Wydarzenia


Ekipa forum
Most Westminster
AutorWiadomość
Most Westminster [odnośnik]10.03.12 22:14
First topic message reminder :

Most Westminster

Ten najsłynniejszy angielski most ulokowany tuż obok Pałacu Westminsterskiego łączy ze sobą kluczowe londyńskie dzielnice: Lambeth i Westminster. Tak jak większość mostów przewieszonych nad rzeką Tamizą, tak i ten służy zarówno do przemieszczania się nim pieszo, jak i obsługuje ruch samochodowy, stąd w każdej chwili panuje na nim gwar i tłok. Najstarszy w Londynie, posiadający ponad stuletnią historię pamięta kadencje kilku mugolskich premierów Anglii, a także i Ministrów Magii, wielokrotnie zresztą próbujących zatuszować przed niemagiczną społecznością wojenne zniszczenia tudzież skutki mniej lub bardziej zmyślnych zaklęć. Zbudowany ze stalowej konstrukcji z siedmioma łukami pomalowany został na zielono, tak jak pomalowane są siedzenia w Izbie Gmin, która umiejscowiona jest w samym Pałacu Westminster. Nie brak tu jednak również odwołania do Ministerstwa Magii - na niektórych z łuków umiejscowiono fioletowe pasy, tym razem nawiązujące do kolorów szat członków Wizengamotu.

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.

[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most Westminster - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Most Westminster [odnośnik]14.12.15 15:51
Wpatrywała się w mętną wodę, odcinając zupełnie od reszty świata. Była jedynie ona, Tamiza i istniejący gdzieś w czasoprzestrzeni Alfred. Nie tak to powinno wyglądać. Nie powinni stać tutaj, na brzegu rzeki, nie patrząc na siebie, dramatycznie przecinając więź, która zdążyła się już pomiędzy nimi wytworzyć. A nie powinna. Błąd został popełniony już dawno, rok i sześć godzin temu. Przeżyła cudowne chwile, ale oddałaby je wszystkie, byleby tylko nie pamiętać tego gniewnego wyrzutu w jego oczach, kiedy docierała do niego prawda. Czy go okłamała? Nigdy nie twierdziła, że jest idealną kandydatką na żonę; zdrową, silną kobietą o niezmiennych, szlacheckich wartościach, które gotowa byłaby wpajać swoim czystokrwistym, perfekcyjnym dzieciom, które szczerze nienawidzić będą świń, gardzić mugolami, przed trzecim rokiem życia udowodnią magię płynącą w ich żyłach. Niczego nie obiecywała, nie reklamowała siebie jak najlepszego towaru na matrymonialnym rynku szlachty. Nie, nie okłamała go. Ale czy go oszukała? Z pewnością.
Zaciśnięte w wąską linię usta wyrażały doskonale jej stosunek do całej sytuacji. Była winna, bez wątpienia. Nie z premedytacją - nim spostrzegła się, jak bardzo zaczynają się oboje angażować, euforia zaciemniła rozsądny obraz, który mógłby zmusić ją do skonfrontowania Parkinsona z prawdą. Nie chciała, żeby czuł się oszukany, żeby stał teraz z papierosem, którego absurdalnie uspokajający smród był jej wyrzutem sumienia. Nie była ideałem, bez wątpienia - z pewnością jednak posiadała kręgosłup moralny, który nie pozwalał jej wciągać go w tę pułapkę bez żadnej refleksji, objawiając ponurą prawdę po fakcie. Przecież sama się bała. Serce biło jej mocno, odmierzając nieznośnie długi czas, kiedy nasłuchiwała oddalających się kroków, ale bolesna cisza wciąż trwała, przetykana jedynie szumem wiatru. Wciśnięta w dłonie Maire chusteczka z zielonym haftem paliła palce, które zaciskała na niej rozpaczliwie, jakby nagle stała się magicznym amuletem, mającym ochronić ją od nieszczęścia.
Nie od razu pojęła znaczenie słów Alfreda. Serce zabiło mocniej na dźwięk jego głosu, ale zrozpaczony umysł nie potrafił przedostać się przez semantykę. Dopiero, kiedy Parkinson zasłonił jej niezmiernie interesujące wody Tamizy, zmuszając, by na niego spojrzała, pośród całej tej obojętności maskującej bezdenny smutek pojawiło się uprzejme zdziwienie jego ciągłą obecnością. Dłonie, które nagle spoczęły na jej policzkach były łagodne, ciepłe, tak odmienne od tego co działo się w jej skołatanej głowie. Oczywisty dysonans przyciągnął jej uwagę, skupiając ją w jasnozielonych oczach, w których nie widziała odrzucenia. To był klucz potrzebny do odszyfrowania jego wypowiedzi, stopniowo wdzierającej się do jej świadomości w akcie gwałtownego zrozumienia. Do upiornie bladej, zmęczonej smutkiem twarzy znaczonej kroplami krwi wracało życie. W oczach, których nie było możliwości opanować w takim momencie rozpaczliwa desperacja ustępowała miejsca euforii. Każde słowo, które wypowiedział Alfred, każde z osobna i wszystkie razem, wyrażające trudną decyzję, którą podjął, tworzyło coś, czego nie była w stanie zbudować magia, wywołać jakikolwiek eliksir, czego nie były w stanie kupić pieniądze. Coś będące silniejsze o więzów krwi, od strachu, może nawet od śmierci. Miłość.
- Tak. - Czy widział w jej jasnych oczach, jak wiele zyskał? Ryzyko było ogromne, z czego oboje zdawali sobie sprawę, ale walka z okrutnym systemem zawsze się z tym wiązała. Łamali niepisane zasady rządzące bezdusznym światem szlachty przez dekady. Nawet jeśli ten bunt miał pozostać jedynie w ich sercach, było warto. A może tylko ona to czuła? To nie było ważne, nie teraz. Poczucie akceptacji pomimo najintymniejszych skaz rozlewało się po jej ciele niczym eliksir szczęścia, na moment ukazując na jej bladej twarzy to, co całe życie skrywała pod wyuczoną maską.
Maire Parkinson
Maire Parkinson
Zawód : Służby Administracyjne Wizengamotu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
And I know that I can survive
I'll walk through fire to save my life
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nie ma róży bez ognia
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1777-maire-bulstrode http://morsmordre.forumpolish.com/t1850-panna-gruszka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f103-gloucestershire-cotswolds-hills-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1852-maire-bulstrode
Re: Most Westminster [odnośnik]15.12.15 11:13
Niepewność muskała skórę Alfreda, nie wiedząc, co on ma zrobić. Nie znał się na chorobach genetycznych. Oczywiście coś tam słyszał o Serpentynie, ale nie na tyle, aby znać jakikolwiek plan działania. Ze swoich obrażeń wiedział, że gdy cieknie krew  z nosa, organizm jest osłabiony i trzeba dać mu szansę na regenerację. Złożona obietnica ciążyła mu w gardle, ale wiedział, że zachowuje się słusznie. Alfred myślał o obowiązkach wobec rodu i zrozumiał, że będzie miał olbrzymie problemy, jeśli choroba przejdzie dalej. Pamiętał, że Serpentyna dotyczy jedynie dziewcząt, więc w zasadzie  mieli jedną szansę, aby geny nie skaziły przyszłych pokoleń. Wyglądała jak siedem nieszczęść. W zasadzie obydwoje nie przestawiali się w dobrym świetle. Dłonie we krwi mogły co najmniej sugerować uczestnictwo w jakieś zbrodni. Nawet jeśli romantyzm sytuacji nakazywał ulotne uczucia, skradzione pocałunki, ale w ich przypadku pojawił się brutalny rozsądek.
- Teleportujemy się do mnie, musisz odpocząć – rozkazał, nie przejmując się tym, że to wygląda jak zaproszenie od sypialni i do ekscesów, a nie nakaz przyszłego męża. Musiał się nią zaopiekować, nie mógł powiedzieć jej: idź do siebie i się prześpij. A co jeśli po drodze poczułaby się słabiej? Wkrótce po nich został tylko podmuch wiatru.
Zt x2 => Sypialnia




If I risk it all,
could You break my fall?

Alfred Parkinson
Alfred Parkinson
Zawód : Wiedźma Straż
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Cynik i król bez miłości - to tylko tytuły.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1679-alfie-parkinson#17486 http://morsmordre.forumpolish.com/t1693-magenta#17983 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f103-gloucestershire-cotswolds-hills-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1695-alfred-parkinson#17987
Re: Most Westminster [odnośnik]26.01.16 21:26
A więc tak to się miało skończyć. Z butelką Ognistej u boku i papierosem w dłoni. Z kacem moralnym zacieranym przez zbliżającego się kaca alkoholowego. Z goryczą absolutnej, miażdżącej porażki w zeschłych ustach. Z osiadłym na dłoniach popiołem ze spalonych drżącymi dłońmi listów, które nigdy nie powinny zaistnieć. Nic nie powinno zaistnieć. Błąd nie został popełniony, gdy składał podpis na pergaminie, wysłała mu życzenia, zaczęła pić, zdradziła, odeszła, nawet nie kiedy wzięli ślub czy się poznali. Nie, to był o wiele odleglejszy błąd, który poważnie zaburzył równowagę wszechświata.
O n a nie powinna zaistnieć. Ollivander nie powinien pokochać charłaczki, porzucić dla niej wszystkiego w imię bezsensownej miłości zwieńczonej wreszcie dzieckiem. Owocem wspólnego szczęścia dwójki zakochanych ludzi, który dwadzieścia dziewięć lat później siedzieć miał na barierce Mostu Westminster kilka godzin po jakże symbolicznym wybiciu północy Nocy Duchów. Nie powinno jej tutaj być. Nie powinno być jej n i g d z i e, czuła to każda komórka bezlitośnie wtłoczona w cielesną formę upadłej kobiety.
Ciemna, mętna woda była tak bardzo nęcąca. Wpatrywała się w nią niemal beznamiętnie, skurczona, pomimo alkoholu oszałamiającego błędnik utrzymująca nieco chwiejnie równowagę na krawędzi życia i śmierci. Mogła skoczyć. Nie, nawet nie skoczyć - zwyczajnie zsunąć się, naturalnie i swobodnie, przez ułamek sekundy obejrzeć całe swoje nędzne życie z pozycji obserwatora, a potem poczuć, jak lodowata woda otula całe ciało. Najpierw boleśnie, potem coraz bardziej znieczulająco, by wreszcie wedrzeć się brutalnie w nos i gardło, zalać płuca i uwolnić od groteskowej egzystencji. Przecież nawet nie wiedziała, kim jest. Cornelią Catwright czy Ollivander, a może już tylko Psyche? Na pewno nie była Cornelią Mulciber. Nigdy. Papier mógł przyjąć wszystko, dokument w Ministerstwie był jedynie przekłamaniem rzeczywistości.
Ale były dobre chwile, podpowiadał głos czyniący więcej szkody niż pożytku. Co z tego? Z obecnej perspektywy wszystko było mdłe, szare, mętne jak woda Tamizy. Każdy wspominany śmiech miał w sobie gorycz, każda chwila była marnym oszustwem. Nawet ta nieszczęsna obrączka - sięgnęła do niej dłonią, badając kształt przez materiał sukienki - durny symbol z taniej podróbki złota, barwiący skórę klatki piersiowej na zielono, ona też była przecież oszustwem.
A rzeka płynęła jednostajnie, szumiała majestatycznie, p r z y z y w a ł a.
Cornelia Mulciber
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
another story
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1919-cornelia-mulciber https://www.morsmordre.net/t1944-odyseusz#27509 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f132-harley-street-10-4 https://www.morsmordre.net/t1945-cornelia-mulciber#27510
Re: Most Westminster [odnośnik]06.02.16 17:02
Odczekał chwilę, aż most Westminster stanie się zdatny do przejścia przez jezdnię na drugą stronę. Nie trzeba być mugolem, by zdawać sobie sprawę z tego, iż perspektywa znalezienia się pod kołami samochodu nie zapowiadała się jako dość przyjemna perspektywa spędzania czasu. Wiatr smagał niestrudzenie wszystkim, co napotkał na swojej drodze. Ludzie, zakutani w szaliki i płaszcze, nie ważne czy byli mugolami, charłakami, szlamami czy przedstawicielami szlacheckich rodów brytyjskiej socjety magicznej, zimno odczuwali w podobny sobie sposób. Wcisnął zaciśnięte na różdżce pięści w kieszenie płaszcza, nie zadając sobie trudu, by komukolwiek ustępować z drogi. To ludzie schodzili mu z drogi. W takich chwilach jak ta, żałował, że nie przekonał się wcześniej do mugolskich środków transportu, które niespiesznie przecinały wszystkie ulice Londynu. Perspektywa rzucenia Confundusa na instruktora nauki jazdy nie wydawała się takim złym pomysłem. Zawsze kiedy nie było szans na możliwość teleportacji, a ostatnią rzeczą jakiej by sobie życzył był powolny spacer do celu tak jak w tym przypadku, obserwował z zainteresowaniem kierowców, którzy co jakiś czas oglądali się wsteczne lusterka. Powiedzmy sobie szczerze, można by użyć do tego Czaru Wykrywania. Magia mogła mieć niemały wpływ na motoryzacje, gdyby czarodzieje przychylniejszym wzrokiem spojrzeli na co poniektóre wynalazki pozamagicznych konstruktorów. Przeczesał spojrzeniem zbierające się niespiesznie chmury nad Westminster, spodziewając się nadciągającego deszczu. W tym przekonaniu upewnił go dobrze znany z oddali głos lelka wróżebnika. Niewiele uwagi poświęcał Tamizie, nawet wtedy, kiedy wody wzbierały w niej do tego stopnia jak dzisiejszego dnia, nie pozostawiając rzeki niezauważoną. Jego uwagę przykuła sylwetka w oddali, sprawiająca wrażenie dosyć chwiejnej, która w przeciwieństwie do niego, całą swoją uwagę skupiała właśnie na żywiole znajdującym się poniżej mostu. Przeszedłby koło tego widoku obojętnie, gdyby nie to, że rozpoznał etykietkę alkoholu dzierżącego przez postać już z oddali. Przyjrzał się kobiecie bliżej, a świadomość powróciła z prędkością szarżującego buchorożca. Poczuł się jakby faktycznie coś silnego ugodziło go prosto w brzuch. Nie można było zauważyć kiepskiego stanu fizycznego w jakim się znajdowała. Nie mógł zrzucić wszystkiego na karb upojenia alkoholowego, ponieważ to, czym emanowała cała jej postać, sprowadzało się do czegoś dużo bardziej depresyjnego. Mógł tak stać bez końca, jednak wzbierająca w nim irytacja i złość nie pozwoliła mu na bezczynne obserwowanie. W jednej chwili znalazł się tuż obok niej, zaciskając palce na jej szczupłym ramieniu, jak na imadle. Druga wylądowała na nadgarstku, a następnie na zaciśniętej na butelce alkoholu szczupłej, odrobinę zbyt wychudzonej dłoni, rozplątując powoli zaciśnięte na szyjce butelki palce Cornelii. Wyciągnął ich splecione dłonie ponad szeroką barierę mostu, wypuszczając w połowie opróżnioną butelkę do Tamizy. Złapał Cornelię stanowczo za podbródek, jednak nie na tyle mocno, by wyrządzić jej krzywdę. Zmusił ją tym samym, by obserwowała spadającą do rzeki butelkę.
- Patrz. – Wycedził przez zaciśnięte zęby. – Patrz. – Powtórzył, nie pozwalając odwrócić jej wzroku, dopóty dopóki butelka nie zniknęła w odmętach rzeki. Przesunął spojrzeniem po jej szyi, wolną ręką przejechał po jej odsłoniętej tętnicy, a kiedy natknął się palcami na łańcuszek, na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech satysfakcji. Szarpnął, a kiedy zapięcie ustąpiło, zrywając się, wydobył spod jej szalika całą zawartość, wraz z zawieszoną na końcu pociemniałą obrączką. – Umrzesz dopiero, jeśli ja wyrażę na to zgodę. Zrozumiałaś? – Wysunął ponownie ramię ponad barierką mostu. W pięści zaciskał zagrzany od jej skóry łańcuszek. Pozwolił mu się osunąć gwałtownie, obserwując dokładnie reakcję kobiety.
Graham Mulciber
Graham Mulciber
Zawód : auror
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Because some roads you shouldn't go down. Because maps used to say, "There be dragons here." Now they don't. But that don't mean the dragons aren't there.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Most Westminster - Page 2 X82C3Yn
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1418-graham-mulciber https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Most Westminster [odnośnik]06.02.16 18:20
A jednak nie była pewna. Chciała skoczyć i nie chciała. Pragnęła umrzeć; poddać się zimnemu prądowi mętnej rzeki i skończyć z tym swoim nędznym życiem. Po prostu
o d p u ś c i ć. Zrezygnować z walki z bolesną, przytłaczającą egzystencją. Walki całkiem bezsensownej, biorąc pod uwagę zupełnie niesprzyjające okoliczności. Brak jakiejkolwiek bratniej duszy, za to cały zastęp osobistości pragnących ją zgubić. Po co to wszystko?
Przecież była nikim - ta myśl powracała raz za razem, wbijając się tępym ostrzem w szczelinę pomiędzy żebrami. Odbierała ostatki oddechu, plątała jeszcze bardziej myśli, pokrywała język gorzkim posmakiem. Każde mrugnięcie oczami przywoływało pod powieki znajome pismo; ciasny szyk wyrazów i litery niemal zatopione w szorstkim papierze. Nawet w szumie rzeki słyszała jadowity głos, który powtarzał jej wciąż i wciąż...
I już w głowie powstawało coś na kształt desperackiej niemal decyzji, już unosiła się bojaźliwie, by zmierzyć się z wysokością, kiedy poczuła zaciskające się na ramieniu palce. Nieświadomie ignorowała wcześniej zbliżające się kroki - nic dziwnego, biorąc pod uwagę znieczulicę znaną jej doskonale z Nokturnu, któż by się przejął jakąś wariatką - a teraz okazało się, że ktoś jednak pragnie udaremnić jej samobójczy plan. Gwałtownie. Boleśnie. Nim zdążyła zareagować, otoczyły ją silne ramiona; po pierwsze doprowadzając do rozluźnienia zaciśniętych kurczowo na butelce palców, po drugie zaś oszałamiając męskim zapachem, który z tak bliskiej odległości nie mógł być pomylony z niczym innym.
Patrzyła, jak szkło spada ciężko i uderza z pluskiem w taflę wody. Nie wiedziała, czy czuje żal czy może jednak ulgę, że to przedmiot, nie zaś jej ciało. Właściwie już sama nie wiedziała co czuje. Może już skoczyła? Tak, wytłumaczenie śmiercią szalonego faktu zetknięcia z przyczyną całego zła o wiele bardziej trzymało się kupy niż możliwość, że ją tu odnalazł. Zobaczył w wizji? Nie. Nie, nie, nie. Nie przyszedłby przecież; zupełnie go nie interesowała.
Przecież była martwa.
Niemal obojętna wobec tego co się działo - zmizerniałej twarzy brakowało dawnej jasności, ruchom sprężystości, zaś oczom blasku. Tak jakby charakterystyczny dla jej wnętrza płomień został przygaszony, pozostał jedynie przyduszony ciężką kłodą żar, który lada chwila mógł zmienić się całkowicie w popiół. Nawet nie walczyła z jego ruchami, przelewała się wręcz przez ręce bezwładnie, jakby była zwykłą lalką. Gdzie się podziała dawna Cornelia?
- Przecież już jestem m a r t w a. - zauważyła zachrypłym głosem. Nie drgnęła, nie wyrywała się. Patrzyła smutnymi oczami na chwiejący się łańcuszek. Co to zmieniało? Symbol zupełnie przestarzały, zupełnie nieznaczący od przynajmniej pięciu lat. A wcześniej?
Czuła się taka bezsilna. Bezradna. Jeśli tak jest być duchem, to wielkie dzięki. Jeśli tak jest być martwym - to jeszcze większe.
Najzabawniejsze, że pomimo wszystko - spopielonych okropnych listów, pięciu lat samotności, braku tego jednego jedynego słowa zatrzymania, gdy odchodziła, wciąż zesztywniałego od zbyt silnego zaciśnięcia nadgarstka i pulsującego wspomnieniem niedelikatnego dotyku podbródka, że o podejrzewaniu go o bycie wysłannikiem piekieł nie wspomnę - możliwość znajdowania się tak blisko jego ciepłego ciała była upajająca. Znów sprzeczność; zarazem bolesna i cudowna.
A co tam. Przecież i tak leżała już pewnie na samiutkim dnie rzeki.


[bylobrzydkobedzieladnie]
Cornelia Mulciber
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
another story
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1919-cornelia-mulciber https://www.morsmordre.net/t1944-odyseusz#27509 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f132-harley-street-10-4 https://www.morsmordre.net/t1945-cornelia-mulciber#27510
Re: Most Westminster [odnośnik]15.02.16 9:58
Gęste, kruczoczarne brwi mężczyzny zbiegły się w jedną linię, powodując, że zmarszczki na czole pogłębiły się znacząco. Niech Cię szlag, Cornelio. Myśli, których za nic w świecie w obecnej chwili by nie powiedział. Zaciskał kurczowo palce na przedmiocie, który dobrą chwilę gniótł w pięści. A gdyby go tak wyjebać do tej parszywej rzeki? Przemknęło mu przez myśl. Doszedł jednak do wniosku, że dosyć pokazówek na dzisiaj. Wrzucił naszyjnik do kieszeni, nie odrywając wzroku od żałosnego obrazu nędzy i rozpaczy jaki uosabiała jego małżonka. Siedząc na barierce, pod wpływem tak silnego upojenia alkoholowego, w jakim się obecnie znajdowała, w każdej chwili mogła przechylić się odrobinę za bardzo i zlecieć do wody, powielając smutny los butelki whisky. Chociaż w tym przypadku mógłby polemizować, czyj los był smutniejszy. Co za gówniany dzień. Pomyślał, podtrzymując automatycznie opadające na niego prawie, że zwłoki okolone pokołtunionymi włosami w kolorze ciemnego blondu. W takim stanie bliżej było jej do przerośniętej zniewolonej skrzatki. Rozejrzał się uważnie po okolicy, jednak ku swojemu zadowoleniu zorientował się prędko, że nie swoim zachowaniem nie wszczynają zbędnego zbiegowiska. Wielkie szczęście to, albowiem gdyby otoczyła go w tym momencie banda wścibskich mugoli, mógłby nie ręczyć za siebie, natomiast spotkanie z oddziałem amnezjatorów bynajmniej nie przodowało w liście zajęć, na które miałby ochotę. Zadrżał, czując ciepło policzka tuż przy swojej szyi. Chude ciało, tuż przy jego własnym, którego po tylu latach zdawał się nie poznawać. Nie licząc pięciu lat odosobnienia, zdawać by się mogło, że znali się prawie całe życie. Uczucia jakie w tej straszliwej chwili powinny mu towarzyszyć nie odwzorowywały tego, co przedstawiała jego zastygła w bezruchu twarz. Sytuacja zmieniła się nie do poznania, kiedy z ust Cornelii wydobyły się schrypnięte, na pozór niezrozumiałe słowa, które dotarły do jego uszu ze względu na łączącą ich bliskość fizyczną. Nie planował wcześniej tego, co miało nastąpić. Jego prawa dłoń uniosła się w powietrze, a sekundę temu z przeraźliwie otrzeźwiającym dźwiękiem trafiła Cornelię prosto w twarz. Wymierzony policzek zabolał nawet jego, piekący w ból w palcach nie miał jednak związku z wyrzutami sumienia, które dziwnym trafem, w ogóle nie nadchodziły. – Wstawaj. – Wycedził przez zaciśnięte zęby. Kiedy po raz trzeci z kolei nie zareagowała na jego ponaglające słowa, chwycił ją za ramię i pomógł wyprostować jej mizerną sylwetkę. – Wynosimy się stąd. – Mruknął, zdejmując z ramion jesienne okrycie, które zarzucił Cornelii na ramiona. Posłał wymowny uśmiech zdziwionemu przechodniowi, mimo, że jego wzrok nie wyrażał niczego więcej od – odpierdol się i zajmij sobą. Prowadził ją do szczególnie ważnego miejsca w świecie czarodziejów. Samego Ministerstwa Magii. – Zachowuj się, jak gdyby nigdy nic. – Mruknął jej na ucho, a kiedy zrobiła ruch jak gdyby chciała uciec, pochwycił ją w ramiona i zaniósł, nie odrywając spojrzenia z budki telefonicznej, która zaczęła majaczyć na horyzoncie. W czasie marszu nie zastanawiał się nad tym, ile razy próbowała mu się wyrwać. Wszystkiemu zaradziła pamięć mięśni i umiejętności nabytych na kursie aurorskim, albowiem auror nawet nieuzbrojony w różdżkę, nie pozostawał bezbronny. – Niech Cię, szlag, Cornelio! – Warknął kiedy wreszcie udało jej się wyswobodzić i upuścił ją na ziemię, jednak nie wypuszczając ze szczelnego objęcia. Zacisnął palce na jej ramionach i potrząsnął nią. Ich spojrzenia spotkały się na krótki moment. Zdumiał go dźwięk swojego drżącego głosu i to jak przyjemne wydało mu się nagle wypowiedzenie na głos jej imienia. Nie robił tego od dłuższego czasu, żeby nie powiedzieć – wcale. Prawie zdradził się z uczuciami, które na moment zamroziły go w słup soli. W porę odzyskał rezon i bez rozczulania się wepchnął kobietę do właściwej budki telefonicznej, przez którą mieli dostać się do Ministerstwa Magii. Zerknął na nią z ukosa, wbijając wpojony na pamięć szyfr z cyfr. Jego usta rozciągnęły się w kpiarskim uśmiechu, kiedy zobaczył cień obaw odbijający się na jej twarzy. Co najmniej jak gdyby miał zaraz postawić ją przed posiedzeniem Wizengamotu. Nie mógł jej tak po prostu powiedzieć, że udają się tam jedynie po to, by skorzystać z sieci Fiuu, najbliższej w okolicy.
Graham Mulciber
Graham Mulciber
Zawód : auror
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Because some roads you shouldn't go down. Because maps used to say, "There be dragons here." Now they don't. But that don't mean the dragons aren't there.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Most Westminster - Page 2 X82C3Yn
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1418-graham-mulciber https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Most Westminster [odnośnik]27.02.16 13:47
Trudno powiedzieć, by Cornelia była osobą wierzącą. Znajomość pojęć takich jak Bóg, niebo, piekło  czy symbolika świąt były jej znane; jednak z niezwykłym sceptycyzmem należałoby potraktować jej wyznanie wiary. Zresztą, cały czarodziejski świat przez fakt posiadania nieco rozleglejszej wiedzy o zjawiskach niemożliwych do wyjaśnienia na sposób mugolskiej nauki odcinał się od wierzeń, choć z drugiej strony nie uciekał też od tradycji bożonarodzeniowej choinki czy prezentów. Tak czy inaczej, wyobrażała sobie śmierć jako absolutny koniec (z ewentualnym wyjątkiem zmiany w ducha zawieszonego pomiędzy światami; bytu żałosnego, tchórzliwego i nieszczęśliwego ze względu na niemożność poprawy swojej sytuacji oraz korzystania z przyjemności cielesnych), który miał przypieczętować jej nędzne życie, które przynajmniej od kilku (pięciu, gwoli ścisłości) lat przypominało staczającą się po pochylni szklaną kulkę mającą właśnie dziś rozbić się o podłoże; w sensie dosłownym zaś plusnąć o zimne wody Tamizy.
Zamiar ten został brutalnie (nie tylko w przenośni) przerwany przez osobę - o ironio - która do tegoż stanu doprowadziła. Pośrednio, bezpośrednio, nieważne. Dlaczego nie pozwalał jej odejść? Wtedy pozwolił; ten jeden jedyny raz, gdy go potrzebowała, m i l c z a ł, dając wyraźnie do zrozumienia, że była jedynie nieznaczącym, przelotnym zjawiskiem, którego nieobecność nic nie zmieniała - teraz zaś uparcie odejść nie pozwalał; zaciskając palce, budując z ramion mur nie do przejścia. W nieprzyjaznym, nierozumiejącym geście trzymania jej przy resztkach nędznego życia, w geście niemal... panicznym?
Nie, to nie mógł być o n - iskra bezsensownej nadziei wciąż tliła się w tej żałosnej istocie, rozjaśniała nagle po gwałtownym uderzeniu, by zaraz znów stać się przygasającym punktem wewnątrz ogromu zdziwienia. Nie złości, wyrzutu czy żalu; po prostu wszechogarniającego zdziwienia  malującego się przez moment w zaszklonych z bólu oczach. Skuliła się jeszcze bardziej, choć wydawało się to w jej sytuacji niemożliwe, zagryzła zęby, nie pozwalając, by wydostał się spomiędzy nich choć jeden dźwięk, spuściła wzrok. Nie, to nie był Graham. To byłoby tysiąckroć gorsze od upokorzenia i nędznego stanu w jakim się znajdowała; nie, nie, nie, to nie mógł być on, na to pozwolić nie mogła.
Zaprzeczenie wymagało jednak przedstawienia innego wyjaśnienia tej sytuacji, które w stanie upojenia alkoholowego i depresji stawało się rozwiązaniem najzupełniej logicznym, odnoszącym się również do obrazu śmierci, który tak pochłaniał ją jeszcze chwilę temu - był demonem; wysłannikiem otchłani, którego nadrzędnym zadaniem było ją dręczyć (już zawsze?), upadlać, jakby sama nie zrobiła tego dostatecznie dokładnie. Wciśnięty w kształt tak boleśnie znajomy, którego widok był już wystarczającą torturą przez rozdarcie pomiędzy pragnieniem, by wtulić się w jego ramiona, a chęcią ucieczki przed konfrontacją z przeszłością, z... nieuchronnym przeznaczeniem?
Któremu najwyraźniej uciekła; skoczyła, utonęła. Czy samobójstwo faktycznie jest niewybaczalnym grzechem czy może chodziło o to, jak bardzo pragnęła zemścić się za brak zainteresowania; jak łaknęła bliskości, dostrzeżenia, odrobiny ciepła. Dobrze, zatem będzie pokutować. Przyjmować ciosy, drwinę, każdą torturę, byleby tylko uwolnić się od tej irracjonalnej nadziei, od możliwości podejmowania decyzji. Chciała być tylko bezwładną kukiełką, która sama z siebie nic nie może, pozbyć się odpowiedzialności. Stać się bezkształtem.
Ale jeszcze nim nie była. Płomień nie zgasł całkiem, wciąż nie został dostatecznie zduszony. Czego ci potrzeba, Cornelia? Noża w brzuchu? Wycelowanej w serce różdżki? Mimo beznadziejności całej sytuacji wciąż usiłowała udawać przynajmniej pragnienie ucieczki imitujące obronę ostatków godności; choć gdyby jej aktorstwo zobaczył Silver, z marszu wykopałby ją z trupy. Walczyła, choć nie wiedziała o co i dlaczego właściwie. Wszystko rozmywało się, zacierały się szczegóły. Nie dostrzegała spadającego co chwilę z jej ramion płaszcza, ale i nie czuła palącego bólu czerwonego od uderzenia policzka.
Nie, to nie on powtarzała wciąż naiwnie, pragnąc bardziej własnej śmierci i wiecznego potępienia niż pogodzenia się ze dotkliwą zmianą. I, zabawne, gdy dowlókł ją już do budki i przez myśl przeszło jej, że Ministerstwo Magii najwyraźniej związane jest z piekłem bardziej, niż mogło się wydawać, pożałowała ostatniego słowa skierowanego bezpośrednio do drugiego człowieka. Nie lepsze byłoby, na przykład, banalne wręcz żegnaj?


[zt x2]
Cornelia Mulciber
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
another story
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1919-cornelia-mulciber https://www.morsmordre.net/t1944-odyseusz#27509 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f132-harley-street-10-4 https://www.morsmordre.net/t1945-cornelia-mulciber#27510
Re: Most Westminster [odnośnik]18.03.16 14:05
14 listopada

Mówi się, że zabójcy zawsze wracają w miejsce zbrodni. Jeżeli ich zbronie nie były planowane, a nawet jeżeli były. Po odbyciu aresztu, albo zanim jeszcze złapie ich policja. I jeden ze zbrodniarzy przemierza właśnie most w okolicy galerii sztuki. Krokiem niezwykle powolnym, nie rozglądając się szczególnie. Paląc papierosa, najzwyklejszego, mugolskiego, który skończy się w przeciągu zaledwie kilku minut.
Myśląc o tym, co się zdarzyło przed kilkoma dniami. Jak jednym czynem przekreślone zostało całe życie.
To ja.
Widzisz mnie z drugiego końca mostu. Na początku nie wierzysz w to, że to mogę być ja. Ale poznajesz po ciemnych włosach, mocnym makijażu i długiej do ziemi spódnicy. To ja.
A ja cię wcale nie widzę. Idę zanurzona w przemyśleniach dotyczących ostatnich zdarzeń. Czy jest coś w mojej głowie, co nie przeraża cię? Nie musisz odpowiadać, po prostu zapomnij o mnie i przejdź obojętnie, jakbym była nikim. Obawiam się tego spojrzenia, które na mnie kierujesz. Ono widzi mnie dokładniej niż mi się wydaje. Ono mnie prześwietla. Chce zbadać co tu robię, jak śmiem się tutaj pokazywać po tym wszystkim. Po tym, jak nie pojawiłam się na wernisażu o który bałagałam cię na kolanach w twoim gabinecie. Po tym, jak swoim nazwiskiem o mnie zabiegałes i jak musiałeś tłumaczyć się Lady Avery, dlaczego nie pojawiłam się tamtego wieczoru. Co jej powiedziałeś? Jak wiele musiałeś wymyślac i jak bolało cię to wszystko? Wybacz mi, wybacz, wybacz...
Spostrzegam cię i nagle krew odpływa z mej twarzy. Nie ma dla mnie ratunku, bo idziesz wprost na mnie. Mogę się odwrócić i uciec, ale i tak mnie dogonisz. Moje oczy wyrażają wielki smutek. Wybacz mi Aloysiusie, tak bardzo tego nie chciałam. Idę powoli, jakbym oczekiwała tego spotkania od dawna. Noga za nogą, ostrożnie stawiam stopy na kamieniach mostu. Czy coś mi się stanie, czy miniesz mnie, czy zostawisz w spokoju, czy zaciągniesz do uliczki. Muszę dać ci się złapać, nie umiem się cofnąć nie umiem stchórzyć po tym, jak zrobiłam ci takie świństwo. Dlatego idę i patrzę ci w oczy.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Most Westminster [odnośnik]22.03.16 21:10
14 listopada

Czuję jak mój oddech przyśpiesza. Próbuję oddychać względnie świeżym powietrzem, ale w Londynie to raczej niemożliwe. Dlatego wyciągam papierośnicę, a z niej papierosa. Od czasu wystawy nie widziałem się z Lady Avery, ale byłem już niemal pewny swojego zwolnienia. Szukałem jedynie miejsca u rodziny poza Londynem gdzie mógłbym przenieść się z matką. Mieliśmy jakieś oszczędności, dlatego na początek powinno wystarczyć, a z czasem powinienem znaleźć jakąś pracę. Przecież już raz mi się udało przekwalifikować. Wmawiałem sobie, że wszystko będzie dobrze. Ale nie będzie. Próbuję pozbierać myśli. Jedno wiem na pewno. Nie mogę powiedzieć o tym matce. Załamie się. Co mam jej powiedzieć? Że przez jakąś smarkulę straciliśmy jedyne źródło dochodu? Że nie stać nas będzie na pomoc medyczną i leki, które są dla niej niezbędne, aby mogła przeżyć? Ręce mi się trzęsły. Dosłownie. Podnoszę głowę i wtedy ją widzę. Mrużę oczy, bo nie dowierzam, że ona sobie tak po prostu stoi. Stoi i nic sobie nie robi z tego, że moje życie legło w gruzach. Czuję jak się we mnie gotuje. Nie jest to złość. To żal i wyrzuty, bo właśnie skreśliła życie mojej matki. Stawia wszystko pod znakiem zapytania. Zaciskam zęby przez co szczęki zarysowały się mocniej na mojej twarzy. Denerwuje mnie to z jakim spokojem zmierza w moją stronę, jak bardzo przygotowana jest na tę rozmowę. Podchodzę do niej i bez słowa zaciągam ją w boczną uliczkę. Nie wytrzymuję, przypieram ją do muru.
-Bawi cię to? Bawi cię rozwalanie mojego życia? Przez ciebie mogę stracić pracę, rozumiesz? Jeżeli Laidan mnie zwolni osobiście pójdziesz do schorowanej kobiety, powiedzieć jej, że przez ciebie straciła jedyne źródło dochodu, dzięki któremu miała leki i pomoc medyczną.-warczę, przez zaciśnięte zęby. Czuję jak gardło mi się zaciska. Denerwuje mnie ten natłok emocji. Nie jestem zły. Jestem zbyt spanikowany, zbyt przerażony, żeby być zły. Nie mogę jednak jej tego przepuścić. Moje życie legło w gruzach. Czuję to. Odsuwam się od niej, przecieram twarz i przeczesuję włosy do tyłu masując kark. Nie jestem teraz jum eleganckim mężczyzną, który z chłodnym wyrazem twarzy pilnował jej w pracowni. Jestem człowiekiem spanikowanym, który traci grunt pod nogami. Patrzę na nią z wyrzutem w rozmierzwionych włosach.
-Zadowolona z siebie jesteś?-syczę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Most Westminster [odnośnik]22.03.16 21:48
Jestem tylko szmacianą lalką, kukłą bez życia. Którą bierzesz za ramię, która prowadzisz w ciemną uliczkę. Rozbij mi głowę, niech sączy się ciepła krew. Niech ujrzę jak bardzo chcesz zrobić mi krzywdę. Czy cokolwiek ze mną zrobić. Tylko błagam, nie bądź obojętny. Pokaż mi, zrób to, nie wahaj się. Ja nie miałam wyrzutów sumienia, nie pomyslałam o tobie ani przez chwilę. Myślałam tylko i wyłącznie o sobie. Chociaż przeczucie powinno dać mi znać także o tobie, nie sądzisz? Bo nie wierzę w to, że najbardziej podobały ci się moje obrazy. Podobało ci się zasadniczo to, jak walczyłam byś chciał je wywiesić. Wszystkimi możliwymi sposobami.
Ściskasz moje gardło. Słysze każde słowo oddzielnie. Mają sens, dużo sensu. Nie iwem czy jestem w stanie go pojąć. Czego chcesz odemnie, co ci zrobiłam. Czy byłam aż tak ważna? Nie dawałeś po sobie poznać. Zachowywałeś się, jakbyś wcale mnie tam nie chciał. Byłam twoją ofiarą, a moje obrazy... czy gdybym nie zostawiła ci tych kilku, już teraz miałabym poderżnięte gardło? Dłonie swoje mam na twojej, którą trzymasz mnie, błagam cię byś już nie ściskał mnie tak mocno, chcę coś powiedzieć.
Pozwól mi mówić.
- Nie chciałam, nie chciałam - powtarzam i jakieś zbłąkane łzy wyciskają sie z moich oczu. - Nie mogłam tam być, zrozum - mówię w końcu łapiąc powietrze. Osuwam się o ścianę, stoję wsparta na kamieniu. Kątem oka widzę, że skryłeś nas w cieniu i nikt, nikt nie zobaczy jak mnie zniszczysz.
Schorowane kobiety. W głowie mam trzy. Ale żadna nie ma na nazwisko Diggory.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Most Westminster [odnośnik]22.03.16 22:10
Wiem, że nad sobą nie panuję, ale nie mogę się powstrzymać. Mój żal jest jeszcze gorszy od gniewu. Znacznie bardziej ją dotknie. Tu nie chodziło o mnie. Tu nie chodziło nawet o głupią wystawę i Laidan. Jedno zaniedbanie i mogłem wylecieć z roboty. Zostałbym bez pracy, pieniędzy na jedzenie i dom. Zostałbym z niczym. Z chorą matką, która była w pełni ode mnie uzależniona. Kiedy o tym myślę, trzęsą mi się ręce. W moich oczach widać niebezpieczny błysk. Uważaj panno Wroński. To może się dla ciebie źle skończyć. Bardzo, bardzo źle. Skrzywię się, ale ostatecznie odsuwam się. Mogła zacząć normalnie oddychać. Ja też. Posyłam jej kolejne spojrzenie pełne bólu i wyrzutu.
-W dupie to mam.-krzyczę, nie zważając na słowa, czy też na ludzi, którzy mogą się tutaj kręcić. A może wcale nie krzyczałem tak głośno. -Nie chciałaś, nie chciałaś. Ale to zrobiłaś. Wystawiłaś mnie, wystawiłaś Laidan, która może mnie przez to zwolnić, zadowolona jesteś?-już nie krzyczę, ale syczę niczym jadowity wąż, wlepiam nienawistne spojrzenie w jej drobną osóbkę. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, to już dawno byś nie żyła. Biorę głęboki wdech. Jeżeli trafię do więzienia na pewno nie pomogę matce w żaden sposób.
-Co było tak ważne? Ty w ogóle rozumiesz co zrobiłaś? Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie masz co się pokazywać u lady Avery. Zdajesz sobie sprawę, że gdybym stracił pracę to z czasem skończyłyby mi się pieniądze na leki i pomoc medyczną dla mojej matki, która tylko dzięki nim żyje. Naprawdę? Jesteś egoistką Mathildo.-wyrzucam z siebie słowa jak kule z armaty. Przelewam cały żal i umieszczam go w tych słowach.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Most Westminster [odnośnik]22.03.16 22:58
Krzycz. Krzyczysz. Twój wrzask mnie budzi, przez chwilę nie wiem gdzie się znalazłam. Na którym świecie. I czy którykolwiek z moich światów da się wpisać w ten? W którym Aloisy nie jest jedynie tyranem, który egoistycznie chce zawładnąć duszą jednej zbłąkanej malarki. Czy wobec tamtej rudej zachowywał się podobnie? Czy ona też musiała spędzać wieczory z nim w pracowni? Czy gardził jej sposobem pracy, nie pozwalał palić w swojej obecności. Czy traktował ją może lepiej. Może traktował ją o niebo lepiej. Czy to kwestia krwi?
Z tego co kojarzę nazwisko Diggory nie oznaczało krwi szlachetnej. Ale mogę nie mieć zbyt dużego pojęcia, wszak byłam tylko dziewczyną jednego szlachcica. Co ciekawe, też był malarzem. Czy to nie wielkie zrządzenie losu?
- Masz prawo być na mnie zły - jesteś zły? Pokaż jak bardzo, uderz mnie, nie miej litości. - Nie chciałam cię skrzywdzić, przecież wiesz, że zrobiłabym wszystko - żebyś był dla mnie lepszy, cenił mnie? Chociaż raz powiedział dobre słowo? Aloysiusie, gdzie popełniliśmy błąd. Czy zaraz po naszym pierwszym spotkaniu musieliśmy stać się wrogami. Co zrobiłam nie tak, kiedy spojrzałam na ciebie nie tak jak chciałeś. Przyjęłam każdą twoją wymogę. Zgodziłam się na warunki. Na wszystko.
- Ale to było takie trudne. Miałam przeczucie, że to będzie tak ogromna klapa, że będzie wypadek. Czułam to. Bałam się iść... a nie wiedziałam jak was zawiadomić, zresztą... och jestem okropną egoistką, tak bardzo cię przepraszam- nagle pojawia się płacz. Znikąd, chcę się trzymać i staram się nie zaciągać płaczem. Udaje mi się w pewnym sensie. - Nie wiedziałam, że masz taką sytuację, Alo - dłońmi zasłaniam usta, nie chcę płakać. Ale moje oczy błagają o litość. Aloizy zlituj się, bądź lepszym niż cię zapamiętałam.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Most Westminster [odnośnik]24.03.16 16:08
Patrzę na ciebie, droga Mathildo, powiedz mi czemu wywołujesz u mnie takie emocje? Zadaję sobie pytanie, na które odpowiedzi nie udzieli mi nikt poza mną. A ja odpowiedzi nie znałem. Nie wiem czym jest to dziwne uczucie. Mam ochotę cisnąć tobą o ścianę niczym szmacianą laleczkę, a jednocześnie pragnę twojej bliskości. Jak wtedy, na samym początku. Nie wiem czym zasłużyłaś sobie na mój gniew. Na to, że zrzucam na twoje barki cały mój żal do wszystkich i wszystkiego. Nie wiem czemu tak jest, ale jest. Nie umiem tego wytłumaczyć, więc pozostaje mi tylko się pogodzić z tym. Czy ona się z tym pogodzi? Chyba mało mnie to obchodzi. Zaciskam zęby. Nie chcę wybuchać. Nie tutaj. Może gdybyśmy byli sami. W moim domu. Ale nie na ulicy, gdzie zawsze ktoś nas może zauważyć. Nie w takim miejscu, gdzie każdy może nas zobaczyć. Podchodzę do niej. Jest niemożliwa. Każde jej słowo mnie dobija, każde głupie tłumaczenia sprawia, że gniew we mnie narasta. Nie wytrzymuję. Przyciskam Mathildę do ściany. Kładę ręce po obydwóch stronach jej głowy. Zamykam ją w klatce.
-Przeczucie? Postawiłaś wszystko na jedną kartę. Zniszczyłaś mi życie przez przeczucie?-syczę. Cedzę starannie każde słowo, a moje oczy są chłodne i nagle jakby wyprane z emocji. Mam ochotę ją uderzyć. Powstrzymuję się. Pochylam się nad nią. Moje usta zawisły na jej uchem. Czuję jak otula mnie jej zapach.
-Jak? Jak zamierzasz się zrekompensować?-szepczę, a ten szept chociaż niepozorny wywołuje ciarki. Łapię dłonią za jej twarz. Jest to mocny uścisk.-Byłaś gotowa wiele poświęcić? Co poświęciłabyś teraz?-pytam. Na pewno nie puszczę jej tego płazem. Będzie musiała zapłacić mi za to co zrobiła. A być może wymyślę jakieś barwne kłamstwo, które pozwoli jej wrócić?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Most Westminster [odnośnik]24.03.16 17:18
Nie wydostanę się, jestem w klatce twoich ramion. Jest to klatka nieprzypominająca ani trochę tej, którą stworzył mi Samuel. W tamtej klatce jak w wyściełanej poduszkami z atłasu, chciałam zostać całą wieczność, tę którą tworzysz mi ty... chcę jak najprędzej opuścić. Brzydzę się możliwością, że już nigdy nie uda mi się stąd wyjść. I będe na zawsze uwięziona.
Koszmar.
I jednocześnie niezdrowa ciekawość. Czy dasz mi znów sie okłamać. Czy przyjmiesz moje wytłumaczenia, czy pozwolisz na to, by taki bzdet odszedł w niepamięć. Wiesz, gdybyś był dla mnie lepszy, powiedziałabym ci, że mam góry złota i że mogę uratować cię raz na zawsze z tej biedy, którą klepiecie z mamą.
- Nie chciałam niszczyć ci życia, nie mów, że byłam dla ciebie taka ważna - błagam, cofnij każde z tych słów, bo zaczynam czuć. Zaczynam się czuć winna i zaczynam nazywać się w myślach twoją. Bo będe twoja, aż nie odpłacę tego, co narobiłam.
Znów płaczę już prawie.
Uderzam głową o mur.
Co mogłabym poświęcić, by zadośćuczynić za swoje winy. Wszystko? Gdybym tak powiedziała, kłamałabym. Czystym absurdem jest sądzenie, że mogłabym zrobić wszystko. A pod pojęciem wszystkiego mam moje serce, podzielone pomędzy sztukę i braci. Nie skrzywdziłabym swojego serca. Lecz ono nie ma nic wspólnego z ciałem. A o ciało chodzi Diggoremu, jemu zawsze chodzi tylko o ciało. Wzdycham, bo nie mam jak wziąć normalnego oddechu.
Nazwij swoją cenę, Alo.
- Po prostu... powiedz co mam zrobić - mój słaby szept, już mnie nie powstrzymuj przed oddychaniem, bo jak widać, niewiele możesz zrobić. Nauczyłam się czerpać przyjemność z tego dotyku. Na inny nie mam co liczyć, więc musze nauczyć sie zyć z tym. Odchylona moja głowa, czuje że zaraz eksploduje.
Wtedy nie bedziesz już musiał nic wymyslać.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Most Westminster [odnośnik]24.03.16 22:46
Moje usta wyginają się w ponurym uśmiechu. Droga Matyldo, jak jeszcze długo chcesz mnie zwodzić? Jak długo mam udawać, że ci się to udaje? Wiem, że mi nie odpowie. Pozwalam jej się cieszyć tym, że myśli iż jest krok przede mną, a to nie prawda. Łudź się droga panienko Wroński, nie wiem jak jeszcze długo to potrwa, myślę. Czy czuję gniew? Powoli odpuszcza. Przyglądam jej się z politowaniem. A jednocześnie jest coś, co nakazuje mi nadal się nad nią pastwić. Chociaż przebija się jakieś echo człowieczeństwa jest ono brutalnie tłumione przez negatywne emocje, które mną teraz właśnie targają.
Na jej słowa zanoszę się śmiechem. Naprawdę tego nie rozumiała? Prycham z czymś na pograniczu pogardy. Unoszę jedną brew.
-Byłaś ważna dla wystawy. Swoim zniknięciem sprawiłaś, że lady Avery może mnie zwolnić, bo nie dopilnowałem, aby jej gwiazda wieczoru pojawiła się na wystawie.-wyjaśniam ze stoickim, wręcz lodowatym spokojem, który jest zdecydowanie gorszy niż gniew. Furia kryła się za tym lodowatym spojrzeniem, którym ją obdarzył. Jego usta ciągle wykrzywione były w szyderczym uśmieszku. Pewnie jej się to nie podoba, ale ja jestem zadowolony bardzo. Łapię między palce kosmyk jej włosów. Wzdycham, głupiutka Wroński. Jeszcze się pytasz? Uśmiecham się.
-Jesteś artystką, jesteś kreatywna. Domyśl się, wymyśl. Zaskocz.-szepczę, mój głos jest niski i lekko chrypiący. Denerwuje ucho. Doskonale zdaję sobie sprawę, że go nienawidzi. Co tylko daje mi większą satysfakcję. Nigdy nie pomyślałbym, że znajdę w sobie pokłady czegoś takiego. Jednak każdy ma w sobie bestie...
Gość
Anonymous
Gość

Strona 2 z 12 Previous  1, 2, 3, ... 10, 11, 12  Next

Most Westminster
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach