Wydarzenia


Ekipa forum
Connaught Square
AutorWiadomość
Connaught Square [odnośnik]13.02.20 20:18
First topic message reminder :

Connaught Square

To na tym placu znajdującym się w centralnym Londynie przez przeszło 500 lat dokonywano publicznych egzekucji na wrogach państwa, zdrajcach i niewinnych. Szubienicy, która stanowiła główne narzędzie władzy, już nie ma, a plac stanowi tylko ślad na mapie turystycznej, ale wciąż wysłany jest brukiem i obsadzony liczną zielenią, dzięki czemu wielu mieszkańców Londynu wybiera go jako miejsce dla licznych spacerów. Wieczorami, gdy w latarniach zapala się jasne światło, na uliczkach można dostrzec ducha włoskiej tancerki, Marii Taglioni, która Connaught Square niegdyś nazywała swoim domem. Po okolicy krąży plotka, że jest ona tylko iluzją wyczarowaną przez jej zdolnego, angielskiego kochanka.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Connaught Square - Page 20 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Connaught Square [odnośnik]03.10.20 15:09
Mgła zanikła niemal tak szybko, jak się pojawiła - a to mogło oznaczać, że ktoś z o wiele większą biegłością posługiwania się obronnymi inkantacjami intencyjnie położył jej kres. Wraz z jej odejściem powróciły siły; determinacja, beznamiętność, niestrute już wątpliwością czy strachem. Wren odetchnęła zatem pełną piersią, ucieszona słodkim smakiem ulgi. Profilaktycznie rzucone wcześniej vigilia nie ujawniło jej zmysłom żadnego niebezpieczeństwa czającego się w okolicy. Najwyraźniej partyzantka działała sama. Ale czy to możliwe? Czarownica nie mogła pojąć motywacji przyświecającej jej w samobójczej próbie rzucenia się do szyi wroga i spróbowania własnymi zębami przegryźć skrytą pod metaforyczną skórą tętnicę; nikt jej nie pomógł, nikt nie mógł jej już pomóc, gdy gdzieś w oddali zakuwali ją w kajdany i przygotowywali się do wyprowadzenia jej z placu w sposób bezpieczny, kontrolowany. Jeśli tym było owe światło, o którym z taką dumą opowiadała zgromadzonym na Connaught Square wcześniej, wydawało się raczej płomieniem nęcącym ćmę, zdolnym ją pożreć, unicestwić, jeśli tylko podleci zbyt blisko. A podlecieć musiała. Bo nie umiała postąpić inaczej - może owa Justine Tonks również postąpić inaczej nie umiała w obliczu wymierzania sprawiedliwości tym, którzy sprzeciwiali się nowemu prawu? Cóż, Chang pomyśli o tym później.
Nie spoglądając już przez ramię do miejsca, w którym rozkwitł wcześniej ujarzmiony kłopot, czarownica kontynuowała swą samotną podróż do wyjścia z placu, notując w pamięci, by o tym wydarzeniu porozmawiać później z Lyanną. Była bliżej całego zajścia, wiedziała też więcej, a ich ostatnie spotkania ujawniły w całej krasie swobodę z jaką mogły wspólnie dyskutować na ważne tematy. Kiedy pył wrażeń ponownie opadnie, trzeba będzie wysłać jej sowę. Ale jeszcze nie dziś. Myśli musiały najpierw uleżeć się w swej kołysce, by uniknąć absolutnego zagubienia; to do kogoś innego zdecydowała się tego popołudnia wysłać list. Nieuzasadniony, kompletnie irracjonalny, ale jednocześnie pozwalający jej odrobinę wyładować nagromadzone podczas egzekucji emocje.

zt, dziękuję wszystkim za grę!



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Connaught Square [odnośnik]03.10.20 18:03
Tym razem się udało - czarownica, jak się zresztą okazało znajoma, wystarczyło kilka sekund bliskiego kontaktu, spojrzenie w oczy, by rozpoznała w niej Lyannę - przepuściła ją bez problemu, bez żadnych nerwów. To dobrze, ponieważ Elvira nie miała na nie najmniejszej siły; obawiała się, że każde drobne podniesienie głosu, nieopatrznie rzucone słowo lub gest sprowadzą na nią nieszczęście, z którym nie będzie zdolna się zmierzyć. Przygnieciona obawą, zaduszona ciężką atmosferą sierpniowego południa i wonią potu okolicznych ludzi, poważyła się nawet na coś, czego nie zwykła robić nigdy - wymamrotała do Lyanny szczere "dziękuję" i posłała jej niewielki, łagodny uśmiech. Nie ostry, nie wymuszony, nie sarkastyczny. Kiedy w żyłach mknął lęk, wszystko zdawało się lepsze od nieuprzejmości. Dalej tłum nieco się przerzedził, aż do punktu, w którym - jak podejrzewała - doszło do zamachu. Wcześniej miała w zamiarze przepychać się dalej i podejść tak blisko, jak się da. W ostatniej chwili zmieniła zdanie i podeszła na tyle, na ile pozwalała jej wolna przestrzeń, spokojnie przystając za czarodziejami. Od niektórych była wyższa, od niektórych nie, lecz i tak widziała niewiele.
A gdy mgła nareszcie opadła, zsuwając z twarzy Elviry woal łagodnego zdenerwowania, było już zbyt późno. Chociaż determinacja wróciła do niej z mocą siarczystego uderzenia w policzek, na nic się to już nie zdało, bo ani stawanie na palcach ani próby przepchania między ludźmi nie mogły w niczym pomóc, jeżeli przedstawienie dobiegło końca. Kimkolwiek była terrorystka, zabrali ją, zanim Elvira zdążyłaby się jej przyjrzeć. Dostrzegła jedynie fragment zamieszania, plecy spieszących się funkcjonariuszy, a niedługo potem ślad więziennego powozu na niebie.
Został im tylko ścisk, smród rozgrzanych ciał, prażące słońce i krzepnąca na podeście krew. Czemu nie zabili jej od razu? pomyślała Elvira zawistnie, a potem z westchnieniem frustracji, rozejrzała się wokół, mając zamiar opuścić plac. Jeżeli będzie trzeba, rozpychając się łokciami i kopiąc ludzi po kolanach. Nienawidziła się spóźniać, nienawidziła, gdy cel nawet najbardziej błahej zachcianki zabierano jej tuż sprzed nosa.
Odwróciła się na prawo i z wysoką podniesioną głową ruszyła w kierunku kamienic, po drodze jednak coś błysnęło w słońcu i na krótką chwilę ją oślepiło. To mógł być zegarek, biżuteria, może zbłąkany sykl. Nie zatrzymała się, dopóki nie zdała sobie sprawy, że mija właśnie mężczyznę z piersiówką w ręku. To też by zignorowała, gdyby nie fakt, że tę konkretną dobrze rozpoznawała. I nie raz z niej piła. Przyjrzała się dokładniej stojącym wokół ludziom, spodziewając się odnaleźć wśród nich Drew. Ale nie było go tutaj, co nie miało sensu.
Zawahała się w pół kroku, zacisnęła pięści, myśląc nad tym, czy warto. Rozsądek podpowiadał, że nie, że to mogła być po prostu bardzo podobna piersiówka albo cokolwiek innego mocno prawdopodobnego. Ostatecznie jednak uznała, że pies jebał rozsądek. Potrzebowała się na kimś wyżyć, a to była najlepsza okazja. Żaden facet nie zaatakuje je w obecności takiego tłumu, a zresztą, może miała rację i naprawdę był parszywym kieszonkowcem.
- Skąd to masz? - zapytała napastliwie i nie bacząc na to, o ile wyższy jest od niej mężczyzna, złapała go mocno za przedramię. - Skąd to wziąłeś? Ty pieprzony złodzieju! - Przydeptała mu stopę butem i spróbowała wyrwać przedmiot z ręki.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Connaught Square [odnośnik]04.10.20 18:30
Wszystko skończyło się tak, jak powinno - Deirdre czujnie obserwowała szamotaninę, gotowa w każdej chwili zareagować i posłać ponad głowami zbuntowanego tłumu skuteczne zaklęcie, ale sytuacja nie zmusiła ją do bezpośrednio zaangażowania. Mogła pozostać niewzruszoną rzeźbą, czarownicą w lustrzanej masce odbijającej pragnienia, obawy i emocje tłumu, rozkołysanego nienawiścią do reprezentantki najpodlejszego sortu; wariatki na usługach zdrajcy hańbiącego nie tylko miano aurora, ale i błękitną krew. Mericourt żałowała, że to nie sam Harold nadział się na ostrze własnej głupoty oraz złudnej pewności siebie - mieliby tu perfekcyjny spektakl, ale kto wie, może spotkanie z uosobieniem najpotworniejszego zła oraz zakusów Zakonu Feniksa na dobrobyt czarodziejskich obywateli oraz spokój ich codzienności zakończyłoby się znacznie brutalniej. Zbędnym rozlewem krwi. Ewentualnie utratą szansy na uzyskanie od dawnego szefa Biura Aurorów cennych informacji na temat przestępczych poczynań jego popleczników: tłum już w tym momencie, widząc byle jasnowłosą szlamę z plakatów, wydawał się gotowy, by rozszarpać pojmaną dziewuchę żywcem. Szczęśliwie - dla Rycerzy Walpurgii, bo nie dla samej Tonks; łagodniejszą śmiercią byłaby gwałtowna, ale szybka agonia poprzez rozerwanie na strzępy niż powolne tortury, jakich z pewnością stanie się ofiarą - terrorystka została zatrzymana oraz wyprowadzona z tłumu przez dwoje postawnych czarnoksiężników. Rozpoznała w nich Goyle'a i Macnaira; świetnie się spisali, zadziałali szybko i bezwzględnie, tak samo jak inni zgromadzeni bliżej tej samobójczyni poplecznicy Czarnego Pana. Chaos powoli mijał, tłum się uspokajał, a Deirdre wypełniła przyjemna satysfakcja, zalewająca ciało gorącem aż po opuszki lodowatych palców. Rzuciła ostatnie spojrzenie na praktycznie opustoszałą już lożę honorową, próbując odgadnąć myśli Rosiera skryte za chmurnym, poważnym spojrzeniem, ale ten ani gestem ani słowem nie zasugerował, by w myślach miał - lub planował dyskusję o tym, co zadziało się tego popołudnia na Connaught Square. Czarownicy pozostało więc opuszczenie placu: zanim to jednak zrobiła, odwróciła się ostatni raz w stronę leżących obok głów ofiar. Mało kto zerkał już w stronę podestu, wrażliwe damy zniknęły już z podwyższenia, mogła więc pozwolić sobie na finalny gest sprawiedliwości, zaspokajając powstrzymywane pragnienie, by wbić obcas buta w gałkę oczną mężczyzny, który w ostatnim geście pogardy, tuż przed śmiercią, splunął na jej suknię, a teraz...teraz był tylko mięsem, psującym się, rozpadającym i łamiącym pod naporem ciężaru ciała i buta. Piękny obrazek, który zamierzała pielęgnować w swoim sercu przez nadchodzące dni.

| zt


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Connaught Square [odnośnik]04.10.20 18:57
Wierzył w to, że Rycerzom bez problemu uda się pokonać buntowniczkę i zaprowadzić ją w stronę sprawiedliwości. Nie mogli sobie pozwolić na uchybienia i tego typu ataki ze strony przeciwników Czarnego Pana. Brała go wściekłość kiedy pomyślał jak wielu jeszcze stało po przeciwnej stronie barykady i jak wielu chciało doprowadzić do upadku świetności, którą tak skrzętnie budował Czarny Pan. Brało go obrzydzenie, kiedy myślał o wszystkich hańbiących krew czarodziejach, bratających się ze szlamami, dzielącymi z nimi magię i przyszłość. To niepojęte jak nisko można było upaść. Skupił się na zejściu z placu w jak najszybszym tempie, postępował krok za krokiem, a wieści o schwytaniu kobiety rozeszły się niebywale szybko.
Nie miała szans. Skusiła się na samobójczą misję, która miała doprowadzić ją do samozagłady, oby spotkał ją taki sam los jak tych, którzy dzisiaj stracili na tym placu życia w widowiskowy sposób, zadowalając tłum. Czy to nie piękne, że świat jednoczył się pod wspólną sprawą oczyszczenia go z tego całego bałaganu, który panował wokół? Z mugoli i szlam, którzy próbowali siłą wedrzeć się w szanowane grono czarodziei, niszcząc pewien ład i porządek?
Mogli zwolnić, nie musieli tak pędzić, ale nie widział sensu, aby zatrzymywać się i gromadzić wraz z innymi. Z pewnością każdy, kto był choć trochę przy zdrowych zmysłach od razu skieruje sie w bezpieczne miejsce. Kiedy sytuacja się uspokoiła spojrzał najpierw na Evandrę, później na Lady Isabellę, na Francisa i na Cloude'a. Wszyscy z pewnością byli jednego zdania, powinni jak najszybciej zniknąć z placu.
- Wracajmy do Chateau Rose. - powiedział niemal od razu, był gotów aby zniknąć z tego miejsca. Mając pewność, że wszyscy zdecydują się na ten krok od razu poczynił działania w tym kierunku. Zagrożenie przestało istnieć, a tłum z pewnością jeszcze długo będzie mówił o tym, co miało dziś miejsce na plac i będzie oczekiwał, że zbuntowaną kobietę dosięgnie silne ramię sprawiedliwości. On sam życzyłby sobie właśnie tego.

ZT



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Connaught Square [odnośnik]04.10.20 19:36
Wyłączam niektóre zmysły, to jest, hamuję bardzo silne pragnienie rzucenia okiem za siebie. W tłum wieszający psy na szalonej czarownicy, na nią samą - rebeliantkę, czy terrorystkę? Przełykam ślinę, łatwo mi ją osądzać, bo mierzyła różdżką tam, gdzie była moja siostra, ale gdyby...?
Pieprzenie, wszyscy po jednych pieniądzach, niepokój miesza mi się obecnie z ostrym wkurwem. Mogła ich uratować, tych skazanych na śmierć za nic, za gorszą krew i odwagę, za podniesioną głowę i solidarność. Moje ideały obracają się w proch i to taki gorzki, niedobry, którego nie tknąłbym nawet kijem, nie mówiąc o braniu do nosa. Nie odwracam się więc - pozostaje mi słuchanie tłumu i wznieconych okrzyków. Wściekłych, zacietrzewionych, obelżywych - czy Wandzia kiedykolwiek słyszała takie słowa? Właściwie, może powinna, skoro na naszych oczach spadają głowy, kurwa, dziwka i szmata to prawie, jak pieszczota - a w końcu: triumfalnych.
Znaczy stało się, złapali ją, pojmali, zakuli.
Nie chcę nawet myśleć, co z nią zrobią - stracą, dla przykładu, zrobią z tego jeszcze większe przedstawienie? A może zostawią gdzieś w celi, bez słowa dla przyjaciół i bliskich, co się z nią dzieje, bez wieści, czy jeszcze żyje? Wzdrygam się, ale przecież muszę zachować twarz - dla siostry i dla Isabelle także. Blady jestem jak ściana, przynajmniej głos mi nie drży, ba: wydaje się jakiś niższy i poważniejszy.
-Chodźmy do Wenus, trzymam tam parę zapasowych świstoklików - proponuję, wydaje mi się to najrozsądniejszą opcją, zdjęcie teleportacji z Londynu niestety przysparza właśnie takich problemów. I kto na tym cierpi, huh? Oczywiste, że nikt nie zatrzyma się tam na kolację, ja przynajmniej zupełnie straciłem apetyt - tam się rozdzielimy. Claude, jestem ci wdzięczny za twoją zapobiegawczość - odzywam się do lokaja, którego obecność czasami wpędza mnie w pewien stan dyskomfortu, lecz, trzeba mu oddać, że dziś okazał się nad wyraz przydatny - Mathieu, wierzę, że dotrzymasz mej siostrze towarzystwa, dopóki Tristan nie wróci. Chyba że, pragniesz zostać sama, Evandro? Zrozumiemy - dodaję łagodnie, posyłając jej krótkie spojrzenie. Umie skrywać swoje myśli, lecz niech nie wstydzi się ich przede mną, tak, wszyscy wiemy, że kobietami trzeba się opiekować - a podarowanie im momentu samotności, gdy tego potrzebują to również troska. Nie musi drżeć z bezsilności i okazywać roztrzęsienia tylko po to, by mężczyzna mógł wykazać, że jest przydatny. Komfort Evandry obchodzi mnie bardziej niż ego, nieważne, którego z Rosierów - czy w ogóle dżentelmenów to się tyczy.
-Lady Carrow, tak jak zapowiedziałem, służę - to jej ofiaruję ramię, to ona jest tu sama, wrzucona w dość niewygodną sytuację. Gdy niebezpieczeństwo ustało, mogę to dla niej zrobić. I chyba nawet chcę.

zt, buzi, moje panie :pwease:


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Connaught Square - Page 20 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Connaught Square [odnośnik]05.10.20 11:20
Nie chciała zatrzymywać wszystkich swoich towarzyszy na Connaught Square, mimo iż naprawdę zależało jej na tym, by dowiedzieć się jak zakończy się cała ta sytuacja, bo co innego wierzyć, że będzie dobrze, a co innego wiedzieć i mieć pewność. Kusiło, żeby zostać, pomimo rozlewu krwi, rzucanych obelg i stale ponaglających ją głosów Francisa, Mathieu i Claude. Czy to już? Odegrała godnie swoją rolę małżonki nestora? Zazwyczaj funkcja reprezentacyjna ją satysfakcjonowała, ściągała na siebie wzrok, uśmiechając się ciepło do zgromadzonych wokół ludzi, ale dziś? Czy ten dziwny ścisk w żołądku był oznaką niepokoju czy też niedosytu? Strach, który ogarniał ją do tej pory wciąż nie odstępował jej na krok, a mimo to ciekawość pchała ją do kolejnych rozważań na temat tego, co tak naprawdę działo się na tym placu, co tkwiło w głowach zebranych na nim osób i co kierowało zatrzymaną Justine Tonks, by wymierzyć w nich groźne zaklęcie.
Lord Lestrange wydawał kolejne polecenia, najwidoczniej odzyskał zimną krew i starał się opanować sytuację. Evandra odetchnęłaby z ulgą, gdyby tylko jego twarz nie była tak kredowobiała. I kto kim powinien się opiekować?
- Chętnie skorzystam z twojego towarzystwa, Mathieu - odpowiedziała Francisowi, jednocześnie posyłając Rosierowi blady uśmiech. Nie potrzebowała nikogo do ukojenia własnych nerwów, choć musiała przyznać, że przyda jej się chwila milczącego spokoju, by ułożyć wszystkie nagromadzone w jej głowie myśli. Wyłapywała kolejne nasuwające się pytania, nie będąc do końca pewną czy chce znać odpowiedzi i czy był ktoś, kto w ogóle mógłby ich udzielić. Niedopowiedzenia były nieodzownym elementem arystokratycznego społeczeństwa, czego dowodem była choćby nieobecność Melisande i Fantine na egzekucji. Skoro to wydarzenie było tak słuszne, to dlaczego cały ród nie pojawił się w loży honorowej, by z dumą reprezentować swoje poparcie? Leżące na podeście ścięte głowy i płynąca z wolna krew nie były przecież tak drastycznym widokiem, kiedy miało się świadomość słuszności sprawy, czy tak?
Evandra doszła do wniosku, że pytania zachowa dla siebie, być może z czasem odpowiedzi nasuną się same. Wsuwanie palców między drzwi było niegdyś jej ulubionym zajęciem, ale dziś, kiedy szła w milczeniu za prowadzącymi ją mężczyznami, coś podpowiedziało jej, że sprawa jest zbyt poważna, by podejść do niej tak lekką ręką.

| zt



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Connaught Square [odnośnik]05.10.20 23:13
Skinął głową obu czarodziejom, bo oboje mieli rację. Tonks musiała umrzeć, ale jeszcze nie teraz: należało wyciągnąć z niej wszystkie informacje, które mogły ich doprowadzić do zniszczenia Zakonu Feniksa. Tonks była jego ogniwem, bardzo ważnym ogniwem, a może nawet jednym z najważniejszych. Wyrwanie go byłoby kolejnym ciosem w jego krwawiącym sercu, ale musieli patrzeć dalej i celować wyżej, Tonks przede wszystkim była ogniwem, które mogło ich doprowadzić do łańcucha pozostałych. Deirdre uspokajała tłum, choć ten wydawał się wciąż wzburzony; mijały cenne sekundy, zaklęcie wyciszające magię trwało, a czarownica traciła kontrolę nad wszystkim. Jej atak był chaotyczny. Niezaplanowany. Gwałtowny. Może znała któregoś z więźniów, może znaczyli dla niej więcej, niż powinni, a może prowadził nią prozaiczny gniew. Trudno było stwierdzić, faktem było jedynie to, że Justine Tonks wpadła właśnie w ich ręce. Szamotanina trwała, ale wobec takiej siły - kobieta nie miała żadnych szans. Jej los wydawał się zwyczajnie przesądzony. Słyszał głos jednego z mężczyzn w tłumie, sprytnie odganiającego tych, którzy przeszkadzali. Zamieszanie  pozwalało stworzyć dogodne warunki do chaosu, na który nie mogli sobie pozwolić.  Dostrzegł samotną sylwetkę przemykającą gdzieś ku ścianom, ale pojedyncza osoba zdawała się być w tym momencie pozbawiona znaczenia, nawet, gdyby miala cokolwiek wspólnego z tym zamieszaniem. Równie dobrze - mogła umykać z innego powodu. Wkrótce wszystko się skończyło, Tonks została złapana, a napięcie opadło. Zamieszki nie przybrały na sile, sytuacja została ustabilizowana bezkrwawo. Bez ofiar. Emocje były złym doradcą, Tonks miała to dzisiaj zrozumieć. Planowany atak przyniósłby im dzisiaj wiele więcej pożytku a choć trudno w to uwierzyć, ten dzisiejszy zaplanowany być nie mógł. Nie miał sensu. Zachował te myśli dla siebie, nie chcąc chwalić dnia przed zachodem słońca. Być może ten atak był sprytną próbą odwrócenia uwagi od czegoś większego - musiał się upewnić, czy nic się nie wydarzyło.
Obejrzał się w kierunku, w którym Claude eskortował Evandrę i Isabellę, nie został już po nich ślad.
- Nic tu po nas - zwrócił się do Zachary'ego i Craiga. - Panowie - Skinął głową na pożegnanie, nim sam zwróci się w kierunku wyjścia.

/zt



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Connaught Square - Page 20 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Connaught Square [odnośnik]06.10.20 8:35
Byli w centrum wydarzeń, olbrzym wciąż dyszał im w karki, ale nie podchodził bliżej, nie wyciągał łapy po eskortowanego więźnia. Wprawnie rzucone zaklęcie Rookwood sprawiło, że Tonks znów stała się widoczna, dzięki temu łatwiej było ją przy sobie trzymać. Drew z kolei dbał o to, by kłębiący się na placu gapie nie przeszkadzali, nie podchodzili zbyt blisko. Wyglądało jednak na to, że ta przedziwna mgła, z pewnością magicznego pochodzenia, skutecznie odgoniła ich złość i agresję. Tylko kto ją rzucił...? Czy jednak Zakonniczka nie była tu sama? Krocze wciąż pulsowało kłującym, wzbudzającym niepokój bólem, kiedy powoli przesuwali się ku wyjściu z Connaught Square w towarzystwie funkcjonariuszy magicznej policji. Rebeliantka nie mogła już uciec, nie w tej sytuacji, gdy otaczali ją ze wszystkich stron, gdy była spętana łańcuchami. Kto ją przesłucha? Kiedy dotrą do niej śmierciożercy? Powinni stawić się w Tower jak najszybciej, nie mogli przepuścić takiej sytuacji.
Posłał czarodziejowi w odświętnej szacie, z przypinką wskazującą na pracę w Ministerstwie Magii, uważne spojrzenie, zaciskając przy tym zęby, by nie myśleć o bólu, ignorując krew, która skapywała z ust Tonks na jego koszulę, rękę. Nie zwykł wierzyć na słowo, wyglądało jednak na to, że stawianie oporu nie miałoby najmniejszego sensu; policjanci odebrali od niego Zakonniczkę, nie szczędząc jej przy tym brutalnej siły. Oślepiona, bez możliwości mówienia czy ucieczki, już nie była taka groźna. – Wspaniale, panie...? – odpowiedział lakonicznie, próbując w ten sposób poznać nazwisko rozmówcy. Wolał wiedzieć, z czyje ręce oddali Zakonniczkę, z kim powinni się kontaktować, gdy już będą chcieli złożyć jej wizytę. – Dziękujemy. I uważajcie na nią – dodał jeszcze, odprowadzając ich wzrokiem; nieopodal przystanął zaprzęgnięty w aetonany powóz, do którego zapakowali zbrodniarkę. Niewiele później odlecieli, zostawiając ich samych na skraju placu. Goyle był pobudzony, podekscytowany, ale nie opuszczał go pewien podskórny niepokój; nie ufał mundurowym. Nie wierzył w ich kompetencje, bał się, że dopiero co pochwycona Tonks miała się im wymknąć – choć brzmiało to co najmniej niezbyt prawdopodobnie. – Chodźmy stąd – burknął do Macnaira, dopiero teraz ostrożnie mając się po kuśce. Powinni się napić, może i w Mantykorze, jak proponowała Rookwood. – Znasz jakiegoś dyskretnego uzdrowiciela? Wiesz, że nie mam obiekcji przed korzystaniem z usług Cassandry, ale nie wiem, czy chciałbym iść do niej akurat z takim urazem… – dodał, krzywiąc się szpetnie. Wolał nawet nie wyobrażać sobie jej spojrzenia na wieść, że oberwał w krocze.

| zt



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Connaught Square [odnośnik]06.10.20 20:30
Chociaż tyle, że ludzie przestali na nich napierać. Rozumiała ich gniew i nienawiść, w końcu sami zrobili wszystko, by w ich ją podsycić, aby ten ogień zapłonął jak najgoręcej, lecz w akcie hipokryzji przeklinała wszystkich czarodziejów i czarownic w myślach, gdy nie dawali im działać. Dopiero kiedy znajomy głos rozbrzmiał ponad tymi wszystkimi wrzaskami i piskami, sugerując, że Tonks, jak to szlama, jest nosicielką niebezpiecznej choroby, zrobiło się wokół niej luźniej. Rozpoznała go, jakżeby nie, należał wszak do jej krewnego. który zdecydował się na całkiem sprytny ruch. Czegóż innego mogła się jednak spodziewać po Wiedźmim Strażniku.
Tonks zniknęła Sigrun z oczu, tak jak wszystkim naokoło, a nią zawładnęła niechęć i poczucie strachu. Nie mogła zaatakować, czuła przed tym wewnętrzny opór, lecz musiała coś zrobić. Widziała jak Goyle zaciska ramiona w powietrzu, pewnie czuł ją koło siebie, choć nie widział. Machnąwszy różdżką zniwelowała działanie wypitego eliksiru, zapewne Kameleona, on miał wszak takie działanie. Szlama znów stała się widoczna - skuta i unieszkodliwiona. Na ustach Sigrun pojawił się pełen satysfakcji uśmiech. Nie miała już żadnych szans na ucieczkę. Najmniejszych.
- Gratuluję. Spisałaś się - zakpiła z Tonks, śmiejąc się przy tym szyderczo; właściwie to szlama była już martwa. Oszczędziła im czasu. Mieli zrobić jej z Macnairem niespodziankę, a odnalazła ich sama. Z własnej woli wepchała im się w ręce. Czego się spodziewała, pojawiając się tu? Że poradzą sobie z tyloma Rycerzami Walpurgii i patrolem egzekucyjnym, których mieli w garści? Szlama okazała się głupsza niż Rookwood sądziła.
Pokręciła głową, kiedy Drew zapytał o różdżkę, nie była im potrzebna. Nie pozwolą, żeby Tonks dostała jakąkolwiek w swoje ręce.
Chciała unieść własną, lecz pojawił się funkcjonariusz patrolu egzekucyjnego, aby przeją aresztowaną szlamę. No tak. W miejscu publicznym należało przestrzegać prawa i oddać Tonks w ręce sprawiedliwości. Nie miała jednak wątpliwości, że zobaczą się i to niebawem. Czekała ich wizyta w Tower. Wierzyła, że do tego czasu Justine zdąży nacieszyć się towarzystwem dementorów, o których wspominał funkcjonariusz. Bardzo bliskim towarzystwem dementorów bez możliwości wyczarowania patronusa.
Z satysfakcją obserwowała jak funkcjonariusze odprowadzają szlamę, znikają z nią między uliczkami; sama zaczekała, aż plac opustoszeje, aby na nowo poinstruować olbrzyma jak ma go strzec i odnowić zaklęcia ochronne.

| zt


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Connaught Square [odnośnik]11.10.20 16:24
Nie było po co iść dalej, wiedział to od kilku minut. Dlatego odkąd zepchnął nieznajomą kobietę na bok, nie próbował już przepchnąć się między kolejnymi osobami. Zamiast tego zrobił tylko to, co na obecną chwilę mógł. Rzucone accio okazało się celne i skuteczne, dlatego już po chwili zaciskał palce na piersiówce, która jakimś cudem wydawała się cała pomimo użycia jej w niekonwencjonalny sposób i upadku w miejsce, gdzie dotarł olbrzym. Planował później oddać ją kuzynowi, a teraz niech pomartwi się swą stratą. Nie zdążył jednak schować przedmiotu do kieszeni, gdy poczuł pewny chwyt na przedramieniu i wyraźny opór. Skupił błękitne tęczówki na dziewczynie, której waleczne spojrzenie oraz ostre słowa wzbudziły zdumienie.
- Puść.- wypowiedział spokojnie i twardo, używając tego samego nieustępliwego tonu, jaki kierował względem psów, gdy wymagał konkretnej reakcji. Nie zamierzał się z nią szarpać, przynajmniej w pierwszej chwili, ale jeśli będzie zmuszony zrobi to, co musi. Z jedną stojącą mu na drodze już sobie poradził, jeśli to miała być kolejna taka osoba, trudno.- Przestań ujadać.- wycedził, wiedząc, że jeśli będzie się wydzierała i nazywała go złodziejem, zwrócą na siebie uwagę.
Wzmocnił uścisk na przedmiocie, nie zamierzając tak łatwo pozwolić odebrać go sobie, głównie z uporu, który teraz wzmógł się w nim. Zerknął w dół na jej nogę, gdy przydepnęła mu stopę. Tracił cierpliwość, dlatego powolnym ruchem w którym kryło się ostrzeżenie, co zaraz zrobi, schował judaszowiec do kieszeni. Mając wolną prawą dłoń, złapał dziewczynę za jedną rękę, by siłą oderwać od siebie.- Nie powtórzę drugi raz.- zapowiedział, ale domyślał się, że słowa nie trafią do dziewczyny. Wydawało się, iż rozsądek nie był jej mocną stroną, ale mogło to być też dość złudne, gdy jedyne co pokazała to głupota w rzucaniu się do kogoś większego i silniejszego.- Wybieraj sobie przeciwników, z którymi masz szansę i takich, którzy nie oddadzą, bo teraz wybrałaś źle.– burknął cicho. Zacisnął palce na jej szacie tuż pod szyją, chcąc skłonić ją, aby zwątpiła w siebie i cofnęła się, a przy tym nie narobiła kłopotów sobie oraz jemu. Rzucił szybkie spojrzenie na otoczenie, ale wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Cztery ofiary na podwyższeniu i schwytana szlama, która już zniknęła wszystkim z oczu to ciekawsze tematy, niż dwójka szarpiących się osób.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Connaught Square [odnośnik]12.10.20 14:17
Nieustannie czuł na sobie wzrok zebranego tłumu, jednakże ignorował go wiedząc, że najważniejszym było oddać szlamę w odpowiednie ręce. Na placu musieli postępować zgodnie z prawem, powściągliwie, więc samosąd tudzież inne ryzykowne zagrywki schodziły na drugi plan. Nie wątpił, że przyjdzie im wyciągnąć z Tonks co do ostatniej informacji – bez względu na użyte środki – jednakże znacznie rozsądniejszym było dokonać tego nie na oczach zgromadzonych, a w znacznie mniejszym gronie. Nie potrzebowali sensacji, ludzie musieli wiedzieć, że każdy odpowiada za swe czyny, lecz wpierw musi usłyszeć sprawiedliwy wyrok. Rzecz jasna nie zamierzali na takowy czekać, ale nikt nie musiał mieć podobnej świadomości. Panika była ostatnim, co było im wówczas potrzebne.
Uniósł wzrok na czarodzieja w odświętnej szacie i wygiął wargi w kpiącym uśmiechu widząc, że nie zamierzali się z nią cackać. Silny cios w brzuch, skrępowane dłonie, zakryte oczy i związane usta stanowiły zaledwie przedsmak prawdziwej zabawy w nowym Azkabanie. Dementorzy zrobią z nią porządek, ale i tak będą znacznie milsi niżeli kolejni… odwiedzający. Skinąwszy głową pracownikom odsunął się od patrolu, po czym odprowadził wzrokiem odlatujący powóz. Tonks nie mogła się im wywinąć, choć z pewnością o wiele lepszym wyjściem byłoby odprawienie wraz z nimi któregoś z Rycerzy Walpurgii. Szlama była nader cwana i przebiegła.
-Udaj się do Elviry- odparł pewnym tonem, w którym na próżno było szukać kpiny. W innej sytuacji pewnie krztusiłby się ze śmiechu, jednakże dzisiejszego dnia Caelan odwalił kawał dobrej roboty i należała mu się butelka wykwintnej whisky oraz kilka kobiet, które ze swego ciała zrobią okład rannemu bohaterowi. -Spal tę koszulę- rzucił spoglądając na paskudne plamy krwi.
-Dobra robota, każda szlama spadająca z nieba nie miałaby przy Tobie żadnych szans- zaśmiał się pod nosem i klepnął go bratersko po ramieniu. -Muszę jeszcze coś załatwić-[b] odparł przypominając sobie o swej ulubionej piersiówce, która posłużyła mu w pewnym momencie za broń. Chciał ją odzyskać, więc postanowił później dołączyć do swego druha. [b]-Lepiej z tym nie zwlekaj- dodał skinąwszy głową, po czym oddalił się w kierunku podestu.
Pamiętał miejsce, w którym przyszło mu oglądać egzekucję, więc przecisnąwszy się pomiędzy rozchodzącym tłumem zatrzymał dokładnie w nim starając się odnaleźć wzrokiem zgubę. Nie mogła polecieć nader daleko, nie miał takiej siły, dlatego pewnym było, że leżała gdzieś blisko – no chyba, że kogoś zaświerzbiły rączki. Momentalnie jego oczy przykuł kuzyn i blondynka, o której chwilę temu wspomniał przyjacielowi. Szarpali się, choć to nie było najważniejsze, bowiem w dłoni Cilliana dostrzegł metalowy pojemnik. Zacisnąwszy wargi ruszył w ich kierunku. -Co tu się u licha dzieje- warknął nie decydując się na wyciągnięcie wężowego drewna, choć skłamałby, gdyby powiedział, że nie przeszło mu to przez myśl. -Puść ją- warknął widząc jak mężczyzna ściska kobietę za szatę. -Ale najpierw oddaj to, co nie należy do Ciebie- dodał zatrzymując się przy skłóconej dwójce. Ciekawe, co było powodem ich niezgody – znali się wcześniej i żywili nienawiść? Cill miał wielu wrogów, ale żeby podpaść nawet uzdrowicielce?




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Connaught Square [odnośnik]12.10.20 19:14
Do końca była przekonana, że postępuje słusznie. Zamroczona długo utrzymującym się gniewem, zirytowana drażniącą zmysły atmosferą placu - potem przylepiającym ubrania do ciała i duchotą i smrodem brudnej krwi - niewiele potrzebowała, by odpalić się jak szarpnięta o krzesiwo zapałka. W głowie powtarzała, że od początku miała rację, że nieznany czarodziej musiał być złodziejem (nawet jeżeli nie miała powodów odczuć do niego momentalnej wrogości, z mordy wyglądał jakoś podejrzanie, jakby coś knuł), ale patrząc na sprawę realistycznie, tak naprawdę nie miało najmniejszego znaczenia, czy naprawdę chodziło o kradzież i czy uda jej się wymusić na facecie posłuszeństwo. Zaatakowała szybciej niż zdołałaby to przemyśleć, a reakcja mężczyzny zamiast ją uspokoić, sprowokować do zastanowienia nad sobą, spotęgowała chęć pociągnięcia awantury.
Będzie się kłócić, bo się po prostu chciała kłócić, a jeżeli przy okazji utnie zapędy żałosnego kieszonkowca, to tym lepiej.
Nie odpuściła, choć czarodziej zapewne tego się spodziewał. Mogła być wysoka, ale wciąż była jedynie przypadkową kobietą - dość szczupłą, bladą, a w rękach, które zaciskała na rozgrzanej od słońca piersiówce, więcej było kości niż mięśni. Wątłość nadrabiała jednak nienawistną naturą, więc nie przestała przydeptywać jego stopy nawet na moment, tak jak nie odwracała wzroku ani nie kuliła się lękliwie - w jej błękitnych oczach złodziej mógł zobaczyć wyłącznie wściekłość, a napięta szczęka nie pozostawiała wątpliwości, że mocno zaciska zęby. Jego nieustępliwość najwyraźniej nie robiła na niej wrażenia.
- Nie jestem psem - wycedziła cichszym nieco tonem, nie chcąc zwrócić uwagi policjantów. Nie potrzebowała ich pomocy, w ogóle niczyjej nie potrzebowała pomocy. Dla zachowania dyskrecji nie wyciągnęła też różdżki, nawet nie spróbowała.
Drgnęła lekko, gdy palce zacisnęły się brutalnie blisko jej kołnierza, szarpiąc i przyduszając, ale nie odstąpiła, wykrzywiając usta w niewesołym, złowieszczym niemal uśmiechu.
- Puść mnie, złamasie, bo przysięgam, że ci przegryzę tętnicę - jakby dodając realizmu tej wyjątkowej groźbie, wspięła się na palce i przysunęła twarz bliżej jego gardła, choć dla obserwatora stojącego z boku mogło to wyglądać jakby to on przyciągnął ją tak, że ledwo mogła ustać na własnych stopach. Był przecież wyższy.
Nie pomyślała o tym, co mógłby teraz zrobić i też nieszczególnie się tym przejmowała; w tłumie czuła się bezpiecznie, pozwalała sobie na więcej niż zrobiłaby to w jakimś ciemnym zaułku. Mimo to, była sfrustrowana, gdy dobiegły do niej bliskie kroki i ostrzegawczy głos.
W każdym razie przez chwilę, bo później ten głos rozpoznała.
- Drew! - powiedziała z zaskoczeniem, wciąż trochę warkliwie, ale znacznie spokojniej.
Czuła trochę zawstydzenia, że znalazł ją akurat w takiej sytuacji, złapaną przez jakiegoś przypadkowego idiotę. Nie była damą w potrzebie i nie chciała sprawiać takiego wrażenia. Miała wszystko w pełni pod kontrolą, nawet jeżeli kołnierz peleryny wpijał jej się już paskudnie w kark. To nic, to przecież nawet nie było bolesne. Nie na tyle, by miała zwrócić na to uwagę. Z początku przyszedł jej na myśl plan, by szarpać się dalej i samodzielnie wydostać, po cichu też liczyła, że skoro Drew już tu był, to wyśledzą tego parszywego złodzieja później, na osobności. Miała przecież rację, ta piersiówka naprawdę należała do Macnaira.
Ostatecznie westchnęła cicho, co w chwili obecnej zabrzmiało na sfrustrowane sapnięcie. Wielka szkoda, że tej nocy miała ważniejsze rzeczy do zrobienia i choćby chciała, nie będzie mieć okazji zabawić się w stróża sprawiedliwości jak wtedy z Lyanną. Biorąc wszystko pod uwagę, jakiś typ o lepkich rękach pewnie i tak nie byłby tego warty.
Skoro byli tu już we dwójkę, facet nie miał żadnych szans, więc zrezygnowała z ofensywy, rozluźniła się i popatrzyła na niego natarczywie, z igrającym w kąciku ust uśmieszkiem satysfakcji.
- Słyszałeś? Puszczaj. I następnym razem pomyśl dwa razy, zanim zaatakujesz kobietę - syknęła, a potem uniosła dłoń do gardła i zwróciła się do Drew. - Ja mu tylko grzecznie zwróciłam uwagę, że ten przedmiot nie należy do niego. Zapytałam skąd to wziął, a on się obruszył jakbym mu matkę zwyzywała - Nie mogąc odmówić sobie tej przyjemności, jako pierwsza wyciągnęła rękę do złodzieja. Nie w geście pojednania, oczywiście, że nie, takie banały były dobre dla dzieci i tchórzy. - Oddawaj - powiedziała stanowczo.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Connaught Square [odnośnik]18.10.20 20:55
Był pewien, że kobieta nie ustąpi, gdy spoglądając na nią, widział jedynie upór i zawziętość, godną podziwu, ale obecnie zwyczajnie drażniącą. Może w innej sytuacji zareagowałby inaczej z większym spokojem? Nie, nie było co się oszukiwać. Nie znosił, gdy ktoś mu przeszkadzał, a kiedy skakano do niego z łapami, reagował podobnie, chociaż najczęściej o wiele agresywniej. W tym przypadku był gotów sprawdzić gdzie leżała granica odwagi nieznajomej, bo póki co prezentowała się jak rozjuszona czupakabra. Potwierdzała porównanie, gdy wykrzywiła usta w uśmiechu i wypowiedziała słowa, które i u niego wywołały paskudny uśmiech. Była żądna krwi, aż szkoda, że znajdowali się na placu jeszcze pełnym ludzi. Gdyby spotkali się gdzieś indziej, dałby jej szansę, aby udowodniła czy harda była jedynie w słowach oraz uwieszaniu się na nim. Jeśli okazałoby się, że nie, zabawa byłaby tym lepsza dla niego.
- Próbuj.- rzucił wyzywająco, prowokując, aby ziściła swoje słowa i dała mu pretekst, którego koniec końców nie potrzebował. Domyślał się, jak może to wyglądać z boku, ale nie zamierzał się cofać obojętnie, co zaraz miało się stać. Przynajmniej tak przypuszczał, bo niespodziewanie dotarł do niego znajomy głos, podszyty złością? Nie miał pewności, przyjemniej przez chwilę.
Nie rozluźnił palców, które zamknęły się na szacie kobiety, nawet kiedy padło żądanie.
- Bo co? – warknął, przenosząc błękitne tęczówki na kuzyna. Sytuacja była idiotyczna, pewnie powinien dać spokój, wycofać się po prostu, ale gniew robił swoje i zachęcał do szukania zaczepki jeszcze przez kilka minut. W końcu rozluźnił chwyt, puszczając materiał i dając szanse dziewczynie, aby się cofnęła. Zauważył, że spasowała nagle, trochę potulniejąc, a przynajmniej nie rzucała się nadal.- Nie atakuję kobiety. Tylko pannę, która postanowiła skoczyć do mnie z łapami i wyzywać od złodziei. Taka różnica.- burknął, nakreślając sytuację sprzed chwili. Kiedy jednak nieznajoma brnęła w swoją wersję, uniósł lekko brew, spoglądając zaraz na kuzyna.
- Nie mów, że jej wierzysz.- i nie spraw, że stracę resztkę nadziei względem naszej rodziny, dodał w myślach ponuro, mając dziwną pewność, że zaraz właśnie to nastąpi. Oddał Drew przedmiot należący do niego, przeklinając w myślach, że fatygował się po to. Nie było warto pod żadnym względem.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Connaught Square [odnośnik]02.11.20 0:03
Co rusz przenosił wzrok z kuzyna na Elvirę próbując połapać się w całej tej szopce. Wyglądali jak dwójka skłóconych nastolatków, którzy pragnęli dać upust swym emocjom na samym środku placu, wśród – co gorsza – masy ludzi. Czyżby udzieliła im się atmosfera sprzed chwili i zapragnęli dać komuś po mordzie tak dla własnej satysfakcji oraz rozrywki? -Coś ty się taki bojowy zrobił. Odmówiła drinka to postanowiłeś ją zaciągnąć do baru za kołnierz?- spytał nie oszczędzając sobie kpiącego tonu. Sytuacja była absurdalna i liczył, że ktoś w końcu mu ją wyjaśni.
Kiedy dziewczyna pokrótce opowiedziała swą wersję Cillian kompletnie jej zaprzeczył, na co szatyn westchnął przeciągle. Mógł domyślić się, że nikt nie pokwapi się wziąć na siebie odpowiedzialności, choć co do zasady nie była to jego sprawa. Najprostszym byłoby oddalić się i pozostawić ich samych sobie, lecz istniało ryzyko, że po raz kolejny dzisiejszego dnia poleje się krew. Naprawdę akurat oni musieli wpaść na jego zgubę?
Chwyciwszy od kuzyna piersiówkę odkręcił ją, po czym upił łyk ognistej. -Dobra dajcie sobie buzi na zgodę i skończcie tę szopkę. Ludzie na was patrzą- pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Szanował Cilliana, w końcu byli rodziną, jednakże znając go już tyle lat był skory uwierzyć dziewczynie, zaś z drugiej strony i ona nie była mu obca. Potrafiła namieszać, zrobić dobrą minę do złej gry i stworzyć iluzję osoby niewinnej – pamiętał jedną z awantur jakby miała miejsce wczoraj, więc o wiele trudniej przyszłoby jej zamydlić mu oczy. -Tłumaczycie się jak małe dzieci- stwierdził finalnie nawet nie próbując ukryć rozbawienia. Nie tolerował fizycznej agresji wobec kobiet – no chyba, że stała ona po przeciwnej strony wojennej barykady – ale to zamierzał oznajmić kuzynowi, kiedy przyjdzie im porozmawiać w cztery oczy. Nie wyobrażał sobie go pouczać w towarzystwie. -A jeśli powiem, że tak, to co? Tupniesz nogą, obrazisz się i nigdy więcej do mnie nie odezwiesz?- uniósł brew nie potrafiąc zachować choć odrobiny powagi. -Może i bym głębiej się zastanowił nad tym komu uwierzyć, ale ty do braku awantury masz się tyle, co Elvira do grzeczności- stwierdził zatrzymując wymowny wzrok na dziewczynie.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Connaught Square [odnośnik]02.11.20 23:21
Im dłużej tkwiła w absurdalnej sytuacji, tym większą niechęć wzbudzał w niej obcy oprych (czy sama się w to wepchała? a skądże, mógł jej nie prowokować prostackim zachowaniem). Dobrze uznała, że to pewnie podrzędny zadymiarz, nikt inny by w ten sposób nie szarpał się z kobietą. Skoro się na nim pierwsza uwiesiła, to gdyby miał choć trochę rozsądku, odpuściłby i dał jej to, czego chciała. Z przyzwoitości nawet, żeby w tłumie nie ujść za żałosnego zbrodniarza. Może nie takiego, co by go trzeba było od razu ścinać, ale przez myśl przemknęło Elvirze, że jakby dostał ze dwa razy w mordę, to nie byłby taki pewny siebie.
Zacisnęła gniewnie zęby, kiedy zignorował jej wyciągniętą dłoń - potem ostentacyjnie zwinęła ją w pięść i opuściła, po dłuższej chwili rozprostowując palce, piekące wręcz, by sięgnąć po różdżkę. Ale nie teraz, nie dzisiaj.
Może nie doprowadziłaby się do spokoju tak szybko, gdyby do tej całej szopki nie dołączył Drew, nie zamierzała jednak przyznawać mu tego na głos. Skrzyżowała ramiona i niedbałym gestem odrzuciła jasne włosy z miejsca, w którym obca pięść wcisnęła je w kołnierz. Nie miała złodziejowi do zaoferowania nic prócz pogardy, nie patrzyła już więc na niego, skupiając spojrzenie na Drew i unosząc sceptycznie brew.
- Wy się znacie? - wycedziła prawie z urazą, jakby ją to osobiście ubodło, a potem wymownie pokręciła głową. Nie, nie chciała tego wiedzieć, nie chciała tego słuchać.
Z początku uznała reakcję Macnaira za słuszną, prawie schlebiającą, ale - typowe - im dłużej gadał, tym większą miała ochotę przewrócić oczami.
- Każda by odmówiła - rzuciła sarkastycznie, wciskając dłonie do kieszeni. - I skończ już. Bawisz się teraz w wychowawcę? Nie prosiłam cię o pomoc, a jak ci się nie podoba odpowiedź, to trzeba było nie pytać
Gwałtownym ruchem poprawiła kołnierz, przypadkiem niby trącając złodzieja łokciem w bok. Trzeba było stanąć dalej, większość ludzi w tym cuchnącym tłumie miała już dość oleju w głowie, żeby nabierać dystansu od innych. Widownia się rozchodziła, miejsca było więcej.
- Nie będę tego słuchać. Powiedziałabym, że było miło, ale nie oszukujmy się. Bawiłam się przednio, dopóki was nie spotkałam - uznała zaczepnie, unosząc brodę wysoko i kiwając głową w stronę Drew. Drugiego typa zignorowała. - Do następnego, Macnair. Znajdź sobie lepsze towarzystwo.
Z tym wątpliwym pożegnaniem odeszła, wciąż jeszcze obrażona, zarzucając ciemny kaptur na połyskujące w słońcu włosy.

/zt  serce
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon

Strona 20 z 31 Previous  1 ... 11 ... 19, 20, 21 ... 25 ... 31  Next

Connaught Square
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach