, z prawdziwym samobójstwem po wygłoszeniu przeraźliwie głębokiego, pełnego bólu żalu? To i tak nic by nie dało, wzięli by ją przecież, za wariatkę.
- Prawo kobiety, to przede wszystkim wolność. Możliwość samej decydowania o tym co chce robić, jak chce to robić i gdzie. To jej własny wybór do tego czy chce pracować i za kogo wyjść za mąż - dodała jeszcze z goryczą.
Nagle zmarszczyła czoło, upiła łyk herbaty, patrząc na pióro samonotujące. Naszła ją pewna myśl i od razu musiała o to zapytać.
- Czy ja się zanadto nie rozwodzę? - spojrzała na niego, czyżby trochę nie pewnie?
Gość
Gość
Słuchając jej wypowiedzi - rzecz jasna z niemałym zaintrygowaniem i obecnym w mimice skupieniu - mógł cieszyć się pewnym rodzajem dystansu narzuconego mu przez kilka doskonale znanych czynników. Nie należał do przedstawicieli arystokracji, co więcej, na jego palcu nie widniała ślubna obrączka jawnie przedstawiając fakt, mimo lat wskazujących zgoła w innym kierunku, cieszenia się wolnym stanem cywilnym. Narzekał nań tylko czasami, gdy do jego umysłu wprowadzała się myśl logiczna, myśl nakazująca dorosłość i ustatkowanie - w gruncie rzeczy zbywana niezwykle szybko, sprowadzana jedynie do rozważań typu abstrakcyjnego, które w rzeczywistości nie miały żadnego pokrycia. Najważniejsza rzecz owego dystansu leżała jednak w sednie samego faktu bycia osobą otwartą na zmiany w świecie i gardzącą sztucznością niektórych doktryn - cenił sobie ewentualne relacje za ich niezależność i możliwość podjęcia świadomej decyzji co do ich zaistnienia, prawdziwe przymuszanie traktował wzgardliwie i nie miał zamiaru podporządkowywać się w miarę wyznaczanych przez sytuację możliwości.
Elsie Rookwood toczyła swój monolog, przedstawiała rozważania - mnóstwo rozważań zmierzających do jednej, bardzo jasnej konkluzji i mimo ilości nie mógł powiedzieć, że była to sama paplanina o niczym, z której sam wyciąłby trzy czwarte bezsensu by uzyskać coś o wartości nadającej się do przetrawienia przez mózg odbiorcy. Nie przerywał jej, nie wymuszał, nie sugerował najmniejszym niewerbalnym, tym bardziej werbalnym gestem. Nie chciał jej speszyć, obrazić, nie miał ochoty wytaczać dział kłótni, gdyż niejako nie stali po przeciwnych stronach.
- Powinna pani mówić tyle, ile uważa - oznajmił spokojnym tonem, niezwykle podobnym do poprzedniego. Bez pośpiechu i bez nacisku, gdyż nie miał ochoty wywierać jakiejkolwiek presji. - W przeciwnym wypadku łatwo o niezrozumienie, którego, rzecz jasna, wolelibyśmy uniknąć. - Spojrzenie zagłębione w twarzy kobiety nie było nachalne, choć sprawiało wrażenie niezwykle wymownego potwierdzenia dla zapadłej tuż przed momentem wypowiedzi. - Ja zajmę się resztą.
I nie miał na myśli wycinania fragmentów, czy też przekładania ich, by nadać wywiadowi zupełnie inne znaczenie. Samonotujące pióro wydawało lekki szmer, kiedy stykało się z powierzchnią kartki, zapełniając ją szlakami wyrazów - słowo w słowo, pilnie i cierpliwie, regularnie wraz ze słowami, które zdążyły rozchodzić się w powietrzu.
- Co więc, według pani, należy czynić? - zapytał. - W jaki sposób należy ukształtować świadomość ludzi, w której zdążyły od tylu lat zakorzenić się jasno sprecyzowane zasady?
Elsie Rookwood toczyła swój monolog, przedstawiała rozważania - mnóstwo rozważań zmierzających do jednej, bardzo jasnej konkluzji i mimo ilości nie mógł powiedzieć, że była to sama paplanina o niczym, z której sam wyciąłby trzy czwarte bezsensu by uzyskać coś o wartości nadającej się do przetrawienia przez mózg odbiorcy. Nie przerywał jej, nie wymuszał, nie sugerował najmniejszym niewerbalnym, tym bardziej werbalnym gestem. Nie chciał jej speszyć, obrazić, nie miał ochoty wytaczać dział kłótni, gdyż niejako nie stali po przeciwnych stronach.
- Powinna pani mówić tyle, ile uważa - oznajmił spokojnym tonem, niezwykle podobnym do poprzedniego. Bez pośpiechu i bez nacisku, gdyż nie miał ochoty wywierać jakiejkolwiek presji. - W przeciwnym wypadku łatwo o niezrozumienie, którego, rzecz jasna, wolelibyśmy uniknąć. - Spojrzenie zagłębione w twarzy kobiety nie było nachalne, choć sprawiało wrażenie niezwykle wymownego potwierdzenia dla zapadłej tuż przed momentem wypowiedzi. - Ja zajmę się resztą.
I nie miał na myśli wycinania fragmentów, czy też przekładania ich, by nadać wywiadowi zupełnie inne znaczenie. Samonotujące pióro wydawało lekki szmer, kiedy stykało się z powierzchnią kartki, zapełniając ją szlakami wyrazów - słowo w słowo, pilnie i cierpliwie, regularnie wraz ze słowami, które zdążyły rozchodzić się w powietrzu.
- Co więc, według pani, należy czynić? - zapytał. - W jaki sposób należy ukształtować świadomość ludzi, w której zdążyły od tylu lat zakorzenić się jasno sprecyzowane zasady?
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
/Wybacz za poślizg
Im dłużej mówiła, tym stres i zdenerwowanie małymi kroczkami się oddalało. Po skończonym wywodzie upiła łyk herbaty, przytakując na słowa dziennikarza, skoro tak, to nie będzie się ograniczać do ilości wypowiadanych słów. Chciała mu wszystko dokładnie wyjaśnić, choćby miała powtarzać po raz nty to samo. Chciała być dobrze zrozumiana, by nie doszło, tak jak sam powiedział, to nie porozumień.
Kolejnego pytania się spodziewała i miała już na nie gotową odpowiedź.
- Trzeba zacząć od uświadamiania - powiedziała prosto.
Hah, wydawało się to takie miłe i przyjemne, że podejdzie się do szlachcica i powie “ej, wiesz, że twojej żonie będzie lepiej, jeśli jej odpuścisz? Zacznijcie żyć jak cała reszta Anglii, nie zamykajcie się tylko na siebie, pozwól żyć swojej kobiecie” W najlepszym wypadku takiego delikwenta pogoni. Szkoda, że nie było to takie proste jak się wydawało.
- Ludzie najpierw muszą zrozumieć o co chodzi i o co tak naprawdę się walczy, że nie chce się rujnować wszystkiego co stworzyli, a jedynie poprawić życie ich kobietom - dodała.
Ułożyła usta w prostą linię i skupiła swój wzrok na Kruegerze. Był mężczyzną, który na pewno miał swoje poglądy, zapewne więc domyślał się z kim będzie najtrudniej, komu najwięcej czasu zajmie zmiana toku myślenia. Uśmiechnęła się lekko, wracając z rozmyślań.
- To z mężczyznami będzie największy problem, jak się pokaże kobiecie jak przyjemne może być życie, to nie zdziwiłabym się, gdyby wiele z nich przyłączyło się do mnie - kontynuowała. - Mężczyźni jednak, to zupełnie co innego. Ci, którym zależy na dobru swojej kobiety, którą naprawdę kochają, oni nie będą wyzwaniem. Wyzwaniem będą ci mężczyźni, dla których żona to zabawka, i nie będą chcieli dać jej większych możliwości, ponieważ równać się to będzie ze straceniem całkowitej władzy.
Kiwnęła kilkakrotnie głową, upijając ponownie łyk herbaty. Spojrzała w nią i widząc odbicie swoich oczu, uśmiechnęła się lekko. Nikt z jej rodziny nie byłby z niej dumny, że walczy o tak szczytny cel. Ile kobieta musi przeżyć, by zmienić swoje nastawienie? Elsie nie zawsze taka była, od małego się w niej coś buntowało, ale dopiero pod presją swojego męża, ułożyła w końcu swoje poglądy, które stały się w stu procentach inne niż jej ojca czy partnera.
- A pan? Gdyby miał pan czy może ma pan żonę, dałby jej większą wolność. Pozwolił pracować, spełniać się zawodowo, odłożyć zajście w ciążę, tylko po to, żeby mogła spełnić swoje marzenia? - zaczęła zadawać pytania jemu. - Wspierałby ją pan, czy może dusił chęć życia w zarodku?
Bardzo ją to ciekawiło, chciała wiedzieć z kim ma do czynienia. Zastanawiało ją, po której stronie barykady stoi jej rozmówca i jakie ma poglądy.
- Wracając, zaczęłabym od uświadamiania dzieci i młodzieży, to oni w przyszłości będą tworzyć nasz świat i jeśli już w nich zaszczepi się te, poprawne według mnie, poglądy, to za kilkanaście lat, gdy wejdą w dorosłe życie, wszystko powinno się zmienić - mówiła dalej. - Problemem są jednak dorośli. W szkole jedno, ale dzieciaki wracają do domu na święta, wakację. Co z tego, że nauczymy ich czegoś w szkole, jeżeli wrócą do domu i wszystko pójdzie na marne. Trzeba znaleźć w tym złoty środek.
Od razu pomyślała o szlachcicach, którzy swoje nauki przelewali na dzieci już od najmłodszych lat. Co z nimi zrobić? Przecież nikt nie pójdzie do nestora i nie każe mu zmienić zdania, sami również nie będą chcieli go zmienić. Elsie westchnęła lekko, spuszczając wzrok.
- Nie wierzę w to, że nagle wszystko się zmieni. Czeka nas długa praca, wieloletnia, wielopokoleniowa praca, ale jeżeli chociaż jedna rodzina się zmieni, poprawi się życie kobiety, która stanie się szczęśliwsza, to będzie to moim sukcesem - dodała pewnym głosem.
Im dłużej mówiła, tym stres i zdenerwowanie małymi kroczkami się oddalało. Po skończonym wywodzie upiła łyk herbaty, przytakując na słowa dziennikarza, skoro tak, to nie będzie się ograniczać do ilości wypowiadanych słów. Chciała mu wszystko dokładnie wyjaśnić, choćby miała powtarzać po raz nty to samo. Chciała być dobrze zrozumiana, by nie doszło, tak jak sam powiedział, to nie porozumień.
Kolejnego pytania się spodziewała i miała już na nie gotową odpowiedź.
- Trzeba zacząć od uświadamiania - powiedziała prosto.
Hah, wydawało się to takie miłe i przyjemne, że podejdzie się do szlachcica i powie “ej, wiesz, że twojej żonie będzie lepiej, jeśli jej odpuścisz? Zacznijcie żyć jak cała reszta Anglii, nie zamykajcie się tylko na siebie, pozwól żyć swojej kobiecie” W najlepszym wypadku takiego delikwenta pogoni. Szkoda, że nie było to takie proste jak się wydawało.
- Ludzie najpierw muszą zrozumieć o co chodzi i o co tak naprawdę się walczy, że nie chce się rujnować wszystkiego co stworzyli, a jedynie poprawić życie ich kobietom - dodała.
Ułożyła usta w prostą linię i skupiła swój wzrok na Kruegerze. Był mężczyzną, który na pewno miał swoje poglądy, zapewne więc domyślał się z kim będzie najtrudniej, komu najwięcej czasu zajmie zmiana toku myślenia. Uśmiechnęła się lekko, wracając z rozmyślań.
- To z mężczyznami będzie największy problem, jak się pokaże kobiecie jak przyjemne może być życie, to nie zdziwiłabym się, gdyby wiele z nich przyłączyło się do mnie - kontynuowała. - Mężczyźni jednak, to zupełnie co innego. Ci, którym zależy na dobru swojej kobiety, którą naprawdę kochają, oni nie będą wyzwaniem. Wyzwaniem będą ci mężczyźni, dla których żona to zabawka, i nie będą chcieli dać jej większych możliwości, ponieważ równać się to będzie ze straceniem całkowitej władzy.
Kiwnęła kilkakrotnie głową, upijając ponownie łyk herbaty. Spojrzała w nią i widząc odbicie swoich oczu, uśmiechnęła się lekko. Nikt z jej rodziny nie byłby z niej dumny, że walczy o tak szczytny cel. Ile kobieta musi przeżyć, by zmienić swoje nastawienie? Elsie nie zawsze taka była, od małego się w niej coś buntowało, ale dopiero pod presją swojego męża, ułożyła w końcu swoje poglądy, które stały się w stu procentach inne niż jej ojca czy partnera.
- A pan? Gdyby miał pan czy może ma pan żonę, dałby jej większą wolność. Pozwolił pracować, spełniać się zawodowo, odłożyć zajście w ciążę, tylko po to, żeby mogła spełnić swoje marzenia? - zaczęła zadawać pytania jemu. - Wspierałby ją pan, czy może dusił chęć życia w zarodku?
Bardzo ją to ciekawiło, chciała wiedzieć z kim ma do czynienia. Zastanawiało ją, po której stronie barykady stoi jej rozmówca i jakie ma poglądy.
- Wracając, zaczęłabym od uświadamiania dzieci i młodzieży, to oni w przyszłości będą tworzyć nasz świat i jeśli już w nich zaszczepi się te, poprawne według mnie, poglądy, to za kilkanaście lat, gdy wejdą w dorosłe życie, wszystko powinno się zmienić - mówiła dalej. - Problemem są jednak dorośli. W szkole jedno, ale dzieciaki wracają do domu na święta, wakację. Co z tego, że nauczymy ich czegoś w szkole, jeżeli wrócą do domu i wszystko pójdzie na marne. Trzeba znaleźć w tym złoty środek.
Od razu pomyślała o szlachcicach, którzy swoje nauki przelewali na dzieci już od najmłodszych lat. Co z nimi zrobić? Przecież nikt nie pójdzie do nestora i nie każe mu zmienić zdania, sami również nie będą chcieli go zmienić. Elsie westchnęła lekko, spuszczając wzrok.
- Nie wierzę w to, że nagle wszystko się zmieni. Czeka nas długa praca, wieloletnia, wielopokoleniowa praca, ale jeżeli chociaż jedna rodzina się zmieni, poprawi się życie kobiety, która stanie się szczęśliwsza, to będzie to moim sukcesem - dodała pewnym głosem.
Gość
Gość
Był szczęśliwie nieszczęśliwy - ze swojej strony mógł powiedzieć oczywiście, iż jego matka nie wydawała się niezadowolona z małżeństwa, co więcej, była jedyną osobą zdolną do przetopienia lodów wewnątrz serca ojca; człowieka surowego, pełnego wymagań, z zamiłowania czystego materialisty. Zdawał sobie sprawę z małżeństw i z owych roli; acz uważał, że to nie tylko kwestia kobiet na tym polegała, co również kwestia nieszanującej ogółu ludzi, skostniałej tradycji przyznającej starszym pokoleniom władzę niemalże absolutną. Decyzja ojca czy dziadka, miała wydźwięk prawomocnego wyroku, jakiemu należało się bezdyskusyjnie podporządkować, wykonując wedle zamierzeń co do joty. Zapewne, jak przewidywał, gdyby nie wydarzenia, w wyniku których został niemal wydziedziczony - gdyby nie tragiczna śmierć ojca, lada moment w ówczesnym czasie, zaręczono by go z jakąś czystokrwistą kobietą. Z własnym zdaniem - o wartości nijakiej, z ciążącym obowiązkiem wychowania wedle reguł kolejnego potomka, z wdrożeniem go do prowadzonych rodzinnie interesów. Najgorszym było zaś to, iż małżeństwa samego w sobie niejako się obawiał - wzdrygał się przed obowiązkiem, traktując go niczym niechcianą powinność i odkładając za każdym razem w czasie. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie ta osoba. I tak mijały dni, tygodnie, dając wspólnie miesiące oraz lata.
- Proszę pani - zwrócił się niepospiesznie, słysząc skierowane do swojej osoby pytanie - moje poglądy nie mają nic do rzeczy - zakończył zwięźle acz treściwie, bez zarysowania ironicznej nuty. W ciągu tych krótkich chwil, zdążył już żywić do kobiety sympatię - i chodziło tu o sympatię zwyczajnie międzyludzką, niekryjącą za sobą żadnych bezeceństw.
- Prywatnie mógłbym pani powiedzieć - zdecydował się wyjaśnić ze względów powyższych, aby nie uznała tego gestu w miarach jawnej prowokacji czy czegokolwiek niezamierzonego. - Ale w zawodzie wyznaję bezstronność. - Kiedy tylko mogę, przyznał już gorzko w myślach, bowiem nazwać Proroka Codziennego mianem pisma pełnego szczerości i adekwatnego opisu wydarzeń, niestety nie mógł i nawet nie chciał. Jak zresztą każdą prasę poczytną w tych trudnych czasach, bo w przypadku porównania do bazującej na historiach wyssanych z palca Czarownicy, nie było już tym bardziej mieć o czymś do powiedzenia. Kiedy kolejne wyczerpujące przedstawienie faktu, doczekało się swojego zwieńczenia - a pióro zarysowało się w bezruchu, jakby oczekując kolejnej części, zdecydował się mówić dalej.
- Może opowie również pani nieco na swój temat? Skąd takie wyciągnięcie wniosków? Z wnikliwych obserwacji, czy może, miały w tym również udział doświadczenia własne?
Nie kazał jej być szczególnie wylewną i nie naciskał, chcąc jednak uzyskać podstawy, niezbędne do stworzenia barwnej, jasnej w swojej wymowie całości.
- Proszę pani - zwrócił się niepospiesznie, słysząc skierowane do swojej osoby pytanie - moje poglądy nie mają nic do rzeczy - zakończył zwięźle acz treściwie, bez zarysowania ironicznej nuty. W ciągu tych krótkich chwil, zdążył już żywić do kobiety sympatię - i chodziło tu o sympatię zwyczajnie międzyludzką, niekryjącą za sobą żadnych bezeceństw.
- Prywatnie mógłbym pani powiedzieć - zdecydował się wyjaśnić ze względów powyższych, aby nie uznała tego gestu w miarach jawnej prowokacji czy czegokolwiek niezamierzonego. - Ale w zawodzie wyznaję bezstronność. - Kiedy tylko mogę, przyznał już gorzko w myślach, bowiem nazwać Proroka Codziennego mianem pisma pełnego szczerości i adekwatnego opisu wydarzeń, niestety nie mógł i nawet nie chciał. Jak zresztą każdą prasę poczytną w tych trudnych czasach, bo w przypadku porównania do bazującej na historiach wyssanych z palca Czarownicy, nie było już tym bardziej mieć o czymś do powiedzenia. Kiedy kolejne wyczerpujące przedstawienie faktu, doczekało się swojego zwieńczenia - a pióro zarysowało się w bezruchu, jakby oczekując kolejnej części, zdecydował się mówić dalej.
- Może opowie również pani nieco na swój temat? Skąd takie wyciągnięcie wniosków? Z wnikliwych obserwacji, czy może, miały w tym również udział doświadczenia własne?
Nie kazał jej być szczególnie wylewną i nie naciskał, chcąc jednak uzyskać podstawy, niezbędne do stworzenia barwnej, jasnej w swojej wymowie całości.
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Elsie nie miała takiego szczęścia. Nie udało jej się uwolnić od ostrego wychowania ojca, od jego postanowień, krzyków, bicia, stresowania jej życiem. Żałowała, że nie umarł wcześniej, że nie została sierotą. Może jej życie wyglądałoby teraz inaczej? Może teraz wcale nie rozmawiała by z reporterem na temat życia szlachetnych czarodziejek, a na przykład o swoich ostatnich osiągnięciach w międzynarodowych kontaktach czarodziejskich. No cóż, każdego życie toczy się inaczej.
- W takim razie, czy po wywiadzie zechciałby pan odpowiedzieć wtedy mi? - zapytała.
Jej ciekawość nie zeszła, ale rozumiała co kierowało mężczyzną. I bardzo go za to szanowała, starał zachować się bezstronność i to bardzo dobrze o nim świadczyło. Dlatego zaufała mu i już nie obawiała się, że w Proroku przeczyta zupełnie co innego niż mu mówiła. Chyba raczej nie zrobiłby czegoś takiego.
Słysząc jego kolejne pytanie, zawahała się. Czy powinna mu wszystko powiedzieć? Czy oszczędzić jemu i czytającym ten artykuł szczegółów? W końcu zdecydowała, że chyba nie chce dzielić się wszystkim. Jeszcze nie, a już na pewno nie osobom, których kompletnie nie zna.
- Mój ojciec swoim zachowaniem doprowadził matkę do takiego stanu, że popełniła samobójstwo. Miałam równego jemu męża, którego sam wybrał, prawdopodobnie po to, aby nadal mieć kontrole nade mną. Miałam wrażenie, że byłam zamknięta w klatce, nie miałam własnego zdania, uratowała mnie śmierć mego męża, bo nie wiem czy nie skończyłabym jak matka- opowiedziałam, ściszonym głosem. - I broń mnie Merlinie, nie z mojej winy. Był żeglarzem, utonął.
Nie miała ochoty opowiadać więcej, a tym bardziej opowiadać o stracie dziecka. Spojrzała na swoje dłonie, ułożone na stole, które zacisnęła w pięść. Opowiadanie o tym wszystkim sprawiało, że czuła się bardzo źle. To było dla niej trudne.
- Nie będę zdradzać nazwisk, ale rozmawiałam z kobietami, którym ojcowie wybrali mężów. Słuchałam o tym, jak się czuły, gdy stawały przy osobie, której kompletnie nie znają, i mają spędzić z nim resztę życia. Rozumiałam je, bo sama to przeżyłam - dokończyła. - Tak więc moje działania i moje wnioski są na podstawie własnych przeżyć ale i obserwacji.
Ciekawa była kolejnego pytania. Skupiła więc swój wzrok na mężczyźnie, oczekując na dalszy rozwój ich rozmowy.
/Sory, że tak krótko, ale nie miałam się czego uchwycić, gdy jest więcej opisu niż tekstu
- W takim razie, czy po wywiadzie zechciałby pan odpowiedzieć wtedy mi? - zapytała.
Jej ciekawość nie zeszła, ale rozumiała co kierowało mężczyzną. I bardzo go za to szanowała, starał zachować się bezstronność i to bardzo dobrze o nim świadczyło. Dlatego zaufała mu i już nie obawiała się, że w Proroku przeczyta zupełnie co innego niż mu mówiła. Chyba raczej nie zrobiłby czegoś takiego.
Słysząc jego kolejne pytanie, zawahała się. Czy powinna mu wszystko powiedzieć? Czy oszczędzić jemu i czytającym ten artykuł szczegółów? W końcu zdecydowała, że chyba nie chce dzielić się wszystkim. Jeszcze nie, a już na pewno nie osobom, których kompletnie nie zna.
- Mój ojciec swoim zachowaniem doprowadził matkę do takiego stanu, że popełniła samobójstwo. Miałam równego jemu męża, którego sam wybrał, prawdopodobnie po to, aby nadal mieć kontrole nade mną. Miałam wrażenie, że byłam zamknięta w klatce, nie miałam własnego zdania, uratowała mnie śmierć mego męża, bo nie wiem czy nie skończyłabym jak matka- opowiedziałam, ściszonym głosem. - I broń mnie Merlinie, nie z mojej winy. Był żeglarzem, utonął.
Nie miała ochoty opowiadać więcej, a tym bardziej opowiadać o stracie dziecka. Spojrzała na swoje dłonie, ułożone na stole, które zacisnęła w pięść. Opowiadanie o tym wszystkim sprawiało, że czuła się bardzo źle. To było dla niej trudne.
- Nie będę zdradzać nazwisk, ale rozmawiałam z kobietami, którym ojcowie wybrali mężów. Słuchałam o tym, jak się czuły, gdy stawały przy osobie, której kompletnie nie znają, i mają spędzić z nim resztę życia. Rozumiałam je, bo sama to przeżyłam - dokończyła. - Tak więc moje działania i moje wnioski są na podstawie własnych przeżyć ale i obserwacji.
Ciekawa była kolejnego pytania. Skupiła więc swój wzrok na mężczyźnie, oczekując na dalszy rozwój ich rozmowy.
/Sory, że tak krótko, ale nie miałam się czego uchwycić, gdy jest więcej opisu niż tekstu
Gość
Gość
Bezstronność - mur, za którym skrywała się prawdziwa osoba, wyzbywszy się poglądów własnych, poglądów - uniemożliwiających pełnienie zawodowych obowiązków, zakrzywiając zupełnie dziennikarski obraz. Będąc dziennikarzem - wyłącznie pośredniczył, nie darzył sedna zabarwieniem igrających w jego wnętrzu uczuć. Postępowanie takowe - w miarę sytuacji, która zwykła na nie pozwalać - wiązało się rzecz jasna z szeregiem wad i zalet, lecz w rozsądnym rozrachunku zawsze była na piedestale zwycięstwa. W przypadku drugiej strony medalu, chodziło o sam fakt, że nie istniała możliwość nawiązania silnej nici porozumienia między darzonym sympatią człowiekiem, człowiekiem - którego zdawało się rozumieć. Podobnie w kwestii samego wywiadu, był zmuszony do zadawania pytań konkretnych i na dany temat sprecyzowanych, niekiedy - samo umówienie się na wywiad, wiązało się z szeregiem komplikacji. Nie wszyscy przypadali za umieszczaniem artykułów na swój temat w gazetach - i zarazem, nie było to w żadnym stopniu dziwne czy wydumane, biorąc pod uwagę aktualny poziom prasy. Sam był z nią związany, gdyż nie było innego wyjścia; w celu utrzymania w miarę stałego zarobku. Dziennikarstwo okazało się dlań ocaleniem i zarazem niezwykle wymownym ultimatum.
- Postaram się to wyjaśnić - zapewnił ją, zarazem zdając sobie sprawę - że nie da się zrozumieć czyiś motywów i poglądów bez procesu dogłębnego p o z n a n i a. On również nie mógł wyciągać precyzyjnych wniosków - nie mogli też czytelnicy, ponieważ wywiad był w końcu jedynie namiastką - częścią, próbą wyciągnięcia esencji.
Musiał przyznać, że historia opowiedziana przez kobietę, na swój sposób zwykła go poruszyć; co więcej, niemało go zaskoczyła, gdyż nie spodziewał się po niej takowej szczerości. Raczej rozważał - wypowiedź rozmytą, pełną ogólników i wyciągnięć na podstawie samych obserwacji. Bądź życia w dobrym domu, tak czy inaczej - na pewno nie streszczenia w owej formie. Szczerość Elsie Rookwood zarazem nadawała jej autentyczność - ona zaś powodowała kolejno spotęgowanie już odczuwanego, dobrego wrażenia.
- A co w przypadku zawodu i zarobku? - zadał kolejne pytanie. - Niekiedy kwestia ta budzi wiele kontrowersji.
Od zawsze istniały profesje, określane za możliwe dla kobiet oraz te, którymi trudnili się mężczyźni. Teraz wiele osób próbowało stereotypy łamać - włączając w to również, iż mężczyzna od czasów niepamiętnych pełnił rolę żywiciela rodziny, nie licząc nawet faktu prawdziwych dam, które nie zwykły przebywać poza przepychem. Musiał stwierdzić, iż była to jedna z najbardziej interesujących kwestii.
| opis jest tekstem poza tym, pisząc posta takiej długości, nie oczekuję przecież od ciebie ściany. Twój odpis jest dobry, nie wiem zupełnie, w czym tkwi problem. Tak czy inaczej, ja go nie widzę.
- Postaram się to wyjaśnić - zapewnił ją, zarazem zdając sobie sprawę - że nie da się zrozumieć czyiś motywów i poglądów bez procesu dogłębnego p o z n a n i a. On również nie mógł wyciągać precyzyjnych wniosków - nie mogli też czytelnicy, ponieważ wywiad był w końcu jedynie namiastką - częścią, próbą wyciągnięcia esencji.
Musiał przyznać, że historia opowiedziana przez kobietę, na swój sposób zwykła go poruszyć; co więcej, niemało go zaskoczyła, gdyż nie spodziewał się po niej takowej szczerości. Raczej rozważał - wypowiedź rozmytą, pełną ogólników i wyciągnięć na podstawie samych obserwacji. Bądź życia w dobrym domu, tak czy inaczej - na pewno nie streszczenia w owej formie. Szczerość Elsie Rookwood zarazem nadawała jej autentyczność - ona zaś powodowała kolejno spotęgowanie już odczuwanego, dobrego wrażenia.
- A co w przypadku zawodu i zarobku? - zadał kolejne pytanie. - Niekiedy kwestia ta budzi wiele kontrowersji.
Od zawsze istniały profesje, określane za możliwe dla kobiet oraz te, którymi trudnili się mężczyźni. Teraz wiele osób próbowało stereotypy łamać - włączając w to również, iż mężczyzna od czasów niepamiętnych pełnił rolę żywiciela rodziny, nie licząc nawet faktu prawdziwych dam, które nie zwykły przebywać poza przepychem. Musiał stwierdzić, iż była to jedna z najbardziej interesujących kwestii.
| opis jest tekstem poza tym, pisząc posta takiej długości, nie oczekuję przecież od ciebie ściany. Twój odpis jest dobry, nie wiem zupełnie, w czym tkwi problem. Tak czy inaczej, ja go nie widzę.
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uniosła filiżankę do góry, przystawiła ją do ust i ze smutkiem stwierdziła, że się kończy. Wypiła więc resztę, a puste naczynie odstawiła na spodeczek. Zdecydowanie za dużo mówiła, za bardzo zaschło jej w gardle, po za tym poruszyła takie tematy, które sprawiały jej pewnego rodzaju przykrość, ale spodziewała się, że będzie musiała trochę o sobie opowiedzieć.
Teraz pytanie reportera padło na pracę. Tutaj sprawa była dla niej zdecydowanie jaśniejsza no i zdecydowanie prostrza. W końcu już, przynajmniej w tej kwestii, zachodziły duże i znaczące zmiany.
- A tutaj akurat, widać już postęp. Widać, że kobiety chcą pracować. Coraz częściej w Świętym Mungu widzi się kobiety, które przechodzą staż, aby zostać magomedykiem, coraz więcej jest ich też w Ministerstwie - mówiła. - Wiem, ponieważ sama w nim pracuję i widzę, jak ma się sprawa.
Zamyśliła się na chwilę. Pamiętała jaki sprzeciw na początku budził staż w jej mężu i jak długo opierał się przed pozwoleniem jej na to, aby mogła spełniać się zawodowo. Na jej twarzy zagościł lekki uśmieszek, tamten moment traktowała jak pewnego rodzaju zwycięstwo, dlatego powodowało u niej miłe odczucia. Chyba jedyne miłe odczucia jakie związane były z jej mężem.
- Mężczyźni powoli się łamią i pozwalają kobietom na prace. Może zdali sobie sprawę, że spełniona zawodowo kobieta, to lepsza partnerka w życiu prywatnym? Kto wie - wzruszyła lekko ramionami.
Spojrzała na dziennikarza. Ciekawa była ile ma jeszcze dla niej przygotowanych pytań. A może to już koniec? Jeśli nie, to będzie musiała zamówić sobie dodatkową filiżankę herbaty.
Bardzo miło jej się z nim rozmawiało. Nie narzucał jej swojego zdania, pytał spokojnie, nie hamował jeśli chciała się wypowiedzieć. Taki rozmówca to skarb. Na pewno, jeśli znów będzie chciała mu o czymś opowiedzieć, albo zrelacjonować swoje sukcesy, to zgłosi się właśnie do niego.
Posłała mu lekki uśmiech, czekając na jego dalszy krok.
/Oj, dialogu, nie tekstu Kończymy? Tyle chyba wystarczy
Teraz pytanie reportera padło na pracę. Tutaj sprawa była dla niej zdecydowanie jaśniejsza no i zdecydowanie prostrza. W końcu już, przynajmniej w tej kwestii, zachodziły duże i znaczące zmiany.
- A tutaj akurat, widać już postęp. Widać, że kobiety chcą pracować. Coraz częściej w Świętym Mungu widzi się kobiety, które przechodzą staż, aby zostać magomedykiem, coraz więcej jest ich też w Ministerstwie - mówiła. - Wiem, ponieważ sama w nim pracuję i widzę, jak ma się sprawa.
Zamyśliła się na chwilę. Pamiętała jaki sprzeciw na początku budził staż w jej mężu i jak długo opierał się przed pozwoleniem jej na to, aby mogła spełniać się zawodowo. Na jej twarzy zagościł lekki uśmieszek, tamten moment traktowała jak pewnego rodzaju zwycięstwo, dlatego powodowało u niej miłe odczucia. Chyba jedyne miłe odczucia jakie związane były z jej mężem.
- Mężczyźni powoli się łamią i pozwalają kobietom na prace. Może zdali sobie sprawę, że spełniona zawodowo kobieta, to lepsza partnerka w życiu prywatnym? Kto wie - wzruszyła lekko ramionami.
Spojrzała na dziennikarza. Ciekawa była ile ma jeszcze dla niej przygotowanych pytań. A może to już koniec? Jeśli nie, to będzie musiała zamówić sobie dodatkową filiżankę herbaty.
Bardzo miło jej się z nim rozmawiało. Nie narzucał jej swojego zdania, pytał spokojnie, nie hamował jeśli chciała się wypowiedzieć. Taki rozmówca to skarb. Na pewno, jeśli znów będzie chciała mu o czymś opowiedzieć, albo zrelacjonować swoje sukcesy, to zgłosi się właśnie do niego.
Posłała mu lekki uśmiech, czekając na jego dalszy krok.
/Oj, dialogu, nie tekstu Kończymy? Tyle chyba wystarczy
Gość
Gość
Świat zmieniał się. Przekształcał - raz szybciej, raz wolniej, lecz wciąż zauważalnie, szczególnie biorąc pod uwagę obecne czasy. Wojna zmieniała światopogląd nie tyle mugoli, co również była szansą na odejście czarodziejów od sztywnych, niemal skostniałych zasad. Nie dało się ukryć, że niewygodne ramy, w jakich zostali umieszczeni szczególnie ludzie urodzeni szlachetnie, arystokraci - zostawały podważane coraz częściej, coraz więcej osób zdawało się na ów temat przemawiać. To dobrze. Bardzo dobrze. Uśmiechnął się lekko, słuchając dalszej wypowiedzi kobiety. Czy dzięki takiemu myśleniu, takiemu postępowaniu, rzeczywiście zmiany prędzej czy później przyjdą? Cóż, osobiście uważał, że jak najbardziej. Może się okazać, że za niedługo obrońcy starych zasad okażą się wyłącznie mniejszością, a różnice wyznaczone w strukturach społeczeństwa, przestaną być tak rygorystyczne co obecnie. Należało oczekiwać zmian. Otwierać się na nie. Bez zbędnej przesady i ostentacji, do której jednak było mu daleko - nie zgadzać się na bezczynne stanie w miejscu.
- To zrozumiałe - odpowiedział po skończonej odpowiedzi, która zdawała się wyczerpać rozważany temat. - W końcu każdy chce coś robić w życiu.
Ale nie zawsze robi to, co chce, dodał wyłącznie w myślach. W gruncie rzeczy jednak samo siedzenie w domu, w czterech ścianach złudnie zakrzywiających obraz widzianej rzeczywistości, wydawało się również nie być dobrym rozwiązaniem. A zamykanie drugiej osoby powodowało swoisty brak - przynajmniej on tak uważał. Cieszył się ze swobody, cieszył go fakt, że ktoś przychodził i bez większych ogródek okazywał, że chciałby z nim porozmawiać. Poznać. Nawiązać znajomość. Zmuszanie kogokolwiek do czegokolwiek wydawało się mężczyźnie pozbawionym sensu. Zawsze dawał wybór - bez niego cała dynamika relacji okazałaby się wyblakła.
- Dziękuję pani za wywiad - odpowiedział już potem, skrzętnie składając notatki. Samopiszące pióro zawisło w powietrzu, kończąc niedługo w objęciach jego opuszek. - Będziemy jeszcze w kontakcie, po zredagowaniu odezwę się w sprawie autoryzacji - dodał; wolał uniknąć zbędnych problemów, które mogłyby zarzucić mu niepublikowanie autentycznych wypowiedzi.
Pożegnał się i ruszył w swoją stronę, układając jeszcze wszystko, by postąpić zgodnie z zamierzeniem.
| zt x2
- To zrozumiałe - odpowiedział po skończonej odpowiedzi, która zdawała się wyczerpać rozważany temat. - W końcu każdy chce coś robić w życiu.
Ale nie zawsze robi to, co chce, dodał wyłącznie w myślach. W gruncie rzeczy jednak samo siedzenie w domu, w czterech ścianach złudnie zakrzywiających obraz widzianej rzeczywistości, wydawało się również nie być dobrym rozwiązaniem. A zamykanie drugiej osoby powodowało swoisty brak - przynajmniej on tak uważał. Cieszył się ze swobody, cieszył go fakt, że ktoś przychodził i bez większych ogródek okazywał, że chciałby z nim porozmawiać. Poznać. Nawiązać znajomość. Zmuszanie kogokolwiek do czegokolwiek wydawało się mężczyźnie pozbawionym sensu. Zawsze dawał wybór - bez niego cała dynamika relacji okazałaby się wyblakła.
- Dziękuję pani za wywiad - odpowiedział już potem, skrzętnie składając notatki. Samopiszące pióro zawisło w powietrzu, kończąc niedługo w objęciach jego opuszek. - Będziemy jeszcze w kontakcie, po zredagowaniu odezwę się w sprawie autoryzacji - dodał; wolał uniknąć zbędnych problemów, które mogłyby zarzucić mu niepublikowanie autentycznych wypowiedzi.
Pożegnał się i ruszył w swoją stronę, układając jeszcze wszystko, by postąpić zgodnie z zamierzeniem.
| zt x2
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
/ 23 marca
Marzec był prawdopodobnie pierwszy miesiącem, którego Peony nie poświęciła na rozpamiętywanie przeszłości. Pierwszy raz skupiła się na tym co ma przed sobą. Mogłaby powiedzieć, że był to miesiąc całkowicie oderwany od jej życia. Zdążyła zrobić tak wiele rzeczy, a jeszcze więcej zaplanować sobie na kwiecień. Pierwszy raz od dawien dawna poczuła się jak prawdziwa dwudziestosiedmioletnia kobieta, a nie mentalnie przygnieciona bagażem doświadczeń dziewięćdziesiątka. Wiedziała, że nie jest to tylko zasługa jej postanowień. Wiedziała, że to też przez otaczających ją ludzi nie pozwalając jej wracać myślami do rzeczy, które miały już nie wrócić. Wiedziała, że to przez zamknięty na klucz wraz z listem od tajemniczego mężczyzny rozdział jej życia. Choć na chwile nabrała pewnej pewności siebie. Takiej, której naprawdę już dawno nie czuła. Kiedy dostała list od Florka w pierwszej chwili poczuła prawdziwą radość. Kiedy spotkali się ostatnio Peony szukała mężczyzny, który mógłby wiedzieć coś o jej zmarłym mężu. Pomimo sytuacji w jakiej przyszło im się spotkać Peony zdała sobie sprawę z tego, że chłopak, którego znała ze szkoły zmienił się. Oboje przez ten czas się zmienili. I choć dla wielu ten fakt może być przytłaczający to akurat dla szatynki była to oznaka rozwoju. Pójścia dalej. Ruszenia się z miejsca. Chciała poznawać nowych ludzi, chciała spotykać się z ludźmi, których już znała, chciała znaleźć sposób na ułożenie sobie życia. List prócz potwierdzenia jej myśli niósł ze sobą wiadomość, którą najchętniej by zignorowała. Fakt, że Florek odnalazł mężczyznę, którego Peony poszukiwała na początku marca sprawił, że kobieta poczuła, że dalej spada. Jeden krok do przodu, ale trzy do tyłu. Szok jakiego doznała po przeczytaniu listu sprawił, że potrzebowała chwili zanim odpisała. Zanim zdecydowała się na spotkanie. Musiała się dowiedzieć kim był ten mężczyzna i co wiedział. Musiała to zrobić, ale nie dla siebie. Dla bezpieczeństwa swojego syna. I choć to była jedna z najtrudniejszych rzeczy w jej życiu… skonfrontowanie się z przeszłością to wiedziała, że sobie poradzi. Sama. Jak zwykle. - Coś podać? - zapytała kelnerka odrywając Peony z rozmyśleń. Szatynka przeniosła wzrok na kobietę i skinęła głową. - Tak. Poproszę wodę. - powiedziała i kiedy kelnerka odeszła przeniosła wzrok na drzwi. Charakterystyczne dla tego miejsca dzwoneczki zabrzęczały kiedy drzwi się otworzyły.
Marzec był prawdopodobnie pierwszy miesiącem, którego Peony nie poświęciła na rozpamiętywanie przeszłości. Pierwszy raz skupiła się na tym co ma przed sobą. Mogłaby powiedzieć, że był to miesiąc całkowicie oderwany od jej życia. Zdążyła zrobić tak wiele rzeczy, a jeszcze więcej zaplanować sobie na kwiecień. Pierwszy raz od dawien dawna poczuła się jak prawdziwa dwudziestosiedmioletnia kobieta, a nie mentalnie przygnieciona bagażem doświadczeń dziewięćdziesiątka. Wiedziała, że nie jest to tylko zasługa jej postanowień. Wiedziała, że to też przez otaczających ją ludzi nie pozwalając jej wracać myślami do rzeczy, które miały już nie wrócić. Wiedziała, że to przez zamknięty na klucz wraz z listem od tajemniczego mężczyzny rozdział jej życia. Choć na chwile nabrała pewnej pewności siebie. Takiej, której naprawdę już dawno nie czuła. Kiedy dostała list od Florka w pierwszej chwili poczuła prawdziwą radość. Kiedy spotkali się ostatnio Peony szukała mężczyzny, który mógłby wiedzieć coś o jej zmarłym mężu. Pomimo sytuacji w jakiej przyszło im się spotkać Peony zdała sobie sprawę z tego, że chłopak, którego znała ze szkoły zmienił się. Oboje przez ten czas się zmienili. I choć dla wielu ten fakt może być przytłaczający to akurat dla szatynki była to oznaka rozwoju. Pójścia dalej. Ruszenia się z miejsca. Chciała poznawać nowych ludzi, chciała spotykać się z ludźmi, których już znała, chciała znaleźć sposób na ułożenie sobie życia. List prócz potwierdzenia jej myśli niósł ze sobą wiadomość, którą najchętniej by zignorowała. Fakt, że Florek odnalazł mężczyznę, którego Peony poszukiwała na początku marca sprawił, że kobieta poczuła, że dalej spada. Jeden krok do przodu, ale trzy do tyłu. Szok jakiego doznała po przeczytaniu listu sprawił, że potrzebowała chwili zanim odpisała. Zanim zdecydowała się na spotkanie. Musiała się dowiedzieć kim był ten mężczyzna i co wiedział. Musiała to zrobić, ale nie dla siebie. Dla bezpieczeństwa swojego syna. I choć to była jedna z najtrudniejszych rzeczy w jej życiu… skonfrontowanie się z przeszłością to wiedziała, że sobie poradzi. Sama. Jak zwykle. - Coś podać? - zapytała kelnerka odrywając Peony z rozmyśleń. Szatynka przeniosła wzrok na kobietę i skinęła głową. - Tak. Poproszę wodę. - powiedziała i kiedy kelnerka odeszła przeniosła wzrok na drzwi. Charakterystyczne dla tego miejsca dzwoneczki zabrzęczały kiedy drzwi się otworzyły.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Florian musiał skonfrontować się ze śmiercią najbliższych dwukrotnie. Najpierw umarła jego matka, niewiele później ojciec. Obie te straty bolały tak samo mocno i pomimo upływu czasu wciąż bolały, kiedy tylko o tym pomyślał. Dlatego też przez pół nocy nie mógł zmrużyć oczu, zastanawiając się tylko nad tym, że następnego dnia sam będzie musiał przekazać komuś tą najgorszą wiadomość. Jeszcze nigdy nie znalazł się w roli takiego posłańca i miał nadzieję, że nigdy nie będzie musiał. Nie wiedział jak Peony zareaguje na wieść o śmierci jej męża, ale podejrzewał, że będzie to dla niej ogromny cios. Wyobrażał sobie, że cały czas nie traciła wiary w jego odnalezienie i zakończenie tej całej historii happy endem. A teraz on, Florean Fortescue, miał całą tą wizję zniszczyć jednym krótkim zdaniem. Ostatecznie pozbawić ją męża, a jej syna ojca. Męczyło go to strasznie i myślał, że tej nocy w ogóle nie zaśnie, ale jednak zmęczenie i stres w końcu go uśpiły. Mimo to obudził się zmęczony i jeszcze bardziej zestresowany. Nie jadł śniadania, bo zbyt ściskało go w żołądku. Umył się tylko, ubrał i wyszedł z mieszkania. Miał jeszcze dużo czasu, więc postanowił dostać się do odpowiedniej dzielnicy Londynu po mugolsku. Poza tym był tak zestresowany, że obawiał się nieudanej teleportacji. Jeszcze tylko rozszczepienia mu brakowało! Wsiadł w odpowiedni autobus i chwycił się rury, wyglądając bezmyślnie za okno. Podróż minęła mu zdecydowanie za szybko. Wysiadł na odpowiednim przystanku i ruszył powoli w kierunku herbaciarni. Kiedy tylko do niej doszedł, zajrzał przez okno, i zobaczył, że Peony już tam jest. Wdech, wydech pomyślał i jak pomyślał tak zrobił. Otworzył drzwi i uśmiechnął się lekko, ale nigdy nie był najlepszy w chowaniu swoich emocji, więc pewnie i tak wyglądał na poddenerwowanego. - Długo czekasz? - Zapytał, rozbierając się z wierzchnich ubrań. Mało co nie odwiesił ich na wieszak za pomocą różdżki, na szczęście szybko sobie uświadomił, że przecież nie jest w czarodziejskiej dzielnicy. Poprawił kołnierz swojej żółtej koszuli i usiadł na przeciwko niej. Kelnerka od razu do nich podbiegła. - Herbatę poproszę - rzucił szybko, nawet nie zaglądając do menu. - Często tu przychodzisz? - Zapytał, nie chcąc od razu dzielić się informacjami tak dużego kalibru. On sam, aż wstyd przyznać, ostatnio w ogóle nie zaglądał do jakiejkolwiek mugolskiej dzielnicy. A może byłoby warto? Może najlepiej byłoby w ogóle zacząć w niej żyć?
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czekając na mężczyznę wlepiła wzrok w szklankę wody. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego jak szybko biło jej właśnie serce. Niepokój jaki w niej wzrastał był spowodowany ślepą nadzieją. W takiej sytuacji to było całkiem normalne. Żona niepokojąca się o życie męża. Czekająca z nadzieją na wieści o tym, że wraca do domu cały i zdrowy. Tak to powinno wyglądać. W rodzinie pełnej miłości, a przede wszystkim szacunku. Jej nadzieja była jednak ukierunkowana w inną stronę. Pogodziła się z tym, że jej mąż już nie wróci. Pogodziła się z tym, że może zacząć nowe życie. Bez strachu, bez tego co przyszło jej znosić przez lata tego okropnego małżeństwa. I choć nie była gotowa na żadne wieści to nadal miała nadzieję. Jedyna rzecz, która trzymała ją tutaj. Ucieczka przecież była aż nadto kusząca. Kiedy drzwi się otworzyły, a ona zobaczyła kierującego się w jej stronę Floreana przesunęła się nerwowo na krześle chcąc uspokoić drżenie rąk. Pewnie gdyby nie fakt, że sama była rozdygotana zobaczyłaby jak bardzo tą rozmową denerwuje się Florek. Jednak potrafiła zrozumieć dlaczego. Gdyby tylko wiedziała o czym rozmyśla potrafiłaby przyznać mu racje. Jak powiedzieć wdówce wyglądającej męża, że jej ukochany nie żyje? Gdyby tylko wiedział, że te wieści będą odebrane przez nią w całkiem inny sposób? Gdyby tylko wiedział jak bardzo się mylił w swoich rozmyślaniach. Mogła być najgorszą żoną i matką na świecie, ale wiedziała, że są tylko jedne wieści, które chciałaby dzisiejszego dnia usłyszeć. Spojrzała na niego i pokręciła głową. - Tylko kilka minut. - powiedziała chcąc by jej głos zabrzmiał pewnie. Musiał tak zabrzmieć. Przejechała dłonią po zimnej szklance. - Pierwszy raz tutaj jestem. - odparła rozglądając się po Herbaciarni. Wcześniej nie zwróciła uwagi na piękny wystrój tego miejsca. Pewnie gdyby przyszli tutaj w innych okolicznościach… pewnie wtedy podziwiałaby to miejsce i unoszący się zapach aromatycznej herbaty. Przeniosła wzrok na mężczyznę splątując pod stołem palce. - Słyszałam, że to miłe miejsce, a ja… no nie znam zbyt wielu takich. - powiedziała zmuszając się do uśmiechu. Odetchnęła. - Napisałeś w liście, że znasz osobę, której szukałam. Kim jest ten mężczyzna? Czy mogłabym się z nim spotkać? - zapytała przechodząc do konkretu. Dłużej by tego nie zniosła. Potrzebowała odpowiedzi. Nawet jeśli wcale nie chciała ich otrzymać.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Herbaciarnia
Szybka odpowiedź