Wydarzenia


Ekipa forum
23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
AutorWiadomość
23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]28.04.24 1:52
First topic message reminder :

Dom Bathildy Bagshot
Ogród i inne pomieszczenia domu, jeśli potrzeba
23 IX '58Bękarty
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)

Szafka zniknięć



I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki - Page 15 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 12:37
— Takich, czyli jakich? Uśmiechniętych? Radosnych? W dobrych humorach, olśniewających? — Bo dziewczyny zachwycały, pomimo tych wszystkich akrobacji, które wyglądały jak dziecięce wyzwania. — Beztroskich? — Uniósł brwi, uśmiechając się szerzej. — Poznałaś już Marcela? — Może by jej przypadł do gustu, chciała z nim zatańczyć? Dziewczęta leciały na jego aparycję i wdzięki, on był żonaty; wiedział, że nie dysponował wszystkimi kartami. — Z powodu Thomasa, nie ciebie. Gdyby przed upadkiem ochronił cię złotowłosy młodzieniec wycieraliby łzy ze wzruszenia i powtarzali w plotkach koloryzowane historie o wielkim bohaterstwie — zapewnił ją, bez wyraźnej urazy w słowach. Doskonale wiedział kim byli i doskonale wiedział, że mieszkańcy Doliny ich nie darzyli sympatią. Unikał ich jak tylko mógł. — Nie obchodzi nas, co będą mówić. O tobie nie damy im powiedzieć złego słowa, nikt nigdy się nie dowie, że tu byłaś. Tak jak ty nigdy nikomu nie przyznasz się do tego samego, prawda? — Lojalność za lojalność, Kerrie? Nie powiesz o tym bratu, prawda? Powiódł wzrokiem w bok i spojrzał na Nealę, kiwając lekko głową. Weasley. — Maria... z Multonów? — Tak to się mówiło? Wiedział, że nie pytała o miejsce zamieszkania. — Maisie z Moorów...? To kuzynka Liddy i Steffena — Popatrzył na dziewczynę, która wyraźnie się odprężyła i zaczęła dobrze bawić. — Liddy gdzieś wcięło, musiała iść na spacer z Freddim, naszym przyjacielem. I Bella. Ta Bella. Z Selwynów. — spojrzał na Kerstin z gorzkim uśmiechem.
— O niczym więcej mi nie wiadomo — wyznał zgodnie z prawdą. Nie wiedział, by spożywała coś innego wcześniej tylko piwo z Mocarzem, dlatego wymiotowała. Dziewczyny nie pijały takich ilości alkoholu, chyba rozumieli to oboje. — Lekarstwo? Jest Marcela. W czerwcu padł ofiarą klątwy — zaczął i obrócił się przodem do kółeczka, stojąc blisko Kerstin. Szeptał prawie. — W Podczas jakiejś misji Zakonu — wiedział, że tą wiedzą wzbudzi w niej zaufanie. — Najpierw stracił zmysły, dosłownie. Smak, węch, czucie, potem zaczął ślepnąć. A kiedy Steffen ją zdjął z niego zaczął mieć problemy z rozwolnieniem, to jakieś antidotum. Ale nie poruszaj tego tematu głośno... sama wiesz. To krępujące trochę — sprawy kałowe to niezbyt dobre tematy na imprezy i to przy dziewczętach. — Ale jak dzieci szukające niedopałków dorosłych, bawią się, udając, że to jakieś... narkotyki — powiedział do niej z rosnącym rozbawieniem. — I popatrz co wiara może zrobić z człowiekiem. — Westchnął. — idziemy do nich?



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 12:49
Nie był pewien, co ze sobą zrobić — nie chciał mówić Belli o wróżkowym pyle, ale czuł, że powinien, ale się wstydził, a dziewczyny zachowywały się tak dziwnie i głupio. Czy on po alkoholu i wróżkowym pyle i diablim zielu też się tak zachowywał? A jeśli tak, to dlaczego Jenny (o której tym bardziej nie chciał Belli mówić) wzięła go na polanę, też była naćpana? Wszystko to jakieś skomplikowane i smutne. Chwilę stało nadąsany i wściekły na to, że Maisie też to wzięła – zanim w ogóle zdążył się z nią przywitać i ją powstrzymać. Był wściekły na siebie, ale i na resztę świata i sam już nie wiedział na kogo.
Chwilę stał, jakby chcąc się upewnić, że nikt nie da Neali więcej wróżkowego ani alkoholu. Słysząc wołanie Marcela o tańcach zbliżył się w stronę Jima tańczącego z Kerrie, wciąż trochę oszołomiony i niezdecydowany. Powinien poprosić do tańca Bellę? Dołączyć do kółeczka? Zanim zdążył podjąć decyzję, usłyszał szereg nazwisk. Multon, które kojarzyło mu się z czytanym w Gringottcie "Walczącym Magiem". I Selwyn, którego nikt nie powinien tu słyszeć.
-Kur... - wcześniej Kerrie ochrzaniała ich za przeklinanie, więc poprawił się -...czę, Jim - zbliżył się jeszcze bliżej żeby podsłuchać, tym razem strzępy szeptem, Zakon, klątwa.
- Bella Cattermole, wszystkim to rozgadasz? - samemu zniżył głos do szeptu, wchodząc między Jima i Kerrie. - Może jeszcze Multonom? - która to? Chyba nie ta dziewczyna, z którą tańczył na potańcówce? -A może napiszesz od razu do Walczącego Maga? Ja pierdolę, to nie jest moment na imponowanie dziewczynom sekretami, które sekretami powinny pozostać, chcesz ją narazić? - może i Kerrie była zaufana, ale im mniej wszyscy wiedzą, tym lepiej. Nie bez powodu. Co, jak Jim rozgada to dalej, jak usłyszą to przyjaciele, którzy byli od Zakonu daleko, albo nowi znajomi, którym nie ufał na tyle by dzielić się tożsamości Belli? -Albo żeby ktoś to wypaplał po pijaku i szmalcownicy pojawią się tutaj? Tak bardzo nie lubisz Belli, że chcesz żeby ją złapali? - spanikował, był zły, samemu od dawna chciał zaimponować komuś tym, że ukradł flet na polecenie Harolda, ale tego nie zrobił. - Kerrie, on tak mówi od rzeczy. - powiedział bez przekonania, co kontrastowało z jego wcześniejszą złością. Nerwowo poszukał wzrokiem Belli, czuł się okropnie, namówił ją na tą imprezę żeby poczuła się lepiej, a nie po to żeby na jaw wychodziło jej stare — i niebezpieczne dla niej — nazwisko, lub żeby dowiedziała się, że wciągał kiedyś narkotyki.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 13:06
Nigdy nie słyszał przeklinającego Steffena, obejrzał się więc na niego ze zmarszczoną brwią, kiedy wciął im się do rozmowy, stając między nim a Kerrie, choć przekleństwo nie wybrzmiało, popatrzył na niego.
— Cattermole — poprawił się, marszcząc brwi mocniej. Patrzył na Steffena wymownie, nie widząc przez to twarzy Kerstin. — To jakiś sekret teraz?— spytał. Nie miał pojęcia, co jest nie tak z Multonami, nie był świadom istnienia Elviry. — Maria jest w porządku, można jej ufać — odpowiedział z pełnym przekonaniem. A już na pewno ufać bardziej niż Belli Selwyn. Kiedy Steffen przybrał stanowczą pozę, uniósł brwi i otworzył usta ze zdumienia, będąc pewnym, że nigdy w życiu nie był równie poważy i równie niezadowolony, co teraz. I to na niego. — Z czym masz właściwie problem, Steff? — spytał zaczepnie, zadzierając brodę. Nie podobało mu się to, co usłyszał. Nie podobał mu się ton, którym się do niego zwracał. Ton pełen dezaprobaty i zawodu. Strofował go, był zaskoczony. — Napiszę, bo co, bo się tanio sprzedam? Och, rozumiem teraz. To pieprzone wesele. To nie był pomysł Belli wcale. Niech mnie! — krzyknął głośno, nagle go olśniło. Nagle zrozumiał. Tak samo jak teraz, tak wtedy zwyczajnie bał się, że go zdradzi. Że pójdzie na nich donieść ścierwom z Londynu. — Ty cholerny gnojku! — wyzwał go z niedowierzaniem, otwierając szeroko oczy. Wszystkiego się spodziewał, ale nie tego, że Steffen posądzi go o zdradę i to z powodu niechęci do Belli. — N I E L U B I Ę J E J! — Wyrecytował głośno i wyraźnie, wcale nie martwiąc się, że stała przecież blisko. — Bo porzuciła cię jak złamaną miotłę w lesie, która ciąży przy spacerze, bo byłeś kupą gnoju, wierząc, że nie jesteś jej wart. T A K nie lubię jej tak bardzo, ale gdyby ją złapali byłbyś tą kupą gnoju do końca życia, durniu — wycedził wściekle, odsuwając się od niego, ale ręka go świerzbiła, by mu powiedzieć to dosadniej.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 13:35
Pokręciła głową z westchnieniem typowym zmęczonym, młodym dziewczętom. Ach, ci chłopcy. Beztroska i wesołość nie musiały koniecznie wiązać się z upijaniem się do poziomu wymiotów pod bramą, nawet jeśli niewielka ilość nalewki ogrzewała serce i głowę.
- Niech ci będzie. Oczywiście, że poznałam Marcela. Rozmawialiśmy... parę razy - bąknęła, nie zamierzając się przyznawać, że to Carringtonowi przyznała się w pierwszej kolejności do poczucia winy po wybuchu na plaży w Weymouth. Zmarszczyła tylko brwi i spochmurniała, gdy James sam i bez mrugnięcia przywołał smutną prawdę o stereotypach. Niczego nie powiedziała, bo czy sama nie powiedziała niedawno tego samego? Czy sama nie wyszła z założenia, że Thomas udowodnił jej, że powinna być przynajmniej ostrożniejsza? - Nie sądzę... po prostu nie wypada się obściskiwać na ulicy jak się nie jest narzeczonymi - mruknęła jednak po czasie dla spokoju sumienia.
I tak, może nie powiedziała Michaelowi, że wpadnie do domu Doe'ów, żeby podrzucić Eve prezent, nie zamierzała nawet, ale teraz nie była już pewna, o której do domu wróci i czy nie przyjdzie jej się tłumaczyć. Niemniej jednak uśmiechnęła się pojednawczo i skinęła głową, na wszelki wypadek nie składając obietnic.
- Och, Moore! No tak! Powinnyśmy się poznać chyba - mruknęła z życzliwym zamyśleniem, a że nazwiska Multon i Selwyn niewiele jej mówiły to ich nie skomentowała, nawet jeśli była zaskoczona, że James zna poprzednie nazwisko Belli, to zanim nazywała się Presley. Bella była jednak narzeczoną Steffena, ich alchemiczką, jej dawną koleżanką, wiedziała, że jest dobrą osobą. Marię wydawał się lubić Marcel. No i byli w Dolinie Godryka, a tutaj przez większość czasu było bezpiecznie, inaczej nie chodziłaby po rynku sama. - Och, nic nie wiedziałam! - bąknęła z przestrachem na wspomnienie klątwy. Niewiele o nich wiedziała, więc łyknęła wszystko co powiedział James, nawet jeśli naszedł ją cień wątpliwości. Sprawy Zakonu Feniksa były tajne, więc dlaczego Jaimie o nich wiedział? Gdyby był w Zakonie tak jak Marcel to przecież Michael by o tym wspomniał. No i czy to było rozsądne, bawić się lekarstwem? - Jeśli to jego lekarstwo to nie powinien go rozdawać. Nigdy nie wiadomo jak ktoś zdrowy zareaguje. Może zabierzemy Nealę do lecznicy, żeby ktoś ją zbadał? Na wszelki wypadek, jakiś uzdrowiciel? Nie znam się na magicznych lekach - zastanawiała się głośno. A potem zrobiło jej się jakoś dziwnie, gdy sobie przypomniała, że Marcel chciał ten proszek wcisnąć i jej. Czy mogli być aż tak nieodpowiedzialni? Jeśli Marcelowi pomógł odzyskać wzrok to co jeżeli zdrowa osoba go straci?
Nie miała czasu długo zapętlać się w swoich obawach, bo została siłą odsunięta od Jamesa, gdy wepchnął się między nich Steffen. Z początku z rozchylonymi ustami mogła tylko zastygnąć w szoku. Zdawało się jednak, że pan Cattermole wyrzucił z siebie dokładnie te myśli, które dopiero co kłębiły się Kerstin w głowie.
- Czyli to był sekret - mruknęła. Tak myślała. I ona co prawda była siostrą Michaela i Justine, i Jaimie już siłą rzeczy o tym wiedział, więc nie miał powodu się jej krępować. No ale nie wiedziała kim jest Multon, ani nawet Selwyn, a narastająca kłótnia wzbudzała w niej mdłości. - Dlaczego Multonom? O co chodzi z Bellą, czy znowu jest w niebezpieczeństwie? - spytała szeptem zanim zdązyłaby się powstrzymać, zanim przypomniała sobie to co Mike mówił zawsze; że niektórych rzeczy lepiej dla niej, żeby nie wiedziała.
Ale chłopacy nie przestawali, więc pisnęła i przyłożyła dłoń do ust, gdy padły inwektywy i przekleństwa. A co jeśli zaraz zaczną się bić?
- Przestańcie, przestańcie, przestańcie! - zażądała, łapiąc Steffena za nadgarstek, bo akurat on stał najbliżej.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 15:02
— A myślisz, że ludzi to obchodzi? Czy jesteś czy nie? — Czy wiedzieli w ogóle? — Głodni sensacji ludzie zawsze znajdą powód do plotek, nie będą raczej patrzeć na to, czy to twój chłopak, narzeczony czy mąż. Zawsze znajdą powód by uznać to za nieodpowiednie. — Może w Dolinie tak, może każdy znał każdego i podejście ludzi było inne, ale w Londynie to nie miało znaczenia. W Londynie ludzie patrzyli na to też łaskawiej, przynajmniej póki żyli tam mugole. Po Bezksiężycowej Nocy pozostała tam sama sztywna i nadęta socjeta. Jej skinięcie głowy skwitował z uśmiechem. Swojego słowa zamierzał dotrzymać, uznał to za wiążącą umowę, nic jednak nie powiedział, zamierzając przedstawić jej wszystkich gości. Nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, że było w tym coś nieodpowiedniego; byli w swoim gronie i choć Kerstin do niego nie należała zbyt dobrze sobie zdawał sprawę z tego w jakim była położeniu i z jakiej rodziny pochodziła. Jej reakcja na nazwisko Moore była pozytywna, dziewczęta się nie znały, ale to tylko dobrze wróżyło dalszej części spotkania.  Uśmiechał się jeszcze chwilę ze spokojem, czując, że sytuacja została opanowana, a oni będą mogli wrócić lada moment do wspólnej zabawy. Ale to była tylko cisza przed burzą.
— To coś na wzmocnienie — mruknął, jakby nie bardzo wiedział o czym mówi. — Nie znam się na tym za bardzo, poprawia nastrój, zwiększa siły — zmarszczył brwi i pokręcił głową. Głupio żeby ściemniał w sprawach, przy których mógł mieć częściowego eksperta.
— Do lecznicy? — zdumiał się na moment i spojrzał jeszcze raz na Weasley. Nie był tego taki pewien, nie wiedział, czy to konieczne. Chciał — wolałby myśleć, że dobrze się bawiła, ale był zbyt trzeźwy na to, by jego ten stan też bawił. Bał się, że gorzej się poczuje, a to będzie ich wina. I wtedy będzie za późno na to, by jej pomóc. — Może tak, może to dobry pomysł. Nie wiem tylko czy będzie chciała iść... — mruknął z powątpiewaniem. A potem się posypało. Ani przez chwilę przez głowę nie przeszło mu to, że nazwisko Belli może być jakimkolwiek sekretem. Palnął je z przypału, nie miało to dla niego znaczenia — Bella Cattermole nie przechodziła mu przez gardło.  Popatrzył na Steffena bez zrozumienia. Nigdy nie krył się z tym, że jej nie lubił, nigdy nie krył się też z tego powodem — zraniła go. Zraniła Steffena do żywego, skrzywdziła go. Kiedy napisał mu list, że go porzuciła to on zwołał przyjaciół, żeby go odwiezili. Martwili się. Nie był wtedy nawet do siebie podobny, ale przecież żadnego to wtedy nie dziwiło — był głupio zakochany, zraniony, miał złamane serce. Ale Bella wróciła i trzymała go z dala od przyjaciół. Odciągała go od nich odkąd się pojawiła, porzucił ich na festiwalu, ani jego ani Marcela sprawy go nie obchodziły, bo żył tylko jej powrotem. Ale to też mu wybaczyli. Zranił go zarzut, że próbował się jej pozbyć. I właśnie to mu powiedział. Nigdy by mu tego nie zrobił. Nie jej, jej los go nie obchodził więcej niż to było konieczne z jego powodu. Nie zrobiły tego Steffenowi, bo był mu jak brat. Bo nie chciał go widzieć takiego jak wtedy — złamanego i cierpiącego. A on teraz zarzucał mu bycie zdrajcą, sprzedawczykiem, kurwą. O Multonach nic nie wiedział, nie miał jak się do tego odnieść. Popatrzyłby na Marię, serce miała na dłoni, ale wpatrywał się tylko w Steffena z niedowierzaniem. Wiele mógł mu wytknąć i wiele zarzucić, ale nie nielojalność i nie wobec niego. To był chory absurd, który skwitowałby zapewne śmiechem, gdyby nie cała idiotyczna sytuacja. Szastał nazwiskami by imponować dziewczynom? A jakie to miało znaczenie, czym miał w ten sposób zaimponować? To nie miało najmniejszego sensu dla niego - znam kogoś sławnego było marną gadką na podryw nawet dla niego. A Bella ważna nie była wcale. Za takiego go miał?
— Kerstin pytała o gości — odpowiedział mu jeszcze, a on nie widział powodu, by ją kłamać. — Jesteśmy wśród swoich, wśród rodziny — wytknął mu, odwołując się do jego słów. Przegapił słowa Eve, przegapił ważny dla nich moment w życiu bo był z Bellą. Znowu. — Kogo tutaj chcesz oskarżyć o paplanie po pijaku narażającego życie twojej księżniczki? Marcela? — Marcel Sallow, nie Carrington? — Nealę? — Weasley była znacznie łatwiejszym i bardziej interesującym celem w jego mniemaniu niż arystokratka, która porzuciła krewnych. — Kerstin? — Tonks, siostra najbardziej poszukiwanej rebeliantki w kraju? — Masie? — Moore, krewna Williama? Nigdy go nie spotkał, ale pamiętał go z plakatów.  — Tu jest więcej cenniejszych celów niż ona — syknął, marszcząc brwi. — Czy po prostu nas? Mnie, Eve? Aishę? — Bo nie byli nikim ważnym, byli biedni i za parę sykli opłacało się sprzedać przyjaciół. Czy nie to właśnie mu zasugerował? Nie był rozczarowany. Był zdruzgotany. Steffen wiedział o nim praktycznie wszystko i tak go oceniał.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 15:52
Uśmiechnął się do Marii, pokręcił głową, ale nie powiedział nic. Nie spodziewał się, że to dostrzeże, w szczególności teraz, szalejąca od pyłu, którego sam nie zdążył i nie mógł wziąć. Ale dostrzegła i chciała go ukoić, a sama świadomość tej chęci sprawiała, że przez chwilę poczuł się lepiej. A zaraz potem gorzej, bo nie mógł jej powiedzieć, ze bał się, że auror przetrzebi mu skórę za podanie im wszystkim - i jego młodszej siostrze - wróżkowego pyłu. Że Jim był zły, że podał go Neali. Że wierzył, że jego dawna przyjaciółka wciąż mogła być jego przyjaciółką, choć w ich życiu zmieniło się przecież wszystko. Że był głupi, do tego się to wszystko sprowadzało, nie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Już szukając Mocarza w bałaganie, którego narobił przy stole spostrzegł w pośpiechu uciekającą do budynku Marię, dostrzegł charakterystyczne ułożenie jej dłoni, wiedział, czego się spodziewać. Kurwa. Jak mógł być takim durniem? Odrzucił poszukiwania butelki, zerwał się na nogi i chciał pobiec za nią, ale krzyk Jamesa go zatrzymał. Przez chwilę obserwował Steffena i Jima, od razu kierując się w ich stronę, przyśpieszając kroku, kiedy Jim podniósł głos. Teraz, Steffen? Teraz będziesz będziesz truł o Belli? Potrafisz jeszcze mówić o czymś innym? Zmarszczył brew, bez zrozumienia przyglądając się tej dwójce, podbiegając parę ostatnich kroków, kiedy głos podniosła też Kerstin. Wyciągnął dłoń, kładąc ją na ramieniu dziewczyny, choć wzrok pozostał utkwiony na twarzy Jima. Znał tę minę. Znał ten wyraz twarzy. Znał ciężar tego żalu.
- Kerrie - zwrócił się do niej, delikatnie ciągnąc ją w swoją stronę. - Dołączysz do nas? - Nie potrafił powiedzieć więcej, chciał ją stąd zabrać. Cokolwiek się tu i teraz wydarzyło pomiędzy Jimem a Steffem, nie potrzebowali świadków. Jego wzrok był przerażony, bo widział ból w oczach Jima, bo widział postawę Steffena. Bo kiedy na nich teraz patrzył, wydawało mu się, że strach przed wydaniem ich tajemnic nie miał takiego znaczenia jak to, co właśnie się działo. I choć wolałby tu z nimi zostać, nie mógł. Chciał wycofać się razem z nią, spoglądając bez słowa to na jednego, to na drugiego. - Chodźmy - zwrócił się do niej, ostrożnie otaczając ją ramieniem.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 18:20
- “To jakiś sekret?” Bella zmieniła nazwisko, rodzina albo jej szuka albo nienawidzi albo jedno i drugie - w dodatku zerwała zaręczyny z lordem Rosier, w dodatku mogli mieć podstawy sądzić, że Alex ją porwał albo namieszał jej w głowie, Steff zamęczał się każdym ze scenariuszy na jej karę po jej zniknięciu -jej kuzyn miał list gończy, pytasz czy to sekret? - syknął szeptem, choć Kerrie stała obok; mleko się rozlało, a nonszalancja Jima podniosła mu ciśnienie (choć nie na tyle, by podnieść głos). - A może pytasz czy to, dla kogo Marcel się naraża i kto i jak mu po tym pomaga to sekret? - to nie było tak po prostu ściąganie klątwy w pracy. Jim właśnie powiedział - co prawda szeptem, ale do osoby, która w Zakonie nie była - że Marcel działa dla Zakonu, że Steffen ściąga klątwy z Zakonników po ich misjach; co jakby te słowa padły dalej, po pijaku, do wszystkich zgromadzonych? Jakby Kerrie wzięła ten pyłek i poniosła je dalej, albo jakby Jim rozpowiedział je komu innemu? Jakby kiedyś — nie dziś, nie jutro, ale za miesiąc? — dotarły do uszu sympatyków reżimu? Ba, nie trzeba było wspierać Rycerzy Walpurgii by donieść na Zakonników; nowe władze zadbały o to, by czarodzieje poza Półwyspem Kornwalijskim po prostu bali się rebeliantów, mugolaków i tak dalej.
Steffen pamiętał zachowanie lorda Archibalda po klątwie Opętania (magię, która nawet z najlepszego człowieka potrafiła stworzyć kogoś innego i groźnego), pamiętał własny błąd i pośpieszną ewakuację zagrożonych miejsc związanych z numerem Proroka...
Nie uznawał Jima za potwora ani nie potrafił go potępić, bo samemu popełniał w przeszłości błędy, ale nie wyciągał z nich wniosków po to, by obojętnie patrzeć jak popełnia je jego przyjaciel. W dodatku narażając jego żonę, siebie, swoją rodzinę, Marcela, jego samego. Trwała wojna, a klątwy, eliksiry, tortury i głupie przypadki mogły wydobyć informacje z kadego. Ograniczenie dostępu do informacji nie było kwestią zaufania, a zwykłego bezpieczeństwa. Strategii, której Steffen sam nie układał, ale którą starał się rozumieć i szanować. To, że choćby aurorzy wspierali Zakon sekretem nie było... ale Marcel i Steff pracowali w Londynie jakby nigdy nic — nie po to, by o ich związkach z Zakonem opowiadano po pijaku. Ba, związki Jima z Zakonem były sekretem (a ktoś kto by ich nie miał, by o nich nie mówił) — a Steffen od wielu miesięcy odczuwał kaca moralnego na myśl, że przyjaciel się w to wplątał.
Bał się o nich, o Jima i Marcela, śmiertelnie, bał się o nich odkąd umarł Bertie. Dlatego nie zrekrutował do Zakonu żadnego z nich. Rozumiał w pełni decyzję Marcela, to była jego walka odkąd zabili mu mamę (a może od zawsze), ale to nigdy nie była tak do końca walka Jima. Bał się, że coś mu się stanie, dla nich, przez nich. Bał się o jego rodzinę, szczerze przywiązany do Eve i Aishy i zatroskany o małą Gilly. Bał się o Bellę, która siłą rzeczy wiedziała w co on i Alex byli zaangażowani, ale żaden z nich nie zdradzał jej nigdy więcej niż konieczne.
Jeden wyciek informacji, a mogli nie wrócić z Londynu. Bella nie rozpowiadała o swoich korzeniach w Dolinie Godryka, nie ukrywała się pod nazwiskiem Presley (a teraz Cattermole) to, by rozpaplał to Jim albo ktokolwiek. Obojętne komu, może i Kerrie nie podróżowała poza Dolinę Godryka, ale razem z Jimem widział szmalcowników w tej dolinie, do cholery.
Może mógłby mu to powiedzieć spokojnie, może mógłby odciągnąć przyjaciela na bok, ale zbyt wiele informacji padło i działo się na raz - kontekst pijanej imprezy z używkami, szept o Zakonie, panieńskie i prawdziwe nazwisko Belli, a w dodatku wzmianka o osobie, której nie znał i której nie ufał. Nie w takich sprawach. Bał się, a choć nie chciał krzywdzić ani potępić wprost przyjaciela, to w takich emocjach trudno było mu uważać na własny ton — był w stanie jedynie pilnować, by go nie podnosić.
- Może i jest w porządku, ale nawet jej nie znam, skąd ty w ogóle ją znasz? Widziałem w Londynie, chyba. - zaaferowany Nealą i wróżkowym, nie zdążył się jej teraz dobrze przyjrzeć. - Nie będę jej ufać - skrzyżował ramiona. - A nazwisko Multon, nie wiem czy to zbieżność czy nie przewijało się w Walczącym Magu - zwrócił się do Kerrie, ale i Jima. - Pod instrukcjami o tym, jak zabijać mugoli. - zniżył głos do jeszcze cichszego, ale wyraźnego dla rozmówców szeptu, z jednej strony żałując, że takie słowa padają na imprezie dla Gilly, ale nie zamierzając ich ukrywać. Wiedział, że przyjaciele nie czytali gazet, ale on w jednej pracował, a poza tym to żadna wymówka. Nawet gdyby Maria miała inne nazwisko, nie chciał żeby wieść o tożsamości Belli niosła się po imprezie dalej, do osób, których jeszcze nie znał. - Imogen Travers też jest w porządku - zakpił, pamiętając jak obydwaj patrzyli na nią jeszcze parę dni temu przy zbieraniu śniętych ryb; jego głos zresztą lekko zmiękł, bo Imogen naprawdę była miła. I piękna. I ciepła. I nie uważał jej za złą osobę, chyba, ale... - powiedziałbyś jej to wszystko, co Kerrie? A może ją tu zaprosisz? - on nie zaufa już nikomu za ładną buzię, on poznał już osoby o dobrych sercach z przeciwnej strony barykady (pani Mulciber wydawała się mieć serce ze złota!), on już raz napił się piwa z Rigelem (którego znał długo ze szkoły) i gorzko tego żałował i Marcel uświadomił mu jakie to było głupie, a Jonathan Bojczuk po wszystkim zniknął.
- Bella zawsze jest w niebezpieczeństwie. - zwrócił się smutno do Kerrie. Zarejestrował obecność Marcela obok, jego przerażone spojrzenie, ale pokręcił tylko głową. Z żalem pomyślał o tym, że przyjaciel nie powiedział mu, że skutkiem ubocznym klątwy była sraczka, a Jimowi powiedział, ale to nie czas ani miejsce by o tym rozprawiać.
- Nie ufam alkoholowi, nie ufam Mocarzowi i temu jak potrafi upić, nie ufam wróżkowemu pyłowi - Kerrie to słyszała, ale się nie przejmował - nie ufam Marii, którą tak pięknie teraz opisałeś Kerrie zaraz przed tym jak powiedziałeś o mojej żonie coś, czego ona nie chce nikomu zdradzać - i to nie twoja decyzja, Jim, komu to zdradzisz -nie ufam temu zjebanemu - przepraszam za język, Kerrie - światu, w którym można zapłacić za każde potknięcie. - pokręcił głową. Twój brat też zaufał niewłaściwym osobom - cisnęło mu się na język, ale zdusił te słowa, pamiętając jak bolało to Jima. Też stracił wszystko, stracił tabor, a potem stracił Tomka znowu, naprawdę nie rozumiał tego rodzaju lęku? Nawet jeśli teraz nie, to Steff wierzył, że zrozumie... później.
Drgnął lekko, gdy Jim wykrzyczał, jak bardzo jej nie lubi, ale nie zacisnął pięści.
Nie uderzy go, nie jak Neala. Widmo ślubu znów wisiało nad nimi i miał ochotę mu odpowiedzieć, od tamtej pory sporo razy rozpamiętywał decyzje własne i Alexa i spriorytetyzowanie rodziny Belli ponad własną, ale ugryzł się w język. Wciąż nie wiedział, czy i jak mógł wyjść z tamtego impasu — nie chciał narażać Jima i jego rodziny na przyjęciu, na którym była rodzina Belli, ludzie ścigani listami gończymi (niektórzy nie mogli ukryć swojej twarzy), a choć w teorii mógł go wciągnąć wtedy do Zakonu to nie chciał, nigdy nie chciał, nie po tym co spotkało Bertiego. Ostatnio zresztą samemu się bał, a łatwiej było tylko wtedy, gdy Bella zniknęła i gdy mógł się łudzić, że jest na tym świecie całkiem sam.
To nie był dobry czas na wyjaśnienia, nie przy Kerrie i nie wtedy, gdy widział wściekłość w oczach Jima.
- Jest wojna, to, czy czuję się jak kupa gówna nie ma najmniejszego znaczenia. Nie musisz jej lubić, ale... to nie mów chociaż o niej. Zresztą, nie będziesz musiał, wychodzimy. - Kerrie wciąż trzymała go za rękę, ale cofnął ją. - Możemy cię odprowadzić jak chcesz. - burknął do Kerrie, ale może pójdzie z Marcelem. Wziął żonę za rękę, niepewny, ile słyszała - on mówił cicho, wręcz syczał, bo ostatnim czego chciał było skupienie uwagi innych na tym dramacie; ale Jim wykrzyczał wszystkim jak jej nie lubi. - Idziemy do domu. - zawyrokował, zdeterminowany, nie czuł się tu już bezpiecznie; nie mając ją pod swoją opieką, nie wśród tych ludzi i w tym stanie. Nie wiedział, co zrobić, mleko się rozlało, czuł paradoksalną potrzebę sprawdzenia wszystkich pułapek w ogrodzie i czuł, że może zostać tu ani sekundy dłużej.
Czuł gorycz, czuł smutek, ale przede wszystkim czuł strach — nie do końca racjonalny, ale towarzyszący mu od Bezksiężycowej Nocy, zintensyfikowany w dniu, w którym zginął Bertie, strach, który widział w oczach Belli odkąd zniknął Alex, strach przypominający o wszystkim, co przeżył i o wszystkich, którzy nie przeżyli. Strach, przez który na moment zapomniał nawet o Maisie i Liddy.
Wstyd za to, że nie pożegnał się z Eve, przyjdzie dopiero, gdy strach minie.

/zt Steff i Bella (za zgodą Belli) podkówka w szafce już nie zostanę (także jako gracz nie nadążę <3), ale w razie chęci rozmowy (lub nie...) Steff pewnie sprawdza Dunę w swoim ogrodzie mompls


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 19:07
Chciał odejść, ale słysząc Steffena - nie potrafił. Nie dowierzał temu, co słyszał, nie dowierzał temu, że Steffen wyrzucał Jamesowi w twarz jego własne imię. Narażał się dla Zakonu, bo tego chciał, bo się tego nie bał i miał odwagę zmierzyć się z każdą konsekwencją swoich działań. Ufał Jimowi bezgranicznie - i wiedział, że nie powtórzyłby tych informacji nikomu, do kogo dotrzeć nie powinny. Steffen może nie ufał Kerstin, ale dziewczyna była mugolaczką, siostrą dwóch niebezpiecznych i poszukiwanych czarodziejów. Bał się, że poleci do szmalcowników wszystko im wypaplać? Choćby chciała ich zdradzić, nie miałaby jak tego zrobić - zabiliby ją znacznie szybciej, niż Bellę, za którą walczył teraz jak lew. Bo Bella była dla wroga wartościowa, a Kerstin, a Maisie, dzieci mugoli, były jak szczury przeznaczone tylko do eksterminacji. Gówno warte dla świata.
- Zjeżdżaj, pajacu - odszczeknął mu od razu, gdy usłyszał swoje imię. - To nie jest twoja sprawa. Angażuję się, bo się nie boję. A ty? - Zadarł brodę, bo Steff zachowywał się dzisiaj jak skończony tchórz. Tchórz, który nie był w stanie udźwignąć ciężaru własnej odpowiedzialności. - Nie słuchaj go! - Obejrzał się na Jima, bo tego brakowało, żeby wziął te słowa do siebie. Spojrzał na Steffena z odrazą, mógł oskarżać Jima o wszystko, ale nigdy, nigdy o to, że mógłby zdradzić Marcela. Nie bał się tego i wiedział, że to bzdura. Bzdura, której Steffen nie miał prawa w ogóle wypowiadać, nie takim tonem, nie w ten sposób, nie w tym towarzystwie. Miał rację, nie znali Marii dobrze, niewiele o niej wiedzieli. Co to właściwie zmieniało? Próbował sugerować, że Jim zamierzał polecieć do niej teraz i naopowiadać jej te wszystkie rzeczy? Tonks jasno im pokazał, że Kerstin w pewne rzeczy jest wtajemniczona. Nie wierzył w to, co słyszał, nie wierzył, że Steffen na poważnie mógł w ten sposób ocenić Jima.
- Maria nic ci nie zrobi, Kerstin. Nie musisz się jej... bać - odpowiedział tylko, przenosząc wzrok na dziewczynę, gdy Steffen zaproponował, że ją odprowadzi. Jego spojrzenie było ostre, gniewne. - Uważasz tak? Że nie jesteśmy godni zaufania? - Jeśli Jim, to on też. Nie poruszył się, czekał na jej decyzję. Jeśli podzielała opinię Steffena, jeśli też uważała, że Jim byłby zdolny do zdrady, powinna odejść razem z nimi. Nawet za cenę tego, że Tonks kolejny raz przetrzepie im wszystkim skórę - wolał to, niż przebywać z ludźmi, którzy byli w stanie oskarżyć Jima o zdradę.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 19:29
Jimmy miał rację, ale nie chciała przyznać tego tak od razu inaczej niż pełnym współczucia i żalu spojrzeniem. Pozwalała prowadzić się w tańcu, który był miły i ciepły i uspokoił ją, choć trochę, wprawiając w senną atmosferę, pogłębianą przez muzykę. Nie oznaczało to jednak, że się nie martwiła; o niego, o Marcela, o Eve, o maleństwo i o wszystkich ludzi, którzy tu byli dzisiaj i mogli zrobić jakąś niemądrą rzecz wcale tego nie chcąc, bo przecież wszyscy byli dobrzy.
- Mogę z nią porozmawiać, jeżeli chcesz. Boję się, że jeżeli coś będzie nie tak, nie będę w stanie sama jej pomóc. Dałabym radę z wymiotami, z zemdleniem... ale nie z magią - powiedziała w końcu, gdy rozmawiali o Neali, i nawet jeśli w jej głos wkradła się nuta wyrzutu to tylko dlatego, że nadal uważała pomysł wykorzystania lekarstwa jako zabawy za durny i dziecinny.
Muzyka się zmieniała, ale mogliby tak dalej tańczyć, rozmawiać, może zacząć łagodzić dziwnie ekstatyczną atmosferę na zabawie, gdyby nie nagłe wtrącenie Steffena, zarzuty i ostrzeżenia, o których nie pomyślała wcześniej, a które - i paranoiczna siostra i nadopiekuńczy bracia - zdążyli już zaszczepić jej w domu.
- Przepraszam, Steffen, proszę... nie wiedziałam, że to sekret. A poza tym nikomu nie powiem, przecież też zależy mi na Belli. I jestem pewna,, że James nie miał niczego złego na myśli - poprosiła ze ściśniętym gardłem, chwytając go za nadgarstek, licząc na to, że nie dojdzie do żadnej ostrzejszej kłótni. Steffen był jednak zdeterminowany, a James zły i zraniony, i nie wiedziała co jeszcze może zrobić, a obawy wciąż wyłaniały się na powierzchnię.
Walczący Mag, artykuł o zabijaniu mugoli. Westchnienie, które wyrwało się z jej ust było westchnieniem szczerej zgrozy; puściła rękę Steffena i zasłoniła dłonią usta. Ale to mógł być tylko zbieg okoliczności, tylko zbieg okoliczności. Dużo ludzi miało te same nazwiska, przecież to nic złego. James i Marcel powiedzieli, że Maria jest dobra. W Jimmy'ego jeszcze mogła zwątpić, ale Marcel... przecież był w Zakonie Feniksa! A jednak paplał przyjaciołom.
- Mocarz? Wróżkowy Pył? Tak się nazywa to lekarstwo? - spytała słabo, bo nadal chciała wierzyć. Marcel znalazł się obok znikąd i złapał ją za ramię, próbował łagodnie zachęcić, zanęcić do zaufania. Ale szybko stracił cierpliwość do Steffena, tylko czy mogła mu się dziwić? Miała mętlik w głowie, nie zrozumiała połowy rzeczy, o których mówili. Ktoś musiał jej to wyjaśnić, ale kto?
Skinęła głową z ciężkim sercem, gdy Marcel zapewnił ją, że Maria nie jest niebezpieczna. Nie wydawała się taka, gdy przyszła od razu rzuciła się do pomocy z przejściem przez płot, a przecież musiała się chyba domyślać, że nie jest czarownicą. Maisie też była mugolaczką, a tańczyły razem.
Ale i tak się bała. Zawsze się bała, gdy niczego nie rozumiała, gdy ludzie wokół podnosili głos i oskarżali się o najgorsze możliwe zbrodnie - w świecie, w którym za zaufanie płaciło się złamanym sercem i żałobą.
Nawet nie wiedziała kiedy po policzkach spłynęły jej gorące łzy, a z gardła wyrwało się coś jakby szloch - zdławiony, wyrwany z trudem. Obejrzała się za Eve, tak jakby dziewczyna mogła jej pomóc. Czułaby się z nią lepiej niż z którymkolwiek z nich. Nie chciała wracać do domu ze Steffenem, ale teraz nie chciała już też wracać do domu sama. Najchętniej poszłaby z Eve, ale Eve nie mogła zaprowadzić nawet na ścieżkę prowadzącą do Exmoor, nie mówiąc o samym domu.
- Marcel... - Ufasz nam, czy nie? Skąd miała wiedzieć! - Marcel, boję się. - Łzy pociekły gęściej, spływając na biały kołnierzyk pielęgniarskiej koszuli.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 20:18
— Połowę ludzi stąd ktoś szuka — przypomniał mu, bo najwyraźniej o tym zapomniał. Szukała naprawdę, czy tylko tak mu powiedziała, żeby odseparować go od bliskich? Biedna, potrzebująca stałej ochrony i opieki. Odkąd tylko pamiętał robiła wszystko, by zbudować między nimi mur, nigdy nawet nie wyściubiając nosa za niego, by poznać przyjaciół męża. Bella może i mogła być centrum świata dla Steffena, ale nie była nim dla nich wszystkich tutaj, nie była lepsza, nie była bardziej zagrożona, nie była w większym niebezpieczeństwie niż Neala, czy Kerstin, a nawet Maisie. I cieszył się, że ta rozmowa pozostawała między nimi; że dziewczęta nie musiały słuchać tego bełkotu. Dopiero co rozmawiali o strachu, dopiero, co mówiły o tym, że się boją, ale on niczego nie rozumiał, ograniczając swój świat do Belli i własnych wyobrażeń o nim i o nich. Na tym polegało bycie w rodzinie, dbali o siebie wzajemnie i do tej pory nawet nie pomyślałby o tym, że któraś z osób zgromadzonych tutaj mogłaby wpaść w jakiekolwiek kłopoty tego pokroju — ufał im tak jak ufał wcześniej Steffeowi, wiedząc, że mógłby powierzyć w jego ręce własne życie. Ale Steffen do tej rodziny nie należał. Nie chciał. Odrzucał ich raz za razem, odpychał wyraźnie sugerując, że to, co między nimi było już się skończyło. — Pytam czy to sekret, bo twoja żona jeszcze pare miesięcy temu ponoć biegała po całym kraju w poszukiwaniu tego swojego poszukiwanego przez wszystkich kuzyna i najwyraźniej wcale nie była w takim niebezpieczeństwie, jak jest teraz, wśród bliskich, twoich przyjaciół. — Mówił głośno, niech Kerstin usłyszy w jakim niebezpieczeństwie była Bella. Nie wierzył w tą śpiewkę dzisiaj, nie wierzył w nią też wtedy. Bella Cattermole na tropie, Bella Cattermole szukająca groźnego terrorysty, sama bezradna kobieta błąkająca się po wojennym padole obawiała się bycia zdradzoną przez bandę młodzieży, która doświadczyła w życiu znacznie więcej niż ona, bała się zapewne też bardziej niż ona. Ale może to nie Bella — może to Steffen i dlatego to bolało tak bardzo. Jej strach, jej uczucia może mógłby kiedyś zrozumieć, gdyby kiedykolwiek zechciała choćby wyciągnąć ku nim dłoń, ale nie bajki, które opowiadał mu teraz tak absurdalne i głupie w obliczu tego wszystkiego, co się wydarzyło. Steffen szeptał, ale on już nie. Muzyka zagłuszała ich wystarczająco, by słowa nie rozchodziły się po ogrodzie, ale nawet gdyby ktokolwiek ich teraz słuchał, nie miałoby to znaczenia. Nie krył się w przeciwieństwie do Steffena. Kiedy wspomniał o Marcelu zmarszczył brwi. Stał wtedy przy Kerstin, ramię w ramię, blisko, szeptał to tylko do niej — panujący wokół gwar i muzyka dodatkowo uniemożliwiały roznoszenie się dźwięku wkoło, a jednak Steffen zdawał się wiedzieć o czym mówił bardzo dobrze. Uśmiechnął się drwiąco, ale serce zabiło mu w piersi szybko, zakłuło boleśnie. — Dla Kerstin to nie jest sekret, jej brat przy niej i przy nas zdradził go już dawno temu, Steffen.— Uśmiechnął się krzepiąco, jakby próbował go tymi słowami pocieszyć. Myślał, że miał długi język, myślał, że plótł bez sensu pijany — to o niego mu chodziło, wiedział już, ale nie był ani pijany ani nie zdradzał nikomu niczyich sekretów. Kerstin doskonale o tym wiedziała. — Wstydzisz się tego, że pomagasz przyjaciołom, co? — spytał z żalem, patrząc mu prosto w oczy. Wstydził się przyjaciół, wstydził się ich tu wszystkich dzisiaj. Nie pasował tu, miał rację. Pasował już tylko do swojej Belli i idealnej bańki w swojej głowie. Czy to, że był łamaczem klątw było sekretem — tak naprawdę nie wiedział, sądził, że nie. Pracował w banku. Dlaczego tych parę słów urosło do rangi takiej frustracji i gniewu? Podsłuchiwał, może słyszał źle, może coś sobie dopowiedział? Nie podejrzewał, że w jego rozmowie z Kestin powiedział cokolwiek niestosownego, ale nie był zbyt mądry, plótł trzy po trzy. Może nie rozumiał, bo był na to za głupi. Żal mu było tego wszystkiego, ale skoro wolał iść tą drogą i w ten sposób go traktować, nie mógł postąpić inaczej. — A wydaje mi się, że nie wypada ci podważać decyzji tych z góry i temu komu jakie sekrety zdradzają. I swoją drogą... Podsłuchiwanie to bardzo, bardzo nieładne zachowanie, Steffen— Skarcił go gorzko. Czuł się potraktowany jak gówniarz, nie kolega. Dało się to rozwiązać inaczej, mogli inaczej poprowadzić tę rozmowę, ale wolał wpakować się między nich. Żałował, że się nie schlał, że nie mógł po prostu się na niego rzucić z rękami, zamiast prowadzić tą rozmowę, ale nie miał już sił dzisiaj na toczenie wojen. Wiele go mogło spotkać, ale nie nóż w plecy ze strony Cattermole'a. Kerstin stanęła w jego obronie, nie spodziewał się tego, ale też nie szukał w niej oparcia.Nie potrzebował go dzisiaj, tu i teraz, tak jak nie liczył na to, że wstawi się za nim Marcel, bo wolał by się w to nie mieszał, wolał by zabrał stąd Kerstin i nie uczestniczył w tej rozmowie. Wolał, żeby nie był jej świadkiem i nigdy jego relacja ze Steffenem nie była tak zachwiana. Obaj byli w Zakonie, obaj angażowali się w sprawy, o których on sam nie miał pojęcia. Nie wyobrażał sobie, by kiedyś stając twarzą twarz z wrogiem zastanawiali się, czy mogą na sobie polegać, bo wtedy zginą z całą pewnością. Słyszał jego słowa, ale na niego też nie spojrzał, bo to najwyraźniej była sprawa między nim, a Steffenem.
— Co cię to obchodzi skąd ją znam i jak dobrze? Powiedziałem, że jest w porządku, dlaczego mi nie wierzysz? Od kiedy stałeś się takim despotą? — Zaśmiał się, ale jego śmiech miał brzydkie brzmienie, w oczach tlił się gniew, rozczarowanie, ale nie potrafił zmusić się do tego, by mu po postu sprzedać jeden cios i zamknąć usta. — Nie musisz, Steffen. — Pokręcił głową. Nie znał rodziny Marii, ale wiedział, że ją straciła, był tam wtedy. Nie opowiadał jej rzeczy, któremu zarzucał. Nie był tak durny. O tym, że obiecał Marcelowi gotowość do działania nie wiedziała nawet jego rodzina, za to Steffen dobrze wiedział co i dlaczego przed nimi ukrywał, a mimo wszystko sądził, że będzie wspominał o tym innym. — A ja słyszałem, że Cattermole struga pomniki w Londynie na cześć tego pierdolniętego ministra — odpowiedział mu zaraz nie siląc się na podobny szept, mówił odważnie z całkowitym przekonaniem, nazwisko było nazwiskiem. Marcel nazywał się Sallowem a z ojcem miał niewiele wspólnego i choć nie dałby sobie za Marię uciąć ręki, wierzył — zwyczajnie, naiwnie wierzył, że takim przypadkiem też mogła być i nie zamierzał jej z tego powodu skreślać. Była dla niego dobra i za tę dobroć zasłużyła na lojalność. Gdy wspomniał o Imogen odwrócił wzrok. Kogo jeszcze wypomni, Vesnę? Czym podpierał swoje założenia, dlaczego wyciągnął akurat ją? O wszystkim wiedział, czekał na kolejne rewelacje, które mógł wywlec, nie wierząc, że sięgał po takie zagrywki. — Imogen Travers nie jest w porządku — sprostował jednak, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Zacisnął je w pieści, a potem rozprostował znów; nie chciał tego wcale robić. Ciągnąć dłużej tej rozmowy, ale nie miał odwagi by kazać mu wypierdalać. Był jego przyjacielem, za takiego go miał przez wiele lat. Wiedział, że kiedy to zrobi już nigdy nic nie będzie takie samo.
— Nie ufasz... Czy ty się słyszysz Steffen? Ćpałeś z nami cały festiwal. Piłeś z nami. Odpierdalałeś z nami takie fanty, że gdyby twoja żona o tym wiedziała sprzedałaby cię za kilogram buraków — warknął, tym razem gniewnym szeptem. — Ale byliśmy razem i myślałem, że pozbieramy się wszyscy do kupy. Ty, ja, Marcel. Trzech wspaniałych. Wtedy ufałeś alkoholowi, Mocarzowi, wtedy byliśmy ci potrzebni. Bo miałeś złamane serce, więc byliśmy wszyscy razem kiedy twój szczur zdechł. Zawsze byliśmy przy tobie, gdy nas potrzebowałeś. A teraz nie ufasz alkoholowi, nie ufasz nam... bo...?— Bella. Nie było innej odpowiedzi by człowiek odwrócił się od człowieka tak nagle tak gwałtownie po tylu latach. — Bella nie jest w żadnym niebezpieczeństwie, Steffen. Owinęła sobie ciebie wokół palca, ale wiesz co...? Nie życzę ci tego, szczerze, ale ona znów cię zostawi. Zrobiła to raz i zrobi znowu. — A wtedy nie będzie nikogo, kto do niego przyjdzie spalić poduszki, poszewki, stertę drogich sukienek i bucików. Nie będzie nikogo, kto wpadnie w jego przeklętą dunę, zadrwi z głupich wymówek, nikogo kto z nim wypije drinka na zapomnienie i kto obejmie go jak przyjaciela. Bo tych wszystkich przyjaciół skreślał swoim nieufaniem i niegodnością do bycia obok. On też nie ufał. Nie ufał światu, nie ufał ludziom. Steffen powinien to wiedzieć, znał go od lat, bywał w taborze, znał jego rodzinę, wiedział jak go wychowano. W niechęci do obcych. Ale ci ludzie dzisiaj, którzy go otaczali zastępowali mu rodzinę, którą zabili źli ludzie. Nie miał innej. Miał tą, którą sam sobie wybrał. I do której Steff zdecydował się już nie należeć.
— Wojna, czy nie, przyjaciele nie chcieli byś się czuł jak kupa gówna — powiedział wprost, bo najwyraźniej nie zrozumiał sensu wcześniejszych słów. — Bo od tego są przyjaciele. Troszczą się o siebie. — A on tą troską wzgardził bardzo wyraźnie, wzgardził nim, zarzucając mu rzeczy, do których się nie poczuwał, zarzucając mu bycie idiotą i durniem i skreślają go na całej linii. Przeniósł wzrok na Kerstin, ale na krótko — nie chciał jej swoim spojrzeniem zmuszać do podejmowania decyzji, w której nie czuła się ani swobodnie ani bezpiecznie. Nie mieli najlepszej relacji, nie mieli dobrego startu, ale nie zatrzymałby jej, gdyby próbowała odejść i nie wspomniał o ich rozmowie i umówię, jeśli jednak zmieniłaby zdanie przez to, co usłyszała. Zawiesił spojrzenie na Steffenie. Patrzył na niego tępo, beznamiętnie. To nie była jego decyzja - to Steffen ją podjął bardzo rozmyślnie. Patrzył na niego gdy zabierał ze sobą Bellę. Bellę, której teraz nienawidził już ze szczerego serca. — Życzę ci szczęścia — powiedział już bardziej do siebie niż do niego, wiedząc, że zerwanych dziś więzów może nie uda się naprawić. Rozpacz zalewała go od środka, a rozczarowanie paliły płuca i gardło. Odprowadził ich wzrokiem, przez chwilę nie ruszając się z miejsca, a w końcu, słysząc cichy szlak Kerstin, jedną dłoń wsparł o biodro, drugą uniósł do twarzy, wbijając palce w kąciki oczu. Rozmasował je powoli, bez pośpiechu. Ile jeszcze dziś czekało go takich momentów, takich rozmów? Ile z tych luzie zawiódł ile z tych osób odwrócą się z taką łatwością jak Steffen i znikną z jego życia na dobre?
— Eve zrobiła gulasz, gulasz jest dobry na wszystko — powiedział w końcu, odwracając się do dziewczyny, choć ona zwracała się do Marcela. – Przyniosę wam, okej? — Zerknął na przyjaciela i ruszył w stronę stołu — Marcel zerwał z niego obrus, ale liczył, że nie zmarnował całego jedzenia, które tam było. Musiał odszukać dwie, może trzy miski, nalać do nich jedzenia, wpaść na tory nic-się-nie-stało.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 20:35
- Kerstin - rzucił w przerażonym pośpiechu, widząc jej łzy. Steffen odszedł, nie ruszyła za nim, był na niego wkurzony, ale Kerstin była tego wszystkiego okrutnie potraktowaną ofiarą. Nie słyszał rozmowy Steffa i Jima, kontekst ostatnich wypowiedzi Steffena go mroził, podsuwał straszliwe - niemożliwe - myśli, że Cattermole naprawdę miał do Jima pretensje o to, o czym on opowiedział Kerstin. Kerstni Tonks, siostrze Michaela i Justine Tonks. Jim nawet nie znał żadnych wielkich tajemnic, co strasznego mógł jej opowiedzieć? - Nie - Nie płacz? Nie bój się? Co miał jej powiedzieć? Ani jedno ani drugie nie sprawi, że poczuje się lepiej. Żałował, że nie dał Steffenowi w mordę, ale kiedy go słuchał, miał wrażenie, że nawet na to sobie tymi słowy nie zasłużył. - Jesteś wśród swoich, słyszysz? Nie ma tu nikogo, kto mógłby cię skrzywdzić. Przysięgam, nie pozwolę na to. Cokolwiek się nie wydarzy, będę obok i cię obronię. Zabiorę stąd, jeśli zajdzie potrzeba albo jeśli po prostu będziesz tego chciała. Przysięgam, słyszysz? - mówił powoli, chcąc, żeby go usłyszała i zrozumiała. Nie wykonał w jej kierunku żadnego gestu, bo dotąd wykonał ich już względem dziewcząt zbyt wiele. Nie chciał jej okłamywać, nie chciał bajerować, nie chciał nią manipulować. Miał przed sobą dziewczynę przerażoną wojną, ofiarę wojny, która musiała słuchać tych wszystkich okrutnych słów - również uderzających w nią. Jakby to ona była winna krwi, z którą się urodziła. W strach wpędzał ją wróg, co się stało, że poczuła się w ten sposób pośród nich? - Spójrz na mnie, Kerstin - poprosił. - Nie musisz się mnie bać. Możesz mi zaufać, jestem po twojej stronie. Wiesz o tym, bo twój brat ci o tym powiedział, a jego słowu możesz ufać na pewno. Mogę być idiotą, ale wiem, jak ci pomóc i nie jestem niebezpieczny. Wysłuchaj mnie, nie wiem, co odbiło Steffenowi, ale tobie nikt tutaj nie zagraża. Jest z nami dziewczyna, o której Steffen mówił, Maria, nie znamy jej długo, nie wiemy nic o jej rodzinie, to wszystko prawda. Widziałem ją przy jej, nie wiem, może siostrze, może kuzynce. Traktowała ją źle. Maria okłamywała swoich bliskich, żeby spędzić czas ze mną - widziałem jak to robiła na własne oczy. Spędziliśmy koniec świata razem, bo wyciągnąłem ją z tłumu podczas katastrofy w Londynie i zaprowadziłem w bezpieczne miejsce. Po wszystkim próbowałem odprowadzić ją do domu, ale jej domu już nie było. Przy mnie - przy nas - przeżywała żal, rozpacz i żałobę po straconych w deszczu spadających gwiazd rodzicach. Ja ich pochowałem. Razem z Jimem kopaliśmy im groby. Uczy się na uzdrowicielkę. Uzdrowiciele nikogo nie krzywdzą. Spotkałem ją tutaj przypadkiem, bo zaprosiła ją Eve, z którą się przyjaźni. Eve nie jest odpowiednią przyjaciółką dla krewnej czystokrwistych szajbusów. Wujek Steffena tworzy dla rządu rzeźby na cześć porąbanych psycholi, moja rodzina też dla nich pracuje, rodzina Belli robi to, co niewybaczalne. To o niczym nie świadczy, bo o nas świadczą tylko nasze czyny. My nikomu tutaj nie powtórzymy twojego nazwiska. - Spojrzał na Kerstin z powagą, nie wiedząc, co więcej mógł zrobić. Jak Steffen mógł chrzanić o mordowaniu mugoli przy niej? Co to miało mieć na celu? Przełknął ślinę, po kolejne słowa były do wypowiedzenia trudne, ale Steffen go do tego zmusił. - Nie ufaj Marii - stwierdził szczerze. - My jej nie ufamy. - Nie w ten sposób, żeby powierzyć jej życie, nieważne czy swoje, na pewno nie innych. Wiedział, że Jim też nie. Była miła, śliczna i spokojna, ale znali ją krótko i niewiele więcej mogli o niej powiedzieć. Nie mógłby poręczyć za nią przed kimś z rodziny Tonksów. Wierzył, że szczerość pozwoli jej zrozumieć sytuację, w której się znalazła. - Nie musisz ufać komuś bezgranicznie, żeby spędzić z nim czas. Nie wie, kim jesteś i od nas się nie dowie. Ufaj jej tak, jak ufasz każdemu przechodniowi na targu w Dolinie Godryka. Ona cię nie skrzywdzi, nie byłaby do tego zdolna. - W tej chwili - naprawdę nienawidził Steffena. Za to, że do tego doprowadził. Przeniósł wzrok na Jima, który zaproponował im gulasz. Serce miał rozdarte. Połamane - kolejny raz w tak krótkim czasie. Kiwnął Jimowi głową, przenosząc wzrok na przerażoną Kerstin. Pamiętał, że z Marią było źle, że musiał do niej zajrzeć. - Chodź do środka - zaproponował. - Usiądziesz i odpoczniesz, tam zjemy. - Podejrzewał, że zabawa w ogrodzie po tym wszystkim nie była tym, czego Kerstin teraz chciała.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 20:57
Kiedy muzyka rozbrzmiała, zrobiła ledwie kilka kroków, szybkich i energicznych, najbardziej podstawowych, by dziewczyny poznały chociaż tyle, zanim pójdą dalej. Posłała Maisie szeroki uśmiech, kiedy i ona dała się wciągnąć w taniec.
- Nie, nie dałabym rady skupić się na czymkolwiek, gdyby mała została na piętrze.- odpowiedziała dziewczynie. Myślała, że zabawa pozwoli zapanować nad sytuacją, opanuje Marię oraz Nealę i zatrzyma je przed głupimi pomysłami. Tylko chyba nic nie mogło tu pójść zgodnie z planem i założeniem. Mimo że muzyka grała dalej, ona zatrzymała się, zawieszając wzrok na Steffenie, który zbliżył się do Kerstin i Jamesa. Coś w jego postawie mówiło, że zaraz będzie źle... i było. Spięła się, słysząc, jak ci zaczynają się kłócić, jak lecą zarzuty, których nie potrafiła zrozumieć. Dlaczego padały? Obejrzała się przez ramię, słysząc głos Marysi i to jak pospiesznie weszła do domu. Zerknęła porozumiewawczo na Marcela, zanim cofnęła się o krok. Nie chciała być świadkiem kłótni chłopaków, niech załatwią to między sobą i oby nie polała się krew z rozbitych nosów, rozciętych brwi. Przykucnęła przy córce, by wziąć ją na ręce i zaraz zniknąć w przejściu do domu.
- Marysia? – rzuciła, rozglądając się szybko, ale szum lecącej wody zwabił ją tam, gdzie była Multon.- Co się stało? – spytała, wchodząc do kuchni i podchodząc do niej bez wahania. Widok krwi na palcach i górnej wardze, gdy najwyraźniej próbowała to zmyć, zaskoczył ją.- Ajć, nie uciekaj tak więcej sama.- dodała, ujmując ją delikatnie za podbródek. Puściła zaraz i otworzyła jedna z szafek, by wyciągnąć czystą szmatkę, podała dziewczynie materiał, aby mogła zetrzeć posokę zmieszana z wodą.
- Potrzebujesz czegoś? – spytała, gotowa zrobić co się da.


Learn your place in someone's life,

so you don't overplay your part

Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki - Page 15 74cbcdc4b11ab33c3ec9a669efa5b6c69e202914
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 21:07
Najchętniej by uciekła; ale nie tak po prostu, wybiegając za Steffenem albo sama na ciemną ścieżkę prowadzącą na wybrzeże, ale gdzieś do lecznicy, z której mogłaby naskrobać szybki list do brata albo Ady, żeby przyszli i ją stąd zabrali. Powstrzymywała ją tylko świadomość tego, że sama się w to wszystko wpakowała nie mówiąc nikomu wcześniej o tym, że odwiedzi Eve i jej małe dzieciątko - to miał być tylko zwykły chrzest, jakaś uroczystość, miała tylko zostawić prezent, wznieść toast za Gilly i odejść. To nie miało tak wyglądać!
Dawno już nie czuła smaku gorących łez na własnych wargach, ale kiedy się pojawił, był znajomy. Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. Ale troskliwe słowa Marceliusa sprawiły, że rozkleiła się jeszcze bardziej. Zawsze był taki czuły? Czy może próbował ją oszukać? I Jimmy i Marcel mieli rację, Michael już go przed nią ujawnił. Komu mogłaby zaufać jeżeli nie tym, którym bezgranicznie zaufała jej rodzina?
- Och, Marcel. Dzię-ękuję - wydławiła z siebie w końcu, ramiona i plecy bolały ją od tego obezwładniającego napięcia, więc odpuściła w końcu i rzuciła się, żeby objąć go ramionami i chociaż na krótką chwilę schować twarz w jego szyi. Bo chociaż też śmierdział, to przynajmniej był wyższy, miał ciepłe ręce i kiedy zamknęła oczy mogła sobie wyobrazić, że naprawdę by ją ochronił gdyby było trzeba. Chciał, żeby na niego spojrzała, więc zrobiła to, ale po chwili. Warga jej drżała, więc przygryzła ją prędko, starając się głębokim oddechem uspokoić trochę rozpędzony puls. Łzy musiały w końcu wyschnąć. Nie mogła wiecznie się bać. - Tak strasznie mi przykro. Z powodu Marii, i Steffena, i was wszystkich. Nie chciałam, żebyście się pokłócili, nie powinnam była przychodzić - stwierdziła z bólem, a potem otarła twarz rękawem i odsunęła się od Marcela wreszcie, z wahaniem. - Martwię się o was. O Eve, o Jimmy'ego i ich dziecko. O Aishę, o ciebie. Nie wiem w co się wpakowaliście, ale... ale jeśli trzeba będzie to wam pomogę. Nie jestem tak zupełnie... zupełnie słaba - stwierdziła w końcu, z cieniem swojej Tonksowej determinacji. Mówił, żeby nie ufać Marii, ale po prawdzie to chyba nie ufała żadnemu z nich. Trudno. - Neala źle się czuła. Nadal źle się czuje? Dlaczego podałeś jej swoje lekarstwo na klątwę? Nawet ja wiem, że z taką magią nie ma żartów, mogła stać się jej krzywda. Albo mi! - Przestała już płakać, ale policzki nadal miała czerwona, i ta czerwień teraz przebrzmiała frustracją. - Ja nie mogę pić eliksirów nawet! Po zwykłych wymiotuję, a po tych silnych? Sama nie wiem, bo nie próbuję dla zabawy.
Posłała Jamesowi uśmiech wdzięczności, gdy zaoferował im gulasz. Dopiero kiedy się rozejrzała zrozumiała jaki tu jest bałagan.
- Powinnam chyba napisać do Michaela, że zostanę na noc w Dolinie Godryka. Robi się coraz później, Marcel, a ktoś tu jeszcze będzie musiał posprzątać. No i... - zawahała się, głos jej zadrżał. - Jak będzie zupełnie ciemno to nie chcę wracać sama.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 21:16
Trasa, którą obrała, była tak prosta, jak to tylko możliwe. Smak krwi w ustach przypominał o konieczności prędkiego zaradzenia problemowi, lecz trzęsące się ręce, a później trzęsący się kran, i trzęsący się blat, i trzęsące nogi, podłoga, cały świat — nie ułatwiały zadania. W panice udało jej się odkręcić kurek, woda pociekła bezbarwnym strumieniem, zatrzymując się w środku, przed spłynięciem w dół. Gdy blondynka nachyliła się nad zlewem, pragnąc zmoczyć ręce, aby przetrzeć okolice nosa, kilka kropel ochoczo spadło do wody, barwiąc ją od razu, podobnie do czerwonej farby. Przerażona tym widokiem dziewczyna zacisnęła oczy, próbując obmyć twarz po omacku. Czynność ta udała się w połowie, szum wody zagłuszył krzyki na zewnątrz — z korzyścią dla niej, bo wieczór zakończyłby się o wiele gorzej, gdyby słyszała, co o niej mówili. Gdyby dowiedziała się, co robiła Elvira, jakie rzeczy wypisywała — ale na twarzy wciąż pozostawała bledsza, bo zmieszana z wodą, struga zastygającej krwi, od nosa w prawo, przez policzek.
Nie spodziewała się, że ktoś pójdzie za nią tak prędko. Dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że podskoczyła od razu, woda spływała w dół jej rąk, a gdy dochodziła do zgiętych łokci, skapywała na podłogę.
— E—Evie... — szepnęła, chociaż nie wiedziała, co jej odpowiedzieć; nim zdążyła wydusić z siebie cokolwiek więcej, jej podbródek został uniesiony, Eve spojrzała na nią chyba okiem matki. A Maria nie chciała patrzeć w jej oczy, nie, kiedy była w takim stanie, nie wtedy też, gdy czuła, że właśnie psuje jej imprezę, bo... Bo coś się z nią działo. Wystarczył tylko jej dotyk, żeby poczuła, jak bardzo jest zmęczona i słaba. Dopiero po jakimś czasie otworzyła oczy i — czego sama nie mogła dostrzec, a Eve widzieć mogła doskonale — okazało się, że były one niezdrowo przekrwione. — Ja... Źle się czuję. Muszę... Zimny okład na kark... I położyć się... Chyba... — odwróciła głowę w bok, ze wstydem. Nie chciała, by Eve się o nią martwiła. Miała przecież Djilię na rękach, nią powinna się zajmować, a nie głupią Marią, która musiała zrobić sobie krzywdę.


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: 23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki [odnośnik]22.05.24 21:18
Wszystkim pokaż - tak krzyczałam - ale nikt nie przyszedł za bardzo. Nie przejmowałam się tym, bo Marcel miał tańczyć i Eve też, ale kiedy poleciała muzyka, skoczna, szybka tego switcha kilka rzeczy jednocześnie się stało. Jim coś wykrzyczał, że nie lubi Belli zwracając moje spojrzenie, zatrzymując z przyśpieszonym oddechem od zmęczona, Marysia mówiła, że musi odpocząć, spojrzałam za nią. A potem wróciłam do Jima. Do Marysi, która znikała i znów do niego. Eve mnie wyminęła. Miałam iść za nią w pierwszej myśli, ale patrzyłam na szybką wymianę słów między wszystkimi tam dalej nic nie rozumiejąc, ale też nie podchodząc. A potem Kerstin płakała a Steffen wychodził, Marcel coś mówił do Kerstin bo ona płakała. A Jim - zmarszczyłam brwi ruszając, chyba pchnięta ostatnią mocą tego lekarstwa, a może własną potrzebą, dochodząc przystając obok w końcu unosząc rękę, żeby dotknąć nią jego ramienia koło stołu. Wyglądał na przybitego… chyba, albo zmęczonego. - Mogę oddać trochę endorfin. - powiedziałam, spoglądając na zdemolowany stół. Wracając tęczówkami do niego. Rozkładając ręce na boki oferując przytulenie z początku je oferując tylko. Wykonałam półkrok jakbym chciała po niego sama sięgnąć, ale zawaliłam dzisiaj już za dużo chyba. Zmarszczyłam brwi. - Endorfiny są od przytulenia, jakby coś. Miałam iść za Marią chyba nie czuje się najlepiej, ale Eve poszła a wyglądasz...- wytłumaczyłam urywając odwracając przekrwione tęczówki. - Pomogę ci, co zrobić? Mogę mówić, albo nie mówić. Paplać... Zamknąć się całkiem. Dam radę na bank. To nie takie trudne przecież. Przy tobie to łatwe. Znaczy nie zawsze. Ale wiesz, tak po prostu. - zapytałam paplając oczywiście czując motywacji resztki właśnie do tego, urwałam próbując nawiązać do rozmowy sprzed ledwie dni kilku. Odwróciłam głowę spoglądając na Marcela i Kerstin. A potem znów na stół, schylając się, żeby podnieść coś co wylądowało na ziemi wcześniej. Spojrzałam na wejście do domu, na bramę z ogrodem. Zaczynając zastanawiać się, gdzie właściwie spać będę, bo chyba nie wyszli na chwilę tylko. A nikt nie zabrał mnie ze sobą. Może powinnam napisać sowę Brendanowi?


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909

Strona 15 z 37 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16 ... 26 ... 37  Next

23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach