pokój Poli
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pokój Poli
Bardzo małe pomieszczenie, urządzone jak dla piętnastolatki. Pola nie narzeka, bo też nie zaprasza do domu nikogo - wystrój pokoju jest jej obojętny, a może nawet z psychologicznego punktu widzenia to lepiej, że wygląd się nie zmienia. Przynajmniej jak się już nawdycha oparów, to ma zawsze rano pewność, że nie pomyliła dzielnic
- Tak, brzmi logicznie - przyznaję rację memu mądremu braciszkowi, jak to dobrze, że go mam. Postanowiłam być już bardziej uważną uzdowicielką, wszak kiedyś chcę opatrywać żołnierzy!
- Wyszedłbyś ze mną na koncert? - już łapię go za dłonie i już nadzieja płonie w mych oczach. Cóż za szczęście, że ten mądry mężczyzna jest moim bratem! Gdyby nie to, to nikt by się mną nie przejmował. - Tak się cieszę, już dawno nie wychodziłeś i nie znasz najnowszej muzyki! Zachowuję sie jak dziecko, które dawno nie było na placu zabaw, a dostając obietnicę, że wreszcie na niego wyjdzie, chce iść w tej chwili, najlepiej tak jak stoi. A przecież jeszcze nie jadłam śniadania! - Będziesz zachwycony, bo chociaż wiele się zmieniło, to atmosfera jest coraz lepsza. Hahaha, ale się cieszę! - zarzucam mu ramiona wokół szyji i daje całusa w policzek. Wstaję z łóżka i zaczynam chodzić po pokoju, bo uświadomiłam sobie, że jestem okropnie głodna jak na kogoś, kto zaraz ma iść na koncert. Tzn, wieczorem. - Ale dziś wyjdziemy? - dopytuję się szybko zerkając na Billego.
Konwenanse, ależ jakie konwenanse zaraz! Gdybyśmy szli na koncert fortepianowy, albo na herbatkę do dziadka, no to konwenanse. Ale przecież koncert grupy rock'n'rollowej jest jak najdalszy od takich bzdetów. - Pamiętam, że chyba w Orange O'clock dziś gra fajna kapela, wow, ale się zdziwią, że przyjdę z kimś. A może weźmiesz D a n i e l a? - aż mi oczy wyszły prawie z orbit, kiedy pomyślałam o wspaniałym przyjacielu mego Williama. Ach, cóż za marzenie iść z nimi na koncert!
W tym całym zamieszaniu na jego uwagę o tym, że kiedyś będę zamężna i moje ciało będzie należało nie do mnie, zareagowałam bardzo odważnie, zapominając, że nie powinnam tak mówić do mojego brata.
- Mówię tylko tyle, że nikt mi nie będzie mówił co mam robić ze swoim ciałem, jak będę chciała, to sobie nawet zrobie... tatuaż! - zagroziłam, chociaż tatuaże to moda więzienna i pewnie za 40 lat dopiero wejdzie moda na cywilne, ale lubiłam czasami tak straszyć ludzi.
- Wyszedłbyś ze mną na koncert? - już łapię go za dłonie i już nadzieja płonie w mych oczach. Cóż za szczęście, że ten mądry mężczyzna jest moim bratem! Gdyby nie to, to nikt by się mną nie przejmował. - Tak się cieszę, już dawno nie wychodziłeś i nie znasz najnowszej muzyki! Zachowuję sie jak dziecko, które dawno nie było na placu zabaw, a dostając obietnicę, że wreszcie na niego wyjdzie, chce iść w tej chwili, najlepiej tak jak stoi. A przecież jeszcze nie jadłam śniadania! - Będziesz zachwycony, bo chociaż wiele się zmieniło, to atmosfera jest coraz lepsza. Hahaha, ale się cieszę! - zarzucam mu ramiona wokół szyji i daje całusa w policzek. Wstaję z łóżka i zaczynam chodzić po pokoju, bo uświadomiłam sobie, że jestem okropnie głodna jak na kogoś, kto zaraz ma iść na koncert. Tzn, wieczorem. - Ale dziś wyjdziemy? - dopytuję się szybko zerkając na Billego.
Konwenanse, ależ jakie konwenanse zaraz! Gdybyśmy szli na koncert fortepianowy, albo na herbatkę do dziadka, no to konwenanse. Ale przecież koncert grupy rock'n'rollowej jest jak najdalszy od takich bzdetów. - Pamiętam, że chyba w Orange O'clock dziś gra fajna kapela, wow, ale się zdziwią, że przyjdę z kimś. A może weźmiesz D a n i e l a? - aż mi oczy wyszły prawie z orbit, kiedy pomyślałam o wspaniałym przyjacielu mego Williama. Ach, cóż za marzenie iść z nimi na koncert!
W tym całym zamieszaniu na jego uwagę o tym, że kiedyś będę zamężna i moje ciało będzie należało nie do mnie, zareagowałam bardzo odważnie, zapominając, że nie powinnam tak mówić do mojego brata.
- Mówię tylko tyle, że nikt mi nie będzie mówił co mam robić ze swoim ciałem, jak będę chciała, to sobie nawet zrobie... tatuaż! - zagroziłam, chociaż tatuaże to moda więzienna i pewnie za 40 lat dopiero wejdzie moda na cywilne, ale lubiłam czasami tak straszyć ludzi.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Gdy mu przytaknęła, uznał, że chyba faktycznie wzięła sobie jego słowa do serca. Traktował ją czasem właśnie jak dziecko, ale jak miałby inaczej, skoro... tak się zachowywała? Poza tym, był dla niej jak ojciec. A rodzice zawsze mają problem z zaakceptowaniem faktu, że ich pociechy dorastają!
Nie miał pojęcia, kiedy udało jej się obrócić wizję szlabanu i zamknięciu w domu na cztery spusty we wspólne wyjście na koncert (a więc niejaką nagrodę), ale Polly było łatwo okręcić go sobie wokół palca. Gdy jej zimne dłonie objęły jego własne, westchnął ciężko.
-Mam sporo pracy, Polly...-zauważył, próbując się wymigać i odsunąć jej dłonie od siebie, ale już po chwili zawisła mu na szyi i obcałowała twarz.
Biernie patrzył, jak ta się ekscytuje, może nieco zaskoczony tym zwrotem akcji i wizją siebie na wydarzeniu towarzyskim. Może nawet go to nieco zestresowało, bo faktycznie dawno nie wychodził. Jak teraz chodziło się ubranym na koncerty? Czego teraz ludzie słuchali? Czy się z czymś nie wygłupi? I dlaczego takie sytuacje zawsze sprawiały, że nagle tracił grunt pod nogami? Na terenie laboratorium był królem i władcą, a na obcym... zawsze wracał do bycia tym szalonym alchemikiem. Albo nudnym panem z Ministerstwa. Albo bratem Polly, który rzadko wychodzi z domu. Albo tym, co to nie ma pojęcia kto urzęduje na stołku prezydenckim we własnym kraju.
-Polly, ale wiesz dlaczego z tobą wyjdę, tak?-przerwał jej, chcąc się upewnić, że tym samym jego siostra zobowiąże się do czegoś. Poświęcał się tylko jeśli to faktycznie miało pomóc.
-...gdzie?-zapytał, kompletnie nie znając tego miejsca. Czuł się zagubiony. I w sumie towarzystwo Daniela, który byłby kotwicą trzymającą go przy normalności byłaby pomocna. Ale... rzadko mu się tak nagle narzucał. A zwłaszcza nie po, to by wyszedł z nim na koncert. Zazwyczaj miał jakieś ważniejsze powody.
-Nie wiem czy Daniel będzie chcia...-zaczął mówić, ale nagle przerwał, spoglądając uważniej na blondynkę.-...czemu o niego pytasz?-zapytał, niejako zaniepokojony.
Czyżby coś przegapił? Czy o czymś nie wiedział? Skąd to zainteresowanie dziewczyny jego przyjacielem?
-Merlinie, skąd ty bierzesz takie pomysły?!-zapytał w końcu, zdziwiony i zrezygnowany. Tatuaż?! Oszalała!
Nie miał pojęcia, kiedy udało jej się obrócić wizję szlabanu i zamknięciu w domu na cztery spusty we wspólne wyjście na koncert (a więc niejaką nagrodę), ale Polly było łatwo okręcić go sobie wokół palca. Gdy jej zimne dłonie objęły jego własne, westchnął ciężko.
-Mam sporo pracy, Polly...-zauważył, próbując się wymigać i odsunąć jej dłonie od siebie, ale już po chwili zawisła mu na szyi i obcałowała twarz.
Biernie patrzył, jak ta się ekscytuje, może nieco zaskoczony tym zwrotem akcji i wizją siebie na wydarzeniu towarzyskim. Może nawet go to nieco zestresowało, bo faktycznie dawno nie wychodził. Jak teraz chodziło się ubranym na koncerty? Czego teraz ludzie słuchali? Czy się z czymś nie wygłupi? I dlaczego takie sytuacje zawsze sprawiały, że nagle tracił grunt pod nogami? Na terenie laboratorium był królem i władcą, a na obcym... zawsze wracał do bycia tym szalonym alchemikiem. Albo nudnym panem z Ministerstwa. Albo bratem Polly, który rzadko wychodzi z domu. Albo tym, co to nie ma pojęcia kto urzęduje na stołku prezydenckim we własnym kraju.
-Polly, ale wiesz dlaczego z tobą wyjdę, tak?-przerwał jej, chcąc się upewnić, że tym samym jego siostra zobowiąże się do czegoś. Poświęcał się tylko jeśli to faktycznie miało pomóc.
-...gdzie?-zapytał, kompletnie nie znając tego miejsca. Czuł się zagubiony. I w sumie towarzystwo Daniela, który byłby kotwicą trzymającą go przy normalności byłaby pomocna. Ale... rzadko mu się tak nagle narzucał. A zwłaszcza nie po, to by wyszedł z nim na koncert. Zazwyczaj miał jakieś ważniejsze powody.
-Nie wiem czy Daniel będzie chcia...-zaczął mówić, ale nagle przerwał, spoglądając uważniej na blondynkę.-...czemu o niego pytasz?-zapytał, niejako zaniepokojony.
Czyżby coś przegapił? Czy o czymś nie wiedział? Skąd to zainteresowanie dziewczyny jego przyjacielem?
-Merlinie, skąd ty bierzesz takie pomysły?!-zapytał w końcu, zdziwiony i zrezygnowany. Tatuaż?! Oszalała!
Gość
Gość
I tak właśnie żyliśmy. On był moją ostoją, a ja jego rozrywką. Oderwaniem, bo nie czymś co chciał najmocniej. Siostrą, córką. Dawałam mu coś, czego nauka nie umiała, dawałam mu całą moją niewinną miłość.
- Oczywiście, że wiem - oświadczam dumna z siebie - Idziesz ze mną na koncert, żeby mi wybić z głowy, że nie można się bawić bez narkotyków. Oczywiście będziemy pić piwo, ale to przecież zupełnie inna zabawa, prawda? Po piwie robi się wielki brzuchol i chce się wymiotować, ale lepiej jak będziemy pili piwo. - macham rękami przed twarzą nabijając się z brata, który jeszcze nie rozmawiał z gwiazdami, a nasze wyjście? Nie byłam złą dziewczynką, chociaż on tak myślał. Mogłabym wcisnąć mu do piwa jakąś tabletkę, ale mam ostatnią na chacie, a przecież wtedy Daniel czułby się źle. Dlatego nie zrobię tego, ale też nie wezmę tabletki. Będziemy się świetnie bawili w akompaniamencie piwa warzonego przez wujów. Mój uśmiech upstrzony piegami i dołeczkami zamieniam na mądrą minę. - Do Oragne O'clock, to taki bar w którym co wieczór mają wolną scenę i może na niej zagrać każdy młody zespół. Podobnoż niektórzy są szaleni, biegają z gitarami i kręcą się jak derwisze. Nawet ostatnio widziałam tam jednego derwisza, był taki śmieszny, mówił, że u niego w kraju to już zabronione. Myślisz, że to fair, Billy? Zabraniać ludziom czegoś w ich własnym kraju? Bo to trochę jak z tym, że nie pozwalasz mi się bawić z pigułami.
Tak sobie myślę, że to by było hipokryzją z jego strony, ale nie podejrzewam, żeby Billy był taki. Przecież jest najmądrzejszym chłopcem jakiego znam! Mężczyzną! O, a Danielek był na zaszczytnym drugim miejscu. Uśmiecham się lekko i odgarniam włosy za uszy.
- Bo jest Twoim przyjacielem oczywiście- wcale nie dlatego, że strasznie się w nim podkochuję i chcę zobaczyć jak się będzie bawił na koncercie i jeżeli będzie się bawił świetnie, to znaczy, że powinniśmy być razem.
Rozbawiona wybucham śmiechem słyszac jego zaniepokojone pytanie.
- Nie martw się, nie chcę wygladać jak kryminialistka. Gdzie miałabym go sobie zrobić, na czole? - śmieję się i wyciągam dwie ładne koszlki podobne do siebie jak dwie krople wody, chociaż jedna miała zielone wstążki, a druga czerwone - W której mam iść?
- Oczywiście, że wiem - oświadczam dumna z siebie - Idziesz ze mną na koncert, żeby mi wybić z głowy, że nie można się bawić bez narkotyków. Oczywiście będziemy pić piwo, ale to przecież zupełnie inna zabawa, prawda? Po piwie robi się wielki brzuchol i chce się wymiotować, ale lepiej jak będziemy pili piwo. - macham rękami przed twarzą nabijając się z brata, który jeszcze nie rozmawiał z gwiazdami, a nasze wyjście? Nie byłam złą dziewczynką, chociaż on tak myślał. Mogłabym wcisnąć mu do piwa jakąś tabletkę, ale mam ostatnią na chacie, a przecież wtedy Daniel czułby się źle. Dlatego nie zrobię tego, ale też nie wezmę tabletki. Będziemy się świetnie bawili w akompaniamencie piwa warzonego przez wujów. Mój uśmiech upstrzony piegami i dołeczkami zamieniam na mądrą minę. - Do Oragne O'clock, to taki bar w którym co wieczór mają wolną scenę i może na niej zagrać każdy młody zespół. Podobnoż niektórzy są szaleni, biegają z gitarami i kręcą się jak derwisze. Nawet ostatnio widziałam tam jednego derwisza, był taki śmieszny, mówił, że u niego w kraju to już zabronione. Myślisz, że to fair, Billy? Zabraniać ludziom czegoś w ich własnym kraju? Bo to trochę jak z tym, że nie pozwalasz mi się bawić z pigułami.
Tak sobie myślę, że to by było hipokryzją z jego strony, ale nie podejrzewam, żeby Billy był taki. Przecież jest najmądrzejszym chłopcem jakiego znam! Mężczyzną! O, a Danielek był na zaszczytnym drugim miejscu. Uśmiecham się lekko i odgarniam włosy za uszy.
- Bo jest Twoim przyjacielem oczywiście- wcale nie dlatego, że strasznie się w nim podkochuję i chcę zobaczyć jak się będzie bawił na koncercie i jeżeli będzie się bawił świetnie, to znaczy, że powinniśmy być razem.
Rozbawiona wybucham śmiechem słyszac jego zaniepokojone pytanie.
- Nie martw się, nie chcę wygladać jak kryminialistka. Gdzie miałabym go sobie zrobić, na czole? - śmieję się i wyciągam dwie ładne koszlki podobne do siebie jak dwie krople wody, chociaż jedna miała zielone wstążki, a druga czerwone - W której mam iść?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Jego młodsza siostra z łatwością owijała sobie go wokół palca. Kontrolowała. Odwracała kota ogonem z taką umiejętnością, że zapominał o czym właściwie rozmawiali. Dawał się manipulować. I chyba gdzieś zdawał sobie z tego sprawę. A jednak wracał do tego schematu. Bo, faktycznie, Polly dawała mu coś, czego nie był dostać nigdzie. Miłość. Dlatego tak bez bólu przystawał na jej warunki. W pewien sposób jej problemy, jej gadatliwość i sama jej obecność, mimo chaosu, który ze sobą niosła, przynosiła mu pewien spokój. Równowagę.
Westchnął z rezygnacją.
-Możemy napić się piwa.-przytaknął.-Ale lepiej, żeby tobie nie robił się brzuchol.-zauważył, unosząc lekko jedną brew, może nawet niego rozbawiony.-Od niczego.-dodał zaraz, gdy do głowy doszło mu jeszcze coś innego.
Przyglądał jej się, gdy mówiła mu o tym miejscu. I powstrzymał się od westchnięcia, gdy zaczęła dywagować na inne tematy, aż w końcu dotarła do tego, od czego zaczęła się rozmowa.
-Polly.-ostrzegł ją tonem.-Nie przeginaj.-mruknął, mimo że nie spinał się już jak wcześniej.-Może derwisze też robili sobie rzeczy, od których potem ewentualnie umierali przedwcześnie? To słabe dla gospodarki.-powiedział, niejako przypominając jej dlaczego nie pozwalał jej na narkotyki.
-W porządku.-wydał z siebie, dochodząc do wniosku, że - faktycznie - obecność Daniela nie byłaby takim złym pomysłem. Może wesprze go trochę w powstrzymywaniu blondynki od szaleństw. To by w sumie było całkiem pomocne.
Przemilczał jej śmiech. Mu wcale nie było do śmiechu. Nigdy nie wiadomo co wpadnie do głowy Polly Havisham.
Z powątpieniem spojrzał na dziewczynę, gdy poleciła mu wybrać jedną z koszulek. Wyglądały tak samo.
-Która ci się bardziej podoba.-stwierdził, zostawiając to do jej decyzji.-Ale to nie dziś, Polly. Ale jeszcze w tym tygodniu.-obiecał jej, podnosząc się z jej łóżka.-Wracam do pracy.-oświadczył, kładąc dłoń na jej ramieniu, jakby trochę niezręcznie, by w końcu się odwrócić i wyjść z jej pokoju.
Miał sporo do przemyślenia. Dlaczego to na nim to wszystko spoczywa? Ech!
/zt
Westchnął z rezygnacją.
-Możemy napić się piwa.-przytaknął.-Ale lepiej, żeby tobie nie robił się brzuchol.-zauważył, unosząc lekko jedną brew, może nawet niego rozbawiony.-Od niczego.-dodał zaraz, gdy do głowy doszło mu jeszcze coś innego.
Przyglądał jej się, gdy mówiła mu o tym miejscu. I powstrzymał się od westchnięcia, gdy zaczęła dywagować na inne tematy, aż w końcu dotarła do tego, od czego zaczęła się rozmowa.
-Polly.-ostrzegł ją tonem.-Nie przeginaj.-mruknął, mimo że nie spinał się już jak wcześniej.-Może derwisze też robili sobie rzeczy, od których potem ewentualnie umierali przedwcześnie? To słabe dla gospodarki.-powiedział, niejako przypominając jej dlaczego nie pozwalał jej na narkotyki.
-W porządku.-wydał z siebie, dochodząc do wniosku, że - faktycznie - obecność Daniela nie byłaby takim złym pomysłem. Może wesprze go trochę w powstrzymywaniu blondynki od szaleństw. To by w sumie było całkiem pomocne.
Przemilczał jej śmiech. Mu wcale nie było do śmiechu. Nigdy nie wiadomo co wpadnie do głowy Polly Havisham.
Z powątpieniem spojrzał na dziewczynę, gdy poleciła mu wybrać jedną z koszulek. Wyglądały tak samo.
-Która ci się bardziej podoba.-stwierdził, zostawiając to do jej decyzji.-Ale to nie dziś, Polly. Ale jeszcze w tym tygodniu.-obiecał jej, podnosząc się z jej łóżka.-Wracam do pracy.-oświadczył, kładąc dłoń na jej ramieniu, jakby trochę niezręcznie, by w końcu się odwrócić i wyjść z jej pokoju.
Miał sporo do przemyślenia. Dlaczego to na nim to wszystko spoczywa? Ech!
/zt
Gość
Gość
Już drugi dzień leżę, mam lat dwadzieścia i dwa dni, ale nie mogę się cieszyć, bo śpię. Gdzie jestem? W innym wymiarze. Niewiele będę z niego pamiętała, chociaż kiedyś dorwałam autobiografię Dalego, w której zapewniał, że wszystko co działo się w prenatalnym okresie życia. Może jest dla mnie szansa, może jak się obudzę, to dam radę opowiedzieć wam wszystkim, jak to jest spać dwa dni i obudzić się w nowym świecie.
Moje oczy się otwierają i na początku nie widzę za dużo. Kolory jaśniejące, coś mnie na twarzy swędzi. To przypomina mi coś o czym chyba zapomniałam. Wzdycham, chociaż czuję, że jest to ciężkie. Coś leży mi na piersi, że nie mogę wziąć odpowiedniego oddechu? Powieki opadają, zbyt ciężkie, czuję, że za trudno jest mi wytrzymać światło.
Ktoś kto siedział przy mnie dwa dni, czuję, że jest tu wciąż. Poruszam palcem jednym, a lawina igiełek wbija się w każdy nerw aż po barki moje. Wewnętrznie przeżywam udrękę, zaś na zewnątrz nic nie przeżywam. Mokry nos wciska mi się pod dłoń, jego smutek wyczuwam nawet z zamkniętymi oczami.
Wieczorem trzeciego dnia po imprezie otwieram oczęta na dobre. Mokry nos leży w nogach mego łóżka, a ktoś inny podchodzi i coś mówi, marszczę czoło, dziwię się widokiem nieznajomej twarzy.
- Co robisz u mnie w pokoju?
Czy to Barry z Rosołkiem, czy też Joseph bohater? A może Bazyl się wreszcie ujawni.
Wiem kim chciałabym, żeby był.
Moje oczy się otwierają i na początku nie widzę za dużo. Kolory jaśniejące, coś mnie na twarzy swędzi. To przypomina mi coś o czym chyba zapomniałam. Wzdycham, chociaż czuję, że jest to ciężkie. Coś leży mi na piersi, że nie mogę wziąć odpowiedniego oddechu? Powieki opadają, zbyt ciężkie, czuję, że za trudno jest mi wytrzymać światło.
Ktoś kto siedział przy mnie dwa dni, czuję, że jest tu wciąż. Poruszam palcem jednym, a lawina igiełek wbija się w każdy nerw aż po barki moje. Wewnętrznie przeżywam udrękę, zaś na zewnątrz nic nie przeżywam. Mokry nos wciska mi się pod dłoń, jego smutek wyczuwam nawet z zamkniętymi oczami.
Wieczorem trzeciego dnia po imprezie otwieram oczęta na dobre. Mokry nos leży w nogach mego łóżka, a ktoś inny podchodzi i coś mówi, marszczę czoło, dziwię się widokiem nieznajomej twarzy.
- Co robisz u mnie w pokoju?
Czy to Barry z Rosołkiem, czy też Joseph bohater? A może Bazyl się wreszcie ujawni.
Wiem kim chciałabym, żeby był.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Gdy się obudził na początku, to nie wiedział gdzie jest ani co się stało. Większość albo wszyscy goście zdążyli wyjść, a on leżał na kanapie. W dodatku zaraz głowa go zaczęła boleć i potem dopiero zaczęło przychodzić część wspomnień. Chyba teraz nieco przesadził. Nie zdarza mu się tracić przytomność po narkotykach. Wiedząc, że nie da rady pójść na poranną pracę, napisał do Ollivandera, że bierze wolne. Wkrótce może się wkurzyć i Weasley będzie musiał na szybko załatwiać z Burke pracę na cały etat. Wtedy zamieszka niedaleko sklepu, aby wszystko się nie wydało tak szybko. Ale za to musiał ogarnąć się do drugiej roboty, więc postanowił nie wrócić do domu. Zwiedził mieszkanie i ujrzał Polkę, która spała sobie w łóżku. Nie widział żadnej dodatkowej instrukcji, jak z nią postępować ani czy coś się jej stało gdy był nieprzytomny. Zostawił ją w spokoju myśląc, że wstanie kiedy będzie chciała. On użył sobie jej prysznica i ręcznika, a potem sobie zrobił kanapki. Przez dwa dni jakoś funkcjonował mieszkając chwilowo u Polki. Ale jego niepokoiło, że właścicielka lokalu nie budzi się. A ona też musi jeść. Tak więc co wieczór dawał jej trochę rosołku, który skombinował po znajomościach.
Trzeciego wieczora został zaskoczony, bo wszedł z talerzem rosołku do jej pokoju i nagle usłyszał jej głos. Śpiąca królewna się obudziła. Aż odetchnął z ulgą. Nie chciał całe życie spędzić na karmieniu jej, aby nie był oskarżony o zabójstwo. Jeszcze tego by mu brakowało.
- Nie spodziewałem się, że uciekniesz w swoje fantazje na trzy dni. Glodna?
Podszedł do jej łóżka i przysunął krzesło, aby usiąść na nim. Talerz położył na swoich kolanach i prawa dłonią schwycił łyżkę, którą wyciągnął z talerza z kluskami i trochę zupki. Wątpił w to, aby dała radę sama zjeść zupę. No chyba że nagle ożywi się. To już zależy od sił Polki.
Trzeciego wieczora został zaskoczony, bo wszedł z talerzem rosołku do jej pokoju i nagle usłyszał jej głos. Śpiąca królewna się obudziła. Aż odetchnął z ulgą. Nie chciał całe życie spędzić na karmieniu jej, aby nie był oskarżony o zabójstwo. Jeszcze tego by mu brakowało.
- Nie spodziewałem się, że uciekniesz w swoje fantazje na trzy dni. Glodna?
Podszedł do jej łóżka i przysunął krzesło, aby usiąść na nim. Talerz położył na swoich kolanach i prawa dłonią schwycił łyżkę, którą wyciągnął z talerza z kluskami i trochę zupki. Wątpił w to, aby dała radę sama zjeść zupę. No chyba że nagle ożywi się. To już zależy od sił Polki.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
(ejej, jak coś, to Józef też został pilnować Polki, może się zakumplowaliście! A moze Joseph uciekł, bo sie przestraszył? )
Kiedy leżę, dociera do mnie zapach ciepłego naparu i mimowolnie uśmiecham się. Siły wracają do mnie dość szybko, chociaż jeszcze nie czuję skutków ubocznych tej natychmiastowej reinkarnacji. Mówię o reinkarnacji, bo pewnie od tych toksyn, które w moim ciele krążą, wciąż jestem blada jak ściana. Nie moja ściana, bo ja mam kolorowe ściany, ale taka biała ściana. No, chyba że Barry i piesek mój i Joseph robili mi płukanie żołądka. To mogłoby być nawet zabawne!
- Trzy dni? - dziwię się szeptem, zachrypnięte gardło usprawiedliwiam trzydniowym nieużytkowaniem, oczy zaś wpatrują się to w Barrego, to znów na bok, gdzie łatwiej zachować im odpoczynek. Tak się zdecydować nie mogę, czy łatwiej mi jest patrzeć na koc, czy na zupę, którą trzyma w dłoniach. Mrugam nieobecna i staram się lekko podnieść do półsiedzenia, wyciągam dłonie i przeciągam się ziewając. - Czemu aż tak długo? To już rekord mój chyba.. ale jak mnie mięśnie bolą, Barry - przerażona zastygam w rozciągnięciu na dwie strony świata, szybko jednak opuszczam ręce i siadam i patrzę co tam ma Barry. - Ugotowałeś mi zupkę? O, jaki jesteś milusi, właśnie o tym marzyłam - ale wyciągnięte dłonie opadają na pościel, a ja prosząco zwracam się do Barrego, żeby mnie nakarmił, bo ja chyba nie mam na to siły.
Kiedy leżę, dociera do mnie zapach ciepłego naparu i mimowolnie uśmiecham się. Siły wracają do mnie dość szybko, chociaż jeszcze nie czuję skutków ubocznych tej natychmiastowej reinkarnacji. Mówię o reinkarnacji, bo pewnie od tych toksyn, które w moim ciele krążą, wciąż jestem blada jak ściana. Nie moja ściana, bo ja mam kolorowe ściany, ale taka biała ściana. No, chyba że Barry i piesek mój i Joseph robili mi płukanie żołądka. To mogłoby być nawet zabawne!
- Trzy dni? - dziwię się szeptem, zachrypnięte gardło usprawiedliwiam trzydniowym nieużytkowaniem, oczy zaś wpatrują się to w Barrego, to znów na bok, gdzie łatwiej zachować im odpoczynek. Tak się zdecydować nie mogę, czy łatwiej mi jest patrzeć na koc, czy na zupę, którą trzyma w dłoniach. Mrugam nieobecna i staram się lekko podnieść do półsiedzenia, wyciągam dłonie i przeciągam się ziewając. - Czemu aż tak długo? To już rekord mój chyba.. ale jak mnie mięśnie bolą, Barry - przerażona zastygam w rozciągnięciu na dwie strony świata, szybko jednak opuszczam ręce i siadam i patrzę co tam ma Barry. - Ugotowałeś mi zupkę? O, jaki jesteś milusi, właśnie o tym marzyłam - ale wyciągnięte dłonie opadają na pościel, a ja prosząco zwracam się do Barrego, żeby mnie nakarmił, bo ja chyba nie mam na to siły.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
wszystko już zostało wyjaśnione, tylko nie bij
Barry starał się zachowywać nienagannie, aby przypadkiem nie dostać od osoby, która i tak tymczasowo jego jak i Polkę sprawowała opiekę. Musiał uważać, aby się wiele rzeczy nie wydało i nie poszło w złe strony. Gdyby ktoś wydał, że to on załatwił siebie i Polkę...
Widząc, jak próbuje się podnieść, Barry obserwował czy nie zrobi sobie jakiejś krzywdy. Dopiero co się obudziła i gdyby teraz nagle rąbnęła się w głowę czy w inną część ciała, to mogłoby jemu się oberwać. Jeszcze by pomyśleli niektórzy, ze on bije dziewczyny. No ale on taki nie jest.
- Nie wiem, ale chyba miałaś zbyt dobre sny i nie chciałaś wracać do brutalnego świata.
Powiedział wesoło. Ciekawe o czym śniła. Ale w sumie dobrze, że przespała te najgorsze dni. Im mniej wie, tym lepiej dla niej. -Pewnie lubisz rosołek, co?- zadał pytanie uśmiechając się i zaraz zrobił mały samolocik z łyżką zupy do ust Polki.
-Wziuuuu... otwieramy usta... lądowanie awaryjne.
I zawartość łyżki znalazł się w ustach Polki. Cicho się zaśmiał, po czym poczekał chwilę, aż przełknie pierwszą porcję samolociku.
Barry starał się zachowywać nienagannie, aby przypadkiem nie dostać od osoby, która i tak tymczasowo jego jak i Polkę sprawowała opiekę. Musiał uważać, aby się wiele rzeczy nie wydało i nie poszło w złe strony. Gdyby ktoś wydał, że to on załatwił siebie i Polkę...
Widząc, jak próbuje się podnieść, Barry obserwował czy nie zrobi sobie jakiejś krzywdy. Dopiero co się obudziła i gdyby teraz nagle rąbnęła się w głowę czy w inną część ciała, to mogłoby jemu się oberwać. Jeszcze by pomyśleli niektórzy, ze on bije dziewczyny. No ale on taki nie jest.
- Nie wiem, ale chyba miałaś zbyt dobre sny i nie chciałaś wracać do brutalnego świata.
Powiedział wesoło. Ciekawe o czym śniła. Ale w sumie dobrze, że przespała te najgorsze dni. Im mniej wie, tym lepiej dla niej. -Pewnie lubisz rosołek, co?- zadał pytanie uśmiechając się i zaraz zrobił mały samolocik z łyżką zupy do ust Polki.
-Wziuuuu... otwieramy usta... lądowanie awaryjne.
I zawartość łyżki znalazł się w ustach Polki. Cicho się zaśmiał, po czym poczekał chwilę, aż przełknie pierwszą porcję samolociku.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Samolocik ląduje mi w buzi i oblizuję się ze smakiem, bo rzeczywiście wyborną zupkę mi przygotował Barry. Nie wiedziałam, że jest kucharzykiem oprócz tego, że jest dilerem.
- Kurcze, w sumie nie pamiętam ani jednego z tych snów. To znaczy, że musiałam spać bardzo głęboko - kiedy to odkryłam, oczy powiększyły mi się znacznie - To całe szczęście, że jakoś się jednak obudziłam. Jeszcze zjadłbyś cały rosołek beze mnie - co zresztą tak sobie wyobrażałam, że przyszedł zjeść zupę przy mnie, a zamiast tego ja mu ją podjadam. Jestem złym kacoczłowiekiem, bo zamiast wymiotować, pożeram wszystko co jest wokół mnie. - A po czym tak mnie ścięło? Bo dużo tutaj było wszystkiego...- podśmieszkuję się pod nosem przypominając sobie..2/5 imprezy, bo więcej nie spamiętałam. Pamiętam tylko, że było świetnie i że nawet Judycie się spodobało. A jeżeli jej się podobało, to znaczy, że było na prawdę ekstra. Do dziś jednak nie wiem co się działo dokładnie i chronologia mi się plącze, ale to nic. Pamiętam za to odkrycie stulecia. - Barry, ty mi wcale nie mówiłeś, że jesteś ŁIZLEJ - znów to przeżywam, bo chyba nie mogę się ruszyć na krok, żeby nie trafić zaraz na szlachciców. Istna plaga, chyba opanowali cały Londyn. - Niezły przypał - informuję go o tym, co sobie pomyślałam, informuję z wysoko uniesionymi brwiami.
- Kurcze, w sumie nie pamiętam ani jednego z tych snów. To znaczy, że musiałam spać bardzo głęboko - kiedy to odkryłam, oczy powiększyły mi się znacznie - To całe szczęście, że jakoś się jednak obudziłam. Jeszcze zjadłbyś cały rosołek beze mnie - co zresztą tak sobie wyobrażałam, że przyszedł zjeść zupę przy mnie, a zamiast tego ja mu ją podjadam. Jestem złym kacoczłowiekiem, bo zamiast wymiotować, pożeram wszystko co jest wokół mnie. - A po czym tak mnie ścięło? Bo dużo tutaj było wszystkiego...- podśmieszkuję się pod nosem przypominając sobie..2/5 imprezy, bo więcej nie spamiętałam. Pamiętam tylko, że było świetnie i że nawet Judycie się spodobało. A jeżeli jej się podobało, to znaczy, że było na prawdę ekstra. Do dziś jednak nie wiem co się działo dokładnie i chronologia mi się plącze, ale to nic. Pamiętam za to odkrycie stulecia. - Barry, ty mi wcale nie mówiłeś, że jesteś ŁIZLEJ - znów to przeżywam, bo chyba nie mogę się ruszyć na krok, żeby nie trafić zaraz na szlachciców. Istna plaga, chyba opanowali cały Londyn. - Niezły przypał - informuję go o tym, co sobie pomyślałam, informuję z wysoko uniesionymi brwiami.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Barry wolał trzymać w tajemnicy swoje umiejętności. Gdyby one wszystkie się wydały, to miałby cholernie przechlapane. Bycie rudym czasem to ułatwia. Większość myśli, że rudzi tylko kłamią, co jest całkowitą prawdą w przypadku Barry'ego. On kłamie wszystkim jak z nut, tylko koty znają prawdę, ale i im nie mówi zbyt wiele. Kto wie, czy może jest jeszcze jedna osoba, która zna się na rozmowie z kotami? A może to jest jakiś auror? Posiadanie aurora w rodzinie jest bardzo niebezpiecznym ryzykiem. Dlatego... wyprowadzi się na Nokturn. Blisko do pracy, jednej jak i drugiej. I spokojnie mógł spotykać się ze swoimi klientami.
- Za szybko wypiłaś swego drinka i wylądowałaś potem szybko w swoich marzeniach
Polka szybko uciekła w swój nocny świat. Barry niewiele więcej pamięta, po też go ścięło, tyle że tak nagle a porządnie. Lecz on nie potrzebował dwóch dni za zregenerowanie swoich sił.
Wyjął wcześniej łyżkę z ust Polki i ponownie włożył ją do zupy. Zaśmiał się słysząc jej odkrycie stulecia. To ona po włosach nie poznała, z kim się zadaje? Czy może zakłada, że nie każdy rudy jest Weasley'em?
- Czy ja wiem... Póki nikt nie wie, to jest dobrze. Mam nadzieję, że się nie wygadasz. Bo wiesz... - gdy zaczął mówić z uśmiechem na ustach, wyjął łyżkę z kolejną porcją rosołu i już byłą ona przy ustach Polki, gdy ją nagle lekko odsunął, aby szybko tego nie zjadła. Musiał się upewnić, że się nie wygada. - Chyba nie chcesz, bym trafił za kratki? Mój pracodawca nie byłby tym faktem zaszczycony.- dopowiedział cicho spoglądając na nią trochę smutno, jakby martwiła jego wizja z obskurnych ciuchach za kratkami. Lepiej, aby nie wydała, czym się zajmuje popołudniami. Tak będzie dla nich obojga lepiej.
- Za szybko wypiłaś swego drinka i wylądowałaś potem szybko w swoich marzeniach
Polka szybko uciekła w swój nocny świat. Barry niewiele więcej pamięta, po też go ścięło, tyle że tak nagle a porządnie. Lecz on nie potrzebował dwóch dni za zregenerowanie swoich sił.
Wyjął wcześniej łyżkę z ust Polki i ponownie włożył ją do zupy. Zaśmiał się słysząc jej odkrycie stulecia. To ona po włosach nie poznała, z kim się zadaje? Czy może zakłada, że nie każdy rudy jest Weasley'em?
- Czy ja wiem... Póki nikt nie wie, to jest dobrze. Mam nadzieję, że się nie wygadasz. Bo wiesz... - gdy zaczął mówić z uśmiechem na ustach, wyjął łyżkę z kolejną porcją rosołu i już byłą ona przy ustach Polki, gdy ją nagle lekko odsunął, aby szybko tego nie zjadła. Musiał się upewnić, że się nie wygada. - Chyba nie chcesz, bym trafił za kratki? Mój pracodawca nie byłby tym faktem zaszczycony.- dopowiedział cicho spoglądając na nią trochę smutno, jakby martwiła jego wizja z obskurnych ciuchach za kratkami. Lepiej, aby nie wydała, czym się zajmuje popołudniami. Tak będzie dla nich obojga lepiej.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Dwa dni. Spała już od dwóch dni. Niepokoiłem się. Co prawda konsultowałem się z Alanem i ten uspokajał mnie, że jeszcze jest za wcześnie by móc się niepokoić. Zalecał cierpliwość i pozwolenie organizmowi się zregenerować samemu. Niestety nigdy nie należałem do osób cierpliwych. Od dwóch dni chodziłem więc poddenerwowany i rozdrażniony. Najbardziej cierpiał na tym Barry, który o dziwo całkiem szybko doszedł do siebie. Nie żebym insynuował, że zapewne jest to wynikiem intensywnego treningu w jakichś podejrzanych melinach...Choć właściwie z ręką na sercu muszę przyznać, że zdarzało mi się wypomnieć złośliwie jego wyczyn. Gdyby nie fakt, że nie był niewinny całego zajścia nawet miałbym wyrzuty sumienia i współczułbym, że musi znosić moje upierdlistwo. No ale wiecie...
- Chyba nie chcesz, bym trafił za kratki? Mój pracodawca nie byłby tym faktem zaszczycony.
- Co ty nie powiesz, Barry? - Podparłem framugę drzwi prowadzących do pokoju Polly. Ręce miałem zaplecione na torsie. Nie wiedzieć czemu czułem się niczym upierdliwa żonka z wieloletnim stażem. z rudzielca wzrok przeniosłem na psa, a potem na solenizantkę. Posłałem jej ciepły uśmiech, zrzucając przy tym ćwierćtonę zmartwień.
- Dobrze, że do nas wróciłaś.
- Chyba nie chcesz, bym trafił za kratki? Mój pracodawca nie byłby tym faktem zaszczycony.
- Co ty nie powiesz, Barry? - Podparłem framugę drzwi prowadzących do pokoju Polly. Ręce miałem zaplecione na torsie. Nie wiedzieć czemu czułem się niczym upierdliwa żonka z wieloletnim stażem. z rudzielca wzrok przeniosłem na psa, a potem na solenizantkę. Posłałem jej ciepły uśmiech, zrzucając przy tym ćwierćtonę zmartwień.
- Dobrze, że do nas wróciłaś.
Gość
Gość
- No ale jak to - troche nie ogarniam - Mówisz, że to drink? - dziwię się jeszcze troche - Taki normalny z wódką? Ja mam bardzo dobrą tolerancję alkoholu, to nie mógł być drink - kłócę się jednak, bo Barry mi coś zmyśla, to nie może być tak, że to z tego powodu lewno co ogarniam i trzy dni nie żyłam.
O ja bardzo przepraszam, że każdego rudzielca od początku nie skreślam. Zresztą, to że jest Weasleyem ma tylko jedną wadę: jest szlachetnie urodzony, a to zawsze jest problem. Rosołek zaś był pyszny i kiwam głową i wyciągam usta by się nim najeść, kiedy łyżka odfruwa, a Barry mówi, że mam nie mówić. Robię krzyżyk na sercu i niech wie, że już nigdy nie powiem, zjadam co mi dane i z łyżką w ustach patrzę na drugiego chłopca. Ile dziś chłopców w moim pokoju! Wyjmuję sobie łyżkę i patrzę niepewnie na chłopca w drzwiach, który jest p i ę k n y. Barry go chyba zatrzymał, żebym go zjadła na drugie danie zaraz po zupce.
- Ja zawsze wracam J o z u e f - trochę się czuje szmatowato, jak leże w łóżku i dwóch chłopców sie na mnie patrzy jak leżę i sie oblizuję (od rosołku), ale z drugiej strony, to chyba żaden z nich nie był na tyle mądry, żeby mnie przebrać. Albo tak jak ja się teraz na polikach robie czerwona OD ROSOŁKU tak oni sie by robili jakby mnie przebierali.
- Chłopcy, żaden z was nie wpadł na pomysł, że niewygodnie mi w tej kiecce spać? Ledwo oddycham, dajcie mi coś innego do ubrania - zarządzam i pokazuję do Jozuefa żeby otworzył szafę a sama oddaję łyżkę Barremu i wtedy kiedy Jozuef zaczął szukać w szafce klamotów, mrugam do Łizleja.
- Nie powiem im, ale jak mi powiesz dlaczego niby musisz pracować, myślałam, że szlachcice mają tyle hajsu co pingiwny lodu - no nie jestem zachwycona i zerkam czy Jozuef wie czego szukać.
- Jozuef jak mi pomożesz wstać to sama się przebiorę
O ja bardzo przepraszam, że każdego rudzielca od początku nie skreślam. Zresztą, to że jest Weasleyem ma tylko jedną wadę: jest szlachetnie urodzony, a to zawsze jest problem. Rosołek zaś był pyszny i kiwam głową i wyciągam usta by się nim najeść, kiedy łyżka odfruwa, a Barry mówi, że mam nie mówić. Robię krzyżyk na sercu i niech wie, że już nigdy nie powiem, zjadam co mi dane i z łyżką w ustach patrzę na drugiego chłopca. Ile dziś chłopców w moim pokoju! Wyjmuję sobie łyżkę i patrzę niepewnie na chłopca w drzwiach, który jest p i ę k n y. Barry go chyba zatrzymał, żebym go zjadła na drugie danie zaraz po zupce.
- Ja zawsze wracam J o z u e f - trochę się czuje szmatowato, jak leże w łóżku i dwóch chłopców sie na mnie patrzy jak leżę i sie oblizuję (od rosołku), ale z drugiej strony, to chyba żaden z nich nie był na tyle mądry, żeby mnie przebrać. Albo tak jak ja się teraz na polikach robie czerwona OD ROSOŁKU tak oni sie by robili jakby mnie przebierali.
- Chłopcy, żaden z was nie wpadł na pomysł, że niewygodnie mi w tej kiecce spać? Ledwo oddycham, dajcie mi coś innego do ubrania - zarządzam i pokazuję do Jozuefa żeby otworzył szafę a sama oddaję łyżkę Barremu i wtedy kiedy Jozuef zaczął szukać w szafce klamotów, mrugam do Łizleja.
- Nie powiem im, ale jak mi powiesz dlaczego niby musisz pracować, myślałam, że szlachcice mają tyle hajsu co pingiwny lodu - no nie jestem zachwycona i zerkam czy Jozuef wie czego szukać.
- Jozuef jak mi pomożesz wstać to sama się przebiorę
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
- Nie mam pojęcia, jakie ty tam wódki miałaś. Ja ci ich nie zapewniałem.
Barry nie zajmował się alkoholem na jej przyjęciu, więc spokojnie na to zwali. Niech myśli, że to jest wina alkoholu, który zakupiła. Nie było tutaj bezpiecznie rozmawiać o narkotykach. I tak było dobrze, że udało się jemu porozmawiać metaforycznie z Polką, bo oczywiście nie spodziewał się, że nagle do ich pokoju zawita Józek z pretensjami do rudzielca. Dał Polce porcję rosołku wierząc w jej krzyżyki i spojrzał na marudę roku.
-Też czekasz na swoją porcję rosołku?
Zadał jemu pytanie zerkając na niego niezbyt zadowolony jego wizytą, lecz skupił się na karmieniu głodomora. Nic nie skomentował tego, że Polka chciałaby się przebrać. Barry i tak nie odejdzie od jej łóżka. Skoro Józek przyszedł, to niech grzebie w babskiej szafie. Barry był w sumie zadowolony z takiego obrotu sprawy.
- Jakbym był bogaty, to bym pewnie nie wpadł do Ciebie. Nie każdy szlachcic jest bogaty. My należymy do najbiedniejszych od długiego czasu, także wiesz.
Odpowiedział spokojnie na jej pytanie i dał jej porcję rosołku. Spojrzał zaciekawiony na Józka mając nadzieję, że znalazł coś w jej szafie. Chyba wolał, jak Polka była milcząca. Nie zadawała tyle pytań i mógł unikać towarzystwa Józka, który wypomina jemu to, co się stało na imprezie.
Barry nie zajmował się alkoholem na jej przyjęciu, więc spokojnie na to zwali. Niech myśli, że to jest wina alkoholu, który zakupiła. Nie było tutaj bezpiecznie rozmawiać o narkotykach. I tak było dobrze, że udało się jemu porozmawiać metaforycznie z Polką, bo oczywiście nie spodziewał się, że nagle do ich pokoju zawita Józek z pretensjami do rudzielca. Dał Polce porcję rosołku wierząc w jej krzyżyki i spojrzał na marudę roku.
-Też czekasz na swoją porcję rosołku?
Zadał jemu pytanie zerkając na niego niezbyt zadowolony jego wizytą, lecz skupił się na karmieniu głodomora. Nic nie skomentował tego, że Polka chciałaby się przebrać. Barry i tak nie odejdzie od jej łóżka. Skoro Józek przyszedł, to niech grzebie w babskiej szafie. Barry był w sumie zadowolony z takiego obrotu sprawy.
- Jakbym był bogaty, to bym pewnie nie wpadł do Ciebie. Nie każdy szlachcic jest bogaty. My należymy do najbiedniejszych od długiego czasu, także wiesz.
Odpowiedział spokojnie na jej pytanie i dał jej porcję rosołku. Spojrzał zaciekawiony na Józka mając nadzieję, że znalazł coś w jej szafie. Chyba wolał, jak Polka była milcząca. Nie zadawała tyle pytań i mógł unikać towarzystwa Józka, który wypomina jemu to, co się stało na imprezie.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie dzięki, tak tylko przyszedłem sprawdzić czy z twoja głową już wszystko w porządku i czy przypadkiem tą łyżeczką nie miałeś przypadkiem ciągotek do wygrzebania Polly mózgu przez nosek i zapakowania go słoiczek by moc następnie z dumą biegać po domku wykrzykując dżem - pomyślałem, lecz nie powiedziałem. Burknąłem coś w zamian pod nosem po polsku wywracając przy tym oczami.
- Obyś wyzbywała, jak najrzadziej. Gdyby nie to, że mój znajomy uzdrowiciel mieszkał niedaleko to teraz witałabyś dzień w Mungu. - I to nie koniecznie na którymś z oddziałów, a być może kostnicy. Co prawda, jak zwykle wyolbrzymiałem, lecz nie potrafiłem inaczej. Pogroziłem nawet palcem, mając nadzieję, że dziewczyna weźmie do serca moją uwagę. Niestety, jej odnośnie przyodziewku była równie trafna.
- Cóż...- Podrapałem się po szyi czując pewne zakłopotanie. Bo nie żebym o tym nie pomyślał, lecz zupełnie inaczej wyobrażałem sobie sytuację w której pierwszy raz przyjdzie mi rozebrać kobietę więc ten...no...w tym momencie posłusznie skierowałem kroki ku szafie.
- Innej opcji nie przewiduję. - Zaznaczyłem i czując ciepło na polikach ciągle gmeram w szafie. Czemu ona taka przepastna?
- Obyś wyzbywała, jak najrzadziej. Gdyby nie to, że mój znajomy uzdrowiciel mieszkał niedaleko to teraz witałabyś dzień w Mungu. - I to nie koniecznie na którymś z oddziałów, a być może kostnicy. Co prawda, jak zwykle wyolbrzymiałem, lecz nie potrafiłem inaczej. Pogroziłem nawet palcem, mając nadzieję, że dziewczyna weźmie do serca moją uwagę. Niestety, jej odnośnie przyodziewku była równie trafna.
- Cóż...- Podrapałem się po szyi czując pewne zakłopotanie. Bo nie żebym o tym nie pomyślał, lecz zupełnie inaczej wyobrażałem sobie sytuację w której pierwszy raz przyjdzie mi rozebrać kobietę więc ten...no...w tym momencie posłusznie skierowałem kroki ku szafie.
- Innej opcji nie przewiduję. - Zaznaczyłem i czując ciepło na polikach ciągle gmeram w szafie. Czemu ona taka przepastna?
Gość
Gość
- Ech, to się nigdy nie dowiem już prawy, to beze taka nasza tajemnica do grobu - pośmiałam się i zjadłam wiecej zupki, aż tutaj Jozef przyszedł. Trochę się chłopaki posprzeczały, a ja się dalej uśmiechałam. Szczególnie, kiedy Jozuef mówił po polsku. Przeniosłam wtedy spojrzenie na Barrego i pytam - Zrozumiałeś? - ale pewnie nie, wiec się ubawiłam. A potem zaczęłam wzdychać nad mądrością pięknego Jozuefa. - Ale ty masz znajomych Jozuef, czyli kto tutaj był? Bo wiesz, że ja też będę uzdrawiać? Poważnie. I znam panią Vanity... onie, mam nadzieje, że to nie ją tutaj zaprosiłeś?! Byłby mi maksymalnie wstyd jakbyś ja zaprosił tutaj jak miałam zgona - zasłaniam twarz moją rękoma obiema, bo odzyskałam trochę mocy po tym rosołku. Później ściągam skórę z twarzy, przeciągając tego dwu dłoniowego facepalma aż na ziemię. - Jesu, byleby nie była to ona - lamentuję i potem jest akcja szafa, która najchętniej przeprowadziłabym zaraz, tak mi się bowiem śpieszy do rozbierania się. A Jozuef niepotrzebnie sie zamartwiał, bo ja na przykład myślałam kiedyś, że jak pierwszy raz mnie będzie facet rozbierał, to też romantycznie, a potem poszłam do lekarza i wcale nie było.
- A, to dlatego Lineta się tak skrzywiła - kiwam głową, bo już pojęłam - ona trochę jest golddigerką, bo jej brakuje na eksperymenty - wyjaśniam mu i wzdycham sobie - Ale tak czy siak na pewno macie trochę hajsu z samego powodu posiadania innej krwi. Zresztą.. czemu byś nie wpadł - marszczę czoło, ale z niego pozer!
Potem spoglądam na Jozuefa, który się biedny w szafie prawie utopił.
- Wyjmij mi sweterek różowy i te miękkie spodnie - wskazuję na kalesony w rozmiarze dużym, co mi robia za modern-dresy.
- A, to dlatego Lineta się tak skrzywiła - kiwam głową, bo już pojęłam - ona trochę jest golddigerką, bo jej brakuje na eksperymenty - wyjaśniam mu i wzdycham sobie - Ale tak czy siak na pewno macie trochę hajsu z samego powodu posiadania innej krwi. Zresztą.. czemu byś nie wpadł - marszczę czoło, ale z niego pozer!
Potem spoglądam na Jozuefa, który się biedny w szafie prawie utopił.
- Wyjmij mi sweterek różowy i te miękkie spodnie - wskazuję na kalesony w rozmiarze dużym, co mi robia za modern-dresy.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
pokój Poli
Szybka odpowiedź