Brama
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brama
Niewielu zdawało sobie sprawę z istnienia wielkiej kamiennej bramy, która obłożona wieloma zabezpieczeniami chroniła wejście do Locus Nihil. Potężnego, magicznego artefaktu, na który przed wieloma latami odnalazły gobliny i które po tym, co wydarzyło się z całą rasą olbrzymów postanowiły na zawsze zamknąć znalezisko i skryć sekret przed czarodziejskim światem. Mawia się, że ci, którzy nałożyli zabezpieczenia zostali pozbawieni wspomnień, że rzeczywiście się tego podjęli. Wejście znajduje się głęboko, głęboko pod ziemią w miejscu skrytym za jedną z kamiennych ścian obleczonej iluzją. W przestrzennej, komnacie wyciosane zostały złote wrota, które ostrzegają w runicznym języku każdego, kto jest w stanie je zrozumieć. Napis na nich głosi: strzeżcie się wszyscy, którzy tu wejdziecie
Podążając wilczym korytarzem, zorientował się, że nie jest już sam; wpierw jednak przeciągnął wzrokiem po sylwetce Francisa, obserwując czerwoną siatkę żył, jaka ponownie objawiła się na jego twarzy, później pociągnał wzrokiem za jego osobą skocznym krokiem zmierzającym do środka. Założył ręce na piersi, unosząc w górę jedną brew i wsparł się bokiem o ścianę, zwracając się prosto do niej - wciąż ignorując tkwiącego w jej wnętrzu francisa - a może było odwrotnie? - wygladało na to, że ta istota miała potężną moc. Z nią był bezpieczniejszy. I w zasadzie nie przeszkadzało mu, że zmieniła zdanie.
- Mówiłaś, że nie zamierzasz nam towarzyszyć - przypomniał jej krytycznie, przyglądając się jej z uwagą. Jeśli jednak podążała wciąż za nimi - mogła byc źródłem informacji cenniejszym niżeli tylko to, co mówiła sama. - Czym jest ta krowa? - zapytał, oglądając się na Lyannę. - Nikt cię nie widział? - Jeśli chcieli iść głębiej, nie mogli ciągnąć za sobą ogona - nie było sensu jednak tracić czasu na zabezpieczenie tyłów, jeżeli udało im się przemknąć niezauważalnie. Uniósł spojrzenie na przejście, które się zatarasowało, na głaz, na kolejne posągi kobiet, ponaglająco skinąwszy na Zabini. - Wygląda na to, że czeka na nas parę łamigłówek - Jeśli mieli ograniczony czas, nie powinni zwlekać z działaniem. Dostrzegł wronę, symbol - czego? Nie był pewien, ale jej obecność prawdopodobnie nie była tutaj pozbawiona znaczenia.
- Orchideus - wypowiedział spokojnie, zamierzając wyczarować bukiet kwiatów na rękach pierwszego z posągów. Złożony z różnych albo tych samych kwiatów, uwielbiany przez kobiety, za sprawą kwiatów niosący zapach wiosny, może być darowany jako wyraz emocji, a może stać w wazonie tylko dla ozdoby. - Bukiet kwiatów - był poprawną odpowiedzią. - Kamień - zwrócił się do Francisa, nie zamierzał odpuścić. - Jest tutaj?
edycja za zgodą mg
- Mówiłaś, że nie zamierzasz nam towarzyszyć - przypomniał jej krytycznie, przyglądając się jej z uwagą. Jeśli jednak podążała wciąż za nimi - mogła byc źródłem informacji cenniejszym niżeli tylko to, co mówiła sama. - Czym jest ta krowa? - zapytał, oglądając się na Lyannę. - Nikt cię nie widział? - Jeśli chcieli iść głębiej, nie mogli ciągnąć za sobą ogona - nie było sensu jednak tracić czasu na zabezpieczenie tyłów, jeżeli udało im się przemknąć niezauważalnie. Uniósł spojrzenie na przejście, które się zatarasowało, na głaz, na kolejne posągi kobiet, ponaglająco skinąwszy na Zabini. - Wygląda na to, że czeka na nas parę łamigłówek - Jeśli mieli ograniczony czas, nie powinni zwlekać z działaniem. Dostrzegł wronę, symbol - czego? Nie był pewien, ale jej obecność prawdopodobnie nie była tutaj pozbawiona znaczenia.
- Orchideus - wypowiedział spokojnie, zamierzając wyczarować bukiet kwiatów na rękach pierwszego z posągów. Złożony z różnych albo tych samych kwiatów, uwielbiany przez kobiety, za sprawą kwiatów niosący zapach wiosny, może być darowany jako wyraz emocji, a może stać w wazonie tylko dla ozdoby. - Bukiet kwiatów - był poprawną odpowiedzią. - Kamień - zwrócił się do Francisa, nie zamierzał odpuścić. - Jest tutaj?
edycja za zgodą mg
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 23.10.20 14:27, w całości zmieniany 1 raz
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'Gringott' :
'Gringott' :
Przelotnie zamarł w bezruchu, gdy płyta, na którą stanął, zapadła się pod naciskiem jego stopy. Nie był pewien, na ile powinien się bać, a na ile potraktować to jako wskazówkę. Czyżby mechanizm, do którego próbował się zbliżyć, wiązał się w jakiś sposób z podłożem? Czy mieli zaraz spaść w dół, jeszcze głębiej…? Przykucnął, by mieć twarz bliżej tajemniczych numerów, mrużąc przy tym oczy, wytężając wzrok; uparcie ignorował upiorne, wzmagające stres zgrzyty wydawane przez kamienie, świadczące o stale zbliżających się ścianach. Zawahał się na krótką chwilę, nim dotknął pierwszej z brzegu płytki – uznał jednak, że nie ma czasu do stracenia, odpuścił więc sięganie po inkantację zaklęcia wykrywającego pułapki. Chciał wierzyć, że sama zagadka była wystarczającą przeszkodą do pokonania, że posąg – czy raczej jego twórca – kierował się pokrętnie rozumianą, lecz sprawiedliwością. – Tak, właśnie wyjąłem jedną – powiedział na tyle głośno, by znajdujący się za jego plecami towarzysze mogli go bez większych problemów usłyszeć. – W każdym kierunku harmonia musi być i takt… – zamruczał; już wcześniej zauważył, że mechanizm składa się z dziewięciu płytek ułożonych w trzy rzędy po trzy. – Jak Craig, żyje? – zapytał znów głośniej, zerkając ku nim przez ramię. – Będę potrzebować waszej pomocy, nie mamy wiele czasu – dodał, czując nieprzyjemny ścisk w żołądku. To tylko kilka cyfr, cyfr, które powinno dać się ułożyć w taki sposób, by w każdą stronę, w każdym rzędzie – pionowym lub poziomym – dawały taką samą sumę. Tak rozumiał harmonię, nie widział żadnego innego logicznego wytłumaczenia. – Nie widzę płytek, które przylegają do tej wyjętej… Ale były ułożone po kolei. Musimy zapamiętywać, co gdzie wsadzamy, żeby nie popełnić błędu – kontynuował, mając nadzieję, że kuzyn i lord Burke zaraz do niego dołączą. Zmarszczył brwi, prędko dodając do siebie wszystkie cyfry, później dzieląc je na trzy. – Myślę, że w każdą stronę, w górę, w dół czy po skosie, po dodaniu musi wyjść piętnaście. Dlatego… – zamilkł. Jeden, dziewięć, pięć, to dalej osiem, trzy i cztery, zostaje dwa, siedem, sześć. Ale co z przekątną? Jeden, trzy, sześć, to było za mało, musieli spróbować inaczej. A gdyby zamienić rzędy i cyfry kolejnością? Czuł, że zaczynała boleć go od tego głowa. Sięgnął wolną dłonią do płytki obok, ją też chciał wyjąć, a później do jeszcze kolejnej, by móc swobodnie operować jak największą liczbą elementów tej układanki. Gorączkowo układał kolejne równania w głowie, dziękując w duchu za wszystkie godziny spędzane na dbaniu o księgi rachunkowe. – Spróbujmy… Spróbujmy tak. Sześć… Jeden… Osiem… – mruknął, próbując ułożyć tak pierwszy poziomy rząd. Coś mówiło mu, że to właściwe posunięcie, lecz równie dobrze mógł popełniać błąd, za który słono zapłaci.
| nie jestem pewna, ile mogę zrobić w tej turze, czy ułożenie całego rzędu to byłoby za dużo, albo jak blisko są grożące nam śmiercią tragiczną ściany – dlatego jeśli się zagalopowałam, to przepraszam i proszę o naprostowanie <3
| nie jestem pewna, ile mogę zrobić w tej turze, czy ułożenie całego rzędu to byłoby za dużo, albo jak blisko są grożące nam śmiercią tragiczną ściany – dlatego jeśli się zagalopowałam, to przepraszam i proszę o naprostowanie <3
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Gringott' :
'Gringott' :
Czuł jak chłodna ciecz powoli spływa mu do gardła, łaskocząc w przełyk. Nie było to zbyt przyjemne uczucie, nie móc normalnie przełknąć - przynajmniej w pierwszej chwili, bo w kilka sekund potem Burke nagle poczuł, że jednak jest w stanie to zrobić. Irytująca, władcza, uniemożliwiająca mu jakikolwiek ruch obecność nagle zniknęła. Burke nie był w stanie powiedzieć czy na dobre, i chociaż mocno się tego obawiał, to nie to było w tej chwili najważniejsze. Odzyskawszy w końcu władzę nad sobą, Craig gwałtownie usiadł, chociaż doskonale wiedział, że jego złamana ręka nie przyjmie tego dobrze. Zaczął kaszleć i gwałtownie łapać powietrze, zupełnie jakby dopiero co wyciągnięto go z wody. Tak się z resztą trochę czuł, zamknięty w klatce własnego ciała, miał wrażenie że coś mu ściska klatkę piersiową. Nie mógł na spokojnie przez chwilę złapać oddechu.
- Pierdolony skurwiel...! - taki i jeszcze kilka innych, przesyconych czystą nienawiścią epitetów przecięło powietrze, gdy Burke wyklinał jestestwo, które wlazło mu do głowy. Jebany jeleń, było chyba najadekwatniejsze i powtarzane zdecydowanie najczęściej. Gdy już się trochę uspokoił, Craig złapał Theo za ramię - był to niemy wyraz wdzięczności. Nie mógł się jednak nad sobą rozckliwiać, nie mieli na to czasu. - Mam u ciebie dług - poinformował go. Nie chciał myśleć, ile czasu nadal leżałby jak kłoda, gdyby Wilkes nie wpadł na pomysł z tym eliksirem. Tymczasem jednak musieli się spieszyć. Zbliżające się ściany sprawiały, że uczucie osaczenia rosło. Gula w żołądku Craiga stawała się coraz większa i cięższa, musieli się stąd wydostać.
Słyszał tę całą zagadkę związaną z płytkami, stąd zwrócił swoją uwagę na drugiego z towarzyszy, domyślił się, co ten próbuje osiągnąć. Skoro wszyscy dostali pozwolenie na podejście bliżej, Craig ostrożnie to uczynił. Musiał się odciąć od myśli jak nieprzydatny był do tej pory - a skupienie się na tej pieprzonej zagadce i odpowiedzenie na nią nada się do tego idealnie.
- Po kolei mówisz... - mruknął pod nosem, patrząc na płytki. Jeśli faktycznie chodziło o harmonię w każdą stronę, to chyba szli w dobą stronę. Niespecjalnie przepadał za podobnymi zagadkami matematycznymi, raczej nie spędzał z nimi swojego wolnego czasu, jednak rachunkowość nie była mu obca. Obmyślenie kolejności umieszczenia cyfr zajęła mu dłuższą chwilę. Wolał nie popełnić błędu, a pulsująca bólem ręka, złość i zażenowanie nie pomagały mu logicznie myśleć. Kiedy jednak uznał, że zna odpowiedź, ostrożnie zaczął przestawiać płytki w drugim poziomym rzędzie - co przy użyciu tylko jednej ręki nie było wcale takie proste. - Siedem, pięć i trzy. - mruknął, na tyle głośno by obaj jego kompani mogli to usłyszeć. - Theo, rzuć na to okiem też. - jeśli wierzyć słowom ohydnej rzeźby, która nad nimi stała, mieli tylko jedną próbę. Nie mogli się pomylić.
- Pierdolony skurwiel...! - taki i jeszcze kilka innych, przesyconych czystą nienawiścią epitetów przecięło powietrze, gdy Burke wyklinał jestestwo, które wlazło mu do głowy. Jebany jeleń, było chyba najadekwatniejsze i powtarzane zdecydowanie najczęściej. Gdy już się trochę uspokoił, Craig złapał Theo za ramię - był to niemy wyraz wdzięczności. Nie mógł się jednak nad sobą rozckliwiać, nie mieli na to czasu. - Mam u ciebie dług - poinformował go. Nie chciał myśleć, ile czasu nadal leżałby jak kłoda, gdyby Wilkes nie wpadł na pomysł z tym eliksirem. Tymczasem jednak musieli się spieszyć. Zbliżające się ściany sprawiały, że uczucie osaczenia rosło. Gula w żołądku Craiga stawała się coraz większa i cięższa, musieli się stąd wydostać.
Słyszał tę całą zagadkę związaną z płytkami, stąd zwrócił swoją uwagę na drugiego z towarzyszy, domyślił się, co ten próbuje osiągnąć. Skoro wszyscy dostali pozwolenie na podejście bliżej, Craig ostrożnie to uczynił. Musiał się odciąć od myśli jak nieprzydatny był do tej pory - a skupienie się na tej pieprzonej zagadce i odpowiedzenie na nią nada się do tego idealnie.
- Po kolei mówisz... - mruknął pod nosem, patrząc na płytki. Jeśli faktycznie chodziło o harmonię w każdą stronę, to chyba szli w dobą stronę. Niespecjalnie przepadał za podobnymi zagadkami matematycznymi, raczej nie spędzał z nimi swojego wolnego czasu, jednak rachunkowość nie była mu obca. Obmyślenie kolejności umieszczenia cyfr zajęła mu dłuższą chwilę. Wolał nie popełnić błędu, a pulsująca bólem ręka, złość i zażenowanie nie pomagały mu logicznie myśleć. Kiedy jednak uznał, że zna odpowiedź, ostrożnie zaczął przestawiać płytki w drugim poziomym rzędzie - co przy użyciu tylko jednej ręki nie było wcale takie proste. - Siedem, pięć i trzy. - mruknął, na tyle głośno by obaj jego kompani mogli to usłyszeć. - Theo, rzuć na to okiem też. - jeśli wierzyć słowom ohydnej rzeźby, która nad nimi stała, mieli tylko jedną próbę. Nie mogli się pomylić.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
'Gringott' :
'Gringott' :
Na moment cała jego uwaga skupiła się na Craigu, gdy ten – czy mu się zdawało? – przełknął wlany do gardła eliksir. Theodore odsunął dłoń, nie prostował się jednak jeszcze, zerkając jedynie na moment w bok, gdy w powietrzu zawisło pytanie Caelana; otworzył usta, chcąc mu odpowiedzieć, ale nim zdążyłby to zrobić, komnatę zalała fala przekleństw i bluzgów tak barwnych i pomysłowych, że nie pozostawiły co do tego wątpliwości. – Nie jestem magomedykiem, ale na moje oko – czy raczej ucho – żyje – odparł, pomimo zdecydowanie naglącej i mało optymistycznej sytuacji pozwalając sobie na uśmiech; wywołany raczej ulgą niż wesołością – i stresem, częściowo umykającym i pozwalającym na rozluźnienie spiętych ramion.
Kiwnął w stronę Craiga głową, kiedy ten ścisnął go za ramię. – Najpierw wydostańmy się stąd w jednym kawałku, później będziemy się rozliczać – odpowiedział, prostując się i wyciągając rękę, żeby pomóc mężczyźnie wstać. Jak się jednak okazało – liczenie czekało ich znacznie wcześniej, bo przy kamiennym mechanizmie, do którego przywołał ich głos Caelana; stanął obok kuzyna, przez chwilę w milczeniu przypatrując się, jak wyciąga i przekłada kamienne płytki, i w duchu ciesząc się, że nie został z tym zadaniem sam – logiczne ani numerologiczne zagadki nigdy nie były jego mocną stroną, frustrował się porażkami zbyt szybko, tracąc cierpliwość – której w innych sytuacjach mu przecież nie brakowało. Tu na frustrację nie było jednak czasu; świadomość znajdujących się coraz bliżej ścian oraz kurczącej się z każdą sekundą przestrzeni skutecznie wyostrzała koncentrację, zmuszając go do skupienia się na słowach Goyle’a – i do uważnego śledzenia tego, co robił. On i Burke, przyjrzał się pierwszym dwóm rzędom, w myślach dodając tworzące je cyfry; piętnaście na górze i piętnaście na dole, co jednak z pionami i przekątnymi? Przełknął ślinę, biorąc do ręki trzy pozostałe płytki. Możliwość była tylko jedna, zawahał się jednak, nim włożył na miejsce choćby jedną z nich, najpierw dodając do siebie cyfry we wszystkich kombinacjach – i dopiero gdy upewnił się, że dokładnie tak, jak powiedział Caelan, sumowały się do piętnastu, ułożył ostatni rząd, wkładając po kolei płytki z numerami: dwa, dziewięć i cztery. – Jeśli to nie o to chodzi, to naprawdę nie wiem, o co – mruknął, zerkając w stronę kuzyna. Nie miał pojęcia, w jaki inny sposób cyfry mogłyby tworzyć harmonię. – Skąd wiedziałeś?.. – rzucił jeszcze; gdyby tego nie zasugerował, sam nigdy nie wpadłby na to, żeby dodawać do siebie kolejne liczby.
Zaraz potem przeniósł spojrzenie na rzeźbę jelenia; zdawało się, że nie pozostawało im nic innego, jak tylko czekać na jego wyrok.
| układam ostatni rządek, podsumowując - w końcowym rozrachunku nasz kwadrat wygląda tak:
Kiwnął w stronę Craiga głową, kiedy ten ścisnął go za ramię. – Najpierw wydostańmy się stąd w jednym kawałku, później będziemy się rozliczać – odpowiedział, prostując się i wyciągając rękę, żeby pomóc mężczyźnie wstać. Jak się jednak okazało – liczenie czekało ich znacznie wcześniej, bo przy kamiennym mechanizmie, do którego przywołał ich głos Caelana; stanął obok kuzyna, przez chwilę w milczeniu przypatrując się, jak wyciąga i przekłada kamienne płytki, i w duchu ciesząc się, że nie został z tym zadaniem sam – logiczne ani numerologiczne zagadki nigdy nie były jego mocną stroną, frustrował się porażkami zbyt szybko, tracąc cierpliwość – której w innych sytuacjach mu przecież nie brakowało. Tu na frustrację nie było jednak czasu; świadomość znajdujących się coraz bliżej ścian oraz kurczącej się z każdą sekundą przestrzeni skutecznie wyostrzała koncentrację, zmuszając go do skupienia się na słowach Goyle’a – i do uważnego śledzenia tego, co robił. On i Burke, przyjrzał się pierwszym dwóm rzędom, w myślach dodając tworzące je cyfry; piętnaście na górze i piętnaście na dole, co jednak z pionami i przekątnymi? Przełknął ślinę, biorąc do ręki trzy pozostałe płytki. Możliwość była tylko jedna, zawahał się jednak, nim włożył na miejsce choćby jedną z nich, najpierw dodając do siebie cyfry we wszystkich kombinacjach – i dopiero gdy upewnił się, że dokładnie tak, jak powiedział Caelan, sumowały się do piętnastu, ułożył ostatni rząd, wkładając po kolei płytki z numerami: dwa, dziewięć i cztery. – Jeśli to nie o to chodzi, to naprawdę nie wiem, o co – mruknął, zerkając w stronę kuzyna. Nie miał pojęcia, w jaki inny sposób cyfry mogłyby tworzyć harmonię. – Skąd wiedziałeś?.. – rzucił jeszcze; gdyby tego nie zasugerował, sam nigdy nie wpadłby na to, żeby dodawać do siebie kolejne liczby.
Zaraz potem przeniósł spojrzenie na rzeźbę jelenia; zdawało się, że nie pozostawało im nic innego, jak tylko czekać na jego wyrok.
| układam ostatni rządek, podsumowując - w końcowym rozrachunku nasz kwadrat wygląda tak:
6 | 1 | 8 |
7 | 5 | 3 |
2 | 9 | 4 |
it's a small crime
and i've got no excuse
and i've got no excuse
Theodore Wilkes
Zawód : wiedźmi strażnik; podróżnik; przemytnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Theodore Wilkes' has done the following action : Rzut kością
'Gringott' :
'Gringott' :
Ruszyła za Tristanem, czując że to najlepsza możliwa opcja. Że przynajmniej kilkoro z nich powinno iść dalej zamiast tracić czas i siły na walkę. Zostało tam zresztą na tyle dużo rycerzy, że powinni dać sobie radę, a ktoś musiał wyruszyć na poszukiwania artefaktów. Bo kto wie, ile już czasu minęło, odkąd weszli do podziemi? Nie wiedziała, co zastaną w nowym korytarzu, więc cały czas trzymała w dłoni różdżkę, gdyby okazało się konieczne bronienie przed jakimś niebezpieczeństwem. Cały czas czuła się obserwowana, choć nie widziała nikogo ani niczego podejrzanego.
- Nie powinni – odpowiedziała na słowa Tristana. Nie wydawało jej się, by ktoś ruszył za nią, zresztą gdyby tak było, pewnie zostaliby już zaatakowani. Starała się oddalić stamtąd możliwie cicho i dyskretnie, nie zwracając na siebie uwagi.
Wewnątrz komnaty, w której po chwili się znaleźli, zauważyła cztery posągi kobiecych sylwetek, ustawione w okręgu otoczonym runami, wewnątrz zaś zauważyła kufer. Czy w nim znajdował się jeden z artefaktów? Gdy nagle odezwał się Francis, odwróciła się na moment w jego kierunku, zdziwiona jego zachowaniem, ale dostrzegła na jego ciele czerwone żyłki podobne tym, które rozchodziły się po jej skórze, gdy obecność próbowała przejąć nad nią kontrolę. Miał też czerwone oczy. Może został opętany przez tę nieznaną moc i to dlatego wcześniej ją zaatakował, a teraz zaczął recytować zagadki? Gdy zerknęła na runy obok posągu odkryła, że ich tłumaczenie pokrywa się z treścią słów Francisa, czy może raczej, istoty która mówiła jego ustami. Może musieli rozwiązać łamigłówki by uzyskać nagrodę, w tym przypadku zawartość skrzyni?
Przyglądała się, jak Tristan wyczarowuje bukiet kwiatów, który mógł być odpowiedzią na pierwszą zagadkę. Może właśnie to powinni zrobić – wyczarować właściwe przedmioty i ofiarować je posągom, których dłonie były ułożone w odpowiedni sposób. Wsłuchała się uważniej w treść drugiej zagadki, przez chwilę się nad nią zastanawiając i rozważając różne opcje odnośnie tego, czym mogła być istota lub rzecz, o której mowa. Szczególnie jedno wyjaśnienie wydawało jej się pasować.
- Jeśli chodzi o drugą zagadkę, to może być świeca – rzekła. Umierała w oczach, była pożerana przez ogień i wypalała się w przeciągu godzin, zaś płynącym z niej woskiem można było zabezpieczyć list. Dłonie posągu też wyglądały w taki sposób, jakby na jednej mogła zostać ułożona świeca, zaś druga była ustawiona tak, żeby chronić ją przed zgaśnięciem.
Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu świecy lub czegokolwiek, co mogłoby ją przypominać kształtem i wielkością. Miała pewien pomysł, choć nie wiedziała, czy się uda. Nigdy nie była dobra z transmutacji, ale może pamiętała jeszcze jakieś podstawy ze szkoły.
Pochyliła się, by podnieść z ziemi nieduży kawałek skały o podłużnym kształcie i skierowała na niego różdżkę.
- Acus – szepnęła, próbując przemienić kamień w podobną mu wielkością świecę, którą mogłaby umieścić na dłoni drugiego posągu. Drogi odwrotu już nie mieli, więc musieli dołożyć starań, by uporać się z nową przeszkodą i móc ruszyć dalej. O ile to pomieszczenie nie było ślepą uliczką...
- Nie powinni – odpowiedziała na słowa Tristana. Nie wydawało jej się, by ktoś ruszył za nią, zresztą gdyby tak było, pewnie zostaliby już zaatakowani. Starała się oddalić stamtąd możliwie cicho i dyskretnie, nie zwracając na siebie uwagi.
Wewnątrz komnaty, w której po chwili się znaleźli, zauważyła cztery posągi kobiecych sylwetek, ustawione w okręgu otoczonym runami, wewnątrz zaś zauważyła kufer. Czy w nim znajdował się jeden z artefaktów? Gdy nagle odezwał się Francis, odwróciła się na moment w jego kierunku, zdziwiona jego zachowaniem, ale dostrzegła na jego ciele czerwone żyłki podobne tym, które rozchodziły się po jej skórze, gdy obecność próbowała przejąć nad nią kontrolę. Miał też czerwone oczy. Może został opętany przez tę nieznaną moc i to dlatego wcześniej ją zaatakował, a teraz zaczął recytować zagadki? Gdy zerknęła na runy obok posągu odkryła, że ich tłumaczenie pokrywa się z treścią słów Francisa, czy może raczej, istoty która mówiła jego ustami. Może musieli rozwiązać łamigłówki by uzyskać nagrodę, w tym przypadku zawartość skrzyni?
Przyglądała się, jak Tristan wyczarowuje bukiet kwiatów, który mógł być odpowiedzią na pierwszą zagadkę. Może właśnie to powinni zrobić – wyczarować właściwe przedmioty i ofiarować je posągom, których dłonie były ułożone w odpowiedni sposób. Wsłuchała się uważniej w treść drugiej zagadki, przez chwilę się nad nią zastanawiając i rozważając różne opcje odnośnie tego, czym mogła być istota lub rzecz, o której mowa. Szczególnie jedno wyjaśnienie wydawało jej się pasować.
- Jeśli chodzi o drugą zagadkę, to może być świeca – rzekła. Umierała w oczach, była pożerana przez ogień i wypalała się w przeciągu godzin, zaś płynącym z niej woskiem można było zabezpieczyć list. Dłonie posągu też wyglądały w taki sposób, jakby na jednej mogła zostać ułożona świeca, zaś druga była ustawiona tak, żeby chronić ją przed zgaśnięciem.
Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu świecy lub czegokolwiek, co mogłoby ją przypominać kształtem i wielkością. Miała pewien pomysł, choć nie wiedziała, czy się uda. Nigdy nie była dobra z transmutacji, ale może pamiętała jeszcze jakieś podstawy ze szkoły.
Pochyliła się, by podnieść z ziemi nieduży kawałek skały o podłużnym kształcie i skierowała na niego różdżkę.
- Acus – szepnęła, próbując przemienić kamień w podobną mu wielkością świecę, którą mogłaby umieścić na dłoni drugiego posągu. Drogi odwrotu już nie mieli, więc musieli dołożyć starań, by uporać się z nową przeszkodą i móc ruszyć dalej. O ile to pomieszczenie nie było ślepą uliczką...
The member 'Lyanna Zabini' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Chwila prawdy, moje zaklęcie jest całkiem silne, prężne, ale o włos mija Lyannę. Nie powiem - dobrze, nie chcę mieć jej na sumieniu, nawet, jeżeli zamierzałem jedynie ją sparaliżować. W kopalnianych warunkach - to niedobrze. Zaraz jednak wraca ona, ponownie wślizguje się w mój umysł, dzieląc się nim, a zawłaszczając ciało. Miałem dobre intencję - burczę w myślach, obrażony, starając rozepchnąć się jak mogę najbardziej we własnej głowie. To ona oszukuje - przedstawisz mi się? To nie fair, że znasz moje imię, a ja twojego nie - bawię się w najlepszego gospodarza na świecie, zaraz wyjmę chleb i sól no i urządzimy sobie piknik - co to? - pytam - co tam jest? - wzdrygam się, to fizjologiczna reakcja, moja reakcja, której nie może skontrolować. Czuję dziwne ciarki na karku, a razem z nimi czyiś wzrok na plecach. Zaraz jednak znowu jej służę, w najlepsze posługuje się mymi ustami, a ja robię za pierdolonego tłumacza ze zjawowego na nasze. Dosłowny poliglut, usiłuję zacisnąć swoje zęby, ale tylko mnie od tego głowa rozbolała. Obecność zaś panoszy się w najlepsze, prowadzi mnie do korytarza oznaczonego symbolem wilka i instruuje mych towarzyszy i bawiąc się z nimi w zagadki. Co następne? Szarady? Rozwiązywanie na czas krzyżówek z Technopolu O, w jakim byłem błędzie, sądząc, że Czarny Pan potrzebuje tylko mięsa armatniego, on chce kurwa dosłownie wszystkiego. Możesz coś dla mnie zrobić? Zagwizdać? Tam został mój dywan, wolałbym go nie zgubić - pozostawiony sam sobie może być niezrównoważony, no i, chyba jednak nie schodziłbym tu po niego drugi raz. Zakładając, że przetrwamy ten.
W niewielkiej komnacie natykamy się na cztery rzeźby, cztery kamienne kobiety, ewidentnie strzegące pozostawionego pośrodku nich kufra. Aż mnie wstrząsnęło na ten widok, naturalnie wewnętrznie. Mimowolnie robię obecności trochę więcej miejsca, kurcząc się w sobie. Pierdolone rzeźby, jakbym mógł, zacisnąłbym oczy, żeby nie musieć ich oglądać, ale nie mogę i kręcę się dookoła nich jak baletnica, a z mych ust ulatują wierszowane zagadki. Tristan i Lyanna bez trudu rozgryzają obie - ja sam bym na to chyba nie wpadł - ja też mogę zgadywać? - pytam w eter - odpowiedź na trzecie pytanie, to woda - artykułuję wyraźnie. Cztery żywioły, trzy stany skupienia, pasuje. Czemu tak bardzo chcesz iść z nami? Nie wolałabyś patrzeć z boku? Patrzeć, jak mi idzie? - prowokuję ją, usiłując wypchnąć ją jednocześnie ze swej bani. Wyrwać z korzeniami, by nie mogła wrócić. Trochę to trudne, zwłaszcza, gdy rozpraszam się okolicznościami - jarzącą się podłogą i kamieniem, blokującym nam przejście. Nad głowami przelatuje jakiś czarny ptak, czego to zwiastun? Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale wolałbym zobaczyć gołębia.
|walczę psychicznie!
W niewielkiej komnacie natykamy się na cztery rzeźby, cztery kamienne kobiety, ewidentnie strzegące pozostawionego pośrodku nich kufra. Aż mnie wstrząsnęło na ten widok, naturalnie wewnętrznie. Mimowolnie robię obecności trochę więcej miejsca, kurcząc się w sobie. Pierdolone rzeźby, jakbym mógł, zacisnąłbym oczy, żeby nie musieć ich oglądać, ale nie mogę i kręcę się dookoła nich jak baletnica, a z mych ust ulatują wierszowane zagadki. Tristan i Lyanna bez trudu rozgryzają obie - ja sam bym na to chyba nie wpadł - ja też mogę zgadywać? - pytam w eter - odpowiedź na trzecie pytanie, to woda - artykułuję wyraźnie. Cztery żywioły, trzy stany skupienia, pasuje. Czemu tak bardzo chcesz iść z nami? Nie wolałabyś patrzeć z boku? Patrzeć, jak mi idzie? - prowokuję ją, usiłując wypchnąć ją jednocześnie ze swej bani. Wyrwać z korzeniami, by nie mogła wrócić. Trochę to trudne, zwłaszcza, gdy rozpraszam się okolicznościami - jarzącą się podłogą i kamieniem, blokującym nam przejście. Nad głowami przelatuje jakiś czarny ptak, czego to zwiastun? Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale wolałbym zobaczyć gołębia.
|walczę psychicznie!
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
The member 'Francis Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
Weszliście do kolejnej komnaty. W tym Francis, nad którą kontrolę przejęła obecność. Padające pytanie sprawiło, że brwi na jego twarzy uniosły się. Nie przedstawię, może podpowiem, może potem może wcale, jeśli nie najdzie mnie ochota - odpowiedziała na pytanie, które zadał w głowie Francis. Nie wiesz, Franc? Że niewiele rzeczy jest sprawiedliwych. dopowiedziała jeszcze wkraczając do komnaty. Zgodnie z jego wolą gwizdnęła przywołując jego dywan który zjawił się na wezwanie. Możesz - pozwoliła mu spokojnie - Ale niewiele ci to da, skoro nie jesteś w stanie podać im odpowiedzi, jeśli w ogóle była poprawna. - zaśmiała się perliście, głośno w jego głowie przynosząc ból i rozkojarzenie. Nie, tak jest dobrze. zdecydowała jeszcze spokojniej.
Kiedy znaleźliście się w środku a z ust Tristana potoczyły się w jej kierunku słowa wzruszyła niechlujnie ramionami nie odpowiadając na przypomnienie. Mówiła, nie mówiła. Kto by się przejmował.
- Jeśli nie wiesz, to wiedzieć nie będziesz. Kiedy zrozumiesz, wszystkie stanie się jasne. Chyba, że masz coś do zaproponowania, na razie, zdaje się to ty chciałeś czegoś ode mnie. - szybko zmieniając swoje zainteresowanie na posągi wypowiadając kolejne zagadki. Nie skupiając się na stojącym pomiędzy posągami kufrze. Usta Tristana wypowiedziały inkantację, a z różdżki wydobył się z bukiet kwiatów, który spoczął na dłoniach jednego z posągów. Nic jednak na razie się nie zmieniło. Kiedy Rosier znów zwrócił się w kierunku Francisa ten rozłożył ręce i uniósł kąciki ust w uśmiechu.
Lyanna w tym czasie próbowała znaleźć kawałek skały, który mogłaby przemienić w świecę, jednak z tej komnacie wszystko sprawiało wrażenie wykończonego i na posadzce nie znajdowały się luźne kamienie. Podłoga stworzona była w większości z kamiennych kostek, co sprawiało, że być może istniała możliwość, zdobycia jednego z takowych. Kiedy z jej ust potoczyło się zaklęcie magia zawirowała wokół ale nie zmieniła nic, bo trafiony wiązką posadzkowy kamień na razie był częścią większej całości. Jednocześnie dostrzegła jak jej palce zaczynają obejmować żółtawe żyłki, a gdy te się posuwały, jej ręka - lewa - zaczynała poddawać się transmutacji, magia złączyła palce, a dłoń zaczynało pokrywać brunatnawe futro. Lyanna poczuła też obecność, inną - a może kolejną. Jedna przecież nadal znajdowała się we Francisie. Szybko zrozumiała, że w ślad za ręką, całe jej ciało ulegnie transmutacji.
Lestrange w międzyczasie walczył. O własną jaźń, o własne ja. Czuł, że obecność jest odrobinę słabsza, niż była wcześniej ale nie znał przyczyny tego stanu. Tym razem wyszedł z walki zwycięsko, czerwony żyłki wycofały się z jego ciała, a oczy odzyskały naturalny kolor.
Macie jedną akcję
Lyanna, przezwyciężenie mocy kamienia ma ST30 - rzut nie jest akcją, jednak nie osiągnięcie go, zakończy się niepowodzeniem podjętego po nim działania.
Czuliście nieprzyjemnie szybki upływ czasu, które odliczały zbliżające się ku wam, zdobione bursztynowymi kamieniami ściany. Słyszeliście jak szunęły, jak ścierały się z podłożem, znajdując się coraz bliżej dalej. Kiedy sięgnął po jedną z kolejnych płytek, dostrzegł, że jest ona głębsza, od tej pierwszej. Każda kolejna, różniła się głębokością, żadna z nich, nie była tej samej długości. Skupiony na czynności, nie wyczuł jej od razu. Ta, zaatakowała nagle, sprawiając, że miał wrażenie, jakby jego serce stanęła, a powietrze przestało płynąć do płuc. Szyja zajęła się czarnymi żyłkami a czarnym kolorem zalśniły też tęczówki. Walka zajęła chwilę, kiedy moc wycofała się, Caelan czuł klujący ból w klatce piersiowej. Criag odzyskawszy w końcu władzę nad własnym ciałem przyłączył się by wspomóc w działaniach mężczyznę. Działanie tylko jedną ręką nie było łatwe, ale możliwe. Czuł pulsujący ból tej, którą zaatakował wąż. Jego umysł, wzmocniony eliksirem, wyczuł inną obecność, nową. Ale ta nie zdawała się niczego uczynić Przynajmniej z pozoru, bo kiedy podniósł wzrok na Caelana, jego głowa przyniosła mu wspomnienia. Wspomnienia w których odkrywał, że Goyle jest zdrajcą. Przebrzydłym zwolennikiem szlamu i mugoli. Był tego pewien, jak niczego innego. Theodore zajmował się ostatnim z rzędów, nieświadomy tego z czym borykał się Craig. A ten coraz mocniej wątpił i coraz bardziej wierzył. Wierzył w to, że Goyle ma za zadanie ukraść im kamień. Musiał od razu skonfrontować z nim swoje myśli. Odkryć jego zamiary. Teraz, tutaj. A kiedy oskarżycielskie słowa opuściły jego usta, bladło przekonanie o jego winie. Wzmocniony wywarem który wypił był w stanie skupić się na zadaniu wkładając płytki w odpowiednie miejsce. Wszyscy trzej byliście pewni, że ułożyliście je zgodnie ze słowami zagadki. Coś kliknęło raz, ale drzwi nie ruszyły się ponownie. Nie poruszyła się też rzeźba jelenia, którego pysk zastygł w pozycji w której odzywał się w waszym kierunku. Czegoś brakowało. I zdawaliście sobie sprawę, że nie macie wiele czasu, na to, by zrozumieć czego. Będące już naprawdę blisko ściany wzmagały w śmierciożercy lęk. Czuł, jak robi mu się duszno, jak ręce zaczynają się mimo woli trząść i pocić, jak najgorsze wyobrażenia przemykają przez głowę.
Macie jedną akcję.
W razie pytań piszcie <3
działające:
Craig - Czuwający Strażnik +28 2/5
- Ekwipunek i żywotność:
- Żywotność:
Tristan 160/220 -10 (-60 kłute, trzy ślady na plecach)
Lyanna 197/202 (5 obita kostka)
Francis 180/215 -5, (-20 kłute lewa ręka, 15 psychiczne)
Craig 173/248; -10 (15 psychiczne, 60, cztery szramy na lewej ręce, dodatkowe złamania)
Caelan 187/240; -10 (15 psychiczne, 28 rany szarpane - pociągła na piersi i lewej ręce, 10 tłuczone kostka)
Theodore 210/220 (10, obity bark)
Tristan:
1. Eliksir kociego wzroku
2. Kryształ
3. Eliksir siły
4. Brzękadło
+ Rękawice
Lyanna:
Różdżka, Oko Ślepego jako biżuteria na palcu, nakładka na pas z sakwami, a w niej eliksiry:
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 32)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 21)
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21)
- Eliksir przeciwbólowy x1
- Antidotum podstawowe x1
- Pasta na oparzenia x1 (+39)
Francis:
magiczny dywan (pomniejszony)
różdżka
eliksir siły (+31)
marynowaną narośl ze szczuroszczeta
maść z wodnej gwiazdy (+31)
petki i skręcik
Criag:
Różdżka, fluoryt, pazur gryfa w bursztynie, kamień runiczny
- Wywar wzmacniający x1
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Wywar ze szczuroszczeta x1
Claean:
- miotła (pomniejszona, w kieszeni)
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Czuwający Strażnik x1 (+28)
- Mikstura buchorożca (1 porcja, stat. 32, z mocą 130 oczek)
ten kryształ (+10 do transmutacji).
Theodore:
- wywar ze szczuroszczeta
- eliksir banshee
- eliksir kociego wzroku (+30)- czuwający strażnik (+28)
+ kryształ[/size]
24/5
Skupienie się na rozwiązaniu zagadki - nie takiej prostej, jak mogłoby wydać się na pierwszy rzut oka - sprawiło, że na moment przestał zwracać uwagę na swoje otoczenie, nieświadomy, że coś złego nadal panoszyło się w umyśle Craiga, oraz że paskudna siła na moment wyciągnęła swoje łapy również w kierunku Caelana. Może tak było zresztą lepiej; nie mógł pozwolić sobie na rozproszenia, nie teraz - nie, gdy z każdą sekundą ściany zbliżały się coraz bardziej, malała możliwość przemieszczania się, przestrzeń - w momencie ich pojawienia się w komnacie całkiem spora - zmniejszała się w tempie, który stopniowo zaczynał go przerażać. Czuł dreszcze przebiegające po plecach, pot skraplający się na karku i skroniach; naprawdę nie chciał zakończyć życia tu i teraz, zgnieciony na mało apetyczną papkę - ale kiedy ostatnia płytka znalazła się na swoim miejscu, a po cichym kliknięciu nie stało się nic więcej, ta brutalna wizja stała się całkiem realna.
- Co do... - mruknął, mając wrażenie, że żołądek podchodzi mu do samego gardła, a później opada z powrotem, przy okazji wypełniając się lodem. - Niemożliwe, to musi być to - powiedział, w jego słowach nie było jednak przekonania; uniósł spojrzenie wyżej, na jelenia, zupełnie jakby mógł wzrokiem skłonić go do poruszenia się, do przyznania, że im się udało - ale jego łeb był wciąż uporczywie nieruchomy, zastygły w poprzednim wyrazie. Theodore zaklął, lewą dłonią sięgając twarzy i nerwowo przeczesując włosy; o czym zapomnieli? Przywołał z pamięci treść zagadki, której wcześniej wysłuchał niezbyt uważnie; wers po wersie - czego brakowało? - Myślicie, że musimy ją przechylić? Jego głowę - odezwał się po chwili, najpierw spoglądając na Caelana, a później na stojącego po drugiej stronie Craiga. - Mówił coś o spoglądaniu na to z góry, może... Może... Może w ten sposób mamy zasygnalizować, że skończyliśmy? - Brzmiało to szalenie - ale tak samo brzmiała misja wyprawienia się bez wcześniejszego przygotowania w podziemia Gringotta, tak samo brzmiały wypowiadające się pełnymi zdaniami węże i jelenie, łąka stworzona głęboko pod skałami, obca jaźń wkradająca się do ich myśli. - No dobra - mruknął na wydechu, raz jeszcze spoglądając w górę, na łeb zwierzęcia; wyciągnął w górę rękę, ostrożnie - ale nie było już czasu na wahanie. Zaciskając zęby i mając nadzieję, że nie będzie to ostatnia rzecz, jaką przyjdzie mu zrobić w życiu, położył dłoń na rzeźbionej głowie jelenia, po czym nacisnął, starając się przesunąć ją w dół - tak, by bursztynowe oczy zwierzęcia spojrzały na ułożone przed chwilą płytki.
- Co do... - mruknął, mając wrażenie, że żołądek podchodzi mu do samego gardła, a później opada z powrotem, przy okazji wypełniając się lodem. - Niemożliwe, to musi być to - powiedział, w jego słowach nie było jednak przekonania; uniósł spojrzenie wyżej, na jelenia, zupełnie jakby mógł wzrokiem skłonić go do poruszenia się, do przyznania, że im się udało - ale jego łeb był wciąż uporczywie nieruchomy, zastygły w poprzednim wyrazie. Theodore zaklął, lewą dłonią sięgając twarzy i nerwowo przeczesując włosy; o czym zapomnieli? Przywołał z pamięci treść zagadki, której wcześniej wysłuchał niezbyt uważnie; wers po wersie - czego brakowało? - Myślicie, że musimy ją przechylić? Jego głowę - odezwał się po chwili, najpierw spoglądając na Caelana, a później na stojącego po drugiej stronie Craiga. - Mówił coś o spoglądaniu na to z góry, może... Może... Może w ten sposób mamy zasygnalizować, że skończyliśmy? - Brzmiało to szalenie - ale tak samo brzmiała misja wyprawienia się bez wcześniejszego przygotowania w podziemia Gringotta, tak samo brzmiały wypowiadające się pełnymi zdaniami węże i jelenie, łąka stworzona głęboko pod skałami, obca jaźń wkradająca się do ich myśli. - No dobra - mruknął na wydechu, raz jeszcze spoglądając w górę, na łeb zwierzęcia; wyciągnął w górę rękę, ostrożnie - ale nie było już czasu na wahanie. Zaciskając zęby i mając nadzieję, że nie będzie to ostatnia rzecz, jaką przyjdzie mu zrobić w życiu, położył dłoń na rzeźbionej głowie jelenia, po czym nacisnął, starając się przesunąć ją w dół - tak, by bursztynowe oczy zwierzęcia spojrzały na ułożone przed chwilą płytki.
it's a small crime
and i've got no excuse
and i've got no excuse
Theodore Wilkes
Zawód : wiedźmi strażnik; podróżnik; przemytnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Brama
Szybka odpowiedź