Connaught Square
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Connaught Square
To na tym placu znajdującym się w centralnym Londynie przez przeszło 500 lat dokonywano publicznych egzekucji na wrogach państwa, zdrajcach i niewinnych. Szubienicy, która stanowiła główne narzędzie władzy, już nie ma, a plac stanowi tylko ślad na mapie turystycznej, ale wciąż wysłany jest brukiem i obsadzony liczną zielenią, dzięki czemu wielu mieszkańców Londynu wybiera go jako miejsce dla licznych spacerów. Wieczorami, gdy w latarniach zapala się jasne światło, na uliczkach można dostrzec ducha włoskiej tancerki, Marii Taglioni, która Connaught Square niegdyś nazywała swoim domem. Po okolicy krąży plotka, że jest ona tylko iluzją wyczarowaną przez jej zdolnego, angielskiego kochanka.
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 90
'k100' : 90
W jednej chwili wydarzyło się nazbyt wiele. Musieli walczyć z silnymi zaklęciami pędzącymi w ich stronę, wężami, a wkrótce mogło być jeszcze gorzej. Ogarnęła ją niemoc. Możliwe, że nawet poczucie niesprawiedliwości, ale czy cokolwiek w tej wojnie było niesprawiedliwe? Może podejmowali decyzje, których nie powinni podjąć, może wróg zdobył przewagę, której się nie spodziewali, bo wydała się być niemożliwa? Wcześniej czuła, że są w stanie to wygrać. Udało im się pokonać chuliganów, którzy dzielnie bronili się przed ich zaklęciami. Wtedy też wydawało im się, że czas by się wycofać, ale wspólnymi siłami udało im się doprowadzić do zwycięstwa. Tu czegoś zabrakło i wiedziała, że nie może się z tym kłócić. Dlatego widząc spojrzenie Justine i polecenie Blake'a sięgnęła by chwycić go mocno. Na dziś kończyli, ale niebyła do końca pewna czy tylko z własnej nieuwagi czy czynników zewnętrznych. Jedno było pewne - gdyby tutaj zostali to na pewno los odwróciłby się jeszcze bardziej przeciw nim.
|chwytam się Percivala
|chwytam się Percivala
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zgodnie z wolą wiedźmy zmaterializował się promień silnego, potężnego zaklęcia, utkanego z czarnej magii i pomknął ku nieruchomej sylwetce leżącej wśród licznych gruzów. Obejrzała się w drugą stronę, zniknął gdzieś zarówno Mulciber, jak i Alphard. Wydawało się, że na placu została tylko ona, ale to jedynie złudzenie. Kiedy Sigrun spojrzała przed siebie dostrzegła promień lecącego ku niej zaklęcia i czuła z oddali jego dużą moc. W ułamku sekundy podjęła decyzję o uniku dzięki mocy zdobytej w służbie Czarnemu Panu; skupiła się na dematerializacji, zmianie w czarną mgłę i ucieczce gdzieś w górę, bliżej ścian kamienic.
Proszę wybaczyć długość, mam chwilowo tylko telefon.
Proszę o informację z którego (mniej więcej) miejsca leciało zaklęcie Lamino Glacio, mam spostrzegawczość II
Proszę wybaczyć długość, mam chwilowo tylko telefon.
Proszę o informację z którego (mniej więcej) miejsca leciało zaklęcie Lamino Glacio, mam spostrzegawczość II
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Wiedział, że nie może pozwoli sobie na większe osłabienie, nie w obecnej sytuacji. Miał nadzieję, ze wykorzystanie eliksiru nie pójdzie na marne. Wziął głęboki wdech, przemieścił się i poruszył różdżką, próbując zarysować nią odpowiedni obszar. Inkantację wypowiedział dość cicho, bez pośpiechu. – Salvio Hexia.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
Trafione zaklęciem ciało drgnęło i powstało, przemienione w posłusznego woli Sigrun inferiusa. Rookwood w tym czasie przemieniła się w kłąb czarnej mgły, co pozwoliło jej uniknąć pędzącego na nią potężnego zaklęcia. Ramsey i Alphard sięgnęli po te same inkantacje. Choć lordowi Black ze względu na osłabienie wywołane wcześniejszym wybuchem się nie powiodło to udało się Mulciberowi, który skutecznie odgrodził się od przeciwników niewidzialną barierą niewidzialności. Okupił to przerwaniem inkantowania Viento Somnia, lecz nie miało to już znaczenia: niewyraźne sylwetki Zakonników zebrały się razem, a następnie zniknęły z charakterystycznym trzaskiem towarzyszącym podróży świstoklikiem, który mogli wyraźnie usłyszeć Sigrun i Alphard.
Zakonnicy opuścili lokację, tym samym dziękuję za rozgrywkę. Wykorzystane eliksiry i przedmioty zostaną odpisane z Waszych ekwipunków.
Rycerze mają dwie tury na nałożenie zabezpieczeń.
Działające zaklęcia:
Liberta: 7/7 (Alphard)
Protecta (Lucinda)
Salvio Hexia (Justine)
Salvio Hexia (Ramsey)
Speculio (Ramsey)
Wykorzystane umiejętności organizacji:
Ramsey: 1/4
Sigrun: 2/3
Żywotność:
Justine 240/240
Lucinda 181/181
Percival 234/270, -5 (10 odmrożenia, 26 tłuczone)
Alphard 132/220, -20 (88 tłuczone)
Ramsey 217/217
Sigrun 215/215
Inferius 250/250, S 50, Z 50
Grzechotnik Karol: 153/153, S 35, Z 35
Grzechotnik Zenon: 153/153, S 35, Z 35
Zakonnicy opuścili lokację, tym samym dziękuję za rozgrywkę. Wykorzystane eliksiry i przedmioty zostaną odpisane z Waszych ekwipunków.
Rycerze mają dwie tury na nałożenie zabezpieczeń.
Działające zaklęcia:
Liberta: 7/7 (Alphard)
Protecta (Lucinda)
Salvio Hexia (Justine)
Salvio Hexia (Ramsey)
Speculio (Ramsey)
Wykorzystane umiejętności organizacji:
Ramsey: 1/4
Sigrun: 2/3
Żywotność:
Justine 240/240
Lucinda 181/181
Percival 234/270, -5 (10 odmrożenia, 26 tłuczone)
Alphard 132/220, -20 (88 tłuczone)
Ramsey 217/217
Sigrun 215/215
Inferius 250/250, S 50, Z 50
Grzechotnik Karol: 153/153, S 35, Z 35
Grzechotnik Zenon: 153/153, S 35, Z 35
Nie był do końca pewien co się tak właściwie wydarzyło w ciągu zaledwie jednej chwili, czy może zlepku kilku, co trwały raptem po kilka sekund. W jego stronę nie pomknął kolejny potężny czar, a brak konieczności obrony wydał mu się po prostu podejrzany. Spodziewał się kolejnej Bombardy, pozostając nieświadomym tego, jakich działań mogą podjąć się jego towarzysze, gdy korzystali z umiejętności przemiany w czarną mgłę. Mogli znaleźć się wszędzie, przemieścić według uznania i zaatakować wrogów z zupełnie innej strony. Black kurczowo ściskał różdżkę w prawej dłoni, próbując rozeznać się w sytuacji, ale nie było to możliwe, kiedy przeciwnicy pozostawali niewidoczni. Lecz niewidzialność zdała się być niczym wobec tego, co nastąpiło po chwili. Poczuł jak intensywna moc zalewa najbliższą okolicę wraz z rozchodzącą się wzdłuż ulicy gęstą mgłą, choć sam pozostawał poza obszarem oddziaływania czarnomagicznego zaklęcia. Mógł tylko podejrzewać, że to Śmierciożerca zdecydował się w taki sposób złamać hart ducha u członków Zakonu Feniksa. Nie było mu dane rozpoznać twarzy przeciwników, widział jedynie oddalone trzy sylwetki, ale i tak trzymał się zaciekle przekonania, że to właśnie ten najgorszy podgatunek szlamolubów napotkali. Trudno było zignorować fakt, że któreś z tej trójki zbyt swobodnie władało urokami.
Mgła zaczęła się nagle rozpływać i na całym placu zrobiło się spokojnie. Nastał po wybuchach cisza aż dźwięczała w uszach. Zatem to musiał być koniec. W jaki sposób wrogowie zniknęli i dlaczego? Alphard jeszcze chwilę tkwił w miejscu, próbując nabrać pełnego przekonania w zwycięstwo. Po odniesieniu pierwszych obrażeń sądził, że starcie będzie trwało długo i skończy się dla niego jeszcze bardziej boleśnie.
Gdy się wreszcie ruszył, zdecydowanym krokiem przeszedł na środek placu, oczyma wyobraźni już umiejscawiając szubienicę przyszykowaną dla zdrajców. A może lepsza byłaby gilotyna? Zważywszy na to, że jeden ze szlamolubów rzekomo zdołał powrócić z martwych, padały sugestie, aby nie pozostawiać ciał w jednym kawałku. Zepchnął jednak podobne myśli na dalszy tor i uniósł różdżkę, jej krańcem ogarniając przestrzeń wokół, aby zarysować obszar, na którym chciał umieścić pułapkę. Kilka wypowiedzianych w myślach inkantacji i sprawnych ruchów różdżką pomogło mu uzyskać zamierzony efekt.
| nakładam Zawieruchę, chcę to zabezpieczenie umieścić na terenie całego placu (taki trochę pięciokąt wychodzi)
Mgła zaczęła się nagle rozpływać i na całym placu zrobiło się spokojnie. Nastał po wybuchach cisza aż dźwięczała w uszach. Zatem to musiał być koniec. W jaki sposób wrogowie zniknęli i dlaczego? Alphard jeszcze chwilę tkwił w miejscu, próbując nabrać pełnego przekonania w zwycięstwo. Po odniesieniu pierwszych obrażeń sądził, że starcie będzie trwało długo i skończy się dla niego jeszcze bardziej boleśnie.
Gdy się wreszcie ruszył, zdecydowanym krokiem przeszedł na środek placu, oczyma wyobraźni już umiejscawiając szubienicę przyszykowaną dla zdrajców. A może lepsza byłaby gilotyna? Zważywszy na to, że jeden ze szlamolubów rzekomo zdołał powrócić z martwych, padały sugestie, aby nie pozostawiać ciał w jednym kawałku. Zepchnął jednak podobne myśli na dalszy tor i uniósł różdżkę, jej krańcem ogarniając przestrzeń wokół, aby zarysować obszar, na którym chciał umieścić pułapkę. Kilka wypowiedzianych w myślach inkantacji i sprawnych ruchów różdżką pomogło mu uzyskać zamierzony efekt.
| nakładam Zawieruchę, chcę to zabezpieczenie umieścić na terenie całego placu (taki trochę pięciokąt wychodzi)
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przeciwnicy zniknęli. Charakterystyczny trzask był jasną informacja o tym, że ewakuowali się z placu boju. Zmrużył oczy, nie spodziewał się bowiem, że pójdzie im tak szybko. Nie mógł jednak nie być zadowolony z takiego obrotu spraw. Fakt, że pozostaną tu i przejmą to miejsce był dla niego jasny od samego początku, oni byli tylko przeszkodą, która stanęła im na drodze do osiągnięcia celu. Nie analizował ich posunięcia zbyt długo, ale pozostawał czujny. Jeśli posiadali świstoklik, mogli tu jeszcze wrócić. Ruszył przed siebie, zmierzając do granicy bariery zaklęcia, które rzucił, utrzymując różdżkę wysoko uniesioną, wciąż gotowy do ataku lub ewentualnej obrony. Wzrokiem przeczesywał otoczenie, sprawdzając, czy nie zmaterializowali się gdzieś dalej. Patrzył też na budynki, na kamienice, spoglądał w okna, nie mogąc być całkowicie pewnym, że nie przenieśli się po prostu gdzieś w pobliże. Mgła, miała się uformować nie powstała, mógł więc swobodnie i spokojnie zmierzać w stronę towarzyszy. Miał jednak spory kawałek do nich. Postanowił więc wykorzystać odległość, do zabezpieczenia wejścia na Connaught Square. To miejsce miało wciąż pozostać do użytku. Zamierzali tu się nieźle bawić ze wszystkimi zdrajcami krwi i zamachowcami. Nie mogli go całkowicie odciąć placu od użytku, to mijało się z celem. Widział błysk zaklęcia, który Sigrun kierowała w jakąś stronę, ale sam nie widział niczego, dopóki nie pojawiła się w oddali jakaś trudna do określenia forma. Wiedział, czym była, ale wystarczyło im tu już podobnych stworzeń. Nie mogły stanowić zagrożenia dla zwykłych mieszkańców Londynu, obywateli. Był pewien, że Rookwood mu da jasne polecenie, czego ma strzec i kogo atakować, by nie doszło do przykrej sytuacji, w której musieliby go unicestwić. Zatrzymał się w miejscu i skierował różdżkę na ziemię, za sobą. zaznaczając teren od ściany kamienicy do ściany, pragnąc stworzyć podłużną pułapkę, która sprawi, że po wejściu w nią nogi intruza zaczną pląsać. Będzie się trząść, a to utrudni mu walkę z inferiusem i olbrzymem, którego z pewnością Sigrun tu ściągnie. To miejsce było ważne i musiało pozostać zajęte przez Rycerzy Walpurgii.
| Nakładam ostatnie tango od strony ulicy, gdzie stoję; dziękuję mg i przeciwnikom za pojedynek
| Nakładam ostatnie tango od strony ulicy, gdzie stoję; dziękuję mg i przeciwnikom za pojedynek
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Po raz wtóry tej nocy poczuła to lekkie, specyficzne uczucie towarzyszące dematerializacji; kłąb czarnego dymu pomknął w górę, przylgnął bliżej ściany. Rookwood w niematerialnej postaci obserwowała otoczenie, próbując zorientować się w sytuacji i wybrać najlepszą pozycję do stanięcia na ziemi. Z zadowoleniem zauważyła, że nieruchome dotychczas ciało, w które trafiło jej potężne zaklęcie, powstało - poczuła jednocześnie, że ma nad nim władzę. Stworzyła inferiusa całkowicie poddanego jej woli, chciała posłać go ku trójce nieznajomych, by ich zaatakował - mogli chować się za barierą niewidzialności, ale nie zatrzyma ona inferiusa. Usłyszała jednak wyraźnie charakterystyczny trzask, który towarzyszył teleportacji, bądź użyciu świstoklika.
- Do cholery jasnej - warknęła wściekle, lądując na bruku, materializując się w jednej chwili. Żadne zaklęcie nie poleciało w jej stronę - zrozumiała, że zniknęli. Uciekli. Szybciej, niż się spodziewała. Sigrun nie wiedziała kim byli, musieli mieć jednak odwagę i jakieś umiejętności, że zjawili się na placu egzekucji i zamordowali funkcjonariuszy Ministerstwa Magii - a umknęli tak prędko. Poczuła złość, naturalnie, chciała ich dorwać, poznać tożsamość, ukarać. Wszystko skończyło się jednak szybciej, niż zdążyło zacząć na dobre.
- Tchórze - warknęła Sigrun, rozglądając się wokół siebie; jeszcze przez kilka chwil nie widziała żadnego z towarzyszących jej Rycerzy Walpurgii, była jednak pewna, że tu byli. - Trzeba zabezpieczyć to miejsce. Nie tylko na wypadek, gdyby zdecydowali się tutaj wrócić - powiedziała głośno, aby Alphard i Ramsey ją usłyszeli. Plac egzekucji musiał pozostać pod ich władzą i żaden intruz nie powinien mieć tu wstępu. To miejsce miało być symbolem - a stracone tu publicznie życia przypominać o tym, co czekało rebeliantów.
Zamierzała tu, oczywiście, sprowadzić olbrzyma, jednego z tych, których udało się przeciągnąć na stronę Czarnego Pana w minionych miesiącach. Z tak potężną istotą rebelianci nie będą mieli żadnych szans. W pierwszej kolejności wiedźma zdecydowała się jednak nałożyć ochronne zaklęcia, które tworzyły pułapkę nazywaną Oczobłyskiem. Chciała, aby objęło swoim działaniem obszar najbliższego sobie wejścia na plac, od ściany do ściany kamienicy; miało oślepić intruzów, nieupoważnionych do wkroczenia tu rebeliantów i zbrodniarzy, porządni obywatele i Rycerze Walpurgii mieli pozostać bezpieczni.
- On powinien tu zostać - wyrzekła, spoglądając w stronę inferiusa, który trwał nieruchomo w miejscu, oczekując na polecenia.
| nakładam Oczobłysk
- Do cholery jasnej - warknęła wściekle, lądując na bruku, materializując się w jednej chwili. Żadne zaklęcie nie poleciało w jej stronę - zrozumiała, że zniknęli. Uciekli. Szybciej, niż się spodziewała. Sigrun nie wiedziała kim byli, musieli mieć jednak odwagę i jakieś umiejętności, że zjawili się na placu egzekucji i zamordowali funkcjonariuszy Ministerstwa Magii - a umknęli tak prędko. Poczuła złość, naturalnie, chciała ich dorwać, poznać tożsamość, ukarać. Wszystko skończyło się jednak szybciej, niż zdążyło zacząć na dobre.
- Tchórze - warknęła Sigrun, rozglądając się wokół siebie; jeszcze przez kilka chwil nie widziała żadnego z towarzyszących jej Rycerzy Walpurgii, była jednak pewna, że tu byli. - Trzeba zabezpieczyć to miejsce. Nie tylko na wypadek, gdyby zdecydowali się tutaj wrócić - powiedziała głośno, aby Alphard i Ramsey ją usłyszeli. Plac egzekucji musiał pozostać pod ich władzą i żaden intruz nie powinien mieć tu wstępu. To miejsce miało być symbolem - a stracone tu publicznie życia przypominać o tym, co czekało rebeliantów.
Zamierzała tu, oczywiście, sprowadzić olbrzyma, jednego z tych, których udało się przeciągnąć na stronę Czarnego Pana w minionych miesiącach. Z tak potężną istotą rebelianci nie będą mieli żadnych szans. W pierwszej kolejności wiedźma zdecydowała się jednak nałożyć ochronne zaklęcia, które tworzyły pułapkę nazywaną Oczobłyskiem. Chciała, aby objęło swoim działaniem obszar najbliższego sobie wejścia na plac, od ściany do ściany kamienicy; miało oślepić intruzów, nieupoważnionych do wkroczenia tu rebeliantów i zbrodniarzy, porządni obywatele i Rycerze Walpurgii mieli pozostać bezpieczni.
- On powinien tu zostać - wyrzekła, spoglądając w stronę inferiusa, który trwał nieruchomo w miejscu, oczekując na polecenia.
| nakładam Oczobłysk
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
W ferworze walki, w którą weszli nagle i bez jakiegokolwiek szczegółowego planu, nie miał tak naprawdę okazji dostrzec wszystkiego, co działo się wokół. Pewne szczegóły mu umknęły, zwłaszcza po tej przeklętej Bombardzie, przed którą nie zdołał umknąć na czas. Choć po anomaliach i ich wpływie na skuteczność zaklęć nie pozostał już ślad, to jednak magia dalej pozostawała nad wyraz ironiczna, pozwalając rzucać mu solidne tarcze, a odmawiając posłuszeństwa przy mniej złożonym zaklęciu. Teraz było już z nim znacznie lepiej, kiedy nie dzwoniło mu w uszach i stał o własnych siłach. Już wszystko zdawało się być zrozumiałe, przeciwnicy zrezygnowali z dalszej potyczki, a jego towarzysze dalej pozostawali w pobliżu. Czarna mgła zmaterializowała się, Rookwood znalazła się w zasięgu wzroku. Mógł też dostrzec zbliżającą się bez pośpiechu sylwetkę, w której rozpoznawał Mulcibera, bo któż inny poza ich trójką mógł jeszcze znajdować się w pobliżu?
Przyjął słowa Śmierciożerczyni ze spokojem, kątem oka obserwując jak sama nakłada pułapkę z należytym skupieniem. Szybko poszedł w jej ślady, różdżką raz jeszcze kreśląc otoczenie wokół siebie, aby zaznaczyć granice, w których ma działać nakładane przez niego kolejne zabezpieczenie. Ten plac miał pozostawać w użytku, dlatego Alphard skorzystał z pułapki, która miała nie zadawać obrażeń, lecz mogła za to utrudnić przejęcie kontroli nad tym miejscem. Stary szewc mógł zatrzymać szlamowatych rebeliantów w miejscu, znacząco utrudnić w przyszłości walkę. Zainicjował przepływ magii, korzystając z tej własnej, jak i tej wciąż unoszącej się w powietrzu po wymianie zaklęć. Podstawowa wiedza z obszaru numerologii ułatwiała mu zadanie.
Właściwie pod sam koniec zwrócił uwagę na stworzonego wcześniej inferiusa. Racja, powinien tu zostać i na coś się przydać jako strażnik tego miejsca, ale nie był odpowiednią osobą, aby o tym decydować. W księgach wyczytał, że trzeba tym istotom zrodzonym z czarnej magii wydawać bardzo precyzyjne polecenia, najlepiej dość prostym językiem. Czy to rzeczywiście były wytyczne, jakich należało się trzymać? Bardzo był ciekaw jak teoria ma się do praktyki, dlaczego uważnym spojrzeniem przyglądał się pobudzonym ponownie do życia zwłokom, czekając na ruch Śmierciożerczyni.
| nakładam Starego szewca
Przyjął słowa Śmierciożerczyni ze spokojem, kątem oka obserwując jak sama nakłada pułapkę z należytym skupieniem. Szybko poszedł w jej ślady, różdżką raz jeszcze kreśląc otoczenie wokół siebie, aby zaznaczyć granice, w których ma działać nakładane przez niego kolejne zabezpieczenie. Ten plac miał pozostawać w użytku, dlatego Alphard skorzystał z pułapki, która miała nie zadawać obrażeń, lecz mogła za to utrudnić przejęcie kontroli nad tym miejscem. Stary szewc mógł zatrzymać szlamowatych rebeliantów w miejscu, znacząco utrudnić w przyszłości walkę. Zainicjował przepływ magii, korzystając z tej własnej, jak i tej wciąż unoszącej się w powietrzu po wymianie zaklęć. Podstawowa wiedza z obszaru numerologii ułatwiała mu zadanie.
Właściwie pod sam koniec zwrócił uwagę na stworzonego wcześniej inferiusa. Racja, powinien tu zostać i na coś się przydać jako strażnik tego miejsca, ale nie był odpowiednią osobą, aby o tym decydować. W księgach wyczytał, że trzeba tym istotom zrodzonym z czarnej magii wydawać bardzo precyzyjne polecenia, najlepiej dość prostym językiem. Czy to rzeczywiście były wytyczne, jakich należało się trzymać? Bardzo był ciekaw jak teoria ma się do praktyki, dlaczego uważnym spojrzeniem przyglądał się pobudzonym ponownie do życia zwłokom, czekając na ruch Śmierciożerczyni.
| nakładam Starego szewca
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Głos Sigrun dotarł do niego z oddali, wraz z cichym, niosącym się po ścianach kamienic echem. Gdyby był bliżej, odpowiedziałby jej, ale nie zamierzał podnosić głosu, szczególnie teraz, gdy ich przeciwnicy się ewakuowali, ale równie dobrze mogli ich z boku obserwować. Musiał zachować trzeźwy umysł, pozostać skupionym, by odpowiednio nałożyć zaplanowane zabezpieczenia, ale także by w razie ewentualnego ataku nie dać się zaskoczyć. Jeśli tu wrócą, wpadną w pułapki; teraz, później. Bez znaczenia. Będą musieli zmierzyć się z czyhającym ukryciu inferiusem i olbrzymem, który będzie lojalnie strzegł tego placu. Zastanawiał się kim byli. Nie rozpoznał żadnej z twarzy, postury, głosy jednak wydawały mu się jakieś znajome. Mógł ich kiedyś gdzieś spotkać — przypadkiem? Nie był pewien. Zbyt mało czasu miał, by się skupić na tym, co słyszał. Przeszedł znów kilkanaście jardów dalej, zbliżając się do głównego placu, krocząc ulicą, która była kompletnie opustoszała. W mieszkaniach z pewnością znajdowali się jacyś ludzie. Zerkał raz po raz na budynki, na okna, wszystkie jednak były ciemne, w żadnym jeszcze nie palił się ogień świec. Jeśli mieli tu, na placu obserwatorów, z pewnością wiedzieli, że nie należy ich lekceważyć. Mgła, która ostatecznie nie pojawiła się w tym miejscu mogła wielu z nich pozbawić życia. Ale nie dbał o to. Powinien - jeśli wśród nich byli mieszkańcy czystej krwi, bezsensownie zostaliby zamordowani. Ale o to też nie dbał. Byli jednymi z wielu; jeśli musieli stać się ofiarą, by odwrócił szalę przewagi w tej walce, uczyniłby to bez wahania.
Stojąc już niedaleko Rookwood zajął się nakładaniem prostego zabezpieczenia. Cicho-sza miała powodować u intruzów głuchotę. Nie myślał jednak o mieszkańcach Londynu, jak o nich. Ci, którzy popierali Czarnego Pana i Ministerstwo mogli czuć się tu bezpiecznie. Tyczyło się to jednak wszystkich zwolenników Harolda Longbottoma, zdrajcy, członków Zakonu Feniksa, a także rebeliantów, którzy im pomagali. Pułapka nie była groźna, ale mogła okazać się przydatna przy ewentualnym starciu. Pozbawieni zmysłu słuchu byli znacznie bardziej narażeni na porażkę.
— Najwyższa pora zorganizować w tym miejscu jakieś rozrywkowe wydarzenie — podjął, podchodząc znów do Sigrun, kiedy skończył z pułapką. Alphard pojawił się nagle, kiedy eliksir przez niego użyty przestał działać. — Zorganizować egzekucję publiczną. Zaprośmy tu najznakomitszych gości. Niech ludzie z okien patrzą. — Niech widzą.
| nakładam cicho-sza
Stojąc już niedaleko Rookwood zajął się nakładaniem prostego zabezpieczenia. Cicho-sza miała powodować u intruzów głuchotę. Nie myślał jednak o mieszkańcach Londynu, jak o nich. Ci, którzy popierali Czarnego Pana i Ministerstwo mogli czuć się tu bezpiecznie. Tyczyło się to jednak wszystkich zwolenników Harolda Longbottoma, zdrajcy, członków Zakonu Feniksa, a także rebeliantów, którzy im pomagali. Pułapka nie była groźna, ale mogła okazać się przydatna przy ewentualnym starciu. Pozbawieni zmysłu słuchu byli znacznie bardziej narażeni na porażkę.
— Najwyższa pora zorganizować w tym miejscu jakieś rozrywkowe wydarzenie — podjął, podchodząc znów do Sigrun, kiedy skończył z pułapką. Alphard pojawił się nagle, kiedy eliksir przez niego użyty przestał działać. — Zorganizować egzekucję publiczną. Zaprośmy tu najznakomitszych gości. Niech ludzie z okien patrzą. — Niech widzą.
| nakładam cicho-sza
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Przez kilka dłuższych chwil pozornie Sigrun wciąż była na placu osamotniona. Alphard pozostawał niewidzialny dzięki eliksirowi, Mulciber musiał pieszo pokonać kilkadziesiąt metrów placu i drogi do niego prowadzącej, którą znaczyły aż dwie bariery Salvio Hexia, jedną wyczarowaną przez siebie, drugą pozostawioną przez trójkę nieznajomych. Rookwood także żałowała, że nie udało im się chociaż rozpoznać tożsamości, głosy brzmiały znajomo i nie wierzyła, że znaleźli się tutaj przypadkiem. Takie przypadki się nie zdarzały. Funkcjonariusze Ministerstwa Magii, którzy leżeli na ziemi, a jeden z nich zaczął służyć Sigrun jako inferius, także nie zginęli z ich ręki przez przypadek. Przypuszczała, że to rebelianci Harolda Longbottoma, bądź jeszcze gorzej - członkowie Zakonu Feniksa, którzy nie odpuszczali i nieustannie próbowali się wedrzeć do Londynu.
Ramsey w końcu do niej podszedł, w chwili, kiedy i Kameleon wypity przez Alpharda przestał działać. Spojrzała na niego, gdy pojawił się tak nagle. - Nałożyłeś zabezpieczenia? - spytała spokojnie; był blisko, słyszał co mówiła, oczekiwała, że wypełnił polecenie. Uzyskawszy od niego potwierdzenie spojrzała na wyższego rangą Śmierciożercę. - Zdecydowanie. Wszyscy niech się dowiedzą jak skończy się takie spiskowanie - stwierdziła Sigrun, kiwając głową; nie powinni byli z tym zwlekać, lecz do tego czasu plac powinien zostać zabezpieczony. Zwróciła się zatem do inferiusa, któremu nakazała się zbliżyć. - Pozostaniesz tutaj, w ukryciu, ujawnisz swoją obecność i zaatakujesz i zabijesz każdego, kto zacznie zaatakuje olbrzyma, którego tu sprowadzę. Każdego, kto będzie próbował złamać zabezpieczenia chroniące te plac - powiedziała, wydając inferiusowi konkretne, jasne polecenia. Spojrzała w jego puste, martwe oczy, patrząc jak się oddala, szukając kryjówki. Trup nie powinien się włóczyć tu za dnia, strasząc porządnych obywateli Londynu. Chciała pozostawić tu niespodziankę dla intruzów i rebeliantów.
- Wy idźcie dalej. Ja sprowadzę tu olbrzyma, nakażę mu strzec tego miejsca - zdecydowała Sigrun, spoglądając na towarzyszących jej czarnoksiężników. Mieli udać się gdzie indziej, ich wizyta na placu Connaught Square była wynikiem przypadku, zaalarmowania ich przez wybuchy, błyskające zaklęcia. A noc jeszcze młoda. Poradzą sobie bez niej; najlepiej będzie, jeśli sama uda się do olbrzyma, miała największe doświadczenie z magicznymi istotami.
Rozstawszy się z Mulciberem i Blackiem sprowadziła tutaj jednego - z plemienia, które zdecydowało się wesprzeć Czarnego Pana. Nakazała mu pozostać na straży jednej z ulic, prowadzących na plac, atakować intruzów, tych, którzy zdecydują się jego samego zaatakować - a czystokrwistych mieszkańców Londynu, Rycerzy Walpurgii i ich sojuszników pozostawić w spokoju. Wskazała olbrzyma jeszcze inferiusowi, który na kilka chwil wyszedł z ukrycia, by mieć pewność, że będzie atakował zgodnie z jej wolą.
| ztx3
Ramsey w końcu do niej podszedł, w chwili, kiedy i Kameleon wypity przez Alpharda przestał działać. Spojrzała na niego, gdy pojawił się tak nagle. - Nałożyłeś zabezpieczenia? - spytała spokojnie; był blisko, słyszał co mówiła, oczekiwała, że wypełnił polecenie. Uzyskawszy od niego potwierdzenie spojrzała na wyższego rangą Śmierciożercę. - Zdecydowanie. Wszyscy niech się dowiedzą jak skończy się takie spiskowanie - stwierdziła Sigrun, kiwając głową; nie powinni byli z tym zwlekać, lecz do tego czasu plac powinien zostać zabezpieczony. Zwróciła się zatem do inferiusa, któremu nakazała się zbliżyć. - Pozostaniesz tutaj, w ukryciu, ujawnisz swoją obecność i zaatakujesz i zabijesz każdego, kto zacznie zaatakuje olbrzyma, którego tu sprowadzę. Każdego, kto będzie próbował złamać zabezpieczenia chroniące te plac - powiedziała, wydając inferiusowi konkretne, jasne polecenia. Spojrzała w jego puste, martwe oczy, patrząc jak się oddala, szukając kryjówki. Trup nie powinien się włóczyć tu za dnia, strasząc porządnych obywateli Londynu. Chciała pozostawić tu niespodziankę dla intruzów i rebeliantów.
- Wy idźcie dalej. Ja sprowadzę tu olbrzyma, nakażę mu strzec tego miejsca - zdecydowała Sigrun, spoglądając na towarzyszących jej czarnoksiężników. Mieli udać się gdzie indziej, ich wizyta na placu Connaught Square była wynikiem przypadku, zaalarmowania ich przez wybuchy, błyskające zaklęcia. A noc jeszcze młoda. Poradzą sobie bez niej; najlepiej będzie, jeśli sama uda się do olbrzyma, miała największe doświadczenie z magicznymi istotami.
Rozstawszy się z Mulciberem i Blackiem sprowadziła tutaj jednego - z plemienia, które zdecydowało się wesprzeć Czarnego Pana. Nakazała mu pozostać na straży jednej z ulic, prowadzących na plac, atakować intruzów, tych, którzy zdecydują się jego samego zaatakować - a czystokrwistych mieszkańców Londynu, Rycerzy Walpurgii i ich sojuszników pozostawić w spokoju. Wskazała olbrzyma jeszcze inferiusowi, który na kilka chwil wyszedł z ukrycia, by mieć pewność, że będzie atakował zgodnie z jej wolą.
| ztx3
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zbliżała się godzina dwunasta. Sierpniowe słońce nieśpiesznie wznosiło się ponad Londyn, zalewając go swym światłem i gorącem, lecz jego ulice były bardziej opustoszałe niż zazwyczaj przez ostatnie miesiące, od czasu krwawej czystki, przeprowadzonej przez Rycerzy Walpurgii. Mieszkańcy miasta, którzy mogli się po nim swobodnie poruszać dzięki odpowiednim dokumentom, podpisanym i podbitym przez Ministerstwo Magii, przybywali na Connaught Square - publiczny plac, na którym od pięciuset lat dokonywano publicznych egzekucji. Drugiego sierpnia tysiąc pięćdziesiątego siódmego roku tradycji miało stać się zadość. W chwili, kiedy słońce będzie górowało nad horyzontem, straceni zostać mieli schwytani zbrodniarze, rebelianci i wrogowie Ministerstwa Magii, a zarazem całego magicznego społeczeństwa.
Caradoc Morgan, Benedict Pearson oraz Dylan Chambers, byli funkcjonariusze magicznej policji, którzy odeszli z pracy z końcem marca, odmawiając wypełniania obowiązków służbowych i uchylając się od obowiązku rejestracji różdżki, od kilku tygodni podejrzewani byli o zbrodnicze działania, mające na celu zniszczenie Londynu i niepokojenie mieszkańców miasta, otwarcie popierali Harolda Longbottoma i jego rebelię, sprzeciwiali się władzy i namawiali innych do powstania przeciwko niej. W pojedynku z nimi zdrowie, a nawet życie, straciło kilku policjantów. Zostali jednak wytropieni, a w połowie lipca schwytani i osadzeni w Tower. Ich wina nie pozostawiała żadnych wątpliwości, dlatego ponieść musieli najsurowszą z kar.
Rycerze Walpurgii zadbali o to, aby całe miasto dowiedziało się o planowanym wydarzeniu. Wraz z początkiem lipca plac został zniszczony przez trójkę bandytów, których tożsamość wciąż pozostawała tajemnicą, kiedy to zaatakowali i zamordowali troje policjantów, pozostawiając po sobie chaos, Ministerstwo Magii zdecydowało się jednak odnowić to ważne, historyczne miejsce. Oddelegowało specjalny zespół złożony z kilkorga utalentowanych czarodziejów i architekta, którzy dzięki czarom i zaangażowaniu uprzątnęli gruzy i odnowili powierzchnię placu przy pomocy dostawców materiałów, jacy przed rokiem wsparli także odbudowę Białej Wywerny.
Funkcjonariusze Ministerstwa Magii strzegli ulic prowadzących na plac, kontrolując każdego, kto się na nich pojawił. Pod jedną z kamienic umieszczono wysoki podest, skazańcy mieli wspiąć się po prowadzących nań schodach i stanąć przed mieszkańcami Londynu, dla których stanowili niebezpieczeństwo. Wyznaczono do niego ścieżkę ogrodzoną szarfami, którą strażnicy mieli poprowadzić zbrodniarzy. Na prawo od podestu odgrodzono część placu, postawiono kilka krzeseł, aby najważniejsi goście mieli najlepszy widok.
Najpierw jednak należało ich tam przyprowadzić. Morganowi, Pearsonowi i Chambersowi odebrano różdżki i na godzinę przez południem wyprowadzono skutych z Tower, aby w skwarze i upale pokonali pieszo i boso swoje ostatnie mile, tak jak brudni mugole, których chcieli bronić.
Na kilkanaście minut przed południem wciąż jednak nie było ich na placu, czarodzieje i czarownice, którzy dotychczas zdążyli zgromadzić się na Connaught Sqaure oczekiwali z niecierpliwością. Nikt nie rozmawiał głośno, jedynie ściszonymi głosami wymieniali pomiędzy sobą spostrzeżenia i wątpliwości co do tego, co miało się stać. Przypominało to trochę ciche brzęczenie ula.
Sigrun Rookwood pojawiła się na miejscu jako jedna z pierwszych. Jasne włosy opadały miękko wokół twarzy, którą skrywała maska Śmierciożercy - nie dlatego, że chciała ukryć swoją tożsamość. Była dumna ze służby Czarnemu Panu i to była właśnie przyczyna. To jej nowa twarz, tożsamość Jego sługi, a to wszak w Jego imieniu się tu pojawiła - aby wymierzyć karę tym, którzy się mu sprzeciwiali.
Stojąc blisko podwyższenia, obróciła głowę na zachód, gdzie zaczął robić się hałas - straże musiały prowadzić już skazańców na plac.
| Czas na zgromadzenie się do 09.09.2020, godz. 20. W wątku mogą wziąć udział wszyscy Rycerze Walpurgii, ich sojusznicy oraz osoby postronne, jeśli mają zarejestrowaną różdżkę (patrole Ministerstwa Magii przy wejściach na plac).
Wątek "luźny", ale proszę trzymajmy się terminów odpisu. <3
She's lost control
again
Ostatnio zmieniony przez Sigrun Rookwood dnia 08.09.20 0:02, w całości zmieniany 1 raz
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Nie wiedział dokładnie kogo i za co mieli stracić. Buntownicy, rząd... Równie dobrze mogliby ruchać się nawzajem i większej patologii, by nie zrodzili, niż to, co już było. Wystarczyło spojrzeć po syfie, który za sobą zostawiali. Lupin zastanawiał się, czy oni w ogóle myśleli. Kiedykolwiek. O płonącym Big Benie wolał nawet nie wspominać... Randall był palantem, że dał się wciągnąć w te chore przepychanki. Zresztą z tego, co podejrzewał Lyall, jego brat zapewne sam pchał się przy pierwszej lepszej okazji, byle tylko zadrzeć z Ministerstwem Magii. Pytanie brygadzisty o Zakon Feniksa pozostawało bez konkretnej odpowiedzi, ale bliźniak nie musiał zbyt wiele mówić. To nie miejsce na takie tematy wystarczyło łowcy wilkołaków w zupełności, a w połączeniu z danymi tych, którzy wspierali ruch oporu, odpowiedź była jasna. W przypadku Randalla aż nazbyt. Nie trzeba było być legilimentą, by wyczytać z dawnego funkcjonariusza policji prawdę. Członkostwo w Zakonie Feniksa nie było już przypuszczeniem, było faktem. Lyall powiedział wtedy bratu wprost, że nie obchodziły go jego problemy i nie chciał tego słuchać, a jednak... Teraz był tutaj... Dlaczego? Obaj rozwijali się pod tym samym sercem, w tym samym czasie - niektóre rzeczy zwyczajnie nie były możliwe do wyzbycia się i w tym przypadku pozostawała pewna śladowa troska w stosunku do brata. Dlatego Lupin też zaraz po usłyszeniu o planowanej egzekucji, natychmiast deportował się do stolicy i przebiegł pospiesznie odległość dzielącą go od Connaught Square. Nie pojawiłby się w Londynie, gdyby nie podsłuchana przypadkiem wymiana zdań między dwójką podchmielonych urzędasów, którzy mówili coś o publicznym sądzie. Wystarczyło, że wspomnieli o skazańcach, którzy mieli kiedyś należeć do magicznej policji - brygadzista zacisnął rękę na ramieniu jednego z nich, chcąc usłyszeć nazwiska prowadzonych nie śmierć. Usłyszał dwa z trzech i chociaż nie brzmiały one Lupin, istniała szansa, że trzecim okaże się jego głupi brat. Pozostawiając w barze jakieś drobne, nie czekał.
Lawirował w zebranym tłumie, nie poświęcając zbyt wiele uwagi temu, co się działo. Przeczesywał zebranych. Nie byłoby zaskoczeniem, gdyby jego brat - nawet jeżeli nie on był tym winnym - gdzieś kręcił się w okolicy. Łowca chciał być na tyle naiwny, by uwierzyć, że może jego brat jednak był na tyle rozumny, że skorzystał z daru metamorfomagii i uciekł najdalej, jak się dało. Nim całkowicie postradał resztki mózgu. Lyall jednak nie był dzieckiem i nie wierzył w cuda. Jego starszy brat nie miał ani trochę rozsądku. Wszystko przelało się na ten uśmieszek idioty, którym próbował czarować ludzi na prawo i lewo, a tak naprawdę robił z siebie idiotę. Powinien był mu o tym powiedzieć już lata temu, jednak teraz nie miał okazji. Randall wyparował wraz z początkiem maja i od tamtej pory nie dawał znaku życia, nie zostawiając bratu nawet urywka wiadomości. Lyall nie przejmował się tym zbytnio, bo znał swojego bliźniaka, a przynajmniej jego dawną wersję, która z chęcią wepchnęłaby się w największą kabałę. Mijały jednak tygodnie, a jego wciąż nie było. Dlatego pojawił się na Connaught Square, licząc na to, że to nie był koniec tego kretyna... Stanął przy wyjściu na plac, znajdując miejsce przy pustej ścieżce w tłumie pozostawionej dla zbliżających się skazańców. Musiał ich zobaczyć i musiał być pewny, że mieli zobaczyć i jego. Randall nigdy nie był w stanie zmienić się całkowicie. Jego oczy zawsze pozostawały takie same, bez względu na to, jak bardzo się starał.
Lawirował w zebranym tłumie, nie poświęcając zbyt wiele uwagi temu, co się działo. Przeczesywał zebranych. Nie byłoby zaskoczeniem, gdyby jego brat - nawet jeżeli nie on był tym winnym - gdzieś kręcił się w okolicy. Łowca chciał być na tyle naiwny, by uwierzyć, że może jego brat jednak był na tyle rozumny, że skorzystał z daru metamorfomagii i uciekł najdalej, jak się dało. Nim całkowicie postradał resztki mózgu. Lyall jednak nie był dzieckiem i nie wierzył w cuda. Jego starszy brat nie miał ani trochę rozsądku. Wszystko przelało się na ten uśmieszek idioty, którym próbował czarować ludzi na prawo i lewo, a tak naprawdę robił z siebie idiotę. Powinien był mu o tym powiedzieć już lata temu, jednak teraz nie miał okazji. Randall wyparował wraz z początkiem maja i od tamtej pory nie dawał znaku życia, nie zostawiając bratu nawet urywka wiadomości. Lyall nie przejmował się tym zbytnio, bo znał swojego bliźniaka, a przynajmniej jego dawną wersję, która z chęcią wepchnęłaby się w największą kabałę. Mijały jednak tygodnie, a jego wciąż nie było. Dlatego pojawił się na Connaught Square, licząc na to, że to nie był koniec tego kretyna... Stanął przy wyjściu na plac, znajdując miejsce przy pustej ścieżce w tłumie pozostawionej dla zbliżających się skazańców. Musiał ich zobaczyć i musiał być pewny, że mieli zobaczyć i jego. Randall nigdy nie był w stanie zmienić się całkowicie. Jego oczy zawsze pozostawały takie same, bez względu na to, jak bardzo się starał.
i’ll tell you a secret. the really bad monsters never look like monsters.
ALL DARK, ALL BLOODY,
MY HEART.
MY HEART.
Lyall Lupin
Zawód : Brygadzista
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Way deep down
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Connaught Square
Szybka odpowiedź