Wydarzenia


Ekipa forum
Łąka białych kwiatów
AutorWiadomość
Łąka białych kwiatów [odnośnik]13.02.20 19:53
First topic message reminder :

Łąka białych kwiatów

Przyjemnie miejsce, dostępne jedynie dla niewielu, za dnia niewyróżniające się niczym, poza sporym zagęszczeniem kwiatów o bielących się płatkach. Dopiero nocą, gdy nieśmiałe światło księżyca pada na nie, zyskuje swój prawowity urok. Łąka zdaje się pełna niewinności i czystości, dobroci, której echa dostrzec można było już za dnia. Wokół roznosi się przyjemny zapach kwiatów. W powietrzu czuć spokój, któremu chce się naprawdę uwierzyć i pozwolić sobie na chwilę odpoczynku. Od końca czerwca na środku łąki znajduje się surowa szczelina. Wokół niech rozciągało się zimno, nic także nie rosło na nagich skałach. Po spojrzeniu w dół można było dostrzec wodę — była tak samo słona jak morska. 


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 26.09.22 18:40, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąka białych kwiatów - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]02.09.22 22:48
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 42
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąka białych kwiatów - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]03.09.22 20:00
Słuchał słów Lucindy, czując – prawie namacalnie – jak czas ucieka mu przez palce; chociaż w podziemnym więzieniu było zimno, i momentami musiał powstrzymywać zęby od szczękania (z chłodu czy z emocji – nie był pewien), to czuł też, jak skronie pokrywają mu krople potu. Bał się – tego, że zawiodą i zostaną już tu na zawsze; tego, że nie zdążą ocalić Oazy – albo że się pomylą i podejmą katastrofalną w skutkach decyzję. Czy ludzie na górze zdążyli się już ewakuować, czy dotarli do Ołtarza Światła? Setki pytań, na które nie potrafił znaleźć teraz odpowiedzi, wypełniały jego czaszkę, obijając się o nią jak uporczywe muchy – ale odgonił je od siebie stanowczo; wierzył, że pozostali członkowie Zakonu Feniksa poradzą sobie z opanowaniem sytuacji na powierzchni – on mógł pomóc jedynie tutaj.
Oderwał dłoń od miotły, żeby ramieniem otrzeć czoło, przez cały czas próbując nadążyć za tym, co się działo – i za tym, co mówiła Lucinda. Magia mająca uniemożliwić więźniom… odebranie sobie życia? To tym był ten kokon, to dziwne i niepodobne do niczego innego więzienie, z którego bezskutecznie próbowało umknąć migające pod powłoką światło? Zatrzymał na nim wzrok, wsłuchując się w szepty; zaufanie im wydawało mu się szaleństwem, ale coś – cichy, szeleszczący pod skórą głos – podpowiadał mu, że mogły mówić prawdę. Spojrzał na błonę, napinającą się i wydymającą od środka; wydawała się delikatna, wrażliwa, ale pamiętał, że spadająca z góry skała nie spowodowała na niej nawet pęknięcia – musiała więc być utkana z magii, zresztą: wyczuwał jej drgania, pulsowanie podobne do tego, które kiedyś towarzyszyło ogniskom anomalii.
Rzucone duszom wyzwanie nie pozostało bez odpowiedzi; coś szarpnęło się ostrzegawczo w jego klatce piersiowej, gdy dotarło do niego zwielokrotnione szeptami pytanie. Zalewająca się krwią błona wyglądała makabrycznie, ale znacznie bardziej przeraził go biegnący czerwonymi żyłkami impuls; podejrzewał, co miało za moment nastąpić. – Nie! – usłyszał własny głos, samemu nie rejestrując, kiedy właściwie krzyknął. – Przestańcie! Zrobimy to, czego chcecie! – krzyczał dalej, ale było za późno – przeszywający trzask rozdarł powietrze, ściany znów zadrżały, przestrzeń wypełniła się migoczącymi drobinkami; pochylił się niżej, zaciskając palce na rączce miotły, a później zadarł głowę, przygotowując się na uniknięcie spadających z góry odłamków. Zamiast tego dostrzegł chatę: fragment dachu, kawałek ściany, okiennicę. Dom, który musiał jeszcze do dzisiaj należeć do kogoś, być może jeden z tych, które zbudował własnymi rękami; miał nadzieję, że nikogo nie było w środku – że wszyscy mieszkańcy wioski zdążyli już z niej uciec. – Przestańcie! Uwolnimy was – mówił dalej; głos zaczął mu drżeć, ale czuł też determinację. Wyprostował się, unosząc różdżkę, wpatrując się w kokon. Nie znał się na runach – nie wiedział, w jaki sposób rzucono więżące dusze zaklęcie – ale widział lgnące do kokonu drobiny magii, nietrudno było więc odgadnąć, w którym miejscu się znajdowała. Wyciągnął różdżkę, kierując jej koniec właśnie tam – na poruszającą się niespokojnie błonę – starając się przypomnieć sobie sposób, w jaki biała magia wyciszała tę czarną. Finite incantatem, wypowiedział w myślach, wykonując przy tym pętlę nadgarstkiem. Miał nadzieję, że nawet jeśli on się pomyli – to nie zrobi tego Lucy.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]03.09.22 20:00
The member 'William Moore' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 97
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąka białych kwiatów - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]03.09.22 20:33
Ryzykowali. Każde ich działanie było podejmowanym na oślep ryzykiem. Nigdy z niczym podobnym nie mieli do czynienia. Nigdy nie pomyślałaby o tym, że mury Azkabanu mogą kryć coś jeszcze. Niszcząc to miejsce mieli w planie przekształcić je w coś nowego, coś dobrego. Nie udało im się to. Zawiedli. Nie miała pojęcia jak to wszystko się skończy, nie wiedziała czy uda im się uratować ludzi znajdujących się w Oazie i czy uda im się stąd wydostać, ale widząc wiszący przed nimi kokon coraz mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że to zło, z którym nie potrafili walczyć. Nie mogli z nim wygrać.
Lucinda rzuciła duszom wyzwanie nie wiedząc czego się po nich spodziewać. Intuicja podpowiadała jej, że skoro tak bardzo pragną wolności to przystaną na ich warunki, ale tak się nie stało. W szeptach, które słyszała nie było cierpienia, nie było prośby, a jedynie szkarada i groźba. Wiedziały, że mają Zakonników w garści. Nie myliły się. A to co nastąpiło po chwili było tylko kropką nad i. Lucinda usłyszała głośny sprzeciw Williama i podjętą decyzję. Nagle tuż obok nich wylądowały części chaty. Dach, ściany, drewno, śruby… to był czyjś dom, czyjeś bezpieczne miejsce. Serce jej zamarło, żołądek podszedł jej do gardła.
Wojna to podejmowanie decyzji. Ciągła kalkulacja, odnajdowanie dobra i zła na swojej drodze. Szukała rozwiązania, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Blada na twarzy spojrzała na agresywnie poruszający się kokon. Uniosła różdżkę niemal w tym samym momencie, w którym zrobił to William i skierowała ją w stronę runy, która więziła tutaj dusze. Prosiła w duchu by decyzja, którą właśnie podjęli była tą dobrą. Finite incantatem. I niech piekło was pochłonie.


+ III poziom run


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Łąka białych kwiatów - Page 8 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]03.09.22 20:33
The member 'Lucinda Hensley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 51
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąka białych kwiatów - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]04.09.22 19:53
Słowa skrzata, wydały mu się dziwne. Nie powinno im się przeszkadzać? W jakim sensie? Miał świadomość posiadania szczątkowej wiedzy o sytuacji na dole, ale jeśli wierzyć słowom Steffena, jego obecność mogła być potrzebna. Dlatego ledwie skinięciem pożegnał skrzata, a sam pomknął w stronę błyszczącej czernią tafli w szczelinie.
Nie znajdował właściwych określeń, które zbiegły się z oblepiającymi go wrażeniami, gdy zetknął się z ciemnością wody. Granica, dziwna zasłona, lepka i czysta jednocześnie, chociaż intuicja wyła na alarm, niby dzwony na wieży. Czas wydał się zwolnić i wydłużać jednocześnie pochłaniając jakiekolwiek poczucie odmierzających podróż sekund, a może godzin, lat? Brakowało tchu, wzmagając ból w płucach, które w jakiś sposób chłonęły lepkość, jakby przez tych kilka nieskończonych chwil, chciały oddychać otaczającą go ciemnością.
Gwałtowne szarpnięcie wyrwało go zzawieszania nie tylko umysłowego. Gdy świadomość wróciła na właściwy tor, a miotła pociągnęła go na rzeczywistą "drugą stronę", jego oczom ukazała się ogromna przestrzeń, niby starego, zrujnowanego starożytnie zamczyska. Azkaban. Żołądek ścisłą mu się, mechanicznie zgięły się, najpierw ściskając trzonek miotły, potem, sięgając niemal intuicyjnie po różdżkę, szukając w niej przewodnictwa. Pamiętał te ściany dawno dawno temu, kiedy świat wyglądał inaczej. Schody. Ściany i łącząca je niby sieć linie gruzowanych ścian i murów. Drżało wszystko wokół. I drgało mu coś pod skórą, równie niespokojnie, co napięte powietrze i magia.
Dwie sylwetki zawieszone w powietrzu, pociągnęły jego uwagę równie szybko, pozwalając rozszerzonym adrenaliną ślepiom rozpoznać przyjaciół - Billy, Lucy! - głos wydał mu się dziwnie głośniejszy, niesiony echem własnego, odzyskanego oddechu. Skierował miotłę w dół, niżej, by jak najszybciej znaleźć się w pobliżu dwójki zakonników i zrozumieć, co dokładnie znajdowało się przed nimi. Czy to o tym mu opowiedziano? Kształt przypominający zniekształcone, workowate serce, którego pulsowanie w jakiś sposób zgrywało się z ogarniającym wszystko drganiem. Czym było? Czy ciemność splatała się w jej wnętrzu w plugawym tańcu, który ścigał przecież od lat? Przyjaciele, nie wydawali się ranni. I w dosłownym znaczeniu słowa - nie walczyli, chociaż wyciągnięte różdżki wibrowały od mocy - Czym to jest? - gdy tylko znalazł się wystarczająco blisko - odezwał się ciszej, ochryple, jakby zapomniał zbyt długo o mówieniu. Dopóki nie mógł zrozumieć sam, potrzebował informacji od zakonników.
Nie mógł nie zostać pociągnięty wspomnieniem widoku anomalii i wielu starć, które on i wielu mu podobnych musieli przejść. I to w tym kierunku zdecydował się wykorzystać własną różdżkę, wspierając te, należące do przyjaciół. Nie był pewien w jaki sposób splótł wspomnienie śpiewu feniksa, jak sięgnął w stronę światła, które wskazywało mu tak długo drogę - Expecto Patronum - wyinkantował, wołając moc i wolę, by zwerbalizowała światło patronusa. Jego cel kumulował się się jednak w innej mocy, działającej jak Finite incantatem, celując tam, do pulsującego czerwienią, błoniastego "serca".

| Próbuję zrozumieć naturę "serca" czy jest z czarnej magii? I korzystam z mocy zakonu.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Łąka białych kwiatów - Page 8 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]04.09.22 19:53
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 97
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąka białych kwiatów - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]06.09.22 16:41
Gdy tylko trzon miotły zderzył się z powierzchnią wody, Marcelius wpadł w ciemność, ale w ciemności — gęstej i lepkiej dostrzegł jasne włosy matki. Tonęła, ale uśmiechała się do niego ciepło. Ostatnie bąbelki wydostawały się z jej nosa, a ciało bezwładnie opadało na dno. Akrobata mknął przez wodę na miotle — wstrzymywał powietrze, świadom, że jeśli nabierze go to zakrztusi się i utonie. Mknął ku niej, ale im była bliżej, tym więcej miał pewności, że nie była jego mamą. Jej rysy zniekształcały się, wyostrzały. Gdy była już na wyciągnięcie ręki, jej oczy rozciągnęły się, podobnie jak usta, a zamiast ludzkiej szczęki pojawiły się dwa rzędy nieludzkich kłów. Wyszczerzyła się, odsłaniając nienaturalnie wielki uśmiech, a potem rozdziawiła paszczę, z której wystrzelił do niego język, z językiem na języku. Wtedy wypadł z tafli, mogąc w końcu złapać oddech. By nie zderzyć się z elementami zawalonej konstrukcji musiał zareagować błyskawicznie — jako jedyny ze wszystkich nie widział jednak więzienia takiego, jakie było naprawdę. Ściany z czarnego kamienia ociekały krwią więźniów, a nierówności w murach od razu stały się oczywistością — były wydrapanymi przez ludzkie ręce zniszczeniami. Marcelius widział krwawe napisy pozostawione przez domowników, ostrzeżenia, runy, symbole — bardzo wyraźnie. Widział paznokcie, poobgryzane palce walające się na zgromadzonych na metalowych schodach po środku głazach. Budynek o trójkątnej podstawie przypominał głęboką studnię, pośrodku której blokadą były rzędy metalowych schodów zaczepionych o siebie niczym pajęcza sieć. I to one utrzymywały gruzowisko, ale też martwe ciała, pośrodku których znajdowało się bijące serce. Przyczepione siecią żył do ruin, do ścian, biło, a od niego bila też potężna i plugawa energia. Organ zdawał się krwawić, ale posoka była czarna i gęsta jak smoła — jak ta, przez, którą płynął jeszcze chwilę wcześniej. Dostrzegł też jasne sylwetki towarzyszy. Rozpoznał ich — Samuela, Lucindę, Williama. Byli zajęci czymś, nie dostrzegli go. Różdżki wyciągali w różnych kierunkach. Lucinda w stronę ściany, William i Samuel w stronę krwawiącego serca. Przyszedłeś nas wyzwolić? Czy przyszedłeś nas uwięzić?, usłyszał w głowie głosy — różne, dziwne. Damskie, męskie, nieprzyjemne. Niskie, wysokie, gardłowe. Wszystkie na raz przemawiały do niego — nikt inny zdawał się ich nie słyszeć. Twoje serce jest złamane. Pełno w nim gniewu, nienawiści i skaz. Jesteś taki jak myy...Powstrzymaj ich. Pomóż nam. Uwolnij nassss.

Samuel bez trudu dostrzegł czarodziejów, lecz w chwili, w której ich zawołał, byli oni skoncentrowani już na czymś, czego auror nie mógł w mig pojąć. Magia wypełniająca to miejsce rzeczywiście związana była z anomalią, nie mogła nią jednak być, zniszczona dawno temu. Czarodziej nie miał jednak czasu na analizę sytuacji i tego, co tak naprawdę go otaczało. Dostrzegłszy ruch dłoni sojuszników, sugerujący rzucenie dobrze znanej mu niewerbalnej inkantacji, natychmiast przywołał przed siebie świetlistego patronusa, który stanął na dwóch kopytach w powietrzu i ruszył galopem prosto w pulsujący kokon. Auror, mimo swojego niebywałego doświadczenia z czarną magią nie wiedział czym właściwie był, jak powstał ani przede wszystkim, co magia, której użył miała tak naprawdę przerwać.

Runa widoczna na ścianie Azkabanu zalśniła jasnym światłem z głębi siebie. Lucinda znała się na klątwach i wiedziała, że proces ich zdejmowania jest skomplikowany. Wymagał znajomości samej klątwy, jej znaczenia, sposobu działania i opierał się na wygaszaniu mocy nałożonych przez zaklinaczy run. Doświadczona czarownica była pewna, że jej działanie odniosło skutek, nawet wody kiedy światło zgasło. Robiła to setki razy. Runa, którą widziała zdawała się blednąć, a także wtapiać w kamień, na którym została umieszczona, aż w końcu zdawała się być tylko śladem na murze. W tym samym czasie, William, skierowawszy różdżkę na błonę ujrzał, jak pod wpływem jego zaklęcia pęka niczym ludzka skóra — worek, który znajdował się pod skorupą, dostawszy powietrza z zewnątrz zdawał się zapadać, a przez pękniętą błonę ulatywało coś przypominającego maleńkie gwiazdy, od których bił niewyobrażalny blask. Widok ten był dla czarodziejów: i Samuela i Williama czymś niezwykłym. I choć trwało to ułamki sekund, to światło, ten blask umykających światełek, które rozjaśniły sobą cały Azkaban, bił smutek, uczucie tęsknoty za czymś dawno utraconym i pustka, która legła się w sercach trzech czarodziejów, będących świadkiem tego zdarzenia. W przeciwieństwie do nich Marcelius widział, że serce pękło, przestając jednocześnie bić. W pęknięciu Sallow ujrzał jednak jasne światło w kształcie ludzkiej dłoni. Smukłej, szczupłej i nienaturalnej. Po ręce pojawiła się głowa i chude, giętkie jak z gumy ciało. Bardziej przypominające sylwetkę, dziecięcy rysunek imitujący człowiek niż naprawdę ludzką istotę. Pozbawiony twarzy świetlisty twór opuścił serce i zaczął opadać w dół, na dno więzienia. Zaraz po nim pojawił się kolejny i jeszcze jeden, lecz nim zdołały opaść jasne i ciepłe światło mknącego ku sercu koziorożca przysłoniło mu wszystko, znów wrzucając go w bezkresną biel.

Nim wszystkie drobiny opuściły kokon, opadając w dół, w głąb zniszczonego więzienia, patronus Skamandera wbiegł w kokon, a światło drobin — jakiekolwiek światło, zgasło.

Cała czwórka straciła wszystko, co miała — nie słyszeli niczego, nic nie widzieli, nie czuli. Przez chwilę nie potrafili się ze sobą skomunikować ani nawet rozeznać w tym, gdzie się znajdowali. Ciemność oblepiająca ich z każdej strony prosiła się o rozgonienie, sytuacja domagała się wsparcia, ale ono nie nadchodziło. W ruinach starego więzienia nie rozbrzmiała utęskniona i zwiastująca koniec pieść feniksa. Wszystkim towarzyszyła bezwzględna cisza, która powoli topniała, a echem po murach zaczęły nieść się przyspieszone oddechy zakonników. Ciemność rozstępowała się powoli, jak przerzedzająca wkoło mgła, ta jednak przysłoniła czarodziejom wzrok — drobiny białej magii wciąż oblepiały ściany więzienia, pozwalając na nowo na odnalezienie się w tym koszmarnym miejscu. Kiedy oczy odzyskały możliwość widzenia, cała czwórka mogła dostrzec to, co pozostało po kokonie — nie było śladu po twardej jak skała skorupie. Wszędzie jednak wisiały ociekające parującym śluzem strzępy błony. Została zniszczona. William, skoncentrowany wówczas na uwalnianiu duchów wiedział i widział, że jego działania były skuteczne, a światło, które wydostawało się z wnętrza skorupy było uwalnianymi duszami. Podejrzewał też, że patronus, którego dostrzegł dopiero w chwili gdy wpadał w kokon doprowadził do chwilowych ciemności. Nie znał jednak powodu i nie miał pewności co do tego, co tak naprawdę miał zrobić. Jedyną osobą, która to wiedziała był Samuel. Jego intencje zostały przekute w czyny, a patronus zakończył działanie wszystkiego o czym sam nie miał pojęcia. Auror był pewien, że jego działanie zakończyło się sukcesem — kokon został zniszczony, a po tym, co wydobywało się z jego wnętrza, czymkolwiek to było, nie pozostał nawet ślad. Lucinda koncentrowana na runie nie do końca była pewna co właściwie zaszło. Obserwowała wszystko tylko kątem oka, widziała błyski, światło i poczuła przyjemną i wspierającą obecność patronusa na własnej skórze. Marcelius obserwował to wszystko z boku — i choć nie wiedział, czego dokonywali właśnie zakonnicy, widział najlepiej ze wszystkich, że jasne, uciekające z wnętrza kokona drobiny, które wypuszczał William zostały zgaszone i zniszczone przez bezwzględną i potężną moc posłanego przez aurora koziorożca. I choć nie znał istoty tych działań, to, co widział pozwalało mu na proste wnioski, że dusze, które widział zostały zniszczone. Obraz więzienia, jaki przed oczami miał Marcelius wcześniej, znikł. Mury wydawały się zimne, ale były tylko murami pozbawionymi krwistych znaków i śladów wspomnień. Ludzkie szczątki, znaki i spisane krwią zdarzenia pozostały tylko w jego pamięci.

Nikt z całej czwórki nie był jeszcze świadom, że zniszczone dusze, nie doczekawszy się uwolnienia — zgładzone mimo próśb i gróźb, pozostawiły po sobie nieprzyjemną niespodziankę, odciśniętą dotkliwym piętnem na każdym z obecnych. O skali sukcesu, zakonnicy musieli zdecydować sami.

Wokół nie wydarzyło się już nic. Drobiny magii pozostały na ścianach, nie opadając w dół nie gromadząc się już wokół kokonu. Jeśli czarodzieje spróbowaliby ich dotknąć, osadziłyby się na palcach jak brud czy kurz, mieniąc się i niosąc poczucie ciepła i pozytywnej energii. Zimno, które biło od dołu, oddechy zmieniające się w kłęby białej pary zmuszały zakonników do ewakuacji. Nie mieli pewności, czy w ruinach znajdują się dementorzy — albo to, co mogło z nich pozostać. Chęć zbadania pozostałości po więzieniu musiała poczekać na lepszy czas. Żaden z obecnych nie wiedział, co wydarzyło się w tej samej chwili na powierzchni.

By wrócić na powierzchnię, Zakonnicy musieli przedrzeć się przez szczelinę wypełnioną wodą. Było to łatwiejsze niż wcześniej, podróż trwała krócej i bez zakłóceń. W przeciwieństwie do poprzedniej, kiedy Zakonnicy wylądowali na polanie, byli całkiem przemoczeni. Na łące białych kwiatów nie było nikogo poza skrzatem wpatrującym się w drzewo. Chmury nad głowami czarodziejów wyglądały zwyczajnie, nic nie zwiastowało nadchodzącego załamania pogody. Czarodzieje mogli obejść wyspę i rozeznać się w tym, co się wydarzyło. Dowiedzieć się o tym, co miało miejsce w innych częściach Oazę, ale o tym, co zdarzyło się w szczelinie musieli jednak opowiedzieć sami.

Termin odpisu mija 8 września o godz: 22:00. Kontynuujecie tutaj.

Przypominam, że niedozwolone jest wykorzystywanie wiedzy gracza, a z tego co mi wiadomo, żadna z obecnych tutaj nie posiada zdolności telepatii. Brak fabularnej komunikacji między postaciami i jednoczesne bazowanie na wiedzy innych - szczególnie takiej, która wymagała faktycznego wykorzystania umiejętności postaci, czy poświęcenia tur na jej zdobycie — oznacza wykorzystywanie wiedzy gracza.

Lucinda +10 do odporności magicznej.

Padliście ofiarą klątwy żywego trupa. Będzie na was ciążyć tak długo, dopóki nie zostanie zdjęta. Będzie postępować powoli. W pierwszym tygodniu czerwca całkowicie stracicie smak, w drugim pogorszy wam się węch, w trzecim osłabnie słuch, a pod koniec czerwca mgła przysłoni wzrok. Objawy klątwy będą postępować przez cały czerwiec, ustaną kiedy klątwa zostanie zdjęta. Lucinda jako jedyna będzie w stanie się zorientować się po postępujących objawach, w dowolnym, sensownym momencie, że padła jej ofiarą i będzie w stanie powiązać ją z wydarzeniami w Oazie — zniszczonymi duszami i trupami, które wydostawały się ze zbiorowych grobów. Będzie Was także obowiązywała kara -60 do rzutów kością (tyczy się biegłości, zaklęć, walki wręcz). Zdejmowanie klątwy musi odbyć się fabularnie, każdorazowa próba zostanie podsumowana postem mg.

Obrażenia:
Lucinda: 160/160
William: 321/321
Samuel:200/200
Marcelius: 260/260


Energia magiczna:
Lucinda: 44/50
William: 43/50
Samuel: 25/50
Marcel: 48/50

Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąka białych kwiatów - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]07.11.23 22:12
24 lipca

Wiedziała że była trudna. Trudna do życia, do funkcjonowania. Zaparta jak osioł na własnym zdaniu i ciężka do przekonania na inne drogi. Patrzyła w jedną stronę. To nie tak że nie słuchała - że nie przyjmowała słów które do niej padały i krytyki która w nią uderzała. Po prostu nie umiała przyjąć jej od razu. Na gorąco, kiedy w żyły toczyła się adrenalina kompletnie nie pozwalała sobie nic przetłumaczyć. Nie była to dobra reakcja, ale zwyczajnie nie umiała inaczej. Była już zmęczona, tłumaczeniem raz po raz tych samych rzeczy. Nie miała chęci zgłębiać się w meandry własnych uczuć bo teraz, w czasie wojny (nawet jeśli obecnie trwał stan jej zawieszenia) nie były jej one potrzebne. Emocje przeszkadzały. Fakt, czyniły z niej człowieka - oczywiście, ale sprawiały też, że mogła popełnić błędy. Znów, z drugiej strony - tych, nadal nie umiała się wystrzegać. Zawsze chciała za bardzo, zbyt mocno, starając się i kończąc z kolejnym błędem, kolejny raz. Znów musząc po sobie zbierać. Człowiek ponoć uczył się na błędach, Tonks w teorii teraz. Problem polegał na tym, że niezmiennie pojawiały się nowe, które można była popełnić.
Żałowała. Wielu rzeczy, wielu decyzji, również tego, że kiedy przez Oazę przeszło trzęsienie nie było jej na miejscu. Nie mogła nikomu pomóc, nic zrobić. Zjawiła się, kiedy było po wszystkim - raz po raz pytając samą siebie, na co była jej ta moc, kiedy nie było jej tutaj, żeby z niej skorzystać?
Nie miała odpowiedzi, ale kiedy tylko Billy napomknął o tym, że zamierza to wszystko zabezpieczyć nie wahała się długo ofiarując mu własną pomoc. Cóż i tak nie miała wiele więcej do roboty. Poza patrolami i sprawdzaniem odkładanych śladów niewiele więcej - o raportach które musiała poprawić wolała nie myśleć - miała do roboty. Badała stare sprawy, nie wychodząc przeważnie z ślepych zaułków w które wpadły.
- Więc... - zaczęła idąc obok Moora wkładając dłonie w kieszenie materiałowych spodni. - jakiś plan masz? Chcesz lecieć ją jeszcze sprawdzić? - zapytała unosząc tęczówki kiedy wędrowali w kierunku szpary, którą trzeba było zabezpieczyć. Była gotowa podążyć jego śladem bo - wbrew pozorom - potrafiła się podporządkować kiedy ktoś wiedział więcej albo miał pieczę nad akcją. Billy zdawał się mieć plan - a już na pewno miał większe pojęcie o jakichkolwiek konstrukcjach. Ona mogła rzucić kilka zabezpieczeń, na więcej raczej się nie przyda. - Jak Hannah? - zapytała jeszcze o przyjaciółkę, nim zajęli się całkowicie na stojącym przed nimi zadaniu.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Łąka białych kwiatów - Page 8 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]07.11.23 22:22
Zbyt długo zwlekał z powrotem na tę polanę. Ziejąca w ziemi szczelina spędzała mu sen z powiek właściwie od dnia, w którym się pojawiła – od tego strasznego popołudnia, kiedy skończyło się wszystko – ale chociaż zdawał sobie sprawę, że przejście do Azkabanu należało zabezpieczyć i zamknąć na cztery spusty prędzej niż później, to nie potrafił zebrać się w sobie. Początkowo dlatego, że naprawdę nie mógł – klątwa, którą pozostawiły po sobie przeklęte dusze i starcie z Rosierem unieruchomiły go na długie tygodnie – a potem…
Nie wiedział.
Być może zbyt wiele na tej łące utknęło wspomnień; nigdy tak naprawdę nie pozbył się z pamięci widoku rażonej magicznym wyładowaniem Lucindy, ani gigantycznej fali pędzącej wprost na wyspę, ani Rodericka spoglądającego na niego z dna wyrwy, ani świadomości, że zawiódł – skazując na śmierć nie tylko przyjaciół, ale i mieszkające w Oazie dzieci, Płazy; tych, których miał chronić, o których przyszłość troszczył się bardziej pewnie niż powinien. Wszystkie jego największe obawy zmaterializowały się na tym niewielkim skrawku terenu i nie mógł wyzbyć się myśli – idiotycznej, zupełnie irracjonalnej – że jeśli ponownie postawi na nim stopę, stanie się to raz jeszcze. Koszmar rozegra się od początku, tylko że tym razem lord Longbottom nie zdoła odwrócić serii wydarzeń; tym razem zginą naprawdę.
(Nie chciał się do tego przyznać, ale odkąd stanął oko w oko ze Śmierciożercą, chyba zaczął bać się śmierci).
Hm? – mruknął, wyrwany nagle z zamyślenia, orientując się z opóźnieniem, że Tonks zadała mu jakieś pytanie. Przeniósł na nią spojrzenie, składając w całość słowa, które wcześniej przemknęły gdzieś obok niego. – Sp-p-prawdzić? W sensie – wlecieć znowu do środka? Nie – zaprzeczył, czując, jak na samą myśl po plecach przechodzi mu nieprzyjemny dreszcz. Nie chciał wracać tam już nigdy. – Nic tam już nie ma – dodał. To nie była do końca prawda, w podziemiach z pewnością kryło się wiele – sam widział ginące w ciemności wloty do obłożonych inskrypcjami korytarzy, chwiejną konstrukcję opustoszałego więzienia – ale nie wierzył w to, by czekało na nich tam cokolwiek dobrego. – Chcę ją zamknąć. T-t-tę szczelinę, żeby nikomu nie przyszło do głowy tam zaglądać. Wiesz, jakie są dzieciaki, któregoś dnia ktoś wp-p-padnie na głupi zakład, albo pokona go ciekawość. – Nie mówiąc już o tym, że nie mieli wcale pewności, że coś jeszcze stamtąd nie wypełznie. Wisząca nad ich głowami kometa udowodniła, jak mało wciąż wiedzieli o rządzących ich światem prawami. – Zebrałem drewno ze zniszczonych chat. Część b-b-była już na miejscu. Możemy zbudować pokrywę, przysypać ją ziemią – zasugerował, przedstawiając zalążek szlifowanego przez ostatnie tygodnie pomysłu. Wyciągnął rękę, wskazując w stronę szczeliny, która zaczęła już majaczyć przed nimi: martwą ziemię pośród obsypanej białymi kwiatami łąki trudno było przeoczyć. Ziała przed nimi, otoczona jedynie prowizoryczną balustradą z lnianego sznura, dokładnie w takim samym stanie, w jakim zostawił ją w czerwcu. Coś wywróciło mu się w żołądku, spojrzenie samoistnie uciekło w stronę samotnego drzewa, w które ostatnim razem uderzyła błyskawica, wzniecając pożar. Wspomnienia zalały go nieprzerwaną falą, wciągnął głęboko oddech.
W p-p-porządku – odpowiedział mechanicznie. – Wybieramy się niedługo na festiwal, mam nadzieję, że – że b-b-będzie mogła na chwilę zapomnieć – dodał, decydując nie wspominać o tym, że się martwił: o to, że nie był dla niej wystarczającym oparciem. I że tamtego dnia na leśnej ścieżce sprowadził na nią niebezpieczeństwo, przez cały czas majaczące gdzieś na krawędzi jego pola widzenia.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]08.11.23 0:02
Czy była się śmierci? Chyba nie. Już nie. I właśnie dlatego była niebezpieczna - niebezpieczna, bo nieprzewidywalna. Ale też strasznie egoistyczna, bo była w stanie oddać życie - tak po prostu, tak zwyczajnie, tak jak przysięgała; walcząc do ostatniej kropli krwi - ale nie patrzyła na to, co zostawiała za sobą. Na to, że nawet ktoś taki jak ona odcisnąć mógł ślad w innych sercach i innych miejscach. Zwyczajnie na to ślepa. Odsunęła się przecież od rodziny z miłości - ale czy na pewno? - bywały dni, kiedy sama już nie była tego pewna.
- Ta. - potwierdziła krótko, wyciągając ręce z kieszeni, żeby jednocześnie obiema dłońmi założyć za uszy jasne włosy w charakterystycznym geście. Stawiała przed siebie kolejne kroki, kiedy wędrowali. W sprawie Oazy nadal czując się kompletnie zbyteczna. Przeszli przez ten horror sami - bez niej. Sprawiając, że właściwie czasami zastanawiała się też nad tym, czy była potrzebna. Może tylko to sobie powtarzała, żeby nie zapaść się w sobie całkiem. Walka, wojna, były jej fundamentem - jednym, stałym, podporządkowała mu wszystko, porzuciła dla niego wszystko i była w stanie porzucić każdego. Kim by się stała, gdyby ją jej zabrać? Kimś jeszcze, czy jedynie cieniem jakiegokolwiek istnienia?
Nie wiedziała.
Potaknęła krótko głowa przyjmując słowa Moore’a - bo co więcej mogła mu powiedzieć. Ufała w jego osąd, bo swojego nie miała. Przynajmniej nie w tej sprawie. Nie po to dzisiaj ją tu zawołał więc nie drążyła dalej wsadzając na powrót dłonie w kieszenie spodni.
- Albo potknie się i wpadnie. Łapię, opcji jest sporo. - zgodziła się potakując głową. Właściwie to nie - nie wiedziała jakie są dzieciaki. Ta myśl jedynie zacisnęła jej wąskie usta na chwilę dłużej. Nie wiedziała i nie miała się dowiedzieć. Nie tak naprawdę. Znała przecież dzieci, rozumiała że były ciekawość. Pamiętała przejażdżkę garbusem z młodym lordem Macmilannem i milion pytań, które jej wtedy zadał. Ale gorzka paradoksalna myśl w jej własnej głowie zabraniała jej uważać, że może wiedzieć jakie dzieciaki w istocie były. Ale miał rację - do szczeliny wejście, czy to z zamiarem czy przez przypadek nie powinno być łatwe. Właściwie powinno być całkowicie zamknięte - zwłaszcza, jeśli w istocie nie było tam już niczego, co mogłoby być warte by poświęcić temu uwagę. Tego też nie wiedziała, nigdy przecież nie była tam na dole. - To dobra myśl. - zgodziła się potakując głową. - Jest zabezpieczenie które nie pozwala na pewien teren wejść nieletnim - słyszałeś o nim? Moglibyśmy dodać je na koniec. - zapytała Billa, chcąc sprawdzić co sądzi o tym pomyśle. Oczywiście, nie mogli być pewni, że jakiś młody - ale już dorosły nie wpadnie na głupi pomysł, ale przynajmniej zmniejszy to liczbę osób do mogącej się do szczeliny dostać. Zatrzymała się przy wskazanych drewnach wyciągając ręce z kieszeni żeby ułożyć je na biodrach. Przesunęła po nich jasnymi tęczówkami. Od nich do szczeliny, od szczeliny do nich wydymając lekko usta. - Majster, jaki jest plan budowy i działania? Bo ja wiesz, zaklęć kilka rzucę, w tartaku z Kieranem byłam, ale na budowaniu nie znam się w ogóle. - orzekła bez cienia skruchy, zastanawiając się czy powinna dobyć różdżkę, czy może Billy przewidział dla niej jakieś całkiem inne zadanie.
- Festiwal Miłości. - mruknęła mimowolnie, spoglądając na chwilę w niebo wyginając w tył plecy brzuch wyrzucając do przodu. - Nie mogę się doczekać. - mruknęła z marudną manierą. Świętowanie miłości to ostatnie na co miała ochotę. Zawieszenie broni - choć potrzebne - wyrzucało ją w bezruch który coraz mocniej zaczynał odbijać jej się czkawką. - Zapomnieć? - zapytała przekrzywiając odrobinę głowę żeby na niego spojrzeć. - O czym? - dopytała marszcząc jasne brwi. To nie tak, że nie wierzyła, że Hannah nie miała wspomnień, które wolałaby porzucić, ale teraz nie powinna oddawać się rozpamiętywaniu złych rzeczy. - Ej, Moore, złowisz jej wianek w tym roku? - zapytała odrobinę z przytykiem, rzucając mu wyzwanie między słowami niewinnego - choć już z góry sugerującego - pytania.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Łąka białych kwiatów - Page 8 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]11.11.23 23:43
Tak – przytaknął w odpowiedzi na pytanie o zabezpieczenie, nie pomyślał o nim; było proste, ale w swej prostocie też użyteczne. Nie miało powstrzymać nikogo, kto zaparłby się, żeby dostać się do środka, ale mogło odstraszyć niektórych – zmusić do zastanowienia, do zatrzymania się na moment. – To dobry p-p-pomysł – przyznał, pozwalając sobie na uśmiech. Trochę wymuszony, bliskość szczeliny źle na niego działała; szarpała nerwami, wprawiała w dyskomfort. Gdzieś w tyle czaszki czuł irracjonalną potrzebę podejścia na samą krawędź i zajrzenia w głąb – ale odepchnął ją od siebie, powtarzając sobie raz jeszcze, niczym mantrę, że nie było tam już dla niego nic. Ani Rodericka, ani jego matki, której nawoływanie słyszał Aidan; ani umęczonych dusz, którym obiecał wolność – a które ostatecznie zostały unicestwione, zgaszone tak łatwo, jak zdmuchiwało się płomień tlącej się świecy.
Zapytany o plan, prawie odetchnął z ulgą, w pełni przenosząc uwagę na złożone nieopodal drewno. Skupienie się na odpowiedzi pozwoliło mu na oderwanie się od błąkających się bezładnie myśli, na przestawienie się w tryb działania; znajomy, bezpieczny – to do pracy nauczył się uciekać w ciągu ostatnich tygodni, odnajdując swoiste schronienie w zadaniach, które angażowały zarówno umysł jak i ciało. – Jasne. No więc tak – podjął, robiąc kilka kroków do przodu i przystając przy ułożonych starannie deskach. Zatarł dłonie, po czym wskazał palcem w stronę szczeliny, tym razem starając się nie spoglądać na nią jak na zejście do magicznego więzienia ani siedlisko świeżych wspomnień – a jak na problem do rozwiązania, zwykły konstrukt ze skał i kamieni. – Konstrukcja nie będzie skomp-p-plikowana – jedna podłużnica przez środek – oznajmił, dłonią kreśląc długą linię ciągnącą się pomiędzy najdalszymi końcami wyrwy. – Rzucę na nią zaklęcie odciążające, żeby było łatwiej ją p-p-przemieścić i żeby mogła przenieść większe obciążenie, ale będę potrzebował z nią twojej pomocy i twojego wingardium leviosa – w p-p-pojedynkę nie dam rady jej wymanewrować – dodał. Główna podpora wymagała jeszcze zbicia w całość, ale na to potrzebował zaledwie chwili – przygotował poszczególne elementy wcześniej, wykreślając też projekt całego przedsięwzięcia. – Później ułożymy na niej poprzecznice. Myślę, że co p-p-półtora metra wystarczy. Rzucę na wszystko zaklęcie stabilizujące, żeby przy kolejnym trzęsieniu – oby nigdy nie nastąpiło – czy większym wietrze nic się nie p-p-przesunęło. I deski na górę. Zastanawiam się – ciągnął dalej, opuszczając na chwilę dłonie i spoglądając w stronę Justine – czy nie powinniśmy zostawić jakiegoś włazu. Ukrytego, m-m-magicznie zabezpieczonego, ale dostępnego dla Zakonu. – Pozostawił tę myśl niedokończoną, coś skręciło się w nim nieprzyjemnie na samą myśl; nie chciał nigdy więcej tam wracać – ale przecież nie był w stanie przewidzieć, czy taka konieczność nie nastąpi. Azkaban rozciągał się tuż pod nimi, to był fakt; i chociaż drzemiące w nim duchy zostały unicestwione, to nie mogli mieć pewności, czy coś jeszcze nie czaiło się w zatopionych korytarzach. – Co myślisz? – zapytał, szczerze ceniąc sobie jej zdanie. Była aurorką, o walce z czarną magią wiedziała znacznie więcej niż on; potrafiła rzeczy, których nawet nie był w stanie sobie wyobrazić. – Całość uk-k-kryję pod jakimś czarem maskującym, niech wygląda jak skała. Nie wiem, czy coś na tym kiedykolwiek wyrośnie – ziemia dookoła szczeliny wyglądała na martwą – ale im mniej będzie się rzucało w oczy, tym lep-p-piej. – A przynajmniej tak mu się wydawało. Nie tylko ze względu na ewentualnych ciekawskich śmiałków; szczelina jawiła mu się niczym długa blizna w krajobrazie Oazy, namacalne przypomnienie o wiszącym nad nimi niebezpieczeństwie. Zagrożeniu, które nie powinno być tu obecne; nie w miejscu, które dla uciekających przed wojną mugoli i czarodziejów miało być – cóż, oazą.
Nie czekał długo, by zabrać się za pracę – zdjął ze stosu pierwszą z długich belek, żeby ułożyć ją na ziemi, a zaraz za nią umieścić kolejną – w międzyczasie starając się ocenić, jakie obciążenie mogłaby przenieść podłużnica. – P-p-pomożesz mi z tym? – zapytał Justine, wskazując na kolejny drewniany element. Zakasał wyżej rękawy koszuli, rzucając jej spojrzenie spod uniesionych brwi, kiedy wspomniała o festiwalu. – Może być też festiwalem p-p-przyjaźni – zasugerował, miłość nie musiała być romantyczna; kiedy on myślał o nadchodzącym święcie, cieszył się przede wszystkim z możliwości spędzenia go z najbliższymi – nawet jeśli aktualne relacje z osobami mu najdroższymi pozostawiały wiele do życzenia. Ta z Tedem zdawała się co najmniej chwiejna, Theo wciąż traktował go jak wroga. A Hannah… – No, o wszystkim – powiedział, wzruszając ramionami. – W tym, że to w-w-wszystko jest takie kruche. Że to, co budujemy, może za moment nie istnieć – wyjaśnił, opuszczając wzrok. Przyklęknął na ziemi, starając się równo ustawić prostokątny fragment konstrukcji.
Mało subtelny przytyk spowodował, że kącik ust drgnął mu w górę. – Albo ja albo nikt – zapewnił, zerkając na Tonks. – A nam-m-mówisz ją, żeby go rzuciła? – zagadnął, trochę żartem, a trochę nie.

| 3k3 na ocenę nośności materiałów (+5 za II poziom konstrukcji)
[bylobrzydkobedzieladnie]




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?



Ostatnio zmieniony przez William Moore dnia 11.11.23 23:48, w całości zmieniany 3 razy
William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]11.11.23 23:43
The member 'William Moore' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 3, 1, 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąka białych kwiatów - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]12.11.23 23:37
Starała się zwracać do maksymy, że czasem najprostsze działanie było najlepsze. Starała - nie zawsze jej to wychodziło. Często przekombinowała. Chcąc zrobić coś możliwie jak najlepiej, za bardzo wszystko komplikowała, robiła niepotrzebne rzeczy, ruchy, podejmowała się nieodpowiedniego - choć w danym momencie jej własnych myśli - działania. A potem żałowała. Żałowała, żałowała, żałowała. Pluła sobie w brodę. Klnęła. Traciła pewność siebie - nie na zewnątrz. Wewnątrz, wewnątrz niej samej niezmiennie trwała niekończąca się batalia.
Krótkie potwierdzenie padające z ust Moora sprawiało, że sama potaknęła głową gdy określił jej pomysł dobrym. To nie było jakieś skomplikowane zabezpieczenie, ale mogło zniwelować podejście dzieciaków, które z nim sobie z pewnością same nie poradzą. Tego jednego była pewna. Jeśli ktoś naprawdę będzie chciał wejść, to wejdzie, ale chodziło o to, żeby szczelina samym swoim istnieniem nie stwarzała niebezpieczeństwa - tak przynajmniej zrozumiała z tego, co mówił Billy.
Zapytała o plan, z dłońmi w kieszeniach ruszając za nim, przystając przy rozłożonych drewnach. Spoglądając na nie z góry. Jej brwi zmarszczyły się już w pierwszej części zdania ale na razie mu nie przerywała. Skinęła lekko głową. Z Windgarium Leviosa nie będzie miała większego problemu przecież. A to znaczyło, że jest szansa że nic się koncertowo nie spieprzy kiedy podejmie się działania. Bo chyba nie do końca miało co - więc, dla Justine wróżyło to dziś całkowicie spokojny czas. Brak potencjalnych kłopotów był czymś irytująco stabilnym w czasie zawieszenia broni. Ale czego się spodziewała? Przecież nie walki ze zmutowanymi kawałkami drewna. Nie przerywała na razie jedynie słuchając, wydymając lekko usta, wlepiając oczy w drewna. Ogólny sens mniej więcej rozumiała, przekrzywiła odrobinę głowę. - Myślę, że nie wiem czy się przyznawać się podłużnice i poprzecznice to coś co usłyszałam z pierwszy raz. - odpowiedziała mu nadal z dłońmi w kieszeniach. - Poprzecznice bo w poprzek je położymy a podłużnica bo bez środek? Jak nie potrzebuję dokładnej terminologii a wystarczy że będziesz mówił “teraz to” to możemy ją pominąć. - wyrzuciła z siebie. Bo o podłużnicy usłyszała pierwszy raz w życiu. - A co do wejścia - zawiesiła głos zastanawiając się nad tym. - Wiesz, dwie opcje są, albo je zostawić i ukryć czarem jak mówisz, albo nie zostawiać i jeśli będziemy chcieli tam wejść to chyba możemy chwilowe wejście wyczarować. Coś mi świta że było takie zaklęcie w transmutacji. - zastanowiła się na głos. - Prawda jest taka, że jeśli kiedyś będziemy potrzebowali tam wejść, to znajdziemy sposób. - orzekła wzruszając lekko ramionami. - Więc wybrałabym takie, które twoim zdaniem będzie bezpieczniejsze dla mieszkańców. Stworzenie przejścia jest trudniejsze niż znalezienie go… chyba. - podsumowała swój myślicielski wywód wskazując w którą stronę ona sama by poszła. Wierzyła, że jeśli będą chcieli dostać się do środka, to znajdą sposób. Choć pozostawione wejście było prostszym rozwiązaniem, czy bezpieczniejszym dla mieszkańców?
- Pomogę. - odpowiedziała od razu w pierwszym odruchu sięgając po różdżkę, ale patrząc jak zakasa rękawy przez chwilę stała, patrząc na to co robi. Miał silne ręce, od razu to zauważyła. - A, czekaj, ty mówisz tak, rękami… dobra? - wsadziła różdżkę między wargi, wyciągając dłonie. - I szo dalej? - zapytała go łapiąc za wskazany drewniany element.
- Pewnie może. - zgodziła się nim karykaturalnie wzruszając ramionami. Bo pewnie i mógł, ale patrzenie na pary, które oddają się euforii lata, pary które mają to, czego ona sama się pozbawiła niosło się słodko gorzkim smakiem. - Chyba zawieszenie się na tej myśli, tylko humor wam skwasi. - powiedział do niego, zerkając niebieskim spojrzeniem. - Znaczy, no trudno zapomnieć o prawdzie, która czai się za rogiem, ale dlatego cieszę się, że w w jutro możecie patrzeć razem. Nawet jeśli nie będzie trwało długo, jest chyba warto. - wyrzuciła z siebie spoglądając gdzieś na bok. Filozoficzna, hipokrytka Justine, proszę bardzo - podano do stołu. Kolejne jego pytanie sprawiło, że najpierw zaśmiała się krótko. Ale zaraz zwątpiła. - Ja? - zapytała go wykrzywiając odrobinę karykaturalnie twarz. - Myślę, że gorzej wybrać byś nie mógł. - Hannah za dobrze ją znała, żeby uwierzyła że Justine w istocie swój wianek chce wrzucić. Zbyt dokładnie widziała jej cierpienie i zbyt blisko go była. W końcu też zrozumiała - a może rozumiała od początku tylko w słowach wyszło im marniej - dlaczego Justine wybierała, jak wybierała. - Jeśli nie znajdziesz innej kandydatki, zrobię co mogę. - orzekła z krótkim westchnieniem. - Mój brat lubą sobie znalazł. - rzuciła luźno, bezpiecznie dość w myśl nadrobienia towarzyskich plotek. By chwilę później stanąć nad drewnami. - Dobra, to tą najpierw, tak? - upewniła się i póki Billy nie potwierdził, nie sięgnęła po różdżkę. - Wingardium leviosa. - zaakcentowała wywijając nadgarstkiem, wskazując na wyznaczoną przydłużnicę - a może podłużnice? Ten kawał drewna którego chciał, tak było prościej.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Łąka białych kwiatów - Page 8 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Łąka białych kwiatów [odnośnik]12.11.23 23:37
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąka białych kwiatów - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 8 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Łąka białych kwiatów
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach