Kawiarnia
AutorWiadomość
Kawiarnia
Usytuowane tuż nieopodal Fontanny Magicznego Braterstwa pomieszczenie w barwach brązów i fioletów. Ze stojącego w kącie radia sączy się miła dla ucha, przytłumiona muzyka, mieszająca się z szumem przyciszonych rozmów oraz stukotu obcasów - do kawiarni co chwilę ktoś wchodzi, by w pośpiechu zamówić kubek kawy, porwać z pobliskiego stoliczka najnowszą prasę i pędzić w pośpiechu do czeluści własnego biura tudzież departamentu; ostatnimi czasy Ministerstwo Magii przeżywa istny natłok zajęć, obowiązków i problemów.
Nikt jednak nie potrafi oprzeć się serwowanym tutaj specjałom: rozmaitym gatunkom kawy, herbaty, rozpływających się w ustach ciastom i najsmaczniejszym na świecie kanapkom. Największym zainteresowaniem cieszy się, naturalnie, herbata potocznie nazywana przez pracowników Ministerstwa Magii herbatą "ze Świętego Munga" - parzona z liści diabelskiego hibiskusa, rośliny rosnącej w pobliżu smoczych lęgów. Nic dziwnego - ma ona bowiem działanie silnie pobudzające, tak pożądane przecież w perspektywie ślęczenia przez kilka nocy nad stosem dokumentów, raportów, dekretów i rozporządzeń.
Lśniące stoliczki w barwie kakaowca otoczone są mrowiem maleńkich krzesełek z tego samego kompletu i przykryte kolorowymi obrusikami, nad którymi unoszą się wiecznie płonące, magiczne lampiony. Hebanowa lada ugina się pod dziesiątkami specjałów serwowanych przez sympatycznego młodzieńca imieniem Alvin.
Nikt jednak nie potrafi oprzeć się serwowanym tutaj specjałom: rozmaitym gatunkom kawy, herbaty, rozpływających się w ustach ciastom i najsmaczniejszym na świecie kanapkom. Największym zainteresowaniem cieszy się, naturalnie, herbata potocznie nazywana przez pracowników Ministerstwa Magii herbatą "ze Świętego Munga" - parzona z liści diabelskiego hibiskusa, rośliny rosnącej w pobliżu smoczych lęgów. Nic dziwnego - ma ona bowiem działanie silnie pobudzające, tak pożądane przecież w perspektywie ślęczenia przez kilka nocy nad stosem dokumentów, raportów, dekretów i rozporządzeń.
Lśniące stoliczki w barwie kakaowca otoczone są mrowiem maleńkich krzesełek z tego samego kompletu i przykryte kolorowymi obrusikami, nad którymi unoszą się wiecznie płonące, magiczne lampiony. Hebanowa lada ugina się pod dziesiątkami specjałów serwowanych przez sympatycznego młodzieńca imieniem Alvin.
Ostatnimi czasy miał straszny natłok obowiązków. Szczególnie tej nieszczęsnej papierkowej roboty. Właściwie to nawet ją lubił, ale wymagała od niego dużo skupienia. A w takiej ilości i w tak krótkim czasie na wykonanie tego. Był w tym naprawdę dobry, ale chyba wszystkim pracownikom ministerstwa bezsenność i przepracowanie dawały się we znaki. Tak to już jest, kiedy chce się robić karierę w polityce. Tym bardziej w czasach, które jak najbardziej nie wspierają tego typu działań. Ewidentnie potrzebował odpoczynku, bo zaczynał wyglądać już jak widmo człowieka. Ale w tym momencie pojawiła się kolejna przesyłka wewnętrzna z dopiskiem „pilne’. Westchnął tylko i przeczytawszy ją poprawił krawat, wstał od biurka, żeby udać się do gabinetu swojego szefa. Miał nadzieję, że chodzi o kolejną stertę papierów do ogarnięcia, a nie o to, że udało mu się coś zawalić w ostatnich dniach. Na szczęście dowiedział się tylko kilku niezbędnych informacji i wręcz został wysłany przez szefa do domu, bo przecież nie może mieszkać w Ministerstwie. Może i nie powinien ale… zazwyczaj zachowywał się jak ostatni pracoholik, dlatego też pozwolił sobie jedynie na krótką przerwę. Kawę zazwyczaj pił u siebie w gabinecie. (A właściwie kawy – w liczbie mnogiej.) Stanął na chwilę przed lustrem, żeby nie wyglądać jak ostatnie nieszczęście (warto wspomnieć, że jego matka pochodziła z Parkinsonów) i zszedł na dół do kawiarni. Za herbatą ze Świętego Munga nie przepadał. Choć, nie można zaprzeczyć, że efekt jej działania był piorunujący. Podszedł więc do lady i poprosił Alviego o kawę. Taką jak zwykle. Właściwie to miał dwa „ulubione” zestawy, ale ze stanu podkrążenia oczu można było łatwo wywnioskować czy chce czarną kawę na podwójnym expresso czy też mrożone latte na sojowym mleku z syropem miętowym. Cytrynowe ciasteczko zawsze poprawiało mu nastrój. Ku zdziwieniu obsługującego go chłopaka postanowił zostać dzisiaj w kawiarni. Gdyby wrócił do siebie do gabinetu mógłby oblać kawą stertę papierów, które jeszcze na niego czekały albo, co jeszcze bardziej prawdopodobne, zostawić kawę i ciastko na potem i zająć się tymi dokumentami. Perfekcjonizm i pracoholizm walczył u niego o miano „drugiego imienia” Nicholasa Notta. Usiadł gdzieś z boku, upił łyk kawy i pochylił się nad nowym wydaniem „Proroka Codziennego”. Z tego wszystkiego nie zdążył przed południem dokonać swojej rytualnej prasówki. Czasy były ponure i czytane przez niego artykuły bardziej pasowały do gorzkiej, czarnej kawy niż do słodkiego cytrynowego ciasteczka, które miało poprawić mu nastrój.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dzisiaj spędziłam sporo czasu w Ministwerstwie. Chciałam zorganizować akcję informacyjną na temat ochrony jednorożców, a raczej terenów, na których występują. Zanim zaczęłam się tym zajmować nie zdawałam sobie sprawy z tego, że czarodzieje potrafią być takimi ignorantami, jeśli chodzi o magiczne zwierzęta. Ciągle słyszałam, że mają inne potrzeby na głowie, trzeba pomóc sierotom, biednym, potrzebującym. Ale zwierzęta w wyniku ostatniej wojny również ucierpiały i ktoś musiał o nie zadbać. W każdym razie organizowaniu takiej akcji towarzyszy sporo zachodu. Trzeba przede wszystkim otrzymać pozwolenia, wydrukować ulotki informacyjne, zorganizować ludzi do pracy. Nie wiedziałam, że działalność charytatywna jest taka trudna. Będę musiała zakręcić się obok organizacji dbających o dobro psidawków, przydałaby się ich pomoc.
Mimo że się starałam, to dzisiaj razem z odpowiednim przedstawicielem Ministerstwa porozmawialiśmy o moich planach. Ci ludzie tak strasznie się wleką i wszystkie sprawy załatwiają z takim opóźnieniem. Oczywiście porozmawiali ze mną od razu, ale ja wolałabym przejść do konkretów. Na to jednak będę musiała chwilę poczekać.
Zrezygnowana weszłam do kawiarenki. Miałam ochotę na coś słodkiego i strasznie chciało mi się pić. Podeszłam do lady. Stał za nią młody mężczyzna, musiałam delikatnie odchrząknąć, aby przypomniało mu się gdzie pracuje i o co powinien mnie zapytać.
– Dzień dobry – zaczęłam uprzejmie posyłając mu delikatny uśmiech. – Poproszę babeczkę i herbatę z cytryną.
Otrzymałam swoje zamówienie, zarzuciłam włosami i zgarniając przy kasie nowe wydanie proroka codziennego usiadłam przy stoliku. Dzisiaj był mały ruch, prawie nikogo tutaj nie było, oprócz jakiegoś mężczyzny pogrążonego w lekturze gazety, tak jak ja, więc nie zawracałam sobie głowy przeszkadzaniem mu. Przewracając strony zastanawiałam się gdzie podzieli się inni ludzie, czyżby nagle wszyscy pracowali?
Mimo że się starałam, to dzisiaj razem z odpowiednim przedstawicielem Ministerstwa porozmawialiśmy o moich planach. Ci ludzie tak strasznie się wleką i wszystkie sprawy załatwiają z takim opóźnieniem. Oczywiście porozmawiali ze mną od razu, ale ja wolałabym przejść do konkretów. Na to jednak będę musiała chwilę poczekać.
Zrezygnowana weszłam do kawiarenki. Miałam ochotę na coś słodkiego i strasznie chciało mi się pić. Podeszłam do lady. Stał za nią młody mężczyzna, musiałam delikatnie odchrząknąć, aby przypomniało mu się gdzie pracuje i o co powinien mnie zapytać.
– Dzień dobry – zaczęłam uprzejmie posyłając mu delikatny uśmiech. – Poproszę babeczkę i herbatę z cytryną.
Otrzymałam swoje zamówienie, zarzuciłam włosami i zgarniając przy kasie nowe wydanie proroka codziennego usiadłam przy stoliku. Dzisiaj był mały ruch, prawie nikogo tutaj nie było, oprócz jakiegoś mężczyzny pogrążonego w lekturze gazety, tak jak ja, więc nie zawracałam sobie głowy przeszkadzaniem mu. Przewracając strony zastanawiałam się gdzie podzieli się inni ludzie, czyżby nagle wszyscy pracowali?
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Z cytrynowym ciasteczkiem uporał się bardzo szybko. Uwielbiał słodycze, mimo że nie było tego po nim widać. I bardzo dobrze, bo spędzając całe dni za biurkiem powinien uważać na to, co je, żeby nie wyglądać jak wieprz. A był spokrewniony z Parkinsonami – tym większy obciach. Upił łyk gorącej, czarnej kawy i od razu poczuł się lepiej. Wiedział, że spędzi tutaj jeszcze co najmniej kilka godzin, a kawa trzymała go przy życiu. On kiedyś się zapracuje na śmierć. I jeszcze uzna, że to najlepszy koniec jaki mógł go spotkać. Wykrzywił się przeglądając kolejne strony gazety. Nudy, nudy… Właściwie to już przestał przeżywać to, że przyszło mu żyć w tak mrocznych czasach. Zniknięcia, morderstwa – to wszystko stało się chlebem powszednim i właściwie nawet nie robiło na nim takiego wrażenia jak powinno. Było to za razem bardzo abstrakcyjne. Jasne, ktoś może zaginąć, ale to nie dotyczy bezpośrednio jego. To za płotem, gdzieś daleko. Podniósł głowę wywracając oczami po przeczytaniu jednego z artykułów. Dlaczego on dalej to prenumeruje? Nie miał pojęcia, ale zapewne tylko dlatego że musiał wiedzieć co wypisuje „Prorok” pracując w Ministerstwie. Nie było innej opcji. Zauważył uroczą blondynkę z kawą i ciastkiem siedzącą niedaleko. Widocznie dopiero przyszła. W sumie…
- Nie warto sobie psuć humoru. „Prorok” idealnie obrazuje ten stan, w którym dobre wiadomości nie przychodzą – rzucił w kierunku dziewczyny zastanawiając się, czy mógłby się dosiąść. Lepiej jednak poczekać na jej reakcję zanim postanowi się wylegitymować i zaczać rozmowę z nieznajomą czarownicą. Właściwie… Miał wrażenie, ze gdzieś już ją widział. Nie pamiętał tylko dokładnie gdzie, bo w końcu uwielbiał obijać się po salonach i spotykać nowych ludzi. Takie DNA. Skoro miał już sobie zrobić przerwę to można ją jakoś bardziej konstruktywnie wykorzystać niż czytając „Proroka’ i mając wrażenie, że czyta się wczorajsze wydanie. Ewentualnie wydanie sprzed tygodnia. Nie było dobrze, ale może musiało się zepsuć po to, żeby w przyszłości mogło się coś zmienić na lepsze? Nick był wręcz pewien, że już niedługo Magiczna Anglia zmieni się nie do poznania i przeczuwał, że będą to zmiany na lepsze. Świat potrzebował rewolucji.
- Nie warto sobie psuć humoru. „Prorok” idealnie obrazuje ten stan, w którym dobre wiadomości nie przychodzą – rzucił w kierunku dziewczyny zastanawiając się, czy mógłby się dosiąść. Lepiej jednak poczekać na jej reakcję zanim postanowi się wylegitymować i zaczać rozmowę z nieznajomą czarownicą. Właściwie… Miał wrażenie, ze gdzieś już ją widział. Nie pamiętał tylko dokładnie gdzie, bo w końcu uwielbiał obijać się po salonach i spotykać nowych ludzi. Takie DNA. Skoro miał już sobie zrobić przerwę to można ją jakoś bardziej konstruktywnie wykorzystać niż czytając „Proroka’ i mając wrażenie, że czyta się wczorajsze wydanie. Ewentualnie wydanie sprzed tygodnia. Nie było dobrze, ale może musiało się zepsuć po to, żeby w przyszłości mogło się coś zmienić na lepsze? Nick był wręcz pewien, że już niedługo Magiczna Anglia zmieni się nie do poznania i przeczuwał, że będą to zmiany na lepsze. Świat potrzebował rewolucji.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uniosłam głowę z momentem, kiedy odezwał się mężczyzna. Spojrzałam na niego, wysłuchałam tego co miał do powiedzenia. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Być może, jednak Prorok wcale nie jest aż taki zły. Można dowiedzieć się z niego wielu ciekawych rzeczy - stwierdziłam.
Zamknęłam gazetę odkładając ją na stolik. Chwyciłam w dłoń filiżankę i upiłam z niej trochę herbaty. Dzieliło nas kilka stolików, ale ja nie miałam zamiaru ruszać się ze swojego. Jeśli mężczyzna będzie chciał się dosiąść, to zapyta, a ja mu pozwolę. Zarzuciłam włosami na drugie ramie i spojrzałam na niego, prosto w oczy. Czyżby urok powoli zaczynał działać? Na młodszych mężczyzn takie sztuczki działają lepiej, ale to nie zmienia faktu, że i jego może trafić malutka strzała amora. Nie pogniewałabym się.
- Nie rozumiem o co panu chodzi, wcale nie psuję sobie humoru. Jestem zdania, że już niedługo czarodziejski Londyn rozkwitnie, a my czarodzieje, nie mamy się czym martwić. Nie ma co przesadzać, przecież wcale nie jest tak źle - powiedziałam.
Nie do końca znałam się na polityce. Może i miałam sporą wiedzę historyczną, ale od samego czytania proroka i krótkich rozmów na spotkaniach nie można było dowiedzieć się zbyt wielu rzeczy. Trzeba było by w tym siedzieć cały czas, że tak powiem. A ojciec nie chciał, abym się w tym zagłębiała. To nie miejsce dla młodej damy, jak to mawiał.
- Mam wrażenie, że skądś pana znam, panie... - zaczęłam patrząc na niego z zainteresowaniem.
Mam nadzieję, że jest dobrze wychowanym czarodziejem, prawdziwym czarodziejem. Czekałam więc, aż mi się przedstawi i dalej pociągnie rozmowę. A może zmieni temat? Byłam go bardzo ciekawa. Przystojny, jeszcze dosyć młody, elegancko ubrany. I siedział tak samotnie pogrążony w lekturze. Zaintrygował mnie.
- Być może, jednak Prorok wcale nie jest aż taki zły. Można dowiedzieć się z niego wielu ciekawych rzeczy - stwierdziłam.
Zamknęłam gazetę odkładając ją na stolik. Chwyciłam w dłoń filiżankę i upiłam z niej trochę herbaty. Dzieliło nas kilka stolików, ale ja nie miałam zamiaru ruszać się ze swojego. Jeśli mężczyzna będzie chciał się dosiąść, to zapyta, a ja mu pozwolę. Zarzuciłam włosami na drugie ramie i spojrzałam na niego, prosto w oczy. Czyżby urok powoli zaczynał działać? Na młodszych mężczyzn takie sztuczki działają lepiej, ale to nie zmienia faktu, że i jego może trafić malutka strzała amora. Nie pogniewałabym się.
- Nie rozumiem o co panu chodzi, wcale nie psuję sobie humoru. Jestem zdania, że już niedługo czarodziejski Londyn rozkwitnie, a my czarodzieje, nie mamy się czym martwić. Nie ma co przesadzać, przecież wcale nie jest tak źle - powiedziałam.
Nie do końca znałam się na polityce. Może i miałam sporą wiedzę historyczną, ale od samego czytania proroka i krótkich rozmów na spotkaniach nie można było dowiedzieć się zbyt wielu rzeczy. Trzeba było by w tym siedzieć cały czas, że tak powiem. A ojciec nie chciał, abym się w tym zagłębiała. To nie miejsce dla młodej damy, jak to mawiał.
- Mam wrażenie, że skądś pana znam, panie... - zaczęłam patrząc na niego z zainteresowaniem.
Mam nadzieję, że jest dobrze wychowanym czarodziejem, prawdziwym czarodziejem. Czekałam więc, aż mi się przedstawi i dalej pociągnie rozmowę. A może zmieni temat? Byłam go bardzo ciekawa. Przystojny, jeszcze dosyć młody, elegancko ubrany. I siedział tak samotnie pogrążony w lekturze. Zaintrygował mnie.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Nicholas uśmiechnął się uprzejmie do kobiety, która postanowiła odpowiedzieć na jego zagajenie rozmowy. Właściwie, sam nie wiedział dlaczego, nagle zaczęła mu się bardziej podoba. Dopiero teraz zwrócił uwagę na jej długie, jasne włosy i duże oczy spoglądające w jego stronę. Rozmowa z taką kobietą zawsze jest przyjemnością, bo chociażby można sobie na nią popatrzeć nawet jeśli nie ma nic do powiedzenia. Właściwie to w podtrzymywaniu rozmowy był mistrzem. W końcu uczono go tego od dziecka.
- Za bardzo mi tutaj zbliżającą się kolejną wojną – odpowiedział i kiwnął głową z cynicznym uśmieszkiem. Była bardzo ładna, ale już sprawiła na nim wrażenie właśnie takiej ładnej, ale głupiutkiej, blondyneczki. Cóż… Przynajmniej nie będzie wiecznie zestresowaną, zmęczoną życiem zołzą. Wolał już taki uroczy promyczek, który o życiu wie tyle, co nic.
- Nie jest tak źle, ale „Prorok” podsyca jakieś teorie spiskowe, które mają na celu tylko wzbudzanie sensacji. Ważnym jest to, żeby nie podważać pozycji Ministerstwa, bo wtedy zapanowałby chaos. Może i pewne zmiany są konieczne, ale raczej drogą legislacyjną niż jakąś rewolucją – powiedział łagodnym, acz stanowczym, tonem. Miał wrażenie, że dziewczyna nie wie na jakim świecie żyje i wygłaszanie rewolucyjnych treści siedząc kilka pięter od gabinetu Ministra jest co najmniej głupim pomysłem.
- Niech Pani wybaczy, nie przedstawiłem się – powiedział wstając i przechodząc te kilka rzędów stolików, żeby stanąć w pobliżu dziewczyny. – Nott, Nicholas Nott, Departament Przestrzegania Prawa – wylegitymował się podając oczywiście departament, w którym pracuje. Był z tego dumny, chciał się pochwalić, a przecież byli w budynku Ministerstwa. Nie wie, że nie rozmawia z byle kim. Wypadało się przedstawić a skoro już trzeba to można się pochwalić nie tylko znamienitym nazwiskiem.
- Za bardzo mi tutaj zbliżającą się kolejną wojną – odpowiedział i kiwnął głową z cynicznym uśmieszkiem. Była bardzo ładna, ale już sprawiła na nim wrażenie właśnie takiej ładnej, ale głupiutkiej, blondyneczki. Cóż… Przynajmniej nie będzie wiecznie zestresowaną, zmęczoną życiem zołzą. Wolał już taki uroczy promyczek, który o życiu wie tyle, co nic.
- Nie jest tak źle, ale „Prorok” podsyca jakieś teorie spiskowe, które mają na celu tylko wzbudzanie sensacji. Ważnym jest to, żeby nie podważać pozycji Ministerstwa, bo wtedy zapanowałby chaos. Może i pewne zmiany są konieczne, ale raczej drogą legislacyjną niż jakąś rewolucją – powiedział łagodnym, acz stanowczym, tonem. Miał wrażenie, że dziewczyna nie wie na jakim świecie żyje i wygłaszanie rewolucyjnych treści siedząc kilka pięter od gabinetu Ministra jest co najmniej głupim pomysłem.
- Niech Pani wybaczy, nie przedstawiłem się – powiedział wstając i przechodząc te kilka rzędów stolików, żeby stanąć w pobliżu dziewczyny. – Nott, Nicholas Nott, Departament Przestrzegania Prawa – wylegitymował się podając oczywiście departament, w którym pracuje. Był z tego dumny, chciał się pochwalić, a przecież byli w budynku Ministerstwa. Nie wie, że nie rozmawia z byle kim. Wypadało się przedstawić a skoro już trzeba to można się pochwalić nie tylko znamienitym nazwiskiem.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Miałam wrażenie, że nie do końca się zrozumieliśmy. Nie miałam nic do zarzucenia Ministerstwu czy samemu Ministrowi, chodziło mi raczej o pewnego rodzaju rozwój. Uśmiechnęłam się niego delikatnie i kiwnęłam głową.
- Ma Pan racje, w tym momencie podważanie autorytetu Ministerstwa byłoby co najmniej głupie, ale też nie popadajmy w paranoje. Od kilku lat mamy względny spokój i mam nadzieję, że tak zostanie. Nie ma co siać paniki, a to co pisze prorok, a raczej niektóre jego artykuły, traktować z lekkim przymrużeniem oka - odpowiedziałam mu.
Może nie do końca wiedziałam co się dzieje, ale wychodziłam z założenia, że prawdziwa czarodziejka, czystej krwi, z dobrego domu o wiekowej tradycji absolutnie nie ma powodu do strachu. Być może sprawiałam wrażenie głupiutkiej blondyneczki, to jednak były tylko pozory. Miałam wiedzę magiczną, umiejętności, poradziłabym sobie w świcie. Jednak łatwiej zdobywa się informacje, przekonuje kogoś czy wykorzystuje do własnych celów, gdy druga osoba myśli, że ma do czynienia z kimś kompletnie nie groźnym.
Na dźwięk nazwiska "Nott" wzięłam głębszy wdech. Pochodziłam od Yaxley'ów, którzy mieli praktycznie ze wszystkimi rodzinami dosyć napięte stosunki. Nasza duma nie pozwalała nam wybaczyć innym, w szczególności normandzkim, rodzinom sporów jakie z nami toczyli, co odbija się po dzień dzisiejszy. Chciałam jednak zachować dobrą twarz i nie dawać kolejnej szansy na, o czym doskonale razem z Const wiedziałyśmy, nazywanie nas dosyć niepochlebnie za plecami.
- Ah, Pan Nott. Tak mi się właśnie zdawało - stwierdziłam. Mój ton głosu zmienił się na odrobinkę bardziej oschły. - Rosalie Yaxley - dodałam z dumą.
Nic dalej nie mówiąc wzięłam znowu proroka codziennego do ręki i przerzuciłam kilka kartek. Spojrzałam na datę, znowu na nagłówek i zakryłam usta dłonią.
- To jest najnowszy numer, prawda? Zmarł profesor Slughorn, co za strata - powiedziałam.
W tym momencie to z którego ktoś jest rodu odeszło na drugi plan. Pamiętałam profesora Slughorna jako zawsze miłego i uprzejmego nauczyciela, który spokojnie potrafił wytłumaczyć nawet największemu głupkowi zasady eliksirów. Był także moim opiekunem w czasach nauki i bardzo go lubiłam i szanowałam. Strata takiego czarodzieja była dla mnie okropnym ciosem.
- Ma Pan racje, w tym momencie podważanie autorytetu Ministerstwa byłoby co najmniej głupie, ale też nie popadajmy w paranoje. Od kilku lat mamy względny spokój i mam nadzieję, że tak zostanie. Nie ma co siać paniki, a to co pisze prorok, a raczej niektóre jego artykuły, traktować z lekkim przymrużeniem oka - odpowiedziałam mu.
Może nie do końca wiedziałam co się dzieje, ale wychodziłam z założenia, że prawdziwa czarodziejka, czystej krwi, z dobrego domu o wiekowej tradycji absolutnie nie ma powodu do strachu. Być może sprawiałam wrażenie głupiutkiej blondyneczki, to jednak były tylko pozory. Miałam wiedzę magiczną, umiejętności, poradziłabym sobie w świcie. Jednak łatwiej zdobywa się informacje, przekonuje kogoś czy wykorzystuje do własnych celów, gdy druga osoba myśli, że ma do czynienia z kimś kompletnie nie groźnym.
Na dźwięk nazwiska "Nott" wzięłam głębszy wdech. Pochodziłam od Yaxley'ów, którzy mieli praktycznie ze wszystkimi rodzinami dosyć napięte stosunki. Nasza duma nie pozwalała nam wybaczyć innym, w szczególności normandzkim, rodzinom sporów jakie z nami toczyli, co odbija się po dzień dzisiejszy. Chciałam jednak zachować dobrą twarz i nie dawać kolejnej szansy na, o czym doskonale razem z Const wiedziałyśmy, nazywanie nas dosyć niepochlebnie za plecami.
- Ah, Pan Nott. Tak mi się właśnie zdawało - stwierdziłam. Mój ton głosu zmienił się na odrobinkę bardziej oschły. - Rosalie Yaxley - dodałam z dumą.
Nic dalej nie mówiąc wzięłam znowu proroka codziennego do ręki i przerzuciłam kilka kartek. Spojrzałam na datę, znowu na nagłówek i zakryłam usta dłonią.
- To jest najnowszy numer, prawda? Zmarł profesor Slughorn, co za strata - powiedziałam.
W tym momencie to z którego ktoś jest rodu odeszło na drugi plan. Pamiętałam profesora Slughorna jako zawsze miłego i uprzejmego nauczyciela, który spokojnie potrafił wytłumaczyć nawet największemu głupkowi zasady eliksirów. Był także moim opiekunem w czasach nauki i bardzo go lubiłam i szanowałam. Strata takiego czarodzieja była dla mnie okropnym ciosem.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Dziewczyna sprawiała wrażenie osoby kompletnie nie zainteresowanej polityką a chciała się wypowiadać na ten temat. Musiał przyznać, że całkiem nieźle jej to szło, ale powinna jeszcze trochę poćwiczyć. Rozmowy z różnymi ludźmi na różne tematy to było jedno z ulubionych zajęć Notta. Nawet jeśli temat go nudził albo nie miał na ten temat nic do powiedzenia to podtrzymywał rozmowę. Pochodził z Nottów, oni wszyscy mieli gadane, nie dało się tego ukryć i każdy czarodziej pochodzący z wyższych sfer zdawał sobie z tego sprawę.
- Chciałbym być tak dobrej myśli jak Pani – powiedział posyłając jej jeden ze swoich czarujących uśmiechów. Z jednej strony nie chciał jej urazić, a z drugiej… miał ochotę na jakiś mały flirt, bo czemu nie. Dziewczyna była naprawdę ładna a z wypowiadanych przez nią sądów był wręcz przekonany, że z mugolskiej rodziny to ona nie pochodzi, więc nie gardziłby sam sobą w razie gdyby jego uśmieszki przerodziły się w coś więcej. W końcu miał do tego prawo, nie był ani stary ani, co gorsza, żonaty. Widząc jej reakcję na swoje nazwisko już wiedział, że coś jest nie tak. Nie rozumiał tego dlaczego arystokracja jest tak podzielona, skoro jest jej tak mało. Uważał, że kiedyś wszyscy powinni się spotkać, najlepiej na jakiejś imprezie, i dojść do porozumienia, bo łatwiej w grupie osiągnąć sukces i utrzymać swoje pozycje niż tworzyć sztuczne podziały. Ale Yaxleyów miał za gburów, którzy mają coś do każdego i sami nie pamiętają już z jakiego powodu. Oczekiwał, że dziewczyna chociaż wyciągnie w jego kierunku rękę, skoro się poznawali ale jednak się przeliczył. Zastanawiał się przez chwilę, czy powinien odejść, gdy dziewczyna rzuciła uwagą na temat artykułu. Nie wypadało mu siadać koło niej bez jej pozwolenia, nie wypadało też odchodzić jeśli już zaczęli rozmowę. W sumie wiele by dał za głupią sowę, która przyniosłaby mu list mówiący, że jest potrzebny na II piętrze. Czy gdziekolwiek indziej.
- Strata jest ogromna. On nas wszystkich ze sobą łączył. Miło wspominam te jego kolacyjki – rzucił dalej tym samym tonem, którym mówił do niej wcześniej. Jakby nie zauważył, że dziewczyna po poznaniu jego nazwiska stała się oschła. Typowa Yaxleyówna. Ich chyba uczą ignorowania wszystkich i strzelania durnych fochów, bo tego nazwać inaczej nie można. Nie zdziwiłby się, gdyby nie pamiętali, co też takiego strasznego zrobiły im inne rodziny.
- Chciałbym być tak dobrej myśli jak Pani – powiedział posyłając jej jeden ze swoich czarujących uśmiechów. Z jednej strony nie chciał jej urazić, a z drugiej… miał ochotę na jakiś mały flirt, bo czemu nie. Dziewczyna była naprawdę ładna a z wypowiadanych przez nią sądów był wręcz przekonany, że z mugolskiej rodziny to ona nie pochodzi, więc nie gardziłby sam sobą w razie gdyby jego uśmieszki przerodziły się w coś więcej. W końcu miał do tego prawo, nie był ani stary ani, co gorsza, żonaty. Widząc jej reakcję na swoje nazwisko już wiedział, że coś jest nie tak. Nie rozumiał tego dlaczego arystokracja jest tak podzielona, skoro jest jej tak mało. Uważał, że kiedyś wszyscy powinni się spotkać, najlepiej na jakiejś imprezie, i dojść do porozumienia, bo łatwiej w grupie osiągnąć sukces i utrzymać swoje pozycje niż tworzyć sztuczne podziały. Ale Yaxleyów miał za gburów, którzy mają coś do każdego i sami nie pamiętają już z jakiego powodu. Oczekiwał, że dziewczyna chociaż wyciągnie w jego kierunku rękę, skoro się poznawali ale jednak się przeliczył. Zastanawiał się przez chwilę, czy powinien odejść, gdy dziewczyna rzuciła uwagą na temat artykułu. Nie wypadało mu siadać koło niej bez jej pozwolenia, nie wypadało też odchodzić jeśli już zaczęli rozmowę. W sumie wiele by dał za głupią sowę, która przyniosłaby mu list mówiący, że jest potrzebny na II piętrze. Czy gdziekolwiek indziej.
- Strata jest ogromna. On nas wszystkich ze sobą łączył. Miło wspominam te jego kolacyjki – rzucił dalej tym samym tonem, którym mówił do niej wcześniej. Jakby nie zauważył, że dziewczyna po poznaniu jego nazwiska stała się oschła. Typowa Yaxleyówna. Ich chyba uczą ignorowania wszystkich i strzelania durnych fochów, bo tego nazwać inaczej nie można. Nie zdziwiłby się, gdyby nie pamiętali, co też takiego strasznego zrobiły im inne rodziny.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Spotkania z profesorem Slughornem zawsze były bardzo przyjemne i pouczające. Spędzenie czasu z samą śmietanką towarzyską ówczesnego Hogwartu było ogromnym krokiem w stronę zaciśnięcia rodzinnych więzi. Z tego co się orientuje, wielu uczniów pozostało w przyjaźni do dzisiaj - stwierdziłam. - Profesor Slughorn zawsze szczerze chwalił swoich byłych uczniów. Sądzę, że i o Panu na pewno nam wspominał. Wspominał o każdym, był z nas bardzo dumny.
Uniosłam wzrok i spojrzałam na mężczyznę. Nadal stał, a mnie bawiła jego niemożność ruszenia się w żadną ze stron. Jeszcze przez chwilę potrzymałam go w tej pozycji, rozrywki bowiem nigdy za wiele, aż w końcu posłałam mu delikatnym uśmiech i dłonią wskazałam na krzesło na przeciwko mnie.
- Niech Pan usiądzie, Panie Nott, skoro już rozmawiamy, to przecież nie będzie Pan stał - dodałam nie spuszczając z niego wzroku.
Kiedy w końcu usiadł ponownie odłożyłam Proroka. Śmierć Horacego bardzo mnie uderzyła, gdy tylko wrócę do domu, będę musiała poinformować rodzinę, jeśli jeszcze dzisiaj nie przeczytali Proroka. Wybyłam z domu dosyć wcześnie, jak nigdy, więc nawet nie zdążyliśmy dłużej ze sobą porozmawiać.
- Więc mówił Pan, że pracuje Pan w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów? Tuż po skończeniu Hogwartu chciałam ubiegać się o stanowisko w dokładnie tym samym departamencie - poinformowałam go. - Proszę mi opowiedzieć o swojej pracy. Czym się Pan dokładniej zajmuje?
Chciałam zająć go rozmową. Mi się nie śpieszyło, on skoro sobie siedział bez większego celu w kawiarni również tego czasu trochę posiadał. Czemu by nie porozmawiać? Nie jestem swoim ojcem, który nie lubi każdego, ja nie mam problemów z tym, aby z nimi zamienić kilka zdań, o ile nie zajdą mi za skórę, oczywiście. Póki co jednak, jeżeli Pan Nott nie zmieni drastycznie swojego zachowania, nie zapowiadało się na żadną walkę słów czy ubliżanie komukolwiek.
Uniosłam wzrok i spojrzałam na mężczyznę. Nadal stał, a mnie bawiła jego niemożność ruszenia się w żadną ze stron. Jeszcze przez chwilę potrzymałam go w tej pozycji, rozrywki bowiem nigdy za wiele, aż w końcu posłałam mu delikatnym uśmiech i dłonią wskazałam na krzesło na przeciwko mnie.
- Niech Pan usiądzie, Panie Nott, skoro już rozmawiamy, to przecież nie będzie Pan stał - dodałam nie spuszczając z niego wzroku.
Kiedy w końcu usiadł ponownie odłożyłam Proroka. Śmierć Horacego bardzo mnie uderzyła, gdy tylko wrócę do domu, będę musiała poinformować rodzinę, jeśli jeszcze dzisiaj nie przeczytali Proroka. Wybyłam z domu dosyć wcześnie, jak nigdy, więc nawet nie zdążyliśmy dłużej ze sobą porozmawiać.
- Więc mówił Pan, że pracuje Pan w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów? Tuż po skończeniu Hogwartu chciałam ubiegać się o stanowisko w dokładnie tym samym departamencie - poinformowałam go. - Proszę mi opowiedzieć o swojej pracy. Czym się Pan dokładniej zajmuje?
Chciałam zająć go rozmową. Mi się nie śpieszyło, on skoro sobie siedział bez większego celu w kawiarni również tego czasu trochę posiadał. Czemu by nie porozmawiać? Nie jestem swoim ojcem, który nie lubi każdego, ja nie mam problemów z tym, aby z nimi zamienić kilka zdań, o ile nie zajdą mi za skórę, oczywiście. Póki co jednak, jeżeli Pan Nott nie zmieni drastycznie swojego zachowania, nie zapowiadało się na żadną walkę słów czy ubliżanie komukolwiek.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Westchnął wspominając profesora Slughorna. To była już dawno. Ponad 10 lat temu przestał pojawiać się u niego w gabinecie na spotkaniach wyglądających jak wywiad z nimi wszystkimi. To właśnie Horacy Slughorn sprawił, że Nicholas pracuje teraz w Ministerstwie Magii. Slughorn i ojciec Nicka. Jemu też zależało by młody Nott był kimś wpływowym na ważnym stanowisku. A teraz był na dobrej drodze do osiągnięcia tego. Dzięki Slughornowi już zdążył zaistnieć w tym towarzystwie i być poleconym kilku wysoko postawionym pracownikom Ministerstwa.
- Profesor Slughorn wiedział, co robi wychowując kolejne pokolenia swoich protegowanych – uśmiechnął się zadziornie. Opiekun Slytherinu nie bez powodu właśnie ślizgonów trzymał blisko siebie. To oni zazwyczaj dochodzili wysoko i byli tymi, których warto znać. – Cieszę się, że kończyłem Hogwart, kiedy to on był opiekunem ślizgonów –dodał po chwili.
- Dziękuję – odpowiedział uśmiechając się z satysfakcją. Wyczuł, że dziewczyna korzysta z tego, że jest dziewczyną i to ona powinna pozwolić mu się do siebie dosiąść, i przetrzymuje go w pozycji stojącej. Szybko więc zajął miejsce koło niej jakby miała się jeszcze rozmyślić i założył nogę na nogę. Tak mu było wygodniej.
- W Departamencie zajmujemy się właściwie wszystkim, co prawa dotyczy. On stanowienia go po ściganie przestępstw. Ja pracuję w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów, więc jak sama nazwa wskazuje ścigamy tych wszystkich, którzy nie przestrzegają zasad tajności Nie z każdym wykorczeniem staje się od razu przed całym Wizengamotem. Ale przyznaję niewdzięczna robota, dużo papierologii, ale właściwie to mnie się podoba. Nie wiem jak Pani by to przypasowało – odpowiedział z delikatnym uśmiechem. Jakoś nie miał ochoty rozmawiać o swojej pracy ale nie okazywał znudzenia. W końcu fajnie, ze w ogóle o coś zapytała. – A Pani nas odwiedziła w jakiejś konkretnej sprawie? Mogę jakoś pomóc? Mam znajomych w różnych Departamentach… – dodał szybko, żeby nie było sugestii, że dziewczyna coś przeskrobała. Po prostu chciał być pomocny dla Yaxleyówny. Nie sądził jednak, że Yaxleyowie zmienią o nim zdanie. Głupi nie był.
- Profesor Slughorn wiedział, co robi wychowując kolejne pokolenia swoich protegowanych – uśmiechnął się zadziornie. Opiekun Slytherinu nie bez powodu właśnie ślizgonów trzymał blisko siebie. To oni zazwyczaj dochodzili wysoko i byli tymi, których warto znać. – Cieszę się, że kończyłem Hogwart, kiedy to on był opiekunem ślizgonów –dodał po chwili.
- Dziękuję – odpowiedział uśmiechając się z satysfakcją. Wyczuł, że dziewczyna korzysta z tego, że jest dziewczyną i to ona powinna pozwolić mu się do siebie dosiąść, i przetrzymuje go w pozycji stojącej. Szybko więc zajął miejsce koło niej jakby miała się jeszcze rozmyślić i założył nogę na nogę. Tak mu było wygodniej.
- W Departamencie zajmujemy się właściwie wszystkim, co prawa dotyczy. On stanowienia go po ściganie przestępstw. Ja pracuję w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów, więc jak sama nazwa wskazuje ścigamy tych wszystkich, którzy nie przestrzegają zasad tajności Nie z każdym wykorczeniem staje się od razu przed całym Wizengamotem. Ale przyznaję niewdzięczna robota, dużo papierologii, ale właściwie to mnie się podoba. Nie wiem jak Pani by to przypasowało – odpowiedział z delikatnym uśmiechem. Jakoś nie miał ochoty rozmawiać o swojej pracy ale nie okazywał znudzenia. W końcu fajnie, ze w ogóle o coś zapytała. – A Pani nas odwiedziła w jakiejś konkretnej sprawie? Mogę jakoś pomóc? Mam znajomych w różnych Departamentach… – dodał szybko, żeby nie było sugestii, że dziewczyna coś przeskrobała. Po prostu chciał być pomocny dla Yaxleyówny. Nie sądził jednak, że Yaxleyowie zmienią o nim zdanie. Głupi nie był.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wysłuchałam tego co miał do powiedzenia o swojej pracy. Bardzo mnie zafascynowało i miałam co do niej jeszcze kilka pytań. Właśnie taka praca najbardziej by mi odpowiadała, coś ważnego, coś co ma prawie "władzę" nad czarodziejskim światem. Długo rozmawiałam na ten temat z ojcem, starałam się go przekonać, ale powiedział, że to nie miejsce dla mnie. Cóż miałam zrobić.
- Tak jak wspominałam, sama chciałam kiedyś pracować w tym departamencie. Ściganie czarodziei, którzy nie przestrzegają prawa tajności oraz uświadamianie ich, że tak robić nie powinni, pewnie jest bardzo satysfakcjonujące. Po za tym, zależy jak się na to spojrzy, dla niektórych oczyszczenie świata czarodziei z tych, którzy się nie podporządkują, może być bardzo wdzięczną pracą i może, ten ktoś, czerpać z tego dużo przyjemności. Nie pomyślał Pan może o jakimś asystencie, który zajął by się za Pana tymi papierkami? - zapytałam zainteresowana.
Mężczyzna następnie zapytał, co sprowadza mnie do Ministerstwa. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, po od razu przypomniałam sobie reakcję jednego z pracowników, z którym rozmawiałam. Niby zainteresowany, ale niektórzy ludzie w ogóle nie przejmowali się życiem tak dostojnych zwierząt jak Jednorożce.
- Nie wiem czy Pan wie, ale staram się działać charytatywnie na rzecz Jednorożców. Mam też ścisłe związki razem z rodziną Parkinson. Hodują oni właśnie jednorożce i staram się o dodatkowe dofinansowanie, aby mogli powiększyć swoją hodowlę - wytłumaczyłam. - Po za tym, coraz częściej rejestruje się bezprawne ataki na jednorożce żyjące na wolności. Podejrzewam, że może istnieć jakiś czarny handel ich rogami czy włosami z ogonów.
To była bardzo poważna sprawa, ponieważ ktoś mógł bawić się w różdżkarza bez uprawnień albo nielegalnie wykorzystywać części jednorożców do tworzenia eliksirów. Ja rozumiem, że legalnie zdobycie tych substancji jest bardzo kosztowne, ale wynajmowanie kłosowników, którzy będą kaleczyć zwierzęta, to przesada.
- Tak jak wspominałam, sama chciałam kiedyś pracować w tym departamencie. Ściganie czarodziei, którzy nie przestrzegają prawa tajności oraz uświadamianie ich, że tak robić nie powinni, pewnie jest bardzo satysfakcjonujące. Po za tym, zależy jak się na to spojrzy, dla niektórych oczyszczenie świata czarodziei z tych, którzy się nie podporządkują, może być bardzo wdzięczną pracą i może, ten ktoś, czerpać z tego dużo przyjemności. Nie pomyślał Pan może o jakimś asystencie, który zajął by się za Pana tymi papierkami? - zapytałam zainteresowana.
Mężczyzna następnie zapytał, co sprowadza mnie do Ministerstwa. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, po od razu przypomniałam sobie reakcję jednego z pracowników, z którym rozmawiałam. Niby zainteresowany, ale niektórzy ludzie w ogóle nie przejmowali się życiem tak dostojnych zwierząt jak Jednorożce.
- Nie wiem czy Pan wie, ale staram się działać charytatywnie na rzecz Jednorożców. Mam też ścisłe związki razem z rodziną Parkinson. Hodują oni właśnie jednorożce i staram się o dodatkowe dofinansowanie, aby mogli powiększyć swoją hodowlę - wytłumaczyłam. - Po za tym, coraz częściej rejestruje się bezprawne ataki na jednorożce żyjące na wolności. Podejrzewam, że może istnieć jakiś czarny handel ich rogami czy włosami z ogonów.
To była bardzo poważna sprawa, ponieważ ktoś mógł bawić się w różdżkarza bez uprawnień albo nielegalnie wykorzystywać części jednorożców do tworzenia eliksirów. Ja rozumiem, że legalnie zdobycie tych substancji jest bardzo kosztowne, ale wynajmowanie kłosowników, którzy będą kaleczyć zwierzęta, to przesada.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Nott w kwestii pracy w Ministerstwie miał nieco szowinistyczne poglądy. Zdecydowanie lepiej pracowało mu się z mężczyznami i uważał, że kobieta to powinna zostawać w domu i tam leżeć i pachnieć a nie pracować i to tym bardziej w polityce. Polityka jak i wojna to męskie sprawy. Kobietom nic do tego. Może i to przedpotopowe i szowinistyczne poglądy, ale pomysły ruchów feministycznych mu się nie podobały. Kobieta miała być piękna a facet mieć władzę i tyle. Nie czułby się dobrze, gdyby jego kobieta zarabiała więcej od niego. Może dlatego do tej pory był kawalerem i jakoś nie miał ochoty tego stanu rzeczy zmieniać.
- Nie ukrywam, że sprawia to wiele satysfakcji – jakoś fanem prawa tajności to nie był, ale czuł, że ma jakąś władzę nad innymi i to jak najbardziej mu się podobało i właśnie dlatego starał się o pracę dokładnie w tym departamencie. I pracował jak najwięcej i jak najlepiej z wiadomych względów. Chciał kiedyś awansować i znaleźć się bliżej samego Ministra. Taki był plan i tego się trzymał.
- Nie myślałem. Ta cała dokumentacja jest bardzo ważna a jeśli się za coś odpowiada i chce, żeby to było zrobione dobrze to trzeba to robić samemu – odpowiedział dość chłodno, ale po chwili przyjaźnie się do niej uśmiechnął. Nie chciał, żeby zabrzmiało to zbyt ostro. – Bardziej przydałby mi się ktoś czuwający nad terminarzem. Spotkania i terminy gonią i czasami w ferworze pracy trudno się w tym połapać – dodał uśmiechając się dalej i spojrzał na dłonie dziewczyny/ - Ale papierkowa robota na pewno nie jest odpowiednia na pięknych, arystokratycznych rączek – dodał spoglądając na nią z delikatnym uśmiechem. Chciał swój pogląd ubrać w jak najmilsze słowa i zawoalować to wszystko komplementem. Dziewczyna w końcu była wybitnie urokliwa.
- Moja matka wywodziła się z rodu Parkinsonów. Szacunek do jednorożców mam we krwi a z tego, co Pani mówi ich sytuacja nie jest w tym momencie najlepsza. Jeśli w jakiś sposób mogę pomóc to na pewno się zaangażuję – odpowiedział dopijając swoją, zimną już, kawę. Właściwie mógł się przejść do odpowiedniego gabinetu i sprawić, żeby wniosek o dofinansowanie nie trafił na szczyt sterty papierów, których nikt nigdy nie przejrzy. Ale sam nie wiedział, czy ma na to czas, czy jego przywiązanie do jednorożców to nie jest zwykła kurtuazja. To w końcu nie jego działka.
- Nie ukrywam, że sprawia to wiele satysfakcji – jakoś fanem prawa tajności to nie był, ale czuł, że ma jakąś władzę nad innymi i to jak najbardziej mu się podobało i właśnie dlatego starał się o pracę dokładnie w tym departamencie. I pracował jak najwięcej i jak najlepiej z wiadomych względów. Chciał kiedyś awansować i znaleźć się bliżej samego Ministra. Taki był plan i tego się trzymał.
- Nie myślałem. Ta cała dokumentacja jest bardzo ważna a jeśli się za coś odpowiada i chce, żeby to było zrobione dobrze to trzeba to robić samemu – odpowiedział dość chłodno, ale po chwili przyjaźnie się do niej uśmiechnął. Nie chciał, żeby zabrzmiało to zbyt ostro. – Bardziej przydałby mi się ktoś czuwający nad terminarzem. Spotkania i terminy gonią i czasami w ferworze pracy trudno się w tym połapać – dodał uśmiechając się dalej i spojrzał na dłonie dziewczyny/ - Ale papierkowa robota na pewno nie jest odpowiednia na pięknych, arystokratycznych rączek – dodał spoglądając na nią z delikatnym uśmiechem. Chciał swój pogląd ubrać w jak najmilsze słowa i zawoalować to wszystko komplementem. Dziewczyna w końcu była wybitnie urokliwa.
- Moja matka wywodziła się z rodu Parkinsonów. Szacunek do jednorożców mam we krwi a z tego, co Pani mówi ich sytuacja nie jest w tym momencie najlepsza. Jeśli w jakiś sposób mogę pomóc to na pewno się zaangażuję – odpowiedział dopijając swoją, zimną już, kawę. Właściwie mógł się przejść do odpowiedniego gabinetu i sprawić, żeby wniosek o dofinansowanie nie trafił na szczyt sterty papierów, których nikt nigdy nie przejrzy. Ale sam nie wiedział, czy ma na to czas, czy jego przywiązanie do jednorożców to nie jest zwykła kurtuazja. To w końcu nie jego działka.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Oh, na pewno najtrudniej zapanować jest właśnie nad terminarzem. Spotkania, jakieś wydarzenia, to na pewno bardzo zajmujące i czasochłonne - odpowiedziałam mu.
Zauważyłam, że spogląda na moje dłonie. Odruchowo sama na nie spojrzałam, czy aby moje paznokcie są dobrze zrobione. Tak jak każdy mężczyzna, on również uważał, że kobieta powinna tylko leżeć i pachnieć. Rozumiałam to, arystokratki nie były stworzone do takiej pracy. Może i chciały, ja czasami chciałam, ale rozumiałam, że moja rodzina może tego nie pochwalać.
- Takie dłonie stworzone są do grania na fortepianie, co zresztą bardzo dobrze potrafią - stwierdziłam, zamykając w powietrzu pięść.
Poinformował mnie, że jego matka pochodziła od Parkinsonów. Kiwnęłam głową, znałam ich rodzinę i taką jedną Wenus, której nie cierpiałam, ale to była tylko jej i wyłącznie jej wina. Gdyby nie jej zachowanie, to na pewno nasze stosunki były by bardzo dobre. A tak, cóż, tolerujemy się.
- Bardzo dziękuje, Panie Nott. Na pewno jeśli będę miała jakiś problem, to się do Pana zgłoszę. Póki co jednak doskonale sobie radzę, więc nie potrzeba. Mam nadzieję, że pracownicy Ministerstwa wykażą się rozumem i współczuciem dla tych biednych zwierząt - odpowiedziałam. - Ale bardzo dziękuję za chęci.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Spojrzałam potem na zegarek, minęło już trochę czasu odkąd tutaj przyszłam. Przypuszczam, że Pan Nott siedział tu zdecydowanie dłużej, a ja nie chciałam zajmować mu jego cennego czasu.
- Jeżeli goni Pana praca, to nic się nie stanie, jeśli wróci Pan do swoich obowiązków. Na pewno gdzieś niedługo znowu się spotkamy. Nie wiem jak bardzo jest Pan zajęty - zaczęłam.
Bynajmniej nie chciałam się go pozbywać. W gruncie rzeczy dobrze nam się rozmawiało, widać było, że mamy trochę inne poglądy i inne spojrzenie na rzeczywistość. Miło było jednak wymienić się z kimś poglądami.
- Ja będę się niedługo zbierać, jak tylko dopiję herbatę. Mam jeszcze kilka innych spraw do załatwienia - poinformowałam go.
Zauważyłam, że spogląda na moje dłonie. Odruchowo sama na nie spojrzałam, czy aby moje paznokcie są dobrze zrobione. Tak jak każdy mężczyzna, on również uważał, że kobieta powinna tylko leżeć i pachnieć. Rozumiałam to, arystokratki nie były stworzone do takiej pracy. Może i chciały, ja czasami chciałam, ale rozumiałam, że moja rodzina może tego nie pochwalać.
- Takie dłonie stworzone są do grania na fortepianie, co zresztą bardzo dobrze potrafią - stwierdziłam, zamykając w powietrzu pięść.
Poinformował mnie, że jego matka pochodziła od Parkinsonów. Kiwnęłam głową, znałam ich rodzinę i taką jedną Wenus, której nie cierpiałam, ale to była tylko jej i wyłącznie jej wina. Gdyby nie jej zachowanie, to na pewno nasze stosunki były by bardzo dobre. A tak, cóż, tolerujemy się.
- Bardzo dziękuje, Panie Nott. Na pewno jeśli będę miała jakiś problem, to się do Pana zgłoszę. Póki co jednak doskonale sobie radzę, więc nie potrzeba. Mam nadzieję, że pracownicy Ministerstwa wykażą się rozumem i współczuciem dla tych biednych zwierząt - odpowiedziałam. - Ale bardzo dziękuję za chęci.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Spojrzałam potem na zegarek, minęło już trochę czasu odkąd tutaj przyszłam. Przypuszczam, że Pan Nott siedział tu zdecydowanie dłużej, a ja nie chciałam zajmować mu jego cennego czasu.
- Jeżeli goni Pana praca, to nic się nie stanie, jeśli wróci Pan do swoich obowiązków. Na pewno gdzieś niedługo znowu się spotkamy. Nie wiem jak bardzo jest Pan zajęty - zaczęłam.
Bynajmniej nie chciałam się go pozbywać. W gruncie rzeczy dobrze nam się rozmawiało, widać było, że mamy trochę inne poglądy i inne spojrzenie na rzeczywistość. Miło było jednak wymienić się z kimś poglądami.
- Ja będę się niedługo zbierać, jak tylko dopiję herbatę. Mam jeszcze kilka innych spraw do załatwienia - poinformowałam go.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
To był urocze, że młode panny z dobrych domów działały charytatywnie. Nicholas miał dość konserwatywne zdanie na temat kobiet i uważał, że właśnie tym powinny się zajmować. Działać charytatywnie i budować dobrą opinię dla całej rodziny. W końcu lepszą sławą cieszą się Ci, którzy pomagają innym i których interesuje los biednych zwierząt niż zwykli karierowicze.
- Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane to usłyszeć – odpowiedział z czarującym uśmieszkiem na twarzy. Może i z Yaxleyami nie widywali się zbyt często, ale na pewno kiedyś spotkają się „na salonach”. Ten światek magicznej elity był jednak mały i na tyle hermetyczny, że wszyscy się znali, a jeśli nawet nie, to prędzej czy później spotykali się na mniejszym lub większym przyjęciu. Ważnym było kultywowanie tradycji.
- Gdyby jednak się nie wykazali proszę się odezwać. Nie chwaląc się potrafię tutaj wiele załatwić – odpowiedział uśmiechając się do dziewczyny uprzejmie po raz kolejny. Powiedział tak, bo wypadało. Jakoś nie był przejęty wybitnie sytuacją jednorożców, ale dziewczyna mu przypunktowała tym, że zachowuje się jak na prawdziwą damę przystało. Jego siostra nie zawsze taka była. Szkoda tylko, że byłą Yaxleyówną. Nazwisko stawało jednak na drodze do tego, żeby mieć ze sobą jakieś pozytywne relacje. Może i Nott do Yaxleyów nic nie miał, ale nie podobało mu się, że Yaxleyowie ewidentnie coś mają do nich i to od dawana. Pozostawanie w negatywnych stosunkach dla samej zasady było bezsensowne, ale niestety kultywowane w tych sferach od zawsze.
- Właściwie już i tak za bardzo przeciągnęła mi się przerwa na kawę – odpowiedział spoglądając na nią ponuro i zerkając na swoja filiżankę. – W miłym towarzystwie czas szybko leci – odpowiedział posyłając jej pełne uznania dla jej urody spojrzenie. Dlaczego one musiały być takie piękne. Nie trudno się domyślić, że to sprawka domieszki krwi wili, ale to było naprawdę niesprawiedliwe.
- W takim razie nie będę już Pani zabierał więcej czasu. Dziękuję za towarzystwo i gdyby Pani czegoś potrzebowała, albo jednorożce czegoś potrzebowały i mógłbym pomóc zapraszam do mojego gabinetu na drugim piętrze – dodał jeszcze wstając i żegnając się z kobietą. Już był spóźniony jeśli chodzi o jego plan pracy. Ale cóż… Czasami trzeba być bardziej elastycznym niż perfekcyjnie trzymać się harmonogramu. Najwyżej zostanie w pracy godzinkę dłużej.
/zt
- Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane to usłyszeć – odpowiedział z czarującym uśmieszkiem na twarzy. Może i z Yaxleyami nie widywali się zbyt często, ale na pewno kiedyś spotkają się „na salonach”. Ten światek magicznej elity był jednak mały i na tyle hermetyczny, że wszyscy się znali, a jeśli nawet nie, to prędzej czy później spotykali się na mniejszym lub większym przyjęciu. Ważnym było kultywowanie tradycji.
- Gdyby jednak się nie wykazali proszę się odezwać. Nie chwaląc się potrafię tutaj wiele załatwić – odpowiedział uśmiechając się do dziewczyny uprzejmie po raz kolejny. Powiedział tak, bo wypadało. Jakoś nie był przejęty wybitnie sytuacją jednorożców, ale dziewczyna mu przypunktowała tym, że zachowuje się jak na prawdziwą damę przystało. Jego siostra nie zawsze taka była. Szkoda tylko, że byłą Yaxleyówną. Nazwisko stawało jednak na drodze do tego, żeby mieć ze sobą jakieś pozytywne relacje. Może i Nott do Yaxleyów nic nie miał, ale nie podobało mu się, że Yaxleyowie ewidentnie coś mają do nich i to od dawana. Pozostawanie w negatywnych stosunkach dla samej zasady było bezsensowne, ale niestety kultywowane w tych sferach od zawsze.
- Właściwie już i tak za bardzo przeciągnęła mi się przerwa na kawę – odpowiedział spoglądając na nią ponuro i zerkając na swoja filiżankę. – W miłym towarzystwie czas szybko leci – odpowiedział posyłając jej pełne uznania dla jej urody spojrzenie. Dlaczego one musiały być takie piękne. Nie trudno się domyślić, że to sprawka domieszki krwi wili, ale to było naprawdę niesprawiedliwe.
- W takim razie nie będę już Pani zabierał więcej czasu. Dziękuję za towarzystwo i gdyby Pani czegoś potrzebowała, albo jednorożce czegoś potrzebowały i mógłbym pomóc zapraszam do mojego gabinetu na drugim piętrze – dodał jeszcze wstając i żegnając się z kobietą. Już był spóźniony jeśli chodzi o jego plan pracy. Ale cóż… Czasami trzeba być bardziej elastycznym niż perfekcyjnie trzymać się harmonogramu. Najwyżej zostanie w pracy godzinkę dłużej.
/zt
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Praca w Ministerstwie Magii często uważana była za nudną i nieciekawą. Marin wiele razy słyszał od swoich znajomych, że praca w urzędzie kojarzy im się tylko z papierkową robotą i zbytecznym lenistwem. Czy to była prawda? Cóż, poniekąd na pewno. Część departamentów musiała zajmować się formalnościami, które były tak naprawdę celem ich istnienia. Zdarzały się też takie departamenty, które z nudą niewiele miały wspólnego. Na przykład bycie Aurorem.
Marin nie uważał swojej pracy za nudną. W głównej mierze było to pewnie spowodowany tym, że jego praca była jego hobby. Naprawdę lubił obrót pieniędzmi, a jeżeli po drodze szła jakakolwiek władza to czuł się jak w niebie. Pracował w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów od mniej więcej dwóch lat. Z podrzędnego pracownika w ciągu kilkunastu miesięcy awansował o kilka szczebli i zajmował właśnie stanowisko nadzorcy w eksporcie różdżek. Chociaż w ten sposób mógł zaistnieć w rodzinie nie wybierając pracy w rodowym biznesie. Tak naprawdę wciąż był blisko głównej chluby jego potomków. Przecież to od niego zależało to ile różdżek sprzedadzą do Europy Wschodniej i Azji, gdzie powstawała coraz większa moda na wytwór Ollivanderów.
Każdego dnia Marin poświęcał część czasu na przegląd prasy, która w jakimkolwiek stopniu mogła mu pomóc pracy. Czasami robił to w swoim gabinecie, czasami już po pracy siedząc w domowym zaciszu. Tego listopadowego dnia padło jednak na kawiarnie w Ministerstwie. Po prostu poczuł ochotę, że żołądek domaga się słodkości, które po zamówieniu zaniósł do jednego ze stolików i sie rozsiadł.
Można nazwać głupotą codzienny przegląd gazet tylko po to, żeby szukać jakichkolwiek informacji dotyczących jego pracy. Często spotykał się z takim zdaniem. Ale co ludzie wiedzieli o handlu? Nie wystarczało po prostu sprzedawać. Trzeba było wiedzieć ile, gdzie i w jakiej cenie. A sytuacja na świecie bardzo dużo mówiła o tym gdzie przyjmie się dany towar i czy sytuacja w danym kraju nie przeszkodzi w interesach.
Rozglądając się po pomieszczeniu Marin uznał, ze stanowczo powinien częściej odwiedzać to miejsce. Dlaczego do tej pory jeszcze nie wpadł na pomysł połączenia przyjemnego spędzenia czasu w kawiarni z pracą, którą i tak musiał wykonać?
Marin nie uważał swojej pracy za nudną. W głównej mierze było to pewnie spowodowany tym, że jego praca była jego hobby. Naprawdę lubił obrót pieniędzmi, a jeżeli po drodze szła jakakolwiek władza to czuł się jak w niebie. Pracował w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów od mniej więcej dwóch lat. Z podrzędnego pracownika w ciągu kilkunastu miesięcy awansował o kilka szczebli i zajmował właśnie stanowisko nadzorcy w eksporcie różdżek. Chociaż w ten sposób mógł zaistnieć w rodzinie nie wybierając pracy w rodowym biznesie. Tak naprawdę wciąż był blisko głównej chluby jego potomków. Przecież to od niego zależało to ile różdżek sprzedadzą do Europy Wschodniej i Azji, gdzie powstawała coraz większa moda na wytwór Ollivanderów.
Każdego dnia Marin poświęcał część czasu na przegląd prasy, która w jakimkolwiek stopniu mogła mu pomóc pracy. Czasami robił to w swoim gabinecie, czasami już po pracy siedząc w domowym zaciszu. Tego listopadowego dnia padło jednak na kawiarnie w Ministerstwie. Po prostu poczuł ochotę, że żołądek domaga się słodkości, które po zamówieniu zaniósł do jednego ze stolików i sie rozsiadł.
Można nazwać głupotą codzienny przegląd gazet tylko po to, żeby szukać jakichkolwiek informacji dotyczących jego pracy. Często spotykał się z takim zdaniem. Ale co ludzie wiedzieli o handlu? Nie wystarczało po prostu sprzedawać. Trzeba było wiedzieć ile, gdzie i w jakiej cenie. A sytuacja na świecie bardzo dużo mówiła o tym gdzie przyjmie się dany towar i czy sytuacja w danym kraju nie przeszkodzi w interesach.
Rozglądając się po pomieszczeniu Marin uznał, ze stanowczo powinien częściej odwiedzać to miejsce. Dlaczego do tej pory jeszcze nie wpadł na pomysł połączenia przyjemnego spędzenia czasu w kawiarni z pracą, którą i tak musiał wykonać?
Gość
Gość
Kawiarnia
Szybka odpowiedź