23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dom Bathildy Bagshot
Ogród i inne pomieszczenia domu, jeśli potrzeba
23 IX '58 Bękarty
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)
Szafka zniknięć
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
Oddech miał ciężki od jej łagodnych pieszczot, poczuł dotyk jej dłoni, jego pozostała na jej ciele, gładząc je przez materiał sukni, którego tu i teraz nie miał jak odchylić, już się nie poruszył, gdy wykonała kolejny obrót, wodził tylko wzrokiem za jej nogami, odsłoniętymi spod wirującej spódnicy. Dopił butelkę Mocarza i pustą już odrzucił na bok, na trawnik, z dala od reszty.
Szept, dłonie na jego policzkach, zaskoczyła go pocałunkiem, ale jeśli było coś, czego nauczyła go Celine, to właśnie tego, że za dużo myślał i tego, że dziewczyny też czasem lubiły się zabawić. Zgrabne ruchy, kołysanie bioder i pełne usta kusiły, rozbudzały jego ciało, podlane alkoholem pragnienia szukały spełnienia. Dłonie zachłannie zeszły do jej bioder, usta odpowiedziały na subtelną pieszczotę z głodem, którego nie wstrzymywał. Pocałowała go przy wszystkich, złączone usta ukrywały tylko jej dłonie, a on nie myślał, jego krwią płynął alkohol, nie tlen, to nie był jego pierwszy pocałunek, nie kolejny. Nie pierwszy smakujący alkoholem, jej pełne usta były delikatne i miękkie, wciąż słodkie od wiśni, cierpkie od ciemnego piwa. Spojrzenie błądziło po jej opuszczonej powiece, nie odnajdując oczu. Jedna z dłoni przesunęła się na jej plecy, zsunęła niżej, przyciągając jej ciało bliżej siebie, bo chciał poczuć jego gwałtowność, jego miękkość, jego ciepło, pierś, biodra, serce. Przestała podobać mu się sukienka, którą na sobie miała, nie dało się wsunąć pod nią dłoni, nie miał jak rozchylić kołnierza. Usta prześlizgnęły się do jej szyi, na krótko, zaśmiał się jej ciepło w ucho, niechętnie wypuszczając z objęć, może ta myśl nie była wcale taka głupia, może powinien zabrać ją na bok, do domu, ale nie teraz, kiedy widzieli ich wszyscy. Wzrok wpierw złapał spojrzenie tańczącego z Maisie Jima, poetm przemknął nim po twarzach trzech dziewcząt przy stole, na dłużej zatrzymał się na Aishy, ale nie powiedział nic.
- Stołu podpierać nie trzeba! - zawołał do nich, przenosząc spojrzenie na Eve. - Jeśli jeszcze się nie zawalił, to już tego nie zrobi - dobrze to sprawdziłem! Trzeba wam specjalnego zaproszenia do zabawy? Jakich wartości próbujecie nauczyć Gilly? Że do dobrej muzyki nie trzeba tańczyć? - Mieli zdecydowanie za mało tancerzy na ten dzień, ale dało się to rozwiązać.
Szept, dłonie na jego policzkach, zaskoczyła go pocałunkiem, ale jeśli było coś, czego nauczyła go Celine, to właśnie tego, że za dużo myślał i tego, że dziewczyny też czasem lubiły się zabawić. Zgrabne ruchy, kołysanie bioder i pełne usta kusiły, rozbudzały jego ciało, podlane alkoholem pragnienia szukały spełnienia. Dłonie zachłannie zeszły do jej bioder, usta odpowiedziały na subtelną pieszczotę z głodem, którego nie wstrzymywał. Pocałowała go przy wszystkich, złączone usta ukrywały tylko jej dłonie, a on nie myślał, jego krwią płynął alkohol, nie tlen, to nie był jego pierwszy pocałunek, nie kolejny. Nie pierwszy smakujący alkoholem, jej pełne usta były delikatne i miękkie, wciąż słodkie od wiśni, cierpkie od ciemnego piwa. Spojrzenie błądziło po jej opuszczonej powiece, nie odnajdując oczu. Jedna z dłoni przesunęła się na jej plecy, zsunęła niżej, przyciągając jej ciało bliżej siebie, bo chciał poczuć jego gwałtowność, jego miękkość, jego ciepło, pierś, biodra, serce. Przestała podobać mu się sukienka, którą na sobie miała, nie dało się wsunąć pod nią dłoni, nie miał jak rozchylić kołnierza. Usta prześlizgnęły się do jej szyi, na krótko, zaśmiał się jej ciepło w ucho, niechętnie wypuszczając z objęć, może ta myśl nie była wcale taka głupia, może powinien zabrać ją na bok, do domu, ale nie teraz, kiedy widzieli ich wszyscy. Wzrok wpierw złapał spojrzenie tańczącego z Maisie Jima, poetm przemknął nim po twarzach trzech dziewcząt przy stole, na dłużej zatrzymał się na Aishy, ale nie powiedział nic.
- Stołu podpierać nie trzeba! - zawołał do nich, przenosząc spojrzenie na Eve. - Jeśli jeszcze się nie zawalił, to już tego nie zrobi - dobrze to sprawdziłem! Trzeba wam specjalnego zaproszenia do zabawy? Jakich wartości próbujecie nauczyć Gilly? Że do dobrej muzyki nie trzeba tańczyć? - Mieli zdecydowanie za mało tancerzy na ten dzień, ale dało się to rozwiązać.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Przeskakiwała wzrokiem między Aishą, a Nealą, trochę uważniej, gdy młodsza z nich szukała wzroku tej drugiej. Nie przypuszczała, że naprawdę coś knuły, jednak reakcja Weasley nieco osłabiła tą pewność. Powstrzymała się przed lekkim uniesieniem brwi, bo wiedziała, jak łatwo przejść z tego do niechętnego spojrzenia. Nie chciała być dla niej na siłę niemiła, ale też nie zamierzała już drugi raz wyciągać do niej dłoni, aby się z nimi bawiła. Dlatego starała się pozostać neutralna, najbardziej, jak to tylko możliwe.
Słysząc wyjaśnienie, pokiwała powoli głową, ale nie była w stanie w żaden sposób pomóc. Nie trafiła nigdzie na porzuconą torbę, chociaż tak naprawdę niekoniecznie rozglądała się za czymkolwiek wcześniej. Jej uwagę pochłonął James, a teraz rozmowa, która w sumie nie miała żadnego celu. Przechyliła lekko głowę, unosząc kąciki ust w nieco mocniejszym uśmiechu.
- Na pewno się znajdzie, a jeśli nie dziś to dam ją Jimowi, gdy będzie szedł do pracy, aby ci oddał.- odparła, lecz wątpiła, aby była taka potrzeba. Ogród nie był duży, pewnie leżała gdzieś w półmroku, chwilowo nie do zauważenia.
Odwróciła na moment wzrok, słysząc pytanie. Nie spoglądała nigdzie konkretnie, a bardziej w przestrzeń. Czy było jak planowała? Dobre pytanie, ale odpowiedź nie przyszła ot tak od razu.
- Prawie.- przyznała w końcu, krzyżując ramiona pod biustem.- Chociaż i tak lepiej, niż w pierwszych obawach sądziłam, że będzie.- dodała zaraz, szczerzej niż kiedykolwiek w rozmowie z Weasley. Wypuściła powietrze z płuc, orientując się, co powiedziała. Powstrzymała grymas na ustach, przygryzając policzek od wewnątrz. Obejrzała się przez ramię, szukając czegoś w otoczeniu, nawet nie wiedząc czego tak naprawdę. Spojrzenie padło na Marysię i Marcela, kiedy wyraźnie alkohol dał im więcej odwagi, by mieć się ku sobie. Kącik jej ust drgnął, ale przygryziony nadal policzek, zahamował uśmiech. Zmrużyła lekko oczy, gdy Sallow odsunął się od dziewczyny i postanowił pogonić właśnie je. Oparła dłonie na biodrach, by postawą zdradzić oburzenie, chociaż brązowe tęczówki lśniły rozbawieniem.
- Trzeba nam dobrych tancerzy, co staną na wysokości zadania i porwą do tańca każdą pannę.- odparła mu, podnosząc głos, by przebić się przez muzykę.- Jeszcze się zdziwisz, jak pięknie będzie wywijała i kroku jej nie dotrzymasz, gdy jej pokażę wszystkie wartości.- dodała ze śmiechem.
Zerknęła ku Neali, wiedząc, że złamie swe postanowienie właśnie.
- Idź, zatańcz. Teraz jest już angielska muzyka i tańce, chyba spodobają ci się bardziej.- cóż, skoro z tym miała problem, no to teraz się rozwiązał, odkąd to gramofon wygrywał melodie.
Słysząc wyjaśnienie, pokiwała powoli głową, ale nie była w stanie w żaden sposób pomóc. Nie trafiła nigdzie na porzuconą torbę, chociaż tak naprawdę niekoniecznie rozglądała się za czymkolwiek wcześniej. Jej uwagę pochłonął James, a teraz rozmowa, która w sumie nie miała żadnego celu. Przechyliła lekko głowę, unosząc kąciki ust w nieco mocniejszym uśmiechu.
- Na pewno się znajdzie, a jeśli nie dziś to dam ją Jimowi, gdy będzie szedł do pracy, aby ci oddał.- odparła, lecz wątpiła, aby była taka potrzeba. Ogród nie był duży, pewnie leżała gdzieś w półmroku, chwilowo nie do zauważenia.
Odwróciła na moment wzrok, słysząc pytanie. Nie spoglądała nigdzie konkretnie, a bardziej w przestrzeń. Czy było jak planowała? Dobre pytanie, ale odpowiedź nie przyszła ot tak od razu.
- Prawie.- przyznała w końcu, krzyżując ramiona pod biustem.- Chociaż i tak lepiej, niż w pierwszych obawach sądziłam, że będzie.- dodała zaraz, szczerzej niż kiedykolwiek w rozmowie z Weasley. Wypuściła powietrze z płuc, orientując się, co powiedziała. Powstrzymała grymas na ustach, przygryzając policzek od wewnątrz. Obejrzała się przez ramię, szukając czegoś w otoczeniu, nawet nie wiedząc czego tak naprawdę. Spojrzenie padło na Marysię i Marcela, kiedy wyraźnie alkohol dał im więcej odwagi, by mieć się ku sobie. Kącik jej ust drgnął, ale przygryziony nadal policzek, zahamował uśmiech. Zmrużyła lekko oczy, gdy Sallow odsunął się od dziewczyny i postanowił pogonić właśnie je. Oparła dłonie na biodrach, by postawą zdradzić oburzenie, chociaż brązowe tęczówki lśniły rozbawieniem.
- Trzeba nam dobrych tancerzy, co staną na wysokości zadania i porwą do tańca każdą pannę.- odparła mu, podnosząc głos, by przebić się przez muzykę.- Jeszcze się zdziwisz, jak pięknie będzie wywijała i kroku jej nie dotrzymasz, gdy jej pokażę wszystkie wartości.- dodała ze śmiechem.
Zerknęła ku Neali, wiedząc, że złamie swe postanowienie właśnie.
- Idź, zatańcz. Teraz jest już angielska muzyka i tańce, chyba spodobają ci się bardziej.- cóż, skoro z tym miała problem, no to teraz się rozwiązał, odkąd to gramofon wygrywał melodie.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Był trochę wyższy od niej, ale jak na chłopaka, dość szczupły. Nie mógł być też wiele starszy od niej. Dobrze tańczył, choć miała wrażenie, że trochę chyba wcześniej wypił. A może tylko jej się wydawało? Ona jeszcze trzymała się pewnie na nogach, wypiła w końcu tylko ten jeden kieliszek Mocarza. Nie miała więc większych problemów ze złapaniem rytmu i nie potykała się o własne stopy podczas tańca.
- Więc musieliście wieść dość ciekawe i barwne życie - zauważyła, próbując sobie to wyobrazić. Wesołe zabawy przy ognisku, śpiewy, tańce i szelest różnobarwnych sukni. - Często się przemieszczaliście z miejsca na miejsce? - spytała po chwili. Bo choć życie Cyganów wydawało się barwne i niezwykłe, to na dłuższą metę brak stałego domu mógł być męczący. Z jednej strony dawało to pewną wolność, bo mogli udawać się dokąd tylko zechcą, ale z drugiej... czasem dobrze było mieć takie miejsce, do którego można wracać. Ona po każdym roku w Hogwarcie cieszyła się, wracając do rodzinnego domu. A teraz go nie miała, była przybłędą pomieszkującą w Menażerii Woolmanów. Nie narzekała, bo nie była wymagająca pod względem warunków, ale tęskniła za życiem, które straciła wskutek uderzenia fragmentu komety. Tęskniła za babcią, ale na szczęście miała jeszcze kuzynostwo, dzięki czemu nie była na świecie całkowicie sama. - Mama Steffena była krewną mego ojca, oraz ojca Liddy - wyjaśniła odnośnie pokrewieństwa ze Steffem. Na początku było to dla niej bardzo zaskakujące, kiedy się dowiedziała, że nie tylko ona jedna w rodzinie Moore ma styczność z magią. Czuła wtedy ulgę, że nie była jedynym odmieńcem, że z kimś w rodzinie coś ją łączyło. - Ten świat po prostu czasem okazuje się naprawdę mały. - Czasem wydawało jej się, że w świecie magii każdy jest z kimś jakoś powiązany. Może dlatego, że czarodziejów ogólnie było dużo mniej niż mugoli.
- Więc musieliście wieść dość ciekawe i barwne życie - zauważyła, próbując sobie to wyobrazić. Wesołe zabawy przy ognisku, śpiewy, tańce i szelest różnobarwnych sukni. - Często się przemieszczaliście z miejsca na miejsce? - spytała po chwili. Bo choć życie Cyganów wydawało się barwne i niezwykłe, to na dłuższą metę brak stałego domu mógł być męczący. Z jednej strony dawało to pewną wolność, bo mogli udawać się dokąd tylko zechcą, ale z drugiej... czasem dobrze było mieć takie miejsce, do którego można wracać. Ona po każdym roku w Hogwarcie cieszyła się, wracając do rodzinnego domu. A teraz go nie miała, była przybłędą pomieszkującą w Menażerii Woolmanów. Nie narzekała, bo nie była wymagająca pod względem warunków, ale tęskniła za życiem, które straciła wskutek uderzenia fragmentu komety. Tęskniła za babcią, ale na szczęście miała jeszcze kuzynostwo, dzięki czemu nie była na świecie całkowicie sama. - Mama Steffena była krewną mego ojca, oraz ojca Liddy - wyjaśniła odnośnie pokrewieństwa ze Steffem. Na początku było to dla niej bardzo zaskakujące, kiedy się dowiedziała, że nie tylko ona jedna w rodzinie Moore ma styczność z magią. Czuła wtedy ulgę, że nie była jedynym odmieńcem, że z kimś w rodzinie coś ją łączyło. - Ten świat po prostu czasem okazuje się naprawdę mały. - Czasem wydawało jej się, że w świecie magii każdy jest z kimś jakoś powiązany. Może dlatego, że czarodziejów ogólnie było dużo mniej niż mugoli.
Maisie Moore
Zawód : początkująca krawcowa
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
"So what am I to do with all those hopes
Life seems so very frightening"
Life seems so very frightening"
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 11 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica
Neutralni
—To prawda. Wiedliśmy — Przyznał ze słabym uśmiechem, nieco melancholijnym wzrokiem rozglądając się po ogrodzie. Nie umknęło mu towarzystwo gromadzące się przy stole, Neala, Eve, Aisha. Śledził je przez chwilę, na moment zapominając o tym, że wypadł z rytmu, szybko do niego wrócił. Świat falował świat stał się miękki, cienie zaczynały przybierać dziwne kształty. — Różnie... Czasem raz, czasem dwa na pół roku. Drogę ledwie pamiętam. — Rzadko podróżowali, gdy spędzał wakacje wśród swoich. Przemieszczali się zgodnie z porami roku, szukając odpowiednich miejsc. Kiedy był dzieckiem wyglądało to inaczej. Jego wzrok spoczął na ekscesach na stole, tylko ślepiec by ich nie zauważył. Miłośnie splecionych ciał, twarzy złączonych w pocałunku. Był pijany, wydawało mu się, że widział znacznie więcej niż było w rzeczywistości. Humor mu się jednak poprawił. Obrócił ich jeszcze, a potem, czując zawrót głowy uśmiechnął się błogo i wyprostował rękę, do wykonania przez nią piruetu. — Dziękuję — mruknął i ukłonił się nisko, odprowadzając ją pod stół, kiedy rozbrzmiało wołanie Marcela. — Sądziłem, że cyganki znacznie lepiej bawią się w swoim gronie — zarzucił Eve, ale jego twarz wykrzywiał szeroki uśmiech. Ona też bawiła się wśród swoich, tańczyła tak, że zwracała uwagę na siebie każdego. Zawsze był podział, one ze sobą, oni ze sobą, nie wierzył, że byli im niezbędni. — Ale ktoś nam chyba rzuca wyzwanie — odezwał się buntowniczo do Marcela. — Coś szybszego poproszę — odezwał się do siostry, która miała odpowiedzieć za zmianę melodii. Zostawiając Maisie przy Neali, na którą zerknął przelotnie, przesunął się dalej i ukłonił w pas. — Zgodnie z rozkazem królowej, przybyłem na ratunek, o piękna pani, wyrwać ze szponów tej włochatej, wypłowiałej bestii. Czy zechcesz? — Wygładził koszulę na piersi i podał jej dłoń. Chwiał się, ale trawa była miękka.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Zdawało jej się, że powinna ustawić się jakoś pod jego dłonie, odpowiedzieć na jego dotyk zachętą, ale to, co spisane w książkach i wersy przemykające jej przez pustą w innym wypadku głowę, nie zawierały żadnej podpowiedzi, jak to zrobić. Na podążanie za instynktem było już za późno — nie mogły przecież dotrzeć do niej żadne głosy, nawet te wewnętrzne, bo chwila miała po prostu trwać.
Jego usta smakowały Mocarzem, był w pocałunku bardziej zachłanny, niż się tego spodziewała, ale to tylko upewniło ją w słuszności podjętej w gorącu chwili decyzji. Nie przesuwała jednak dłoni z jego policzków, jakby chciała ukryć przed światem — w końcu nie byli w ogrodzie sami — swój uczynek, lecz dłonie Marcela, błądzące po jej ciele, mówić miały obserwującym jeszcze więcej, rozwiewając nawet najbardziej naiwne wątpliwości. Gdy przyciągnął ją ku sobie, westchnęła wprost w jego usta, zaskoczona, powieki uniosły się nawet na moment, szukając niebieskiego spojrzenia. Zaraz wargi wygięły się na powrót w uśmiechu, gdy zsunął się ustami na jej szyję. Odchyliła głowę w tył, plecy również wygięły się tak, aby dopasować się do ruchów jego dłoni. Jej własne też nie próżnowały — jedna zsunęła się w dół, po jego szyi, znacząc skórę samymi opuszkami palców, aż nie zatrzymała się na jego plecach, zaraz pod karkiem; druga zaś wędrowała od linii szczęki wprost do jasnych włosów, pomimo zmęczenia dalej swobodnie przemykających pomiędzy jej palcami. Muśnięcie skroni ustami służyło za podziękowanie i pożegnanie — może tylko na chwilę, a może na zawsze, nie mogła przecież znać jego zamiarów, a alkohol pobudzać do odwagi mógł tylko wtedy, gdy krążył w żyłach tak prędko, jak teraz. Wypuściła go z objęć, podobnie jak on ją. Tym razem przycisnęła piąstkę do ust, nie wierząc wciąż w to, co się stało. Naprawdę udało jej się go pocałować. I nie odmówił! Chyba... Chyba też ją lubił?
Z rozmyślań wyrwał ją krzyk chłopaka, chochliczy śmiech wydostał się z zakrytych chwilowo ust. — Zaproś Evie do tańca — zachęciła go czule; ciężko było zresztą powiedzieć, czy czułość źródło swe miała w tym, co przed chwilą między nimi zaszło, czy z powodu jej własnego nastawienia do gospodyni. Pewnie oba te elementy miały równe role, zresztą, Marcel był wspaniałym partnerem do tańca, a Evie tańczyła jak mało kto. Razem będą wyglądać cudownie. — Ale nie zapomnij o mnie — dodała na koniec, nim w radosnych podskokach podeszła do Maisie, z którą już wcześniej miała okazję zatańczyć.
— Zapraszam panią na najlepszy trawiasty parkiet po tej stronie Severn — zaśmiała się radośnie, podając dziewczynie dłoń z zamiarem porwania ją do tańca.
| Trochę mam już w czubie, zatem...
1. Przy pierwszej okazji do obrotu decyduję się zrobić go na jednej nodze, z drugą wypchniętą do przodu. Utrzymam się, gdy w kolejnym poście przezwyciężę ST80 (z karą -20 do rzutu za pijaństwo). Jeżeli nie, to ups.
2. Dobrze pamiętam ostatnie Hop, Hop, Hop i skaczę tak, że aż wpadnę na inną parę na parkiecie (a kogo, to się jeszcze okaże).
3. Jednak naszła mnie ochota na śpiewanie, ale żeby mieć mikrofon muszę znaleźć butelkę Mocarza, którą Marcel wyrzucił gdzieś w trawę (znowu ST80 z karą -20 za pijaństwo w następnym poście).
Jego usta smakowały Mocarzem, był w pocałunku bardziej zachłanny, niż się tego spodziewała, ale to tylko upewniło ją w słuszności podjętej w gorącu chwili decyzji. Nie przesuwała jednak dłoni z jego policzków, jakby chciała ukryć przed światem — w końcu nie byli w ogrodzie sami — swój uczynek, lecz dłonie Marcela, błądzące po jej ciele, mówić miały obserwującym jeszcze więcej, rozwiewając nawet najbardziej naiwne wątpliwości. Gdy przyciągnął ją ku sobie, westchnęła wprost w jego usta, zaskoczona, powieki uniosły się nawet na moment, szukając niebieskiego spojrzenia. Zaraz wargi wygięły się na powrót w uśmiechu, gdy zsunął się ustami na jej szyję. Odchyliła głowę w tył, plecy również wygięły się tak, aby dopasować się do ruchów jego dłoni. Jej własne też nie próżnowały — jedna zsunęła się w dół, po jego szyi, znacząc skórę samymi opuszkami palców, aż nie zatrzymała się na jego plecach, zaraz pod karkiem; druga zaś wędrowała od linii szczęki wprost do jasnych włosów, pomimo zmęczenia dalej swobodnie przemykających pomiędzy jej palcami. Muśnięcie skroni ustami służyło za podziękowanie i pożegnanie — może tylko na chwilę, a może na zawsze, nie mogła przecież znać jego zamiarów, a alkohol pobudzać do odwagi mógł tylko wtedy, gdy krążył w żyłach tak prędko, jak teraz. Wypuściła go z objęć, podobnie jak on ją. Tym razem przycisnęła piąstkę do ust, nie wierząc wciąż w to, co się stało. Naprawdę udało jej się go pocałować. I nie odmówił! Chyba... Chyba też ją lubił?
Z rozmyślań wyrwał ją krzyk chłopaka, chochliczy śmiech wydostał się z zakrytych chwilowo ust. — Zaproś Evie do tańca — zachęciła go czule; ciężko było zresztą powiedzieć, czy czułość źródło swe miała w tym, co przed chwilą między nimi zaszło, czy z powodu jej własnego nastawienia do gospodyni. Pewnie oba te elementy miały równe role, zresztą, Marcel był wspaniałym partnerem do tańca, a Evie tańczyła jak mało kto. Razem będą wyglądać cudownie. — Ale nie zapomnij o mnie — dodała na koniec, nim w radosnych podskokach podeszła do Maisie, z którą już wcześniej miała okazję zatańczyć.
— Zapraszam panią na najlepszy trawiasty parkiet po tej stronie Severn — zaśmiała się radośnie, podając dziewczynie dłoń z zamiarem porwania ją do tańca.
| Trochę mam już w czubie, zatem...
1. Przy pierwszej okazji do obrotu decyduję się zrobić go na jednej nodze, z drugą wypchniętą do przodu. Utrzymam się, gdy w kolejnym poście przezwyciężę ST80 (z karą -20 do rzutu za pijaństwo). Jeżeli nie, to ups.
2. Dobrze pamiętam ostatnie Hop, Hop, Hop i skaczę tak, że aż wpadnę na inną parę na parkiecie (a kogo, to się jeszcze okaże).
3. Jednak naszła mnie ochota na śpiewanie, ale żeby mieć mikrofon muszę znaleźć butelkę Mocarza, którą Marcel wyrzucił gdzieś w trawę (znowu ST80 z karą -20 za pijaństwo w następnym poście).
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
The member 'Maria Multon' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 1
'k3' : 1
- Dzięki. - odpowiedziałam krótko, bo nie miałam nic więcej do powiedzenia na ten temat. Mogłam powiedzieć, że sama ją zaklęciem znajdę, przecież nikt jej nie zabrał. Ale uznałam że próbowała chyba być miła, to nie ma co nosem kręcić teraz. Niebieskie spojrzenie zawieszając na niej kiedy powiedziała że prawie. Nie wiedziałam do czego się odnosiła, ale prawie i lepiej było lepsze niż wcale. Potaknęłam głową. - To dobrze. Cieszę się.- podsumowałam, unosząc z wysiłkiem kąciki ust. Nie życzyłam jej źle przecież. Niemal wywróciłam oczami widząc co wyprawia Marcel. Serio? Naprawdę? Co impreza to inna dziewczyna i będzie mi… NIEWAŻNE. Westchnęłam pod nosem. Nieważne, nie moja sprawa to była - jak niemal każda inna. Uniosłam brwi na jego słowa zawieszając na nim niezadowolone spojrzenie kiedy wykrzykiwał te swoje sprawy mierząc go wzrokiem. Pewnie jasne, tu nawaliłaś tu nie podpieraj stołu. Przesunęłam tęczówki na Jima - nadal nie patrzył. Potem na Eve. I na niej mój wzrok został. - Wasza też mi się podoba. Nie o nią szło a nie wchodzenie butami w miejsca w których nie chcesz mnie zobaczyć. Teraz pójdę, chętnie. - zgodziłam się skoro zapraszała sama, chociaż nienawidziłam kiedy ktoś mi coś kazał - zatańcz, nie płacz, nie złość się jeszcze czego - butelkę miałam pustą, chęci do tańca wcale, wzrok mi szwankował, głowa wirowała ale miałam jednak coś do załatwienia bo obiecałam i wolałam rzucić się na tą falę, niż wchodzić w dyskusje z Eve bo wyczułam równie pochyłą - nic nie zrozumiała i nie widziała. - Jak na kogoś, kto tyle mówi o tym, jak go świat otrąca, nie widzisz, kiedy sama innym to robisz. - rzuciłam bo wszystko jedno mi już było. Zaakceptowałam, że nie dogadamy się raczej, będziemy tolerować cicho i tyle z tego było. Miałam już odejść prosto do Jima, ale znalazł się obok ledwie zerkając na mnie. Ruszając do Marii i Marcela. Zmarszczyłam brwi, pewnie, jasne. Jak zacznie nowy, to zostanę tutaj a to się skończy nie dobrze. Trudno. Wbiłam spojrzenie w Marcela. Niech mi pomoże, bo to co zrobię zaraz, wcześniej bym odpuściła. Ale nie mogłam z nas zrezygnować, nie mogłam też zostać przy stole i nie mogłam się w końcu nie odezwać. Stanęłam obok całej trójki. - Pogadamy? - zapytałam Jima, kiedy Maria odeszła, wystosowując swoją chęć pogadania. Co najgorszego mogło się stać kiedy odmówi? Upokorzy mnie odmawiając. Stracę nie tylko serce, ale i przyjaciela. Nie zmieniło to jednak tego, że minę miałam niezmiennie zawziętą.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Popatrzył na Marie, kiedy świata nie widząc poza Marcelem od razu przylgnęła do doprowadzonej przez niego Maisie. Był za bardzo pijany? Mowil za cicho? A moze za głośno? A moze tylko mu sie zdawało, ze poprosił ja do tańca? Nie zdołał zareagowac, alkohol spowalniał reakcje. Uniósł brwi, na twarzy pozostał uśmiech, ale westchnął, po chwili zerkając na przyjaciela.
- Ani słowa - burknął do Marcela, ostrzegając go przed komentarzem. Powiódł wzrokiem za dziewczyna, niemalże od razu natrafiając na Neale, ktora wyrosła przy nim jak spod ziemi. Patrzył na nia przez chwile bez słowa. - Tutaj?
- Ani słowa - burknął do Marcela, ostrzegając go przed komentarzem. Powiódł wzrokiem za dziewczyna, niemalże od razu natrafiając na Neale, ktora wyrosła przy nim jak spod ziemi. Patrzył na nia przez chwile bez słowa. - Tutaj?
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Uderzył ją czas przeszły, ale zaraz przypomniała sobie, że nie tylko ona miała za sobą trudne przejścia i doświadczenie straty. Że oni też utracili bliskich i zapewne również tęsknili za tym starym życiem. Bo ona tęskniła. Dałaby wiele, żeby znów mieć rodziców i babcię. Ale każdemu, kto coś stracił, pozostały teraz jedynie ciepłe wspomnienia. Poczuła lekkie wyrzuty sumienia, że co, jeśli dopytując o życie w taborze, przywołała coś, co było dla Jima trudne? Przygryzła wargę. Nie powinno tak być, że tacy młodzi ludzie jak oni tracili bliskich i musieli sami radzić sobie z trudami codzienności. Ale takie mieli parszywe czasy.
- Ja też dziękuję. - Także podziękowała mu za taniec, kiedy skończyli. Również dostrzegła pocałunki Marii i Marcela, choć dopiero teraz, kiedy już nie była skupiona na tańczeniu. Nieco się zdziwiła, ale cieszyła się, że najwyraźniej świetnie się razem bawią. Ona sama nigdy się nie całowała. W Hogwarcie była na to zbyt młoda, zresztą była typem szarej myszki i chłopcy raczej nie zwracali na nią większej uwagi. Jeśli już, to widzieli w niej co najwyżej kumpelę. A później, kiedy szkołę opuściła i osiadła w rodzinnej Kornwalii, to większość czasu spędzała z babcią, ucząc się szyć i pomagając w gospodarstwie, i nie miała zbyt wielu sposobności do spotykania z chłopcami. Dlatego relacje damsko-męskie były dla niej gruntem całkowicie nieznanym, co nie znaczyło, że nie marzyła skrycie o tym, żeby w jej życiu pojawił się ktoś, kto obdarzy ją uczuciem.
Kiedy podeszła do niej Maria, uśmiechnęła się i pozwoliła poprowadzić się do tańca, choć wydawało jej się, że i ona musiała trochę dzisiaj wypić. Albo wciąż była tak mocno podekscytowana tańcem i pocałunkami z Marcelem?
- Widziałam, że nieźle wam szło - zagaiła odnośnie ich wcześniejszego tańca. Ale cieszyła się do okazji rozmowy z Marią, bo wydawało się, że mogło je sporo łączyć. - Wracając do tego, o czym rozmawiałyśmy wcześniej... Gdzie nauczyłaś się szyć? Może chciałabyś kiedyś powymieniać się doświadczeniami, jeśli nadarzy się kolejna okazja do spotkania? - zaproponowała. Odkąd umarła babcia, nie miała innej towarzyszki od nitki, z którą mogłaby dzielić pasję i wymieniać się doświadczeniami. A w kwestii magicznego szycia było jeszcze sporo rzeczy, w których musiała się podciągnąć.
- Ja też dziękuję. - Także podziękowała mu za taniec, kiedy skończyli. Również dostrzegła pocałunki Marii i Marcela, choć dopiero teraz, kiedy już nie była skupiona na tańczeniu. Nieco się zdziwiła, ale cieszyła się, że najwyraźniej świetnie się razem bawią. Ona sama nigdy się nie całowała. W Hogwarcie była na to zbyt młoda, zresztą była typem szarej myszki i chłopcy raczej nie zwracali na nią większej uwagi. Jeśli już, to widzieli w niej co najwyżej kumpelę. A później, kiedy szkołę opuściła i osiadła w rodzinnej Kornwalii, to większość czasu spędzała z babcią, ucząc się szyć i pomagając w gospodarstwie, i nie miała zbyt wielu sposobności do spotykania z chłopcami. Dlatego relacje damsko-męskie były dla niej gruntem całkowicie nieznanym, co nie znaczyło, że nie marzyła skrycie o tym, żeby w jej życiu pojawił się ktoś, kto obdarzy ją uczuciem.
Kiedy podeszła do niej Maria, uśmiechnęła się i pozwoliła poprowadzić się do tańca, choć wydawało jej się, że i ona musiała trochę dzisiaj wypić. Albo wciąż była tak mocno podekscytowana tańcem i pocałunkami z Marcelem?
- Widziałam, że nieźle wam szło - zagaiła odnośnie ich wcześniejszego tańca. Ale cieszyła się do okazji rozmowy z Marią, bo wydawało się, że mogło je sporo łączyć. - Wracając do tego, o czym rozmawiałyśmy wcześniej... Gdzie nauczyłaś się szyć? Może chciałabyś kiedyś powymieniać się doświadczeniami, jeśli nadarzy się kolejna okazja do spotkania? - zaproponowała. Odkąd umarła babcia, nie miała innej towarzyszki od nitki, z którą mogłaby dzielić pasję i wymieniać się doświadczeniami. A w kwestii magicznego szycia było jeszcze sporo rzeczy, w których musiała się podciągnąć.
Maisie Moore
Zawód : początkująca krawcowa
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
"So what am I to do with all those hopes
Life seems so very frightening"
Life seems so very frightening"
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 11 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Wzruszyłam ramionami. - możemy tam. - wskazałam druga część ogrodu z dala od reszty. Nie bardzo chciałam żeby wszyscy słyszeli ale zrobiło mi się odrobinę lżej, przynajmniej nie odmówił od razu.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Zmarszczył brwi i powoli powiódł spojrzeniem w stronę drugiej części ogrodu, którą wskazała. Ale to nie było dobre miejsce na rozmowę. To nie był dobry czas na rozmowę. Nie stał stabilnie, nie myślał trzeźwo - jakby kiedykolwiek mu to właściwie przeszkadzało. Wrócił spojrzeniem do Neali.
- Chodz - mruknął, ale zamiast prowadząc ja do ogrodu, gdzie ktokolwiek mógłby im się przyglądać, ruszył w stronę domu. Nie chciał by ktos patrzył. Bardziej na niego niz na nich. Chwiejnym krokiem podszedł do stołu i wyszczerzyl sie prędko, pochwycił butelkę Portera, ktora otworzył o kant stołu i ruszył do domu. Potknął sie o próg, ale poza cichym przekleństwem nic nie powiedział, ustał. Bez stołu kuchnia była pusta, oparł sie o blat pośladkami, czekając na dziewczynę. - Nie musimy tego robic - powiedział jej spoglądając do środka butelki i upił łyk. Liczył ze mu przytaknie.
- Chodz - mruknął, ale zamiast prowadząc ja do ogrodu, gdzie ktokolwiek mógłby im się przyglądać, ruszył w stronę domu. Nie chciał by ktos patrzył. Bardziej na niego niz na nich. Chwiejnym krokiem podszedł do stołu i wyszczerzyl sie prędko, pochwycił butelkę Portera, ktora otworzył o kant stołu i ruszył do domu. Potknął sie o próg, ale poza cichym przekleństwem nic nie powiedział, ustał. Bez stołu kuchnia była pusta, oparł sie o blat pośladkami, czekając na dziewczynę. - Nie musimy tego robic - powiedział jej spoglądając do środka butelki i upił łyk. Liczył ze mu przytaknie.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Zerkała na Nealę, jednak więcej uwagi poświęcając otoczeniu, niż samej dziewczynie. Na dłużej zawiesiła wzrok, kiedy przyznała, że się cieszy. Skomentowała to ciszą, chociaż wewnętrznie szczerze w to wątpiła. Kiedy na jej zaczepkę zareagował Jim, uniosła delikatnie brew. Słyszała jednak w jego głosie, a zaraz w samych słowach, że wziął to za wyzwanie. To dobrze, bo obaj zmobilizują się, chociaż do działania. Młodzi mężczyźni byli pod tym względem przewidywalni i łatwi do prowokowania.
- Jesteśmy teraz zbyt barwnym gronem.- odparła jedynie, pozwalając ładnemu uśmiechowi trwać na ustach. Cyganki faktycznie lepiej bawiły się w swoim gronie, ale teraz ich grono było bardziej różnorodne.
Powróciła wzrokiem do Weasley, poważniejąc zauważalnie. Patrzyła na nią z niezrozumieniem, bo przecież sama postanowiła, że nie chce bawić się do romskiej muzyki, odrzuciła jej propozycję i poszła sobie. To, co Neala mówiła i robiła wcześniej, nijak miało się do obecnych słów. Dziewczyna była tutaj, bo dostała zaproszenie, bo Ona chciała, aby była tu z nimi. Jak miała nie chcieć jej zobaczyć, skoro sama posyłała do niej Ravena. Nie wypowiedziała jednak ani jednego słowa, a jedynie zacisnęła usta w wąską kreskę. Czuła cień irytacji i rezygnacji, które tylko pogłębiły się przy kolejnych słowach Weasley. Nie odtrącała jej, odkąd ten wieczór się zaczął, wyciągała do niej rękę i tak się to kończyło. Odprowadziła ją wzrokiem, obiecując sobie, że więcej tego nie zrobi. Więcej się nie przejmie, a zacznie ją ignorować, bo tak będzie lepiej dla ich obu.
Wypuściła powietrze z płuc i zaraz wzięła głębszy wdech, by trochę się uspokoić. Widząc, jak tworzą się pary do kolejnych tańców i najwyraźniej rozmów, zerknęła przelotnie na Marcela, ale przypuszczała, że ten podejdzie do Aishy. Wycofała się, by podejść do wiklinowego kosza w którym na poduszkach spał jej największy skarb. Przykucnęła, poprawiając kocyk i upewniając się, że wszystko w porządku.
- Jesteśmy teraz zbyt barwnym gronem.- odparła jedynie, pozwalając ładnemu uśmiechowi trwać na ustach. Cyganki faktycznie lepiej bawiły się w swoim gronie, ale teraz ich grono było bardziej różnorodne.
Powróciła wzrokiem do Weasley, poważniejąc zauważalnie. Patrzyła na nią z niezrozumieniem, bo przecież sama postanowiła, że nie chce bawić się do romskiej muzyki, odrzuciła jej propozycję i poszła sobie. To, co Neala mówiła i robiła wcześniej, nijak miało się do obecnych słów. Dziewczyna była tutaj, bo dostała zaproszenie, bo Ona chciała, aby była tu z nimi. Jak miała nie chcieć jej zobaczyć, skoro sama posyłała do niej Ravena. Nie wypowiedziała jednak ani jednego słowa, a jedynie zacisnęła usta w wąską kreskę. Czuła cień irytacji i rezygnacji, które tylko pogłębiły się przy kolejnych słowach Weasley. Nie odtrącała jej, odkąd ten wieczór się zaczął, wyciągała do niej rękę i tak się to kończyło. Odprowadziła ją wzrokiem, obiecując sobie, że więcej tego nie zrobi. Więcej się nie przejmie, a zacznie ją ignorować, bo tak będzie lepiej dla ich obu.
Wypuściła powietrze z płuc i zaraz wzięła głębszy wdech, by trochę się uspokoić. Widząc, jak tworzą się pary do kolejnych tańców i najwyraźniej rozmów, zerknęła przelotnie na Marcela, ale przypuszczała, że ten podejdzie do Aishy. Wycofała się, by podejść do wiklinowego kosza w którym na poduszkach spał jej największy skarb. Przykucnęła, poprawiając kocyk i upewniając się, że wszystko w porządku.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Namiętna czułość Marii była niespodziewana, ale przyjemna, ciało tego pragnęło, pieszczoty, czuł spojrzenia, które ku nim uciekały, ale nie oglądał się na nie. Nie czuł się zawstydzony, żył na scenie, uwaga towarzyszyła mu stale, alkohol odcinał go od tego dodatkowo. Zasalutował Eve, nie potrzebował dodatkowej zachęty, żeby zabawiać tańcem dziewczyny. Maria zasugerowala mu, że powinien zaprosić ją do tańca, ale jego wzrok uciekał ku dziewczętom, które tańcem dziś jeszcze się nie cieszyły. Zamierzał skierować się do Neali, wychwycił jej spojrzenie, wbite prosto w niego. Zatrzymał się w pół kroku, gdy obok zjawił się Jim, obejrzał się na niego, ze śmiechem klepiąc go po ramieniu, kiedy dostał kosza, potem błądził wzrokiem - z wyczuwalnym napięciem - między nim a Nealą. Odprowadził ich spojrzeniem, bez słowa, po czym odnalazł wzrokiem Eve. Obejrzał się na Aishę, spodziewając się, że majstrowała teraz przy gramofonie.
Podszedł do Eve, niezgrabnie - był pijany - przewracając się na trawę, żeby usiąść przy niej i przy dziecku.
- Nie bardzo was przypomina - stwierdził, mówił o Gilly. Tak się zawsze mówiło, podobna do mamy. Do taty. Nie wydawała mu się podobna do jakiegokolwiek dorosłego człowieka. Uśmiechał się przy tym, żartował, próbował zagadać. - Jak się bawisz? - spytał, spoglądając na małą w jej ramionach. Rozmawiała z Nealą, widział to. Nie przywaliła jej, ale to nie znaczy, że nic między nimi nie zaszło. Martwił się.
Podszedł do Eve, niezgrabnie - był pijany - przewracając się na trawę, żeby usiąść przy niej i przy dziecku.
- Nie bardzo was przypomina - stwierdził, mówił o Gilly. Tak się zawsze mówiło, podobna do mamy. Do taty. Nie wydawała mu się podobna do jakiegokolwiek dorosłego człowieka. Uśmiechał się przy tym, żartował, próbował zagadać. - Jak się bawisz? - spytał, spoglądając na małą w jej ramionach. Rozmawiała z Nealą, widział to. Nie przywaliła jej, ale to nie znaczy, że nic między nimi nie zaszło. Martwił się.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Skinęłam głową i ruszyłam za nim, nie czułam się za dobrze w brzuchu mi się wywracało. Co? Wyrzuty sumienia może. Zacisnęłam rękę w pięść milcząco wchodząc do domu. Zatrzymując się i kiedy on się opierał ja splatałam dłonie na piersi chowając winowajce.
- I nie rozmawiać ze sobą ponownie? Zostawić to takie rozgrzebane? - tego chciał właśnie? Zmarszczyłam brwi. - Powiem i pójdę. - zdecydowałam wzruszając ramionami. - Byłam zraniona i zła. - przyznałam nie odejmując wzroku od niego. - Marcel mnie zatrzymał. - mówiłam dalej. - Poszliśmy po ciebie. - przestapilam a nogi na nogę. - i po ten gramofon. A potem. - wzruszyłam ramionami. - Nie powinnam. - przyznałam. Bo nie powinnam. Ale czy wtedy chciałam? Tak.
- I nie rozmawiać ze sobą ponownie? Zostawić to takie rozgrzebane? - tego chciał właśnie? Zmarszczyłam brwi. - Powiem i pójdę. - zdecydowałam wzruszając ramionami. - Byłam zraniona i zła. - przyznałam nie odejmując wzroku od niego. - Marcel mnie zatrzymał. - mówiłam dalej. - Poszliśmy po ciebie. - przestapilam a nogi na nogę. - i po ten gramofon. A potem. - wzruszyłam ramionami. - Nie powinnam. - przyznałam. Bo nie powinnam. Ale czy wtedy chciałam? Tak.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Ponownie? Uniósł brwi wyżej, ale słuchał. Powie i pójdzie?
- Wiec wybierasz dzisiaj przemoc, Weasley, wow. Powiesz, poslesz bombarde i pójdziesz, rob sobie z tym co chcesz, hm? Taki masz plan? Zajebiscie słaby - wycedził powoli. Patrzył na nia, kiedy zdawała mu w krótkich zdaniach jakaś relacje, ale nie rozumiał z tego nic poza tym, ze poszli po niego. Widział, na tym etapie sie pojawił, tylko to był w stanie wyłapać. Upił łyk portera i odstawił butelkę obok na blat.. - Dobra, w porzadku. - Wzruszył ramionami i opuścił wzrok. Nie powinna co wlasciwie? Isc po niego? Isc z Marcelem? Żartować z nim czy moze dawac mu po gębie bez powodu? Nie wyglądał, jakby rozumiał. - Odpuszczam ci winy, jestes wolna, mozesz idc. - Zrobił w jej kierunku jakis znak ręka w powietrzu i odwrócił sie plecami. Chciała isc, mogła isc. Zrobic jak powiedziała. Odkręcił kran, z którego polała sie zimna woda. Nabrał jej w dłonie i umył nia twarz. Potrzebował czegoś zimnego.
- Wiec wybierasz dzisiaj przemoc, Weasley, wow. Powiesz, poslesz bombarde i pójdziesz, rob sobie z tym co chcesz, hm? Taki masz plan? Zajebiscie słaby - wycedził powoli. Patrzył na nia, kiedy zdawała mu w krótkich zdaniach jakaś relacje, ale nie rozumiał z tego nic poza tym, ze poszli po niego. Widział, na tym etapie sie pojawił, tylko to był w stanie wyłapać. Upił łyk portera i odstawił butelkę obok na blat.. - Dobra, w porzadku. - Wzruszył ramionami i opuścił wzrok. Nie powinna co wlasciwie? Isc po niego? Isc z Marcelem? Żartować z nim czy moze dawac mu po gębie bez powodu? Nie wyglądał, jakby rozumiał. - Odpuszczam ci winy, jestes wolna, mozesz idc. - Zrobił w jej kierunku jakis znak ręka w powietrzu i odwrócił sie plecami. Chciała isc, mogła isc. Zrobic jak powiedziała. Odkręcił kran, z którego polała sie zimna woda. Nabrał jej w dłonie i umył nia twarz. Potrzebował czegoś zimnego.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
Szybka odpowiedź