Wydarzenia


Ekipa forum
Ratusz
AutorWiadomość
Ratusz [odnośnik]01.03.21 21:57
First topic message reminder :

Ratusz

Oaza zaczynała się rozrastać, a im więcej zamieszkiwało ją czarodziejów, tym bardziej potrzebna była ściślejsza organizacja. W połowie września 1957 r. ukończono budowę ratusza, który powstał przy samej wiosce, w nieznacznym oddaleniu od chatek mieszkalnych. Zamieszkał tam Harold Longbottom, który zawsze potrzebny był na miejscu, wraz z najbliższymi współpracownikami czuwającymi nad bezpieczeństwem wyspy i zdrowiem jej mieszkańców. To nieco większy budynek, w którym odbywają się rozmowy na szczycie, spotkania organizacyjne oraz audiencje u prawowitego Ministra Magii i jego delegatów. Wnętrze ratusza jest surowe, wojskowe, mało przytulne, brak elementów ozdobnych. Niewygodne drewniane meble zostały zbite przez Zakonników.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ratusz - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ratusz [odnośnik]23.03.21 9:02
Ucieszyłem się, kiedy William zaaprobował mój pomysł z łódką. Nie miałem wątpliwości, że wśród nas znajdzie się choć jedna osoba, która będzie w stanie mi pomóc. Każdy z nas był indywidualistą z inną historią, innymi umiejętnościami, byli wśród nas osoby mugolskiego pochodzenia i nestorzy arystokratycznych rodów, a jednak udawało nam się stworzyć zorganizowaną grupę i zawsze uważałem to za coś pięknego. – Świetnie. Znam kogoś kto ma pojęcie o żeglarstwie, powinien mi pomóc z projektem – oczywiście miałem na myśli Bojczuka, człowieka renesansu, który ze swoimi zdolnościami malarskimi powinien być w stanie stworzyć coś faktycznie czytelnego. Wtem jednak odezwał się Keat, mój wspaniały współlokator, jak widać pomocny w każdej chwili. –O, jeszcze lepiej! W takim razie zaufam wam z łódką i sieciąi przyjdę na gotowe, no trochę tak, ale na pewno będę z niej często korzystał. Z tego co zdążyłem się zorientować, niewiele osób miało pojęcie o gotowaniu, a na pewno nie na tyle wysokie, żeby sprostać zdobywaniu jedzenia w tak niesprzyjających warunkach.
To dobry pomysł – zgodziłem się z Hannah. – Wydawanie jedzenia w jeden konkretny dzień będzie zapobiegać chaosowi. Ze spisem mieszkańców od Billy'ego bylibyśmy w stanie kontrolować która chatka już dostała zaopatrzenie – z ulgą słuchałem rzucanych pomysłów, dobrze było wiedzieć, że w kwestii organizacji jedzenia można polegać na kimś jeszcze. – W razie czego mogę pomóc przy rachunkach, ogarniałem to w lodziarni – zaoferował, ciekawe czy jeszcze ktoś o tym pamiętał, bo chyba nawet ja pomału zaczynałem o tym zapominać. – Pomoc z przetworami na pewno się przyda – dodałem jeszcze, zanim temat zszedł na politykę. Na tym już się za dobrze nie znałem. To znaczy... Większość historii właśnie na tym się opiera, więc miałem pojęcie, ale czym był stos przeczytanych książek w porównaniu do doświadczenia aurorów? Nie chciałem się wymądrzać, oni lepiej potrafili oszacować nasze siły i możliwości.
Spojrzałem trochę zaskoczony na lorda Longbottoma, kiedy postanowił powierzyć mi pieczę nad jedzeniem – nie spodziewałem się, że wśród tych poważnych dyskusji znajdzie się jeszcze na to miejsce, nawet jeżeli jedzenie zawsze było i będzie najważniejszą częścią naszego życia. – Dobrze, zajmę się tym – odparłem, dziękując w duchu za to zadanie, bo ręce pełne roboty pomagały trzymać myśli w ryzach. Rozluźniłem się nieco na tym niewygodnym krześle, czując, że moje zadanie już zostało wykonane. Słuchałem uważnie słów o Kapitule, o zmianach w Zakonie, i pewnie zamyśliłbym się nad nimi na dłużej, gdyby nie te słowa na końcu. Spojrzałem na Marcellę i chyba cała moja osoba zadała jej to nieme pytanie: Gwardia, naprawdę? W pierwszym odruchu ulżyło mi, że już została rozwiązana, choć gdybym racjonalnie to przemyślał, szybko doszedłbym do wniosku, że Marcela byłaby odpowiednią osobą na tym stanowisku.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ratusz - Page 6 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Ratusz [odnośnik]23.03.21 10:26
Nie był strategiem.
Przytłaczało go to, o czym teraz mówili; połaci, zdające się nie mieć końca, o które trzeba było walczyć - nie na ślepo, lecz dokładnie rozplanowując działania, żeby to wszystko nie było tylko bezsensownym oporem, lecz realnie wpływało na zdobywanie wpływów na danych obszarach. Na odpieranie wroga. W ciszy przysłuchiwał się słowom tych, którzy mieli doświadczenie, pozwalające im na to, by zaakcentować, na jakich obszarach w pierwszej kolejności powinny się skupić zakonne działania. Przedstawiony plan wydawał mu się logiczny - trudno mu było oceniać go, biorąc pod uwagę jakiekolwiek inne kryterium.
- Znam dobrze ziemie Derbyshire, postaram się pomóc także w Lancashire - przeniósł ciężar spojrzenia na lorda Ollivandera, który wspomniał o tym, iż chciałby połączyć te obszary wspólną ochroną. Jego domem pozostawał Londyn, lecz domem smoków, o które troszczył się tak długo, bliskie mu Derbyshire. Nie zapomniał także o liście od Jade.
Rozprostował dłonie, pod stołem bezwiednie sięgając po kawałek papieru, by zrolować go tak, jakby miał zamiar zrobić sobie papierosa; nie miał jednak tytoniu, atrapa pod jego palcami rozwaliła się szybko, wsunął więc wymięty pergamin do kieszeni, czując tylko narastającą nerwowość, która nie mogła znaleźć ujścia.
- Zastanawiam się jeszcze nad tym, w jaki sposób podzielimy się patrolami na obszarach, na których w tym momencie najbardziej nam zależy. Czy nie byłoby dobrze, żeby do każdego przydzielić... nie wiem może dwóch Zakonników, spośród zebranych dzisiaj. To te osoby byłyby odpowiedzialne za to, aby składać im raporty z patroli, które później zbiorą w jeden i przekażą tobie, sir. Nie chodzi mi oczywiście o to, żeby podzielić się tak, by każdy z nas patrolował tylko jeden obszar, ale żeby każdy z nas na jeden konkretny zwracał szczególną uwagę, wybierał się tam częściej. Dzięki temu łatwiej byłby chyba rozmawiać w przyszłości o konkretnych rozwiązaniach, z osobami, które doskonale znają poszczególne ziemie. Siedzą z nami wprawdzie nestorzy i lordowie, lecz chociażby o ziemiach Fawleyów - które były gdzieś na wspomnianej zachodniej linii - nie wiemy chyba na ten moment zbyt wiele - dokończył chaotycznie; często padało Derbyshire - z pewnością nie braknie chętnych do działań w tym rejonie - ale co z resztą obszarów? To było tylko gdybanie osoby, która nie miała nic wspólnego z planowaniem działań wojennych - taki podział wydawał mu się jednak potrzebny, poddał go więc pod ocenę Ministra.
Skinął głową na słowa o tym, że od tej pory wprowadzenie sojuszników do Oazy będzie wymagało zgody Longbottoma. I potem raz jeszcze - gdy mowa była o Phillie. Która przecież już teraz działała jako informatorka; sprawdzała się w tej roli świetnie.
Słysząc słowa o rozwiązaniu Gwardii, uciekł wzrokiem w stronę Justine i Alexandra; brzmiało to tak, jakby nie zostali wcześniej poinformowani - czy naprawdę dowiadują się dopiero teraz?
Trudno mu było sobie też wyobrazić, jak dokładnie miałaby funkcjonować Kapituła - niewiele na ten moment zostało wyjaśnione.
- Jest takie miejsce na Isle of Dogs, w pobliżu figurek, nazywanych Zatopionymi Chłopcami, miejsce wymiany informacji - zwrócił się do Maeve - gdyby udało się pozyskać dla Zakonu spotykających się tam informatorów, i gdybyśmy nakłonili ich do współpracy, mielibyśmy dostęp do informacji nie tylko z Londynu.
- Siedlisko czarnej magii? - jedna z brwi powędrowała ku górze, w wyrazie autentycznego zdumienia. Szara strefa i przestępczość - bez wątpienia; obszar, gdzie każdy pała się czarną magią? Absurd. - Może pomyliłeś, Cedricu, port z Nokturnem? - zapytał więc tylko, uznając to za wystarczający komentarz. - A jednak siedzę tu, męt i margines społeczny, przy tym samym stole, co ty, i walczę dla Zakonu. Nie jestem wyjątkiem, w porcie z pewnością są jeszcze osoby, do których można dotrzeć, i których gniew można wykorzystać. O dotarciu do takich ludzi mówił chyba Anthony, i do tego się odniosłem. Przecież nie twierdzę, że cały port zostanie sojusznikami Zakonu - zawsze chodziło o jakiś procent - o jednostki, które trzeba odnaleźć. Phillipa jak nikt znała ludzi z portu, mogła skierować Zakonników do właściwych osób. Do takich, które - gdy zaoferuje im się alternatywę - będą skłonne przekuć słowa w czyny. Był ciekawy, jak lord Ollivander zareaguje na propozycję Anthony'ego.  
- Nie wiem, kiedy Hannah usłyszała te słowa, mam wrażenie, że z pewnością nie ostatnimi czasy - jeśli w sierpniu - wtedy, gdy go szukały - a może i wcześniej, to wiele zdążyło się zmienić, to, czego doświadczyła Phillie przez ostatnie miesiące, stworzyło z niej kogoś, w kim widział osobę, która ze swoim naturalnym talentem do zdobywania informacji, może im pomóc jeszcze nie raz - trudno oceniać mi wyrwany z kontekstu cytat, pozostawię to więc tobie. Ale jeśli takie masz o niej zdanie, to znaczy, że nie poznałeś jej wcale - brak szacunku do innego człowieka - brzmi jak słowa, którymi mógłby określić jego, nie ją; nie znał go jednak na tyle, by po kilku minutach wysnuwać podobne wnioski.
Przeniósł wzrok na Vincenta; nie rozumiał, dlaczego wszyscy mówili o porcie tak, jakby mieszkali tam ludzie, którzy w niczym się od siebie nie różnili. Jak każda zbiorowość - tak i port składał się z setek osób o różnych charakterach i temperamentach. Ze sprzedawczyków, z tych, którzy z obojętnością przyjmą to, co się stanie, byle tylko mogli dożyć następnego dnia, ale też z takich, którzy - tak jak on, czy Marcel - nie potrafią odwrócić wzroku. Port, Irlandia czy Szkocja - wszędzie znajdą się tacy, na których trzeba uważać; i tacy, którzy mogą pomóc. - To nie są jacyś oni, w niczym się od siebie nie różniący, tylko ludzie, różni, najróżniejsi - dodał jeszcze, na sam koniec, nie zamierzając już dłużej ciągnąć tego tematu.
Z uwagą wysłuchał tego, o czym wspomniał Skamander; w końcu i on nosił przy sobie zarejestrowaną różdżkę, a niewiele jeszcze wiedzieli na temat tego, w jaki sposób dokładnie działa Namiar.
- Rejestrowałem różdżkę tuż przed majowym wydaniem gazety, w której znalazły się listy gończe. Na drugim poziomie, na samym końcu korytarza... wysłałem poglądową mapkę i raport Gwardii - zbierając myśli, zahaczył spojrzeniem o Justine - no więc, na końcu korytarza znajdowało się archiwum, gdzie przechowywali dokumenty z rejestracji. Robili też ich kopie i przenosili gdzieś jeszcze, odniosłem wrażenie, że poza budynek Ministerstwa. Kopie wysyłano gdzieś partiami. Nakładanie Namiaru musi się odbywać w Ministerstwie, choć na innym poziomie, urzędnicy wraz z różdżkami udawali się do windy, wracali dopiero po dłuższej chwili. Horace Plunkett, który był jakimś... starszym ekspertem albo specjalistą w Biurze Rejestracji Różdżek, mógłby wiedzieć coś więcej. Próbowałem też dotrzeć do informacji o miejscu zamieszkania Mathildy Midgen, wtedy zastępcy przewodniczącego Komisji - zawahał się, próbując przypomnieć sobie, jak to się dokładnie nazywało - Kontroli Różdżek, pomagał mi w tym pan Rineheart. Dowiedział się, że Midgen ma w garści jakichś ważniaków i pnie po szczeblach dzięki znajomościom, nie udało się jednak dotrzeć do miejsca jej zamieszkania. Jeśli miałbym próbować ją śledzić - o ile Minister uzna to za warte zachodu i zaangażowania - to będę potrzebował kogoś, kto pomoże mi w obserwacjach, jak i pochwyceniu Midgen, jeśli nadarzy się okazja - pisał już o tym w liście; nie czuł się na tyle zaawansowany w walce, by ryzykować w pojedynkę pojedynkiem z kimś, o kogo umiejętnościach nie miał najmniejszego pojęcia.
Nie wiedział, że osoba, o której wspomniał Florean, to ta sama, o której pomyślał i on; skinął mu głową z lekkim uśmiechem, odnotowując też w pamięci, by dopytać także o rodzaj drewna, o czym napomknął Bill.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Ratusz [odnośnik]23.03.21 11:56
Ciężko było się nie zgodzić ze słowami Samuela. Wojna się zaostrzała, a oni zdawali się chwilowo znajdować na przegranej pozycji, ale nie mogli się traktować jak przegrani. Byli największym, i najprawdopodobniej jedynym, ruchem oporu. Regularnie się spotykali, obmyślali plan działania, walczyli bezpośrednio z wrogiem lub pośrednio w zaciszu własnych domów czy Oazy. Dawali z siebie wszystko, nigdy w to nie wątpił, patrząc chociażby na to, jak wiele spośród nich już nie siedzi przy tym stole. Byli już zmęczeni, ale wciąż zmotywowani, nie mogli patrzeć na siebie przez pryzmat ofiary. Taka narracja nikomu nie pomoże.
Czuł, że więcej nie wniesie do dyskusji o obronie hrabstw – wypowiedział swoją opinię, a konkretny plan da opracować specjalistom. Nie znał się na wojnie czy na walce tak jak oni, nawet polityką zaczął się interesować dopiero rok temu, kiedy objął stanowisko nestora. Wcześniej żył trochę w oderwaniu od rzeczywistości, nawet jeżeli wydawało mu się, że jest inaczej.
Zgadza się, jego brat Halbert pracuje jako zielarz w naszych szklarniach. Na początku października wysłał mi list, w którym zadeklarował pełne poparcie dla mojej osoby i naszych działań. Nie wątpię w szczerość jego intencji, ufam mu – odpowiedział pannie Figg. – Herberta Greya już nie znam tak dobrze, ale jestem w stanie uwierzyć, że i on może okazać się bardzo pomocny – dodał, spoglądając na Anthony'ego. Jego korespondencja z niejaką panną Crabbe była niepokojąca, ale sam list wydawał się przydatny. Będzie musiał z nim o tym porozmawiać już na osobności. Jednak jeden moment tego listu szczególnie przykuł jego uwagę.
Dostałem list z pogróżkami – nie pierwszy i zapewne nie ostatni, choć ten konkretny był wyjątkowo nieprzyjemny. – Ktoś dorzucił do niego ucięty palec i podpisał się jako S. Nie wiem czy to może mieć związek z tym Schmidtem – ale uznał to za zbyt duży zbieg okoliczności.
Z zaciekawieniem słuchał Harolda, kiedy opowiadał o zmianach w Zakonie. Kapituła miała sens – wielu z nich i tak nieformalnie podzieliła swoje działania, poza tym ostatnie doświadczenia pokazały, że przydadzą im się nie tylko typowo bojowe struktury. Wysłuchał wszystkich pytań, które padły odnośnie tego pomysłu, czekając na odpowiedź lorda Longbottoma – i jego interesowały odpowiedzi.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Ratusz [odnośnik]23.03.21 15:43
Słuchała wszystkich po kolei, spuszczając wzrok, kiedy głos zabierał Fred, wyjaśniając swoją nieobecność. Zmarszczyła brwi, bawiąc się pierścieniem, nie spoglądając w jego kierunku. Przekonanie ludzi, by stanęli po stronie Zakonu wcale nie miało być prostym zadaniem. Voldemort rządził strachem, potrafił wykorzystywać ludzkie słabości, a jego rządy — przez Malfoya udowadniały, że doskonale wiedział, co robić, by podporządkować sobie społeczeństwo. Tam w Londynie wciąż przecież mieszkali ci, którzy zdecydowali się zostać z obawy; którzy nie pomagali potrzebującym i zakonnikom ze strachu, a nie nienawiści zagnieżdżonej w sercach.
Longbottom patrzył na nią, zastanawiając się nad czymś wyraźnie i nie była do końca pewna, czy analizował jej słowa, czy może jednak liczył na to, że prędko skończy. Kiedy jednak dobrnęła do finiszu i usłyszała rozkaz kiwnęła zdecydowanie głową, przyjmując wymóg złożenia szybkiego raportu. Nie spodziewała się właściwie niczego innego, kwestię zaopatrzenia należało rozwiązać jak najszybciej i wprowadzić w życie, zima była tuż tuż, a oni potrzebowali nie tylko porządku, ale i sporych zapasów na gorsze czasy. Wiedziała, że Harold był zadowolony z tej propozycji, oddając jej całkowicie to zadanie zaufał jej i powierzył wielką odpowiedzialność. Nie zamierzała ani jego, ani pozostałych zawieść w tej kwestii.
— Tak jest, sir — odparła od razu, a kąciki ust drgnęły jej w uśmiechu. Skinęła głową także Williamowi, uśmiechając się do niego ciepło, gdy tylko zaoferował swoją pomoc. — Dziękuję.— Zwróciła się w ten sam sposób także do Anthony'ego Macmillana, gdy zaoferował pomoc i Floreana. Wiedziała, że stworzą dobry zespół i szybko zajmą się tą sprawą. Od konstruowania już pierwszych planów działań odciągnęła ją głównie kwestia sojuszników, nad którą się zastanawiała przez dłuższą chwilę, właściwie doskonale rozumiejąc problem. Wiedza, jaką posiadali zapewniała bezpieczeństwo wszystkim mieszkańcom Oazy. A każdego dnia mogło się zdarzyć wszystko, im mniej osób wiedziało o tym, gdzie tkwił portal tym lepiej. Kiedy doszli do informacji o rozwiązaniu gwardii nie mogła powstrzymać uniesienia brwi, a później spojrzenia na siedzącą obok niej przyjaciółkę i Alexandra. Zdziwiona spojrzała też na Marcellę. Informacja o tym, że chciała do niej dołączyć była dla niej zaskakująca, choć może nie powinna. jej doświadczenie mogło być cenne i wartościowe. Intuicyjnie zerknęła na Anthony'ego Skamandera, który pomimo jej osobistej niechęci byłby dobrym kandydatem na jednego z nich, na przywódcę, leadera, ale teraz nie miało to już żadnego znaczenia.
Nie rozumiała wciąż zamieszania, jakie wywołała osoba panny Crabbe. Dowiedzenie się od niej jak najwięcej było dobrym pomysłem, ale sceptycznie podchodziła do jej chęci dzielenia się informacjami. Sceptycznie - nie negatywnie. Tym, w jaki sposób do tego doszło. Pokiwała głową, kiedy głos w tej sprawie zabrał Cedric, z którego wątpliwościami się zgadzała, czuła je dokładnie tak samo, choć kiedy zaczął opowiadać o ludziach mieszkających w porcie, spojrzała w jego stronę z uniesioną brwią, szczególnie, że ją wymienił z nazwiska, podpierając swoją — dość przykrą i krzywdzącą wizję ludzi portu, nawet jeśli jej samej, przy wszystkich wizytach i tych związanych z transportem drewna do sklepu i osobistych, zdarzało się myśleć podobnymi kategoriami. Tacy ludzie byli wszędzie. W Londynie nie brakowało ich tak samo, jak Glasgow czy Dublinie. Skinęła głową, kiedy Skamander zabrał znów głos w sprawie barmanki. Gdy z nią rozmawiała odniosła identyczne wrażenie, ale ludzie nie byli dziś szczerzy.
— Na pewno jest w posiadaniu wielu informacji, w Parszywym Pasażerze kręcą się różni ludzie, a ona zawsze wydawała mi się dobrze o wszystkim poinformowana, choć... niezbyt skora do dzielenia się tym. Ze mną — wyjaśniła szybko, nie było to wcale takie dziwne, była dla niej obca, a jej umiejętności wyciągania z ludzi informacji były zbyt bezpośrednie. Ale była pewna, że Keat potrafił się dowiedzieć wszystkiego i była pewna, że najlepiej był w stanie ją ocenić. Najlepiej ją znał, najlepiej wiedział do czego była zdolna i jaka była naprawdę, w głębi serca. To wszystko, co okazywała jej lub Skamanderowi mogło być zwykłą, bezpieczną przykrywką. Nachyliła się nad stół i spojrzała w lewą stronę, by odnaleźć spojrzenie Burroughsa.
— Nie, rozmawiałam z nią na ten temat w maju, po pojawieniu się listów gończych — sprecyzowała, nie chcąc, by jej słowa zostały błędnie odebrane i źle osądzone. — Nie mam pojęcia, jaki ma stosunek do tego dzisiaj. Pytałeś ją o Rycerzy? O ich plany? Ruchy? — Nie działał już w porcie tak aktywnie, jak do tej pory, a ona wciąż tam tkwiła, wciąż miała kontakt ze wszystkimi. Przekazała mu coś istotnego, czego wciąż nie mówił oficjalnie? Nie padły żadne konkrety, byli ze sobą przecież blisko mógł sam być już w posiadaniu ogromnej ilości informacji, a jednak nie powiedział wciąż nic, co mogłoby im jakoś pomóc. Philippa mogła być dobrym szpiegiem, a on mógł wykorzystać to, co wie, by pomóc Zakonowi, nawet jeśli ona nie była świadomie zaangażowana w tą sprawę. Rozumiała jego wątpliwości i to, że nie chciał wykorzystywać jej w ten sposób. Wcielając ją do zakonu i zostawiając w porcie bardziej narażał ją — jak i ich wszystkich — na niebezpieczeństwo, bardziej niż gdyby nie mówił jej niczego. Obracała się wokół wrogów, żyła tam, funkcjonowała. Jeśli ktokolwiek zacznie ją podejrzewać nie będzie miał skrupułów, by to wykorzystać, a nie wydawała się kimś, kto zawaha się przed sprzedaniem informacji o swoich sojusznikach w zamian za wolność. To wciąż były jedynie przypuszczenia, nie znała jej przecież dobrze.
— Moja różdżka także tak zareagowała — przytaknęła Anthony'emu, kiedy wspomniał o wejściu na teren Tower. Czuła jak się rozgrzewa, jej ciepło i lekkie drżenie. — I nie doświadczyłam tego nigdzie indziej i nigdy wcześniej.— To, co mówił miało sens. Być może namiar nie dział tak, jak początkowo zakładali. Zresztą, gdyby tak było odnalezienie jej byłoby dziecinnie proste, a wciąż siedziała tu przecież ze wszystkimi. Spojrzała na Figg, szukając sensu w jej słowach, ale nie bardzo wiedziała, do czego to dążyło i jaki miała naprawdę cel.
— Nie jestem pewna, czy Edynburg jest tak dobrą lokalizacją. Nie licząc Skandynawii, stamtąd wszędzie jest daleko, żegluga wzdłuż wschodniego wybrzeża nie jest bezpieczna, trzeba minąć same obszary będące pod silnym wpływem Rycerzy Walpurgii, by dotrzeć do Azji trzeba je minąć i przepłynąć przez Kanał La Manche, Francja raczej sprzyja Rycerzom. Wybranie Edynburga wydaje się zupełnie nielogiczne, bez sensu i kompletnie nieekonomiczne pod kątem podróży morskich i handlu — zakończyła wypowiedź, spoglądając na Marcelę, by zaraz potem znów odnieść się do jej słów.— Uprzedzeń? Co to znaczy? — spytała ją wprost, nie chcąc źle zrozumieć jej słów. Nie sądziła, by ktokolwiek z tu obecnych był tak negatywnie nastawiony względem ludzi ogółem w czasach pokoju, ale sytuacja dziś była wyjątkowa, atmosfera bardzo napięta — nie tylko między nimi, ale wieloma środowiskami i obszarami, o których rozmawiali. Być może padło tu już wiele krzywdzących słów i przedwczesnych opinii, ale przecież to zebranie było naradą wojenną, musieli brać pod uwagę wszystkie aspekty, dzielić się zarówno dobrymi wrażeniami, jak i wątpliwościami, doświadczeniami. Wierzyła, że właśnie dlatego wszyscy zostali dopuszczeni do głosu i zasiadali przy jednym stole, a nie tylko aurorzy i doświadczeni w walce i w prawie funkcjonariusze. Chyba już dawno skończyli z iluzoryczną wizją zakonników, jako ludzi kochających wszystko i wszystkich, kiedy na szali stawiali życie własne i swoich najbliższych.— Toczymy wojnę, o budowaniu świata bez uprzedzeń chyba będziemy mogli zacząć mówić w chwili, kiedy ją wygramy. Na razie musimy liczyć się z tym, że wróg będzie próbował wszystkimi sposobami rozbić nasze siły, a jak już doskonale wiemy, Rycerze Walpurgii nieprzypadkowo są związani ze Slytherinem, a ten Mroczny Znak na niebie symbolizuje czaszkę i węża. Są oślizgli, podstępni, nie można im ufać. Im, wszystkim, którzy ich wspierają, którzy z nimi żyją, a także, którzy zostali wychowani w tych samych wartościach. Te wszystkie wątpliwości, jakie tu padają to nie są żadne uprzedzenia. To potrzeba bezpieczeństwa. To strach o przyszłość. O ludzi, których kochamy, ale też o obcych obywateli, dla których każdego dnia wielu z nas ryzykuje życiem. Popełniliśmy już za dużo błędów, musimy patrzeć na to co i komu powtarzamy.— Czy nie to próbował już od początku powiedzieć lord Longbottom?— Wydaje mi się, że nikt nie oczekuje od nikogo kredytu zaufania w dzisiejszych czasach, musimy być ostrożniejsi.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ratusz - Page 6 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Ratusz [odnośnik]23.03.21 17:52
Skinął z pokorą głową na słowa Ministra - zrozumiał aluzję i rozumiał, że w świetle ostatnich wydarzeń z ewakuacją i długiej znajomości z Forsythią, nie był najodpowiedniejszą osobą do tego zadania. Zaoferował swoją pomoc Alexandrowi, ponieważ - wyłączywszy czynnik osobistej znajomości - był jedną z nielicznych przy stole osób, które potrafiły całkowicie legalnie przedostać się do Londynu i zdejmować klątwy oraz rozpoznać Imperiusa. Niektórzy zaś wyraźnie nie palili się do takiego ryzyka, a przecież Zakon nikogo do niczego nie zmuszał. Nie wątpił jednak, że Farley znajdzie odpowiednią ekipę do porwania i w głębi duszy odrobinę mu ulżyło, że nie zdradzi dawnej przyjaciółki prosto w oczy. Zrobił to już, przy tym stole, ale przynajmniej nie musiał sobie wyobrażać jej miny. Nie zamierzał już wypowiadać się w tej sprawie, ale postanowił uściślić swoje intencje. Przychodząc na spotkanie, miał ochotę przeprosić za sprawę z Prorokiem i milczeć, z pewnością siedziałby cicho gdyby poprosił go o to sir Longbottom. Był świadom własnych błędów, ale nie został wyproszony z tego stołu, nie zamierzał więc taić informacji i perspektyw, które mogły pomóc zebranym. Nie zamierzał też pozwolić, by jeden błąd sparaliżował go strachem podczas wszystkich kolejnych inicjatyw. Chwilowo nie zamierzał wychodzić z własnymi, chcąc uczyć się na błędach, ale nie byłby Zakonnikiem gdyby odmawiał pomocy bardziej doświadczonym. Tym bardziej, że był jedynym przy stole animagiem.
-Dzielę się tym, co o niej wiem. Jak widać, dzięki wielu perspektywom możemy złożyć pełniejszy obraz, poznać słabe punkty. Potrafię rozpoznać zaklęcie Imperius, choć prawdopodobnie nie potrafiłbym go zdjąć. - co przekraczało nieco standardową naukę, ale dawny mentor zadbał o to, by pokazać Steffenowi więcej. Niektórzy zebrani, komentując jego słowa, najwyraźniej zapomnieli nawet o tym, że potrafił zdejmować klątwy… -We wrześniu nie była nim obłożona, ale macie rację, ktokolwiek podejmie się tej akcji, musi się liczyć z taką ewentualnością oraz zabezpieczyć się na wypadek klątw. - zakończył temat, zaznaczając, że z jego strony to wszystko. Nie zamierzał przecież pchać się na akcję. Ktokolwiek pójdzie po Forsythię powinien być wprawiony w Hexa Revelio  - ale o tym chyba doskonale wiedzieli? Kilka osób zdawało się nawet zapomnieć, że jest łamaczem klątw i wyjaśniać mu, jak działają...
Ze zdziwieniem wysłuchał słów brata Lizzie, z których biło coś na kształt pogardy (Steff z zatroskaniem zerknął na Keata, a potem posłał mu blady uśmiech), a może nawet nieufności graniczącej z tchórzostwem. Przygryzł wargę, bo nie powinien w ten sposób myśleć o aurorze, zapewne słusznie zatroskanym i zirytowanym, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że panowie Fox i obydwaj aurorzy Skamander mówią o wiele rozsądniej i mniej emocjonalnie. Anthony i Frederick pomogli zresztą przy akcji ewakuacji, za co był dozgonnie wdzięczny. Z szacunkiem skinął głową na rozsądne słowa Foxa skierowane we własną stronę, postanawiając podejść do wszystkiego bardziej na chłodno. Z podziwem spojrzał  zwłaszcza na Samuela, którego nie zdążył poznać dobrze, a który przypomniał zebranym, że nie są przecież bezbronni i nie są ofiarami, że mogą odwrócić karty, zadziałać śmiało.


-Keat, jeśli będziesz potrzebować pary szczurzych oczu, jestem do Twojej dyspozycji w sprawie śledztwa odnośnie rejestracji różdżek. - odezwał się do kolegi, czekając na dalsze decyzje w tej sprawie.
-Billy, również pomogę. - zaoferował od razu kuzynowi. Nie znał się na budowaniu, ale rąbał już z Marcelem drewno, poradzi sobie.


Wysłuchał z rosnącym zainteresowaniem listu lorda Macmillana.
-Nawet jeśli nie wierzyć słowom z listu, to... właściwie jak zginął Alphard Black? Nie walczył przecież na przykład z nikim z nas tu obecnych ani znanych nam sojuszników. Ja i Hannah walczyliśmy z nim w Londynie i ledwo uszliśmy z życiem, to nie był bezbronny czarodziej. Czyżby Rycerze rekrutowali kogoś innego, toczyli walkę na jakimś froncie? Czy musimy założyć, że to przypadkowa śmierć? - zadał pytanie, które nie zastanowiło jeszcze nikogo obecnego, a które kazała mu zadać wrodzona ciekawość. Oprócz ich grona, w Anglii znajdowało się oczywiście wielu rebeliantów, wielu mugoli, opis z listu mógł być zafałszowany, ale... wieści szybko się rozchodzą, jak wiadomość o Connaught Square. Rozeszłyby się chyba, gdyby lorda Blacka zabił ktoś jawnie sprzyjający Zakonowi, a byłoby dziwne, gdyby tak ważną osobę czekała przypadkowa śmierć.
Utkwił puste spojrzenie gdzieś w ścianie, gdy okazało się, że - jeśli można wierzyć słowom Forsythii, w tej kwestii logicznym - dawny kolega z Hogwartu, może nawet niegdysiejszy przyjaciel, jest teraz Rycerzem Walpurgii. Sojusznikiem, wszystko jedno. Nie potrzebował chyba lepszej lekcji, by nie ufać już komukolwiek.

A skoro o zaufaniu mowa... Odezwał się jak najbardziej dyplomatycznie.
-Sir Anthony, prawdopodobnie już na to za późno, ale dla pewności chciałbym sprawdzić ten list pod kątem klątw już teraz. - oraz pańską osobę, by rozwiać wątpliwości. -Proponuję też zaczynać od Hexa Revelio każde spotkanie, skoro klątwy sir Archibalda i coś, dzięki czemu tropiono Justine uaktywniły się w najmniej spodziewanym momencie. - odezwał się do wszystkich, wypowiadając się w dziedzinie własnej specjalizacji. Zatrzymał wzrok dłużej na lordzie Prewettcie, gdy ten wspomniał o liście z pogróżkami. Nie będzie wytykał mu tego publicznie, ale miał nadzieję, że wyjął ten palec za pomocą Wingardium Leviosa! -Nie zastąpi to ostrożności. Klątwa Alexandra zadziałała na przykład natychmiast po dotknięciu ciała Bertiego. Tym niemniej, już troje z naszego grona zostało przeklętych, a to najprostszy i szybki środek wzmożenia czujności. Możemy oczywiście kontrolować to jeszcze częściej, mamy w naszym gronie kilkoro łamaczy klątw. Mam zarejestrowaną różdżkę, dlatego na razie byłem ostrożny, gdzie jej używam... - dlatego nie wpadło mu to do głowy podczas poprzedniego spotkania w Starej Chacie, spostrzeżenia Hannah i Anthony'ego wydawały się jednak obiecujące. Z ciekawością zerknął na lorda Ollivandera, gotów rzucić Hexa jeśli z jego różdżką to odpowiedni pomysł - lub zostawić to Lucindzie bądź Vincentowi.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Ratusz [odnośnik]23.03.21 21:07
Przerwa, jakiej doświadczył w uczestnictwie zakonnych spotkań sprawiała, że łatwiej patrzyło mu się na całość z boku. Z perspektywy tak obecności, jak obserwatora toczących się pomiędzy zebranymi emocjami. Nie wszystkie łatwo było wyłapać i nie na każdym skupiał się wystarczająco, bo wrażeń odbierał i tak zbyt wiele. Ale i to było wskazówką, która nieprzyjemnym echem odzywała się obrazami z przeszłości. Cień pionowej wyraźnej zmarszczki na dłużej kreślił czoło między brwiami, gdy odbierał niektóre relacje i słowa, a czasem prostując się z jakimś spokojem, gdy odzywały się głosy rozsądku. Te, które cenił najbardziej nie zawodziły. I nikt chyba nie mógł zaprzeczyć, że ich dowódca, jako pierwszy do tej pory potrafił utrzymać niektóre fantazje w żelaznych ryzach. Autorytet, którym go darzył był niepodważalny. Nie bez przyczyny, przypominał mu szefów biura aurorskiego jeszcze z dawniejszych lat. Przełykając popielną gorycz świadomości, że przeżył już trzech kolejnych.
Od czasu do czasu, zamiast na zebranych, spoglądał na swoje dłonie. Zazwyczaj luźno ułożone, znacząc emocją niektóre odbierane wrażenia, przez zaciśnięcie dłoni. Pocięte bliznami oblicze, mogło wydawać się stale obojętne, od czasu do czasu odbijając w ciemnych ślepiach gest dłoni. Czas na półśrodki miną rzeczywiście dawno, chociaż wyglądało na to, że nie wszyscy jeszcze rozumieli tego znaczenie. Sam siebie musiał jednak zreflektować, czasem, zbyt daleko chcąc sięgać w osiągnieciu niektórych celów, gdzieś po drodze pomijając obecność (a może liczebność) potrzebujących ludzi. Właściwym było przyznać, że walczyli tutaj - na różnych płaszczyznach - właśnie po to, by pokolenia następujące po nich, rzeczywiście żyły normalnie. Nie zmieniało to wyborów, jakie podjął i drogi bez większych skrupułów w pokonaniu wroga.
Kto przelewa krew człowieka, tego krew przez człowieka będzie przelana. Gdzie o tym usłyszał? Nie pamiętał, ale splot sensu wpisywał się w wyznawane wartości. Przede wszystkim walki, w której się specjalizował i ściganiu nieprzyjaciela. Wrogowie zbyt pewnie czuli się w roli łowców, morderców przelewających niewinną krew. I ta sama myśl przyświecała mu, gdy zabierał głos i gdy milczał, słuchając mądrzejszych w sprawach, o których pojęcia zbyt wiele nie miał. Za to z większym zainteresowaniem skupił uwagę na dyskusji o potencjalnych sojusznikach, albo przynajmniej pośrednikach w zdobyciu informacji. Cała Huxley, półolbrzym Hagrid, czy barmanka Philippa, no i Crabble. Z każdym wiązało się ryzyko, a ich zadaniem było wyodrębnienie, które opłacało się najbardziej. Wyglądało jednak na to, że większość śledztw w ich sprawach została rozdysponowana - Warto przygotować się na spotkanie każdej z wymienionych nie tylko personalnie. Nie widzę w naszych szeregach zbyt wielu alchemików - a szkoda. Jedną z lepszych jakie znał, Charlene, zdawała się pogrążyć w rozpaczy, ale wiedział, że wciąż można było liczyć na jej umiejętności. Znacząco zatrzymał wzrok na Asbjornie - i jak z większością, ciężko o trudno dostępne zasoby, ale przyda się kilka fiolek veritaserum na podobne okazje - stwierdził raczej oczywistość, ale miał świadomość, że nie zawsze można było załatwić sprawę z pomocą eliksirów.
Im częściej słuchał Maeve, tym bardziej był pod wrażeniem. Wykazywała się trzeźwością myślenia i pomysłami, które warte były zrealizowania - Clearwater - zwrócił się bezpośrednio do wiedźmiej strażniczki - czy w razie konieczności, byłabyś w stanie rozpoznać, albo podsunąć informacje na temat twoich byłych współpracowników? Na kogo zwrócić uwagę, bądź uważać? - odnosił się do słów, które wypowiedziała. Jeszcze za czasów działania biura aurorskiego, zdarzało im się współpracować z wiedźmią strażą. I zawsze był pod wrażeniem ich zdolności. Jeśli mieli wśród swoich jedną z nich, otrzymali pokaźny zasób możliwości - może nadal jest tam ktoś, kogo możemy wykorzystać - zadanie tytaniczno trudne, niebezpieczne, tym bardziej w ich położeniu, ale gdyby rzeczywiście udało im się mieć ministerialną wtykę? Nawet, jednorazowo. Pozostawił jednak myśl do rozstrzygnięcia. Możliwości były. Różnie już z ich weryfikacją.
Na same wzmianki o porcie, myśli jakoś mimowolnie powędrowały do jednego z wyznaczników przeszłości. Ktoś, kogo nazywał przyjacielem. Nie miał jednak większych wątpliwości, że dziś Bott nie miałby skrupułów być wobec niego obojętnym. Już kiedyś mieli rozmowę o zależności relacji, w perspektywie milczenia. A Skamander milczał wystarczająco długo.
Chwycił spojrzenie Williama, rozumiejąc i zgadzając się kiwnięciem głowy, że zostanie chwilę po spotkaniu, by omówić szczegóły zabezpieczania Oazy. Krótkie spojrzenie na Cedrika wystarczyło też, by porozumieć się w kwestii ich późniejszego patrolu.
Milczał długo, gdy przyszło do odczytania listu wspominanej tyle razy Crabbe. Im dłużej słuchał, tym ciężej było mu przyswoić całość informacji. Całość wyglądała dosłownie, jakby podana na tacy. I to właśnie, najbardziej go niepokoiło. Tym mocniej, że w treści odnajdował kolejne tożsamości i nazwiska, które mogłyby zburzyć wiele krwi. Lista wrogów, bezkarnych, bezczelnych, okrutnych. Plugawych czarnoksiężników, których chciałoby się zdeptać. Pojawiały się tez imiona, które skojarzenie kazało mu się dłużej zastanowić, nie będąc pewnym, jak wiele zbiegów okoliczności mogło się w tym miejscu rozbić. Czy wróg miałby skrupuły, żeby posłużyć się kimś takim? Nie. Czy mieli tyle komfortu, by to zignorować - nie - Mogę zdeklarować swoją obecność w rozmowie z panną Crabbe - bardziej sugerował, niż wyznaczał, kierując swój wzrok na Alexandra i podpisując się tym samym pod słowami Ministra. Zbyt wiele kwestii i zbyt szczegółowo zostały przedstawione w liście informacje. I jeśli miał przyjąć je za prawdziwe i nie podyktowane ręką wroga, mogli na tym skorzystać. Tylko jednak - na chłodno, bez głupich decyzji. Robiło mu się już niedobrze, od poruszanych przepychanych. Wolałby i te uciąć konkretną decyzją. I tym razem zgadzał się z młodym Cattermole. Specjalista od klątw wiedział, jak podejść do ewentualnych... klątw.
Dyskusja o tym, czy port był zły, czy dobry, drażnił. Zabębnił palcami o blat stołu, chociaż miał ochotę uderzyć ją z pięści, zagłuszając podnoszące się głosy zaangażowanych zbyt emocjonalnie w sprawę portowej barmanki. Zgadzał się z opinią Cedrika. Port był siedliszczem męt. Niezależnie od tego, że od czasu do czasu potrafił tam znaleźć kogoś innego - Czy możemy przejść do konkretów, bez przerzucania słuszności dokowych wartości, czy ich braku? Decyzja w kwestii Moss została już podjęta - splótł ramiona przed sobą. Ufał osądom Ministra, tym bardziej, że w pełni się z nimi zgadzał. A nawet, gdyby było inaczej - był ich dowódcą. On, żołnierzem.
Nieco chłodniej spojrzał na wezwaną przez Longbottoma, Marcellę. Aspirowała do gwardii. W porządku. Była silna. A mimo to, coś nieprzyjemnie zapiekło go na języku. Zacisnął usta, ale nie podjął reakcji, bardziej marszcząc brwi, gdy tknęła temat rozwiązania ich teraźniejszej struktury na poczet Kapituły. Nie mógł dziwić się decyzji Ministra i przewidywał w tym konkretny plan, nad którym Skamander miał jeszcze podjąć refleksję, gdy zostaną rozwinięte nowe deklaracje. Czy widział się w jakiejkolwiek strukturze, które pamiętał w Ministerstwie? Na pewno, nie za biurkiem. Jeśli miał funkcjonować w podobnej strukturze, musiał rozeznać wskazane możliwości. Na pewno powiązane z walką. Tymczasem własną refleksję i wątpliwość został zwerbalizowana pytaniem Hannah. Nie chciał źle interpretować usłyszanych słów. A dzisiejszego wieczoru, padało ich wiele.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Darkness brings evil things
the reckoning begins


Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 25.03.21 19:55, w całości zmieniany 6 razy
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Ratusz - Page 6 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Ratusz [odnośnik]24.03.21 11:30
Lucinda wiedziała jak ciężko jest odróżnić rzeczywistość od kłamstwa tym bardziej jeśli w grę wchodzi desperacja. Czasami niepewność jest właśnie tym co sprawia, że szala przechyla się na jedną lub drugą stronę. Podejmuje się decyzje szybko mając nadzieje, że te będą słuszne. Czarownica cieszyła się, że temat Crabbe padł na spotkaniu pomimo tego, że był on kontrowersyjny. Skoro Macmillan już od lipca wymieniał z tą kobietą listy, to i tak było już sporo wątpliwości. Blondynka rozumiała rozjuszenie Cedrica, sama też w wielu kwestiach posługiwała się podobnym tonem. Wiedziała jednak, że teraz i tak nic tym nie wskóra. – Ale czy ta kobieta zna twoje personalia, Thony? Czy zadawała ci jakieś prywatne pytania? Nie możemy zakładać, że ta kobieta bez większego celu opowiada ci o sprawach, za które… tak jak wspomniał Cedric, może umrzeć. Nie wiem czy nie warto byłoby zaczekać, nie odpowiadać na listy. Jeśli jest pod imperiusem i ma za zadanie dostać się do ciebie bez względu na wszystko, to jej natręctwo będzie dla nas odpowiedzią. Działanie pod wpływem chwili nic nam teraz nie da. Jeśli oczywiście postanowimy inaczej, to jestem gotowa by się z nią spotkać. – dodała spoglądając na Foxa, który miał w tym sporo racji. Nie chodziło o wchodzenie w dywagację. Jeśli działała pod klątwą, to obraz sytuacji będzie jasny.
zgodziła się też z tym, że kwestia Huxley jest w tym momencie nagląca. Powinni ją znaleźć, dotrzeć do informacji, które posiada. To kolejny raz, gdy jakaś klątwa krzyżuje im szyki. Może nie zdążyła się dowiedzieć zbyt wiele, ale zawsze były to informacje, które w rękach wroga
Blondynka wiedziała, że wszędzie tam gdzie są ludzie są też konflikty. Zakon mieszał różne środowiska, oprócz siebie mieli też bliskich, o których bezpieczeństwo dbali. Rozumiała co czuł Keat, ale wiedziała też, że czasami osąd jest przysłonięty troską i wiarą w drugiego człowieka. Jak nikt inny chyba zdawała sobie z tego sprawę. Nie wiedziała kim jest Philippa Moss, nie mogła w żadnym stopniu ocenić jej intencji.
Zmiany w hierarchii Zakonu Feniksa były czymś zaskakującym, ale po części słusznym. Chyba już wszyscy widzieli, że gdzieś na poziomie różnicy zdań, to nie zdawało egzaminu. Justine i Alex nie byli w stanie sami dłużej nieść tak wielkiego ciężaru. Jeśli Kapituła miała poprawić ich działania, sprawić, że w końcu ruszą do przodu, to była to bardzo dobra decyzja. Czasami właśnie takich działań potrzebowali. – Z ilu osób składać się będzie Kapituła? – zapytała ciekawa jakie nowe założenia ma przyjąć ich organizacja. Ona się do tego nie nadawała. Wojna nauczyła ją wiele, wiedziała, że ma już sporo doświadczenia, ale to było niewystarczające. W Zakonie Feniksa byli ludzie, których umiejętności przeważały. Ludzie, którzy całe życie poświęcili by przygotować się do walki.
- Billy – zaczęła spoglądając na mężczyznę, który przedstawił plan ochrony Oazy. – Ja także mogę pomóc z zabezpieczeniami. – dodała. Oaza nadal stanowiła centrum ich działań. Tak powinno zostać dopóki ich badania nad barierą nie zostaną zakończone. Nie mogli być pewni rezultatów wykonanych działań, musiała istnieć też jakaś alternatywa.
Lucindzie spodobał się pomysł Keata dotyczący podziału odpowiednich regionów pod odpowiednich czarodziejów. Przydałaby się większa kontrola konkretnych miejsc. Było też ich zbyt wiele by sprawnie się komunikować. Pokiwała jedynie głową czekając na opinie innych Zakonników.
- Pomysł z Hexa Revelio jest dobry i dobrze by było jakby weszło nam to w nawyk. Co do listów myślę, że jest już na to za późno. Przeszedł przez tak dużą liczbę dłoni, że jeśli byłaby na nim jakaś klątwa, to ktoś na pewno już by na nią zapadł. - stwierdziła z pewnością spoglądając na Cattermole. Przezorny zawsze ubezpieczony.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Ratusz - Page 6 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Ratusz [odnośnik]24.03.21 18:38
-Rozmawiałem już z Tangwystl o jej kuzynie, zaręczyła za niego - ale skontaktuję się jeszcze z nią z większą ilością pytań. - odpowiedział Ministrowi. Co do tematu samej sojuszniczki, z zainteresowaniem wysłuchał słów Anthony’ego. -Pochwaliłem ją w kontekście tego, czego sam byłem świadkiem, ale słyszę, że znasz ją lepiej - zgadzam się zatem z twoim zdaniem. - zgodził się ze Skamandrem, wdzięczny za jego opinię. Nie znał Tangwystl w kontekście wojennego Londynu i znał ją za krótko, by wyrobić sobie na jej temat zdanie - w dodatku po żenującym psikusie Kupidynka wolał podchodzić do własnego osądu z dystansem.
Spotkałem Hagrida przypadkowo, gdy pracował w towarzystwie mugolskich drwali. Chciałem zainterweniować i go przesłuchać, ale na moich oczach uratował życie mugolowi. To, w porównaniu ze świadectwem kuzynki i zaufaniem Dumbledore’a, nie czyni go niewinnym, ale nie wyklucza winy. - nie był na tyle naiwny aby rozgrzeszać olbrzyma, ale większość osób przy stole doszła do wniosku, że coś tu nie gra. Zogniskował spojrzenie na Dearbornie, nie zamierzając wdawać się w dalszą dyskusję. Był przecież mugolakiem, a z Cedrikiem uratowali w maju mugolkę z Londynu, wolał nie nawet dopuszczać do siebie myśli, że kolega wątpi w jego morale.
-Czy takie zaklęcie dałoby hipotetycznie się rozpoznać z podstawową wiedzą numerologiczną i zdjąć za pomocą Finite, czy to dłuższa sprawa i lepiej nie ryzykować? - równie rzeczowo zwrócił się do Ulyssessa, świadom, że naukowcowi może być trudno wydać jakąkolwiek opinię bez styczności z olbrzymem. Korzystając z okazji, próbował jednak ocenić, czy bezpieczniej spotkać olbrzyma w Londynie czy poza stolicą. Obydwa wyjścia były ryzykowne.
Sytuacja z półolbrzymem skomplikowała się, odkąd Londyn wpadł w ręce Rycerzy,  ale tak czy siak, decyzja była już podjęta - Michael był żołnierzem, a Minister kazał mu działać. -Zajmę się tym. - potwierdził, ucinając temat i podążając za spojrzeniem Ministra w stronę Foxa. Chętnie widziałby go u swojego boku, a choć inni zgłosili się już do kwestii zasadzki na Huxley, Michael mógłby mu również pomóc z tą sprawą. I wykorzystać Weasleya.
-Wszystkich zainteresowanych mogę skontaktować z wiedźmim strażnikiem w porcie. Weasley jest tam jako metamorfomag i na razie nie zna waszych personaliów, ale pomoże każdemu z was. - odpowiedział Frederickowi, spoglądając również z uznaniem na Maeve Clearater. Pomysł siatki szpiegów był doskonały, a Weasley pewnie mógłby się jej przydać.
-Weasley pisał mi o tym, że poznał w porcie Hagrida, niezależnie od moich działań - i że półolbrzyma napadł jakiś szmalcownik o niemieckim akcencie, który jest Rycerzy Walpurgii... Tyle wiem z listu Reginalda. Zostawiając kwestię samego półolbrzyma, czy ten Niemiec to może być… ten Schmidt? - gdy rozmowa zeszła na temat Schmidta i listu, nagle połączył fakty.
Jako jedyny wilkołak przy stole, poczuł się również zobowiązany wypowiedzieć w sprawie rejestru - choć nie w kontekście samej Forsythii. Wolał nie mieszać dwóch kontrowersyjnych tematów, choć podejrzewał, co mogło kierować samą Crabbe. Sprawa bezpieczeństwa nowych sojuszników już od dawna spędzała mu sen z powiek, temat miejsc na spędzanie pełni był poruszany również na ostatnim spotkaniu Zakonu. Choć nigdy nie mówił o likantropii chętnie, dobry moment przydarzył się sam.
-Pomijając kwestię samej Crabbe, rejestr sam w sobie jest zagrożeniem dla wilkołaków mugolskiego pochodzenia. Zgodnie z prawem Ministerstwa, złamanie warunków rejestracji jest zbrodnią, ale od kwietnia wilkołaki mugolskiej krwi oraz nasi nowi sojusznicy, tkwią w impasie. Tak jak ustalaliśmy na ostatnim spotkaniu Zakonu, szukałem nowych miejsc, nieznanych brygadzistom - w Szkocji, Irlandii, Wielkiej Brytanii. Wojna rozprzestrzenia się jednak tak szybko, że warto byłoby pomyśleć o konkretnych bezpiecznych miejscach, na razie tylko dla nas i naszych bezpośrednich sojuszników. O znalezieniu terenu, na którym nie skrzywdzimy w pełnię nikogo, i w którym nikt nas nie wytropi - skuci łańcuchami, jesteśmy w końcu bezbronni. - zaczął, samemu zdziwiony, że opowiada o tym o wiele bardziej rzeczowo niż jeszcze kilka miesięcy temu. Próbował walczyć z obezwładniającym wstydem, z emocjami, i najwyraźniej zdążył się uodpornić, zepchnąć wstyd na dalszy plan - przynajmniej teraz. -Proponuję miejsce obłożone pułapkami, odstraszającymi zarówno intruzów jak i inne wilkołaki. Pracuję nad zdobyciem dostaw tojadu, ale do tego czasu chętni specjaliści mogliby też nas… pilnować. - nie było mu łatwo o to prosić, ale doświadczeni czarodzieje mogliby zadbać o to, by nikt nie skrzywdził ich w pełnię, jeśli nie dostaną w porę eliksiru tojadowego - nie przebywając oczywiście w bezpośrednim sąsiedztwie. Ośmielił się podnieść wzrok na zebranych przy stole lordów nestorów Ollivandera i Prewetta oraz na Anthony’ego Macmillana, zastanawiając się czy którykolwiek z nich - lub nestor Sorphon Macmillan - ośmieliłby się na stworzenie leśnej przystani dla kilku sojuszników.
Miał kilka pytań odnośnie kapituły, ale zadali je już inni - więc w tym temacie milczał. Zerknął tylko z troską na siostrę i z ciekawością na Figg, a potem powrócił wzrokiem do stołu. Pomysł Billy'ego uważał za doskonały, ale wolał zadeklarować gotowość do pomocy prywatnie.

sprężam się przed terminem i przepraszam jeśli kogokolwiek pominęłam, szturchnijcie mnie na discordzie



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Ratusz - Page 6 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Ratusz [odnośnik]24.03.21 22:16
Mężczyzna ze spokojem kiwnął głową w odpowiedzi na żądanie Harolda - nie podkreślał, że sprawa zostanie ruszona prędko, wcześniej bowiem wyraźnie zaznaczył, jak bardzo potrzebny jest czas i ludzie. Na ten moment miał dwie sprawy, na których chciał się skoncentrować, branie na siebie trzeciej byłoby karkołomne. Słuchał dalszych konwersacji, nadal nie wychylając się zanadto z własną opinią, gotów do podjęcia kwestii naukowych, jeśli zajdzie taka potrzeba. W ciszy podziękował także Keatonowi za chęć pomocy w Lancashire.  
Zmiany w kwestii organizacyjnej Ollivander przyjął z umiarkowanym zainteresowaniem. Z jednej strony była to dosyć przełomowa decyzja, z drugiej - nie pierwszy raz struktury Zakonu ulegały reorganizacji, więc nie był zaskoczony. Wiedział, że mógłby wnieść wiele ze strony naukowej, nadzorować i planować projekty, lecz obowiązków i zarządzania na ten moment miał aż nadto, czasu z kolei zbyt mało, więc nie pochylał się nad myślą o dołączeniu do Kapituły. Jakakolwiek władza była ostatnim, o czym różdżkarz chciał myśleć, przytłoczony całkiem świeżą rolą nestora, do której wciąż się przyzwyczajał.
W temacie portu nie miał nic do powiedzenia, nie było to ani miejsce, w którym bywałby często, ani ludzie, których mógłby znać. Czym innym były dostawy oraz sam biznes - mógł nie znać się na ekonomii, jednak współpracował z ludźmi obeznanymi w temacie i o porcie słyszał to i owo. Odezwał się jednak, gdy Anthony wspomniał o świstokliku.
- Mogę wykonać świstoklik, jeden z tych mniej zaawansowanych - powinien wystarczyć. Wspomnę jednak, że ingrediencji ubywa - zasugerował Zakonnikom nienachalnie, mając nadzieję, że jakaś część ich zbiorów okaże się przydatna i będą mogli takie świstokliki stworzyć wraz ze Steviem.
- Ludzi z portu bardziej niż groźby interesują pieniądze, czyż nie? - rzucił przypuszczeniem odnośnie sprawy z Rain. Nie rozgadywał się nadto, lecz podejrzewał, że samo przyparcie do muru mogło nie wystarczyć, gdy kobieta mogła mieć za sobą szereg Rycerzy. Nie widział jej w roli niezależnego informatora, a oczywistym było, że zasiadający w gronie wroga szlachcice chętnie zapłacą jej duże sumy za odpowiednie wieści.
- Ciekawe - skomentował krótko wypowiedź Skamandera odnośnie namiaru. W głosie Ollivandera dało się wyczuć faktyczne zainteresowanie, na chwilę wynurzające się znad niewzruszenia. Spojrzał też badawczo na Hannah, potwierdzającą słowa aurora. - Muszę to dokładnie zbadać, aczkolwiek ta teoria brzmi prawdopodobnie. W samym temacie namiaru - przyszedł mi do głowy pomysł inny niż zdejmowanie zaklęcia z różdżki, gdyż o takim procesie Ministerstwo na pewno się dowie. Myślałem o zmyleniu namiaru, by do urzędników docierały fałszywe dane. Wymaga to na pewno dogłębnych badań nad nałożonym już zaklęciem i choć mam wstępny projekt, muszę go jeszcze dopracować - wtrącił przy okazji. - Na pewno przydadzą się wszelkie informacje z Biura Rejestracji - zasugerował, odnosząc się do poprzednich dyskusji.
Miał wątpliwości co do Forsythii, o której tak gęsto wszyscy się wypowiadali - nie zabrał głosu, skomentował jedynie list trzymany w rękach Macmillana, gdyż teraz listy bardzo kojarzyły mu się z incydentem pod jego własnym dachem. - Byle któryś z tych listów nie został obłożony klątwą - może było w tym dużo czarnowidztwa, lecz poza samą kobietą, pozostawało jej otoczenie, które również mogło ingerować w jej korespondencje, gdy tylko zachwieje zaufaniem. Ulysses wysłuchał czytanie listu w pełnym skupieniu, próbując dojść do tego, czy mógł być prowokacją, misternym planem. Było w nim wiele informacji, pokrywające się z ich wiedzą nazwiska - skoro zaś Crabbe oferowała się w kwestii wilkołaków, może mogła zadziałać również przy rejestracji? Z drugiej strony, jeśli byłaby zamieszana w podobne machlojki, z łatwością mogłaby przekazać wrogowi, na jakich sprawach koncentruje się Zakon. Trudna sprawa.
Na pytanie Michaela niestety nie mógł odpowiedzieć zbyt konkretnie. - Niestety, nie sądzę, by było to takie proste - nie ryzykowałbym ze zwykłym Finite - odpowiedział krótko, nie mogąc dodać nic więcej w temacie.
Milczał też przy temacie wilkołaków. Miał co prawda pomysł na kryjówkę, lecz planował zapewnić ją poszukiwanym listem gończym oraz ich rodzinom - nie był jednak pewien, dlatego nie poruszał tematu, dopóki faktyczna realizacja nie była tuż-tuż.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ratusz - Page 6 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Ratusz [odnośnik]24.03.21 22:30
- Możesz na mnie liczyć w kwestii zabezpieczeń, Billy. Tak samo z boiskiem, jeśli coś wymaga pilnego działania. - Wychyliłem się nad stół, by spojrzeć w kierunku chłopaka. Wydawał się mocno zaangażowany w działanie Oazy, przede wszystkim jednak - potrafił organizować ludzi i miał dobre pomysły. Był potrzebny - czułem, że to on podejmie temat transportu, znał mieszkańców najlepiej ze wszystkich. - Transport wodny nie został wstrzymany. Skoro udało się mnie, dlaczego ma się nie udać innym. Port w Lancashire wydaje się teraz najrozsądniejszym miejscem. Jestem pewien, że Ulysses zadbał o jego odpowiednie zabezpieczenie. Być może gdyby ewakuować kilkuosobowe grupy, nie przyciągnęłoby to niczyjej uwagi. Potrzebowalibyśmy jedynie świstoklików. - Rozwinąłem swoją myśl. - Im szybciej zaczniemy, tym lepiej. Jesteś w stanie zorganizować listę osób do ewakuacji lub wyznaczyć kogoś, kto to zrobi? - Zasugerowałem, po czym przeniosłem wzrok na Ollivandera. - To możliwe do zrealizowania? - Wierzyłem, że tak.
Po raz pierwszy od powrotu z Ameryki poczułem, że powracam na właściwy tor; potrzebowałem tego spotkania; nie tylko ze względów organizacyjnych, ale po to, by wzmocnić wiarę w to, że nadal byłem tu potrzebny. I choć sprawy nie miały się lekko, czułem dziwny spokój - wiedziałem, że jestem na właściwym miejscu. Że jestem najbardziej odpowiednią osobą do tego, by brać przyszłość kraju w swoje ręce - w przeciwieństwie do mojego ojca.
Za każdym razem, kiedy Maeve zabierała głos nie mogłem oderwać od niej wzroku - tak ordynarnie, że nie mogło pozostać to niezauważone przez Zakonników. Spoglądałem w jej kierunku co jakiś czas, choć nie z obawy, nie w potrzebie kontrolowania - nie potrzebowała prowadzenia za rękę. Powód był bardziej prozaiczny, a może raczej poetycki, bo za każdym razem, kiedy odwracałem się w jej stronę, doznawałem chwilowego otępienia zmysłów.
Zupełnie jak po dobrym narkotyku.
- Jeśli półolbrzym jest wykorzystywany przez Rycerzy, tym bardziej warto zbadać sprawę - ze spokojem w głosie skomentowałem słowa siedzącego naprzeciw Dearborna, na chwilę krzyżując z nim spojrzenia. Nie należało ignorować nawet najbardziej błahych sygnałów - byłem pewien, że jako auror w to wierzył.
- Myślę, że powinniśmy sobie darować ocenianie portowej śmietanki, a zamiast tego skupić się na tym, co możemy zrobić. I co możemy zyskać. A co możemy - to przekonać ich, że bez naszego wsparcia ich niepodległość jest jedynie mrzonką. Polityka nie jest im do końca obojętna - nie chcą takich jak Malfoy, a więc będą skłonni wejść z nami w sojusz. Pokażmy im, że warto. Jeśli cały Londyn jest stracony, być może jego odzyskiwanie możemy zacząć od portu. Nie sądzę, by duma pozwoliła im opuścić dom. - Przeniosłem wzrok kolejno na Anthony'ego oraz na Keata; miałem inny punkt widzenia na tę sprawę niż oni - a był to najlepszy czas i najlepsze miejsce na konfrontowanie pomysłów. - Wydaje mi się też, że najbardziej użyteczni będą tam, gdzie czują się jak ryby w wodzie. Gdzie znają każdy zakamarek. Nie na obcym terenie. Być może rozsądniej byłoby dać im wędkę. Wzmocnić port od środka. Pomóc pozbyć się patroli, zarządcy, obłożyć port pułapkami. Nie wydaje mi się, że będą równie chętni do bitki poza swoim domem. - Zakończyłem.
Z uwagą słuchałem propozycji Zakonników dotyczących wykorzystania informatorki z portu, nie podejmowałem jednak dyskusji, która wydawała mi się w tej chwili stratą czasu. Byłem doświadczonym aurorem, wiedziałem jak należało przeprowadzać negocjacje - oraz kiedy ich przeprowadzanie nie miało sensu.
- Przesłuchaliśmy Huxley pod veritaserum - nie sądzę, by znała więcej nazwisk, ale mieliśmy ograniczony czas, przyda się więc kolejna fiolka. Czy ktoś z was ma może serum w zapasie? - Zapytałem otwarcie, wzrokiem szukając sylwetki Norwega, który jak dotąd nie zawodził. Podobnie jak jego eliksiry. I choć dotychczas nie byłem skory przyznać tego otwarcie, wewnętrznie czułem dumę, że nie zmarnował darowanej mu szansy. - Rozumiem, Percivalu, że udasz się do portu razem ze mną. - Podjąłem słowa Blake’a, bez uszczypliwości, która zapewne wkradłaby się w usta pozostałych zakonników. Ufałem mu - miałem ku temu powody. Jeszcze zanim uciekł od Rycerzy Walpurgii, dał mi świadectwo tego, że nie zapomniał o wartościach, które kiedyś wspólnie wyznawaliśmy.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ratusz - Page 6 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Ratusz [odnośnik]24.03.21 22:39
Przynajmniej w jednym byli zgodni, a była to kwestia ich planu na tę wojnę. Utrzymanie terenów i stopniowa ekspansja na sąsiednie hrabstwa tak by zająć Zachód miała zostać ich celem na najbliższe tygodnie, być może miesiące. Jego uwagę przykuła także propozycja związana z Irlandią, a także Szkocją.
Z uwagą słuchał słów Billy'ego o planie ewakuacji, będąc pod wrażeniem tego ile elementów już do tej pory przemyślał czarodziej. – Również chętnie wspomogę wcielanie planu bezpieczeństwa Oazy w życie – powiedział do Moore'a, wiedząc, że jego umiejętności w białej magii będą w tej materii przydatne.
Pokiwał głową na słowa Ministra Longbottoma odnośnie Hagrida, wzrokiem odnajdując Michaela i kiwając mu głową. Wiedział, że auror na pewno dobierze odpowiednią osobę do tego zadania. Nie umknęło mu spojrzenie sir Harolda posłane w stronę Foxa, ani słowa o krewniaczce półolbrzyma: panna Tangwystl ze względu na swoje powiązania z głównym tematem tych rozważań wydawała się bardzo dobrym wsparciem, lecz to pozostawiał już pod osąd Tonksa, którego Minister osobiście wyznaczył do zajęcia się tą kwestią. Spojrzał jeszcze na Anthony'ego Skamandera, zgadzając się z nim poprzez skinięcie głowy. – To Tangwystl zdjęła ze mnie klątwę pierwszego lipca, ale według tego co mi wiadomo to Anthony ma z nią najlepszy kontakt. Jeśli mówi, że panna Hagrid powinna pozostać naszym sojusznikiem to ufam w pełni jego osądowi – dodał jeszcze, po czym zamilknął, pozwalając mówić innym. O siostrze Keatona mógł w końcu tylko słuchać, a niepytany o zdanie w tej kwestii pozostawiał decyzje tym najlepiej zorientowanym. Nie każdy z nich znał się w końcu na wszystkim i wszystkich, a milczenie i oddanie pola do rozmowy innym było najlepszym, co można było zrobić dla jak najbardziej owocnej dyskusji.
Kolejne zadania zostały wyznaczane, a Farley momentalnie spojrzał na Hannah, kiedy ta mówiła o gospodarowaniu ich zasobami. – Moglibyśmy ująć w tym także zaopatrzenie nie tylko lecznicy w Oazie, ale i w Dolinie Godryka, w tym także szpital polowy w Ruderze. Z chęcią pomógłbym w tym generalnym spisie zasobów, tylko potrzebowałbym cię jako mojego mentora w kwestiach teoretycznych – uśmiechnął się do panny Wright, mając nadzieję, że zechce rozważyć jego kandydaturę, zaraz uśmiechając się też i do Williama, bowiem ten go uprzedził w zaoferowaniu się z pomocą.
Jego uwagę przykuły jednak słowa o Huxley. Ściągnął nieco brwi, spoglądając na Anthony'ego Skamandera oraz Maeve. – Rycerze posługują się czarodziejami, zaimperiusowanymi bądź nie, jak narzędziami, nie do końca interesują się co z nimi będzie po skończeniu przydatności. To dla nich środki do celu. Taki człowiek-narzędzie w pierwszej kolejności będzie drżał przed nimi o własne życie, wątpię żeby chciała zmienić front jeżeli tak łatwo byli w stanie odebrać jej wolną wolę. Nawet bez imperiusa mogą ją kontrolować strachem, a przedstawiona przez nas propozycja kolaboracji wymagałaby od niej odwagi żeby zaryzykować tę nikłą szansę przetrwania jaką daje jej działanie dla Rycerzy. Mogą zaoferować jej więcej niż my i podeprzeć to bardziej drastycznymi argumentami, groźbami. Mają też na tym polu więcej możliwości by nas podejść, jednak wydaje mi się, że wykorzystane Huxley nie do kolaboracji z nami, a do dezinformacji byłoby niezwykle cennym zagraniem. Trzeba się jednak liczyć z tym, że jeżeli wmieszamy się jeszcze bardziej w życie tej czarownicy to najprawdopodobniej ją zabiją gdy wyjdą na jaw nasze machinacje – stwierdził, nie wierząc w to, że cokolwiek co zrobiliby z Huxley pozostałoby wieczną tajemnicą przed Rycerzami.
Do rozstrzygnięcia zdawała się zbliżać także sprawa Forsythii. Alexander skupił się na Ministrze Longbottomie, ponownie kiwając głową. – Dziękuję, sir. Wybiorę rozsądnie – odparł, spoglądając kolejno po Percivalu, Samuelu, Lucindzie, którzy wyrazili chęć uczestnictwa w pojmaniu i przesłuchaniu panny Crabbe. Macmillan przeczytał ostatecznie list – zdecydowanie powinni byli zrobić to wcześniej – a jeden szczegół, usłyszany raz jeszcze i na głos, w tym pokoju, przykuł jego uwagę. Zwłaszcza gdy Archibald wspomniał o liście z pogróżkami – spojrzenie Alexandra na chwilę pomknęło ku Prewettowi z obawą, zaskoczeniem i poniekąd wyrzutem. Czemu nie powiedział mu o tym wcześniej? Teraz jednak nie był czas na roztrząsanie tej kwestii, dlatego też zwrócił się bezpośrednio do lorda Kornwalii.
Anthony, ten Schmidt to człowiek zaburzony psychicznie... Generalnie rzecz ujmując jest seryjnym mordercą, a oni mają pewne swoje charakterystyczne motywy, które opisują ich profil jako zabójcy. William pisał do mnie o szmalcowniku-obcokrajowcu, o którym mówił przed chwilą: rzeczony szmalcownik zabierał część ciała ofiary po dokonaniu mordu. Pokusiłbym się o przypuszczenie, że Schmidt i jego serca w skrzyni, zbierający głowy szmalcownik o którym mówił Billy i nadawca listu z uciętym palcem to jedna osoba – powiedział, spoglądając na Moore'a, a następnie wspominającego o uciętym palcu Archibalda, na końcu zaś na Macmillana, spojrzenie mając chłodne i analityczne. Była to teoria, jednak zbyt wiele elementów układanki zdawało się tu pasować w jedną całość.
Kiedy w sprawie Crabbe odezwał się Dearborn, Alexander wychylił się i oparł na stole aby spojrzeć na aurora równie analitycznie co przed chwilą kiedy analizował poczynania Schmidta.
Mówiła o wilkołakach mugolskiego pochodzenia. Pracując w departamencie kontroli nad magicznymi stworzeniami to chyba najprostszy sposób by sprzeciwić się temu czemu hołdują Rycerze. Ale chyba umknęło ci, że żadne z nas jej nie ufa i nikt nie planuje zaprosić jej na herbatkę nad którą radośnie wypaplamy jej nasze sekrety, albo powiemy jej cokolwiek. Nic takiego nie padło, wręcz przeciwnie, nie wiem ile już razy zostało podkreślone, że nie mamy pojęcia o jej intencjach. Wszyscy jesteśmy ostrożni w naszych propozycjach, Cedric, lecz w takim układzie jako największy sceptyk także mógłbyś być obecnym przy jej przesłuchaniu – powiedział, będąc ciekaw czy Dearborn poza odrzucaniem wszystkiego jak leci był gotów podjąć się działania, które faktycznie mogło przyznać mu rację.
Kiedy jednak Minister Longbottom podjął temat Gwardii, Alexander spojrzał na niego i całkowicie zamilknął. Zamrugał raz, drugi, ściągnął brwi. Słysząc to co mówi lord Longbottom, Farley nie mógł wyzbyć się wrażenia, że w jakiś sposób zawiedli. Zacisnął szczękę i skinął krótko głową, pojedynczo. Rozumiał, jednak potrzebował czasu aby się z tym pogodzić. Oddał w końcu Zakonowi wszystko, myślał, że spisuje się dobrze. Miesiącami dwoił się i troił i stawał na głowie, lecz ostatecznie okazało się, że na próżno. Zerknął tylko na Marcellę, unosząc nieco kącik ust na wieść o tym, że chciała do nich dołączyć. Przydałoby się, zdecydowanie. Ostatnie tygodnie kiedy został jedynym zdolnym do działania Gwardzistą odcisnęły na nim swoje piętno: nikt nie powinien pojedynczo nosić na sobie takiego brzemienia, ani nawet we dwójkę. Trójka też wydawała się zbyt wątła. Szeregi Gwardzistów już od jakiegoś czasu były zbyt przerzedzone by stanowić solidną podporę dla organizacji. Nie zmieniało to jednak faktu, że Alexander czuł się po postu źle, jakby powietrze nagle zgęstniało jak pod transmutacyjnym zaklęciem. Kapituła... mógłby się w niej dalej realizować, może niekoniecznie w tej formie co w Gwardii, lecz wciąż pozostawał uzdrowicielem. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że pokaźniejszy laur doświadczenia wieńczył czoło Archibalda i przed co niektórymi musiałby udowadniać samego siebie raz po raz, a przy każdym najmniejszym potknięciu oczy wszystkich kierowane byłyby na jego starszego kuzyna. Musiał to przemyśleć i zdecydowanie musiał porozmawiać z Prewettem, którego momentalnie odnalazły burzowe oczy byłego Selwyna.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ratusz - Page 6 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Ratusz [odnośnik]25.03.21 0:05
Wciąż jeszcze w częściowym szoku po tym, że tyle naraz powiedział, Ingisson czekał na to, że teraz wszystko wybuchnie. Nagle cały świat przypomni sobie o jego istnieniu i będzie siedział jak na świeczniku. Nieco nerwowo patrzył więc po zgromadzonych, nieco ześlizgując się po niewygodnym krześle, jakby nieco zapadając się pod ziemię, tyle że zapadał się pod blat stołu. Nieznacznie tylko, ale ten ruch pozwolił mu na odetchnięcie nieco po tym, jak znajdował się pod spojrzeniem samego Ministra. Zwłaszcza że rozmowa znów zdawała się zataczać kręgi wokół jednego: zaufania. To pozostawało przy jego osobie zawsze kwestionowane. I przez tę całą rozmowę o Forsythii zaczynał powoli zastanawiać się, czy przypadkiem nie powinien się do niej odezwać. Znów on, co ciekawe. Chociaż pierwszy raz chodziło przecież o receptę, zrobił to całkowicie zawodowo. Teraz tylko poczuł potrzebę sprawdzenia, czy aby na pewno tak jak mu powiedziała, poradzi sobie sama. Nie do końca na to wyglądało, skoro tak rozpaczliwie zaczęła szukać zrozumienia. A może też zachował się nie tak? Nawet jeżeli mówił prawdę? Kłamać w końcu nie potrafił, ale prawda potrafiła być strasznie niewygodna.
To, że siedział pomiędzy niezwykle aktywnymi w rozmowie Dearbornem i Cattermolem też nie pomagało na jego rozterki. Jeszcze trochę zjechał niżej na krześle, czując się jeszcze ciut bezpieczniej pomiędzy dwoma wygadanymi czarodziejami. Dlatego kiedy jego imię padło z ust Figg, Norweg był w stanie na nią spojrzeć i pokiwać głową. Już zresztą to powiedział, że brakowało alchemików: taki sens można było przecież wyciągnąć z jego wypowiedzi o mocowaniu się z badaniami w pojedynkę. Tak samo na wymowne spojrzenie Samuela pokiwał głową. Zrozumiał, przyjął, lecz przez chwilę wydawało mu się, że po prostu nie był w stanie nic powiedzieć. Jakby wyczerpał mu się zapas słów na ten dzień.
Mam – wybąkał w końcu w temacie Veritaserum. – Mogę mieć więcej – dodał jeszcze, bo znając zasoby swojej alchemicznej szopy był w stanie z całkowitą pewnością stwierdzić, że posiadał dość ingrediencji na więcej porcji wywaru.
Norweg nie komentował jednak innych tematów, bo przecież nie nadawał się do działania przy porwaniach, akcjach uderzeniowych, szpiegowaniu. Jedyne co to z uwagą wysłuchał rozważań Ollivandera, przypatrując się różdżkarzowi z zaciekawieniem kiedy dywagował nad namiarem. I samo badanie magii wyspy również nie umknęło Norwegowi: z chęcią włączyłby się i w ten projekt. Przy barierze zdecydowanie poszerzył swoje umiejętności z zakresu samej numerologicznej teorii magii i chciał sprawdzać się dalej. Szukał i nie zamierzał przestać poszukiwać odpowiedzi na trudne pytania, jednak na wieści o przeorganizowaniu Zakonu nie zareagował widocznie, dalej siedząc i wpatrując się w układające się w blacie drewniane słoje. Niewątpliwie najbardziej zajmował się eliksirami ze wszystkich zgromadzonych, to był fakt. I nie zamierzał przestać zajmować się tymi sprawami i zaopatrzeniem Zakonników w mikstury. Nie wiedział tylko czy powinien teraz w ogóle chcieć zarządzać kimś więcej niż samym sobą.


Asbjorn Ingisson
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5694-asbjrn-thorvald-ingisson#133833 https://www.morsmordre.net/t5741-juhani#135532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f138-little-kingshill-hare-lane-end https://www.morsmordre.net/t5742-skrytka-nr-1399#135537 https://www.morsmordre.net/t5743-a-t-ingisson#135543
Re: Ratusz [odnośnik]31.03.21 16:03
Skinął głową Justine, kiedy wspomniała o kryjówce w Irlandii. Takie schronienie musiało być doskonale zabezpieczone - ale nie musiał zabierać głosu, by mieć pewność, że Tonks się o to zatroszczy - była gwardzistka znała znaczenie przezorności. Przekierowawszy spojrzenie na Marcellę przytaknął krótko i jej: Szkocja nie znajdowała się dalej od Irlandii i niewątpliwie prędzej czy później i na nią padnie cień wojennej zawieruchy. Czy Zakon Feniksa mógł ochronić te ziemie przed tym, co złe? Przekierował uwagę na Vincenta, kiedy kontynuował podjętą wcześniej myśl. Longbottom kiwał głową na kolejne przedstawiane przez niego propozycje  - jego twarz nie wyrażała zbędnych emocji, ale brak niezadowolenia u przywódcy Zakonu Feniksa najczęściej oznaczał zadowolenie.
- Rineheart, zajmiesz się koordynacją początkowych działań na terenie Irlandii - przyjął jego deklarację, jednocześnie obarczając go odpowiedzialnością za nią. Vincent stał w ich szeregach krótko, ale mimo to ton Longbottoma nie niósł dźwięków niepewności, zdążył udowodnić, że nie zasiadł między nimi bez powodu. - Jeśli będą ci potrzebni ludzie, weź ich. Miej jednak baczenie na to, co jest naszym priorytetem. Angielska sprawa nie może na tym ucierpieć. - Ze słów Vincenta jednak jasno wynikało, że nie musiał mu tego tłumaczyć. Wyglądało na to, że w jego żyłach rzeczywiście krążyła krew jego ojca. Przeniósł wzrok na Keatona, kiedy zaproponował rozłożenie sił na poszczególne hrabstwa, milczał jednak, oddając tę decyzje w ręce pozostałych Zakonników, wiodąc spojrzeniem po twarzach zasiadających wzdłuż stołu.
- Warto trzymać rękę na pulsie, ale na ten moment - zgodnie z ustaleniami, które zostały dziś powzięte - priorytetem powinno być zachowanie ziem, które wydają się nam przychylne. Ofensywa na Fawleyów ma sens dopiero z zapleczem pod postacią umocnionych pozycji w przyjaznych nam hrabstwach. Czy mamy siły na to, by rozdysponowywać tam ludzi już teraz? Nie jest nas w nadmiarze  - przypomniał, ale nie decydował, dając ciszy wybrzmieć i zostawiając pozostałym czas na podjęcie decyzji lub złożenie dalszych deklaracji. - Ale zwiad może się okazać konieczny już teraz - przytaknął ostatecznie myśli Burroughsa, pozostawiając mu jej kontynuację.
Harold skupił spojrzenie oczu na Anthonym Skamanderze, kiedy ten wypowiedział się w odniesieniu do sojuszniczki, Tangwystl, po czym skinął mu głową na znak, że przyjął jego słowa - przenosząc wzrok na Michaela i Alexandra, którzy dołączyli się do opinii Anthony'ego. Skinął też głową w odpowiedzi na konkluzję odnośnie Greya, którą wygłosił Archibald - oddani sprawie ludzie, którzy wiedzieli, co chcą osiągnąć, byli dziś na wagę złota, a ze słów Zakonników wynikało, że Grey mógł być kimś takim. Michael wrócił również do tematu Hagrida:
- Szlachetne postępowanie zasługuje na uwagę - skomentował krótko sprawę z ratunkiem mugola, lokując spojrzenie na Foxie, który równie lakonicznie skomentował sprawę - najpewniej zgadzając się z Frederikiem.
Wkrótce wybrzmiały głosy koncentrujące się na dzielnicy portowej w Londynie. Harold słuchał słów naprzemiennie, milcząc, zbierając konkluzję dopiero, gdy ucichła wrzawa:
- Nie wesprzemy otwartego buntu w londyńskim porcie, to pewne. Nie teraz - uznał, przenosząc spojrzenie na Anthony'ego Skamandera, z którym się zgodził. Port w Londynie nie był duży, miał znaczenie głównie dla stolicy, która nie była w żaden sposób zagrożona. Przejmowanie kontroli nad portem w Londynie bez kontroli nad samym Londynem prowadziło donikąd i nie miało szansy powodzenia na dłuższą metę. Nie było wcale realne, nad czym zadumał się dłużej, wysłuchując Foxa, by wkrótce powrócić nim do Skamandera. - Rzeź to odpowiednie słowo. A ja nie zamierzam wysyłać nikogo na rzeź - Każdy pośród zgromadzonych z pewnością zdawał sobie sprawę z tego, jak mocno Londyn znajdował się obecnie pod siłami wroga. - Ministerstwo Magii w ostatnim czasie poświęciło nieco uwagi temu miejscu. Niebawem rozpocznie się tam radosne świętowanie wyzwolenia Londynu spod mugolskiej zarazy - Te słowa wybrzmiały w jego ustach ironicznie, a na usta na ułamek sekundy wkradł się niedookreślony grymas. - Jest to możliwe między innymi dzięki wpływom nowego zarządcy, niejakiego Goyle'a, który nie tak dawno temu niezwykle wzbogacił się dzięki nagrodzie otrzymanej za pojmanie niejakiej Tonks. - Jego spojrzenie umknęło na siedzącą przy nich Justine. - Galeony zostały obficie zainwestowanie we wzmocnienie tamtejszych struktur, co rzeczywiście mogłoby wskazywać na to, że przejęcie tego miejsca byłoby dla miasta dotkliwym ciosem... gdyby tylko było, oczywiście, realne. O jakiej ilości ludzi mówimy?  - Nie próbował zgadywać. - To ledwie kropla w morzu, zbyt mało, by odbić całe miasto. Strzeże go nie tylko policja, ale też olbrzymy i dementorzy. - Którzy dla przypadków mieszkańców miasta musieli się wydać śmiercionośni. Odnalazł wzrokiem Keatona, który wspominał o możliwości przekonania do współpracy tamtejszych informatorów. - Rycerze opanowali port praktycznie całkowicie. Odbicie czarodziejskiej mariny byłoby trudne, ale nie niemożliwe. Póki znajduje się pod całkowitą kontrolą rycerzy, najpewniej trudno będzie przekonać do współpracy nawet najbardziej zdystansowanych informatorów - to dla nich zbytnie ryzyko i nieopłacalny zysk. W idealistów można wierzyć tylko wtedy, kiedy ma się pewność, że płonie w nich idea. W materii informacji z miasta powinniście polegać przede wszystkim na tych, którym ufacie najmocniej. Inni mogą - i będą - próbowali wyprowadzić was w pole. - Ulokował spojrzenie na Tonksie, który wspomniał o sojuszniku, wiedźmin strażniku, w porcie. Niewątpliwie potrafił wyciągnąć z ludzi informacje, które były Zakonowi potrzebne. - Z kolei potencjalne odbicie mariny - będzie kosztowne i przyniesie mało zysków względem zainwestowanych w to sił, jeśli nie postawi się kolejnego kroku. Londyn pozostaje okupowany przez wroga. Żeby przedrzeć się przez panujący terror, będzie trzeba czegoś większego niż kilka rozpuszczonych szeptów. Czegoś, co ośmieli tych, którzy czują strach i przekona tych, którzy nie wierzą. Dopiero wtedy można przełożyć ten sukces na inne działania. - Zablokowanie teleportacji na terenie stolicy uczyniło z niej twierdzę wobec sił i infrastruktury skupionych w mieście. Tamiza przepływała zaś przez sam środek miasta. Pomysł wyrwania tych ludzi do pracy w sojuszniczym porcie wydawał się znacznie bardziej trafiony, choć niewątpliwie należało o tym pomówić w pierwszej kolejności z potencjalnymi buntownikami. Spojrzał na Vincenta, kiedy podjął temat, skinąwszy głową tak jemu, jak Marcelli, która zabrała głos moment później.
- Czy w ogóle mamy już konkretne deklaracje? - zapytał, bo trudno było snuć plany, kiedy nikt nie dookreślił, o kim właściwie mówią. Na dłużej zogniskował słów na Keatonie, wysłuchując jego słów, w milczeniu. - Nie mam informacji, z których wynikałaby diametralna zmiana nastrojów w stolicy, jeśli w porcie są jednostki, które pragną działać, są niestety tylko pojedynczymi jednostkami - Oczywistym było, że od miasta nie odłączy się cała opanowana przez rycerzy dzielnica znajdująca się na domiar złego pod pieczą jednego z nich - ludzie w porcie, nawet jeśli nie popierali rządów Malfoya, byli albo zastraszeni albo mieli gdzieś politykę. Rycerskie wpływy w Londynie były silne, w porcie: zwłaszcza. Ale to zdawali się rozumieć wszyscy zebrani w tej sali. - Wyprowadzenie statków z Londynu będzie wymagało dużo sprytu, choć pewnie nie jest niemożliwe. Pytanie, czy jakikolwiek kapitan zamierza rzeczywiście zaryzykować nie tylko dobytek, ale i życie swoje i swojej załogi, podczas gdy nasza oferta nie jest szczególnie kusząca - westchnął, przemykając wzrokiem od Marcelli do Hannah, która podjęła temat szkockiego miasta, obu wysłuchał w milczeniu. - Na ten moment nawet sam Edynburg jest chwiejny, Figg. Nie wiemy, z którym wiatrem popłynie. Nie jestem też pewien, na ile rozważne byłoby narażanie jego mieszkańców i zwracanie na niego nadmiernej uwagi takimi działaniami. Będziemy trzymać się sojuszniczych ziem, które jesteśmy w stanie trzymać pod ciągłą obserwacją. To o nie walczymy teraz - przypomniał już wszystkim, bo jeśli nie potrafili ochronić Anglii: nie będą potrafili też ochronić Irlandii i Szkocji. - Mobilizację Szkocji należy rozpocząć na niższym poziomie, by miała szansę powodzenia - dodał z zastanowieniem. - Zacząć należy u podstaw, analogicznie do tego, o czym mówił Rineheart - podpowiedział, pozostawiając jednak Zakonnikom pole do rozwoju tej myśli. - Nie mamy jednak tak dużych sił, by jednocześnie działać w Irlandii, Szkocji i chronić całą Anglię, włączając w to działania na terenach wroga - dodał, wyraźnie zasępiony. Ułożenie priorytetów było jednak jednym z celów tego spotkania, a jako pierwszy - padł temat Irlandii i to pod kątem Irlandii padły pierwsze konkretniejsze propozycje. - Tak czy inaczej, jeszcze zanim uknujemy plan relokacji statków, warto byłoby się zastanowić nad planem ich faktycznego zdobycia - dodał, chcąc przywrócić dyskusję do istotnego momentu. Lord Ollivander nie miał nic naprzeciw ulokowania ludzi w jego porcie, co dawało pewne pole do pertraktacji: o ile Zakonnicy rzeczywiście mieli widoki na przekonanie do wspólnej sprawy kogoś, kto statek posiadał.
- Burroughs, przekaż zatem te wieści dalej - zarządził, on jeden wiedział, jak trafić zarówno do barmanki, o której opowiadał, jak i pozostałych wspomnianych przez niego czarodziejów. - Marynarze mogą przesiedlić się do Lancashire.
W milczeniu wysłuchał ostrzejszej wymiany zdań pomiędzy Cedrikiem a Marcellą, Keatem i Alexandrem, unosząc lekko dłoń, by to przerwać; na dłużej utkwił spojrzenie na twarzy Selwyna, z pewnym zastanowieniem przenosząc je na Dearborna, nie podjął jednak tematu.
- Jeśli twoja siostra, Burroughs, jest właściwą osobą, nie będzie miała problemów z udowodnieniem swojej wartości również przed pozostałymi tu zebranymi - ukrócił dywagacje. Nie mówili wszak na tym etapie o dopuszczeniu kobiety do większych tajemnic Zakonu Feniksa, a jedynie o tym, że ma chęci wesprzeć ich działania. Skinął głową Samuelowi, który zechciał ukrócić rozmowę na temat kobiety.
Spojrzał na Anthony'ego Skamandera, kiedy wrócił do tematu Huxley. Pokiwał w spokoju głową, wsłuchując się w jego słowa i dokładnie przedłożony plan. Rozważny głos zabrał również Alexander, któremu przyglądał się z uwagą, gdy wypowiadał swoje zdanie. Harold skinął głową i jemu, czarodziej poruszył wszak słuszne wątpliwości, których nie można było pominąć. W tym również kwestię bezpieczeństwa samej kobiety, nikt nie chciał narazić jej na śmierć.
- Clearwater, Fox, zajmijcie się sprawą Huxley. Weźcie pod uwagę słowa Selwyna - zarządził, krótko, Anthony nie mógł pojawić się w Londynie, nie w takim charakterze, ale dla Maeve - nie istniały przeszkody, których nie mogłaby pokonać jako metamorfomag, Fox był oczywistym wyborem. - Wykorzystajcie Notta - przytaknął, kiedy Percival zgodził się zostać żywą przynętą, niejako odpowiadając za Percivala na pytanie Foxa. Plan wydawał się całkiem sensowny. - Zaproponujecie jej, że w razie kłopotów - zapewnimy jej ochronę - dodał, bez zawahania, jeśli byli w stanie wskazać inny, bezpieczniejszy port, to powinno załatwić sprawę. Na jakiś czas.
Skinął Maeve głową, kiedy przedstawiła plany swoich działań: choć twarz Harolda wciąż wydawała się pozbawiona większych emocji, wydawał się przyjmować deklaracje Clearwater ze spokojem świadczącym o zadowoleniu.
- Dojście do Ministerstwa Magii pozwoliłoby nam - być może - poznać ruchy wroga nim ten je podejmie. I być może uda się w ten sposób zaangażować wspomnianą Crabbe - przemknął wzrokiem z Maeve do Alexandra, któremu powierzył to zadanie i w końcu Macmillana, który zaproponował wykorzystanie dziewczyny w taki sposób, na końcu zaś na sceptycznego Cedrika - bez zdradzania jej zbędnych szczegółów - dodał, bo nie zmieniało to faktu, że zaskakujące okoliczności nawiązania kontaktu budziły wśród zebranych uzasadnione wątpliwości. Anthony Macmillan odczytał przesłany przez nią list, Harold zapoznał się z nim przed paroma chwilami i zdążył się już do niego odnieść, więc jedynie skinął głową. Na liście gości pogrzebu nie było ani jednego zaskakującego nazwiska.
- Przejdźmy do konkretów, co ma być we wspomnieniach, które oferuje? - Luźno rzucone myśli nie wiodły do konkretnych działań, które należało dookreślić. Macmillan nie dookreślił również, do czego chce wykorzystać rejestr - na jego istotność zwrócił uwagę Michael. - Pokusiłbym się o stwierdzenie, że rejestr jest zagrożeniem nie tylko dla czarodziejów mugolskiego pochodzenia, ale dla wszystkich, którzy zostali do niego zgłoszeni. Wróg zdaje sobie sprawę z tego, że go ubiegliśmy. Przeciągając ich na swoją stronę, naraziliśmy ich na wzmożone kontrole i prześladowania. Gdyby dokumenty poszły z dymem, być może udałoby się ocalić kilka istnień - stwierdził, powracając spojrzeniem na Macmillana. - Zajmij się tą sprawą, Tonks - zwrócił się do aurora, bo to on zwrócił uwagę na problem, miał też konkretne plany na zabezpieczenie wilczych dzieci. - Macmillan ci pomoże - postanowił, wracając wzrokiem do czarodzieja, który odczytał wspomniany list.
Skinął głową Steffenowi, kiedy zapewnił, że Crabbe nie znajdowała się pod wpływem imperiusa - jako specjalista niewątpliwie był w stanie za to poświadczyć, tym samym przyjmując jego osąd za fakt. Steffen zdążył udowodnić, również działając dla Zakonu Feniksa, że jego umiejętności mają solidne podstawy.
- Ślady wspomniane w liście przypominają ślady sinicy - wyjaśnił Steffenowi, aurorzy i uzdrowiciele siedzący przy stole zdawali sobie z tego sprawę, pozostali niekoniecznie. Czarna magia niosła za sobą straszliwe konsekwencje, a częsty z nią kontakt prowadził do nieodwracalnych zmian organizmu - i objawów w istocie podobnych do opisanych we wiadomości odczytanej przez Macmillana. Wskazanie sinicy wydawało się najbardziej naturalnym i najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem. - Na wojnie giną ludzie - odpowiedział młodemu zaklinaczowi. - Siły wroga nie giną tylko w walkach z nami, wciąż napotykają opór wśród zwykłych ludzi. Zresztą, czarnoksiężnicy są jak zwierzęta, bez oporów mordują też siebie nawzajem. Warto być czujnym, ale na ten moment możemy jedynie wróżyć z fusów - dodał, a z jego twarzy zionęła niechęć do nieboszczyka. Gdy temat potencjalnych sojuszników Zakonu Feniksa umilkł, głos zabrał Samuel - Harold skinął głową na jego słowa, podkreślając jedynie ich znaczenie: serum prawdy rozwikła wiele wątpliwości. Należało dobrać środki odpowiednio do potrzeb - i do oczekiwanych efektów.
- Schmidt to szmalcownik, jeden z najwytrwalszych psów gończych Ministerstwa Magii. Selwyn najpewniej ma słuszność, dopatrując się podobieństw zdarzeń i łącząc te postaci w jedną osobę. - Przeniósł spojrzenie na Williama, potem na Archibalda i Michaela. Pogróżki wysyłane lordowi nestorowi zdały się go nie zaskoczyć, a psychologiczne doświadczenie Alexandera zasługiwało na uwagę. - Znajdźcie go, zanim zabije więcej ludzi - wydał krótki rozkaz, z tonu jego głosu, wyrazu twarzy, dało się odczytać zwyczajne obrzydzenie. Zła sława wyprzedzała tego człowieka, mówiono o nim już nie tylko wśród tych, którzy popierali mugolski pogrom. - Słuszna uwaga, Dearborn - zwrócił się do aurora, kiedy podjął temat szmalcowników ogółem. - Jeśli nie zdusimy tej zarazy w zarodku, nie zapanujemy nad nią później. Weźmiesz to na siebie, po nitce do kłębka, w pierwszej kolejności należy wyeliminować najistotniejsze figury, bez nich upadną morale - wydał dyspozycje Cedrikowi, wiedząc, że doświadczony auror bez trudu temu podoła: zarówno organizacyjnie, jak i późniejszymi działaniami. - Clearwater, jesteś w stanie w tym pomóc? - zwrócił się do kobiety, która choć wspominała, że jej sieć powiązań nie była dziś obszerna: wciąż z pewnością miała swoją siłę.
W milczeniu wsłuchiwał się w słowa Anthony'ego Skamandera, który poruszył kwestię namiaru, jego słowa wsparła Hannah. Wysnuta przez niego teoria wydawała się trudna do faktycznego zweryfikowania w tym momencie i z aktualnej pozycji Zakonu, ale prawdopodobna. Dalszych wyjaśnień udzielił Keaton, opowiadając o swoich odkryciach - Harold wysłuchał tej opowieści w skupieniu.
- Skamander, Burroughs, weźmiecie ten plan i zajmiecie się tym razem - zwrócił się do nich, odnajdując wzrokiem Anthony'ego, potem Keata, a po chwili również Steffena, który zasugerował swoje zdolności. Szczurza postać niewątpliwie pozwalała na szczególne manewry. Przeniósł wzrok na Ulyssesa, który rozjaśnił kilka wątpliwości i zwrócił uwagę na informacje, które mogą okazać się mu pomocne, Harold skinął głową. - Upewnijcie się, że zalecenia, o których wspomniał Skamander, dotrą do wszystkich zainteresowanych. Zajmiecie się też przesłuchaniem urzędnika. Jeśli będzie wam potrzebny ktoś trzeci do pomocy... lub Cattermole, weźcie go. - Zogniskował spojrzenie na twarzy Anthony'ego, który niekoniecznie powinien pokazywać się w Londynie, ale przecież i na to były sposoby - a sam Skamander był wystarczająco doświadczonym aurorem, by podjąć tę decyzję samodzielnie. Informacje przedstawione przez Keatona wydawały się zdradzać wystarczająco dużo szczegółów, by czarodzieje mogli skutecznie zaplanować swoje działania. - Dobra robota, Burroughs - skomentował krótko jego raport,
Harold nie wtrącał się w dalsze ustalenia organizacyjne, nie przerywając Williamowi, który oferował pomoc Hannah, podążając wzrokiem od jednej twarzy do drugiej, wydawało się, że w sprawach Oazy Zakon Feniksa radził sobie znacznie lepiej niż w terenie: ale od czegoś jednak trzeba było zacząć.
- Ta sala będzie do twojej dyspozycji, Moore - odpowiedział na zapytanie Williama, który chciał zorganizować w ratuszu własne spotkanie. - Zapowiedz się wcześniej, by mieć pewność, że będzie pusta - dodał, skinąwszy głową na potwierdzenie, iż zamierza przejrzeć plany czarodzieja, w milczeniu wysłuchując jego zwrotu do pozostałych i padających później deklaracji złożonych przez Macmillana, Cedrika, Vincenta, Floreana, Hannah, Steffena, Lucindy, Foxa i Alexandra.
- Nie mamy środków na masowe przerzuty ludzi, ale powinno udać się wysłać do Ameryki pojedyncze osoby - przytaknął Williamowi i Foxowi. - Będzie to wymagało dużej dyskrecji, lecz wzmocnienie zachodniego wybrzeża pozwoli nam wypuścić statki bez obaw o ich zatrzymanie. Prawdopodobnie. Jeśli znajdą się chętni na życie w Ameryce - trzeba spróbować to zrobić. Musicie jednak pamiętać, że taka podróż będzie dłuższa i bardziej kosztowna, niż do krajów kontynentu. Miejsce docelowe wydaje się jednak... nieco pewniejsza - Na dłużej zatrzymał spojrzenie na Frederiku, który zaoferował się z organizacją.
Spojrzał na Steffena, utkwiwszy spojrzenie jasnych tęczówek na jego twarzy, kiedy mówił o klątwach. Wysłuchał go w milczeniu, a kiedy ucichł - przeniósł wzrok na bardziej doświadczoną Lucindę, która przytaknęła jego słowom, ufając również jej osądowi, skinął głową również on.
- To rozsądne słowa, Cattermole - pochwalił go, Zakon Feniksa nie mógł pozwolić sobie na nieostrożność, w żadnym znaczeniu tego słowa. Każdy spośród tu zgromadzonych w każdej chwili mógł stać się celem śliskiego ataku: zadbanie o ich bezpieczeństwo powinno leżeć w gestii klątwołamaczy. - Będziesz za to odpowiedzialny - zadecydował krótko, powierzając mu organizację procedur bezpieczeństwa przez spotkaniami.
- Nie będziemy się dzielić inaczej niż dotąd, Dearborn - rozwiał wątpliwości Cedrika. - Zadaniem Kapituły będzie centralizacja działań i zmobilizowanie czarodziejów mających realne możliwości działać w zakresie ich specjalizacji. - oznajmił, wyspecjalizowane pododdziały zdaniem dowódcy Zakonu Feniksa zamiast wspomóc działania organizacji, sztucznie by je ograniczyły. Spojrzał na Vincenta, kiedy ten zadał swoje pytanie oraz na Lucindę, kiedy wyraziła własne:
- Członków Kapituły będę powoływał osobiście spośród gotowych działać - odparł na jego wątpliwości w kwestii selekcji. Miała być stosowana odgórnie. - Jak już powiedziałem, oczekuję, że kandydatami będą czarodzieje, którzy nade wszystko będą potrafili zorganizować i zaktywizować członków Zakonu na danym obszarze działania i zarządzać nimi - mądrze i efektywnie. Rząd, można to tak nazwać, nie zapominajmy jednak, że mówimy tylko o rządzie tymczasowym, polowym - minie jeszcze wiele miesięcy, nim w razie zwycięstwa zdołamy przywrócić w kraju demokratyczne struktury. Zaszczyt dostąpienia tej funkcji przypadnie wyłącznie tym czarodziejom, którzy zdążyli już się w tej materii popisać, w związku z czym posiadają pewne doświadczenie. Nie zamierzam sztucznie zamykać liczebności członków Kapituły: wraz ze zmianą naszej sytuacji zmieniać się będą nasze priorytety i potrzeby. Sytuacja może zmieniać się nawet dynamicznie. Nie jesteśmy w stanie wskazać dziś wszystkich obszarów, na których będziemy działać, choć jesteśmy w stanie wyodrębnić te, które nie zmienią się z całą pewnością. Kapituła będzie ustalała strategię na wszystkich obszarach działania Zakonu Feniksa: walk, magomedycyny, alchemii, zaopatrzenia, finansów... i pozostałych dziedzin, które są dla nas istotne. Wśród jej członków zapadną najistotniejsze postanowienia - i będą stanowić moje ciało doradcze. To poważne i bardzo odpowiedzialne zadanie, od przyszłych radców wymagam, by byli w stanie temu sprostać. Presji - zarówno czasu, jak i ciężaru odpowiedzialności - zakończył, niechętnie unosząc spojrzenie na Marcellę. Przez jego twarz przemknęła gruba zmarszczka już w momencie, w którym czarownica zastrzegła, że nie zwykła kwestionować jego rozkazów.
- Figg, jeśli zamierzasz kwestionować moje metody działania lub nie jesteś pewna słuszności działań podejmowanych przez Zakon Feniksa, drzwi znajdują się naprzeciw mnie  - przypomniał, nie zamierzając wdawać się w dywagacje na podobne tematy, ani - tym bardziej - nikomu obiecywać nowego wspaniałego świata, nie zamierzał też nikogo przekonywać do racji, które połączyły Zakonników przy tym stole. Byli w środku morderczej wojny, codziennie ginęli ludzie. Wstęp do ich grona był ściśle selekcjonowany, dopuszczali tu tylko tych, którzy zdążyli się wykazać, którzy chcieli działać, którzy rozumieli konieczność tych działań. Uznał, że próby porywania do boju Zakonników na tym etapie wtajemniczenia i na tym etapie działań nie są potrzebne. Nigdy zresztą nie był skory do składania czczych obietnic: nie wiedział, jak będzie wyglądała codzienność po wojnie. Pewność i duma wyciosane na jego doświadczonej twarzy zdradzały, że nie uważał za stosowne wątpić w to, czy walka z wrogiem była potrzebna. - Wróg będzie próbował rozbijać nasze siły wszelkimi sposobami - przytaknął słowom Hannah - nie będziemy mu pomagać, robiąc to od wewnątrz samodzielnie - Bo zdawało się, że tylko do tego mogły prowadzić podobne dyskusje. O potrzebie ostrożności - mówił już wcześniej.
Dyscyplina - do tego był przyzwyczajony, jako auror i jako polityk.
- Czy są jeszcze sprawy, które chcecie dzisiaj poruszyć? Tonks - Przeniósł spojrzenie na Michaela - chcę z tobą porozmawiać, kiedy skończymy.


Mistrz gry przypomina, że rycerskie wpływy w Londynie sięgają 100%, a lokacja III poziomu znajdująca się w londyńskim porcie należy do Rycerzy Walpurgii, wpływy Zakonu w porcie są żadne, a tamtejsze nastroje w zakresie (wyłącznie) postaci NPC co do zasady - z wyżej wymienionych przyczyn - nie są prozakonne. Postaci zgromadzone na spotkaniu posiadają wiedzę o tym, co dzieje się w Londynie i o tym, jak przebiegają działania Zakonu - zdają sobie zatem sprawę z tej sytuacji. Przewagę Rycerzy można usunąć, jednak wymaga to aktywnego działania, które uwzględni zarówno aktualną pozycję wroga w Londynie, jak i aktualne wpływy Zakonu Feniksa.

Ze względu na święta czas na odpis jest do 6 kwietnia (do końca dnia).
Harold Longbottom
Harold Longbottom
Zawód : Prawowity minister i przywódca rebelii
Wiek : 58
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Konta specjalne
Konta specjalne
https://www.morsmordre.net/t86-wzor-karty-postaci https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Ratusz [odnośnik]01.04.21 14:46
Poczuł na sobie uwagę Williama w odniesieniu do planu ewakuacji, lecz mierzył swoje siły na zamiary. Nie mógł być wszędzie. Do tego doba mieściła nieubłaganie każdego dnia taką samą ilość godzin. Nie chciał dzielić w nadmiarze swojej uwagi. Jeżeli jednak Samuel i Cedric zamierzali się w to przedsięwzięcie zaangażować to nie miał powodów do zmartwień.
Kiedy Justine podjęła wątek chęci utworzenia tunelu teleportacyjnego za pomocą szafki zniknięć z lokalem to złapał jej spojrzenie. Ciągle posiadał przeznaczone na to fundusze.
Nie mógł nie zgodzić się z Cedrickiem. Martwiło go również to, że Macmilan był mimo wszystko wielkodusznym człowiekiem. Nie do końca mógł więc uwierzyć, że jego imiennik wypowiada się o Pannie Crabbe jak o narzędziu. Trudno powiedzieć bowiem kto w takiej konfiguracji był tym narzędziem - on w rękach Crabbe, czy Crabbe w jego. Spokojniej poczuł się wiedząc, że w pewnym sensie Clerwater została zaangażowana w sprawę.
Jego wyraz twarzy stawał się wyjątkowo skomplikowany, kiedy podnosiły się entuzjastyczne głosy zachęcające do otwartych działań w porcie. Na to było już jednak za późno. Co najmniej pół roku za późno. Żaden bunt i powstanie nie mógł się w tym momencie udać, a każde takie przedsięwzięcie zakończyłoby się śmiercią. Uniósł brew kiedy wyciągnięto pomysł przenoszenia dobytku niektórych ludzi z portu.
- Odradzam podejmowania się jakichkolwiek otwartych działań na terenie portu w tym momencie. Odbicie Mariny, przemieszczenie okrętów...? Na to był ostatni dzwonek w kwietniu, może maju. Teraz jest to stracone i tak jak wspomniał sir Longbottom, raczej nic byśmy na tym nie zyskali. Pragnę przypomnieć, że niedawna akcja w Tower ledwie się powiodła. Każda podobna w porcie będzie równie, jak nie bardziej, niebezpieczna. Jeżeli jednak są tam ludzie, których dałoby się przekonać do współdziałania i przerzucić tam gdzie potrzebujemy, to można spróbować. Jeżeli nie będą chcieli, to nie powinniśmy stawać na głowie by stało się inaczej - było dużo do zrobienia. Nie mogli poświęcać połowy swoich sił na wyrwanie z portu ludzi z całym ich dobytkiem bo będzie przykro bez posiadania ulubionego fotela - Wyznaczyłbym do tego Moss - skoro jest rozeznana w sytuacji i wokół siebie skupia ludzi o takim nastawieniu - była przekonana do tego co mówiła, a to musiało się skądś wziąć - Burroughs może ją w tym nadzorować. Ma... - a przynajmniej zdaniem Anthonego powinien mieć - na nią największy wpływ. Przy okazji będzie mogła się wykazać - tak to widział. Jeżeli Philippa posiadała informację i znała krąg ludzi którzy zwierzali jej się z rebeliankiego nastawienia to należało wykorzystać zaufanie którym obdarzali ją inni. To ich by kosztowało minimum wysiłku, a zysk mógł okazać się zadowalający nawet jeżeli byłby minimalny - Do opuszczenia Londynu większości czarodziejom wystarczy miotła lub nogi. Ostatecznie, tak jak wspomniałem, można przygotować dla nich świstoklik - jeżeli okaże się, że będzie to większa grupa. Nie planowałbym na to żadnej akcji. Nie widzę potrzeby i sensu - podsumował chcąc przy tym sprowadzić dywagacje na temat portu na bardziej realny, przyziemny tor. Nie miał również wiele innego zdania o porcie od Cedricka. Miejsce to kojarzyło mu się źle więc biorąc pod uwagę obecny układ sił w Londynie - jeszcze mniej chętnie pompował energię w większe ruchy na jego terenie. Przynajmniej teraz.
- Myślę, że lepszym rozwiązaniem jest wykorzystać Notta do wywabienia Huxley poza port, tak jak zasugerował. Później mógłby pomóc wam w przekonaniu jej  - kto jak nie zdrajca mógłby przekonać do zdrady..? - jeżeli potrzebujecie by pojawił się w porcie i zainteresował Huxly to jesteś metamorfomagiem, Fox - Anthony nie do końca był skory do tego by pchać Notta do samego miasta. Był silnym sojusznikiem i potrzebował go żywego do umocnienia pozycji w Derby. Jeżeli istniała szansa na zminimalizowanie jego straty to, chcąc nie chcąc, Anthony był za tym by to zrobić. Nie wiedział jaki plan układał się w głowie samego Foxa, lecz wolał by nie uwzględniał wciąganie Notta do Londynu. Do portu. To była raczej sugestia. Bo przecież nie mógł mu nic rozkazać.
- Jeżeli nie będzie skora pójść na układ to należy w takim wypadku wydobyć z niej wszystko co wie i zlikwidować by mieć pewność, że nie trafi już w ręce wroga - podsumował krótko na wątpliwości Alexandra. Wydawało mu się to dość oczywiste rozwiązanie. Jej umiejętności i powiązania były niebezpieczne. Jeżeli nie mogły zostać przez nich spożytkowane, należało upewnić się że nie zrobi to już nikt. Tak uważał - I nie będzie do tego wówczas potrzebny eliksir. Potrzebowałbym dnia lub dwóch. W ustronnym miejscu - nie było potrzeby marnowania w takim wypadku ingrediencji - Gdyby okazała się przydatna to skupiałbym się nie na samych nazwiskach, a na tym czy wie co planują, miejsca w których się zbierają, wewnętrzne struktury to co wiedzą o nas i czy jest w stanie się dowiedzieć - to było bardziej ciekawe, wartościowe. Z tym można było coś zrobić. Samo nazwisko i imię było tylko figurą. Często dla nich niedostępną.  
Kiedy Maeve wspomniała o osobach do siatki informacyjnej to od razu pomyślał o Findlay. Kobieta posiadała umiejętności, możliwości. Niestety nie chciała się angażować bardziej niż uważała to za konieczne. Skamander próbował już ją zwerbować, lecz ostatecznie pewnym konsensusem okazało się ograniczenie współpracy do niego jako odbiorcy informacji. Nie wyciągną więc na forum jej personaliów. Ostatnie czego chciał by nierozważnie wykorzystano jej osobę, spłoszono. Później zaczepi Clerwater i rozmówi się z nią na temat Veroniki na osobności. Wierzył, że jako wiedźmia strażniczka najlepiej ze wszystkich tu zebranych umiałaby podejść do sprawy. Skinął więc potakująco głową, łapiąc z nią spojrzenie tak, by zasygnalizować jej taktownie, że będzie chciał pomówić z nią po spotkaniu.
Wolał unikać potrzeby dzielenia swojej uwagi, lecz ostatecznie skinął Haroldowi głową, kiedy ten nakazał mu przedsięwziąć działania mające odkryć to co kryło się za rejestracją. Zdawał sobie jednak sprawę, że jego umiejętności i wiedza były najodpowiedniejsze. Powoli zaczynał więc myśleć nad tym, jak powinien to zorganizować i czyje umiejętności przy tym wykorzystać. Im szybciej się tym zajmie, tym łatwiej będzie mu zająć się tym czym chciał.
Nie do końca wiedział co powinien w tym momencie pomyśleć o Figg i o tym co mówiła. A właściwie bardziej - jak powinien interpretować jej słowa. Potrzebowali centralizacji działań i wiążących się tym usprawnień w podejmowaniu decyzji, kierowaniu ludźmi. Istnienie figur, których decyzje w takim wypadku miały być nadrzędne było czymś naturalnym. Sprzeciwiała się temu? Czy chciała by dopuszczono do takich stanowisk mugoli...? Nie do końca wiedział o jakie uprzedzenia jej chodziło i co rozumiała przez nasz świat. Nie widział w tym żadnej propozycji, a zaproszenie do dywagacji, które przemilczał. Odniósł wrażenie, że miała dziś zły humor.


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Ratusz [odnośnik]05.04.21 23:05
Zerknął na Justine i zupełnie odruchowo na mieszkającego w Irlandii Vincenta, gdy padł pomysł kryjówki. Nie zabrał głosu, gdyż siostra wiedziała już, że może na niego liczyć w każdej kwestii, również zabezpieczeń czy zorganizowania kryjówki w samej Anglii. Przez myśl przemknęło mu jedynie, że doba jest za krótka, a on powinien pracować jeszcze ciężej i w wolnym czasie złapać jakąś dorywczą robotę.
-Sam bywałem w porcie do końca sierpnia, wpływy Rycerzy i Ministra faktycznie wydają się utrwalone. Nawet twarze, które pamiętam z aurorskich patroli poznikały, pojawili się zaś nowi ludzie, pewnie lojalni Goyle'owi. Hagrid, gdy jeszcze mieliśmy kontakt, pisał mi o mocnych zabezpieczeniach mariny, jeśli ktokolwiek będzie potrzebował więcej informacji każę rozejrzeć się za konkretami Reggiemu. - na podstawie własnych doświadczeń w dzielnicy uzupełnił jedynie posępny obraz odmalowany przez Ministra, w duchu popierając jego zdanie. To za wcześnie, nawet od niego - aurora - sierpniowe wizyty w porcie wymagały ostrożności i odwagi, teraz zaś nie zapuszczałby się tam bez dobrze ustalonego planu. Był gotów zostać ochotnikiem do odbijania mariny, ale tylko jeśli taka decyzja zapadnie odgórnie.
Na razie jego własne priorytety jasno wyznaczył mu Minister - sprawa wilkołaków nie cierpiała zwłoki, zarówno z potrzeby ochrony nowych sojuszników, jak i ludzkiej przyzwoitości. Przez myśl przemknęła mu choćby Evelyn, która trzymała się z daleka od całego świata. Czuł się źle z myślą, że ona i ludzie jej podobni są narażeni na bezpośrednie represje z powodu jego działań. Zarazem był boleśnie świadom, że krzywda niezaangażowanych w wojnę obywateli nie zmieniłaby żadnej z jego decyzji - rekrutacji likantropów, własnego zaangażowania w wojnę, czy zwerbowania Reggiego. Niegdyś był ślepo lojalny własnej pracy, a teraz - wojnie i Longbottomowi. Był żołnierzem, godzącym się z myślą, że wojna zbiera ofiary.
A jedną z jej ofiar może zostać choćby Forsythia Crabbe.
-Minister Longbottom ma rację - zawsze nazywał go tak i w myślach i teraz, w Malfoyu widząc uzurpatora -Propozycja zafałszowania danych jest mniej pewna i konkretna niż zniszczenie dokumentów z rejestru. - zwrócił się do Anthony'ego Macmillana, z którym musi porozmawiać na osobności i ułożyć cały plan. Na razie nie było sensu sugerować Forsythii Crabbe fałszowania danych, pomysł Harolda był lepszy.
-Co do samych pytań o potencjalne ryzyko zainteresowania się tej urzędniczki wilkołakami... - skoro ta sprawa budziła wątpliwości, Michael postanowił wszystkim wyjaśnić, że niebezpieczeństwo już dawno istniało. Z czy bez Forsythii Crabbe. A nawet z Zakonem lub bez niego - mugolacy byli przecież prześladowani jeszcze zanim wilkołaki wsparły sprawę Zakonu Feniksa. -Ministerstwo zainteresuje się tymi, którzy im podpali z nią, czy bez niej. Brygadzista Lyall Lupin pojawił się pod moim dawnym domem w Mickleham po pierwszej kwietniowej pełni, a jego zwłokę mogę tłumaczyć jedynie wojennym chaosem i naszą dawną znajomością. Miał jasny cel, doprowadzić mnie do Ministerstwa. - które doskonale wiedziało, że Tonks jest byłym aurorem i mugolakiem. -Sam ukrywam się od Bezksiężycowej Nocy, jawne wsparcie naszej sprawy przez wilkołaki jedynie jeszcze bardziej narazi tych o niemugolskiej krwi. - choć gotów był przybliżyć wszystkim zainteresowanym wszelkie zawiłości sytuacji wilkołaków, których był świadom z własnego doświadczenia, na razie zamknął temat,. Rozkaz był w końcu klarowny.
Wysłuchał z uwagą dalszych planów, szczególnie skupiając się na sprawie Schmidta - choć nie znał mężczyzny, to opisane czyny i w nim budziły obrzydzenie. Po raz pierwszy dzisiejszego dnia odważył się złapać kontakt wzrokowy z Williamem (nadal starannie omijając wzrokiem Hannah), niepewny, czy Minister wydał rozkaz ich dwójce, czy wszystkim zebranym. Tak czy siak, był gotów pomóc. Moore widział tego człowieka, a Tonks był w końcu psem gończym Zakonu zawodowo łapał czarnoksiężników. Podążył wzrokiem do Ministra, gdy ten opowiadał o Kapitule.
Gdy Harold Longbottom poprosił jego samego o rozmowę na osobności, z powagą skinął głową, gotów zostać w sali po spotkaniu lub udać się gdziekolwiek Minister wskaże i próbując nie zdradzić zaskoczenia.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Ratusz - Page 6 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Strona 6 z 15 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 10 ... 15  Next

Ratusz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach