Wydarzenia


Ekipa forum
Connaught Square
AutorWiadomość
Connaught Square [odnośnik]13.02.20 20:18
First topic message reminder :

Connaught Square

To na tym placu znajdującym się w centralnym Londynie przez przeszło 500 lat dokonywano publicznych egzekucji na wrogach państwa, zdrajcach i niewinnych. Szubienicy, która stanowiła główne narzędzie władzy, już nie ma, a plac stanowi tylko ślad na mapie turystycznej, ale wciąż wysłany jest brukiem i obsadzony liczną zielenią, dzięki czemu wielu mieszkańców Londynu wybiera go jako miejsce dla licznych spacerów. Wieczorami, gdy w latarniach zapala się jasne światło, na uliczkach można dostrzec ducha włoskiej tancerki, Marii Taglioni, która Connaught Square niegdyś nazywała swoim domem. Po okolicy krąży plotka, że jest ona tylko iluzją wyczarowaną przez jej zdolnego, angielskiego kochanka.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Connaught Square - Page 12 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Connaught Square [odnośnik]15.09.20 18:00
The member 'Theodore Wilkes' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 76
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Connaught Square - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Connaught Square [odnośnik]15.09.20 18:59
Zamierzała obserwować, nie rzucała się do przodu, nie wyciągała różdżki przeszukując w archiwach swojej pamięci kolejnych zaklęć, które mogłyby uczynić ból albo uprzykrzyć ostatnie chwile skazańców. Kierowała się poglądem, że owszem, to dla niej wybitnie cudowna rozrywka patrzeć, jak rynsztoki spływają szlamem z rozciętych arterii mugoli, ale w tej chwili akurat wolała nie moczyć w nim swojej sukni. Niech to będzie pokaz, prawdziwe przedstawienie, w którym chętnie będzie grała drugie skrzypce – naukowcy dawali ludziom narzędzia, którymi mogli nakreślać na kartach historii kolejne krwawe cienie, ale sami woleli zaszywać się w swoich laboratoriach, gdzie w spokoju dożywali sędziwego wieku, ale każdy badacz potrzebował rozrywki.
Ciężko mi na sercu, kiedy wypowiadasz takie słowa. Nie podejrzewasz mnie chyba o nieszczere zamiary? – jej usta wygięły się w subtelną, odrobinę wypukłą podkówkę, a brwi zakreśliły miękki łuk, który w połączeniu ze srebrnymi tęczówkami dawały wrażenia wątpliwego grymasu skruchy. Ten jednak prędko odpuścił i jej jasna skóra znów rozluźniła się, łagodnie przyoblekła maskę obojętności. Piersi uniosły się w głębszym oddechu, kiedy ich ramiona się zetknęły. Odetchnęła w przyjemności czy złości na siebie, że mu na to pozwalała? Nie wiedziała. Dualizm tych odczuć odrobinę zaczynał wdzierać się strachem w jej sferę emocjonalności. – Biorę z ciebie przykład. Pokazałeś mi już, że rodzinę wita się zawsze serdecznie – stawy w szczęce odrobinę zapiekły, gdy zacisnęła zęby. Pamiętał to parszywe Locomotor mortis, które na nie rzucił? Bo ona pamiętała doskonale. – Wspaniale poznać, lordzie Black – wargi przyozdobił przyjemny w odbiorze uśmiech, tęczówki zalśniły. Czuła na sobie wzrok Ramseya, ale całą uwagę skupiła na Alphardzie, dopóki krzyk ich dzisiejszej ofiary nie ściągnął jej spojrzenia na podest. Kawalkada zaklęć pomknęła przez plac, część dotarła do celu, część zupełnie chybiła. Poniżeni, zapewne na skraju własnej wytrzymałości, wydawali się jak zawieszone na sznurkach teatralne lalki. Przedstawienie jednak nie przebiegło bez zakłóceń – jej uwagę przyciągnęli na chwilę kręcący się w poddenerwowaniu magiczni policjanci, zaraz jednak na podeście pojawiła się kolejna postać, zamaskowana i anonimowa, ale Yanie wystarczyła próba jej głosu, żeby zrozumiała, kim jest kobieta. Uśmiechnęła się kątem ust, jakby z dumą. Jej przemowa trafiała do serc, podnosiła morale, wzmacniała pewność zwycięstwa. Czwartego czarodzieja wciąż pozostawał bezimienny, choć jakiś wyjątkowo odważny czarodziej odsłonił jego twarz.
Najwyraźniej nie chcą już bronić Longbottoma. Może w końcu wróciło im zmysły – odpowiedziała na słowa brata, mrużąc powieki, by lepiej przyjrzeć się twarzom skazańców. Parszywe mordy, mugolska krew brudziła nie tylko ich ostre twarze, ale i całe sylwetki. Posłusznie umilkła, gdy przywołano ciszę mającą uczcić ofiary tych brutalnych ataków, ale i to nie trwało długo – ostrza błysnęły w słońcu i gładko oddzieliły głowy od ciał. Krew wyrwała się niespodziewanie z wciąż pulsujących naczyń. – Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny – zacytowała dumnie, czując dziwną ulgę wpełzającą do płuc, na kark, do trzewi.
To nie mogło trwać długo. Rozbrzmiał kolejny głos – kobiecy, obcy, jakby znikąd, ale swoimi kolejnymi tonami skupiał uwagę na podeście albo gdzieś niedaleko niego. Zacisnęła znów palce na różdżce. Nie widziała winowajcy, nie było więc celu, do którego mogłaby celować różdżką, a tłum zupełnie to utrudniał.
Co za bzdury – warknęła. – To ktoś z Zakonu Feniksa?


we're all killers
we've all killed parts of ourselves

to survive

Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Connaught Square [odnośnik]15.09.20 22:24
Zacisnął usta w wąską linię, kiedy czar poleciał nad głową ofiary i tym samym nie przyniósł pożądanego efektu. Ponadto czarna magia po raz kolejny udowodniła mu jak bardzo jest potężna i niszczycielska w swej sile. Poczuł z tyłu głowy parszywy, pulsujący ból, który wolno zaczął rozprzestrzeniać się aż po same skronie i tym samym uniemożliwił mu przez moment skupienie się na wydarzeniach pośrodku placu. Przymknąwszy powieki starał się wygrać z coraz mocniejszymi zawrotami, a także otępieniem – doskonale znał ten stan, liczył się z tym, iż może coś podobnego odczuć po każdorazowym sięgnięciu po plugawe zaklęcie, ale nie był w stanie do tego przywyknąć. Prawdopodobnie nikt nie miał takiej możliwości.
Po chwili uniósł wzrok na wysokość podestu, a jego uszu doszedł głos Rookwood, która z wyraźną kpiną odpowiedziała Goylowi. Naprawdę sądził, że mówiła poważnie? -Oczywiście, bądź moją mamuśką- zaśmiał się pod nosem zerkając w kierunku przyjaciela, któremu najwyraźniej ta wizja wyjątkowo godziła w dumę. Trąciwszy go nieznacznie łokciem ponownie poczuł ból w okolicy skroni, ale za wszelką cenę chciał go zignorować. Jeszcze brakowało, aby pomyśleli, że złapał go kac.
Zaraz po tym jak upił kolejny łyk trunku posłał Deirdre szelmowski uśmiech. -Trzymam takie w swej piwnicy na specjalną okazję. Czyżby dzisiaj nadszedł ten dzień, aby opróżnić je do samego dna?- uniósł pytająco brew, choć bez trudu mogła dostrzec na jego twarzy rozbawienie. Nie miał ani równie drogiego alkoholu, ani pomieszczenia, w którym mógłby takowe trzymać. W końcu gdyby pozostawił niezwykle cenny łup w podziemnej części Mantykory to następnego ranka musiałby wzywać do Goyla uzdrowiciela. Może i tego nie pokazywał, ale miał chłopina spust. -Szampana z najwyższej półki, w końcu to nie byle jaki lokal- odparł z udawaną powagą. Nie myliła się jednak w kwestii szlam – ciężko było jakiejkolwiek przemknąć się pod czujnym okiem ich samych oraz obsługi. Podobnie jak ona nie wyobrażał sobie pić z tego samego szkła; sama myśl o tym budziła w nim obrzydzenie.
Momentalne jego uszu doszedł głos Deirdre, która w jakże wzniosłych i trafnych słowach oceniła postawę zgromadzonych czarodziejów. Przestępcy, parszywi rebelianci nie mieli prawa naruszać granic Londynu, a co gorsza występować przeciw jego czystokrwistym obywatelom. Przelanej, magicznej krwi było już nader wiele i tylko oni ponosili za to winę; brudne mugolaki oraz ich ślepi, lecz lojalni towarzysze. Widok rodzin w żałobie nie wzbudził w nim żalu, a gniew – to nie oni powinni mierzyć się z niesprawiedliwym losem.
Zapadł wyrok, gilotyny poleciały w dół podobnie jak głowy skazańców, co wywołało na jego twarzy szeroki uśmiech satysfakcji. Unosząc piersiówkę w geście toastu upił łyk, a następnie skierował naczynie w kierunku Goyla. To też była zła chwila?
Gwar przerwał podniesiony, dziewczęcy głos. Zmysł słuchu miał wyostrzony, podobnie jak wzroku, jednakże mimo próby odnalezienia źródła nie udało mu się dostrzec wroga. Zacisnąwszy mocniej różdżkę w dłoni uniósł ją nieco wyżej wiedząc już, że szykowała się jatka. Jak wielu parszywców przemknęło na plac? -Cóż za pierdolenie- rzucił, a zaraz po tym padła inkantacja. Nie czekając na efekt sam wypowiedział w głowie niewerbalne zaklęcie pola antymagicznego.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Connaught Square [odnośnik]15.09.20 22:24
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Connaught Square - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Connaught Square [odnośnik]15.09.20 23:25
Niebieskie tęczówki poruszały się po licznych twarzach wykręcanych przez skrajne emocje: niesmak, zaskoczenie, ciekawość, radość, aroganckie, a nawet prześmiewcze uśmiechy kołysały się na błyszczących od potu twarzach. Gdy na plac zaczęli schodzić skazańcy emocje te zaszumiały, eksplodowały. Jedna upokarzająca inkantacja pociągnęła za sobą szereg innych. Claude nie chełpił się tym widokiem. Drgną jednak w chwili w której dziwnie znajomy głos poniósł jedną z inkantacji. Chang? Imię czarownicy zakołysało się w jego myślach, sprawiając, że na krótką chwilę jego częściowa uwaga przelała się na skazańców, na otaczający ich wianuszek czarodziei, a zaraz ponownie na męczenników w chwili w której przysłonięta twarz czwartego nieszczęśnika stała się dla wszystkich znana. Zaskoczony nieświadomie rozchylił usta, zaraz jednak zacisną je w wąską kreskę. Nie, zaskoczenie nie było tu potrzebne. To było do przewidzenia. Nie mogło być inaczej po tym co zaprezentowali sobą Jastrzębie. Tym razem ostre pikowanie ku ziemi miało się skończyć roztrzaskaniem.
Zamrugał kilkukrotnie doprowadzając się do porządku. Czujnie obserwował tłum w chwili w której śmierciożerczyni zaczęła przemawiać skupiając swoją uwagę nie bez powodu na specjalnych trybunach na których to zasiadał Nestor rodu Rosier wraz z małżonką. W kulminacyjnym momencie egzekucji błękitne oczy oprowadziły toczącą się po ziemi głowę martwego już czarodzieja. Claude miał wrażenie, że jego wnętrzności niezdrowo się zacisnęły, a potem pojawiła się myśl, że szkoda. Szkoda, że zmuszeni byli przelewać czarodziejską krew. Szkoda, że tak niewielu wiedziało po czyjej stronie stać powinni. Nie wiedziała o tym tez najwyraźniej wariatka, którą niespodziewanie zaczęło być słuchać w tłumie. Nie mówiąc już o samej inkantacji, która sprawiła, że po kręgosłupie przeszedł go dreszcz. Jak rażony ruszył się z miejsca chcąc natychmiast znaleźć się przy Tristanie, jak i Evandrze. Głównie Evandrze. Nie wątpił w potęgę nestora rodu, lecz jego narzeczona była krucha. Poruszył różdżką z zamiarem przywołania zaklęcie pola antymagicznego. Zaklęcie było wyjątkowo rozległe. Miał nadzieję, że na tyle by żaden atak ze strony buntowniczki nie był w stanie sięgnąć tej istotnej części trybun.
Claude Cunningham
Claude Cunningham
Zawód : lokaj
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8368-budowa#243098 https://www.morsmordre.net/t8512-do-rak-wlasnych#248065 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8595-claude-cunningham#252888
Re: Connaught Square [odnośnik]15.09.20 23:25
The member 'Claude Cunningham' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 58
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Connaught Square - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Connaught Square [odnośnik]16.09.20 8:09
Domyślał się, że Rookwood jedynie żartowała jeszcze zanim uraczyła go ewidentną ironią – Macnair nie był dzieckiem, w końcu dostąpił zaszczytu dołączenia do grona Śmierciożerców, choć niejednokrotnie takie właśnie robił na zarządcy wrażenie. Na tym jednak polegała ich relacja, na nieustannych tarciach, wywracaniu oczami i zalewaniu się w trupa. – Sądzę, że rozsądku nigdy zbyt wiele – dodał podobnym tonem głosu, kiedy już przywitał się z druhem silnym uściskiem dłoni, a później bezceremonialnie zabrał od niego piersiówkę. Nie chciał się upić, nie chciał stępić zmysłów nadmiarem alkoholu – zwłaszcza przy tej pogodzie, procenty szybciej uderzały do głowy – zwykle jednak nie odmawiał umoczenia warg w Ognistej. – Nie spóźniłbym się, musiałem załatwić kilka spraw w porcie – dodał, nie rozwijając przy tym tematu. Ciągle coś się działo. Jeśli nie burdel w księgach rachunkowych, to skrupulatne kontrole wpływających i wypływających z Londynu żaglowców. Coraz częściej myślał o znalezieniu nowego pracownika, istniała jednak szansa, że buntownicy spróbowaliby wykorzystać tę okazję, by sabotować działanie biura.
Nikt nie odpowiedział na jego pytanie dotyczące tożsamości czwartego więźnia, lecz wtedy ktoś z tłumu odważył się pozbawić go narzuconego na głowę worka – Goyle bez większego trudu rozpoznał w nim pałkarza Jastrzębi, tego, który odważył się posłać tłuczek w Magiczną Policję. Głupiec. Lecz kto odważył się utrudniać przebieg egzekucji? Zaklęciu nie towarzyszyło żadne poruszenie, najwidoczniej prowadzący skazańców funkcjonariusze stłumili je w zarodku. Jedna ze Śmierciożerczyń zajęła miejsce na podwyższeniu, by przemówić do gawiedzi. Jej głos przebijał się przez gwar, przez gwizdy i krzyki; wszyscy, którzy zebrali się na placu, a także ci, którzy mieszkali w najbliższej okolicy, musieli słuchać ich prawdy, jedynej prawdy. Czarodzieje Londynu mieli już dosyć – dość rebeliantów, wybuchów statków rejsowych, propagandowych plakatów… Wszystko przebiegało zgodnie z planem, a przynajmniej do czasu, gdy ceremonii nie zakłóciły krzyki. Już miał sięgać po piersiówkę Drew, gdy je dosłyszał, wyraźne i głośne. Czy znał ten głos? Nie, nie wydawało mu się. Nie było jednak zagadką, że mają do czynienia z buntownikiem, czy nawet członkiem Zakonu Feniksa, nikt inny nie wywrzaskiwałby takich haseł. Idioci; było tu zbyt wielu przedstawicieli policji i Rycerzy Walpurgii, by mogli cokolwiek zdziałać.
Próbował namierzyć miejsce, z którego dobiegał ich wywód, to było gdzieś niedaleko, gdzieś obok podestu. Tyle dobrze, że ta wiedźma nie zwielokrotniła swego przekazu zaklęciem, na pewno nie wszyscy mogli dosłyszeć jej krzyki. Zaczął przepychać się przez tłum, niewiele robiąc sobie z nerwowych szeptów, z oburzonych warknięć; wierzył, że Rookwood i Macnair podążają jego śladem. W tym samym czasie sięgnął po trzymaną w kieszeni różdżkę i, dbając o odpowiedni ruch nadgarstka, spróbował przywołać pole antymagiczne. Kto wie, ilu jej podobnych czaiło się wśród tłumu, umknęło przeprowadzanym przy wejściu na plac kontrolom. Musieli działać szybko, nim sytuacja wymknie się spod kontroli.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Connaught Square [odnośnik]16.09.20 8:09
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 80
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Connaught Square - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Connaught Square [odnośnik]16.09.20 17:42
Z każdą, przemijającą sekundą wzbierający tłum napierał na dotychczas zgromadzonych zainteresowanych. Napięcie podsycone zatrważająco wysoką temperaturą stawało się wszechobecne, wyczuwalne w milimetrach duszącego powietrza. Wzmożony głos zniecierpliwionej, magicznej policji dobiegła zza pleców, gdy z mozolnym skutkiem uspokajała najbardziej ekscentrycznych bojowników. Krzyczeli, demonstrowali, obwieszczali swe niezadowolenie nie spełniając podstawowych wymogów dostania się na egzekucyjny plac. Napinając wszystkie mięśnie starał się pozostać w bezpiecznym położeniu. Trzymał się ubocza, prawej krawędzi wytyczonego, pilnowanego pola. Skupiona twarz, zmarszczone brwi uwrażliwiały na niekontrolowany ruch, gest, aparycję migającą w ściśniętym zbiorowisku. Dostrzegał znaczną część placu, widział rozstawione jednostki. Odległość nie potrafiła dopasować tożsamości; mógł jedynie wytoczyć podstawowe domysły skonfrontowane z informacjami przekazanymi przez przynależną organizację. Westchnął ciężko czując narastający niepokój. Pełen niewiedzy, obawy przygotowywał się na krwawą, absurdalną pokazówkę. Dlaczego to robili? Co chcieli udowodnić? Czyż nie zdają sobie sprawy, iż wzbudzają niepotrzebną panikę, podsycają tłum? Czyż władcza struktura uciemiężonego miasta nie powinna zająć się czymś pożyteczniejszym, ważniejszym? Nie dostrzegali jak nędzne życie wiedli domniemani, wybrani poddani? Nienawidził tego miejsca, czuł zawód, złość, okrutne rozczarowanie. Nie tak powinno być. Osobiste obiekcje musiały zostać odłożone na drugi, nieistotny plan.
Rytmiczna fala niespodziewanie poruszyła się do przodu. Umiejscowiony w wewnętrznej części przesuwał się po betonowej powierzchni, odpychając wilgotne przedramiona, cielesne otarcia. Przeklną pod nosem, znajdując się zdecydowanie zbyt blisko propagandowego korowodu, odsłaniając obecność. Sylwetki skazańców otoczone ochronną barierą funkcjonariuszy odrzucały, odstraszały widokiem zmasakrowanego ciała, zakrwawionych kończyn, czy psychicznego załamania. Wystawieni na ludzkie pośmiewisko przemierzali zarysowaną ścieżkę popędzani niczym hodowlana zwierzyna. Młodzi, niewinni mężczyźni schwytani w ręce bestialskiego oprawcy. Nie rozumiał, nie chciał tego zrozumieć. Nie odwrócił wzorku patrząc na obrzydliwe widowisko. Palce zacisnęły się na głogowej różdżce, szczęka nie luzowała napięcia. Pierwsze zaklęcia poszybowały w skazańców, lecz on nie myślał o karze, myślał o wyzwoleniu. Postać czwartego mężczyzny pozostawała nieodgadniona, nieodkryta. Coś ciężkiego zatrzymało się w okolicy mostka, a jeśli był to ktoś znajomy, bliski, istotny? Może o czymś nie wiedział, jakiś fakt został przed nim utajony? Na jego miejscu mógł być przecież każdy – członek rodziny, przyjaciel, ktoś kogo nie zdołał i nie zdołałby uratować. Rozszerzył źrenice i już bez zastanowienia przesunął się bliżej placu. Nie przystawał na obelżywe uwagi, krzyki omijanych postaci. Ryzyko nie miało już żadnego znaczenia. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że sprawne oczy wypatrzyły go w tym perfidnym, zatęchłym skupisku.
Mnogość zaklęć skierowanych w stronę przestępców zatrważała, napawała obawą. Pojedyncze osobistości czerpały niespotęgowaną satysfakcję zadając dodatkowy ból, kolejne upokorzenie. Potworny rechot dotarł do bębenków słuchowych gdzieś z prawej strony, wzmagając w mężczyźnie narastające pokłady wściekłości, agresji oraz niemocy. Gdyby nie wszechobecni funkcjonariusze, zapewne nie powstrzymałby się od wymierzenia uspokajającego ciosu. Oddychał ciężko dławiony upałem, duchotą, patosem sytuacji. Mężczyźni zajęli miejsce na wysokim podeście. Zatrzymał się, gdyż gęstość ciał nie pozwalała na dalsze przemieszczanie. Wpatrywał się w sylwetki najwierniejszych, najbliższych ów egzekucji. Zmarszczył brwi obserwując, analizując pojedyncze sylwetki, wyraziste szczegóły. Maski utrudniały identyfikację. Czy wzrok mógł go zmylić? Czy męskie rysy przeciwnika mogły wydawać się znajome? Napiął szyję wytężając błękitne tęczówki. Skupiony na kobiecie stojącej na froncie, starał się nie spoglądać na ofiary. Nie mógł przejąć niewłaściwych, rozpraszających emocji, w których dominowała ta piekielna niesprawiedliwość. Rozpoczęła swój patetyczny monolog, akt oskarżenia. Wymieniała winy, ostre wersety, które w jego umyśle brzmiały niczym najczarniejsze obelgi. A więc od tej chwili był terrorystą? Uśmiechnął się pod nosem jako akt bezsłownej reakcji na  wypowiadane abstrakcje. Widział oburzone grzmienie, samotne salwy, gromkie płacze. Ten paranoiczny obrazek zdawał się zakończyć według scenariusza oprawcy, jednakże pewien ruch, donośny głos przedarł się przez czyste sklepienie letniego nieba.
Znał ten głos. Zbyt dobrze, aby stwierdzić, iż był jedynie wyobrażeniem, chorą halucynacją. Zabrakło mu tchu, gdy powolnie, niechętnie, boleśnie skierował wzrok ku górze. Nie chciał jej tam zobaczyć. Nie teraz. Co do cholery? Skąd się tu wzięła? Jak się tu dostała? Gdzie tak naprawdę była? Cholera! Nastało poruszenie. Podniebna mowa robiła swoje. Słowa wypadały na rozgrzaną powierzchnię wzbudzając strach, wzniecając zamieszanie. Musiał zachować trzeźwość umysłu, działać. Korzystając z chwilowego rozproszenia przedarł się przez tłum idąc za tembrem kobiecego głosu. Skrywany przez obce sylwetki, zatrzymał się obok kilku rzędów ulokowanych po prawej stronie podestu, bardzo blisko wyjścia ze skweru oraz rosłego olbrzyma. Wysunął różdżkę powolnie, nie wzbudzając podejrzeń. Nabrał powietrza w zdenerwowane płuca. Wiedział, że mroczni poplecznicy zareagują chcąc dopaść podniebnego buntownika. Nie wiedział o tym działaniu, lecz musiał ją wspomóc, umożliwić ucieczkę. Wszystko działo się szybko, dynamicznie. Unosząc dłoń, koncentrując moc wyrzucił wyraźne: – Pavor veneno! – celując wyżej, pomiędzy podest i olbrzyma. Jeśli ściągnie na siebie policje, wytłumaczy, że właśnie stamtąd dobiega niesiony echem głos i tak jak pozostali stara się obalić agresora.

[bylobrzydkobedzieladnie]



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself


Ostatnio zmieniony przez Vincent Rineheart dnia 17.09.20 0:05, w całości zmieniany 1 raz
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Connaught Square [odnośnik]16.09.20 17:42
The member 'Vincent Rineheart' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 98
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Connaught Square - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Connaught Square [odnośnik]16.09.20 17:55
Z dumnie uniesionym podbródkiem śledził marsz ofiar, ni to z uśmiechem, ni z żalem, ot z obojętnością; triumf był dniem radości, a jednak sytuacja nie do końca sprzyjała śmiechom - kamienna twarz musiała nadać sytuacji należnej jej powagi. Grozy, o której mieli pamiętać towarzyszący im gapie, kiedy nadejdzie dla nich czas na podjęcie decyzji. Czas, w którym będą musieli przestać trwać w rozkroku - przeciągnął wzrok na Francisa, początkowo nie odpowiadając, bo odpowiedzi nie znał. Dobrze, że tutaj dzisiaj był. Skinął głową Zachary'emu, który pojawił się wkrótce - witając i jego:
- Lordzie Shafiq - Obecność Zachary'ego nie mogła go zadziwić, stawał się coraz bardziej rozpoznawalną i coraz to ważniejszą figurę na ich politycznej szachownicy. Podjął temat rozpoczęty przez Francisa jako pierwszy, Tristan przeciągnął wzrokiem w kierunku czwartego więźnia, badając jego sylwetkę i szukając czegokolwiek, co mogłoby stanowić podpowiedź. Wkrótce jednak twarz tajemniczego czarodzieja została odkryta, a on powstrzymał się od westchnięcia. Krótki moment serce walczyło z rozumem - jako dziecko podziwiał Jastrzębie z Falmouth i jeszcze do niedawna bywał na ich meczach. Niektórych grzechów wybaczyć nie można było. - Wygląda na to, że to nasz niesforny lotnik. Sprzeciw dzisiaj dużo kosztuje - pozwolił sobie zauważyć, kierując te słowa tak do Zachary'ego, jak i Francisa, który pytał o jego tożsamość jako pierwszy.
- Najważniejsze - z pewnością  - odparł na słowa Evandry, nie odejmując spojrzenia od samego placu i wydarzeń, które się na nim działy. Nie mógł przecież okazać nieuwagi, byłoby to dalece nieodpowiedzialne  i odczytane jako brak należytego wsparcia, ignorancja. - Czy wszystkie, trudno powiedzieć. Wciąż jest ich bardzo wiele, przypuszczam, że krew będzie się tu lała częściej bez widowni i bez pokazowej ceremonii. Najważniejsze to wywrzeć odpowiednie wrażenie, wrażenie, które zostanie zapamiętane. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i okażą się mądrzejsi od tych, za jakich ich bierzemy, złożą broń i znikną zanim ich odnajdziemy. Na zwycięstwo stracili już szansę. - Byli jak zające rozpierzchnięte w popłochu po lesie, za którymi ganiało stado głodnych wilków. Ich wyłapanie to kwestia czasu, może krótszego, może dłuższego, ale nie miało w sobie nic z uczciwej i zrównoważonej walki, a sukces wcale nie stał pod znakiem zapytania. W tym momencie Tristan szczerze wierzył - że mogą wszystko. Jego słowa zostały jednak przerwane przez zaskoczenie, jakie namalowało się na jego licu, kiedy jeden z więźniów zechciał błagać o litość siedzące przy nim kobiety - nie zdążył zareagować, nim strażnik go zabrał, a isabella dołożyła własne trzy knuty.
- Oburzające - mruknął z niechęcią, kontrolnie spoglądając na Evandrę - ale lady Carrow zdawała się dobrze odnajdywać w tej sytuacji. Wciąż szukał na twarzy żony emocji - teraz już silniejszych, mając nadzieję, że nikt nie mógłby wychwycić u niej teraz zmieszania. To okazałoby wielką słabość. Przemknął wzrokiem ku samej Isabelli, szukając emocji również u niej - ale zdawało się, że utrata męża bardzo ją zahartowała. - Nie możemy pozwolić na to, żeby podobne wybryki się powtórzyły. Teraz czy kiedykolwiek. Najwyższy czas ustabilizować codzienność, Londyn potrzebuje odetchnąć po minionych walkach. - Poderwał wzrok, gdy rozpoczęła się bardziej uroczysta ceremonia. Doskonale wiedział, kto krył się za maską - potrafił ją rozpoznać nie tylko po brawie włosów czy po głosie, ale po sylwetce i każdym szczególe jej ruchu. Słuchał jej - a mówiła, jak zawsze, pięknie.
Odniesienie się Stonenhege było oczywiste, choć nieco na wyrost, spend arystokratów został zaatakowany przez czarodziejów, których nie powinno tam wcale być. W myślach musiał pochwalić to zagranie, wybranie tych, którzy - pewnie przypadkiem - pozbyli się ludzi, którzy mieli pełne rodziny, nie przysporzy im sympatii. Minuta ciszy, którą uszanował, wkrótce gilotyny błysnęły, a z podestu spłynęła krew.
- Nie odwracaj wzroku - szepnął do Evandry, również nie patrząc na nią: to był moment, w którym reakcja była najważniejsza. Najwięcej znaczyła. Nawet, jeśli to było trudne. I jeszcze trudniejsze, gdy ktoś uparcie usiłował od tych wydarzeń odwrócić uwagę. Skierował wzrok w bok, nie dostrzegając jednak kobiety, której głos kotłował się gdzieś w tłumie - zdawało mu się, że szukało go co najmniej kilkanaście, może kilkadziesiąt par oczu. Dostrzegł też Clauda, który przedzierał się w ich stronę - dobrze wiedział, w jakim celu. Sam Tristan wyciągnął z kieszeni różdżkę, zamierzając odwrócić uwagę od szalonej kobiety - nie mogła zakłócić przebiegu krwawej ceremonii. Wprowadzić zamieszania, które rozproszyłoby tłum. Mieli okazać siłę i stabilność - nie słabość. Powstał, zamierzając własnym głosem - zagłuszyć ten, który pochodził od kobiety. Miał nadzieję kupić dla nich czas, który okaże się wystarczający, by obecne na placu służby porządkowe zdążyły ją ująć. Wiedział, że kiedy Claude stanie bliżej, Evandrze nic nie groziło. Pociągnął różdżką celując ku krtani, szepcząc inkantację:
- Sonorus - By chwilę później zabrać głos - mając na celu ściągnąć uwagę ku sobie; szukał spojrzeniem spojrzenia Deirdre.
- Szczęśliwie, tak wielu z nas wciąż pamięta, że dziedzictwo magii nie jest tylko przywilejem - ale również idącym za tym przywilejem obowiązkiem. - Czy mnie słyszysz, Francisie? Nie spojrzał na szwagra, jego wzrok pomknął w kierunku kobiety na katowskim podeście, ale trudno było mu nie być przy nim przynajmniej myślą. - Mamy obowiązek chronić nasz świat przed wpływami tych, którzy usiłują go zniszczyć. Odebrać magii znaczenie. Wspomóc świat niemagiczny: ich przedziwną cywilizację, która wypiera nasz świat; mugole niszczą naturalne środowisko, w którym z wolna ginie magiczna fauna i flora, ich wynalazki wytwarzają niosące zniszczenie promieniowania, które zakłócają nasze funkcjonowanie. Szczególną odwagą odznacza się każdy ten, kto o tym pamięta i nie lęka się stanąć do walki. Thomas, Henric, Dean i Nicolas - nie miał pojęcia, kim byli, pierwszy raz usłyszał dziś ich imiona - powtórzył je cynicznie za Deirdre, dbając, by jego głos pozostał przepełniony szacunkiem do ich pamięci. - nie zostaną zapomniani, a ich bliscy nie zostaną pozbawieni pomocy. Ród Rosier udzieli im finansowego wsparcia w podzięce za dzielną służbę czarodziejów, którzy oddali życie za nas wszystkich. Na wasze ręce, zrozpaczone wdowy, dzieci i rodzice, pragnę złożyć szczere kondolencje i podziękowania, bo bez was z pewnością nie mieliby w sobie tak wiele odwagi i woli do walki. Walczyli dla nas i dla was. Dziękujemy.

tutaj rzucam sonorus



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Connaught Square - Page 12 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Connaught Square [odnośnik]16.09.20 20:34
Zastanawiam się, czy zachowam kamienny wzrok, kiedy polecą głowy.
Czy będę mógł patrzeć wprost na skazańców, nie czując przy tym popiołu w gardle, czy podczas wieczornej toalety, gdy będę obmywać twarz zobaczę siebie, czy też nie. Chyba nie sztuką jest być człowiekiem, gdy wszystko jest dobrze, ale na wojnie - na wojnie tą cechę tylko się zatraca. Przełykam ślinę, taki ze mnie pieprzony bohater. Za myśli skazać mnie nie mogą, lecz gdybym pisnął ledwie słówko, to podążałbym na tym samym powrozie. Na mnie by pluli, we mnie rzucali zaklęcia. Na mnie patrzyłaby teraz młodsza siostra.
I to jest najgorsze: te moje wywrotowe poglądy nie krzywdzą tylko jednej osoby. Każda akcja ma swoje konsekwencje, to akurat zdołano wbić mi do głowy, więc zostaje mi zaciskać zęby i mieć nadzieję, że wytrzymam. Do końca egzekucji, do końca tygodnia, do końca wojny. Łażąc z przymkniętymi oczami prędzej czy później na coś wpadnę i kto wie, jak to się skończy. Albo rozkładem moralnym albo biologicznym - kto teraz chowa ciała, gdy jest ich tak wiele? Są dobrą pożywką dla robaków i jeszcze lepszą dla poetów, a ci wciąż cieszą się powodzeniem. Hah, może wrócę do książek, zakopię się wśród trupów i sam sobie urządzę pogrzeb: jakie to romantyczne, prawie jak fala samobójstw w Niemczech. Ten ma żonę, tamten - dziewczynę. Oni też za to umierają, za miłość?
Myślę, że to zawsze jest miłość.
Coś musi nadawać temu sens, a samo poświęcenie to za mało. Przelewana krew musi być malownicza, obchodzą nas sieroty, a nie dzieci. Kręcę lekko głową, stop, wystarczy. Jest mi słabo, z nieba leje się skwar i gdyby nie Evandra, zapewne dałbym bardzo zły przykład. To wszystko presja, a tak, oddycham i siedzę nawet sztywno wyprostowany, gdy mija nas orszak arystokracji. Lordzie Rosier, lady Rosier, noż buc, a mnie to niby nie widać? Co ja, sterta prania leżąca na krześle, żeby nie zauważyć?
-Lordzie Shafiq - zatem to ja powitam jego, doskonale. Rzekłbym pewnie coś jeszcze, złośliwie i szczeniacko, tylko że to nie jest odpowiednie miejsce, ani czas na awantury. I znowu dysonans, cieszę się, że jestem tu z Evandrą i że zamknęła swoją ciepłą dłoń dookoła mojej, a z drugiej strony, niczego nie pragnę bardziej, by nie brała w tym udziału. Nadopiekuńczość? Ją mógłbym na cztery spusty zamknąć w pałacu, ale też wiem, że pierwsza prośba złamałaby postanowienie wytrwałości. Dostałaby szklany dom i kluczyk do drzwi. Szczeniaka do towarzystwa.
-Wzajemnie, lady Carrow. W istocie, mamy co świętować - przyznaję lekko, choć czuję, jakby do kieszeni szaty załadował sobie kamienie. Na dno, na samo dno, Lestrange. Staram się nie zerkać w bok, naraz zbytnio się rozgrzałem wspominkami z Pokątnej, miłosnymi wyznaniami i groźbami o stracie zęba. Uzdrowiciel w Mungu śmiał się do rozpuku, gdy wyłuszczyłem mu swe obawy. Sorry Izka, dzieci nie mogą bawić się różdżkami, a rozchwiane, niestabilnie emocjonalnie kobiety nie powinny tykać się amortencji. Nie bierz mi tego za złe - jeśli cię unikam, to tylko dla twojego dobra.
Ale, ale, co do...? Jeden ze skazańców nagle wywija do przodu i już jest przy nas, wyciąga ręce do Evandry i Isabelli, łamiącym się głosem prosi o łaskę. Widzi tylko je, one mu mogą pomóc - damy o gołębich sercach. Dobrze, że nie poprosił mnie, bo tego już bym z siebie zmyć nie zdołał. Nie udzielić pomocy, gdy o to proszą, to już za dużo, lecz i tak z troską zwracam się do siostry - czy aby na pewno nic jej nie jest? Ją trzymano pod kloszem - gdyby tak można, jestem więcej niż pewny, że ojciec zmieniłby ją w laleczkę i postawił na kominku, by nikt inny jej nie dostał - więc tak bezpośredni dotyk plebsu to może być szok. Nie, Wandzia ma więcej ikry ode mnie. Nie da się złamać tak prędko. Z ponurą miną oglądam, jak wyprowadzają chłopaka, ale za moment błysk zaklęcia przykuwa moją uwagę. Kaptur spada, a wówczas w prowadzonym na szafot mężczyźnie bez trudu rozpoznaję zawodnika Jastrzębi.
Kurwa.
Nie wierzę.
Kręcę głową, to głupie zaprzeczenie, ale usiłuję sam siebie przekonać, że to się nie dzieje. Że to niemożliwe. Smith ma dziś zginąć, za tłuczka?
-Poznaję. Szkoda - stwierdzam krótko, na potrzeby tego, że mówię z Tristanem. W gardle mam wielką gulę, a ręce świerzbią. Mam ochotę w coś przyjebać. Albo wyć. To już dłużej nie jest sprawiedliwość - to manifest. Na placu słychać głuchy pomruk, a właściwie ryk, co to? Olbrzym. Pierwszy raz widzę olbrzyma. Poszczują go na ludzi? Będzie rozczłonkowywać złapanych członków Zakonu Feniksa? Tak na dobry początek, a co za małe przewinienia? Za pokazanie środkowego palca arystokracie będą odejmować dłonie? Potem, kolejne przewinienie - nie przepuszczenie w drzwiach może? - koszt: wyłupienie oka. Ktoś będzie musiał ustalić cennik. Blednę jeszcze bardziej, zaciskam dłoń w pięść, a wzrok zatrzymuję na drewnianych schodkach podestu, tak długo, aż nie ugina się on pod ciężarem szpilek i wysmukłych nóg. Kobieta w masce wychodzi ku nam i przemawia - dopiero wtedy rozpoznaję w niej Deirdre. Dreszcze przechodzi mi po plecach, ona też, niespokojnie poruszam się na krześle i zaczynam wybijać stopą nierówny, urywany rytm. To, co mówi, jest obrzydliwe. My - muszę tak mówić, bo siedzę po ich stronie - walczymy o co, o władzę, wpływy, o rzekomą potęgę, tylko komu ona przypadnie. Oni zaś walczą o życie, po prostu. I za to też tracą swoje. Głowy. Chcę zamknąć oczy, ale tego nie robię. Myślę, że to im się należy. Szacunek do śmierci, do miłości, do poświęcenia. Nigdy się nie modliłem, ale widziałem, jak niektórzy marynarze to robili. Czuję, że wieczorem rzucę w górę prośbą, by to nie poszło na marne.
Chyba ktoś mnie słucha, lecz, jak to zwykle bywa, tylko jednym uchem. Inkantacja wybrzmiewa, lecz nic się nie dzieje, na to wszystko zaś w twarz ciskane mi są słowa, z którymi - się zgadzam. Pierwszy raz dostaję w twarz tak mocno, że niemal brakuje mi tchu. Skąd wie, że tu jestem? Też mam krew na rękach, za bierność, za przyzwolenie, wreszcie: za zgodę. Ale nie tak, nie tak. Krzyknąłbym do niej: czemu to robisz. Tu stoi śmierciożerca, a obok niego jego żona, moja siostra. Dalej matka małego chłopca. Kurwa, pokażcie, że nie jesteście tacy. Że nie ranicie, tylko po to, żeby zranić.
-Cito - wyciągam różdżkę i mierzę nią w Evandrę, z transmutacji to ja jestem noga, ale może uda mi się choć odrobinę pomóc - jeśli trzeba będzie, uciekaj. Nie oglądaj się za nami - szepczę do siostry, w tym rozruchu możemy się zgubić. Ani ja, ani Tristan nie zostawilibyśmy jej dobrowolnie, lecz i tak czuję się w obowiązku ją zabezpieczyć - Isabelle, proszę, trzymajcie się razem - zwracam się i do lady Carrow, po imieniu, nerwowo, dotykając jej ramienia. Mam złe przeczucia, trzy trupy, które padły to niedobry omen. Obyśmy to przeżyli - one, ja, ci ludzie i ta głupia dziewczyna, która postanowiła strugać bohaterkę. Sama?


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Connaught Square - Page 12 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Connaught Square [odnośnik]16.09.20 20:34
The member 'Francis Lestrange' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 21
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Connaught Square - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Connaught Square [odnośnik]16.09.20 21:32
Planował odłożyć ich spotkanie jeszcze na jakiś czas, kilka dni, które umożliwią mu znalezienie paru godzin więcej, jakie mógłby poświęcić dziewczynie. Niech zna jego dobroć, był skory zmarnować trochę swojego czasu, specjalnie dla niej. Zerknął na Wren z minimalnym rozbawieniem, gdy sama nie spojrzała nawet w jego kierunku, ale i tak zdawała się wiedzieć, kto do niej podszedł. Aż tak zapadł jej w pamięć? Dotąd sądził, że przesadzała, ale najwyraźniej coś było na rzeczy. Powiódł spojrzeniem za świetlistą włócznią, którą stworzyła. Kącik jego ust uniósł się lekko, gdy dostrzegł reakcję skazańca. Trafione w punkt.
- Tak myślałem.- odparł, podtrzymując nadal ton prowadzonej rozmowy.- Trochę ci zajęło przyznanie się do tego.- nie wyobrażał sobie, aby rozmawiali przyjaźniej, tak zwyczajniej, co nie niosłoby śladów nawet minimalnej złośliwości, a przynajmniej poruszając pewne tematy czy jak przed chwilą witając się. Chang za bardzo działała mu na nerwy już od pierwszego spotkania i tym samym pogrzebała swoje szanse na znajomość z nim, inną niż obecna. Obserwując czwartą postać prowadzoną ku podestowi, zastanawiał się, kim mogła być. Odpowiedź przyszła szybko wraz z workiem rozciętym przez zaklęcie. Ignorował poruszenie wśród zebranych osób, skupiając się bardziej na tym, aby powiązać, postać z personaliami, gdy wydawało mu się, że skądś go kojarzy. Za czasów szkolnych był fanem Quidditcha, ba był graczem w drużynie, ale później zainteresowanie zniknęło, by teraz wracać rzadko, najczęściej przy większych rozgrywkach. Dlatego potrzebował chwili dłużej, aby zorientować się, kto stał się czwartym zdrajcą.- Powiedzmy. To pałkarz Jastrzębii z Falmouth, ale nie pamiętam, jak się nazywa.- może ona przypomni sobie, choć wątpił w to, skoro nie rozpoznała czarodzieja.- Parę tygodni temu zmiótł tłuczkiem funkcjonariuszy i widać dostanie swoją specjalną nagrodę za to osiągnięcie.- w ostatnich słowach wybrzmiał wyraźny sarkazm, chociaż nie dbał szczególnie o to, że jego słowa dotrą do stojących obok ludzi. Błękitne tęczówki błądziły powoli po podeście, na którym znaleźli się już ci, którzy powinni. Widok gilotyn wyrwał z jego gardła cichy śmiech, który zdławił w sobie szybko. Zaczynało robić się teatralnie, czego zwyczajnie nie spodziewał się teraz i tutaj. Przeniósł spojrzenie na Wren, nie mogąc o dziwo nie zgodzić się z jej słowami. Rewolucja Francuska jak się patrzy. Tylko trochę kraj nie ten.
- Oby głowa dawnego ustroju nie okazała się hydrą.- szepnął, pochylając się ku niej, aby słowa dotarły tylko do dziewczyny. Chciał się mylić, zwłaszcza gdy swoją neutralność postawił pod znakiem zapytania, a właściwie coraz bardziej z niej rezygnował. Przysłuchiwał się przemowie oraz oskarżeniom, które miały tłumaczyć publiczną egzekucję, nie wzbudziło to jednak większego zainteresowania, a dopiero to, co wydarzyło się później, przyciągnęło całą jego uwagę. Świst gilotyn i zdawałoby się ciężki dźwięk upadających głów, na moment wręcz wyciszyły dźwięki otoczenia. Wszystko nabrało jednak nowego tempa, wraz z kobiecym krzykiem i oskarżeniami, zwieńczonymi inkantacją, których źródła nie mógł zlokalizować. Rozejrzał się powoli po otaczających go osobach, odliczając sekundy, nim wyłamie się pierwsza jednostka wpadająca w panikę i porwie za sobą kolejne.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Connaught Square [odnośnik]16.09.20 21:42
Skrzywił się nieznacznie, kiedy urok powędrował zbyt wysoko, tym samym nie mając okazji trafić kogokolwiek, szczególnie żadnego z trójki skazańców. Sugestia Ramseya była jasna, powinien korzystać z tej gałęzi magii, która była mu najbliższa, jednak to nie była ku temu dobra okazja. Tak uznał instynktownie, najwidoczniej zbyt długo żyjąc według zasad narzuconych przez większość żyjącą w lęku przed nieokiełznaną mocą, prawdziwą potęgą. Nie musieli się ukrywać jako Rycerze Walpurgii, służba u Czarnego Pana była powodem do dumy, lecz wciąż ciążył na nich obowiązek dbania o swoją reputację. Formalnie nikomu nie dano oficjalnego przyzwolenia na korzystanie z czarnej magii. Czarodziejskie społeczeństwo pozostawało mocno podzielone, ukazując pełny przekrój politycznych i moralnych poglądów. Byli tacy, co czuli odrazę do wszystkiego co mugolskie, a jednak nie chcieli mieć krwi na swoich rękach, jak i zrozumieć potencjału stojącego za mrocznymi sztukami. Okazanie poparcia Lordowi Voldemortowi przez Ministra Malfoya mogło jawić się jako wyraźne przyzwolenie na zrównanie wszystkich rodzajów magii, ale podobna deklaracja nigdy nie wybrzmiała z ust najważniejszego polityka, w prawodawstwie nie zmieniło się nic.
Inni wcale się nie krępowali, może to w jego postrzeganiu tkwił błąd. – Powiedzmy, że zacząłem ćwiczyć się w urokach i przydarzyła się właśnie dobra do tego sposobność – odparł nonszalancko, nie biorąc sobie do serca zaczepki, ani tym bardziej nie zamierzając ot tak wyjawić swoich rozterek, które z biegiem czasu stały się zwyczajnie śmieszne. Zrozumiał to na tej publicznej egzekucji, choć widowisko dopiero się rozpoczęło, dla nich nie było już odwrotu, musieli utrzymać władzę w swoich rękach za wszelką cenę.
Krocząc za Śmierciożercą nie spodziewał się być świadkiem jego interakcji z jakąś czarownicą. Nie dał się ponieść ciekawości, nie spytał o nic, po prostu uważnie słuchał, kwestię zainicjowania tych wszystkich wzajemnych kurtuazji pozostawiając drugiemu czarodziejowi. Yana Dolohow. Rozpoznał to imię, zasłyszane już wcześniej, znajdujące się na sojuszniczej liście. – Mi również miło – odparł cicho, przypominając sobie szybko szczegóły widniejące pod wypisanym na liście nazwiskiem. Badaczka i numerolożka. – Żywię nadzieję na owocną współpracę – rzucił w stronę czarownicy na wskroś poważny, blady, nieco już zmęczony swoim uczestnictwem w tym wydarzeniu. Posmak goryczy rozlał się po jego ustach zaraz po nieudanym uroku, szybko przywołując zniechęcenie. – Nie sądzę, aby mieli w sobie tyle dumy, by sprawić sobie godny koniec w ciszy. Któryś na pewno będzie skomleć.
Jego prognoza sprawdziła się. Jeden z trójki szarpnął się ku damom, chcąc w niewieścich sercach wzbudzić współczucie, lecz nie osiągnął zamierzonego efektu. Podniesionym głosem przemówiła Deirdre. Rozpoznał jej merytoryczny ton, ujrzał ją w masce i uśmiechnął się pod nosem na ten elokwentny monolog. W kolejnych chwilach mieli okazję poznać tożsamość czwartego degenerata, choć przedwcześnie z powodu czyjejś interwencji. Skazańcy ustawieni z głowami pochylonymi pod gilotynami nie mieli żadnych szans z błyszczącymi ostrzami. Opadły w mgnieniu oka, podczas ruchu intensywniej odbijając od siebie promienie wysoko położonego słońca. Krew rozprysła, głowy wylądowały w wiklinowych koszach. Ekscytując widok, na który parsknął krótko.
Marny koniec wywołał czyjeś wzburzenie, chore prawdy zaczął głosić kobiecy głos. Ciemne spojrzenie szlachcica zwróciło się w stronę tego rażącego hałasu, próbując zlokalizować dokładne źródło krzyków. Po placu rozległy się wypowiadane inkantacje, a Alphard instynktownie zbliżył się do czarownicy, gotów bronić siebie i przy okazji jej. Ramsey w każdej chwili mógł przemienić się w mgłę i umknąć przed ewentualnym atakiem. Lekko uniósł różdżkę, zwlekając z podjęciem własnej inicjatywy ataku, wolał skupić się na obronie przed dokonaniem dokładnego rozeznania. Mógł za to wspomóc się magią. – Mico.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black

Strona 12 z 31 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 21 ... 31  Next

Connaught Square
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach