1958 | Rodzina Tonks
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Rozmowy kuchenne
Rodzina Tonks 1958
Kerstin Tonks, Michael Tonks, Gabriel Tonks, Justine Tonks, Vincent Rineheart i spółka
Szafka na rozmowy i rozmówki pomniejsze
Kerstin Tonks, Michael Tonks, Gabriel Tonks, Justine Tonks, Vincent Rineheart i spółka
Szafka na rozmowy i rozmówki pomniejsze
I show not your face but your heart's desire
- Na jego? - powtórzyła takim tonem, jakby ją to bardzo zaskoczyło. Pomału zsunęła palce z własnego ramienia, mimowolnie wyobrażając sobie samą siebie w tańcu, z obiema dłońmi na chłopięcych ramionach, na karku, na... - Może i tak. Ramię jest bezpieczne - wyrzuciła na wydechu, rumieniąc się, pospiesznie zmieniając temat, żeby we własnej wyobraźni dalej niż za to bezpieczne ramię nie zachodzić. - Myślę, że to umiem. Przekazywać coś dotykiem. Kiedy Michael panikuje, zawsze łapię go za łokieć i splatam nasze ręce, od razu jest spokojniejszy. - Zastanowiła się.
Zaraz ton Justine stał się poważniejszy i Kerstin mimowolnie też spoważniała, prostując plecy i słuchając uważnie każdego słowa. Błękitne oczy Kerry wyraźnie zmiękły i zaszły mgiełką, gdy siostra wspomniała, że Vincent kocha ją taką, jaka jest.
- Jestem najszczęśliwsza na świecie, że mam taką siostrę jak ty, mówiłam ci to ostatnio? - przypomniała cicho, uśmiechając się pod nosem. - Cóż, muszę więc znaleźć kogoś, kto będzie lubił mnie prawdziwą. Może to będzie Thomas. Może nie. - Odwróciła spojrzenie i zapatrzyła się na szare, zachmurzone niebo za oknem. - Mam nadzieję, że nie kłamał, ale z drugiej strony... ja też będę kłamać, prawda? Dla naszego wspólnego dobra. - Westchnęła drżąco. Rozumiała to, nie mieli innego wyjścia. Temat ubrań nieco ją rozchmurzył, choć nie należała do panien, które nadzwyczaj się stroją... a przynajmniej zazwyczaj. - Myślałam o tej czerwonej sukience z białym kołnierzykiem po mamie, mogłabym do niej ubrać ciepłe, wełniane rajstopy, brązowe kozaki, bo w sumie innych nie mam, no i czerwony dobrze będzie wyglądał pod ciemnym płaszczykiem... - Wydęła usta. Nie miała zbyt wielu płaszczy i kurtek, a zima nie sprzyjała przebieraniu w sukienkach. - Mogę też wziąć zieloną z dodatkowym kaftanikiem i wtedy będę mogła rozpiąć płaszcz...
Zaraz ton Justine stał się poważniejszy i Kerstin mimowolnie też spoważniała, prostując plecy i słuchając uważnie każdego słowa. Błękitne oczy Kerry wyraźnie zmiękły i zaszły mgiełką, gdy siostra wspomniała, że Vincent kocha ją taką, jaka jest.
- Jestem najszczęśliwsza na świecie, że mam taką siostrę jak ty, mówiłam ci to ostatnio? - przypomniała cicho, uśmiechając się pod nosem. - Cóż, muszę więc znaleźć kogoś, kto będzie lubił mnie prawdziwą. Może to będzie Thomas. Może nie. - Odwróciła spojrzenie i zapatrzyła się na szare, zachmurzone niebo za oknem. - Mam nadzieję, że nie kłamał, ale z drugiej strony... ja też będę kłamać, prawda? Dla naszego wspólnego dobra. - Westchnęła drżąco. Rozumiała to, nie mieli innego wyjścia. Temat ubrań nieco ją rozchmurzył, choć nie należała do panien, które nadzwyczaj się stroją... a przynajmniej zazwyczaj. - Myślałam o tej czerwonej sukience z białym kołnierzykiem po mamie, mogłabym do niej ubrać ciepłe, wełniane rajstopy, brązowe kozaki, bo w sumie innych nie mam, no i czerwony dobrze będzie wyglądał pod ciemnym płaszczykiem... - Wydęła usta. Nie miała zbyt wielu płaszczy i kurtek, a zima nie sprzyjała przebieraniu w sukienkach. - Mogę też wziąć zieloną z dodatkowym kaftanikiem i wtedy będę mogła rozpiąć płaszcz...
- Na jego. - ale uważała, że Kerrie była tak niewinna i urocza, że nie potrzebowała dodatkowych sztuczek. Chociaż trochę flirtu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Ona go lubiła, uszenie, przyciągnie, uciekanie. Cóż, ostatnio pociągnęła mocniej, ale nie żałowała nawet chwili. - Poradzisz sobie. - zapewniła spokojnie siostrę, patrząc łagodnym spojrzeniem na rumieniące się uroczo policzki.
- Z chwilę temu? - zażartowała mało zabawnie.
- Prawda. - potwierdziła bez fałszywych zapewnień. - Jeśli wasza znajomość się rozwinie, a jego intencje okażą się czyste wyznasz mu swój sekret. Jego reakcja też będzie pewną informacją. - orzekła ostatecznie.
- Ślicznie w niej wyglądasz. Czerwony dobrze działa na mężczyzn podobno. - zastanowiła się na głos. - Chociaż Vincent ma słabość do zieleni. - stąd dwie na trzy z jej sukienek miały właśnie ten kolor. Cóż, jednak przez dość szczęśliwy przypadek bo należała wcześniej do Hanki. - Zdecyduj rano w sobotę. Załóż to w czym będziesz się czuła lepiej. - poradziła siostrze wydymając lekko usta. - I cóż, skoro zamierzasz iść, na te kilka chwil odrzuć troski. Odpocznij, Kerrie, dbasz o nas codziennie chwila rozrywki to nie zbrodnia. - poradziła jeszcze bo sama jeszcze jakiś czas temu nie doceniała zbawiennego skutku odpoczynku i relaksu. - Coś jeszcze chciałabyś wiedzieć?
- Z chwilę temu? - zażartowała mało zabawnie.
- Prawda. - potwierdziła bez fałszywych zapewnień. - Jeśli wasza znajomość się rozwinie, a jego intencje okażą się czyste wyznasz mu swój sekret. Jego reakcja też będzie pewną informacją. - orzekła ostatecznie.
- Ślicznie w niej wyglądasz. Czerwony dobrze działa na mężczyzn podobno. - zastanowiła się na głos. - Chociaż Vincent ma słabość do zieleni. - stąd dwie na trzy z jej sukienek miały właśnie ten kolor. Cóż, jednak przez dość szczęśliwy przypadek bo należała wcześniej do Hanki. - Zdecyduj rano w sobotę. Załóż to w czym będziesz się czuła lepiej. - poradziła siostrze wydymając lekko usta. - I cóż, skoro zamierzasz iść, na te kilka chwil odrzuć troski. Odpocznij, Kerrie, dbasz o nas codziennie chwila rozrywki to nie zbrodnia. - poradziła jeszcze bo sama jeszcze jakiś czas temu nie doceniała zbawiennego skutku odpoczynku i relaksu. - Coś jeszcze chciałabyś wiedzieć?
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Skoro Justine mówiła, że sobie poradzi, a znała ją przecież dobrze, bo rok już prawie spędziły mieszkając w jednym domu, to chyba nie powinna martwić się, że będzie inaczej. Kerstin lubiła siebie taką, jaka była, uważała, że jest ładna - przeciętnie, ale jednak - i charakter też ma porządny...
Podrapała się z zażenowaniem po szyi, odganiając od głowy niegrzeczne myśli.
- Mogę ci o tym przypominać codziennie - odgryzła się pogodnie w odpowiedzi na żart, a potem westchnęła ze zdziwieniem. - Pozwolisz na to? Na zdradzenie sekretu? - Na samą myśl czuła wzruszenie, choć nic się jeszcze przecież z Thomasem nie udało, nie znała go dobrze, a to miała być ich pierwsza ran... spotkanie. - Ładnie ci w zielonym - powiedziała i żeby zająć czymś ręce złapała za kubek kawy Justine i upiła łyk, krzywiąc się mimowolnie na jej przesadną gorycz. - Nawet nie wiesz, jak cieszę się, że mogłam o tym z tobą porozmawiać - szepnęła, w oku zakręciła jej się pojedyncza łza, którą szybko starła. - Strasznie się bałam, że powiesz, że nie wolno mi spotykać się z nikim, kogo nie znacie. Że powinnam siedzieć w domu, zająć się kurami, czy coś podobnego... - Bardzo lubiła opiekować się kurkami, zwłaszcza teraz, gdy musiała pilnować, aby było im ciepło, ale siostra miała rację; zasługiwała na odrobinę rozluźnienia. - Tak - przyznała w odpowiedzi na pytanie, wstydliwie opuszczając wzrok. - Będziesz w sobotę w domu? Chciałabym, żebyś zaplotła mi... warkocza - Ostatnie słowo były ciche, ale słyszalne. Kręciła nerwowe młynki kciukami, nie wiedząc nawet, dlaczego jest to dla niej tak ważne.
To było tak dawno temu, gdy jako szesnastolatka szła na szkolny bal z chłopcem, który odebrał ją z domu pod pilnym wzrokiem taty... wciąż pamiętała, jak tamtego wieczoru mama delikatnymi dłońmi zaplatała jej warkocza.
Podrapała się z zażenowaniem po szyi, odganiając od głowy niegrzeczne myśli.
- Mogę ci o tym przypominać codziennie - odgryzła się pogodnie w odpowiedzi na żart, a potem westchnęła ze zdziwieniem. - Pozwolisz na to? Na zdradzenie sekretu? - Na samą myśl czuła wzruszenie, choć nic się jeszcze przecież z Thomasem nie udało, nie znała go dobrze, a to miała być ich pierwsza ran... spotkanie. - Ładnie ci w zielonym - powiedziała i żeby zająć czymś ręce złapała za kubek kawy Justine i upiła łyk, krzywiąc się mimowolnie na jej przesadną gorycz. - Nawet nie wiesz, jak cieszę się, że mogłam o tym z tobą porozmawiać - szepnęła, w oku zakręciła jej się pojedyncza łza, którą szybko starła. - Strasznie się bałam, że powiesz, że nie wolno mi spotykać się z nikim, kogo nie znacie. Że powinnam siedzieć w domu, zająć się kurami, czy coś podobnego... - Bardzo lubiła opiekować się kurkami, zwłaszcza teraz, gdy musiała pilnować, aby było im ciepło, ale siostra miała rację; zasługiwała na odrobinę rozluźnienia. - Tak - przyznała w odpowiedzi na pytanie, wstydliwie opuszczając wzrok. - Będziesz w sobotę w domu? Chciałabym, żebyś zaplotła mi... warkocza - Ostatnie słowo były ciche, ale słyszalne. Kręciła nerwowe młynki kciukami, nie wiedząc nawet, dlaczego jest to dla niej tak ważne.
To było tak dawno temu, gdy jako szesnastolatka szła na szkolny bal z chłopcem, który odebrał ją z domu pod pilnym wzrokiem taty... wciąż pamiętała, jak tamtego wieczoru mama delikatnymi dłońmi zaplatała jej warkocza.
Wargi uniosły się łagodnie a krótkie aroganckie że może stwierdzenie opuściło usta. Zaraz jednak spoważniała.
- To nie proste Kerrie, sytuacja nas zmusza, żebyśmy zamknęli się na zewnątrz. Zaufanie jest luksusem, na który czasem nie możemy sobie pozwolić. Nie mówię, że od razu. I nie będzie to łatwe, przekonać dwóch i pół aurora. Ale jeśli znajdziesz mężczyznę, który na celu będzie miał Twoje dobro, dlaczego mielibyśmy ci tego bronić? Tamtym dwóm się przemówi do rozsądku, to troska Kerrie, sama wiesz. - uniosła kącik ust wspominając braci. Jej samej było ciężko, coś niewygodnie kuło ją na myśl o wpuszczaniu obcych do ich życia. Ale nie mogła zabronić siostrze żyć. Uśmiechnęła się na stwierdzenie, że ładnie jej w zielonym. Na jej kolejne słowa westchnęła krótko i uniosła ręce, żeby spleść je ze sobą za głową.
- Bo wolałabym, żebyś się nie spotykała. - wyznała ze spokojem. - Ale sama nie posłuchałabym zakazu, gdyby na czymś mi zależało. - wzruszyła ramionami lekko. - Nie możemy zrobić z ciebie więźnia nawet jeśli to z troski. Ale potrzebujemy jakiś zasad. - orzekła spoglądając na sufit. - Ciekawe czy byłabyś w stanie używać lusterek dwukierunkowych, trochę kosztują, ale może to jest wyjście. - mówiła na głos wydymając lekko usta. - I Kerr, nie pozwalaj się odprowadzać do domu. Nikt obcy go nie zobaczy, co może wzbudzić pytania i podejrzenia. Wybierz Lecznicę, jeśli to Dolina i nie chcesz odmawiać. - poradziła siostrze ze spokojem. Kolejne z pytań opuściło jej wzrok ale głowę pozostawiło w niezmienionej pozycji.
- Będę. - właśnie postanowiła, może zmieniła odrobinę plany, ale to nie miało znaczenia. - Mogę, ale z tym radzę sobie wiesz, tak tyle o ile. - przestrzegła od razu siostrę.
- To nie proste Kerrie, sytuacja nas zmusza, żebyśmy zamknęli się na zewnątrz. Zaufanie jest luksusem, na który czasem nie możemy sobie pozwolić. Nie mówię, że od razu. I nie będzie to łatwe, przekonać dwóch i pół aurora. Ale jeśli znajdziesz mężczyznę, który na celu będzie miał Twoje dobro, dlaczego mielibyśmy ci tego bronić? Tamtym dwóm się przemówi do rozsądku, to troska Kerrie, sama wiesz. - uniosła kącik ust wspominając braci. Jej samej było ciężko, coś niewygodnie kuło ją na myśl o wpuszczaniu obcych do ich życia. Ale nie mogła zabronić siostrze żyć. Uśmiechnęła się na stwierdzenie, że ładnie jej w zielonym. Na jej kolejne słowa westchnęła krótko i uniosła ręce, żeby spleść je ze sobą za głową.
- Bo wolałabym, żebyś się nie spotykała. - wyznała ze spokojem. - Ale sama nie posłuchałabym zakazu, gdyby na czymś mi zależało. - wzruszyła ramionami lekko. - Nie możemy zrobić z ciebie więźnia nawet jeśli to z troski. Ale potrzebujemy jakiś zasad. - orzekła spoglądając na sufit. - Ciekawe czy byłabyś w stanie używać lusterek dwukierunkowych, trochę kosztują, ale może to jest wyjście. - mówiła na głos wydymając lekko usta. - I Kerr, nie pozwalaj się odprowadzać do domu. Nikt obcy go nie zobaczy, co może wzbudzić pytania i podejrzenia. Wybierz Lecznicę, jeśli to Dolina i nie chcesz odmawiać. - poradziła siostrze ze spokojem. Kolejne z pytań opuściło jej wzrok ale głowę pozostawiło w niezmienionej pozycji.
- Będę. - właśnie postanowiła, może zmieniła odrobinę plany, ale to nie miało znaczenia. - Mogę, ale z tym radzę sobie wiesz, tak tyle o ile. - przestrzegła od razu siostrę.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Nie po raz pierwszy otrzymała doskonały dowód na to, że zamartwianie się na zapas nie było wiele warte. Tak się stresowała, że będzie musiała utrzymać swoje plany w sekrecie przed rodziną - na tyle, na ile mogła po tym jak Gabriel zobaczył ją przy tamtej studni - a okazało się, że mimo całej ostrożności z Justine można było się dogadać, jeśli tylko nie łamało się fundamentalnych zasad. Teraz powinna wziąć z tego nauczkę i przestać martwić się spotkaniem z Thomasem. To jednak, jak się okazało, nie było już tak proste.
- Chciałabym znaleźć mężczyznę idealnego dla mnie... może nie teraz, od razu, ale niedługo - wymamrotała, zbierając się wreszcie z krzesła, bo robota się sama nie zrobi, a papryki nie pokroją. - Mam wrażenie, że młodość mi ucieka. Wiem, że to wina wojny, ale jestem coraz starsza i wciąż samotna. Jeszcze ludzie pomyślą, że coś ze mną nie tak - Przygryzła wargę i rzuciła Just szybkie spojrzenie. - Nie zrozum mnie źle! Ty w moim wieku miałaś już swoje... przygody - zakończyła niepewnie, okraszając to wszystko długim westchnieniem, dość wymownym, aby Just domyśliła się jej zdania na ten temat. Zresztą, pewnie już je znała. - Jak działają lusterka dwukierunkowe? - spytała, bo była skłonna skorzystać ze wszystkiego, co sprawi, że będzie bezpieczniejsza i da jej więcej swobody. - Oczywiście. Nikogo nie zabiorę nawet na drogę, która tu prowadzi - zapewniła z ręką na sercu, a potem jej twarz złagodniała. - Będzie mi się podobać, bo będzie twój. Musisz umieć pleść warkocze, bo kto wie: masz stałego mężczyznę, ciąża może czekać tuż za rogiem. Przy odrobinie szczęścia, za parę lat będziesz mieć córeczkę i pleść jej warkocze z kokardkami - zasugerowała, uśmiechając się szerzej, podekscytowana samą myślą.
- Chciałabym znaleźć mężczyznę idealnego dla mnie... może nie teraz, od razu, ale niedługo - wymamrotała, zbierając się wreszcie z krzesła, bo robota się sama nie zrobi, a papryki nie pokroją. - Mam wrażenie, że młodość mi ucieka. Wiem, że to wina wojny, ale jestem coraz starsza i wciąż samotna. Jeszcze ludzie pomyślą, że coś ze mną nie tak - Przygryzła wargę i rzuciła Just szybkie spojrzenie. - Nie zrozum mnie źle! Ty w moim wieku miałaś już swoje... przygody - zakończyła niepewnie, okraszając to wszystko długim westchnieniem, dość wymownym, aby Just domyśliła się jej zdania na ten temat. Zresztą, pewnie już je znała. - Jak działają lusterka dwukierunkowe? - spytała, bo była skłonna skorzystać ze wszystkiego, co sprawi, że będzie bezpieczniejsza i da jej więcej swobody. - Oczywiście. Nikogo nie zabiorę nawet na drogę, która tu prowadzi - zapewniła z ręką na sercu, a potem jej twarz złagodniała. - Będzie mi się podobać, bo będzie twój. Musisz umieć pleść warkocze, bo kto wie: masz stałego mężczyznę, ciąża może czekać tuż za rogiem. Przy odrobinie szczęścia, za parę lat będziesz mieć córeczkę i pleść jej warkocze z kokardkami - zasugerowała, uśmiechając się szerzej, podekscytowana samą myślą.
Wpatrywała się w siostrę ze spokojem słuchając padających z jej ust słów, do czasu aż nie padło stwierdzenie o ludziach. Jej brew drgnęła do góry.
- A tak właściwie, co cię obchodzi co mówią ludzie? - zapytała pomijając całkowicie kwestię jej samej. Miała doświadczenia, prawie była zaręczona, pewnie wyszła za mąż, dowiedziała się już wiele o mężczyznach. Ale i o życiu jako takim. Ale gdyby słuchała tego, co mówili ludzie, dałaby się wepchnąć w ramy w których nie chciała się zamykać.
- Trochę jak telefon. - zastanowiła się na głos. - Są dwa połączone ze sobą lusterka - jedna osoba ma jedno, druga drugie, kiedy chcą porozmawiać wywołują się w nich, słyszą i widzą wzajemnie. - Na wykład o ciąży i warkoczach westchnęła ciężko.
- Nie mam teraz czasu na dzieci. - powiedziała zaplatając dłonie na piersi i wywracając oczami. Kiedyś marzyła o rodzinie, ale poświeciła ją dla dobra sprawy podczas Próby. Jej myśli, cała jednostka oddana była sprawie. Dokonała poświęceń i pogodziła się ze sobą. Wybrała ścieżkę świadomie.
- A tak właściwie, co cię obchodzi co mówią ludzie? - zapytała pomijając całkowicie kwestię jej samej. Miała doświadczenia, prawie była zaręczona, pewnie wyszła za mąż, dowiedziała się już wiele o mężczyznach. Ale i o życiu jako takim. Ale gdyby słuchała tego, co mówili ludzie, dałaby się wepchnąć w ramy w których nie chciała się zamykać.
- Trochę jak telefon. - zastanowiła się na głos. - Są dwa połączone ze sobą lusterka - jedna osoba ma jedno, druga drugie, kiedy chcą porozmawiać wywołują się w nich, słyszą i widzą wzajemnie. - Na wykład o ciąży i warkoczach westchnęła ciężko.
- Nie mam teraz czasu na dzieci. - powiedziała zaplatając dłonie na piersi i wywracając oczami. Kiedyś marzyła o rodzinie, ale poświeciła ją dla dobra sprawy podczas Próby. Jej myśli, cała jednostka oddana była sprawie. Dokonała poświęceń i pogodziła się ze sobą. Wybrała ścieżkę świadomie.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Trudno było Kerstin stwierdzić, dlaczego dokładnie zależało jej na ogólnoludzkiej opinii, bo gdyby rozmawiała z przyjaciółką lub - o ironio - siostrą, pewnie poradziłaby jej, aby się przejmować przestała. Może to kwestia wychowania, a być może była tylko zwykłą, niepewną dziewczyną, która nie chciała być postrzegana jako wyrzutek.
- Dużo pracuję z ludźmi - wymamrotała, bo był to pierwszy argument, jaki przyszedł jej do głowy. - I można siebie zobaczyć nawzajem w tym lusterku? - zainteresowała się, odwracając na moment i wsuwając do ust najmniejszy kawałek papryki. Oddzieliła już nasiona od miąższu i siekała na paski nadające się do marynowania. - Ale czary! To jest dopiero magia - rozpromieniła się, dochodząc do wniosku, że czułaby się z tym urządzeniem o wiele bezpieczniej.
Na stanowczy protest wobec wizji uroczej blond córki Kerstin jedynie wzruszyła ramieniem z tajemniczym uśmiechem. Przekonywać siostry nie miała co, bo wiedziała, że nic z tego nie wyjdzie, ale nie mogła powstrzymać się przed cichym wyznaniem:
- Ja bym chciała mieć dzieci. Przynajmniej czwórkę - Na samą myśl o własnych maleństwach robiło jej się ciepło w środku.
- Dużo pracuję z ludźmi - wymamrotała, bo był to pierwszy argument, jaki przyszedł jej do głowy. - I można siebie zobaczyć nawzajem w tym lusterku? - zainteresowała się, odwracając na moment i wsuwając do ust najmniejszy kawałek papryki. Oddzieliła już nasiona od miąższu i siekała na paski nadające się do marynowania. - Ale czary! To jest dopiero magia - rozpromieniła się, dochodząc do wniosku, że czułaby się z tym urządzeniem o wiele bezpieczniej.
Na stanowczy protest wobec wizji uroczej blond córki Kerstin jedynie wzruszyła ramieniem z tajemniczym uśmiechem. Przekonywać siostry nie miała co, bo wiedziała, że nic z tego nie wyjdzie, ale nie mogła powstrzymać się przed cichym wyznaniem:
- Ja bym chciała mieć dzieci. Przynajmniej czwórkę - Na samą myśl o własnych maleństwach robiło jej się ciepło w środku.
- To żaden powód. – orzekła wzruszając ramionami. Gdyby miała słuchać wszystkich tych głosów i myśli wypowiadanych słowami w jej kierunku już dawno przestałaby być sobą. Ale Kerrie była inna, wrażliwsza, kruchsza w jej oczach.
- Można. – potwierdziłam jeszcze rozejrzę się za nimi. – Hannah chyba ma jedno z tego co pamiętam, możemy przeprowadzić próbę czy będziesz w stanie ich używać. – zastanowiła się jeszcze na głos.
Dzieci – zdecydowanie nie. Albo zdecydowanie nie teraz. Rozmawiała już o tym z Vincentem, znał jej stanowisko. Może kiedyś – później, kiedy będzie mogła wziąć głębszy oddech. Mimowolnie wywróciła oczami na uśmiech siostry. Z krótkim westchnieniem podniosła się do pionu opuszczając najpierw stopy na ziemię.
- Jak dla mnie, możesz mieć i całą drużynę Quidditcha. Byle byś była szczęśliwa. – oznajmiła siostrze. – Zbieram się Młoda, muszę jeszcze dzisiaj być w kilku miejscach. Chyba że masz jeszcze jakieś pytanie? – zawiesiła pytanie, zatrzymując się w pół kroku nad nią.
- Można. – potwierdziłam jeszcze rozejrzę się za nimi. – Hannah chyba ma jedno z tego co pamiętam, możemy przeprowadzić próbę czy będziesz w stanie ich używać. – zastanowiła się jeszcze na głos.
Dzieci – zdecydowanie nie. Albo zdecydowanie nie teraz. Rozmawiała już o tym z Vincentem, znał jej stanowisko. Może kiedyś – później, kiedy będzie mogła wziąć głębszy oddech. Mimowolnie wywróciła oczami na uśmiech siostry. Z krótkim westchnieniem podniosła się do pionu opuszczając najpierw stopy na ziemię.
- Jak dla mnie, możesz mieć i całą drużynę Quidditcha. Byle byś była szczęśliwa. – oznajmiła siostrze. – Zbieram się Młoda, muszę jeszcze dzisiaj być w kilku miejscach. Chyba że masz jeszcze jakieś pytanie? – zawiesiła pytanie, zatrzymując się w pół kroku nad nią.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Może i żaden, kto jednak powiedział, że potrzebowała powodu, aby czuć się tak, jak się czuła? Nie miała wpływu na to, że rzeczywistość, w której się wychowała, sprawiła, że uznawała za ważne wypaść dobrze przynajmniej w oczach najbliższych. Nie miała tyle samozaparcia i wiary w siebie, co Justine, aby wznieść się ponad te proste reguły.
- Chętnie! - Nabrała trochę marynaty na łyżkę, żeby upewnić się, czy jest dobrze doprawiona. - Tylko wiesz co, Just... nie mów Hani, że używam jej jako hipotetycznego przykładu, dobrze? - zaczerwieniła się, jąkając przez moment, nim na nowo przyoblekła usta w uśmiech. - Mam, ostatnie. Obiecujesz mi, że będziesz na siebie uważać? - Widząc jak siostra podnosi się z krzesła, Kerry odstawiła słoik i podeszła do niej z wyciągniętymi ramionami, aby złapać ją w ciasny uścisk. - Kocham cię - mówiła to często, ale wciąż czuła, że nie dość często. Ważne było, żeby w rodzinie wiedzieli, że cokolwiek się nie działo, zawsze łączy ich wzajemna miłość. Wypuściła Just z objęć i obdarzyła ją ostatnim, żartobliwym szturchnięciem w bok. I tak powinny kończyć, za chwilę przyjdzie Gabriel. Miała nadzieję, że do tej pory zdąży przygotować chociaż jeden słój marynowanej papryki.
/zt x 2
- Chętnie! - Nabrała trochę marynaty na łyżkę, żeby upewnić się, czy jest dobrze doprawiona. - Tylko wiesz co, Just... nie mów Hani, że używam jej jako hipotetycznego przykładu, dobrze? - zaczerwieniła się, jąkając przez moment, nim na nowo przyoblekła usta w uśmiech. - Mam, ostatnie. Obiecujesz mi, że będziesz na siebie uważać? - Widząc jak siostra podnosi się z krzesła, Kerry odstawiła słoik i podeszła do niej z wyciągniętymi ramionami, aby złapać ją w ciasny uścisk. - Kocham cię - mówiła to często, ale wciąż czuła, że nie dość często. Ważne było, żeby w rodzinie wiedzieli, że cokolwiek się nie działo, zawsze łączy ich wzajemna miłość. Wypuściła Just z objęć i obdarzyła ją ostatnim, żartobliwym szturchnięciem w bok. I tak powinny kończyć, za chwilę przyjdzie Gabriel. Miała nadzieję, że do tej pory zdąży przygotować chociaż jeden słój marynowanej papryki.
/zt x 2
Późnym, styczniowym popołudniem wracał do nieswojego domostwa, brodząc przez kopczaste zaspy świeżego śniegu. Mimo dość wczesnej pory, ciemna kotara zachmurzonej nocy rozłożyła się nad rozległymi terenami wybrzeża, zmuszając do zapalenia koniuszka głogowej różdżki. Wzburzona woda szumiała w oddali, a on poruszał się powolnie, mozolnie obładowany ogromną ilością lnianych worków, wypełnionych nowymi zakupami. Mróz szczypał w odsłonięte policzki, dłonie zakryte grafitowymi rękawiczkami, piekły niemiłosiernie trawione skutkami klątwy, nad którą pochylał się w pierwszej części dnia. Był rozkojarzony, nieuważny, niechcący dotknął powierzchni artefaktu, wywołującego natychmiastowe poparzenia. Skrzywił się gdy materiał otarł się o podrażnioną skórę. Długi płaszcz szorował po białym podłożu, gdy zbliżał się do znajomego wejścia, wzdychając ze zrezygnowaniem i zmęczeniem. Podciągając kolano, aby przytrzymać produkty, wspomagając się czubkiem zarośniętej brody, pchnął skrzypiące wrota, wślizgując się do środka. Przyjemne ciepło, znajomy zapach uderzył w jego nozdrza nadając upragnione ukojenie. Przez moment stał w dziwnej dla siebie pozycji, wiedząc, że jeśli ruszy się w jakąkolwiek stronę, wypuści z rąk opakowanie z jajkami, świeżymi owocami oraz płynnymi składnikami. Nie chciał połamać również fioletowych łodyg, których strzeliste głowy, nieśmiało wystawały ponad papierową granicę. Miały spełnić wyjątkową powinność. Kombinując i rozglądając się na wszystkie strony, krzyknął: – Jest ktoś w domu i mógłby mi pomóc? – przyjść i zapanować nad małą, huczną katastrofą, która za chwilę nawiedzi nazbyt spokojny i przytulny dom rodziny Tonks.
My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Za oknami było już biało. Na dworze mróz szczypał w policzki, a dom z nienapalonym ogniem był zimny. Szczęśliwie dla niej, dzisiaj w kominku paliło się już na tyle długo, by ogrzać pomieszczenia. Poranna zmiana była za nią i dzisiaj nie planowała już więcej wychodzić. Jak zwykle leżała w fotelu przygotowując sobie wcześniej napar z dziwacznych specyfików Vincenta. Głównie dlatego, że skończyła się kawa, wcale nie, że lubiła jej zapach bo niezmiennie kojarzył jej się z nim. Otwarcie drzwi zwyczajowo sprawiło, że przesunęła ręką, lokalizując pozycję różdżki, ale nie podniosła się. Robiła to z natręctwa nie z rzeczywistej obawy. Do góry poderwał ją dopiero podniesiony głos. Odrzuciła książkę na bok i w szybkich susach dotarła do korytarza w pierwszej chwili obawiając się, że jest ranny. Ale kiedy znalazła się przed nim jej brwi powędrowały do góry a dłonie splotły się na piersi obleczonej w luźny wełniany biały sweter.
- A nie sprawdzimy, jak długo wytrzymasz w tej pozycji? - zapytała z pozoru poważnie, ale efekt psuło rozbawienie połyskujące w oczach. Podeszła też zanim zdążył odpowiedzieć. - Za które łapie? - zapytała czekając na instrukcje wedle których postąpiła pomóc mu wnieść wszystko do kuchni. - Rozbieraj się. - poleciła kiedy zapobiegli małej katastrofie. - Jednak za chwilę. - postanowiła podchodząc, łapiąc za poły rozpiętego płaszcza i wspinając się na palce. - Dzień dobry. - przywitała się krótko, unosząc kącik ust ku górze, jednak nie zbliżając się bardziej.
- A nie sprawdzimy, jak długo wytrzymasz w tej pozycji? - zapytała z pozoru poważnie, ale efekt psuło rozbawienie połyskujące w oczach. Podeszła też zanim zdążył odpowiedzieć. - Za które łapie? - zapytała czekając na instrukcje wedle których postąpiła pomóc mu wnieść wszystko do kuchni. - Rozbieraj się. - poleciła kiedy zapobiegli małej katastrofie. - Jednak za chwilę. - postanowiła podchodząc, łapiąc za poły rozpiętego płaszcza i wspinając się na palce. - Dzień dobry. - przywitała się krótko, unosząc kącik ust ku górze, jednak nie zbliżając się bardziej.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Pospieszne kroki wybawicielki nadeszły w natychmiastowym tempie. Ukochana sylwetka, zbiegła po schodach w kilku zgrabnych susach za którymi nie był w stanie nadążyć. Czarny płaszcz owijający się wokół sylwetki, grzał niemiłosiernie, gdy ostatkiem sił przytrzymywał wypadające produkty i naprężone siatki. Zdążył jedynie omotać ją cieniem błękitnych źrenic, które następnie wykręciły się w lekkim niezadowoleniu z tak śmiałego żartu; perfidnie sobie z niego drwiła, prawda? Otwierał usta szykując odpowiedź w bardzo podobnym stylu, lecz znalazła się tuż przy nim rozpraszając i dekoncentrując jego uwagę; ładnie jej było w tej śnieżnobiałej bieli. – Weź tą tutaj i tą, co najbardziej wyślizguje mi się z prawej ręki… Uważaj na to pudełeczko, są w nim jajka. – poinstruował zaraz, nie pozwalając, aby choć skrawek koniuszka dziewczęcego palca, dotknął ukrytego kwiecia. Skrzywił się nieznacznie, gdy po raz kolejny naruszył przewrażliwioną skórę i posłusznie posunął się do ulubionej kuchni. Paczki postawił na blacie, te najważniejszą ukrył za pozostałymi. Odetchnął z ulgą łapiąc kojący oddech. Odwrócił się do swej uroczej towarzyszki, która przysunęła się tak blisko, złapała za gruby materiał i przyciągnęła go do siebie. Zawsze to robiła. Uśmiechnął się lekko, kiwając głową przecząco: – Chyba dobry wieczór koleżanko, za oknem już noc… – wymamrotał ciszej i nie czekając na zaproszenie, nachylił się ku jej twarzy, składając na ustach dłuższy, wytęskniony, słodki pocałunek. Gdy zakończył przywitanie, zrzucił płaszcz i wyniósł go do przedpokoju. Zsunął również rękawiczki, które od razu schował do głębokich kieszeni. Dłonie były zaczerwienione, lekko pomarszczone. W niektórych miejscach widać było białe pęcherze, pozostałości po ogniu podsyconym czarnomagicznym jarzmem. Naciągnął rękawy ciemnego golfu, aby nie zdołała dostrzec ran i nie martwiła się niepotrzebnie. Jak gdyby nigdy nic wrócił do pomieszczenia. Nie spojrzał na blondynkę; zaczął otwierać szafki w poszukiwaniu kilku ziół odpowiadających oparzeniom: żywokost, nagietek, może resztki rumianku? Musiał to mieć. – Co dziś robiłaś? – zapytał dla odwrócenia uwagi.
My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Widziała niezadowolenie w niebieskich tęczówkach wyrażone w wywróceniu oczami, ale nim zdążył się odciąć znajdowała się już obok, postępując według przekazanych instrukcji. Łapiąc krótkie niezadowolenie, które znalazło się na twarzy, ale uznając za jego powód niewygodne. Złapała tą którą wskazała i tą, która wymykała się z każdą chwilą z uścisku uważając na pudełko i wraz z rzeczami przeszła do kuchni układając je na stole. By później przesunąć się w jego kierunku. Na zaprzeczanie, czy może brak zgody uniosła kąciki ust górze, przesuwając jasnym spojrzeniem po przystojnej twarzy. Kiedy złączył ich usta jej dłonie przesunęły się, przesuwając po męskiej piersi. Przystanęła przy jednej z szafek opierając się o nią biodrami, łapiąc w dłonie pozostawiony i zapomniany wcześniej kubek. Skoncentrowała swoje spojrzenie na nim, kiedy wszedł ponownie do kuchni nie łapiąc nawet jej tęczówek. Obserwowała jak otwiera kolejne szafki. – Miałam patrol i zajęcia z technik przesłuchań. Connor standardowo wywracał na mnie oczami. – wzruszyła ramionami. Mówiła mu wcześniej o jednym z kursantów, który nadal nie potrafił pogodzić się z jej obecnością wśród nich. – Ty? – zapytała w rewanżu, przekrzywiła odrobinę głową, kiedy otworzył kolejną z szafek. – Szukasz czegoś konkretnie? Twoje mieszanki stoją tutaj. – wskazała głową miejsce, które dobrze znał w którym znajdowała się kawa – jeśli była, herbata i od jakiegoś czasu specyfiki Vincenta. Czy tylko jej się zdawało, czy unikał jej spojrzenia?
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Wyłapał zawadiacki uśmiech, który spoczął na jej bladych, kuszących wargach. Przymknął powieki ciesząc się tą ulotną chwilą bliskości. Gruba odzież wierzchnia zaczynała być niewygodna, przeszkadzająca, dlatego żwawym krokiem pozbył się zimowych butów, płaszcza, szalika oraz drażniących rękawiczek. Powrócił do kuchennego pomieszczenia zaciągając ciemne rękawy swetra. Otwierał szafki, a ściągnięte brwi poszukiwały konkretnych składników. Zachowywał się dziwnie, dlatego skutecznie odwracał kobiecą uwagę: – Connor? – zaczął z nutą zaskoczenia połączoną z nieukrywaną kpiną. Westchnął charakterystycznie kiwając lekko głową: – Chyba musisz dać mi jakieś namiary na tego – przerwał, aby zaakcentować nazwisko wymowną drwiną – Connora; nie będzie wtedy dłużej wywracał na ciebie oczami. Pewnie zazdrości, że jesteś zdolna i szybko łapiesz nowe rzeczy. – dodał bezsprzecznie i odwrócił się na moment, aby posłać jej porozumiewawczy, delikatny grymas. Wrócił do przestawiania nieznanych puszek, pudełeczek, innych przedmiotów służących do segregacji; mógłby przysiąść, że zostawił to w jednej z górnych szafek. Westchnął ponownie: – Ja? – zatrzymał. – Ja musiałem rano przygotować kilka roślinnych zamówień, a potem dostałem wezwanie… Pewien samozwańczy poszukiwacz artefaktów, chyba opowiadałem ci kiedyś o nim, znów nadział się na oszusta. Przyniósł ze sobą średniowieczną wazę z dobrze ukrytą i bardzo kapryśną klątwą. – wyjawił jedynie tą odpowiednią część perypetii, nie chcąc chwalić się podstawowym błędem, którego dopuścił się tak łatwo. Zamknął wszystkie drzwiczki, kiwając głową przecząco i odkręcił jedynie tułów; dłonie pozostawały schowane, na blacie: – To nie o te mi chodzi. Miałem tutaj takie niskie pudełko w srebrnawym kolorze… Wytarte, stare, było tam coś, co mogłoby mi się przydać. Widziałaś je może? – zapytał rozglądając się po kuchni. Niebieskie spojrzenie zatrzymało się na jej twarzy tylko przelotnie; bał się, że coś wyczuje. Poradzi sobie przecież, po co zsyłać na nią kolejne zmartwienia?
My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Ostatnio zmieniony przez Vincent Rineheart dnia 16.09.21 14:20, w całości zmieniany 1 raz
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Lubiła aurę, którą roztaczał kiedy zjawiał się obok. Lubiła to, jak czuła się, kiedy był blisko. W końcu chciana w jakiś sposób zrozumiana. Kochana. Jasne tęczówki przesuwały się za jego sylwetką, kiedy przesuwał się od szafki do szafki widocznie czegoś szukając.
- Yhym. - potwierdziła mruknięciem, unosząc pod nos napar. Był już zimny, ale nadal czuła ziołowy zapach. Nie zauważył? Coś skupiało jego uwagę bardziej. Sławetne poszukiwania, którym się właśnie oddawał. Zaśmiała się, i wywróciła łagodnie oczami, jednak zaraz spoważniała. - Ty poważnie mówisz. - stwierdziła odrobinę zaskoczona, unosząc jedną z brwi ku górze. - Poradzę sobie. Jest jednym z tych którym widok przysłania to, że jestem kobietą. Zdolną i szybko łapiącą. - potwierdziła dźwigając znów kącik ust ku górze. Musiała poradzić sobie sama, inny obrót sprawy, tylko by ją pogorszył. A przynajmniej tak zakładała.
- Nie nudziłeś się. - podsumowała krótką opowieść. Odkładając kubek na blat by ruszyć z wolnymi dłońmi w jego kierunku. Zatrzymała się obok przekrzywiając lekko głowę, lustrując go uważnie. Coś jej nie do końca grało, ale nie była pewna co. Zdawało jej się, że kojarzy pudełko o którym mówił. Dlatego przeszła na drugą stronę do dolnych szafek które otworzyła wyciągając po przesunięciu kilku innych pudełko, przypominający jego opis. Uniosła dłoń ze zdobyczą, gestem pytając, czy właśnie o to mu chodziło. - Jaki tajemniczy. - stwierdziła a kiedy ruszył w jej kierunku, sama zrobiła kilka kroków do tyłu widocznie się z nim drażniąc. - Przydać do czego? - chciała wiedzieć, jasne spojrzenie ulokowane było na nim a tęczówki przesuwały się z uwagą. - Mam nadzieję, że część z tych rzeczy to twoje zakupy do domu. Wiesz, że każdy z nas pracuje też, nie? - zapytała w międzyczasie brodą wskazując na wyłożone na stole pakunki. - Co przyniosłeś? - zaciekawiła się na chwilę tracąc uwagę co do puszki i robiąc krok w kierunku stołu i pakunków. Może jakimś cudem zdobył kawę.
- Yhym. - potwierdziła mruknięciem, unosząc pod nos napar. Był już zimny, ale nadal czuła ziołowy zapach. Nie zauważył? Coś skupiało jego uwagę bardziej. Sławetne poszukiwania, którym się właśnie oddawał. Zaśmiała się, i wywróciła łagodnie oczami, jednak zaraz spoważniała. - Ty poważnie mówisz. - stwierdziła odrobinę zaskoczona, unosząc jedną z brwi ku górze. - Poradzę sobie. Jest jednym z tych którym widok przysłania to, że jestem kobietą. Zdolną i szybko łapiącą. - potwierdziła dźwigając znów kącik ust ku górze. Musiała poradzić sobie sama, inny obrót sprawy, tylko by ją pogorszył. A przynajmniej tak zakładała.
- Nie nudziłeś się. - podsumowała krótką opowieść. Odkładając kubek na blat by ruszyć z wolnymi dłońmi w jego kierunku. Zatrzymała się obok przekrzywiając lekko głowę, lustrując go uważnie. Coś jej nie do końca grało, ale nie była pewna co. Zdawało jej się, że kojarzy pudełko o którym mówił. Dlatego przeszła na drugą stronę do dolnych szafek które otworzyła wyciągając po przesunięciu kilku innych pudełko, przypominający jego opis. Uniosła dłoń ze zdobyczą, gestem pytając, czy właśnie o to mu chodziło. - Jaki tajemniczy. - stwierdziła a kiedy ruszył w jej kierunku, sama zrobiła kilka kroków do tyłu widocznie się z nim drażniąc. - Przydać do czego? - chciała wiedzieć, jasne spojrzenie ulokowane było na nim a tęczówki przesuwały się z uwagą. - Mam nadzieję, że część z tych rzeczy to twoje zakupy do domu. Wiesz, że każdy z nas pracuje też, nie? - zapytała w międzyczasie brodą wskazując na wyłożone na stole pakunki. - Co przyniosłeś? - zaciekawiła się na chwilę tracąc uwagę co do puszki i robiąc krok w kierunku stołu i pakunków. Może jakimś cudem zdobył kawę.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
1958 | Rodzina Tonks
Szybka odpowiedź