04.08.1958 - Wianki
Strona 1 z 31 • 1, 2, 3 ... 16 ... 31
AutorWiadomość
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
- Będę w pierwszym rzędzie. - zapowiedziałam Celine, rozciągając wargi w uśmiechu - bo przecież zabraknąć mnie na inauguracji żadnej nie mogło.
Ogólnie to nie myślałam, że to tak na serio. W sensie, myślałam, że tańczyć będziemy - bo tańczyć mieliśmy. Dlatego o tym dawania rady krzyczałam, ale potem wzięłam i zgłupiałam zerknęłam od Marcela do Jima, od Jima do Marcela, Jima nadal trzymając za rękę i patrząc jak Marcel rozpęd bierze i wskakuje na niego. Oh. Podskoczyłam puszczając ją ze zdumieniem ale i uśmiechem błąkającym się po ustach. A kiedy Marcel wyciągnął ku mnie rękę spojrzałam na niego, a potem na Jima, potem na Liddy i nagle mnie olśniło.
- Oh! - wypadło jakże rezolutnie. - Że ja… Że tam… - zaczęłam wracając wzrokiem do Marcela, wyciągając ku niemu rękę. - A konkretnie to jak? - zapytałam przekrzywiając głowę, zbliżając się. - Pewni jesteście, nie? - zadałam jeszcze kolejne z pytań. Wzięłam wdech w płuca, potem drugi i trzeci. - Dobra, najwyżej zginę, jak coś Jim zaśpiewaj na moim pogrzebie. - poprosiłam niezbyt subtelnie czy z gracją jakąś gramoląc się na górę licząc jednak, że mi pomogą wejść i zejść potem zanim spadnę, kark złamię, rękę skręce czy co jeszcze. - Dobra. - mruknęłam jeszcze do siebie w drodze na ten szczyt. Niech będzie.
Ogólnie to nie myślałam, że to tak na serio. W sensie, myślałam, że tańczyć będziemy - bo tańczyć mieliśmy. Dlatego o tym dawania rady krzyczałam, ale potem wzięłam i zgłupiałam zerknęłam od Marcela do Jima, od Jima do Marcela, Jima nadal trzymając za rękę i patrząc jak Marcel rozpęd bierze i wskakuje na niego. Oh. Podskoczyłam puszczając ją ze zdumieniem ale i uśmiechem błąkającym się po ustach. A kiedy Marcel wyciągnął ku mnie rękę spojrzałam na niego, a potem na Jima, potem na Liddy i nagle mnie olśniło.
- Oh! - wypadło jakże rezolutnie. - Że ja… Że tam… - zaczęłam wracając wzrokiem do Marcela, wyciągając ku niemu rękę. - A konkretnie to jak? - zapytałam przekrzywiając głowę, zbliżając się. - Pewni jesteście, nie? - zadałam jeszcze kolejne z pytań. Wzięłam wdech w płuca, potem drugi i trzeci. - Dobra, najwyżej zginę, jak coś Jim zaśpiewaj na moim pogrzebie. - poprosiłam niezbyt subtelnie czy z gracją jakąś gramoląc się na górę licząc jednak, że mi pomogą wejść i zejść potem zanim spadnę, kark złamię, rękę skręce czy co jeszcze. - Dobra. - mruknęłam jeszcze do siebie w drodze na ten szczyt. Niech będzie.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Zgoda Liddy sprawiła, że jej uśmiech pojaśniał jeszcze mocniej, euforyczny, aksamitny i nęcący. Choć nie znała Moore zbyt długo, zdążyła zauważyć, że gdy w grę wchodziły kwestie jej niewygodne, dziewczyna potrafiła bronić swoich granic niczym prawdziwa lwica, jak głaz nieporuszony nawet rwącymi falami morza - i zazdrościła jej tego. Terapia przywracała jej podobną umiejętność bardzo powoli, liczył się jednak każdy postęp, każdy malutki, delikatny kroczek, przypominający o szacunku do samej siebie. Tym do niedawna nieosiągalnym, metafizycznym uczuciu, którego uczyła się od nowa jak raczkujące kocię.
Z otulającą ruchy finezją podniosła się z ziemi i wyciągnęła ręce do Moore, odbierając od niej aparat, po czym prześledziła zachwyconym spojrzeniem jej drogę do kompozycji, którą tworzyli Marcel, Neala i Jimmy. Och! Jej serce zabiło mocniej, nie ze strachu o ich zdrowie - podejrzewała, że Doe wytrzyma jeszcze chwilę, zawsze wydawał się jej silnym i sprawnym młodzieńcem -, ale z fascynacji, z urzeczenia. Być może nie było to wypielęgnowane i doskonałe jak cyrkowy pokaz akrobatyczny, ale to bez znaczenia. Podejmowali wyzwanie, bawili się, próbowali, odważni i zdeterminowani. Jej przyjaciele.
- Nie zginiesz! - zawołała do Neali, którą usłyszała pomimo muzyki przygrywającej ich heroicznej figurze. Oparła przy tym palec na wyzwalaczu migawki i wyjrzała przez wizjer, cofnąwszy się o dwa kroki, by dobrze uchwycić ich w kadrze. - Uwaga... - zamruczała, skoncentrowana, a kiedy - lub jeśli - pozostali dołączyli do zdjęcia, nacisnęła przycisk. Stało się. To nic, że jej na tej fotografii nie będzie - bo cieszyła się, mogąc wykonać ją dla reszty.
Zdjęcie...
1 - wychodzi lekko rozmazane
2 - wychodzi bardzo rozmazane, bo przechodząca obok kobieta celowo szturchnęła mnie w ramię, zazdrosna tym, że podczas tańca z finnem jej mąż patrzył na mnie nieco zbyt długo
3 - wychodzi ostre i przejrzyste, ale z tyłu, nieopodal was, zapozował również dowcipny staruszek, robiąc zabawną minę
4 - wychodzi tak, że nie wyszło, bo w momencie wyzwalania migawki ktoś przeszedł przed obiektywem i wszystko zasłonił
5 - wychodzi ostre i przejrzyste
6 - wychodzi pięknie, na wieczornym tle i w miękkiej, czerwonej łunie ogniska wyglądacie tajemniczo i nadzmysłowo
[bylobrzydkobedzieladnie]
Z otulającą ruchy finezją podniosła się z ziemi i wyciągnęła ręce do Moore, odbierając od niej aparat, po czym prześledziła zachwyconym spojrzeniem jej drogę do kompozycji, którą tworzyli Marcel, Neala i Jimmy. Och! Jej serce zabiło mocniej, nie ze strachu o ich zdrowie - podejrzewała, że Doe wytrzyma jeszcze chwilę, zawsze wydawał się jej silnym i sprawnym młodzieńcem -, ale z fascynacji, z urzeczenia. Być może nie było to wypielęgnowane i doskonałe jak cyrkowy pokaz akrobatyczny, ale to bez znaczenia. Podejmowali wyzwanie, bawili się, próbowali, odważni i zdeterminowani. Jej przyjaciele.
- Nie zginiesz! - zawołała do Neali, którą usłyszała pomimo muzyki przygrywającej ich heroicznej figurze. Oparła przy tym palec na wyzwalaczu migawki i wyjrzała przez wizjer, cofnąwszy się o dwa kroki, by dobrze uchwycić ich w kadrze. - Uwaga... - zamruczała, skoncentrowana, a kiedy - lub jeśli - pozostali dołączyli do zdjęcia, nacisnęła przycisk. Stało się. To nic, że jej na tej fotografii nie będzie - bo cieszyła się, mogąc wykonać ją dla reszty.
Zdjęcie...
1 - wychodzi lekko rozmazane
2 - wychodzi bardzo rozmazane, bo przechodząca obok kobieta celowo szturchnęła mnie w ramię, zazdrosna tym, że podczas tańca z finnem jej mąż patrzył na mnie nieco zbyt długo
3 - wychodzi ostre i przejrzyste, ale z tyłu, nieopodal was, zapozował również dowcipny staruszek, robiąc zabawną minę
4 - wychodzi tak, że nie wyszło, bo w momencie wyzwalania migawki ktoś przeszedł przed obiektywem i wszystko zasłonił
5 - wychodzi ostre i przejrzyste
6 - wychodzi pięknie, na wieczornym tle i w miękkiej, czerwonej łunie ogniska wyglądacie tajemniczo i nadzmysłowo
[bylobrzydkobedzieladnie]
paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Ostatnio zmieniony przez Celine Lovegood dnia 11.10.23 10:20, w całości zmieniany 1 raz
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Celine Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 1
'k6' : 1
-Jim opiekuje się końmi! - odpowiedział Anne. -Nawet jednego kupił w prezencie dla żony. - Eve powiedziała mu, że klacz była prezentem, nie wpadło mu do głowy, że kradzionym. -Można, a u dziewczyn na pewno byłoby dla ciebie miejsce! Ja śpię z Jimem, Marcelem, Finnem, pies Marcela... - wyliczał, ale nie skończył, bo wylądował w piachu. Otrzepał się ze śmiechem i pobiegł z Anne ustawić się do zdjęcia, nie trzeba mu było dwa razy powtarzać!
-Dzięki, Celine! - krzyknął do dziewczyny, zapominając, że rozprawiający z nią przed chwilą Finn oniemiał. Pamiętał, jak uczył ją fotografować i czuł się dumny, że podjęła hobby - wciąż chciał jej w jakiś sposób zaimponować. -To może teraz ja wam zrobię, z Celine? Ej, ile utrzymacie tą pozę?! - obejrzał się niespokojnie na piramidę.
-Dzięki, Celine! - krzyknął do dziewczyny, zapominając, że rozprawiający z nią przed chwilą Finn oniemiał. Pamiętał, jak uczył ją fotografować i czuł się dumny, że podjęła hobby - wciąż chciał jej w jakiś sposób zaimponować. -To może teraz ja wam zrobię, z Celine? Ej, ile utrzymacie tą pozę?! - obejrzał się niespokojnie na piramidę.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
— Wyglądam ci na skośnookiego, Cattermole? — zawołał z niesmakiem do Steffena, słysząc jego sugestię. Naprawdę zdegustowany propozycją zaraz-eks-przyjaciela. Neala coś o suszeniu wspomniała, ale nie pojął od razu co miała na myśli, tak jak nie pomyślał o tym, by użyć magii do tak prostej czynności. Czasem zapominał, że był czarodziejem i mógł z tego korzystać. Było już za późno, obracał dziewczynę w piasku, uśmiechając się szeroko. Ona też się uśmiechała. Do niego się uśmiechała. Tak szczerze i beztrosko, a jej uśmiech nie znaczył nic ponad to, że była zadowolona i to było przyjemne. Ciepło rozchodziło się po jego ciele — zapewne to spowodowane ogniskiem. Obrócił ją w tańcu kilkukrotnie, trzymając zdecydowanie choć nie mocno jej delikatną, dziewczęca dłoń. Kilka minut w podrygach do skocznej, radosnej melodii wystarczyło, by ciemne chmury, które się zgromadziły wokół niego po odejściu Eve rozmyły się. Nadstawił się Marcelowi, by ten mógł na niego wskoczyć i spojrzał w stronę Steffena i Anne. Próbował stabilnie stać, rozłożyć stopy w piachu tak, by utrzymały to, co miało się wydarzyć, ale nie spodziewał się, że to będzie takie trudne. Sallow był akrobatą, wskoczył na niego z gracją baletnicy, prawie go nie poczuł, ale kiedy zaczął pomagać Neali się wspiąć — choć była, musiała być, lekka jak piórko, zaczął odczuwać ciężar własnego pomysłu.
— Wskakuj, Weasley — zachęcił ją prędko, lekko napinając nogi. Chude zadrżały, a równowaga się na moment zaburzyła, ale odzyskał ją w mig. Przyjaciel wiedział, jak rozkładać własny ciężar, jak poruszać się w takiej formacji — on nie miał zielonego pojęcia, myślał tylko o tym, by ustać. Zerknął na Moore, chcąc ją ponaglić w robieniu zdjęcia, ale ta ruszyła w ich stronę bez aparatu, dziękując mu bezgłośnie. Zmarszczył brwi na ułamek sekundy, bo "kurwa" za co?
— Pr..ędko... — wysapał, spoglądając w dół na Liddy, gdy ta runęła szczupakiem w piach. — Jak się nie... przestaniecie chwiać... To pierwszy pogrzeb... Będzie Lid — wymamrotał z całych sił próbując nie przechylić się do przodu, na dziewczynę,. Obrócił się w kierunku Celinę i zapomniawszy, że jest na nią zły za przyjaciela, wyszczerzy się do aparatu jak głupek. — Spokojnie do jutra, Steff, leć... — wycedził przez zaciśnięte zęby, Chciało mu się śmiać, ciężar na plecach był potworny choć oboje byli leccy — to on był słaby, ale nie mógł przecież tego pokazać.
| St utrzymania się na nogach 40?
— Wskakuj, Weasley — zachęcił ją prędko, lekko napinając nogi. Chude zadrżały, a równowaga się na moment zaburzyła, ale odzyskał ją w mig. Przyjaciel wiedział, jak rozkładać własny ciężar, jak poruszać się w takiej formacji — on nie miał zielonego pojęcia, myślał tylko o tym, by ustać. Zerknął na Moore, chcąc ją ponaglić w robieniu zdjęcia, ale ta ruszyła w ich stronę bez aparatu, dziękując mu bezgłośnie. Zmarszczył brwi na ułamek sekundy, bo "kurwa" za co?
— Pr..ędko... — wysapał, spoglądając w dół na Liddy, gdy ta runęła szczupakiem w piach. — Jak się nie... przestaniecie chwiać... To pierwszy pogrzeb... Będzie Lid — wymamrotał z całych sił próbując nie przechylić się do przodu, na dziewczynę,. Obrócił się w kierunku Celinę i zapomniawszy, że jest na nią zły za przyjaciela, wyszczerzy się do aparatu jak głupek. — Spokojnie do jutra, Steff, leć... — wycedził przez zaciśnięte zęby, Chciało mu się śmiać, ciężar na plecach był potworny choć oboje byli leccy — to on był słaby, ale nie mógł przecież tego pokazać.
| St utrzymania się na nogach 40?
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 26
'k100' : 26
- Jesteś w dobrych rękach! - zapewnił Nealę, kiedy pochwyciła jego dłoń; pomógł jej wejść sobie na barana, puszczając się dłońmi Jima - i chwycił jej stopy, żeby nie spadła. Własnymi nogami zaparł się o klatkę piersiową przyjaciela, balansując ciałem, by zachować równowagę za siebie i Nealę - nie utrudniając tego za mocno Jimowi. - Ręce na boki - zawołał do Neali, chcąc odciążyć Jima. - Jak ptak - polecił, bo w tej pozycji najłatwiej sama odnajdzie swoją równowagę. - Jim! Do wody! - zarządził, spoglądając w pobliskie fale podmywające brzeg. Ich kwietna królowa stanie się lada moment morską królową.
- Widzieliście gdzieś Blue?! - zawołał do ogólu, słysząc Steffena. Szczeniak nie znalazł ich w nocy, pewnie spał, ale Marcel całkiem zapomniał o nim rano. Czy wysępił od kogoś śniadanie? - Nie pękaj, nikt się nie chwieje - rzucił do Jima, ignorując zdjęcia.
rzucam, bo w sumie mogę wyrzucić pijane 1, +120 do rzutu
- Widzieliście gdzieś Blue?! - zawołał do ogólu, słysząc Steffena. Szczeniak nie znalazł ich w nocy, pewnie spał, ale Marcel całkiem zapomniał o nim rano. Czy wysępił od kogoś śniadanie? - Nie pękaj, nikt się nie chwieje - rzucił do Jima, ignorując zdjęcia.
rzucam, bo w sumie mogę wyrzucić pijane 1, +120 do rzutu
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 1
'k100' : 1
Wszystko szło zgodnie z planem. James stał twardo na nogach przyjmując kolejne ciężary na siebie. Musiał wytrzymać, bo przecież nie był mięczakiem, który zaraz padnie od paru nadmiarowych kilogramów na barkach. Nie było łatwo dla niego utrzymać żywą wieżę, jaką tworzyli wszyscy razem. Czuł ciężar z każdą kolejną sekundą, nogi stawały się miękkie, a on sam chyba zapadł się się po kostki w piachu. Marcel zaparł się stopą o jego klatkę piersiową tym samym trochę odciążając Jamesa. Ulga jednak trwała zaledwie chwilę, ponieważ obowiązek utrzymania równowagi wziął na siebie akrobata, a dzisiaj nie potrafił w pełni zapanować nad własnym ciałem. Będąc biegłym w swojej sztuce wiedział co robi, potrafił balansować ciałem, sprawiać, że wykonywał figury zdające się przeczyć fizyce. Nie dzisiaj jednak.
Coś poszło nie tak. Najpierw nie mógł złapać równowagi własnego ciała, chwilę, znacznie dłuższą niż normalnie mu zajęło wyważenie, a gdy pomógł Neali poczuł jak znów zostaje wytrącony. Moment, w którym James chciał ruszyć w stronę wody, okazał się tym kluczowym. Wszystko zadziało się w tym samym czasie, nie jedno po drugim, a naraz.
Marcel przechylił się zbyt mocno w jedną stronę, tym samym poczuł jak zaczyna spadać w dół, a trzymając mocno kostki Neali pociągnął ją za sobą. Nie panował już nad własnym ciałem. Nie był wstanie złapać równowagi, było już za późno na jakiekolwiek działanie.
Liddy mogła zobaczyć jak ludzka wieża się chwieje i nagle zaczyna się sypać jak domek z kart.
Marcel spadł w dół, uderzając w podłoże plecami z hukiem, poczuł ból w okolicy płuc, ale na domiar tego, jak długa spadła na niego Neala. Ona przynajmniej miała miękkie lądowanie, ale wyrwała z płuc młodego akrobaty resztki powietrza.
James kiedy zorientował się co się właśnie dzieje było już za późno na reagowanie, pociągnięty siłą grawitacji i spadających runął jak długi obok Marcela wzniecając tym samym tuman piachu, na szczęście Celina stała na tyle daleko, że piach jej nie dosięgnął.
Marcelius w związku z wyrzuconą k1 straciłeś równowagę i spadając pociągnąłeś za sobą Nealę. Upadłeś mocno na plecy, a Neala spadła wprost na ciebie. Tym samym mocno się obiłeś i nabiłeś parę siniaków.
Otrzymujesz -5 PŻ w związku z upadkiem.
Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki.
Coś poszło nie tak. Najpierw nie mógł złapać równowagi własnego ciała, chwilę, znacznie dłuższą niż normalnie mu zajęło wyważenie, a gdy pomógł Neali poczuł jak znów zostaje wytrącony. Moment, w którym James chciał ruszyć w stronę wody, okazał się tym kluczowym. Wszystko zadziało się w tym samym czasie, nie jedno po drugim, a naraz.
Marcel przechylił się zbyt mocno w jedną stronę, tym samym poczuł jak zaczyna spadać w dół, a trzymając mocno kostki Neali pociągnął ją za sobą. Nie panował już nad własnym ciałem. Nie był wstanie złapać równowagi, było już za późno na jakiekolwiek działanie.
Liddy mogła zobaczyć jak ludzka wieża się chwieje i nagle zaczyna się sypać jak domek z kart.
Marcel spadł w dół, uderzając w podłoże plecami z hukiem, poczuł ból w okolicy płuc, ale na domiar tego, jak długa spadła na niego Neala. Ona przynajmniej miała miękkie lądowanie, ale wyrwała z płuc młodego akrobaty resztki powietrza.
James kiedy zorientował się co się właśnie dzieje było już za późno na reagowanie, pociągnięty siłą grawitacji i spadających runął jak długi obok Marcela wzniecając tym samym tuman piachu, na szczęście Celina stała na tyle daleko, że piach jej nie dosięgnął.
Otrzymujesz -5 PŻ w związku z upadkiem.
Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki.
Primrose Burke
Wszystko działo się na tyle szybko, że ciągnąc za sobą Steffena, nie była pewna czy zdążyli zmieścić się w kadrze; coś błysnęło, ktoś coś zawołał, wielka figura, którą tworzyła reszta na podstawie z Jamesa nagle jej się rozmazała i tkwiąc jeszcze przez chwilę w przebodźcowanym szoku dopiero po czasie zdała sobie sprawę, że za obiektywem stała Celine.
Steff prędko zaproponował zamianę miejsc, tak aby blondynka również znalazła się na fotografii, i choć Anne podzielała jego zdanie, tak nie wiedziała jak to zakomunikowac. Uśmiechnęła się finalnie nieco zakłopotana w kierunku pólwili, chwilę przed katastrofą.
- Uważaj! - zawołała w stronę Marcela, ale było już za późno, bo razem z Nealą runęli w dół, a kurz piachu chwilę później wzbił się w powietrze.
To zdecydowanie było warte uwiecznienia.
Steff prędko zaproponował zamianę miejsc, tak aby blondynka również znalazła się na fotografii, i choć Anne podzielała jego zdanie, tak nie wiedziała jak to zakomunikowac. Uśmiechnęła się finalnie nieco zakłopotana w kierunku pólwili, chwilę przed katastrofą.
- Uważaj! - zawołała w stronę Marcela, ale było już za późno, bo razem z Nealą runęli w dół, a kurz piachu chwilę później wzbił się w powietrze.
To zdecydowanie było warte uwiecznienia.
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
To było WSPA-NIA-ŁE! Ta wieża w sensie! Lidka nie mogła się na nich napatrzeć, kiedy jedno po drugim wspinało się coraz wyżej. Z jej perspektywy, kiedy tak leżała na piasku u ich stóp, wyglądali jeszcze bardziej monumentalnie.
Parsknęła śmiechem, kiedy Jim stwierdził, że pierwsza zostanie pogrzebana.
- Świetnie wam idzie! Dajecie, dajecie! – dopingowała wesoło, kiedy Neala dzielnie wspinała się po Jimie i Marcelu.
Gdyby nie to, że przecież pozowali do zdjęcia, to pewnie by się na nich zagapiła z uśmiechem na twarzy, ale głos Celine wyrwał ją z kontemplacji tej żywej rzeźby i odwróciła się z powrotem do blondynki dzierżącej jej aparat, żeby spojrzeć w obiektyw. Zabrzmiało znajome pstryknięcie.
Już miała wstać, kiedy Steff zaproponował się jako drugi fotograf. Nie zaoponowała.
- Okej, tylko szybko! – rzuciła do kuzyna machając ręką na Celine, żeby do niej dołączyła.
Na pytanie Marcela rzucone w eter ponownie zadarła głowę, żeby na niego spojrzeć.
- Spał na mnie pół nocy, potem go już nie widziałam – odparła w temacie psiaka i chciała jeszcze coś dodać, ale wtedy wieża z jej przyjaciół zachwiała się niebezpiecznie, a Liddy na moment zamarła z rozchylonymi wargami patrząc jak Jim próbuje balansować, ale bezskutecznie, i jak przechylają się to w jej stronę, to znów w tył…
...a potem runęli. Jakimś cudem (a może dzięki któremuś z nich) nie spadli na nią. Tym razem zareagowała szybko zrywając się do siadu, żeby w tumanie wznieconego piaskowego kurzu zobaczyć leżących chłopaków i Nelę na Marcelu. Tak na pierwszy rzut oka żyli i chyba nic im nie było (w końcu spadli na piach) i Liddy zdała sobie sprawę z tego, że przeżyła chwilę grozy, choć przecież cała ta sytuacja była absurdalnie przekomiczna. I zamiast pomóc przyjaciołom w podniesieniu się z ziemi, w jednym momencie wybuchła nieopanowanym, głośnym śmiechem. I śmiała się tak, że już po chwili miała łzy w oczach i nie mogła utrzymać równowagi i padła z powrotem na piach chichrając się i trzęsąc z niepohamowanego śmiechu.
- Hahahaha ni-ni-hahahaha nikt HAHAHA NIKT SIĘ HAHAHAHA Nikt się nie chwie… hahahaha nie chwieje…! Hahahaha…!
Pomoże im się ogarnąć, ok? Tylko najpierw musiała się przestać śmiać, a to nie było wcale takie proste.
Parsknęła śmiechem, kiedy Jim stwierdził, że pierwsza zostanie pogrzebana.
- Świetnie wam idzie! Dajecie, dajecie! – dopingowała wesoło, kiedy Neala dzielnie wspinała się po Jimie i Marcelu.
Gdyby nie to, że przecież pozowali do zdjęcia, to pewnie by się na nich zagapiła z uśmiechem na twarzy, ale głos Celine wyrwał ją z kontemplacji tej żywej rzeźby i odwróciła się z powrotem do blondynki dzierżącej jej aparat, żeby spojrzeć w obiektyw. Zabrzmiało znajome pstryknięcie.
Już miała wstać, kiedy Steff zaproponował się jako drugi fotograf. Nie zaoponowała.
- Okej, tylko szybko! – rzuciła do kuzyna machając ręką na Celine, żeby do niej dołączyła.
Na pytanie Marcela rzucone w eter ponownie zadarła głowę, żeby na niego spojrzeć.
- Spał na mnie pół nocy, potem go już nie widziałam – odparła w temacie psiaka i chciała jeszcze coś dodać, ale wtedy wieża z jej przyjaciół zachwiała się niebezpiecznie, a Liddy na moment zamarła z rozchylonymi wargami patrząc jak Jim próbuje balansować, ale bezskutecznie, i jak przechylają się to w jej stronę, to znów w tył…
...a potem runęli. Jakimś cudem (a może dzięki któremuś z nich) nie spadli na nią. Tym razem zareagowała szybko zrywając się do siadu, żeby w tumanie wznieconego piaskowego kurzu zobaczyć leżących chłopaków i Nelę na Marcelu. Tak na pierwszy rzut oka żyli i chyba nic im nie było (w końcu spadli na piach) i Liddy zdała sobie sprawę z tego, że przeżyła chwilę grozy, choć przecież cała ta sytuacja była absurdalnie przekomiczna. I zamiast pomóc przyjaciołom w podniesieniu się z ziemi, w jednym momencie wybuchła nieopanowanym, głośnym śmiechem. I śmiała się tak, że już po chwili miała łzy w oczach i nie mogła utrzymać równowagi i padła z powrotem na piach chichrając się i trzęsąc z niepohamowanego śmiechu.
- Hahahaha ni-ni-hahahaha nikt HAHAHA NIKT SIĘ HAHAHAHA Nikt się nie chwie… hahahaha nie chwieje…! Hahahaha…!
Pomoże im się ogarnąć, ok? Tylko najpierw musiała się przestać śmiać, a to nie było wcale takie proste.
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- no już.. chwila.. bo ja nie wiem. - odpowiedziałam Jimowi bo zdawał się gadać jakbym robiła takie rzeczy co dnia. Tu noga tam ręka. Uśmiechnęłam się do Marcela z wdzięcznością, nie uważając, że jest inaczej, przecież wiedzieli co robią chyba, nie? Wspięłam się jakoś na Marcela, mało zgrabnie, ale postępując według instrukcji w końcu tam byłam - na górze. Cóż, zlece - to była myśl moja pierwsza. Ale ręce mimo zwątpienia na boki rozrzuciłam. - Był przy namiotach jak wróciłam tam z Anne, dałam... mu... trochę.. - odpowiedziałam Marcelowi, nie wiedzieć czemu mówiąc przez zaciśnięte żeby, jakby to mi się pozwalało skupiać lepiej na tym byciu jak ptak czy co to tam chciał.
-Co?! - wypadło z ich warg. - Żadnedowody. - zaprotestowałam. - ŻADNEDOWODY, SŁYSZYSZ JIM? - upewniłam się, ale Jim… nie słyszał. A potem, no ten, wiadomo - tragedia. Nie wiedziałam w którym momencie świat mi świrął i kopyrtnął całkiem i nim się zorientowałam leciałam na Marcela, zasłaniając głowę tylko, upadając wprost na niego. Powitrze wypadło mi z warg, ale nie przesunęłam się od razu. Kaszląc i wypluwając piach z oczami, które zaszły łzami od niego przekręciłam się ze stęknięciem na bok opadając na plecy. Dramatycznie uniosłam rękę do głowy, wianek przekrzywiony gdzieś tam leżał. Przymknęłam oczy. - Prawie mi wyszło. - mruknęłam początkową złość na siebie (bo to musiało być moją winą i nieszczęściem) odganiał w jakiś sposób rechot Liddy i mimo że się powstrzymywałam parsknęłam śmiechem, otwierając oczy, jedno z nich właściwie i zerkając na Jima i Marcela. - Zrobiłaś zdjęcie?! - krzyknęłam do Celine. - Żyjecie? - zapytałam jeszcze.
-Co?! - wypadło z ich warg. - Żadnedowody. - zaprotestowałam. - ŻADNEDOWODY, SŁYSZYSZ JIM? - upewniłam się, ale Jim… nie słyszał. A potem, no ten, wiadomo - tragedia. Nie wiedziałam w którym momencie świat mi świrął i kopyrtnął całkiem i nim się zorientowałam leciałam na Marcela, zasłaniając głowę tylko, upadając wprost na niego. Powitrze wypadło mi z warg, ale nie przesunęłam się od razu. Kaszląc i wypluwając piach z oczami, które zaszły łzami od niego przekręciłam się ze stęknięciem na bok opadając na plecy. Dramatycznie uniosłam rękę do głowy, wianek przekrzywiony gdzieś tam leżał. Przymknęłam oczy. - Prawie mi wyszło. - mruknęłam początkową złość na siebie (bo to musiało być moją winą i nieszczęściem) odganiał w jakiś sposób rechot Liddy i mimo że się powstrzymywałam parsknęłam śmiechem, otwierając oczy, jedno z nich właściwie i zerkając na Jima i Marcela. - Zrobiłaś zdjęcie?! - krzyknęłam do Celine. - Żyjecie? - zapytałam jeszcze.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Uwieczniona na kliszy piramida miała wyjść odrobinę rozmazana, ale na szczęście nie tak, by nie można było odróżnić jej bohaterów. Dzielnie utrzymującego się na nogach Jima, opartego na nim Marcela, wreszcie też wspinającej się po nich Neali - i dopełniających obrazka towarzyszy, Steffa z Anne, Liddy wylegującej się na ciepłym piasku. Zanotowała w pamięci, by poprosić Moore o odbitkę fotografii, chciała włożyć ją do swojego albumu i mieć ich zawsze przy sobie, wszystkich. Uśmiechnęła się promiennie, odejmując aparat od twarzy, a kiedy Cattermole zaproponował, że wymienią się rolami, uśmiech ten nabrał ciepłej wdzięczności. Odrzuciła srebrne pasma przez ramię i ruszyła w ich kierunku, z wyciągniętą ku Steffenowi ręką dzierżącą przyrząd. Gdyby nie jego nauki, nie miałaby pojęcia, który pstryczek służył wyzwoleniu migawki, nie wiedziałaby nawet gdzie nie wtykać palców, by ich rozlane kształty nie przysłaniały obiektywu i nie nachodziły na uwiecznianą scenę. Wykonane przez niego zdjęcie z pewnością wyjdzie ładniej, a jej było to w smak, pragnęła być z nimi w tym letnim, upojnym krajobrazie, zapisana na zawsze w urywkach chwili, jak najwyraźniej było to możliwe.
Zbliżając się do pozostałych, nie patrzyła jednak na Steffa, tylko na coraz bardziej chybotliwą konstrukcję, z której Marcel runął jako pierwszy, pociągając za sobą Nealę. A przecież obiecywała jej, że nic się nie stanie! Z jej gardła wydostał się stłumiony pisk, gdy doskakiwała do nich, po drodze wręczając Steffenowi aparat, który niemal wepchnęła do jego dłoni. - Zrobiłam! - odpowiedziała Neali, dziękując w duchu za to pytanie, bo oznaczało tyle, że nic poważnego - chyba - jej się nie stało, po czym zgrabnym, sarnim susem przeskoczyła nad kolanami zalegającego w piachu Jima i znalazła się przy boku przyjaciółki. - Nic wam nie jest? - spytała zaniepokojona, wiedząc, że taki upadek mógł zagwarantować przynajmniej kilka siniaków. Wyciągnęła rękę do Weasley, a po chwili wahania również do Marcela. Cały wieczór unikał jej wzroku, nie zamienili nawet słowa. Przyjąłby pomoc? Wątpiła, zapewne poderwie się o własnych siłach i stwierdzi, że nic się nie stało, nawet gdyby był poważnie obity. Ciepłe światło ogniska ozłacało jej włosy, w tym kilka kosmyków wzburzonych biegiem i spływających teraz z ramion, na policzkach natomiast rozlał się rumieniec roznieconych emocji. - Jim? - spojrzała na niego; też upadł, też mógł coś skręcić, też mogło go boleć. Nie potrafiła roześmiać się tak beztrosko jak Liddy, jakkolwiek zabawna była to scena, bo zaniepokojenie podchodziło do gardła i ściskało je od środka. Nierozsądnie, wszyscy wydawali się oddychać, a Neala potrafiłaby zaleczyć na miejscu mniejsze kontuzje. - Całe szczęście, że wytrzymaliście do zdjęcia. To dopiero będzie pamiątka - wreszcie pozwoliła sobie na uśmiech, niepewny, z początku powoli dotykający warg, przyćmiony lękiem na myśl, że mogło im się stać coś złego, z każdą sekundą jednak coraz mocniej jaśniejący wcześniejszą słodyczą.
Zbliżając się do pozostałych, nie patrzyła jednak na Steffa, tylko na coraz bardziej chybotliwą konstrukcję, z której Marcel runął jako pierwszy, pociągając za sobą Nealę. A przecież obiecywała jej, że nic się nie stanie! Z jej gardła wydostał się stłumiony pisk, gdy doskakiwała do nich, po drodze wręczając Steffenowi aparat, który niemal wepchnęła do jego dłoni. - Zrobiłam! - odpowiedziała Neali, dziękując w duchu za to pytanie, bo oznaczało tyle, że nic poważnego - chyba - jej się nie stało, po czym zgrabnym, sarnim susem przeskoczyła nad kolanami zalegającego w piachu Jima i znalazła się przy boku przyjaciółki. - Nic wam nie jest? - spytała zaniepokojona, wiedząc, że taki upadek mógł zagwarantować przynajmniej kilka siniaków. Wyciągnęła rękę do Weasley, a po chwili wahania również do Marcela. Cały wieczór unikał jej wzroku, nie zamienili nawet słowa. Przyjąłby pomoc? Wątpiła, zapewne poderwie się o własnych siłach i stwierdzi, że nic się nie stało, nawet gdyby był poważnie obity. Ciepłe światło ogniska ozłacało jej włosy, w tym kilka kosmyków wzburzonych biegiem i spływających teraz z ramion, na policzkach natomiast rozlał się rumieniec roznieconych emocji. - Jim? - spojrzała na niego; też upadł, też mógł coś skręcić, też mogło go boleć. Nie potrafiła roześmiać się tak beztrosko jak Liddy, jakkolwiek zabawna była to scena, bo zaniepokojenie podchodziło do gardła i ściskało je od środka. Nierozsądnie, wszyscy wydawali się oddychać, a Neala potrafiłaby zaleczyć na miejscu mniejsze kontuzje. - Całe szczęście, że wytrzymaliście do zdjęcia. To dopiero będzie pamiątka - wreszcie pozwoliła sobie na uśmiech, niepewny, z początku powoli dotykający warg, przyćmiony lękiem na myśl, że mogło im się stać coś złego, z każdą sekundą jednak coraz mocniej jaśniejący wcześniejszą słodyczą.
paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Ulżyło mu, jak dziewczyny wspomniały, że zajęły się Blue. Wciąż wczorajszy nawet nie próbował być ostrożny - poruszał się instynktownie, choć instynkt był przecież pijany. Z grzbietu Jamesa czuł wyraźniej, jak świat wokół wirował - jeszcze mocniej czuł uderzenie świeżej chłodnej bryzy. Uśmiech - szczerze - rozjaśnił jego twarz, kiedy zwyczajnie chciał dać się ponieść; nie spostrzegł momentu, w którym stracił równowagę, ale doskonale czuł, że to on przeważył ich wszystkich. A potem wszystko wydarzyło się zbyt szybko, żadnedowody Neali, uważaj Anne, śmiech Lidds, troska Celine. Wstrzymał oddech - na ułamek chwili - gdy uderzył plecami o piasek, chwilę poźniej głośno wypuścił powietrze, gdy uderzyła w niego Neala; wyciągnął ręce przed siebie, amortyzując upadek dziewczyny, nie swój - wiedział, że to on ją pociągnął, ale szczęśliwie nic nie wskzywało na to, by poniosła tego dotkliwsze konsekwencje. Leżał - na plecach - ból promieniał wzdłuż kręgosłupa, a chmury nad nim obracały się w koło, jak w wirze, ale powolnym. Usta wpierw drgnęły, pierwsze zaśmiały się oczy, potem i jego śmiech poniósł się plażą daleko. Dostrzegł dłoń wyciągniętą przez Celine, ale jej nie pochwycił - mogło to wyglądać, jakby dostrzec jej nie zdążył lub jakby ból nie pozwolił mu podnieść ręki, po części tak było, a może to przez śmiech, a może przez to, że wciąż leżała na nim Neala, której nie przestał chronić przed upadkiem - a którą gotów był wspomóc ramieniem również i od dołu. - Ż-Żyjemy! - krzyknął przez śmiech wobec ogólnej troski. Wsparł bok głowy o ramię Jamesa, wskazując palcem jasny gąbczasty obłok nad nimi, obłok, który na kilka chwil przysłonił kometę oświetlającą niebo.
- Widzicie? To znak. Nadchodzą lepsze dni. - Przesunął się bliżej Jamesa. Lekko, bo bolały go plecy. - Dajcie spokój z tymi zdjęciami - Właściwie nie lubił wspomnień. Przeważnie bolały. Nie lubił też zdjęć, bo nie były bezpieczne. Nie chciał, żeby fotografowali się z nim i ze Steffenem. - Masz jeszcze ziele? - spytał, nie siląc się na zbytnią dyskrecję.
- Widzicie? To znak. Nadchodzą lepsze dni. - Przesunął się bliżej Jamesa. Lekko, bo bolały go plecy. - Dajcie spokój z tymi zdjęciami - Właściwie nie lubił wspomnień. Przeważnie bolały. Nie lubił też zdjęć, bo nie były bezpieczne. Nie chciał, żeby fotografowali się z nim i ze Steffenem. - Masz jeszcze ziele? - spytał, nie siląc się na zbytnią dyskrecję.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Strona 1 z 31 • 1, 2, 3 ... 16 ... 31
04.08.1958 - Wianki
Szybka odpowiedź