pokój Poli
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pokój Poli
Bardzo małe pomieszczenie, urządzone jak dla piętnastolatki. Pola nie narzeka, bo też nie zaprasza do domu nikogo - wystrój pokoju jest jej obojętny, a może nawet z psychologicznego punktu widzenia to lepiej, że wygląd się nie zmienia. Przynajmniej jak się już nawdycha oparów, to ma zawsze rano pewność, że nie pomyliła dzielnic
Barry nie zrozumiał markotu Józka. Według niego szeptał jakieś czarnomagiczne przekleństwo i chwilę czekał na jego wybuch. On jednak nie nastąpił, chyba że pytanie Polki zneutralizowało jego skutki.
-Nic a nic.- pokręcił głową. Z resztą, nie chciał wiedzieć. Niech sobie mówi co chce, ale niech to nie będą żadne zaklęcia, które na przykład urwą im głowy. Nie wie jak Polka, ale on wolałby zachować głowę na swoim karku, niż oddać ją jako ozdoba na ścianie.
Już nie chciał dopominać, że to on przysłał do nich Skamandera, bo pewnie też dzięki jego spojrzeniu, można było ogarnąć do końca tę imprezę. Do dziś nie ogarnia, dlaczego akurat napisał sowę do Skamandera. czy to był jakiś impuls? Czy przez działanie narkotyków zapragnął znów widzieć tutaj jego postać? Teraz może tylko spekulować.
-Pani Vanity?
Zadał pytanie kierując chyba bardziej do Józka, niż do Polki. Fakt, Barry widział trochę osób, ale nie może skojarzyć z nazwiska osoby, o którym teraz rozmawiają. Ale prawdopodobnie nie zna tejże osoby. Tylko pytanie: czy to dobrze, czy źle?
-Bo cię lubię.
Zbył Polkę pytanie odpowiadając jak najkrócej, po czym spojrzał na Józka. Uśmiechnął się wesoło i na chwilę odstawił rosołek na podłogę.
- Ale masz upodobania Polka. - zaśmiał się z jej wyboru. Różowy sweterek... boże, jakie to dziewczęce jest. Barry chyba szybko wyparuje jeśli będzie miał okazję jak Polka już się przebierze.
-Józek, pamiętaj... r ó ż o w e
Dopowiedział, jakby chciał podkreślić, jakiego koloru powinien szukać. Trochę to było wredne, ale Józek nie traktował fajnie Barry'ego, gdy ten tutaj doprowadzał się do porządku.
-Nic a nic.- pokręcił głową. Z resztą, nie chciał wiedzieć. Niech sobie mówi co chce, ale niech to nie będą żadne zaklęcia, które na przykład urwą im głowy. Nie wie jak Polka, ale on wolałby zachować głowę na swoim karku, niż oddać ją jako ozdoba na ścianie.
Już nie chciał dopominać, że to on przysłał do nich Skamandera, bo pewnie też dzięki jego spojrzeniu, można było ogarnąć do końca tę imprezę. Do dziś nie ogarnia, dlaczego akurat napisał sowę do Skamandera. czy to był jakiś impuls? Czy przez działanie narkotyków zapragnął znów widzieć tutaj jego postać? Teraz może tylko spekulować.
-Pani Vanity?
Zadał pytanie kierując chyba bardziej do Józka, niż do Polki. Fakt, Barry widział trochę osób, ale nie może skojarzyć z nazwiska osoby, o którym teraz rozmawiają. Ale prawdopodobnie nie zna tejże osoby. Tylko pytanie: czy to dobrze, czy źle?
-Bo cię lubię.
Zbył Polkę pytanie odpowiadając jak najkrócej, po czym spojrzał na Józka. Uśmiechnął się wesoło i na chwilę odstawił rosołek na podłogę.
- Ale masz upodobania Polka. - zaśmiał się z jej wyboru. Różowy sweterek... boże, jakie to dziewczęce jest. Barry chyba szybko wyparuje jeśli będzie miał okazję jak Polka już się przebierze.
-Józek, pamiętaj... r ó ż o w e
Dopowiedział, jakby chciał podkreślić, jakiego koloru powinien szukać. Trochę to było wredne, ale Józek nie traktował fajnie Barry'ego, gdy ten tutaj doprowadzał się do porządku.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
ejej, co wy na to, żeby już się zbliżać do zakończenia
Dobrze, że się Barry nie przyznał, że przysłał na urodzinki brata Judki. Ja się go boję, bo on jest jakiś taki straszny w opowieściach Judki. Jak mój, tylko nie jest moim bratem.
- Pani Vanity jest piękna - wywracam oczami, żeby Barry i Joseph skojarzyli, czy widzieli p i ę k n ą panią na moich urodzinach, ale nie wyglądają na przekonanych. - Jak będę duża, to chce zostać panią Vanity - przyznaję się do swojego marzenia, chyba tym samym stwierdzam, że są moimi przyjaciółmi, skoro chcę im o tym powiedzieć.
Uśmiecham się w odpowiedzi, że mnie Barry lubi, jednak trochę mi nie odpowiedział na moje pytanko, ale no nie wiem, pewnie się wstydzi Josepha. Ja bym się nie wstydziła Josepha ani troszkę, w żadnej sytuacji. On wygląda na takiego, któremu można z przyjemnością zaufać. Kochany. Chociaż ja to nawet rudemu ufam.
- No a jakie mam nosić - walę Barego piąstką w ramię - To mój ulubiony sweterek - uświadamiam mu i smuteczkuję odrobinkę, że Bary się ze mnie nabija, czemu mi to robi tak właściwie? Przecież się powinien mną przejmować i ogólnie to zupka się skończyła.
- Barry, spałeś tu całe trzy dni? Chcesz zostać na dłużej? O - teraz spoglądam na Józka - To chyba ty się miałeś do mnie wprowadzić, no nie? Znalazłeś już sobie miejsce do spanka?
Dobrze, że się Barry nie przyznał, że przysłał na urodzinki brata Judki. Ja się go boję, bo on jest jakiś taki straszny w opowieściach Judki. Jak mój, tylko nie jest moim bratem.
- Pani Vanity jest piękna - wywracam oczami, żeby Barry i Joseph skojarzyli, czy widzieli p i ę k n ą panią na moich urodzinach, ale nie wyglądają na przekonanych. - Jak będę duża, to chce zostać panią Vanity - przyznaję się do swojego marzenia, chyba tym samym stwierdzam, że są moimi przyjaciółmi, skoro chcę im o tym powiedzieć.
Uśmiecham się w odpowiedzi, że mnie Barry lubi, jednak trochę mi nie odpowiedział na moje pytanko, ale no nie wiem, pewnie się wstydzi Josepha. Ja bym się nie wstydziła Josepha ani troszkę, w żadnej sytuacji. On wygląda na takiego, któremu można z przyjemnością zaufać. Kochany. Chociaż ja to nawet rudemu ufam.
- No a jakie mam nosić - walę Barego piąstką w ramię - To mój ulubiony sweterek - uświadamiam mu i smuteczkuję odrobinkę, że Bary się ze mnie nabija, czemu mi to robi tak właściwie? Przecież się powinien mną przejmować i ogólnie to zupka się skończyła.
- Barry, spałeś tu całe trzy dni? Chcesz zostać na dłużej? O - teraz spoglądam na Józka - To chyba ty się miałeś do mnie wprowadzić, no nie? Znalazłeś już sobie miejsce do spanka?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
- Nie, nie - Alan Bennett. Mieszka niedaleko. Na szczęście. - Zaprzeczyłem, że to nie Vanity bo parzcież szkoda by się stresowała i dalej oddawałem się zadumie, będąc zanurzonym w dziewczęcej szafie. Nie wiedzieć czemu, gdy błądziłem wzrokiem bo garderobie to przez chwilę miałem wizję Alana w modnej sukience. Prasnąłem.
- Róż wbrew powszechnej opinii nie zabija, Barry. - Ruszyłem na pomoc Polly, jednocześnie będąc przekonany co do swych słów. Gdyby było inaczej już byłbym dawno martwy, posiadając tak niezliczoną ilość sióstr. Bardziej zastanawiały mnie te kalesony. - Chodzisz w męskiej bieliźnie po mieście? - Spytałem zaciekawiony i zdumiony jednocześnie. Jeśli taka była prawda nie bardzo wiedziałem co zacząć sądzić o właścicielce.
- Ach...jeszcze nie. - Podałem ubrania dziewczynie. Nie byłem pewien czy ta propozycja dana mi dwie noce temu była czymś istotnym, toteż nie brałem jej do serca, lecz słysząc ją ponownie...zrobiło mi się miło. Dobrze jest mieć jaką przytań. Przynajmniej na jakiś czas póki nie zastanowię się co dalej.
Potem tak stałem i patrzyłem, jak Polly patrzy na ubrania i chrząknąłem doprowadzając siebie do porządku.
- To teraz zostawiMY cię samą. Baw się dobrze. Jak coś będzieMY w salonie, prawda Barry?
/Barry zrób mi z/t jak będziesz wychodził : v
- Róż wbrew powszechnej opinii nie zabija, Barry. - Ruszyłem na pomoc Polly, jednocześnie będąc przekonany co do swych słów. Gdyby było inaczej już byłbym dawno martwy, posiadając tak niezliczoną ilość sióstr. Bardziej zastanawiały mnie te kalesony. - Chodzisz w męskiej bieliźnie po mieście? - Spytałem zaciekawiony i zdumiony jednocześnie. Jeśli taka była prawda nie bardzo wiedziałem co zacząć sądzić o właścicielce.
- Ach...jeszcze nie. - Podałem ubrania dziewczynie. Nie byłem pewien czy ta propozycja dana mi dwie noce temu była czymś istotnym, toteż nie brałem jej do serca, lecz słysząc ją ponownie...zrobiło mi się miło. Dobrze jest mieć jaką przytań. Przynajmniej na jakiś czas póki nie zastanowię się co dalej.
Potem tak stałem i patrzyłem, jak Polly patrzy na ubrania i chrząknąłem doprowadzając siebie do porządku.
- To teraz zostawiMY cię samą. Baw się dobrze. Jak coś będzieMY w salonie, prawda Barry?
/Barry zrób mi z/t jak będziesz wychodził : v
Gość
Gość
Definitywnie nie widział owej pani na jej imprezie. Gdyby powiedziała, że to jest ta, z którą leczyli jego dłonie podczas pojedynków u Colina, to już szybciej by ją rozpoznał i powiedział, że ona nie bawiła się z nimi. W ogóle to nawet lepiej, że nikogo mocno starszego nie było. Zaraz by się wydało, że dodał narkotyki i już by leżał na wygodnej kozetce w areszcie. Kto wie, czy i brat by nie przyszedł na pogawędkę. To byłaby cholernie trudna rozmowa, szczególnie, że nic nie przemawiałoby za tym, że rzeczywiście niczego tamtego wieczora nie brał.
Cicho się zaśmiał, ale gdy dostał uderzenie[ które może lekko go zabolało], to udał, że dostał potężny cios i złapał się za biedne i pobite ramię, ale uśmiech nie schodził jemu z twarz. Zdecydowanie róż była przereklamowana. I tak, zabija jeśli się ubierze w całości na różowo. Nie zapominając o makijażu. Śmierć na miejscu. Nawet lepsza od Avady, bo wystarczy tylko spojrzeć i już człowiek umiera.
- Józio?- spojrzał zdziwiony na Józka, gdy ten spytał się o męską bieliznę. Zaraz wzrok przeniósł na Polkę próbując sobie wyobrazić, że jakakolwiek kobieta chciałaby nosić męskie rzeczy. To jest dziwne. Cholernie dziwne.
-Trzy dni mi wystarczą Polka. Mam gdzie mieszkać, więc teraz będę mógł spokojnie wrócić do siebie. - oznajmił. Był tutaj z dwóch powodów. Jedną była ona, a drugim był Józek, który nie chciał go wypuścić szybko z domu Polki. Jakby był w jakimś domowym areszcie. Zerknąłem na ciuchy, które Józek podał Polce i po chwili wstał podchodząc do chłopaka. Zostawił resztę zupy, gdyby chciała jeszcze dokończyć. Westchnął słysząc słowa Józka, ale zaraz przytaknął. W razie czego, niech woła. A Barry opuścił pokój Polki wraz z nowym lokatorem tego mieszkania.
z/t Barry i Józio
Cicho się zaśmiał, ale gdy dostał uderzenie[ które może lekko go zabolało], to udał, że dostał potężny cios i złapał się za biedne i pobite ramię, ale uśmiech nie schodził jemu z twarz. Zdecydowanie róż była przereklamowana. I tak, zabija jeśli się ubierze w całości na różowo. Nie zapominając o makijażu. Śmierć na miejscu. Nawet lepsza od Avady, bo wystarczy tylko spojrzeć i już człowiek umiera.
- Józio?- spojrzał zdziwiony na Józka, gdy ten spytał się o męską bieliznę. Zaraz wzrok przeniósł na Polkę próbując sobie wyobrazić, że jakakolwiek kobieta chciałaby nosić męskie rzeczy. To jest dziwne. Cholernie dziwne.
-Trzy dni mi wystarczą Polka. Mam gdzie mieszkać, więc teraz będę mógł spokojnie wrócić do siebie. - oznajmił. Był tutaj z dwóch powodów. Jedną była ona, a drugim był Józek, który nie chciał go wypuścić szybko z domu Polki. Jakby był w jakimś domowym areszcie. Zerknąłem na ciuchy, które Józek podał Polce i po chwili wstał podchodząc do chłopaka. Zostawił resztę zupy, gdyby chciała jeszcze dokończyć. Westchnął słysząc słowa Józka, ale zaraz przytaknął. W razie czego, niech woła. A Barry opuścił pokój Polki wraz z nowym lokatorem tego mieszkania.
z/t Barry i Józio
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Znał te schody niemal na pamięć.
Mógł iść z zamkniętymi oczami, doskonale pamiętając dzielącą kolejne stopnie odległość. Odgłos stawianych na posadce kroków był niemal niezmienny, echo roznosiło się w tym samym rytmie, biegnąc z góry na dół, by potem znowu przyoblec się w krążącą wokół ciszę. Wszystko było znajome. Zupełnie nieobce, jakby udawał się do własnego mieszkania, na zasłużoną przerwę po pracy. Jakby znowu miał ujrzeć Vincenta, wytykając mu zostawione w złym układzie rzeczy i zetknąć się z faktem, że nie uczynił absolutnie nic w kierunku znalezienia sobie godziwego zarobku. Tyle, że wcale nie szedł do siebie, choć nie czuł się przy tym ani trochę nieswojo. Dłoń chwytała za klamkę, wyobrażając sobie ją jako własność. Drzwi, widziane niezliczoną ilość razy. Plan mieszkania możliwy do odtworzenia w każdym calu w głowie, pokoje i porozstawiane wewnątrz nich rzędy mebli. Prawie własne. Bez skrupułów, bez większego zamieszania. Od t e g o wydarzenia bywał tutaj częściej, tak często, że nawet przestał się zastanawiać nad powodem. Dlaczego po raz kolejny idzie, o której porze powinien się zjawić. Czy wypada. Czy chcą go przyjąć.
Musiał przyjść.
Z tą goszczącą wewnątrz głowy myślą, udał się na kolejne ze swoich odwiedzin. Nie zastał Polly w salonie; cóż, skierował się do jej pokoju, nawet nie rozważając więcej swojej decyzji. W tej samej chwili, gdy ujrzał wreszcie twarz dziewczyny, zupełnie nieświadomie i naturalnie, przywołał na twarzy lekki uśmiech.
- Cześć... - zaczął nagle, jakże przyzwyczajony, by sprawdzać, czy wszystko jest w porządku. I nie czuł nawet wyrzutów sumienia, jak kiedyś. Że nie powinien tu być. Przychodzić. W końcu przyjaźnił się z Billym, prawda? Teraz nie umiał jednak patrzeć inaczej. Zamarł, szybko zdawszy sobie sprawę, że coś jest nie tak. W jednym uderzeniu serca, w jednej sekundzie. I wszystko miało się wydarzyć szybko, nie zsyłając nawet na niego oczekiwania. Zatrzymał się, zamarł w bezruchu, początkowo wyłącznie obserwując. [bylobrzydkobedzieladnie]
Mógł iść z zamkniętymi oczami, doskonale pamiętając dzielącą kolejne stopnie odległość. Odgłos stawianych na posadce kroków był niemal niezmienny, echo roznosiło się w tym samym rytmie, biegnąc z góry na dół, by potem znowu przyoblec się w krążącą wokół ciszę. Wszystko było znajome. Zupełnie nieobce, jakby udawał się do własnego mieszkania, na zasłużoną przerwę po pracy. Jakby znowu miał ujrzeć Vincenta, wytykając mu zostawione w złym układzie rzeczy i zetknąć się z faktem, że nie uczynił absolutnie nic w kierunku znalezienia sobie godziwego zarobku. Tyle, że wcale nie szedł do siebie, choć nie czuł się przy tym ani trochę nieswojo. Dłoń chwytała za klamkę, wyobrażając sobie ją jako własność. Drzwi, widziane niezliczoną ilość razy. Plan mieszkania możliwy do odtworzenia w każdym calu w głowie, pokoje i porozstawiane wewnątrz nich rzędy mebli. Prawie własne. Bez skrupułów, bez większego zamieszania. Od t e g o wydarzenia bywał tutaj częściej, tak często, że nawet przestał się zastanawiać nad powodem. Dlaczego po raz kolejny idzie, o której porze powinien się zjawić. Czy wypada. Czy chcą go przyjąć.
Musiał przyjść.
Z tą goszczącą wewnątrz głowy myślą, udał się na kolejne ze swoich odwiedzin. Nie zastał Polly w salonie; cóż, skierował się do jej pokoju, nawet nie rozważając więcej swojej decyzji. W tej samej chwili, gdy ujrzał wreszcie twarz dziewczyny, zupełnie nieświadomie i naturalnie, przywołał na twarzy lekki uśmiech.
- Cześć... - zaczął nagle, jakże przyzwyczajony, by sprawdzać, czy wszystko jest w porządku. I nie czuł nawet wyrzutów sumienia, jak kiedyś. Że nie powinien tu być. Przychodzić. W końcu przyjaźnił się z Billym, prawda? Teraz nie umiał jednak patrzeć inaczej. Zamarł, szybko zdawszy sobie sprawę, że coś jest nie tak. W jednym uderzeniu serca, w jednej sekundzie. I wszystko miało się wydarzyć szybko, nie zsyłając nawet na niego oczekiwania. Zatrzymał się, zamarł w bezruchu, początkowo wyłącznie obserwując. [bylobrzydkobedzieladnie]
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Ostatnio zmieniony przez Daniel Krueger dnia 22.01.16 15:29, w całości zmieniany 1 raz
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
-Daniel - mówię do brzucha (sześciopaka) pana Kruegera, który teraz znajduje się właśnie na wysokości mojej głowy, przecież on ma z pięć metrów a ja jestem kruszyną i mam niecałe dwa. No dobra, może i nie mówię do tego wymarzonego sześciopaka, ale gdzieś wyżej, ale nawet staram się nieszczególnie zwracać uwagę na kształtność mięśni, które mam pod nosem, bo oto, przecież muszę się wytłumaczyć. Zanoszę się łkaniem, na miarę komedii, albo tragedii. Niech odczuje mój smutek, niech współczuje ze mną, zapewniał mnie przecież, że zostanie ze mną na zawsze i będzie mnie pilnował! No to niech mnie pilnuje, bo zaręczam, jak tu stoję (przyklejona do jego klaty), że znów się zaraz rozpłaczę, tym razem całkowicie innymi łzami, bo narazie to łkam i jęczę a prawdę powiedziawszy żadne łzy nie lecą, tylko mam oczy bardziej zaszklone, ale czy to nie robi że jestem wtedy piękniejsza tak trochę?
- Och, Daniel, bo Billy wrócił i zamiast się mną zająć to patrzył na Lilę i on wcale nie wiedział, że nie było go trzy miesiące i nie powiedziałam mu nawet co się stało, bo się boję co on zrobi, a jak on wcale się nie pytał to jak mu miałam powiedzieć, ja mu nie powiem, ale Lilce też nie mogę powiedzieć, bo co jak oni uknuli spisek z Bilym i upozorują swoje śmierci żebym ja się zabiła i zwolniła jej miejsce w domu? Ja nie chcę oddawać mojego pokoju i psa i nie chcę już wcale umierać za szybko, Danieeel - jęczę i paplę i na pewno niewiele z tego on rozumie, ale na pewno jedno rozumie: ozdrowiałam. Bo jak inaczej nazwać mój stan, jak nie stanem typowym?
Ech, nie wiem na ile jest typowe to, ale tak czy siak nie chcę narazie się odsuwać od jego super klaty i udaję, że nie mam panowania nad rękoma, które złapały go w obijęciach i nie puszczają.
- Och, Daniel, bo Billy wrócił i zamiast się mną zająć to patrzył na Lilę i on wcale nie wiedział, że nie było go trzy miesiące i nie powiedziałam mu nawet co się stało, bo się boję co on zrobi, a jak on wcale się nie pytał to jak mu miałam powiedzieć, ja mu nie powiem, ale Lilce też nie mogę powiedzieć, bo co jak oni uknuli spisek z Bilym i upozorują swoje śmierci żebym ja się zabiła i zwolniła jej miejsce w domu? Ja nie chcę oddawać mojego pokoju i psa i nie chcę już wcale umierać za szybko, Danieeel - jęczę i paplę i na pewno niewiele z tego on rozumie, ale na pewno jedno rozumie: ozdrowiałam. Bo jak inaczej nazwać mój stan, jak nie stanem typowym?
Ech, nie wiem na ile jest typowe to, ale tak czy siak nie chcę narazie się odsuwać od jego super klaty i udaję, że nie mam panowania nad rękoma, które złapały go w obijęciach i nie puszczają.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Westchnienie. Miał ochotę z jego pomocą opróżnić niemal całkowicie płuca, niemo błagając z uniesionym ku górze wzrokiem. Nie ruszył się jednak, nie postąpił o krok, nie zacisnął dłoni, wyłącznie czując obejmujące go, drobne ręce. Nie umiał powstrzymać przechodzącego przez skórę mrowienia, które roztaczało się w każdym miejscu zarejestrowanego dotyku. I odrobinę przyspieszonego bicia serca, jakie mimowolnie zaczęło tłoczyć krew szybciej, czyniąc każdy skurcz niezwykle odczuwalnym. Billy, Billy, Billy. Wszyscy wiedzą, jaki jest Billy. Oni wiedzą, zdają sobie doskonale sprawę. Gdy raz pogrąży się w świecie nauki, zapomina o otaczającej go rzeczywistości - przestaje wówczas istnieć dla niego czas, potrzeba jedzenia, cokolwiek. Cóż. Słowa przelewały mu się przez głowę nieustannym potokiem, przechodziły i... Równie szybko niknęły, sprowadzając wyłącznie wrażenie dezorientacji. Łączył powoli fakty, starał się wyłapać w zdaniach sens i spójność, ostatecznie przyznając sobie całkowitą porażkę.
Ale był szczęśliwy. Nie umiał porzucić tego odczucia, które zarysowało się niemal od samego początku. Gadatliwość, stanowczo zbyt wybujała wyobraźnia - Polly rzeczywiście zaczynała wracać do zdrowia. Oto, czego tak naprawdę chciał. Tylko czemu... I o co, u licha, jej chodziło?
- Polly - zaczął spokojnie, powoli, usiłując po drodze pozbierać wszystkie strzępki myśli. - Nikt nie chce dla ciebie źle. Nie uważasz, że powinnaś... Jakoś inaczej na to patrzeć? - zapytał, samemu już nie wiedząc, w jaki sposób należało to rozegrać. Porozmawiać. Spojrzał na nią, cicho licząc, że jeszcze się jakoś rozpogodzi. Wtedy byłoby mu łatwiej zamienić te kilka zdań, a teraz musiał spokojnie stać i czekać, czując przy tym dziwną obolałość mięśni.
Ale był szczęśliwy. Nie umiał porzucić tego odczucia, które zarysowało się niemal od samego początku. Gadatliwość, stanowczo zbyt wybujała wyobraźnia - Polly rzeczywiście zaczynała wracać do zdrowia. Oto, czego tak naprawdę chciał. Tylko czemu... I o co, u licha, jej chodziło?
- Polly - zaczął spokojnie, powoli, usiłując po drodze pozbierać wszystkie strzępki myśli. - Nikt nie chce dla ciebie źle. Nie uważasz, że powinnaś... Jakoś inaczej na to patrzeć? - zapytał, samemu już nie wiedząc, w jaki sposób należało to rozegrać. Porozmawiać. Spojrzał na nią, cicho licząc, że jeszcze się jakoś rozpogodzi. Wtedy byłoby mu łatwiej zamienić te kilka zdań, a teraz musiał spokojnie stać i czekać, czując przy tym dziwną obolałość mięśni.
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ogólnie przytulanie się do Daniela miało wiele dobrych stron. Na przykład taką, że czułam się bezpieczna. Nie musiałam się przejmować, że Daniel pomyśli sobie o mnie niewiadomoco. Zresztą, ja też dość rzadko się przejmowałam akurat tym, że ktoś sobie coś pomyśli. Jakbym się tak przejmowała, to bym chyba oszalała już doszczętnie. Albo całkowicie. Tak, to jest to słowo.
jego oporny sposób myślenia sprawia, że moje pędzące myśli muszą się zatrzymać i obejrzeć. Ech, rzeczywiście mówię głupotki, chyba Lilka nie zabiłaby mnie, w końcu przyszła do mnie z winem zaraz po nocnym dużurze - to na prawdę poświęcenie, bo ja wiem jak mają ciężko w szpitalu.
- No ale jak mam patrzeć - nagle się oburzam, zaraz zaraz, czy Daniel mnie nie rozumie? - Moja przyjaciółka jest fatalnie zakochana w moim bracie, a on jest takim plackiem, a ona jest szlachcianką i wcale nie ma dla nich przyszłości, bo jak mnie zabiją to on i tak zostawi ją bo pójdzie do biblioteki i nie wróci następnego dnia tylko po roku. A ona nie może zostać sama nawet na chwilę, bo zaraz wszyscy chłopcy w okolicy chcą ją całować. Bo ona jest półwilą i to bardzo straszne, wyobrazasz sobie, że półwila jest twoją pielęgniarką? Zaraz byś chciał tylko dla niej żyć. I rzeczywiście, są tacy, co chcą z ną brać śluby i to ich sprowadza znów do życia. A później zostaje najlepszą stażystką na całym piętrze. Ale nie myśl, że źle o niej mówię, bo nie mówię, ona jest kochana, ale wiesz, ja nie sądziłam, że Billy jest taki podatny na wilowy urok. Ty też jesteś? - tu zadzieram głowę do góry, koniec tego wodospadu smutków, czas na pytania, którymi uwielbiałam zawsze nękać Daniela. Och, on był taki mądry, bo znał wielu znanych ludzi i na pewno zna wszystkich naukowców. Ale Billy też penwie zna wszystkich naukowców. Ja znam na przykład wszystkich ćpunów i panów żuli w okolicy.
jego oporny sposób myślenia sprawia, że moje pędzące myśli muszą się zatrzymać i obejrzeć. Ech, rzeczywiście mówię głupotki, chyba Lilka nie zabiłaby mnie, w końcu przyszła do mnie z winem zaraz po nocnym dużurze - to na prawdę poświęcenie, bo ja wiem jak mają ciężko w szpitalu.
- No ale jak mam patrzeć - nagle się oburzam, zaraz zaraz, czy Daniel mnie nie rozumie? - Moja przyjaciółka jest fatalnie zakochana w moim bracie, a on jest takim plackiem, a ona jest szlachcianką i wcale nie ma dla nich przyszłości, bo jak mnie zabiją to on i tak zostawi ją bo pójdzie do biblioteki i nie wróci następnego dnia tylko po roku. A ona nie może zostać sama nawet na chwilę, bo zaraz wszyscy chłopcy w okolicy chcą ją całować. Bo ona jest półwilą i to bardzo straszne, wyobrazasz sobie, że półwila jest twoją pielęgniarką? Zaraz byś chciał tylko dla niej żyć. I rzeczywiście, są tacy, co chcą z ną brać śluby i to ich sprowadza znów do życia. A później zostaje najlepszą stażystką na całym piętrze. Ale nie myśl, że źle o niej mówię, bo nie mówię, ona jest kochana, ale wiesz, ja nie sądziłam, że Billy jest taki podatny na wilowy urok. Ty też jesteś? - tu zadzieram głowę do góry, koniec tego wodospadu smutków, czas na pytania, którymi uwielbiałam zawsze nękać Daniela. Och, on był taki mądry, bo znał wielu znanych ludzi i na pewno zna wszystkich naukowców. Ale Billy też penwie zna wszystkich naukowców. Ja znam na przykład wszystkich ćpunów i panów żuli w okolicy.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
W ciągu całej wypowiedzi zdążył zabłądzić kilka razy, odnaleźć się i dojść do wniosku, że jednak niczego nie rozumie. Z początku myślał, że chodzi jej o większe poświęcanie uwagi. Potem uznał - zapewne martwi się o Billy'ego. Później... Wyłącznie próbował odnaleźć się pośród myśli, które były całkowicie zbłąkane, pęczniejąc w głowie, wydającej się być wręcz nabrzmiałą od ich nadmiaru.
- Nikt cię n i e z a b i j e - przerwał nagle, nie wiedział już, czy z większym zrezygnowaniem, czy może raczej z lekko słyszalną irytacją. Nie powstrzymał jednak monologu, nadal zagłębiając się w nim i starając się, by być cały czas tak samo uważnym. W tej chwili mógł dziękować za zesłany na niego rodzaj męczenia, ale... Jego zawiłość całkowicie wiązała mu język, czyniąc niezdolnym do odpowiedzi, zanurzonym po czubek głowy w dezorientacji.
Zamrugał kilkakrotnie, słysząc wyrywające się spośród wypowiedzi pytanie. Niech ją, teraz z tym? Musiał skazać siebie na chwilę milczenia, by poukładać cały bałagan, jaki zdążył zasiać się w jego wnętrzu; otworzyć konkretne szufladki i zamknąć zupełnie niepożądane, których kaskady zostały uruchomione niemal automatycznie, przywołując szereg wspomnień i doświadczeń. Ale nie chciał z nią mówić na ten temat. Nie chciał, bo przecież, Merlinie, nie może zastanawiać się nad życiem uczuciowym Billy'ego. Ponadto - owszem, miał słabość do kobiet. I nawet nie tyle półwili, wystarczyła mu tylko odrobina zainteresowania. I jeszcze dyskutować na ten temat z siostrą najlepszego przyjaciela...
C o on tutaj robił, rozbijało się w jego głowie, nie mogąc uzyskać dla siebie odpowiedzi. Choć ta zdawała się być w zasięgu ręki - przyszedł, najzwyczajniej w świecie zapytać się i sprawdzić.
- Nie wiem. Trudno ocenić. - Odwrócił na moment wzrok. - Ale to chyba nie ma nic do rzeczy - dodał na swoje usprawiedliwienie, cały czas rozważając, w jaki sposób doprowadzić do zmiany tematu. Nie, nie mógł tego kontynuować. To było zbyt niewygodne.
- Nikt cię n i e z a b i j e - przerwał nagle, nie wiedział już, czy z większym zrezygnowaniem, czy może raczej z lekko słyszalną irytacją. Nie powstrzymał jednak monologu, nadal zagłębiając się w nim i starając się, by być cały czas tak samo uważnym. W tej chwili mógł dziękować za zesłany na niego rodzaj męczenia, ale... Jego zawiłość całkowicie wiązała mu język, czyniąc niezdolnym do odpowiedzi, zanurzonym po czubek głowy w dezorientacji.
Zamrugał kilkakrotnie, słysząc wyrywające się spośród wypowiedzi pytanie. Niech ją, teraz z tym? Musiał skazać siebie na chwilę milczenia, by poukładać cały bałagan, jaki zdążył zasiać się w jego wnętrzu; otworzyć konkretne szufladki i zamknąć zupełnie niepożądane, których kaskady zostały uruchomione niemal automatycznie, przywołując szereg wspomnień i doświadczeń. Ale nie chciał z nią mówić na ten temat. Nie chciał, bo przecież, Merlinie, nie może zastanawiać się nad życiem uczuciowym Billy'ego. Ponadto - owszem, miał słabość do kobiet. I nawet nie tyle półwili, wystarczyła mu tylko odrobina zainteresowania. I jeszcze dyskutować na ten temat z siostrą najlepszego przyjaciela...
C o on tutaj robił, rozbijało się w jego głowie, nie mogąc uzyskać dla siebie odpowiedzi. Choć ta zdawała się być w zasięgu ręki - przyszedł, najzwyczajniej w świecie zapytać się i sprawdzić.
- Nie wiem. Trudno ocenić. - Odwrócił na moment wzrok. - Ale to chyba nie ma nic do rzeczy - dodał na swoje usprawiedliwienie, cały czas rozważając, w jaki sposób doprowadzić do zmiany tematu. Nie, nie mógł tego kontynuować. To było zbyt niewygodne.
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- No ja wiem, że nikt mnie nie zabije - w koncu wzdycham i ze zrezygnowaniem (i wielką boleścią) odsuwam się od tego super brzucha Daniela. Nie mogę się w niego wtulać bez końca, chyba? No żadna odpowiedź nie przyjdzie z góry, nikt nie da mi monopolu na wtulanie się w brzuch Daniela, więc koniec z tymi marzeniami, trzeba zakasać kiece i lecieć na kolejny tramwaj, pociąg, autobus, czy cokolwiek. Wzdycham po raz kolejny i odchodzę i siadam na łóżku swoim. Zupełnie nieświadomie, nie robię tego jak każda kokietka, mnie to zresztą żadne kokieterie nie w głowie, musiałabym po pierwsze chyba wreszcie przestać być dzieckiem - a mam wrażenie, że nikt z mojego otoczenia nie daje mi do tego dojrzeć. Billy przy psiapsiach nazywa mnie dzieckiem, wujaszek Wincent patrzy na mnie jakbym zaraz miała zadławić się mandarynką, a Daniel przychodzi i sprawdza czy nie nabiłam sobie kolejnego guza. W s z y s c y tak się nademną cholernie trzęsą, a to co, oni myślą, że ja im nie dam popalić? Dam. I popalę sobie co będę tylko chciała, ot co!
- No jak nie ma nic do rzeczy - dziwię się, co on sie mnie wstydzi? Ja się już jego wcale nie wstydzę. Ale to może kwestia tego, że on przedemną ma jeszcze wiele tajemnic do powiedzenia, a ja... ja jestem jak otwarta książka, nic tylko czytać ze mnie ile wlezie. - Ech Daniel, przyznaj się, każdy facet ma tak samo, że jak widzi półwilę, to zaraz wariuje - wywracam oczkami i trochę się obrażam, a trochę opieram łokciem o stolik, bo jestem taka rozkojarzona.
- Czy jeszcze nigdy nie poznałeś żadnej?
No to jak z tymi wilami, panie K.
- No jak nie ma nic do rzeczy - dziwię się, co on sie mnie wstydzi? Ja się już jego wcale nie wstydzę. Ale to może kwestia tego, że on przedemną ma jeszcze wiele tajemnic do powiedzenia, a ja... ja jestem jak otwarta książka, nic tylko czytać ze mnie ile wlezie. - Ech Daniel, przyznaj się, każdy facet ma tak samo, że jak widzi półwilę, to zaraz wariuje - wywracam oczkami i trochę się obrażam, a trochę opieram łokciem o stolik, bo jestem taka rozkojarzona.
- Czy jeszcze nigdy nie poznałeś żadnej?
No to jak z tymi wilami, panie K.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Odsunęła się. Poczuł, jak palce odrywają się od jego torsu, samemu patrząc jedynie, nadal bez rezygnacji z poprzedniego bezruchu. Nigdy nie potrafił jej zrozumieć. I chyba nie zrozumie. Odprowadził Polly wzrokiem, również podchodząc bliżej. Nawet gdyby chciał, nie potrafiłby określić uczuć, jakie towarzyszyły mu za każdym razem podczas ich spotkania. Nigdy nie były konkretne, precyzyjne, związane z czymś szczególnym; nieważne, czy wtedy, gdy nie chciał zostawać dłużej, czy w czasie czuwania, albo podczas pozornie zwyczajnej pogawędki. Obojętność? Nie. Jak siostra? Tym bardziej. Przyjaciółka? Odmowa. Mógłby szukać, przebierać i się zastanawiać, lecz za każdym razem nie umiał powiedzieć, co konkretnie zdawał się odczuwać.
I może dlatego było to pewnego rodzaju wyjątkowe.
Starał się być możliwie najbardziej neutralny, usiłując przedrzeć się przez narzucony mu z góry temat. Dlaczego akurat on? Mogli rozmawiać o tysiącach innych spraw, mógłby wysłuchiwać tysiąca innych obaw, ale nie miał zamiaru wypowiadać się przy niej na temat kobiet. Nieważne czy były półwilami czy nie. Nie czuł się dobrze, jakby grzebał w czymś grząskim, lepkim, cały czas zważając na charakter swojej wypowiedzi. Neutralny. Powinien być neutralny.
- No nie, że zaraz wariuje - żachnął się, kręcąc przez moment głową, niby chcąc dodać bez przesady. Stał jeszcze przez chwilę, po czym usiadł w spokoju na krześle. Zawahał się, słysząc z początku jej pytanie; wydawało się, że musi intensywnie zastanowić się nad odpowiedzią, choć równie szybko uświadomił sobie, że jakakolwiek zwłoka działała w tym przypadku na jego niekorzyść.
- Znam - przyznał, bo w końcu tu mógł sobie pozwolić na całkowitą szczerość. W samym fakcie nie było nic złego, choć z drugiej strony dalej nie chciał, by podjęła się rozwinięcia danego tematu. - I widzisz? Nic się ze mną nie dzieje. - Wzruszył ostentacyjnie ramionami; usiłował wykreować możliwie największą obojętność. Może wreszcie odpuści i zmieni temat. Tak bardzo chciał, by odpuściła.
I może dlatego było to pewnego rodzaju wyjątkowe.
Starał się być możliwie najbardziej neutralny, usiłując przedrzeć się przez narzucony mu z góry temat. Dlaczego akurat on? Mogli rozmawiać o tysiącach innych spraw, mógłby wysłuchiwać tysiąca innych obaw, ale nie miał zamiaru wypowiadać się przy niej na temat kobiet. Nieważne czy były półwilami czy nie. Nie czuł się dobrze, jakby grzebał w czymś grząskim, lepkim, cały czas zważając na charakter swojej wypowiedzi. Neutralny. Powinien być neutralny.
- No nie, że zaraz wariuje - żachnął się, kręcąc przez moment głową, niby chcąc dodać bez przesady. Stał jeszcze przez chwilę, po czym usiadł w spokoju na krześle. Zawahał się, słysząc z początku jej pytanie; wydawało się, że musi intensywnie zastanowić się nad odpowiedzią, choć równie szybko uświadomił sobie, że jakakolwiek zwłoka działała w tym przypadku na jego niekorzyść.
- Znam - przyznał, bo w końcu tu mógł sobie pozwolić na całkowitą szczerość. W samym fakcie nie było nic złego, choć z drugiej strony dalej nie chciał, by podjęła się rozwinięcia danego tematu. - I widzisz? Nic się ze mną nie dzieje. - Wzruszył ostentacyjnie ramionami; usiłował wykreować możliwie największą obojętność. Może wreszcie odpuści i zmieni temat. Tak bardzo chciał, by odpuściła.
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Daniel wydawał się być rozkojarzony. Musiałam ciągnąć go za język, bo inaczej wcale by ze mną nie rozmawiał. Jestem aż taka nużąca?
- Jesteś pewny? Może to nie wila? - poddaję w wątpliwość to, czy on na prawdę zna jakąkolwiek wilę. Skąd niby je zna? Z ulicy? Och, na pewno robił juz jakiś wywiad z willą. Ciekawe co one mają w glowach, pewnie siano. Anie, nie powinnam tak mowić, przecież Liliana jest półwilą. - A może jesteś uodporniony. Jak myślisz, da się jakoś na to uodpornić? Myślałam,że jak się już jest dorosłym to nie łapie tak - Lila mi tak mówiła, chociaż ona jest półwilą i może sama nie wie jak to działa ? Albo mnie pocieszała, no albo po prostu mój brat jest wyjątkowo nieodporny. Wywracam oczami i opieram brodę na ręce i się wpatruje w Daniela. Niech mi się spowiada z kobiet, on na pewno ma wiele romansowych historii za sobą. Chociaż, czy ja chciałabym tego słuchać? Och, chyba nie chciałabym- Jak to jest? Bo ja nic nie czuję innego jak jest Lila obok, a przeciez nie jestem taka znów dorosla na fest
Chociaż jakby Daniel powiedział, że jestem dorosła, to chyba bym właśnie w tym momencie zemdlała ze szczęścia, że mnie nie uważa za BOBO bo pewnie Billy przy nim mówi, że ja jestem Bobo i nic nie umiem i jestem nikim. Ja już znam Billego!
- Ja to czasami myślę, że niektórzy chłopcy też są wilami - maślany (bo sie tak przemienił) mój wzrok utkwiony w Danielu. On jest taką moją osobistą wilą, bo przez niego czasami się zastanawiam, czy może on mysli czasami o mnie, czy ja żyję, co ja myślę. Przejmuję się okropnie tym, że przyszedł dziś na przykład. Wymalowałam się, ale przez ten płacz rzęsy mi się posklejały i pewnie wyglądam żałośnie. Muszę poprosić Lilianę, żeby nauczyła mnie być piękną, może wtedy Daniel mnie zauważy?
- Jesteś pewny? Może to nie wila? - poddaję w wątpliwość to, czy on na prawdę zna jakąkolwiek wilę. Skąd niby je zna? Z ulicy? Och, na pewno robił juz jakiś wywiad z willą. Ciekawe co one mają w glowach, pewnie siano. Anie, nie powinnam tak mowić, przecież Liliana jest półwilą. - A może jesteś uodporniony. Jak myślisz, da się jakoś na to uodpornić? Myślałam,że jak się już jest dorosłym to nie łapie tak - Lila mi tak mówiła, chociaż ona jest półwilą i może sama nie wie jak to działa ? Albo mnie pocieszała, no albo po prostu mój brat jest wyjątkowo nieodporny. Wywracam oczami i opieram brodę na ręce i się wpatruje w Daniela. Niech mi się spowiada z kobiet, on na pewno ma wiele romansowych historii za sobą. Chociaż, czy ja chciałabym tego słuchać? Och, chyba nie chciałabym- Jak to jest? Bo ja nic nie czuję innego jak jest Lila obok, a przeciez nie jestem taka znów dorosla na fest
Chociaż jakby Daniel powiedział, że jestem dorosła, to chyba bym właśnie w tym momencie zemdlała ze szczęścia, że mnie nie uważa za BOBO bo pewnie Billy przy nim mówi, że ja jestem Bobo i nic nie umiem i jestem nikim. Ja już znam Billego!
- Ja to czasami myślę, że niektórzy chłopcy też są wilami - maślany (bo sie tak przemienił) mój wzrok utkwiony w Danielu. On jest taką moją osobistą wilą, bo przez niego czasami się zastanawiam, czy może on mysli czasami o mnie, czy ja żyję, co ja myślę. Przejmuję się okropnie tym, że przyszedł dziś na przykład. Wymalowałam się, ale przez ten płacz rzęsy mi się posklejały i pewnie wyglądam żałośnie. Muszę poprosić Lilianę, żeby nauczyła mnie być piękną, może wtedy Daniel mnie zauważy?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Nie mógł o tym rozmawiać. Nie mógł wymienić ani jednego słowa, wykrzesać z siebie kolejnej formuły, wytłumaczenia, które z każdą kolejną zgłoską zdawało się go pogrążać jeszcze bardziej w ogólnym zakłopotaniu, zagęszczając atmosferę do granic możliwości, tak że z trudem przychodziło mu oddychać. Ta dyskusja nie prowadziła w żadnym dobrym kierunku. Absolutnie ż a d n y m. Co jej z tymi wilami? Chciał wymyślić jakiś kolejny temat, lecz póki co w głowie szalała mu absolutna pustka.
- Jestem pewny - potwierdził, starając się zbytnio nie rozwodzić. Uodporniony, dobre sobie. Nie umiał oderwać wzroku nawet od zwykłych kobiet, umieszczając je potem w swoich myślach, gdy mógł pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. Pytania stawały się coraz dziwniejsze, niemal absurdalne, początkowo pozostawiając go na samym skraju rozpaczy. Nie umiał znaleźć odpowiedzi, usilnie przeszukując wszystkie korytarze swojego umysłu. Tylko po to, by jakoś się odratować.
- Ech, Polly. -Westchnął cicho, w przerwie między jednym a drugim zdaniem. - Bo nie jesteś mężczyzną, dlatego na ciebie nie działa. To raczej oczywiste. - Starał się być możliwie najbardziej obojętnym. Zwyczajnie rozmawiać, jakby mówił każdemu... Czuł się, jakby prowadził konwersację z jakimś małym dzieckiem, które co rusz zasypywało go stosem różnych, niekiedy zupełnie nielogicznych pytań. Czy miała jakiś w tym cel? Nie zakładał, choć kompletnie nie pojmował, skąd biorą się w jej głowie takie myśli. I chyba nie chciał wiedzieć. - Nie ma nic do tłumaczenia. Zwykłe zauroczenie. - Rozmasował czoło, jakby właśnie w tym momencie zaczęła go boleć głowa. Wyglądał na dziwnie zmęczonego, lecz jego znużenie zostało rozwiane wraz z kolejną uwagą dziewczyny; uniósł swój wzrok na nią, przez moment wyłącznie wpatrując się w dekoncentracji. Te oczy. Ledwo co powstrzymał uwagę dlaczego się tak na mnie patrzysz?, kiedy rozważał zawarty w brązowych tęczówkach wyraz. Może się rozmarzyła? Pewnie tak. Musiała się rozmarzyć. Pewnie ktoś się jej podoba, jest blondynem, ma jasne oczy, bladą cerę i ciepły uśmiech. Przecież to normalne. Najnormalniejsze w świecie. Najpierw chciał się zaśmiać, lecz równie szybko powstrzymał parsknięcie, w jednej chwili automatycznie poważniejąc.
- Chyba nie uważasz... - Słowa te niemal niekontrolowanie wydostały się z jego gardła. Zupełnie przedwcześnie, zanim zdołał rozważyć ich cel. Co uważa? Że niektórzy chłopcy są wilami? Albo, że... Umilkł na chwilę, całkowicie gubiąc się pośród własnych myśli. Tak ciężko było mu coś powiedzieć, jakby nagle zatracił tę zdolność, pozostawiony wyłącznie na wewnętrzną bezradność. - Nie, to bezsensowne - dodał tylko, chwytając się tego zdania jak ostatniej deski ratunku.
- Jestem pewny - potwierdził, starając się zbytnio nie rozwodzić. Uodporniony, dobre sobie. Nie umiał oderwać wzroku nawet od zwykłych kobiet, umieszczając je potem w swoich myślach, gdy mógł pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. Pytania stawały się coraz dziwniejsze, niemal absurdalne, początkowo pozostawiając go na samym skraju rozpaczy. Nie umiał znaleźć odpowiedzi, usilnie przeszukując wszystkie korytarze swojego umysłu. Tylko po to, by jakoś się odratować.
- Ech, Polly. -Westchnął cicho, w przerwie między jednym a drugim zdaniem. - Bo nie jesteś mężczyzną, dlatego na ciebie nie działa. To raczej oczywiste. - Starał się być możliwie najbardziej obojętnym. Zwyczajnie rozmawiać, jakby mówił każdemu... Czuł się, jakby prowadził konwersację z jakimś małym dzieckiem, które co rusz zasypywało go stosem różnych, niekiedy zupełnie nielogicznych pytań. Czy miała jakiś w tym cel? Nie zakładał, choć kompletnie nie pojmował, skąd biorą się w jej głowie takie myśli. I chyba nie chciał wiedzieć. - Nie ma nic do tłumaczenia. Zwykłe zauroczenie. - Rozmasował czoło, jakby właśnie w tym momencie zaczęła go boleć głowa. Wyglądał na dziwnie zmęczonego, lecz jego znużenie zostało rozwiane wraz z kolejną uwagą dziewczyny; uniósł swój wzrok na nią, przez moment wyłącznie wpatrując się w dekoncentracji. Te oczy. Ledwo co powstrzymał uwagę dlaczego się tak na mnie patrzysz?, kiedy rozważał zawarty w brązowych tęczówkach wyraz. Może się rozmarzyła? Pewnie tak. Musiała się rozmarzyć. Pewnie ktoś się jej podoba, jest blondynem, ma jasne oczy, bladą cerę i ciepły uśmiech. Przecież to normalne. Najnormalniejsze w świecie. Najpierw chciał się zaśmiać, lecz równie szybko powstrzymał parsknięcie, w jednej chwili automatycznie poważniejąc.
- Chyba nie uważasz... - Słowa te niemal niekontrolowanie wydostały się z jego gardła. Zupełnie przedwcześnie, zanim zdołał rozważyć ich cel. Co uważa? Że niektórzy chłopcy są wilami? Albo, że... Umilkł na chwilę, całkowicie gubiąc się pośród własnych myśli. Tak ciężko było mu coś powiedzieć, jakby nagle zatracił tę zdolność, pozostawiony wyłącznie na wewnętrzną bezradność. - Nie, to bezsensowne - dodał tylko, chwytając się tego zdania jak ostatniej deski ratunku.
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Nooo, skoro jesteś pewny - przeciągam, wzdycham i wywracam oczami, teraz ostatni raz je ocierając palcem, żeby nic mi się już nie rozmazało. Przecież nie chcę wyglądać jak jakiś upiór! Jeszcze Daniel by przejrzał, zobaczył mnie i uciekł z krzykiem! Przecież upiorowi nie musi żadnych obietnic dotrzymywać! Składał je mnie, a nie jakiemuś czemuś. Prycham na jego słowa, z wyraźną wyższością.
- Ale ja wiem - jak mógł pomyśleć, że nie wiem, że nie jestem meżczyzną. To raczej ja powinnam wiedzieć prędzej niż on, czy nie? - I w związku z tym powiedz mi jak to jest? T o jest przyjemne? Nie chciałbyś dalej t e g o mieć? Bo już nie masz, tak? A jeżeli nie masz, to znaczy, że one ci się już nie podobają? - zarzucam go pytaniami aż się sama nagle zatrzymuję i macham ręką, żeby się skupił na tym jednym, które powiem: - Po prostu powiedz mi jak to jest!
Teraz wymuszam, naciskam i chcę, żeby mi zaraz Daniel opowiedział o tym JAK to jest być zauroczonym. Bo ja nie wiem czy kiedykolwiek byłam, a moze nie byłam nigdy? A może byłam, a może jestem teraz, a może całe życie jestem? On się chyba na tym zna, ma dwa razy więcej tyle lat co ja, musi się znać!
A proszę go z uśmiechem i głową przechyloną i błagającym spojrzeniem. No, jeżeli mi odmówi, to jest niegodzien... jeść ze mną lody. Bo mam lody w lodówce!
Kiedy wyśmiewa się z mojego pomysłu, trochę mi przykro, ale to uczucie jest tak na samym dnie i przykywa je ta moja rozmiłowana w jego twarzy aura.
- Ale dlaczego mówisz, że bezsensowna?
Bo nie wolno mi się zauroczyć? A kto mi zabroni, Daniel?
- Ale ja wiem - jak mógł pomyśleć, że nie wiem, że nie jestem meżczyzną. To raczej ja powinnam wiedzieć prędzej niż on, czy nie? - I w związku z tym powiedz mi jak to jest? T o jest przyjemne? Nie chciałbyś dalej t e g o mieć? Bo już nie masz, tak? A jeżeli nie masz, to znaczy, że one ci się już nie podobają? - zarzucam go pytaniami aż się sama nagle zatrzymuję i macham ręką, żeby się skupił na tym jednym, które powiem: - Po prostu powiedz mi jak to jest!
Teraz wymuszam, naciskam i chcę, żeby mi zaraz Daniel opowiedział o tym JAK to jest być zauroczonym. Bo ja nie wiem czy kiedykolwiek byłam, a moze nie byłam nigdy? A może byłam, a może jestem teraz, a może całe życie jestem? On się chyba na tym zna, ma dwa razy więcej tyle lat co ja, musi się znać!
A proszę go z uśmiechem i głową przechyloną i błagającym spojrzeniem. No, jeżeli mi odmówi, to jest niegodzien... jeść ze mną lody. Bo mam lody w lodówce!
Kiedy wyśmiewa się z mojego pomysłu, trochę mi przykro, ale to uczucie jest tak na samym dnie i przykywa je ta moja rozmiłowana w jego twarzy aura.
- Ale dlaczego mówisz, że bezsensowna?
Bo nie wolno mi się zauroczyć? A kto mi zabroni, Daniel?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Na Merlina.
N a M e r l i n a.
Wszystkie myśli z chwili na chwilę były coraz bardziej zbełtane, niejednoznaczne, swoim amorficznym tworem przyprawiając niemal o wrażenie pustki. Pytania zdawały się padać z namolną niemal konsekwencją, cały czas rozbijając się wewnątrz jego czaszki, przypominając, że m u s i udzielić jakiejś odpowiedzi, że nie ma odwrotu, że absolutnie nie może się wycofać. Dlaczego musiała jego o to pytać? Specjalnie? Czy się jakoś uwzięła? Na jego twarzy zdawała się uwidocznić drobna rysa, jakby ledwo powstrzymywał się przed wprowadzeniem na nią wyrazu zdenerwowania. Poczuł przez moment lekki impuls, który rozbiegł się szybko wzdłuż całego ciała, ogarniając pragnieniem do wybuchu złości, lecz... Zdołał się powstrzymać. Jeden głęboki wydech okazał się błogim przerywnikiem, wystarczającym, by pozbierać się w sobie i spróbować zacząć od nowa. Wytłumaczyć. Zrobić coś, cokolwiek, byleby wydostać się z tego przeraźliwego labiryntu koniecznych do rozjaśnienia wątpliwości.
- P o l l y. - Wypowiedział powoli, jakby rozważał po drodze każdą wchodzącą w skład imienia dziewczyny głoskę. - A czy uważasz, że istnieje możliwość jakiegokolwiek opisania tego? Uczuć się nie da określać, je się przeżywa. - Zdołał sformułować na poczekaniu, choć musiał przyznać, że początkowo na jego język cisnęły się zupełnie inne słowa. Boleśnie szczere, bezpośrednie, które zapewne wulgarnie przeszyłyby przestrzeń, wprowadzając do sytuacji jeszcze większy mętlik. Gdyby miał powiedzieć, jak z jego punktu widzenia naprawdę to wygląda. Niech ją. Nie wiedział, czy to ten uśmiech, w który ugięły się na rozpromienionej twarzy usta, uniemożliwiał mu zachwianie się i wybuch zdenerwowania, czy może resztki samokontroli, albo wciąż niegasnąca, mimo wszystko nadal obecna sympatia, była przyczyną wykrzesania z siebie kolejnych zapasów cierpliwości.
- Po prostu wiesz, że to jest, nieważne czy miłe czy nie. Czujesz to - kontynuował, starając się, by jego głos brzmiał możliwie najspokojniej. I możliwie najbardziej autentycznie. - Rozumiesz? - zapytał dla pewności, na nowo unosząc uprzednio niewyraźny wzrok, by po raz kolejny obdarzyć ją spojrzeniem. Nastała cisza; gęstniejąca momentalnie między nimi, gdy zastanawia się, dlaczego to bezsensowne. Bo tak. Bo dlatego.
- Bo chłopcy nie mogą być wilami. - Najbardziej banalna, wręcz idiotyczna odpowiedź. Ale nadal lepsza od samego milczenia.
N a M e r l i n a.
Wszystkie myśli z chwili na chwilę były coraz bardziej zbełtane, niejednoznaczne, swoim amorficznym tworem przyprawiając niemal o wrażenie pustki. Pytania zdawały się padać z namolną niemal konsekwencją, cały czas rozbijając się wewnątrz jego czaszki, przypominając, że m u s i udzielić jakiejś odpowiedzi, że nie ma odwrotu, że absolutnie nie może się wycofać. Dlaczego musiała jego o to pytać? Specjalnie? Czy się jakoś uwzięła? Na jego twarzy zdawała się uwidocznić drobna rysa, jakby ledwo powstrzymywał się przed wprowadzeniem na nią wyrazu zdenerwowania. Poczuł przez moment lekki impuls, który rozbiegł się szybko wzdłuż całego ciała, ogarniając pragnieniem do wybuchu złości, lecz... Zdołał się powstrzymać. Jeden głęboki wydech okazał się błogim przerywnikiem, wystarczającym, by pozbierać się w sobie i spróbować zacząć od nowa. Wytłumaczyć. Zrobić coś, cokolwiek, byleby wydostać się z tego przeraźliwego labiryntu koniecznych do rozjaśnienia wątpliwości.
- P o l l y. - Wypowiedział powoli, jakby rozważał po drodze każdą wchodzącą w skład imienia dziewczyny głoskę. - A czy uważasz, że istnieje możliwość jakiegokolwiek opisania tego? Uczuć się nie da określać, je się przeżywa. - Zdołał sformułować na poczekaniu, choć musiał przyznać, że początkowo na jego język cisnęły się zupełnie inne słowa. Boleśnie szczere, bezpośrednie, które zapewne wulgarnie przeszyłyby przestrzeń, wprowadzając do sytuacji jeszcze większy mętlik. Gdyby miał powiedzieć, jak z jego punktu widzenia naprawdę to wygląda. Niech ją. Nie wiedział, czy to ten uśmiech, w który ugięły się na rozpromienionej twarzy usta, uniemożliwiał mu zachwianie się i wybuch zdenerwowania, czy może resztki samokontroli, albo wciąż niegasnąca, mimo wszystko nadal obecna sympatia, była przyczyną wykrzesania z siebie kolejnych zapasów cierpliwości.
- Po prostu wiesz, że to jest, nieważne czy miłe czy nie. Czujesz to - kontynuował, starając się, by jego głos brzmiał możliwie najspokojniej. I możliwie najbardziej autentycznie. - Rozumiesz? - zapytał dla pewności, na nowo unosząc uprzednio niewyraźny wzrok, by po raz kolejny obdarzyć ją spojrzeniem. Nastała cisza; gęstniejąca momentalnie między nimi, gdy zastanawia się, dlaczego to bezsensowne. Bo tak. Bo dlatego.
- Bo chłopcy nie mogą być wilami. - Najbardziej banalna, wręcz idiotyczna odpowiedź. Ale nadal lepsza od samego milczenia.
I'll hit the bottom
hit the bottom and escape
escape
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
pokój Poli
Szybka odpowiedź