pokój Poli
AutorWiadomość
Pokój Poli
Bardzo małe pomieszczenie, urządzone jak dla piętnastolatki. Pola nie narzeka, bo też nie zaprasza do domu nikogo - wystrój pokoju jest jej obojętny, a może nawet z psychologicznego punktu widzenia to lepiej, że wygląd się nie zmienia. Przynajmniej jak się już nawdycha oparów, to ma zawsze rano pewność, że nie pomyliła dzielnic
Dzisiaj rano obudziłam się i miałam całą twarz pomalowaną na srebrno. Nie wiedziałam o tym, kiedy podnosiłam się ciężko na rękach i starałam odnaleźć w bałaganie książek szklanki z wodą, ale po godzinie stałam już przed lustrem i patrzyłam w swoje odbicie, a srebro na twarzy nie pomagało w przypomnieniu sobie imienia, które mi matka dała na chrzcie. To było coś ze zwierzątkiem w nazwie, jestem tego pewna, ale jak brzmiało? Patrzę w odbicie i widzę zmarnowaną dziewczynkę z przekrwionymi oczami i ustami dwa razy większymi niż zazwyczaj. Bladą twarz zakrywa pokrywa ze srebrnej farby, a włosy zadziwiająco pięknie ułożone, za to makijaż się rozmazał, dlatego muszę go szybko zmyć. Kiedy zmywałam drugie oko, a cera nie robiła się bardziej już różowiutka, słyszę że ktoś się zbliża. Może ten ktoś powie mi jak mam na imię? Bo zapomniałam.
A godzina jest już popołudniowa, czas jeść obiad. Nie śpieszy mi się ani troszeczkę, przecież wróciłam nad ranem: jeszcze nie otworzyli sklepu z bułkami na rogu Baker Street, a ludzie jeszcze nie wychodzą do pracy. Rano było kilka godzin temu, pamiętam bardzo mało z rana, pamiętam, że coś zbiłam w kuchni. I jeszcze dziwne różowe kłęby dymu, nic więcej nie pamiętam.
Te opary uśpiły mnie i mojego brata na całe dwa dni, ale dla mnie i tak najgorsze jest to, że wyczyściły mi pamięć. Jak mam na imię?
A godzina jest już popołudniowa, czas jeść obiad. Nie śpieszy mi się ani troszeczkę, przecież wróciłam nad ranem: jeszcze nie otworzyli sklepu z bułkami na rogu Baker Street, a ludzie jeszcze nie wychodzą do pracy. Rano było kilka godzin temu, pamiętam bardzo mało z rana, pamiętam, że coś zbiłam w kuchni. I jeszcze dziwne różowe kłęby dymu, nic więcej nie pamiętam.
Te opary uśpiły mnie i mojego brata na całe dwa dni, ale dla mnie i tak najgorsze jest to, że wyczyściły mi pamięć. Jak mam na imię?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
William Havisham był poważnym człowiekiem. Pracował w Ministerstwie Magii. Zjeżdżał windą na najniższe piętra i nikt nie wiedział co właściwie kryje się w salach, po których się poruszał. Mieszkał w centrum Londynu, w mieszkaniu, którego posiadanie było tylko i wyłącznie jego zasługą. Utrzymywał rodzinę, przejmując tą rolę po ojcu w wieku osiemnastu lat. Był właściwie ojcem dla dziewczyny, której nieobecność była aż nadto wyraźna. Było cicho w domu. I początkowo nawet, samolubnie, wydawało mu się to niesamowitą ulgą. Z czasem jednak zaczęło go niepokoić. Oderwał się od pracy. Przeszedł całe mieszkanie w poszukiwaniu jej. Zajrzał nawet do szafy. Pusto.
Miał jeden, jedyny zegar w domu, który znajdował się... właściwie poza nim. Bo dokładnie po zewnętrznej stronie wejściowych drzwi. Była 4:34 nad ranem. A jej nie było.
Billy, cały w nerwach, usiadł na kanapie w salonie, chowając twarz w dłoniach. Zadziwiające, że tak drobna osoba potrafiła wyprowadzić go z równowagi. Najwyraźniej jednak nie był tak zdystansowany jak mu się wydawało. I... prawdopodobnie nie odwalił najlepszej roboty jako przyszywany rodzic i brat.
Chyba zasnął, bo ocknął się, gdy usłyszał dźwięk rozbijanego szkła. Polly rozbiła słoik z mąką. Kichnął wielokrotnie, odpędzając się od białych obłoków mąki. I zanim zdążył się odezwać, blondynka... zemdlała?
Zaniósł ją do jej pokoju i okrył kołdrą. Chwilę przyglądał się jej twarzy oblepionej brokatem. Nie miał pojęcia czy to, co czuje to ulga, zrezygnowanie czy gasnący gniew. Wrócił do laboratorium, zostawiając ją, by mogła się wyspać.
Sprawdzał wielokrotnie czy już się obudziła. Udana próba okazała się być dopiero mocno po południu, gdy zastał ją na nogach, stojącą przed lustrem.
-Polly...-zaczął, zapewne sprawiając, że odetchnęła z ulgą, gdy wybrzmiało jej imię.-Gdzieś ty była?
Miał jeden, jedyny zegar w domu, który znajdował się... właściwie poza nim. Bo dokładnie po zewnętrznej stronie wejściowych drzwi. Była 4:34 nad ranem. A jej nie było.
Billy, cały w nerwach, usiadł na kanapie w salonie, chowając twarz w dłoniach. Zadziwiające, że tak drobna osoba potrafiła wyprowadzić go z równowagi. Najwyraźniej jednak nie był tak zdystansowany jak mu się wydawało. I... prawdopodobnie nie odwalił najlepszej roboty jako przyszywany rodzic i brat.
Chyba zasnął, bo ocknął się, gdy usłyszał dźwięk rozbijanego szkła. Polly rozbiła słoik z mąką. Kichnął wielokrotnie, odpędzając się od białych obłoków mąki. I zanim zdążył się odezwać, blondynka... zemdlała?
Zaniósł ją do jej pokoju i okrył kołdrą. Chwilę przyglądał się jej twarzy oblepionej brokatem. Nie miał pojęcia czy to, co czuje to ulga, zrezygnowanie czy gasnący gniew. Wrócił do laboratorium, zostawiając ją, by mogła się wyspać.
Sprawdzał wielokrotnie czy już się obudziła. Udana próba okazała się być dopiero mocno po południu, gdy zastał ją na nogach, stojącą przed lustrem.
-Polly...-zaczął, zapewne sprawiając, że odetchnęła z ulgą, gdy wybrzmiało jej imię.-Gdzieś ty była?
Gość
Gość
- Och, no przecież! - odwracam się z uśmiechem szczęśliwej dziesięciolatki. No jasne, POLLY! tak mnie nazwaliście, nic sie nie zmieniło! Dopiero kiedy usłyszałam po raz drugi głos mojego braciszka, uśmiech nieco zelżał. Przeczuwałam, że nie podobało mu się to, co robię, przecież wyglądał na niewyspanego i kurcze, prawdę mówiąc sądziłam, że będzie w pracy. To znaczy, będzie gdzieś poza domem. Nie mogę się jednak nie uśmiechać, bo wczorajsza noc była tak magiczna. Nie wiedziałam, że wróciłam bardzo późno, dla mnie czas był pojęciem względnym. Bawiłam się wspaniale, zresztą teraz jestem przekonana, że teleportowałam się do łóżka. Nie wnikajmy w to, jak może mi się tak wydawać, skoro nie umiem się teleportować (a może i lepiej, że nie umiem? jeszcze bym się rozczłonkowała). Zatrzymajmy się na tym, że dla mnie czas jest względny i nie miałam pojęcia, że nadszarpnęłam cierpliwości mego brata.
- Byłam w parku światełek, wszystkie migały nade mną i mówiły, że powinnam się dowiedzieć o sobie prawdy, poszłam więc za ich radą. To dlatego właśnie widzisz, jak wróciłam - rozkładam dłonie widocznie zadowolna z siebie, że znalazłam siebie i już wiem, że jestem żywym srebrem. Przechodzę na środek pokoju i obkręcam się powoli. - Żebyś widział, jakie to było piękne, widziałam muzykę - ciągnę i nagle zatrzymuję się, by skupić się na Billym. - Miałeś kiedyś takie poszukiwanie? Na pewno miałeś, jesteś taki mądry
Wydaje mi się, że ja na przykład coś źle szukałam, skoro rano nie pamiętałam własnego imienia. Chciałam spytać go o wiele rzeczy, niech będzie moją encyklopedią.
- Byłam w parku światełek, wszystkie migały nade mną i mówiły, że powinnam się dowiedzieć o sobie prawdy, poszłam więc za ich radą. To dlatego właśnie widzisz, jak wróciłam - rozkładam dłonie widocznie zadowolna z siebie, że znalazłam siebie i już wiem, że jestem żywym srebrem. Przechodzę na środek pokoju i obkręcam się powoli. - Żebyś widział, jakie to było piękne, widziałam muzykę - ciągnę i nagle zatrzymuję się, by skupić się na Billym. - Miałeś kiedyś takie poszukiwanie? Na pewno miałeś, jesteś taki mądry
Wydaje mi się, że ja na przykład coś źle szukałam, skoro rano nie pamiętałam własnego imienia. Chciałam spytać go o wiele rzeczy, niech będzie moją encyklopedią.
Zmarszczył brwi, nieco zdziwiony jej reakcją. Choć chyba nie powinien. Siostra codziennie sprawiała, że był wybijany z tej pewności siebie. Z nią nic nie było pewne. Nie miała żadnego schematu. Była chaotyczna, spontaniczna i niepoukładana. Zupełnie niczym nastolatka w okresie buntu. W którym chyba była.
Billy miał wrażenie, że się nie nadawał do tego. Usiadł więc nieco zrezygnowany na jej łóżku.
William Havisham był ostatnią osobą, która przejmowała się tym, co wypada, a co nie. Ale jednak to wszystko było dosyć mocno zakorzenione. Z hipokryzją można było przekraczać pewne granice o ile się o tym głośno nie mówiło. Można było robić pewne rzeczy, o ile się z tym nie afiszowało.
Jego siostra nie znała dyskrecji. I była kobietą. One nigdy nie mogły być liberalne w równym stopniu. I brunetowi byłoby o wiele łatwiej, gdyby choć jego siostra była w miarę normalna w tej rodzinie. Ale najwyraźniej tworzyli na tyle dysfunkcyjny dom, że nie udało im się wychować ani jednego przyzwoitego członka społeczności. I mimo że nie palili już ludzi na stosach, to ciągle za pewne przewinienia istniały kary - nie tylko regulowane przez rząd. Ale i też społeczeństwo. A Billy nie chciał, by jego siostra skończyła zgwałcona w ciemnym zaułku za swoją lekkoduszność lub kompletnie odrzucona przez środowisko za niedopasowanie. Musiała znaleźć swoje miejsce.
Przetarł twarz, nie wierząc, że to on musi być osobą, która pierwsza wepchnie ją w sztywne ramy, w to, co się wymaga od panienki w jej wieku.
-Jakim parku światełek, Polly? Światełka do ciebie mówiły?-czuł się beznadziejnie. Jego siostra regularnie nadużywała substancji, które były nielegalne. I ponownie miał wrażenie bezsilności.
-Polly, ja cały czas szukam prawdy.-zauważył rzeczowo.
Westchnął.
-Dlaczego tak późno wróciłaś do domu? Z kim byłaś?-zapytał, jakby mając nadzieję, że znajdą się jakieś okoliczności łagodzące. Że sama mu obieca, że to się więcej nie wydarzy.
Billy miał wrażenie, że się nie nadawał do tego. Usiadł więc nieco zrezygnowany na jej łóżku.
William Havisham był ostatnią osobą, która przejmowała się tym, co wypada, a co nie. Ale jednak to wszystko było dosyć mocno zakorzenione. Z hipokryzją można było przekraczać pewne granice o ile się o tym głośno nie mówiło. Można było robić pewne rzeczy, o ile się z tym nie afiszowało.
Jego siostra nie znała dyskrecji. I była kobietą. One nigdy nie mogły być liberalne w równym stopniu. I brunetowi byłoby o wiele łatwiej, gdyby choć jego siostra była w miarę normalna w tej rodzinie. Ale najwyraźniej tworzyli na tyle dysfunkcyjny dom, że nie udało im się wychować ani jednego przyzwoitego członka społeczności. I mimo że nie palili już ludzi na stosach, to ciągle za pewne przewinienia istniały kary - nie tylko regulowane przez rząd. Ale i też społeczeństwo. A Billy nie chciał, by jego siostra skończyła zgwałcona w ciemnym zaułku za swoją lekkoduszność lub kompletnie odrzucona przez środowisko za niedopasowanie. Musiała znaleźć swoje miejsce.
Przetarł twarz, nie wierząc, że to on musi być osobą, która pierwsza wepchnie ją w sztywne ramy, w to, co się wymaga od panienki w jej wieku.
-Jakim parku światełek, Polly? Światełka do ciebie mówiły?-czuł się beznadziejnie. Jego siostra regularnie nadużywała substancji, które były nielegalne. I ponownie miał wrażenie bezsilności.
-Polly, ja cały czas szukam prawdy.-zauważył rzeczowo.
Westchnął.
-Dlaczego tak późno wróciłaś do domu? Z kim byłaś?-zapytał, jakby mając nadzieję, że znajdą się jakieś okoliczności łagodzące. Że sama mu obieca, że to się więcej nie wydarzy.
Gość
Gość
- Ależ tak! - cieszy mnie, że Billy podłapał moje doświadczenie, na niego zawsze można było liczyć. Ktoś inny wyśmiałby mnie, czy nawet uznał za największą ćpunkę i miał za nic rzeczy, które mi się zdarzają. W przyszłości chciałabym spotkać kogoś takiego jak Billy, bo chociaż istnieje porzekadło, że dziewczęta wychodzą za kopie swoich ojców, ja ojca nie poznałam, a Williama owszem. Zrobiło mi się zimno, niespodziewanie i wyjęłam sweter w który się zaraz ubrałam. Siadam obok Billego po turecku i przytulam się do jego ramiona. - Żebyś widział, to było niesamowite. Nie tylko światła mówiły, bo wciąż słyszałam powtarzające się słowa i tę muzykę. Teraz przypomniało mi sie, że brzmiała trochę jak z reklamy rajstop, dasz wiarę? - śmieję się i kontunuuję relację: - Dzięki temu już wiem co chce robić w życiu, mój ukochany bracie - zwierzam mu się, obserwując z daleka kwiatki w oknie.
- Wróciłam późno? - zastanawiam się, ale nie mogę sobie przypomnieć, kiedy właściwie wróciłam, wyglądam przez małe okno zawalone kwiatkami. Niektóre kwiaty były już nieżywe i powinno się je wyrzucić, inne zaś kwitły nieprawdopodobnymi kolorami. Podsypywałam im mieszankę własnej roboty, to dlatego zachowywały się tak zabawnie i zmieniały barwy zależnie od myśli, które mną władały. Czasami kłócę się z Billym i wtedy kwiaty są czerwone, kapią z nich czarne krople gęstej cieczy. Dziś są tylko pomarańczowe, ale bledną w oczach, tak samo jak zbladła moja pamięć. Unoszę dłoń do włosów. - Wydawało mi się, że nie było tak późno - wciskam kit mojemu braciszkowi, ale póki nie przypomnę sobie co tak właściwie się działo, nie mogę wiedzieć o tym, że czekał na mnie i sam mnie tu przyniósł do pokoju. Dotleniam i chłodzę mózg, ziewając przy okazji tej rozmowy. Zaraz jednak czerwienię się okropnie, bo kilka wspomnień do mnie dochodzi i kręcę głową, brnąc w kłamstwa: - Sama byłam, przecież ci mówiłam, że szukałam prawdy w parku światła
- Wróciłam późno? - zastanawiam się, ale nie mogę sobie przypomnieć, kiedy właściwie wróciłam, wyglądam przez małe okno zawalone kwiatkami. Niektóre kwiaty były już nieżywe i powinno się je wyrzucić, inne zaś kwitły nieprawdopodobnymi kolorami. Podsypywałam im mieszankę własnej roboty, to dlatego zachowywały się tak zabawnie i zmieniały barwy zależnie od myśli, które mną władały. Czasami kłócę się z Billym i wtedy kwiaty są czerwone, kapią z nich czarne krople gęstej cieczy. Dziś są tylko pomarańczowe, ale bledną w oczach, tak samo jak zbladła moja pamięć. Unoszę dłoń do włosów. - Wydawało mi się, że nie było tak późno - wciskam kit mojemu braciszkowi, ale póki nie przypomnę sobie co tak właściwie się działo, nie mogę wiedzieć o tym, że czekał na mnie i sam mnie tu przyniósł do pokoju. Dotleniam i chłodzę mózg, ziewając przy okazji tej rozmowy. Zaraz jednak czerwienię się okropnie, bo kilka wspomnień do mnie dochodzi i kręcę głową, brnąc w kłamstwa: - Sama byłam, przecież ci mówiłam, że szukałam prawdy w parku światła
Billy wciągnął powietrze przez nos, słysząc jej odpowiedź, i złapał się za nasadę nosa, myśląc. Milczał. Nie patrzył na nią, uważając go trochę za zbyt wielką szansę na rozproszenie jego myśli. Naprawdę nie miał pojęcia co zrobić. Nie mogła dalej kontynuować tego, co robi. Choćby... dla swojego zdrowia! On sam nie był wybitnie dbający o swoje ciało, ale nie oznaczało to, że nie dbał o swoją siostrę. Jej komfort miał dla niego o wiele większe znaczenie niż jego własny. To on musiał się usamodzielnić zaraz po szkole, by sprostać obowiązkowi utrzymania rodziny. Łączył pracę, zajmowanie się chorą matką i małym dzieckiem, byleby tylko sprostać temu wyzwaniu. By poradzić sobie jak najlepiej. I teraz nagle miał przeogromne wrażenie, że zawodzi. Lub zawiódł we wcześniejszym etapie, skoro doszło do tego, że jego młodsza kopia się odurzała środkami dziwnego pochodzenia. Ale przecież to nie tak, że był na to przygotowany, prawda? To nie on tu miał być rodzicem...!
...ale był. Dlatego, gdy poczuł, jak jej drobne ciało przylepia się do jego ręki, zerknął na nią. Mimo lipcowej pogody, siedziała obok niego, opatulona ciasno swetrem.
-Jakie słowa, Polly? Co mówiły ci światła?-dopytał, bo... może da mu to cokolwiek?
Wstrzymał na chwilę oddech.
-...wiesz?-zapytał po krótkim zawahaniu, nie do końca pewien, czy jest gotowy na jej odpowiedź. Był przekonany, że nie jest. Nie cierpiał być zaskakiwany.
Zacisnął szczękę, gdy nie chciała się do niczego przyznać.
-Polly.-zwrócił jej uwagę, zmuszając ją, by na niego spojrzała.-Popatrz na mnie.-poprosił, łapiąc ją za policzki i rzucił okiem na jej tęczówki.-Powiedz mi prawdę.-powiedział, patrząc na nią wyczekująco.
Czasem był bardziej jak ojciec niż brat, co często wzbudzało kłótnie. Nie cierpiał tego. Blondynka wprowadzała mnóstwo chaosu do jego życia. Nie radził sobie z nim do końca.
...ale był. Dlatego, gdy poczuł, jak jej drobne ciało przylepia się do jego ręki, zerknął na nią. Mimo lipcowej pogody, siedziała obok niego, opatulona ciasno swetrem.
-Jakie słowa, Polly? Co mówiły ci światła?-dopytał, bo... może da mu to cokolwiek?
Wstrzymał na chwilę oddech.
-...wiesz?-zapytał po krótkim zawahaniu, nie do końca pewien, czy jest gotowy na jej odpowiedź. Był przekonany, że nie jest. Nie cierpiał być zaskakiwany.
Zacisnął szczękę, gdy nie chciała się do niczego przyznać.
-Polly.-zwrócił jej uwagę, zmuszając ją, by na niego spojrzała.-Popatrz na mnie.-poprosił, łapiąc ją za policzki i rzucił okiem na jej tęczówki.-Powiedz mi prawdę.-powiedział, patrząc na nią wyczekująco.
Czasem był bardziej jak ojciec niż brat, co często wzbudzało kłótnie. Nie cierpiał tego. Blondynka wprowadzała mnóstwo chaosu do jego życia. Nie radził sobie z nim do końca.
Gość
Gość
Wzdrygam się od tego przejmującego zimna, którego on nie może czuć, bo nie raczył się tymi rzeczami, którymi raczyłam się ja. Ubiegłej nocy wszystko się zdarzyło, a ja zamierzałam opowiedzieć mu o tym.
- No wiesz, skąd jesteśmy i dokąd zmierzamy.. wiem już nawet kto będzie naszym ministrem w przyszłej kadencji - uśmiechnięta przysuwam się do ucha mego brata i mówię cicho - Nie przejmuj się, polubisz go
Kiwam głową, tak wiem dokładnie co uważam i kim chcę być w przyszłości, ale teraz układam głowę pod obojczykiem mego brata, nie wiem czy powinnam mówić na głos kim będę w przyszłości, ale wydaje mi się szalone, że mogłyby spęłnić się moje największe sny.
- Będę prawdziwym lekarzem, mój bracie - uspokajam go, znów unosząc główkę o złotych włosach. Na pewno tego rodzaju odpowiedź go satysfakcjonowała. A ja nie musiałam mu mówić, że będę lekarzem, który będzie leczył najprawdziwszych rycerzy Zakonu F. Nie musi się o mnie martwić, przecież zawsze powtarzał mi, że jestem mądra.
Kiedy bierze moją głowę w dłonie mam ochotę znów iść spać, dlatego zamykam oczy. Ale mój brat wie, że nie mogę mu kłamać, kiedy stawia sprawy tak jasno. Zaciskam usteczka, po czym wyjawiam mu tajemnicę. - Najpierw byłam z Linette Greengrass. Chciała zwiedzić ten bar o którym mówiłeś mi kiedyś. Mówiłeś, żebym tam nie chodziła, ale przyszli jej znajomi i bardzo nalegała, żebyśmy tam zostały. A później poszłam do mojej przyjaciółki Beni Bott. Powiem ci o niej sekret, ale nie możesz nikomu przekazać, okej? - Billy musiał potwierdzić, bo chwilę później plotkuję - Wpadła, będzie miała dzieci - śmieszy mnie to bardzo, dlatego śmieję się i patrzę na brata - Czy to nie zabawne?
Dlaczego on sie nie śmieje?
- No wiesz, skąd jesteśmy i dokąd zmierzamy.. wiem już nawet kto będzie naszym ministrem w przyszłej kadencji - uśmiechnięta przysuwam się do ucha mego brata i mówię cicho - Nie przejmuj się, polubisz go
Kiwam głową, tak wiem dokładnie co uważam i kim chcę być w przyszłości, ale teraz układam głowę pod obojczykiem mego brata, nie wiem czy powinnam mówić na głos kim będę w przyszłości, ale wydaje mi się szalone, że mogłyby spęłnić się moje największe sny.
- Będę prawdziwym lekarzem, mój bracie - uspokajam go, znów unosząc główkę o złotych włosach. Na pewno tego rodzaju odpowiedź go satysfakcjonowała. A ja nie musiałam mu mówić, że będę lekarzem, który będzie leczył najprawdziwszych rycerzy Zakonu F. Nie musi się o mnie martwić, przecież zawsze powtarzał mi, że jestem mądra.
Kiedy bierze moją głowę w dłonie mam ochotę znów iść spać, dlatego zamykam oczy. Ale mój brat wie, że nie mogę mu kłamać, kiedy stawia sprawy tak jasno. Zaciskam usteczka, po czym wyjawiam mu tajemnicę. - Najpierw byłam z Linette Greengrass. Chciała zwiedzić ten bar o którym mówiłeś mi kiedyś. Mówiłeś, żebym tam nie chodziła, ale przyszli jej znajomi i bardzo nalegała, żebyśmy tam zostały. A później poszłam do mojej przyjaciółki Beni Bott. Powiem ci o niej sekret, ale nie możesz nikomu przekazać, okej? - Billy musiał potwierdzić, bo chwilę później plotkuję - Wpadła, będzie miała dzieci - śmieszy mnie to bardzo, dlatego śmieję się i patrzę na brata - Czy to nie zabawne?
Dlaczego on sie nie śmieje?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Billy nie czuł żadnego zimna. Jedynymi rzeczami, którymi raczył się wczorajszego wieczoru był już zimny obiad zostawiony mu przez Isoldę i kilka eliksirów, które miały pobudzić jego umysł, by mózg nie zasnął, w trakcie gdy jego ręce pracowały. Zresztą, nie tylko ręce. Williamowi marzyło się, by szare komórki się namnażały. Marzyło mu się, by mógł posiąść wiedzę i możliwości milionów ludzi, a nie pałać się z zaledwie jednym organem, które było zdatne do myślenia. Czuł się niewiarygodnie beznadziejnie w związku z brakiem przełomów. Byłby głupcem, gdyby się poddał. Zwłaszcza, że pewna myśl spróbowania czegoś coraz częściej krążyła mu po głowie. Uparcie, natrętnie, nie pozwalając skupić się na niczym innym. Nie miał jednak zamiaru ruszać w te rejony przy jego siostro-córce. Swoje fantazje na temat magii podobnej do voo-doo tylko na zasadzie absorbcji energii poprzez użycie krwi musiał zostawić na inne chwile. Może zamiast Frankenstein'em powinien być nazywany Draculą? Jego fascynacja krwią była doprawdy niesłychana.
I skoro o krwi była mowa, to w żyłach Polly zdawało się jej niewiele krążyć, bo była bladziutka, gdyby faktycznie organizm poddał się myślom umysłu o przejmującym zimnie. Sugestia była potężną siłą.
-Rozmawiałaś ze światełkami o sensie życia?-podsumował, unosząc brwi do góry.
Był bardziej zmęczony czy rozdrażniony? Nie, rzadko kiedy bywał zirytowany. Zawiedziony? Nie, tego się spodziewał mniej-więcej. Co było nieco smutne. Jego życie prezentowało się raczej szaro. Może dlatego tak rzadko wychylał się ze swojej pracowni? A może jego wieczny pesymizm kazał mu patrzeć na to wszystko przez taki pryzmat? Czy nie powinien się cieszyć, że Polly zamiast ćpa... Eee, że nie robi gorszych rzeczy?
Przetarł dłonią twarz, słysząc zapewnienie o tym, że powinien polubić następnego ministra. Wspaniale. Powinien nazwać jej słowa bełkotem, ale nie czuł złości.
-Lekarzem?-zdziwił się.-Takim mugolskim? Czy... magomedykiem?-popatrzył na nią uważnie, nie mając pojęcia, jak z nim znów igra. Wiedział, że coś się kryło za jej słowami, nie będąc zdolnym do zgadnięcia czy żart czy niedopowiedzenie.-Polly.-upomniał ją, jakby chciał zmusić, by rozwinęła myśl.
Znał Linette. Prawie poczuł ulgę, słysząc jej nazwisko. Potem jednak to uczucie zostało zdmuchnięte równie szybko jak przyszło. Blondynka była już dorosła, a jednak... a jednak była zaledwie panienką, do tego ciągle niezamężną, i, do cholery jasnej, co ona sobie wyobrażała!
Chwilę zajęło mu przetrawienie tych wszystkich informacji.
-Czyś ty zwariowała?! Polly...!-uniósł głos, by potem w bezsilnym geście zrobić pauzę i westchnąć.-Co zażywałaś tym razem, co?-zrobił się ostrzejszy i bardziej konkretny. Ściągnął brwi.-Nie możesz się tak prowadzać! Narażasz się! Na plotki, na niebezpieczeństwo, na samotność!
Takie przemowy były dla niego trudne. Połączenie frustracji, konwenansów i jego osoby, kompletnie odlepionej od tego świata, nie było najlepsze.
I skoro o krwi była mowa, to w żyłach Polly zdawało się jej niewiele krążyć, bo była bladziutka, gdyby faktycznie organizm poddał się myślom umysłu o przejmującym zimnie. Sugestia była potężną siłą.
-Rozmawiałaś ze światełkami o sensie życia?-podsumował, unosząc brwi do góry.
Był bardziej zmęczony czy rozdrażniony? Nie, rzadko kiedy bywał zirytowany. Zawiedziony? Nie, tego się spodziewał mniej-więcej. Co było nieco smutne. Jego życie prezentowało się raczej szaro. Może dlatego tak rzadko wychylał się ze swojej pracowni? A może jego wieczny pesymizm kazał mu patrzeć na to wszystko przez taki pryzmat? Czy nie powinien się cieszyć, że Polly zamiast ćpa... Eee, że nie robi gorszych rzeczy?
Przetarł dłonią twarz, słysząc zapewnienie o tym, że powinien polubić następnego ministra. Wspaniale. Powinien nazwać jej słowa bełkotem, ale nie czuł złości.
-Lekarzem?-zdziwił się.-Takim mugolskim? Czy... magomedykiem?-popatrzył na nią uważnie, nie mając pojęcia, jak z nim znów igra. Wiedział, że coś się kryło za jej słowami, nie będąc zdolnym do zgadnięcia czy żart czy niedopowiedzenie.-Polly.-upomniał ją, jakby chciał zmusić, by rozwinęła myśl.
Znał Linette. Prawie poczuł ulgę, słysząc jej nazwisko. Potem jednak to uczucie zostało zdmuchnięte równie szybko jak przyszło. Blondynka była już dorosła, a jednak... a jednak była zaledwie panienką, do tego ciągle niezamężną, i, do cholery jasnej, co ona sobie wyobrażała!
Chwilę zajęło mu przetrawienie tych wszystkich informacji.
-Czyś ty zwariowała?! Polly...!-uniósł głos, by potem w bezsilnym geście zrobić pauzę i westchnąć.-Co zażywałaś tym razem, co?-zrobił się ostrzejszy i bardziej konkretny. Ściągnął brwi.-Nie możesz się tak prowadzać! Narażasz się! Na plotki, na niebezpieczeństwo, na samotność!
Takie przemowy były dla niego trudne. Połączenie frustracji, konwenansów i jego osoby, kompletnie odlepionej od tego świata, nie było najlepsze.
Gość
Gość
Uśmiecham się, a w policzku robi mi się dołek. Gdyby Billy miał ochotę, nie miałabym nic przeciwko, by robił eksperymenty na mnie. Ja sama i tak już często narażałam swój organizm.
- No magomedykiem. Chodzę na kursy, przecież - kiwam głową, żeby przypomniał sobie, rozumiem, że ma dużo na głowie, ale czemu nie kojarzy faktów - Wiem, że ostatnio się obijałam, ale już ci mówiłam, że to się zmieni! Po prostu to nie był za dobry czas, sam wiesz
Przez chwilę jestem cicho, by wysłuchać wszystkich mocnych słów, które kształtują się w głowie mego brata, a wychodzą przez usta, których kształt jest do moich zbliżony. Mrugam, a rzęsy ciemne wachlują by rozładować sytuację. - Mam ci wypisać na karteczce? - nawet mnie to rozbawiło! Ale wychylam się i sięgam po pióro i notatnik, żeby napisać mu co brałam o której. I nie będę kłamać, na prawdę wzięłam to w tej kolejności.
- Jaką samotność? Przecież mam Ciebie! - patrzę w jego oczy, są niebieskie. Ja mam piwne oczy i zawsze zastanawiałam się, co to znaczy? Może nie jesteśmy wcale rodzeństwem? A czy on wie, jak bardzo bym tego chciała? Niespokrewnieni, moglibyśmy być dla siebie jeszcze bardziej niż teraz. Nie zapędzając się, bo nie jestem z rodu Averych: nie widziałam powodów dla których ktoś miałby wziąć mnie bardziej za jego siostrę, niż córkę. Traktował mnie tak dobrze, był całą moją opieką. I patrząc dziś w jego oczy zastanawiałam się co ma na myśli. Przecież chronił mnie przed mężczyznami, mówił mi o nich same złe rzeczy, już wiem czego chcą młodzieńcy i dlaczego nie wypada się z nimi urywać w czasie przyjęcia na spacer do ogrodu. Raz się z jednym urwałam, to po tym jak muzykę zagłuszyły mi przyśpieszone oddechy sapiące z krzaczorów (gdzie się nie ruszyłam kolejne kopulujące pary szlacheckie!), podziękowałam szybko za spacer i poszłam sobie zapalić trawki na uspokojenie trochę. Później dostałam wpierdolo od Billego za palenie, bo miałam wtedy o trzy lata mniej niż dziś i twierdził, że nie przystoi, a ja uśmiechałam się do niego czule. Bo on nie wiedział, że ja paliłam, a mogłam brać przykład z tych cholernych arystokratów. Może wolałby to drugie? Tylko co by powiedział na dzieci mają dzieci? Szanowałam go, dlatego byłam na prawdę grzeczna. Wydymałam wargę i spoglądam na niego smutnymi wielkimi piwnymi oczyma. - Nie jestem głupia Billy. Ale nie będziesz mi mówił, że mam zachowywać się jak państwo szlachcice nakazali, ja już nie chcę być taka jak oni mi każą. Oni mnie nie chcą nawet jak będę zachowywała się jak należy - mówię z głębi mego serduszka, mając wielką nadzieję, że Billy nie podepcze mojego wyznania. Wiem, że mam rację, bo żyję na tym świecie już osiemnaście lat, a pięć lat temu przestałam być wierną religii arystokratycznej. Widziałam niesmak w oczach mej babki, widziałam pieniądze do których nie mam prawa. Po cóż miałabym wyznawać ich zasady, skoro i tak nic z tego bym nie miała?
- No magomedykiem. Chodzę na kursy, przecież - kiwam głową, żeby przypomniał sobie, rozumiem, że ma dużo na głowie, ale czemu nie kojarzy faktów - Wiem, że ostatnio się obijałam, ale już ci mówiłam, że to się zmieni! Po prostu to nie był za dobry czas, sam wiesz
Przez chwilę jestem cicho, by wysłuchać wszystkich mocnych słów, które kształtują się w głowie mego brata, a wychodzą przez usta, których kształt jest do moich zbliżony. Mrugam, a rzęsy ciemne wachlują by rozładować sytuację. - Mam ci wypisać na karteczce? - nawet mnie to rozbawiło! Ale wychylam się i sięgam po pióro i notatnik, żeby napisać mu co brałam o której. I nie będę kłamać, na prawdę wzięłam to w tej kolejności.
- Jaką samotność? Przecież mam Ciebie! - patrzę w jego oczy, są niebieskie. Ja mam piwne oczy i zawsze zastanawiałam się, co to znaczy? Może nie jesteśmy wcale rodzeństwem? A czy on wie, jak bardzo bym tego chciała? Niespokrewnieni, moglibyśmy być dla siebie jeszcze bardziej niż teraz. Nie zapędzając się, bo nie jestem z rodu Averych: nie widziałam powodów dla których ktoś miałby wziąć mnie bardziej za jego siostrę, niż córkę. Traktował mnie tak dobrze, był całą moją opieką. I patrząc dziś w jego oczy zastanawiałam się co ma na myśli. Przecież chronił mnie przed mężczyznami, mówił mi o nich same złe rzeczy, już wiem czego chcą młodzieńcy i dlaczego nie wypada się z nimi urywać w czasie przyjęcia na spacer do ogrodu. Raz się z jednym urwałam, to po tym jak muzykę zagłuszyły mi przyśpieszone oddechy sapiące z krzaczorów (gdzie się nie ruszyłam kolejne kopulujące pary szlacheckie!), podziękowałam szybko za spacer i poszłam sobie zapalić trawki na uspokojenie trochę. Później dostałam wpierdolo od Billego za palenie, bo miałam wtedy o trzy lata mniej niż dziś i twierdził, że nie przystoi, a ja uśmiechałam się do niego czule. Bo on nie wiedział, że ja paliłam, a mogłam brać przykład z tych cholernych arystokratów. Może wolałby to drugie? Tylko co by powiedział na dzieci mają dzieci? Szanowałam go, dlatego byłam na prawdę grzeczna. Wydymałam wargę i spoglądam na niego smutnymi wielkimi piwnymi oczyma. - Nie jestem głupia Billy. Ale nie będziesz mi mówił, że mam zachowywać się jak państwo szlachcice nakazali, ja już nie chcę być taka jak oni mi każą. Oni mnie nie chcą nawet jak będę zachowywała się jak należy - mówię z głębi mego serduszka, mając wielką nadzieję, że Billy nie podepcze mojego wyznania. Wiem, że mam rację, bo żyję na tym świecie już osiemnaście lat, a pięć lat temu przestałam być wierną religii arystokratycznej. Widziałam niesmak w oczach mej babki, widziałam pieniądze do których nie mam prawa. Po cóż miałabym wyznawać ich zasady, skoro i tak nic z tego bym nie miała?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Co prawda do tego eksperymentu potrzebowałby obserwować z bliska osobę, która jest wystawiona na pośrednie działanie eliksiru. Ciekaw był czy zachowywałby się on jak Zaklęcie Pasożyta - byłby słabszy lub silniejszy? Czy w ogóle byłby skuteczny? Jakie miałby skutki uboczne? Jakie efekty wywierałby na żywicielu? Ale... nie, jego siostra nie mogła być królikiem doświadczalnym. Nie mógł na nią tak patrzeć, ani wtedy, gdy działała mu na nerwy (mimo wszystko), ani wtedy, gdy w jej policzkach pojawiały się te urocze dołeczki, kiedy się uśmiechała.
Chwilę zajęło mu by skojarzyć po co jego siostra wychodzi wcześnie rano z domu. Często nie poświęcał czasu na to, by analizować pewne rzeczy. Nie, gdy był zajęty pracą. I nierzadko było tak, że dużo spraw mu umykało. Był nawet przekonany, że Polly coś pobąkiwała o jakimś kursie. I chyba nawet raz mieli dyskusję na temat tego, że powinna się do tego przyłożyć. Dlaczego więc tak łatwo zapominał o takich rozmowach? Wydawały mu się nieważne w świetle odkryć i tajemnic, które próbował zgłębić wszystkimi zmysłami?
-Tak.-przyznał jej, trochę speszony lub nieobecny, nie patrząc na nią. Próbował sobie przypomnieć wszystko na ten temat, by już nie popełnić podobnej gafy. Kiedy się tak zatracił, że stracił kontakt z tym, co się wokół niego działo? Czy nie stawał się powoli duchem?
Przeczesał w nerwowym geście włosy.
-Dobrze, powinnaś się za to wziąć na poważnie. To dobra praca, Polly.-wysłał jej cień uśmiechu, jakby licząc na to, że słowa wsparcia wystarczą.
Zirytował się, gdy tak lekko podeszła do sprawy narkotyków. Nie powinna. Mimo wszystko przyjął kartkę, miętoląc ją ze złością w palcach. Wpatrywał się w pergamin długo, jakby licząc, że uczucie mu przejdzie.
-Musisz przestać.-powiedział cicho, jednak po chwili powtórzyć ze zdecydowaniem, twardo.-Nie mam zamiaru patrzeć, jak się zapadasz pod ich wpływem, kruszejesz, jak bez nich tracisz wigor i chęć do czegokolwiek. Nie chcę na to patrzeć, rozumiesz?!
Bo czy byłby gorszy widok na świecie? Jak to drobne ciało łaknie kolejnej dawki, która miałaby mu dać iskierkę energii, by przedłużyć jeszcze o chwilę dryg. Jak wolno się zapada, bo to, co wydaje się niezbędne, jednocześnie zabija. I tak, w końcu, brak lub kolejny przypływ sprawiałby, że światełko by gasło, aż w końcu zostałoby kompletnie zdmuchnięte. Bo czy człowiek ciągle był sobą, gdy był uzależniony? Gdy napędzał się zaledwie jedną rzeczą, a w końcu jego myśli nie potrafiły krążyć wokół niczego innego? Czym różnił się od myszy w kołowrotku?
Westchnął na jej kolejne słowa.
-I będziesz mieć.-powiedział, kładąc jej dłoń na kolanie, nie zdolny do postawienia warunku w tym momencie. Miękki. Ale czy miała kogokolwiek innego od kogo mogłaby liczyć na bezwarunkowość? Nie. Musiał być dla niej stabilnym elementem.
Patrzył na nią długo, kiedy podzieliła się z nim swoją obserwacją. Miała rację, oczywiście. Sam też nauczył się wcześnie tej okrutnej prawdy. Ale też dosyć szybko się z nią pogodził, nie uważając tego na kwintesencjalne dla siebie samego. Machał na to ręką. Ale Polly zawsze była od niego wrażliwsza, mimo że życie wcale nie było dla niej lekkie i musiała odnaleźć w sobie tą siłę. Długo milczał, po prostu się w nią wpatrując, jakby warzył słowa.
-Więc po prostu zachowuj się tak, bym nie musiał się martwić.-powiedział w końcu, bo może to do niej trafi. I nie można powiedzieć, by nie mówił szczerze. Czy istniało coś na świecie o co mógłby bardziej dbać niż o nią?
Chwilę zajęło mu by skojarzyć po co jego siostra wychodzi wcześnie rano z domu. Często nie poświęcał czasu na to, by analizować pewne rzeczy. Nie, gdy był zajęty pracą. I nierzadko było tak, że dużo spraw mu umykało. Był nawet przekonany, że Polly coś pobąkiwała o jakimś kursie. I chyba nawet raz mieli dyskusję na temat tego, że powinna się do tego przyłożyć. Dlaczego więc tak łatwo zapominał o takich rozmowach? Wydawały mu się nieważne w świetle odkryć i tajemnic, które próbował zgłębić wszystkimi zmysłami?
-Tak.-przyznał jej, trochę speszony lub nieobecny, nie patrząc na nią. Próbował sobie przypomnieć wszystko na ten temat, by już nie popełnić podobnej gafy. Kiedy się tak zatracił, że stracił kontakt z tym, co się wokół niego działo? Czy nie stawał się powoli duchem?
Przeczesał w nerwowym geście włosy.
-Dobrze, powinnaś się za to wziąć na poważnie. To dobra praca, Polly.-wysłał jej cień uśmiechu, jakby licząc na to, że słowa wsparcia wystarczą.
Zirytował się, gdy tak lekko podeszła do sprawy narkotyków. Nie powinna. Mimo wszystko przyjął kartkę, miętoląc ją ze złością w palcach. Wpatrywał się w pergamin długo, jakby licząc, że uczucie mu przejdzie.
-Musisz przestać.-powiedział cicho, jednak po chwili powtórzyć ze zdecydowaniem, twardo.-Nie mam zamiaru patrzeć, jak się zapadasz pod ich wpływem, kruszejesz, jak bez nich tracisz wigor i chęć do czegokolwiek. Nie chcę na to patrzeć, rozumiesz?!
Bo czy byłby gorszy widok na świecie? Jak to drobne ciało łaknie kolejnej dawki, która miałaby mu dać iskierkę energii, by przedłużyć jeszcze o chwilę dryg. Jak wolno się zapada, bo to, co wydaje się niezbędne, jednocześnie zabija. I tak, w końcu, brak lub kolejny przypływ sprawiałby, że światełko by gasło, aż w końcu zostałoby kompletnie zdmuchnięte. Bo czy człowiek ciągle był sobą, gdy był uzależniony? Gdy napędzał się zaledwie jedną rzeczą, a w końcu jego myśli nie potrafiły krążyć wokół niczego innego? Czym różnił się od myszy w kołowrotku?
Westchnął na jej kolejne słowa.
-I będziesz mieć.-powiedział, kładąc jej dłoń na kolanie, nie zdolny do postawienia warunku w tym momencie. Miękki. Ale czy miała kogokolwiek innego od kogo mogłaby liczyć na bezwarunkowość? Nie. Musiał być dla niej stabilnym elementem.
Patrzył na nią długo, kiedy podzieliła się z nim swoją obserwacją. Miała rację, oczywiście. Sam też nauczył się wcześnie tej okrutnej prawdy. Ale też dosyć szybko się z nią pogodził, nie uważając tego na kwintesencjalne dla siebie samego. Machał na to ręką. Ale Polly zawsze była od niego wrażliwsza, mimo że życie wcale nie było dla niej lekkie i musiała odnaleźć w sobie tą siłę. Długo milczał, po prostu się w nią wpatrując, jakby warzył słowa.
-Więc po prostu zachowuj się tak, bym nie musiał się martwić.-powiedział w końcu, bo może to do niej trafi. I nie można powiedzieć, by nie mówił szczerze. Czy istniało coś na świecie o co mógłby bardziej dbać niż o nią?
Gość
Gość
Oj, niech się nie wzbrania! Ja bym mu mogła nawet być do śmierci kompanem.
- Wiem, kiedyś będę najprawdziwszą uzdrowicielką. Taką uśmiechniętą jak pani Vanity, ale wolałabym się zajmować starymi ludźmi. Nie mówiłam ci, prawda? No bo wczoraj sobie tak pomyślałam, bo wiesz: jak coś pokręcę, to staremu człowiekowi już niewiele zaszkodzę, ale jakbym miała jakiemuś młodemu zniszczyć życie spaprać? To niewybaczalne, a ja nie chcę nikomu nic spaprać - uświadamiam go z przerażonym spojrzeniem, bo trafiliśmy na poważne wody. Teraz albo nigdy, jak się mówi. Muszę mu powiedzieć, bo inaczej mnie to zeżre od środka. - No bo.. ostatnio był taki przypadek. Chłopakowi nogę odgryzł testral chyba czy ten drugi... No i wiesz, tak strasznie mu było źle, to mu dałam taką tabletkę i..- przygryzam usteczka, nie chcę mu mówić, ale muszę mówić, bo to mój brat i ojciec, on ze mnie wyciąga prawdę, nawet najstraszliwszą - nie poprawiło mu się, a nawet musieli go cucić specjalnymi zaklęciami
To miało miejsce tydzień temu, miałam wtedy pół godziny do zajęć, bo przespałam pierwsze i mogłam iść dopiero na kolejne. Na pewno pamiętasz, mój miły bracie, jak przez dwa kolejne dni przypalałam nam obiad. Pytałeś mnie, czy się zakochałam, że zachowuję się jak wariatka. Ale to nie kwestia miłości, jak sam już wiesz, to kwestia głupoty. Do dziś staje mi przed oczami twarz chłopca, która niebieska staje się pod wpływem moim. Mogłam go zabić, cudem uniknęłam wydalenia z kursu. Właściwie, to powinnam mu podziekować, bo to on nie puścił farby.
Dlatego słowa twe, mój kochany bracie, teraz trafiają do mnie dwa razy mocniej. Każesz mi przestać a mi do oczu wpływają łzy. - Ale Billy.. - mam przygotowane osiem argumentów, ale ty przebijasz je wszystkie - Billy, przecież nie jestem uzależniona, nie mów tak - zapadam się trochę w sobie, bo wiem, że jeżeli zabroni mi się bawić w przyszłym tygodniu, to przegapię aż dwa ważne koncerty. Milknę, a twe słowa dzwonią mi jeszcze w głowie. Ja też nie chcę, żebyś patrzył jak się staczam, przecież kocham cię najmocniej! Mówię cicho, ale na pewno to słyszysz: - Ja chcę się tylko bawić
Pocieszaj mnie, przytulaj i zapewniaj, że będziesz zawsze dla mnie miał czas. O, tak jak teraz, co poprawia mi humor na tyle, żeby pokiwać głową energicznie. Mój argument numer 3 może wejść w życie, więc ożywiona wyskakuję: - Nie musisz się martwić, to sama natura! Nigdy nie biorę czegoś, co jest jakieś podrasowane magicznie, kupuje od mugoli!
- Wiem, kiedyś będę najprawdziwszą uzdrowicielką. Taką uśmiechniętą jak pani Vanity, ale wolałabym się zajmować starymi ludźmi. Nie mówiłam ci, prawda? No bo wczoraj sobie tak pomyślałam, bo wiesz: jak coś pokręcę, to staremu człowiekowi już niewiele zaszkodzę, ale jakbym miała jakiemuś młodemu zniszczyć życie spaprać? To niewybaczalne, a ja nie chcę nikomu nic spaprać - uświadamiam go z przerażonym spojrzeniem, bo trafiliśmy na poważne wody. Teraz albo nigdy, jak się mówi. Muszę mu powiedzieć, bo inaczej mnie to zeżre od środka. - No bo.. ostatnio był taki przypadek. Chłopakowi nogę odgryzł testral chyba czy ten drugi... No i wiesz, tak strasznie mu było źle, to mu dałam taką tabletkę i..- przygryzam usteczka, nie chcę mu mówić, ale muszę mówić, bo to mój brat i ojciec, on ze mnie wyciąga prawdę, nawet najstraszliwszą - nie poprawiło mu się, a nawet musieli go cucić specjalnymi zaklęciami
To miało miejsce tydzień temu, miałam wtedy pół godziny do zajęć, bo przespałam pierwsze i mogłam iść dopiero na kolejne. Na pewno pamiętasz, mój miły bracie, jak przez dwa kolejne dni przypalałam nam obiad. Pytałeś mnie, czy się zakochałam, że zachowuję się jak wariatka. Ale to nie kwestia miłości, jak sam już wiesz, to kwestia głupoty. Do dziś staje mi przed oczami twarz chłopca, która niebieska staje się pod wpływem moim. Mogłam go zabić, cudem uniknęłam wydalenia z kursu. Właściwie, to powinnam mu podziekować, bo to on nie puścił farby.
Dlatego słowa twe, mój kochany bracie, teraz trafiają do mnie dwa razy mocniej. Każesz mi przestać a mi do oczu wpływają łzy. - Ale Billy.. - mam przygotowane osiem argumentów, ale ty przebijasz je wszystkie - Billy, przecież nie jestem uzależniona, nie mów tak - zapadam się trochę w sobie, bo wiem, że jeżeli zabroni mi się bawić w przyszłym tygodniu, to przegapię aż dwa ważne koncerty. Milknę, a twe słowa dzwonią mi jeszcze w głowie. Ja też nie chcę, żebyś patrzył jak się staczam, przecież kocham cię najmocniej! Mówię cicho, ale na pewno to słyszysz: - Ja chcę się tylko bawić
Pocieszaj mnie, przytulaj i zapewniaj, że będziesz zawsze dla mnie miał czas. O, tak jak teraz, co poprawia mi humor na tyle, żeby pokiwać głową energicznie. Mój argument numer 3 może wejść w życie, więc ożywiona wyskakuję: - Nie musisz się martwić, to sama natura! Nigdy nie biorę czegoś, co jest jakieś podrasowane magicznie, kupuje od mugoli!
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Czasami nadążyć za myślami i nastrojami dziewczyny było ciężko. Potrafiła z sekundy na sekundy zmienić nastrój z wesołego na smutny, z podekscytowanego na zdołowany, ze złości w uległość. Dla kogoś takiego jak William, kto uwielbiał swoje rutyny, a jednocześnie był dosyć nieharmonijny pod szeroko rozumianym sensem życiowym, było to ciężkie. Z czasem nauczył się po prostu przeskakiwać z jednego toru na drugi, próbując szukać jakiegoś sensu w tych schematach. Polly dawała mu niezłe przeszkolenie jak rozmawiać z kobietami. Ale chyba mimo wszystko nie był w tym najlepszy.
Więc gdy z rozmowy o światełkach przeszli na pogadankę o przyszłości.
-Starymi ludźmi?-powtórzył, mimo wszystko zdziwiony.-Wiesz, to chyba dosyć depresjonu...-zaczął, ale uciął, gdy podjęła temat błędów lekarskich. Ściągnął lekko brwi. Przeczuwał, że coś stoi pod takim przemyśleniem. Blondynka rzadko kiedy dzieliła się za takimi myślami jeśli nie stała za nimi jakaś anegdotka.
-...Polly.-powiedział tylko, wzdychając.-Jaką tabletkę mu dałaś? O czym ty myślałaś?-spróbował być spokojny. Nie miał pojęcia czy jej przełożeni wypytywali ją w podobny sposób, ale... cholera, jeszcze tego brakowało, by narobiła sobie kłopotów przez lekkomyślność!
Odpowiedzialność i zaangażowanie sprawiało, że nie dało się zdystansować. Dlatego opieka nad siostrą codziennie gwarantowała mu emocjonalny rollercoster. Naprawdę miał problem by się przy niej odnaleźć. Gdy chodziła do Hogwartu, jej nastoletnie, emocjonalne dramy przeżywał wyłącznie podczas wakacji. Jako kilkulatka była słodkim dzieckiem. A teraz? A teraz miał pod dachem dorosłą już kobietę. Był zagubiony. Bo byli tak kompletnie różni i nie potrafił czasem jej zrozumieć. Ale jednocześnie nie mógł jej odepchnąć i udać, że go nie obchodzi. Uczucia. Uczucia tak bardzo wszystko komplikowały. Bo mimo tego, że doskonale wiedział, co podpowiadały ramy moralności, to jednak wolał mieć je w nosie, byleby jej tylko było dobrze.
Ale przy narkotykach sprawa miała się inaczej. Co z tego, że chwilowo poczuje radość podczas odurzenia, podczas gdy potem efekty tej chwilowej ekstazy będą ciągnąć ją w dół? Musiał więc teraz być nieco okrutny i nie dać się wzruszyć jej łzom.
-Więc przestań.-oznajmił twardo, gdy stwierdziła, że nie jest uzależniona.-Udowodnij.-podniósł podbródek, jakby mając nadzieję, że patrzenie na nią z góry pozwoli mu się zdystansować.
Dlaczego jego chłodny rozsądek kompletnie nie mógł zostać zaaplikowany w stosunku do jej osoby?
-Tylko w ten sposób potrafisz się bawić?-padło pytanie, w którym brzmiała lekka gorycz.
Nie odjął dłoni z jej kolana, nie potrafiąc zamienić się w bezduszną skałę lodu. Mógł bez problemu bezcześcić ciała zmarłych, badać ich organy pod każdym względem, mógł obdzierać mugolki z godności, obnażać ich prymitywną naturę, ale nie potrafił zdobyć się na okrutność w tym momencie.
Zacisnął usta.
-Myślisz, że twoje ciało nie niszczeje pod ich wpływem tak, jak ciało mugoli?-zapytał gniewnie, odwracając wzrok. Nie chciał patrzeć, jak pod jego spojrzeniem kruszeje i płacze. Albo jak z nienawiścią na niego patrzy i wykrzykuje, jak to jej nie rozumie.
Więc gdy z rozmowy o światełkach przeszli na pogadankę o przyszłości.
-Starymi ludźmi?-powtórzył, mimo wszystko zdziwiony.-Wiesz, to chyba dosyć depresjonu...-zaczął, ale uciął, gdy podjęła temat błędów lekarskich. Ściągnął lekko brwi. Przeczuwał, że coś stoi pod takim przemyśleniem. Blondynka rzadko kiedy dzieliła się za takimi myślami jeśli nie stała za nimi jakaś anegdotka.
-...Polly.-powiedział tylko, wzdychając.-Jaką tabletkę mu dałaś? O czym ty myślałaś?-spróbował być spokojny. Nie miał pojęcia czy jej przełożeni wypytywali ją w podobny sposób, ale... cholera, jeszcze tego brakowało, by narobiła sobie kłopotów przez lekkomyślność!
Odpowiedzialność i zaangażowanie sprawiało, że nie dało się zdystansować. Dlatego opieka nad siostrą codziennie gwarantowała mu emocjonalny rollercoster. Naprawdę miał problem by się przy niej odnaleźć. Gdy chodziła do Hogwartu, jej nastoletnie, emocjonalne dramy przeżywał wyłącznie podczas wakacji. Jako kilkulatka była słodkim dzieckiem. A teraz? A teraz miał pod dachem dorosłą już kobietę. Był zagubiony. Bo byli tak kompletnie różni i nie potrafił czasem jej zrozumieć. Ale jednocześnie nie mógł jej odepchnąć i udać, że go nie obchodzi. Uczucia. Uczucia tak bardzo wszystko komplikowały. Bo mimo tego, że doskonale wiedział, co podpowiadały ramy moralności, to jednak wolał mieć je w nosie, byleby jej tylko było dobrze.
Ale przy narkotykach sprawa miała się inaczej. Co z tego, że chwilowo poczuje radość podczas odurzenia, podczas gdy potem efekty tej chwilowej ekstazy będą ciągnąć ją w dół? Musiał więc teraz być nieco okrutny i nie dać się wzruszyć jej łzom.
-Więc przestań.-oznajmił twardo, gdy stwierdziła, że nie jest uzależniona.-Udowodnij.-podniósł podbródek, jakby mając nadzieję, że patrzenie na nią z góry pozwoli mu się zdystansować.
Dlaczego jego chłodny rozsądek kompletnie nie mógł zostać zaaplikowany w stosunku do jej osoby?
-Tylko w ten sposób potrafisz się bawić?-padło pytanie, w którym brzmiała lekka gorycz.
Nie odjął dłoni z jej kolana, nie potrafiąc zamienić się w bezduszną skałę lodu. Mógł bez problemu bezcześcić ciała zmarłych, badać ich organy pod każdym względem, mógł obdzierać mugolki z godności, obnażać ich prymitywną naturę, ale nie potrafił zdobyć się na okrutność w tym momencie.
Zacisnął usta.
-Myślisz, że twoje ciało nie niszczeje pod ich wpływem tak, jak ciało mugoli?-zapytał gniewnie, odwracając wzrok. Nie chciał patrzeć, jak pod jego spojrzeniem kruszeje i płacze. Albo jak z nienawiścią na niego patrzy i wykrzykuje, jak to jej nie rozumie.
Gość
Gość
- No myślałam, że mu się polepszy! - przykładam dłoń do serca, niech spojrzy, że nie kłamię, mogłabym przysiąc na mamę! - Ja wiem, że ty tak nie uważasz, ale na prawdę nie miałam żadnych złych zamiarów - posmutniałam i siedzę i słucham jak mnie Billy strofuje. Że koniec, że głupia, że tak nie wolno, że umrę i że zaraz. Kochałam go najbardziej na świecie, ale czasami denerwowało mnie, że nie umiem mu kłamać. Powiedziałabym: kochany braciszku, ja nic nie biorę przecież, zostawiłby mnie. A ja wierzę wciąż, że on zaakceptuje to, że się wkręciłam w nową modę i chcę się uczyć ćpać i odkrywać kolejne poziomy abstrakcji.
Czerwienię sie, kiedy pyta, czy nie umiem bawić się inaczej. A czy on nie widzi, że różnimy się diametralnie? On najchętniej nie bawiłby się wcale. Najchętniej całe życie spędziłby w tej swojej klitce zwanej gabinetem i robi tak, nawet czasami zapomniałby zjeść, gdybym nie wciskała mu tostów przez szparę w drzwiach. - Może nie umiem! Skąd wiesz, przecież ty wcale nigdzie nie wychodzisz, nie chcesz się nigdy rozerwać, nawet na koncerty nie chcesz chodzić ze mną! - staram się bronić i skrzyżowałam nawet ręce na piersi i mam obrażoną minę. Nawet zdobyłam się na burknięcie: - Moje ciało, moja sprawa.
Takiego argumentu chyba jeszcze nie słyszał Billi? No pewnie dlatego, że nie rozmawiali zwykle o takich rzeczach, zresztą to też byłoby niezręczne, jakby Billi miał mi tłumaczyć zasady funkcjonowania kobiecego ciała. Ja się wszystkiego już dowiedziałam w Beauxbutnons! Moje koleżanki opowiedziały mi o w s z y s t k i m!
Czerwienię sie, kiedy pyta, czy nie umiem bawić się inaczej. A czy on nie widzi, że różnimy się diametralnie? On najchętniej nie bawiłby się wcale. Najchętniej całe życie spędziłby w tej swojej klitce zwanej gabinetem i robi tak, nawet czasami zapomniałby zjeść, gdybym nie wciskała mu tostów przez szparę w drzwiach. - Może nie umiem! Skąd wiesz, przecież ty wcale nigdzie nie wychodzisz, nie chcesz się nigdy rozerwać, nawet na koncerty nie chcesz chodzić ze mną! - staram się bronić i skrzyżowałam nawet ręce na piersi i mam obrażoną minę. Nawet zdobyłam się na burknięcie: - Moje ciało, moja sprawa.
Takiego argumentu chyba jeszcze nie słyszał Billi? No pewnie dlatego, że nie rozmawiali zwykle o takich rzeczach, zresztą to też byłoby niezręczne, jakby Billi miał mi tłumaczyć zasady funkcjonowania kobiecego ciała. Ja się wszystkiego już dowiedziałam w Beauxbutnons! Moje koleżanki opowiedziały mi o w s z y s t k i m!
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
William wiedział, że jego siostra nie była głupia. Lekkomyślna i owszem. Nierozważna - również. Ale nie była osobą nieinteligentną. Oczywiście pod względem genetycznym byłoby to możliwe, jednak zdecydowanie zrobiłoby to spory szwank na jego dumie. Nie. Jego siostra była inteligentna. W końcu ta jej nieprzeciętna bystrość się z czegoś brała, prawda? Po prostu tak bardzo żyła w innym świecie, że... cóż, podobne rzeczy się zdarzały. Potrafiła przypalić czajnik z wodą. Więc miała pewną zdolność, która polegała na oderwaniu się od rzeczywistości mimo pozornego reagowania na bodźce.
-Wiem, że nie miałaś złych zamiarów. Ale... czasem, mimo dobrych chęci, nie zawsze wychodzi tak, jak chcemy, tak? A to dlatego... że czasem lepiej poczekać na czyjeś instrukcje. Jak na przykład w momencie, gdy pogryzł kogoś testral, a my chcemy, by mu się polepszyło... to lepiej nie dawać mu przypadkowych pigułek i poczekać na polecenie kogoś, kto się na tym zna. Brzmi to sensownie, Polly?-nie miał talentu do twórczego myślenia w przeciwieństwie do jego siostry. Dlatego tak okrutnie prozaicznie odniósł się do tego konkretnego przypadku.
Nie, starszy Havisham nie potrafił źle myśleć o siostrze. Właściwie cokolwiek by nie zrobiła zawsze w jego oczach byłaby biała. Nie mieli jednak tego komfortu, by wywodzili się z tak potężnego rodu, którego sam dźwięk nazwiska budziłby w ludziach respekt i trwogę. Nie, oni musieli o wszystko walczyć. A także o społeczną pozycję i szacunek. Nie chciał, by jego siostra została zesłana na same niziny piramidy socjalnej. Czy jego troska objawiała się w zły sposób? Być może. Być może blondynka wcale nie potrzebowała jej.
Cóż, może to ta bezwarunkowość sprawiała, że młoda panna Havisham nie próbowała go okłamywać. Billy nie miał za grosz konsekwencji, bo jego umysł stale był zajęty czymś innym i nie pamiętał o tym, że dziewczyna miała mieć szlaban na tydzień. Czasem zapominał nawet tego samego dnia i potem przypominał sobie wieczorem, gdy jego siostra była już dawno w połowie swojego szalonego spotkania. Pluł sobie często w brodę. Ale nie potrafił się zorganizować. Nie miał rytmu. Nie było w jego życiu harmonii. A przynajmniej nie na stałe.
Może fakt, że bez problemu dostrzegłby, jak jej wzrok kieruje się lekko w lewą stronę i górę, jak próbowałaby skłamać, też ją zniechęcała. Albo to, że znał ją zbyt dobrze. Przyglądał jej się uważnie od najmłodszych lat. Czy była na tyle dobrą aktorką, by go oszukać?
Słuchał jej ataku bez mrugnięcia okiem. Siedział i po prostu na nią patrzył, nie do końca wiedząc czy jest oniemiały, zły, zawiedziony, smutny czy obojętny. Uczucia były tak ciężkie do rozszyfrowania.
-Czyli jak z tobą gdzieś wyjdę to przestaniesz?-odezwał się po dłuższej chwili, analizując co mówiła i próbując znaleźć w tym logikę. No bo co on miał do jej sposobów rozrywki? Wiedziała przecież, że nie miał czasu na takie rzeczy. Że nie lubi wciskać się w ciasny gorset konwenansów, który obowiązywał go w towarzystwie.
Zacisnął szczękę.
-Nie, dopóki jesteś panienką... i potem jak będziesz mężatką...-zatrzymał się i zmarszczył brwi.-... to też nie... Polly! Zastanów się co ty w ogóle wygadujesz!
Poważnie miała zamiar prowokować jakiś uszczerbek na zdrowiu dla własnej zachcianki?! I... chyba nie chciała prowokować feministycznej dyskusji?
-Wiem, że nie miałaś złych zamiarów. Ale... czasem, mimo dobrych chęci, nie zawsze wychodzi tak, jak chcemy, tak? A to dlatego... że czasem lepiej poczekać na czyjeś instrukcje. Jak na przykład w momencie, gdy pogryzł kogoś testral, a my chcemy, by mu się polepszyło... to lepiej nie dawać mu przypadkowych pigułek i poczekać na polecenie kogoś, kto się na tym zna. Brzmi to sensownie, Polly?-nie miał talentu do twórczego myślenia w przeciwieństwie do jego siostry. Dlatego tak okrutnie prozaicznie odniósł się do tego konkretnego przypadku.
Nie, starszy Havisham nie potrafił źle myśleć o siostrze. Właściwie cokolwiek by nie zrobiła zawsze w jego oczach byłaby biała. Nie mieli jednak tego komfortu, by wywodzili się z tak potężnego rodu, którego sam dźwięk nazwiska budziłby w ludziach respekt i trwogę. Nie, oni musieli o wszystko walczyć. A także o społeczną pozycję i szacunek. Nie chciał, by jego siostra została zesłana na same niziny piramidy socjalnej. Czy jego troska objawiała się w zły sposób? Być może. Być może blondynka wcale nie potrzebowała jej.
Cóż, może to ta bezwarunkowość sprawiała, że młoda panna Havisham nie próbowała go okłamywać. Billy nie miał za grosz konsekwencji, bo jego umysł stale był zajęty czymś innym i nie pamiętał o tym, że dziewczyna miała mieć szlaban na tydzień. Czasem zapominał nawet tego samego dnia i potem przypominał sobie wieczorem, gdy jego siostra była już dawno w połowie swojego szalonego spotkania. Pluł sobie często w brodę. Ale nie potrafił się zorganizować. Nie miał rytmu. Nie było w jego życiu harmonii. A przynajmniej nie na stałe.
Może fakt, że bez problemu dostrzegłby, jak jej wzrok kieruje się lekko w lewą stronę i górę, jak próbowałaby skłamać, też ją zniechęcała. Albo to, że znał ją zbyt dobrze. Przyglądał jej się uważnie od najmłodszych lat. Czy była na tyle dobrą aktorką, by go oszukać?
Słuchał jej ataku bez mrugnięcia okiem. Siedział i po prostu na nią patrzył, nie do końca wiedząc czy jest oniemiały, zły, zawiedziony, smutny czy obojętny. Uczucia były tak ciężkie do rozszyfrowania.
-Czyli jak z tobą gdzieś wyjdę to przestaniesz?-odezwał się po dłuższej chwili, analizując co mówiła i próbując znaleźć w tym logikę. No bo co on miał do jej sposobów rozrywki? Wiedziała przecież, że nie miał czasu na takie rzeczy. Że nie lubi wciskać się w ciasny gorset konwenansów, który obowiązywał go w towarzystwie.
Zacisnął szczękę.
-Nie, dopóki jesteś panienką... i potem jak będziesz mężatką...-zatrzymał się i zmarszczył brwi.-... to też nie... Polly! Zastanów się co ty w ogóle wygadujesz!
Poważnie miała zamiar prowokować jakiś uszczerbek na zdrowiu dla własnej zachcianki?! I... chyba nie chciała prowokować feministycznej dyskusji?
Gość
Gość
pokój Poli
Szybka odpowiedź