Wydarzenia


Ekipa forum
Kawiarnia
AutorWiadomość
Kawiarnia [odnośnik]17.03.12 14:26
First topic message reminder :

Kawiarnia

★★
Usytuowane tuż nieopodal Fontanny Magicznego Braterstwa pomieszczenie w barwach brązów i fioletów. Ze stojącego w kącie radia sączy się miła dla ucha, przytłumiona muzyka, mieszająca się z szumem przyciszonych rozmów oraz stukotu obcasów - do kawiarni co chwilę ktoś wchodzi, by w pośpiechu zamówić kubek kawy, porwać z pobliskiego stoliczka najnowszą prasę i pędzić w pośpiechu do czeluści własnego biura tudzież departamentu; ostatnimi czasy Ministerstwo Magii przeżywa istny natłok zajęć, obowiązków i problemów.
Nikt jednak nie potrafi oprzeć się serwowanym tutaj specjałom: rozmaitym gatunkom kawy, herbaty, rozpływających się w ustach ciastom i najsmaczniejszym na świecie kanapkom. Największym zainteresowaniem cieszy się, naturalnie, herbata potocznie nazywana przez pracowników Ministerstwa Magii herbatą "ze Świętego Munga" - parzona z liści diabelskiego hibiskusa, rośliny rosnącej w pobliżu smoczych lęgów. Nic dziwnego - ma ona bowiem działanie silnie pobudzające, tak pożądane przecież w perspektywie ślęczenia przez kilka nocy nad stosem dokumentów, raportów, dekretów i rozporządzeń.
Lśniące stoliczki w barwie kakaowca otoczone są mrowiem maleńkich krzesełek z tego samego kompletu i przykryte kolorowymi obrusikami, nad którymi unoszą się wiecznie płonące, magiczne lampiony. Hebanowa lada ugina się pod dziesiątkami specjałów serwowanych przez sympatycznego młodzieńca imieniem Alvin.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kawiarnia [odnośnik]02.01.22 16:59
« Zdrowy rozsądek może zastąpić prawie każdy stopień wykształcenia, lecz żadne wykształcenie zdrowego rozsądku »
Kiedyś może nie zaskoczyłaby go podobna interakcja. Był wszak o wiele bardziej otwarty, a jego sposób bycia działał na dość zbliżonym poziomie. Zdawało się jednak to tak dawno temu, że profesor niekoniecznie widział to jako zmianę na przestrzeni paru lat a co najmniej dekad. I chociaż niekiedy zdarzało mu się wspominać ówczesne, pozbawione ciążących problemów życie, nie tęsknił za swoją ekspresywnością. Za tamtą wersją siebie. W jego przypadku kojarzyła się profesorowi z niedojrzałością i dostrzeganiem jedynie określonych cech wydarzenia, aniżeli jego całości jak być powinno. Naiwność przebijała się na pierwszy plan, gdy tylko musiał stawać twarzą w twarz z tym, co zostało za jego plecami i zdecydowanie nie podobał mu się tamtejszy obrazek. Był niczym dorosłe dziecko, które nie chciało niczego więcej, nad czerpanie radości z każdej mijającej chwili. Teraz wszystko było jednak zupełnie inne. Nie było chłopca, nie było wiecznego uśmiechu, nie było roztrzepania ani braku skupienia. Kobietom i dzieciom przystawała ta niewinność, lecz nie dorosłym mężczyznom, którzy powinni brać odpowiedzialność za słabszych. Jako profesor, jako ojciec, jako mąż dostrzegał, jak wiele zależało od tego, jakim był on sam. W końcu był mentorem studentów, opiekunem własnych dzieci, wcześniej oparciem dla żony. Nie mógł marnować czasu na trywialne, ulotne momenty, które jedynie go rozpraszały, a nie kreowały silniejszego wizerunku. Widząc spracowaną Roselyn, jej rozedrgane od wysiłku dłonie nie myślał o własnych zmartwieniach. Uczył się zostawiać je za sobą, by być obecnym w aktualnym zdarzeniu. By móc podnosić innych i pilnować, by nie upadli z wycieńczenia. Dość miał więc żałoby. Dość cienia, jaki na nim pozostawiała. Od drugiej połowy wszystko się zmieniało. I kolejny już raz zmieniał się on sam.
Spotkanie jasnowłosej czarownicy było powiewem świeżości w dniu przepełnionym nudnym czekaniem na swoją kolej. Dużo mówiła. Naprawdę ilość słów pojawiających się między nimi w krótkim przedziale czasowym, szokowała, jednak nie odstawała zbyt wiele od niektórych dzieci, jak i niektórych dorosłych. Jayden starał się pozostawać skupionym bez przerwy, bo w innym przypadku mógłby ławo utracić istotną informację i nigdy już nie wrócić na odpowiednie tory. Gdy ona mówiła już kolejne zdanie, on był dopiero w poprzednim. Mimo to szczerze go rozbawiła swoją ekscytacją i ciepły wyraz twarzy, jaki pojawił się u profesora, nie wynikał z żadnej pogardy czy próby wyśmiania energicznej dziewczyny. Był jej życzliwy. Cała sytuacja z płaszczykiem tak szybko się zaczęła, jak i szybko skończyła, a nieznajoma czarownica kontynuowała swoje zmagania ze zrozumieniem druczku rejestracyjnego. Vane odsunął więc nieco w bok wypracowania uczniów i spojrzał w miejsce, które jeszcze przed momentem wskazywała. Zaczęła zatem poruszać kwestie swojego pochodzenia, co okazało się dość ciekawym faktem, iż jako potomkini tych kontrowersyjnych stworzeń nie przykładała wagi do klasyfikacji ich w spisie. Na szczęście mógł pomóc rozwiązać jej ten ciążący problem, dlatego też wyprostował się, pozwalając, by jego plecy oparły się o tylną część krzesła. - Umownie wile traktowane są jak czarownice z czystą krwią - poinstruował spokojnie, pozwalając sobie na moment zająć dzbanuszkiem herbaty. Nalał odpowiednią ilość do pojedynczej filiżanki i przesunął ją w stronę czarownicy. - Skoro zamówiła pani to samo, proszę się częstować. Poczekam na drugie zamówienie - wyjasnił, po czym podjął dalszą, nurtującą kwestię. - Imię i nazwisko powinno wystarczyć. Wydaje mnie się, iż lepiej nie dodawać więcej niż to konieczne - dodał, obserwując z ciekawością narysowane na boku dokumentu kwiaty. Nie chcąc jednak być impertynenckim, przeniósł spojrzenie na wnętrze kawiarni i przez chwilę milczał, pozwalając, by blondynka uzupełnia odpowiednie kolumny. - Pański brat także przyszedł się zarejestrować? - spytał mimochodem, nie chcąc jedynie milczeć w tej zdominowanej przez blondynkę rozmowie i prezentować się jako ktoś, kto nie przykuwał uwagi do padających z jej ust słów. Przy okazji zauważył, że damskie pióro miało nadszarpniętą końcówkę, dlatego też wyciągnął swoje. - Proszę użyć tego. - Świeży rysik nie miał sobie równych i każdy czarodziej oraz czarownica o tym wiedzieli. Dodatkowo Vane zawsze nakładał na nowe pióra srebrną stalówkę, którą niegdyś dostał od pradziadka. Dzięki temu zwykła lotka nabierała wyrazu elegancji, a pismo pozostawało czyste w dłoni umiejętnego autora.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Kawiarnia [odnośnik]02.01.22 22:29
Była urodzona i wychowana do bycia w centrum uwagi. Patrzcie, słuchajcie, bądźcie ze mną, dla mnie - mruczało jej nieskrępowane niczym ciało przy każdym kroku, miękkim geście, powłóczystym spojrzeniu. Miała to we krwi. Tak po prostu. Nawet będąc w bałaganie, narażając się na śmieszność uśmiechała się gładko, szczebiotała słowiczo i podkupywała cudze serca - swoim wilim wdziękiem i radością z przeżywanej chwili. Prosta, szczera, naiwna - młodość miała swój urok, swoją moc.
- Och... OCH! To bardzo dobrze. Trochę się już martwiłam, że jest na odwrót - zdecydowanie nie chciała zostać przyrównaną do mugoli. Jej życie uległo zmianie, lecz wciąż czuła prestiż z bycia czarownicą, bycia Lyon. Smutno by jej się zrobiło, gdyby musiała sobie umniejszać z powodu korzeni babki. Szczęśliwie nie musiała. - Dziękuję - smukłymi palcami objęła zaproponowaną filiżankę będąc urzeczoną szarmanckim gestem. Nie miała żadnego powodu by odmawiać grzeczności. Podobne sytuacje nierzadko jej się przytrafiały i zawsze sprawiły jej tą samą przyjemność - Posłucham Pana rady - zgodziła się z nim i upiła nieco ciepłego naparu. Po odjęciu od niego ust utrzymywała porcelanę w powietrzu, pozwalając ciepłym oparom ocierać się o cerę. Patrzyła na Jaydena z nad herbacianej tafli. Na kartki papieru i dokument w jego rękach, na ramiona, na dobrze skrojoną szatę, rysy twarzy, a potem obrączkę. Nic nie mówiła, lecz widać było, że o czymś w ciszy myśli i raczej nie dotyczyło to rejestracji, a samej osoby profesora. Zamrugała kilkukrotnie przywołana do teraźniejszości pytaniem. Odstawiła filiżankę na stolik - Brat to ma już za sobą. Pracuje w ministerstwie. To ja tylko tak jestem spóźniona ze wszystkim. Nie wychodziłam z domu więc w zasadzie nie potrzebowałam, nie przykładałam do tego uwagi i w ogóle dostać się do centrum Londynu też nie jest teraz tak łatwo. Bez brata tu bym samej nie dotarła. Sam by mnie samą też nie puścił. Bez względu na to czy byłabym przed, czy po rejestracji. - westchnęła - Nie jestem pewna, czy moja obecność tutaj jest bardziej efektem zawziętości mojego brata, czy też ministerstwa i tego czy chcę mieć spokój bardziej od jednego, czy od drugiego. Starsi bracia... - Podniosła kąciki ust ku górze z rozbawieniem na tę przewrotną myśl. Podparła brodę na wierzchu dłoni - Swoją drogą, pozwolę sobie zapytać... Czy my się może już wcześniej spotkaliśmy? Wzbudza Pan spore zaufanie swoją osobą i nie wiem, czy to Pana osobisty czar, czy też może spotkaliśmy się już wcześniej. A może jedno i drugie...? - w wilich oczach zaczaiła się ciekawość i lekkie zaintrygowanie - Salome Lyon - przedstawiła u uśmiechem w trakcie przejmowania "rysika" traktując ten gest jak alegorię uścisku dłoni. Zaraz potem przysunęła do siebie skrawek dokumentu. Zaczęła go uzupełniać zgodnie uwagami mama była półkrwi, babcia czysta, więc dziadek musiał być półkrwi...
Salome Lyon
Salome Lyon
Zawód : Artystka
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10917-salome-lyon#332724 https://www.morsmordre.net/t10947-listy-do-salome#333500 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f412-borough-of-bexley-fairy-dream-14 https://www.morsmordre.net/t10945-salome-lyon#333480
Re: Kawiarnia [odnośnik]03.01.22 17:16
« Zdrowy rozsądek może zastąpić prawie każdy stopień wykształcenia, lecz żadne wykształcenie zdrowego rozsądku »
Wychowanie, jakie odebrał Vane, nie wiązało się z byciem w centrum uwagi. Wręcz przeciwnie. Odbierał swoją rodzinę głównie jako strażników i sługów społeczeństwa. Ich odkrycia, ich praca, ich wiedza miały przede wszystkim tworzyć lepszych obywateli. Miały ułatwiać im życie i usprawniać egzystencję. Nie tylko podnosić jakość istnienia, ale także je rozwijać. Dawać możliwości, których nikt wcześniej nie mógł im dać. Ani nigdy później. Ciągły progres, patrzenie poza horyzont, poza umowne wymagania. Tam, gdzie nie było strachu. Gdzie była jedynie prawda w najczystszej ze swych postaci podparta faktami i wiarą, jaką posiadali kolejni potomkowie Diarmuida. Ich nazwisko przewijało się na kartach historii, lecz nigdy nikt nie mógł konkretnie powiedzieć, czego dokonali, bo ich osiągnięcia wiązały się z lepszym dobrem — nie zaś sławą. Każdy rozgłos, jaki zyskiwali, pozwalali, by przeszedł dalej. I tak też właśnie zamierzał działać sam Jayden. Nie chciał być w centrum uwagi, a życie poza granicami cywilizacji, wydawało mu się o wiele bardziej wartościowe. Jego umysł jednak nie mógł pozwolić, aby ci, których obiecał sobie chronić, mieli pozostać bez niego. Dzieci w Hogwarcie versus dyrektor, który nie potrafił o nich dbać. Edukacja, która stawała się towarem luksusowym. Dostępnym jedynie dla wybranych. Sojusznicy dyplomacji i rozsądku kruszeli, szerzyła się korupcja i zakłamanie. Jak więc mógł to wszystko porzucić? Wyzbyć się, chociaż spokój, cisza brzmiały tak... Nęcąco. Ale czy z czasem nie stałby się pełen goryczy?
To bardzo dobrze.
Jego usta wygięły się w delikatnym, ale pełnym ciepła uśmiechu. - Proszę uprzejmie. - Tyle starczało po krótkim dziękuję. Nic go nie kosztowało go wszak wyrzeczenie się herbaty. Nawet jeśli nie zamówiłaby niczego dla siebie, zapewne postąpiłby tak samo, gdyby tylko wyraziła chęci. Nie dostrzegał jej uważne spojrzenia, badając wówczas zgromadzonych wewnątrz ludzi. Na zdobienia kawiarni, na to, czego świadkami były w ostatnich latach. Wrócił wzrokiem do blondynki, gdy poczęła wspominać brata. Pracował w Ministerstwie. Jak wielu przed nim i wielu po nim. Vane nie osądzał jednak zbyt łatwo. - To braterska troska - odparł, chociaż wspomnienie o niewypuszczaniu dziewczyny samej wydawał się dziwny. Podobno w mieście panował spokój, ale może sytuacja tej konkretnej rodziny była wyjątkowa? Nie znał wszystkich detali. Zaraz jednak pojawiła się kolejna kwestia, a podparta broda młodej czarownicy nadawała tej interakcji kolejnego wymiaru. Bardzo frywolnego. Czy my się może już wcześniej spotkaliśmy? - Jeśli uczyła się pani w Hogwarcie. Być może - odpowiedział, nie chcąc mówić o jednym z ostatnich wydań Czarowniczy czy Horyzontów Zaklęć. Mógł jej tam mignąć, lecz Vane wolał nie sięgać po tematykę prasową.
Salome Lyon.
- Profesorze Vane - zwrócił się do Jaydena mężczyzna, który stanął nagle przy ich stoliku. Patrzył wpierw na astronoma, a później na blondwłosą dziewczynę. Zatrzymał na niej spojrzenie dłużej, niż powinien był dżentelmen, ale tak działał czar, jaki rozsiewały wokół siebie potomkinie wil. Vane mógł go za to winić, ale nie była to też wymówka. Odchrząknął więc głośno, wyrywając czarodzieja z transu i każąc mu tym samym kontynuować sprawę, w jakiej przybył. I tak jak podejrzewał, chodziło o przesłuchanie.
- Pan Baudelaire zaprasza na rozmowę.
- Oby tym razem był obecny - odparł z przekąsem, ale pozwolił sobie na koniec na nieszczery uśmiech. W końcu o to w tym wszystkim chodziło czyż nie? Zachowanie pozorów, gdy wewnętrzna wrogość jedynie kumulowała się pod powierzchnią stoicyzmu. Jayden wstał z miejsca, biorąc także przewieszoną wcześniej przez oparcie krzesła torbę i odgarnął włosy, przejeżdżając przez nie palcami. A więc zabawa miała dopiero się zacząć. Cudownie... Pytanie, jak miała się zakończyć? I kiedy... Na pewno mieli sięgać po nieczyste zagrania, a po wiedzy an temat polityki oraz zdolności ludzi posłusznych Ministerstwu, wiedział, iż byli zdolni do najgorszego. Obojętne było, co miało go spotkać. Najważniejsze było, aby nie ruszali jego rodziny. Na samą myśl zacisnął mocniej dłoń na pasku torby, lecz wyglądało to, jakby jedynie ją odpowiednio naciągał. Nie chcąc jednak przeciągać całej sytuacji, wrócił na ziemię i spojrzał na siedzącą wciąż przy stoliku Salome. Imię pasujące do urody, ale czy i do zwodniczej natury? Nie wyglądała na kogoś okrutnego, a krótka interakcja sprawiła, że profesor potrafił wykrzesać w stosunku do niej odrobinę sympatii. Uśmiechnął się ciepło. - Życzę powodzenia, pani Lyon. - Czy miała na palcu pierścień? Nigdy nie zwrócił uwagi — jej dłonie poruszały się tak prędko, a i ona sama go nie korygowała. A może nie dał jej wyraźnie powodu? Tak czy inaczej, nie zamierzał o niej zapominać przed wyjściem z lokalu. - Zatem do następnego spotkania? - Pożegnał ją ruchem głowy i skierował się za czarodziejem w znanym już sobie dobrze kierunku.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Kawiarnia [odnośnik]06.01.22 21:47
Brat nie kojarzył jej się z nadopiekuńczością. Raczej z przewrażliwieniem i starczą zrzędliwością. Jak tak dalej będzie toczył swoje życie to za chwilę będzie pomarszczony ze stresu jak śliwka, a od wnętrza zjedzą go wrzody. Była tego pewna. Nie mówiła o tym jednak na głos. Przynajmniej nie od momentu kiedy to zdarzyło jej się przypadkiem zobaczyć coś na ulicy. Coś pokracznego, rogatego, nieludzkiego. Od tego czasu uważnie słuchała zasad dotyczących wychodzenia z domu od swojego opiekuna. Wojna to jedno, godziny policyjne to drugie, a jej słodka beztroska, wili wdzięk oraz choroba to trzecie, czwarte i piąte. Był wręcz bohaterem.
- Winna mu za to jestem więc siostrzane posłuszeństwo - wyznała z lekką żartobliwością kłopotliwej siostry - A przynajmniej w zamian za to musze uporać się z tą okropną rejestracją. Właściwie miał po mnie przyjść za trzy godziny... Mamy jeszcze trochę czasu, prawda...? - Zmarszczyła brwi w lekkiej konsternacji, lecz nie wydawała się spanikowana tym, że wyznaczony czas mógł zostać przekroczony. Zerknęła za to kontrolnie w stronę drzwi wejściowych do kawiarenki. Nie widząc w nich znajomej sylwetki zatopiła się we wnętrzu filiżanki. Uśmiechnęła się zakłopotana, a potem już miękko i chętnie. Zadowolona z siebie wyplątała pióro do pisania z męskich rąk. Pięknie wykorzystała chwilę by elegancko się przedstawić. Z satysfakcją, powoli spuściła jasne rzęsy zerkając na dokument pod palcami. Szary i nieciekawy. Po kilu ruchach przelała uwagę na coś bardziej interesującego. Kogoś bardziej interesującego - A więc to jednak Pana czar. Szkoda - figlarnie wyraziła swój żal i zadowolenie. Jednocześnie. Ku rozczarowaniu, jak się okazało, uwaga profesora nie była jednak w pełni jej poświęcona. Wszystko przez jakiegoś nieznajomego mężczyznę. Salome wydęła usta w niezadowoleniu słysząc, że Pan Vane jest już gdzieś wzywany. - Tak, trzymam za słowo Panie...Vane - pożegnała z entuzjazmem życzliwego mężczyznę, chociaż spojrzeniem pełnym magii oczekiwała, że zostanie. Gdy jej nie wyszło, została sama, a emocje już opadły - westchnęła i z ponurą miną spojrzała ponownie na formularz. Dopiero wtedy zorientowała się, że w ręce dalej trzyma jego własność. Postanowiła więc wypić drugą herbatę dając Panu Vane czas na powrót i tym samym odwlekając konieczność dokończenia własnej biurokracji. Wymyśliła nawet w trakcie kilka błyskotliwych kwestii, którymi mogłaby mu odpowiedzieć. W końcu "następne spotkanie" nastąpiłoby... wyjątkowo szybko, prawda? Niestety przed Panem profesorem odnalazł ją brat... Wraz z nim ruszyła ponownie w stronę dawnej siedziby Biura Aurorów.
Salome Lyon
Salome Lyon
Zawód : Artystka
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10917-salome-lyon#332724 https://www.morsmordre.net/t10947-listy-do-salome#333500 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f412-borough-of-bexley-fairy-dream-14 https://www.morsmordre.net/t10945-salome-lyon#333480
Re: Kawiarnia [odnośnik]07.01.22 15:46
« Zdrowy rozsądek może zastąpić prawie każdy stopień wykształcenia, lecz żadne wykształcenie zdrowego rozsądku »
Relacje rodzinne bywały skomplikowane. Nie trzeba było mieć problemów ze swoimi bliskimi, by zdawać sobie z tego sprawę. Patrząc po własnych więziach, jedne stawały się silniejsze, inne łagodniały, kolejne w ogóle się zmieniały w całkiem odmienny sposób od pierwotnego i nie można było przewidzieć, dokąd zmierzały. Niedługo miały także powstać nowe... Wciąż nie mógł uwierzyć, że miał zostać starszym bratem dla jeszcze nienarodzonego dziecka rozwijającego się w łonie jego własnej rodzicielki. Państwo Vane przez tyle lat posiadali jedynaka, aż Jayden całkowicie przestał myśleć o możliwości pojawienia się rodzeństwa. Nigdy nie spodziewałby się tej wiadomości akurat teraz.
- Czy czas istniałby, gdybyśmy nie nadali mu ram? - odpowiedział pytaniem na pytanie bardziej w sposób, który miał poruszyć i zasiać pewne ziarno rozmyślań w młodej jeszcze główce czarownicy. Czym więc były trzy godziny, jeżeli w ogóle nie było samych minut? Sekund? Części składowych składających się na coraz pomniejsze fragmenty? Istnieliby więc zarówno tam, tutaj i dalej w jednym tożsamym ze sobą momencie. Nie było rozgraniczeń na przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość — wszystko było jednym. Wszystko trwało w nich samych i oni trwali we wszystkim wokół. To spotkanie więc odbywało się bez ustanku — zaczynało, trwało, kończyło w kółko i bez końca. Ani bez początku. Czy mogła postrzegać to w podobny sposób? Nie wiedział, czy w ogóle ją to interesowało, ale na pewno posiadała w sobie pewien czar. Odmienny od tego charakterystyczny dla wil i ich potomkiń, lecz nie mógł zaprzeczyć, iż w pewien sposób obserwowanie Salome sprawiało, że odczuwał spokój. Że nie myślał o tym, co miało nadejść, ale tkwił tutaj.
A więc to jednak pana czar. Szkoda.
Roześmiał się szczerze, będąc już pewnym, że na przesłuchanie miał wejść z co najmniej dużą dozą wesołości oraz rozluźnienia i to dzięki drobnej sylwetce Salome Lyon. Nie kazał czarownicy jednak długo czekać z odpowiedzią na swoją reakcję lub właściwie jej wyjaśnieniem, bo mogła to odebrać na wielorakie sposoby. - Wiele opisów swojej osoby dało mnie się słyszeć, lecz na pewno nie taki - odpowiedział w końcu, jednak szybko ich konwersacja została przerwana już przez mniej zachęcającego osobnika pod typowym krawatem służb Ministerstwa Magii. Dostrzegł przy pożegnaniu niezadowolenie swojej towarzyszki, iż miała czekać na brata sama, ale obdarzył ją ostatnim, szczerym uśmiechem, gdy wypowiedziała jego nazwisko. Tak. Zdecydowanie była ciekawą istotą i profesor miał nadzieję, iż nie miała mieć większych problemów przy swojej rejestracji. Tego jej życzył.
Po wyjściu z kawiarni szedł tą samą drogą, jaką pokonał już dwukrotnie, ale liczył, iż na jej końcu pozwolą mu przekroczyć próg gabinetowy. W połowie zdał sobie także sprawę z pozostawienia stalówki pani Lyon, ale nie zamierzał zawracać. Nie był to powszechny przedmiot, gdyż większość czarodziejów oraz czarownic wciąż ostrzyła swoje pióra, by po zużyciu dutki wyrzucić i kupić nowe. Vane jednak — jak w wielu sferach — wolał bardziej modernistyczne podejście. I chociaż tamta stalówka wiązała się z rodzinnym przywiązaniem z uwagi na pochodzenie oraz małą literę V wygrawerowaną na szczycie, nie martwił się przesadnie. Mógł kazać wykonać identyczną kopię później. A tak przynajmniej Salome miała już swoją. Z tą też myślą wszedł już do gabinetu Baudelaire'a, gdzie czekała na niego trójka czarodziejów. A więc przesłuchanie, przemknęło mu przez głowę, zanim recepcjonistka nie zamknęła za nim drzwi.

zt Jayden


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Kawiarnia [odnośnik]08.01.22 13:58
Szarmancki i do tego jeszcze romantyczny. Motywy o przemijaniu, eteryczności były jej ulubionymi w poezji. Jak mogła więc się nie zachwycić słuchając tak pięknej odpowiedzi, a w zasadzie nawet pytania. Odsunęła na bok więc myśl o niezadowoleniu brata, o tym, że powinna pilnować zegarka. Wszystko miało swój czas i miejsce.
- Ma Pan rację. - rozpromieniła się - Wypuszczę go więc i niech nie zwraca na na mnie uwagi - mruknęła konspiracyjnie zdradzając swój plan. Niech nie wisi nad nami, niech nie tkwi w mojej głowie. Niech rozpierzchnie się wszędzie wokół lub pozwoli przywołać się komuś innemu. Jeżeli ja go nie dostrzegam, to on mnie też - czy to nie było sprytne?
Poczuła przyjemne ciepło, kiedy go rozbawiła. Uznał ją też za wyjątkową. Może nie wprost, lecz nie słyszał podobnego komplementu od nikogo innego. Tylko od niej. Naprawdę żałowała, że jednak się gdzieś wcześniej nie spotkali. Zbiegi okoliczności rządziły się jednak swoimi prawami i może to dobrze - myślała obracając w palcach elegancki rysik. Nie patrzyła przez to pod nogi ale nie bała się, że na kogoś wpadnie ponieważ brat prowadził ją pod ręką. Cmoknęła niezadowolona, kiedy poproszono ją o trochę uwagi oraz ogłady. Pokornie chowała jednak swój kleptomański łup do kieszeni futerkowego płaszczyka, poprawiła fryzurę i wyszła z widny wyprostowana starając się trochę naśladować kwaśną minę swojego opiekuna - wzór ogłady. Poczuła na sobie jego spojrzenie. Nic więcej jednak nie powiedział. Podeszła do okienka zdać dokumenty związane z rejestracją. W kilku miejscach zabrakło jej podpisu, który został przez nią uzupełniony. Potem czekała. Nawet niespecjalnie długo - wszystko okazało się być takie, jak należy. Otrzymała z powrotem swoją różdżkę i kiedy była już przed budynkiem Ministerstwa doznała olśnienia. Dreszcz przeszedł jej po plecach, kiedy w panice wygrzebała rysik z kieszeni z dała sobie sprawę o jakiego profesora Vane z Hogwartu mogło chodzić. Poczuła na sobie pytające spojrzenie brata.
-  Muszę pójść do księgarni... - potrzebowała to zweryfikować, czy podobizna tego mężczyzny jest zgodna z tą którą widziała w jednej z gazet.

|zt
Salome Lyon
Salome Lyon
Zawód : Artystka
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10917-salome-lyon#332724 https://www.morsmordre.net/t10947-listy-do-salome#333500 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f412-borough-of-bexley-fairy-dream-14 https://www.morsmordre.net/t10945-salome-lyon#333480
Re: Kawiarnia [odnośnik]21.08.22 11:24
|06.05.1958

Niespiesznie skierowała swoje kroki w stronę budynku Ministerstwa Magii, w którym miała spotkać się z Ramseyem Mulciberem, człowiekiem który budziła mieszane uczucia u lady Burke. Z jednej strony niezwykle szanowany czarodziej, nieprzeciętna osobowość, której reputacja wyprzedzała jego samego, a z drugiej autor artykułu, który wzburzył ją bez reszty. Spowodował, że krew zagotowała się w żyłach, a natura lady Burke nie przywykła do wstrzymywania się gdy postawione tezy jawnie stawały w sprzeczności z tym co działo się wokół. Napisała list licząc się z tym, że zostanie zignorowana i potraktowane protekcjonalnie, ale otrzymała odpowiedź która mogła ją urazić, ale jednocześnie dawała możliwość do rozmowy. Chciała zmierzyć się z teoriami pana Mulcibera usłyszeć je z jego własnych ust popare badaniami, których zabrakło w artykule.
Nie lubiła Londynu, było tłoczne, głośne i małe. Choć spore miasto miało przestrzenie tak czuła jak budynki nachylają się nad nią odbierając powietrze i chociaż wiosna była w pełnym rozkwicie to nie czuła jej wśród ponurych murów. Zdecydowanie wolała wzgórza Durham, w których mogła oddychać pełną piersią. Port, gdzie przybijały małe statki i łodzie, a morska bryza targała szatami i kosmykami włosów.
Kiedy przybywała do miasta najczęściej czas spędzała na Nokturnie gdzie oddawała się swojej pracy i pasji, następnie wracała do rodzinnej posiadłości, w której czuła się bezpiecznie i swobodnie.
Ubrana w jedwabną koszulę w kolorze gołębiej szarości zapinaną na guziki aż po samą szyję, do tego idealnie skrojoną granatową spódnicę wkroczyła do wnętrza budynku Ministerstwa Magii. Całości stroju dopełniała peleryna zapięta na brosze w kształcie kwiatu maku oplatanego przez węża oraz kapelusz z szerokim rondem, pod którym skrywała się misternie ułożona fryzura ozdobiona jedynie srebrną szpilą do włosów. Całość prezentowała się niezwykle szykownie i z klasą chociaż dobór kolorów był stonowany i dość surowy, jednak pasujący do aparycji szlachcianki. Różdżka ukryta w kieszeni spódnicy nie wadziła czarownicy, a dzięki temu dłonie miała wolne. Przystanęła na chwilę aby rozejrzeć się dookoła siebie i zaraz dostrzegła kawiarnię, do której miała się udać aby spotkać się z czarodziejem.
Zapoznała się z menu by zamówić jedną z wielu propozycji kaw jakie serwowano. Czekając na zamówienie zerknęła dyskretnie na zegarek by sprawdzić, która jest godzina i czy nie przyszła za wcześniej. Pojawianie się zbyt szybko było oznaką braku dobrego wychowania. Nie należało być zbytnio przed czasem, ale zakazane było spóźnianie się. To ostatnie oznaczało całkowity brak szacunku dla drugiej osoby. Mit, że piętnastominutowe spóźnienie jest w dobrym guście ostatnio mocno pokutował. Lady Burke mogła uchodzić za rewolucjonistkę, kobietę zbuntowaną ale nikt nie mógł zarzucić jej braku ogłady i kindersztuby. Pewne zasady były po to aby skutecznie z nich korzystać i umiejętnie się poruszać po szachownicy relacji międzyludzkich.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Kawiarnia - Page 8 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Kawiarnia [odnośnik]21.09.22 19:54
Spodziewał się spotkania pełnego argumentów, rzeczowych, konkretnych. Wiedział z góry, jak zakończy się zakończy, wiedział też, że przyjmie słowa lady Burke bez nerwów i rozczarowania, a ona opuści ministerstwo magii mają go za nadętego buca i czarodzieja bojącego się angażujących w walkę czarownic. Treści jej listów wyraźnie sugerowały, czego mógł się od niej i po niej spodziewać, nie miał więc wielkich nadziei na zrozumienie. Wydawała się osobą twardo stąpająca po ziemi, a jednocześnie pełną wielkich ideałów, na które ten świat nie był gotowy, co więcej, których dzisiejszy świat nie przetrwa. Nie chciał traktować jej pobłażliwie, tak jak traktuje się młodą uczennicę, która niewiele rozumie, ale właśnie to spodziewał się dziś ujrzeć. Pokorną bo dobrze wychowaną, grzeczną i ugodową czarownicę, próbującą przekonać go do własnego zdania, podważającą prezentowane przez niego treści w bezsensownej walce o racje. Ale jemu wcale nie chodziło rację a tym bardziej o pozycji. Miał znacznie szlachetniejszy cel.
Mimo to chwilę przypadającą na to spotkanie przyjął bez nużącego oczekiwania czegoś na co nie miało się najmniejszej ochoty. Był zadowolony i z przyjemnością udał się do ministerialnej kawiarni. Pilnował czasu, chociaż często się spóźniał — przez natłok angażujących i wymagających zajęć, nie rozdmuchane ego. Zapraszając damę na spotkanie pamiętał jednak, by nie zawieść jej pod żadnym względem. Zależało mu na tym, by zostawić w niej jak najwięcej mętnych wrażeń, sprzecznych uczuć. Ubrany w czarną, gładką szatę z kołnierzykiem w stójkę, białymi mankietami wystającymi spod spodu, wszedł do środka. Dla siebie zamówił herbatę, źle sypiał — wciąż niezmiennie, doskwierała mu bezsenność, czasem bardziej lub słabiej odbijając się zmęczeniem na jego twarzy. Dziś miał szczęście, szklanka alkoholu w środku nocy w końcu zmogła udręczone ciało.
— Lady Burke — powitał ją, przystając przy stoliku, gotów także by ująć jej dłoń do pocałunku, jeśli w ten właśnie sposób mu ją poda, choć w takim miejscu jak to rzadko doświadczał podobnych gestów. Zajął miejsce naprzeciw niej, nieco pod kątem, zostawiając sobie miejsc na założenie nogi na nogę. Poprawił marszcząca się szatę i oparł się jednym łokciem o blat stołu. — Bywasz czasem tutaj, lady Burke? W ministerstwie magii? Odkąd mamy nowego ministra zaszło tu wiele zmian. Przede wszystkim panuje tu nieprawdopodobny porządek, każdy z pracowników bardzo uważnie pilnuje swoich zadań. — To nie do końca była prawda, przy rejestracji różdżek czas panował istny zamęt. Wyciągnął z kieszeni srebrną papierośnicę. Zamilkł na pewną chwilę, rytualnie wręcz wyciągając skręconego przez siebie czarodziejskiego papierosa, przesunął nim po dolne wardze i dopiero wtedy wsunął go całkiem między wargi, odpalił, pstryknąwszy palcami. Zaciągnął się dymem powoli i dopiero wtedy skupił na niej całą swoją uwagę. — Mam nadzieję, że sprawy w Durham mają się dobrze.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Kawiarnia - Page 8 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Kawiarnia [odnośnik]23.09.22 23:16
Dostrzegła jak wkroczył do kawiarni i przystanął przy ladzie aby zamówić dla siebie napój. Nienachalnie prześlizgnęła się wzrokiem po jego sylwetce stwierdzając, że nigdy nie mogła mieć żadnych zarzutów co do wyglądu czarodzieja. Ilekroć się spotykali był wobec niej uprzejmy i niezwykle szarmancki; cały obraz został zburzony artykułem pod jakim się podpisał, a następnie chętnie przyjmował pomoc kobiecą w działaniach wojennych, która nie polegała jedynie na ładnym wyglądaniu i pozowaniu z małymi dziećmi do gazet. Tyle sprzeczności na raz potrafiły wywołać niekończące się bóle głowy.
Przez krótką sekundą zastanawiała się czy był to słuszny krok aby wysłać ten list i sprowokować czarodzieja. Co chciała tym zyskać? Przecież nie przekona go do swoich racji. Nie tędy droga, Primrose. Popełniłaś błąd.
Nie mogła się jednak teraz wycofać rakiem, tym samym tracąc twarz. Zamiast tego powitała czarodzieja delikatnym uśmiechem i skinieniem głowy oraz, zapewne ku jego zaskoczeniu, podaniem dłoni.
-Miło mi pana widzieć, panie Mulciber. - Przywitała się uprzejmym tonem głosu i poczekała aż mężczyzna zajmie miejsce, w dość, nonszalanckiej pozie. -Nie bywam częstym gościem w innych miejscach Londynu, poza Nokturem. - Przyznała otwarcie patrząc jak odpala papierosa. -Mój przyjaciel zaś bardzo sobie chwali pracę z panem. - Zagadnęła jeszcze niezobowiązująco, skoro nim przejdą do sedna mają zatańczyć we wstępie, rozmowach o wszystkim i o niczym, nie miała zamiaru odmawiać. Pozwalała aby mężczyzna prowadził w krokach tej rozmowy, czekała na odpowiednią nutę, w którą mogła wkroczyć. -Dziękuję, pracy zawsze jest w brud, ale nikt nie narzeka, a każdy czynnie działa. - Upiła mały łyk kawy przedłużając ciszę jaka zapadła przy ich stoliku. Mała celebracja kolejnych kroków tego dziwnego tańca. -Zapewne jest pan teraz wielce zajętym człowiekiem. Praca w Ministerstwie oraz obowiązki Namiestnika Warwick. Mam nadzieję, że posiada pan odpowiednie wsparcie, które odciąża i pomaga każdego dnia. - Pytała bez cienia złośliwości w głosie. Sama będąc lady Burke zajmowała się nie tylko wytwarzaniem talizmanów ale też opieką nad ziemiami Durham, a pracy każdego dnia przybywało. Grafik rano zapełniał się nowymi zadaniami, które metodycznie realizowała. Nie raz do późnych godzin nocnych ślęcząc nad dokumentacjami. Kopalnia była jednym z jej priorytetów aby podnieść jakość życia w Durham oraz zwiększyć środki spływające do rodzinnego majątku. -Jeżeli potrzebuje pan wsparcia i pomocy, może pan liczyć na mnie. - Dodała jeszcze. -Oczywiście, jeżeli nie będzie to sprzeczne z pana poglądami. - Prowokowała i była tego świadoma, że zrobiła to w dość bezpośredni sposób, który mógł razić, ale przecież nie spotkali się tutaj tylko po to aby popijać ciepłe napoje i rozmawiać o działaniu na własnych ziemiach.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Kawiarnia - Page 8 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Kawiarnia [odnośnik]27.09.22 11:22
Uśmiechnął się pogodnie jeszcze chwilę skupiony na papierosie, słuchając jej odpowiedzi na temat Londynu.
— Założyłem, że nie palisz, lady Burke — odparł, nim wrócił na tory prowadzonej przez nich rozmowy. — Ale jeśli się pomyliłem, proszę mi wybaczyć. — Podsunął jej papierośnicę. Wbrew tonowi głosu nie wyglądał jednak na skruszonego ani tym bardziej zakłopotanego tą sytuacją. Zrobił to umyślnie. — Londyn oferuje wiele interesujących miejsc. Nie da się ukryć, że Aleja Śmiertelnego Nokturnu skupia w sobie dość... specyficzne środowisko. — odpowiedział ostrożnie, robiąc wyraźną pauzę. Bywał tam często, znacznie częściej niż w innych miejscach w Londynie.— Teraz, kiedy stolica została oczyszczona z brudu i zdrajców można z przyjemnością eksplorować te wszystkie zakątki. Bywasz w operze? — spytał znów, przykładając papierosa do ust, by się nim zaciągnąć. Była damą, zapewne odwiedzała podobne miejsca w celach towarzyskich. Galerie, centra, kawiarnie. Trudno było mu uwierzyć, że spędzała większość czasu na ulicy pełnej czarnoksiężników. Nawet jako lady Burke musiała czuć, że to miejsce nie jest bezpieczne i wolne od czarodziejów spod najciemniejszej gwiazdy. Jeśli nie w Londynie, gdzie spotykała się z przyjaciółkami? Skierował ku niej stalowe spojrzenie, chwytając w dwa palce bibułkę i układając przedramię na blacie stolika. Papieros żarzył się lekko, gdy wypuszczał ustami dym. — Który przyjaciel? Rigel Black? — Zakładał, że byli w podobnym wieku, ale to głównie wydarzenia z ceremonii wskazały na ich znajomość. — Zdaje się, że nie był w najlepszej formie w trakcie uroczystości rozdania orderów — zagaił, odnosząc się do awantury, która miała miejsce w trakcie wydarzenia. Nie umknęło mu, że pomiędzy nim, a Rosierem, z którym przyszła powstało jakieś napięcie, choć wcale go to nie obchodziło. Nie powstrzymał się jednak przed zapytaniem o to, bardziej z chęci ujrzenia reakcji Primrose. Nie zdecydował się jeszcze na nieeleganckie i bezpośrednie spostrzeżenia.
— Zawsze się za takiego uważałem — zajętego człowieka. — Rzeczywiście wraz z przywilejami idą obowiązki, a pomoc jest niezbędna, kiedy pracy jest zbyt dużo, jak na jednego człowieka. Nawet tak wszechstronnego i pracowitego jak ja — odparł z rozbawieniem, przekuwając swoją wybujałą pewność siebie w niewybredny żart. — Z ulgą przyznam, że posiadam. Podjąłem pierwsze decyzję w roli namiestnika i liczę na to, że zasiane ziarno wyda zdrowe owoce. Czas jednak pokaże.— Czy Cassandra poinformowała już Burków o tym, że nowe obowiązki kolidują z opieką nad tą rodziną? Czy mógł myśleć już o sukcesie, czy wciąż cierpliwie musiał czekać? Obiecał jej, że poczeka; czuł, że cierpliwość miała się opłacić. Z tlącym się papierosem obserwował ją, gdy składała deklarację, uśmiechnął się po chwili; kiedy jej wątpliwość i jednocześnie prawdziwy powód tego spotkania zdążył już ucichnąć w kawiarnianym gwarze. Kąciki ust wygięły się lekko, nie odmówił sobie jednak ciągłego patrzenia panią w tej samej, nieruchomej pozie.
— Którymi dokładnie poglądami? Byłem pewien, że w wielu jesteśmy zgodni, lady Burke. Obojgu nam zależy na kultywowaniu czarodziejskiej tradycji i pielęgnowaniu tak wzgardzanymi dziś wartościami, czyż nie? — spytał w odpowiedzi na jej prowokację. Zamilkł na chwilę, spuszczając wzrok na dłoń, strzepnął popiół do popielnicy. — W liście pytałaś o raporty badań moich kolegów i szczegóły prowadzonych przez nich eksperymentów, ale wynoszenie podobnych dokumentów z Departamentu Tajemnic byłoby naruszeniem złożonej przeze mnie przysięgi. Mogę ci je przedstawić w gabinecie, jeśli tego sobie życzysz. Tam nikt... nie będzie nam przeszkadzał. — Obejrzał się dookoła na otaczających ich ludzi, będąc pewnym, że ta propozycja wybrzmi wystarczająco niestosownie.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Kawiarnia - Page 8 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Kawiarnia [odnośnik]28.09.22 21:15

Uśmiechnęła się nieznacznie i skinęła delikatnie głową.
-Tym razem trafne założenie, panie Mulciber. - Odparła delikatnie, z cichą, ledwie wyczuwalną nutą przygany w głosie. Obrażona jednak się nie czuła, za to czujnie obserwowała zachowanie mężczyzny nie bardzo rozumiejąc co się właśnie dzieje. Nie znała go, zaś i nie mogła stwierdzić co jest grą, a co prawdziwym zachowaniem. Uznała, że nie będzie doszukiwać się drugiego dna, a jedynie rozegra to tak aby wyjść ze spotkania z jak najmniejszymi szkodami na własnej dumie. To, że ta zostanie naruszona była niemal pewna. -Nieodpowiednie, niebezpieczne i wątpliwego pochodzenia, to chciał pan powiedzieć? - Zapytała swobodnie, z zabarwieniem rozbawienia w oczach. -Nie trudno się nie zgodzić z tym spostrzeżeniem. Jednakże, ród Burke nie należy tych, którzy dobrze czują się w pełnym blichtrze i w pełnym świetle. Innego rodzaju działania dają nam satysfakcję. - Upiła łyk kawy, która nabrała już odpowiedniej temperatury i mogła jej kosztować bez obaw, że poparzy usta lub podniebienie. -Oczywiście, jak tylko jest coś ciekawego i godnego uwagi. - Teatry, spotkania towarzyskie, popołudniowe herbaty i gra w vista było wpisane w jej grafik. Podobnie jak praca nad talizmanami, rozczytywanie starych manuskryptów, objazdy hrabstwa, doglądanie ziem, spotkania z zarządcami i wiele innych obowiązków, o których nie musiał teraz wiedzieć. Z przyjaciółmi częściej widywała się na wiecach lub w domowych zaciszach planując kolejne działania, które miała nadzieję, że odbiją się echem w społeczności magicznej. -Lorda Rigela Blacka znam od dziecka, więc tak o nim mowa. - Kiwnęła głową, a gdy wspomniał o rozdaniu orderów drgnęła nieznacznie, ale twarz nadal pozostała spokojna i pełna uprzejmości. Lata ćwiczeń przed lustrem oraz pod czujnym okiem guwernantki teraz się opłacał, kiedy była wystawiana na próbę i lekką prowokację. Niezależnie czy celowo czy przez czysty przypadek. -Gorsze dni miewa każdy, nikt nie jest idealny, chociaż świat chciałby nas takimi widzieć. - Starała się wybrnąć z tej zaczepki jednocześnie nie zdradzając niczego co by mogło zaszkodzić przyjacielowi w jego dalszej karierze w Ministerstwie Magii.
-Przyznaję, że pańska pewność siebie i niezłomność charakteru są wielce budujące i podnoszące na duchu. - Nawet jeżeli brak skromności jest przywarą nie zaś cnotą. Z drugiej strony brak brawury czy odwagi spowoduje stagnację, której chcieli unikać. Gdyby wyrażał się w ten sposób jako kobieta nikomu by nie zaimponował, ale jako mężczyzna - mógł swobodnie ukazywać swoją nonszalancję. -Zdawało się, że nie jest pan zwolennikiem tego aby kobiety angażowały się czynnie w działania, które mogą zakłócić… spokój miru domowego, a tym samym zagrażają ich roli jako opiekunki ogniska domowego. - Wyjaśniła skąd wynikają jej obawy. Ostrożnie dobierała słowa, ponieważ wokół nich było wiele uszu, które na pewno chętnie łowiły zadania jakie wymieniali. -Oczywiście, jak wspomniałam w liście jestem bardzo ciekawa na czym opiera pan swoją tezę, na jakiś badaniach i rozważaniach ją pan zbudował. Jako kobieta, której pańska praca bezpośrednio dotyka, jestem żywo zainteresowana. Obawiam się, że rzeczywistość w której żyję, nie jest współgra do końca z pańską pracą. - Nie uszło jej uwadze, że rozejrzał się wokół, szukając wręcz spojrzeń, które wyłapią sensację. Uniosła dumnie podbródek w górę, a spojrzenie z uprzejmego stało się chłodne. Nie miała zamiaru dać sobą w ten sposób sterować. Nie da się złamać czy uciszyć w ten sposób. Na to było już za późno. -Proszę zatem aby był pan moim przewodnikiem, ponieważ nie wiem gdzie znajduje się pana gabinet.
Nieznacznym głosem dłoni wskazała aby czynił honory i ruszył ku wyjściu. Nie da się onieśmielić.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Kawiarnia - Page 8 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Kawiarnia [odnośnik]12.10.22 17:31
Subtelny uśmiech nie spełzł mu z twarzy, choć dosłyszał w tonie jej głosu nutę dezaprobaty. Przystawił do ust bibułę, powoli chwytając ją między wargi, by zaciągnąć się, a podczas tej naturalnej dla siebie czynności nie spuszczał jej z oczu. Kiedy odpowiadał, mówił wraz z białoszarym dymem.
— Dla większości — tak. Ale jesteś lady Burke, na to nieodpowiednie wypada przymknąć oko. Przez wzgląd na sklep to pewnie dla ciebie prawie drugi dom, lady Burke — zaryzykował stwierdzeniem, uśmiechając się na chwilę nieco szerzej. — Oczywiście. W ciemności trudniej dostrzec nie tylko stopień ryzyka i niebezpieczeństwa, ale także łatwo jest przeoczyć prawdziwe perły. — Schlebiał jej? Trudno ją było za taką uznać na pierwszy rzut oka. Nie przypominała słodkich panien z dworskich posiadłości, dla których balet, czy śpiew były sensem życia, ale jej intelekt i umiejętności potrafiły nie tylko zaskoczyć, ale także zaimponować. Milczał chwilę, analizując stopień jej zażenowania tamtą sytuacją, kiedy temat wtoczył się ciężko na ceremonię rozdania orderów. Nie nazywał młodego panicza lordem, w Ministerstwie nie stosowali względem siebie tytulatury, tym bardziej, że był jego podwładnym. Już nie był młody i głupi, był dorosły, więc wymagano od niego dojrzałości, a rodzina, z której się wywodził była dla towarzystwa obietnicą określonych stanowisk i przekonań. Blackowie doświadczyli pół roku temu ogromnej straty, a młody panicz stracił dobry wzór. Któż teraz przypilnuje jego chwiejnej natury, naprostuje jego miałkie poglądy? Zmarszczył brwi na chwilę, pozwalając sobie znów na chwilę celebracji palenia ulubionego tytoniu. — Ma olbrzymie ambicje — przyznał w końcu, przypominając sobie przebyte z nim rozmowy. — Ale chwilami jego wzrok spowija niepokojąca ciemność. Bywa bardzo naiwny — dodał zaraz, podkreślając jak bardzo. Jeśli uznawała się za jego przyjaciółkę powinna się temu przyjrzeć. — Takie charaktery łatwo złamać niezdrowymi przekonaniami. Omamić fałszywymi obietnicami.— Rigel nie miał silnego charakteru, wydawał się być źdźbłem trawy na wietrze. Bezwolnie falującym. — Także żywię nadzieję, że to słabsze dni. Byłoby szkoda gdyby nie poszedł w ślady Alpharda, ale tego już nie dodał, podejrzewając, że bystra Primrose odczyta jego intencje. Należała do Rycerzy Walpurgii, musiała się domyślać, jak wielkie oczekiwania spadają teraz na młodego Blacka. I jak wielkie rozczarowanie spotka Blacków, jeśli młody mężczyzna ich nie spełni. Wciąż, była jednak wyłącznie jego przyjaciółką, nie bliską krewną i nie żoną. Uśmiechnął się więc chcąc podkreślić, że dzielił się z nią jedynie szczerymi odczuciami, nie chciał by brzmiało to jak wymagania.
— Sądziłem, że irytujące — zakwestionował jej słowa z zaskakującą szczerością, a nawet rozbawieniem. Była zbyt dobrze wychowana, by otwarcie i głośno mu przyznać rację, ale próbował ją zachęcić do większej poufałości, aby czuła się swobodniej. Był jej niezmiennie ciekaw. Zamyślił się na moment, patrząc na nią, kiedy rozjaśniła dręczącą ją kwestię. Poruszył palcami, strzepując popiół do popielnicy, by to uczynić musiał nieco wyciągnąć rękę przed siebie, w kierunku stołu. — ładnie ujęte — przyznał z podziwem wybrzmiewającym w niskim głosie. Nie odpowiedział jej jednak, czekając na jej odpowiedź, a kiedy padła, uśmiechnął się szerzej. Ostatni raz zaciągnął się papierosem, po czym zgasił go o dno naczynia. Nie tknąwszy własnego naparu, pozostawił filiżankę na blacie. Kiedy wstał, wygładził polu szaty i dłonią wskazał kierunek. Poczekał na Primrose, a kiedy do niego dołączyła, w milczeniu poprowadził ich w kierunku wind, przy których powitał starszą czarownicę, która właśnie wysiadła. Kiedy weszli do środka, ktoś podszedł, chcąc wejść, ale ostatecznie się rozmyślił, obrzuciwszy ich spojrzeniem. Zamknął więc kratę i ustawił właściwy numer piętra. Dopiero kiedy winda ruszyła odezwał się. — Nie powiedziałaś tego, lady Burke, ale zaryzykowałbym zakładem, że masz mnie za potwora, który wyjątkowo nienawidzi kobiet, a publikowanymi treściami leczy zbolałe ego. — Spojrzał na nią, nim jednak odpowiedziała, kontynuował: — Co do pierwszego, nie zaprzeczę, ale mogę cię zapewnić, że darzę szacunkiem kobiety i doceniam ich rolę. Co więcej, jako człowiek zaangażowany w rozwój nauki nie wyobrażam sobie pomijać takiej grupy obiektów. Badawczych, oczywiście — sprostował po chwili. Winda dotarła na miejsce, odsunął kratę i puścił lady Burkę przodem, prosto na surowy, kamienny korytarz, który w porównaniu z resztą ministerstwa był nieprawdopodobnie cichy i zupełnie pusty. Ściany wydawały się zimne, a każdy krok niósł echo stukających obcasów dalej. Szybko dołączył do czarownicy, prowadząc ją korytarzem i otwierając przed nią jedne z drzwi. — Czujesz się urażona tym artykułem? Dlaczego? — spytał od razu, zapraszając ją do środka.


przechodzimy tu



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Kawiarnia - Page 8 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Kawiarnia [odnośnik]23.04.23 22:20
Rzeczywiście dochodziła już godzina piąta, a przecież dla Anglika nie ma nic świętszego niż popołudniowa herbata. Celebrowanie takich małych rytuałów wyróżniało Brytyjczyków wśród innych czarodziejów. A przynajmniej Nicholasa zdawał się tak uważać. Po drodze myślał jeszcze nad wernisażem czy też inną wystawą sztuki.
Nie rezygnowałbym całkiem z wernisażu, bo tu jednak chodzi o bankiet i rozmowy, a nie o oglądanie sztuki. Nie oszukujmy się. Na ilu już byłeś... był Pan - [b] przypomniał sobie, że nie są już za zamkniętymi drzwiami a nie było potrzebnym, by ktoś postronny dowiedział się o ich zażyłości – wydarzeniach tego typu i nawet nie zajrzał na wystawę? Bo ja przyzna, że przynajmniej kilkudziesięciu, chociaż zwykle staram się przynajmniej przelotnie zobaczyć dzieła, żeby mieć do czego nawiązać w niezobowiązującej rozmowie. Zaproponowałbym więc rzeczywiście spacer po British Museum ale połączone z niewielką wystawą czasową – nawet złożona z wybranych a nie nowych dzieł. Odpowiednio opłacony kustosz będzie wstanie to przygotować w miesiąc, a wydarzenie będzie zdecydowanie bardziej uroczyste - odpwiedział zdając sobie sprawę, że zagalopował się. W czasie pokoju przygotowania byłby bardzo trudne, ale możliwe do zrobienie. W czasie wojny byłoby to proszenie się o porażkę przy organizacji. Teraz najbardziej zaprzątał mu głowę brak odpowiedniego wina, które obawiał się, że Francuzi mogą uznać za ujmę i swoiste faux pas.
- Jeśli wino jest... nie najlepszym pomysłem – dokładnie wiedział co ma na myśli Cornelius, ale nie planował tego nazywać na głos – Powinniśmy pomyśleć o innym alkoholu. Angielska Whisky? Oczywiście możemy podać herbatę, ale zależy nam na tym, żeby humor gości się poprawił i byli bardziej chętni do negocjacji – zależało mu na alkoholu z tego jednego prostego powodu. Często rozplątywał języki. "Nie" zamieniał w "może", a "może" zamieniał w "tak".
Dziękuję za pomoc. Z pewnością zdaje sobie Pan sprawę z tego, że cenię sobie pańskie rady. Wyślę kogoś pracującego dla rodziny, żeby pański człowiek nie miał problemów z orientacją i podążę za dalszymi wskazówkami – zakończył jeszcze rozpoczęty w gabinecie wątek, o którym nie chcieli rozmawiać publicznie. Starał się przy tym używać takich sformułować, żeby pasowały do czegokolwiek. Nigdy taka forma "maskarady" nie sprawiała mu większego problemu. W końcu był wychowywany na dyplomatę.
– [b] Skoro sprawy służbowe mamy już omówione, największą przyjemnością byłoby omówić sprawy prywatne. Nie zapytam, czy bo to dość oczywiste ale gdzie mogę szukać Pana i pańskiej pięknej małżonki podczas festiwalu? Jeśli oczywiście moje towarzystwo będzie Państwu miłe – [b] gdy zamówili herbatę zagadnął na dużo mniej zobowiązujący temat niż te poruszane w gabinecie.
Nicholas Nott
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Może impreza?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11527-nicholas-nott https://www.morsmordre.net/t11529-black-jack#357518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11530-n-nott#357520
Re: Kawiarnia [odnośnik]24.04.23 23:29
Kąciki jego ust lekko drgnęły, choć poza gabinetem nie mógł po prostu wybuchnąć śmiechem - pilnowali wszak pozorów. Podobała mu się szczerość z jaką Nicholas mówił o nudnych wydarzeniach, których nikt nie miał odwagi nazwać nudnymi.
-Ma lord rację, przeważnie sztuka stanowi na takich wydarzeniach dodatek, a czasami bywa wręcz nudniejsza od rozmów. - znał się na sztuce na tyle, na ile wypadało. Nie mógł jednak powiedzieć, że zupełnie nie zaglądał na wystawy - bo w przeciwieństwie do młodego lorda zaglądał, nie mogąc pozwolić sobie na ich ignorowanie. W towarzystwie musiał pilnować się bardziej, uśmiechać bardziej, znać na wszystkim lub przynajmniej udawać, a każdy błąd mógł mu zostać wytknięty łatwiej niż młodemu arystokracie. Nie przejmował się tym jednak, ciesząc się z większej swobody młodego protegowanego i szczeremu entuzjazmowi jaki ten odczuwał na myśl o bankietach, które Corneliusowi kojarzyły się z przybieraniem kolejnych masek. Ot, kwestia przywileju.
-Francuzi wiedzą, że najlepszą whiskey produkują Macmillanowie. - przepraszająco pokręcił głową, krzywiąc się lekko na wspomnienie tych zdrajców. -A nawet jeśli nie najlepszą - poprawił się, może nie wypada już uznawać zasług ognistej. -to jeszcze ktoś skojarzy alkohol z ognistą. Może chociaż drinki, choć i herbata i drinki nie są idealne, rozeznam się w kwestii dostępności. Z okazji Festiwalu do portu wpłynie wiele statków, nie traćmy nadziei. - uśmiechnął się pokrzepiająco do Nicholasa, który wydawał się przejęty całą sytuacją. Widać, że dawno nie było go w kraju, ale szybko przyzwyczai się do nowych realiów ekonomicznych - wszak każdy polityk potrafił się przystosować, a Sallow nigdy nie wątpił w talent polityczno-dyplomatyczny młodego Notta.
-Nie ma za co, sir. To nie tylko rady, łączy nas wszak wspólny cel. - rozciągnął usta w uśmiechu, wypowiadając te słowa z pełnym przekonaniem. Jeszcze rok temu były jedynie frazesem pozwalającym na robienie kariery, ale Anglia faktycznie stała się lepsza - przynajmniej dla niego, Corneliusa, ale zawsze był przecież egoistą. Wojenne zasługi przynosiły medale, wdzięczność lordów budowała jego pozycje, bezpieczne hrabstwa pozwalały mu snuć śmiałe wizje o potężnej Anglii. Nie wątpił, że i Nicholasa zarazi ta gorączka - choć doskonale wiedział (będąc i egoistą i tchórzem człowiekiem racjonalnie podchodzącym do niebezpieczeństw), że wojenna rzeczywistość bywała... stresująca.
-Oczywiście, że pańskie towarzystwo będzie bardzo miłe. Z pewnością pojawimy się na wielkiej uczcie i ceremonii otwarcia, sadzeniu sadzonek z Ministrem, a moja żona pewnie będzie chciała oddać się zakupom. Chciałbym też pokazać rodzinie obrząd palenia Wiklinowego Człowieka, pracuję właśnie nad zorganizowaniem wskrzeszenia tej tradycji. - propozycja lorda, by spędzili razem część Festiwalu, wyraźnie przyniosła mu zaszczyt. -Dokładny program wciąż jest w budowie, ale może potwierdźmy plany bliżej końca lipca? - zaproponował, dopijając herbatę i pozwalając, by reszta rozmowy upłynęła na tematach bardziej błahych.

/zt x 2 :pwease: ?


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Kawiarnia - Page 8 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155

Strona 8 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

Kawiarnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach