Wydarzenia


Ekipa forum
Fontanna Magicznego Braterstwa
AutorWiadomość
Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]17.03.12 14:30
First topic message reminder :

Fontanna Magicznego Braterstwa

"Stali na końcu bardzo długiego, imponującego holu z wypolerowaną, lśniącą posadzką z ciemnego drewna. Na suficie koloru pawiego granatu lśniły złote symbole, nieustannie poruszające się i zmieniające jak jakaś wielka, niebiańska tablica ogłoszeń. W pokrytych błyszczącą drewnianą boazerią ścianach widniało mnóstwo kominków. Co parę sekund z jednego z kominków w ścianie po lewej stronie wynurzała się z cichym poświstem postać czarownicy lub czarodzieja, natomiast po prawej stronie przed kominkami tworzyły się krótkie kolejki czarodziejów czekających na odjazd.
W połowie holu była fontanna. Pośrodku okrągłej sadzawki stały wysokie złote posągi. Najwyższym był posąg nobliwie wyglądającego czarodzieja z różdżką wycelowaną prosto w górę. Wokół niego stały posągi pięknej czarownicy, centaura z napiętym łukiem, goblina i skrzata domowego; ci ostatni wpatrywali się z zachwytem w czarodzieja i czarownicę. Z końców ich różdżek, z grotu strzały centaura, z ostro zakończonego szczytu kapelusza goblina i z uszu skrzata tryskały migotliwe strumienie wody, opadające wdzięcznymi łukami do sadzawki, a ich łagodny szmer mieszał się z cichymi pyknięciami i trzaskami aportacji i deportacji oraz z tupotem stóp setek czarownic i czarodziejów zmierzających ku złotym wrotom w drugim końcu holu. Większość miała ponure, trochę zaspane twarze.
Poplamiona tabliczka nad sadzawką głosiła:
Wszystkie datki wrzucone do Fontanny Magicznego Braterstwa zostaną przekazane Klinice Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga.
Na dnie migotało morze brązowych knutów i srebrnych sykli."
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Fontanna Magicznego Braterstwa - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]17.05.16 22:18
Kiedy się poznali, miała ledwie osiemnaście lat. Była nieśmiała, wycofana i tak bardzo niepewne tego, że w ogóle odważyła się na kurs, a potem staż mający zapewnić jej wszystko, czego nie doświadczyła przez całe życie. Czy był to akt desperacji, czy też najzwyczajniej w świecie potrzeba spełnienia własnych pragnień - nie umiała wyjaśnić. To jej nawet nie obchodziło, bo ciekawsza jest spontaniczność. Bez względu na słowa, które wypowiadali inni, a które miały zranić. Wtedy widziała w Samuelu niezwykłego mężczyznę, a także doskonałego kompana, przy którym nie bała się niczego, bo pokazywał jej, że codzienność aurorska nie jest taka zła, a bywa niezwykle ciekawa. Przywiązała się do niego nad wyraz szybko i teraz każda kłótnia, przykra wymiana zdań, a także uszczypliwość sprawiała, że izolowała się od wszystkich. Unikała kontaktu, a gdy ten się odnawiał... Stawała się wyniosłą, arogancką szlachcianką, którą nigdy nie była. Zarówno pan Skamander, jak i jej przyszły mąż potrafili łamać ten upór i przypominać Katyi, że jest słodka i zbyt dziewczęca, by przybierać maskę zgorzkniałej suki. Była im za to wdzięczna? Możliwe, ale przecież dla nich była na tyle skomplikowana, że nie dawała się otwarcie poznać. Przypominała wiatr i nigdy nie należała do osób statecznych. By ją rozgryźć... Potrzebny był czas.
-Martwiłeś się? - zapytała krótko, rzeczowo. Miała nadzieję, że nie będzie jej oszukiwał, ale nie musiał. Widziała w jego oczach, że pragnie prawdy. Problem w tym, że Katya nie była w stanie mu dać tego, czego oczekiwał. -Niepotrzebnye... Jestem w jednym kawałku i nic się nie stało - powiedziała poważnie i chciała, by w to uwierzył. Nie miał wyjścia, bo Ollivander stroniła od informacji na temat jej zdrowia. Nie oswoiła się jeszcze z tym i nie zamierzała tego robić ani teraz ani kiedykolwiek indziej. To było oczywiste, że trzymała ów sekret dla siebie, bo wyjawienie go kosztowałoby ją zbyt wiele.
-Samuelu, jesteś zazdrosny - stwierdziła trafnie i uśmiechnęła rozkosznie. Nie wahała się nad tym kolejnym gestem, a jedynie wyciągnęła rękę w stronę mężczyzny i dotknęła jego warg opuszkami, by poczuć jak krew sprawia, że stają się tak nabrzmiałe od emocji, które w nim szalały. -Mnie także nie odpowiadają twoje zabawy z kobietami, a jednak trzymam nerwy na wodzy - rzuciła przez zaciśnięte zęby, bo owszem. Także bywała zazdrosna. Należała do osób terytorialnych, zaborczych i choć Skamander w żaden sposób nie był jej i życzyła mu szczęścia, to ukłucie względem jego osoby, która mogła do kogoś należeć pojawiało się za każdym razem, gdy przychodził do pracy w lepszym humorze. Seks ponoć działał cuda.
-Kiedyś... - zaczęła mówić powoli i spuściła nieznacznie wzrok, gdy wreszcie skierowali kroki w stronę wyjścia gmachu wielkiego budynku. -Spotykałam się z mugolakiem, a wiesz co to dla mnie oznaczało... Ojciec był wściekły, bo - jak to tak... Mieliśmy w rodzinie jednego czarodzieja, który złączył swą krew z osobą z niemagicznej rodziny i próbował powstrzymać mnie przed tym samym losem... - wzruszyła lekko ramionami i parsknęła śmiechem na wspomnienie tamtych zdarzeń. -Wtedy okazało się, że mój ukochany nie żyje, a zaraz potem zmarła Madison i wiesz? Postanowiłam zostać aurorem... I kiedy osiągnęłam sukces, zdałam egzamin... Uciekłam do Oslo, by złapać wiatr w żagle. Po powrocie okazało się, że ojciec za moje wybryki ułożył mi całe życie, więc związek z panem Mulciberem nie był moim wyborem, ale... Nie jest złym człowiekiem; owszem, przyznaję... Jest trochę bezczelny, ale nie musisz się martwić... - dodała pokrzepiająco, choć w głowie miała scenę, która rozegrała się w mieszkaniu Ramseya. Upokorzenie mieszało się z wstydem, które nie pozwalało jej na wyduszenie z siebie prostego wyznania. Odwróciła więc wzrok pospiesznie, gdy jej spojrzenie skrzyżowała się z mężczyznymi i skrzywiła się nieznacznie.
-Nie możesz wydać takiego pisma, bo... Myślę o odejściu, Sam.

/zt - zmień lokację (wybacz błędy, ale jestem dziś kupą)


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]26.07.16 21:43
Może gdyby ten jeden, jedyny raz w życiu przybył na czas i nie musiał się spieszyć.
Może gdyby, zamiast błądzić myślami w bliżej nieokreślonych rejonach cudownej przestrzeni zwanej jego wyobraźnią, wyjątkowo skupił się na ostrych konturach przed nim świata.
Może gdyby najzwyczajniej w świecie był kimś uważnym, rozsądnym i skupionym na zadaniu, które miał wykonać.
Ale nie był.
Biegł więc. Cudem jedynie zdołał uniknąć przydeptania podeszwą buta nogawek przydługich spodni, których wciąż zapominał skrócić; na świecie istniało przecież tyle wspaniałych, interesujących czynności, że krawiectwo zwyczajnie nie mieściło się już w ich obrębie. W biegu zdążył też poprawić wygniecione rogi szaty czarodzieja i wygładzić poły koszuli, jedną ręką ściskając w dłoni różdżkę, drugą przyklepując do głowy sterczące radośnie rude włosy. Nie lubił spóźniać się do pracy. Nie lubił pośpiechu, który towarzyszył próbie uniknięcia szefowskiej nagany, i który zazwyczaj zawodził. Nie zamierzał jednak martwić się tym (przynajmniej nie w tym konkretnym momencie) ani gnuśnieć nad roztrząsaniem tego, że nie lubił się spóźniać- spóźnienie, o czym uprzejmie poinformował go zegarek, było już właściwie faktem. Duny nie był natomiast człowiekiem, który zwykł przejmować się czymkolwiek. Wszelkie niepowodzenia kwitował jedynie uśmiechem, radosnym wzruszeniem ramion, mrugnięciem roześmianych oczu i zwyczajną beztroską.
Tak, jak i w tym momencie- roześmiał się, przelotnie łapiąc wzrok pracującej w tym samym departamencie Rity, która żartobliwie pogroziło mu palcem. I właśnie wtedy wydarzyła się katastrofa.
Właściwie, wydarzyło się nawet kilka katastrof, którym mógł jedynie przyglądać się z bezbrzeżnym zdumieniem. Najpierw własne stopy, ślizgające się po gładkiej posadzce atrium w wyniku chwilowej nieuwagi, potem radosne stado wylatujących z aktówki kartek, i wreszcie swoją rękę szukającej punktu oparcia. I finalnie znajdującą go- w postaci drobnej dziewczyny. Zdążył tylko zaobserwować całkowicie zdziwiony wyraz jej twarzy, zanim głośny plusk i fala wzbijającej się wody poinformowała go, że po raz kolejny przegrał z prawami fizyki, a jego rozpęd posłał zdziwioną kruszynę prosto do fontanny.
Wiedziony instynktem bohatera natychmiast porzucił aktówkę (wrzucając ją, tym samym, w sam środek dorodnej kałuży) i z wymalowanym na twarzy przerażeniem podbiegł do brzegu fontanny. W błagalnym wyrazie wyciągnął obie dłonie, chwilowo zapominając o biegnącym czasie.
-Właśnie zafundowałem Ci najgorszy poniedziałek Twojego życia, wiem, przepraszam- wyrzucił z siebie błyskawicznie, niemalże połykając po drodze słowa, i przestępując z nogi na nogę, dręczony wizją wykrzywionej gniewem twarzy szefa.
Miał nadzieję na błyskawiczny ratunek i błyskawiczny bieg do wind.
Duncan Beckett
Duncan Beckett
Zawód : pracownik Niewidzialnego Oddziału Zadaniowego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
spare me your judgements and spare me your dreams,
don't cover yourself with thistle and weeds
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xxx
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3098-duncan-beckett#50701 https://www.morsmordre.net/t3184-to-do-pana-panie-beckett#52861 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f312-pokatna-8-5 https://www.morsmordre.net/t3185-duncan-beckett
Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]27.07.16 15:30
| koniec stycznia pasuje?

Gdy przybyła tego dnia do pracy, ministerialne atrium było już zatłoczone. O tej porze nie było to niczym niezwykłym, ministerstwo rzadko kiedy się wyludniało, bo nawet wieczorami zwykle ktoś tutaj był, szczególnie jeśli chodziło o zawody, które niejednokrotnie musiały być do dyspozycji przez cały czas, bo w każdej chwili mogła przytrafić się jakaś akcja wymagająca ich udziału.
Szła powoli w stronę wind, grzebiąc w swojej teczce, by upewnić się, czy aby na pewno zabrała wszystko, co potrzeba. Ostatnimi czasy często zdarzało jej się mieć wrażenie, że o czymś zapomniała i musiała się upewniać, czy aby na pewno to ma. Miała, ale dla wewnętrznego spokoju sprawdzała, wciąż pogrążona w myślach, zaabsorbowana jakimś bliżej nieokreślonym problemem, jednocześnie wciąż grzebiąc w teczce (na szczęście miała jeszcze trochę czasu do zaczęcia swojej zmiany), nagle poczuła mocne pchnięcie. Na swoje nieszczęście stała blisko fontanny i była dość drobnej budowy, więc siła uderzenia przez biegnącego mężczyznę pchnęła ją do tyłu na tyle mocno, że nie zdążyła złapać równowagi i fiknęła w powietrzu, lądując w chłodnej wodzie i upuszczając aktówkę, która (szczęście w nieszczęściu!) wylądowała na ziemi obok murka okalającego fontannę. Jej ubranie natychmiast zaczęło nasiąkać wodą, a ręce i nogi próbowały znaleźć podparcie i wydostać ją. Dno było jednak śliskie i pełne drobnych monet, więc jej dłoń ujechała gdzieś na bok, ale udało jej się usiąść i natychmiast wypluła z ust wodę i odrzuciła do tyłu krótkie, przemoczone włosy przysłaniające jej oczy.
- Co tu się dzieje? Co ty robisz? – zapytała, zauważając młodego mężczyznę, którego chyba znała z widzenia z własnego departamentu. Stał naprzeciwko niej, może był sprawcą tego niemiłego incydentu? – Jestem cała mokra – stwierdziła. Była już przemoczona do suchej nitki i było jej zimno. Zapewne powinna być teraz dużo bardziej wkurzona, ale nadal czuła przede wszystkim zdumienie sytuacją. Cała Luna, która zresztą chyba nie potrafiła się porządnie denerwować i krzyczeć w oburzeniu, a przynajmniej dotąd jej się to nie zdarzało. – Może przynajmniej pomożesz mi stąd wyjść? – Skoro już urządził jej tę kąpiel, niech przynajmniej się na coś przyda. – Różdżka... Gdzie moja różdżka? – rozejrzała się, jednak ta wciąż tkwiła w wewnętrznej kieszeni szaty. Znowu ponowiła próbę wstania, chwytając się suchej części murka i przytrzymując się jej, by podźwignąć ciało. Mokra szata natychmiast zaczęła jej ciążyć, ale wstała, świadoma tego, że kilku świadków zajścia wciąż uważnie ją obserwuje. Nieco niezdarnie wyszła z fontanny, zalewając podłogę wodą.
Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]29.07.16 22:22
Jak najbardziej! <3

Był człowiekiem-katastrofą i zdawał sobie z tego sprawę. Zupełnie zabawnym wydawał się więc fakt, że pracował w Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof; jego szef z zadziwiającą skrupulatnością powtarzał mu, że sam Duncan był jedną z większych katastrof, jakie mogły spotkać ten departament. I zapewne miał rację.
To nie tak, że był niezgrabny lub niezdarny; wypracowane w cyrku nawyki nie pozwalały mu na brak koordynacji ruchowej, zazwyczaj panował więc nad własnym ciałem w sposób bardzo bliski doskonałemu. Jego problemem nie była sprawność- lub przynajmniej nie sprawność fizyczna. Przyczyną wszelkich wypadków stawały się najczęściej ciągła beztroska, skłonność do przebywania umysłem w innym świecie niż ten, w którym akurat przebywało ciało, lub pośpiech. Ten najczęściej generował małe katastrofy; dlatego Duny, wbrew wszystkich pisanym i niepisanym prawom, nie uznawał pojęcia czasu, lub uznawał je za pojęcie zapewne względne i z całą pewnością niepotrzebne. Jeśli miał się gdzieś zjawić, zjawiał się- godzinna data tego pojawienia wydawała mu się tylko nieprzydatnym i niesmacznym dodatkiem. Kiedyś starał się dołączyć do wiecznego wyścigu szczurów, budząc się wraz z nadejściem bladoróżowego świtu i chodząc spać wraz z późnowieczornymi gwiazdami. Wtedy szef uśmiechał się nawet na jego widok, kiwając mu głową jak dobremu znajomemu i okazjonalnie życząc miłego dnia albo pytając o plany na wakacje.
Teraz szef zazwyczaj poprzestawał na wycedzeniu przez zęby jego nazwiska i w ramach cichej zemsty zarzucenia jego biurka stertami bzdurnych raportów i dokumentów.
Duny nie bał się jednak o własne stanowisko, i nie bał się o nie także nikt inny pracujący w jego departamencie. Pomimo tendencji do wpadania przez drzwi wejściowe z przyklejonym do ust chłopięcym uśmiechem po kwadransie spóźnienia i zwyczaju śmiania się za głośno i zbyt długo, był dobry. Był naprawdę dobry w tym, co robił; w opowiadaniu bajek, w tworzeniu innej, pięknej, kruchej rzeczywistości, którą przestraszeni mugole przyjmowali z otwartymi chciwie ramionami. W pojawianiu się znienacka i błyskawicznym, bezgłośnym znikaniu, kiedy tego właśnie wymagała chwila. W zjednywaniu sobie ludzi, którzy początkowo nieufnie zerkali na jego piegowatą twarz spode łba, aby potem poklepywać go po ramionach i proponować darmową kolejkę w Dziurawym Kotle.
A Duny- Duny nauczył się lubić tę pracę i szanować ją, tak jak wszystko, co spotykało go w życiu. Przyjmował to z pokorą i wdzięcznością, nieustannie ciekawy, dokąd dalej zaprowadzą go zawiłe ścieżki jego dziwacznego życia- dlatego naprawdę nie chciał, nie chciał stracić tej pracy.
Nie chciał też być największą ministerialną katastrofą. Gdyby pech dotykał tylko jego, nie miałby nic przeciwko. Już dawno nauczył się z uśmiechem przyjmować wszelkie niepowodzenia.
Problem tkwił w tym, że bijąca od niego aura rychłej zguby zdawała się pochłaniać coraz więcej ofiar.
-Ja... chyba biegnę- wymamrotał niespokojnie, próbując wybadać, czy i jak bardzo zła była na niego biedna dziewczyna. Mokre ciemne włosy przykleiły się do bladych policzków, szeroko otwarte w wyrazie zdumienia oczy wciąż przysparzały mu natomiast nieustających wyrzutów sumienia.- To znaczy; biegłem, a potem niemalże przerzuciłem się na pływanie.
Szło mu coraz gorzej; język plątał mu się z pośpiechu, który w obliczu rosnącego spóźnienia i tak nie zdawał się przynosić efektów.
-Merlinie, chcę tylko powiedzieć, że potrafię pływać, więc jeśli chcesz się zemścić i wepchnąć mnie do fontanny, to obiecuję się nie utopić- plótł zwyczajowe głupoty, z coraz większym zapałem próbując wykrzesać z głowy jakikolwiek pomysł na uratowanie sytuacji.
Wciąż natykał się jednak jedynie na pustkę.
Jak prawdziwy rycerz natychmiast zareagował na wołanie o pomoc, schylając się usłużnie w pół i ujmując ją za ramiona, po czym podnosząc płynnie. Był rozpaczliwie świadom trzech rzeczy- po pierwsze, właśnie zniszczył tej biednej dziewczynie humor i szatę. Po drugie, wszyscy dookoła wgapiali się w nich bez cienia skrupułów. Po trzecie, był już naprawdę spóźniony.
-Przepraszam, naprawdę przepraszam, jestem skończonym draniem- wyrzucił z siebie rozpaczliwie. Zegarek palił mu przegrub.- Kupiłbym Ci kawę i tulipany w ramach przeprosin, ale naprawdę nie mogę, i tak jestem już spóźniony. Nagła akcja, rozumiesz, muszę być już na miejscu, ma tam na mnie czekać jakaś amnezjatorka, którą nazywają Luną, i zdziwię się, jeśli nie urwie mi głowy.
Dla spotęgowania efektu popukał palcami w tarczę zegarka, w myślach przepraszając nieznajomą jeszcze kilkukrotnie. Zupełnie tak, jakby miało to cokolwiek zmienić.
Duncan Beckett
Duncan Beckett
Zawód : pracownik Niewidzialnego Oddziału Zadaniowego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
spare me your judgements and spare me your dreams,
don't cover yourself with thistle and weeds
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xxx
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3098-duncan-beckett#50701 https://www.morsmordre.net/t3184-to-do-pana-panie-beckett#52861 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f312-pokatna-8-5 https://www.morsmordre.net/t3185-duncan-beckett
Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]31.07.16 0:44
Luna może nie była niezdarna, ale była po prostu dziwna. O jej dziwności świadczył choćby fakt, że zaskakująco spokojnie przyjęła wrzucenie do fontanny. Większość osób na jej miejscu zapewne zaczęłoby krzyczeć lub miotać zaklęciami w sprawcę tego incydentu. Luna po prostu starała się wydostać z wody. Zasadniczo jej reakcje na różne sytuacje były trudne do przewidzenia dla niej samej, choć była osobą, którą nie łatwo wyprowadzić z równowagi. Zwykle była opanowana, i, paradoksalnie, była osobą, która jednocześnie mocno stąpała po ziemi i podchodziła do świata racjonalnie, próbując ogarnąć go swoim rozumem i zmysłami, ale głową nieraz bujała w obłokach, kiedy pochłonął ją jakiś wyjątkowo absorbujący problem.
Tak jak teraz. I dlatego siedziała teraz w fontannie, bo skupiony na innym problemie umysł zbyt późno zarejestrował zagrożenie ze strony niefrasobliwego mężczyzny, któremu bardzo się spieszyło.
- Myślę, że wpychanie cię do fontanny nie będzie konieczne. Już i tak zapewniliśmy wszystkim wystarczające widowisko – westchnęła, pozwalając, żeby chwycił ją pod ramiona, dzięki czemu łatwiej było jej zachować stabilność na śliskim podłożu i w ślizgających się mokrych butach. Raczej nie uważała się za nieporadną, ale nie co dzień brodziła w fontannach. Chwilę później, z pomocą ze strony mężczyzny, udało jej się wyjść i stanąć na podłodze, o którą ocierał się rąbek przemoczonej szaty. Odgarnęła z twarzy mokre włosy, jej lekko skośne oczy zmrużyły się, gdy próbowała sobie przypomnieć, skąd zna tego mężczyznę.
Wtedy jednak ten powiedział coś, co sprawiło, że jej brwi uniosły się, znikając pod mokrą grzywką.
- Hmm... To ja – mruknęła, gdy wspomniał jej imię. – I nie, nie urwę ci głowy, chociaż to jest raczej nietypowy sposób na zapoznawanie nowych osób – łypnęła podbródkiem na fontannę, po czym wyciągnęła różdżkę. Mokrą, ale nieuszkodzoną, bo różdżki znosiły przecież znacznie więcej, niż zwykłe zamoczenie w wodzie. Machnęła nią krótko i zaczęła osuszać sobie ubrania. Ludzie jednak wciąż się gapili, więc starała się udawać, że nie zwraca na nich najmniejszej uwagi. – Od razu lepiej – rzuciła, gdy już była sucha. I przy okazji osuszyła też podłogę, aby ktoś inny nie wywrócił się na kałuży i również nie zaliczył nieoczekiwanej kąpieli. – Skoro już ustaliliśmy, że to ja jestem amnezjatorką, którą nazywają Luną, i że mam na ciebie czekać, o czym dopiero teraz się dowiaduję, to wiesz może, co to za zadanie? – Luna jeszcze nie dotarła do biura, więc nie wiedziała, o co chodziło. Zapewne dowiedziałaby się dopiero jakby tam dotarła, najwyraźniej jednak ktoś miał dla niej konkretne polecenie... Jak się okazało, nie tylko dla niej. Czy to nie zaskakująca ironia losu, że najwyraźniej ktoś zaplanował zadanie dla niej i mężczyzny, który wrzucił ją do fontanny, spiesząc na spotkanie z nią?
Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]10.08.16 16:20
Duny też był dziwny, dziwny w sposób, który rozumiało bardzo niewielkie grono ludzi. O ile w ogóle istniała opcja zrozumienia tego, co działo się w jego głowie- on sam czasem gubił się, próbując powiązać jedną pędzącą myśl z drugą i wyczytać z nich jakikolwiek sens, jako że zazwyczaj go nie miały. Postępował z tym radosnym, beztroskim brakiem logiki, zazwyczaj wykazując się przy tym dodatkowo towarzyską gracją ryczącego słonia w składzie porcelany. Był jednak szczęśliwy. Zazwyczaj. W dziwaczny, nieudowodniony przez naukę sposób jego głupota działała wbrew wszelkim prawom- zamiast ciągnąć go w dół, aż na samo dno, nieustannie popychała go do przodu całego i względnie zdrowego na ciele i umyśle.
Nie wszyscy mieli jednak przyjemność pozostawać w dobrym zdrowiu i w jego towarzystwie jednocześnie. Gdyby zupełnie pozbawiony był skrupułów, zapewne wybuchnąłby śmiechem, widząc, jak żałośnie wyglądali. Drobna, filigranowa figurka dziewczyny, którą natychmiast począł określać w myślach Królewną Śnieżką ze względu na aksamitnie czarne włosy i czerwone usta, bulgająca radośnie w przejrzystej wodzie ministerialnej fontanny. A nad nią on- zdecydowanie najmniej imponujący i przekonywujący w roli złoczyńcy rudowłosy pracownik o aparycji stracha na wróble, chlupoczący radośnie przetartymi butami w samym środku największej powstałej kałuży.
Czując palący wstyd, bezgłośnie błagał Merlina o nagłą zamianę ról- wolał samodzielnie być ofiarą własnej głupoty zażywającą przymusowej kąpieli, niż wpędzać w kłopoty nowopoznaną Śnieżkę. Gdyby sam znalazł się w wodzie, pewnie roześmiałby się tylko i otrząsnął jak zaskoczony nagłym deszczem kundel; w lepszy dzień może zamachałby nawet rękoma w żałosnej parodii stylu pływania żabką, tylko po to, żeby dać znać, że wszystko było z nim w porządku. Przynajmniej fizycznie; nie mógł finalnie odpowiadać za stan zdrowia swojej rudej, roztrzepanej głowy.
Zamarł na chwilę, słysząc jej słowa i obserwując płynny ruch obu uniesionych brwi. Niespodziewanie i abstrakcyjnie w stosunku do całej sytuacji musiał siłą zdusić cisnący się na usta głośny, szczery śmiech. Przywykł już prawie do tego, że życie zdawało się doskonale bawić jego idiotyzmem; nie złościł się więc, czując tylko, jak twarz zdradliwie płonie mu od wstydu, a w gardle zbiera się przemożna chęć wybuchu.
Bezgłośnie otworzył usta, nie do końca pewien, czy był w stanie się odezwać- po czym odchrząknął głośnie, spuszczając głowę i dławiąc śmiech. Z cichym westchnieniem wyłowił pływającą radośnie w kałuży aktówkę i osuszył ją zamaszystym machnięciem różdżki, dając sobie czas na opanowanie. Dopiero wtedy ponownie uniósł twarz i obdarzył ją skruszonym, przepraszającym uśmiechem.
-Nie jest nietypowy- zapewnił ją zbolałym głosem.- To jest oficjalnie najgorszy sposób na poznawanie nowych ludzi, jaki w życiu widziałem, a uwierz mi, że widziałem już wiele.
Wolną dłonią przetarł zawstydzoną twarz, przez chwilę tylko zerkając przez palce na wyraz jej jasnej twarzy.
-Poczekaj, może dam radę jakoś to naprawić- mruknął, otwierając pospiesznie aktówkę i szukając tam tego, co, jak mu się wydawało, zdążył rankiem wrzucić w paszczę przepastnej skórzanej torby. I miał rację; z szerokim, wciąż przepraszającym uśmiechem na twarzy wyjął z otchłani aktówki całą garść cukierków w kolorowych papierkach, po czym wyciągnął je w jej stronę na otwartej dłoni.
-Przeprosiny przyjęte?- Zapytał nieśmiało, nie przestając się uśmiechać, chociaż oczy błyszczały mu już radośnie.- Jestem Duncan, Duncan Beckett, i mam nadzieję, że nie będę Cię nawiedzał w koszmarach.
Następnie lekko, leciutko wzruszył ramionami.
-Nie jestem pewien- odparł beztrosko, kątem oka zerkając na przekrzywiony zegarek na nadgarstku.- Pewnie wiedziałbym, gdybym nie spóźnił się do pracy o cały kwadrans, ale... no cóż. Przynajmniej Cię znalazłem.
Resztę zakłopotania zakrył już odwieczną beztroską, spojrzeniem błyszczących z rozbawienia oczu proponując jej bezwarunkowy rozejm.
Duncan Beckett
Duncan Beckett
Zawód : pracownik Niewidzialnego Oddziału Zadaniowego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
spare me your judgements and spare me your dreams,
don't cover yourself with thistle and weeds
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xxx
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3098-duncan-beckett#50701 https://www.morsmordre.net/t3184-to-do-pana-panie-beckett#52861 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f312-pokatna-8-5 https://www.morsmordre.net/t3185-duncan-beckett
Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]15.08.16 23:12
Cała ta sytuacja była dosyć karykaturalna. Zagapienie się obydwojga, wpadnięcie do fontanny, rozmowa, która się po chwili nawiązała. Mężczyzna również budził w niej sprzeczne emocje, nawet jeśli nie było tego widać pod warstwą spokoju, zmąconego może lekką konsternacją czającą się w spojrzeniu, gdy starannie układała sobie wszystko w głowie. Miała być zirytowana, czy może docenić to, że przynajmniej się starał jakoś naprawić nie najlepsze pierwsze wrażenie?
Sekundy mijały, oboje wciąż stali obok fontanny, obserwowani przez pracowników ministerstwa, chociaż ci się zmieniali; niektórzy ze świadków upadku Luny do fontanny odeszli już, zapewne spiesząc się do swoich zajęć, inni, którzy chwilę temu zmaterializowali się w kominkach, przechodzili obok, wyraźnie zaciekawieni. Cóż, teraz Luna przynajmniej nie była już mokra. Jest nadzieja, że niedługo wszyscy zapomną, a zresztą... Czy Luna przejmowała się czymś tak przyziemnym, jak to, co myślą o niej ludzie z innych departamentów? Raczej nieszczególnie.
- Tak, może – powiedziała w zamyśleniu, choć jej myśli krążyły daleko od tej kwestii, bardziej zaabsorbowała się w tej chwili myślą o zadaniu, o którym nic nie wiedziała. Jej brwi powędrowały jednak nieco w górę, gdy mężczyzna nagle wyciągnął z aktówki cukierki i podsunął w jej stronę. Luna po chwili zawahania wzięła jednego i ostrożnie odpakowała, mając nadzieję, że to nie jakiś cukierek z niespodzianką. – Myślę, że nie warto zbyt długo zawracać sobie głowy tą sprawą, skoro już chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy – przytaknęła, po krótkiej obserwacji cukierka niczym jakiejś dziwacznej osobliwości, wsuwając go do ust. Szkoda czasu na bzdurne spory, skoro nic się nie stało, może co najwyżej sprawili trochę rozrywki znudzonym urzędasom. – Ale mam nadzieję, że podczas wspólnego zadania będziesz bardziej się pilnować, żeby nie uszkodzić ani mnie, ani innych osób, które znajdą się w pobliżu. – Lekki uśmiech wykrzywił jej wargi. – To nie wyglądałoby dobrze w późniejszych raportach, nawet jeśli nieszczęsne mugolskie ofiary i tak zostałyby poddane modyfikacji pamięci.
Poprawiła rękawy szaty i uniosła lekko podbródek, obrzucając Duncana taksującym spojrzeniem.
- Więc chyba musimy najpierw to sprawdzić – rzekła, zerkając w kierunku wind. Tak, powinni pojawić się na swoim piętrze, gdzie zapewne już na nich czekano. A Luna nie lubiła być spóźniona lub niedoinformowana, choć właściwie to pojawiła się w pracy na czas, najwyraźniej po prostu wyjątkowo szybko jej dziś potrzebowano. Dlaczego konkretnie jej? Nie wiadomo.
Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]31.08.16 19:06
PRZEPRASZAM ZA TO TEMPO AAAAA
Być może powinien był się przejąć tym, że po raz kolejny zrobił z siebie błazna, tym razem na oczach połowy mijających ich pospiesznie pracowników Ministerstwa. Ale nie przejął się. Chociaż w cyrku przysługiwał mu tytuł linoskoczka i akrobaty, wcale nie uważał błaznów za cyrkowców drugiej kategorii. Być może jego dziecinne do granic serce wywyższało ich dodatkowo w jego własnej, dziwacznej hierarchii; skoro potrafili wywołać na ustach obcych ludzi uśmiech, byli ważni. Byli niesamowici. Byli wspaniali.
Tak ciężko było przecież uśmiechać się w czasach, w których Londyn tonął pod warstwą tej mlecznej, ciężkiej mgły, która zamiast z wody zdawała się składać ze zbierającego i pęczniejącego gwałtownie przygnębienia. I to przygnębienie zbierało się, pęczniało w ludziach, tych wszystkich ludziach, który Duny mijał na ulicach. W dzieciach, które porzucały podwórka i zaszywały się za szarymi szybami swoich szarych pokojów, obserwując, jak padający deszcz zmywa z bruku narysowane kredą klasy. W staruszkach, bladych, słabych, apatycznych, którzy trzęsącymi dłońmi wyciągali zza pasa ostatnie knuty, nie potrafiąc już myśleć o przyszłości. W tych wszystkich szarych pracownikach ministerstwa, którzy mijali go pospiesznie, obojętnie, bezmyślnie, w puchnącej ze zmęczenia głowie przekładając już całą stertę papierów z jednego krańca biurka na drugi.
Więc on wciąż się uśmiechał. Chociażby dla czystej przekory. Chociażby po to, by pokazać, że wciąż potrafi, że wciąż można. Uśmiechać się i śmiać, potykać i przewracać, ociekać wodą z fontanny i częstować piękne panie cukierkami- to wszystko było w porządku. Jeśli się śmiali, jeśli chociaż przez chwilę nie myśleli o deszczu, pieniądzach ani pracy i uśmiechali się na widok jego prostej błazenady, to było w porządku.
Za cenę jednego uśmiechu mógłby pozostać błaznem aż do końca świata.
-Cytrynowe, albo może truskawkowe, nie pamiętam- wyznał z rozbrajającą szczerością, nie potrafiąc przestać się uśmiechać, kiedy zaufała mu i sięgnęła po cukierka. To też mógł robić do końca świata; rozdawać miłe gesty i drobne dobre uczynki w tych kolorowych, szeleszczących papierkach, zupełnie jak cukierki.- Żadnych niespodzianek, nie wybuchają ani nie wrzucają ludzi do fontanny, obiecuję!
Jej nieufność przecież wcale nie mogła go dziwić. On też nigdy nie ufał sobie do końca, zupełnie świadomy tego, dokąd w jego przypadku mogła doprowadzić nadmiernie wybujała wiara we własne możliwości.
-Będę- obiecał po raz drugi, tym razem ze śmiechem, choć twarz wciąż płonęła mu gorącym zażenowaniem. Dziecinnie uniósł jedną rękę, drugą łapiąc się za miejsce, w którym, jak podejrzewał, znajdowało się bijące mocno serce.- Żadnego uszkadzania mugoli, żadnego uszkadzania czarodziejów. Nie martw się, takie rzeczy przytrafiają mi się tylko w poniedziałkowe ranki, to zaraz minie i zamienię się we wzorowego współpracownika!
Tego jednego nie mógł jej jednak obiecać z całą pewnością, a niemalże gryfońska uczciwość wzbraniała się przed wypowiedzeniem nie do końca wiążącej obietnicy, dlatego zmilczał, opuszczając uniesione wcześniej dłonie.
-Musimy- zgodził się więc radośnie, w duchu wzdychając ze słabo skrywanej ulgi. Nie była zła. Nawet, jeśli znów okazał się idiotą, ona nie była zła. Mógł już więc tylko być wdzięczny.
-Podałbym Ci ramię, ale obawiam się, że to potencjalnie niebezpieczne, bo wciąż trwa nieszczęsny poniedziałkowy ranek i zapewne mógłbym wtedy wywrócić nas oboje- Usprawiedliwił się z nie do końca poważnym uśmiechem, i oszczędnym ruchem podbródka wskazał jej drogę prowadzącą do wind.- Gotowa?
Chyba znał odpowiedź, ale był przecież dżentelmenem. W ostateczności i tak pozostawał paskudnie spóźniony- kolejna minuta czy dwie w rozbrajająco beztroski sposób nie stanowiły już dla niego absolutnie żadnej różnicy.
Duncan Beckett
Duncan Beckett
Zawód : pracownik Niewidzialnego Oddziału Zadaniowego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
spare me your judgements and spare me your dreams,
don't cover yourself with thistle and weeds
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xxx
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3098-duncan-beckett#50701 https://www.morsmordre.net/t3184-to-do-pana-panie-beckett#52861 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f312-pokatna-8-5 https://www.morsmordre.net/t3185-duncan-beckett
Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]08.09.16 15:55
I Luna zauważała, że coś się zmieniało. Przez wydarzenia, czy przez naturalną kolej rzeczy, jaką było nastanie zimy i zagnanie ludzi do wnętrz domostw, uczynienie pracowników ministerstwa bardziej apatycznymi, wykonującymi swoje obowiązki rutynowo i z przyzwyczajenia. Czy wiosna przyniesie ożywienie i powrót do normalności? Czy może wprost przeciwnie? Chciała, żeby ten napięty okres już minął, żeby znowu mogła bez żadnych wyrzutów sumienia absorbować swój bystry umysł mniej przyziemnymi sprawami.
Kiedy zjadła cukierka, okazało się, że nic się nie stało. Był zwyczajną landrynką o owocowym smaku, bez żadnych skutków ubocznych. To dobrze. Wystarczy nieprzewidzianych komplikacji jak na jeden poranek.
- Trzymam za słowo – powiedziała, słysząc jego obietnicę. I uśmiechnęła się nieznacznie, chociaż tak naprawdę trudno było jej przewidzieć, co ten roztrzepany mężczyzna za chwilę zrobi lub powie. Ale, mimo to, był sympatyczny. Na jakiś dziwny sposób chyba go polubiła, o ile nie zmaluje czegoś, co ją do niego zrazi. Z sympatiami i antypatiami Luny bywało różnie.
- Oczywiście, przecież to moja praca. Muszę być na nią gotowa, nawet choćbym bardzo nie chciała. – Jej zajęcie zbyt ambitne nie było, ale obowiązek to obowiązek. Trzeba było po prostu go zrealizować i tyle, bez zbędnych filozofii i kombinowania. Rzuciła mu więc szybkie spojrzenie i ruszyła przodem, czasami zerkając za siebie, aby się upewnić, czy czasem gdzieś się nie potknął lub nie zgubił w drodze do wind. Nie chciałaby się potem tu po niego wracać, jeśli w departamencie zapytają, gdzie zgubiła współpracownika. Że ona trafi w dobre miejsce, nie ulegało wątpliwości, ale co do towarzysza mogła mieć obawy. Zresztą, chyba zawsze tak miała, że wychodziła z założenia, że innych trzeba pilnować, żeby czegoś nie zepsuli.
Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]11.09.16 13:02
Potrzebował tej wiosny, która, jak na złość!, nie chciała nadejść.
Kochał co prawda zimę, Panią Zimę, mroźną i piękną, bo nikt nie potrafił kreślić na liściach i szybach tak pięknych lodowych linii, jak ona. Kochał ją za śnieg, który miękko prószył mu na czuprynę, na chwilę kryjąc krzykliwą rudość pod skrzącą się jasno czapką. Kochał ją za lodowiska, po których mógł się ślizgać; trochę bezwładnie i ryzykownie, ale nawet upadki na twardy lód sprawiały mu przyjemność. Kochał ją za jaskrawe róże, którymi malowała twarze przechodniów, i za brylantowe kolie lodowych sopli, które rozwieszała na drzewach i okiennych parapetach. Była piękna i dobra, Pani Zima, kochał ją więc całym swoim dziecięcym sercem.
Jednak nawet w jego sercu nadchodziła już oczekująca na wiosnę odwilż.
Zima, choć piękna, sprawiała, że ludzie dookoła wydawali się być bardziej szarymi. Zupełnie tak, jakby zimno odciskało na nich swoje zmęczenie, rzeźbiąc w twarzy marsowe zmarszczki, siłą opuszczając w dół kąciki ust. Zima była piękna, a zimno kojące- ale być może wszyscy od czasu do czasu potrzebowali odrobiny ciepła.
I dlatego bez wahania i bez żalu wybaczał ludziom niechętne grymasy i chłodne spojrzenia, które rzucali mu, przechodząc tuż obok. Wcale nie bolało. Zdążył przywyknąć. W reakcji na chłód przykrości nigdy wewnętrznie nie zamarzał, wbrew wszelkim prawom fizyki wydzielając z siebie jeszcze więcej tego bezinteresownego ciepła, które formowało jego usta w miły uśmiech. Takie proste było to wybaczanie, i takie miłe było uzyskiwanie wybaczenia.
Dlatego w odpowiedzi na słowa Luny tylko entuzjastycznie pokiwał głową, a morze piegów zafalowało, burząc się, kiedy jego policzki po raz kolejny zmarszczyły się i uniosły w uśmiechu.
-Praca na dziś będzie wyjątkowo miła, jestem tego pewien- Zapewnił ją, dalej z idiotyczną beztroską, szybkim krokiem ruszając za nią w stronę wind i dwukrotnie unikając potrącenia przez spieszącego gdzieś w nieznane czarodzieja. Nieznośna pora rannego chaosu powoli nikła i mijała, prostując jego ruchy, dodając tempa reakcjom i uwrażliwiając zmysły na otoczenie. Być może zdołała ostudzić go wizja wykrzywionej w wyrazie bezsilnej rozpaczy twarzy szefa departamentu, być może to, że zdążył już wyrządzić zbyt wiele krzywd jak na jeden dzień pracy; niezależnie od sposobu ostudzenie to natychmiast przywróciło go do normy. Był w końcu dorosły i odpowiedzialny, na Merlina!- a przynajmniej chociaż powinien podejmować próby takiej dojrzałości.
-Zaproponowałbym Ci wyścig do wind, ale mamy już chyba dość przygód jak na dzisiejszy dzień, prawda?- Mimo tego i tak roześmiał się, krótko, beztrosko, wsuwając się za złote kraty windy tuż za nią.
Być może jeden kolorowy cukierek i odrobina wody z fontanny miały wystarczyć, by zyskać przyjaciółkę.

| zt (x2?) i dziękuję za grę! <3
Duncan Beckett
Duncan Beckett
Zawód : pracownik Niewidzialnego Oddziału Zadaniowego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
spare me your judgements and spare me your dreams,
don't cover yourself with thistle and weeds
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xxx
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3098-duncan-beckett#50701 https://www.morsmordre.net/t3184-to-do-pana-panie-beckett#52861 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f312-pokatna-8-5 https://www.morsmordre.net/t3185-duncan-beckett
Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]11.09.16 18:06
Tak, ten dzień zaczął się chyba dość nietypowo. Nie codziennie ktoś wrzucał ją do fontanny, niecodziennie się spóźniała. Ciekawe, co będzie później? Oby obeszło się bez jakichś nieszczęść.
- Mam taką nadzieję - stwierdziła. Mogłoby być miło. Nie pogniewałaby się, bo zawsze lepiej się pracuje w dobrej atmosferze, kiedy nie trzeba się denerwować na ludzi, że robią coś źle.
- To chyba byłaby trochę przesada, ale... może w innych okolicznościach? - podsumowała w odpowiedzi na jego propozycję, ale uśmiechnęła się nieznacznie. Byli w końcu w zatłoczonym atrium, już i tak wielu ludzi widziało ich "przygodę" z fontanną, więc dziecięce zabawy nie byłyby tutaj dobrze widziane. Co innego, gdyby byli sami, ale pewnie i tak Luna miałaby pewne opory, bo czasem już chyba zapominała, jak to jest być spontaniczną i po prostu się wyluzować.
Dotarli jednak oboje do wind i zjechali na dół, na swoje piętro, gdzie mogli stanąć w twarz z czekającym na nich przełożonym, oraz zmierzyć się z późniejszym zadaniem, które być może będzie dopiero początkiem ich współpracy.

| zt.
Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]27.09.16 16:55
Dziesiąty dzień marca nie zachęcał do opuszczenia ciepłych wnętrz własnych domostw. Deszcz zacinał zbyt mocno, a silny wiatr wyłamywał niejedną parasolkę – jednym słowem warunki atmosferyczne były całkowicie niepodobne do Anglii, nad którą zwykle goszczą chmury odpowiedzialne za miarową, wręcz monotonną mżawkę. Pomimo pogody zwiastującej pierwsze w tym roku podtopienia, do Ministerstwa wkraczała większa niż zwykle ilość osób – w gmachu gościli nie tylko pracownicy, których na czas głosowania zwolniono z piastowanych obowiązków, ale także pozostała część magicznej społeczności, zwykle niezwiązana z Ministerstwem. Niektórzy korzystali z teleportacji, inny z Błędnego Rycerza, choć najczęściej wybieranym sposobem komunikacji okazały się kominki – jednakże przy każdym z nich, tak jak i przy głównym wejściu, rozstawiono strażników żądających wylegitymowania się posiadaną różdżką. Miało to nie tylko zapewnić bezpieczeństwo, ale także stworzyć spis czarodziejów i czarownic, którzy stawili się na wezwanie Minister Magii. Referendum odbiło się echem w magicznym świecie, planowane zmiany szybko znalazły swoich zagorzałych zwolenników oraz, co oczywiste, przeciwników. Niektórzy z nich byli w stanie uczynić wiele, byleby nie dopuścić do głosowania; po listach z pogróżkami adresowanymi do Minister Magii oraz licznych demonstracjach niezadowolenia, zwiększono ochronę podczas tego dnia, a strażnicy byli wyczuleni na wszystkie zachowania odbiegające od normy.
Atrium przygotowano specjalnie na to wydarzenie. Zaklęte okna wpuszczały do przestronnego pomieszczenia dużą ilość światła, rozproszonego przez znajdujące się w nich witraże. Przez drzwi kawiarni, której wnętrze zostało w magiczny sposób powiększone, nieustanie wchodzili i wychodzili klienci. Natomiast wokół fontanny magicznego braterstwa rozstawiono sześć kamiennych urn, do środka których miały trafić głosy decydujące o następnych krokach Ministerstwa Magii. Formularze do głosowania wydają pracownicy ministerstwa tuż po sprawdzeniu różdżki, na nich zostały postawione następujące pytania:

Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem policji antymugolskiej?
Czy jest Pani/Pan za przeprowadzaniem zmian w strukturze Ministerstwa Magii?
Czy jest Pani/Pan za wyjściem magicznej społeczności Wielkiej Brytanii z Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów?


Każda z pełnoletnich postaci na forum jest zobowiązana do pozostawienia posta fabularnego dotyczącego głosowania i oddania głosu. Odpowiadacie na pytania tak lub nie, a decyzje postaci należy wysłać na konto mistrza gry. Brak głosu do końca fabularnego marca jest uznany za nieobecność postaci na głosowaniu i może wiązać z fabularnymi konsekwencjami.

Wydarzenie nie zagraża życiu postaci, wobec czego mogą brać w nim wszystkie Wasze multikonta - co oczywiste, postaci nie mogą się ze sobą kontaktować. Do dyspozycji waszych wątków i głosowania zostały oddane wszystkie tematy na poziomie VIII, za wyjątkiem kostnicy.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Fontanna Magicznego Braterstwa - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]27.09.16 19:45
Dzisiejszy dzień był bardzo ważny w czarodziejskiej historii. Była okazję wyrazić swoją opinię i pokazać swoje zdanie na jakże ważny temat. Wiele się złego ostatnio działo, co chwilę słychać było o zaginięciach, atakach na mugoli, ogólnie panował strach. A Moniczka, jako czarodziejka półkrwi, martwiła się, ponieważ sama pochodziła z mugolskiego środowiska. Dlatego, gdy pojawiła się możliwość, aby zagłosować w trzech, jakże ważnych, kwestiach, wybrała się dziesiątego lutego do Ministerstwa Magii.
Prawdę mówiąc nigdy nie była w Brytyjskim Ministerstwie, a jego wielkość i przepych bardzo ją przytłoczył. Weszła do środka wejściem dla interesantów, oddała do sprawdzenia różdżkę informując, że przyszła, aby zagłosować. Dostała więc swoją kartę, którą miała wypełnić.
Atrium było dzisiaj pełne ludzi, zapewne było ich zdecydowanie więcej niż zazwyczaj, chociaż ci zapewne rozlali się po wszystkich miejscach, do których mieli dostęp. Moniczka widziała grupki osób, które wspólnie stały i dyskutowały nad swoimi kartami, to znowu inne osoby samotnie przechadzały się bądź siedziały zamyślone nad swoim wyborem. Monique przystanęła pod jedną ze ścian i spojrzała na kartę do głosowania.
Na pierwsze pytanie odpowiedziała od razu, nad pozostałymi dwoma musiała się solidnie zastanowić. Trzeba było rozważyć wszystkie za i przeciw i w tym właśnie momencie żałowała, że nie ma przy sobie nikogo, kogo mogłaby się poradzić. Nie bardzo orientowała się w tym wszystkim, miała swoje sprawy na głowie i akurat polityka nie była priorytetem.
Ale w końcu zaznaczyła odpowiedzi. Podeszła do urny, wrzuciła swoją kartę, a następnie opuściła Ministerstwo Magii mając poczucie dobrze wypełnionego czarodziejskiego obowiązku.

zt
Gość
Anonymous
Gość
Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]30.09.16 20:16
|10.03.1956r

Spojrzała na Lio ostatni raz, podchodząc do osoby, która miała sprawdzić jej różdżkę. Stresowało jej to. Do głowy wpadała jej cała masa absurdalnych opcji wedle których coś miałoby pójść źle, coś mogłoby się stać, jakikolwiek problem. Oczywiście jednak nic takiego się nie stało i zaraz odebrała swoją własność i ponownie ją schowała, odbierając formularz.
Przemyślała już wcześniej wszystkie pytania, więc wypełnienie go zajęło jej zaledwie chwilę. Później podeszła do urn, ostatni raz zerknęła tylko, czy na pewno wszystko wypełniła jak należy i wrzuciła swój głos.
Natychmiast ruszyła do wyjścia, nie chcąc spędzać tu więcej czasu. Poczeka na Lionella jak się umówili - już przy samym wyjściu.

zt


Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.

Lily MacDonald
Lily MacDonald
Zawód : Ex iluzjonistka, obecnie wytwórca i naprawiacz mebli.
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Creagan an fhithich!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3510-lily-macdonald#61296 https://www.morsmordre.net/t3545-kukulka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f102-fleet-street-187-9 https://www.morsmordre.net/t4801-skrytka-bankowa-nr-878#102962 https://www.morsmordre.net/t3580-lily-macdonald#64284
Re: Fontanna Magicznego Braterstwa [odnośnik]01.10.16 20:05
Na miejscu nie odnalazł jednak swojej partnerki. Chociaż każdy zjawiał się tutaj tylko na udzielenie trzech, krótkich odpowiedzi, panował straszny tłok i zamieszanie. Pomysł na wyłowienie kogokolwiek z tego mrowiska, wydawał się istnym szaleństwem. Postanowił więc, że szybko zrobi to co do niego należy i uda się tam, gdzie umówili się na wypadek rozdzielenia.
Szybka kontrola różdżki i oto już w jego dłoni znalazł się formularz do wypełnienia.
Trzy krótkie pytania, na które doskonale znał odpowiedź od samego początku, także nie musiał tu teraz tkwić jak kołek i gorączkować się nad podjęciem decyzji.
Zaznaczył i oddał.
Przed odejściem rozejrzał się jeszcze, ciekaw czy zauważy kogoś znajomego.
Chociaż nie, to nie był dobry moment na pogaduszki, nie kiedy ktoś czekał na niego. Po sprzedaniu sobie mentalnego kopniaka, skierował się do wyjścia dla interesantów.
Mógł mieć jedynie nadzieję, że jego głos będzie jednym z tych, które przesądzą sprawę.
zt
Gość
Anonymous
Gość

Strona 4 z 12 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 10, 11, 12  Next

Fontanna Magicznego Braterstwa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach