pokój Poli
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pokój Poli
Bardzo małe pomieszczenie, urządzone jak dla piętnastolatki. Pola nie narzeka, bo też nie zaprasza do domu nikogo - wystrój pokoju jest jej obojętny, a może nawet z psychologicznego punktu widzenia to lepiej, że wygląd się nie zmienia. Przynajmniej jak się już nawdycha oparów, to ma zawsze rano pewność, że nie pomyliła dzielnic
Nasza umowa jest taka, nie inna, ale kiedy dziś wchodzisz do mojego pokoju, wydaje mi się, że nie zdążyłam się jeszcze na to zgodzić. Bo nikt nie puka do mnie do drzwi. Barry nie puka, ale też dawno nie przychodził, jego ostatnia sowa, a właściwie list, wciąż leży obok kosza, gdzie go rzuciłam, obrażona na niego, że ze mną tak postąpił. Jak mógł mnie tak zasmucać i tak olewać, kiedy ja na prawdę się martwiłam o niego i na prawdę chciałabym wiedzieć czemu nie przyjedzie do mnie, zamiast być takim tajemniczym. Nikt inny nie puka, a wujcio Vincent dawno nie odwiedzał mnie. Ostatnio kiedy przyszedł, wyglądał na schorowanego i zjadł całą zupę rosół, jaką mu przygotowałam. Miałam nadzieję, że zostanie na tydzień albo i miesiąc, albo na zawsze, ale on nie chciał. Nie dziwie mu sie, też się smucę tym, że Danielek wyjechał. Ale nie można dać się zwariować, a ja chciałabym z nim spędzać więcej czasu! W końcu to on czatował przy moim łożu, kiedy sie prawie zabiłam po tej całej śmierci mojej przyjaciółki Linette. Billy miał się nigdy nie dowiedzieć o mojej próbie samobójczej, obiecał mi to Daniel i Vincent.
Więc kiedy ktoś puka, to się dziwię. Billy przychodzi do mnie rzadko, chociaż mieszkamy dwa lata już ze sobą. A po ślubie co się stanie? Ja będę musiała się wyprowadzić, czy to on się wyprowadzi? Jeżeli padnie na mnie, to nie mam pojęcia gdzie miałabym zamieszkać. Daniel mógłby być moim schronieniem, ale wyjechał do Niemiec. Co się ze mną stanie, czy zostanę jednym z tych, którzy śpią na strychu w pracy? W Słodkiej Próżności jest kilka takich schowków takiej wielkości, że mogłabym awet się wygodnie tam ułożyć.
Kiedy siada bez słowa, ale ze słowem Polly na ustach to już wiem, że coś jest nie tak.
Zaraz mi zrobi wykład, że ćpam za dużo. Albo że za dużo pale papierosów. Albo że przesadzam z alkoholem i że zgubiłam psa. Wasyl uciekł, a to ja mam płacić za jego błędy! Absurdalne.
Ale nim Billy zdołał na mnie nakrzyczeć, to mówi, że się żeni a ja patrze i czekam na to, aż zacznie krzyczeć, że za dużo ćpam, za duzo palę czy za dużo pije, a może że za wielu kolegów do mnie przychodzi na rozmowy. No i czekam i jem w międzyczasie, a że mam kaca, to dopiero jak powiedział i posprzątał mi na biurku to unoszę brwi i mówię:
- Co to za żarty Williamie Havisham, bo mi się wcale nie podobają - zmarszczyłam brwi - Jak to się oświadczasz, komu niby? Ty znasz kobiety?
Chyba że mężczyźnie. Albo pracy. Czego ludzie nie wymyślą w tych czasach.
Więc kiedy ktoś puka, to się dziwię. Billy przychodzi do mnie rzadko, chociaż mieszkamy dwa lata już ze sobą. A po ślubie co się stanie? Ja będę musiała się wyprowadzić, czy to on się wyprowadzi? Jeżeli padnie na mnie, to nie mam pojęcia gdzie miałabym zamieszkać. Daniel mógłby być moim schronieniem, ale wyjechał do Niemiec. Co się ze mną stanie, czy zostanę jednym z tych, którzy śpią na strychu w pracy? W Słodkiej Próżności jest kilka takich schowków takiej wielkości, że mogłabym awet się wygodnie tam ułożyć.
Kiedy siada bez słowa, ale ze słowem Polly na ustach to już wiem, że coś jest nie tak.
Zaraz mi zrobi wykład, że ćpam za dużo. Albo że za dużo pale papierosów. Albo że przesadzam z alkoholem i że zgubiłam psa. Wasyl uciekł, a to ja mam płacić za jego błędy! Absurdalne.
Ale nim Billy zdołał na mnie nakrzyczeć, to mówi, że się żeni a ja patrze i czekam na to, aż zacznie krzyczeć, że za dużo ćpam, za duzo palę czy za dużo pije, a może że za wielu kolegów do mnie przychodzi na rozmowy. No i czekam i jem w międzyczasie, a że mam kaca, to dopiero jak powiedział i posprzątał mi na biurku to unoszę brwi i mówię:
- Co to za żarty Williamie Havisham, bo mi się wcale nie podobają - zmarszczyłam brwi - Jak to się oświadczasz, komu niby? Ty znasz kobiety?
Chyba że mężczyźnie. Albo pracy. Czego ludzie nie wymyślą w tych czasach.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Ja przecież tak rzadko prawię ci kazania, już nie demonizuj. Ja nawet nie zauważam ani leżących na stole porcji Diablego Ziela, ani papierosów, ani chłopców. Chyba, że akurat wychodzę do łazienki, a jakiś mi ją zajmuje - wtedy faktycznie dostrzegam obecność osoby innej, ale akurat zdarza się to tak rzadko, że nie mam podstaw do wypominania ci kolegów. Czasem tylko umysł mój ogarnięty zostanie szałem nauczycielskim, gdy dostrzegę już coś, co bezczelnie pod nosem mi pozostawisz, a ja obudzę się na moment i przez godzinę nawijać ci będę o okropnych skutkach, kończąc wreszcie jakąś puentą natury czysto fizjologicznej, gdyż moralizatorem być nie umiem. Nie wiem, czy jakiś skutek to odnosi, bo zaraz o sprawie zapominam i zweryfikować wtedy trudno.
Ale dziś nie mówię kazania, nie rozmawiam też z tobą o porządku (bo jest znośnie), o obiedzie (bo jest dobry), ani o mamie (bo jakoś ostatnio jej nie odbija), ani o kwestiach domowych w aspektach innych, bo skupiony jestem na zadaniu przybliżenia ci moich planów matrymonialnych. To i tak wielki wyczyn, sama przyznasz.
Nie wiem nawet, że głupio myślisz o wyprowadzce, bo ja wcale o tym nie myślałem i nie zamierzam. Właściwie moje plany nie są specjalnie sprecyzowane - w gruncie rzeczy chcę normalnego biegu rzeczy z różnicą Pomony zainstalowanej na stałe w moim życiu, a szczegóły są kwestią drugorzędną i chyba jednak pozostawię je osobom nieco bardziej ogarniętym w takich rzeczach.
- Pomonie Sprout - odpowiadam z powagą, bo teraz mój umysł jest tak zaaferowany, że nie starcza na rozumienie żartów. Na kolejne pytanie nie odpowiadam, bo właściwie nie uważam za stosowne informować cię o moim życiu... uczuciowym to chyba złe słowo. Seksualnym, można byłoby powiedzieć, ale nie mam pewności, czy to nie jest jednak zbyt płytkie. Niemniej jednak temat przemilczam, wcześniej ze względu na brak jego istotności, teraz zaś na skupienie na kwestiach nieco innych. - Znałem ją - wykonuję niekontrolowany ruch ręką po raz kolejny - zanim jeszcze się wprowadziłaś - tłumaczę, próbując przypomnieć sobie istotnych szczegółów jak najwięcej. - Ale sprawy trochę się skomplikowały - tak nazywam ładnie fakt, że stchórzyłem i na parę dni zamknąłem się w mieszkaniu, żeby nie stanąć z nią oko w oko przed wyjazdem do Hogwartu. - Myślę, że najlepszą decyzją będzie oświadczenie jej się z terminem nieokreślonym - kończę tę swoją bardzo konkretną i wyjaśniającą wszystko wypowiedź. Wzruszam ramionami, patrzę na ciebie z napięciem. Zależy mi na twoim zdaniu. Nawet jeśli nie do końca zdaję sobie sprawę z wagi tej decyzji i z tego, jak odmienić może zarówno moje, jak i twoje życie.
Ale dziś nie mówię kazania, nie rozmawiam też z tobą o porządku (bo jest znośnie), o obiedzie (bo jest dobry), ani o mamie (bo jakoś ostatnio jej nie odbija), ani o kwestiach domowych w aspektach innych, bo skupiony jestem na zadaniu przybliżenia ci moich planów matrymonialnych. To i tak wielki wyczyn, sama przyznasz.
Nie wiem nawet, że głupio myślisz o wyprowadzce, bo ja wcale o tym nie myślałem i nie zamierzam. Właściwie moje plany nie są specjalnie sprecyzowane - w gruncie rzeczy chcę normalnego biegu rzeczy z różnicą Pomony zainstalowanej na stałe w moim życiu, a szczegóły są kwestią drugorzędną i chyba jednak pozostawię je osobom nieco bardziej ogarniętym w takich rzeczach.
- Pomonie Sprout - odpowiadam z powagą, bo teraz mój umysł jest tak zaaferowany, że nie starcza na rozumienie żartów. Na kolejne pytanie nie odpowiadam, bo właściwie nie uważam za stosowne informować cię o moim życiu... uczuciowym to chyba złe słowo. Seksualnym, można byłoby powiedzieć, ale nie mam pewności, czy to nie jest jednak zbyt płytkie. Niemniej jednak temat przemilczam, wcześniej ze względu na brak jego istotności, teraz zaś na skupienie na kwestiach nieco innych. - Znałem ją - wykonuję niekontrolowany ruch ręką po raz kolejny - zanim jeszcze się wprowadziłaś - tłumaczę, próbując przypomnieć sobie istotnych szczegółów jak najwięcej. - Ale sprawy trochę się skomplikowały - tak nazywam ładnie fakt, że stchórzyłem i na parę dni zamknąłem się w mieszkaniu, żeby nie stanąć z nią oko w oko przed wyjazdem do Hogwartu. - Myślę, że najlepszą decyzją będzie oświadczenie jej się z terminem nieokreślonym - kończę tę swoją bardzo konkretną i wyjaśniającą wszystko wypowiedź. Wzruszam ramionami, patrzę na ciebie z napięciem. Zależy mi na twoim zdaniu. Nawet jeśli nie do końca zdaję sobie sprawę z wagi tej decyzji i z tego, jak odmienić może zarówno moje, jak i twoje życie.
Gość
Gość
- Totalnie ci odbiło William - kręcę głową, pewna, że chyba mój brat został świrem. Więc znał jakąś dziewczynę zanim się tu sprowadziłam, później ani be ani me o niej, aż nagle mi mówi po dwóch latach, że się idzie jej oświadczyć. - Czy ty wiesz, że jak się z nią zaręczysz, to będzie zobowiązanie? A ona nawet nie ma pojęcia, że ja istnieje, tak? Mówiłeś jej o mnie czy też o tym zapomniałeś? - teraz to się miarka przebrała! Wstaję z łóżka, właściwie to staję na łóżku, jakbym znów miała pięć lat. I zaczynam swój protest, brakuje, żebym jęczała, płakała i skakała. - Jak ty się chcesz zaręczyć, to nie mogłeś jej zaprosić i mi przedstawić? A moze wcale jej nie widziałeś dwa lata? A ty wiesz, że charakter się zmienia co siedem lat? A co jak się jej zmienił rok temu i może wcale już nie chcesz... Billy, czy ty chcesz na prawdę wziąć ślub - i nagle to mnie uderzyło. Że mój kochany starszy brat kiedyś mnie zostawi, a widocznie chce to uczynić już dziś. Czy teraz będzie miał małe dzieci? Ojej, strasznie lubiłabym jego dzieci, mogłabym się z nimi bawić bez końca! Ale co jak Pomona jest brzydka, przecież z brzydkiej mamy nie mogą być ładne dzieci. Moja mama była brzydka i muszę się malować codziennie pół godziny, żeby wyjść na miasto, a Billy mówi, że wygladałam jak kupa jak byłam młoda. Nie chciałabym się bawić z małymi kupami, już jestem na to zbyt dorosła.
Oczy wytrzeszczam i naburmuszam się, bo świat się zmienia, powinnam iść z duchem czasu.
- A pierścionek i kwiaty i czekoladki masz?
Oczy wytrzeszczam i naburmuszam się, bo świat się zmienia, powinnam iść z duchem czasu.
- A pierścionek i kwiaty i czekoladki masz?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Patrzę się na ciebie, trochę oburzony, że mnie tutaj wyzywasz od odbitych, ale przecież masz rację. Zazwyczaj (zawsze) masz rację, więc nic nie mówię i kiwam głową jak jakiś głupek. Mówisz mi o zobowiązaniach - trochę nie wiem o co ci chodzi konkretnie, przecież ja doskonale się znam na zobowiązaniach, bo chodzę do pracy, do Departamentu Tajemnic nawet, obowiązuje mnie tajemnica zawodowa i przychodzenie o czasie. To drugie wprawdzie czasem mi nie wychodzi, ale tylko czasem. Zupełnie nie wiem o czym mówisz. - Mówiłem jej chyba - odpowiadam, ostatnie słowo wypowiadając jakoś tak ciszej (niespecjalnie!) i unoszę lekko wzrok, by nadążyć za twoją głową zmieniającą wysokość nad poziomem morza, to znaczy podłogi.
Potem zadajesz mi mnóstwo pytań i tylko zwiększasz mętlik w mojej głowie. Bo powinienem ci ją przedstawić. I chyba nie powinienem przyznawać, że faktycznie jej tak długo nie widziałem. I powinienem wziąć pod uwagę to o zmianie charakteru, chociaż za nic w świecie nie wiem, skąd ty bierzesz takie dane, a jako naukowiec powinienem spytać o bibliografię twoich wypowiedzi niekiedy.
- No... - zacinam się nieco, bo czy ja chcę brać ślub? Nie wiem, jakoś tak o tym nie myślałem i w sumie nie do końca wiem. - A co to zmienia - pytam, nie pytając zarazem; wzruszam nawet ramionami, bo jestem człowiekiem naiwnym i nierozgarniętym, a do tego kompletnie nieżyciowym. Przecież chodzi mi o to, żeby być z Pomoną. Tak po prostu.
- Jak to? - Dziwię się twoimi pytaniami. To nie wystarczy zwyczajnie iść i oświadczyć?
Potem zadajesz mi mnóstwo pytań i tylko zwiększasz mętlik w mojej głowie. Bo powinienem ci ją przedstawić. I chyba nie powinienem przyznawać, że faktycznie jej tak długo nie widziałem. I powinienem wziąć pod uwagę to o zmianie charakteru, chociaż za nic w świecie nie wiem, skąd ty bierzesz takie dane, a jako naukowiec powinienem spytać o bibliografię twoich wypowiedzi niekiedy.
- No... - zacinam się nieco, bo czy ja chcę brać ślub? Nie wiem, jakoś tak o tym nie myślałem i w sumie nie do końca wiem. - A co to zmienia - pytam, nie pytając zarazem; wzruszam nawet ramionami, bo jestem człowiekiem naiwnym i nierozgarniętym, a do tego kompletnie nieżyciowym. Przecież chodzi mi o to, żeby być z Pomoną. Tak po prostu.
- Jak to? - Dziwię się twoimi pytaniami. To nie wystarczy zwyczajnie iść i oświadczyć?
Gość
Gość
- To zmienia wszystko, Billy! - nie wierzę w to, jak bardzo Billy nie ogarnia rzeczywistości. Potrząsam głową i zaczynam wyliczać na palcach - Jak się komuś oświadczasz, to musisz zrobić takie przyjęcie zaręczynowe, bo na przykład mój przyjaciel Barry robił, tzn jemu rodzice robili, bo jemu to powiedzieli, że się musi żenić. Ale wyobraź sobie, pamiętasz co było z naszą mamą Billy? Czy Pomona też nie jest szlachcianką? A co jak zniszczysz jej życie i jej dzieciom? - zagalopowałam się, odwracam się, bo nie chcę żeby ktokolwiek widział, że się tak zagalopowałam. Aż się przeraziłam, że na głos powiedziałam to, co mi leżało na wątrobie od dwudziestu lat. Ale no dobra, może teraz skupimy się na Billym, a nie na tym, że nasza patologiczna rodzina zniszczyła mi życie.
- Wszystko zmienia, bo będziesz musiał zorganizować ślub, to jest, ja ci pomogę bo ja lubię śluby, chociaż na niewielu byłam. Czy Pomona chce białą sukienkę? Jaka ona jest? Nie wiem, bo jej nie znam - wyrzucam rękę w górę, zła jestem. Ja zapraszam wszystkich moich przyjaciół, on nie wychodzi z kanciapy to ich nie zna, ale gdyby zaprosił kogoś, to ja bym wiedziała i poznała tego kogoś.
- A później trzeba się ożenić, zamieszkać razem, więc jak chcesz się ożenić, to musisz znaleźć jakieś mieszkanie, dom najlepiej, żeby wasze bobaski miały się gdzie wychowywać. No i musisz zmienić pracę na taką, żebyś był więcej w domu, nie wyobrażam sobie, żeby cie nie było przy wychowywaniu dzieci. A do tego, najlepiej jakbyś się nauczył gotować, bo jak będzie w ciązy z bliźniakami, to nie będzie mogła stać przy garach. Ona umie gotować? To bardzo ważne, jak się chce wychodzić za mąż i się nie jest szlachcianką - wypowiadam się przemądrzalińska, aż nagle kiwam głową c zy ważny jest pierścionek i czekoladki. - No musisz wybrać jej pierścionek, musisz wiedzieć jakie lubi kolory, żeby miał ładne oczko
- Wszystko zmienia, bo będziesz musiał zorganizować ślub, to jest, ja ci pomogę bo ja lubię śluby, chociaż na niewielu byłam. Czy Pomona chce białą sukienkę? Jaka ona jest? Nie wiem, bo jej nie znam - wyrzucam rękę w górę, zła jestem. Ja zapraszam wszystkich moich przyjaciół, on nie wychodzi z kanciapy to ich nie zna, ale gdyby zaprosił kogoś, to ja bym wiedziała i poznała tego kogoś.
- A później trzeba się ożenić, zamieszkać razem, więc jak chcesz się ożenić, to musisz znaleźć jakieś mieszkanie, dom najlepiej, żeby wasze bobaski miały się gdzie wychowywać. No i musisz zmienić pracę na taką, żebyś był więcej w domu, nie wyobrażam sobie, żeby cie nie było przy wychowywaniu dzieci. A do tego, najlepiej jakbyś się nauczył gotować, bo jak będzie w ciązy z bliźniakami, to nie będzie mogła stać przy garach. Ona umie gotować? To bardzo ważne, jak się chce wychodzić za mąż i się nie jest szlachcianką - wypowiadam się przemądrzalińska, aż nagle kiwam głową c zy ważny jest pierścionek i czekoladki. - No musisz wybrać jej pierścionek, musisz wiedzieć jakie lubi kolory, żeby miał ładne oczko
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Patrzę się na ciebie, a oczy mi się robią najpierw jak spodki, a potem jak głębokie talerze do zupy. W mój poukładany, monotematyczny raczej świat wkrada się nagle masa zjawisk dotychczas niezauważanych, które zaczynają mnie przerażać. Rzecz jasna mam wciąż minę nieprzejętą, bo w gruncie rzeczy to i tak nie do końca biorę to do siebie. Na pewno przesadzasz. Na pewno.
- Pomona nie jest szlachcianką, z tego co wiem - odpowiadam z godnością, nie potępiając cię za tę wypowiedź o dzieciach. Niestety nie rzuca mi się w uszy, bo właściwie to oboje myślimy tak samo. Zresztą to nie jest kwestia myślenia, a przykry fakt - że dzieci brzydkiej szlachcianki wydanej za nie-szlachcica nie jest proste. I chociaż była jedna jedyna kobieta, którą rozważać mógłbym (rzecz jasna przez jakieś siedemnaście minut, gdy dowiedziałem się już o jej zaręczynach) w aspekcie mezaliansu, to nie jest nią Pomona. Nasze dzieci będą szczęśliwymi, czystokrwistymi mądralami z pół na pół oczami brązowymi i niebieskimi. - Nie muszę robić przyjęcia zaręczynowego, Polly, jeszcze mama by chciała przyjechać. - Nagle zdaję sobie sprawę, że będę musiał Pomonę przedstawić też mamie i wielkim entuzjazmem tego nie nazwę.
- Chyba między zaręczynami a ślubem jednak jest trochę czasu, więc może teraz tego nie organizujmy - proponuję pojednawczo, chociaż od razu zastanawiam się, jaki kolor sukienki może chcieć mieć Pomonka. A potem stwierdzam w duchu, że chyba nie interesuje mnie to, bo ma być biała. Sukienka, nie Pomonka. Tak jest chyba najładniej. - Przecież ja mam mieszkanie - zauważam mało dyplomatycznie. - Za małe na nas? - zastanawiam się głośno, pytam się ciebie, bo wydajesz się być bardzo zorientowana. Skąd ty wiesz to wszystko, Polly? Chciałbym cię spytać, czy nie brałaś jakiegoś potajemnego ślubu, ale i tak trudno mi wtrącić się między twoje wypowiedzi. - O nie, pracy nie zmienię. - Teraz nie brzmię już niepewnie tak jak wcześniej. Jestem zdecydowany i uparty. I Pomona wie doskonale, że zabrać mi pracę to zabrać sens życia, Polly, czy ty chcesz mnie pogrążyć w depresji i zabić samobójczo? Myślałem, że się r o z u m i e m y bez słów, a ty... - Ona gotuje wspaniale i świetnie - recytuję jak z reklamy i z zadowoleniem głaszczę się po brzuszku. A może zmienił jej się smak i teraz przesala zupy? Może to tak jak ze zmianą charakteru? To byłby straszny pech, już lepiej gdyby niedosalała. O ile takie słowo istnieje.
- No pierścionek to wiem, chyba z księżycowym oczkiem, to one mają kolory? - dziwię się niewymownie i niewymiernie.
- Pomona nie jest szlachcianką, z tego co wiem - odpowiadam z godnością, nie potępiając cię za tę wypowiedź o dzieciach. Niestety nie rzuca mi się w uszy, bo właściwie to oboje myślimy tak samo. Zresztą to nie jest kwestia myślenia, a przykry fakt - że dzieci brzydkiej szlachcianki wydanej za nie-szlachcica nie jest proste. I chociaż była jedna jedyna kobieta, którą rozważać mógłbym (rzecz jasna przez jakieś siedemnaście minut, gdy dowiedziałem się już o jej zaręczynach) w aspekcie mezaliansu, to nie jest nią Pomona. Nasze dzieci będą szczęśliwymi, czystokrwistymi mądralami z pół na pół oczami brązowymi i niebieskimi. - Nie muszę robić przyjęcia zaręczynowego, Polly, jeszcze mama by chciała przyjechać. - Nagle zdaję sobie sprawę, że będę musiał Pomonę przedstawić też mamie i wielkim entuzjazmem tego nie nazwę.
- Chyba między zaręczynami a ślubem jednak jest trochę czasu, więc może teraz tego nie organizujmy - proponuję pojednawczo, chociaż od razu zastanawiam się, jaki kolor sukienki może chcieć mieć Pomonka. A potem stwierdzam w duchu, że chyba nie interesuje mnie to, bo ma być biała. Sukienka, nie Pomonka. Tak jest chyba najładniej. - Przecież ja mam mieszkanie - zauważam mało dyplomatycznie. - Za małe na nas? - zastanawiam się głośno, pytam się ciebie, bo wydajesz się być bardzo zorientowana. Skąd ty wiesz to wszystko, Polly? Chciałbym cię spytać, czy nie brałaś jakiegoś potajemnego ślubu, ale i tak trudno mi wtrącić się między twoje wypowiedzi. - O nie, pracy nie zmienię. - Teraz nie brzmię już niepewnie tak jak wcześniej. Jestem zdecydowany i uparty. I Pomona wie doskonale, że zabrać mi pracę to zabrać sens życia, Polly, czy ty chcesz mnie pogrążyć w depresji i zabić samobójczo? Myślałem, że się r o z u m i e m y bez słów, a ty... - Ona gotuje wspaniale i świetnie - recytuję jak z reklamy i z zadowoleniem głaszczę się po brzuszku. A może zmienił jej się smak i teraz przesala zupy? Może to tak jak ze zmianą charakteru? To byłby straszny pech, już lepiej gdyby niedosalała. O ile takie słowo istnieje.
- No pierścionek to wiem, chyba z księżycowym oczkiem, to one mają kolory? - dziwię się niewymownie i niewymiernie.
Gość
Gość
pokój Poli
Szybka odpowiedź