Wydarzenia


Ekipa forum
Wioska Whalley
AutorWiadomość
Wioska Whalley [odnośnik]28.02.21 13:05
First topic message reminder :

Wioska Whalley

Położona nad rzeką Calder wieś słynie z wybudowanego w latach 1846 - 1850 ceglanego wiaduktu kolejowego, który niczym ogromny monument wyrasta ponad niską, wiejską zabudowę, górując także nad drzewami. Wioska Whalley, na przestrzeni lat rozrastająca się się wokół średniowiecznego klasztoru, dziś otula już tylko jego ruiny, zasiedlone głównie przez szczury i złośliwe poltergeisty. Zamieszkała zarówno przez czarodziejów jak i nieświadomych niczego mugoli, przyzwyczajonych jednak do dziwacznie ubranych mieszkańców o nietypowych manierach pojawiających się na targu, stanowi żywy przykład symbiozy między dwoma światami. Okolice wioski zachwycają pięknem przyrody, rozległymi lasami, wzgórzami i wrzosowiskami.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wioska Whalley - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wioska Whalley [odnośnik]25.04.24 22:05
z szafki

W jej wcale nieodległych wspomnieniach pojedynki jawiły się jako chaotyczny ogień krzyżowych zaklęć, prądów przebiegających przez nerwy przedramienia, smak krwi, potu, łez cudzych i własnych - wspaniała adrenalina opuszczająca ciało niczym mgiełka wraz z przyspieszonym oddechem i wpełzającym na skórę rumieńcem. Znajdowała się po jednej ze stron konfliktu wielokrotnie, wielokrotnie też poddawała własną magię próbie, odkrywając arkana mroku, które stały w sprzeczności z jej jasną wiedzą i doświadczeniem uzdrowiciela. Zdołała połączyć te dwie części siebie, spleść je i przeobrazić we własną, niepowtarzalną potęgę. Tego spodziewała się, gdy porzucała dziś bezpieczeństwo zawieszenia broni i mimo palącego bólu przy każdym szybszym kroku zdecydowała się stanąć znów na linii ognia.
I nie tak miało to wyglądać.
Jej myśli, jej uczucia, wszystko zaplotły i zapętliły nici nieoczywistego chaosu, a igły bólu w rękach, w palcach, w oczach i w podbrzuszu uniemożliwiły jej sięgnięcie po krew człowieka, którym gardziła. Nie wynikało to ze współczucia ani poruszenia błagalnym łkaniem jego słabej żony. Odkąd trafiło w nią pierwsze zaklęcie, odkąd cierpienie rozjątrzyło na nowo wszystkie jej starsze i nowsze blizny, na znaczeniu straciły poprzednie rozmowy o Marii, o niebezpieczeństwie i przyszłości. Jej pewność siebie, jej aroganckie przeświadczenie o byciu niepokonanym, docinki, czułość, tęsknota, pragnienie - wszystko obróciło się w popiół w jej ustach, pozostawiając, nie po raz pierwszy już, wyłącznie chłód i pustkę dysocjacji. Dzierżyła w palcach różdżkę i przyglądała jej się z niedowierzaniem i nieufnością. Bolały ją ślady oparzeń, otarcia i siniaki, na płatkach nosa wciąż pozostawały smużki krwi, ale ona myślami błądziła wyłącznie wokół klątwy lub choroby, która musiała trawić jej ciało od środka - a ona nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Co też się z nią stało? Co tak ją zniszczyło? Jaki pasożyt zalęgł się w jej trzewiach?
Chciałaby móc podziwiać Igora w jego szale agresji i desperacji, ale wszystko co działo się w trakcie tej niefortunnej potyczki zdawało się już zaledwie mglistym i mętnym wspomnieniem zdarzeń, które równie dobrze mogły mieć miejsce we śnie. Jakby wcale nie brała w nich udziału; bo przecież tak było. Kimkolwiek była osoba, która dzierżyła dziś różdżkę, to nie była Elvira Multon, jaką znała od zawsze.
Żarzące się w półmroku salonu łańcuchy wpierw przygasły, potem zamigotały i znikły, Hopkirk jednak nie próbował już się poderwać. Był na to zbyt słaby, tracił krew i ledwie poruszał się po dywanie, podpełzając tylko pod kanapę i opierając o nią głowę. Być może był połamany; na to wskazywałyby fioletowo-bordowe wykwity. Spętana zwykłymi więzami Madelyn chlipała już tylko cicho przez gardło zdarte od krzyku, pytając raz po raz "dlaczego?" i "czego chcecie?". Obiecywała, że da im wszystko co mają, byleby tylko zostawili ich w spokoju. Dla Elviry jednak nie miało to wiele więcej sensu od brzęczenia muchy siatkoskrzydłej.
Doskonale jednak usłyszała co miał do powiedzenia Igor.
W mgnieniu oka, w czasie krótszym od mrugnięcia, znalazła się przy nim i z całej siły schwyciła w garść jego gęste włosy, ciągnąc go niżej, by nad nią nie górował.
- Zważaj na słowa - wycedziła, a potem jej usta zadrżały, jakby same nie były pewne, czy chce się uśmiechnąć, obnażyć wściekle zęby czy może splunąć mu w twarz. Ostatecznie nie zrobiła żadnej z tych rzeczy, pozostawiając spojrzenie błędne i bez wyrazu. - Gdybyś miał choć odrobinę refleksji w tej naiwnej głowie, zauważyłbyś, że coś jest nie tak. Walczyłam z Zakonem Feniksa, gdy ciebie nie było jeszcze nawet w Anglii. Niczego nie wiesz. Nie jest ze mną dobrze, cokolwiek to jest, uszkodziło mnie. Być może kometa, być może nie, bo nie powinnam była przeżyć tego pieprzonego pochodu. To problem, który muszę rozwiązać. - Zwolniła uścisk na jego włosach, łagodniej przeczesała je palcami. - Zamiast słowami strzelać mi w pysk wyciągnij z tego lekcję. Prędzej czy później ty też spotkasz się z niemocą, z bliznami. Najgorszy dzień twojego życia wciąż jest przed tobą. A to czy go przetrwasz zależy od tego jak wytrzymały jesteś, ile bólu i słabości potrafisz znieść z godnością... i jakich ludzi będziesz miał u swojego boku. - Zsunęła dłoń po jego policzku, miękkim, zimnym, zakrwawionym palcem, a potem złapała go za dłonie, przyglądając się pusto posiniaczonym, spuchniętym kostkom; śladom walki, którą zwyciężył. - Nie poradziłabym sobie bez ciebie. Zawdzięczam ci dziś wiele, wiem. Dziękuję. Pomóż mi zabrać go do mojego domu, a napoję cię, nakarmię i dam ci coś na twoje ręce. - Opuszkami kciuków pogładziła siniaki na jego dłoniach, a potem odsunęła się, odnalazła spojrzeniem Madelyn.
- On naprawdę jest niewinny. Jest niewinny - mamrotała kobieta ciągle i ciągle, a słowa wdzierały się Elvirze do głowy z ciężarem migreny.
Westchnęła cicho; krew pod jej językiem miała smak starej monety. Poderżnięcie gardła starej kobiecie byłoby rozsądne, nie pozostawiliby wówczas żadnych świadków. Z drugiej jednak strony wedle jej najlepszej wiedzy była czarownicą półkrwi, emerytką, żadnym wrogiem. Jeśli nawet by na nich doniosła, nie wniosłoby to w szeregi wroga niczego. Członkowie Zakonu Feniksa zdemaskowali Elvirę w walce już dawno; Igor był znanym synem Iriny Macnair. Noże na kuchennym stojaku znajdowały się jednak zaledwie kilka metrów dalej, za progiem kuchni, a krew lepiej niż alkohol gasiła pragnienie, wyciszała wyrzut sumienia, żal, gniew.
Co jednak z tego, jeżeli nie czuła absolutnie nic?
- Jeżeli chcesz ją zabić to cię nie powstrzymam - powiedziała cicho, tak jakby to ona musiała walczyć z Igorem. Podejrzewała jednak odpowiedź i odwróciła się na pięcie, pozostawiając szlochającą kobietę na ziemi. Sama pochyliła się nad Hopkirkiem, ze skrzywieniem ust sprawdzając puls na jego tętnicy szyjnej.
Bił pewnie i szybko.
- Feliseri - mruknęła, z miękkim ruchem różdżki, przekształcając na oczach wszystkich nieprzytomnego już człowieka w tchórzofretkę, którą mogła złapać w garść i przytrzymać za kark. - Będzie lżejszy - powiedziała sama do siebie.
Madelyn załkała głośniej.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Wioska Whalley [odnośnik]26.04.24 7:22
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


'Cienie' :
Wioska Whalley - Page 5 UpCW23j
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wioska Whalley - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wioska Whalley [odnośnik]27.05.24 16:17
Dziwaczny letarg ogarnął pokoik pochłonięty rozgardiaszem niedawnej walki; zapach spalenizny dokuczliwie rozbijał się o ściany skromnego domostwa, bo w kuchni tuż obok zupa cebulowa kipiała wprost z szerokiego garnka, wprost spod skaczącej niespokojnie przykrywki, jako ten alarm bijący zawołaniem, że w towarzyszącym saloniku dzieje się coś niedobrego. W cierpkim rozczarowaniu spoglądał krytycznie na majaczącą na horyzoncie sylwetę odpowiedzialnej za cały ten mętlik kobiety; wszakże to ona właśnie wystosowała wobec niego ni prośbę, ni dyrektywę, eleganckim słowem spisanym w dystyngowanej kaligrafii zachęcając go do prymitywnego łowu. Uzasadniała to wówczas, jakże sprytnie, tokiem niezweryfikowanych oskarżeń, jego napędzających w sugestywnej motywacji, ją zaś usprawiedliwiających ciężarem przypisanych dziadkowi grzechów. Znęcał się nad dziećmi, zapewniała w toku wylewnej propozycji, banalną wręcz manipulacją ściągając go w sidła zadania, którego nie musiał wcale wykonywać. Teraz dopiero, słysząc zduszone okrzyki tej drugiej strony konfliktu, zwątpił dopiero; plecy przeszedł dreszcz wahania, bo okrutne łkanie i zapewnienia o niewinności drażniąco dobierały się do młodzieńczej podświadomości. Były tym bardziej kąśliwe, gdy wzrok spoczął na śladach krwi, mieszających się niefortunnie ze wzorem tutejszej tapety; były tym bardziej irytujące, gdy ona nie znosiła brzmienia gorzkawej prawdy, gdy ona z szerokim uśmiechem spoglądała na dogorywającego człowieka, gdy ona z zadowoleniem proponowała mord na niewinnej kobiecie. Kto wie, może i jej mąż naraził się zaledwie nieczystością pochodzenia? Kto wie, może zbyt pochopnie przystał na spełnienie względem niej ciążącej przysługi, zdaje się, że w geście zupełnie nierównym wobec tego, czym ona przysłużyła się dla niego? Poboczną kwestią była już ułomność podejmowanych w toku walki prób, o niepowodzeniu niemalże każdego z jej zaklęć zawyrokował już wymownie, spętawszy obydwie z ofiar łańcuchami przegranej. Kojące w tym rozrachunku było spostrzeżenie, że osobiście nie uronił choćby kropli posoki, że poza pomięciem koszuli, jej biel nie została naruszona śladami zbrodni; obite nieznacznie kostki prawej dłoni naturalnie zregenerować się miały w perspektywie dni następnych. Bez jej udziału, skoro niedojrzale pozwalała sobie jeszcze upominać go za łaskawą obronę tyłka i ostatków godności. Tamtą pozostawiła już gdzieś daleko, najpewniej tam, w chłodzie przestrzennego prosektorium, gdzie poniosły ją fantazja i, niedopuszczalny chyba na stopie ich quasi-profesjonalnej znajomości, zwierzęcy wręcz instynkt. Obdarłaś się z szacunku już raz, dziś po raz kolejny dowiodłaś o swojej słabości.
Jesteś nieodpowiedzialna — przerwał jej od razu, równolegle do momentu, w którym poczęła wylewać swe pretensje, wraz z chwilą, którą sięgnęła jego włosów; stanowczo odtrącił jej rękę, skarcił siłą przejęcia obydwu nadgarstków, a przy tym omalże nie pokusił się o jej zdawkowe spoliczkowanie. — Nie dotykaj mnie — dodał w pośpiechu, samemu puściwszy ją przy tym wolno; krok do tyłu, oddech rozsądku, szybkie mrugnięcie powiekami. — Nieodpowiedzialna, bo jasno wyraziłem w liście, że jeśli nie czujesz się jeszcze na siłach, powinnaś z tym poczekać. Zignorowałaś to... z powodu pychy czy żądzy? Nawet nie wnikam — zauważył ze znaczniejszym już spokojem, choć głos dalej wibrował niewygodnym chłodem, szczęka zaś drżała w statecznym zacisku. Wybrzmiewająca przemądrzałością wiązanka była w tej okoliczności zupełnie zbędna. — Nie interesują mnie twoje zasługi, jak widać niewiele znaczą w świetle tego, co miało tu miejsce. Nie nazywaj też własnej nieporadności jakąś objawioną lekcją, bo w takiej sytuacji — w przeciwieństwie do ciebie — zniósłbym porażkę z pokorą — kontynuował, w mniejszej czy większej zgodzie z rzeczywistością, która w niniejszej konwersacji nie była przecież przewodnim tematem. — Obejdzie się. Wymownie mi już podziękowałaś — skwitował z przekąsem, wzrokiem omiatając starszą, skrępowaną kobietę; machinalnie jakby poczuł ucisk na własnej szyi, choć sztywny kołnierzyk nie krępował jej wcale. To wszystko było dlań jakieś zawstydzające, jakieś emanujące dyskomfortem, swoiście niechciane; kurz osiadły na rękawie koszuli strzepał na brudny dywanik, potem odwracał się do niej plecami, by w milczącej postawie rozprawić się z dojmującymi pytaniami o moralną słuszność całego tego przedstawienia.
Zostaw — lapidarnie nakazał na miękkość jej propozycji; nie waż się robić jej krzywdy. Już miał bezwiednie począć krzątać się po domu, już sugestywnie chciał zmierzać ku drzwiom wyjściowym, gdy z przeciwnego kąta pokoju wydobył się dźwięk rzucanego zaklęcia i... inny jeszcze, dziwaczny, niepokojący.
Co to jest?
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Wioska Whalley [odnośnik]27.05.24 23:47
Nie spodziewała się po Igorze takiej postawy, choć być może powinna. Był przecież młodszy, niedoświadczony, nieopierzony na wojennej ścieżce, naiwny. Trudno było jej przyjąć, zaakceptować, że być może w rzeczywistości wcale go nie znała. Poczytalna osoba na jej miejscu pewnie dostrzegłaby to wcześniej. Nigdy nie byli przyjaciółmi, nigdy nie dzielili się sekretami, pragnieniami, lękami - był tylko jej uczniem, a potem kochankiem, przez ulotną chwilę, którą zdążyła już wyprzeć z pamięci - ale nie z uczuć i żądzy; wieczorami, na granicy snu i jawy. Czasem scena ich zabawy (bo tym to przecież było, dla niej) powracała do niej jak zmora. Czasem widziała właśnie Igora. Czasem kogoś innego na jego miejscu. Czasami pluła sobie w twarz, gdy widziała swe odbicie w lustrze, a czasami szargało nią euforyczne poczucie władzy nad własną intymnością, ciałem, decyzjami, które podjęła, a które były tak rozkosznie kontrowersyjne.
Przede wszystkim, jak naiwna dziewczynka czepiała się nadal koszuli tych, którzy zdawali się ją rozumieć, których uznała za swoich. Zapominając, że jeszcze nikt nigdy - nawet Hector, dla którego po części dziś tutaj przyszła - nie był jej przyjacielem. Nawet Drew. Nawet Wren. Na pewno nie Maria. I Igor, porywczy, przystojny, słodki i gorzki Igor. A ile by dała by mieć takiego syna! Choćby kochanka, gdyby była młodsza, gdyby była dziewicą, gdyby miała cokolwiek do zaoferowania jako żona; bo aż do głębi kości była przecież wiedźmą, potężną, nieobliczalną i nieposkromioną.
Och, i wrażliwą. Nie, nie wrażliwą. Co też strzeliło jej do głowy, gdy sprowadziła go tutaj, zamiast doświadczonego sojusznika? Chciała zrobić na nim wrażenie, czy może liczyła, że on zaskoczy ją? To przynajmniej mu się udało. Nie potrafiła już sobie jednak przypomnieć co dokładnie napisała mu w liście ani co zakładała zanim teleportowała się na skraju Whalley. Jej myśli zaprzątała plątanina lęku o własną magię, o przyszłość, wstydu, gniewu, żalu - podniecenia, maniakalnej euforii (jak zawsze) - ale też zadry, która gasiła ten pożar niczym kubeł lodowatej wody. Broniła się przed uczuciami, gdy osiągały apogeum. By potem, choć przez chwilę, nie czuć zupełnie nic.
- Jaka jestem? - szepnęła, gdy złapał ją za nadgarstki, odepchnął, z iskrą bólu w obolałych po upadku kościach. Był silniejszy i górował nad nią, ale i tak zadarła głowę. Jej niebieskie tęczówki pociemniały, coś w jej wnętrzu zanikło, uciekło; być może bezpowrotnie. Szacunek? Do niego? Do siebie? Och, w życiu. - Powtórz to, jeśli się odważysz. - Przygryzła wargę, uśmiechnęła się, ale już zupełnie inaczej. Nie tak jak zwykła przy nim. Jej kpina była szczera. - Lekko rzucasz oskarżenia. Zakładasz, że cię pożądam? Że się mną zabawiłeś? Nie bądź śmieszny, Igor, podobno jesteś dorosły. - Przymknęła oczy, odsunęła się i przycisnęła palce do skroni. Piekielnie bolała ją głowa, była wyczerpana pojedynkiem, tym bardziej, że był on tak spektakularnie nieudany. Nie dopuszczała do siebie możliwości, by słowa Igora ją zraniły; zamiast tego rozejrzała się po spętanych, nędznych ofiarach, decydując się skupić na zadaniu. Na lęk i eksperymenty przyjdzie czas później. Najwyższa pora, by udała się do klątwołamacza lub przynajmniej innego uzdrowiciela. W takim stanie nie będzie mogła wrócić do swoich obowiązków - obowiązków, których Igor zdawał się w ogóle nie rozumieć.
Ostatnią rzeczą, której potrzebowała w tym przeklętym na wpół mugolskim domu był pomruk starożytnej mocy, piekąca energia przebiegająca jak prąd wzdłuż wszystkich zwojów nerwowych. Ściskała w garści miękką tchórzofretkę, ale jej uwaga wyostrzyła się, wzrokiem poszukiwała tego czego ani Igor ani pojękująca kobieta jeszcze nie widzieli.
Pierwszym znakiem był krzyk czarownicy; ale urwany i wygłuszony, jakby ktoś wcisnął w ich uszy watę. Ponad wszystko przebijał się warkot, który nie mógłby nie zwrócić uwagi Igora. Elvira w pierwszej chwili odczuła chłód, dreszcz pierwotnego strachu, tak dobrze znanego sprzed roku. Ale istota powiodła po niej krwistym spojrzeniem zaledwie raz. Nie obnażyła kłów, nie przed nią.
Niepewnie wyciągnęła przed siebie różdżkę, myśląc, że będzie w stanie ją odegnać, ale wraz okazało się, że nie dostrzega skąd przyszła ani skąd się tu wzięła. Nie miała już wystarczająco mocy na to, by odnaleźć źródło.
I paradoksalnie to właśnie w momencie, w którym zdała sobie z tego sprawę, opuścił ją cały lęk. Opuścił stres, i niepokój, i ta resztka wściekłości kotłująca się pod skórą. Uśmiechnęła się szerzej, ścisnęła tchórzofretkę w palcach, a potem odchyliła nieco głowę i roześmiała się - krótko, ostro, z okrutną obojętnością.
- Nie interesują cię moje zasługi? Nie interesują cię moje lekcje? A więc radź sobie Igor! Radź sobie z czarną magią, która nigdy mnie nie dotknie, bo płynie w moich żyłach. Ty za to możesz stać się jej ofiarą, ty albo ona - Nawet nie spojrzała na kobietę, zamiast tego oparła się ramieniem o ścianę. - Zostawiłabym cię samego gdyby nie to... że tak mi na tobie zależy - zakończyła miękko, jej głos jednak, jej oczy, ona cała była wyzbyta ze wszelkich emocji. A jednak ją zranił. W końcu zdołał to zrobić; coś czego nie udało mu się osiągnąć w prosektorium. - Nie pozwolę ci umrzeć, Igor - przyrzekła mimo to, przez wzgląd na Drew, ale nie uniosła różdżki.

nie przegnałam cienia, sorry not sorry


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Wioska Whalley [odnośnik]28.05.24 22:35
Wiązka magii rozszczepiła się na pół; część mocy włożonej w zaklęcie uleciała w powietrze, rozpłynęła się miękką falą po suficie, zaplątała w firanach i karniszach. Niespożytkowana magia szybko stała się pożywką dla sił o wiele starszych niż Elvira, Hopkirk, czy angielska ziemia; obudziła coś, czego budzić się nie powinno.
Bezkształtna i bezbarwna chmura magii splotła się z cieniem spod szafy, nabrała koloru głębokiej, bezgwiezdnej nocy i powoli uformowała konkretną postać. Czarny, przerośnięty basior skierował rozpalone czerwienią ślepia w stronę Igora, poruszył błoniastymi skrzydłami wzniecając przy tym tuman kurzu i pozostałych drobin magii. Powietrze roziskrzyło się, jakby skażone gwiezdnym pyłem przeklętej komety, pomieszczenie wypełniła przytłaczająca aura czegoś wszechwładnego i koszmarnie znudzonego. Nienazwany ciężar osiadł na barkach dwójki agresorów niby bele ołowiu, a w głębi myśli zagrzechotały ogniwa łańcuchów. Przebudzenie Ogmiosa było leniwe, powolne, jak zastygła krew ściekająca po ostrzu topora.
Basior zawarczał głucho i głęboko; dźwięk zdawał się wwiercać w czaszkę i zatykać uszy, burzył spokój ducha i ciała, przenikał do krwi i do kości, wtłaczając w umysły Elviry i Igora cichy, niezrozumiały szept. Słowa nie przypominały żadnego ze znanych języków; wypowiadane szybko, niemal desperacko, uniemożliwiały zapamiętanie. Cienista istota poruszyła się, obeszła sofę krokiem szykującego się do skoku drapieżnika. Czerwone ślepia przelotnie zahaczyły o sylwetkę Elviry, ale Cień szybko stracił nią zainteresowanie, odwrócił łeb; wyczuwał jej splamienie, wyczuwał, że w jej krwi krąży okruch tej samej mocy. Nie miał interesu w czynieniu jej krzywdy.
Uwaga rozbudzonego Ogmiosa skupiła się w całości na młodym Karkaroffie, na jego umyśle i zasobach pamięci. Igor mógł poczuć, jak ktoś bezceremonialnie przegląda jego wspomnienia, jak ogląda je jedno po drugim, szukając w nich sposobu na rozrywkę; iskry, która złagodzi narastający gniew spowodowany nieplanowanym rozbudzeniem.
Cień zawarczał ponownie; długi, wibrujący dźwięk wspiął się po ścianach, zatrząsł domem w posadach. Strzeliły szyby i porozrzucane szczątki zastawy, niewidoczna siła z trzaskiem rozerwała sofę na strzępy, wyrwała deski podłogi, odsłaniając cementowy fundament. Drzazgi, odłamki szkła i kawałki mebli strzeliły – jak mogło się zdawać – w jednym momencie, dotkliwie raniąc spętaną, niezdolną do obrony czarownicę. Jej słaby, rozpaczliwy krzyk nie spodobał się Ogmiosowi – był ludzki, był nudny, brzmiał tak, jak brzmiały tysiące innych głosów, które zabrał ze sobą. Niezadowolenie bóstwa odbiło się na Igorze – z jego pamięci nagle zniknęło jedno ze wspomnień, którego obecności jeszcze przed chwilą był absolutnie pewien, a poczucie czasu wydawało się wyraźnie zachwiane. Byli tu godzinę, czy minutę? Cień szczerzył się do niego od wczoraj, czy ledwie sekundę temu obnażył kły? Kobieta krzyczała całą noc, czy cały dzień? A może jedno i drugie? A może ani jedno ani drugie?

Mistrz gry i Ogmios witają serdecznie.
W tej turze przysługują Wam 2 akcje. Igor, odebrane Ci wspomnienie zniknęło bezpowrotnie, a jego wybór Mistrz gry pozostawia w Twojej gestii.
Żywotność:
Elvira: 205/223 (-4 osłabienie, -4 psychiczne, -9,5 elektryczne)
Igor: 237/237

Czas na odpis: 4 czerwca
Adriana Tonks
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wioska Whalley - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wioska Whalley [odnośnik]29.05.24 18:47
Dziwna niedojrzałość przemawiała przez jej butną postawę, dziwna histeria dobierała się do jej rozgoryczonej postawy, w druzgoczący już chyba sposób rysując w głębinach jego podświadomości chaotyczny szkic, w miarę którego z dorosłej, kilka co najmniej lat od niego starszej, kobiety przeistaczała się w małą, nieporadną dziewczynkę. W chwili rozczarowania tupiącą wyraźnie bucikiem w deski skrzypiącej podłogi, bo rówieśnicza koleżanka karczemnie przechwalała się figurką nowszej lalki albo strojniejszej sukienki; w obliczu słabego stopnia na banalnym teście oczekującą kwiecistej pochwały, bo dotychczas zawsze przecież uchodziła za nienaganną prymuskę. Rzucona przezeń z przekąsem uwaga niefortunnie zainicjowała podłą, zupełnie tu niepotrzebną, wymianę zdań, a w jej treści obydwoje mieli najpewniej po trosze racji. I ona wykazywała się racją, dostrzegając w nim zaledwie niedoświadczonego, zdolnego do aroganckiej pychy, młodzieńca; dla takich nad wyraz często zgubna okazywała się przesadna pewność siebie, szczególnie niebezpieczną będąc w zestawieniu z porywczym charakterem. Jemu udało się jednak zachować zimną krew, nie ponieść emocjom, nie pozwolić przesadnie jej właśnie — dziś nieporadnej, żałośnie wyzbytej mocy — skrzywdzić. Miała tego świadomość? Rozumiała, że wyłącznie dla niej, w odpowiedzi na jej prośbę i postawione przez nią cele, pobił nieznajomych i niechlubnie skrępował więzami, jednego bezwzględnie wręcz skazując na wyrok bliżej niedookreślonego samosądu? Okropne wrażenie podjętych nierozsądnie decyzji dobiegło go raptem, więc rzucił w jej kierunku jedno krytyczne słowo; z tej uwagi uczyniła sobie, zupełnie niestosowną, okazję do pouczania, choć niechybnie dawno już temu, z pełną premedytacją nieoczekiwanej chuci instynktów, porzuciła dystans i zachowania godne prawdziwej mentorki. Nigdy nie doglądał w niej autorytetu, bo i ona nie traktowała go z należytą powagą; mogła zatem zaśmiewać się głośno na komentarz o żądzy, bo tyczył się on nie jego, nie perwersyjnej reminiscencji, wyrwanej z chłodu prosektorium, lecz przelanej tu dotychczas krwi, zapewne też tej jeszcze, która dla niej podniecająco wrzała w ciałach tutejszych ofiar. Czyli jednak tęsknisz, Elviro?
Powiedziałem to już dwa razy, powiem i trzeci — jesteś n i e o d p o w i e d z i a l n a — wycedził kpiąco, z nikłym uśmiechem drwiny na twarzy, a w nim zastygło to nieme czyżbyś za mocno uderzyła się w głowę?, szczerze nieznoszące tego bezzasadnego awanturnictwa. — Nie zakładam. Tak właśnie było — dodał wkrótce, w leniwie już zobojętniałym znudzeniu, bo rozmowa z nią nie przypominała sensownej komunikacji, zwłaszcza gdy pozornie niedbałym słowem traktowała to, co zdawało się dla niej tak dokuczliwie absorbujące. Wzrokiem omiótł na koniec dogorywającego Hopkirka, odwróciwszy się do reszty plecami usłyszał zaś brzmienie jej inkantacji, by zaraz pomieszczenie rozdarło się nienormalnym warkotem. Rozszczepiona wiązka magii zamigotała pomiędzy firanami a karniszem, by wkrótce swe ujście znaleźć w ciemnej mgle, kształtującej się w niewyraźny obraz wyłażącego spod szafy cienia. Spojrzenie powędrowało w kierunku nieoczekiwanego hałasu, żądne odpowiedzi i wyklarowania jakiejś podłej koncepcji; palce mocniej zacisnęły się na drewnie różdżki, gdy źrenice odnalazły czerwone ślepia materializującego się z wolna psa. Wraz z początkiem lipca cały kraj zaległ w mistycznych opowieściach o bliżej nienazwanych mocach, panoszących się w akcie mordu po każdym z hrabstw; miał wprawdzie sposobność pozostałości ich wizyty, w dwóch różnych miejscach odnajdując tożsame ślady niewiadomej wydzieliny, najczęściej w pobliżu rozerwanych na kawałki ludzi, ale nigdy jeszcze dotąd taka istota nie objawiła mu się przed oczyma. O ile w ogóle to, co majaczyło teraz w jego pobliżu, było tym, co wykończyło sylwety przemytników z bagien i trupów napotykanych na wybrzeżu Kent. Elvira w popłochu wciąż wykrzykiwała doń stek jakichś absurdów, je zignorował jednak prędko, jakże naiwnie tężejąc w swojej postawie; rysy zdradzały się niepewnością, ale nie nabrały brzydkiego wyrazu paniki, po części może dlatego, że myśli skotłowały się wokół nurtującego go teraz usilnie zapytania.
Dlaczego, tak właściwie, przed rokiem przyjechaliśmy tutaj, do Anglii? Dlaczego po śmierci ojca nie pozostałem w Bułgarii?
Potrzeba tych odpowiedzi chwilowo kotłowała się w jego głowie, jako ten niestabilny defekt nurtującego go wspomnienia; prędko jednak — wbrew zatraconemu poczuciu czasu — wyparł się tego wrażenia, w postawie ni to ataku, ni obrony, formułując cicho stosowne zaklęcie:
Abesio. — A za cel upatrzył sobie bodaj wąski korytarzyk, biegnący od drzwi wejściowych do salonu, gdzie wkrótce, zupełnie bezwstydnie, teleportowałby się w bezpieczne miejsce. Cała reszta nie miała już teraz większego znaczenia.

rzut
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Wioska Whalley [odnośnik]29.05.24 19:22
Jak śmiał? Jak śmiał mówić do niej tak jakby miał jakikolwiek autorytet lub prawo ją pouczać? Pełne goryczy oburzenie jakie znalazło sobie drogę do jej gardła zmusiło ją do szeregu okrutnych słów przeplecionych sykiem, to prawda. Ale to on zdecydował się tak podle wytknąć jej dzisiejszą słabość, to on kpił sobie z niej perfidnie nie mając bladego pojęcia o czym mówi. Ona wszak najlepiej wiedziała jak okrutnie zakpiła sobie z niej dziś magia; jak wątła i słaba i niepewna czuła się, gdy nie potrafiła skupić żadnej wiązki zaklęcia tak jakby tego pragnęła. Nic nie szło po jej myśli, nic nie było tak jak powinno i dopatrywała się w tym działania klątwy lub uszkodzeń głębszych niż ośmielali się podejrzewać uzdrowiciele ze Świętego Munga. Czy piekielny ogień trzynastego sierpnia mógł wedrzeć się w nią aż tak głęboko?
Z pewnością czuła go teraz; wściekłość na przemian ze smutkiem, pogardę i żal, wirujące i otumaniające, jak śnieżyca nad morzem lawy. Palce świerzbiły ją, by złapać Igora nie za włosy lecz za szyję. Wbić kciuki w krtań i głębiej, za tchawicę, pozbawić go tchu i myśli, ukarać za to, że śmiał stać się jej tak miłym by obchodziło ją teraz co na jej temat myśli.
Powtórzył to jeszcze raz. Nieodpowiedzialna.
- A ty bezczelny - stwierdziła po chwili zimno. Jeżeli myślał, że ją sprowokuje swoją ignorancją, głupotą i perfidnym powracaniem do zamkniętych rozdziałów ich historii, był w błędzie. Nie dzisiaj, nie tutaj. Wkrótce. Otworzyła usta, jakby chciała dodać coś jeszcze, ale zmieniła zdanie.
Objawienie się mrocznej mocy, która najwyraźniej wiedziona jej goryczą znalazła sobie ujście na skraju jej bezużytecznej różdżki było już ostatnią kroplą przelewającą czarę. Powinna być przerażona, ale nie była. Ta magia, tak brudna i zimna, tak usilnie wdzierająca się w płuca i utrudniająca oddychanie - ta magia utwierdzała ją w przekonaniu, że była kimś więcej niż tylko sumą swoich porażek i upokorzeń. To właśnie w jej bezpośredniej obecności, zaszczycona bliskością, która okrutnie mieszała w głowie, czuła się ważna i potężna. Nie przeraził jej trzask szyb i skrzek rwanego drewna. Choć instynktownie osłoniła się ramieniem, przerażone krzyki ranionej kobiety wyrwały z jej ust tylko rozbawione westchnienie.
Niepokój Igora przyniósł jej satysfakcję - nie byłoby tak, gdyby nie była uprzednio tak zraniona i zła. I chociaż głęboko w otchłani serca wiedziała, że nie pozwoliłaby na żadną jego krzywdę. Przez wzgląd na Drew, na Irinę, na jego samego, tego pieprzonego kretyna... to mimo to w rozdrażnieniu chciała choć chwilę dłużej obserwować jego strach.
Bo strach smakował niemal równie słodko co krew.
W jednej dłoni wciąż jeszcze trzymała tchórzofretkę, ale drugą, bez różdżki, wyciągnęła w stronę Cienia. Ostrożnie, z uwagą i szacunkiem opadła na jedno kolano. Podbrzusze zakuło ją nagle, ale nie zwróciła na to większej uwagi.
- Pozwól mi. Pozwól, a nakarmię cię i nasycę.

Celuję w kość 9 (więc 8 lub 9 się liczy)


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Wioska Whalley [odnośnik]29.05.24 19:22
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 2, 1, 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wioska Whalley - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wioska Whalley [odnośnik]30.05.24 11:32
Zalegające w pomieszczeniu cienie wydłużyły się, wypełzły spod mebli, zmaterializowały się z wirujących w powietrzu świetlistych drobin, przesączyły się przez fundament. Kolejne pokłady magii i przytłaczającego mroku lgnęły w stronę domu; przez puste okienne framugi wpełzły kolejne cienie, choć nie przyjęły żadnej konkretnej formy. Ich obecność wprawiała krew w szybsze tempo, budząc uzasadnione poczucie lęku. Niewiele dzieliło was od rozerwania na strzępy – Elvirę wciąż chroniło splamienie, ale Igor, Madelyn czy zamieniony w zwierzę Hopkirk – pozostawieni byli samym sobie.
Poraniona Madelyn straciła przytomność, a jej krew zabarwiła połamane deski podłogi; ciemna posoka płynęła powoli i ospale, tak jak powoli uchodziło z niej życie. Niektórzy powiedzieliby, że być może był to akt pańskiej łaski – śmierć w końcu nie była najgorszym, co mogło człowieka spotkać. Nie w obecnych czasach.
Woń krwi zaatakowała zmysły Igora i Elviry z ponadprzeciętną mocą; od momentu obudzenia Ogmiosa cała rzeczywistość zdawała się chwiać w posadach, a percepcja ulegała znacznemu zakłamaniu. Ból to gasł, to nasilał się, pomieszczenie raz wydawało się całe skąpane w ciemnym szkarłacie, a raz przypominało zwykły, zdewastowany salon, trzaski łamanych desek raz po raz, do złudzenia, przypominały odgłos łamanych kości. Trudno było orzec, gdzie tak naprawdę leżała prawda, trudno było dociec gdzie znajdowała się granica fałszu.
Wyrwane z pamięci Igora wspomnienie wystarczyło na krótką chwilę; starożytna moc podniosła już łeb, rozbudziła się, i chciała więcej; Karkaroff mógł czuć, jak odłamek tej mocy, ledwie marny okruch, wciąż przetacza się przez kolejne wspomnienia, jak uwierający w bucie kamień. Będący częścią tego samego tajemniczego obiegu magii Cień machinalnie zwrócił łeb w ślad za uciekającym mu z pola widzenia czarodziejem, wyczuł świeżą nutę krwi, która pojawiła się wraz z niewielkim otarciem na dłoni Igora jako skutek nie do końca poprawnie skupionej energii w rzuconym zaklęciu. Basior skoczył raz, skracając między nimi odległość o połowę i już-już miał wykonać drugi skok, a zaraz po nim wgryźć się w nogę Karkaroffa, gdy jego uwagę ściągnęła na siebie Elvira. Pies zatrzymał się, przechylił głowę. Ruch błoniastych skrzydeł znów wzburzył powietrze, posyłając w górę kurz, odłamki szkła i drewna.
Przez jedną, krótką chwilę Elvira i Igor mogli żywić nadzieję, że udało jej się dopasować Cień do swojej woli, że ten podejdzie, wsunie ciemną kufę w wyciągniętą dłoń czarownicy i cały ten koszmar się skończy.
Nic bardziej mylnego.
O ściany czaszki Elviry obił się suchy, złowieszczy rechot. Zalegające na podłodze cienie podniosły się, zawirowały w powietrzu, przekształcając się w szarawą, gęstą mgłę szarpaną ruchami wpadającego przez wybite okna wiatru. Obecność cienistej istoty była namacalna, bliska, sprawiała wrażenie dostępnej, ale tylko przez ułamek sekundy. Słowa wypowiedziane przez Elvirę utonęły w kolejnych trzaskach i jękach belek podporowych i stopowych. Cały dom zdawał się kruszeć, trząść w posadach; tynk sypał się ze ścian i stropu, z sufitu odpadały kolejne cegły, grożąc zawaleniem domu tu i teraz. Mieliście niewiele czasu na reakcję, a jeszcze mniej – na ratowanie własnego życia.

Igor, Twoje Abesio było połowicznie udane i poskutkowało niewielkim rozszczepieniem - otarciem na lewej dłoni.
Oboje znajdujecie się w stanie bezpośredniego zagrożenia, dom zawali się w przeciągu dwóch tur. Możecie się teleportować tu i teraz (w takim przypadku proszę o link do lokacji), ale Mistrz gry przypomina, że teleportacja w stanie zagrożenia będzie wiązać się z rozszczepieniem.

Żywotność:
Elvira: 205/223 (-4 osłabienie, -4 psychiczne, -9,5 elektryczne)
Igor: 235/237 (-2 szarpane)

Czas na odpis: 6 czerwca
Adriana Tonks
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wioska Whalley - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wioska Whalley [odnośnik]01.06.24 15:42
Cała ta kłótnia, choć do czasu absorbująca i w istocie emocjonująca, choć wrząca oskarżeniami podobnie do garnka zupy cebulowej z sąsiedniego pokoju, prędko rozmyła się ciemnością i trwogą, mimowolnym wręcz przerażeniem i intuicyjną samozachowawczością. Po raz pierwszy oglądał podobną kreaturę na oczy, nigdy wcześniej nic podobnego nie zamajaczyło na jego czarodziejskiej drodze, nawet jeśli jego szkolni koledzy z mniejszym lub większym powodzeniem dążyli do spreparowania mrożącej krew w żyłach postury ponuraka, tak tylko, dla podgrzania atmosfery bladym żartem wśród wierzących w niego dziewcząt z klasy. To coś nijak przypominało jednak sylwetę mitycznego, opisywanego na lekcjach wróżbiarstwa omenu, w dużo bardziej złowieszczym charakterze szczerząc doń swe czerwone ślepia, łypiąc nań cienistymi wzorami ostrych kłów; zewsząd spłynął charakterystyczny zapach krwi, bliżej niedookreślony ciężar opadł na ramiona, jakby chciał zatrzymać go w miejscu, jakby zmuszał go do statecznego oczekiwania na ruch nieznanej istoty. Zaraz z głowy uleciało jeszcze to frapujące wspomnienie, czas rozwlekł się nieprzyjemnym impulsem nieświadomości; jedno zaledwie wejrzenie pozwoliło zweryfikować zaskakujący brak zainteresowania stworzenia obliczem pokornej Elviry, niespodziewanie padającej na lewe lub prawe kolano, nie zanotował tego niuansu. Zdaje się, że i samego basiora, utkanego chyba z tej kosmicznej, albo możliwie najbardziej plugawej, magii, zdziwiła służalcza postawa blondynki; odwrócony łeb dał mu chwilę czasu na ucieczkę dalej, wprost do znajdujących się nieopodal drzwi wyjściowych, choć zapach posoki, niosący się z nadszarpniętej niedostatecznie udanym zaklęciem, z pewnością niefortunnie drażnił kreaturę. Przez myśl przemknęło mu nawet, by wrócić się po nią, pozostawioną samą sobie za plecami towarzyszkę, ale samolubna potrzeba ratowania własnego jestestwa wzięła górę nad miałkim objawem — najpewniej też bynajmniej nieskutecznym — bohaterstwa. Od tej pory bezwstydnie nazwać go mogła tchórzem i nie kryłoby się w tym świadectwie pojedyncze bodaj ziarno przesady; inni określiliby to, być może, śladem jakiegoś pragmatycznego rozsądku, bo od pierwotnego zetknięcia prezentowaną przez stwora siłą, przekonany był o osobistej względem niego bezradności. Jedno szczęknięcie zębami, jedno smagnięcie kończyną, a dogorywałby śmiertelnie na zakurzonym dywaniku, podobnie do starca, po którego tu przyszli. Zasłyszana zza pleców komenda dobiegła jego uszu, poniekąd też kojąco zaanonsowała, że jej nadawczyni jeszcze żyła, że podzielała z nim plany o ucieczce, chociaż i ta jawiła się teraz znacznym ryzykiem; trzęsący się sufit sygnalizował o rozpadającym się domu, zewsząd spadały fragmenty tynku, podłoga dygotała się niebezpiecznie pod stopami, a buzująca weń adrenalina nie dawała realnych szans na bezpiecznie dotarcie do domu. Z pełną świadomością możliwego rozszczepienia, tuż na progu skromnego domostwa, ścisnął mocno różdżkę, myśli koncentrując wokół pożądanej destynacji. Nie były to obrzeża Wioski Whalley, nie był to też bieg rzeki Avon w Worcestershire, choć tam właśnie zapraszała go przed chwilą, a nawet w potoku niewdzięcznej wymiany zdań; wracam do domu, postanowił instynktownie, w wyraźnej potrzebie schronienia się w niezachwianym zwątpieniem azylu. Bo tam przecież ktoś się nim na pewno zajmie, bo tam na pewno poskładają go w całość, gdy teleportacja postanowi rozerwać go pomniejsze cząstki.

| zt?, k100 na powodzenie teleportacji (nie wiem czy potrzebne, ale rzucam na wszelki wielki), uciekam do domu w Suffolk
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Wioska Whalley [odnośnik]01.06.24 15:42
The member 'Igor Karkaroff' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wioska Whalley - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wioska Whalley [odnośnik]01.06.24 15:43
dorzucam bo pomyłeczka nastąpiła
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Wioska Whalley [odnośnik]01.06.24 15:43
The member 'Igor Karkaroff' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 43
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wioska Whalley - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wioska Whalley [odnośnik]05.06.24 21:30
Krew - jej odór, smak, lepki dotyk zdawał się podążać za nią wszędzie od momentu upadku komety, a nawet i dłużej. Nie opuszczał jej przez długie miesiące po powrocie z Locus Nihil, nie opuszczał jej też teraz, choć przyjmowała to brzemię ze znacznie większą godnością, niemal ochoczo. Być może traciła rozum, a być może straciła go już dawno i od tamtego czasu odgrywała tylko rolę kobiety, którą już nigdy nie miała się stać. Prawdziwy był tylko odległy głos Igora, trzaski teleportacji zmieszane z trzaskiem łamanych kości (desek? krokwi?), cienie na ścianach i podłodze, pod jej kolanami, szkarłat na ścianach, taki sam jak w Evesham odkąd gwiezdny pył tchnął w jej dom nowe, odrażające życie. Nowe życie. Z dreszczem złego przeczucia położyła dłoń na podbrzuszu, ale myśl zniknęła zanim zdążyła się wyklarować. Przed sobą i w sobie miała już bowiem rzeczywisty strach.
Strach przed nadchodzącą śmiercią, który powinien - bo zawsze tak było - dotrzeć do niej znacznie prędzej niż dzisiaj. Tylko przez najkrótszą chwilę mogła liczyć na to, że nagnie Cień do swojej woli. Przynajmniej odwróciła jego uwagę od Igora; ale rozbijający się o wnętrze czaszki rechot sprawił, że zwątpiła w to, czy powinna to zrobić. Zwątpiła, czy Igor aby na pewno na to zasługiwał.
- Kurwa - warknęła pod nosem, zbierając się na nogi, choć kolana trzęsły jej się z powodu hałasu i zewsząd napierających na świadomość bodźców. Sprzecznych bodźców. Gdzieś obok niej dogorywała żona szlamy, gdzieś obok niej na pastwę losu zostawiał ją Igor, ale zamiast na nich, skupiła się na własnym przetrwaniu. Mogłaby się teleportować, robiła to już wcześniej pod wpływem gwałtownych emocji; i poniosła za to bolesną lekcję. Czy była gotowa na kolejne blizny? Czy była gotowa na kolejne cierpienie, tak szybko po odzyskaniu władzy w kończynach? Potrząsnęła wiotką tchórzofretką, i doszła do wniosku, że jeśli straci Hopkirka (lub jego ciało) cała ta wyprawa straci sens. Może i pozbyła się dwóch kolejnych zdrajców, może dowiedziała się czegoś zatrważającego o sobie; ale nie nawykła rezygnować. Nie chciała też więcej narażać się na lizanie ran w samotności.
- Cito - mruknęła, wskazując różdżką na siebie, a potem zrobiła to co wydawało się logiczniejsze od teleportacji; puściła się biegiem do wciąż całych drzwi wejściowych, omijając pęknięte, wystające deski i mając zamiar wybiec z drżącego w posadach domu zanim zawali się na nią sufit. Tylko w ten sposób mogła wyciągnąć stąd Hopkirka i siebie bez zabicia ich obojga; tak przynajmniej sądziła. - Wynoś się - warknęła przy tym do cienia, tak jakby to było rozsądniejsze od padania przed nim na kolana.
Zielony odłamek na jej piersiach był gorętszy niż zwykle.
Przypominał, że wcale nie była nieśmiertelna.

1. Cito, lecę
2. k3 na odegnanie cienia, tam musi być 4 bodaj (mam +1)


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Wioska Whalley [odnośnik]05.06.24 21:30
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 68

--------------------------------

#2 'k3' : 2, 3, 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wioska Whalley - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Wioska Whalley
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach