Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Łąka białych kwiatów
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Łąka białych kwiatów
Przyjemnie miejsce, dostępne jedynie dla niewielu, za dnia niewyróżniające się niczym, poza sporym zagęszczeniem kwiatów o bielących się płatkach. Dopiero nocą, gdy nieśmiałe światło księżyca pada na nie, zyskuje swój prawowity urok. Łąka zdaje się pełna niewinności i czystości, dobroci, której echa dostrzec można było już za dnia. Wokół roznosi się przyjemny zapach kwiatów. W powietrzu czuć spokój, któremu chce się naprawdę uwierzyć i pozwolić sobie na chwilę odpoczynku. Od końca czerwca na środku łąki znajduje się surowa szczelina. Wokół niech rozciągało się zimno, nic także nie rosło na nagich skałach. Po spojrzeniu w dół można było dostrzec wodę — była tak samo słona jak morska.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 26.09.22 18:40, w całości zmieniany 1 raz
Postąpił tylko krok do przodu i na tym poprzestał. Zacisnął pięści aż knykcie mu pobielały. To nie była ona. Nie mogła. Wciąż ją słyszał. Jej delikatną barwę głosu, słodkie brzmienie piosenki przywołującej go do szczeliny. Jej jednak tam nie było. Nie mogła tam być. Widział jej ciało. Był na jej pogrzebie, obserwował jak trumnę chowano w ziemi, a później zasypywano ziemią. Minęły lata. Choć była to słodka wizja, bo Merlin sam wiedział tylko ile by oddał, aby znów wylądować w jej objęciu, tak nie mogła być prawdziwa. Mama zginęła, nie była nawet pochowana w tym miejscu. Nie wiedział o co tu chodzi, nie rozumiał, ale to coś nie było prawdą.
Znów rozglądnął się w około, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na krzyczącym kuzynie przysłuchując się jego instrukcji. Nie wszyscy ludzie uciekali, część została, aby obserwować co wydarzy się dalej, część wpatrując się w szczelinę. Nie był więc jedyny który coś słyszał? Może nawet coś w niej dostrzegli? Może on też by mógł, gdyby faktycznie spojrzał w bezkresną ciemność. Nie miał zamiaru jednak próbować. - To co słyszycie, czy widzicie nie jest prawdą! Musicie uciekać! Odejdźcie od szczeliny! - Wykrzyczał do zgromadzonych osób próbując poprowadzić kogo się dało w bezpieczne miejsce wskazane przez Steffena, samemu uważając gdzie stawia kolejne kroki.
Znów rozglądnął się w około, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na krzyczącym kuzynie przysłuchując się jego instrukcji. Nie wszyscy ludzie uciekali, część została, aby obserwować co wydarzy się dalej, część wpatrując się w szczelinę. Nie był więc jedyny który coś słyszał? Może nawet coś w niej dostrzegli? Może on też by mógł, gdyby faktycznie spojrzał w bezkresną ciemność. Nie miał zamiaru jednak próbować. - To co słyszycie, czy widzicie nie jest prawdą! Musicie uciekać! Odejdźcie od szczeliny! - Wykrzyczał do zgromadzonych osób próbując poprowadzić kogo się dało w bezpieczne miejsce wskazane przez Steffena, samemu uważając gdzie stawia kolejne kroki.
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Steffen, który dosłownie czuł wokół siebie całą tą energię bez trudu mógł się odsunąć na bezpieczną odległość, podobnie jak był w stanie wskazać miejsca, w których gromadziła się energia. Dzięki temu potrafił zapewnić bezpieczeństwo ludziom, którzy pozostali przy szczelinie, ale na widok migocącej kuli, a później fajerwerków tylko jeden mężczyzna się poruszył. Coś powiedział, Steffen nie słyszał dokładnie co, ale szarpnął drugim mężczyzną i sam zaczął się oddalać, choć nie spuszczał wzroku ze szczeliny.
— To nie może być prawdziwe...— wyrzucił z siebie w końcu głośno, złapał się za głowę z przerażeniem, ale dość przytomnie. Spojrzał na Steffena, kręcąc głową, a później ruszył w stronę wioski. Dwóch mężczyzn zostało bliżej szczeliny, zupełnie tak, jakby nie potrafili się oprzeć temu, by nie spojrzeć w jej głąb. Stali nieruchomo, jak kamienne posągi, niemalże nie oddychając. Ich twarze zrobiły się blade, a oczy pozostały szeroko otwarte. Wydawali się zapatrzeni w coś, czego Cattermole nie widział. Aidan, mimo magii, która go kusiła oparł się wizjom i dotarł do mężczyzn, którzy zostali. Ominął niebezpieczne miejsca wskazane przez swojego kuzyna, ale kiedy spróbował pociągnąć za sobą jednego z dwóch mężczyzn poczuł bezwład. Nie opierał się, poddał pociągnięciu, ale jednocześnie nie współpracował. Zachwiał się, nie będąc w stanie ustać.
Lucinda oparła się pokusie spojrzenia w głąb. Trzeźwo i zdecydowanie zareagowała, kierując zaklęcie w stronę kobiety, którą trzymał William. Lotnik potrafił sobie bez trudu przypomnieć horror, jaki przeżył w korytarzach nowego Azkabanu. To, co kryło się pod wyspą dla wielu czarodziejów, a może dla większości pozostawało niezbadaną tajemnicą, ale magia tego miejsca była potężna i dobra; ta pod ziemią zepsuta i zła, strawiona przez anomalię i dementorów, dla których to miejsce przez lata było domem. Nikt nie wiedział, co stało się z tamtym miejscem po powstaniu Oazy, ale jej istnieje zdawało się być zagrożone siłą lub siłami, które zbudziły się do życia. Kobieta była zrezygnowana, słaba choć wcale nie fizycznie. Na jej twarzy malowała się dziwna rezygnacja, pogodzenie z losem, ale jej oczy były jednocześnie puste i szeroko otwarte. Mimo to, Moore nie rezygnował. Chwycił ją mocniej, choć wysuwała mu się z uścisku. Ziemia, na której się znajdował zaczynała się pod nim zapadać; kruszyć. Słowa, które skierował do kobiety w końcu spotkały się z jej reakcją. Zamrugała, spoglądając na niego przytomniej. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, a w kącikach oczu pojawiły się łzy, które po sekundzie spłynęły po bladych policzkach. Jej bezgłośne pomóż rozbrzmiało niczym krzyk. Chwyciła się czarodzieja mocniej, zapierając nogami o ziemie. W tej samej chwili uderzyło w nią zaklęcie Hensley. Krzyknęła krótko, przerażenia, odrywając się od ziemi, jednocześnie ciągnąć za sobą Williama — w górę, ale i w stronę przepaści. Lasso napięło się, podobnie jak ręka czarodzieja. Lewitująca kobieta nie mogła nic zrobić pod wpływem zaklęcia rzuconego z odległości przez czarownicę.
Czas na odpis mija 28 lipca o 22:00.
— To nie może być prawdziwe...— wyrzucił z siebie w końcu głośno, złapał się za głowę z przerażeniem, ale dość przytomnie. Spojrzał na Steffena, kręcąc głową, a później ruszył w stronę wioski. Dwóch mężczyzn zostało bliżej szczeliny, zupełnie tak, jakby nie potrafili się oprzeć temu, by nie spojrzeć w jej głąb. Stali nieruchomo, jak kamienne posągi, niemalże nie oddychając. Ich twarze zrobiły się blade, a oczy pozostały szeroko otwarte. Wydawali się zapatrzeni w coś, czego Cattermole nie widział. Aidan, mimo magii, która go kusiła oparł się wizjom i dotarł do mężczyzn, którzy zostali. Ominął niebezpieczne miejsca wskazane przez swojego kuzyna, ale kiedy spróbował pociągnąć za sobą jednego z dwóch mężczyzn poczuł bezwład. Nie opierał się, poddał pociągnięciu, ale jednocześnie nie współpracował. Zachwiał się, nie będąc w stanie ustać.
Lucinda oparła się pokusie spojrzenia w głąb. Trzeźwo i zdecydowanie zareagowała, kierując zaklęcie w stronę kobiety, którą trzymał William. Lotnik potrafił sobie bez trudu przypomnieć horror, jaki przeżył w korytarzach nowego Azkabanu. To, co kryło się pod wyspą dla wielu czarodziejów, a może dla większości pozostawało niezbadaną tajemnicą, ale magia tego miejsca była potężna i dobra; ta pod ziemią zepsuta i zła, strawiona przez anomalię i dementorów, dla których to miejsce przez lata było domem. Nikt nie wiedział, co stało się z tamtym miejscem po powstaniu Oazy, ale jej istnieje zdawało się być zagrożone siłą lub siłami, które zbudziły się do życia. Kobieta była zrezygnowana, słaba choć wcale nie fizycznie. Na jej twarzy malowała się dziwna rezygnacja, pogodzenie z losem, ale jej oczy były jednocześnie puste i szeroko otwarte. Mimo to, Moore nie rezygnował. Chwycił ją mocniej, choć wysuwała mu się z uścisku. Ziemia, na której się znajdował zaczynała się pod nim zapadać; kruszyć. Słowa, które skierował do kobiety w końcu spotkały się z jej reakcją. Zamrugała, spoglądając na niego przytomniej. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, a w kącikach oczu pojawiły się łzy, które po sekundzie spłynęły po bladych policzkach. Jej bezgłośne pomóż rozbrzmiało niczym krzyk. Chwyciła się czarodzieja mocniej, zapierając nogami o ziemie. W tej samej chwili uderzyło w nią zaklęcie Hensley. Krzyknęła krótko, przerażenia, odrywając się od ziemi, jednocześnie ciągnąć za sobą Williama — w górę, ale i w stronę przepaści. Lasso napięło się, podobnie jak ręka czarodzieja. Lewitująca kobieta nie mogła nic zrobić pod wpływem zaklęcia rzuconego z odległości przez czarownicę.
Ramsey Mulciber
Lucinda doskonale pamiętała ich walkę z anomalią. Pamiętała jak wiele ich to wszystko kosztowało, wiedziała też nie jest na tyle silna psychicznie by dać sobie radę z naciskiem jaki może na nią wywrzeć przewrotna magia. Doświadczyła tego właśnie tu – w Azkabanie. Doświadczyła i ledwo to przeżyła. Choć lubiła się z ryzykiem, chętnie się go podejmowała, to nie zależało jej na tym by sprawdzić co znajduje się na samym dnie szczeliny. Nawet najcenniejszy magiczny przedmiot czy artefakt nie były warte takiego poświęcenia.
Czarownica utkwiła spojrzenie w Williamie. Słyszała podniesiony głos mężczyzny, który jeszcze chwile wcześniej sam wisiał nad przepaścią. Cieszyła się, że wokół nich są jeszcze inni. Nie byli w stanie odciągnąć od szczeliny wszystkich, a przecież jeden Merlin wie kiedy i czy w ogóle dojdzie do kolejnego wstrząsu. Jej zaklęcie dosięgnęło celu. Z ust kobiety wyrwał się cichy okrzyk i Lucinda doskonale to rozumiała. Sama w takiej sytuacji byłaby przerażona. W końcu jej życie leżało w rękach obcych ludzi. Bezsilność malowała się na jej twarzy. Kobieta pociągnęła ze sobą Billego, który wciąż kurczowo trzymał się lassa. Gdyby nie ono to prawdopodobnie sam znalazłby się w bardzo niebezpiecznym położeniu. Lucinda kurczowo ścisnęła różdżkę w dłoni. Pewnym ruchem przesunęła różdżką w stronę bezpiecznej przestrzeni ( w stronę drzewa, do którego przymocowane jest lasso) mając nadzieje, że tym samym uda jej się odsunąć czarodziejów od przepaści.
Czarownica utkwiła spojrzenie w Williamie. Słyszała podniesiony głos mężczyzny, który jeszcze chwile wcześniej sam wisiał nad przepaścią. Cieszyła się, że wokół nich są jeszcze inni. Nie byli w stanie odciągnąć od szczeliny wszystkich, a przecież jeden Merlin wie kiedy i czy w ogóle dojdzie do kolejnego wstrząsu. Jej zaklęcie dosięgnęło celu. Z ust kobiety wyrwał się cichy okrzyk i Lucinda doskonale to rozumiała. Sama w takiej sytuacji byłaby przerażona. W końcu jej życie leżało w rękach obcych ludzi. Bezsilność malowała się na jej twarzy. Kobieta pociągnęła ze sobą Billego, który wciąż kurczowo trzymał się lassa. Gdyby nie ono to prawdopodobnie sam znalazłby się w bardzo niebezpiecznym położeniu. Lucinda kurczowo ścisnęła różdżkę w dłoni. Pewnym ruchem przesunęła różdżką w stronę bezpiecznej przestrzeni ( w stronę drzewa, do którego przymocowane jest lasso) mając nadzieje, że tym samym uda jej się odsunąć czarodziejów od przepaści.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Prawie zapomniał o chaosie panującym na łące. Słyszał gdzieś za sobą zmieszane krzyki Steffena i Aidana, poprzetykane głosami innych ludzi, docierał do niego odgłos przyspieszonych kroków, ale wszystko to w jednej chwili stało się tłem, szumem, na który nie miał żadnego wpływu – i który nie miał wpływu na niego. Był tuż obok, ale równie dobrze mógłby znajdować się kilkaset mil dalej – bo ciągnąca go w dół siła, drżenie uciekającej w stronę szczeliny magii i ogrom rozciągającej się przed nim przepaści, były jedynymi rzeczami, na których był w stanie się skupić.
Widział zmianę rozgrywającą się w szeroko otwartych oczach kobiety, nagle wypełnionych łzami; choć wydawało się to niemożliwe, zacisnął mocniej palce na jej ramieniu, bez trudu rozczytując wypowiedziane bezdźwięcznie słowo. – Pomogę, zaraz wszystko będzie d-dobrze – odpowiedział, ignorując osypującą się coraz mocniej ziemię. Czuł, jak grunt tuż pod nimi traci stabilność, pokrywając się lodową warstwą; brakowało mu oparcia, kolana ślizgały się po zmarzlinie; chłód bijący od wyrwy sprawiał, że cierpły mu dłonie – ale nie wypuścił z dłoni różdżki, gdy kobieta złapała się go wreszcie, na moment chwiejąc równowagą ich obojga. Uniesienie jej w powietrze nie zaskoczyło go tak bardzo jak ją samą, słyszał inkantację padającą z ust Lucindy – ale i tak nie był przygotowany na nagłą zmianę środka ciężkości. Ledwie powstrzymał cisnący się na usta krzyk, gdy uczepiona jego ramienia kobieta pociągnęła go do przodu, a ręka trzymająca różdżkę z lassem wygięła się boleśnie – zacisnął jednak zęby, zdając sobie sprawę, że nie mógł pozwolić sobie na potknięcie; nie, kiedy na jego barkach – dosłownie i w przenośni – spoczywał los niewinnej czarownicy. – Spokojnie, nie puszczaj – powiedział szybko. – Moja p-p-przyjaciółka nam pomoże, dobrze? Podciągniemy się z dala od szczeliny – starał się ją uspokoić, jednocześnie – czy mu się wydawało? – rzeczywiście mając wrażenie, że kobieta zaczyna przesuwać się w jego stronę. Wierzył w Lucindę, była uzdolnioną czarownicą z głową na karku; miał już okazję walczyć u jej boku, w trakcie pojedynku na podlondyńskim cmentarzu ani razu go nie zawiodła – nie miał więc powodów, by wątpić, że zrobi to teraz. Wciąż pomagając sobie nogami, spróbował przyciągnąć do siebie dłoń, która trzymała różdżkę – tak, żeby przesunąć ich oboje w stronę drzewa, szybciej niż zrobiłoby to samo zaklęcie. Dźwignął się na kolana, na nich przesuwając się do tyłu. – Posłuchaj mnie uważnie, jak tylko p-p-przestanie działać zaklęcie, pomogę ci wstać – musisz się podnieść i najszybciej, jak dasz radę, pobiec z dala od szczeliny, w stronę wioski – rozumiesz? – zapytał. Pamiętał słowa Steffena, pierwszy wstrząs nie miał być ostatnim; a chociaż nie miał pojęcia, ile minut (sekund?) dzieliło ich od kolejnego, nie miał zamiaru pozostawić niczego przypadkowi.
Ciągnąc ich przez cały czas w stronę drzewa, wypatrywał momentu, w którym ciało kobiety opadło na ziemię – a gdy tylko to się stało, wypowiedział w głowie stanowcze finite, przerywając działanie własnego zaklęcia; prawą ręką oparł się o podłoże, chcąc dźwignąć się na nogi, a później – dokładnie tak, jak zapowiedział – pomóc wstać też kobiecie. – Uciekaj – ostrzeż innych, żeby się tu nie zb-b-bliżali – przypomniał; oderwał od niej wzrok, spojrzeniem szukając kuzyna. – Steffen! Ile mamy czasu? – krzyknął; potrzebowali planu, sposobu na zatrzymanie uciekającej do wnętrza wyspy magii – ale przede wszystkim, musieli uchronić mieszkańców Oazy przed nieznanym zagrożeniem.
| chyba znów na sprawność, jeśli za daleko pogalopowałam, to przystopuj mnie, mistrzu <3
Widział zmianę rozgrywającą się w szeroko otwartych oczach kobiety, nagle wypełnionych łzami; choć wydawało się to niemożliwe, zacisnął mocniej palce na jej ramieniu, bez trudu rozczytując wypowiedziane bezdźwięcznie słowo. – Pomogę, zaraz wszystko będzie d-dobrze – odpowiedział, ignorując osypującą się coraz mocniej ziemię. Czuł, jak grunt tuż pod nimi traci stabilność, pokrywając się lodową warstwą; brakowało mu oparcia, kolana ślizgały się po zmarzlinie; chłód bijący od wyrwy sprawiał, że cierpły mu dłonie – ale nie wypuścił z dłoni różdżki, gdy kobieta złapała się go wreszcie, na moment chwiejąc równowagą ich obojga. Uniesienie jej w powietrze nie zaskoczyło go tak bardzo jak ją samą, słyszał inkantację padającą z ust Lucindy – ale i tak nie był przygotowany na nagłą zmianę środka ciężkości. Ledwie powstrzymał cisnący się na usta krzyk, gdy uczepiona jego ramienia kobieta pociągnęła go do przodu, a ręka trzymająca różdżkę z lassem wygięła się boleśnie – zacisnął jednak zęby, zdając sobie sprawę, że nie mógł pozwolić sobie na potknięcie; nie, kiedy na jego barkach – dosłownie i w przenośni – spoczywał los niewinnej czarownicy. – Spokojnie, nie puszczaj – powiedział szybko. – Moja p-p-przyjaciółka nam pomoże, dobrze? Podciągniemy się z dala od szczeliny – starał się ją uspokoić, jednocześnie – czy mu się wydawało? – rzeczywiście mając wrażenie, że kobieta zaczyna przesuwać się w jego stronę. Wierzył w Lucindę, była uzdolnioną czarownicą z głową na karku; miał już okazję walczyć u jej boku, w trakcie pojedynku na podlondyńskim cmentarzu ani razu go nie zawiodła – nie miał więc powodów, by wątpić, że zrobi to teraz. Wciąż pomagając sobie nogami, spróbował przyciągnąć do siebie dłoń, która trzymała różdżkę – tak, żeby przesunąć ich oboje w stronę drzewa, szybciej niż zrobiłoby to samo zaklęcie. Dźwignął się na kolana, na nich przesuwając się do tyłu. – Posłuchaj mnie uważnie, jak tylko p-p-przestanie działać zaklęcie, pomogę ci wstać – musisz się podnieść i najszybciej, jak dasz radę, pobiec z dala od szczeliny, w stronę wioski – rozumiesz? – zapytał. Pamiętał słowa Steffena, pierwszy wstrząs nie miał być ostatnim; a chociaż nie miał pojęcia, ile minut (sekund?) dzieliło ich od kolejnego, nie miał zamiaru pozostawić niczego przypadkowi.
Ciągnąc ich przez cały czas w stronę drzewa, wypatrywał momentu, w którym ciało kobiety opadło na ziemię – a gdy tylko to się stało, wypowiedział w głowie stanowcze finite, przerywając działanie własnego zaklęcia; prawą ręką oparł się o podłoże, chcąc dźwignąć się na nogi, a później – dokładnie tak, jak zapowiedział – pomóc wstać też kobiecie. – Uciekaj – ostrzeż innych, żeby się tu nie zb-b-bliżali – przypomniał; oderwał od niej wzrok, spojrzeniem szukając kuzyna. – Steffen! Ile mamy czasu? – krzyknął; potrzebowali planu, sposobu na zatrzymanie uciekającej do wnętrza wyspy magii – ale przede wszystkim, musieli uchronić mieszkańców Oazy przed nieznanym zagrożeniem.
| chyba znów na sprawność, jeśli za daleko pogalopowałam, to przystopuj mnie, mistrzu <3
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'William Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 91
'k100' : 91
Podchodząc do mężczyzn uświadomił sobie, że ci faktycznie widzieli, bądź słyszeli coś tak samo jak on wcześniej. Patrzyli się w dół jakby coś faktycznie tam było, mąciło im w głowach. Czy gdyby wtedy też spojrzał ujrzałby mamę, a może coś zupełnie innego? Patrzył pod nogi, aby mieć pewność, że podąża bezpieczną ścieżką, gdy jednak się zbliżył swój wzrok uparcie utkwił w pozostałych przy dole dwóch mężczyznach uważając by samemu nie spojrzeć w otchłań. - Musimy uciekać. Tu jest niebezpiecznie. To nie jest prawdą. Ich tu nie ma. - Próbował przemówić im do rozsądku chwytając jednego z mężczyzn, aby odciągnąć go od szczeliny, ten jednak zachwiał się i upadł tracąc równowagę. Aidan podtrzymał go, aby upadek ten nieco zamortyzować. - Nie możemy tu zostać! - Zwrócił się do drugiego mężczyzny potrząsając jego ramię, aby ostatecznie zająć się jednak tym leżącym na ziemi próbując odciągnąć go jak najdalej. - Steff! - Zawołał za kuzynem niepewny czy uda mu się samemu poradzić z tą dwójką.
| rzut na sprawność
| rzut na sprawność
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Aidan Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 75
'k100' : 75
Nigdy nie czuł czegoś takiego - magia drgała wszędzie, z intensywnością niespotykaną przy wykrywaniu żył magicznych, niespotykaną nawet w starożytnych i przeklętych miejscach. Ziemia drżała coraz mocniej, ale wydawało mu się, że mógł przewidzieć jak zachowa się grunt. Dzięki temu samemu odsunął się na bezpieczną odległość i za pomocą fajerwerków był w stanie wskazać ludziom, dokąd uciekać.
Tyle, że geomancja bywała najwyraźniej bardziej przewidywalna od czynnika ludzkiego. Zmarszczył z niedowierzaniem brwi, widząc jak mężczyźni pozostaje nad szczeliną - przecież nie mogli go nie słyszeć, nie przy Sonorusie. Celowo skierował świetlistą kulę tak, by przeleciała tuż przed nimi, chcąc ich ponaglić - każdy normalny człowiek chociaż by drgnął, ale poruszył się tylko jeden z mężczyzn. Przynajmniej zareagował rozsądnie, odsuwając się - ale Steff wlepił w niego niedowierzający wzrok, rejestrując jak kręci głowa, jak łapie się za głowę, jakby wyrwany z transu. Podchwycił z nim krótki kontakt wzrokowy, mając wrażenie, że chodzi o coś więcej niż samo trzęsienie ziemi. Tak, to nie powinno być prawdziwe, że jedyne bezpieczne miejsce jest właśnie zagrożone, ale mężczyzna nie zachowywał się jakby bał się natury - tylko jakby...
-Co nie może być prawdziwe? Widział pan tam... coś? - wypalił, próbując złożyć to wszystko w całość, ale mężczyzna już go wyminął.
Nie zatrzymywał go, niech ucieka, musieli uciec. Również pozostała dwójka - ale nadal tam stali, uparcie. Najwyraźniej widział to również jego kuzyn, podbiegając by odciągnąć jednego z mężczyzn - stali blisko, za blisko szczeliny, a Aidan nie odciągnie przecież ich obydwóch.
-Aidan, odsuńcie się! Zaraz się zatrzęsie! - krzyknął do kuzyna swoim wciąż donośnym głosem; w tej samej chwili dotarło do niego również pytanie Billy'ego. Dopiero teraz podniósł wzrok - lewitująca kobieta, lasso, Billy, to wszystko fantastyczne i upiorne, wszystko działo się za szybko. -Już, nadchodzi wstrząs! - odkrzyknął do starszego Moore'a. Musieli jakoś wzmocnić ziemię, ale na razie -Uciekajcie! - coś w nim krzyczało, by biegł do Aidana i mężczyzn, ale zarazem wiedział, że nie zdąży - był za słaby, by odciągać dorosłego człowieka, zbyt niezgrabny by jako człowiek znaleźć się tam, chyba też zwyczajnie bał się o swoje życie. Poza tym, jak ocalić i odsunąć ich wszystkich, całą trójkę? Uniósł różdżkę, magia zawsze była szybsza od niego - i modląc się do Merlina, by znajomość transmutacji, geomancji i fizyki go nie zawiodła, krzyknął pośpiesznie:
-Terracreato! - celując w ziemię pod nogami dwóch mężczyzn i Aidana. Miał nadzieję, że magii i tak było tutaj tak wiele, że wiązka jego zaklęcia nie pogorszy i tak fatalnej sytuacji. Korzystając z doświadczenia chciał unieść lekko ziemię pod takim kątem (przeciwnym do szczeliny), by trochę odgrodzić Aidana i mężczyzn od przepaści i by (przede wszystkim) siła podnoszącej się ziemi sprawiła, by polecieli do tyłu, jak najdalej od dziury. Energię kumulował przede wszystkim pod nogami nieruchomego mężczyzny, tego w dziwnym transie - wierząc, że w razie czego kuzyn odciągnie tego drugiego, albo uratuje chociaż sam siebie.
Tyle, że geomancja bywała najwyraźniej bardziej przewidywalna od czynnika ludzkiego. Zmarszczył z niedowierzaniem brwi, widząc jak mężczyźni pozostaje nad szczeliną - przecież nie mogli go nie słyszeć, nie przy Sonorusie. Celowo skierował świetlistą kulę tak, by przeleciała tuż przed nimi, chcąc ich ponaglić - każdy normalny człowiek chociaż by drgnął, ale poruszył się tylko jeden z mężczyzn. Przynajmniej zareagował rozsądnie, odsuwając się - ale Steff wlepił w niego niedowierzający wzrok, rejestrując jak kręci głowa, jak łapie się za głowę, jakby wyrwany z transu. Podchwycił z nim krótki kontakt wzrokowy, mając wrażenie, że chodzi o coś więcej niż samo trzęsienie ziemi. Tak, to nie powinno być prawdziwe, że jedyne bezpieczne miejsce jest właśnie zagrożone, ale mężczyzna nie zachowywał się jakby bał się natury - tylko jakby...
-Co nie może być prawdziwe? Widział pan tam... coś? - wypalił, próbując złożyć to wszystko w całość, ale mężczyzna już go wyminął.
Nie zatrzymywał go, niech ucieka, musieli uciec. Również pozostała dwójka - ale nadal tam stali, uparcie. Najwyraźniej widział to również jego kuzyn, podbiegając by odciągnąć jednego z mężczyzn - stali blisko, za blisko szczeliny, a Aidan nie odciągnie przecież ich obydwóch.
-Aidan, odsuńcie się! Zaraz się zatrzęsie! - krzyknął do kuzyna swoim wciąż donośnym głosem; w tej samej chwili dotarło do niego również pytanie Billy'ego. Dopiero teraz podniósł wzrok - lewitująca kobieta, lasso, Billy, to wszystko fantastyczne i upiorne, wszystko działo się za szybko. -Już, nadchodzi wstrząs! - odkrzyknął do starszego Moore'a. Musieli jakoś wzmocnić ziemię, ale na razie -Uciekajcie! - coś w nim krzyczało, by biegł do Aidana i mężczyzn, ale zarazem wiedział, że nie zdąży - był za słaby, by odciągać dorosłego człowieka, zbyt niezgrabny by jako człowiek znaleźć się tam, chyba też zwyczajnie bał się o swoje życie. Poza tym, jak ocalić i odsunąć ich wszystkich, całą trójkę? Uniósł różdżkę, magia zawsze była szybsza od niego - i modląc się do Merlina, by znajomość transmutacji, geomancji i fizyki go nie zawiodła, krzyknął pośpiesznie:
-Terracreato! - celując w ziemię pod nogami dwóch mężczyzn i Aidana. Miał nadzieję, że magii i tak było tutaj tak wiele, że wiązka jego zaklęcia nie pogorszy i tak fatalnej sytuacji. Korzystając z doświadczenia chciał unieść lekko ziemię pod takim kątem (przeciwnym do szczeliny), by trochę odgrodzić Aidana i mężczyzn od przepaści i by (przede wszystkim) siła podnoszącej się ziemi sprawiła, by polecieli do tyłu, jak najdalej od dziury. Energię kumulował przede wszystkim pod nogami nieruchomego mężczyzny, tego w dziwnym transie - wierząc, że w razie czego kuzyn odciągnie tego drugiego, albo uratuje chociaż sam siebie.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Kobieta, której pomógł William wraz z Lucindą, z przerażeniem spojrzała na mężczyznę, próbując się go złapać mocniej. Kiwnęła głową, słuchając dokładnie tego, co do niej mówił. Zacisnęła palce mocno na jego ręce, kiedy zaklęcie przesunęło ich bliżej drzewa. Powoli znalazła się na ziemi, bezpiecznie dostarczona we wskazane miejsce przez Lucindę. Ujęła dłoń Moore'a, kiedy pomógł jej wstać, przyciągnęła go do siebie mocniej, obejmując za szyję, kurczowo zaciskając palce na jego ubraniu. Była przerażona, drżała, ale kiwała głową, rozumiejąc co do niej mówił. Odsunąwszy go na nieznaczna odległość, zbyt małą, by móc objąć wzrokiem całą jej twarz, siąknęła nosem i szepnęła:
— Dziękuję — Po tym pokiwał zaraz głową, powoli, z ociąganiem odrywając twarz od oczu swojego wybawcy. Zgodnie z jego poleceniem ruszyła biegiem w kierunku krańca polany. Aidan zareagował błyskawicznie. Mężczyzna przewrócił się na ziemię, ale w tej samej chwili otrząsnął się z dziwnego transu — podobnie zresztą drugi, gdy młodszy Moore zaczął szarpać jego ramię. Zreflektował się, nieco oszołomiony i bez wątpienia przerażony. Nieco przymroczony nie zadawał pytań, słuchając rozkazów znacznie młodszego od siebie chłopca. Pomógł mu chwycić leżącego mężczyznę. W tym samym momencie Steffen wycelował różdżka pod ich nogi. Ziemia pod ich stopami pękła, bardziej przytomny mężczyzna krzyknął i drgnął, myśląc, że to trzęsienie, które zapowiadano, ale ziemia zaczęła piętrzyć się do góry, tworząc ziemisty mur, który całą trójkę zepchnął i przewrócił. Osłonił ich od szczeliny — żadne z nich, w tym Aidan nie widzieli powstałej dziury, ani tego, co miało się tam wydarzyć.
Chmury nad głowami zakonników zaczęły się poruszać. Były nisko, przez co każdy ich ruch był doskonale widoczny z każdego miejsca na wyspie — dzięki temu też wszyscy mogli bez problemu ujrzeć jak zaczynają zataczać coraz ciaśniejsze okręgi. Zagrzmiało, wewnątrz kłębiących się chmur błysnęły pierwsze burzowe blaski. Ludzie zaczęli odsuwać się od polany, znikając między drzewami. Zrobiło się ciemno, choć najciemniejsze chmury kotłowały się nad sercem Oazy. Wir z chmur pogłębiał się, z każdą sekundą przypominając piętrzący się nad głowami cyklon. Zaczęło wiać z zachodu, a później od wschodu, od północy i od południa na zmianę. Wiatr był tak silny, że szarpał włosy. Lucinda czuła, jak ciągną, podobnie jak jej ubranie; Billy musiał zamknąć oczy na chwilę, podobnie jak Cattermole. Aidan przez moment był osłonięty od wichury, ale kiedy ta wróciła z innej strony, zmusiła go do szukania środka równowagi.
Ziemia się zatrzęsła. Zgodnie przewidywaniami Steffena, drgania od razu były silne, nasilały się też z każdą chwilą. Ze szczeliny wszystkich dobiegł głuchy trzask, jakby coś pękło — a drobiny magii, które uciekały do szczeliny w jednej chwili zastygły w całkowitym bezruchu w powietrzu. Na ułamek sekundy wszystko stanęło, ucichło, wiatr zniknął, podobnie jak szum fal, ale czas się nie zatrzymał. Momentalną ciszę przerwał piorun, który spadł z chmur prosto w głąb szczeliny. Huk poniósł się po wyspie, przypominając odgłos silnego uderzenia, a potem trzask łamanego drzewa. Kolejne wyładowania raz za razem uderzały prosto w szczelinę. Wewnątrz niej coś gruchnęło, przypominając uderzającą Bombardę Maximę, a ze środka na wysokość kilkudziesięciu metrów chlusnęła lodowata woda, która z dużą siłą opadła na ziemię w postaci rozpryskujących się kropli. Wzdłuż żył, które wyczuwał Steffen ziemia pękła i rozstąpiła się, tworząc ledwie kilkunastocentymetrowe pęknięcia, z których buchnęła gorąca para; zniknęła jednak dość szybko, a brzegi szczeliny stopniowo zaczęły pokrywać się zmarzliną. Biegły od wyrwy, po całej polanie aż na jej skraj, ale dzięki rekacji Zakonników zdawało się, że nikt nie ucierpiał w wyniku zdarzenia. Wiatr wzmógł się w kolejnej chwili, a kiedy woda opadła na ziemię i ludzi, który próbowali się wydostać z polany, nastąpiły kolejne wyładowania, tym razem, nie prosto do szczeliny. Jeden z piorunów trafił w drzewo, przy którym stał William, a które powoli zaczęło zajmować się ogniem.
Choć z polany nikt nie był w stanie dostrzec wybrzeża, wystarczyło się obejrzeć, by ujrzeć fale na wysokość kilkudziesięciu metrów, które lada moment miały pochłonąć wyspę.
Chodź do mnie..., przeszywający szept echem wystawał się ze szczeliny. Tym razem jednak mógł usłyszeć go każdy.
Czas na odpis mija 2 sierpnia o godz: 22:00. W tej kolejce możecie podjąć dowolne 4 akcje. Przez wzgląd na szalejące warunki, jesteście też zobowiązani do ujęcia w postach żywiołu, w obrębie wszystkich czterech działań.
Wiatr was zaskoczył, wieje mocno. Jeśli nie wykorzystujecie akcji na poradzenie sobie z nim, rzucacie kością k100 na ustanie na nogach (rzut jest dodatkowy). ST powodzenia wynosi 60; po rzucie możecie pisać dalej. Niepowodzenie kończy się bolesnym upadkiem i otrzymanie obrażeń tłuczonych. (Dotyczy tylko tych, którzy stoją. Położenie się na ziemi nie jest akcją, ale uniemożliwia przemieszczanie się w całej turze. Pozwala na ruchy góra - dół. Zasada ta nie dotyczy Williama ze względu na zwinność.)
Trzęsienie ziemi jest potężne. Jeśli nie wykorzystujecie akcji na poradzenie sobie z nim, rzucacie kością k100 na ustanie na nogach (dotyczy tylko tych, którzy stoją po walce z wiatrem, rzut jest dodatkowy).
Woda tryska na wszystkich w obrębie polany. Jeśli nie planujecie wykorzystać akcji na ochronę przed nią, uznajecie, że oblewa każdego. Jesteście przemoczeni i błyskawicznie robi wam się zimno — od pęknięć wieje lodowaty wiatr, a znajdując się przy samej szczelinie zaczynacie poważnie marznąć.
Nad wyspą rozpętała się burza. Każdy dodatkowo jest zobligowany do rzucenia kością k100 (nie zabiera akcji). I niech Merlin ma Was w swojej opiece.
Jeśli coś nie zabiera akcji, oznacza, że możecie podjąć inne działania w tym czasie, ale musicie dokonać dodatkowych rzutów, które określą wasz stan). W razie pytań lub wątpliwości zapraszam na discorda.
— Dziękuję — Po tym pokiwał zaraz głową, powoli, z ociąganiem odrywając twarz od oczu swojego wybawcy. Zgodnie z jego poleceniem ruszyła biegiem w kierunku krańca polany. Aidan zareagował błyskawicznie. Mężczyzna przewrócił się na ziemię, ale w tej samej chwili otrząsnął się z dziwnego transu — podobnie zresztą drugi, gdy młodszy Moore zaczął szarpać jego ramię. Zreflektował się, nieco oszołomiony i bez wątpienia przerażony. Nieco przymroczony nie zadawał pytań, słuchając rozkazów znacznie młodszego od siebie chłopca. Pomógł mu chwycić leżącego mężczyznę. W tym samym momencie Steffen wycelował różdżka pod ich nogi. Ziemia pod ich stopami pękła, bardziej przytomny mężczyzna krzyknął i drgnął, myśląc, że to trzęsienie, które zapowiadano, ale ziemia zaczęła piętrzyć się do góry, tworząc ziemisty mur, który całą trójkę zepchnął i przewrócił. Osłonił ich od szczeliny — żadne z nich, w tym Aidan nie widzieli powstałej dziury, ani tego, co miało się tam wydarzyć.
Chmury nad głowami zakonników zaczęły się poruszać. Były nisko, przez co każdy ich ruch był doskonale widoczny z każdego miejsca na wyspie — dzięki temu też wszyscy mogli bez problemu ujrzeć jak zaczynają zataczać coraz ciaśniejsze okręgi. Zagrzmiało, wewnątrz kłębiących się chmur błysnęły pierwsze burzowe blaski. Ludzie zaczęli odsuwać się od polany, znikając między drzewami. Zrobiło się ciemno, choć najciemniejsze chmury kotłowały się nad sercem Oazy. Wir z chmur pogłębiał się, z każdą sekundą przypominając piętrzący się nad głowami cyklon. Zaczęło wiać z zachodu, a później od wschodu, od północy i od południa na zmianę. Wiatr był tak silny, że szarpał włosy. Lucinda czuła, jak ciągną, podobnie jak jej ubranie; Billy musiał zamknąć oczy na chwilę, podobnie jak Cattermole. Aidan przez moment był osłonięty od wichury, ale kiedy ta wróciła z innej strony, zmusiła go do szukania środka równowagi.
Ziemia się zatrzęsła. Zgodnie przewidywaniami Steffena, drgania od razu były silne, nasilały się też z każdą chwilą. Ze szczeliny wszystkich dobiegł głuchy trzask, jakby coś pękło — a drobiny magii, które uciekały do szczeliny w jednej chwili zastygły w całkowitym bezruchu w powietrzu. Na ułamek sekundy wszystko stanęło, ucichło, wiatr zniknął, podobnie jak szum fal, ale czas się nie zatrzymał. Momentalną ciszę przerwał piorun, który spadł z chmur prosto w głąb szczeliny. Huk poniósł się po wyspie, przypominając odgłos silnego uderzenia, a potem trzask łamanego drzewa. Kolejne wyładowania raz za razem uderzały prosto w szczelinę. Wewnątrz niej coś gruchnęło, przypominając uderzającą Bombardę Maximę, a ze środka na wysokość kilkudziesięciu metrów chlusnęła lodowata woda, która z dużą siłą opadła na ziemię w postaci rozpryskujących się kropli. Wzdłuż żył, które wyczuwał Steffen ziemia pękła i rozstąpiła się, tworząc ledwie kilkunastocentymetrowe pęknięcia, z których buchnęła gorąca para; zniknęła jednak dość szybko, a brzegi szczeliny stopniowo zaczęły pokrywać się zmarzliną. Biegły od wyrwy, po całej polanie aż na jej skraj, ale dzięki rekacji Zakonników zdawało się, że nikt nie ucierpiał w wyniku zdarzenia. Wiatr wzmógł się w kolejnej chwili, a kiedy woda opadła na ziemię i ludzi, który próbowali się wydostać z polany, nastąpiły kolejne wyładowania, tym razem, nie prosto do szczeliny. Jeden z piorunów trafił w drzewo, przy którym stał William, a które powoli zaczęło zajmować się ogniem.
Choć z polany nikt nie był w stanie dostrzec wybrzeża, wystarczyło się obejrzeć, by ujrzeć fale na wysokość kilkudziesięciu metrów, które lada moment miały pochłonąć wyspę.
Chodź do mnie..., przeszywający szept echem wystawał się ze szczeliny. Tym razem jednak mógł usłyszeć go każdy.
Wiatr was zaskoczył, wieje mocno. Jeśli nie wykorzystujecie akcji na poradzenie sobie z nim, rzucacie kością k100 na ustanie na nogach (rzut jest dodatkowy). ST powodzenia wynosi 60; po rzucie możecie pisać dalej. Niepowodzenie kończy się bolesnym upadkiem i otrzymanie obrażeń tłuczonych. (Dotyczy tylko tych, którzy stoją. Położenie się na ziemi nie jest akcją, ale uniemożliwia przemieszczanie się w całej turze. Pozwala na ruchy góra - dół. Zasada ta nie dotyczy Williama ze względu na zwinność.)
Trzęsienie ziemi jest potężne. Jeśli nie wykorzystujecie akcji na poradzenie sobie z nim, rzucacie kością k100 na ustanie na nogach (dotyczy tylko tych, którzy stoją po walce z wiatrem, rzut jest dodatkowy).
Woda tryska na wszystkich w obrębie polany. Jeśli nie planujecie wykorzystać akcji na ochronę przed nią, uznajecie, że oblewa każdego. Jesteście przemoczeni i błyskawicznie robi wam się zimno — od pęknięć wieje lodowaty wiatr, a znajdując się przy samej szczelinie zaczynacie poważnie marznąć.
Nad wyspą rozpętała się burza. Każdy dodatkowo jest zobligowany do rzucenia kością k100 (nie zabiera akcji). I niech Merlin ma Was w swojej opiece.
Jeśli coś nie zabiera akcji, oznacza, że możecie podjąć inne działania w tym czasie, ale musicie dokonać dodatkowych rzutów, które określą wasz stan). W razie pytań lub wątpliwości zapraszam na discorda.
Ramsey Mulciber
Odetchnął z ulgą, widząc, jak wypiętrzona ziemia osłania Aidana i mężczyzn od szczeliny. Chyba trochę ich przestraszył, ale to nic - grunt, że byli bezpieczni, że bariera odgrodzi ich od dziury podczas nadchodzącego wstrząsu. Korciło go, by manewrować ziemią dalej - ale niestety porywisty wiatr uderzył go prosto w oczy, zmuszając do przerwania działania Terracreato. Zaskoczony siłą wichury, zacisnął odruchowo powieki - i wtedy uświadomił sobie, że zaraz straci równowagę.
-Caelum. - wciąż trzymał różdżkę w dłoni, inkantacja wyrwała mu się chyba instynktownie, trochę ze strachu. Nie chciał upaść, nie gdy tuż obok pękała ziemia. Nie chciał też, by oczy zaszły mu łzami, by wichura uniemożliwiła widoczność. Chociaż rozgrywający się wokół spektakl był przerażający, to widział coś takiego pierwszy i pewnie jedyny raz w życiu, bycie w centrum wydarzeń było skrytym marzeniem każdego geomanty. Chciał zobaczyć jak najwięcej.
Miał nadzieję, że zaklęcie osłoni go przed wiatrem - wiedział, że chroni od każdych naturalnych warunków atmosferycznych, ale czy ta wichura była w ogóle naturalna?
Ziemia pod jego nogami nadal się trzęsła - z tym magiczna bariera sobie nie poradzi, musiał spróbować ustać na nogach. Zaparł się mocniej, manewrując ciężarem ciała, czytał gdzieś co robić w razie trzęsień ziemi - ale czy uda mu się wcielić teorię w praktykę?
pierwsza akcja: Caelum (na wiatr)
drugi rzut: utrzymanie równowagi (na trzęsienie ziemi lub wiatr jeśli Caelum nie zadziałało)
-Caelum. - wciąż trzymał różdżkę w dłoni, inkantacja wyrwała mu się chyba instynktownie, trochę ze strachu. Nie chciał upaść, nie gdy tuż obok pękała ziemia. Nie chciał też, by oczy zaszły mu łzami, by wichura uniemożliwiła widoczność. Chociaż rozgrywający się wokół spektakl był przerażający, to widział coś takiego pierwszy i pewnie jedyny raz w życiu, bycie w centrum wydarzeń było skrytym marzeniem każdego geomanty. Chciał zobaczyć jak najwięcej.
Miał nadzieję, że zaklęcie osłoni go przed wiatrem - wiedział, że chroni od każdych naturalnych warunków atmosferycznych, ale czy ta wichura była w ogóle naturalna?
Ziemia pod jego nogami nadal się trzęsła - z tym magiczna bariera sobie nie poradzi, musiał spróbować ustać na nogach. Zaparł się mocniej, manewrując ciężarem ciała, czytał gdzieś co robić w razie trzęsień ziemi - ale czy uda mu się wcielić teorię w praktykę?
pierwsza akcja: Caelum (na wiatr)
drugi rzut: utrzymanie równowagi (na trzęsienie ziemi lub wiatr jeśli Caelum nie zadziałało)
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'k100' : 2
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'k100' : 2
Teoria nie równała się praktyce - Steffen nawet nie wiedział co się stało, ani jak manewrował ciężarem ciała, bo nie ustał na nogach nawet sekundy. Przewrócił się na ziemię, boleśnie - na moment zaparło mu dech, nie był w końcu atletą. Coś go bolało, ale nie miał siły myśleć o tym, co - bo podniósł się na łokciach, widząc jak w miejscu podziemnej żyły nieopodal tworzy się szczelina, buchająca parą. Instynktownie chciał się odsunąć, ale wtedy spojrzał w stronę szczeliny i rozdziawił usta ze zdumienia. Zapadła nienaturalna wręcz cisza, drobiny magii (na szczęście!) zastygły, chmury kłębiły się na niebie w sposób, jakiego nie widział chyba od zeszłorocznej powiązanej z anomaliami burzy (jeśli nie jeszcze straszniejszy), a potem huk aż nim wstrząsnął (czy ziemia znowu zadrżała, czy mu się wydawało?)
Wiatr ustał, więc Steffen chwiejnie stanął na nogi - szeroko otwartymi oczyma patrząc, jak pioruny uderzają w szczelinę.
Co tam było? Co je ściągało? C o ś na pewno, magia? Nagle zapragnął to sprawdzić, choć nie mógł być pewnym, czy kierowała nim ciekawość, czy coś i n n e go. Cattermole zaczął ostrożnie przesuwać się w stronę szczeliny - wciąż trzymając się na dystans, ale chcąc zobaczyć jak najwięcej.
Wtem woda buchnęła wysoko, tak wysoko, jak gejzery, o których czytał w książkach. Oczy mu łzawiły - nie był pewien czy z wiatru, czy ze zgrozy, czy ze wzruszenia, bo pomimo całej grozy widok był upiornie wręcz piękny.
-Wow... - szepnął, ale wtedy woda zaczęła spadać. Zachwyt na moment ustąpił, gdy do Steffena dotarło, że nie wie nawet, czy to normalna woda, że ten rodzaj magii trochę mu się wymyka, że dzieje się tutaj zbyt wiele rzeczy niewytłumaczalnych.
Nie chciał tym przemoknąć.
-Protego! - krzyknął, chcąc choć trochę się osłonić i intuicyjnie sięgając po tarczę - a nie Caelum, które rozprysło się tak szybko.
Wiatr ustał, więc Steffen chwiejnie stanął na nogi - szeroko otwartymi oczyma patrząc, jak pioruny uderzają w szczelinę.
Co tam było? Co je ściągało? C o ś na pewno, magia? Nagle zapragnął to sprawdzić, choć nie mógł być pewnym, czy kierowała nim ciekawość, czy coś i n n e go. Cattermole zaczął ostrożnie przesuwać się w stronę szczeliny - wciąż trzymając się na dystans, ale chcąc zobaczyć jak najwięcej.
Wtem woda buchnęła wysoko, tak wysoko, jak gejzery, o których czytał w książkach. Oczy mu łzawiły - nie był pewien czy z wiatru, czy ze zgrozy, czy ze wzruszenia, bo pomimo całej grozy widok był upiornie wręcz piękny.
-Wow... - szepnął, ale wtedy woda zaczęła spadać. Zachwyt na moment ustąpił, gdy do Steffena dotarło, że nie wie nawet, czy to normalna woda, że ten rodzaj magii trochę mu się wymyka, że dzieje się tutaj zbyt wiele rzeczy niewytłumaczalnych.
Nie chciał tym przemoknąć.
-Protego! - krzyknął, chcąc choć trochę się osłonić i intuicyjnie sięgając po tarczę - a nie Caelum, które rozprysło się tak szybko.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 4
'k100' : 4
Chyba z roztrzęsienia nie był w stanie przywołać tarczy - a może zareagował zbyt wolno? Lodowata woda go oblała, a choć zdawała się normalną wodą, to od razu zaczął szczekać zębami, czując jak mokre ubranie lepi mu się do ciała. Ziemia przy szczelinie zamarzała, widział jak zmarzlina ciągnie się też wzdłuż podziemnych żył, po całej polanie.
Chodź do mnie... - usłyszał i zamrugał z niedowierzaniem. Postąpił jeszcze krok do przodu. To niemożliwe, szczeliny nie mówią. Musi być jakieś geomancyjne wyjaśnienie... prawda?
-Caeli fluctus! - szepnął, desperacko chcąc ogrzać trochę samego siebie, a także przekonać się, czy magia zdoła rozmrozić zmarzlinę* - czy w ogóle jest zwykły lód, czy coś innego? Wiedział, że zaklęcie podniesie temperaturę o co najmniej pięć stopni, ale starał się w nie tchnąć jak najwięcej mocy - im cieplej, tym lepiej. Następnie stanął na palcach, przyglądając się szczelinie - myślał gorączkowo o tym, co może znajdować się w środku skoro przyciąga pioruny, co mogło spowodować wybuch wody, a przede wszystkim o tym, kiedy i czy nadejdzie kolejny wstrząs i w jaki sposób mogą zabezpieczyć szczelinę. Przyglądał się chwilę szczelinie, a potem obejrzał się przez ramię i zdębiał, widząc fale. Wywołało je trzęsienie ziemi, ale jak mogą je zahamować? Za daleko, był za daleko, a różdżka zadrżała mu w dłoni. Z zimna? Ze strachu?
*zostawiam decyzji MG jak blisko szczeliny jestem i czy próbuję rozmrozić zmarzlinę przy niej, czy przy tylko podziemnej żyle!
1. (trzecia akcja) Caeli Fluctus
2. (czwarta akcja) Geomancja
3. piorun...
Chodź do mnie... - usłyszał i zamrugał z niedowierzaniem. Postąpił jeszcze krok do przodu. To niemożliwe, szczeliny nie mówią. Musi być jakieś geomancyjne wyjaśnienie... prawda?
-Caeli fluctus! - szepnął, desperacko chcąc ogrzać trochę samego siebie, a także przekonać się, czy magia zdoła rozmrozić zmarzlinę* - czy w ogóle jest zwykły lód, czy coś innego? Wiedział, że zaklęcie podniesie temperaturę o co najmniej pięć stopni, ale starał się w nie tchnąć jak najwięcej mocy - im cieplej, tym lepiej. Następnie stanął na palcach, przyglądając się szczelinie - myślał gorączkowo o tym, co może znajdować się w środku skoro przyciąga pioruny, co mogło spowodować wybuch wody, a przede wszystkim o tym, kiedy i czy nadejdzie kolejny wstrząs i w jaki sposób mogą zabezpieczyć szczelinę. Przyglądał się chwilę szczelinie, a potem obejrzał się przez ramię i zdębiał, widząc fale. Wywołało je trzęsienie ziemi, ale jak mogą je zahamować? Za daleko, był za daleko, a różdżka zadrżała mu w dłoni. Z zimna? Ze strachu?
*zostawiam decyzji MG jak blisko szczeliny jestem i czy próbuję rozmrozić zmarzlinę przy niej, czy przy tylko podziemnej żyle!
1. (trzecia akcja) Caeli Fluctus
2. (czwarta akcja) Geomancja
3. piorun...
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Łąka białych kwiatów
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda