Zaułek
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zaułek
Ulica Pokątna składa się nie tylko z głównej ulicy, choć to na niej tętni życie. Pomiędzy wejściami do niektórych sklepów, znajdują się odnogi mniejszych uliczek, bardziej zaniedbanych, ponurych, często wyboistych - nikt nie widzi celu w ich odnowie. Czasami przebiegnie tu bezpański kot, by za chwilę zniknąć w cieniu. Dróżki najczęściej krzyżują się ze sobą, tworząc skomplikowaną sieć, w której można łatwo się zgubić, niektóre są ślepe, a wszystkie wydają się tak samo podobne.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 29.08.18 15:58, w całości zmieniany 1 raz
Nie przepadała za kończeniem pracy o takich porach, gdy na ulicach było ponuro. Nie rozumiała też co podkusiło ją do spaceru o tej porze, kiedy marzyła o powrocie do swojego domu; szła wolno, równym krokiem, wzdłuż murów. Mogłaby przysiąc, że w panującej wokół ciszy słyszy własny oddech, gdyby nie stukot obcasów podkreślający jej obecność. Widziała jak zmienia się jej cień rosnąc, a potem kurcząc po każdą lampą. To odruchowo pochłaniało jej uwagę i uspokajało myśli od wyświetlania w głowie wyimaginowanych historyjek o tym, że ktoś za nią idzie. Pech chciał, że tak się zamyśliła, że wreszcie nie mogła dociec jakimi szła ulicami. Zdawało jej się, że włóczy się całymi godzinami i sama nie wiedziała, jakim sposobem znalazła się w zaułku Pokątnej. Kobieta jak to kobieta, była obdarzona przeciętnym zmysłem topograficznym, w związku z czym teraz nie bardzo wiedziała gdzie się znajduje. Przecież mogła się teleportować. Mogła, gdyby nie usłyszała kogoś, kto faktycznie za nią szedł, a przynajmniej takie odniosła wrażenie. Urywkowe spojrzenie przez ramię utwierdziło ją w przekonaniu, że tym razem wyobraźnia wcale nie spłatała jej figla; przyśpieszyła się kroku uznając, że najrozsądniej będzie najpierw zgubić potencjalne zagrożenie. Serce przyśpieszyło od szybkiego marszu, a po chwili chyba nawet miała je w gardle z całej nieplanowanej adrenaliny; kolejne spojrzenie rzucone za ramię spowodowało, że nieproszonego gościa zgubiła, ale tym samym zupełnie przypadkowo zderzyła się z wychodzącym zza rogu z pozoru nieznajomym chłopakiem. Siła była na tyle mocna, że zachwiawszy się niebezpiecznie do tyłu chwyciła nieznajomego za rękawy płaszcza, w ostatecznym rozrachunku i tak tracąc równowagę z powodu nadłamanego obcasa.
Nie do końca rozumiejąc co się właśnie wydarzyło jakby uderzono ją właśnie obuchem, próbowała uspokoić oddech i złagodzić zaróżowione z wysiłku policzki, a kiedy wreszcie podniosła się do pionu, niezadowolona zerknęła na swój but.
- Słodka Roweno! No i jak chodzisz? Prawie się pozabijaliśmy! - rzuciła dobitnie. Szybko jednak doszła do wniosku, że nawet jeśli to nie z jej winy na siebie wpadli, to zaatakowała go bez powodu słowem. Bladnąc, parę sekund milcząco patrzyła na wyższego od siebie chłopaka. - Wybacz. Miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Nie zauważyłam cię - rzuciła w ramach przeprosin, odsuwając się na bezpieczną odległość z niewinnym uśmiechem.
Nie do końca rozumiejąc co się właśnie wydarzyło jakby uderzono ją właśnie obuchem, próbowała uspokoić oddech i złagodzić zaróżowione z wysiłku policzki, a kiedy wreszcie podniosła się do pionu, niezadowolona zerknęła na swój but.
- Słodka Roweno! No i jak chodzisz? Prawie się pozabijaliśmy! - rzuciła dobitnie. Szybko jednak doszła do wniosku, że nawet jeśli to nie z jej winy na siebie wpadli, to zaatakowała go bez powodu słowem. Bladnąc, parę sekund milcząco patrzyła na wyższego od siebie chłopaka. - Wybacz. Miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Nie zauważyłam cię - rzuciła w ramach przeprosin, odsuwając się na bezpieczną odległość z niewinnym uśmiechem.
Gość
Gość
Larson uwielbiał te wszystkie uliczki o tej porze. Co prawda nie było to pewnie bezpiecznie, tak włóczyć się po nocach, zwłaszcza w tych czasach, ale on twierdził, że jemu ogólnie to mało kto może zagrozić. Przecież nie dość, że był uzbrojony w różdżkę i znał się na czarnej magii, to dodatkowo, zawsze miał przy sobie sztylet. Więc w sumie nic dziwnego, że czuł się w miarę bezpiecznie, tak samemu spacerując wzdłuż budynków o tej godzinie.
Z przyjemnością wsłuchiwał się w odgłosy nocy. To jakieś trzaski, to szczekanie psa, czy odgłos przewracającego się kartony, spowodowany chowającym się nagle kotem. Słyszał wszystko, wszystko analizował. W razie czego był gotowy na ewentualny atak.
Dlatego tym bardziej był zaskoczony, kiedy nagle, gdy wychodził z jednego z zaułków ktoś na niego wpadł. Nie spodziewał się tego. A po chwili kiedy ten ktoś złapał go za rękaw płaszcza uniósł aż brwi ze zdziwienia. Nie pomogło to jednak i jego "napastnik" i tak wylądował na zimnej ziemi. Słysząc po chwili damski głos spojrzał dokładnie na tego ktosia.
- Dokładnie rzecz ujmując to panienka na mnie wpadła. Nie czuję się ani odrobinę winny. - powiedział kręcąc głową, po czym wyciągnął dłoń w jej kierunku, chcąc pomóc jej wstać.
Wtedy też miał lepszą okazję by jej się przyznać. Przysiągłby, że gdzieś ją już widział. Musiał dość daleko cofnąć się w swoich wspomnieniach by przypomnieć sobie skąd ją zna. Zajęło mu to dłuższą chwilę, ale w końcu żarówka zaświeciła mu się.
- Oj panno Roots. - pokręcił głową z lekkim rozbawieniem wymalowanym na ustach - Minęło tyle lat, a panienka się nic nie zmieniła. Co prawda urojenia, że ktoś panienkę śledzi, jak widzę nie są spowodowane żadną substancją. Nadal panienka pieczę te wspaniałe ciasteczka z niespodzianką? - dodał z uśmiechem, unosząc brew ku górze.
Umiał rozpoznać czy ktoś był pod wpływem. Sam sprzedawał, rzadko próbował, choć się zdarzało. Ale jednak na obserwował się już w swoim życiu ludzi na tzw. haju, więc potrafił ocenić.
Z przyjemnością wsłuchiwał się w odgłosy nocy. To jakieś trzaski, to szczekanie psa, czy odgłos przewracającego się kartony, spowodowany chowającym się nagle kotem. Słyszał wszystko, wszystko analizował. W razie czego był gotowy na ewentualny atak.
Dlatego tym bardziej był zaskoczony, kiedy nagle, gdy wychodził z jednego z zaułków ktoś na niego wpadł. Nie spodziewał się tego. A po chwili kiedy ten ktoś złapał go za rękaw płaszcza uniósł aż brwi ze zdziwienia. Nie pomogło to jednak i jego "napastnik" i tak wylądował na zimnej ziemi. Słysząc po chwili damski głos spojrzał dokładnie na tego ktosia.
- Dokładnie rzecz ujmując to panienka na mnie wpadła. Nie czuję się ani odrobinę winny. - powiedział kręcąc głową, po czym wyciągnął dłoń w jej kierunku, chcąc pomóc jej wstać.
Wtedy też miał lepszą okazję by jej się przyznać. Przysiągłby, że gdzieś ją już widział. Musiał dość daleko cofnąć się w swoich wspomnieniach by przypomnieć sobie skąd ją zna. Zajęło mu to dłuższą chwilę, ale w końcu żarówka zaświeciła mu się.
- Oj panno Roots. - pokręcił głową z lekkim rozbawieniem wymalowanym na ustach - Minęło tyle lat, a panienka się nic nie zmieniła. Co prawda urojenia, że ktoś panienkę śledzi, jak widzę nie są spowodowane żadną substancją. Nadal panienka pieczę te wspaniałe ciasteczka z niespodzianką? - dodał z uśmiechem, unosząc brew ku górze.
Umiał rozpoznać czy ktoś był pod wpływem. Sam sprzedawał, rzadko próbował, choć się zdarzało. Ale jednak na obserwował się już w swoim życiu ludzi na tzw. haju, więc potrafił ocenić.
Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.
I always have an ace up my sleeve.
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gdy uznała, że przeprosiła, a więc wszystko jest w porządku, postanowiła pójść dalej. Ale znajomy głos, wypowiadający jej nazwisko skutecznie ją przed tym powstrzymał.
- A to my się znamy, panie...? - skłamała gładko obejmując front zapominalstwa duchów przeszłości. Nawet jeśli pamiętała Larsona, tak przecież odcinała się od "złego" towarzystwa, które wcale nie było pomocne.
- Urojenia? - powtórzyła, wnet unosząc jedną z brwi. - To nie żadne urojenia, mój drogi. Mogę ci pokazać, może nadal tam stoi? Szczęście w nieszczęściu, że tu na ciebie wpadłam - spoważniała na chwilę. Jej urojenia bynajmniej nie były spowodowane ani zażywaniem żadnej substancji, ani tym bardziej uszczerbkiem na zdrowiu z powodu zażywania takowych w przeszłości. Nie zażywała ich codziennie, a tym bardziej w dużych ilościach, by mieć problem z odcięciem się od nałogu. Nie była uzależniona, chociaż pokusa powracała w ostatnim czasie częściej, niż powinna, ale Ariadna dzielnie sobie z nią radziła. Obiecała to komuś. A jeśli sama miała w nosie prywatne postanowienia, tak nie chciała zawieść czyjegoś zaufania. Dlatego była rozdarta wewnętrznie z tego powodu dochodząc do wniosku, że chyba przechodzi jakiś bliżej nieokreślony kryzys tożsamości.
- Nie miałam okazji - oświadczyła stosunkowo oschle jak na tą niewinną buźkę, niezbyt zaskoczona tym pytaniem. I tyle było z udawania, że nie wie kim ów chłopak jest. - W ostatnim czasie znacznie bardziej przyjmują się takie bez niespodzianek. Bynajmniej nie takich niespodzianek. Powinieneś spróbować, chociaż uzależniają równie mocno. Z przejedzenia pojawiają się omamy w postaci wyimaginowanego napastnika - dodała, w międzyczasie pochylając się, by ocenić szkody. Obcas złamany, a ona z jednej strony traciła minimalnie na wzroście. Cóż, dopóki nigdzie nie szła nie przejmowała się tym; w końcu zawsze mogła zdjąć buty, jeśli zaklęcie by się nie udało.
- W każdym razie mogę podać na nie przepis - nie wierzyła w to, że ludzie się zmieniali. Nie wierzyła lub nie chciała uwierzyć, nawet jeśli próbowała samą siebie przekonać, że umie nie wracać do dawnych nawyków. - Dalej pracujesz w pubie? - spytała, chcąc wejść na neutralny temat.
- A to my się znamy, panie...? - skłamała gładko obejmując front zapominalstwa duchów przeszłości. Nawet jeśli pamiętała Larsona, tak przecież odcinała się od "złego" towarzystwa, które wcale nie było pomocne.
- Urojenia? - powtórzyła, wnet unosząc jedną z brwi. - To nie żadne urojenia, mój drogi. Mogę ci pokazać, może nadal tam stoi? Szczęście w nieszczęściu, że tu na ciebie wpadłam - spoważniała na chwilę. Jej urojenia bynajmniej nie były spowodowane ani zażywaniem żadnej substancji, ani tym bardziej uszczerbkiem na zdrowiu z powodu zażywania takowych w przeszłości. Nie zażywała ich codziennie, a tym bardziej w dużych ilościach, by mieć problem z odcięciem się od nałogu. Nie była uzależniona, chociaż pokusa powracała w ostatnim czasie częściej, niż powinna, ale Ariadna dzielnie sobie z nią radziła. Obiecała to komuś. A jeśli sama miała w nosie prywatne postanowienia, tak nie chciała zawieść czyjegoś zaufania. Dlatego była rozdarta wewnętrznie z tego powodu dochodząc do wniosku, że chyba przechodzi jakiś bliżej nieokreślony kryzys tożsamości.
- Nie miałam okazji - oświadczyła stosunkowo oschle jak na tą niewinną buźkę, niezbyt zaskoczona tym pytaniem. I tyle było z udawania, że nie wie kim ów chłopak jest. - W ostatnim czasie znacznie bardziej przyjmują się takie bez niespodzianek. Bynajmniej nie takich niespodzianek. Powinieneś spróbować, chociaż uzależniają równie mocno. Z przejedzenia pojawiają się omamy w postaci wyimaginowanego napastnika - dodała, w międzyczasie pochylając się, by ocenić szkody. Obcas złamany, a ona z jednej strony traciła minimalnie na wzroście. Cóż, dopóki nigdzie nie szła nie przejmowała się tym; w końcu zawsze mogła zdjąć buty, jeśli zaklęcie by się nie udało.
- W każdym razie mogę podać na nie przepis - nie wierzyła w to, że ludzie się zmieniali. Nie wierzyła lub nie chciała uwierzyć, nawet jeśli próbowała samą siebie przekonać, że umie nie wracać do dawnych nawyków. - Dalej pracujesz w pubie? - spytała, chcąc wejść na neutralny temat.
Gość
Gość
Larson za dobrze znał się na ludziach, żeby uwierzyć w to, że ona go nie pamięta. Zwłaszcza, że w momencie kiedy powiedziała do niego "mój drogi", utwierdził go w przekonaniu, że panna Roots doskonale wie z kim ma w tym momencie do czynienia.
Mimowolnie zaśmiał się cicho pod nosem słysząc jej kolejne słowa.
- No widzisz, nie taki diabeł straszny jak go piszą. I szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się gdyby faktycznie ktoś za tobą szedł. - odparł spokojnie, lekko przy tym kiwając głową. - O tej porze po Pokątnej i nie tylko kręci się wiele podejrzanych typów. A, że tobie nie można odmówić urody, to tym bardziej powinnaś uważać.
Słysząc jej oschły ton uniósł brew ku górze. Słyszał od ludzi, że panna Roots już nie gra z nimi w jednej drużynie. W sumie jej się nie dziwił. On się zajmował tym wszystkim, bo dawało mu to dodatkowy zarobek, ale ludzie, którzy faktycznie zażywali to co sprzedawał...no cóż, nie zawsze kończyli dobrze. Z jednej strony szanował ludzi, którym udało się wyjść z nałogu, nie ważne jak mocny czy słaby on był. Było to godne podziwu.
- Jeśli chodzi o pieczenie ciast, to kucharz ze mnie marny, więc raczej nie zrobiłbym użytku z przepisu. - pokręcił głową z lekkim rozbawieniem. - Z resztą, to twoje babeczki były najlepsze. - dodał puszczając jej oczko.
Rzucił kątem oka na jej obcas. No cóż, był połamany, ale to nie był w tym momencie jego interes.
- Tak, cały czas tam pracuje. To dobra praca. Jak mniemam nie bywasz tam jakoś specjalnie często, prawda? Z pewnością bym cię pamiętał. - powiedział mierząc ją wzrokiem od stóp do głów.
Tak jak powiedział, nic się nie zmieniła. Włosy nadal miała w tym samym nieładzie, który dodawał jej urody. To samo bystre spojrzenie. Tak, pod względem wyglądu w ogóle się nie zmieniła, nie wiedział jak to u niej jest pod względem charakteru.
Mimowolnie zaśmiał się cicho pod nosem słysząc jej kolejne słowa.
- No widzisz, nie taki diabeł straszny jak go piszą. I szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się gdyby faktycznie ktoś za tobą szedł. - odparł spokojnie, lekko przy tym kiwając głową. - O tej porze po Pokątnej i nie tylko kręci się wiele podejrzanych typów. A, że tobie nie można odmówić urody, to tym bardziej powinnaś uważać.
Słysząc jej oschły ton uniósł brew ku górze. Słyszał od ludzi, że panna Roots już nie gra z nimi w jednej drużynie. W sumie jej się nie dziwił. On się zajmował tym wszystkim, bo dawało mu to dodatkowy zarobek, ale ludzie, którzy faktycznie zażywali to co sprzedawał...no cóż, nie zawsze kończyli dobrze. Z jednej strony szanował ludzi, którym udało się wyjść z nałogu, nie ważne jak mocny czy słaby on był. Było to godne podziwu.
- Jeśli chodzi o pieczenie ciast, to kucharz ze mnie marny, więc raczej nie zrobiłbym użytku z przepisu. - pokręcił głową z lekkim rozbawieniem. - Z resztą, to twoje babeczki były najlepsze. - dodał puszczając jej oczko.
Rzucił kątem oka na jej obcas. No cóż, był połamany, ale to nie był w tym momencie jego interes.
- Tak, cały czas tam pracuje. To dobra praca. Jak mniemam nie bywasz tam jakoś specjalnie często, prawda? Z pewnością bym cię pamiętał. - powiedział mierząc ją wzrokiem od stóp do głów.
Tak jak powiedział, nic się nie zmieniła. Włosy nadal miała w tym samym nieładzie, który dodawał jej urody. To samo bystre spojrzenie. Tak, pod względem wyglądu w ogóle się nie zmieniła, nie wiedział jak to u niej jest pod względem charakteru.
Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.
I always have an ace up my sleeve.
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Posłała mu pełne konsternacji spojrzenie. Najpierw wmawiał jej urojenia, by wreszcie przyznać, że faktycznie ktoś mógł za nią iść? Cudownie. Zresztą, zawsze miała dziwne przekonanie względem tego, że Pokątna jest całkiem bezpieczną ulicą. Cóż, najwidoczniej dalej bywała naiwna.
- W każdym razie, gdyby faktycznie ktoś mnie zaatakował, to i tak byś nie zareagował. Nie wykręcaj się, bo trochę się już znamy, Luke, i nie uwierzę ci na piękne oczy, że byłoby inaczej - powiedziała, wreszcie wypowiadając jego imię. Zdawała sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach mało kto reagował na tego typu sytuacje mając na uwadze swoje zdrowie i interesy. W końcu Larson nie był usposobieniem cnót i dobra. - Wychodzi na to, że jak nasze drogi się teraz rozejdą, to znowu może mnie ktoś gonić. To bardzo urocza wizja wieczoru - westchnęła udając zawiedzioną, ale zaraz po tym na jej ustach pojawił się uśmiech. Uznała słowa chłopaka za komplement; i nie chodziło tu bynajmniej o umiejętne wetknięcie niespodzianki do ciastek, a fakt, że były najlepsze. Dla tak ambitnej osoby, jak ona, takie opinie były połechtaniem ego.
- Cieszy mnie ta opinia, ale niestety, już ich nie piekę. Moje źródełka odcięłam bardzo dawno i chyba przez to przestaliśmy się lubić - nie wiedziała jaka była prawda. Uciekła z tego towarzystwa bez słowa wyjaśnienia, czy pożegnania. I nie czuła się z tym komfortowo, bo miała wrażenie, że wie o wiele za dużo, niż by chciała, a to mogłoby sprowadzić na nią w przyszłości kłopoty. - W pubach też już nie bywam tak często. No wiesz, nowe życie... - skłamała wyraźnie zapominając o tym, że w minionym miesiącu ponownie przewłóczyła się przez pół Londynu. Albo usprawiedliwiała się? Przecież raz czy dwa na tydzień było niczym w porównaniu z niegdyś codziennymi wizytami. - Ale jeśli zapraszasz, to pewnie cię odwiedzę. Liczę na darmową ognistą, bo pensja cukiernika wcale nie jest taka wysoka - przechwyciła spojrzenie chłopaka próbując wyłapać właściwie jakie intencje wobec niej miał; bo jakby nie było, to i do niego przestała odzywać się z dnia na dzień, odcinając się.
- W każdym razie, gdyby faktycznie ktoś mnie zaatakował, to i tak byś nie zareagował. Nie wykręcaj się, bo trochę się już znamy, Luke, i nie uwierzę ci na piękne oczy, że byłoby inaczej - powiedziała, wreszcie wypowiadając jego imię. Zdawała sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach mało kto reagował na tego typu sytuacje mając na uwadze swoje zdrowie i interesy. W końcu Larson nie był usposobieniem cnót i dobra. - Wychodzi na to, że jak nasze drogi się teraz rozejdą, to znowu może mnie ktoś gonić. To bardzo urocza wizja wieczoru - westchnęła udając zawiedzioną, ale zaraz po tym na jej ustach pojawił się uśmiech. Uznała słowa chłopaka za komplement; i nie chodziło tu bynajmniej o umiejętne wetknięcie niespodzianki do ciastek, a fakt, że były najlepsze. Dla tak ambitnej osoby, jak ona, takie opinie były połechtaniem ego.
- Cieszy mnie ta opinia, ale niestety, już ich nie piekę. Moje źródełka odcięłam bardzo dawno i chyba przez to przestaliśmy się lubić - nie wiedziała jaka była prawda. Uciekła z tego towarzystwa bez słowa wyjaśnienia, czy pożegnania. I nie czuła się z tym komfortowo, bo miała wrażenie, że wie o wiele za dużo, niż by chciała, a to mogłoby sprowadzić na nią w przyszłości kłopoty. - W pubach też już nie bywam tak często. No wiesz, nowe życie... - skłamała wyraźnie zapominając o tym, że w minionym miesiącu ponownie przewłóczyła się przez pół Londynu. Albo usprawiedliwiała się? Przecież raz czy dwa na tydzień było niczym w porównaniu z niegdyś codziennymi wizytami. - Ale jeśli zapraszasz, to pewnie cię odwiedzę. Liczę na darmową ognistą, bo pensja cukiernika wcale nie jest taka wysoka - przechwyciła spojrzenie chłopaka próbując wyłapać właściwie jakie intencje wobec niej miał; bo jakby nie było, to i do niego przestała odzywać się z dnia na dzień, odcinając się.
Gość
Gość
Zaśmiał się cicho pod nosem, słysząc jej słowa. No cóż, miała rację. Raczej nie przejąłby się gdyby ktoś ją zaatakował. Nie był specjalnie skory do pomocy potrzebującym, już w szkole wykazywał się nad wyraz egoizmem. Jedyna osoba, która go jako tako obchodziła i darzył ją sympatią był Cornel, jego kolega z klasy. Chociaż nie ma co ukrywać, początki ich znajomości były...no cóż, burzliwe.
- Przejrzałaś mnie Ariadno. - pokiwał głową udając dotkniętego - Z pewnością nie ruszyłbym ci z odsieczą... zwłaszcza, że nie wiedziałbym, że to ty. - dodał z rozbawieniem.
Było tak jak mówiła. Nagle po prostu zniknęła i nikt z jej znajomych nie wiedział, gdzie jest. Wtedy był tym faktem zirytowany, bo chciał jej zaproponować współpracę. Stwierdził, że z pewnością, z jego umiejętnościami handlowymi i jej smykałką do pieczenia smakołyków z niespodzianką, mieli by całkiem niezły utarg.
- Nie wiedziałem, że kiedykolwiek się lubiliśmy... - powiedział rozbawiony unosząc brew ku górze - Oczywiście żartuje. Można powiedzieć,
że darzyłem cię czymś w rodzaju sympatii...może nie większej niż innych moich klientów, ale cóż, zawsze coś. - puścił jej oczko.
Nowe życie, co? Luke nie koniecznie wierzył w to, że ludzie się zmieniają. Swojego czasu, doświadczył w życiu wiele złego i przez to z góry zakładał, że ludzie są źli. Sam siebie nie postrzegał jako świętoszka, jak każdy miał wady. Ale przecież można być tym złym, to nie jest karane... dopóki ci wyżej nie dowiedzą się jak bardzo zły jesteś.
- Ależ naturalnie. Wpadaj kiedy chcesz. Myślę, że Frank się nie obrazi, jeśli raz na ruski rok, komuś postawie drinka na koszt firmy. Byleby nie było to za często. Ja też jakiś kokosów nie zarabiam, chociaż nie powiem, na brak pieniędzy nie narzekam. - odparł kiwając głową- Ech...szkoda panno Roots, ze opuściłaś nasze szeregi...moglibyśmy...ja bym mógł zrobić z ciebie ludzi.
- Przejrzałaś mnie Ariadno. - pokiwał głową udając dotkniętego - Z pewnością nie ruszyłbym ci z odsieczą... zwłaszcza, że nie wiedziałbym, że to ty. - dodał z rozbawieniem.
Było tak jak mówiła. Nagle po prostu zniknęła i nikt z jej znajomych nie wiedział, gdzie jest. Wtedy był tym faktem zirytowany, bo chciał jej zaproponować współpracę. Stwierdził, że z pewnością, z jego umiejętnościami handlowymi i jej smykałką do pieczenia smakołyków z niespodzianką, mieli by całkiem niezły utarg.
- Nie wiedziałem, że kiedykolwiek się lubiliśmy... - powiedział rozbawiony unosząc brew ku górze - Oczywiście żartuje. Można powiedzieć,
że darzyłem cię czymś w rodzaju sympatii...może nie większej niż innych moich klientów, ale cóż, zawsze coś. - puścił jej oczko.
Nowe życie, co? Luke nie koniecznie wierzył w to, że ludzie się zmieniają. Swojego czasu, doświadczył w życiu wiele złego i przez to z góry zakładał, że ludzie są źli. Sam siebie nie postrzegał jako świętoszka, jak każdy miał wady. Ale przecież można być tym złym, to nie jest karane... dopóki ci wyżej nie dowiedzą się jak bardzo zły jesteś.
- Ależ naturalnie. Wpadaj kiedy chcesz. Myślę, że Frank się nie obrazi, jeśli raz na ruski rok, komuś postawie drinka na koszt firmy. Byleby nie było to za często. Ja też jakiś kokosów nie zarabiam, chociaż nie powiem, na brak pieniędzy nie narzekam. - odparł kiwając głową- Ech...szkoda panno Roots, ze opuściłaś nasze szeregi...moglibyśmy...ja bym mógł zrobić z ciebie ludzi.
Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.
I always have an ace up my sleeve.
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie skomentowała już jego słów; wiedziała jakie podejście mieli ludzie jego pokroju do ratowania zagubionych duszyczek z rąk oprawców. Później z kolei westchnęła, wzruszając ramionami i uśmiechając się mimowolnie na koniec. Odkąd tylko pamiętała Luke był bardzo czarujący, szczególnie gdy czegoś chciał. Dlatego w głowie dziewczyny zapaliła się czerwona lampka. Skrzyżowawszy ręce pod biustem, zmierzyła go wzrokiem oczekując momentu, w którym jej przypuszczenie się potwierdzi.
- Jesteś nader uprzejmy, zaczynam się zastanawiać co stoi za tymi słowami. Doskonale wiesz, że ze mną można rozmawiać wprost - odezwała się po chwili milczenia, aksamitnym głosem przerywając panującą wokół ciszę. Wydawało się, że znajdują się sami pośród labiryntu uliczek, a to również nie do końca ją pocieszało. Jego kolejne słowa były niejako potwierdzeniem dziwnych przeczuć.
- To całkiem kusząca propozycja, ale nie narzekam na swoje aktualne życie - nasze szeregi? Cóż za patetyczny zwrot. Nie mogła odmówić, że bycie w "szeregach" osób parających się warzeniem trucizn, adrenaliną spowodowaną przebywaniem na Nokturnie i dostępem do różnego rodzaju zakazanych artefaktów jej się podobał. Jednak uznała pewnego dnia, że dłużej tak nie może; że nie pasuje lub nie chce pasować i musi uciec. Po prostu. O innych szeregach nie wiedziała i jeśli jakieś istniały - nie chciała wiedzieć. Nie miała ochoty nosić w sobie kolejnej tajemnicy, która zżerałaby ją od środka.
Ariadna wreszcie naprawiła swój obcas za pomocą zaklęcia, a potem wyprostowała się, spoglądając spod przymrużonych powiek na chłopaka.
- Skoro nie miałeś zamiaru mnie ratować, to chociaż możesz mnie odprowadzić z daleka od tego zaułka. Mniejsza szansa, że ktoś mnie zaatakuje - zaproponowała, by potem ruszyć przed siebie powolnym krokiem. Wprawdzie nie miała pojęcia dokąd się kieruje; w końcu zgubiła się już dłuższą chwilę temu, ale nie wypadało jej tak po prostu się teleportować. - Idziemy? - rzuciła w eter, odwracając się przez ramię w oczekiwaniu na reakcję chłopaka.
- Jesteś nader uprzejmy, zaczynam się zastanawiać co stoi za tymi słowami. Doskonale wiesz, że ze mną można rozmawiać wprost - odezwała się po chwili milczenia, aksamitnym głosem przerywając panującą wokół ciszę. Wydawało się, że znajdują się sami pośród labiryntu uliczek, a to również nie do końca ją pocieszało. Jego kolejne słowa były niejako potwierdzeniem dziwnych przeczuć.
- To całkiem kusząca propozycja, ale nie narzekam na swoje aktualne życie - nasze szeregi? Cóż za patetyczny zwrot. Nie mogła odmówić, że bycie w "szeregach" osób parających się warzeniem trucizn, adrenaliną spowodowaną przebywaniem na Nokturnie i dostępem do różnego rodzaju zakazanych artefaktów jej się podobał. Jednak uznała pewnego dnia, że dłużej tak nie może; że nie pasuje lub nie chce pasować i musi uciec. Po prostu. O innych szeregach nie wiedziała i jeśli jakieś istniały - nie chciała wiedzieć. Nie miała ochoty nosić w sobie kolejnej tajemnicy, która zżerałaby ją od środka.
Ariadna wreszcie naprawiła swój obcas za pomocą zaklęcia, a potem wyprostowała się, spoglądając spod przymrużonych powiek na chłopaka.
- Skoro nie miałeś zamiaru mnie ratować, to chociaż możesz mnie odprowadzić z daleka od tego zaułka. Mniejsza szansa, że ktoś mnie zaatakuje - zaproponowała, by potem ruszyć przed siebie powolnym krokiem. Wprawdzie nie miała pojęcia dokąd się kieruje; w końcu zgubiła się już dłuższą chwilę temu, ale nie wypadało jej tak po prostu się teleportować. - Idziemy? - rzuciła w eter, odwracając się przez ramię w oczekiwaniu na reakcję chłopaka.
Gość
Gość
Uniósł brew ku górze słysząc jej słowa, a przez jego usta przemknął lekki uśmieszek. Był miły? Nie zauważył tego... no cóż, może faktycznie, był troszeczkę milszy niż dla innych, ale zwalił to na fakt, że jednak jakąś tam mieli wspólną przeszłość. Nie ważne, że była krótka, ale była.
- Czy za każdym miłym słowem z mojej strony musi kryć się jakaś intryga? - spytał retorycznie nie spuszczając z niej wzroku nawet na moment - Ja rozumiem, że nie należę do ludzi godnych zaufania, jednak zważ, że nawet tacy jak ja czasami są po prostu mili. - puścił jej oczko i uśmiechnął się delikatnie.
Larson nie narzekał na swoje życie. Nie odkąd uciekł z sierocińca, nawet życie na ulicy było lepsze niż tamta dziura. Jednak nie zmieniało to faktu, że tego co teraz miał, nie chciał za żadne skarby stracić. Spełniał się w pracy, zarówno w tej w Kotle, jak i jako przemytnik i handlarz. Należał do Rycerzy Czarnego Pana, co też mu się bardzo podobało, bo mógł chłonąć wiedzę, której tak bardzo pragnął. Nie, na pewno nigdy nie porzuciłby swojego stylu życia. Za bardzo mu odpowiadało.
- Ależ naturalnie panienko Roots. Teraz kiedy wiem z kim mam do czynienia,
na pewno nie pozwolę by panienka wracała sama tak późną porą. - odpowiedział na jej słowa i ukłonił się teatralnie.
Po chwili ją dogonił, równając się z nią. Zerknął na nią kątem oka i uśmiechnął się pod nosem.
- Pozwoli panienka, że zaproponuje jej swe ramię, aby się na nim panienka wsparła. Jest ślisko i raczej wątpię, aby chciała panienka ponownie połamać obcas. - powiedział spokojnie nadstawiając jednocześnie ramię.
Czasami pozwalał sobie na zachowanie niczym dobrze wychowany, młody szlachcic, którym nie był i nigdy nie chciał być. Za bardzo ci wszyscy szlachetnie urodzeni byli ograniczani przez wszelkiego rodzaju zasady i tak dalej. Oj nie, on nie lubił być w niczym ograniczany. Wolał być wolnym duchem, który słucha tylko siebie.
- Czy za każdym miłym słowem z mojej strony musi kryć się jakaś intryga? - spytał retorycznie nie spuszczając z niej wzroku nawet na moment - Ja rozumiem, że nie należę do ludzi godnych zaufania, jednak zważ, że nawet tacy jak ja czasami są po prostu mili. - puścił jej oczko i uśmiechnął się delikatnie.
Larson nie narzekał na swoje życie. Nie odkąd uciekł z sierocińca, nawet życie na ulicy było lepsze niż tamta dziura. Jednak nie zmieniało to faktu, że tego co teraz miał, nie chciał za żadne skarby stracić. Spełniał się w pracy, zarówno w tej w Kotle, jak i jako przemytnik i handlarz. Należał do Rycerzy Czarnego Pana, co też mu się bardzo podobało, bo mógł chłonąć wiedzę, której tak bardzo pragnął. Nie, na pewno nigdy nie porzuciłby swojego stylu życia. Za bardzo mu odpowiadało.
- Ależ naturalnie panienko Roots. Teraz kiedy wiem z kim mam do czynienia,
na pewno nie pozwolę by panienka wracała sama tak późną porą. - odpowiedział na jej słowa i ukłonił się teatralnie.
Po chwili ją dogonił, równając się z nią. Zerknął na nią kątem oka i uśmiechnął się pod nosem.
- Pozwoli panienka, że zaproponuje jej swe ramię, aby się na nim panienka wsparła. Jest ślisko i raczej wątpię, aby chciała panienka ponownie połamać obcas. - powiedział spokojnie nadstawiając jednocześnie ramię.
Czasami pozwalał sobie na zachowanie niczym dobrze wychowany, młody szlachcic, którym nie był i nigdy nie chciał być. Za bardzo ci wszyscy szlachetnie urodzeni byli ograniczani przez wszelkiego rodzaju zasady i tak dalej. Oj nie, on nie lubił być w niczym ograniczany. Wolał być wolnym duchem, który słucha tylko siebie.
Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.
I always have an ace up my sleeve.
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Prawie roześmiała mu się w twarz słysząc pytanie, które uznała początkowo za retoryczne. Kto jak kto, ale Larson z pewnością nie był osobą bezinteresowną, robiąc coś dla kogoś z czystej dobroci zatrutego serca, o nie. Nie uwierzyłaby w to nawet pod groźbą rzuconego na nią crucio, chociaż z tych dwóch opcji chyba wolałaby zostać potraktowana jednym z zaklęć niewybaczalnych, by potem nie posmakować goryczy wciśniętego jej kłamstwa. Tacy jak on z pewnością się nie zmieniali i nie było na to żadnej reguły. Ariadna miała najpierw nie komentować, potem jednak nie byłaby sobą, gdyby nie dodała swoich kilku słów.
- Kochany, nie znamy się od pięciu minut. Żadne z nas nie jest po prostu miłe - ucięła krótko. W kwestii tego czy ona była bezinteresowna i miła... czasem była, jednak te momenty były tak nikłe, że ciężko było się ich doszukać. Na swojej liście miała zaledwie dwie osoby, które faktycznie mogły spać spokojnie, bez zastanawiania się nad tym, czy nie zażąda w zamian za swoją pomoc przysługi.
Dobroć płynąca ze strony chłopaka wciąż wydawała jej się podejrzana, w związku z czym stała się jeszcze bardziej, niż dotychczas; chwyciła go jednak pod ramię, zaciskając drobną dłoń na materiale jego płaszcza. Początkowo nie odzywała się prawie wcale zauważając, że jej towarzyszowi niespecjalnie to przeszkadza. W końcu z perspektywy osób trzecich mogli wyglądać jak zakochana para, która zachciała odrobiny spokoju, czy prywatności, udając się w pokręcone zaułki Pokątnej.
- Powiedz mi, Luke, nie męczy cię dotychczasowe życie? - skoro on planował sprawdzić czy Aria zmieniła się pod względem charakteru, to czemu ona nie mogłaby uczynić tego samego? Za tym pytanie nie płynęło nic szczególnego, a tym bardziej nic, co miałoby go namawiać do ewentualnej zmiany. Była jedynie ciekawa co jej odpowie, a przy okazji nie chciała całą, caluteńką, drogę milczeć.
- Kochany, nie znamy się od pięciu minut. Żadne z nas nie jest po prostu miłe - ucięła krótko. W kwestii tego czy ona była bezinteresowna i miła... czasem była, jednak te momenty były tak nikłe, że ciężko było się ich doszukać. Na swojej liście miała zaledwie dwie osoby, które faktycznie mogły spać spokojnie, bez zastanawiania się nad tym, czy nie zażąda w zamian za swoją pomoc przysługi.
Dobroć płynąca ze strony chłopaka wciąż wydawała jej się podejrzana, w związku z czym stała się jeszcze bardziej, niż dotychczas; chwyciła go jednak pod ramię, zaciskając drobną dłoń na materiale jego płaszcza. Początkowo nie odzywała się prawie wcale zauważając, że jej towarzyszowi niespecjalnie to przeszkadza. W końcu z perspektywy osób trzecich mogli wyglądać jak zakochana para, która zachciała odrobiny spokoju, czy prywatności, udając się w pokręcone zaułki Pokątnej.
- Powiedz mi, Luke, nie męczy cię dotychczasowe życie? - skoro on planował sprawdzić czy Aria zmieniła się pod względem charakteru, to czemu ona nie mogłaby uczynić tego samego? Za tym pytanie nie płynęło nic szczególnego, a tym bardziej nic, co miałoby go namawiać do ewentualnej zmiany. Była jedynie ciekawa co jej odpowie, a przy okazji nie chciała całą, caluteńką, drogę milczeć.
Gość
Gość
Słysząc jej słowa mimowolnie zaśmiał się pod nosem. No cóż, trafiła w sendo. Mało kto w tych czasach był miły tylko po to by być miłym. Prawie każdy kogo znał, zawsze chciał coś w zamian, a wszystko zaczynało się od bycia miłym. Na początku miłe słówka, niby rozmowa, a potem przechodzili do sedna, czyli do swoich prawdziwych zamiarów.
Nie miał jej za złe, że tak o nim myśli. Kompletnie jej się nie dziwił, biorąc pod uwagę wszystko to co w życiu zrobił. Rzadko kiedy był bezinteresownym samarytaninem, który działał z dobroci serca. Z resztą, należało postawić zasadnicze pytanie, czy on był dobry? No cóż, to pozostawało kwestią sporną.
- Prawda to panno Roots. Mało kto jest po prostu miły...a już na pewno nie ja. - pokiwał głową nadal lekko rozbawiony. - Jednak nie zmienia to faktu, że czasami mi się to zdarza. - puścił jej oczko z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
Ledwie widocznie skinął głową z zadowoleniem kiedy wsparła się na jego ramieniu. Nie łudził się, że był to gest zaufania z jej strony, ale nie zmieniało to jednak faktu, że był zadowolony, że zrobiła to co zrobiła.
Milczenie nie przeszkadzało mu specjalnie. Lubił ciszę, a jedyny gwar jaki znosił panował w Dziurawym Kotle podczas jego zmian, ale do niego był przyzwyczajony.
- Czy mnie męczy? - uniósł brew ku górze szczerze zaskoczony jej pytaniem - Nie. Lubię swoje życie, to jak się toczy i to co się w nim dzieje.
Nie zamieniłbym się z nikim. Takie życie mi odpowiada. - odpowiedział lekko przy tym kiwając głową - A ty Ariadno? Lubisz swoje życie? To jak cię toczy i to co się w nim dzieje? - odbił piłeczkę, ciekawy jej odpowiedzi.
Nie miał jej za złe, że tak o nim myśli. Kompletnie jej się nie dziwił, biorąc pod uwagę wszystko to co w życiu zrobił. Rzadko kiedy był bezinteresownym samarytaninem, który działał z dobroci serca. Z resztą, należało postawić zasadnicze pytanie, czy on był dobry? No cóż, to pozostawało kwestią sporną.
- Prawda to panno Roots. Mało kto jest po prostu miły...a już na pewno nie ja. - pokiwał głową nadal lekko rozbawiony. - Jednak nie zmienia to faktu, że czasami mi się to zdarza. - puścił jej oczko z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
Ledwie widocznie skinął głową z zadowoleniem kiedy wsparła się na jego ramieniu. Nie łudził się, że był to gest zaufania z jej strony, ale nie zmieniało to jednak faktu, że był zadowolony, że zrobiła to co zrobiła.
Milczenie nie przeszkadzało mu specjalnie. Lubił ciszę, a jedyny gwar jaki znosił panował w Dziurawym Kotle podczas jego zmian, ale do niego był przyzwyczajony.
- Czy mnie męczy? - uniósł brew ku górze szczerze zaskoczony jej pytaniem - Nie. Lubię swoje życie, to jak się toczy i to co się w nim dzieje.
Nie zamieniłbym się z nikim. Takie życie mi odpowiada. - odpowiedział lekko przy tym kiwając głową - A ty Ariadno? Lubisz swoje życie? To jak cię toczy i to co się w nim dzieje? - odbił piłeczkę, ciekawy jej odpowiedzi.
Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.
I always have an ace up my sleeve.
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ciężko było jej odpowiedzieć na te pytania; z jednej strony od pewnego czasu miała się lepiej, z drugiej zaś wspomnienia z nieprzyjemnego dzieciństwa i okresu po szkole nawiedzały ją w nocy. Chciałaby móc o nich zapomnieć raz na zawsze, chociaż to głównie to w jakiś sposób ją ukształtowało i spowodowało, że ma silny charakter. W końcu gdyby nie dzieciństwo z ojcem alkoholikiem, znęcającym się nad nią i fizycznie i psychicznie, to potem nie poradziłaby sobie po szkole, prawda? Nie wyszłaby z nałogu, być może skończyłaby już dawno w grobie z powodu własnej głupoty. Ale siła walki jaką się wykazywała była na tyle mocna, by próbować podnieść się z dna. To ojciec - szanowany wcześniej uzdrowiciel - spowodował, że sięgnęła dna, z którego powoli się podnosiła, z pomocą innych osób.
- Nie mam nic do stracenia. To podobno domena człowieka wolnego - stwierdziła pokrętnie, mniej więcej twierdząc, że sama nie jest pewna. Nie chciała kłamać, ani na siłę przekonywać się do swojej racji.
Maszerując uliczkami zdążyła po raz kolejny się zamyślić nad tym co było kiedyś i teraz, w związku z tym, propozycja Larsona wydawała jej się jeszcze bardziej kusząca.
- Odwiedzę cię niedługo w pracy, co ty na to? - wodziła los na pokuszenie, parzyła sobie palce... cała ona. Ale czymże byłoby jej życie bez komplikacji i pakowania się w problemy? W tej chwili zapomniała o przyjaźni z Bertiem, znajomości z Mią i Matthewem, choć ten ostatni najmniej akurat ją umoralniał i pilnował. Zapomniała, dopuszczając do głosu demony z przeszłości. Kiedy znaleźli się w uliczce prowadzącej do głównej ulicy, Aria uśmiechnęła się w podziękowaniu.
- Na mnie pora. Miło było cię spotkać, do zobaczenia - pożegnała się kulturalnie i chwilę po tych słowach teleportowała się do swojego przytulnego pokoju w ruderze.
zt oboje
- Nie mam nic do stracenia. To podobno domena człowieka wolnego - stwierdziła pokrętnie, mniej więcej twierdząc, że sama nie jest pewna. Nie chciała kłamać, ani na siłę przekonywać się do swojej racji.
Maszerując uliczkami zdążyła po raz kolejny się zamyślić nad tym co było kiedyś i teraz, w związku z tym, propozycja Larsona wydawała jej się jeszcze bardziej kusząca.
- Odwiedzę cię niedługo w pracy, co ty na to? - wodziła los na pokuszenie, parzyła sobie palce... cała ona. Ale czymże byłoby jej życie bez komplikacji i pakowania się w problemy? W tej chwili zapomniała o przyjaźni z Bertiem, znajomości z Mią i Matthewem, choć ten ostatni najmniej akurat ją umoralniał i pilnował. Zapomniała, dopuszczając do głosu demony z przeszłości. Kiedy znaleźli się w uliczce prowadzącej do głównej ulicy, Aria uśmiechnęła się w podziękowaniu.
- Na mnie pora. Miło było cię spotkać, do zobaczenia - pożegnała się kulturalnie i chwilę po tych słowach teleportowała się do swojego przytulnego pokoju w ruderze.
zt oboje
Gość
Gość
Kontynuacja wątku przed wątkiem Ariadny i Luke. Jeśli można...
Spodziewała się, że profesja Panny Podmore nie była szerzej znana jej sąsiadom, choć można wiele wywnioskować o człowieku obserwując jego codzienne życie. Nikt nie chciałby chwalić się, że sprzedaje swoje ciało, nawet w tak ekskluzywnym miejscy jak Wenus. Prostytucja pozostawała prostytucją.
- Zarazem Wenus to specyficzne miejsce, zamknięte dla wielu chętnych. Klienci pochodzą z tej samej warstwy społecznej albo są utalentowanymi gwiazdami, które dostały swoją nagrodę w postaci wstępu do Wenus. Można by to nazwać układem zamkniętym, ciężko będzie znaleźć w nim rysy by zajrzeć do środka. Będą bronić siebie nawzajem, ale na wszystko znajdzie się sposób. – Podobno każdego można kupić za odpowiednią cenę, a czasem nie jest ona nawet sumą pieniędzy ale najskrytszym pragnieniem człowieka. – Nigdy nie korzystałam z usług prostytutki, ale zakładam, że niektórzy mówią sporo w czasie swoich wizyt. Prawdopodobne jest, że ktoś powiedział za dużo i w taki sposób naprawił błąd. Może stała się ofiarą chorej miłości jednego z klientów? Ludzie nie zawsze działają racjonalnie. I nie zgodziłabym się tak szybko z twoim osądem, przez to co zrobił tym bardziej powinno nazwać się go człowiekiem z przestrogą do czego jest on zdolny w odpowiednich warunkach. – stwierdziła po cichu. Każdy morderca, gwałciciel, zbrodniarz wojenny jest człowiekiem. Nie za każdą z tych zbrodni stoją zaburzenia psychiczne jak i żaden człowiek nie rodzi się zły. Tym co przeraża jest fakt, że w odpowiednich warunkach (szczególnie ważne jest dzieciństwo) ze zwykłego, niezbyt inteligentnego obywatela można zrobić kata.
- Nie wiemy nic o jej krewnych – czy utrzymywała z nimi kontakt albo czy wiedzieli o zawodzie Megan. Pod tym względem albo sprawca miał wielkie szczęście albo doskonale wiedział, że nie będzie mieć problemu z dociekająca rodziną zdolną iść do mediów, by rozpętać burze. Wierzysz w szczęśliwe przypadki?– zapytała z nutką ironii w głosie, gdyż ona nie wierzyła. Nie skreślała opcji, że Megan została zabita z innych powodów niż brak rodziny, ale pozostawało to kwestią, którą warto było rozważyć. Szczególnie jeśli mieli do czynienia z kultem.
- Niestety, znam. – westchnęła cicho. - Sam fakt jednak, że chciała rozmawiać z aurorami jest ważny i może będzie chciała współpracować. Jakby co zadziałaj urokiem osobistym, tyle Ci pozostało. Ale dziwi mnie, że ktoś sam się zgłosił… Nie jest to dziwne? – zapytała Foxa, gdyż może on miał wyjaśnienie czemu ktoś chciałby się tak narażać. Honor? Szlachectwo? To takie pojęcia są spotykane na Nokturnie? W ogóle czy ktoś jeszcze o takie rzeczy dba, powoli chyba zaczynają być wspomnieniami przeszłości.
- Jestem pewna, że właścicielka jest uroczą kobietą, która chce tak naprawdę pomagać tym kobietą. Wiesz, tak z dobroci serca. Bardzo chętnie się z nią spotkam, widzę między nami tyle podobieństw. – mrugnęła efektownie kilka razy powiekami dla dodania efektu. I spodziewała się, że ta rozmowa ani nie będzie miła ani szybka. Właścicielka musiała dbać o dobre imię, a dyskrecja liczyła się w tym środowisku ponad wszystko. Przecież żadna arystokratka nie chciałaby przeczytać w gazecie, że mąż ją zdradza. To że ona to wiedziała nie oznacza, że i świat powinien.
- Z pewnością będzie o tym wiedziała, co więcej, będzie mieć swoje zdanie na ten temat. Ale nie mając rodziny, przyjaciół Podmore - sąsiadka wydaje się najlepszych źródłem informacji. Może też po prostu powiedzieć nam więcej o samej Megan, bo choć mieszkanie mówi o niej wiele to nie znamy jej prawie w ogóle. – przyznała jeszcze raz rozglądając się po mieszkaniu. Wiedza nie tylko o sprawcy, ale i o ofierze była ważna. Każdy trop mógł się przydać, a ich obowiązkiem było zrobić wszystko, by winny został osądzony.
- Według raportu ofiara nie uprawiała stosunku seksualnego przez kilka godzin przed śmiercią, więc można też uznać, że nie była w pracy? W takim razie gdzie? – zapytała patrząc na trzymane przez niego zdjęcie. – Ułożenie ciała jest ważne. Nie postarał się zetrzeć śladów, ale poświęcił swój czas, by ułożyć jej ciało. Też kojarzy mi się to z kultem, lecz pewności nie mamy.- I chyba do samego końca żaden z nich nie będzie mieć pewności, choć jest ona często wybawieniem dla rodziny. Tutaj nie było rodziny, tylko ich głowy pełne były spostrzeżeń na temat Megan Podmore.
- Nie można znaleźć schematu ani w sposobie zabijania ofiar ani w ich wybieraniu. Mimo to jak słusznie zauważyłaś są pewne podobieństwa. Sekty są groźne – łatwo można zabić człowieka, ale idea to jest dopiero orzech do zgryzienia. Może zabójstwo to sposób oczyszczenia lub przystąpienia, wszystko mogło narodzić się w czyjejś głowie. I niestety nie znam nikogo, kto by głośno o swojej wiedzy mówił, nie jest to temat na typową pogaduszkę. – zauważyła dając mu czas na przemyślenie. Sama nadal wpatrzona była w zdjęcie, które uchwyciło tę okrutny moment i nigdy nie pozwoli archiwum zapomnieć o istnieniu pewnej córy Koryntu.
- To co mówisz ma wiele sensu. Chęć sprawienia bólu albo po prostu wypróbowania tej zakazanej dziedziny magii. Najważniejsze jest jednak jaki miał cel względem nas wybierając dane zaklęcie. Może nawet chęć wspólnej gry z nami albo wyraz całkowitej ignorancji. Nie jestem przekonana czy chciał rozmawiać, może chciał by po prostu wysłuchany? – zaproponowała, gdyż złamanie kobiecie kręgosłupa nie wydawało się jej odpowiednim sposobem na rozpoczęcie dyskusji. Popatrzyła na niego z uśmiechem.
- Drogie prostytutki i buty od dobrego szewca – całkiem stereotypowe połączenie. – stwierdziła podnosząc się do pozycji stojącej i oparła się rękoma o biodra. – Może czas byśmy przeprowadzili małą rozmowę z naszym bacznym obserwatorem, wydaje mi się, że nie powinniśmy zmuszać jej do dłuższego czekania. – powiedziała zaczynając kierować się w stronę drzwi sąsiadki. Tak jak spodziewała się kobieta miała uchylone drzwi i cicho ich podglądała, Elizabeth była pewna, że zaczynała się ona niecierpliwić.
- Pani Abigail Batcher? – zapytała podchodząc do kobiety. – Aurorzy Fawley i Fox, przyszliśmy porozmawiać z panią na temat Megan. Możemy wejść do środka? – zapytała, gdyż prowadzenie tej rozmowy na korytarzu nie było najlepszym pomysłem. Może Pani Batcher nie była jedną wścibską osobą na tej klatce. Kobieta wpuściła ich do środka, lecz Elizabeth nawet nie spojrzała na wystrój mieszkania w pełni skupiając się na świadku. – Mogłaby pani opowiedzieć jeszcze raz o wydarzeniach z tamtej nocy? Musiał to być dla pani szok. – to był moment tej kobiety, jej wyczekiwana chwila.
Spodziewała się, że profesja Panny Podmore nie była szerzej znana jej sąsiadom, choć można wiele wywnioskować o człowieku obserwując jego codzienne życie. Nikt nie chciałby chwalić się, że sprzedaje swoje ciało, nawet w tak ekskluzywnym miejscy jak Wenus. Prostytucja pozostawała prostytucją.
- Zarazem Wenus to specyficzne miejsce, zamknięte dla wielu chętnych. Klienci pochodzą z tej samej warstwy społecznej albo są utalentowanymi gwiazdami, które dostały swoją nagrodę w postaci wstępu do Wenus. Można by to nazwać układem zamkniętym, ciężko będzie znaleźć w nim rysy by zajrzeć do środka. Będą bronić siebie nawzajem, ale na wszystko znajdzie się sposób. – Podobno każdego można kupić za odpowiednią cenę, a czasem nie jest ona nawet sumą pieniędzy ale najskrytszym pragnieniem człowieka. – Nigdy nie korzystałam z usług prostytutki, ale zakładam, że niektórzy mówią sporo w czasie swoich wizyt. Prawdopodobne jest, że ktoś powiedział za dużo i w taki sposób naprawił błąd. Może stała się ofiarą chorej miłości jednego z klientów? Ludzie nie zawsze działają racjonalnie. I nie zgodziłabym się tak szybko z twoim osądem, przez to co zrobił tym bardziej powinno nazwać się go człowiekiem z przestrogą do czego jest on zdolny w odpowiednich warunkach. – stwierdziła po cichu. Każdy morderca, gwałciciel, zbrodniarz wojenny jest człowiekiem. Nie za każdą z tych zbrodni stoją zaburzenia psychiczne jak i żaden człowiek nie rodzi się zły. Tym co przeraża jest fakt, że w odpowiednich warunkach (szczególnie ważne jest dzieciństwo) ze zwykłego, niezbyt inteligentnego obywatela można zrobić kata.
- Nie wiemy nic o jej krewnych – czy utrzymywała z nimi kontakt albo czy wiedzieli o zawodzie Megan. Pod tym względem albo sprawca miał wielkie szczęście albo doskonale wiedział, że nie będzie mieć problemu z dociekająca rodziną zdolną iść do mediów, by rozpętać burze. Wierzysz w szczęśliwe przypadki?– zapytała z nutką ironii w głosie, gdyż ona nie wierzyła. Nie skreślała opcji, że Megan została zabita z innych powodów niż brak rodziny, ale pozostawało to kwestią, którą warto było rozważyć. Szczególnie jeśli mieli do czynienia z kultem.
- Niestety, znam. – westchnęła cicho. - Sam fakt jednak, że chciała rozmawiać z aurorami jest ważny i może będzie chciała współpracować. Jakby co zadziałaj urokiem osobistym, tyle Ci pozostało. Ale dziwi mnie, że ktoś sam się zgłosił… Nie jest to dziwne? – zapytała Foxa, gdyż może on miał wyjaśnienie czemu ktoś chciałby się tak narażać. Honor? Szlachectwo? To takie pojęcia są spotykane na Nokturnie? W ogóle czy ktoś jeszcze o takie rzeczy dba, powoli chyba zaczynają być wspomnieniami przeszłości.
- Jestem pewna, że właścicielka jest uroczą kobietą, która chce tak naprawdę pomagać tym kobietą. Wiesz, tak z dobroci serca. Bardzo chętnie się z nią spotkam, widzę między nami tyle podobieństw. – mrugnęła efektownie kilka razy powiekami dla dodania efektu. I spodziewała się, że ta rozmowa ani nie będzie miła ani szybka. Właścicielka musiała dbać o dobre imię, a dyskrecja liczyła się w tym środowisku ponad wszystko. Przecież żadna arystokratka nie chciałaby przeczytać w gazecie, że mąż ją zdradza. To że ona to wiedziała nie oznacza, że i świat powinien.
- Z pewnością będzie o tym wiedziała, co więcej, będzie mieć swoje zdanie na ten temat. Ale nie mając rodziny, przyjaciół Podmore - sąsiadka wydaje się najlepszych źródłem informacji. Może też po prostu powiedzieć nam więcej o samej Megan, bo choć mieszkanie mówi o niej wiele to nie znamy jej prawie w ogóle. – przyznała jeszcze raz rozglądając się po mieszkaniu. Wiedza nie tylko o sprawcy, ale i o ofierze była ważna. Każdy trop mógł się przydać, a ich obowiązkiem było zrobić wszystko, by winny został osądzony.
- Według raportu ofiara nie uprawiała stosunku seksualnego przez kilka godzin przed śmiercią, więc można też uznać, że nie była w pracy? W takim razie gdzie? – zapytała patrząc na trzymane przez niego zdjęcie. – Ułożenie ciała jest ważne. Nie postarał się zetrzeć śladów, ale poświęcił swój czas, by ułożyć jej ciało. Też kojarzy mi się to z kultem, lecz pewności nie mamy.- I chyba do samego końca żaden z nich nie będzie mieć pewności, choć jest ona często wybawieniem dla rodziny. Tutaj nie było rodziny, tylko ich głowy pełne były spostrzeżeń na temat Megan Podmore.
- Nie można znaleźć schematu ani w sposobie zabijania ofiar ani w ich wybieraniu. Mimo to jak słusznie zauważyłaś są pewne podobieństwa. Sekty są groźne – łatwo można zabić człowieka, ale idea to jest dopiero orzech do zgryzienia. Może zabójstwo to sposób oczyszczenia lub przystąpienia, wszystko mogło narodzić się w czyjejś głowie. I niestety nie znam nikogo, kto by głośno o swojej wiedzy mówił, nie jest to temat na typową pogaduszkę. – zauważyła dając mu czas na przemyślenie. Sama nadal wpatrzona była w zdjęcie, które uchwyciło tę okrutny moment i nigdy nie pozwoli archiwum zapomnieć o istnieniu pewnej córy Koryntu.
- To co mówisz ma wiele sensu. Chęć sprawienia bólu albo po prostu wypróbowania tej zakazanej dziedziny magii. Najważniejsze jest jednak jaki miał cel względem nas wybierając dane zaklęcie. Może nawet chęć wspólnej gry z nami albo wyraz całkowitej ignorancji. Nie jestem przekonana czy chciał rozmawiać, może chciał by po prostu wysłuchany? – zaproponowała, gdyż złamanie kobiecie kręgosłupa nie wydawało się jej odpowiednim sposobem na rozpoczęcie dyskusji. Popatrzyła na niego z uśmiechem.
- Drogie prostytutki i buty od dobrego szewca – całkiem stereotypowe połączenie. – stwierdziła podnosząc się do pozycji stojącej i oparła się rękoma o biodra. – Może czas byśmy przeprowadzili małą rozmowę z naszym bacznym obserwatorem, wydaje mi się, że nie powinniśmy zmuszać jej do dłuższego czekania. – powiedziała zaczynając kierować się w stronę drzwi sąsiadki. Tak jak spodziewała się kobieta miała uchylone drzwi i cicho ich podglądała, Elizabeth była pewna, że zaczynała się ona niecierpliwić.
- Pani Abigail Batcher? – zapytała podchodząc do kobiety. – Aurorzy Fawley i Fox, przyszliśmy porozmawiać z panią na temat Megan. Możemy wejść do środka? – zapytała, gdyż prowadzenie tej rozmowy na korytarzu nie było najlepszym pomysłem. Może Pani Batcher nie była jedną wścibską osobą na tej klatce. Kobieta wpuściła ich do środka, lecz Elizabeth nawet nie spojrzała na wystrój mieszkania w pełni skupiając się na świadku. – Mogłaby pani opowiedzieć jeszcze raz o wydarzeniach z tamtej nocy? Musiał to być dla pani szok. – to był moment tej kobiety, jej wyczekiwana chwila.
Mimo, iż drzwi były uchylone, a kobieta ewidentnie wyglądała zza drzwi na równi zaciekawiona, co poddenerwowana, kiedy aurorka zwróciła się w jej stronę, na jej twarzy pojawiło się udawane zaskoczenie. Skinęła jednak głową na swoje nazwisko, poprawiając na nosie okulary o grubych denkach, by uważniej się im przyjrzeć, jakby samym spojrzeniem miała stwierdzić, czy mówią prawdę i na prawdę poszukują sprawcy, czy może są kolejnymi psychopatami. Kto ich tam w końcu wie? A jeśli to dziennikarze, którzy chcą się jeszcze dorobić na makabrycznej historii śmierci biednej dziewczyny?
- Proszę.
Zdecydowała zaraz. Mogła sprawiać wrażenie osoby dość chłodnej, jednocześnie stanowczej, choć w tej chwili niewątpliwie była także poruszona. Do jej decyzji (prócz ciekawości) przyczynił się pewnie fakt, że od dłuższej chwili przyglądała się dwójce osób buszujących po klatce.
Weszła wraz z obojgiem swoich gości do wnętrza niewielkiego mieszkania, urządzonego dość skromnie, choć elegancko, niemal pedantycznie wysprzątanego. Pozwoliła im usiąść w dość starej, brązowej sofie, pytając przy tym, czy napiją się kawy, lub herbaty. Na niskim, kawowym stoliku stała już jej porcelanowa filiżanka w różowe, kwieciste wzory wypełniona czarną herbatą.
W odpowiedzi na zadane jej pytanie, milczała dłuższą chwilę, być może chcąc wyglądać na kogoś, kto usiłuje pozbierać myśli, choć najpewniej już wiele razy układała sobie w głowie tę wypowiedź. Zerkała to na jedno, to na drugie z przesłuchujących ją aurorów, trochę jakby chcąc ocenić ich reakcje.
- Tak, na pewno. To była dobra dziewczyna. Bardzo samotna, potrzebowała kogoś bliskiego, jakiejś pomocnej duszy. To straszne, że młoda dziewczyna musi odciąć się od rodziny, nie mogłam tego pojąć od samego początku.
Zaczęła w końcu tonem pełnym smutku, który ostatecznie nawet jeśli był wyolbrzymiony, na pewno nie był w pełni udawany. Być może Megan widziała tę relację inaczej, niż jej sąsiadka, być może kobieta teraz widziała to inaczej, przedtem narzucając się dziewczynie, a kto wie: może faktycznie w jakiś sposób stanowiła, lub starała się stanowić wsparcie? Na pewno starała się wywrzeć wrażenie, jakby to ostatnia wersja była prawdą.
- Nigdy nikogo nie sprowadzała, na pewno żadnych mężczyzn. Myślałam, że się uczy czegoś. Nigdy nie spodziewałabym się czegoś takiego... - przez jej twarz przebiegł wyraźny grymas oburzenia, niewątpliwie inaczej patrzyłaby na dziewczynę, gdyby wcześniej wiedziała, czym ta się zajmuje. - No więc zwróciłam uwagę na to, że weszła z kimś do mieszkania. Nigdy nie sprowadzała mężczyzn, więc od razu wydało mi się to dziwne, ale kto wie, młoda, ładna dziewczyna. Ale od razu mi się nie spodobał ten człowiek. Po takich od razu widać, że to nic dobrego nie może być.
Dodała tonem kobiety, która wie, nie ważne czy wiedziała przedtem, w tej chwili w końcu wszystko jest już jasne.
- No, ale nic się nie działo, nawet uważałam, czy jakichś krzyków nie ma, ale cisza zapadła. - Pokręciła głową. Czy faktycznie krzyków nasłuchiwała? To nie jest w tej chwili istotne. Wbiła spojrzenie w młodą kobietę przed sobą, przerywając na chwilę. - Dlaczego on jej to zrobił?
Zapytała po chwili, nagle przerywając własną opowieść.
- Proszę.
Zdecydowała zaraz. Mogła sprawiać wrażenie osoby dość chłodnej, jednocześnie stanowczej, choć w tej chwili niewątpliwie była także poruszona. Do jej decyzji (prócz ciekawości) przyczynił się pewnie fakt, że od dłuższej chwili przyglądała się dwójce osób buszujących po klatce.
Weszła wraz z obojgiem swoich gości do wnętrza niewielkiego mieszkania, urządzonego dość skromnie, choć elegancko, niemal pedantycznie wysprzątanego. Pozwoliła im usiąść w dość starej, brązowej sofie, pytając przy tym, czy napiją się kawy, lub herbaty. Na niskim, kawowym stoliku stała już jej porcelanowa filiżanka w różowe, kwieciste wzory wypełniona czarną herbatą.
W odpowiedzi na zadane jej pytanie, milczała dłuższą chwilę, być może chcąc wyglądać na kogoś, kto usiłuje pozbierać myśli, choć najpewniej już wiele razy układała sobie w głowie tę wypowiedź. Zerkała to na jedno, to na drugie z przesłuchujących ją aurorów, trochę jakby chcąc ocenić ich reakcje.
- Tak, na pewno. To była dobra dziewczyna. Bardzo samotna, potrzebowała kogoś bliskiego, jakiejś pomocnej duszy. To straszne, że młoda dziewczyna musi odciąć się od rodziny, nie mogłam tego pojąć od samego początku.
Zaczęła w końcu tonem pełnym smutku, który ostatecznie nawet jeśli był wyolbrzymiony, na pewno nie był w pełni udawany. Być może Megan widziała tę relację inaczej, niż jej sąsiadka, być może kobieta teraz widziała to inaczej, przedtem narzucając się dziewczynie, a kto wie: może faktycznie w jakiś sposób stanowiła, lub starała się stanowić wsparcie? Na pewno starała się wywrzeć wrażenie, jakby to ostatnia wersja była prawdą.
- Nigdy nikogo nie sprowadzała, na pewno żadnych mężczyzn. Myślałam, że się uczy czegoś. Nigdy nie spodziewałabym się czegoś takiego... - przez jej twarz przebiegł wyraźny grymas oburzenia, niewątpliwie inaczej patrzyłaby na dziewczynę, gdyby wcześniej wiedziała, czym ta się zajmuje. - No więc zwróciłam uwagę na to, że weszła z kimś do mieszkania. Nigdy nie sprowadzała mężczyzn, więc od razu wydało mi się to dziwne, ale kto wie, młoda, ładna dziewczyna. Ale od razu mi się nie spodobał ten człowiek. Po takich od razu widać, że to nic dobrego nie może być.
Dodała tonem kobiety, która wie, nie ważne czy wiedziała przedtem, w tej chwili w końcu wszystko jest już jasne.
- No, ale nic się nie działo, nawet uważałam, czy jakichś krzyków nie ma, ale cisza zapadła. - Pokręciła głową. Czy faktycznie krzyków nasłuchiwała? To nie jest w tej chwili istotne. Wbiła spojrzenie w młodą kobietę przed sobą, przerywając na chwilę. - Dlaczego on jej to zrobił?
Zapytała po chwili, nagle przerywając własną opowieść.
I show not your face but your heart's desire
- Nawet w tym hermetycznym świecie muszą istnieć niewygodne układy. Trzeba jedynie znaleźć luki. Być może wiedźmia straż okaże się pomocna w tej kwestii. - Nie byłem szczególnym zwolennikiem współpracy ze szpiegami. Być może spory udział w tej niechęci miał Perseus, którego imię pozostawiało na języku nieprzyjemny posmak. Niemniej, specyfika zawodu wiedźmich strażników zmuszała mnie do zdrowego dystansu i skąpego zaufania, choć zdobywane przez nich informacje bywały nieocenione. Wolałem jednak nie wnikać, do jakich metod potrafili uciekać się, aby wejść w ich posiadanie.
- Nie miał powodu myśleć, aby była zżyta z rodziną. Praca damy do towarzystwa raczej nie jest zawodem, o którym opowiadasz podczas niedzielnego obiadu. - Łatwy cel. Właśnie tym była Megan Podmore. Dziewczyną, której nikt nie będzie szukał.
Powoli okrążyłem mieszkanie zatrzymując się na chwilę przed regałem z książkami, jakby mimowolnie przyglądając się tytułom.
- Niechętnie muszę przyznać ci rację. Nie chcę jednak niczego zakładać. Jeszcze nie. Każda osoba związana z tym przestępstwem może mimowolnie zbliżyć nas do sprawcy. - I bez względu na to, jakie intencje kierowały Miu, rozmowa z nią mogła okazać się kluczowa. Swoją drogą, zawsze zastanawiał mnie fakt, dlaczego wszystkie prostytutki mianowały się tak fantazyjnymi imionami...
- Nie lekceważ jej, Elizabeth. - Odparłem, spoglądając przez ramię w stronę aurorki i posyłając jej niemal szelmowski uśmiech, który zmył ślad po stanowczym tonie mojego głosu. - Trzyma w ryzach potężny biznes. Na pewno jest przygotowana na to, jak rozmawiać z służbami prawa.
Musiała już wiedzieć o tym, że jedna z jej dziewcząt została zamordowana, a aurorzy goszczący na progach jej rest... domu uciech byli kwestią czasu. Jeśli Wenus miało utrzymać swoją świetną renomę, nie mogła pozwolić sobie na potknięcia, co znacznie komplikowało sprawę.
- Funkcjonariuszko Fawley, czuję w kościach, że czeka nas potężne zadanie domowe. Mugole bez głów, martwi czarodzieje, polowanie na jednorożce. To wszystko rozegrało się w zbyt krótkim czasie, by uznać to za przypadek. Do tego znak na niebie. Ten, który zawisnął nad domem Potterów. Musimy dowiedzieć się wszystkiego na temat symboli i zakazanych rytuałów. I, jak mniemam, nie będzie to łatwe zadanie. Ta sprawa może mieć znacznie większy zasięg, niż wyrównanie miłosnych porachunków. - Zamilkłem na chwilę, po czym podszedłem do Elizabeth, spoglądając na nią w konsternacji. Szukałem nici porozumienia. Była przecież w Zakonie Feniksa. Wiedziała więcej, niż przeciętny auror. - Myślisz, że może stać za tym trzecia siła? - Rzuciłem po cichu, próbując połączyć fakty w spójną całość, ale liczba niewiadomych nadal pozostawiała mnie w martwym punkcie. - Szewc i jubiler mogą powiedzieć nam więcej, niż to mieszkanie – które wyjątkowo nie okazało się kopalnią poszlak. - Wpierw jednak musimy ich znaleźć. Prowadź. - Podsumowałem, by po chwili podążyć za Elizabeth do sąsiedniego lokalu.
Jeszcze zanim zostaliśmy zaproszeni do środka, zdołałem zauważyć niezbyt udaną grę aktorską pani Batcher, co bynajmniej nie umniejszało jej jako świadkowi. Im bardziej lubiła żyć scenariuszami okolicznych sąsiadów, tym lepiej dla nas. Nie odmówiłem herbaty, zanurzając się w noszącej znamię czasu kanapie. Abigail była kobietą, która lata młodości już dawno zdawała się mieć za sobą – a te zawsze lubiły rozwodzić się nad drobnostkami życia kamienicy, jeśli atmosfera temu sprzyjała.
- Odciąć od rodziny? - Od razu podchwyciłem wyznanie sąsiadki, mimowolnie odszukując spojrzenia Elizabeth. - Czy Megan opowiadała pani kiedykolwiek coś na jej temat? - Ostatecznie, biuro aurorów nie miało w tej kwestii choćby cienia danych.
- Co konkretnie pani na myśli? - Zapytałem, gdy Abigail wyraziła zniesmaczenie. Mogła mówić o wykonywanym przez zmarłą zawodzie, wolałem jednak mieć pewność. - Zaraz... czy widziała pani sprawcę? Dlaczego nie wspomniała pani o tym funkcjonariuszom? - A przynajmniej nic takiego nie zostało odnotowane w raporcie.
- Nie miał powodu myśleć, aby była zżyta z rodziną. Praca damy do towarzystwa raczej nie jest zawodem, o którym opowiadasz podczas niedzielnego obiadu. - Łatwy cel. Właśnie tym była Megan Podmore. Dziewczyną, której nikt nie będzie szukał.
Powoli okrążyłem mieszkanie zatrzymując się na chwilę przed regałem z książkami, jakby mimowolnie przyglądając się tytułom.
- Niechętnie muszę przyznać ci rację. Nie chcę jednak niczego zakładać. Jeszcze nie. Każda osoba związana z tym przestępstwem może mimowolnie zbliżyć nas do sprawcy. - I bez względu na to, jakie intencje kierowały Miu, rozmowa z nią mogła okazać się kluczowa. Swoją drogą, zawsze zastanawiał mnie fakt, dlaczego wszystkie prostytutki mianowały się tak fantazyjnymi imionami...
- Nie lekceważ jej, Elizabeth. - Odparłem, spoglądając przez ramię w stronę aurorki i posyłając jej niemal szelmowski uśmiech, który zmył ślad po stanowczym tonie mojego głosu. - Trzyma w ryzach potężny biznes. Na pewno jest przygotowana na to, jak rozmawiać z służbami prawa.
Musiała już wiedzieć o tym, że jedna z jej dziewcząt została zamordowana, a aurorzy goszczący na progach jej rest... domu uciech byli kwestią czasu. Jeśli Wenus miało utrzymać swoją świetną renomę, nie mogła pozwolić sobie na potknięcia, co znacznie komplikowało sprawę.
- Funkcjonariuszko Fawley, czuję w kościach, że czeka nas potężne zadanie domowe. Mugole bez głów, martwi czarodzieje, polowanie na jednorożce. To wszystko rozegrało się w zbyt krótkim czasie, by uznać to za przypadek. Do tego znak na niebie. Ten, który zawisnął nad domem Potterów. Musimy dowiedzieć się wszystkiego na temat symboli i zakazanych rytuałów. I, jak mniemam, nie będzie to łatwe zadanie. Ta sprawa może mieć znacznie większy zasięg, niż wyrównanie miłosnych porachunków. - Zamilkłem na chwilę, po czym podszedłem do Elizabeth, spoglądając na nią w konsternacji. Szukałem nici porozumienia. Była przecież w Zakonie Feniksa. Wiedziała więcej, niż przeciętny auror. - Myślisz, że może stać za tym trzecia siła? - Rzuciłem po cichu, próbując połączyć fakty w spójną całość, ale liczba niewiadomych nadal pozostawiała mnie w martwym punkcie. - Szewc i jubiler mogą powiedzieć nam więcej, niż to mieszkanie – które wyjątkowo nie okazało się kopalnią poszlak. - Wpierw jednak musimy ich znaleźć. Prowadź. - Podsumowałem, by po chwili podążyć za Elizabeth do sąsiedniego lokalu.
Jeszcze zanim zostaliśmy zaproszeni do środka, zdołałem zauważyć niezbyt udaną grę aktorską pani Batcher, co bynajmniej nie umniejszało jej jako świadkowi. Im bardziej lubiła żyć scenariuszami okolicznych sąsiadów, tym lepiej dla nas. Nie odmówiłem herbaty, zanurzając się w noszącej znamię czasu kanapie. Abigail była kobietą, która lata młodości już dawno zdawała się mieć za sobą – a te zawsze lubiły rozwodzić się nad drobnostkami życia kamienicy, jeśli atmosfera temu sprzyjała.
- Odciąć od rodziny? - Od razu podchwyciłem wyznanie sąsiadki, mimowolnie odszukując spojrzenia Elizabeth. - Czy Megan opowiadała pani kiedykolwiek coś na jej temat? - Ostatecznie, biuro aurorów nie miało w tej kwestii choćby cienia danych.
- Co konkretnie pani na myśli? - Zapytałem, gdy Abigail wyraziła zniesmaczenie. Mogła mówić o wykonywanym przez zmarłą zawodzie, wolałem jednak mieć pewność. - Zaraz... czy widziała pani sprawcę? Dlaczego nie wspomniała pani o tym funkcjonariuszom? - A przynajmniej nic takiego nie zostało odnotowane w raporcie.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Znalezienie rodziny Podmore bardzo ułatwiłoby im zadanie, ale na razie nikt się nie odezwał i nikt jej nie poszukiwał. Wydawało się, że prowadziła bardzo samotne życie.
- Na pewno przed nimi to ukrywała, okłamywała ich i izolowała się. Ale równie możliwe, że ich to nic nie obchodziło albo że nie miała rodziny. Przynajmniej nie ma w mieszkaniu żadnych zdjęć. - zauważyła patrząc na regały, które aż prosiły się by na nich postawić zdjęcie rodzinne. Nawet jeśli sprawca nie znał dobrze ofiary to sam zawód powodował, że wzrastała szansa, że jej śmierć przejdzie niezauważona.
- Jest to ryzyko, które musimy podjąć. Bez tego nie mamy żadnych szans, by rozwiązać tę sprawę. - Smutny wniosek był taki, że każdy człowiek był ryzykiem. Nie tylko w dochodzeniu, ale też w codziennym życiu. Nikt nie daje Ci gwarencji, że ta osoba ma dobre intencje i że nie zostaniesz zraniony. Tylko nie podejmowanie próby jest jeszcze gorsze niż sam fakt istnienia ryzyka.
- Nie lekceważe jej. - uspokoiła go szybko, gdyż daleka była od takiej profanacji. Wiedziala, że ta kobieta musiała mieć nie lada umiejętności, by dać radę w takim biznesie. - A już myślałam, że napijemy się razem wina i porozmawiamy jak kobieta z kobietą. - przewróciła oczami i rzuciła szeroki uśmiech. Na pewno właścicielka Wenus była perfekcyjnie przygotowana na takie sytuacje i będzie mieć już wyuczone formułki - bardzo ciekawa rozmowa.
- Funkcjonariuszu Fox, niestety, muszę się z tobą zgodzić. W śledztwie rzadko kiedy wierzę w przypadek, a tutaj jesteśmy zgodni, że dzieje się zdecydowanie za dużo w zbyt krórtkim czasie. Nie będzie to łatwe zadanie jak i nie będzie to przyjemna wiedza. Jest to jedna z tych dziedzin wiedzy, której nigdy nie chciałam pogłębiać. Tylko trzeba jeszcze znaleźć kogoś kto będzie się chciał podzielić, w takich czasach ciężko o zaufanie. - jeśli chcą szukać osoby, która mogłaby zdradzić im różne tajniki to Nokturn to dobre miejsce. Czasem tylko ludzie, po których zupełnie sie nie spodziewasz mogą również pochwalić się umiejętnościami, od których człowiek dostaje dreszczy.
Dała sobie chwilę czasu zanim odpowiedziała. Skoro obydwoje uważali, że to wszystko jest powiązane to gdzieś musiało mieć swoje korzenie.
- Możliwe, nie wiemy przecież jakimi metodami operują. Ktokolwiek za tym stoi ma swój udziałó w destabilizacji kraju. Morderstwa i porwania, ludzie się boją. Takie wydarzenia powodują osłabienie zaufania do instytucji, w tym aurorów. Przecież nie mamy żadnych sprawców, żadnych winnych. Ktokolwiek to jest to wie co robi, nawet jeśli był to cel pośredni jakiejś gierki. Wiemy tak mało. - powiedziała patrząc mu w oczy odnajdując te same wątpliwości. Czuła, że brakuje im informacji, które pozwoliłyby na zrozumienie sprawy. Wskazała głową, by ruszył za nią i skierowała się w stronę drzwi sąsiadki. Abigail Batcher w pełni spełniła jej oczekiwania względem jej osoby. Elizabeth usiadła wygodnie na kanapię i poczęstowała się herbatą, w tym na dłużej skupiając się na filiżańce. Mieszkanie było bardzo schludne, może w obserwowaniu życia sąsiadów była równie skrupulatna. Nie okazała zaskoczenia słysząc o rodzinie ofiary, choć informacja zainteresowała ją od razu.
- Miała jakieś bliskie osoby? Przyjaciół? - zapytała skoro Megan była "odcięta" od rodziny. Może dowiedzieli sie o jej zawodzie? Albo ta sytuacja wywołała podjęcie takiej pracy.
- I co się pani w nim nie podobało? - zapytała, choć wiedziała jak małe są szanse, że kobieta zapamiętała wygląd sprawcy.
- Na pewno przed nimi to ukrywała, okłamywała ich i izolowała się. Ale równie możliwe, że ich to nic nie obchodziło albo że nie miała rodziny. Przynajmniej nie ma w mieszkaniu żadnych zdjęć. - zauważyła patrząc na regały, które aż prosiły się by na nich postawić zdjęcie rodzinne. Nawet jeśli sprawca nie znał dobrze ofiary to sam zawód powodował, że wzrastała szansa, że jej śmierć przejdzie niezauważona.
- Jest to ryzyko, które musimy podjąć. Bez tego nie mamy żadnych szans, by rozwiązać tę sprawę. - Smutny wniosek był taki, że każdy człowiek był ryzykiem. Nie tylko w dochodzeniu, ale też w codziennym życiu. Nikt nie daje Ci gwarencji, że ta osoba ma dobre intencje i że nie zostaniesz zraniony. Tylko nie podejmowanie próby jest jeszcze gorsze niż sam fakt istnienia ryzyka.
- Nie lekceważe jej. - uspokoiła go szybko, gdyż daleka była od takiej profanacji. Wiedziala, że ta kobieta musiała mieć nie lada umiejętności, by dać radę w takim biznesie. - A już myślałam, że napijemy się razem wina i porozmawiamy jak kobieta z kobietą. - przewróciła oczami i rzuciła szeroki uśmiech. Na pewno właścicielka Wenus była perfekcyjnie przygotowana na takie sytuacje i będzie mieć już wyuczone formułki - bardzo ciekawa rozmowa.
- Funkcjonariuszu Fox, niestety, muszę się z tobą zgodzić. W śledztwie rzadko kiedy wierzę w przypadek, a tutaj jesteśmy zgodni, że dzieje się zdecydowanie za dużo w zbyt krórtkim czasie. Nie będzie to łatwe zadanie jak i nie będzie to przyjemna wiedza. Jest to jedna z tych dziedzin wiedzy, której nigdy nie chciałam pogłębiać. Tylko trzeba jeszcze znaleźć kogoś kto będzie się chciał podzielić, w takich czasach ciężko o zaufanie. - jeśli chcą szukać osoby, która mogłaby zdradzić im różne tajniki to Nokturn to dobre miejsce. Czasem tylko ludzie, po których zupełnie sie nie spodziewasz mogą również pochwalić się umiejętnościami, od których człowiek dostaje dreszczy.
Dała sobie chwilę czasu zanim odpowiedziała. Skoro obydwoje uważali, że to wszystko jest powiązane to gdzieś musiało mieć swoje korzenie.
- Możliwe, nie wiemy przecież jakimi metodami operują. Ktokolwiek za tym stoi ma swój udziałó w destabilizacji kraju. Morderstwa i porwania, ludzie się boją. Takie wydarzenia powodują osłabienie zaufania do instytucji, w tym aurorów. Przecież nie mamy żadnych sprawców, żadnych winnych. Ktokolwiek to jest to wie co robi, nawet jeśli był to cel pośredni jakiejś gierki. Wiemy tak mało. - powiedziała patrząc mu w oczy odnajdując te same wątpliwości. Czuła, że brakuje im informacji, które pozwoliłyby na zrozumienie sprawy. Wskazała głową, by ruszył za nią i skierowała się w stronę drzwi sąsiadki. Abigail Batcher w pełni spełniła jej oczekiwania względem jej osoby. Elizabeth usiadła wygodnie na kanapię i poczęstowała się herbatą, w tym na dłużej skupiając się na filiżańce. Mieszkanie było bardzo schludne, może w obserwowaniu życia sąsiadów była równie skrupulatna. Nie okazała zaskoczenia słysząc o rodzinie ofiary, choć informacja zainteresowała ją od razu.
- Miała jakieś bliskie osoby? Przyjaciół? - zapytała skoro Megan była "odcięta" od rodziny. Może dowiedzieli sie o jej zawodzie? Albo ta sytuacja wywołała podjęcie takiej pracy.
- I co się pani w nim nie podobało? - zapytała, choć wiedziała jak małe są szanse, że kobieta zapamiętała wygląd sprawcy.
Zaułek
Szybka odpowiedź