Brama
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brama
Niewielu zdawało sobie sprawę z istnienia wielkiej kamiennej bramy, która obłożona wieloma zabezpieczeniami chroniła wejście do Locus Nihil. Potężnego, magicznego artefaktu, na który przed wieloma latami odnalazły gobliny i które po tym, co wydarzyło się z całą rasą olbrzymów postanowiły na zawsze zamknąć znalezisko i skryć sekret przed czarodziejskim światem. Mawia się, że ci, którzy nałożyli zabezpieczenia zostali pozbawieni wspomnień, że rzeczywiście się tego podjęli. Wejście znajduje się głęboko, głęboko pod ziemią w miejscu skrytym za jedną z kamiennych ścian obleczonej iluzją. W przestrzennej, komnacie wyciosane zostały złote wrota, które ostrzegają w runicznym języku każdego, kto jest w stanie je zrozumieć. Napis na nich głosi: strzeżcie się wszyscy, którzy tu wejdziecie
Przyszło jej to z pewnym trudem, ale udało jej się zapanować nad tą nie należącą do niej pokusą wsadzenia ręki w ogień. Cofnęła ją, zdając sobie sprawę, że jeśli przeżyje i stąd wyjdzie, musiała popracować nad swoją odpornością magiczną.
Rzucanie inkantacji lecąc na dywanie i próbując się na nim utrzymać było trudne, a tego typu czary wymagały skupienia, nigdy dotąd nie rzucała ich lecąc na czymkolwiek. Ale o ile nieudanie się patronusa było ewidentne, bo srebrzysta sroka się nie pojawiła, tak nie mogła mieć żadnej pewności co do Veritas claro, którego rzucenie… nie zmieniło zupełnie nic. Czy zaklęcie nie zadziałało, bo rzeczywiście mieli do czynienia z prawdziwym Zakonem Feniksa, a nie z iluzją, na co miała skrytą nadzieję i liczyła, że czar to potwierdzi? Wszystko działo się zbyt szybko by się nad tym zastanawiać. Wydawało się całkowicie absurdalne i niedorzeczne to, że mogli tu trafić, ale nie było to też niemożliwe, ostatecznie do Azkabanu jakimś cudem się wdarli, choć wówczas też wydawało się, że to niemożliwe. Czy znaleźli sposób, by dotrzeć i tu? Może Czarny Pan dlatego tak nalegał, by wyruszyli jeszcze dziś, zaraz po spotkaniu, bo wiedział, że szlamolubni też są na tropie tego miejsca i ukrytych w nim artefaktów? Może popełniała błąd, lekceważąc ich i umniejszając ich umiejętności tylko dlatego, że wyznawali błędne poglądy. A lecące w ich stronę zaklęcia wydawały się jak najbardziej prawdziwe i zmuszające do reakcji na nie. Dwójka Zakonników zastąpiła im drogę, nie pozwalając dotrzeć do krowy, która mogła być ich kluczem do ruszenia dalej w odmęty korytarzy. Widocznie najpierw musieli stoczyć walkę, stworzyć sobie przewagę. Wciąż mieli szansę wygrać i przedrzeć się dalej. Rycerzy było więcej, nawet jeśli ponieśli już pewne straty. Lyannę jednak prawdopodobnie byłaby w stanie prawdziwie poruszyć i wstrząsnąć tylko jedna twarz - Theo. Niezależnie od ich aktualnych relacji to jego w przeszłości darzyła głębszymi uczuciami. Ale jego nie widziała ani żywego, ani martwego. Gdzie był? Czy też zabłądził w korytarzach i dopiero miał tu trafić? Nie powinna się nad tym zastanawiać, teraz najważniejsza była obrona i usunięcie z drogi przeklętych szlamolubów.
- Protego! – rzuciła, próbując obronić się przed pędzącą w jej stronę inkantacją, nie mając ochoty przekonywać się co do bolesności noży wbijających się w ciało. Potem postanowiła wyprowadzić swój atak w kierunku szlamolubów. – Expulso! – rzuciła po chwili między dwójkę Zakonników zagradzających im drogę, by odrzucić ich na dalszą odległość i uniemożliwić im dalsze atakowanie jej i Francisa.
Rzucanie inkantacji lecąc na dywanie i próbując się na nim utrzymać było trudne, a tego typu czary wymagały skupienia, nigdy dotąd nie rzucała ich lecąc na czymkolwiek. Ale o ile nieudanie się patronusa było ewidentne, bo srebrzysta sroka się nie pojawiła, tak nie mogła mieć żadnej pewności co do Veritas claro, którego rzucenie… nie zmieniło zupełnie nic. Czy zaklęcie nie zadziałało, bo rzeczywiście mieli do czynienia z prawdziwym Zakonem Feniksa, a nie z iluzją, na co miała skrytą nadzieję i liczyła, że czar to potwierdzi? Wszystko działo się zbyt szybko by się nad tym zastanawiać. Wydawało się całkowicie absurdalne i niedorzeczne to, że mogli tu trafić, ale nie było to też niemożliwe, ostatecznie do Azkabanu jakimś cudem się wdarli, choć wówczas też wydawało się, że to niemożliwe. Czy znaleźli sposób, by dotrzeć i tu? Może Czarny Pan dlatego tak nalegał, by wyruszyli jeszcze dziś, zaraz po spotkaniu, bo wiedział, że szlamolubni też są na tropie tego miejsca i ukrytych w nim artefaktów? Może popełniała błąd, lekceważąc ich i umniejszając ich umiejętności tylko dlatego, że wyznawali błędne poglądy. A lecące w ich stronę zaklęcia wydawały się jak najbardziej prawdziwe i zmuszające do reakcji na nie. Dwójka Zakonników zastąpiła im drogę, nie pozwalając dotrzeć do krowy, która mogła być ich kluczem do ruszenia dalej w odmęty korytarzy. Widocznie najpierw musieli stoczyć walkę, stworzyć sobie przewagę. Wciąż mieli szansę wygrać i przedrzeć się dalej. Rycerzy było więcej, nawet jeśli ponieśli już pewne straty. Lyannę jednak prawdopodobnie byłaby w stanie prawdziwie poruszyć i wstrząsnąć tylko jedna twarz - Theo. Niezależnie od ich aktualnych relacji to jego w przeszłości darzyła głębszymi uczuciami. Ale jego nie widziała ani żywego, ani martwego. Gdzie był? Czy też zabłądził w korytarzach i dopiero miał tu trafić? Nie powinna się nad tym zastanawiać, teraz najważniejsza była obrona i usunięcie z drogi przeklętych szlamolubów.
- Protego! – rzuciła, próbując obronić się przed pędzącą w jej stronę inkantacją, nie mając ochoty przekonywać się co do bolesności noży wbijających się w ciało. Potem postanowiła wyprowadzić swój atak w kierunku szlamolubów. – Expulso! – rzuciła po chwili między dwójkę Zakonników zagradzających im drogę, by odrzucić ich na dalszą odległość i uniemożliwić im dalsze atakowanie jej i Francisa.
The member 'Lyanna Zabini' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'k100' : 59
--------------------------------
#3 'Gringott' :
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'k100' : 59
--------------------------------
#3 'Gringott' :
Wiara w to, że mają sytuację pod kontrolą, dość szybko stopniała. Nienaturalnie duże węże były niezwykle niebezpieczne – o czym lord Burke mógł się przekonać na własnej skórze, gdy znajdujący się bliżej gad sięgnął jego ręki. Wolał nawet nie zastanawiać się, jak straszliwa była siła uścisku jego szczęk; okrzyk bólu, który wyrwał się z piersi śmierciożercy, był wystarczająco rozpraszający, powodował, że wzdłuż kręgosłupa przebiegał mimowolny dreszcz. Dlatego też Goyle chciał unieszkodliwić wciąż znajdujące się opodal stworzenie, nim to skoczy ku kolejnemu z nich – coś jednak poszło bardzo nie tak. Nie dostrzegł już, że kuzyn zamienił węża w kłodę, zbyt skupiony mrożącym krew w żyłach poczuciu, że czarna magia wymyka mu się spod kontroli, a niewiele później – już na własnym cierpieniu. Wybrane zaklęcie obróciło się przeciwko niemu, zamiast ranić wybrany cel, rozorało pierś i rękę. Warknął głośno i wyraźnie, na krótką chwilę zapominając o wszystkim innym, o jeleniu, gadach, towarzyszach. Krew szybko barwiła koszulę, ściekała wzdłuż ręki, skapując na niewinnie wyglądającą trawę. Wciąż zamroczony wycelował w tę stronę, gdzie powinien znajdować się spętany łańcuchami wąż – magia odpowiedziała na wezwanie, lecz odezwała się zawrotem głowy, farbą z nosa. Wspaniale. Niedbale otarł twarz rękawem, czując stałe pulsowanie naznaczonych szramami części ciała, tępy ból potylicy. Mieli zadanie do wykonania, musieli – musiał – wziąć się w garść.
Zbyt zajęty własną sytuacją, w pierwszej chwili nie dostrzegł, co dzieje się z Craigiem. Dopiero znajomy głos Theo wyrwał go z otępienia, zwrócił jego uwagę; oczy trzeciego mężczyzny świeciły przedziwnym bursztynowym blaskiem, czoło zaczęło formować się w dziwny, nienaturalny kształt. Co do…? Nie było jednak wiele czasu na zastanawianie się, z czego wynikały te przedziwne zmiany, wszak rogate bydle wydało z siebie donośny, rezonujący po całej komnacie odgłos, a ziemia zaczęła uciekać im spod stóp. Szarpnął się, gdy trawy znów oplotły jego nogi, próbując unieruchomić, powstrzymać przed ucieczką. – Theo – warknął bezsilnie, nie mogąc zrobić ku pozostałym kroku. Czy Wilkes miał sobie poradzić? Czy magia miała go usłuchać…? Nie mogli tu przecież umrzeć. – Ascendio – dodał, kierując różdżkę ku przejściu, w którym zniknął jeleń.
| pierwsza kostka na wyrwanie się z trawy, druga na zaklęcie
Zbyt zajęty własną sytuacją, w pierwszej chwili nie dostrzegł, co dzieje się z Craigiem. Dopiero znajomy głos Theo wyrwał go z otępienia, zwrócił jego uwagę; oczy trzeciego mężczyzny świeciły przedziwnym bursztynowym blaskiem, czoło zaczęło formować się w dziwny, nienaturalny kształt. Co do…? Nie było jednak wiele czasu na zastanawianie się, z czego wynikały te przedziwne zmiany, wszak rogate bydle wydało z siebie donośny, rezonujący po całej komnacie odgłos, a ziemia zaczęła uciekać im spod stóp. Szarpnął się, gdy trawy znów oplotły jego nogi, próbując unieruchomić, powstrzymać przed ucieczką. – Theo – warknął bezsilnie, nie mogąc zrobić ku pozostałym kroku. Czy Wilkes miał sobie poradzić? Czy magia miała go usłuchać…? Nie mogli tu przecież umrzeć. – Ascendio – dodał, kierując różdżkę ku przejściu, w którym zniknął jeleń.
| pierwsza kostka na wyrwanie się z trawy, druga na zaklęcie
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'k100' : 34
--------------------------------
#3 'Gringott' :
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'k100' : 34
--------------------------------
#3 'Gringott' :
Tristan znalazł się przy Deirdre. Jego dłoń powędrowała do szyi. W nozdrza wpadał stalowy zapach krwi. Próbował zatamować ranę jednak zdawał sobie sprawę, że bezskutecznie. Śmierciożerczyni nie żyła. Była martwa, rozwarte oczy zastygły wraz z ostatnim tchnieniem, które wydała. Trudno było mu określić, czy zadana rana była śmiertelna, czy kobieta jeszcze cierpiała, zanim jej dusza odeszła w nieznane. Rozstrojony emocjonalnie nie zdążył zareagować odpowiednio wcześnie. Zaklęcie posłane przez Percivala ujawniło za jego plecami trzy ostre sople, które wbiły się w jego plecy po których potoczyła się krew. A Tristan od razu poczuł, że ich uderzenie wydaje się słabsze. Lżejsze. Mimo to poczuł ból, rozchodzący się po ciele. Drugi z jego uroków był celny. Ciało Helli podniosła czarnomagiczna siła, zmieniając ją w jego twór. Rzuciła się na stojącą najbliżej Hannah. I gdy tylko drugie z zaklęć wypadło z jego ust, poczuł coś jeszcze. “Ależ mam szczęście, ależ mam szczęście” - rozległo się w jego głowie, wyjątkowo kobiecym i kuszącym głosem. Słodkim, jak lukier, ale i niosący w sobie coś w rodzaju mocy i przestrogi. Poczuł, że nie może się poruszyć, miał też wrażenie, jakby coś ściskało go za policzki, które zajęły się czerwonymi żyłkami. “Dam ci siłę, dam ci moc, zdolną wrócić nieodwracalne, w zamian, chcę na chwilę przejąć kontrolę nad tym ciałem” - kusiła, namawiała przekonująco. Tristan miał tylko dwa wyjścia, poddać się, albo walczyć. Czuł dokładnie obecność, mocniejszą, inną, silniejszą niż pozostałe, która oplatała go jego ramionami. “Taaaka siła, taka moc. Chcę cię.” Szeptał w jego głowie dalej, ten sam głos. Percival uniósł ponownie różdżkę, tym razem sięgając po “lamino”.
Lyanna postawiła przed sobą tarczę. Urok rozbił się o nią. Rzucone między zakonników zaklęcie, przebiło się przez tarcze i rozrzuciło ich na boki, ale nie sprawiło większy obrażeń kobiecie. Anthony uderzył się w głowę, co na chwilę go zamroczyło. Lancea rzucona przez Lucindę pomknęła w stronę Lyanny. Nikt nie stanął przed nią ale miała świadomość, że Zakonnicy, będą atakować ją za chwilę z obu stron. Nie miała jednak czasu, żeby zastanawiać się nad dalszymi krokami, bo jej ciało, dokładnie tak, jak to Franicisa, zaczęło zajmować się czerwonymi żyłkami. “Oh, jak cudownie, jak pięknie” - usłyszała w głowie kobiecy głos. “Takie młode ciało, takie jędrne. To będzie przyjemniejsze” - zdecydowała naciskając, próbując przejąć kontrolę nad działaniem kobiety.
Francis w tym czasie nieświadomy, walczył o własny umysł. Poczuł jednak uderzenie, kiedy w jego rękę trafił promień, formując dziurę w lewym przedramieniu. Krew zaczynała spływać po ręce. A kuszący głos, ciepły dotyk, a może jego wrażenie było silniejsze; silniejsze od tego co czuł i od niego samego. Żyłki na jego ciele dotarły wyżej, dalej, obejmując całe ciało, ale i twarz, a tęczówki nabrały szkarłatnego, świecącego odcienia a mężczyzna poczuł, jak zostaje odepchnięty dalej, jak kontrolę przejmuje ktoś inny. Jego jaźń pozostała, jednak kontrola nie należała już do niego. Czuł, jak podnosi się na dywanie, rozprostowując plecy i wykręcając ręce. Obrócił głową kilka razy, a później zszedł z dywanu ze spokojem, by zeskoczyć w dół i miękko stanąć na ziemi. Jego dłonie przesunęły się po klatce badając ją uważnie, a później przeniosły się na twarz ściskając policzki. “Pozwolę ci wybrać, kogo zaatakujemy najpierw”. Jego ciało odwróciło się “Ją” spytała patrząc na Lyannę, by za chwilę przenieść wzrok stojącego dalej, pomiędzy zakonnikami i rycerzami Tristana “czy jego”. Różdżka w jego dłoni obróciła się między palcami. “Jeśli nie wybierzesz, postanowię sama” - dopowiedziała jeszcze. - “Oh, oh, tak, niech któreś się podda. Mieć wybór to zawsze jest najlepsze” - dodał głos w jego głowie, przenosząc spojrzenie od jednego do drugiego. Usta Franicsa rozciągnęły się w zadowolonym uśmiechu.
Pozostawiony sam sobie dywan, runął w kierunku ziemi razem z pozostałą na nim Lyanną.
W tej turze możecie wykonać dwie akcje - o ile w pierwszym poście uda wam się odzyskać kontrolę
Tristan, Lyanna ST 70 rzut na odporność magiczną, nie musicie rzucać na kamień
Francis, w tej turze nadal możesz próbować się wyzwolić spod mocy, która objęła cię w swoje ramiona. ST 70 Póki tego nie zrobisz, nie musisz rzucać kamieniem “Gringott”. W przypadku sukcesu, odzyskujesz świadomość, a obecność znika. W przypadku niepowodzenia, możesz wybrać którą z osób zaatakować
Jesteście w stanie ocenić po torze lotów, że do obrony powinna starczyć najsłabsza z tarcz, jeśli zdecydujecie się skorzystać uników, moc ataków kolejno wynosi:
Lamino Percival 56
Lancea Lucinda 96
Craig walczył, czując, jak żółtawe, bursztynowe żyłki oplatając jego ciało, jednocześnie go zmieniają, czego świadkami byli stojący obok mężczyźni. Jednak jego psychika nie była tak silna. Nie był w stanie odeprzeć od siebie tego, co wchodziło wgłąb niego. Słyszał głęboki, męski głos we własnej głowie. “Ene, due, rike fake” - wyliczał spokojnie widoczne rozradowany faktem tego, co własnie się działo. - “Dziś nie będziesz wielkim ptakiem” - zadecydował głos. A zmiana postępowała nadal, jego dłonie i nogi zaczynały zmieniać się i pokrywać sierścią. Na ich końcach w niewielkim świetle zalśniły kopyta, zmieniła się też twarz, urosły rogi - a może bardziej poroże, które sterczało z głowy - czy raczej już psyka, stawiając pomiędzy trawami rodnego jelenia. Mniejszego, niż ten, który zniknął w korytarzu, jednak dorodnego. Mimo przemiany, jego lewa ręka nadal była w strzępach, więc przy próbie poruszenia się Craig będzie utykał. Muszę poświęcić chwilę, na poruszanie się na czterech nogach.
Craig nie zdołał długo pozostać w ciele jelenia. Zaklęcie wiedźmiego strażnika było udane. Siłą wyciągnęło jego ciało do poprzednich, ludzkich kształtów, jednak obecność, nadal pozostawała w jego głowie. Nie odpuszczając, lekko zdziwiona, ale nadal trzymająca władzę nad śmierciożercą. Trawy tymczasem wspinały się po nim wyżej, wyżej i mocniej obejmując już całe nogi, ale też zaplatając się wokół brzucha. Nie było czasu i Theodore zdawał sobie z tego sprawę złapał Craiga za rękę i rzucił Ascendio, zaklęcie pociągnęło go za sobą oswobadzając z trwa, jednak nie był w stanie pociągnąć za sobą Craiga. Dłoń omsknęła się, a palce puściły stawiając go przy korytarzu w którym zniknął potężny jeleń. Calean wyrwał się trawom bez problemu, ale magia go zawiodła nie pociągając za sobą. Ziemia rozstąpiła się pod nim i Cragiem, zgarniając ich w dół, wraz w trawami, które ostatkami sił próbowały opleść ich ciała. Spadali. W dół, niżej, kilka-kilkanaście metrów. Jednocześnie, niżej rozbłysły światła, ukazując im kolejną z komnat. I kiedy lecieli, Goyle poczuł irracjonalną myśl, a może potrzebę, żeby nie próbować uniknąć upadku. Żeby sprawdzić, ile kości złamie. “Leć” odezwał się niesłyszany wcześniej głos w jego głowie. Ciche polecenie, rozkaz, prośba. Irracjonalna potrzeba, której częścią stał się sam rozrastała się w nim, odwlekając moment rzucenia zaklęcia. Na jej środku, znajdowały się dwie kolumny, z kamiennymi guzikami, na jednej znajdował się grawer węża, na drugiej zaś jelenia. Pod gruzem, widzieliście kłodę w którą zmieniony był jeden z węży - ta pękła na pół. I drugiego gada przysypanego kamieniami. Żaden z nich nie był już zagrożeniem.
Tymczasem Theodore, który za sprawą zaklęcia dostał się do przejścia słyszał odgłosy, dźwięki dobiegająca z korytarza - a może bardziej zza niego. Dochodziły do niego strzępki wypowiadanych słów, choć nie był w stanie wychwycić nic konkretnego. Musiał zdecydować. Ruszyć dalej, drogą którą umknął jeleń, czy ruszyć za towarzyszami.
Macie możliwość wykonania dwóch akcji.
Craig, w tej turze nadal możesz próbować się wyzwolić spod mocy, która objęła cię w swoje ramiona. ST 70 Póki tego nie zrobisz, nie musisz rzucać kamieniem “Gringott”. W przypadku sukcesu, odzyskujesz świadomość, a obecność znika. W przypadku niepowodzenia, nie jesteś zdolny do podjęcia żadnej innej akcji, a twoje ciało na powrót ulega transformacji.
Oczywiście, możesz wykonać dwie akcje - dwa razy walczyć o jaźń.
Craig, Calean, zapadliście się razem z podłożem, upadek z pewnością was obije.
Theodore, musisz podjąć decyzję, którą ścieżkę obierasz.
Calean, pokonanie głosu w głowie wynosi ST 30 i jest dodatkową akcją.
Theodore - dotarcie do miejsca w którym znajduje się Craig i Calean będzie zajmowało akcję i jeśli nie posiadasz ze sobą środka transportu, wymagało wykonania odpowiedniej reakcji by się nie obtłuc, jeśli postanowisz pójść dalej, Mistrz Gry prosi o informacje po poście, celem uzupełniania informacji dla ciebie.
W razie pytań piszcie <3
- Ekwipunek i żywotność:
- Żywotoność:
Tristan 160/220 -10 (-60 kłute, trzy ślady na plecach)
Lyanna 202/202
Francis 195/215 (-20 kłute lewa ręka)
Craig 188/248; -10 (60, cztery szramy na lewej ręce, dodatkowe złamania)
Caelan 197/240; -5 (43 rany szarpane - pociągła na piersi i lewej ręce)
Theodore 220/220
Tristan:
1. Eliksir kociego wzroku
2. Kryształ
3. Eliksir siły
4. Brzękadło
+ Rękawice
Lyanna:
Różdżka, Oko Ślepego jako biżuteria na palcu, nakładka na pas z sakwami, a w niej eliksiry:
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 32)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 21)
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21)
- Eliksir przeciwbólowy x1
- Antidotum podstawowe x1
- Pasta na oparzenia x1 (+39)
Francis:
magiczny dywan (pomniejszony)
różdżka
eliksir siły (+31)
marynowaną narośl ze szczuroszczeta
maść z wodnej gwiazdy (+31)
petki i skręcik
Criag:
Różdżka, fluoryt, pazur gryfa w bursztynie, kamień runiczny
- Wywar wzmacniający x1
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Wywar ze szczuroszczeta x1
Claean:
- miotła (pomniejszona, w kieszeni)
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Czuwający Strażnik x1 (+28)
- Mikstura buchorożca (1 porcja, stat. 32, z mocą 130 oczek)
ten kryształ (+10 do transmutacji).
Theodore:
- wywar ze szczuroszczeta
- eliksir banshee
- eliksir kociego wzroku (+30)
- czuwający strażnik (+28)
+ kryształ[/size]
Nie był pewien, co poszło nie tak. Może to widok przemieniającego się w jelenia śmierciożercy, jego wydłużającego się ciała, pojawiających się na lordowskiej głowie rogów, rozproszył go na tyle, że nie podołał rzuceniu względnie prostego zaklęcia. Z czym mieli tu do czynienia? Z czym jeszcze będą musieli się zmierzyć w tych przeklętych podziemiach...? Chciałby spróbować raz jeszcze, rozpaczliwie wykrzyknąć inkantację odpowiedniego zaklęcia, jednak nie było już na to czasu. Trawy puściły, bez trudu wyrwał się z ich uścisku - jednak cóż z tego. Ziemia rozstąpiła się pod ich nogami, a on stracił równowagę i poleciał w dół, rozpaczliwie próbując złapać się czegoś, czegokolwiek. W ostatniej chwili zauważył jeszcze, że Wilkes zdołał uniknąć podobnego losu, umknąć poza walący się obszar komnaty. Leciał w dół, spodziewając się rychłego zderzenia z podłożem; mięśnie mimowolnie spięły się na tę myśl. Kurczowo ściskał w dłoni różdżkę, próbując wydobyć z pamięci odpowiednie słowo, ruch nadgarstkiem. Był przecież taki czar, którym mógł zamortyzować upadek. Bott użył go w trakcie wyprawy do Avendonu, tak, tak... Wtedy jednak coś powstrzymało go przed próbą rzucenia Lento. Leć. Jak mewa, jak inne morskie ptaki, po prostu leć. A później przekonaj się, jak bardzo boli spotkanie z kamieniami nagle wyłaniającej się z mroku komnaty. Dziwne uczucie spływało od głowy w dół, z korpusu rozlewając się dalej, aż po kończyny, odbierając im chęć i siłę do walki. Dlaczego miałby stawiać opór? Dlaczego miałby kłócić się ze sobą samym? Nie, to niedorzeczne. Był już blisko, coraz bliżej, rany po czarnomagicznym zaklęciu wciąż pulsowały i piekły, nie potrzebował więcej bólu, krwi. Spróbował odepchnąć na bok upartą myśl, przestać zwracać uwagę na przedziwny, zdradziecki głosik, czując podskórną obawę przed rosnącą w oczach posadzką i tym, jak twarda musiała być. Nie chciał przekonywać się o tym na własnej skórze. Ile spadali, jak długo to trwało...? Nie miał nawet siły, by rozejrzeć się dookoła w poszukiwaniu towarzysza. - Lento - spróbował twardo, zauważając dwie kolumny, mając nadzieję, że w nie nie wpadnie. - Lento! - powtórzył rozpaczliwie.
| rzucam na pokonanie głosu w głowie (jeśli liczy się bonus z odporności magicznej, to +18,5), później próbuję dwa razy Lento, tak na wszelki wypadek, przy założeniu, że uda mi się pokonać głos
| rzucam na pokonanie głosu w głowie (jeśli liczy się bonus z odporności magicznej, to +18,5), później próbuję dwa razy Lento, tak na wszelki wypadek, przy założeniu, że uda mi się pokonać głos
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k100' : 28
--------------------------------
#3 'k100' : 17
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k100' : 28
--------------------------------
#3 'k100' : 17
Nie podołał, nie zdążył, tarcza nie ukształtowała się przed nim w pełni, krzyknął z bólu, kiedy ostre sople przebiły materiał jego szaty i zakuły w plecach; szczęśliwie ominęły chyba kręgosłup - był w stanie utrzymać pozycję pionową. Francis mu nie odpowiedział - Tristan otworzył szerzej oczy, na krótko uchwyciwszy sylwetę szwagra; szukał wzrokiem Lyanny, ale wszystko działo się zbyt szybko - coś było tutaj ewidentnie nie tak. Sięgnął dłonią raz jeszcze krtani Deirdre, czując, w żołądku przedziwną pustkę, ból, właściwie fizyczny, nie mógł od niej odejść. Nie mógł jej zostawić - ale wtedy usłyszał ją. Jego dłoń sparaliżowała się na szyi Deirdre, nie był w stanie się poruszyć, wstać, obrócić, jakby został uwięziony we własnym ciele; serce zabiło mocniej, panika narastała - czym to właściwie było? Kim? Miała piękny głos, kuszący, ale piękny. Napiął mięśnie, usiłując zgiąć palce i zacisnąć pięści - wyrwać się spod paraliżu - lubił piękne kobiety, ale nie zamierzał pozwalać im sobą rządzić. Kimkolwiek, czymkolwiek była ta suka, trafiła właśnie na większe zło od siebie.
Moc dająca wrócić nieodwracalne; brzmiało kusząco, jeśli rzeczywiście mogło wrócić Deirdre - brzmiało też jak układ, za który mógłby zapłacić odpowiednią cenę. Przed paktowaniem z mrocznymi mocami przestrzegał każdy, kto miał z nimi choć krztynę doświadczenia - ale Tristan, Tristan był jednym z tych, którzy dotarłszy na szczyt gubili pokorę na tyle, by uwierzyć, że nie było dla nich rzeczy niemożliwych. Możemy porozmawiać, odpowiedział jej w myślach, nie mogąc poruszyć ustami; dostrzegł błysk zaklęcia, miał tylko sekundy - musiał spróbować się przed nim ochronić. Ale nie na twoich warunkach, nie miał pojęcia, czy go słyszy. Czy jest w stanie się z nią skontaktować - ale nie zostało mu nic, niż próbować; wciąż napinał mięśnie, chcąc wyrwać się spod jej - musiał być jej - straszliwego wpływu.
Moc dająca wrócić nieodwracalne; brzmiało kusząco, jeśli rzeczywiście mogło wrócić Deirdre - brzmiało też jak układ, za który mógłby zapłacić odpowiednią cenę. Przed paktowaniem z mrocznymi mocami przestrzegał każdy, kto miał z nimi choć krztynę doświadczenia - ale Tristan, Tristan był jednym z tych, którzy dotarłszy na szczyt gubili pokorę na tyle, by uwierzyć, że nie było dla nich rzeczy niemożliwych. Możemy porozmawiać, odpowiedział jej w myślach, nie mogąc poruszyć ustami; dostrzegł błysk zaklęcia, miał tylko sekundy - musiał spróbować się przed nim ochronić. Ale nie na twoich warunkach, nie miał pojęcia, czy go słyszy. Czy jest w stanie się z nią skontaktować - ale nie zostało mu nic, niż próbować; wciąż napinał mięśnie, chcąc wyrwać się spod jej - musiał być jej - straszliwego wpływu.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 91
'k100' : 91
Udało się, jego dłoń zacisnęła się na rękojeści różdżki; dość zdecydowanie, by mógł wyciągnąć ją przed siebie w obronnym geście i wywołać zaklęcie tarczy:
- Protego! - Nie mógł poddać się atakom, nie mógł pozwolić się zniszczyć, czy ktoś prócz niego ją słyszał? Nie odszedł od Deirdre, rozejrzał się wokół, krótko, lecz nigdzie nie potrafił dostrzec żadnej istoty. Zakonnicy nie sprawiali wrażenia, jakby byli przejęci czyjąś przedziwną obecnością, ale nie robił tego również Mulciber. Zechciała się przedstawić tylko jemu? - Kim jesteś?! - krzyknął już na głos, ku sklepieniu, dając własnemu głosowi odbić się od ścian, chcąc mieć pewność, że słowa wypowiedziane na głos w ten czy inny sposób do niej dotrą. - Odpowiedz! - zażądał władczo, nie korząc się przed tajemną mocą. Sam władał olbrzymią - choć w tym momencie nie wiedział nawet, w którą stronę kierować własne słowa. Musiała wiedzieć, że nie będzie łatwo go spętać. To ona, to ona była częścią tego, co ich tu wiodło. To ona była częścią tego, czego szukali. Spojrzał na Mroczny Znak, obnażony podwiniętym w górę rękawem, jakby spodziewał się w jego mocy dostrzec odpowiedzi.
- Protego! - Nie mógł poddać się atakom, nie mógł pozwolić się zniszczyć, czy ktoś prócz niego ją słyszał? Nie odszedł od Deirdre, rozejrzał się wokół, krótko, lecz nigdzie nie potrafił dostrzec żadnej istoty. Zakonnicy nie sprawiali wrażenia, jakby byli przejęci czyjąś przedziwną obecnością, ale nie robił tego również Mulciber. Zechciała się przedstawić tylko jemu? - Kim jesteś?! - krzyknął już na głos, ku sklepieniu, dając własnemu głosowi odbić się od ścian, chcąc mieć pewność, że słowa wypowiedziane na głos w ten czy inny sposób do niej dotrą. - Odpowiedz! - zażądał władczo, nie korząc się przed tajemną mocą. Sam władał olbrzymią - choć w tym momencie nie wiedział nawet, w którą stronę kierować własne słowa. Musiała wiedzieć, że nie będzie łatwo go spętać. To ona, to ona była częścią tego, co ich tu wiodło. To ona była częścią tego, czego szukali. Spojrzał na Mroczny Znak, obnażony podwiniętym w górę rękawem, jakby spodziewał się w jego mocy dostrzec odpowiedzi.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Nie mógł uwierzyć, że to się działo naprawdę. Czy tak właśnie miał skończyć? Ubezwłasnowolniony, w ciele jelenia, pogrzebany gdzieś w odmętach Gringotta? Czuł jak powoli osuwa się w pustkę, a szyderczy głos rozbrzmiewający mu w głowie tylko bardziej wpędzał go w poczucie beznadziei. Próbował się szarpać - zarówno fizycznie jak i psychicznie - ale ani drgnął. Słyszał, że dookoła niego wykrzykiwane są zaklęcia, że ktoś go łapie za rękę i szarpie... I tu nastąpił pewien przełom. Poczuł zdziwienie i zaskoczenie - ale nie własne. Znów miał palce! I stopy! Zaklęcie Theo było strzałem w dziesiątkę. Burke nie świętował jednak przedwcześnie - nawet jeśli na ciele znów był człowiekiem, upierdliwa obecność nadal siedziała mu w głowie. Poza tym... spadał. Na włócznię Gudrøda, spadał i zaraz się po prostu zabije.
- Wynoś się, ty pieprzony udźcu barani! - próbował wrzasnąć, chcąc ponownie móc zapanować nad własnymi myślami oraz ciałem. Zanim będzie za późno.
Próba odzyskania władzy nad sobą, próba 1/2
- Wynoś się, ty pieprzony udźcu barani! - próbował wrzasnąć, chcąc ponownie móc zapanować nad własnymi myślami oraz ciałem. Zanim będzie za późno.
Próba odzyskania władzy nad sobą, próba 1/2
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 60
'k100' : 60
Chciał pozostać skupiony, ale panika powoli podkradała mu się do gardła - przecież nie mógł tutaj zginąć, nie w tak beznadziejny, bezsensowny i żałosny sposób. Opanowany przez jakieś koszmarne czary, zamieniony w jelenia i z ciałem roztrzaskanym o kamienie. Czuł się jak zwierzę zagonione w róg, niezdolne do ucieczki w żaden sposób. A czas uciekał. Jak wysoki był ten upadek? Im wyższy, tym więcej miał czasu na walkę - ale jednocześnie tym gorszy spotkać go miał koniec.
Spróbował więc jeszcze raz - powrócić do siebie. Przecież to się nie mogło tak skończyć.
Próba odzyskania władzy nad sobą, próba 2/2
Spróbował więc jeszcze raz - powrócić do siebie. Przecież to się nie mogło tak skończyć.
Próba odzyskania władzy nad sobą, próba 2/2
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Brama
Szybka odpowiedź