Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata :: Próby Zakonników
Kieran Rineheart
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
12 czerwca
Dzisiejszego dnia niebo zasnuły ciemne chmury. Co prawda, wraz z nadejściem czerwca pogoda poprawiła się w ciągu dnia było cieplej, co pozwalało na zrzucenie ciężkich, zimowych płaszczy i zamienienie ich na te cieńsze, bardziej pasujące do wiosny - choć jeszcze nie do zbliżającego się lata. Niebo zaszło granatem zwiastując nadejście wieczoru, granitowe niebo przecinały błyski, którym z oddaleniem towarzyszyły grzmoty. Burza zbliżała się w kierunku okolicy na której stała Stara Chata. Mężczyzna znajdujący się wewnątrz niej dzisiejszego wieczoru, zdawał się niewzruszony tym faktem. Zasiadał na jednej z brązowych kanap które ustawione zostały w pomieszczeniu. W jego dłoni znajdował się pergamin, przez który przesuwał wzrokiem oczekując na tego, którego właśnie dziś tu zaprosił. Kiedy drzwi otworzyły się, oznajmiając wejście do Starej Chaty Harold odłożył na bok pergamin. Swoje spojrzenie skierował na wejście do salonu w którym znalazła się sylwetka Kierana. W milczeniu spojrzał na niego wskazując mu ruchem głowy kanapę - drugą, choć w wyglądzie jednakową.
- Masz doświadczenie i umiejętności, tak potrzebne w obecnych czasach.- zaczął pewnym głosem, spoglądając na kilka lat młodszego mężczyznę. Jego tęczówki zdawały się patrzeć na wskroś - biła z nich moc i pewność, której trudno było mu odmówić. - Muszę cię jednak ostrzec. Próba niesie ze sobą niebezpieczeństwo. Zweryfikuje ona, twoje zamiary i chęci - stawisz czoło swoim największym demonom i obawom. Staniesz twarzą w twarz przeciw temu, przed czym wzbraniasz się najbardziej. - Harold mówił nie podnosząc głosu, ze spokojem który bił z całej jego jednostki. Jednocześnie uważnie obserwując zachowanie i reakcje Kierana. - Będziesz musiał dokonać wyboru - prawdopodobnie więcej niż jednego. - dodał, przekazując kolejną z informacji. Nie wiedział jak wiele wiadomości o samej Próbie posiadał Kieran, ale czuł się w obowiązku przedstawić mu wszystko, co przekazała mu Bathilda. - A każdy twój wybór, będzie niósł ze sobą konsekwencje. Musisz wybierać więc dobrze. Próba wymagać będzie poświęcenia. Popełnienie błędu, może przynieść nawet śmierć. Wierzę jednak, że jesteś w stanie jej podołać. - zakończył, jeśli Kieran posiadał jakieś pytanie, mógł udzielić ich najlepiej jak potrafił. Nie był w stanie jednak powiedzieć nic ponad to, co dowiedział się od profesorki, która poświęciła swoje życie dla dobra ich sprawy. - Zastanów się, Kieranie. Czy jesteś gotów podejść do Próby? Gotów związać swoją drogę na zawsze z Zakonem Feniksa? - dwa pytania wypadły z ust Longbottoma. - Na spokojnie, mamy czas. - stwierdził układając jedną z dłoni na kanapie i poprawiając się na niej. - Potrzebuję jednak potwierdzenia, że masz świadomość czego się podejmujesz. - zamilkł. Jeśli Kieran potrzebował czasu - otrzymał go. Harold wydawał się spokojni, nie pośpieszał mężczyzny w podjęciu decyzji. Ten wybór należał tylko do Rinehearta.
Kieran, na odpis standardowo masz 48, jednocześnie, przypominam, że wątek z MG ma priorytet, jeśli uda Ci się odpisywać szybciej odpis również pojawi się wcześniej. Jeśli przewidujesz nieobecność dłuższą niż 48h zgłoś to w odpowiednim temacie.
12 czerwca
Dzisiejszego dnia niebo zasnuły ciemne chmury. Co prawda, wraz z nadejściem czerwca pogoda poprawiła się w ciągu dnia było cieplej, co pozwalało na zrzucenie ciężkich, zimowych płaszczy i zamienienie ich na te cieńsze, bardziej pasujące do wiosny - choć jeszcze nie do zbliżającego się lata. Niebo zaszło granatem zwiastując nadejście wieczoru, granitowe niebo przecinały błyski, którym z oddaleniem towarzyszyły grzmoty. Burza zbliżała się w kierunku okolicy na której stała Stara Chata. Mężczyzna znajdujący się wewnątrz niej dzisiejszego wieczoru, zdawał się niewzruszony tym faktem. Zasiadał na jednej z brązowych kanap które ustawione zostały w pomieszczeniu. W jego dłoni znajdował się pergamin, przez który przesuwał wzrokiem oczekując na tego, którego właśnie dziś tu zaprosił. Kiedy drzwi otworzyły się, oznajmiając wejście do Starej Chaty Harold odłożył na bok pergamin. Swoje spojrzenie skierował na wejście do salonu w którym znalazła się sylwetka Kierana. W milczeniu spojrzał na niego wskazując mu ruchem głowy kanapę - drugą, choć w wyglądzie jednakową.
- Masz doświadczenie i umiejętności, tak potrzebne w obecnych czasach.- zaczął pewnym głosem, spoglądając na kilka lat młodszego mężczyznę. Jego tęczówki zdawały się patrzeć na wskroś - biła z nich moc i pewność, której trudno było mu odmówić. - Muszę cię jednak ostrzec. Próba niesie ze sobą niebezpieczeństwo. Zweryfikuje ona, twoje zamiary i chęci - stawisz czoło swoim największym demonom i obawom. Staniesz twarzą w twarz przeciw temu, przed czym wzbraniasz się najbardziej. - Harold mówił nie podnosząc głosu, ze spokojem który bił z całej jego jednostki. Jednocześnie uważnie obserwując zachowanie i reakcje Kierana. - Będziesz musiał dokonać wyboru - prawdopodobnie więcej niż jednego. - dodał, przekazując kolejną z informacji. Nie wiedział jak wiele wiadomości o samej Próbie posiadał Kieran, ale czuł się w obowiązku przedstawić mu wszystko, co przekazała mu Bathilda. - A każdy twój wybór, będzie niósł ze sobą konsekwencje. Musisz wybierać więc dobrze. Próba wymagać będzie poświęcenia. Popełnienie błędu, może przynieść nawet śmierć. Wierzę jednak, że jesteś w stanie jej podołać. - zakończył, jeśli Kieran posiadał jakieś pytanie, mógł udzielić ich najlepiej jak potrafił. Nie był w stanie jednak powiedzieć nic ponad to, co dowiedział się od profesorki, która poświęciła swoje życie dla dobra ich sprawy. - Zastanów się, Kieranie. Czy jesteś gotów podejść do Próby? Gotów związać swoją drogę na zawsze z Zakonem Feniksa? - dwa pytania wypadły z ust Longbottoma. - Na spokojnie, mamy czas. - stwierdził układając jedną z dłoni na kanapie i poprawiając się na niej. - Potrzebuję jednak potwierdzenia, że masz świadomość czego się podejmujesz. - zamilkł. Jeśli Kieran potrzebował czasu - otrzymał go. Harold wydawał się spokojni, nie pośpieszał mężczyzny w podjęciu decyzji. Ten wybór należał tylko do Rinehearta.
Kieran, na odpis standardowo masz 48, jednocześnie, przypominam, że wątek z MG ma priorytet, jeśli uda Ci się odpisywać szybciej odpis również pojawi się wcześniej. Jeśli przewidujesz nieobecność dłuższą niż 48h zgłoś to w odpowiednim temacie.
Harold Longbottom
Zawód : Prawowity minister i przywódca rebelii
Wiek : 58
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Konta specjalne
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Azkaban upadł, ale czy na pewno? Wędrując po zimnych kamieniach miał coraz więcej wątpliwości. Wiedział, że nie znajdował się w iluzji. Że jego dom, który minął był tak samo prawdziwy, jak krzyk jego córki, który potoczył się po ulicy. Zdawał się być jednocześnie w czasie i niewczasie. Wszystko było prawdziwe, bo jak można było inaczej to nazwać? Iluzja nie potrafiła tak wiernie odwzorować rzeczywiści. To było prawdziwe, każdy jeden przedmiot, gest, dźwięk zdawał się o tym głośno i wyraźnie mówić. Znajdował się na miejscu wraz ze swoimi towarzyszami, przyjaciółmi. Walka wciągnęła go szybko w wir, naprzeciw stawiając mężczyznę, nikczemnika, czarnoksiężnika, zepsutą do cna jednostkę. Co jakiś czas rozjaśniał się zielony promień mknąc w stronę osób z którymi tu był. Sam jednak musiał obronić się przed mknącym w jego stronę zaklęciem. To ugodziło go prosto w pierś, kiedy tarcza nie zdążyła uformować się na czas. Ból rozerwał ciało Kierana, nieznośny, niemożliwy wręcz do zniesienia. Rozdzierał go na małe kawałki, pozbawiając tchu, rzucając na kamienną posadzkę Azkabanu. Kącik ust Ignotusa uniósł się leniwie ku górze w pogardzie, szyderstwie, trzymał różdżkę, mając w zamiarze podtrzymać zaklęcie. Zrobił kilka kroków, by znaleźć się nad Kieranem. Ten resztkami przytomności, otumaniony bólem był w stanie dostrzec jego twarz. Widział też jak śmiertelne zaklęcie uderza w pierś Hannah, a ta upada bez życia kawałek od niego. Jej twarz, zwrócona była w jego kierunku. Widział puste, pozbawione życia oczy.
- To koniec. - powiedział Mulciber spoglądając na niego z góry. Koniec Kierana, koniec Zakonu, koniec wszystkiego o co walczyli do tej pory. Podtrzymywał zaklęcie, z satysfakcją pętając Kierana bólem.
ST wyrwania się spod Crucio Ignotusa 35x2+15=85, do rzutu doliczana jest odporność magiczna.
- To koniec. - powiedział Mulciber spoglądając na niego z góry. Koniec Kierana, koniec Zakonu, koniec wszystkiego o co walczyli do tej pory. Podtrzymywał zaklęcie, z satysfakcją pętając Kierana bólem.
ST wyrwania się spod Crucio Ignotusa 35x2+15=85, do rzutu doliczana jest odporność magiczna.
Każda kolejna chwila przekonywała go do realności otoczenia. Doświadczał wszystkiego w pełni, chłód bijący z kamiennych murów Azkabanu osiadał przecież na jego skórze, by w mgnieniu oka przeniknąć aż do kości. Walka, w której uczestniczył, nie była zmyślona, toczona była na śmierć i życie przez obie strony, a wrogowie z lubością posyłali wiązki zaklęć o szmaragdowej barwie. Lecz w jego stronę posłano inne. Zaklęcie ugodziło go prosto w pierś, a wywołany jego mocą ból natychmiast powalił na ziemię. Zaatakowany został umysł, ale dokładnie czuł, jakby całe jego ciało było rozrywane kawałek po kawałku. Agonia przeskakiwała z jednego nerwu do drugiego i był to ciąg nieustanny, nieznający kresu, zapętlony w nieskończoności. Szybko zanikło poczucie czasu, postrzgeanie otoczenia zdominowały katusze. Wszystkie mięśnie napięły się instynktownie, tego nie dało się uniknąć przy takiej torturze. Kieran nie chciał dać satysfakcji wrogowi i zdolny był tylko do tego, aby powstrzymać krzyk. Dłonie ułożył w pięści, zęby zacisnął, aby w czasie konwulsji nie przegryźć sobie języka. Ale ze ściśniętego gardła dalej wydobywały się żałosne odgłosy, coś jak zdławiony warkot zranionego zwierza. Nad nim pochylał się oprawca i tryumfował. Choć nie mógł rzucić się w stronę przeciwnika, mógł przynajmniej zwijać się w skazanej na niepowodzenie próbie zmniejszenia bólu. Nic jednak nie mogło go uśmieżyć, jedyną sposobem na to było przezwyciężenie zaklęcia.
Trudno było mu się skupić, póki tuż obok niego nie padło ciało. W pierwszej chwili nie był pewien czyją twarz widzi, póki nie zmusił się do tego, aby szerzej otworzyć oczy i spojrzeć. Hannah Wright. Jak mógłby nie rozpoznać jej twarzy? Po walcznej czarownicy nie pozpstało nic poza pustą skorupą, z której uleciała dusza. Jej oczy straciły żywy blask, stały się mętne i puste. Czy oczy jego córki też już takie są? A może zwija się z bólu podobnie jak on pod różdżką jakiegoś skurwiela?
To musiała być jego kara. Lata temu popełnił błąd. Powinien był tego skurwiela zabić; nie zważać na prawo, tylko samemu wymierzyć sprawiedliwość i zadać śmiertelne rany zwyrodnialcowi poczas jego ujęcia. Zaznawał teraz cierpienia z jego ręki nie bez powodu - był winny tego, że ten dalej chodził po świecie i siał zniszczenie.
To koniec. Znany od czasów szkolnych wróg wypowiedział słowa, które miały być gwoździem do trumny, jednak wpatrzony w puste oczy czarownicy Kieran nie mógł się na to zgodzić. Jej poświęcenie miałoby okazać się daremne? Śmierć tak wielu osób miałaby zostać uznana za zbyteczną? Pomiędzy pasmami bólu dał o sobie znać gniew. Gorący, syczący, pulsujący niczym wysokie i niespokojne płomienie wspinające się po ścianach. Wewnętrzny pożar kazał mu walczyć, próbować do upadłego. Nigdy nie pozwoli, aby poświęcenia ich wszystkich po prostu przepadły. Tak wiele odrzucił dla tej walki. Z kolejnym bolesnym charknięciem mocniej zacisnął dłonie w pięści i szarpnął się, chcąć dopomóc umysłowi wurwać spod mocy Cruciatusa.
| rzucam na wyrwanie się spod Cruciatusa (+15,5 za odpornodporność magiczną)
Trudno było mu się skupić, póki tuż obok niego nie padło ciało. W pierwszej chwili nie był pewien czyją twarz widzi, póki nie zmusił się do tego, aby szerzej otworzyć oczy i spojrzeć. Hannah Wright. Jak mógłby nie rozpoznać jej twarzy? Po walcznej czarownicy nie pozpstało nic poza pustą skorupą, z której uleciała dusza. Jej oczy straciły żywy blask, stały się mętne i puste. Czy oczy jego córki też już takie są? A może zwija się z bólu podobnie jak on pod różdżką jakiegoś skurwiela?
To musiała być jego kara. Lata temu popełnił błąd. Powinien był tego skurwiela zabić; nie zważać na prawo, tylko samemu wymierzyć sprawiedliwość i zadać śmiertelne rany zwyrodnialcowi poczas jego ujęcia. Zaznawał teraz cierpienia z jego ręki nie bez powodu - był winny tego, że ten dalej chodził po świecie i siał zniszczenie.
To koniec. Znany od czasów szkolnych wróg wypowiedział słowa, które miały być gwoździem do trumny, jednak wpatrzony w puste oczy czarownicy Kieran nie mógł się na to zgodzić. Jej poświęcenie miałoby okazać się daremne? Śmierć tak wielu osób miałaby zostać uznana za zbyteczną? Pomiędzy pasmami bólu dał o sobie znać gniew. Gorący, syczący, pulsujący niczym wysokie i niespokojne płomienie wspinające się po ścianach. Wewnętrzny pożar kazał mu walczyć, próbować do upadłego. Nigdy nie pozwoli, aby poświęcenia ich wszystkich po prostu przepadły. Tak wiele odrzucił dla tej walki. Z kolejnym bolesnym charknięciem mocniej zacisnął dłonie w pięści i szarpnął się, chcąć dopomóc umysłowi wurwać spod mocy Cruciatusa.
| rzucam na wyrwanie się spod Cruciatusa (+15,5 za odpornodporność magiczną)
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
dorzucam kostkę, bo jestem lama
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Azkaban pozostawał tak samo ponury jak zawsze. Zdawało się tutaj, że nawet ściany zawodziły w milczącym lamencie tego, czego były świadkami przez lata. Chłód, powodowany częściowo przez wodę, a po części przez dementorów pilnujących tego miejsca przenikał na wskroś, wnikał w ciało w myśli, głowę, powoli, lecz skutecznie doprowadzał praktycznie każdego do szaleństwa.
Walka wokół toczyła się dalej. Zaklęcie przemykały szybko, pomiędzy zakonnikami znajdującymi się w tym miejscu. Co chwilę rozlegał się krzyk - czy to wypowiadając formułę zaklęcia, czy też oznaczający bolesne trafienie. Ignotus podtrzymywał zaklęcie z zadowolonym wyrazem twarzy. Tak, jakby wiedział coś więcej. Jakby było coś więcej.
Martwe ciało Wright upadło obok ledwie przytomnego z bólu Kierana. Trudno było powiedzieć, czy to właśnie martwe, niewidzące spojrzenie Hannah otrzeźwiło jego myśli, czy siła, którą odnalazł w sobie. Czuł że zaklęcie Ignotusa miało nad nim coraz mniejszą kontrolę wiedział, że żeby je przerwać można pokonać je w samym sobie. Ale wiedział też, że można rozproszyć uwagę czarnoksiężnika. Ból działał rozstrajając na każdego. Tik tak, wskazówka niewidzialnego zegara mknęła dalej.
199/244 (45 psychiczne) -5
Walka wokół toczyła się dalej. Zaklęcie przemykały szybko, pomiędzy zakonnikami znajdującymi się w tym miejscu. Co chwilę rozlegał się krzyk - czy to wypowiadając formułę zaklęcia, czy też oznaczający bolesne trafienie. Ignotus podtrzymywał zaklęcie z zadowolonym wyrazem twarzy. Tak, jakby wiedział coś więcej. Jakby było coś więcej.
Martwe ciało Wright upadło obok ledwie przytomnego z bólu Kierana. Trudno było powiedzieć, czy to właśnie martwe, niewidzące spojrzenie Hannah otrzeźwiło jego myśli, czy siła, którą odnalazł w sobie. Czuł że zaklęcie Ignotusa miało nad nim coraz mniejszą kontrolę wiedział, że żeby je przerwać można pokonać je w samym sobie. Ale wiedział też, że można rozproszyć uwagę czarnoksiężnika. Ból działał rozstrajając na każdego. Tik tak, wskazówka niewidzialnego zegara mknęła dalej.
199/244 (45 psychiczne) -5
Dlaczego skurwiel nie odebrał mu różdżki podczas tej tortury? Był tak pewny mocy niewybaczalnego zaklęcia, które wypadło z końca jego różdżki? Pochylał się nad nim, swoją ofiarą i dobrze przy tym bawił; sycił oczy cudzym bólem, nawet się z tym nie kryjąc. Najgorsza podłość, całkowity upadek człowieczeństwa, a Kieran musiał przyglądać się temu widokowi z żałosnej pozycji, gdy dalej przewracał się z bólu po ziemi, mocno zaciskając zęby. Dalsza walka była poza nimi, choć do aurora docierały jej odgłosy, a martwe ciało leżało tuż obok, prawie na wyciągnięcie ręki. Puste oczy wpatrzone w niego były najbardziej surowym i ostatecznym upomnieniem, nawet jeśli na próżno było szukać w nich emocji. Brak bólu, strachu, pretensji, jedynie nicość.
Chciał końca tych męczarni, ale nie zamierzał zginąć tak po prostu. Śmierć pod butem wroga, z takim końcem każdy auror musiał się liczyć, choć w głębi duszy nikt nie chciał ginąć, a jeśli już by się zdarzyło paść martwym, to przynajmniej po heroicznym czynie, w bardziej godnym położeniu. Ktoś inny mógłby już błagać oprawcę o szybkie zakończenie udręki, byleby nie czuć dłużej przeraźliwego bólu, lecz nie on. Był cholernym Rineheartem, dlatego nigdy się nie ugnie! Nie da satysfakcji tej gnidzie!
Wydawało mu się, że już wszystkie jego wnętrzności poskręcały się od tej boleści. Pozostał na tyle przytomny, aby wiedzieć, że ta tortura nie może trwać wiecznie – zaklęcie może być podtrzymywane tylko przez jakiś czas. W ściśniętej dłoni wciąż miał swoją wysłużoną różdżkę, towarzyszyła mu wiernie nawet w tak trudnej chwili. Mulciber może i nie wierzył, że jego ofiara jest w stanie coś jeszcze zdziałać, ale Kieran nie zamierzał się poddać i zdać na jego łaskę. Miał dostęp do różdżki, mógł korzystać z magii. Musiał tylko wyrwać się z oków cierpienia. Znów szarpnął w miarę możliwości ciałem, chcąc zarazem wypchnąć z umysłu masę bólu, która została na niego zesłana z pomocą mrocznej magii.
| rzut na wyrwanie się spod Cruciatusa (+15,5 za odporność magiczną)
Chciał końca tych męczarni, ale nie zamierzał zginąć tak po prostu. Śmierć pod butem wroga, z takim końcem każdy auror musiał się liczyć, choć w głębi duszy nikt nie chciał ginąć, a jeśli już by się zdarzyło paść martwym, to przynajmniej po heroicznym czynie, w bardziej godnym położeniu. Ktoś inny mógłby już błagać oprawcę o szybkie zakończenie udręki, byleby nie czuć dłużej przeraźliwego bólu, lecz nie on. Był cholernym Rineheartem, dlatego nigdy się nie ugnie! Nie da satysfakcji tej gnidzie!
Wydawało mu się, że już wszystkie jego wnętrzności poskręcały się od tej boleści. Pozostał na tyle przytomny, aby wiedzieć, że ta tortura nie może trwać wiecznie – zaklęcie może być podtrzymywane tylko przez jakiś czas. W ściśniętej dłoni wciąż miał swoją wysłużoną różdżkę, towarzyszyła mu wiernie nawet w tak trudnej chwili. Mulciber może i nie wierzył, że jego ofiara jest w stanie coś jeszcze zdziałać, ale Kieran nie zamierzał się poddać i zdać na jego łaskę. Miał dostęp do różdżki, mógł korzystać z magii. Musiał tylko wyrwać się z oków cierpienia. Znów szarpnął w miarę możliwości ciałem, chcąc zarazem wypchnąć z umysłu masę bólu, która została na niego zesłana z pomocą mrocznej magii.
| rzut na wyrwanie się spod Cruciatusa (+15,5 za odporność magiczną)
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
154/244 (90 psychiczne). -10
Twarz Ignotusa wyginał cyniczny grymas z którym patrzył na spętanego zaklęciem Kierana. Ten nie nie spróbował rozkojarzyć mężczyzny, wierząc w siłę swojego umysłu i na chwilę zdawało mu się, że nawet przejmuje kontrolę, jednak nie trwało to długo. Właściwie, jedynie chwilę, kiedy ból znów zaćmił mi widoczność, przynosząc koszmarne obrazy. Ten jednak ustał, nagle, szybko a Mulciber zmienił się w kłąb czarnego dymu i pomknął dalej wzdłuż Azkabanowego korytarza. Kiedy Kieran się podniesie, zauważy, że żadne z przeciwników, już tutaj nie było. Wokół, nie było już nikogo. Nikogo żywego. Ciała jego towarzyszy leżały bezwładnie na ziemi. Śmierć Hannah widział. Ale poza nią polegli też inni - wszyscy, poza nim. Brendan miał wyłupane oczy, jego klatkę piersiową pokrywała krew. Justine podcięte żyły na dłoniach i gardle. Lucan pozbawiony był dłoni, ślady po pętających, parzących łańcuchach odbijały się na jego ciele. Ria nie posiadała widocznych ran, tak samo jak Marcella, jednak ich otwarte oczy wpatrywały się w sufit. Został tylko on. Z oddali migotał mu ciemny cień, którym musiał być Ignotus. Własnie tam przybrał na chwilę ludzką postać by otworzyć jedne z szeregu drewnianych drzwi i przejść przez nie. Nie widział wcześniejszych czarnoksiężników. Zdawało się, że wszyscy się gdzieś rozpierzchli.
Twarz Ignotusa wyginał cyniczny grymas z którym patrzył na spętanego zaklęciem Kierana. Ten nie nie spróbował rozkojarzyć mężczyzny, wierząc w siłę swojego umysłu i na chwilę zdawało mu się, że nawet przejmuje kontrolę, jednak nie trwało to długo. Właściwie, jedynie chwilę, kiedy ból znów zaćmił mi widoczność, przynosząc koszmarne obrazy. Ten jednak ustał, nagle, szybko a Mulciber zmienił się w kłąb czarnego dymu i pomknął dalej wzdłuż Azkabanowego korytarza. Kiedy Kieran się podniesie, zauważy, że żadne z przeciwników, już tutaj nie było. Wokół, nie było już nikogo. Nikogo żywego. Ciała jego towarzyszy leżały bezwładnie na ziemi. Śmierć Hannah widział. Ale poza nią polegli też inni - wszyscy, poza nim. Brendan miał wyłupane oczy, jego klatkę piersiową pokrywała krew. Justine podcięte żyły na dłoniach i gardle. Lucan pozbawiony był dłoni, ślady po pętających, parzących łańcuchach odbijały się na jego ciele. Ria nie posiadała widocznych ran, tak samo jak Marcella, jednak ich otwarte oczy wpatrywały się w sufit. Został tylko on. Z oddali migotał mu ciemny cień, którym musiał być Ignotus. Własnie tam przybrał na chwilę ludzką postać by otworzyć jedne z szeregu drewnianych drzwi i przejść przez nie. Nie widział wcześniejszych czarnoksiężników. Zdawało się, że wszyscy się gdzieś rozpierzchli.
Tak bardzo nie chciał zamykać oczu. Zamierzał do końca spoglądać na swojego oprawcę, do samego końca rzucać mu jasny komunikat, że nie złamie go żadną torturą, choć na razie wymierzył tylko jedną. Ale w pewnej chwili nie mógł już utrzymać powiek otwartych, te opadły i przyniosły ciemność barwioną krwawymi plamami przeskakującymi coraz wyżej i wyżej, wwiercając się w głąb umysłu. Potem z najdalszych zakamarków umysłu wypełzły obrazy straszne i odrażające, te wszystkie zbrukane przez czarną magię ciała – rozerwane, rozprute, rozczłonkowane, pokryte krwią. Nagle zebrało mu się na mdłości, gdy jedyne co czuł, to rdzawy zapach krwi, od którego żołądek podszedł mu do gardła, lecz już nie aż tak przeraźliwie ściśnięty. Mięśnie wciąż miał napięte, ale to był koniec bólu, znów mógł otworzyć oczy. W pierwszej chwili zdecydował się poderwać do pionu, ale od gwałtownej zmiany pozycji zakręciło mu się w głowie. Jego umysł pozostawał otępiały po ostatnich przeżyciach, ale nic nie zmąciło jego wzroku, bez trudu dostrzegał makabryczne detale.
Krew poległych towarzyszy pokryła mury Azkabanu, wsiąkła w kamienną posadzkę. To wydawało się wbrew naturze, że spośród wszystkich przetrwał właśnie on. Młodzi powinni walczyć o ten świat i w tej walce odnieść zwycięstwo, aby potem odbudować wszystko, dać nowy początek przyszłości, lepszej, jaśniejszej, powołać na ten już dobry świat kolejne życia. Poczuł się oszukany przez los, ale zarazem on sam stał się oszustem, bo zawiódł tych, co wcześniej od niego samego padli martwi. Wyłupane oczy, podcięte żyły, odcięta dłoń, puste oczy po morderczym zaklęciu. Kiedy inni ginęli, on żałośnie wił się z bólu. A mroczny kłąb dymu gdzieś w oddali znów przybrał ludzki kształt i ruszył dalej.
Cisza. Zmarli nie przemówią i nie było słychać żywych wrogów. Rineheart zacisnął zęby, ścisnął mocniej różdżkę i nie oglądając się za siebie, ruszył biegiem w kierunku drzwi wcześniej wybranych przez tego podłego skurwiela, co skazał go na oglądanie nieostygłej mogiły Zakonu. Musiał przeć dalej, te wszystkie poświęcenia nie mogły pójść na marne. Jeśli jednak za drzwiami ma spotkać go koniec, to przynajmniej powinien jedną gnidę pociągnąć za sobą w objęcia śmierci. Najpierw jednak pchnął te konkretne drzwi, chcąc jak najszybciej znaleźć się dalej, w ostatniej chwili przed ich przekroczeniem szykując się do walki. – Lamino Scutio!
Krew poległych towarzyszy pokryła mury Azkabanu, wsiąkła w kamienną posadzkę. To wydawało się wbrew naturze, że spośród wszystkich przetrwał właśnie on. Młodzi powinni walczyć o ten świat i w tej walce odnieść zwycięstwo, aby potem odbudować wszystko, dać nowy początek przyszłości, lepszej, jaśniejszej, powołać na ten już dobry świat kolejne życia. Poczuł się oszukany przez los, ale zarazem on sam stał się oszustem, bo zawiódł tych, co wcześniej od niego samego padli martwi. Wyłupane oczy, podcięte żyły, odcięta dłoń, puste oczy po morderczym zaklęciu. Kiedy inni ginęli, on żałośnie wił się z bólu. A mroczny kłąb dymu gdzieś w oddali znów przybrał ludzki kształt i ruszył dalej.
Cisza. Zmarli nie przemówią i nie było słychać żywych wrogów. Rineheart zacisnął zęby, ścisnął mocniej różdżkę i nie oglądając się za siebie, ruszył biegiem w kierunku drzwi wcześniej wybranych przez tego podłego skurwiela, co skazał go na oglądanie nieostygłej mogiły Zakonu. Musiał przeć dalej, te wszystkie poświęcenia nie mogły pójść na marne. Jeśli jednak za drzwiami ma spotkać go koniec, to przynajmniej powinien jedną gnidę pociągnąć za sobą w objęcia śmierci. Najpierw jednak pchnął te konkretne drzwi, chcąc jak najszybciej znaleźć się dalej, w ostatniej chwili przed ich przekroczeniem szykując się do walki. – Lamino Scutio!
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Oszałamiający ból rozlewał się po całym ciele Kierana przynosząc mu cierpienie, które trudno było ubrać w słowa. Paraliżujące, odbierające dech w piersiach, mieszające w głowie, doprowadzające wręcz do obłędu. Cierpienie, które ustało nagle pozostawiając mężczyznę z przyśpieszonym oddechem i morzem trupów dookoła. Ciał jego przyjaciół, towarzyszy, zakonników. Podniesienie ciała do pionu nie było łatwe, po tak dużej dawce bólu, ale doświadczenie, złość oraz cel pozwoliły Kieranowi dźwignąć się na nogi i zmusić ciało do wysiłku. Puścił się biegiem w kierunku drzwi, które przekroczył jego oprawca. Kroki odbijały się echem na kamiennej podłodze Azkabanu, gdy pokonywał kolejne metry. Czas zdawał się jednocześnie stać w miejscu i pędzić. Korytarz po bokach rozmazywał się. Rineheart nie był w stanie określić ile czasu zajęło mu dotarcie do drzwi. Pchnął je, wypowiadając formułę zaklęcia. Jednak tym razem magia go nie posłuchała. Mógł za to wejść dalej, głębiej w korytarz za którym zniknął Mulciber. Ten skryty był w mroku. Pchnięte drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem, a przed sobą widział światło, oznaczające wyjście do większego pomieszczenia. Nie było innej drogi, tylko ta jedna i gdy Kieran pokonywał ją, jego świadomość w przyciemnionym korytarzy coraz mocniej przypominała mu o tym, że zna to miejsce. Bywał w nim od wielu lat, pracował w nim i chodził korytarzami podobnymi do tego. Na jednej ze ścian znajdowała się tablica z ogłoszeniami, kawałek dalej wisiało jakieś ogłoszenie, którego nie był w stanie odczytać. Jasna plama zwiększała się i im bliżej był, tym jaśniejsze stawało się wrażenie, że i tam trwa walka.
Pomieszczenie było znajome. Kwatera główna aurorów, miejsce tak dobrze znane Kieranowi. Dalej, na samym jego końcu zamajaczyło mu wyjście. Jedyne, jakie w tym momencie dostrzegł. Rozpoznał też sylwetki, ścierały się dwie frakcje - pracowników departamentu którzy opuścili Ministerstwo oraz tych, którzy w nim pozostali. Kiedy zrobił kilka kroków wewnątrz pomieszczenia w kierunku oddalonych drzwi drogę zastąpiła mu znajoma sylwetka. Ciemnobrązowe, prawie czarne, mętne spojrzenie zawisło na nim.
- Czy teraz jesteś dumny, tato? - zapytał z kpiną zaciskając wargi. Ostatnie ze słów prawie wypluwając z obrzydzeniem. Kieran od razu pojął przekaz, który wystosował w jego Kierunku syn. Był aurorem, poszedł ścieżką, którą wybrał dla niego ojciec. Dziś jednak stał przed nim, unosząc różdżkę by wycelować w ojca. Jego twarz nie wyrażała niczego. A usta szykowały się do wypowiedzenia inkantacji.
Kieran: 154/244 (90 psychiczne). -10
Pomieszczenie było znajome. Kwatera główna aurorów, miejsce tak dobrze znane Kieranowi. Dalej, na samym jego końcu zamajaczyło mu wyjście. Jedyne, jakie w tym momencie dostrzegł. Rozpoznał też sylwetki, ścierały się dwie frakcje - pracowników departamentu którzy opuścili Ministerstwo oraz tych, którzy w nim pozostali. Kiedy zrobił kilka kroków wewnątrz pomieszczenia w kierunku oddalonych drzwi drogę zastąpiła mu znajoma sylwetka. Ciemnobrązowe, prawie czarne, mętne spojrzenie zawisło na nim.
- Czy teraz jesteś dumny, tato? - zapytał z kpiną zaciskając wargi. Ostatnie ze słów prawie wypluwając z obrzydzeniem. Kieran od razu pojął przekaz, który wystosował w jego Kierunku syn. Był aurorem, poszedł ścieżką, którą wybrał dla niego ojciec. Dziś jednak stał przed nim, unosząc różdżkę by wycelować w ojca. Jego twarz nie wyrażała niczego. A usta szykowały się do wypowiedzenia inkantacji.
Kieran: 154/244 (90 psychiczne). -10
Nastąpił kolejny przeskok w przestrzeni i, być może, w czasie. Nie było czasu na to, aby zastanawiać się głęboko nad tym, co się właśnie wydarzyło, umysł musiał szybko zaakceptować zmianę i oswoić się z nową sytuacją. Po przekroczeniu drzwi Rineheart pożegnał się z chłodnymi murami Azkabanu, przechodząc z jednego starcia do kolejnego, tym razem toczonego w Ministerstwie Magii. Od razu rozpoznał miejsce, tak wiele razy gościł w pomieszczeniach obecnych w Kwaterze Głównej Aurorów. Dostrzegał kolejne twarze, z coraz większą dozą zajadłości wraz z rozwojem dalszej walki. Dawni kompani stawali przeciwko sobie. Hopkirk walił zaklęciami, próbując trafić jednego ze zdrajców opowiadających się po stronie nieludzkiej władzy. Gdzieś z lewej wykrzyknął z całych sił inkantację Edwards. Ale dłużej nie mógł się rozglądać, bo również przed nim pojawił się przeciwnik.
Darował sobie udzielenie jakiejkolwiek odpowiedzi i zdawać by się mogło, że wręcz zbyt łatwo przyszło mu zignorować prowokacyjne pytanie. Nic bardziej mylnego, kpiące słowa coraz bardziej natarczywie wdzierały się w głąb jego umysłu, rozbudzając coraz więcej negatywnych uczuć. Złość, rozgoryczenie i po raz kolejny wyrzuty sumienia. Jak każdy ojciec chciał, aby syn poszedł jego śladami. Pragnął tego zbyt mocno, nie dając pierworodnemu zaczerpnąć tchu, zawsze wymagając zbyt wiele, kierując tylko żądania surowe i ostateczne. W beznamiętnej twarzy widział jednak służbistę, nie prawdziwego wojownika, jakiemu zamierzał dać początek. Odraza i niedowierzaniem wykrzywiły jego rysy. To był jego syn. Nawet jeśli skierował różdżkę przeciwko własnemu ojcu, wciąż łączyć ich będzie na zawsze rodzinna więź usankcjonowana tą samą krwią płynącą w ich żyłach. I właśnie z tego powodu trudno było pogodzić się z faktem, że to Vincent stawał mu na drodze. Ponownie udowadniał, że przez całe swoje życie nie pojął niczego, choć tyle rodzic próbował mu wpoić prawd i nauk.
Kieran nie wahał się i korzystając z lepszego refleksu zaraz poruszył różdżką płynnie. Inkantacja zaklęcia wypłynęła z jego ust natychmiast, podświadomość podsunęła najprostszą i najmniej bolesną opcję ataku. – Petrificus Totalus!
Chciał szybko wykluczyć Vincenta z dalszej walki i najzwyczajniej w świecie minąć go, ruszyć dalej, póki nie było za późno na zdecydowane działania. Musiał zrobić więcej, wspomóc Zakon i w ten sposób zakończyć chaos, jaki rozgorzał w Ministerstwie.
Darował sobie udzielenie jakiejkolwiek odpowiedzi i zdawać by się mogło, że wręcz zbyt łatwo przyszło mu zignorować prowokacyjne pytanie. Nic bardziej mylnego, kpiące słowa coraz bardziej natarczywie wdzierały się w głąb jego umysłu, rozbudzając coraz więcej negatywnych uczuć. Złość, rozgoryczenie i po raz kolejny wyrzuty sumienia. Jak każdy ojciec chciał, aby syn poszedł jego śladami. Pragnął tego zbyt mocno, nie dając pierworodnemu zaczerpnąć tchu, zawsze wymagając zbyt wiele, kierując tylko żądania surowe i ostateczne. W beznamiętnej twarzy widział jednak służbistę, nie prawdziwego wojownika, jakiemu zamierzał dać początek. Odraza i niedowierzaniem wykrzywiły jego rysy. To był jego syn. Nawet jeśli skierował różdżkę przeciwko własnemu ojcu, wciąż łączyć ich będzie na zawsze rodzinna więź usankcjonowana tą samą krwią płynącą w ich żyłach. I właśnie z tego powodu trudno było pogodzić się z faktem, że to Vincent stawał mu na drodze. Ponownie udowadniał, że przez całe swoje życie nie pojął niczego, choć tyle rodzic próbował mu wpoić prawd i nauk.
Kieran nie wahał się i korzystając z lepszego refleksu zaraz poruszył różdżką płynnie. Inkantacja zaklęcia wypłynęła z jego ust natychmiast, podświadomość podsunęła najprostszą i najmniej bolesną opcję ataku. – Petrificus Totalus!
Chciał szybko wykluczyć Vincenta z dalszej walki i najzwyczajniej w świecie minąć go, ruszyć dalej, póki nie było za późno na zdecydowane działania. Musiał zrobić więcej, wspomóc Zakon i w ten sposób zakończyć chaos, jaki rozgorzał w Ministerstwie.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 19
'k100' : 19
Znajoma twarz zastąpiła Kieranowi drogę. Sylwetka którą znał. Syn, którego wychował. Widział, że musiał wcześniej walczyć. Prawy rękaw ciemnej szaty narzuconej na ramiona był przypalony. Odkrywał gołą skórę spod której wyłaniał się czarny znak. Z daleka z początku nie aż tak wyraźny. Jednak po chwili auror był w stanie przypisać go odpowiednio. Doskonale wiedział czym był i co oznaczał. Jego syn zaś stał, czekając na odpowiedź, której nie otrzymał. Jego twarz wykrzywiła się w złości i niezadowoleniu. Policzki wydawały się zapadnięte, ale największą różnicę widać było w oczach. To one zmieniły się najbardziej. Bił z nich chłód, jakiego Kieran wcześniej nie widział, ani nie doświadczył. Głód i pożądanie. Ciemność przejęła kontrolę nad jego synem. I wiedział, że to po części on sam był tego sprawcą. Nigdyś nie potrafiąc się pojednać, dziś stał naprzeciw swojego syna jako jego wróg.
- Zadowolony jesteś, szczęśliwy? - zapytał Vincent, kiedy urok jego ojca przemknął obok niego trafiając w ścianę za nim. - Z dokonanych wyborów. Poświęciłeś wszystko, poświęciłeś każdego, a teraz, nie został Ci już nikt. - głos Vincenta potoczył się pomiędzy nimi. Słychać było w nim pretensję, które nie minęły mimo upływania czasu. Żal, nadal nie zagojony. Otwartą ranę, której sprawcą był jego własny ojciec. Dłużej się już nie wahał unosząc różdżkę, żeby wskazać nim na swojego ojca. - Lamino! - wybrał wymawiając inkantację. Urok wydobył się z różdżki, jednak wprawne oko aurora wiedziało, że nie dotrze do niego.
Kieran: 154/244 (90 psychiczne). -10
- Zadowolony jesteś, szczęśliwy? - zapytał Vincent, kiedy urok jego ojca przemknął obok niego trafiając w ścianę za nim. - Z dokonanych wyborów. Poświęciłeś wszystko, poświęciłeś każdego, a teraz, nie został Ci już nikt. - głos Vincenta potoczył się pomiędzy nimi. Słychać było w nim pretensję, które nie minęły mimo upływania czasu. Żal, nadal nie zagojony. Otwartą ranę, której sprawcą był jego własny ojciec. Dłużej się już nie wahał unosząc różdżkę, żeby wskazać nim na swojego ojca. - Lamino! - wybrał wymawiając inkantację. Urok wydobył się z różdżki, jednak wprawne oko aurora wiedziało, że nie dotrze do niego.
Kieran: 154/244 (90 psychiczne). -10
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Kieran Rineheart
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata :: Próby Zakonników