23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dom Bathildy Bagshot
Ogród i inne pomieszczenia domu, jeśli potrzeba
23 IX '58 Bękarty
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)
Szafka zniknięć
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
Spojrzenie, które posłała w kierunku Jima, było już zdecydowanie łagodniejsze — takie po prostu jej. Czuła, jak wraz z tańcem, z jego gwałtownością i wymachami, ucieka z niej nawet jej własne rozgoryczenie. Dlatego też nie tylko spojrzała na niego łagodnie, ale i kiwnęła głową z uśmiechem, dając mu znać, że nie spieszyło jej się nigdzie. Będą mieli jeszcze okazję zatańczyć, a taką przynajmniej miała nadzieję. Chłopcy o czymś rozmawiali, po krzykach w domu cieszyła się tylko, że Neala do nich wróciła, najwyraźniej w humorze na zabawę. Nie będzie próbować podsłuchiwać chłopców, wyglądali, jakby oboje potrzebowali tej rozmowy, tak samo jak i ona potrzebowała chyba towarzystwa rudowłosej. Bo nim się obejrzała, ta wykonała piękny wymach.
— Bravo! — rzuciła po francusku, składając dłonie do oklasków. Może i obie miały w czubie, ale przynajmniej im się to podobało. To liczyło się najbardziej, prawda? — Nie potrzeba mieć jakiejś krwi, by coś tańczyć — i nie trzeba było mieć konkretnej krwi, by mieć prawo do życia, ale tego nie dodała już na głos; polityczne przemyślenia lepiej było zostawić na potem, jeszcze ktoś usłyszy i będą mieli kłopoty. — Więc może to być twój rodowy taniec, ale musisz dużo ćwiczyć i potem wymienimy się rolami — zaproponowała, wystawiając mały palec do przysięgi. Nela mogła ją złożyć lub nie, nie będzie miała jej za złe, jeżeli odmówi, ale byłoby właściwie miło odnaleźć z nią coś wspólnego. Sama spróbowała kolejnej figury, chcąc zejść niżej, na jednej nodze ugiętej, drugiej odsuniętej w bok.
| co to za życie bez możliwości nabawienia się kontuzji...
1. Nie udaje mi się utrzymać równowagi, lecę na pupę.
2. Nie udaje mi się utrzymać równowagi, ale lecę do przodu, pewnie otrę sobie przynajmniej łokcie i kolana.
3. Figura się udaje, jednak będą z nas tangerki.
— Bravo! — rzuciła po francusku, składając dłonie do oklasków. Może i obie miały w czubie, ale przynajmniej im się to podobało. To liczyło się najbardziej, prawda? — Nie potrzeba mieć jakiejś krwi, by coś tańczyć — i nie trzeba było mieć konkretnej krwi, by mieć prawo do życia, ale tego nie dodała już na głos; polityczne przemyślenia lepiej było zostawić na potem, jeszcze ktoś usłyszy i będą mieli kłopoty. — Więc może to być twój rodowy taniec, ale musisz dużo ćwiczyć i potem wymienimy się rolami — zaproponowała, wystawiając mały palec do przysięgi. Nela mogła ją złożyć lub nie, nie będzie miała jej za złe, jeżeli odmówi, ale byłoby właściwie miło odnaleźć z nią coś wspólnego. Sama spróbowała kolejnej figury, chcąc zejść niżej, na jednej nodze ugiętej, drugiej odsuniętej w bok.
| co to za życie bez możliwości nabawienia się kontuzji...
1. Nie udaje mi się utrzymać równowagi, lecę na pupę.
2. Nie udaje mi się utrzymać równowagi, ale lecę do przodu, pewnie otrę sobie przynajmniej łokcie i kolana.
3. Figura się udaje, jednak będą z nas tangerki.
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
The member 'Maria Multon' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Uniosłam kąciku ust, kiedy Maria mnie pochwaliła zachęcając tym samym mnie do kolejnych kroków. Zaczynało mi się podobać. To kopanie i machanie. I pasowała mi sukienka ponoć. Do tego, jeszcze lepiej.
- Oh, myślę że ciotka Matylda sądzi inaczej. - zaśmiałam się. - Gdyby myślała podobnie uczyła by mnie czegoś poza walcem. - wywróciłam oczami robiąc kolejny krok. - Rolami? - zapytałam jej marszcząc brwi. - Możemy się wymienić. - zgodziłam się, chociaż nie wiedziałam na co, wyciągając rękę żeby spleść z nią palec. Że kolarami? Tańcami? Cóż potem się dowiem. Zaskoczono z odrobinę jeszcze rozzłoszczoną miną dosłyszałam krzyk. Stanęłam na dwóch nogach odwracając głowę, spoglądając na Marcela nie dostrzegając ironii, mimowolnie rozpogadzając się trochę. - Mój nowy numer! - odkrzyknęłam unosząc rękę nby przyjąć jakąś absurdalną pozę. A wtedy ruch obok Marii chyba poszedł nie tak. - Czekaj! - powiedziałam, chociaż wiedziałam że nie ma jak, rzuciłam się jednak na pomoc na przeciw niej
1 - no koniec sukcesów Maria, padamy jak długie, rzuć przed postem czy ja na tobie (parzyste) czy ty na mnie (te drugie)
2 - udaje mi się cie złapać, ale przypadkiem z bani ci zasadzam w tą twoją
3 - same sukcesy tego wieczory, łapię cię jakoś, a potem obracamy się wirując - nic nie było czy coś, dawaj kopa jakiegoś
- Oh, myślę że ciotka Matylda sądzi inaczej. - zaśmiałam się. - Gdyby myślała podobnie uczyła by mnie czegoś poza walcem. - wywróciłam oczami robiąc kolejny krok. - Rolami? - zapytałam jej marszcząc brwi. - Możemy się wymienić. - zgodziłam się, chociaż nie wiedziałam na co, wyciągając rękę żeby spleść z nią palec. Że kolarami? Tańcami? Cóż potem się dowiem. Zaskoczono z odrobinę jeszcze rozzłoszczoną miną dosłyszałam krzyk. Stanęłam na dwóch nogach odwracając głowę, spoglądając na Marcela nie dostrzegając ironii, mimowolnie rozpogadzając się trochę. - Mój nowy numer! - odkrzyknęłam unosząc rękę nby przyjąć jakąś absurdalną pozę. A wtedy ruch obok Marii chyba poszedł nie tak. - Czekaj! - powiedziałam, chociaż wiedziałam że nie ma jak, rzuciłam się jednak na pomoc na przeciw niej
1 - no koniec sukcesów Maria, padamy jak długie, rzuć przed postem czy ja na tobie (parzyste) czy ty na mnie (te drugie)
2 - udaje mi się cie złapać, ale przypadkiem z bani ci zasadzam w tą twoją
3 - same sukcesy tego wieczory, łapię cię jakoś, a potem obracamy się wirując - nic nie było czy coś, dawaj kopa jakiegoś
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 1
'k3' : 1
I tak oto historia damskiego tanga dobiegła końca. Neala, w bohaterskiej próbie pomocy rzuciła się przed nią, ale nie zdążyła powstrzymać tego, co nieuniknione.
— Uwa— — nie zdążyła dokończyć, gdy zacisnęła mocno powieki, próbując przynajmniej częściowo zamortyzować upadek i nie poobijać ich obu zbyt mocno. Łupnęła więc na kolana, dłonie przesunęły się po miękkiej trawie i fragmentach ziemi, zaszczypało i zapiekło. Syknęła cicho, w ostatnim odruchu odchylając głowę do tyłu, jak najbardziej mogła, żeby przypadkiem nie uderzyć Neli brodą albo czołem w głowę. — ...ga... — dokończyła na wydechu, próbując wyplątać się z tej żenującej pozycji. Kerry pewnie myślała już o niej jak o najgorszej, szkoda było, że narobiła sobie jeszcze wstydu przed chłopakami. Pomimo bólu, który przeszedł przez obtartą skórę dłoni, odbiła się nią od ziemi, starając się zrobić to jak najmocniej, aby wylądować na plecach. — Chyba wystarczy tych pląsów... — szepnęła zmieszana, podciągając bolące kolano do klatki piersiowej. Cudownie Maria, piękny popis...
— Uwa— — nie zdążyła dokończyć, gdy zacisnęła mocno powieki, próbując przynajmniej częściowo zamortyzować upadek i nie poobijać ich obu zbyt mocno. Łupnęła więc na kolana, dłonie przesunęły się po miękkiej trawie i fragmentach ziemi, zaszczypało i zapiekło. Syknęła cicho, w ostatnim odruchu odchylając głowę do tyłu, jak najbardziej mogła, żeby przypadkiem nie uderzyć Neli brodą albo czołem w głowę. — ...ga... — dokończyła na wydechu, próbując wyplątać się z tej żenującej pozycji. Kerry pewnie myślała już o niej jak o najgorszej, szkoda było, że narobiła sobie jeszcze wstydu przed chłopakami. Pomimo bólu, który przeszedł przez obtartą skórę dłoni, odbiła się nią od ziemi, starając się zrobić to jak najmocniej, aby wylądować na plecach. — Chyba wystarczy tych pląsów... — szepnęła zmieszana, podciągając bolące kolano do klatki piersiowej. Cudownie Maria, piękny popis...
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Patrzyła na niego zaskoczona, gdy przeprosił.
- Nie masz za co.- odparła, bo nie miała mu za złe niczego, co zrobił. Może troszkę przesadzili oboje, zwracając ku sobie uwagę i wprawiając innych w dyskomfort, ale to nic. Wystarczyło się ogarnąć i wszystko było w porządku.
Stała koło niego z wyciągniętą dłonią, chcąc bawić się z nim. Tańczyć, by skupić się na tym, co niosła ze sobą melodia. Tylko że odmówił. Zamarła, wstrzymując na moment nawet oddech. Miała wrażenie, że i serce zatrzymało się na chwilę. Opuściła dłoń powoli, zrobiło jej się zimno, mimo że temperatura dopisywała. Stała, kiedy polecił jej znaleźć kogoś, kto opowie historie, kiedy minął ją bez spojrzenia. Zamknęła oczy, stojąc w bezruchu. Znów płaciła za brak pewności siebie, za poddanie się obawie, za dyskomfort, który wzbudziły spojrzenia pozostałych.
Otworzyła oczy, spoglądając na małą, która zaczynała się wiercić. Powinna ją przewinąć, zdecydowanie powinna. Może też nakarmić, aby dojadła trochę. Wzięła ją na ręce i weszła do domu, zerkając tylko po drodze na chłopaków, gdy rozmawiali i dziewczyny, które tańczyły do muzyki. Nie szło im najwybitniej, ale kogo to obchodziło teraz. Wspięła się po schodach na piętro, by zrobić, co postanowiła.
- Nie masz za co.- odparła, bo nie miała mu za złe niczego, co zrobił. Może troszkę przesadzili oboje, zwracając ku sobie uwagę i wprawiając innych w dyskomfort, ale to nic. Wystarczyło się ogarnąć i wszystko było w porządku.
Stała koło niego z wyciągniętą dłonią, chcąc bawić się z nim. Tańczyć, by skupić się na tym, co niosła ze sobą melodia. Tylko że odmówił. Zamarła, wstrzymując na moment nawet oddech. Miała wrażenie, że i serce zatrzymało się na chwilę. Opuściła dłoń powoli, zrobiło jej się zimno, mimo że temperatura dopisywała. Stała, kiedy polecił jej znaleźć kogoś, kto opowie historie, kiedy minął ją bez spojrzenia. Zamknęła oczy, stojąc w bezruchu. Znów płaciła za brak pewności siebie, za poddanie się obawie, za dyskomfort, który wzbudziły spojrzenia pozostałych.
Otworzyła oczy, spoglądając na małą, która zaczynała się wiercić. Powinna ją przewinąć, zdecydowanie powinna. Może też nakarmić, aby dojadła trochę. Wzięła ją na ręce i weszła do domu, zerkając tylko po drodze na chłopaków, gdy rozmawiali i dziewczyny, które tańczyły do muzyki. Nie szło im najwybitniej, ale kogo to obchodziło teraz. Wspięła się po schodach na piętro, by zrobić, co postanowiła.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
— Wspomniała coś o tym— Coś bo nie spytał o więcej. Zbyt wzburzony sednem sprawy, nie pytał o całe te mało istotne dla niego rzeczy. Mimo, że teraz wiedział, że musiały być istotne dla niej. — Sukienki i takie tam. Naprawdę pokłóciły się o sukienki, pudry? — spytał ściszonym głosem. Popatrzył chwilę na przyjaciela i pokiwał głową. To wydawało się głupie, nie rozumiał tego, może dlatego to było irytujące. — Nie musiałeś iść, w końcu bym się dowlókł — mruknął, choć wcale nie był tego taki pewien. — Dzięki — za to, że to zrobił, że poszedł. Nie chciał wracać. Uniósł brwi, słysząc rzekomą obietnicę Eve. Był zszokowany, może był trochę pod wrażeniem. Zmarszczył je, gdy mówił dalej. — Dlaczego niepotrzebnie? — Oni też się nie dogadywali, zaczynał podejrzewać, że to nie w nich był problem, to Eve nie chciała. Lub nie mogła. O tym, co przeżyła przez te dwa lata nie chciała mu opowiadać, nie wiedział. Pytał kiedy wróciła, kiedy myślał, że chciała wrócić. Czy dziś dostałby inne odpowiedzi? Zmarszczył brwi jeszcze mocniej, obejrzał się przez ramię, ale nigdzie jej nie dostrzegł. Powinien iść jej poszukać, ale najpierw obiecał Marii taniec. — Może nie ma dnia — spróbował, ale widział, że to nie to. Obaj wiedzieli. To był dla niej szczęśliwy dzień. Przynajmniej miał być. Upił łyk z butelki, alkohol przyjemnie rozgrzewał od środka. Zdołał częściowo wytrzeźwieć, teraz czuł, że potrzebował się znieczulić znowu. Podsunął butelkę Marcelowi. — A z Maria? — zagadnął, próbując się uśmiechnąć, by odciągnąć jego myśli w inną stronę. — Z nią chyba znalazłeś wspólny język —dodał zaraz i przesunął kawałkiem patyka drewno, by się zajęło ogniem.
— Puściła pawia — powtórzył mu z drżącym uśmiechem i popatrzył na niego, a potem na dziewczyny, jakby obawiał się, że szybko zorientują się, że są obgadywane. — Jeśli nie wytrzeźwieje do rana to i tak nie wyjdzie, a ja stracę robotę — mruknął, wciąż rozbawiony. Spoważniał jednak i spojrzał mu w oczy, nic nie mówiąc. Coś ścisnęło go w żołądku. Przeniósł powoli spojrzenie na dziewczyny, na ich próbę nauki tanga. Nie zawtórował Marcelowi, gdy ten dopingował Nealę. Nie miał na to odwagi i chęci chyba też nie. A potem się wywaliły, jedna po drugiej. — Chyba czas na nas — westchnął, widząc, że leżące na ziemi najwyraźniej potrzebują pomocy. — Zastąpisz mnie? Sprawdzę, co z Eve. Wymyśl coś, zaraz wrócę — poprosił go kwaśno; nie mógł iść tańczyć z Marią, jeśli coś się stało. A jeśli Marcel był przybity, nie był pewien, czy ona nie jest zła. Gdyby to było nieważne już by do nich dołączyła. Ruszył w kierunku domu, szukając dziewczyny.
— Puściła pawia — powtórzył mu z drżącym uśmiechem i popatrzył na niego, a potem na dziewczyny, jakby obawiał się, że szybko zorientują się, że są obgadywane. — Jeśli nie wytrzeźwieje do rana to i tak nie wyjdzie, a ja stracę robotę — mruknął, wciąż rozbawiony. Spoważniał jednak i spojrzał mu w oczy, nic nie mówiąc. Coś ścisnęło go w żołądku. Przeniósł powoli spojrzenie na dziewczyny, na ich próbę nauki tanga. Nie zawtórował Marcelowi, gdy ten dopingował Nealę. Nie miał na to odwagi i chęci chyba też nie. A potem się wywaliły, jedna po drugiej. — Chyba czas na nas — westchnął, widząc, że leżące na ziemi najwyraźniej potrzebują pomocy. — Zastąpisz mnie? Sprawdzę, co z Eve. Wymyśl coś, zaraz wrócę — poprosił go kwaśno; nie mógł iść tańczyć z Marią, jeśli coś się stało. A jeśli Marcel był przybity, nie był pewien, czy ona nie jest zła. Gdyby to było nieważne już by do nich dołączyła. Ruszył w kierunku domu, szukając dziewczyny.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Zaśmiał się na sukienki i pudry.
- Chyba tak - coś o tym mówiła - Ale bardziej chodziło jej o to, że Eve jej po prostu nie lubi i nie chce wpuścić do waszego świata. - Wzruszył ramieniem. Neala miała do niej więcej zarzutów, ale nie wszystkie chciał powtarzać, tak jak nie ze wszystkimi się zgadzał. - Wiem - że nie musiał. Chciał. - To ją spłoszyło - odpowiedział, bez zrozumienia. Nie rozumiał czemu odtrąciła go tak nagle, chwilę po tym, jak próbował sam się przed nią otworzyć, pierwszy raz od dawna. Mógł to zachować dla siebie. Więcej nie popełni tego błędu. - Może - przytaknął, choć tak samo jak Jim wiedział, że to nieprawda.
- Język na pewno - przytaknął, z uśmiechem spoglądając na dziewczynę, kiedy wirowała razem z Nealą.
- Ogarniemy ją rano - rzucił lekceważąco, pewnie się nie zorientują, bo czemu by mieli? To przecież nie był pierwszy raz. - Idź - przytaknął niemrawo. Spojrzał za nim, odchodzącym w kierunku domu. Eve mówiła, że nie miał za co przepraszać, ale czuł się źle. Poczuł, że robi mu się niedobrze, że przewracają mu się wnętrzności, więc pociągnął duży łyk Mocarza. Miał nadzieję, że nie o to chodziło. Nie wiedział, jak miałby się z tego wytłumaczyć. Pominął te siniaki. Poczuł, że robi mu się zimno. Że to jego, nie Neali, nie powinno tutaj dzisiaj być. Przewrócił drewienko na palenisku, pilnując ognia.
- Czas na bis! - krzyknął do dziewczyn, z udawanym uśmiechem, skoro znalazły już swój popisowy numer. Upadek nie wydawał się groźny, nie wstał, ale po chwili zawahania spytał. - Wszystko gra?
- Chyba tak - coś o tym mówiła - Ale bardziej chodziło jej o to, że Eve jej po prostu nie lubi i nie chce wpuścić do waszego świata. - Wzruszył ramieniem. Neala miała do niej więcej zarzutów, ale nie wszystkie chciał powtarzać, tak jak nie ze wszystkimi się zgadzał. - Wiem - że nie musiał. Chciał. - To ją spłoszyło - odpowiedział, bez zrozumienia. Nie rozumiał czemu odtrąciła go tak nagle, chwilę po tym, jak próbował sam się przed nią otworzyć, pierwszy raz od dawna. Mógł to zachować dla siebie. Więcej nie popełni tego błędu. - Może - przytaknął, choć tak samo jak Jim wiedział, że to nieprawda.
- Język na pewno - przytaknął, z uśmiechem spoglądając na dziewczynę, kiedy wirowała razem z Nealą.
- Ogarniemy ją rano - rzucił lekceważąco, pewnie się nie zorientują, bo czemu by mieli? To przecież nie był pierwszy raz. - Idź - przytaknął niemrawo. Spojrzał za nim, odchodzącym w kierunku domu. Eve mówiła, że nie miał za co przepraszać, ale czuł się źle. Poczuł, że robi mu się niedobrze, że przewracają mu się wnętrzności, więc pociągnął duży łyk Mocarza. Miał nadzieję, że nie o to chodziło. Nie wiedział, jak miałby się z tego wytłumaczyć. Pominął te siniaki. Poczuł, że robi mu się zimno. Że to jego, nie Neali, nie powinno tutaj dzisiaj być. Przewrócił drewienko na palenisku, pilnując ognia.
- Czas na bis! - krzyknął do dziewczyn, z udawanym uśmiechem, skoro znalazły już swój popisowy numer. Upadek nie wydawał się groźny, nie wstał, ale po chwili zawahania spytał. - Wszystko gra?
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
— Już mi starczy bisów — odpowiedziała, odwracając głowę w kierunku Marcela, nim zaśmiała się jeszcze raz, pierwszy od jakiegoś czasu naprawdę wesoło. Podnosząc się do siadu obejrzała się jeszcze na Nealę, póki nie chwyciła jej za nadgarstki, również podnosząc do siadu. Powoli założyła jej kosmyk włosów za ucho, przy okazji przyglądając się jej intensywnie, w poszukiwaniu ewentualnych obrażeń. — Ale ty możesz i powinnaś ćwiczyć. Czekam na następny raz, jesteś w tym naprawdę dobra — szepnęła czule, przytulając ją jeszcze, jakby wcześniej nie było między nimi żadnego nieporozumienia. — Włączysz swoją piosenkę? — spytała, wskazując brodą na gramofon. Bambino leciało już drugi raz, mogło się powoli nudzić.
Sama natomiast podniosła się do pionu, ostrożnie przechodząc kolejne kroki, nim znalazła się przy Marcelu. Wydawał się przybity, może źle to wszystko oceniła? Gorycz rozlała się po jamie ustnej, oczywiście, że tak. Głupia Maria, nie mogła inaczej. Nie mogła też zostawić go samego, gdy z jego spojrzenia zniknęły ogniki, które tak bardzo lubiła. Może to dobrze, że Jim poszedł za Eve. Oby się nie kłócili.
— Mogę? — spytała, chociaż już obejmowała go swoimi ramionami, składając głowę na jego ramię. — Zmarzłam — dodała po chwili, chcąc się wytłumaczyć, gdyby uznał, że jest zbyt namolna. Co prawda zaczerwienione od wysiłku policzki mówiły co innego, ale nie chciała teraz o tym myśleć. Nie wiedziała nawet, jak zacząć temat. Czy chciał w ogóle z nią rozmawiać i zwierzać się. Ale zawsze dobrze było mieć kogoś w pobliżu, prawda? Jej samej towarzystwo zawsze pomagało, nawet gdy nie tłumaczyła istoty problemu.
Sama natomiast podniosła się do pionu, ostrożnie przechodząc kolejne kroki, nim znalazła się przy Marcelu. Wydawał się przybity, może źle to wszystko oceniła? Gorycz rozlała się po jamie ustnej, oczywiście, że tak. Głupia Maria, nie mogła inaczej. Nie mogła też zostawić go samego, gdy z jego spojrzenia zniknęły ogniki, które tak bardzo lubiła. Może to dobrze, że Jim poszedł za Eve. Oby się nie kłócili.
— Mogę? — spytała, chociaż już obejmowała go swoimi ramionami, składając głowę na jego ramię. — Zmarzłam — dodała po chwili, chcąc się wytłumaczyć, gdyby uznał, że jest zbyt namolna. Co prawda zaczerwienione od wysiłku policzki mówiły co innego, ale nie chciała teraz o tym myśleć. Nie wiedziała nawet, jak zacząć temat. Czy chciał w ogóle z nią rozmawiać i zwierzać się. Ale zawsze dobrze było mieć kogoś w pobliżu, prawda? Jej samej towarzystwo zawsze pomagało, nawet gdy nie tłumaczyła istoty problemu.
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Nakarmiła małą, chociaż ta nie była zbyt chętna, co było trochę dziwne. Choć z drugiej strony, zwykle robiła to, kiedy mała faktycznie zaczynała płakać, domagając się mleka. Nie zastanawiała się nad tym dłużej, nie chcąc tak naprawdę przez te kilka minut myśleć o czymkolwiek. Wolała oczyścić głowę, myśli i emocje. Zachłannie przyciągnąć do siebie pustkę, która była wygodniejsza i dzięki której łatwiej było zapełnić ją tymi dobrymi emocjami. Przykucnęła przy łóżku na którym położyła małą, zwlekała z przebraniem jej, bo chwilowo nie chciała schodzić na dół. Spoglądała na to drobne cudo, podpierając się przedramionami o pościel. Przechyliła lekko głowę, zerknęła na warkocz, który wisiał przez lewe ramię, już nieidealny. Sięgnęła do niego i pociągnęła za podtrzymująca wstążkę, by rozwiązać ją. Przeczesała palcami włosy, pozwalając im rozlać się swobodnie na ramionach i plecach. Musiała go poprawić, ale to zaraz.
Spojrzała w bok, słysząc skrzypnięcie podłogi, ale nie samych kroków. Tylko jedna osoba, może dwie na tej imprezie potrafiły tak lekko się poruszać.- Nie powinieneś być na dole? - rzuciła w przestrzeń, jeszcze go nie widząc. Odepchnęła się i wyprostowała, krzyżując ramiona pod biustem.
Spojrzała w bok, słysząc skrzypnięcie podłogi, ale nie samych kroków. Tylko jedna osoba, może dwie na tej imprezie potrafiły tak lekko się poruszać.- Nie powinieneś być na dole? - rzuciła w przestrzeń, jeszcze go nie widząc. Odepchnęła się i wyprostowała, krzyżując ramiona pod biustem.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Nie było jej na dole, ale po drodze nie spotkał też dziecka, więc musiała ją wziąć na górę. Do spania? Kąpania? Nie znał ich rytmu dnia ani konkretnych zadań, wspiął się na górę po schodach powoli, od razu kierując swoje kroki do sypialni. Ledwie sięgnął do klamki, a już usłyszał jej upominający ton. Pchnął drzwi mocniej zamiast wchodzić, stanął w progu. Po jej bojowej postawie widział, że był już częściowo na wylocie. Uniósł brwi i wsunął dłonie w kieszenie spodni i oparł się ramieniem o framugę.
— Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko w porządku — wyjaśnił, spoglądając wpierw na leżące na niewielkim łóżku dziecko, a potem znów na nią. Rozpuściła włosy, ale minę miała nietęgą. — O co poszło z Marcelem? — spytał, udając, że nie wiedział.
— Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko w porządku — wyjaśnił, spoglądając wpierw na leżące na niewielkim łóżku dziecko, a potem znów na nią. Rozpuściła włosy, ale minę miała nietęgą. — O co poszło z Marcelem? — spytał, udając, że nie wiedział.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Spoglądała na niego, gdy nie wszedł do środka, a został w wejściu. Zachował dystans, za co chyba była mu wdzięczna w pierwszej chwili. Zbliżając się, zaogniłby jej emocje i podtrzymał niechęć, którą odczuwała względem siebie i Marcela, a która była bezsensowna. Wiedziała, że to zaraz uleci, że jest tylko chwilową urazą i tyle.- W porządku. - odparła, akceptując w pewien sposób, że tu był i że przyszedł sprawdzić.- Trochę przesadziliśmy i chyba się nie dogadaliśmy finalnie. Poza tym spytał o coś, co mnie zaskoczyło i spanikowałam, gdy jeszcze dodatkowo stanąłeś obok z Kerstin - wyjaśniła, wzruszając ramionami.- Wejdziesz? - nie chciała rozmawiać przy otwartych drzwiach, gdy istniała szansa, że James będzie dopytywał jeszcze. Rozluźniła nieco, napięte ramiona, a sylwetka odzyskała trochę lekkości. Czuła nadal żal, że kiedy cofała się przed czymś, tracąc na pewności, zostawała sama ot tak. Brakowało jej kogoś, kto by ją po prostu uspokoił. Niczego więcej nie potrzebowała. To nie były jednak przemyślenia, którymi gotowa była się dzielić teraz.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Co na myśli miał James nazywając Marcela drugim tatą? I dlaczego ani Eve ani Marcel nie widzieli niczego zdrożnego w piciu alkoholu i obściskiwaniu się w towarzystwie niemowlęcia? Pierwotnie Kerstin tylko zacisnęła usta w wąską linię i obejrzała się - wreszcie - na koleżankę, racząc ją wyjątkowo nietypowym dla siebie spojrzeniem; w błękitnych oczach czaiła się bowiem uraza typowa dla matek karcących nastoletnie dzieci.
- Jesteś trzeźwy? - powtórzyła za Jamesem z powątpiewaniem i raz jeszcze krytycznie przyjrzała się swojemu kieliszkowi. Wystarczyło jeszcze jedno wąchnięcie, by upewniła się w postanowieniu, że uda tylko iż się napiła, a całość wyleje gdzieś niepozornie w krzaczku kiedy nikt nie będzie patrzył.
- Dziękuję - zwróciła się nieco cieplej do Maisie, przyglądając jej się jednak bacznie, gdy zwracała jej paczkę, by upewnić się, że dziewczyna nie stąpa krzywo i zaraz się nie przewróci. Patrząc na tańczącą prowokująco blondynkę i Nealę wcale by jej to nie zaskoczyło.
Pokręciła głową, gdy James próbował odwrócić jej uwagę wiewiórką. Z niezadowoloną miną wetknęła Eve w ręce prezent, gdy tylko wstała.
- Zabierz dziecko do domu, bo zmarznie - powiedziała cicho, bardzo starając się, by zabrzmiało to jak koleżeńska uwaga. Zmarznie albo się udławi zapachem alkoholu. - Wiecie, że to szkodzi? - rzuciła też do Jamesa, gdy i w jego i w Marcela palcach zobaczyła papierosy.
Nie czuła się dobrze, wszyscy rozmawiali i rzucali żarty i uwagi, które nic jej nie mówiły. Z każdą chwilą coraz bardziej zdawała sobie sprawę, że może rzeczywiście wcale tych ludzi nie zna; i nie wie co zrobić, żeby poznać ich lepiej. Więcej, nie wie nawet czy powinna.
Ostatecznie opadła na ziemię obok ogniska, obok Marcela i Marii, po drugiej stronie chłopca, ostrożnie poprawiając spódnicę i zadzierając ją za kolana, które zaraz też podwinęła pod brodę, jak wtedy, na plaży w Weymouth. W milczeniu przyglądała się płomieniom, wstydząc się spoglądania na Marię po jej zachowaniu, a na Marcela tym bardziej; każdej koleżance pozwalał tak siadać na kolanach? Nawet gdy była żoną przyjaciela? Nawet z dzieckiem obok?
- A tak poza tym to... wszystko okej? - spytała w końcu słabo, kierując słowa do Marcela i pewnie też Marii, a w dłoni ściskając nadal nietknięty kieliszek z paskudną nalewką. Palce nieco jej się trzęsły, ale jeszcze niczego nie rozlała.
- Jesteś trzeźwy? - powtórzyła za Jamesem z powątpiewaniem i raz jeszcze krytycznie przyjrzała się swojemu kieliszkowi. Wystarczyło jeszcze jedno wąchnięcie, by upewniła się w postanowieniu, że uda tylko iż się napiła, a całość wyleje gdzieś niepozornie w krzaczku kiedy nikt nie będzie patrzył.
- Dziękuję - zwróciła się nieco cieplej do Maisie, przyglądając jej się jednak bacznie, gdy zwracała jej paczkę, by upewnić się, że dziewczyna nie stąpa krzywo i zaraz się nie przewróci. Patrząc na tańczącą prowokująco blondynkę i Nealę wcale by jej to nie zaskoczyło.
Pokręciła głową, gdy James próbował odwrócić jej uwagę wiewiórką. Z niezadowoloną miną wetknęła Eve w ręce prezent, gdy tylko wstała.
- Zabierz dziecko do domu, bo zmarznie - powiedziała cicho, bardzo starając się, by zabrzmiało to jak koleżeńska uwaga. Zmarznie albo się udławi zapachem alkoholu. - Wiecie, że to szkodzi? - rzuciła też do Jamesa, gdy i w jego i w Marcela palcach zobaczyła papierosy.
Nie czuła się dobrze, wszyscy rozmawiali i rzucali żarty i uwagi, które nic jej nie mówiły. Z każdą chwilą coraz bardziej zdawała sobie sprawę, że może rzeczywiście wcale tych ludzi nie zna; i nie wie co zrobić, żeby poznać ich lepiej. Więcej, nie wie nawet czy powinna.
Ostatecznie opadła na ziemię obok ogniska, obok Marcela i Marii, po drugiej stronie chłopca, ostrożnie poprawiając spódnicę i zadzierając ją za kolana, które zaraz też podwinęła pod brodę, jak wtedy, na plaży w Weymouth. W milczeniu przyglądała się płomieniom, wstydząc się spoglądania na Marię po jej zachowaniu, a na Marcela tym bardziej; każdej koleżance pozwalał tak siadać na kolanach? Nawet gdy była żoną przyjaciela? Nawet z dzieckiem obok?
- A tak poza tym to... wszystko okej? - spytała w końcu słabo, kierując słowa do Marcela i pewnie też Marii, a w dłoni ściskając nadal nietknięty kieliszek z paskudną nalewką. Palce nieco jej się trzęsły, ale jeszcze niczego nie rozlała.
- W porzadku - powtórzył po niej niezbyt przekonany. - Przesa… co? - Zmarszczył brwi z niezrozumieniem. Marcel mowil, ze nie chciała z nim rozmawiac, ona, ze sie nie dogadali. - Czemu mu nie powiedziałaś, ze spanikowałas? - Wiedział, ze tego nie zrobiła. - On mysli, ze nie chcesz z nim gadac - powiedział wprost, czując ze ktos musiał. Zaraz potem obejrzał sie przez ramie i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Kiedy padło pytanie, westchnęła cicho. Opuściła ręce, gdy ochłonęła już całkiem z tamtych emocji. Potarła prawą dłonią, lewą rękę, zdradzając nadal przepełniającą ją niepewność.- Nie zdążyłam. Chciałam, by wstał i poszedł ze mną tańczyć, miałam mu wtedy powiedzieć, ale odmówił mi. Nie spojrzał już na mnie i poszedł.- wyjaśniła, spoglądając na niego, zanim odwróciła wzrok.- Co? - wróciła spojrzeniem zaskoczona.- Przecież rozmawialiśmy... chciałam dalej, tylko chciałam też wstać. To było krępujące.- skrzywiła się nieco.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
Szybka odpowiedź