04.08.1958 - Wianki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brzeg w Dorset
Brzeg plaży w Weymouth 04 sierpnia 1958
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
Steffen Cattermole, Neala Weasley, James Doe, Liddy Moore, Celine Lovegood, Marcelius Sallow, Aisha Doe, Anne Beddow i Finnegan Fenwick bawią się - jedni lepiej, inni gorzej - po wyłowieniu wianków.
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
- Ałł - zawył, kiedy Freddy go staranował; upadł, nie od razu orientując, co się dzieje - po chwili dopiero dostrzegł jego i Liddy. - Wy nie jesteście resztą? - zapytał w odpowiedzi na jego pytanie, z lekką pretensją, bo ile można ich szukać? - No już, już - poczochrał wylizującego jego twarz Blue. - Co mu zrobiliście? Czemu jest taki.... nastroszony? - Chwycił dłoń dziewczyny, wstając z jej pomocą, dopiero wtedy dostrzegając, w jakim była stanie. - Lidds? Kto ci to zrobił? - Jego wzrok przeniósł się na Freda. - Przeszkodziłem wam w czymś? Sorry, już idę - Uniósł bezradnie ręce, idąc w losowym kierunku. - Którędy do reszty? - spytał, nie zatrzymując kroku.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
-Byśmy byli gdyby nie te ziemniaki- mruknąłem dźwigając się z ziemi. Po raz kolejny już sięgnąłem butelkę z trawy, ale tym razem nie sprawdzałem czy ubyło. Po prostu upiłem z gwinta żałując, że nie trafiłem tu pod wpływem. Myślałem, że sobie usiądziemy, wypijemy, a nie będziemy biegać po lesie jak szaleni. Właśnie, gdzie my w ogóle byliśmy? Rozejrzałem się na boki i nie widziałem żadnych wskazówek, nic poza identycznie wyglądającymi drzewami. Pięknie, po prostu cudownie. Nici z ziemniaczków z masłem. Przecież to już była noc, znalezienie ich graniczyło z cudem.
-Nic mu nie zrobiliśmy, uratował nas przed świrem z lasu- rzuciłem otrzepując koszulkę z resztek ziemi. Nie odpowiedziałem nic na temat ran dziewczyny, pominąłem też temat przeszkadzania.
-Dobre pytanie, też szukamy drogi- minąłem się z prawdą, bo przecież po prostu uciekaliśmy. -Lepiej stąd spadajmy- dodałem właściwie od razu nie będąc przekonanym, że mężczyzna odpuścił.
-Nic mu nie zrobiliśmy, uratował nas przed świrem z lasu- rzuciłem otrzepując koszulkę z resztek ziemi. Nie odpowiedziałem nic na temat ran dziewczyny, pominąłem też temat przeszkadzania.
-Dobre pytanie, też szukamy drogi- minąłem się z prawdą, bo przecież po prostu uciekaliśmy. -Lepiej stąd spadajmy- dodałem właściwie od razu nie będąc przekonanym, że mężczyzna odpuścił.
Jedną z bolączek współczesnego świata jest to, że nikt nie wie
kim tak naprawdę jest
kim tak naprawdę jest
Podciągnęła Marcela na nogi i już miała odpowiedzieć na pytanie o Blue, kiedy ich spojrzenia się spotkały. Kto jej to zrobił? Czyli było aż tak źle? Otworzyła usta, ale wtedy jego wzrok padł na Freda i Lidds zmarszczyła brwi nie bardzo wiedząc co się dzieje. Było to o tyle niefortunne, że pół twarzy zapromieniowało jej silniejszym bólem od tego niewinnego grymasu poruszającego świeżymi szramami. Nie bardzo wiedziała o co tak właściwie Marcelowi chodziło w tym momencie, ale skoro stwierdził, że sobie idzie, to raczej nie wyglądała aż tak źle - to ok. Czemu w ogóle o tym myślała? Nieważne. Wiedziała jednak jedno.
- Marcel, czekaj! - chwyciła go mocno za rękę, przytrzymując w miejscu i ani myśląc mu pozwolić iść choć kawałek dalej w tamtą stronę. - Nie tam. Tam jest chory pojeb, który... nieważne. Musimy iść inną drogą - powiedziała stanowczo.
Przemilczała to, że chłop się rzucał na Blue, bo znając Marcela poszedłby prosto w tamtym kierunku, żeby wyrównać rachunki. A oto chyba nadszedł sądny czas, gdy Liddy już naprawdę nie miała ochoty na kolejne bijatyki. Dziś już nie.
- Mieliśmy szukać tych przeklętych ziemniaków, Steffa... ale pierdolę to. Wracajmy do reszty, co? - spojrzała błagalnie najpierw na Freda, a potem Marcela dopiero wtedy przypominając sobie, że wciąż go trzyma za rękę, więc czym prędzej puściła. Rozejrzała się jeszcze wokół jakby szukając innej drogi albo znajomego punktu.
- To nie szum morza? Stamtąd? - wskazała na jedną ze ścian drzew.
- Marcel, czekaj! - chwyciła go mocno za rękę, przytrzymując w miejscu i ani myśląc mu pozwolić iść choć kawałek dalej w tamtą stronę. - Nie tam. Tam jest chory pojeb, który... nieważne. Musimy iść inną drogą - powiedziała stanowczo.
Przemilczała to, że chłop się rzucał na Blue, bo znając Marcela poszedłby prosto w tamtym kierunku, żeby wyrównać rachunki. A oto chyba nadszedł sądny czas, gdy Liddy już naprawdę nie miała ochoty na kolejne bijatyki. Dziś już nie.
- Mieliśmy szukać tych przeklętych ziemniaków, Steffa... ale pierdolę to. Wracajmy do reszty, co? - spojrzała błagalnie najpierw na Freda, a potem Marcela dopiero wtedy przypominając sobie, że wciąż go trzyma za rękę, więc czym prędzej puściła. Rozejrzała się jeszcze wokół jakby szukając innej drogi albo znajomego punktu.
- To nie szum morza? Stamtąd? - wskazała na jedną ze ścian drzew.
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Lidka? - zmarszczył brwi i pokręcił głowa. - Spotkaliśmy się - zaczął, ale zaraz potem Neala kontynuowała wyjaśnienia. pokiwał głowa, spoglądając ponownie z duma na ładny stosik drewna przyniesionego przez Lidke.
Kiedy Elvis wybrzmiał w gramofonie, wyszczerzył się radośnie, spoglądając na Weasley.
- To to! - zaśmiał się pod nosem, kończąc dzieli, a kiedy Anne pojawiła się przy nim wziął od niej kromkę i wgryzł się w nią od razu. - Mhm…mhm? Fiekuje…est…yszne. Tso? - patrzył wciąż to na Castora to na Anne. Nie zrozumieli aluzji, czy udawali? - Zatańczysz ze mną? Bez obaw, kromka nie będzie nam przeszkadzać - zapewnił ja, podnosząc się z ziemi z wyciągnięta ręka w stronę Anne, w drugiej ciagle trzymał kromkę z masłem z indykiem. Było doskonale i pyszne. - Castor? Masz różdżkę, rozpalisz? Dzięki - odpowiedział, nie czekając na odpowiedz i złapał Anne za dłoń i pociągnął ja tanecznym już krokiem trochę dalej od ogniska. Wgryzł się w kanapkę znowu i obrócił się do Anne z uśmiechem, żując.
Kiedy Elvis wybrzmiał w gramofonie, wyszczerzył się radośnie, spoglądając na Weasley.
- To to! - zaśmiał się pod nosem, kończąc dzieli, a kiedy Anne pojawiła się przy nim wziął od niej kromkę i wgryzł się w nią od razu. - Mhm…mhm? Fiekuje…est…yszne. Tso? - patrzył wciąż to na Castora to na Anne. Nie zrozumieli aluzji, czy udawali? - Zatańczysz ze mną? Bez obaw, kromka nie będzie nam przeszkadzać - zapewnił ja, podnosząc się z ziemi z wyciągnięta ręka w stronę Anne, w drugiej ciagle trzymał kromkę z masłem z indykiem. Było doskonale i pyszne. - Castor? Masz różdżkę, rozpalisz? Dzięki - odpowiedział, nie czekając na odpowiedz i złapał Anne za dłoń i pociągnął ja tanecznym już krokiem trochę dalej od ogniska. Wgryzł się w kanapkę znowu i obrócił się do Anne z uśmiechem, żując.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Spojrzał na Blue z rozczuleniem, kiedy okazało się, że był bohaterem. Zamierzał odejść, obawiając się, że im przeszkodził. Nie zaprzeczyli, ale nie wyglądali na skonsternowanych - był w pół kroku, kiedy sięgnęła po jego rękę, nie próbował iść dalej, zatrzymał się od razu, obracając się w jej stronę.
- Świr z lasu? Pojeb? To on, zrobił ci to? Co za jeden? - pytał raz po razie, spoglądając to na poharataną twarz Liddy, to na Freddiego, wróżkowy pył wciąż go pobudzał. - Daj - rzucił, zauważając butelkę trzymaną przez Freda, chwycił ją wolną ręką i pociągnął łyk, po czym mu ją oddał. Spojrzał na nią, potem na niego, kręcąc przecząco głową. - Chyba zwariowaliście. Myślicie, że pozwolę wam zostawić w lesie świra, który ją pobił i ziemniaki, które zgubił Steffen? - Dopiero kiedy puściła jego dłoń klasnął w dłonie, zwracając na siebie uwagę psidwaka.- Blue! Blue, szukaj! Szukaj zguby! - zawołał do psiaka stanowczo, odrywając z przewieszonego przez ramię pęku kawałek kiełbasy i machając nim przed nosem Blue.
1. Blue węszy ziemniaczki
2. Blue węszy tatę Jenny
3. Blue węszy zdechłego królika
- Świr z lasu? Pojeb? To on, zrobił ci to? Co za jeden? - pytał raz po razie, spoglądając to na poharataną twarz Liddy, to na Freddiego, wróżkowy pył wciąż go pobudzał. - Daj - rzucił, zauważając butelkę trzymaną przez Freda, chwycił ją wolną ręką i pociągnął łyk, po czym mu ją oddał. Spojrzał na nią, potem na niego, kręcąc przecząco głową. - Chyba zwariowaliście. Myślicie, że pozwolę wam zostawić w lesie świra, który ją pobił i ziemniaki, które zgubił Steffen? - Dopiero kiedy puściła jego dłoń klasnął w dłonie, zwracając na siebie uwagę psidwaka.- Blue! Blue, szukaj! Szukaj zguby! - zawołał do psiaka stanowczo, odrywając z przewieszonego przez ramię pęku kawałek kiełbasy i machając nim przed nosem Blue.
1. Blue węszy ziemniaczki
2. Blue węszy tatę Jenny
3. Blue węszy zdechłego królika
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Kanapka wylądowała w dłoni Jima, a Oliver pojawił się przy gramofonie; przez moment korciło ją zapytać, jak tak szybko Doe mógł zapomnieć o wielkim głodzie, ale zrzuciła to po prostu na ich zabawowość.
Zwłaszcza, kiedy wokół rozbrzmiał Elvis.
- Ooooo - westchnęła przeciągle, pomiędzy zadowoleniem a rozbawieniem, zerkając na Summersa uśmiechnięta - Skąd wiedziałeś, że o to mi chodziło?? - Elvisowi daleko było do czegoś spokojnego, o czym chwilę temu mówiła, ale to był E l v i s - tyle jej wystarczyło.
- Nie, wszystko dobrze... - wyrzuciła tylko jeszcze z siebie, kiedy Oliver zapytał czy ma coś na twarzy; a ta była przecież w jak najlepszym porządku - tego już nie zdążyła powiedzieć, bo Jim sięgnął po jej dłoń i sprawnie porwał ją do tańca; krótkie och było jedyną odpowiedzią, nim nie roześmiała się dźwięcznie.
Szybko zapomniał o kanapce i ognisku, ale jakoś jej to nie przeszkadzało - może to Elvis, może zmęczenie, a może fakt, że Jim zasługiwał dzisiaj na wszystko, co mogłoby wywołać uśmiech na jego twarzy. Teraz był uśmiechnięty.
- Uważaj, napracowałam się nad nią! - zażartowała, w kolejnym obrocie i skocznym kroku wskazując podbródkiem na kanapkę, którą Doe trzymal w drugiej ręce - Gdzie byliście tak długo? - zapytała też zaraz potem, choć w tych pląsach nie tak łatwo było prowadzić rozmowę.
Zwłaszcza, kiedy wokół rozbrzmiał Elvis.
- Ooooo - westchnęła przeciągle, pomiędzy zadowoleniem a rozbawieniem, zerkając na Summersa uśmiechnięta - Skąd wiedziałeś, że o to mi chodziło?? - Elvisowi daleko było do czegoś spokojnego, o czym chwilę temu mówiła, ale to był E l v i s - tyle jej wystarczyło.
- Nie, wszystko dobrze... - wyrzuciła tylko jeszcze z siebie, kiedy Oliver zapytał czy ma coś na twarzy; a ta była przecież w jak najlepszym porządku - tego już nie zdążyła powiedzieć, bo Jim sięgnął po jej dłoń i sprawnie porwał ją do tańca; krótkie och było jedyną odpowiedzią, nim nie roześmiała się dźwięcznie.
Szybko zapomniał o kanapce i ognisku, ale jakoś jej to nie przeszkadzało - może to Elvis, może zmęczenie, a może fakt, że Jim zasługiwał dzisiaj na wszystko, co mogłoby wywołać uśmiech na jego twarzy. Teraz był uśmiechnięty.
- Uważaj, napracowałam się nad nią! - zażartowała, w kolejnym obrocie i skocznym kroku wskazując podbródkiem na kanapkę, którą Doe trzymal w drugiej ręce - Gdzie byliście tak długo? - zapytała też zaraz potem, choć w tych pląsach nie tak łatwo było prowadzić rozmowę.
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zerkałem to na Marcela, to na Liddy. Wiedziałem, że jak powiem prawdę to z pewnością znajdziemy go i wywiąże się prawdziwa jatka. Z jednej strony sam bym go jeszcze bardziej obił, ale z drugiej byłem prawie trzeźwy i ostrożniej podchodziłem do sytuacji. Cholera wie do czego był zdolny, a nie byliśmy tutaj tylko my, ale Liddy i psiak. -Dostał za swoje- rzuciłem zerkając porozumiewawczo na dziewczynę. Jeśli chciała go od tego odwieść to musiała coś wymyślić, bo ja byłem w tym wyjątkowo beznadziejny.
Pobił ją i ziemniaki. No tak, wszystko jasne. -Ty tak..- na poważnie? Nie powiedziałem już tego głośno tylko westchnąłem i zrobiłem kilka kroków w kierunku dwójki. Odprowadziłem przy tym wzrokiem Blue, który najwyraźniej coś wywęszył.
1. Ojczulek był bliżej niż się spodziewaliśmy i już zdążył nas zobaczyć
2. Ojczulek idzie w kierunku plaży
3. Ojczulek idzie w przeciwnym kierunku i trzyma w ręku nóż
Pobił ją i ziemniaki. No tak, wszystko jasne. -Ty tak..- na poważnie? Nie powiedziałem już tego głośno tylko westchnąłem i zrobiłem kilka kroków w kierunku dwójki. Odprowadziłem przy tym wzrokiem Blue, który najwyraźniej coś wywęszył.
1. Ojczulek był bliżej niż się spodziewaliśmy i już zdążył nas zobaczyć
2. Ojczulek idzie w kierunku plaży
3. Ojczulek idzie w przeciwnym kierunku i trzyma w ręku nóż
Jedną z bolączek współczesnego świata jest to, że nikt nie wie
kim tak naprawdę jest
kim tak naprawdę jest
The member 'Freddy Krueger' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 1
'k3' : 1
— E, to jak jest z kimś to nic jej się nie stanie — podsumował w słodkiej niewiedzy, dopiero później mrużąc lekko oczy, przysłuchując się temu, co mówiła Nela. Ziemniaki? Zgubione przez Steffa? Posłał Cattermole'owi jedno, swoim zdaniem piorunujące, ale zapewne nieefektowne spojrzenie, po czym wrócił uwagą do Neli. — O, zabraliście Blue? Cholera, mogłem zawołać Farfocla, ucieszyłby się z zabawy z bratem — mruknął pod nosem, bo w sumie chyba nikt poza Marcelem nie wiedział, że Blue miał brata i to w dodatku będącego pod opieką Castora. No cóż. Teraz został w namiocie Summersów, co za pech.
Tymczasem raz jeszcze zwrócił się ku Anne, która uznała, że z jego twarzą wszystko było okej. Jeszcze raz puścił jej oczko, zadowolony, ale gdy Jim porwał ją do tańca, nie chciał im dłużej przeszkadzać. Zamiast tego podniósł się wreszcie na równe nogi, zostawiając gramofon samemu sobie. Zamiast tego, gdy akurat butelka była niezaopiekowana, pociągnął kolejnego łyka cytrynówki.
— Zatańczymy? — spytał Neli, wyciągając ku niej dłoń w zaproszeniu. Starał się nie narzucać, to miała być jej decyzja. Ale powoli rozlewający się po żyłach alkohol dodawał mu trochę odwagi i gibkości, może nie będzie aż tak źle.
Tymczasem raz jeszcze zwrócił się ku Anne, która uznała, że z jego twarzą wszystko było okej. Jeszcze raz puścił jej oczko, zadowolony, ale gdy Jim porwał ją do tańca, nie chciał im dłużej przeszkadzać. Zamiast tego podniósł się wreszcie na równe nogi, zostawiając gramofon samemu sobie. Zamiast tego, gdy akurat butelka była niezaopiekowana, pociągnął kolejnego łyka cytrynówki.
— Zatańczymy? — spytał Neli, wyciągając ku niej dłoń w zaproszeniu. Starał się nie narzucać, to miała być jej decyzja. Ale powoli rozlewający się po żyłach alkohol dodawał mu trochę odwagi i gibkości, może nie będzie aż tak źle.
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
Za długi język. Miała za długi język. Kurwa jego mać.
Marcel zadawał kolejne pytania, a ona już wiedziała, że stała na przegranej pozycji. Nie chciała kłamać, chociaż w tej chwili zaczynała to rozważać, żeby tylko zatrzymać Marcela. Freddy nawet próbował, choć... no... Mogła też wyciągnąć ostre działo, ale tego też nie chciała robić, bo było zdecydowanie... zbyt drastyczne i mocno nie w porządku. Z drugiej strony... co jeśli dzisiejsza historia miała się powtórzyć? Jeśli to tym razem Marcel... I jeśli znów ona zawini, bo nie powstrzyma go w porę?
Ale wtedy powiedział coś, co trochę wyrwało ją z trybu powstrzymania go i spojrzała na całą sytuację z innej strony. Bo Marcel miał rację - co jeśli ten typ trafi na kogoś słabszego, wolniejszego... co jeśli nie skończy się na poharatanej twarzy, tylko naprawdę komuś zrobi krzywdę?
- Kurwa - zmełła przekleństwo w ustach i rzucając jeszcze jedno, trochę przepraszające spojrzenie Freddiemu ruszyła za Marcelem. No, samego go w tym na pewno nie zostawi. Nawet jeśli miała oberwać tą gałęzią jeszcze raz po ryju.
- To chyba stary tej laski, z którą Steff poszedł w krzaki - mruknęła jeszcze ponuro do Marcela.
Marcel zadawał kolejne pytania, a ona już wiedziała, że stała na przegranej pozycji. Nie chciała kłamać, chociaż w tej chwili zaczynała to rozważać, żeby tylko zatrzymać Marcela. Freddy nawet próbował, choć... no... Mogła też wyciągnąć ostre działo, ale tego też nie chciała robić, bo było zdecydowanie... zbyt drastyczne i mocno nie w porządku. Z drugiej strony... co jeśli dzisiejsza historia miała się powtórzyć? Jeśli to tym razem Marcel... I jeśli znów ona zawini, bo nie powstrzyma go w porę?
Ale wtedy powiedział coś, co trochę wyrwało ją z trybu powstrzymania go i spojrzała na całą sytuację z innej strony. Bo Marcel miał rację - co jeśli ten typ trafi na kogoś słabszego, wolniejszego... co jeśli nie skończy się na poharatanej twarzy, tylko naprawdę komuś zrobi krzywdę?
- Kurwa - zmełła przekleństwo w ustach i rzucając jeszcze jedno, trochę przepraszające spojrzenie Freddiemu ruszyła za Marcelem. No, samego go w tym na pewno nie zostawi. Nawet jeśli miała oberwać tą gałęzią jeszcze raz po ryju.
- To chyba stary tej laski, z którą Steff poszedł w krzaki - mruknęła jeszcze ponuro do Marcela.
OK, so now what?
we'll fight
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Co zrobił Steffen? - zdziwił się, zerkając na Lidds. Wróżkowy pyl działał cuda. Z niego - czynił mocarza. Marcel obrócił się przez ramię, by podążyć wzrokiem za wzrokiem Freddiego. Widok olbrzyma wychodzącego z lasu, na którego warczał nastroszony Blue, nie przebudził zdrowego rozsądku ni trochę, nie uczyniła tego też trzymana przez niego potężna gałąź. Tym? Tym zamachnął się na Liddy? Gdyby nie pył, pamiętałby pewnie swoje starcie z Benem, w którym - w obronie honoru Celine - stracił nos ledwie wczoraj. Najadł się wstydu i upokorzenia, najadł się też bólu. Freddie mówił, że dość już dostał, ale gość wcale nie wyglądał, jakby miał dość.
- Ej! Ej, ty! Mało ci?! - zawołał go, wyskakując w jego stronę, żeby cisnąć - z wyskoku - pięść prosto w jego nos.
- Ej! Ej, ty! Mało ci?! - zawołał go, wyskakując w jego stronę, żeby cisnąć - z wyskoku - pięść prosto w jego nos.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 27
'k100' : 27
Przesunęłam spojrzeniem od Castora do Anne śladem Jima, ale niewiele z tego zrozumiałam. Przeżułam kęs który miała w ustach.
- Jak się czujesz Steff? - zapytałam go, bo przecież przed chwilą z tego nosa krwawił. Różdżkę jednak schowałam. Jedząc dalej. A kiedy muzyka pomknęła a Jim potwierdził rozszerzyłam usta w uśmiechu. A potem… w sumie się nie zdziwiłam. Z każdym każdy tańczyć może, nie? Tak. Zmarszczyłam brwi trochę, wsuwając jeszcze kawałek indyka. Drgnęłam słysząc głos Olliego, patrząc na Anne i Jima.
- Tak, tylko chwila. - powiedziałam, podnosząc się z jego rozglądając się wokół w końcu sięgając po różdżkę. - To ognisko, bo zaraz się o siebie będziemy potykać i możemy iść. - orzekłam kierując na nie drewno. - Incendio. - wybrałam wskazując na ułożone przez chłopaków ognisko.
- Jak się czujesz Steff? - zapytałam go, bo przecież przed chwilą z tego nosa krwawił. Różdżkę jednak schowałam. Jedząc dalej. A kiedy muzyka pomknęła a Jim potwierdził rozszerzyłam usta w uśmiechu. A potem… w sumie się nie zdziwiłam. Z każdym każdy tańczyć może, nie? Tak. Zmarszczyłam brwi trochę, wsuwając jeszcze kawałek indyka. Drgnęłam słysząc głos Olliego, patrząc na Anne i Jima.
- Tak, tylko chwila. - powiedziałam, podnosząc się z jego rozglądając się wokół w końcu sięgając po różdżkę. - To ognisko, bo zaraz się o siebie będziemy potykać i możemy iść. - orzekłam kierując na nie drewno. - Incendio. - wybrałam wskazując na ułożone przez chłopaków ognisko.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 11
'k100' : 11
04.08.1958 - Wianki
Szybka odpowiedź