Morsmordre :: Devon :: Okolice
Kents Cavern
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Kents Cavern
Kents Cavern to potężny system jaskiń, który zajmuje szczególne miejsce na mapach badaczy. Po raz pierwszy zostały odkryte pod koniec szesnastego wieku, kiedy przez dziurę w ziemi wpadł do nich chłopiec z okolicznej wioski: choć jego krzyki słychać było przez trzy dni nim ustały, nigdy nie odnaleziono ani jego, ani jego ciała. Podziemne komory i korytarze ciągną się kilometrami, sięgając daleko wgłąb ziemi. Nie wiadomo, co dokładnie skrywają otchłanie: światło dzienne dociera tylko do pierwszego poziomu jaskiń, które zachwycają monumentalnymi formacjami skalnymi. Śmiałkowie mogą spróbować przedostać się głębiej wąskimi i krętymi korytarzami, jednak historia nie słyszała jeszcze o nikim, kto przedostałby się głębiej niż na następny w kolejności poziom.
Aby przedostać się na kolejne poziomy jaskiń należy wykonać test na sprawność (k100+S). Przedostanie się na drugi poziom wymaga osiągnięcia ST równego 65, można podejść do niego tylko raz na wątek. Dodatkowo należy wykonać rzut k3, który jest rozpatrywany tylko w przypadku osiągnięcia ST:
1 - udaje ci się przedostać na niższy poziom jaskiń, jednak utykasz w pierwszej napotkanej komorze: nie jesteś w stanie odnaleźć następnego przejścia, musisz zawrócić;
2 - przedostajesz się na niższy poziom jaskiń, trafiasz do przestronnej groty. Dookoła słychać cichy szum wody z podziemnej rzeki, od której bije delikatny, niebieskawy blask. Jeżeli zdecydujesz się z niej napić sam zaczynasz świecić w ciemności tym samym światłem, co ułatwia dalszą eksplorację jaskiń. Efekt utrzymuje się do kolejnego wschodu słońca. Przy próbie wyniesienia wody z jaskiń traci ona swoje właściwości.
3 - korytarz, którym schodzisz z chwili na chwilę jest coraz bardziej stromy, schodzenie nim jest niezwykle długie i męczące. Kiedy jednak docierasz do kolejnej jaskini natrafiasz na spektakularny widok: jej sufit błyszczy tysiącem lśniących minerałów, wyglądając jak upstrzone milionem gwiazd nocne niebo. Jeden z kamieni znajdujesz u swoich stóp, po przyjrzeniu mu się bliżej stwierdzasz, że jest to halit (dopisanie do ekwipunku należy zgłosić w aktualizacjach).
ST przedostania się na trzeci poziom jaskiń wynosi 120 (k100+S), można podejść to niego tylko po przedostaniu się na poziom drugi, na osiągnięcie ST jest jedna szansa w wątku. Dodatkowo należy wykonać rzut k3, który jest rozpatrywany tylko w przypadku osiągnięcia ST:
1 - udaje ci się przedostać na jeszcze niższy poziom jaskiń, jednak trafiasz prosto do podziemnego zbiornika wodnego. ST utrzymania się na powierzchni i dotarcia wpław do brzegu, z którego będziesz w stanie wrócić na wyższy poziom wynosi 30 (biegłość pływania).
2 - po wymagającym zejściu w dół podążasz korytarzami. W pewnej chwili trafiasz do rozległej jaskini o wielu powykrzywianych formacjach skalnych. Przejmuje cię przeczucie, że ktoś już w niej jest. Grota ma nierówne ściany, nie ważne jak mocno próbujesz ją rozświetlić to zawsze pozostaje w niej skryty w kątach cień. Nie ważne czy idziesz dalej, czy zawracasz, masz przeczucie, że ktoś cię obserwuje. Wydaje ci się, że słyszysz kroki i szmery, a czasem i chrapliwe posapywanie: nikogo jednak nie widać. Uczucie to będzie towarzyszyć ci nieustannie przez najbliższy tydzień, a po zapadnięciu zmroku będziesz mieć wrażenie, że katem oka widzisz cień dziecięcej sylwetki.
3 - po przedostaniu się do niższego poziomu jaskiń przechodzisz przez kolejne groty. Wędrówka nie jest łatwa, nie wiesz ile czasu minęło, lecz w pewnej chwili trafiasz do komory, której ściany zdają się delikatnie skrzyć. Okazuje się, że jaskinia to tak naprawdę pogrzebana pod ziemią, ogromna, wydrążona wewnątrz skała księżycowa (jeżeli zdecydujesz się zabrać jej kawałek należy zgłosić do aktualizacji dopisanie porcji pyłu księżycowego).
Lokacja zawiera kości.Aby przedostać się na kolejne poziomy jaskiń należy wykonać test na sprawność (k100+S). Przedostanie się na drugi poziom wymaga osiągnięcia ST równego 65, można podejść do niego tylko raz na wątek. Dodatkowo należy wykonać rzut k3, który jest rozpatrywany tylko w przypadku osiągnięcia ST:
1 - udaje ci się przedostać na niższy poziom jaskiń, jednak utykasz w pierwszej napotkanej komorze: nie jesteś w stanie odnaleźć następnego przejścia, musisz zawrócić;
2 - przedostajesz się na niższy poziom jaskiń, trafiasz do przestronnej groty. Dookoła słychać cichy szum wody z podziemnej rzeki, od której bije delikatny, niebieskawy blask. Jeżeli zdecydujesz się z niej napić sam zaczynasz świecić w ciemności tym samym światłem, co ułatwia dalszą eksplorację jaskiń. Efekt utrzymuje się do kolejnego wschodu słońca. Przy próbie wyniesienia wody z jaskiń traci ona swoje właściwości.
3 - korytarz, którym schodzisz z chwili na chwilę jest coraz bardziej stromy, schodzenie nim jest niezwykle długie i męczące. Kiedy jednak docierasz do kolejnej jaskini natrafiasz na spektakularny widok: jej sufit błyszczy tysiącem lśniących minerałów, wyglądając jak upstrzone milionem gwiazd nocne niebo. Jeden z kamieni znajdujesz u swoich stóp, po przyjrzeniu mu się bliżej stwierdzasz, że jest to halit (dopisanie do ekwipunku należy zgłosić w aktualizacjach).
ST przedostania się na trzeci poziom jaskiń wynosi 120 (k100+S), można podejść to niego tylko po przedostaniu się na poziom drugi, na osiągnięcie ST jest jedna szansa w wątku. Dodatkowo należy wykonać rzut k3, który jest rozpatrywany tylko w przypadku osiągnięcia ST:
1 - udaje ci się przedostać na jeszcze niższy poziom jaskiń, jednak trafiasz prosto do podziemnego zbiornika wodnego. ST utrzymania się na powierzchni i dotarcia wpław do brzegu, z którego będziesz w stanie wrócić na wyższy poziom wynosi 30 (biegłość pływania).
2 - po wymagającym zejściu w dół podążasz korytarzami. W pewnej chwili trafiasz do rozległej jaskini o wielu powykrzywianych formacjach skalnych. Przejmuje cię przeczucie, że ktoś już w niej jest. Grota ma nierówne ściany, nie ważne jak mocno próbujesz ją rozświetlić to zawsze pozostaje w niej skryty w kątach cień. Nie ważne czy idziesz dalej, czy zawracasz, masz przeczucie, że ktoś cię obserwuje. Wydaje ci się, że słyszysz kroki i szmery, a czasem i chrapliwe posapywanie: nikogo jednak nie widać. Uczucie to będzie towarzyszyć ci nieustannie przez najbliższy tydzień, a po zapadnięciu zmroku będziesz mieć wrażenie, że katem oka widzisz cień dziecięcej sylwetki.
3 - po przedostaniu się do niższego poziomu jaskiń przechodzisz przez kolejne groty. Wędrówka nie jest łatwa, nie wiesz ile czasu minęło, lecz w pewnej chwili trafiasz do komory, której ściany zdają się delikatnie skrzyć. Okazuje się, że jaskinia to tak naprawdę pogrzebana pod ziemią, ogromna, wydrążona wewnątrz skała księżycowa (jeżeli zdecydujesz się zabrać jej kawałek należy zgłosić do aktualizacji dopisanie porcji pyłu księżycowego).
List skierowany do Lecznicy trafił w pierwszej kolejności w jego ręce, nim jednak zdecydował się podjąć jakiekolwiek działanie, musiał przedyskutować sprawę z pozostałymi osobami tam pracującymi. Lecznica cieszyła się dobrą renomą zwłaszcza, jeśli chodziło i udzielanie pomocy poza jej terenem i chyba nigdy nie zdarzyło się, aby placówka nie odpowiedziała na wezwanie. Również i tym razem nie zamierzali pozostawić mieszkańców sojuszniczego hrabstwa, tym bardziej kiedy list został napisany z ręki samej Lady Weasley - choć tytułować jej tak Ollie, nauczony na błędach z sylwestra, nie zamierzał.
Liczba pracowników w Lecznicy nie była imponująca, jednak wraz z zapewnieniem pozostałych że poradzą sobie przez jakiś czas w okrojonym składzie, blondynowi nieco ulżyło. Praca w terenie zawsze była pewnym moralnym dylematem między ograniczeniem pomocy w Dolinie Godryka i najbliższej okolicy, a udzielaniem jej poza tamtejszymi terenami. Młodzieniec czuł czasami poczucie winy z jednej lub drugiej strony, ale wiedział że byłoby ono większe, gdyby ostatecznie zignorował prośby z zewnątrz. Wierzył że każde takie działanie daje im szansę na powrót do normalności, ustabilizowanie sytuacji i sprawienie, że być może, za jakiś czas, nie będą musieli rozdzielać sił na wiele frontów i będą mogli w pełni oddać się praktyce uzdrowicielskiej w jednym miejscu. Zahaczył jeszcze w międzyczasie o Cichy Domek, skąd zabrał otrzymaną od jednego pacjenta świeżą kurę i zawinął ją w stosownej wielkości materiał. Czuł że nie jest to gest najwyższych lotów, ale ciepły rosół mógł okazać się zbawienny dla zmarzniętych i chorych mieszkańców Devon.
Pojawił się na miejscu prawdopodobnie jako jeden z ostatnich, czując że jest mu trochę głupio z tego powodu. Może gdyby się tak nie guzdrał w domku i nie zastanawiał czy coś ze sobą zabrać, zjawiłby się tu trochę wcześniej i nie wyszedłby na spóźnialskiego. Objął wzrokiem zebranych i ze stonowaną radością zauważył, że do pomocy zebrało się o wiele więcej znajomych twarzy, niż początkowo zakładał.
- Dzień dobry wszystkim. - przywitał się, zbliżając się jednocześnie do formującej się stopniowo grupki. Uchylił nawet czapkę kiedy przesuwał wzrok po paniach, dla oznaki szacunku i kultury. Dobrze było widzieć ich wszystkich kolejny raz, od razu robiło się na sercu lżej. - Lecznica odpowiada na list Nelu, a ode mnie jest jeszcze skromny podarunek dla mieszkańców. - mówiąc to przekazał paczuszkę w odpowiednie ręce, nie była ona jednak tak imponująca jak zapasy przywiezione tutaj przez Leona.
- W czym trzeba pomóc?
oddaję świeżego kuraka dla mieszkańców!
Liczba pracowników w Lecznicy nie była imponująca, jednak wraz z zapewnieniem pozostałych że poradzą sobie przez jakiś czas w okrojonym składzie, blondynowi nieco ulżyło. Praca w terenie zawsze była pewnym moralnym dylematem między ograniczeniem pomocy w Dolinie Godryka i najbliższej okolicy, a udzielaniem jej poza tamtejszymi terenami. Młodzieniec czuł czasami poczucie winy z jednej lub drugiej strony, ale wiedział że byłoby ono większe, gdyby ostatecznie zignorował prośby z zewnątrz. Wierzył że każde takie działanie daje im szansę na powrót do normalności, ustabilizowanie sytuacji i sprawienie, że być może, za jakiś czas, nie będą musieli rozdzielać sił na wiele frontów i będą mogli w pełni oddać się praktyce uzdrowicielskiej w jednym miejscu. Zahaczył jeszcze w międzyczasie o Cichy Domek, skąd zabrał otrzymaną od jednego pacjenta świeżą kurę i zawinął ją w stosownej wielkości materiał. Czuł że nie jest to gest najwyższych lotów, ale ciepły rosół mógł okazać się zbawienny dla zmarzniętych i chorych mieszkańców Devon.
Pojawił się na miejscu prawdopodobnie jako jeden z ostatnich, czując że jest mu trochę głupio z tego powodu. Może gdyby się tak nie guzdrał w domku i nie zastanawiał czy coś ze sobą zabrać, zjawiłby się tu trochę wcześniej i nie wyszedłby na spóźnialskiego. Objął wzrokiem zebranych i ze stonowaną radością zauważył, że do pomocy zebrało się o wiele więcej znajomych twarzy, niż początkowo zakładał.
- Dzień dobry wszystkim. - przywitał się, zbliżając się jednocześnie do formującej się stopniowo grupki. Uchylił nawet czapkę kiedy przesuwał wzrok po paniach, dla oznaki szacunku i kultury. Dobrze było widzieć ich wszystkich kolejny raz, od razu robiło się na sercu lżej. - Lecznica odpowiada na list Nelu, a ode mnie jest jeszcze skromny podarunek dla mieszkańców. - mówiąc to przekazał paczuszkę w odpowiednie ręce, nie była ona jednak tak imponująca jak zapasy przywiezione tutaj przez Leona.
- W czym trzeba pomóc?
oddaję świeżego kuraka dla mieszkańców!
Ollie Marlowe
Zawód : uzdrowiciel i magipsychiatra w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dla Neali miała sporo cierpliwości, ciepła i wsparcia, gotowa dla niej pojawiać się, gdy tylko tego potrzebowała. Zrobiła to wtedy w październiku i gotowa była to zrobić ponownie, tym razem jednak wszystko okazywało się o wiele większym wyzwaniem, niż osoba z zewnątrz mogłaby się spodziewać. Nieobecność Jamesa jednak wpłynęła na nią o wiele mocniej, niż mogłaby się tego spodziewać, gdy ledwie wstawała z miejsca i niemal nie wychodziła na zewnątrz, uparcie wierząc, że z każdą minutą środkowy z braci mógłby powrócić. I mógł potrzebować...czego tak w zasadzie? Pocieszenia? Wsparcia? Nie było co ukrywać, że to ona potrzebowała bardziej jego, niż on jej. James dałby sobie radę sam gdyby musiał, miał Marcela, miał też inne osoby, do których mógłby w razie czego się udać. Gdyby w jej życiu nie było Thomasa, Jamesa, Eve, gdyby na nowo miała ich stracić…jak miałoby ostatecznie wyglądać jej życie.
Mimo wszystko zadecydowała się tu przybyć, stawiając najpierw jeden krok, potem drugi, potem docierając do łazienki. Małe kroki, jedno po drugim, jedno zadanie na raz, które nagle nie zacznie jej przytłaczać i nie stanie się dla niej problemem. Przygotowała się do wyjścia, tuż przed wyruszeniem na miejsce zastanawiając się, czy cokolwiek powinna zabrać ze sobą, ale prawda na ten moment była taka, że nie miała nawet czego zabrać. Za mało mieli rzeczy do domu, aby mogła je rozdać komukolwiek, dlatego bez większego wahania po prostu wyszła.
Zaoferowała wyjście Eve i Thomasowi, pozostawiając im jednak wybór. Zestresowanie ich albo zmartwienie byłoby tylko bardziej problematyczne, gdyby chowała gdzie dokładnie zmierza, a chociaż nie pałała do tej sytuacji wielkim entuzjazmem przez swój stan, teraz martwiła się bardziej niż chciała to pokazywać i nie umiała wykrzesać tak sporej radości jaką miała. Przybyła na miejsce, od razu wynajdując znajomą rudą czuprynę. Już korciło ją uśmiechnięcie się (czy też może uniesienie kącików ust) na powitanie, dostrzegła jednak osoby z tłumu, których do końca nie kojarzyła – chociaż wiele znajomych z sylwestra i przyjaciół znajdowało się też tutaj – dlatego dość nieśmiało stanęła przy Neali, spoglądając na resztę.
- Dzień dobry, mam nadzieję, że nie jestem za późno…
Mimo wszystko zadecydowała się tu przybyć, stawiając najpierw jeden krok, potem drugi, potem docierając do łazienki. Małe kroki, jedno po drugim, jedno zadanie na raz, które nagle nie zacznie jej przytłaczać i nie stanie się dla niej problemem. Przygotowała się do wyjścia, tuż przed wyruszeniem na miejsce zastanawiając się, czy cokolwiek powinna zabrać ze sobą, ale prawda na ten moment była taka, że nie miała nawet czego zabrać. Za mało mieli rzeczy do domu, aby mogła je rozdać komukolwiek, dlatego bez większego wahania po prostu wyszła.
Zaoferowała wyjście Eve i Thomasowi, pozostawiając im jednak wybór. Zestresowanie ich albo zmartwienie byłoby tylko bardziej problematyczne, gdyby chowała gdzie dokładnie zmierza, a chociaż nie pałała do tej sytuacji wielkim entuzjazmem przez swój stan, teraz martwiła się bardziej niż chciała to pokazywać i nie umiała wykrzesać tak sporej radości jaką miała. Przybyła na miejsce, od razu wynajdując znajomą rudą czuprynę. Już korciło ją uśmiechnięcie się (czy też może uniesienie kącików ust) na powitanie, dostrzegła jednak osoby z tłumu, których do końca nie kojarzyła – chociaż wiele znajomych z sylwestra i przyjaciół znajdowało się też tutaj – dlatego dość nieśmiało stanęła przy Neali, spoglądając na resztę.
- Dzień dobry, mam nadzieję, że nie jestem za późno…
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Słysząc o tym, gdzie jego siostra wyruszała - stanowczo nie mógł odpuścić, choć bardziej z dobroci serca płynęło to raczej z przekonania, że zrobienie czegokolwiek było lepszą opcją od robienia niczego. Noce wciąż nie dawały mu wiele odpoczynku, wciąż odczuwał skutki Tower w koszmarach - ale zawsze mogło być przecież gorzej. Miał szczęście do takich sytuacji przy jednoczesnych umiejętnościach spadania na cztery łapy - i ani James, ani Marcel nie mieli tyle szczęścia.
Wciąż się o niego martwił, kiedy ten wyszedł od Jaydena, ale nie mówił o tym ani Sheili, ani Eve - lepiej było, aby nie wiedziały. Może potrzeba samotności ze strony Jamesa była mu po prostu potrzebne? Na kilka, kilkanaście dni... chociaż ten czas się wydłużał niebezpiecznie.
Wyszedł nieco później ze względu na Dynię - ten wyraźnie potrzebował w ostatnich dniach dużo uwagi i jeszcze zaczepiał go przed opuszczeniem domu, na dowód czego miał nieco zadrapań na ukrytych pod kurtką przedramionach, ale również i na policzku. Kto by pomyślał, że koty mogły być tak morderczymi maszynami i machać łapkami gdzie popadnie.
Złapał jeszcze tylko swoją harmonijkę i miotłę, tak na wszelki wypadek jakby miały się przydać, a po tym już zjawił się na miejscu, zaraz przystając przy Castorze, nie zważając na potencjalne towarzystwo wokół niego, udając że wcale nie przyszedł ostatni - że jego siostra wcale nie pojawiła się tutaj na kilka chwil przed nim. On po prostu musiał zrobić odpowiednie wejście.
Cóż, był pewny, że ani Jamesa, ani Marcel się tutaj dzisiaj nie pojawią...
Posłał szeroki uśmiech zgromadzonym. Zatrzymał wzrok na Virginii, rozpoznając twarz siedzącą przy puchońskim stole - po tym do Leona i Olliego, z którymi również bawił się podczas sylwestra zaledwie na początku roku. Co prawda nie spodziewał się tutaj Prudence, ale bardziej ciekawą osobą w jego mniemaniu był Aidan - który przecież chyba smalił cholewy do jego siostry, czy nie tak to było? Może to była szansa na to, aby młodszego kolegę nieco prześwietlić?
- No dzień dobry! - zawołał wesoło, wręcz od razu wchodząc w rolę roześmianego błazna, choć wory pod oczami były bardziej niż mniej widoczne.
Wciąż się o niego martwił, kiedy ten wyszedł od Jaydena, ale nie mówił o tym ani Sheili, ani Eve - lepiej było, aby nie wiedziały. Może potrzeba samotności ze strony Jamesa była mu po prostu potrzebne? Na kilka, kilkanaście dni... chociaż ten czas się wydłużał niebezpiecznie.
Wyszedł nieco później ze względu na Dynię - ten wyraźnie potrzebował w ostatnich dniach dużo uwagi i jeszcze zaczepiał go przed opuszczeniem domu, na dowód czego miał nieco zadrapań na ukrytych pod kurtką przedramionach, ale również i na policzku. Kto by pomyślał, że koty mogły być tak morderczymi maszynami i machać łapkami gdzie popadnie.
Złapał jeszcze tylko swoją harmonijkę i miotłę, tak na wszelki wypadek jakby miały się przydać, a po tym już zjawił się na miejscu, zaraz przystając przy Castorze, nie zważając na potencjalne towarzystwo wokół niego, udając że wcale nie przyszedł ostatni - że jego siostra wcale nie pojawiła się tutaj na kilka chwil przed nim. On po prostu musiał zrobić odpowiednie wejście.
Cóż, był pewny, że ani Jamesa, ani Marcel się tutaj dzisiaj nie pojawią...
Posłał szeroki uśmiech zgromadzonym. Zatrzymał wzrok na Virginii, rozpoznając twarz siedzącą przy puchońskim stole - po tym do Leona i Olliego, z którymi również bawił się podczas sylwestra zaledwie na początku roku. Co prawda nie spodziewał się tutaj Prudence, ale bardziej ciekawą osobą w jego mniemaniu był Aidan - który przecież chyba smalił cholewy do jego siostry, czy nie tak to było? Może to była szansa na to, aby młodszego kolegę nieco prześwietlić?
- No dzień dobry! - zawołał wesoło, wręcz od razu wchodząc w rolę roześmianego błazna, choć wory pod oczami były bardziej niż mniej widoczne.
Czekałam z zniecierpliwieniem na to, aż zjawi się reszta. Miałam nadzieję, że ktoś jednak się zjawi, a moja odezwa dotrze do wszystkich. Potrzebowałam pomocy, bo rzeczy było sporo do zrobienia. A chciałam, żeby wszystko wyszło możliwie jak najlepiej. Głównie żeby pomóc mieszkańcom. Żeby wiedzieli, że dobro wraca. I pomagać trzeba. Choć ludzie teraz mogli postąpić różnie, przez to co przeżyli. Uśmiechałam się do Virginii i Prudence czekając na resztę w podenerwowaniu.
- Nica!! - ucieszyłam się, łapiąc podchodząc bliżej żeby zarzucić jej ręce na ramiona i przyciągnąć do siebie. - Nie trzeba było. - powiedziałam od razu cofając się i łapiąc ją za ręcę. - Potrzebowałam Twojej obecności i chęci. Tyle to najwięcej. - zapewniłam ją spokojnie.
- Leon!! - ucieszyłam że przyszedł ruszyłam do niego. Ale zatrzymałam się gdzieś niedaleko ale nie tak blisko jak zamierzałam. - No.. - właściwie jak powinnam teraz. - Dobrze że jesteś i przydadzą się! - ucieszyłam się, bo trochę na to, że Leon coś przyniesie - w przeciwieństwie do Petry liczyłam. Wskazałam mu miejsce w którym wszystko mógł położyć.
- Castor! - przywitałam sie z kolejnym który się pojawił. - Oh, umiesz leczyć. - klasnęłam w dłonie. - I-de-al-nie. - wypowiedziałam zgłoskami widocznie rozradowana na tą wieść. Przyda sie bardziej jeszcze, choć i tak zajęcie znaleźć miałam dla niego. - Aidan, wiedziałam że przyjdziesz. - powiedziałam do chłopaka częstując go uśmiechem. - Za chwilę wszystko wyjaśnię. Poczekajmy jeszcze chwilę. - na resztę, choć nie wiedziałam kto w niej będzie. Miałam nadzieję, że She się pojawi, liczyłam na jej umiejętności w kuchni, wiedziałam nie od dziś że od moich były znacznie lepsze.
- Oh, Ollie, nie musiałeś. - powiedziałam, przyjmując podarek. Cieszyłam się, że ludzie których poprosiłam stawiali się na miejsce. To znaczyło, dla mnie przynajmniej, że miałam przyjaciół, których o pomoc prosić mogłam. A to radowało moje serce. I w końcu ją też zobaczyłam. Sheilę, odetchnęłam lekko, bo powoli zaczynałam panikować, że nie dam sobie rady z tym wszystkim. Gotowaniem w sensie. - W samą porę, moja droga. - przywitałam ją krótkim całusem w policzek. Jak dobrze, że była. Dostrzeżenie Thomasa sprawiło, że mimowolnie rozejrzałam się za Jamesem trochę zawiedziona. Ale nic to, na Thomasa jedynie spojrzałam i skinęłam mu głową. Niech będzie. Każda rąk się przyda. Jeśli dobrze liczyłam odpowiedzieli wszyscy, którym znać dałam, że to dziać się będzie, mimo to jeszcze poczekałam kilka minut. A kiedy te minęły klasnęłam dwa razy w ręce.
- Na sam początek, chciałam wam podziękować wszystkim. To, że tu jesteście naprawdę wiele dla mnie znaczy. Dla mieszkańców Wellswood również będzie. - przesunęłam spojrzeniem po znajdujących się obok ludziach… przyjaciołach. Naprawdę miałam szczęście, nawet jeśli musiałam znosić Thomasa.
- Przybliżę wam trochę sytuację. Kilka dni temu do portu przybyła łódź z siedmiorgiem ledwie żywych ludzi, mieszkańcy Wellswood zaopiekowali się nimi, udzielili schronienia nad głową i podzielili jedzeniem. Wszystko było w porządku aż do czasu w którym ci oskarżyli mieszkańców o chowanie żywności i insynuacje, że ci chcą zagłodzić gości. Wyrzucili z jej własnego domu panią Lande i zabarykadowali się w nim i wystosowali groźby. Sprawą tych mężczyzn w domu pani Lande zajmuje się już kuzyn Elroy, sądzę, że to rozsądne wyjście. Ale nie chciałam, by mieszkańcy obawiali się ponieść znów pomóc potrzebującym. Ci ludzie - choć ich czyny nie są odpowiednie, jestem pewna że ich zachowanie jest wynikiem tego co przeszli. Dlatego… - wzięłam wdech bo trochę o nim zapomniałam po drodze. - Dlatego pomyślałam, że spróbuję coś zorganizować dla nich, od nas. Wspólnymi siłami, zawsze możemy więcej. Z jedzenia, które otrzymaliśmy od hojnych serc ugotujemy ciepły posiłek. - spojrzałam na Leona, Virginie i Prudence, ale też na Petronicę i Olliego wiedząc, że mieli niewiele. - Wykorzystamy wszystko, tym, którzy nie są w stanie dotrzeć, sami dostarczymy jedzenie. Tam w namiocie, otworzymy punkt medyczny. Mieszkańcy cierpią, bo do apteki nie dotarł transport medykamentów, dlatego poprosiłam o pomoc lecznicę. Co mocniej mnie raduje to fakt, że ty Castorze i Virginia, będziecie w stanie wspomóc Olliego. - zwróciłam się do kuzynki i wysokiego blondyna. - Syn pani Lande gorączkuje, pojawi się z nim jako pierwsza, zajmijcie się nią proszę. Burmistrz mówił też, że niektóre domy cierpią na dostatek silnych mężczyzn, którzy mogliby narąbać dwa na opał podczas tej okrutnej pogody. Thomas, Aidan i… - zastanowiłam się, bo w sumie nie wiedziałam czy umie to czy nie. - … Leon? - w moim głosie zabrzmiało trochę niepewności. - zajmiecie się tym? - zapytałam przesuwając po nich wzrokiem. - Aha, trzeba jeszcze wziąć te skrzynki i poustawiać je w prowizoryczne stoły najpierw. Ludzie zostali poinformowani i zjawią się koło godziny dwunastej, do tego czasu powinniśmy dać radę przygotować posiłek. Ja i Sheila obejmiemy pieczę nad gotowaniem. Nica, chcesz z nami? I ty, kuzynko Pru? - zapytałam jej, nie wiedząc czy gotować potrafi. - Albo w namiocie możecie pomóc też. Co wam bardziej przy sercu leży. - zaproponowałam zaraz jeszcze. Chciałam żeby każdy mógł pomóc, robiąc to z czym daje sobie radę. - Jeśli macie jakieś przemyślenia, albo rady czy pomysły mówicie, przyznam szczerze, że nie miałam dużo czasu, żeby wszystko przemyśleć dokładnie. To plan stworzony naprędce. Ale cieszę się, naprawdę się cieszę, że jesteśmy tu razem. - zakończyłam żeby móc wysłuchać tego co ktoś ma jeszcze do powiedzenia jeśli miał sama zbliżając się trochę do She. - Pomożesz mi stworzyć plan na to jedzenie? Z tobą i Nicą na pewno coś smacznego uda się zrobić. - złapałam ją za rękę i ścisnęłam lekko. Nagle sobie coś przypominając.
- Ah, ale gafa! Nie wiem czy się wszyscy znacie, więc wszystkich przedstawię. To Prudecne i Virginia, obok Petronica, Leon, Ollie, Castor, Aidan, Sheila i Thomas. - wymieniałam po kolei, chociaż niektórzy byłam pewna już się znali.
Myślę że możemy wykorzystać te lokacje i napisać że jesteśmy w tym konkretnym miejscu w Weelswood. Dużo nas, więc pisanie w jednym może być uciążliwe, ale nie nierealne, dajcie znać pod powiadomieniem którą opcje wolicie i tak zrobimy. ikonka rodzinki - razem, jeden ludzik - podział na grupy zadaniowe
https://www.morsmordre.net/t9745-exeter-devon
https://www.morsmordre.net/t10054-krzywy-most
https://www.morsmordre.net/t9425p75-lynmouth#320864\
Stworzę nam też rozmowę, żeby łatwiej było o coś zapytać jak coś.
Jak o czymś zapomniałam to wybaczcie 3 i trącajcie
Jedzenie:
Mięsa: kości wołowe 1kg, słonina 400g, wieprzowina 0,5kg, kiełbasa 0,5kg, 0,5 kg suszonej baraniny, świeżego kuraka
Ryby: 2 wędzone leszcze, 250 g suszonego rekina, plumpka wędzona 2 sztuki, lin wędzony, karp wędzony, okoń wędzony, pstrąg wędzony 2 sztuki, 2 sztuki okonia,
Pieczywo: chleb jasny (pszenny) 5 bochenki, chleb razowy 2 bochenki, 2 bochenki chleba ziarnistego, chleb suchy 4 bochenki,
Owoce: jabłka 1kg,
Warzywa: buraki 0,8kg, cebula 1kg, fasola biała 1kg, kapusta 3 główki, marchew 1,3 kg, ziemniaki 2 kg, pietruszka 0,5 kg, seler 0,3kg, ogórki 300g, papryka 2 sztuki, dynia 1, rzodkiew 500g, groch 0,5kg, 1 dynia,
Nabiał: mleko krowie 2l, 1l koziego mleka, 2,5 kg sera z oślego mleka, twaróg 300g, maślanka 1l, zsiadłe mleko 2l,
inne: Kasza gryczana 2kg, masło 0,6kg, mąka pszenna 1kg, 0,5 kg soli, kawa zbożowa 200g, kasza manna 0,5kg, kasza jęczmienna 1kg, smalec 200g,
CZAS NA ODPIS:96h
- Nica!! - ucieszyłam się, łapiąc podchodząc bliżej żeby zarzucić jej ręce na ramiona i przyciągnąć do siebie. - Nie trzeba było. - powiedziałam od razu cofając się i łapiąc ją za ręcę. - Potrzebowałam Twojej obecności i chęci. Tyle to najwięcej. - zapewniłam ją spokojnie.
- Leon!! - ucieszyłam że przyszedł ruszyłam do niego. Ale zatrzymałam się gdzieś niedaleko ale nie tak blisko jak zamierzałam. - No.. - właściwie jak powinnam teraz. - Dobrze że jesteś i przydadzą się! - ucieszyłam się, bo trochę na to, że Leon coś przyniesie - w przeciwieństwie do Petry liczyłam. Wskazałam mu miejsce w którym wszystko mógł położyć.
- Castor! - przywitałam sie z kolejnym który się pojawił. - Oh, umiesz leczyć. - klasnęłam w dłonie. - I-de-al-nie. - wypowiedziałam zgłoskami widocznie rozradowana na tą wieść. Przyda sie bardziej jeszcze, choć i tak zajęcie znaleźć miałam dla niego. - Aidan, wiedziałam że przyjdziesz. - powiedziałam do chłopaka częstując go uśmiechem. - Za chwilę wszystko wyjaśnię. Poczekajmy jeszcze chwilę. - na resztę, choć nie wiedziałam kto w niej będzie. Miałam nadzieję, że She się pojawi, liczyłam na jej umiejętności w kuchni, wiedziałam nie od dziś że od moich były znacznie lepsze.
- Oh, Ollie, nie musiałeś. - powiedziałam, przyjmując podarek. Cieszyłam się, że ludzie których poprosiłam stawiali się na miejsce. To znaczyło, dla mnie przynajmniej, że miałam przyjaciół, których o pomoc prosić mogłam. A to radowało moje serce. I w końcu ją też zobaczyłam. Sheilę, odetchnęłam lekko, bo powoli zaczynałam panikować, że nie dam sobie rady z tym wszystkim. Gotowaniem w sensie. - W samą porę, moja droga. - przywitałam ją krótkim całusem w policzek. Jak dobrze, że była. Dostrzeżenie Thomasa sprawiło, że mimowolnie rozejrzałam się za Jamesem trochę zawiedziona. Ale nic to, na Thomasa jedynie spojrzałam i skinęłam mu głową. Niech będzie. Każda rąk się przyda. Jeśli dobrze liczyłam odpowiedzieli wszyscy, którym znać dałam, że to dziać się będzie, mimo to jeszcze poczekałam kilka minut. A kiedy te minęły klasnęłam dwa razy w ręce.
- Na sam początek, chciałam wam podziękować wszystkim. To, że tu jesteście naprawdę wiele dla mnie znaczy. Dla mieszkańców Wellswood również będzie. - przesunęłam spojrzeniem po znajdujących się obok ludziach… przyjaciołach. Naprawdę miałam szczęście, nawet jeśli musiałam znosić Thomasa.
- Przybliżę wam trochę sytuację. Kilka dni temu do portu przybyła łódź z siedmiorgiem ledwie żywych ludzi, mieszkańcy Wellswood zaopiekowali się nimi, udzielili schronienia nad głową i podzielili jedzeniem. Wszystko było w porządku aż do czasu w którym ci oskarżyli mieszkańców o chowanie żywności i insynuacje, że ci chcą zagłodzić gości. Wyrzucili z jej własnego domu panią Lande i zabarykadowali się w nim i wystosowali groźby. Sprawą tych mężczyzn w domu pani Lande zajmuje się już kuzyn Elroy, sądzę, że to rozsądne wyjście. Ale nie chciałam, by mieszkańcy obawiali się ponieść znów pomóc potrzebującym. Ci ludzie - choć ich czyny nie są odpowiednie, jestem pewna że ich zachowanie jest wynikiem tego co przeszli. Dlatego… - wzięłam wdech bo trochę o nim zapomniałam po drodze. - Dlatego pomyślałam, że spróbuję coś zorganizować dla nich, od nas. Wspólnymi siłami, zawsze możemy więcej. Z jedzenia, które otrzymaliśmy od hojnych serc ugotujemy ciepły posiłek. - spojrzałam na Leona, Virginie i Prudence, ale też na Petronicę i Olliego wiedząc, że mieli niewiele. - Wykorzystamy wszystko, tym, którzy nie są w stanie dotrzeć, sami dostarczymy jedzenie. Tam w namiocie, otworzymy punkt medyczny. Mieszkańcy cierpią, bo do apteki nie dotarł transport medykamentów, dlatego poprosiłam o pomoc lecznicę. Co mocniej mnie raduje to fakt, że ty Castorze i Virginia, będziecie w stanie wspomóc Olliego. - zwróciłam się do kuzynki i wysokiego blondyna. - Syn pani Lande gorączkuje, pojawi się z nim jako pierwsza, zajmijcie się nią proszę. Burmistrz mówił też, że niektóre domy cierpią na dostatek silnych mężczyzn, którzy mogliby narąbać dwa na opał podczas tej okrutnej pogody. Thomas, Aidan i… - zastanowiłam się, bo w sumie nie wiedziałam czy umie to czy nie. - … Leon? - w moim głosie zabrzmiało trochę niepewności. - zajmiecie się tym? - zapytałam przesuwając po nich wzrokiem. - Aha, trzeba jeszcze wziąć te skrzynki i poustawiać je w prowizoryczne stoły najpierw. Ludzie zostali poinformowani i zjawią się koło godziny dwunastej, do tego czasu powinniśmy dać radę przygotować posiłek. Ja i Sheila obejmiemy pieczę nad gotowaniem. Nica, chcesz z nami? I ty, kuzynko Pru? - zapytałam jej, nie wiedząc czy gotować potrafi. - Albo w namiocie możecie pomóc też. Co wam bardziej przy sercu leży. - zaproponowałam zaraz jeszcze. Chciałam żeby każdy mógł pomóc, robiąc to z czym daje sobie radę. - Jeśli macie jakieś przemyślenia, albo rady czy pomysły mówicie, przyznam szczerze, że nie miałam dużo czasu, żeby wszystko przemyśleć dokładnie. To plan stworzony naprędce. Ale cieszę się, naprawdę się cieszę, że jesteśmy tu razem. - zakończyłam żeby móc wysłuchać tego co ktoś ma jeszcze do powiedzenia jeśli miał sama zbliżając się trochę do She. - Pomożesz mi stworzyć plan na to jedzenie? Z tobą i Nicą na pewno coś smacznego uda się zrobić. - złapałam ją za rękę i ścisnęłam lekko. Nagle sobie coś przypominając.
- Ah, ale gafa! Nie wiem czy się wszyscy znacie, więc wszystkich przedstawię. To Prudecne i Virginia, obok Petronica, Leon, Ollie, Castor, Aidan, Sheila i Thomas. - wymieniałam po kolei, chociaż niektórzy byłam pewna już się znali.
Myślę że możemy wykorzystać te lokacje i napisać że jesteśmy w tym konkretnym miejscu w Weelswood. Dużo nas, więc pisanie w jednym może być uciążliwe, ale nie nierealne, dajcie znać pod powiadomieniem którą opcje wolicie i tak zrobimy. ikonka rodzinki - razem, jeden ludzik - podział na grupy zadaniowe
https://www.morsmordre.net/t9745-exeter-devon
https://www.morsmordre.net/t10054-krzywy-most
https://www.morsmordre.net/t9425p75-lynmouth#320864\
Stworzę nam też rozmowę, żeby łatwiej było o coś zapytać jak coś.
Jak o czymś zapomniałam to wybaczcie 3 i trącajcie
Jedzenie:
Mięsa: kości wołowe 1kg, słonina 400g, wieprzowina 0,5kg, kiełbasa 0,5kg, 0,5 kg suszonej baraniny, świeżego kuraka
Ryby: 2 wędzone leszcze, 250 g suszonego rekina, plumpka wędzona 2 sztuki, lin wędzony, karp wędzony, okoń wędzony, pstrąg wędzony 2 sztuki, 2 sztuki okonia,
Pieczywo: chleb jasny (pszenny) 5 bochenki, chleb razowy 2 bochenki, 2 bochenki chleba ziarnistego, chleb suchy 4 bochenki,
Owoce: jabłka 1kg,
Warzywa: buraki 0,8kg, cebula 1kg, fasola biała 1kg, kapusta 3 główki, marchew 1,3 kg, ziemniaki 2 kg, pietruszka 0,5 kg, seler 0,3kg, ogórki 300g, papryka 2 sztuki, dynia 1, rzodkiew 500g, groch 0,5kg, 1 dynia,
Nabiał: mleko krowie 2l, 1l koziego mleka, 2,5 kg sera z oślego mleka, twaróg 300g, maślanka 1l, zsiadłe mleko 2l,
inne: Kasza gryczana 2kg, masło 0,6kg, mąka pszenna 1kg, 0,5 kg soli, kawa zbożowa 200g, kasza manna 0,5kg, kasza jęczmienna 1kg, smalec 200g,
CZAS NA ODPIS:96h
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Ostatnio zmieniony przez Neala Weasley dnia 06.02.22 18:35, w całości zmieniany 1 raz
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Z twarzy Prudence również nie schodził uśmiech. Dobrze było zobaczyć tyle młodych osób, które były gotowe pomóc. Dzień zapowiadał się zaprawdę wspaniale. Stała w towarzystwie Ginny i Neali kiedy co chwila kolejna osoba dołączała do ich grona.
Nie wszystkich znała. Nie ma się, co dziwić, w końcu wydawali się być nieco od niej młodsi, czy jej to przeszkadzało? Niezbyt. Nie miała problemu z tym, aby odnaleźć się w każdym towarzystwie. Pojawił się i Leon, posłała mu ciepły uśmiech, dobrze było go tutaj widzieć. Ostatnio coraz częściej na siebie wpadali. Nie, żeby coś, ale uważała, że współpraca nocą wyszła im całkiem nieźle, oby i tym razem wszystko potoczyło się równie dobrze. Odprowadziła go wzrokiem, kiedy szedł zanieść zapasy, w między czasie jeszcze się do niej odezwał. - Lordzie..- skłoniła się, aby stosować się do zasad dobrego wychowania. Jakaś część niej chciała, żeby uważał ją za taktowną, zależało jej na jego opinii, nawet w takiej sytuacji, co nawet nie do końca było dla niej typowe, zazwyczaj bowiem miała to w głębokim poważaniu. Jednak nie przy nim. Obserwowała go jeszcze uważnie, kiedy się oddalał.
Coraz więcej znajomych twarzy pojawiało się w tym miejscu. Zjawił się Castor któremu była ogromnie wdzięczna za nowe uzębienie, gdyby nie on nadal miałaby opory przed uśmiechaniem się, a tak mogła bez zastanowienia pokazywać swoje zęby.
Dostrzegła również dziewczynę, zmrużyła oczy, aby przypomnieć sobie skąd ją zna. Chwilę jej zajęło, aby połączyć fakt. Sheila po chwili do niej doszło, że spotkała ją kiedyś w lesie. Jednak z jej pamięcią nie było aż tak źle. Faktycznie wspominała ona o tym, że zna Nealę, dobrze było ją widzieć po takim czasie całą i zdrową. Zauważyła również i Thomasa. Tego nie spodziewała się tutaj dzisiaj spotkać, jak widać każdy dzień ją zaskakiwał. Najwyraźniej wszyscy się już zeszli, kilku osób nie znała, zamierzała jednak to nadrobić w między czasie.
Słuchała uważnie tego, co Weasleyówna miała do powiedzenia, w końcu to ona tutaj dowodziła. Plan wydawał się być jasny, nie miała żadnych pytań. Musieli się przegrupować i zająć różnymi zadaniami. - Tak, gotowanie brzmi wyśmienicie.- odparła z entuzjazmem. Szkoda tylko, że o gotowaniu nie miała najmniejszego pojęcia, nie psuło jej to jednak humoru, w końcu co w tym może być trudnego?
Nie wszystkich znała. Nie ma się, co dziwić, w końcu wydawali się być nieco od niej młodsi, czy jej to przeszkadzało? Niezbyt. Nie miała problemu z tym, aby odnaleźć się w każdym towarzystwie. Pojawił się i Leon, posłała mu ciepły uśmiech, dobrze było go tutaj widzieć. Ostatnio coraz częściej na siebie wpadali. Nie, żeby coś, ale uważała, że współpraca nocą wyszła im całkiem nieźle, oby i tym razem wszystko potoczyło się równie dobrze. Odprowadziła go wzrokiem, kiedy szedł zanieść zapasy, w między czasie jeszcze się do niej odezwał. - Lordzie..- skłoniła się, aby stosować się do zasad dobrego wychowania. Jakaś część niej chciała, żeby uważał ją za taktowną, zależało jej na jego opinii, nawet w takiej sytuacji, co nawet nie do końca było dla niej typowe, zazwyczaj bowiem miała to w głębokim poważaniu. Jednak nie przy nim. Obserwowała go jeszcze uważnie, kiedy się oddalał.
Coraz więcej znajomych twarzy pojawiało się w tym miejscu. Zjawił się Castor któremu była ogromnie wdzięczna za nowe uzębienie, gdyby nie on nadal miałaby opory przed uśmiechaniem się, a tak mogła bez zastanowienia pokazywać swoje zęby.
Dostrzegła również dziewczynę, zmrużyła oczy, aby przypomnieć sobie skąd ją zna. Chwilę jej zajęło, aby połączyć fakt. Sheila po chwili do niej doszło, że spotkała ją kiedyś w lesie. Jednak z jej pamięcią nie było aż tak źle. Faktycznie wspominała ona o tym, że zna Nealę, dobrze było ją widzieć po takim czasie całą i zdrową. Zauważyła również i Thomasa. Tego nie spodziewała się tutaj dzisiaj spotkać, jak widać każdy dzień ją zaskakiwał. Najwyraźniej wszyscy się już zeszli, kilku osób nie znała, zamierzała jednak to nadrobić w między czasie.
Słuchała uważnie tego, co Weasleyówna miała do powiedzenia, w końcu to ona tutaj dowodziła. Plan wydawał się być jasny, nie miała żadnych pytań. Musieli się przegrupować i zająć różnymi zadaniami. - Tak, gotowanie brzmi wyśmienicie.- odparła z entuzjazmem. Szkoda tylko, że o gotowaniu nie miała najmniejszego pojęcia, nie psuło jej to jednak humoru, w końcu co w tym może być trudnego?
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie była w nastroju na cokolwiek – żarty, zabawne anegdotki, rozbawione spojrzenia. Thomas mógł się zachowywać jakby nic się nie działo, zgrywając wioskowego błazna, ale ona zawsze swoje uczucia pokazywała jak na talerzu, a i zmęczenia i lekkiego wychudnięcia wcale nie było ciężko przeoczyć. Mimo to, nic nie mówiła, nie chcąc się skarżyć – w końcu nie ona jedyna tu miała ciężko, a już na pewno nie ona jedyna cierpiała z wygłodzenia. Spojrzała jeszcze za Thomasem, kręcąc głową w milczeniu, jakby zupełnie nie widząc, czego się po nim spodziewać. Chyba po prostu już spodziewała się tego co najgorsze.
Skinęłaby głową w stronę Virginii i Petronici, ale nie była pewna, czy tak wypada, czy jednak nie – resztę znała mniej lub bardziej pobieżnie, dlatego z nimi nie musiała wymieniać powitalnych uprzejmości, ale wciąż nie czuła się dość pewnie pomiędzy ludźmi. Chyba dlatego cieszyła się, kiedy podzielili się na mniejsze grupy, czując się, jakby ciężar jednak nieco uciekał z jej ramion. Dopiero w momencie, kiedy Nela ruszyła, sama przeszła za nią, ostrożnie poprawiając jeszcze szalik, bo pogoda nie wydawała się najlepsza; ostatnie dni spędziła głównie w domu, chociaż wyprawa czkawką teleportacyjną wydawała się dość ryzykowna, kiedy wyrzuciło ją w samej koszuli nocnej. Teraz jednak była pomiędzy ludźmi, którym mogła zaufać bardziej, niż by to robiła na co dzień, dlatego widać było, że trzyma się blisko Neali, idąc tak aby nie stracić jej z oczu nawet na chwilę.
Spojrzała na zapasy, tym bardziej czując, jak ściska ją w żołądku, z głodu i bólu. Za to wszystko, co łaskawie przekazali lordowie (i znajdujący się w tym miejscu) mogłaby wykarmić rodzinę przez parę dobrych miesięcy, a teraz musiała po prostu patrzeć na to, gotując dla innych. Czuła nie złość, tylko raczej smutek, mimo to wciąż nie powiedziała nic złego, spoglądając na kobiety które wszystkie miały działać.
- Rozumiem, że możemy użyć wszystkiego? – Pytanie padło, bo może coś z tego miało iść w inne miejsce, tego nie wiedziała. – Czy chcesz zrobić parę różnych dań, czy przełożyć się jednak na to, aby najpierw była ilość, potem ewentualnie coś z resztek? – W głowie oczywiście zaczynała już planować jadłospis, musiała jednak najpierw przekonać się, jak się do tego miała zabrać. Spojrzenie jeszcze przeniosła na Prudence i Petronicę – z Nelą miała częstszy kontakt, wiedziała więc, jak ta radzi sobie od strony gotowania, odnośnie pozostałych pań nie miała jednak takiej pewności.
- Jeżeli nie znacie się zbytnio na gotowaniu, najlepiej będzie jeżeli zabierzecie się za mycie i krojenie. Jest tego dużo, więc trzeba będzie się tym zająć w całości. Chleb poza tym suchym pokroić na bochenki, jabłka pokroić w kostkę, tak jak warzywa, poza dynią, bo ją trzeba najpierw wydrążyć, no i grochem, jego trzeba najpierw przepłukać. Tak samo jak wszystkie kasze, mięsa poza tymi suszonymi, i rzecz jasna kiełbasą, oraz ryby, tak samo bez tych wędzonych.
Skinęłaby głową w stronę Virginii i Petronici, ale nie była pewna, czy tak wypada, czy jednak nie – resztę znała mniej lub bardziej pobieżnie, dlatego z nimi nie musiała wymieniać powitalnych uprzejmości, ale wciąż nie czuła się dość pewnie pomiędzy ludźmi. Chyba dlatego cieszyła się, kiedy podzielili się na mniejsze grupy, czując się, jakby ciężar jednak nieco uciekał z jej ramion. Dopiero w momencie, kiedy Nela ruszyła, sama przeszła za nią, ostrożnie poprawiając jeszcze szalik, bo pogoda nie wydawała się najlepsza; ostatnie dni spędziła głównie w domu, chociaż wyprawa czkawką teleportacyjną wydawała się dość ryzykowna, kiedy wyrzuciło ją w samej koszuli nocnej. Teraz jednak była pomiędzy ludźmi, którym mogła zaufać bardziej, niż by to robiła na co dzień, dlatego widać było, że trzyma się blisko Neali, idąc tak aby nie stracić jej z oczu nawet na chwilę.
Spojrzała na zapasy, tym bardziej czując, jak ściska ją w żołądku, z głodu i bólu. Za to wszystko, co łaskawie przekazali lordowie (i znajdujący się w tym miejscu) mogłaby wykarmić rodzinę przez parę dobrych miesięcy, a teraz musiała po prostu patrzeć na to, gotując dla innych. Czuła nie złość, tylko raczej smutek, mimo to wciąż nie powiedziała nic złego, spoglądając na kobiety które wszystkie miały działać.
- Rozumiem, że możemy użyć wszystkiego? – Pytanie padło, bo może coś z tego miało iść w inne miejsce, tego nie wiedziała. – Czy chcesz zrobić parę różnych dań, czy przełożyć się jednak na to, aby najpierw była ilość, potem ewentualnie coś z resztek? – W głowie oczywiście zaczynała już planować jadłospis, musiała jednak najpierw przekonać się, jak się do tego miała zabrać. Spojrzenie jeszcze przeniosła na Prudence i Petronicę – z Nelą miała częstszy kontakt, wiedziała więc, jak ta radzi sobie od strony gotowania, odnośnie pozostałych pań nie miała jednak takiej pewności.
- Jeżeli nie znacie się zbytnio na gotowaniu, najlepiej będzie jeżeli zabierzecie się za mycie i krojenie. Jest tego dużo, więc trzeba będzie się tym zająć w całości. Chleb poza tym suchym pokroić na bochenki, jabłka pokroić w kostkę, tak jak warzywa, poza dynią, bo ją trzeba najpierw wydrążyć, no i grochem, jego trzeba najpierw przepłukać. Tak samo jak wszystkie kasze, mięsa poza tymi suszonymi, i rzecz jasna kiełbasą, oraz ryby, tak samo bez tych wędzonych.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Jak tylko Nela zaczęła mówić, Petra bacznie jej się przysłuchiwała, chcąc zapamiętać jak najwięcej z całej historii i zrozumieć cel, dla którego ci wszyscy młodzi ludzie się tutaj zebrali. Bo w końcu nie chodziło o romantyczną scenerię połączenia dwójki zakochanych w sobie czarodziejów, a o poważną i wymagającą poświęcenia jej uwagi sytuację, w której znaleźć się w tych czasach było wyjątkowo łatwo. Rozglądając się po twarzach nie zauważyła wśród nich rysów podobnych do tych, które należeć mogły do osób powyżej dwudziestego piątego roku życia - żadnych zmarszczek i przygarbionych sylwetek, tylko proste plecy i błysk w oczach, gdy chodziło o wspólny cel, w którym każdy z nich chciał wziąć udział. Odetchnęła głęboko, lekko drżąco, jakby z nerwów, ze stresu. Czuła się inna niż oni, wyglądała inaczej niż oni. Może z wyjątkiem dwóch dam, wyraźnie dam, stojących niedaleko niej. Czuła się inaczej i nie do końca wiedziała, czego powinna się spodziewać i co może od siebie dać, prócz cennego jedzenia, więc jej barki opadały lekko pod ciężarem nieukierunkowanych obaw. Neala na szczęście te obawy odgoniła swoją bladą, zdobioną drobnymi piegami dłonią.
Każdy dostał swoje zadanie - rąbanie drewna, pomoc chorym, przyrządzenie ciepłego posiłku. Gdy usłyszała pytanie od Neli, z ogromnym entuzjazmem pokiwała głową, ale w rzeczywistości nie wiedziała, czy to właśnie tam, przy dziewczętach, powinna zająć swoje miejsce. Wstyd się było przyznać, ale nie potrafiła gotować - do tej pory każdy posiłek podsuwano jej pod nos; miała dziewiętnaście lat i nie było okazji, żeby ktokolwiek rzucił jej choć i jedną radę dotyczącą łączenia składników, żeby stworzyć z nich coś, co można było bez problemów strawić. Wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się do wszystkich, których imiona nagle zostały zdradzone. Nie była pewna, czy wszystko udało jej się zapamiętać.
- Nica, Petra - jak wolicie - powiedziała, zaraz podejmując krok za Nealą i Sheilą, jeśli dobrze połączyła personalia z twarzą. Śliczną, śniadą, jak zauważyła. Przypomniała sobie o Eve. Szkoda, że jej tu nie było. Może uda im się niedługo spotkać. - Ja... - odchrząknęła. - Mogę okazać się słabą pomocą, ale postaram się ze wszystkich sił, obiecuję! Gotowanie... - do tej pory nie znała tego słowa tak personalnie. - Gotowanie idzie mi jeszcze opornie. - wcale, na litość samego Godryka! - Ale przyjmę wszystkie rady!
Sheili, jak stwierdziła w duchu Petra, doskonale szło dzielenie wszystkich produktów na kategorie, a potem - na stosowne czynności. Zabawa nożem brzmiała... ostro. Może później, kiedy jej dłonie przestaną się tak trząść ze stresu.
- To ja... może zacznę od mięsa, jego jest chyba najwięcej... - trochę się w tym wszystkim gubiła, trochę nie wiedziała, co robić, ale zasięgnęła rady intucji.
Najpierw znalazła w pobliżu jakąś miskę albo raczej wiaderko i machnęła prędko różdżką, żeby je wyczyścić, bo nie było nic gorszego, niż mycie świeżego mięsa, tak teraz drogiego, w brudnym naczyniu! Kolejną porcją magii napełniła je wodą, nieco za dużo, bo zbyt nerwowo zaakcentowała zaklęcie, a potem chwyciła za pierwszy płat mięsa i wsunęła je pod cieniutką linię tafli, by je obmyć. NalitośćGodryka, jakie to było nieprzyjemne doznanie! Takie miękkie, żywe zwierzę! Martwe w gruncie rzeczy. Uch! Przełknęła ślinę, kurcząc do klatki piersiowej brodę, żeby nikt nie zobaczył jej kwaśnej miny. Prędko je przetarła, by kapiące wystawić w stronę dziewcząt.
- Sheila? Nela? Jedno gotowe! - zawołała do nich, zaraz biorąc drugie.
Zrób to szybko, to nie poczujesz!
Każdy dostał swoje zadanie - rąbanie drewna, pomoc chorym, przyrządzenie ciepłego posiłku. Gdy usłyszała pytanie od Neli, z ogromnym entuzjazmem pokiwała głową, ale w rzeczywistości nie wiedziała, czy to właśnie tam, przy dziewczętach, powinna zająć swoje miejsce. Wstyd się było przyznać, ale nie potrafiła gotować - do tej pory każdy posiłek podsuwano jej pod nos; miała dziewiętnaście lat i nie było okazji, żeby ktokolwiek rzucił jej choć i jedną radę dotyczącą łączenia składników, żeby stworzyć z nich coś, co można było bez problemów strawić. Wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się do wszystkich, których imiona nagle zostały zdradzone. Nie była pewna, czy wszystko udało jej się zapamiętać.
- Nica, Petra - jak wolicie - powiedziała, zaraz podejmując krok za Nealą i Sheilą, jeśli dobrze połączyła personalia z twarzą. Śliczną, śniadą, jak zauważyła. Przypomniała sobie o Eve. Szkoda, że jej tu nie było. Może uda im się niedługo spotkać. - Ja... - odchrząknęła. - Mogę okazać się słabą pomocą, ale postaram się ze wszystkich sił, obiecuję! Gotowanie... - do tej pory nie znała tego słowa tak personalnie. - Gotowanie idzie mi jeszcze opornie. - wcale, na litość samego Godryka! - Ale przyjmę wszystkie rady!
Sheili, jak stwierdziła w duchu Petra, doskonale szło dzielenie wszystkich produktów na kategorie, a potem - na stosowne czynności. Zabawa nożem brzmiała... ostro. Może później, kiedy jej dłonie przestaną się tak trząść ze stresu.
- To ja... może zacznę od mięsa, jego jest chyba najwięcej... - trochę się w tym wszystkim gubiła, trochę nie wiedziała, co robić, ale zasięgnęła rady intucji.
Najpierw znalazła w pobliżu jakąś miskę albo raczej wiaderko i machnęła prędko różdżką, żeby je wyczyścić, bo nie było nic gorszego, niż mycie świeżego mięsa, tak teraz drogiego, w brudnym naczyniu! Kolejną porcją magii napełniła je wodą, nieco za dużo, bo zbyt nerwowo zaakcentowała zaklęcie, a potem chwyciła za pierwszy płat mięsa i wsunęła je pod cieniutką linię tafli, by je obmyć. NalitośćGodryka, jakie to było nieprzyjemne doznanie! Takie miękkie, żywe zwierzę! Martwe w gruncie rzeczy. Uch! Przełknęła ślinę, kurcząc do klatki piersiowej brodę, żeby nikt nie zobaczył jej kwaśnej miny. Prędko je przetarła, by kapiące wystawić w stronę dziewcząt.
- Sheila? Nela? Jedno gotowe! - zawołała do nich, zaraz biorąc drugie.
Zrób to szybko, to nie poczujesz!
Cieszyło mnie, a jakże że ludzie stawili się na moją prośbę. To znaczyło, że byliśmy w stanie się zmobilizować. Ogarniało mnie uczucie, takie ogarniające serce całe, cieszyłam się, że pani Lande pomogła, tak jak i burmistrz, że każdy zrobił co tylko mógł, żeby wspólnie, wzajemnie sobie pomóc. Bo wiedziałam, że razem możemy więcej. Wiedziałam nie od dzisiaj. Ta myśl, ta dewiza przyświecała mi odkąd pamiętam. Ma pilnowała, żebym pamiętała, że więcej osiąga się razem niż w pojedynkę i żeby śmiało realizować swoje plany, bo los sprzyjał właśnie takim ludziom. Chociaż ja i los, to była kompletnie inna historia.
- Dzięki. - szepnęłam do Aidana, kiedy nachylił się do mnie, uśmiechając się do niego. Było to niejako stresujące. Tak nie mówiłam do wielu. Ale też skoro było to wszystko moim pomysłem czułam, że nad wszystkim pieczę powinnam sprawować jak najlepszą. Obecność Sheilii była pocieszająca, bo wiedziałam, że dobrze zna się na gotowaniu. Lepiej niż ja, to na pewno. Skinęłam głową Prudence, która postanowiła zostać z nami.
Podeszłam do Petry, zarzucając jej rękę na ramię.
- To idealna okazja, żeby się czegoś nauczyć! - zapewniłam ją uśmiechając się promiennie. - Pamiętaj Nica, łapać okazje trzeba wszędzie. A jak może tym pomóc jeszcze, to podwójne zwycięstwo, czyż nie? - zapytałam jej w ogóle nie zniechęcona jej wyznaniem. Każdy był w stanie coś zrobić. Nawet my, nawet jeśli to było niewielkie i może w oczach innych nieznaczące to wszystko zbierało się razem, a potem rosło. Rosło w jedną dużą potężną siłę. Tak przynajmniej czułam i w to właśnie wierzyłam i wierzyć miałam.
- Im więcej użyjemy, tym lepiej. Poza tym, do południa sami zgłodniejemy, więc pierwsi spróbujemy naszych wyrobów! - powiedziałam unosząc usta w uśmiechu. Zastanowiłam się na zadane pytanie. - Myślę że powinniśmy skupić się na ilości. Ale zagospodarować możliwie jak najwięcej. Wzięłam ten wielki gar cioci, pozwoliła mi go pożyczyć. - wskazałam ręką na ustrojstwo, które specjalnie tutaj przywieźliśmy. Znaczy ja to nie bardzo, ale zdecydowanie miał nam pomóc. - Niektórzy pewnie nie są w stanie się pojawić, więc później można pomyśleć nad paczkami. Ale najpierw myślimy o tych, co zjawią się za kilka godzin. - Naprawdę miałam szczęście, mając u swojego boku Sheilę, która naturalnie przejęła dowodzenie w kuchni, która zdecydowanie była jej domeną. Szczęśliwa, właśnie taka byłam. Kiwając głową, kiedy wydawała kolejne predyspozycje co do tego co gdzie i jak.
- Super Nica! - powiedziałam jej zadowolona, podchodząc do prowizorycznego stołu. - Prudence, obierzesz marchew? - zapytałam spoglądając w jej stronę. Sama wzięłam się za krojenie mięsa. Unosząc wzrok na Sheile. - Myślałam o zupie, myślisz że damy radę? - chciałam jej opinii i porady. Bo wiedziałam, że jak znajdzie się jakiś problem ona pierwsza go dostrzeże. - I, skoro nie ma chłopców, możemy porozmawiać na dziewczyńskie tematy. - nachyliłam się do nich uśmiechając łagodnie. Zachęcając, bo w kuchni, praca to jedno, ale plotki to drugie, prawda?
czas: 96h
- Dzięki. - szepnęłam do Aidana, kiedy nachylił się do mnie, uśmiechając się do niego. Było to niejako stresujące. Tak nie mówiłam do wielu. Ale też skoro było to wszystko moim pomysłem czułam, że nad wszystkim pieczę powinnam sprawować jak najlepszą. Obecność Sheilii była pocieszająca, bo wiedziałam, że dobrze zna się na gotowaniu. Lepiej niż ja, to na pewno. Skinęłam głową Prudence, która postanowiła zostać z nami.
Podeszłam do Petry, zarzucając jej rękę na ramię.
- To idealna okazja, żeby się czegoś nauczyć! - zapewniłam ją uśmiechając się promiennie. - Pamiętaj Nica, łapać okazje trzeba wszędzie. A jak może tym pomóc jeszcze, to podwójne zwycięstwo, czyż nie? - zapytałam jej w ogóle nie zniechęcona jej wyznaniem. Każdy był w stanie coś zrobić. Nawet my, nawet jeśli to było niewielkie i może w oczach innych nieznaczące to wszystko zbierało się razem, a potem rosło. Rosło w jedną dużą potężną siłę. Tak przynajmniej czułam i w to właśnie wierzyłam i wierzyć miałam.
- Im więcej użyjemy, tym lepiej. Poza tym, do południa sami zgłodniejemy, więc pierwsi spróbujemy naszych wyrobów! - powiedziałam unosząc usta w uśmiechu. Zastanowiłam się na zadane pytanie. - Myślę że powinniśmy skupić się na ilości. Ale zagospodarować możliwie jak najwięcej. Wzięłam ten wielki gar cioci, pozwoliła mi go pożyczyć. - wskazałam ręką na ustrojstwo, które specjalnie tutaj przywieźliśmy. Znaczy ja to nie bardzo, ale zdecydowanie miał nam pomóc. - Niektórzy pewnie nie są w stanie się pojawić, więc później można pomyśleć nad paczkami. Ale najpierw myślimy o tych, co zjawią się za kilka godzin. - Naprawdę miałam szczęście, mając u swojego boku Sheilę, która naturalnie przejęła dowodzenie w kuchni, która zdecydowanie była jej domeną. Szczęśliwa, właśnie taka byłam. Kiwając głową, kiedy wydawała kolejne predyspozycje co do tego co gdzie i jak.
- Super Nica! - powiedziałam jej zadowolona, podchodząc do prowizorycznego stołu. - Prudence, obierzesz marchew? - zapytałam spoglądając w jej stronę. Sama wzięłam się za krojenie mięsa. Unosząc wzrok na Sheile. - Myślałam o zupie, myślisz że damy radę? - chciałam jej opinii i porady. Bo wiedziałam, że jak znajdzie się jakiś problem ona pierwsza go dostrzeże. - I, skoro nie ma chłopców, możemy porozmawiać na dziewczyńskie tematy. - nachyliłam się do nich uśmiechając łagodnie. Zachęcając, bo w kuchni, praca to jedno, ale plotki to drugie, prawda?
czas: 96h
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Była teraz w swoim żywiole, tak jakby nagle mogła pozwolić sobie na odetchnięcie. Cóż, odpoczynek, powiedziałaby naprawdę, że jest to dość ważne, bo pozwalało jej na odpoczynek, tak jakby przez ten moment mogła przestać myśleć o dodatkowych zajęciach, problemach, wszystkim, co nagle pojawiało się na jej ramionach i na jej głowie, bo nie musiała podczas gotowania martwić się o wszystko, co mogło być problematyczne. Po prostu nagle wszyscy byli gdzieś daleko, a ona mogła skupić się dokładnie na wszystkim, co właśnie miała przed sobą. Uśmiechnęła się również w stronę Petronici, samej ostrożnie biorąc garnek i stawiając go na ogniu. Musiała go napełnić jeszcze wodą, na której właśnie chciałaby ugotować rosół – w ten sposób mogła wymyślić co dalej i ugotować też dodatkowe rzeczy.
- W takim razie moja propozycja to przede wszystkim rosół z kości wołowych, do tego będziemy mogli dodać trochę warzyw. Dodatkowo zrobimy gulasz mięsny z kaszą gryczaną i dodatkami warzywnymi, zapiekankę rybną z serem, oraz ziemniaki z warzywami, które będą dobre dla osób starszych i dzieci, bo nie trzeba będzie tego mocno przeżuwać. A na słodko zrobimy dwa rodzaje kaszy z jabłkami i dynią. Z mąki, wody i soli zrobimy podpłomyki, które będziemy dodawać do posiłków, pajdy chleba zaś przeznaczymy na kanapki z kiełbasą i masłem. Słonina i smalec pójdą całkowicie do gotowania, a do picia wykorzystamy mleko oraz kawę zbożową. Co o tym sądzicie? – Pytanie padło do ogółu, ale spojrzenie skierowała zdecydowanie w stronę Neali, w końcu to były jej zapas.
Ostrożnie przygotowała wszystkie stanowiska, pilnując aby ogień był odpowiedni pod każdym miejscem, gdzie stawiała garnek albo patelnię. Podzieliła też produkty, tak aby łatwiej było się poruszać pomiędzy stanowiskami i nie trzeba było biegać z jednego punktu do drugiego, a sama zabrała się za przygotowywanie ryb – wiedziała, że patroszenie ich nie było najprzyjemniejszym zadaniem, ale nie przeszkadzało jej to zupełnie i umiała robić to sprawnie. Spojrzała jeszcze na Petrę, uśmiechając się, kiedy widziała, jak bardzo niepewnie się z tym czuje.
- Jeżeli czujesz się z tym mniej pewnie, możesz zabrać się za warzywa. – Uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że nie było co zmuszać się do czegoś, co nagle miało być nieprzyjemne. Było dużo innej pracy do zrobienia. – Nelciu, czy możesz mi pomóc z warzywami? Dynie zostaw na później, z nimi się pomęczymy.
- W takim razie moja propozycja to przede wszystkim rosół z kości wołowych, do tego będziemy mogli dodać trochę warzyw. Dodatkowo zrobimy gulasz mięsny z kaszą gryczaną i dodatkami warzywnymi, zapiekankę rybną z serem, oraz ziemniaki z warzywami, które będą dobre dla osób starszych i dzieci, bo nie trzeba będzie tego mocno przeżuwać. A na słodko zrobimy dwa rodzaje kaszy z jabłkami i dynią. Z mąki, wody i soli zrobimy podpłomyki, które będziemy dodawać do posiłków, pajdy chleba zaś przeznaczymy na kanapki z kiełbasą i masłem. Słonina i smalec pójdą całkowicie do gotowania, a do picia wykorzystamy mleko oraz kawę zbożową. Co o tym sądzicie? – Pytanie padło do ogółu, ale spojrzenie skierowała zdecydowanie w stronę Neali, w końcu to były jej zapas.
Ostrożnie przygotowała wszystkie stanowiska, pilnując aby ogień był odpowiedni pod każdym miejscem, gdzie stawiała garnek albo patelnię. Podzieliła też produkty, tak aby łatwiej było się poruszać pomiędzy stanowiskami i nie trzeba było biegać z jednego punktu do drugiego, a sama zabrała się za przygotowywanie ryb – wiedziała, że patroszenie ich nie było najprzyjemniejszym zadaniem, ale nie przeszkadzało jej to zupełnie i umiała robić to sprawnie. Spojrzała jeszcze na Petrę, uśmiechając się, kiedy widziała, jak bardzo niepewnie się z tym czuje.
- Jeżeli czujesz się z tym mniej pewnie, możesz zabrać się za warzywa. – Uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że nie było co zmuszać się do czegoś, co nagle miało być nieprzyjemne. Było dużo innej pracy do zrobienia. – Nelciu, czy możesz mi pomóc z warzywami? Dynie zostaw na później, z nimi się pomęczymy.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Rozgorzał lekki harmider, ludzie rozpierzchli się na różne strony, podążając za kierunkiem swoich zadań. To podnosiło na duchu, dawało wiarę w to, że cokolwiek się dzieje dookoła, czarodzieje są jeszcze zdolni do zjednoczenia się ku jednemu celowi i dyscyplinie, która pomagała wypełniać poszczególne cele. Czuła rosnącą dumę w związku z tym, że mogła brać w tym udział - nieco pokraczny i niewielki, ale wciąż zamierzała dać z siebie wszystko. Neala dobrze to ujęła: to doskonała okazja do nauki nowych rzeczy. A Petrze wyraźnie brakowało wiedzy z dziedziny gastronomii, zwłaszcza tej podstawowej. Nie skupiała się na tym, na kogo powinna się za to wściekać, po prostu zajęła dłonie i umysł czynnością mycia mięsa, starając się też obydwoma uszami wysłuchując instrukcji Sheili. Och, ona to dopiero się znała! Tak szybki wybór menu i łączenie mnóstwa składników w spójne nazwy przyciągnęły uwagę panny Fenwick i wzbudziły cichy podziw. Poza tym... czy istniał tutaj ktoś, kogo sam dźwięk nazw potraw, tak brzęczący, wibrujący w powietrzu, nie wywoływał podziwu? W tej chwili wszyscy myśleli żołądkami.
- Brzmi przepysznie - odezwała się w końcu, po kolejnej porcji oczyszczonego mięsa mokrymi dłońmi podwijając do łokci rękawy sukienki, żeby czasami nie dostały krwawym i nieświeżym rykoszetem, bo zamierzała wziąć się za ryby. Pod łuskami widziała ciemne ślady, widocznie brudne. Skrzywiła się. Rybie oczy patrzyły na nią oskarżycielsko. Przecież to nie ona je zabiła! Przełknęła twardo ślinę i odwróciła wzrok, dłońmi, po których przeszedł zimny dreszcz, usiłując oczyścić śliskie, giętkie wciąż ciało. - Nie, ja... - natychmiast podniosła wzrok na Sheilę. Nie, nie mogła zdradzić się ze swoją słabością, w życiu Merlina! - Nie, to... a zresztą. Zaraz kończę! - postanowiła się z tym pospieszyć. Ryby rzucone zostały na drewnianą tacę, czekały na swoją kolej. Tym razem kurczak. Tak, jego poznałaby wszędzie. Gdzieniegdzie jeszcze z zaróżowionej skóry wystawały pióra. Poczuła, jak coś kwaśnego podchodzi jej od żołądka, a pod powiekami zbiera się wilgoć. To nie były łzy, nie. Nie zbierało jej się na płacz. Zatkała nos, zacisnęła na chwilę powieki, żeby się uspokoić. Bądź twarda, Pettie, to tylko kurczak! Wyrwała kilka mniejszych piórek, wodą z wiadra odklejając je od swojej skóry prędko, żeby ich na sobie nie czuć. Wypłukała szyję i nogi, skrzydłom oddała mniej uwagi, byleby tylko szybko to skończyć. - Już, już! Już, chyba... - plotła trzy po trzy. - Skończyłam chyba. - podniosła się z klęczek, zziębnięte, skostniałe palce wycierając (przynajmniej próbując) w poły sukienki. Wzięła głęboki wdech, patrząc po dziewczynach i tym, co robiły. Obieranie warzyw nagle wydało jej się ogromnie pasjonującą sztuką. - Skoro nie ma chłopców, to mamy rozmawiać o chłopcach? - podchwyciła. - Wy przodem. Obawiam się, że jedynym mężczyzną, o którym mam co opowiedzieć, to mój wujek i jego świstokliki. - odchrząknęła, wciąż najwyraźniej przejęta tym obdzieranym z piór kurczakiem.
- Brzmi przepysznie - odezwała się w końcu, po kolejnej porcji oczyszczonego mięsa mokrymi dłońmi podwijając do łokci rękawy sukienki, żeby czasami nie dostały krwawym i nieświeżym rykoszetem, bo zamierzała wziąć się za ryby. Pod łuskami widziała ciemne ślady, widocznie brudne. Skrzywiła się. Rybie oczy patrzyły na nią oskarżycielsko. Przecież to nie ona je zabiła! Przełknęła twardo ślinę i odwróciła wzrok, dłońmi, po których przeszedł zimny dreszcz, usiłując oczyścić śliskie, giętkie wciąż ciało. - Nie, ja... - natychmiast podniosła wzrok na Sheilę. Nie, nie mogła zdradzić się ze swoją słabością, w życiu Merlina! - Nie, to... a zresztą. Zaraz kończę! - postanowiła się z tym pospieszyć. Ryby rzucone zostały na drewnianą tacę, czekały na swoją kolej. Tym razem kurczak. Tak, jego poznałaby wszędzie. Gdzieniegdzie jeszcze z zaróżowionej skóry wystawały pióra. Poczuła, jak coś kwaśnego podchodzi jej od żołądka, a pod powiekami zbiera się wilgoć. To nie były łzy, nie. Nie zbierało jej się na płacz. Zatkała nos, zacisnęła na chwilę powieki, żeby się uspokoić. Bądź twarda, Pettie, to tylko kurczak! Wyrwała kilka mniejszych piórek, wodą z wiadra odklejając je od swojej skóry prędko, żeby ich na sobie nie czuć. Wypłukała szyję i nogi, skrzydłom oddała mniej uwagi, byleby tylko szybko to skończyć. - Już, już! Już, chyba... - plotła trzy po trzy. - Skończyłam chyba. - podniosła się z klęczek, zziębnięte, skostniałe palce wycierając (przynajmniej próbując) w poły sukienki. Wzięła głęboki wdech, patrząc po dziewczynach i tym, co robiły. Obieranie warzyw nagle wydało jej się ogromnie pasjonującą sztuką. - Skoro nie ma chłopców, to mamy rozmawiać o chłopcach? - podchwyciła. - Wy przodem. Obawiam się, że jedynym mężczyzną, o którym mam co opowiedzieć, to mój wujek i jego świstokliki. - odchrząknęła, wciąż najwyraźniej przejęta tym obdzieranym z piór kurczakiem.
Wiedziałam, byłam pewna od razu, że Sheila będzie nieocenioną pomocą. Burmistrz też się postarał, zorganizował polową kuchnię w której nie było tak zimno okrutnie, bo obok rozstawiony były paleniska w których rozniecony był już ogień kiedy przyszliśmy. Nad jednym stał już wielki gar, bo zapowiedziałam że na pewno zrobimy zupę - całe szczęście, że nie musiałyśmy go same dźwigać. Zabrałam się za obieranie marchwi, wszystko i tak musiało być obrane i pokrojone, jeśli miało coś z tego powstać. Przecież nie wrzucimy takiego brudnego. Sama pewnie nie wymyśliłabym wszystkiego tak sprawnie. Trochę szliśmy na żywioł z tym gotowaniem, bo nie wiedziałam, czy i co dostanę. Ale dostałam wiele, ludzie szli z pomocą sobie nawzajem i to było naprawdę ważne. Słuchałam słów wypowiadanych przez Sheilę wydymając lekko wargi. Była wspaniała - nie zastąpiona! To z pewnością. Z nią, nie było możliwości, że coś się nie uda. Obierałam marchewkę jedną za drugą. Kiwając lekko głową. Rosół rzeczywiście brzmiał świetnie - tak samo jak gulasz. Pewnie nawet bym nie pomyślała, żeby zrobić też coś słodkiego, ale dzieciaki ucieszą się na pewno, kiedy dostaną coś co nazwać można było deserem. Kanapki można było zanieść komuś, kto nie był w stanie zjawić się na miejscu. Zbliżyłam się do She, zarzucając jej ręce na szyje, ale starając się nie dotknąć.
- Jesteś NAJ-LEP-SZA. - wyartykułowałam, cofając się i biorąc znów za robotę. Sporo było tego wszystkiego, ale nic nie mogło się zmarnować. - Dzieciaki będą przeszczęśliwe ze słodkiego. A kanapki można zanieść tym, co nie dadzą rady dojść. Pomyślałaś o wszystkim, jak skoordynujemy działania wedle twoich komend wszystko się uda na pewno. - bo nie miałam co do tego żadnych wątpliwości. Wręcz przeciwnie, byłam pewna na pewno że wszystko pójdzie świetnie. Sheila czuła się pewnie w kuchni, widać to było od razu. Ja wiedziałam jedynie co nieco. Spojrzałam na Petrę i uśmiechałam się do niej lekko. - Aż mi samej ślinka cieknie. - zaśmiałam się odkładając kolejne obrane warzywa.
- Albo kanapki, nie musisz się zmuszać Nica. - powiedziałam jej, posyłając uśmiech. Bo ważne było, żeby każdy robił co chciał i umiał, wtedy pracowało się też przyjemniej. - Oh, oczywiście. - zwróciłam się do She. Wskazałam ręką na palenisko z największym garem. - Tam jest już woda, myślisz że powinniśmy zacząć od wstawienia rosołu? On będzie potrzebował czasu żeby się dobrze ugotować, prawda? - poradziłam się przyjaciółki bo wiedział, że ta wie najlepiej co i jak spoglądając jak Petra walczy z kurą. I walczy, to było dokładnie określenie. Ale nie przerywałam jej. - Jak będziesz miała kiedyś opierzoną, to polana wrzątkiem szybciej puści pióra, prawda Paprotko? - powiedziałam, jednocześnie poszukując u przyjaciółki potwierdzenia, gdybym coś nie tak powiedziała czy poradziła. Nauczenie się czegoś nowego, zawsze mogło przydać się kiedyś później. - Dyryguj nami jak uważasz za odpowiednie, dziś jesteśmy twoimi pomocami, szefowo! - uniosłam rękę, żeby wziąć i zasalutować She. A żeby praca lepiej szła pomagała rozmowa. A praca do przodu szła. Rosły górki warzyw gotowych do użycia wedle rozporządzenia She. Mięso było krojone tak jak chciała. Robota szła do przodu, że hej!
- Możemy o czym chcemy! Bo oni nie będą marudzić o głupotach. - mruknęłam wywracając oczami, biorąc kolejną rzecz którą należały odpowiednio pokroić.
- Ja w sumie też nie mam, postanowiłam się nie zakochiwać. Podoba Ci się jakiś Petra? - zapytałam i stwierdziłam bo Petra nie wiedziała jeszcze. Spojrzałam na Sheile. - A ty Paprotko, ktoś skradł Ci serce? - chciałam wiedzieć zawieszając na niej spojrzenie. Uniosłam rękę w teatralnym goście przykładając ją do czoła.
| 96h
- Jesteś NAJ-LEP-SZA. - wyartykułowałam, cofając się i biorąc znów za robotę. Sporo było tego wszystkiego, ale nic nie mogło się zmarnować. - Dzieciaki będą przeszczęśliwe ze słodkiego. A kanapki można zanieść tym, co nie dadzą rady dojść. Pomyślałaś o wszystkim, jak skoordynujemy działania wedle twoich komend wszystko się uda na pewno. - bo nie miałam co do tego żadnych wątpliwości. Wręcz przeciwnie, byłam pewna na pewno że wszystko pójdzie świetnie. Sheila czuła się pewnie w kuchni, widać to było od razu. Ja wiedziałam jedynie co nieco. Spojrzałam na Petrę i uśmiechałam się do niej lekko. - Aż mi samej ślinka cieknie. - zaśmiałam się odkładając kolejne obrane warzywa.
- Albo kanapki, nie musisz się zmuszać Nica. - powiedziałam jej, posyłając uśmiech. Bo ważne było, żeby każdy robił co chciał i umiał, wtedy pracowało się też przyjemniej. - Oh, oczywiście. - zwróciłam się do She. Wskazałam ręką na palenisko z największym garem. - Tam jest już woda, myślisz że powinniśmy zacząć od wstawienia rosołu? On będzie potrzebował czasu żeby się dobrze ugotować, prawda? - poradziłam się przyjaciółki bo wiedział, że ta wie najlepiej co i jak spoglądając jak Petra walczy z kurą. I walczy, to było dokładnie określenie. Ale nie przerywałam jej. - Jak będziesz miała kiedyś opierzoną, to polana wrzątkiem szybciej puści pióra, prawda Paprotko? - powiedziałam, jednocześnie poszukując u przyjaciółki potwierdzenia, gdybym coś nie tak powiedziała czy poradziła. Nauczenie się czegoś nowego, zawsze mogło przydać się kiedyś później. - Dyryguj nami jak uważasz za odpowiednie, dziś jesteśmy twoimi pomocami, szefowo! - uniosłam rękę, żeby wziąć i zasalutować She. A żeby praca lepiej szła pomagała rozmowa. A praca do przodu szła. Rosły górki warzyw gotowych do użycia wedle rozporządzenia She. Mięso było krojone tak jak chciała. Robota szła do przodu, że hej!
- Możemy o czym chcemy! Bo oni nie będą marudzić o głupotach. - mruknęłam wywracając oczami, biorąc kolejną rzecz którą należały odpowiednio pokroić.
- Ja w sumie też nie mam, postanowiłam się nie zakochiwać. Podoba Ci się jakiś Petra? - zapytałam i stwierdziłam bo Petra nie wiedziała jeszcze. Spojrzałam na Sheile. - A ty Paprotko, ktoś skradł Ci serce? - chciałam wiedzieć zawieszając na niej spojrzenie. Uniosłam rękę w teatralnym goście przykładając ją do czoła.
| 96h
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Wiedziała jak się zorganizować kiedy była taka potrzeba, chociaż nie ukrywała, że przyzwyczajona była jednak do większej ilości osób do pomocy, a każda dodatkowa para rąk, nawet jeżeli nie była wprawna w gotowaniu, pomagała przebrnąć przez dużą ilość dodatkowych zadań w których samodzielnie można było nie dać sobie rady. Obieranie, krojenie, nawet obmywanie jedzenia wciąż były ważnymi częściami każdego poszczególnego zadania, dlatego bardzo zależało jej na tym, aby przebrnąć przez to w miarę szybko. Zanim wszystko się ugotuje to też trochę czasu miało minąć.
- Po prostu się staram… - cicho odpowiedziała Neli, spoglądając jeszcze na nią i delikatnie klepiąc ją po ramieniu. Starała się, co mogłaby innego powiedzieć, miała doświadczenie w gotowaniu dla grup. Pamiętała jak ciepło jej się robiło na wspomnienie babcinych pajd chleba z miodem, które smakowały tak dobrze, że tęskniła za tym i sytuacją, w której była. – Wstawię rosół, tak aby zaczął się gotować, masz rację! – Lepiej było poświęcić się teraz zajęciom, które wymagały czasu.
Wstawiła wodę, pozwalając sobie dorzucić ostrożnie obmyte kości a potem czekać aż się ugotują – do tego czasu powinny się zająć warzywami. Wstawiła też do zagotowania wymyte kasze, bo zanim i one będą ugotowane to też minie czas. Odebrała od Petroniki mięsa, uśmiechając się lekko do niej i unosząc w górę jedzenie.
- Bardzo dobrze ci poszło. Co ty na to, że teraz ja to pokroję? – Uśmiechnęła się, wiedząc, że ciężko było czasem przemóc się do robienia czegoś, zwłaszcza jeżeli budziło to wewnętrzny sprzeciw albo obrzydzało. Były tutaj razem i było ich więcej, jedna osoba nie musiała robić wszystkiego. – Cóż, przede wszystkim pióra powinno się raczej zdejmować od razu, nie ma co z nimi czekać. Jeżeli kupujesz kurę, powinnaś mieć już taką z samą skórą. Ale Nela ma rację, jeżeli zalejesz ją wrzątkiem, to pójdzie ci o wiele lepiej.
- Nie chcę rozmawiać o chłopcach! – powiedziała dość gwałtownie, ale szybko zreflektowała się, że nie było to najmilsze. Przez moment w milczeniu filetowała ryby, potem jednak potrząsając głową i spoglądając na swoje towarzyszki. – Przepraszam, nie jest teraz u mnie…łatwo. I po prostu ciężko mi rozmawiać na takie tematy jakby nic się nie działo. – Westchnęła cicho, ostatecznie skórę z łuskami odkładając do miski obok. Przyda się to na później, jeżeli Nela pozwoli im to jakoś spożytkować.
- Po prostu się staram… - cicho odpowiedziała Neli, spoglądając jeszcze na nią i delikatnie klepiąc ją po ramieniu. Starała się, co mogłaby innego powiedzieć, miała doświadczenie w gotowaniu dla grup. Pamiętała jak ciepło jej się robiło na wspomnienie babcinych pajd chleba z miodem, które smakowały tak dobrze, że tęskniła za tym i sytuacją, w której była. – Wstawię rosół, tak aby zaczął się gotować, masz rację! – Lepiej było poświęcić się teraz zajęciom, które wymagały czasu.
Wstawiła wodę, pozwalając sobie dorzucić ostrożnie obmyte kości a potem czekać aż się ugotują – do tego czasu powinny się zająć warzywami. Wstawiła też do zagotowania wymyte kasze, bo zanim i one będą ugotowane to też minie czas. Odebrała od Petroniki mięsa, uśmiechając się lekko do niej i unosząc w górę jedzenie.
- Bardzo dobrze ci poszło. Co ty na to, że teraz ja to pokroję? – Uśmiechnęła się, wiedząc, że ciężko było czasem przemóc się do robienia czegoś, zwłaszcza jeżeli budziło to wewnętrzny sprzeciw albo obrzydzało. Były tutaj razem i było ich więcej, jedna osoba nie musiała robić wszystkiego. – Cóż, przede wszystkim pióra powinno się raczej zdejmować od razu, nie ma co z nimi czekać. Jeżeli kupujesz kurę, powinnaś mieć już taką z samą skórą. Ale Nela ma rację, jeżeli zalejesz ją wrzątkiem, to pójdzie ci o wiele lepiej.
- Nie chcę rozmawiać o chłopcach! – powiedziała dość gwałtownie, ale szybko zreflektowała się, że nie było to najmilsze. Przez moment w milczeniu filetowała ryby, potem jednak potrząsając głową i spoglądając na swoje towarzyszki. – Przepraszam, nie jest teraz u mnie…łatwo. I po prostu ciężko mi rozmawiać na takie tematy jakby nic się nie działo. – Westchnęła cicho, ostatecznie skórę z łuskami odkładając do miski obok. Przyda się to na później, jeżeli Nela pozwoli im to jakoś spożytkować.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Robota szła do przodu co bardzo mnie cieszyło. Byłam zadowolona, że nie znalazłam się tutaj przypadkiem dzisiaj sama. Serce radowało mi się, że miałam wokół siebie dusz tyle do pomocy chętnych. Dobrze było. Znaczy może nie całkiem dobrze, bo wiedziałam, rozumiałam, że wiele brakowało, wiele nie było. Ale wspólnie mogliśmy też więcej. A mieszkańcy Wellswód nie mogli pokutować za swoją własną dobroć. Pozwalałam więc, żeby Sheila przejmowała całkowicie dowodzenie w kuchni, bo na kuchni znała się lepiej niż ja - tego jednego byłam całkowicie pewna. Petronica chociaż nie wiedziała dużo nadal zdawała się pałać chęcią. Ja z werwą zajmowałam się warzywami.
- Co za szczęście, że jakiejś kompletnej bzdury ci nie poradziłam, Nica. - zaśmiałam się łagodnie. Gotowanie, mimo że wymagało pilnowania pozwalało też na trochę rozluźnienia. Zawsze dobrze bawiłam się w kuchni z ciocią i zawsze patrzyłam na to, żeby też wyciągać jak najwięcej z momentów, które miałam. Nagły wybuch Sheilii mnie jednak zaskoczył. Spojrzałam na Nice, przenosząc zaskoczone spojrzenie na Paprotkę. Otworzyłam usta zaraz je zamykając i marszcząc brwi. Chłopcy byli drażliwym tematem? Właściwie pamiętałam, że płakała z jakiegoś powodu w sylwestra, ale przez to całe zamieszanie i alkohol i wszystko co działo się później zapomniałam zapytać, czego dotyczyła sprawa. Trochę przejęłam się tym, że Marcel spadł z dachu. Tym że zdzieliłam Jamesa mniej się przejmowałam. Jeszcze dwa dni bolała mnie po tym ręka. No i nie zamierzałam też go za to przepraszać, bo sam tego właśnie chciał. Ruchy mi zamarły, ale zaraz jakoś odtajałam trochę i za obieranie dalsze warzyw się wzięłam. Uniosłam znów wzrok na Paprotkę, kiedy odezwała się ponownie. Nie było u niej łatwo? W sensie u wielu nie było dlatego w Wellswood byliśmy. Ale może poza zwykłym nie łatwo, mogło być coś niezwykłego. Wzięłam wdech marszcząc trochę brwi. Nie widziałyśmy się od sylwestra, wiele mogło się stać.
- Nie musimy. - zapewniłam ją, posyłając jej krótki uśmiech. Bardziej pokrzepiający. Złapałam za kolejne warzywo. - Ale wiesz, tu na chwilę może oddech złapać możesz? - zaproponowałam odkładając warzywo na kupkę do krojenia. Nie chciałam jej urazić, czy mówić o czymś o czym nie chciała. Ale zanim coś więcej zdążyłam powiedzieć obok pojawił się trzy starsze kobiety w wieku mojej cioteczki chyba. Mówiąc, że burmistrz kazał im przyjść pomóc nam trochę z tym gotowaniem całym.
- Och, sprawa świetna! - ucieszyłam się, bo czas mijał a roboty nadal było sporo. - Ja jestem Neala, to Petronica i szefowa naszej kuchni Sheila. - przedstawiłam się kobietą.
- Ja jestem Mary, a to Rosa i Madeline, panienki powiedzą w czym pomóc trzeba. - powiedziała jedna z kobiet o brązowych włosach. Odłożyłam warzywo, wycierając ręce w fartuszek.
- Wprowadzisz panie She? Ja sprawdzę, jak radzą sobie chłopaki, wrócę za chwil kilka, chyba że z leczeniem będą więcej pomocy potrzebować, ale dacie radę z tobą u sterów - jestem pewna! - inaczej być nie mogło. - Na południe prosiłam burmistrza żeby ludzi wołał. - dodałam jeszcze podchodząc do niej. - A potem po wszystkim porozmawiamy, może pomóc będę jakoś ci w stanie. - dodałam ciszej do niej jedynie mówiąc. Uśmiechnęłam się, zaciskając rękę krótko jeszcze na jej nadgarstku na chwilę. Zniknęłam, znaczy jeszcze mnie było widać, wiedząc - wierząc, że Sheila poradzi sobie ze wszystkim razem z panią Mary, Rosą i Madeline. Najpierw ruszyłam do miejsca, które zostało wyznaczone do rąbania drewna sprawdzić jak radzi sobie Leon, Thomas i Aidan, ale widząc, że większego problemu nie było przeszłam przez plac do namiotu w którym leczono tych, którzy tego potrzebowali, tam jednak zeszło trochę dłużej, bo akurat ludzi więcej znalazło się i ręce jeszcze jedne się przydały. Kiedy wyszłam ruszając na powrót do Sheili zapachy roznosiły się już dookoła. W kilku susach z rosnącym sercem znalazłam się obok. - Ależ pachnie! - pochwaliłam zaglądając do tego, co już się gotowało. Naznoszone przez innych naczynia czekały. Burmistrz miał też poinstruować, żeby kto może wziął swoje - obawiałam się, że to co mamy może być za mało. Wyciągnęłam pożyczony od wuja kieszonkowy zegarek i zerknęłam na niego. Powoli zbliżała się dwunasta. - Gdzie rąk brakuje, co robić? - zapytałam Sheili bezpośrednio do niej się zwracając. - Co panie na to, żebyśmy zaśpiewali coś razem? - Paprotka na pewno znała piękne piosenki a przy nich mogło się przyjemniej pracować. Zabrałam się za robienie tego, co mi poleciła.
- Co za szczęście, że jakiejś kompletnej bzdury ci nie poradziłam, Nica. - zaśmiałam się łagodnie. Gotowanie, mimo że wymagało pilnowania pozwalało też na trochę rozluźnienia. Zawsze dobrze bawiłam się w kuchni z ciocią i zawsze patrzyłam na to, żeby też wyciągać jak najwięcej z momentów, które miałam. Nagły wybuch Sheilii mnie jednak zaskoczył. Spojrzałam na Nice, przenosząc zaskoczone spojrzenie na Paprotkę. Otworzyłam usta zaraz je zamykając i marszcząc brwi. Chłopcy byli drażliwym tematem? Właściwie pamiętałam, że płakała z jakiegoś powodu w sylwestra, ale przez to całe zamieszanie i alkohol i wszystko co działo się później zapomniałam zapytać, czego dotyczyła sprawa. Trochę przejęłam się tym, że Marcel spadł z dachu. Tym że zdzieliłam Jamesa mniej się przejmowałam. Jeszcze dwa dni bolała mnie po tym ręka. No i nie zamierzałam też go za to przepraszać, bo sam tego właśnie chciał. Ruchy mi zamarły, ale zaraz jakoś odtajałam trochę i za obieranie dalsze warzyw się wzięłam. Uniosłam znów wzrok na Paprotkę, kiedy odezwała się ponownie. Nie było u niej łatwo? W sensie u wielu nie było dlatego w Wellswood byliśmy. Ale może poza zwykłym nie łatwo, mogło być coś niezwykłego. Wzięłam wdech marszcząc trochę brwi. Nie widziałyśmy się od sylwestra, wiele mogło się stać.
- Nie musimy. - zapewniłam ją, posyłając jej krótki uśmiech. Bardziej pokrzepiający. Złapałam za kolejne warzywo. - Ale wiesz, tu na chwilę może oddech złapać możesz? - zaproponowałam odkładając warzywo na kupkę do krojenia. Nie chciałam jej urazić, czy mówić o czymś o czym nie chciała. Ale zanim coś więcej zdążyłam powiedzieć obok pojawił się trzy starsze kobiety w wieku mojej cioteczki chyba. Mówiąc, że burmistrz kazał im przyjść pomóc nam trochę z tym gotowaniem całym.
- Och, sprawa świetna! - ucieszyłam się, bo czas mijał a roboty nadal było sporo. - Ja jestem Neala, to Petronica i szefowa naszej kuchni Sheila. - przedstawiłam się kobietą.
- Ja jestem Mary, a to Rosa i Madeline, panienki powiedzą w czym pomóc trzeba. - powiedziała jedna z kobiet o brązowych włosach. Odłożyłam warzywo, wycierając ręce w fartuszek.
- Wprowadzisz panie She? Ja sprawdzę, jak radzą sobie chłopaki, wrócę za chwil kilka, chyba że z leczeniem będą więcej pomocy potrzebować, ale dacie radę z tobą u sterów - jestem pewna! - inaczej być nie mogło. - Na południe prosiłam burmistrza żeby ludzi wołał. - dodałam jeszcze podchodząc do niej. - A potem po wszystkim porozmawiamy, może pomóc będę jakoś ci w stanie. - dodałam ciszej do niej jedynie mówiąc. Uśmiechnęłam się, zaciskając rękę krótko jeszcze na jej nadgarstku na chwilę. Zniknęłam, znaczy jeszcze mnie było widać, wiedząc - wierząc, że Sheila poradzi sobie ze wszystkim razem z panią Mary, Rosą i Madeline. Najpierw ruszyłam do miejsca, które zostało wyznaczone do rąbania drewna sprawdzić jak radzi sobie Leon, Thomas i Aidan, ale widząc, że większego problemu nie było przeszłam przez plac do namiotu w którym leczono tych, którzy tego potrzebowali, tam jednak zeszło trochę dłużej, bo akurat ludzi więcej znalazło się i ręce jeszcze jedne się przydały. Kiedy wyszłam ruszając na powrót do Sheili zapachy roznosiły się już dookoła. W kilku susach z rosnącym sercem znalazłam się obok. - Ależ pachnie! - pochwaliłam zaglądając do tego, co już się gotowało. Naznoszone przez innych naczynia czekały. Burmistrz miał też poinstruować, żeby kto może wziął swoje - obawiałam się, że to co mamy może być za mało. Wyciągnęłam pożyczony od wuja kieszonkowy zegarek i zerknęłam na niego. Powoli zbliżała się dwunasta. - Gdzie rąk brakuje, co robić? - zapytałam Sheili bezpośrednio do niej się zwracając. - Co panie na to, żebyśmy zaśpiewali coś razem? - Paprotka na pewno znała piękne piosenki a przy nich mogło się przyjemniej pracować. Zabrałam się za robienie tego, co mi poleciła.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Kości gotowały się w garze, od czasu do czasu lekko stukając o ścianki naczynia, kiedy woda bulgotała, idealnie wypełniając krótką ciszę, która zapadła pomiędzy nimi, kiedy Sheila spuściła spojrzenie na trzymane przez nią jedzenie. Nie chciała mówić Neli, że to co zebrała dla tych ludzi wystarczyłoby da Doe na parę dobrych miesięcy, bo byłaby bardzo samolubna w tych słowach. Co nie zmieniało, że ta myśl odbijała się po jej głowie wielokrotnie, a w tym momencie, po miesiącu kiedy nie mogła zdobywać się na jedzenie, tak kuszące było po prostu usiąść i zjeść wszystko. Nie dałaby rady, ale nawet gdyby miała to zwrócić, dalej by jadła, a potem, to co już ewidentnie by nie mogła dojść, zabrałaby ze sobą. Może jakby było wystarczająco dużo jedzenia w domu to przynajmniej częściowo rodzina zostałaby w domu i pewne problemy mogłyby się skończyć.
- Skupię się chyba na gotowaniu. – Niepewny uśmiech posłała w stronę Neali. Rzeczywiście było jeszcze dużo dla zrobienia, dlatego z wdzięcznością zobaczyła nadchodząca pomoc. Co prawda dziewczyny sprawiały się dobrze, bardzo dobrze nawet, co jednak nie oznaczało, że szybko im pójdzie, jak będą tylko w trójkę. Pomoc jednak przybyła, a Sheila skinęła głową, od razu podchodząc do nowych kobiet które zawitały to w miejsce. Nelka miała dużo zadań do tej pory, a za to, że się ze wszystkim wyrabiała, należał jej się podziw.
Wszystko zostało pokrojone – warzywa w kostkę, mięso na drobniejsze kawałki, tak aby wszystko można było dobrze je zjeść, ale jednocześnie aby szybciej i łatwiej się usmażyło. Ryby zostały wyfiletowane i ostrożnie pozbawione ości, tak aby wszystko było łatwe do jedzenia. Jedna blacha została właśnie przeznaczona na zapiekankę z różnych rodzajów ryb, do tego odrobinki selera, fasoli oraz sera z oślego mleka. Wszystko to zostało pozostawione w blaszkach i pozostawione na cieple do podpieczenia.
Wracając do rosołu, Sheila z pomocą pań przygotowała pietruszkę i opaliła cebulę, dodając również marchewkę – powinno być to dość pożywne, nawet jeżeli nie było tego wiele. Złapała w międzyczasie mąkę, wodę i sól, wykorzystując pszenną mąkę do wyrobienia ciasta na podpłomyki, urabiając je sprawnie – było to niemal terapeutyczne, kiedy mogła skupić się na miarowych ruchach, a kiedy wszystko było gotowe, oddelegowała też jedną z pań do tego, by przypiekła je na płaskiej blaszce.
Praca się działa, a Sheila skupiała się wyłącznie na gotowaniu, niemal zapominając, kto jest dookoła. Sprawa gulaszu również pozostała w dobrych rękach, bo podsmażone na słoninie i smalcu mięso przyrumieniało się pięknie z burakami, fasolą, kapustą, ogórkami i papryką. Do tego ugotowana kasza gryczana, nie było więc mowy, aby coś takiego kogoś nie wsparło w kwestii głodowania. Pozostawały jeszcze miękkie ugotowane ziemniaki, do których dorzuciła ostatnią główkę kapusty oraz odrobinę rzodkiewki, co zdecydowanie nadawało się dla osób którym smak i zęby niezbyt pomagały w mocnych, ciężkostrawnych daniach.
Na słodko przygotowała kaszę manną i kasze jęczmienną, dodając do nich dynię, którą wcześniej podpiekła aby była miękka. W międzyczasie powróciła do nich Neala, Sheila więc ostrożnie poprowadziła ich w śpiewaniu, chociaż dziś wybrzmiewała nieco ciszej niż ostatnio. Do kaszy na słodko trafiły również jabłka i twaróg. Suchy chleb postanowiła przeznaczyć jako dodatek obok podpłomyków, możliwy do rozmiękczenia w gulaszu albo rosole.
Zostały oczywiście kanapki, idealnie na czas, kiedy wszystko się dogotowywało i miały chwilę; podgrzewane mleko mogło idealnie komponować się z przygotowanymi słodkimi kaszami bądź ziemniakami, a ci, którzy woleli coś innego, spokojnie mogli sięgnąć po kawę zbożową. Przygotowane pajdy chleba, posmarowane bardzo cienką warstwą masła ozdobiła kiełbasa i część ryb, które nie trafiły do zapiekanek. Wszystko wydawało się zmierzać ku gotowemu, spojrzała więc na Nealę, ciekawa co dalej.
- Skupię się chyba na gotowaniu. – Niepewny uśmiech posłała w stronę Neali. Rzeczywiście było jeszcze dużo dla zrobienia, dlatego z wdzięcznością zobaczyła nadchodząca pomoc. Co prawda dziewczyny sprawiały się dobrze, bardzo dobrze nawet, co jednak nie oznaczało, że szybko im pójdzie, jak będą tylko w trójkę. Pomoc jednak przybyła, a Sheila skinęła głową, od razu podchodząc do nowych kobiet które zawitały to w miejsce. Nelka miała dużo zadań do tej pory, a za to, że się ze wszystkim wyrabiała, należał jej się podziw.
Wszystko zostało pokrojone – warzywa w kostkę, mięso na drobniejsze kawałki, tak aby wszystko można było dobrze je zjeść, ale jednocześnie aby szybciej i łatwiej się usmażyło. Ryby zostały wyfiletowane i ostrożnie pozbawione ości, tak aby wszystko było łatwe do jedzenia. Jedna blacha została właśnie przeznaczona na zapiekankę z różnych rodzajów ryb, do tego odrobinki selera, fasoli oraz sera z oślego mleka. Wszystko to zostało pozostawione w blaszkach i pozostawione na cieple do podpieczenia.
Wracając do rosołu, Sheila z pomocą pań przygotowała pietruszkę i opaliła cebulę, dodając również marchewkę – powinno być to dość pożywne, nawet jeżeli nie było tego wiele. Złapała w międzyczasie mąkę, wodę i sól, wykorzystując pszenną mąkę do wyrobienia ciasta na podpłomyki, urabiając je sprawnie – było to niemal terapeutyczne, kiedy mogła skupić się na miarowych ruchach, a kiedy wszystko było gotowe, oddelegowała też jedną z pań do tego, by przypiekła je na płaskiej blaszce.
Praca się działa, a Sheila skupiała się wyłącznie na gotowaniu, niemal zapominając, kto jest dookoła. Sprawa gulaszu również pozostała w dobrych rękach, bo podsmażone na słoninie i smalcu mięso przyrumieniało się pięknie z burakami, fasolą, kapustą, ogórkami i papryką. Do tego ugotowana kasza gryczana, nie było więc mowy, aby coś takiego kogoś nie wsparło w kwestii głodowania. Pozostawały jeszcze miękkie ugotowane ziemniaki, do których dorzuciła ostatnią główkę kapusty oraz odrobinę rzodkiewki, co zdecydowanie nadawało się dla osób którym smak i zęby niezbyt pomagały w mocnych, ciężkostrawnych daniach.
Na słodko przygotowała kaszę manną i kasze jęczmienną, dodając do nich dynię, którą wcześniej podpiekła aby była miękka. W międzyczasie powróciła do nich Neala, Sheila więc ostrożnie poprowadziła ich w śpiewaniu, chociaż dziś wybrzmiewała nieco ciszej niż ostatnio. Do kaszy na słodko trafiły również jabłka i twaróg. Suchy chleb postanowiła przeznaczyć jako dodatek obok podpłomyków, możliwy do rozmiękczenia w gulaszu albo rosole.
Zostały oczywiście kanapki, idealnie na czas, kiedy wszystko się dogotowywało i miały chwilę; podgrzewane mleko mogło idealnie komponować się z przygotowanymi słodkimi kaszami bądź ziemniakami, a ci, którzy woleli coś innego, spokojnie mogli sięgnąć po kawę zbożową. Przygotowane pajdy chleba, posmarowane bardzo cienką warstwą masła ozdobiła kiełbasa i część ryb, które nie trafiły do zapiekanek. Wszystko wydawało się zmierzać ku gotowemu, spojrzała więc na Nealę, ciekawa co dalej.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Po tym jak wraz z Thalią i Josephine udało im się zapanować nad sytuacją w domu, o którym wspominała mu w liście kuzynka, a ludzie byli już zaopiekowani, postanowił odnaleźć Nealę, aby poinformować ją o przebiegu wydarzeń. I zapewnić, że w samym Wellswood nie czekało na nią już niebezpieczeństwo. Przynajmniej na razie, bo napływ nieznajomych mógł ponownie się wiązać z niezbyt przyjemnymi sytuacjami.
Nie było trudno dowiedzieć się o tym, gdzie była kuzynka Weasley, pokierowany przez jedną z kobiet wszedł do kuchni, z której leciała para ale i różne zapachy. Cóż, z pewnością w podobnych miejscach, jeszcze podczas takiej pracy jak miała miejsce dzisiaj bywał rzadko, może zaledwie kilka razy w życiu? W domu w końcu kuchnia była pomieszczeniem gospodarczym, w którym znajdywała się służba oraz skrzaty. Nie wypadało mu tam zachodzić, bo i czego miałby tam szukać? Posiłki były o określonych porach, a jeśli podczas swoich studiów bądź po swoich treningach zgłodniał, mógł zawsze wezwać służącą, aby coś mu przygotowała i przyniosła.
Przyglądał się jednak kobietom przy pracy w początkowej ciszy, przysłuchując się melodii, którą te nuciły i podśpiewywały podczas wykonywania swoich obowiązków. Starał się przysłuchać piosence, a po chwili i sam dołączył do niej swoim niższym głosem, zwracając na siebie uwagę. Śpiew był jedną z niewielu form sztuki, które sprawiały mu przyjemność i od najmłodszych lat. Zazwyczaj o wiele lepiej czuł się w z mieczem w dłoni, a nie w galerii sztuki czy w operze.
Przerwał jednak śpiew po krótkim czasie, kiedy zauważył, że i niektóre z pań na kuchni spojrzały zaskoczone na niego, dość prędko rozpoznając po jego postawie, że nie był zwykłym gościem. Uśmiechnął się jednak łagodnie do zebranych.
- Proszę wybaczyć, panie. Przyszedłem porozmawiać z lady Weasley, nie chciałem wam przeszkadzać. Zapachy są niezwykłe dzisiaj w tej kuchni, to również muszę przyznać - powiedział z nienaganną manierą, zaraz po tym spoglądając na kuzynkę, która do niego podeszła.
- Dobrze cię widzieć, Nealo. Sytuacja w mieście została już rozwiązana, a ludzie są pod odpowiednią opieką. Była to rzeczywiście spora grupa ludzi, wyraźnie zmęczona i przerażona... Nie zdołałem jeszcze potwierdzić, co było rzeczywistą przyczyną ich nietypowego zajęcia, jednak Thalia Wellers zasugerowała dość prawdopodobny scenariusz - mówił Elroy, nieco zniżając głos dla następnych informacji, którymi chciał się podzielić z Nealą. Wiedział, że nie powinien jej martwić w zbyt wielkim stopniu - ale musiał przede wszystkim zadbać o jej bezpieczeństwo.
- Sytuacja jest opanowana na ten moment i cieszę się, że zwróciłaś się do mnie z prośbą o pomoc. Jeśli nie jesteś zaznajomiona dobrze z białą magią, chciałbym nauczyć cię w wolnym momencie zaklęcia, które mogłoby pomóc ci rozpoznać niebezpieczeństwo. Sytuacja w domu niestety była powiązana z czarną magią... A zaklęcie, które mam na myśli dla ciebie, to festivo. Nie jest ono zbyt trudne do rzucenia, jednak może wskazać potencjalne niebezpieczeństwo lub źródło problemu - wyjaśnił, nie chcąc wchodzić przy kuzynce w szczegóły. - Czy potrzebujesz w czymś jeszcze mojej asysty? Widzę, że dobrze sobie tutaj radzicie z przygotowaniem i organizacją pomocy - pochwalił również Nealę, bo wiedział, że mimo jej młodego wieku, nie tylko była rozważna, ale już w tym wieku wiedziała jak radzić sobie z sytuacją, która miała miejsce w Devon, oraz do kogo mogła zwrócić się o pomoc.
Nie było trudno dowiedzieć się o tym, gdzie była kuzynka Weasley, pokierowany przez jedną z kobiet wszedł do kuchni, z której leciała para ale i różne zapachy. Cóż, z pewnością w podobnych miejscach, jeszcze podczas takiej pracy jak miała miejsce dzisiaj bywał rzadko, może zaledwie kilka razy w życiu? W domu w końcu kuchnia była pomieszczeniem gospodarczym, w którym znajdywała się służba oraz skrzaty. Nie wypadało mu tam zachodzić, bo i czego miałby tam szukać? Posiłki były o określonych porach, a jeśli podczas swoich studiów bądź po swoich treningach zgłodniał, mógł zawsze wezwać służącą, aby coś mu przygotowała i przyniosła.
Przyglądał się jednak kobietom przy pracy w początkowej ciszy, przysłuchując się melodii, którą te nuciły i podśpiewywały podczas wykonywania swoich obowiązków. Starał się przysłuchać piosence, a po chwili i sam dołączył do niej swoim niższym głosem, zwracając na siebie uwagę. Śpiew był jedną z niewielu form sztuki, które sprawiały mu przyjemność i od najmłodszych lat. Zazwyczaj o wiele lepiej czuł się w z mieczem w dłoni, a nie w galerii sztuki czy w operze.
Przerwał jednak śpiew po krótkim czasie, kiedy zauważył, że i niektóre z pań na kuchni spojrzały zaskoczone na niego, dość prędko rozpoznając po jego postawie, że nie był zwykłym gościem. Uśmiechnął się jednak łagodnie do zebranych.
- Proszę wybaczyć, panie. Przyszedłem porozmawiać z lady Weasley, nie chciałem wam przeszkadzać. Zapachy są niezwykłe dzisiaj w tej kuchni, to również muszę przyznać - powiedział z nienaganną manierą, zaraz po tym spoglądając na kuzynkę, która do niego podeszła.
- Dobrze cię widzieć, Nealo. Sytuacja w mieście została już rozwiązana, a ludzie są pod odpowiednią opieką. Była to rzeczywiście spora grupa ludzi, wyraźnie zmęczona i przerażona... Nie zdołałem jeszcze potwierdzić, co było rzeczywistą przyczyną ich nietypowego zajęcia, jednak Thalia Wellers zasugerowała dość prawdopodobny scenariusz - mówił Elroy, nieco zniżając głos dla następnych informacji, którymi chciał się podzielić z Nealą. Wiedział, że nie powinien jej martwić w zbyt wielkim stopniu - ale musiał przede wszystkim zadbać o jej bezpieczeństwo.
- Sytuacja jest opanowana na ten moment i cieszę się, że zwróciłaś się do mnie z prośbą o pomoc. Jeśli nie jesteś zaznajomiona dobrze z białą magią, chciałbym nauczyć cię w wolnym momencie zaklęcia, które mogłoby pomóc ci rozpoznać niebezpieczeństwo. Sytuacja w domu niestety była powiązana z czarną magią... A zaklęcie, które mam na myśli dla ciebie, to festivo. Nie jest ono zbyt trudne do rzucenia, jednak może wskazać potencjalne niebezpieczeństwo lub źródło problemu - wyjaśnił, nie chcąc wchodzić przy kuzynce w szczegóły. - Czy potrzebujesz w czymś jeszcze mojej asysty? Widzę, że dobrze sobie tutaj radzicie z przygotowaniem i organizacją pomocy - pochwalił również Nealę, bo wiedział, że mimo jej młodego wieku, nie tylko była rozważna, ale już w tym wieku wiedziała jak radzić sobie z sytuacją, która miała miejsce w Devon, oraz do kogo mogła zwrócić się o pomoc.
Hope's not gone
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kents Cavern
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Devon :: Okolice