Zaplecze
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Zaplecze
Pomieszczenie to stanowczo odbiega od standardowego wyobrażenie sklepów, które znajdują się na Nokturnie. Mimo że jest utrzymane w mrocznych klimatach, a charakteru dodają mu ludzkie, i nie tylko, czaszki, skurczone głowy, podejrzana przedmioty, które roztaczają dookoła siebie złowieszczą oraz tajemniczą aurę, to jego wnętrze jest nadzwyczaj czyste. Wszystko wydaje się na swoim miejscu, na pewno nie jest to chaotyczne gratowisko, a we znaki daje się kompletny brak pajęczyn czy kurzu. Półmrok został ocieplony magiczny żyrandolem, który rozprasza światło produkowane przez zaklęte świece. Nawet uschnięta roślinka wstawiona w fikuśny wazon zdaje się ożywać, chociaż może on wcale nie jest taka martw... Czy mi się wydawało, czy ona się poruszyła? Przynajmniej masz dokąd uciec, ponieważ zaplecze jest całkiem duże.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:46, w całości zmieniany 1 raz
Pokiwał z zamysłem głową. Nie mógł co prawda domyślać się faktycznej ilości obowiązków, które spadły na głowę Edgara, mógł jednak gdybać, że był teraz zdecydowanie zajętym mężczyzną. Chodziło w końcu o cały ich ród, a ten, jakby nie patrzeć, był jednak dość liczny. Na głowę starszego Burka spadło więc dbanie o dobrobyt całej rodziny, o kontakty z innymi rodami, no i oczywiście o cały interes na Nokturnie.
Craigowi ulżyło, gdy okazało się, że to nie kłopoty były powodem, dla którego został wezwany do sklepu. Nikt przecież nie lubił słuchać o problemach, nawet jeśli mieli wszelakie środki by wyjść obronną ręką z każdej sytuacji. Gdy więc Edgar w końcu przekazał mu, o co tak naprawdę chodziło, młodszy Burke na chwilę zamilkł. Jeśli miał być szczery, nie spodziewał się czegoś takiego. Od najmłodszych lat interesowały go raczej przeklęte przedmioty, złowrogie błyskotki. Wszystko, co potrafiło sprawić, że jedno dotknięcie zamieniało czyjeś życie w piekło. Lub prawie. Nigdy nie zastanawiał się nad dilerką opium. Sam go nie popalał, właściwie to krzywo spoglądał na ludzi, którzy to robili. Poza tym, to od zawsze była raczej działka Edgara - z tego też powodu Craig domyślał się, jak ciężko było mężczyźnie rozstawać się z tą działalnością. Przez krótką chwilę zastanawiał się, czy nie powinien odmówić. Jednak starczyła bardzo szybka kalkulacja, porównanie aspektów "za" oraz "przeciw" - i już wiedział, że odmówić nie będzie mógł. Nawet gdyby chciał.
- Muszę przyznać, że mocno mnie zaskoczyłeś, Edgarze. Naturalnie, jeśli mogę ci pomóc i zdjąć część obowiązków z barków, z przyjemnością to zrobię. - tak po prawdzie, to miał po prostu pewne obawy, czy da radę pełnić tę rolę z taką samą dokładnością jak Edgar. Nie chciał, by jakość usług oraz samego opium, którym handlowali, pogorszyła się. Wiedział jednak dobrze, że mimo przekazania mu obowiązków, starszy, bardziej doświadczony kuzyn zawsze będzie w pobliżu i wspomoże go radą. Byli rodziną, musieli trzymać się razem. Biznes musiał się dalej kręcić, wiec Craig nie zamierzał sprawiać Edgarowi dodatkowych kłopotów. Myślenie o tej sytuacji jako o awansie nadeszło po chwili. No i jeszcze dodatkowo duma z faktu, że to jemu Edgar zaufał. Że to jemu powierzył tę posadę, a nie Quentinowi. Zmartwienia na chwilę odeszły na bok, kiedy Craig poczuł dumę.
- Domyślam się, że musiała to być dla ciebie ciężka decyzja.
Craigowi ulżyło, gdy okazało się, że to nie kłopoty były powodem, dla którego został wezwany do sklepu. Nikt przecież nie lubił słuchać o problemach, nawet jeśli mieli wszelakie środki by wyjść obronną ręką z każdej sytuacji. Gdy więc Edgar w końcu przekazał mu, o co tak naprawdę chodziło, młodszy Burke na chwilę zamilkł. Jeśli miał być szczery, nie spodziewał się czegoś takiego. Od najmłodszych lat interesowały go raczej przeklęte przedmioty, złowrogie błyskotki. Wszystko, co potrafiło sprawić, że jedno dotknięcie zamieniało czyjeś życie w piekło. Lub prawie. Nigdy nie zastanawiał się nad dilerką opium. Sam go nie popalał, właściwie to krzywo spoglądał na ludzi, którzy to robili. Poza tym, to od zawsze była raczej działka Edgara - z tego też powodu Craig domyślał się, jak ciężko było mężczyźnie rozstawać się z tą działalnością. Przez krótką chwilę zastanawiał się, czy nie powinien odmówić. Jednak starczyła bardzo szybka kalkulacja, porównanie aspektów "za" oraz "przeciw" - i już wiedział, że odmówić nie będzie mógł. Nawet gdyby chciał.
- Muszę przyznać, że mocno mnie zaskoczyłeś, Edgarze. Naturalnie, jeśli mogę ci pomóc i zdjąć część obowiązków z barków, z przyjemnością to zrobię. - tak po prawdzie, to miał po prostu pewne obawy, czy da radę pełnić tę rolę z taką samą dokładnością jak Edgar. Nie chciał, by jakość usług oraz samego opium, którym handlowali, pogorszyła się. Wiedział jednak dobrze, że mimo przekazania mu obowiązków, starszy, bardziej doświadczony kuzyn zawsze będzie w pobliżu i wspomoże go radą. Byli rodziną, musieli trzymać się razem. Biznes musiał się dalej kręcić, wiec Craig nie zamierzał sprawiać Edgarowi dodatkowych kłopotów. Myślenie o tej sytuacji jako o awansie nadeszło po chwili. No i jeszcze dodatkowo duma z faktu, że to jemu Edgar zaufał. Że to jemu powierzył tę posadę, a nie Quentinowi. Zmartwienia na chwilę odeszły na bok, kiedy Craig poczuł dumę.
- Domyślam się, że musiała to być dla ciebie ciężka decyzja.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Edgar nie mógł zaprzeczyć, że rola nestora jest wymagająca. Na jego barki spadło mnóstwo obowiązków, a nie z każdych potrafił się wywiązać – do tej pory zajmował się w życiu jedynie czarną magią i klątwami, a nie stosunkami rodowymi. Na szczęście sir Alaric zawsze służył dobrą radą, poza tym Edgar szybko odkrył, że bycie nestorem miało jedną szczególnie pozytywną cechę – posłuch. Jeszcze nigdy nie spotkał się z odmową ze strony członka rodziny i miał nadzieję, że tak będzie również w przypadku Craiga. Nie chciał go zmuszać do tej pracy, ale niestety po długich przemyśleniach Edgar uznał go za najlepszego kandydata do tej pracy. Był wyjątkowo rozmowny jak na przedstawicieli ich rodu, radził sobie z niewygodnymi ludźmi, potrafił pracować pod presją czasu. Dlatego cierpliwie czekał na odpowiedź kuzyna, uśmiechając się nieznacznie z satysfakcją, kiedy wreszcie usłyszał tak. - Takiej odpowiedzi oczekiwałem - przyznał się, chociaż Craig powinien się tego domyślać, nie był głupi. - Cieszę się, bo według mnie najlepiej się do tego nadajesz - dodał całkiem szczerze, po czym wstał po plik dokumentów, które trzymał w jednej z szuflad. Wszystkie transakcje, daty, trasy, przewoźnicy, inne przydatne notatki na marginesach – wszystko tutaj było, a Craig dzięki tym dokumentom powinien szybko wpaść w rytm nowej pracy. Przekazał mu teczkę, po czym ponownie zasiadł w fotelu, czując się jakoś tak zaskakująco lżej. Tym bardziej pytanie Craiga go zaskoczyło i nieco rozbawiło zarazem. - Niekoniecznie. To prawda, przyzwyczaiłem się do tej pracy, ale nie byłem z nią jakoś szczególnie związany - odparł, wzruszywszy ramionami. Jego pasją zawsze były klątwy, a opium okazało się jedynie dodatkiem do wykonywanej pracy. Nierzadko męczącym, często satysfakcjonującym, ale wciąż dodatkiem. Teraz cieszył się, że może ten obowiązek oddać komuś innemu – zbyt wiele innych ciążyło mu na barkach. - W teczce znajdziesz całą potrzebną dokumentację, ale gdybyś miał jakieś pytania to zawsze służę pomocą - dodał, czując, że pewnie ciężko będzie mu się nie wtrącać do pracy Craiga i przyzwyczajenie weźmie górę. Uniósł kieliszek w formie cichego toastu i upił łyk kojącego alkoholu.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Przyjął dokumenty w milczeniu. Pozwolił sobie zajrzeć do nich - przeleciał wzrokiem po kilku linijkach starannie zapisanego Edgarową ręką tekstu, odnajdując kilka nazwisk, kilka dat, a także miejsc. Było tego trochę, zapewne Craig będzie musiał poświęcić noc albo dwie aby zapoznać się dokładnie z całą tą papierologią, ale nie był to pierwszy i nie ostatni raz. Rodzinny biznes był w końcu najważniejszy. Szczerze to nawet liczył na pomoc ze strony Edgara, nie będzie prosto od razu wbić się w rytm nowych obowiązków. Miał nadzieję, że nestor wspomoże go w tym zadaniu, zanim Craig poczuje się na tyle pewnie, by samemu zarządzać palarnią.
- Schlebia mi, że pokładasz we mnie takie zaufanie - pozwolił sobie na delikatne uniesienie kącików ust. Następnie zamknął teczkę z dokumentami, niegrzecznie byłoby się zaczytywać w nie głębiej teraz. - Jestem pewien, że raczej prędzej niż później przyjdę do twojego gabinetu z paroma pytaniami. - w tej chwili nic konkretnego mu się nie nasuwało. Zamierzał jednak podejść do całej sprawy zdecydowanie na poważnie. Szczególnie że to zadanie powierzył mu nestor.
- A powiedz mi, kuzynie, bo nie mieliśmy okazji porozmawiać dłużej od chwili Stonehenge - zaczął, samemu również biorąc w dłoń swój kieliszek. Zakręcił lekko cieczą w środku i upił. Niech będzie i cichy toast. - Czy nowe stanowisko daje ci się we znaki? - zapytał z wyraźną ciekawością. Sam nigdy nie wyobrażał sobie możliwości bycia głową rodziny. Jego ojciec z resztą zawsze mu powtarzał, że się do tego nie nadaje, co z czasem tylko się potwierdziło - w końcu pomimo trzech dekad na karku, wciąż nie posiadał małżonki, co już było wyraźną plamą na honorze szlachcica. Szczerze, Craig chyba i tak nigdy nie chciałby tej funkcji. Gdy teraz spoglądał na swoje życie, uważał, że i tak nie mógłby przyjąć tej funkcji, gdyby z jakiegoś nielogicznego i niezrozumiałego powodu Alaric zdecydowałby się na niego, zamiast na Edgara. Bycie śmierciożercą sprawiało, że jego życie było w ciągłym niebezpieczeństwie, a przecież gdyby nagle zginął, rodzina zostałaby bez przywództwa. To był kolejny z powodów, dla których to Edgar był lepszym Burke'm na tym stanowisku, chociaż sam Alaric nie mógł mieć o tym najmniejszego pojęcia. - Morgana próbuje cię przekonać do mojego ożenku z Selwynówną, czy po pierwszej odmowie sobie odpuściła? - parsknął cicho.
- Schlebia mi, że pokładasz we mnie takie zaufanie - pozwolił sobie na delikatne uniesienie kącików ust. Następnie zamknął teczkę z dokumentami, niegrzecznie byłoby się zaczytywać w nie głębiej teraz. - Jestem pewien, że raczej prędzej niż później przyjdę do twojego gabinetu z paroma pytaniami. - w tej chwili nic konkretnego mu się nie nasuwało. Zamierzał jednak podejść do całej sprawy zdecydowanie na poważnie. Szczególnie że to zadanie powierzył mu nestor.
- A powiedz mi, kuzynie, bo nie mieliśmy okazji porozmawiać dłużej od chwili Stonehenge - zaczął, samemu również biorąc w dłoń swój kieliszek. Zakręcił lekko cieczą w środku i upił. Niech będzie i cichy toast. - Czy nowe stanowisko daje ci się we znaki? - zapytał z wyraźną ciekawością. Sam nigdy nie wyobrażał sobie możliwości bycia głową rodziny. Jego ojciec z resztą zawsze mu powtarzał, że się do tego nie nadaje, co z czasem tylko się potwierdziło - w końcu pomimo trzech dekad na karku, wciąż nie posiadał małżonki, co już było wyraźną plamą na honorze szlachcica. Szczerze, Craig chyba i tak nigdy nie chciałby tej funkcji. Gdy teraz spoglądał na swoje życie, uważał, że i tak nie mógłby przyjąć tej funkcji, gdyby z jakiegoś nielogicznego i niezrozumiałego powodu Alaric zdecydowałby się na niego, zamiast na Edgara. Bycie śmierciożercą sprawiało, że jego życie było w ciągłym niebezpieczeństwie, a przecież gdyby nagle zginął, rodzina zostałaby bez przywództwa. To był kolejny z powodów, dla których to Edgar był lepszym Burke'm na tym stanowisku, chociaż sam Alaric nie mógł mieć o tym najmniejszego pojęcia. - Morgana próbuje cię przekonać do mojego ożenku z Selwynówną, czy po pierwszej odmowie sobie odpuściła? - parsknął cicho.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Nie powinno. Czarny Pan tobie ufa, więc ja tym bardziej powinienem. Znamy się od urodzenia - w końcu dla Burke'ów rodzina była nadrzędną wartością, o czym żaden z nich nie powinien zapominać. Szczególnie Edgar, który od niedawna stał na jej czele, chociaż przez nestorski sygnet na jego palcu to raczej nie było możliwe. Poza tym ostatnio coraz częściej zastanawiał się czy nie dołączyć do elitarnego kręgu, tworzącego się wokół Lorda Voldemorta - nie tylko Craig, ale i dwóch nowych nestorów już do niego należało, a Edgar zaczynał czuć, że nie może pozostać w tyle. Wydawało mu się, że jest już gotowy na noszenie Mrocznego Znaku na przedramieniu, chociaż równie dobrze to mogło być złudne wrażenie. Najchętniej wypytałby kuzyna o kilka spraw, ale z drugiej strony wolał na razie zachować swoje zamiary dla siebie.
Westchnął cicho, kiedy usłyszał jego pytanie. Oczywiście, że dawała mu się we znaki, w końcu bycie nestorem to nie lada obowiązek, który w zasadzie ciężko było porównać do jakiegokolwiek innego. I choć z początku był przerażony wizją takiej odpowiedzialności, teraz zaczynał się do niej przekonywać. Bycie nestorem miało wiele plusów, które zaczynał coraz częściej zauważać. - Tak, czasami tak - nie zamierzał okłamywać Craiga, że przyjął nową rolę bez zdziwienia. Zresztą chyba każdy, kto lepiej go znał, mógł powiedzieć, że nie spodziewał się takiego zaszczytu. - Ale powiem ci, że nie jest tak źle - dodał z zadowoleniem, odruchowo zerkając na nestorski sygnet, pomału przyzwyczajając się do jego obecności. Może sir Alaric jednak podjął dobrą decyzję, wybierając właśnie jego na głowę rodu? To się jeszcze miało okazać, chociaż Edgar oczywiście chciał być dobrze zapamiętany.
Nie spodziewał się natomiast poruszenia tematu ślubu. Jeszcze nie tak dawno temu zastanawiał się czy Craig nie ma mu za złe tej stanowczej odpowiedzi, ale w tamtej chwili nie mógł postąpić inaczej. - Nie - odpowiedział więc krótko na zadane pytanie, chociaż czuł, że temat wymaga kilku wyjaśnień. - Nie powinieneś był tak się wyrywać z odpowiedzią. A ja nie mogłem się zgodzić na ten ślub, to byłaby nagła i nieprzemyślana decyzja, podjęta pod wpływem chwili - dodał po chwili, przyglądając się uważnie kuzynowi, będąc gotowym na odparcie jego argumentów. Żaden ślub nie powinien być brany pochopnie, wszak wpływa potem na wiele rzeczy.
Westchnął cicho, kiedy usłyszał jego pytanie. Oczywiście, że dawała mu się we znaki, w końcu bycie nestorem to nie lada obowiązek, który w zasadzie ciężko było porównać do jakiegokolwiek innego. I choć z początku był przerażony wizją takiej odpowiedzialności, teraz zaczynał się do niej przekonywać. Bycie nestorem miało wiele plusów, które zaczynał coraz częściej zauważać. - Tak, czasami tak - nie zamierzał okłamywać Craiga, że przyjął nową rolę bez zdziwienia. Zresztą chyba każdy, kto lepiej go znał, mógł powiedzieć, że nie spodziewał się takiego zaszczytu. - Ale powiem ci, że nie jest tak źle - dodał z zadowoleniem, odruchowo zerkając na nestorski sygnet, pomału przyzwyczajając się do jego obecności. Może sir Alaric jednak podjął dobrą decyzję, wybierając właśnie jego na głowę rodu? To się jeszcze miało okazać, chociaż Edgar oczywiście chciał być dobrze zapamiętany.
Nie spodziewał się natomiast poruszenia tematu ślubu. Jeszcze nie tak dawno temu zastanawiał się czy Craig nie ma mu za złe tej stanowczej odpowiedzi, ale w tamtej chwili nie mógł postąpić inaczej. - Nie - odpowiedział więc krótko na zadane pytanie, chociaż czuł, że temat wymaga kilku wyjaśnień. - Nie powinieneś był tak się wyrywać z odpowiedzią. A ja nie mogłem się zgodzić na ten ślub, to byłaby nagła i nieprzemyślana decyzja, podjęta pod wpływem chwili - dodał po chwili, przyglądając się uważnie kuzynowi, będąc gotowym na odparcie jego argumentów. Żaden ślub nie powinien być brany pochopnie, wszak wpływa potem na wiele rzeczy.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Nie mogę być raczej bardziej pomocny niż lord Alaric, ale jeśli będziesz potrzebował czyjejś porady lub po prostu odczujesz chęć porozmawiania z kimś na trapiące cię tematy, wiesz jak trafić do moich komnat - w jego obowiązku było wyrażenie wsparcia nestorowi. I to zarówno w kwestiach rodzinnych jak i rycerskich. Szczerze mówiąc Craig nie podejrzewał Edgara o chęci dołączenia do elitarnego grona śmierciożerców. Sam nie wiedział, jakby się czuł, gdyby jego starszy kuzyn wyraził głośno taką chęć. Prawdopodobnie czułby gdzieś wewnątrz wyraźny sprzeciw - bo przecież wystarczyło, że on sam otrzymywał najtrudniejsze zadania, narażał się bardziej, poświęcał się mocniej. Edgar miał teraz na głowie całą ich rodzinę. Nigdy nie mógł o tym zapomnieć.
Craig miał ochotę skrzywić się lekko, gdy Edgar zaczął go pouczać. Właściwie teraz miał do tego prawo, co nie znaczyło jednak, że młodszy Burke przyjmował podobne słowa z zadowoleniem. Westchnął tylko bardzo dyskretnie, decydując się pociągnąć ten temat dalej. Właściwie to mógł powiedzieć Edgarowi, co kierowało nim tamtego dnia, kiedy bez żadnego zawahania zgodził się na propozycję starej Morgany.
- Wybacz, może to zabrzmi dość brutalnie, ale nie miałem wtedy na względzie dobra rodziny. Chciałem wykorzystać okazję dla rycerzy - nie musiał chyba mówić głośno, co miał na myśli. Imię Lucindy wielokrotnie pojawiało się na ich spotkaniu w Wywernie, a ją samą podejrzewano o bycie członkinią zakonu. Gdyby Craig zamknął ją w złotej, acz raczej ponurej klatce Durham, mogłaby być przydatną kartą przetargową. Zadbałby też o to, żeby dałaby mu zdolnych potomków - jej umiejętności do obchodzenia się z artefaktami oraz klątwami były sławne wśród szlachty. Posiadała więc całkiem wartościowe geny, choć zapewne na wydaniu na świat potomków skończyłaby się jej rola jako matki. Czasami zastanawiał się, jakby to było, gdyby jednak Edgar wtedy, podczas tego zbiorowiska w Stonehenge, nie interweniował - Jesteś pewny, że zawiązanie bliższych stosunków z Selwynami byłoby aż takie złe? Inne rody mogłyby nas postrzegać jako tych wspaniałomyślnych, wyciągających rękę do rodziny, która wraca na właściwą ścieżkę po tym, jak zbłądziła. - nie zamierzał teraz na siłę przekonywać Edgara, że jego decyzja była błędna, bo też wcale jej za taką nie uważał. Po prostu zastanawiał się co mogła przynieść przyszłość, gdyby tamtego dnia wyrażono zgodę na ten związek.
Craig miał ochotę skrzywić się lekko, gdy Edgar zaczął go pouczać. Właściwie teraz miał do tego prawo, co nie znaczyło jednak, że młodszy Burke przyjmował podobne słowa z zadowoleniem. Westchnął tylko bardzo dyskretnie, decydując się pociągnąć ten temat dalej. Właściwie to mógł powiedzieć Edgarowi, co kierowało nim tamtego dnia, kiedy bez żadnego zawahania zgodził się na propozycję starej Morgany.
- Wybacz, może to zabrzmi dość brutalnie, ale nie miałem wtedy na względzie dobra rodziny. Chciałem wykorzystać okazję dla rycerzy - nie musiał chyba mówić głośno, co miał na myśli. Imię Lucindy wielokrotnie pojawiało się na ich spotkaniu w Wywernie, a ją samą podejrzewano o bycie członkinią zakonu. Gdyby Craig zamknął ją w złotej, acz raczej ponurej klatce Durham, mogłaby być przydatną kartą przetargową. Zadbałby też o to, żeby dałaby mu zdolnych potomków - jej umiejętności do obchodzenia się z artefaktami oraz klątwami były sławne wśród szlachty. Posiadała więc całkiem wartościowe geny, choć zapewne na wydaniu na świat potomków skończyłaby się jej rola jako matki. Czasami zastanawiał się, jakby to było, gdyby jednak Edgar wtedy, podczas tego zbiorowiska w Stonehenge, nie interweniował - Jesteś pewny, że zawiązanie bliższych stosunków z Selwynami byłoby aż takie złe? Inne rody mogłyby nas postrzegać jako tych wspaniałomyślnych, wyciągających rękę do rodziny, która wraca na właściwą ścieżkę po tym, jak zbłądziła. - nie zamierzał teraz na siłę przekonywać Edgara, że jego decyzja była błędna, bo też wcale jej za taką nie uważał. Po prostu zastanawiał się co mogła przynieść przyszłość, gdyby tamtego dnia wyrażono zgodę na ten związek.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Doceniał słowa kuzyna, nawet jeżeli wątpił, by faktycznie był w stanie mu pomóc. Edgar piastował stanowisko nestora od niedawna, ale już zdążył zrozumieć, że to raczej samotna i nie do końca rozumiana rola. Z większością problemów musiał sprawić się sam, bo właśnie tego od niego oczekiwano: być głową rodu, która jest w stanie samodzielnie podejmować decyzje, bez względu na to jak trudne się okażą. - Dziękuję, będę o tym pamiętał - odpowiedział mimo wszystko, ciesząc się, że w zasadzie w ich rodzinie nie występuje zjawisko zazdrości i plotkowania za plecami, wręcz przeciwnie, wszyscy starają się siebie wspierać.
Natomiast temat ślubu wciąż był dla niego niewygodny. Podjął podczas szczytu taką a nie inną decyzję i nie zamierzał się z niej wycofywać czy tym bardziej jej żałować. Wysłuchał co Craig ma do powiedzenia i mógłby przyznać mu rację – ten plan miał sens, jednak również nie był przemyślany. Nie mógł być skoro odpowiedział Morganie po upływie sekundy, a Edgar nigdy nie lubił podejmować pochopnych decyzji. - Rozumiem, ale mimo wszystko nie mogłem pozwolić na tak pochopny ślub - dodał jeszcze raz i zamierzał tak powtarzać do znudzenia. - A polityka Selwynów równie dobrze może się zmieniać tak szybko co ich nestorzy. Wolę poczekać i zobaczyć jak będzie się rozwijała sytuacja - dodał, chcąc już zakończyć ten temat, bo chyba nie miał nic więcej do powiedzenia. Starał się zrozumieć żal Craiga, jednak znał również Lucindę, i z tego ślubu zapewne i tak nic by nie wyszło – uciekłaby na wyspy Bahama zanim sowa zdążyłaby dostarczyć jej list. Tą refleksją wolał się jednak z nikim nie dzielić. - Na mnie już czas. Naprawdę się cieszę, że zgodziłeś się na przejęcie tej pracy, sam już nie dałbym rady dłużej się tym zajmować. Wydaje mi się, że dałem ci wszystkie dokumenty. W razie czego wiesz gdzie mnie znaleźć - powtórzył, opróżniając do końca swój kieliszek, po czym uścisnął kuzynowi dłoń i wyszedł z zaplecza.
zt
Natomiast temat ślubu wciąż był dla niego niewygodny. Podjął podczas szczytu taką a nie inną decyzję i nie zamierzał się z niej wycofywać czy tym bardziej jej żałować. Wysłuchał co Craig ma do powiedzenia i mógłby przyznać mu rację – ten plan miał sens, jednak również nie był przemyślany. Nie mógł być skoro odpowiedział Morganie po upływie sekundy, a Edgar nigdy nie lubił podejmować pochopnych decyzji. - Rozumiem, ale mimo wszystko nie mogłem pozwolić na tak pochopny ślub - dodał jeszcze raz i zamierzał tak powtarzać do znudzenia. - A polityka Selwynów równie dobrze może się zmieniać tak szybko co ich nestorzy. Wolę poczekać i zobaczyć jak będzie się rozwijała sytuacja - dodał, chcąc już zakończyć ten temat, bo chyba nie miał nic więcej do powiedzenia. Starał się zrozumieć żal Craiga, jednak znał również Lucindę, i z tego ślubu zapewne i tak nic by nie wyszło – uciekłaby na wyspy Bahama zanim sowa zdążyłaby dostarczyć jej list. Tą refleksją wolał się jednak z nikim nie dzielić. - Na mnie już czas. Naprawdę się cieszę, że zgodziłeś się na przejęcie tej pracy, sam już nie dałbym rady dłużej się tym zajmować. Wydaje mi się, że dałem ci wszystkie dokumenty. W razie czego wiesz gdzie mnie znaleźć - powtórzył, opróżniając do końca swój kieliszek, po czym uścisnął kuzynowi dłoń i wyszedł z zaplecza.
zt
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W kwestii pomocy Edgarowi nie chodziło wcale o doradzanie w sprawach związanych z funkcją nestora. O tej Craig nie miał zielonego pojęcia i prawdopodobnie, gdyby mianować go na to stanowisko, podjąłby cała masę głupich decyzji. Oferta pomocy, którą przedstawił Edgarowi obejmowała raczej sprawy takie, jak ta, z powodu której się tu dziś spotkali - zdjęcie części innych obowiązków z barków Edgara. Albo po prostu rozmowa. Burke'owie nie byli co prawda zbyt gadatliwi, nawet w swoim gronie, jednak nawet oni mogli docenić pozytywne właściwości wynikające ze zwierzenia się najbliższej rodzinie ze swoich trosk. Craig skinął jednak tylko głową, nie wnikając już w ten temat głębiej. Ważne, że Edgar wiedział, że może liczyć na swoją rodzinę. Craig nie wyobrażał sobie, że w ich rodzinie miałyby pojawić się jakieś niesnaski lub zazdrość. Tworzyli jedną z najnieprzystępniejszych rodzin w Anglii, coś takiego jak kłótnie nie miało prawa bytu w Durham.
Co się zaś tyczyło Selwynów oraz ślubu z Lucindą, Craig wcale nie miał żalu do kuzyna. Był raczej ciekaw, co mogłoby wyniknąć, gdyby jednak nestor wyraził zgodę. Polityka tej rodziny faktycznie była dość niepewna, kto wie, czy w przyszłości nie powróciliby do swoich dawnych zwyczajów popierania mugoli. Szkoda tylko że teraz, po kategorycznej odmowie Edgara, już nie było szans na jakieś porozumienie. Przynajmniej Craig nie mógłby w nim już w żaden sposób pomóc.
- Cieszę się, że mogę cię wesprzeć, kuzynie - odpowiedział, również ściskając jego dłoń. Rozmowa miała się zakończyć, trochę żałował, że Edgar chciał uciec tak szybko. Craig na pewno chętnie wypytałby go o jeszcze parę rzeczy, choć nadal zdecydowanie niezwiązanych z handlem opium. Aby mieć pytania na ten temat, musiał się najpierw zapoznać z dokumentami. Okazja do rozmowy jednak na pewno się jeszcze nadarzy. Burke miał cichą nadzieję, że kuzyn jednak będzie znajdował czas na dyskusje. Nestor nestorem, ale nadal pozostawał także członkiem rodziny, nie mógł się od nich całkowicie odciąć, zasłaniając pracą.
Craig posiedział w pomieszczeniu jeszcze przez kilka chwil. Powoli i z namysłem dokończył swojego drinka, dopiero później zbierając dokumenty i opuszczając zaplecze. Czekało go dużo, naprawdę dużo roboty.
zt
Co się zaś tyczyło Selwynów oraz ślubu z Lucindą, Craig wcale nie miał żalu do kuzyna. Był raczej ciekaw, co mogłoby wyniknąć, gdyby jednak nestor wyraził zgodę. Polityka tej rodziny faktycznie była dość niepewna, kto wie, czy w przyszłości nie powróciliby do swoich dawnych zwyczajów popierania mugoli. Szkoda tylko że teraz, po kategorycznej odmowie Edgara, już nie było szans na jakieś porozumienie. Przynajmniej Craig nie mógłby w nim już w żaden sposób pomóc.
- Cieszę się, że mogę cię wesprzeć, kuzynie - odpowiedział, również ściskając jego dłoń. Rozmowa miała się zakończyć, trochę żałował, że Edgar chciał uciec tak szybko. Craig na pewno chętnie wypytałby go o jeszcze parę rzeczy, choć nadal zdecydowanie niezwiązanych z handlem opium. Aby mieć pytania na ten temat, musiał się najpierw zapoznać z dokumentami. Okazja do rozmowy jednak na pewno się jeszcze nadarzy. Burke miał cichą nadzieję, że kuzyn jednak będzie znajdował czas na dyskusje. Nestor nestorem, ale nadal pozostawał także członkiem rodziny, nie mógł się od nich całkowicie odciąć, zasłaniając pracą.
Craig posiedział w pomieszczeniu jeszcze przez kilka chwil. Powoli i z namysłem dokończył swojego drinka, dopiero później zbierając dokumenty i opuszczając zaplecze. Czekało go dużo, naprawdę dużo roboty.
zt
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
10 IV
Ospały poranek; Ase zajmuje miejsce przy ladzie, a on przez chwilę kręci się przy kuzynce, zbierając wszystko, co będzie mu niezbędne do pracy, po czym bez słowa znika na zapleczu. Drzwi pozostawia uchylone, słyszy więc każdą z przeprowadzanych rozmów; głosy jak cienie tańczące w snach jego banshee wślizgują się przez szczelinę pomiędzy framugą. Część z nich rozpoznaje, część brzmi anonimowo. Borgin rejestruje je z opóźnieniem, skupiony na dłubaniu przy jednej z drewnianych skrzynek, które powinny się dać otworzyć jedynie wtedy, gdy rubin przytwierdzony metalicznymi zdobieniami do wieka spije znaną sobie krew - sam czar działa tak samo, jak w krwawych pieczęciach, choć w tym przypadku juchę wykorzystuje się nie do zalakowania zawartości, a po to, by można było zajrzeć do środka artefaktu i sięgnąć po skryte w środku przedmioty.
Jeden z cieni wślizguje się na zaplecze, barczystą sylwetkę okrywa peleryna, spod której łypie tylko jedno czujne oko; po Nokturnie krąży wiele historii o tym, jak Rodrick stracił to drugie, ale każda z nich brzmi tak wiarygodnie, jak wypływające z jego ust słowa. Mało.
- Co, gdybym powiedział, że przypadkiem wpadły w moje ręce przedmioty, które mogą was zainteresować? - przybysz niechlujnie oparł się o jedną z szafek, wyciągając z tylnej kieszeni papierosa, lecz nieprzesadnie subtelny wzrok Borgina uświadomił mu, że w tym miejscu się nie pali. Szlug powędrował z powrotem do kieszeni, a Rod rozejrzał się po zapleczu wścibskim okiem - tak, jakby zastanawiał już się, co z tego, co prezentuje się na półkach, może przypadkiem dostać się w jego ręce.
- Przypadkiem mógłbym zechcieć je zobaczyć - odparł po chwili Calder, dopiero teraz unosząc głowę znad skrzyni, przy której wciąż pracował, posługując się różdżką jak dłutem, by wyryć na niej runy. Udał, że nie widzi zachłannego wzroku skierowanego ku tym najbardziej okazałym egzemplarzom czarnomagicznych artefaktów, choć usta zacisnęły się w wyrazie irytacji. Rodrick nie powinien był w ogóle uznać, że ma prawo się tutaj dostać, ale skoro już znalazł się na zapleczu, równie dobrze mogą skończyć tę rozmowę. - Słyszałem też coś o tym, że ktoś robi rozeznanie, za ile da się sprzedać średniowieczną czarę goryczy - napomknął, odkładając różdżkę na blat, i wbijając lodowe sople spojrzenia w swojego gościa. O wiele bardziej interesowały go te transakcje, w których Rodrick był pośrednikiem, niekoniecznie skradzione przez niego śmieci, niemalże niemające większej wartości. - Wiadomo ci coś o tym? - musiał wiedzieć; kto, jak nie on. Pająk snujący swoją sieć nokturnowych kontaktów, łowiący te najtłustsze okazje, polujący na każdą informację, którą mógłby spieniężyć. A skoro już o tym mowa, było jeszcze coś, co ostatnio szczególnie interesowało Borgina za sprawą listu otrzymanego od śmierciożerczyni. - Szukam też tropu zaklinacza, który nazywa siebie Płowym Księciem, kilka zaklętych jego różdżką przedmiotów trafiło do nas na przestrzeni ostatnich lat - każdy z nich podpisał - chciałbym nawiązać z nim kontakt i zaproponować mu długoterminową współpracę, z której będzie mógł czerpać wiele korzyści - nie musiał tego wszystkiego mówić, miał w tym jednak ukryty cel. Zależało mu na tym, by ta informacja zaczęła krążyć po Nokturnie - aby sam zainteresowany usłyszał te słowa i mógł zdecydować, co chce z nimi zrobić. I czy nie będzie chciał poznać warunków ewentualnej współpracy - a przynajmniej sprawdzić, w czyim imieniu przemawia Calder; czy chodzić miało wyłącznie o interesy rodzinnego sklepu, czy o powiązania Borgina z Rycerzami Walpurgii, z czym bynajmniej nie miał nigdy zamiaru się kryć.
Może tylko mu się zdawało - nie posiadał zdolności pozwalających na to, by rozszyfrować ludzką mimikę i to, co się za nią kryło - lecz gdy tylko wymienił ten konkretny pseudonim, jednooki zmarszczył nieco brwi, i zmierzył Borgina wzrokiem, który nie miał już nic wspólnego z udawaną jeszcze przed chwilą życzliwością.
- Pierwsze słyszę, ale jak tylko na nokturnowym dworze pojawi się jakiś książę, dam ci znać - wycedził pozornie obojętnie; grał nieźle, ale rozdrażnienie w jego głosie zadawało kłam temu, co powiedział. Calder skinął tylko głową, nie drążąc już tego tematu. Może pająk sam wpadł w pajęczynę kogoś, kto miał od niego więcej sprytu i władzy w tym półświatku - jeśli tak było, bez wątpienia rozpuszczone wici dotrą do odpowiednich uszu.
- O czarze goryczy też? - dopytał Cald, jasno sugerując, że to, co oferował mu Rodrick, chętnie przejrzy i być może choć częścią skradzionych rzeczy zapełni półki sklepowe - ale jeśli ta transakcja miała mieć miejsce, to Borgin potrzebował czegoś więcej niż tylko dostarczonego na miejsce towaru.
- Na nią znalazł się już kupiec - Rodrick zrobił krok w stronę stołu, a potem zaczął okrążać niespiesznie pomieszczenie. - Sam dostarczałem zaliczkę - mruknął jeszcze, zdradzając w końcu, że źródło Calda się nie myliło - i to właśnie Rodrick za należny mu wysoki procent próbował opchnąć zabytek.
- I znalazł się właśnie drugi - dodał spokojnie Borgin; skoro czara wciąż nie znała się w rękach nowego właściciela, to można było przecież jeszcze coś z tym zrobić. - Mam kontakt z kolekcjonerem - arystokratą, który spał na pieniądzach i lubił spełniać swoje ekscentryczne marzenia - który zapragnął mieć to w swojej kolekcji. Uwielbia bizantyjskie artefakty - pozostawił pole do popisu wyobraźni pośrednika, specjalnie nie proponując żadnej konkretnej sumy. Niech zacznie sobie wyobrażać horrendalnie wysoką ofertę. A potem poczuje się zaskoczony, gdy okaże się, że może dostać jeszcze więcej.
- To sprawdzony człowiek, któremu zależy na tym, by zachować anonimowość, ale ręczę za niego, dostaniesz pieniądze co do galeona, na knuty się nie rozdrabnia - zwieńczył pertraktacje kolejnym akcentem poświadczającym zasobność skrytki u Gringotta jego stałego klienta, a po chwili dodał jeszcze. - Potrafi docenić trud - przekaz był jasny; niezależnie od tego, jak bardzo jednooki będzie musiał kombinować, żeby unieważnić transakcję i doprowadzić do nowej, bez wątpienia nie pożałuje.
- Zobaczę, co jeszcze da się zrobić - Rodrick zatrzymał się w końcu po przeciwnej stronie stołu, dłuższą chwilę przypatrując się rycinom z run, którymi Borgin zdążył już przyozdobić skrzynię.
- Jak tylko czegoś się dowiesz, będę wdzięczny za sowę, możesz w niej przygotować też spis zdobytych przez ciebie przedmiotów, które chcesz sprzedać, przejrzę je w wolnej chwili i dam ci znać, czym dokładnie moglibyśmy się zainteresować, a czego raczej nie kupimy ze względu na nadmiar podobnych artefaktów w asortymencie - nie powiedział tego jednoznacznie, aż Rodrick mógł sobie dopowiedzieć resztę. To, że bez informacji o czarze, nie ma potrzeby się fatygować z próbą sprzedania im czegokolwiek.
- Odezwę się na dniach, oczekuj mojej sowy - ostatnia wymiana spojrzeń, zanim mężczyzna ponownie nałożył kaptur na głowę pajęczymi palcami, po czym ruszył w stronę drzwi, zatrzymując się dopiero, gdy Calder odezwał się raz jeszcze.
- Gdyby jednak przypomniało ci się, że słyszałeś coś o Płowym Księciu, dasz mi znać, prawda? - dasz mu znać, że bardzo zależy mi na tym spotkaniu?
Rodrick skinął tylko głową, po czym przekroczył próg, zdecydowanym krokiem zmierzając już do wyjścia ze sklepu. To musiało Borginowi na ten moment wystarczyć. Użyje swoich kontaktów, by zaczepić jeszcze kilka podobnych Rodrickowi typów. Osób, które mogą kręcić się w pobliżu Płowego Księcia bądź przynajmniej mają z nim sporadyczny kontakt.
Przygarbił się, poprawiając binokle i pochylając się nad spodem skrzyni, ostatnią płaszczyzną, w której musiał wyrzeźbić kilka run uniemożliwiających otwarcie przedmiotu w jakikolwiek sposób - poza zapłaceniem żołdu krwi. I to nie przypadkowej, lecz takiej, którą skrzynia - a raczej kryształ - nasiąknie przy pierwszym użyciu.
Wiedział, że najpewniej nie będzie musiał czekać zbyt długo na odpowiedź od mężczyzny, który za odpowiednią cenę sprzedałby i horkruksa z własną duszą. Pozostało jeszcze skontaktować się z kolekcjonerem, żeby dowiedzieć się, ile galeonów jest skłonny przeznaczyć na zdobycie zabytkowej czary. Której najprawdopodobniej nigdy nawet nie użyje, ale to akurat nieszczególnie interesowało Borgina.
Postawił ostatnią kreskę, kończąc cały proces nakładania run. Cichy głos Ase szemrał tuż za drzwiami, przeplatany z jakimś kobiecym; oderwał się od stołu i zbliżył do drzwi, zamierzając obsłużyć kolejnego czekającego klienta.
zt
~ 1235 słów
Ospały poranek; Ase zajmuje miejsce przy ladzie, a on przez chwilę kręci się przy kuzynce, zbierając wszystko, co będzie mu niezbędne do pracy, po czym bez słowa znika na zapleczu. Drzwi pozostawia uchylone, słyszy więc każdą z przeprowadzanych rozmów; głosy jak cienie tańczące w snach jego banshee wślizgują się przez szczelinę pomiędzy framugą. Część z nich rozpoznaje, część brzmi anonimowo. Borgin rejestruje je z opóźnieniem, skupiony na dłubaniu przy jednej z drewnianych skrzynek, które powinny się dać otworzyć jedynie wtedy, gdy rubin przytwierdzony metalicznymi zdobieniami do wieka spije znaną sobie krew - sam czar działa tak samo, jak w krwawych pieczęciach, choć w tym przypadku juchę wykorzystuje się nie do zalakowania zawartości, a po to, by można było zajrzeć do środka artefaktu i sięgnąć po skryte w środku przedmioty.
Jeden z cieni wślizguje się na zaplecze, barczystą sylwetkę okrywa peleryna, spod której łypie tylko jedno czujne oko; po Nokturnie krąży wiele historii o tym, jak Rodrick stracił to drugie, ale każda z nich brzmi tak wiarygodnie, jak wypływające z jego ust słowa. Mało.
- Co, gdybym powiedział, że przypadkiem wpadły w moje ręce przedmioty, które mogą was zainteresować? - przybysz niechlujnie oparł się o jedną z szafek, wyciągając z tylnej kieszeni papierosa, lecz nieprzesadnie subtelny wzrok Borgina uświadomił mu, że w tym miejscu się nie pali. Szlug powędrował z powrotem do kieszeni, a Rod rozejrzał się po zapleczu wścibskim okiem - tak, jakby zastanawiał już się, co z tego, co prezentuje się na półkach, może przypadkiem dostać się w jego ręce.
- Przypadkiem mógłbym zechcieć je zobaczyć - odparł po chwili Calder, dopiero teraz unosząc głowę znad skrzyni, przy której wciąż pracował, posługując się różdżką jak dłutem, by wyryć na niej runy. Udał, że nie widzi zachłannego wzroku skierowanego ku tym najbardziej okazałym egzemplarzom czarnomagicznych artefaktów, choć usta zacisnęły się w wyrazie irytacji. Rodrick nie powinien był w ogóle uznać, że ma prawo się tutaj dostać, ale skoro już znalazł się na zapleczu, równie dobrze mogą skończyć tę rozmowę. - Słyszałem też coś o tym, że ktoś robi rozeznanie, za ile da się sprzedać średniowieczną czarę goryczy - napomknął, odkładając różdżkę na blat, i wbijając lodowe sople spojrzenia w swojego gościa. O wiele bardziej interesowały go te transakcje, w których Rodrick był pośrednikiem, niekoniecznie skradzione przez niego śmieci, niemalże niemające większej wartości. - Wiadomo ci coś o tym? - musiał wiedzieć; kto, jak nie on. Pająk snujący swoją sieć nokturnowych kontaktów, łowiący te najtłustsze okazje, polujący na każdą informację, którą mógłby spieniężyć. A skoro już o tym mowa, było jeszcze coś, co ostatnio szczególnie interesowało Borgina za sprawą listu otrzymanego od śmierciożerczyni. - Szukam też tropu zaklinacza, który nazywa siebie Płowym Księciem, kilka zaklętych jego różdżką przedmiotów trafiło do nas na przestrzeni ostatnich lat - każdy z nich podpisał - chciałbym nawiązać z nim kontakt i zaproponować mu długoterminową współpracę, z której będzie mógł czerpać wiele korzyści - nie musiał tego wszystkiego mówić, miał w tym jednak ukryty cel. Zależało mu na tym, by ta informacja zaczęła krążyć po Nokturnie - aby sam zainteresowany usłyszał te słowa i mógł zdecydować, co chce z nimi zrobić. I czy nie będzie chciał poznać warunków ewentualnej współpracy - a przynajmniej sprawdzić, w czyim imieniu przemawia Calder; czy chodzić miało wyłącznie o interesy rodzinnego sklepu, czy o powiązania Borgina z Rycerzami Walpurgii, z czym bynajmniej nie miał nigdy zamiaru się kryć.
Może tylko mu się zdawało - nie posiadał zdolności pozwalających na to, by rozszyfrować ludzką mimikę i to, co się za nią kryło - lecz gdy tylko wymienił ten konkretny pseudonim, jednooki zmarszczył nieco brwi, i zmierzył Borgina wzrokiem, który nie miał już nic wspólnego z udawaną jeszcze przed chwilą życzliwością.
- Pierwsze słyszę, ale jak tylko na nokturnowym dworze pojawi się jakiś książę, dam ci znać - wycedził pozornie obojętnie; grał nieźle, ale rozdrażnienie w jego głosie zadawało kłam temu, co powiedział. Calder skinął tylko głową, nie drążąc już tego tematu. Może pająk sam wpadł w pajęczynę kogoś, kto miał od niego więcej sprytu i władzy w tym półświatku - jeśli tak było, bez wątpienia rozpuszczone wici dotrą do odpowiednich uszu.
- O czarze goryczy też? - dopytał Cald, jasno sugerując, że to, co oferował mu Rodrick, chętnie przejrzy i być może choć częścią skradzionych rzeczy zapełni półki sklepowe - ale jeśli ta transakcja miała mieć miejsce, to Borgin potrzebował czegoś więcej niż tylko dostarczonego na miejsce towaru.
- Na nią znalazł się już kupiec - Rodrick zrobił krok w stronę stołu, a potem zaczął okrążać niespiesznie pomieszczenie. - Sam dostarczałem zaliczkę - mruknął jeszcze, zdradzając w końcu, że źródło Calda się nie myliło - i to właśnie Rodrick za należny mu wysoki procent próbował opchnąć zabytek.
- I znalazł się właśnie drugi - dodał spokojnie Borgin; skoro czara wciąż nie znała się w rękach nowego właściciela, to można było przecież jeszcze coś z tym zrobić. - Mam kontakt z kolekcjonerem - arystokratą, który spał na pieniądzach i lubił spełniać swoje ekscentryczne marzenia - który zapragnął mieć to w swojej kolekcji. Uwielbia bizantyjskie artefakty - pozostawił pole do popisu wyobraźni pośrednika, specjalnie nie proponując żadnej konkretnej sumy. Niech zacznie sobie wyobrażać horrendalnie wysoką ofertę. A potem poczuje się zaskoczony, gdy okaże się, że może dostać jeszcze więcej.
- To sprawdzony człowiek, któremu zależy na tym, by zachować anonimowość, ale ręczę za niego, dostaniesz pieniądze co do galeona, na knuty się nie rozdrabnia - zwieńczył pertraktacje kolejnym akcentem poświadczającym zasobność skrytki u Gringotta jego stałego klienta, a po chwili dodał jeszcze. - Potrafi docenić trud - przekaz był jasny; niezależnie od tego, jak bardzo jednooki będzie musiał kombinować, żeby unieważnić transakcję i doprowadzić do nowej, bez wątpienia nie pożałuje.
- Zobaczę, co jeszcze da się zrobić - Rodrick zatrzymał się w końcu po przeciwnej stronie stołu, dłuższą chwilę przypatrując się rycinom z run, którymi Borgin zdążył już przyozdobić skrzynię.
- Jak tylko czegoś się dowiesz, będę wdzięczny za sowę, możesz w niej przygotować też spis zdobytych przez ciebie przedmiotów, które chcesz sprzedać, przejrzę je w wolnej chwili i dam ci znać, czym dokładnie moglibyśmy się zainteresować, a czego raczej nie kupimy ze względu na nadmiar podobnych artefaktów w asortymencie - nie powiedział tego jednoznacznie, aż Rodrick mógł sobie dopowiedzieć resztę. To, że bez informacji o czarze, nie ma potrzeby się fatygować z próbą sprzedania im czegokolwiek.
- Odezwę się na dniach, oczekuj mojej sowy - ostatnia wymiana spojrzeń, zanim mężczyzna ponownie nałożył kaptur na głowę pajęczymi palcami, po czym ruszył w stronę drzwi, zatrzymując się dopiero, gdy Calder odezwał się raz jeszcze.
- Gdyby jednak przypomniało ci się, że słyszałeś coś o Płowym Księciu, dasz mi znać, prawda? - dasz mu znać, że bardzo zależy mi na tym spotkaniu?
Rodrick skinął tylko głową, po czym przekroczył próg, zdecydowanym krokiem zmierzając już do wyjścia ze sklepu. To musiało Borginowi na ten moment wystarczyć. Użyje swoich kontaktów, by zaczepić jeszcze kilka podobnych Rodrickowi typów. Osób, które mogą kręcić się w pobliżu Płowego Księcia bądź przynajmniej mają z nim sporadyczny kontakt.
Przygarbił się, poprawiając binokle i pochylając się nad spodem skrzyni, ostatnią płaszczyzną, w której musiał wyrzeźbić kilka run uniemożliwiających otwarcie przedmiotu w jakikolwiek sposób - poza zapłaceniem żołdu krwi. I to nie przypadkowej, lecz takiej, którą skrzynia - a raczej kryształ - nasiąknie przy pierwszym użyciu.
Wiedział, że najpewniej nie będzie musiał czekać zbyt długo na odpowiedź od mężczyzny, który za odpowiednią cenę sprzedałby i horkruksa z własną duszą. Pozostało jeszcze skontaktować się z kolekcjonerem, żeby dowiedzieć się, ile galeonów jest skłonny przeznaczyć na zdobycie zabytkowej czary. Której najprawdopodobniej nigdy nawet nie użyje, ale to akurat nieszczególnie interesowało Borgina.
Postawił ostatnią kreskę, kończąc cały proces nakładania run. Cichy głos Ase szemrał tuż za drzwiami, przeplatany z jakimś kobiecym; oderwał się od stołu i zbliżył do drzwi, zamierzając obsłużyć kolejnego czekającego klienta.
zt
~ 1235 słów
i ache in a language so old that even the earth no longer remembers; so dead that it has returned to dust
Calder Borgin
Zawód : zaklinam teraźniejszość
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
you're not dead but
you're not alive either
you're a ghost with
a beating heart
you're not alive either
you're a ghost with
a beating heart
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
13 IV
Przekraczanie progu Borgina i Burke'a było niczym powrót do domu - a raczej jedynego miejsca, kojarzącego się teraz Wrońskiemu z domem. To tutaj bawił się czasem zEinarem młodszymi od siebie Calderem i Ase, gdy ich ojcowie załatwiali interesy. Ostrożnie jak na dzieci, ale ostrożność była wpajana Danielowi od małego. Zepsucie lub trącenie czegokolwiek w domu groziło laniem, dotknięcie czegokolwiek w czterech ścianach tego sklepu groziło... cóż, dość, że chłopiec nigdy tego nie ryzykował. Niegdyś był zbyt mały, by pojmować, co właściwie działo się w tych murach. Teraz wiedział aż za dobrze.
Dziesięć lat temu rozumiał już, że interesy łączące Borginów i Wrońskich są silne, ale nie na tyle silne, by ktokolwiek szukał tutaj zaginionego syna. Znał też już sklep na tyle, by to właśnie tutaj udać się po pierwszą pracę, impulsywnie, jako wychuchany Ślizgon, wydalony z auroru kursant, chłoptaś, któremu wydawało się, że sporo już wie i umie.
To tutaj wychował się po raz wtóry. Stary Borgin dostrzegł w nim spryt, siłę mięśni i determinację (czy raczej - desperację), ale nieoszlifowany diament nie byłby na Nokturnie wiele wart. Dorabiając w sklepie, Daniel nauczył się walki na pięści, ściągania długów, zgłębił tajniki czarnej magii (w domu rodzinnym poznał wszak tylko podstawy, a potem odciął się od niej prawie całkiem, w ramach głupiego aurorskiego buntu), odwykł od wyprasowanych koszuli i przepoczwarzył się w prawdziwego bywalca Nokturnu. Od dawna nie pracował już w sklepie na stałe, stanąwszy na własne nogi. Nie zostawił jednak domu (opuszczenie w życiu jednego to o jeden za wiele), chętnie dorabiając przy każdym poważniejszym zleceniu. Może i na Nokturnie nie ma miejsca na prawdziwe sentymenty, ale wiele zawdzięczał temu miejscu. Zlecenia dla sklepu wprawiały go zresztą zwykle w dobry humor, tak jak człowieka pokrzepia wracanie w stare progi.
Zwykle. Dziś, gdy wchodził do sklepu, wbrew swej woli przypomniał sobie przykrą wymianę zdań sprzed zaledwie kilku dni. "Chętnie posłuchałabym więcej o handlu czarnomagicznymi artefaktami..." Na moment zwolnił kroku, ale wtem zmarszczył lekko brwi i pokręcił głową, odganiając wizję innego, spokojniejszego życia. Tego obecnego nie nazwałby przecież nawet nieuczciwym. Pomagał przecież egzekwować uczciwą zapłatę za długi. Pchnął drzwi i szybkim krokiem przemierzył sklep, zapukał na zaplecze i znalazł się w pomieszczeniu. Wiedział, że był oczekiwany.
Zmierzył wzrokiem Caldera, jak zwykle eleganckiego. Zabawne - wychowanek Nokturnu wyglądał jakby tu nie należał, a tymczasem Daniel już od lat wtapiał się w tłum. Nie licząc nieodłącznych wąsów i nowej szabli przy boku.
-Słyszałem, że ktoś sprawia problemy. - przeszedł do rzeczy od razu, czas to pieniądz. -A ja sam... może dziś coś kupię. - dodał, omiatając wzrokiem zaplecze. Zwykle preferował zapłatę w walucie, ale dziś mógłby przyjąć bonus z asortymentu sklepu.
Przekraczanie progu Borgina i Burke'a było niczym powrót do domu - a raczej jedynego miejsca, kojarzącego się teraz Wrońskiemu z domem. To tutaj bawił się czasem z
Dziesięć lat temu rozumiał już, że interesy łączące Borginów i Wrońskich są silne, ale nie na tyle silne, by ktokolwiek szukał tutaj zaginionego syna. Znał też już sklep na tyle, by to właśnie tutaj udać się po pierwszą pracę, impulsywnie, jako wychuchany Ślizgon, wydalony z auroru kursant, chłoptaś, któremu wydawało się, że sporo już wie i umie.
To tutaj wychował się po raz wtóry. Stary Borgin dostrzegł w nim spryt, siłę mięśni i determinację (czy raczej - desperację), ale nieoszlifowany diament nie byłby na Nokturnie wiele wart. Dorabiając w sklepie, Daniel nauczył się walki na pięści, ściągania długów, zgłębił tajniki czarnej magii (w domu rodzinnym poznał wszak tylko podstawy, a potem odciął się od niej prawie całkiem, w ramach głupiego aurorskiego buntu), odwykł od wyprasowanych koszuli i przepoczwarzył się w prawdziwego bywalca Nokturnu. Od dawna nie pracował już w sklepie na stałe, stanąwszy na własne nogi. Nie zostawił jednak domu (opuszczenie w życiu jednego to o jeden za wiele), chętnie dorabiając przy każdym poważniejszym zleceniu. Może i na Nokturnie nie ma miejsca na prawdziwe sentymenty, ale wiele zawdzięczał temu miejscu. Zlecenia dla sklepu wprawiały go zresztą zwykle w dobry humor, tak jak człowieka pokrzepia wracanie w stare progi.
Zwykle. Dziś, gdy wchodził do sklepu, wbrew swej woli przypomniał sobie przykrą wymianę zdań sprzed zaledwie kilku dni. "Chętnie posłuchałabym więcej o handlu czarnomagicznymi artefaktami..." Na moment zwolnił kroku, ale wtem zmarszczył lekko brwi i pokręcił głową, odganiając wizję innego, spokojniejszego życia. Tego obecnego nie nazwałby przecież nawet nieuczciwym. Pomagał przecież egzekwować uczciwą zapłatę za długi. Pchnął drzwi i szybkim krokiem przemierzył sklep, zapukał na zaplecze i znalazł się w pomieszczeniu. Wiedział, że był oczekiwany.
Zmierzył wzrokiem Caldera, jak zwykle eleganckiego. Zabawne - wychowanek Nokturnu wyglądał jakby tu nie należał, a tymczasem Daniel już od lat wtapiał się w tłum. Nie licząc nieodłącznych wąsów i nowej szabli przy boku.
-Słyszałem, że ktoś sprawia problemy. - przeszedł do rzeczy od razu, czas to pieniądz. -A ja sam... może dziś coś kupię. - dodał, omiatając wzrokiem zaplecze. Zwykle preferował zapłatę w walucie, ale dziś mógłby przyjąć bonus z asortymentu sklepu.
Self-made man
Kapryśność pani Burke - zdawać się mogło - już dawno odeszła w niepamięć, a sama Adeline była ostoją zdrowego rozsądku i spokoju. Cóż, przeważnie wyglądało to właśnie w ten sposób. Niekiedy jednak niczym chochlik, wyłaniała się butniejsza strona charakteru Adele, ta którą kiedyś tak ochoczo pokazywała przed członkami rodu Burke za pomocą nadąsanej miny czy też uszczypliwych uwag wymienianych ze swoim małżonkiem. A w jaki sposób robiła to pani Burke?
W końcu lato zawitało do Wielkiej Brytanii, zdarzały się nawet słoneczne dni, których aż żal było nie wykorzystać. Jednocześnie Adeline, jako kobieta świadoma i czytająca prasę inną niżeli Czarownica (co nie oznacza, że i do tego czasopisma nie zaglądała) zdawała się – na tyle na ile mogła kobieta – orientować w obecnej sytuacji. A ta przez „Walecznego Maga” była malowana w samych superlatywach. W końcu wychowała się w mugolskim Londynie, niejako – kiedy patrzyła na to z perspektywy czasu – uwięziona w złotej klatce, rodowej posiadłości Crouchów. Zwyczajna, prymitywna ciekawość kazała jej powziąć następujące kroki, od których być może jej szanowny małżonek się odzwyczaił. Pragnęła na własne oczy zobaczyć budujący się, magiczny Londyn. A kto miałby tego żądać, jak nie ona, lady nestorowa szlachetnego i szanowanego rodu Burke, który – tak się szczęśliwie składało – posiadał siedzibę swojego interesu właśnie w stolicy. Adeline postanowiła skorzystać z okazji, jaka nadarzyła jej się tego pięknego, letniego popołudnia.
Jak się bowiem okazało jej małżonek osobiście odwiedził tego dnia sklep Borgina & Burke’a. Dlatego odziana w elegancką, aczkolwiek prostą, suknię naturalnie w czarnym kolorze, na której naszyte były subtelne, czerwone maki. Na szczęście materiał kreacji lady Burke był na tyle zwiewny, aby nie skazywać ją na niedogodności związane ze zbyt wysoką temperaturą. I takim oto sposobem – za sprawą własnej zachcianki – Adeline pojawiła się w kominku, z którego na co dzień korzystano, aby dostać się do sklepu, ku – jak wierzyła Adeline – zaskoczeniu Edgara. Zgrabnym ruchem dłoni strzepała pył z materiału sukni i niemalże automatycznie zakryła usta. Jej krytyczne spojrzenie niemalże od razu omiotło gabinet Edgara. – Na brodę Merlina, przysłałbyś tu jakieś skrzaty – wyrzuciła z niemałą frustracją, kiedy w końcu postawiła swoją odzianą w gustowne pantofle stopę na drewnianej podłodze. Elegancka, zadbana dama wyglądała tu równie abstrakcyjnie, co biała róża wśród dziczy zaniedbanego, bezkwietnego ogrodu.
W końcu lato zawitało do Wielkiej Brytanii, zdarzały się nawet słoneczne dni, których aż żal było nie wykorzystać. Jednocześnie Adeline, jako kobieta świadoma i czytająca prasę inną niżeli Czarownica (co nie oznacza, że i do tego czasopisma nie zaglądała) zdawała się – na tyle na ile mogła kobieta – orientować w obecnej sytuacji. A ta przez „Walecznego Maga” była malowana w samych superlatywach. W końcu wychowała się w mugolskim Londynie, niejako – kiedy patrzyła na to z perspektywy czasu – uwięziona w złotej klatce, rodowej posiadłości Crouchów. Zwyczajna, prymitywna ciekawość kazała jej powziąć następujące kroki, od których być może jej szanowny małżonek się odzwyczaił. Pragnęła na własne oczy zobaczyć budujący się, magiczny Londyn. A kto miałby tego żądać, jak nie ona, lady nestorowa szlachetnego i szanowanego rodu Burke, który – tak się szczęśliwie składało – posiadał siedzibę swojego interesu właśnie w stolicy. Adeline postanowiła skorzystać z okazji, jaka nadarzyła jej się tego pięknego, letniego popołudnia.
Jak się bowiem okazało jej małżonek osobiście odwiedził tego dnia sklep Borgina & Burke’a. Dlatego odziana w elegancką, aczkolwiek prostą, suknię naturalnie w czarnym kolorze, na której naszyte były subtelne, czerwone maki. Na szczęście materiał kreacji lady Burke był na tyle zwiewny, aby nie skazywać ją na niedogodności związane ze zbyt wysoką temperaturą. I takim oto sposobem – za sprawą własnej zachcianki – Adeline pojawiła się w kominku, z którego na co dzień korzystano, aby dostać się do sklepu, ku – jak wierzyła Adeline – zaskoczeniu Edgara. Zgrabnym ruchem dłoni strzepała pył z materiału sukni i niemalże automatycznie zakryła usta. Jej krytyczne spojrzenie niemalże od razu omiotło gabinet Edgara. – Na brodę Merlina, przysłałbyś tu jakieś skrzaty – wyrzuciła z niemałą frustracją, kiedy w końcu postawiła swoją odzianą w gustowne pantofle stopę na drewnianej podłodze. Elegancka, zadbana dama wyglądała tu równie abstrakcyjnie, co biała róża wśród dziczy zaniedbanego, bezkwietnego ogrodu.
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
3 sierpnia
Pogoda dzisiaj rozpieszczała. Na niebie nie było widać żadnych chmur, które zwiastowałyby (w Anglii tak powszechny) deszcz. Zapewne większość mieszkańców Durham planowała spędzić czas w ogrodach, okalających posiadłość – o tej porze roku hrabstwo przestawało być takie ponure, chociaż nigdy nie posiadali wielu gatunków roślin; wystarczały im bujne korony drzew i rozległe pola intensywnie czerwonych maków. Poprzedniego dnia nawet Edgar skorzystał z uroków sierpniowej pogody, udając się z Prim na przejażdżkę konną, która zresztą zakończyła się niespodziewaną decyzją o nicnierobieniu do wieczora. Niespodziewaną w przypadku Edgara, bo raczej rzadko brał dzień wolny od obowiązków, zazwyczaj siedział z ojcem lub braćmi gdzieś w rozległych podziemiach, ćwicząc czarną magię, w swoim gabinecie na piętrze lub tutaj, w sklepie na Nokturnie.
Tak było tym razem. Przyjemne promienie słońca nie docierały do eleganckiej kamienicy (jedynej takiej w okolicy), w której mieścił się sklep. A już na pewno nie na zaplecze, gdzie Edgar zaszył się z najnowszym zleceniem, starą szmaragdową kolią. Zadanie nie było trudne – miał tylko sprawdzić czy na biżuterii nie ma przypadkiem żadnej klątwy. Żadnego łamania ani nakładania, ot, fachowym okiem stwierdzić w jakim stanie magicznym jest dany przedmiot. Zazwyczaj takie zadania były zrzucane na mniej doświadczonych łamaczy, ale tym sposobem mało co zostawało dla samego Edgara, który nagle poczuł silną potrzebę swojej oryginalnej pracy, tej, którą początkowo miał zamiar wykonywać, nie sądząc, że kiedykolwiek aż tak podskoczy w rodzinnej hierarchii.
Nałożył ciemne rękawiczki i delikatnie otworzył eleganckie pudełko. Kamienie kolii zamigotały w ciepłym świetle dużego żyrandola – nawet w takim anturażu pięknie się prezentowała, nic dziwnego, że kogoś pokusiło ją kupić. Nie zdążył jednak zrobić nic więcej, bowiem nagle usłyszał dźwięk kroków, których nie nawykł słyszeć w tym miejscu. Uśmiechnął się pod nosem, no proszę, kiedy w pomieszczeniu rozległ się znajomy głos. – Nie wydaje mi się, żeby to było konieczne – odparł, leniwie omiatając spojrzeniem duże pomieszczenie, bo dobrze wiedział w jakim jest stanie: czystym (dość) i uporządkowanym (prawie). Znał jednak Adelę wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie byłaby sobą, gdyby darowała sobie kąśliwe uwagi. Zwłaszcza na wejściu. – Rzadko tutaj przychodzisz... – zauważył ten oczywisty fakt, chcąc w ten sposób zadać równie oczywiste pytanie. Przyglądał jej się badawczo przez krótką chwilę, szukając konkretnego powodu jej wizyty, zanim wskazał jej dłonią wolny fotel naprzeciwko niego. Równie elegancki co w palarni opium, choć w kolorze ciemnej zieleni, trochę podobny do mebli w pokoju wspólnym Ślizgonów. Kiedyś stały tutaj zwykłe krzesła, ale zazwyczaj ludzie przesiadywali na zapleczu godzinami, więc w końcu wymienił je na coś o wiele wygodniejszego. –Czego się napijesz? – Zapytał, podchodząc do dębowego barku, ale chyba wiedział co zaraz usłyszy.
Pogoda dzisiaj rozpieszczała. Na niebie nie było widać żadnych chmur, które zwiastowałyby (w Anglii tak powszechny) deszcz. Zapewne większość mieszkańców Durham planowała spędzić czas w ogrodach, okalających posiadłość – o tej porze roku hrabstwo przestawało być takie ponure, chociaż nigdy nie posiadali wielu gatunków roślin; wystarczały im bujne korony drzew i rozległe pola intensywnie czerwonych maków. Poprzedniego dnia nawet Edgar skorzystał z uroków sierpniowej pogody, udając się z Prim na przejażdżkę konną, która zresztą zakończyła się niespodziewaną decyzją o nicnierobieniu do wieczora. Niespodziewaną w przypadku Edgara, bo raczej rzadko brał dzień wolny od obowiązków, zazwyczaj siedział z ojcem lub braćmi gdzieś w rozległych podziemiach, ćwicząc czarną magię, w swoim gabinecie na piętrze lub tutaj, w sklepie na Nokturnie.
Tak było tym razem. Przyjemne promienie słońca nie docierały do eleganckiej kamienicy (jedynej takiej w okolicy), w której mieścił się sklep. A już na pewno nie na zaplecze, gdzie Edgar zaszył się z najnowszym zleceniem, starą szmaragdową kolią. Zadanie nie było trudne – miał tylko sprawdzić czy na biżuterii nie ma przypadkiem żadnej klątwy. Żadnego łamania ani nakładania, ot, fachowym okiem stwierdzić w jakim stanie magicznym jest dany przedmiot. Zazwyczaj takie zadania były zrzucane na mniej doświadczonych łamaczy, ale tym sposobem mało co zostawało dla samego Edgara, który nagle poczuł silną potrzebę swojej oryginalnej pracy, tej, którą początkowo miał zamiar wykonywać, nie sądząc, że kiedykolwiek aż tak podskoczy w rodzinnej hierarchii.
Nałożył ciemne rękawiczki i delikatnie otworzył eleganckie pudełko. Kamienie kolii zamigotały w ciepłym świetle dużego żyrandola – nawet w takim anturażu pięknie się prezentowała, nic dziwnego, że kogoś pokusiło ją kupić. Nie zdążył jednak zrobić nic więcej, bowiem nagle usłyszał dźwięk kroków, których nie nawykł słyszeć w tym miejscu. Uśmiechnął się pod nosem, no proszę, kiedy w pomieszczeniu rozległ się znajomy głos. – Nie wydaje mi się, żeby to było konieczne – odparł, leniwie omiatając spojrzeniem duże pomieszczenie, bo dobrze wiedział w jakim jest stanie: czystym (dość) i uporządkowanym (prawie). Znał jednak Adelę wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie byłaby sobą, gdyby darowała sobie kąśliwe uwagi. Zwłaszcza na wejściu. – Rzadko tutaj przychodzisz... – zauważył ten oczywisty fakt, chcąc w ten sposób zadać równie oczywiste pytanie. Przyglądał jej się badawczo przez krótką chwilę, szukając konkretnego powodu jej wizyty, zanim wskazał jej dłonią wolny fotel naprzeciwko niego. Równie elegancki co w palarni opium, choć w kolorze ciemnej zieleni, trochę podobny do mebli w pokoju wspólnym Ślizgonów. Kiedyś stały tutaj zwykłe krzesła, ale zazwyczaj ludzie przesiadywali na zapleczu godzinami, więc w końcu wymienił je na coś o wiele wygodniejszego. –Czego się napijesz? – Zapytał, podchodząc do dębowego barku, ale chyba wiedział co zaraz usłyszy.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Chociaż Adele już dawno przestała się uskarżać na ponurość zamku Durham, to w dnie tak słoneczne i zachęcające do wyjścia poza bezpieczne mury rodowej posiadłości. Jednakże popołudnia spędzone w ogrodach przestały już satysfakcjonować lady Burke, a malowana w prasie wizja nowego Londynu kusiła. Szczególnie, jeżeli to właśnie w stolicy spędziła lata swojego dzieciństwa, zanim jeszcze postanowiono nawiązać kontrakt z rodem Burke.
Z niemałym zdziwieniem ze strony Adeline spotkał się fakt, że to Edgar osobiście poświęcał swój czas na sprawdzanie biżuterii; czyż nie miał ważniejszych spraw na głowie? Nauczona jednak wieloletnim doświadczeniem nie wypowiedziała słowa na ten temat, wszakże mowa była srebrem, a milczenie złotem. Zresztą, wierzyła w rozsądek swojego męża i skoro w istocie szmaragdowa kolia, która swoim wystawnym wyglądem mogła przyciągnąć oko niejednej damy - w tym samym samej lady Burke - wymagała jego zainteresowania to niech i tak będzie. Dzisiaj nie jej intencją było pouczanie Edgara, nie żeby było to jej zwyczajem, ale przywiodła ją tu zwykła, aczkolwiek niezwykle zwodnicza ciekawość. Londyn jeszcze nigdy nie wydawał się tak ciekawym pomysłem na spędzenie letniego popołudnia. Zgrabnie jednak ukrywała ją za spojrzeniem chłodnych, stalowych oczu. To ostry krytycyzm względem czystości zaplecza rzucał się w oczy w pierwszej kolejności. Czyż nie była to jedna z oznak jej niebywałego uroku?
- Cóż, na pewno by nie zaszkodziło - chociaż stanowczość w jej tonie zelżała, to nie miała zamiaru się wycofać. Upór to kolejna z cech, którą poszczycić się mogła lady Adeline. Do ust przykleiła subtelny uśmiech, który przez lata ćwiczony, teraz niczym naturalna reakcja pojawiał się na bladej twarzy szlachcianki. - Chyba nie wypada mi wpadać częściej - rzuciła, a kąciki ust niemalże niezauważalnie drgnęły, nadając jej uśmiechowi nieco bardziej zaczepny wyraz. Prawda była taka, że nie pojawiała się w sklepie częściej niż było to potrzebne lub w sytuacjach, które tego wymagały. I chyba w swojej przewrotności nadal sprawdzanie reakcji Edgara na niewinne zaczepki sprawiało jej przyjemność. Szczególnie, że nikt prócz kolii zamkniętej w pudełku i cienkiej warstwy kurzu nie był świadkiem ich rozmowy. Ze zwyczajną dla siebie gracją, która jakby była już wpisana w każdy wykonywany przez Adeline ruch, podeszła do fotela, na którym po chwilę zasiadła. - Wino? - krótkie pytanie zwieńczone lekko uniesioną brwią. Och tak, przepadała za tym konkretnym trunkiem, a fakt, że byli na zapleczu sami sprzyjał wypiciu jednej lampki nim wmanewruje - lub nie - Edgara w spacer po Londynie. - Nad czym pracujesz? - zagadnęła, chcąc wybadać wagę zajęcia, które zaciągnęło jej męża na ciemne zaplecze w tak jasny dzień.
Z niemałym zdziwieniem ze strony Adeline spotkał się fakt, że to Edgar osobiście poświęcał swój czas na sprawdzanie biżuterii; czyż nie miał ważniejszych spraw na głowie? Nauczona jednak wieloletnim doświadczeniem nie wypowiedziała słowa na ten temat, wszakże mowa była srebrem, a milczenie złotem. Zresztą, wierzyła w rozsądek swojego męża i skoro w istocie szmaragdowa kolia, która swoim wystawnym wyglądem mogła przyciągnąć oko niejednej damy - w tym samym samej lady Burke - wymagała jego zainteresowania to niech i tak będzie. Dzisiaj nie jej intencją było pouczanie Edgara, nie żeby było to jej zwyczajem, ale przywiodła ją tu zwykła, aczkolwiek niezwykle zwodnicza ciekawość. Londyn jeszcze nigdy nie wydawał się tak ciekawym pomysłem na spędzenie letniego popołudnia. Zgrabnie jednak ukrywała ją za spojrzeniem chłodnych, stalowych oczu. To ostry krytycyzm względem czystości zaplecza rzucał się w oczy w pierwszej kolejności. Czyż nie była to jedna z oznak jej niebywałego uroku?
- Cóż, na pewno by nie zaszkodziło - chociaż stanowczość w jej tonie zelżała, to nie miała zamiaru się wycofać. Upór to kolejna z cech, którą poszczycić się mogła lady Adeline. Do ust przykleiła subtelny uśmiech, który przez lata ćwiczony, teraz niczym naturalna reakcja pojawiał się na bladej twarzy szlachcianki. - Chyba nie wypada mi wpadać częściej - rzuciła, a kąciki ust niemalże niezauważalnie drgnęły, nadając jej uśmiechowi nieco bardziej zaczepny wyraz. Prawda była taka, że nie pojawiała się w sklepie częściej niż było to potrzebne lub w sytuacjach, które tego wymagały. I chyba w swojej przewrotności nadal sprawdzanie reakcji Edgara na niewinne zaczepki sprawiało jej przyjemność. Szczególnie, że nikt prócz kolii zamkniętej w pudełku i cienkiej warstwy kurzu nie był świadkiem ich rozmowy. Ze zwyczajną dla siebie gracją, która jakby była już wpisana w każdy wykonywany przez Adeline ruch, podeszła do fotela, na którym po chwilę zasiadła. - Wino? - krótkie pytanie zwieńczone lekko uniesioną brwią. Och tak, przepadała za tym konkretnym trunkiem, a fakt, że byli na zapleczu sami sprzyjał wypiciu jednej lampki nim wmanewruje - lub nie - Edgara w spacer po Londynie. - Nad czym pracujesz? - zagadnęła, chcąc wybadać wagę zajęcia, które zaciągnęło jej męża na ciemne zaplecze w tak jasny dzień.
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Dobrze wiedział, że na tym nie skończy. Lubiła mieć ostatnie zdanie, nawet w tak błahych sprawach, a Edgar zapewne jej na to pozwoli, jak często miał w zwyczaju. Zdążył ją dobrze poznać przez te wszystkie lata małżeństwa. Czasem sam się dziwił jak bardzo, biorąc pod uwagę trudne początki ich znajomości. Począwszy od oczywistych zachowań, jak na przykład to, że na pewno nie przyszła do sklepu przez zaciekawienie jego pracą, a kończąc na gestach i nawykach, z których pewnie sama nie zdawała sobie sprawy, jak chociażby delikatne podnoszenie brwi podczas zadawania pytań. Może nie znał jej na wylot, bo była wyjątkowo skomplikowaną i nieprzewidywalną osobą, ale na pewno należał do wąskiego kręgu osób, które znały ją bardzo dobrze. – Niech będzie wino – zdjął z dłoni czarne rękawiczki i odłożył je na rogu na biurka, po czym wyjął z barku dwa kieliszki i jeszcze niezaczętą butelkę czerwonego wina. Sprawdził etykietę, bo nawet nie był pewny jaki to rocznik – sam rzadko raczył się tym trunkiem, zdecydowanie bardziej wolał mocniejsze alkohole, jak whisky czy brandy, choć i to przyszło mu z czasem. W młodości cierpiał za każdym razem, kiedy musiał coś takiego przełknąć w obecności starszych krewnych. Okazuje się, że do niektórych smaków faktycznie trzeba dojrzeć. Rozlał wino dość sowicie do obu kieliszków i podał jeden żonie, wracając na swoje miejsce po przeciwnej stronie biurka. – Nie wypada ci przychodzić do przybytku, który jest własnością rodziny twojego męża? – Powtórzył bez przekonania, podnosząc jedną brew w niemalże bliźniaczy sposób. Sklep w zasadzie był współwłasnością, ale zwykł to podkreślać jedynie w obecności Borginów. Miał wrażenie, że to Burkowie odwalają większą część pracy, choć dobrze było mieć przy sobie tak zaufanych ludzi – ten sojusz tak czy owak się opłacał.
– W zasadzie nad niczym ważnym. Klient kupił kolię i chce mieć pewność, że nie nałożono na nią żadnej klątwy – odparł, nie wdając się w szczegóły. Samo odkrycie klątwy nie było szczególnie trudne, problem pojawiał się dopiero podczas próby łamania. Każde niepowodzenie mogło poważnie odbić się na jego zdrowiu, ale przywykł do tej myśli przez te kilkanaście lat pracy. – Dopiero zacząłem – dodał, zerkając na eleganckie pudełko z kolią, leżące pomiędzy nimi. Być może nałożono na nią śmiercionośną klątwę, ktoś chciał wyrządzić drugiemu czarodziejowi nieodwracalną krzywdę. Za tymi pięknymi szmaragdami kryła się straszna historia, a oni jak gdyby nigdy nic rozmawiali i popijali czerwone wino. Ostatnio częściej zwracał uwagę na takie zrządzenia losu.
Odstawił kieliszek z cichym brzdękiem, leniwie uderzając w niego palcami. Zastanawiał się nad czymś przez krótką chwilę, zanim podniósł wzrok na Adeline. – Znasz Aresa Carrowa? Kojarzysz go z sabatów? Częściej na nich bywałaś niż ja... – to akurat nie było szczególnie trudne, ale jeżeli dobrze pamiętał, byli w tym samym wieku. Musiał dowiedzieć się czegoś więcej o tym człowieku.
– W zasadzie nad niczym ważnym. Klient kupił kolię i chce mieć pewność, że nie nałożono na nią żadnej klątwy – odparł, nie wdając się w szczegóły. Samo odkrycie klątwy nie było szczególnie trudne, problem pojawiał się dopiero podczas próby łamania. Każde niepowodzenie mogło poważnie odbić się na jego zdrowiu, ale przywykł do tej myśli przez te kilkanaście lat pracy. – Dopiero zacząłem – dodał, zerkając na eleganckie pudełko z kolią, leżące pomiędzy nimi. Być może nałożono na nią śmiercionośną klątwę, ktoś chciał wyrządzić drugiemu czarodziejowi nieodwracalną krzywdę. Za tymi pięknymi szmaragdami kryła się straszna historia, a oni jak gdyby nigdy nic rozmawiali i popijali czerwone wino. Ostatnio częściej zwracał uwagę na takie zrządzenia losu.
Odstawił kieliszek z cichym brzdękiem, leniwie uderzając w niego palcami. Zastanawiał się nad czymś przez krótką chwilę, zanim podniósł wzrok na Adeline. – Znasz Aresa Carrowa? Kojarzysz go z sabatów? Częściej na nich bywałaś niż ja... – to akurat nie było szczególnie trudne, ale jeżeli dobrze pamiętał, byli w tym samym wieku. Musiał dowiedzieć się czegoś więcej o tym człowieku.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dziewięć lat - to sporo czasu, aby poznać drugą osobę, a jednocześnie zbyt mało, aby wiedzieć o niej wszystko. Ten czas pozwolił im na nauczenie się pewnych zachowań. I chociaż żadne z nich nie wiedziało co tak naprawdę dzieje się w głowach tego drugiego, to przestali się tak często zaskakiwać. To dobrze. Kapryśność młodości, która przejawiała się głównie w zachowaniu Adeline, zastąpione została komfortem poczucia stabilności. Cokolwiek się miało wydarzyć miała wiernie stać po jego stronie i nie sprzeciwiać się jego decyzjom. Nie kiedy wszyscy patrzyli. I nie miała tego robić z niestosowną do jej wieku i pozycji butnością.
Za to Adeline przepadała bardziej za bogatym bukietem smaków oferowanych przez różnego rodzaju wina. Poza tym kieliszek czerwonego trunku dużo stosowniej wyglądał w dłoni damy niżeli szklanka z grubego szkła wypełniona płynnym bursztynem. - Mojej rodziny. I nie wypada odrywać was od pracy - uśmiechnęła się do niego zadziornie. Chyba już dawno zaznaczyła, że Burkowie byli bliscy jej sercu i po której stronie leży jej lojalność. Chociaż także jej nazwisko widniało na szyldzie nad wejściem do sklepu, Adeline niewiele wspólnego miała z rodzinnym interesem jej męża. Musiał przyznać, że jej obecność mogła zburzyć codzienną rutynę tego miejsca, jak zrobiła to teraz. Chociaż, jeżeli wiedza z zakresu historii magii była potrzebna, bądź mogła służyć radą w innej dziedzinie, nie miałaby nic przeciwko. Jednakże to Charon był rodzinnym ekspertem w tymże zakresie. A wrażenie, które towarzyszyło Edgarowi nie byłoby zdziwieniem dla samej Adeline. Wszakże to na ramionach wielkich czarodziejów spoczywa wielka odpowiedzialność. Nawet jeżeli chodzi o rzeczy, zdawać się mogło przyziemne, jak prowadzenie wspólnego interesu.
- Czy dobrze rozpoznałam szmaragd? Egipcjanie uwielbiali używać szmaragdy w swojej biżuterii - zauważyła. Cóż, była tylko kobietą, której oko chętnie wyłapywało błyskotki. Jednakże to właśnie piękno było najlepszą przykrywką dla trucizny, odwracało uwagę. I zaatakować głupca, który nieostrożnie i lekkomyślnie zignorował podszepty zdrowego rozsądku. Póki co jednak całe zło uwięzione było w kryształach i zamknięte w pudełku. A oni mogli zająć się sprawami dużo bliższym codzienności. Zwilżyła usta czerwonym winem, a bogaty smak rozlał się po jej ustach. Na jego pytanie uśmiechnęła się ponownie. Cóż to było za pytanie? - Och tak. Moja ciotka poślubiła jego ojca po śmierci pierwszej lady Carrow. W Hogwarcie był rok wyżej ode mnie. Nie jest lordem kłopotliwym chociaż czasem zdaje się nieco nieokrzesanym? Tak, chyba tak to można ująć. Mam wrażenie, że dużo bardziej woli spędzać czas w rodzinnych stajniach niż na salonach - kilka informacji - być może więcej niż spodziewał się Edgar - wypadło z ust Adeline. - A dlaczego lord Ares zaniepokoił twoje myśli? - zagadnęła, ponownie biorąc łyk wina, po czym odstawiła kieliszek na blat.
Za to Adeline przepadała bardziej za bogatym bukietem smaków oferowanych przez różnego rodzaju wina. Poza tym kieliszek czerwonego trunku dużo stosowniej wyglądał w dłoni damy niżeli szklanka z grubego szkła wypełniona płynnym bursztynem. - Mojej rodziny. I nie wypada odrywać was od pracy - uśmiechnęła się do niego zadziornie. Chyba już dawno zaznaczyła, że Burkowie byli bliscy jej sercu i po której stronie leży jej lojalność. Chociaż także jej nazwisko widniało na szyldzie nad wejściem do sklepu, Adeline niewiele wspólnego miała z rodzinnym interesem jej męża. Musiał przyznać, że jej obecność mogła zburzyć codzienną rutynę tego miejsca, jak zrobiła to teraz. Chociaż, jeżeli wiedza z zakresu historii magii była potrzebna, bądź mogła służyć radą w innej dziedzinie, nie miałaby nic przeciwko. Jednakże to Charon był rodzinnym ekspertem w tymże zakresie. A wrażenie, które towarzyszyło Edgarowi nie byłoby zdziwieniem dla samej Adeline. Wszakże to na ramionach wielkich czarodziejów spoczywa wielka odpowiedzialność. Nawet jeżeli chodzi o rzeczy, zdawać się mogło przyziemne, jak prowadzenie wspólnego interesu.
- Czy dobrze rozpoznałam szmaragd? Egipcjanie uwielbiali używać szmaragdy w swojej biżuterii - zauważyła. Cóż, była tylko kobietą, której oko chętnie wyłapywało błyskotki. Jednakże to właśnie piękno było najlepszą przykrywką dla trucizny, odwracało uwagę. I zaatakować głupca, który nieostrożnie i lekkomyślnie zignorował podszepty zdrowego rozsądku. Póki co jednak całe zło uwięzione było w kryształach i zamknięte w pudełku. A oni mogli zająć się sprawami dużo bliższym codzienności. Zwilżyła usta czerwonym winem, a bogaty smak rozlał się po jej ustach. Na jego pytanie uśmiechnęła się ponownie. Cóż to było za pytanie? - Och tak. Moja ciotka poślubiła jego ojca po śmierci pierwszej lady Carrow. W Hogwarcie był rok wyżej ode mnie. Nie jest lordem kłopotliwym chociaż czasem zdaje się nieco nieokrzesanym? Tak, chyba tak to można ująć. Mam wrażenie, że dużo bardziej woli spędzać czas w rodzinnych stajniach niż na salonach - kilka informacji - być może więcej niż spodziewał się Edgar - wypadło z ust Adeline. - A dlaczego lord Ares zaniepokoił twoje myśli? - zagadnęła, ponownie biorąc łyk wina, po czym odstawiła kieliszek na blat.
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Uśmiechnął się nieznacznie, kiedy Adeline go poprawiła. Niefortunnie użył tamtego słowa, lecz ona też nie miała racji. – Naszej rodziny – uściślił, mając nadzieję, że to położy kres ich słownym przepychankom. Tego się nie wyzbyli pomimo niemalże dziesięciu lat małżeństwa, drobnych złośliwości posyłanych w swoją stronę. Choć musiał przyznać, że Adeline faktycznie wpasowała się w chłodne mury Durham i stopniowo stawała się coraz bardziej Burkiem – z czasem zrozumiała ich milczący charakter, nabyła niektóre z ich cech. W sercu z pewnością pozostawała Crouchem, lecz nie mogła już nikogo oszukać, że z Burke’ami również miała wiele do czynienia. Zastanawiał się czy Primrose też tak zrozumie Carrowów i z czasem sama stanie się nieodłączną częścią Sandal Castle. W tej chwili ciężko mu było sobie to wyobrazić, jego siostra sprawiała wrażenie niezwykle niezależnej osoby. List od lorda Aarona cały dzień zaprzątał mu głowę – zastanawiał się czy to faktycznie dobry pomysł.
– Tak, szmaragdy – odpowiedział lekko zaskoczony, że Adeline zwróciła na nią uwagę, choć nie powinien, bo faktycznie przykuwała wzrok. Nie tylko dlatego, że była piękna sama w sobie, ale wyraźnie kryła w sobie jeszcze jakąś tajemnicę. Edgar był już wyczulony na charakterystyczne wibracje czarnej magii, obcował z nią od dziecka; jego ojciec zadbał o nadrobienie braków w edukacji Hogwartu, już w młodzieńczych latach hartując jego nastoletni organizm na spotkania z klątwami i czarnomagicznymi urokami. W tym przypadku nie musiał rzucać żadnego zaklęcia, żeby po prostu czuć, że coś z tą kolią jest nie tak. Zastanawiał się czy Adela też to czuje. – Nie wiedziałem o tym. Możliwe, że ta kolia jest z Egiptu, nie interesowałem się tym... – przyznał, zdejmując z blatu dość grubą szmatkę, przez którą złapał za pudełko z kolią i odsunął ją bardziej na bok. Nie chciał, żeby Adela przez nieuwagę jej dotknęła, bo to mogłoby się bardzo źle skończyć dla ich obojga.
W tej chwili to temat Aresa interesował go najbardziej. Tak podejrzewał, że Adeline będzie go kojarzyć, nie spodziewał się jednak, że może mieć z nim tak wiele wspólnego. Upił łyk wina, odstawiając kieliszek na blat z cichym brzdękiem. Nie jest kłopotliwy, ale trochę nieokrzesany, woli stajnie niż arystokratyczne spędy – to nie brzmiało najgorzej. – Rozumiem… – w zasadzie ktoś mógłby dać kiedyś podobny opis o nim samym. – Ale czemu zdaje ci się nieokrzesany? – Kryteria Adeline zdawały się być lekko zawyżone pod tym względem, ale ufał jej osądom. Dobrze znała się na ludziach.
– Nestor Carrowów zaproponował Aresa na męża dla Primrose – odpowiedział od razu, nie widząc sensu w ukrywaniu przed nią tego faktu. Zamierzał ukrywać tę rozmowę wyłącznie przed Prim, dopóki nie uda mu się dojść do porozumienia ze starym Aaronem. O ile uda im się cokolwiek ustalić, choć jego propozycja była całkiem sensowna. – Wiesz jaka ona jest – westchnął, opadając plecami na oparcie miękkiego fotela. – Datego chcę się o nim dowiedzieć czegoś więcej zanim podejmę decyzję. Muszę go do nas zaprosić… – stwierdził, zawieszając zamyślony wzrok na niedziałającym kominku.
– Tak, szmaragdy – odpowiedział lekko zaskoczony, że Adeline zwróciła na nią uwagę, choć nie powinien, bo faktycznie przykuwała wzrok. Nie tylko dlatego, że była piękna sama w sobie, ale wyraźnie kryła w sobie jeszcze jakąś tajemnicę. Edgar był już wyczulony na charakterystyczne wibracje czarnej magii, obcował z nią od dziecka; jego ojciec zadbał o nadrobienie braków w edukacji Hogwartu, już w młodzieńczych latach hartując jego nastoletni organizm na spotkania z klątwami i czarnomagicznymi urokami. W tym przypadku nie musiał rzucać żadnego zaklęcia, żeby po prostu czuć, że coś z tą kolią jest nie tak. Zastanawiał się czy Adela też to czuje. – Nie wiedziałem o tym. Możliwe, że ta kolia jest z Egiptu, nie interesowałem się tym... – przyznał, zdejmując z blatu dość grubą szmatkę, przez którą złapał za pudełko z kolią i odsunął ją bardziej na bok. Nie chciał, żeby Adela przez nieuwagę jej dotknęła, bo to mogłoby się bardzo źle skończyć dla ich obojga.
W tej chwili to temat Aresa interesował go najbardziej. Tak podejrzewał, że Adeline będzie go kojarzyć, nie spodziewał się jednak, że może mieć z nim tak wiele wspólnego. Upił łyk wina, odstawiając kieliszek na blat z cichym brzdękiem. Nie jest kłopotliwy, ale trochę nieokrzesany, woli stajnie niż arystokratyczne spędy – to nie brzmiało najgorzej. – Rozumiem… – w zasadzie ktoś mógłby dać kiedyś podobny opis o nim samym. – Ale czemu zdaje ci się nieokrzesany? – Kryteria Adeline zdawały się być lekko zawyżone pod tym względem, ale ufał jej osądom. Dobrze znała się na ludziach.
– Nestor Carrowów zaproponował Aresa na męża dla Primrose – odpowiedział od razu, nie widząc sensu w ukrywaniu przed nią tego faktu. Zamierzał ukrywać tę rozmowę wyłącznie przed Prim, dopóki nie uda mu się dojść do porozumienia ze starym Aaronem. O ile uda im się cokolwiek ustalić, choć jego propozycja była całkiem sensowna. – Wiesz jaka ona jest – westchnął, opadając plecami na oparcie miękkiego fotela. – Datego chcę się o nim dowiedzieć czegoś więcej zanim podejmę decyzję. Muszę go do nas zaprosić… – stwierdził, zawieszając zamyślony wzrok na niedziałającym kominku.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zaplecze
Szybka odpowiedź