Bar
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Bar
Do którejkolwiek sali trafisz, zawsze masz wrażenie, że przy barze stoi ten sam mrukliwy, brodaty mężczyzna, który, gdy już się do niego zwrócisz, spogląda na Ciebie wyjątkowo niechętnie i jeszcze mniej chętnie odpowiada na jakiekolwiek pytania. Lecz, kiedy potrzebujesz pomocy, wydaje się on jedyną znającą odpowiedź na twoje problemy osobą w pomieszczeniu.
UWAGA Aby przemieścić się po pomieszczeniach wewnątrz restauracji, należy rzucić kością opisaną jej nazwą.
1 - postać przechodzi do stolika nr 1
2 - stolik nr 2
3 - stolik nr 3
4 - wejście
5 - bar
6 - fontanna
7 - taras
8 - korytarz
Wartość zdublowana (np. wyrzucenie czwórki, podczas gdy postać znajduje się przy wejściu) upoważnia do dowolnego przemieszczenia się po wyżej wymienionych pomieszczeniach. Pierwszy post powinien zostać umieszczony przy wejściu.
W przypadku, gdy postać zgodnie z wyrzuconym rzutem powinna przenieść się do wątku, w którym znajduje się inna postać należąca do tej samej osoby (multikonto) do rzutu należy dodać jedno oczko, a następnie podążyć za powyższymi wskazówkami.
UWAGA Aby przemieścić się po pomieszczeniach wewnątrz restauracji, należy rzucić kością opisaną jej nazwą.
1 - postać przechodzi do stolika nr 1
2 - stolik nr 2
3 - stolik nr 3
4 - wejście
5 - bar
6 - fontanna
7 - taras
8 - korytarz
Wartość zdublowana (np. wyrzucenie czwórki, podczas gdy postać znajduje się przy wejściu) upoważnia do dowolnego przemieszczenia się po wyżej wymienionych pomieszczeniach. Pierwszy post powinien zostać umieszczony przy wejściu.
W przypadku, gdy postać zgodnie z wyrzuconym rzutem powinna przenieść się do wątku, w którym znajduje się inna postać należąca do tej samej osoby (multikonto) do rzutu należy dodać jedno oczko, a następnie podążyć za powyższymi wskazówkami.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:59, w całości zmieniany 1 raz
Był pewien, że rzucił zaklęcie poprawnie - ale powietrze nie zostało oczyszczone, substancja musiała już przesiąknąć magią... albo była na zaklęcie odporne. Ściągnął brew, skrzywił się nieznacznie i wzmocnił uścisk na rękojeści drewnianej różdżki, wolną ręką poszukując Rosalie. Chciał ją uchwycić za ramię, by nie zgubić córki w ciemnościach - a póki wiedział, gdzie stała, było to najprostsze. Pociągnął ją w dół, dając jej do zrozumienia, że chce, żeby kucnęła, pochyliła się - dzięki temu była bezpieczniejsza. Nie rozumiał, co się działo, kim była kobieta, ani kim był jej oprawca, ale wolał zachować ostrożność. Nikt, kto trzyma w rękach dziwne świeczki, nie mógł być nikim godnym zaufania. Wydając z siebie niechętny pomruk na podobieństwo trolla, wycelował w miejsce, z którego usłyszał wypowiadaną przez nieznajomą czarownicę inkantację. Musiała jednak sięgnąć po różdżkę.
Bucco, rzucił zaklęcie niewerbalnie, korzystając z osłony wszechobecnej ciemności.
Bucco, rzucił zaklęcie niewerbalnie, korzystając z osłony wszechobecnej ciemności.
Gość
Gość
The member 'Fortinbras Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Rzuciłam zaklęcie. Słysząc odgłos spadającego przedmiotu, uznałam, że zaklęcie się powiodło. Byłam z siebie niezwykle dumna, tym bardziej, że z tego wszystkiego, gaz rozweselający już zupełnie się ze mnie ulotnił. Ojcu nie udało się usunąć zasłony dymnej. Zmartwiłam się, gdy zaczęła byś tak strasznie blisko nas, już po chwili pochłaniając. Spokojnie Rosalie, nie denerwuj się, nie panikuj. Nie daj się zdenerwować, nie chcemy problemów z oddychaniem. Nie teraz. Starałam się uspokoić. Nagle poczułam uścisk mojego ojca na ramieniu, popchnął mnie w dół, abym kucnęła jeszcze niżej. Trzymałam dalej Dianę, aby ona mi gdzieś nie uciekła. Nie miałam pojęcia, ani gdzie jest Linette, ani Tristian, ani Deimos ani tym bardziej Padraig. Nie chciałam też na oślep rzucać zaklęć, kobieta mogła się już przenieść w inne miejsce, a ja przez tą ciemność i tak nie widziałam, w którą stronę wtedy celowałam. Skierowałam się więc w stronę, z której usłyszałam krzyki z bólu. Nie wiedziałam czy ktoś tam padł, czy nie, jeżeli nie, to kogoś zaklęcie dopadnie, jeśli tak, to i tak nie będę o tym wiedziała.
- Petrificus Totalus - powiedziałam, rzucając zaklęcie w tamtym kierunku.
- Petrificus Totalus - powiedziałam, rzucając zaklęcie w tamtym kierunku.
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Rosalie Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 32
'k100' : 32
Próbuję się stąd wydostać, w końcu to nie jest moja walka, nie chcę być też zbawcą świata. Jednak przy próbie ucieczki stąd wpadam na kogoś, nie wiem zupełnie kogo.
- Możesz uważać jak stoisz? – rzucam podirytowana, gdzieś pomiędzy tym padło słowo kurwa. Może ty jesteś tą dziewczyną, którą widziałam zanim mgła spowiła pomieszczenie? Może zwiędną ci uszy przez moje słownictwo i odejdziesz od nas precz, a wraz z tobą czarna zasłona?
Szukam po omacku swojej różdżki, którą, mogłabym przysiąść, przed chwilą dzierżyłam w dłoni. Musiała mi wypaść podczas wpadnięcia na znajomego-nie znajomego. Schylam się, próbując ją znaleźć, przesuwając dłońmi po ziemi i łudząc się, że nikt nie nadepnie mi na palce. Szczęście mi dopisywało – już po chwili ponownie znalazła się w mojej ręce. Nie rzucam nią jednak żadnych zaklęć, ale też nie bardzo wiem, co mam czynić. Z każdym moim krokiem mogłam zbliżać się do centrum sporu lub do wyjścia magicznego, które mnie zaprowadzi nie wiadomo gdzie, ale przynajmniej na pewno byłoby mi milsze niż ta walka o coś, czego nie rozumiałam. Czy mama im nie mówiła, by nie mieszać się do czyiś kłótni?
- Możesz uważać jak stoisz? – rzucam podirytowana, gdzieś pomiędzy tym padło słowo kurwa. Może ty jesteś tą dziewczyną, którą widziałam zanim mgła spowiła pomieszczenie? Może zwiędną ci uszy przez moje słownictwo i odejdziesz od nas precz, a wraz z tobą czarna zasłona?
Szukam po omacku swojej różdżki, którą, mogłabym przysiąść, przed chwilą dzierżyłam w dłoni. Musiała mi wypaść podczas wpadnięcia na znajomego-nie znajomego. Schylam się, próbując ją znaleźć, przesuwając dłońmi po ziemi i łudząc się, że nikt nie nadepnie mi na palce. Szczęście mi dopisywało – już po chwili ponownie znalazła się w mojej ręce. Nie rzucam nią jednak żadnych zaklęć, ale też nie bardzo wiem, co mam czynić. Z każdym moim krokiem mogłam zbliżać się do centrum sporu lub do wyjścia magicznego, które mnie zaprowadzi nie wiadomo gdzie, ale przynajmniej na pewno byłoby mi milsze niż ta walka o coś, czego nie rozumiałam. Czy mama im nie mówiła, by nie mieszać się do czyiś kłótni?
Słyszałam rzucane raz po raz zaklęcia, słyszałam swój śmiech, który już powoli przechodził, aż w końcu całkowicie zniknął, pozostawiając we mnie tę niesmaczną pustkę. Radość minęła, ja zaś wróciłam do siebie, do Diany Crouch, szlachetnej krwi damy, którą fryzura przerażała bardziej od myśli, że zaraz nastąpi ciemność, a, kto wie, wraz z nią jeszcze inne, gorsze uczucie... Skoro różowy gaz niósł radość, co mogły nieść czarne nieprzejrzyste chmury? Może jednak fryzura nie była istotna w obliczu tej niepewności i rozgrywającego się na moich oczach pojedynku.
Chwilę po tym, jak poleciłam Tristanowi przewrócić stoły i jak Linette postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, zauważyłam mignięcie i zaraz też poczułam uderzenie. Z ledwością złapałam równowagę, nie upadając na podłogę. Wtedy moja godność już kompletnie przestałaby istnieć, zaś teraz gdzieś tam się tliła za przerażeniem, które zaczynało mnie dopadać coraz bardziej z każdą kolejną mijającą sekundą, podczas której ciemna chmura, tak bardzo przypominająca mi nocne niebo wokół księżyca w pełni, zbliżała się nieubłaganie, niewzruszona, odporna na wszelkie zaklęcia.
Pozwoliłam się pociągnąć Rosalie w dół. Czułam jej dłoń, gdy ciemność otuliła nas, odbierając kompletnie zdolność widzenia. Bałam się. Bałam się niewyobrażalnie, pozwalając panice przejąć nade mną kontrolę, gdy powinnam zachowywać chłodny i neutralny na wszelkie wydarzenia umysł. Musiałam się uspokoić... Obok była Rosalie, gdzieś również jej ojciec, mój kuzyn i pan Carrow. Tristan! Gdzieś tu był... Obok. Ściskał chwilę temu moją rękę.
– Tristan? Linette? Gdzie jesteście? – zaszeptałam głośniej, pragnąc, by oboje mnie usłyszeli i złapali za mą wyciągniętą rękę. Co jednak, jeśli nie poczuję dłoni żadnego z nich, a za to złapie mnie za nią coś o wiele gorszego? Chmura ta... Czarna i nieprzenikniona... Niech ktoś coś z nią zrobi! Miałam już serdecznie dość! Wpierw pogrzeb, potem poltergeist, a teraz to! – Rosalie, aby mnie nie puszczaj! – rzuciłam panicznie w kierunku towarzyszki, kompletnie nie przypominając Hel, dziewczyny z Nokturnu pracującej u Burke.
Chwilę po tym, jak poleciłam Tristanowi przewrócić stoły i jak Linette postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, zauważyłam mignięcie i zaraz też poczułam uderzenie. Z ledwością złapałam równowagę, nie upadając na podłogę. Wtedy moja godność już kompletnie przestałaby istnieć, zaś teraz gdzieś tam się tliła za przerażeniem, które zaczynało mnie dopadać coraz bardziej z każdą kolejną mijającą sekundą, podczas której ciemna chmura, tak bardzo przypominająca mi nocne niebo wokół księżyca w pełni, zbliżała się nieubłaganie, niewzruszona, odporna na wszelkie zaklęcia.
Pozwoliłam się pociągnąć Rosalie w dół. Czułam jej dłoń, gdy ciemność otuliła nas, odbierając kompletnie zdolność widzenia. Bałam się. Bałam się niewyobrażalnie, pozwalając panice przejąć nade mną kontrolę, gdy powinnam zachowywać chłodny i neutralny na wszelkie wydarzenia umysł. Musiałam się uspokoić... Obok była Rosalie, gdzieś również jej ojciec, mój kuzyn i pan Carrow. Tristan! Gdzieś tu był... Obok. Ściskał chwilę temu moją rękę.
– Tristan? Linette? Gdzie jesteście? – zaszeptałam głośniej, pragnąc, by oboje mnie usłyszeli i złapali za mą wyciągniętą rękę. Co jednak, jeśli nie poczuję dłoni żadnego z nich, a za to złapie mnie za nią coś o wiele gorszego? Chmura ta... Czarna i nieprzenikniona... Niech ktoś coś z nią zrobi! Miałam już serdecznie dość! Wpierw pogrzeb, potem poltergeist, a teraz to! – Rosalie, aby mnie nie puszczaj! – rzuciłam panicznie w kierunku towarzyszki, kompletnie nie przypominając Hel, dziewczyny z Nokturnu pracującej u Burke.
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zirytował mnie fakt, że nic się nie wydarzyło po moim zaklęciu. Sądziłem, że powinienem szybko rzucić specialis revelio, ale zamiast tego nie mówiąc, a jedynie niewerbalnie cisnąłem gdzieś w przestrzeń ogłupiające "Regressio" mając nadzieję, że oprawca zamieni się w idiotę, którego zaraz złapiemy i będziemy torturować. Nie chciałem rzucać narazie nic stricte torturującego, bo byliśmy jednak w miejscu publicznym i na pewno ktoś zainteresowałby się, kto tam rzucił takie straszliwe zaklęcia. Po rzuceniu mojego zacząłem iść w stronę wyjścia, nie zważając szczególnie na to, czy uda mi się wyjść czy raczej dostanę po głowie zaklęciem oprawcy. Byłem przecież pewny, że udało mi się do ugodzić!
Nie chciałem po prostu dalej brać udziału w tej obławie, coś w niej bardzo mi się nie podobało i nie chodziło tu o zagrożenie. Krzyki dziewcząt wyprowadzały mnie z równowagi, idąc w ciemności zastanowiłem się, czy Rosalie jest bezpieczna. Była to jednak raczej krótka myśl, od maja nie wolno było mi nawet się nią zadręczać.
Nie chciałem po prostu dalej brać udziału w tej obławie, coś w niej bardzo mi się nie podobało i nie chodziło tu o zagrożenie. Krzyki dziewcząt wyprowadzały mnie z równowagi, idąc w ciemności zastanowiłem się, czy Rosalie jest bezpieczna. Była to jednak raczej krótka myśl, od maja nie wolno było mi nawet się nią zadręczać.
The member 'Deimos Carrow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 10
'k100' : 10
Gdy zapadła ciemność, nie mógł już wiedzieć, co działo się w okół niego; słyszał śmigające w powietrzu różdżki, mijające go kroki, lecz nieprzenikniona czarna mgła zakryła wszystko. Usłyszał głos kobiety, którą usiłował spetryfikować; jego zaklęcie musiało ją ominąć. Zastanawiał się, co stało się z Padraigiem, nie słyszał go. Mężczyzna go powalił?
Usłyszawszy głos kuzynki, jął po omacku błądzić dłonią w ciemnościach, aż natrafił na jej rękę; uścisnął ją mocno, nie chcąc stracić jej z oczu. Miał nadzieję, że są przy niej Rosalie i Linette, choć wyraźnie słyszał, że ktoś odszedł w kierunku epicentrum - może Deimos?
Wyciągnął różdżkę, wiedząc, że nie ma przed oczami celu.
- Accio świeczka - rzucił zaklęcie. Nie miał pojęcia, czym był przedmiot, który Rosalie wytrąciła z ręki cudacznej czarownicy, ale wzbudzał w nim wystarczający niepokój, by choć spróbować go przejąć.
Usłyszawszy głos kuzynki, jął po omacku błądzić dłonią w ciemnościach, aż natrafił na jej rękę; uścisnął ją mocno, nie chcąc stracić jej z oczu. Miał nadzieję, że są przy niej Rosalie i Linette, choć wyraźnie słyszał, że ktoś odszedł w kierunku epicentrum - może Deimos?
Wyciągnął różdżkę, wiedząc, że nie ma przed oczami celu.
- Accio świeczka - rzucił zaklęcie. Nie miał pojęcia, czym był przedmiot, który Rosalie wytrąciła z ręki cudacznej czarownicy, ale wzbudzał w nim wystarczający niepokój, by choć spróbować go przejąć.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Bez swej zaklętej świeczki wiedźma nie miała szansy na przejrzenie ciemności, swobodne poruszanie się po pomieszczeniu, toteż jedynym ratunkiem była ucieczka. Wiedziała, że szansa na trafienie któregoś z arystokratów była znikoma, dlatego wycelowała różdżką w posadzkę i rzuciła niewerbalne Glacius. Zaklęcie powiodło się, stopniowo zamrażając podłoże; warstewka lodu falą rozeszła się od różdżki we wszystkie możliwe strony, prędko docierając do kontuaru.
I już chciała podjąć próbę dotarcia do wyjścia, kiedy zaklęcie Fortinbrasa dosięgnęło celu; jej głowa odskoczyła do tyłu, jak gdyby ktoś uderzył ją w szczękę. Została zamroczona i wyłączona z walki, przynajmniej na jakiś czas.
Tym razem Rosalie nie miała już tyle szczęścia, co wcześniej; z jej różdżki trysnęło jedynie kilka bladych iskier, które nie złożyły się w skuteczne zaklęcie. Nerwy musiały brać górę. Za to do stojącego niedaleko Tristana posłusznie przyleciała upuszczona przez wiedźmę świeczka, którą pochwycił tą samą ręką, którą trzymał różdżkę, skoro drugą zajętą miał kurczowym ściskaniem kuzynki.
Niczego nie spodziewający się Deimos i Linette, którzy próbowali przemieścić się w tym samym czasie w kierunku walczących - lub wyjścia - mieli niemały problem z tym, by utrzymać się na nogach. Wulgarna młódka straciła równowagę i padła na podłogę, najpewniej obtłukując sobie przy tym kość ogonową, z kolei Carrow zachwiał się, zamachał dziko rękoma, lecz wpadł na stół, którego się przytrzymał i który uchronił go przed wywinięciem podobnego orła. Oboje byli już tuż obok leżących na podłodze Padraiga i nieznajomego; mogli usłyszeć ciężki oddech rannego, co z pewnością pomagało w jego lokalizacji.
Barczysty agresor, choć osłabiony przez ostatnie zaklęcie barmana, zdawał sobie sprawę ze zbliżających się do niego czarodziejów, dlatego też podjął ostatnią dramatyczną próbę rzucenia zaklęcia.
- Ignitio - warknął ostatkiem sił, celując gdzieś w okolicę kontuaru. Najwidoczniej pod presją działał on znacznie lepiej od swej towarzyszki, gdyż z końca jego różdżki, zgodnie z niemym życzeniem, pomknęła w ciemność kula ognia. Cichy krzyk barmana sugerował, że trafiła ona tam, gdzie powinna - dokładnie w niego, stojącego najbliżej zastawionej alkoholami lady. Zemsta musiała być słodka. Podpalony, wrzeszczący wniebogłosy mężczyzna w pierwszym odruchu spróbował zdjąć z siebie szatę; porozbijał przy tym kilka butelek, zalał kontuar drogą whisky, która szybko zajęła się ogniem.
Mgła powoli zaczęła rozrzedzać się i opadać; działanie proszku nie było długie, zaś nieprzytomna w tej chwili wiedźma nie dosypywała go więcej. Kontury stojących najbliżej czarodziejów czy mebli stają się widoczne, z każdą kolejną chwilą widać coraz więcej.
Posadzkę pokrywa warstwa lodu, która utrudnia swobodne przemieszczanie się. Na szczęście w barze znajdują się stoliki, krzesła czy stołki, których można próbować się łapać dla zwiększenia stabilności.
Ogień trawiący kontuar dość szybko zaczął zwiększać swe rozmiary, a jego trzask i przebijający się przed słabnącą mgłę blask musiały zaalarmować stojących najbliżej czarodziejów. Choć najbardziej niepokojące były bolesne wrzaski barmana, który stał się żywą pochodnią i szalał w okolicy lady, stanowiąc tym samym dodatkowe zagrożenie.
| Kolejka się odwraca: Tristan, Deimos, Diana, Linette, Rosalie, Fortinbras.
Padraig i nieznajoma wiedźma są nieprzytomni, zaś jej towarzysz poważnie osłabiony.
I już chciała podjąć próbę dotarcia do wyjścia, kiedy zaklęcie Fortinbrasa dosięgnęło celu; jej głowa odskoczyła do tyłu, jak gdyby ktoś uderzył ją w szczękę. Została zamroczona i wyłączona z walki, przynajmniej na jakiś czas.
Tym razem Rosalie nie miała już tyle szczęścia, co wcześniej; z jej różdżki trysnęło jedynie kilka bladych iskier, które nie złożyły się w skuteczne zaklęcie. Nerwy musiały brać górę. Za to do stojącego niedaleko Tristana posłusznie przyleciała upuszczona przez wiedźmę świeczka, którą pochwycił tą samą ręką, którą trzymał różdżkę, skoro drugą zajętą miał kurczowym ściskaniem kuzynki.
Niczego nie spodziewający się Deimos i Linette, którzy próbowali przemieścić się w tym samym czasie w kierunku walczących - lub wyjścia - mieli niemały problem z tym, by utrzymać się na nogach. Wulgarna młódka straciła równowagę i padła na podłogę, najpewniej obtłukując sobie przy tym kość ogonową, z kolei Carrow zachwiał się, zamachał dziko rękoma, lecz wpadł na stół, którego się przytrzymał i który uchronił go przed wywinięciem podobnego orła. Oboje byli już tuż obok leżących na podłodze Padraiga i nieznajomego; mogli usłyszeć ciężki oddech rannego, co z pewnością pomagało w jego lokalizacji.
Barczysty agresor, choć osłabiony przez ostatnie zaklęcie barmana, zdawał sobie sprawę ze zbliżających się do niego czarodziejów, dlatego też podjął ostatnią dramatyczną próbę rzucenia zaklęcia.
- Ignitio - warknął ostatkiem sił, celując gdzieś w okolicę kontuaru. Najwidoczniej pod presją działał on znacznie lepiej od swej towarzyszki, gdyż z końca jego różdżki, zgodnie z niemym życzeniem, pomknęła w ciemność kula ognia. Cichy krzyk barmana sugerował, że trafiła ona tam, gdzie powinna - dokładnie w niego, stojącego najbliżej zastawionej alkoholami lady. Zemsta musiała być słodka. Podpalony, wrzeszczący wniebogłosy mężczyzna w pierwszym odruchu spróbował zdjąć z siebie szatę; porozbijał przy tym kilka butelek, zalał kontuar drogą whisky, która szybko zajęła się ogniem.
Mgła powoli zaczęła rozrzedzać się i opadać; działanie proszku nie było długie, zaś nieprzytomna w tej chwili wiedźma nie dosypywała go więcej. Kontury stojących najbliżej czarodziejów czy mebli stają się widoczne, z każdą kolejną chwilą widać coraz więcej.
Posadzkę pokrywa warstwa lodu, która utrudnia swobodne przemieszczanie się. Na szczęście w barze znajdują się stoliki, krzesła czy stołki, których można próbować się łapać dla zwiększenia stabilności.
Ogień trawiący kontuar dość szybko zaczął zwiększać swe rozmiary, a jego trzask i przebijający się przed słabnącą mgłę blask musiały zaalarmować stojących najbliżej czarodziejów. Choć najbardziej niepokojące były bolesne wrzaski barmana, który stał się żywą pochodnią i szalał w okolicy lady, stanowiąc tym samym dodatkowe zagrożenie.
| Kolejka się odwraca: Tristan, Deimos, Diana, Linette, Rosalie, Fortinbras.
Padraig i nieznajoma wiedźma są nieprzytomni, zaś jej towarzysz poważnie osłabiony.
Złapał świeczkę - poczuł się z tym nieco pewniej; nie miał pojęcia, po co była potrzebna kobiecie, ale miał nadzieję, że bez niej jej plany spalą na panewce. Lodowisko pod ich nogami rozciągnęło się na całą szerokość pomieszczenia, Tristan ani drgnął stopą w obawie o poślizgnięcie - miał nadzieję, że bliskość kuzynki pomoże mu zachować równowagę. Przez ciemność przedarła się kula ognia, która uderzyła w kontuar - Tristan musiał przyznać, że jej wielkość robiła wrażenie. Barman wrzeszczał, kontuar zajął się ogniem... najważniejsze wydało mu się powstrzymać płomienie przed rozprzestrzenieniem się w ich kierunku. Nie odsunął się jednak od kontuaru, póki chroniły się tutaj również jego kuzynki. Ciemność powoli zaczęła opadać, kątem oka dostrzegł nieprzytomnego Padraiga oraz, co szczęśliwsze, parę nieznajomych, będących prowodyrami całego tego zamieszania. Miał nadzieję, że ogień chociaż trochę roztopi lód w pobliżu ich stolika.
- Defodio - płynnie rzucił zaklęcie, usiłując zachować zimną krew. Celował w sufit ponad barem. Nie dbał o samego barmana, chciał ratować siebie i swoje kuzynki. Miał nadzieję, że gruzy stropu okażą się wystarczające, by zdusić pożar, nim zaczną tracić powietrze... przy odrobinie szczęścia okryją również wrzeszczącego płonącego mężczyznę - albo chociaż oberwie na tyle mocno, by przestał się ruszać.
- Defodio - płynnie rzucił zaklęcie, usiłując zachować zimną krew. Celował w sufit ponad barem. Nie dbał o samego barmana, chciał ratować siebie i swoje kuzynki. Miał nadzieję, że gruzy stropu okażą się wystarczające, by zdusić pożar, nim zaczną tracić powietrze... przy odrobinie szczęścia okryją również wrzeszczącego płonącego mężczyznę - albo chociaż oberwie na tyle mocno, by przestał się ruszać.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 34
'k100' : 34
Zachwiałem się i gdyby nie bar, upadłbym na ziemię. Ze zrozumiałego powodu, było to niepożądane. Zacisnąłem palce na blacie i przetrzymałem bezwładność, brak kontroli i dreszcze, które przyszły niewiadomo-skąd. Ciemność przesłaniała me rozpaczliwe próby złapania równowagi, nie przesłoniła jednak dźwięków, które dochodziły do mnie ze zdwojoną mocą. Bez wątpienia, wszyscy wiedzą o tym, że jeżeli wyłączy się jeden zmysł, inne działają ze zdwojoną siłą. Wyłączony wzrok, pobudził tylko słuch. Rzucane zaklęcia, chociaż odzywające się za moimi plecami, mogłem przypisać do konkretnych osób. Słyszę Tristana, słyszę dziewczęta. Nie słyszę pana dorosłego Yaxley, nie martwię się jednak o jego stan. Upadające u mych stóp ciało (stawiam, że to dziewczyna) lokalizuję dość prędko: wyciągam rękę i trafiam na jej ramię. Ściskam za nie, starając się pomóc wstać, ale rezygnuję w połowie działania, kiedy słyszę głośne i ciężkie oddychanie. Wydaje mi się, że ona, Linette, też to usłyszała. Nie zdążyłem wiele zrobić, mam nadzieję, że ona zechce uratować poległego.
Ciepłe uściśnięcie mej dłoni przez Tristana sprawiło, że poczułam się pewniej, bezpieczniej. Nie miałam jednak zamiaru powiedzieć, że nie przerażała mnie już wizja tego, co może wypłynąć z tej nieprzejrzystej, czarnej chmury. W mojej głowie tłoczyło się wiele obaw, jednakże największa z nich, niczym piękna zemsta za dokonane przeze mnie zbrodnie, rozwijała się na przedzie, nieomal uśmiechając się szeroko niczym kot z Cheshire. Oczami wyobraźni widziałam, jak mała Celeste, zamiast Tristana, łapie mnie za rękę i ciągnie tam, gdzie powinnam pokutować za jej śmierć. Zastanawiało mnie, czy dalej śmiałaby się nieświadomie i niewinnie, czy może krzyczałaby jak krzyczeć musiała tamtego dnia... Nie pamiętałam tego momentu, ale musiała to robić, z pewnością płakała.
Działanie nieznanej substancji zaczęło słabnąć, przez co nieprzenikniony dotąd opar zaczął odkrywać przed moimi oczami kolejne meble pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy, oraz osoby, które mi towarzyszyły. Poczułam się lepiej, choć wiele brakowało do choć minimalnego poczucia komfortu. Nad moją głową nadal rozwijały się macki pogrzebowego klimatu, wspomnienie Ich pogrzebu, którego każdą kolejną minutę pamiętałam, jak gdyby miało to miejsce dziś, w trakcie pogrzebu Slughorna. I, o zgrozo, poltergeist oraz moje nieudolne próby poprawienia sobie humoru! Miałam ochotę się ukryć, a najlepiej przepaść, jednocześnie otaczając się nadzieją niczym peleryną niewidką – może jednak w świetle tego gorszego wydarzenia w postaci pojedynku... oraz pożaru na stypie Horacego Slughorna, ma fryzura nie rzuci się nikomu w oczy, bądź zostanie uznana za niewiele ważną, za tło... Czarownica... Gdzieś w głębi siebie byłam pewna, że te pisemko mi nie odpuści, że pojawi się tam me oblicze.
Widząc, że pojedynek najwidoczniej się zakończył, zaś nam pozostaje jedynie opuszczenie tej wstrętnej restauracji i to w trybie natychmiastowym z racji pożaru, postanowiłam wstać. Poprawiłam nieco włosy i pomogłam Rosalie, która się ze mną ukrywała. Ba!, która prawdopodobnie uratowała mi życie tym, że mnie ściągnęła gestem w dół. Objęłam ją ręką w pasie i grzecznie jej podziękowałam, rozglądając się za Linette, której tu z nami nie było. Tristanowi postanowiłam podziękować innym razem, gdyż nie chciałam mu przeszkadzać w powstrzymywaniu pożaru. Jakby nie było, od tego zależało zapewne nadal nasze życie, gdyż ten alkohol... Co, jeśli się rozpryśnie, parząc nas wszystkich wokół?
– Glacius! – rzuciłam prędko w stronę pożaru. Brzmiałam pewnie, choć nie byłam pewna, czy w aktualnym stanie jestem zdolna do rzucania jakichkolwiek zaklęć. Cóż, zawsze lepiej było spróbować niż potem nie wiadomo jak długo żałować, a ja dla swego sumienia i tak miałam spory materiał do przerobienia.
Działanie nieznanej substancji zaczęło słabnąć, przez co nieprzenikniony dotąd opar zaczął odkrywać przed moimi oczami kolejne meble pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy, oraz osoby, które mi towarzyszyły. Poczułam się lepiej, choć wiele brakowało do choć minimalnego poczucia komfortu. Nad moją głową nadal rozwijały się macki pogrzebowego klimatu, wspomnienie Ich pogrzebu, którego każdą kolejną minutę pamiętałam, jak gdyby miało to miejsce dziś, w trakcie pogrzebu Slughorna. I, o zgrozo, poltergeist oraz moje nieudolne próby poprawienia sobie humoru! Miałam ochotę się ukryć, a najlepiej przepaść, jednocześnie otaczając się nadzieją niczym peleryną niewidką – może jednak w świetle tego gorszego wydarzenia w postaci pojedynku... oraz pożaru na stypie Horacego Slughorna, ma fryzura nie rzuci się nikomu w oczy, bądź zostanie uznana za niewiele ważną, za tło... Czarownica... Gdzieś w głębi siebie byłam pewna, że te pisemko mi nie odpuści, że pojawi się tam me oblicze.
Widząc, że pojedynek najwidoczniej się zakończył, zaś nam pozostaje jedynie opuszczenie tej wstrętnej restauracji i to w trybie natychmiastowym z racji pożaru, postanowiłam wstać. Poprawiłam nieco włosy i pomogłam Rosalie, która się ze mną ukrywała. Ba!, która prawdopodobnie uratowała mi życie tym, że mnie ściągnęła gestem w dół. Objęłam ją ręką w pasie i grzecznie jej podziękowałam, rozglądając się za Linette, której tu z nami nie było. Tristanowi postanowiłam podziękować innym razem, gdyż nie chciałam mu przeszkadzać w powstrzymywaniu pożaru. Jakby nie było, od tego zależało zapewne nadal nasze życie, gdyż ten alkohol... Co, jeśli się rozpryśnie, parząc nas wszystkich wokół?
– Glacius! – rzuciłam prędko w stronę pożaru. Brzmiałam pewnie, choć nie byłam pewna, czy w aktualnym stanie jestem zdolna do rzucania jakichkolwiek zaklęć. Cóż, zawsze lepiej było spróbować niż potem nie wiadomo jak długo żałować, a ja dla swego sumienia i tak miałam spory materiał do przerobienia.
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Bar
Szybka odpowiedź