Zaułek
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zaułek
Ulica Pokątna składa się nie tylko z głównej ulicy, choć to na niej tętni życie. Pomiędzy wejściami do niektórych sklepów, znajdują się odnogi mniejszych uliczek, bardziej zaniedbanych, ponurych, często wyboistych - nikt nie widzi celu w ich odnowie. Czasami przebiegnie tu bezpański kot, by za chwilę zniknąć w cieniu. Dróżki najczęściej krzyżują się ze sobą, tworząc skomplikowaną sieć, w której można łatwo się zgubić, niektóre są ślepe, a wszystkie wydają się tak samo podobne.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 29.08.18 15:58, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 53
'k100' : 53
- Doskonale. Nie wszyscy ją pojmują - odpowiedziała od razu trochę sztywno, zdając sobie sprawę z własnej nadwrażliwości na tę kwestię. Ciężko zapracowała na własną pozycję, oddała Czarnemu Panu swoje życie niedawno, lecz już wyprzedzała tych, którzy znali go za czasów szkolnych lub służyli mu od lat. Pilnie zgłębiała tajniki czarnej magii, przekraczała granice moralności, robiła wszystko, co rozkazał, z wdzięcznością i strachem spoglądając na Jego potęgę. Niektórzy mieli z tym problem, obserwowanie prostytutki - nawet, jeśli już opuściła Wenus - nad sobą nie podobało się większości mężczyzn, drażniła wrażliwe ego a przyjmowanie surowych decyzji z pełnych, pomalowanych na krwistą czerwień ust przychodziło pewnym jegomościom z wielkimi problemami. Bezkompromisowy Macnair miał w tej kwestii w sobie więcej klasy od niektórych szczycących się tytułem szlacheckim. Może dlatego, pomimo niesprzyjających warunków ich pierwszego spotkania, współpracowało się z nim bardzo dobrze.
Także w trudnych warunkach, we wrzasku i jazgocie, w pisku i bólu głowy, otumaniającym, obezwładniającym, morderczym. Deirdre osunęła się na kolana, nogi uderzyły o bruk, lodowate dłonie zatkały uszy, co nie przyniosło ulgi. Anomalia zwyciężyła, wokół nich zerwała się potężna wichura, kakofonia dźwięków, rozpalających na nowo wygaszony zaklęciem ogień. Dopiero tlił się na krańcach zaułka, leniwie wracając do swej pełnej siły - Tsagairt widziała go kątem oka, leżała, nie wiedząc, ile czasu minęło, odkąd potworne dźwięki ucichły. Dalej słyszała w głowie wysoki pisk, oddychała ciężko i z trudem, nie mając siły unieść się nawet odrobinę. Obok bardziej wyczuła niż zauważyła jakiś ruch, rozpoznała śmiertelnie bladego Macnaira. - Cassandra - wychrypiała bezgłośnie; mógł ją tu sprowadzić lub przywołać. Deirdre czuła, że nie będzie w stanie się podnieść ani zamienić w czarną mgłę, powoli traciła przytomność a ból głowy stał się nie do zniesienia. Wysoki wizgot, który wydała z siebie konająca anomalia, pozbawił ją większości sił, ograniczając jej zdolności do leżenia i straceńczych prób uchwycenia się resztek świadomości. Bezskutecznie.
| nieudałosię
Także w trudnych warunkach, we wrzasku i jazgocie, w pisku i bólu głowy, otumaniającym, obezwładniającym, morderczym. Deirdre osunęła się na kolana, nogi uderzyły o bruk, lodowate dłonie zatkały uszy, co nie przyniosło ulgi. Anomalia zwyciężyła, wokół nich zerwała się potężna wichura, kakofonia dźwięków, rozpalających na nowo wygaszony zaklęciem ogień. Dopiero tlił się na krańcach zaułka, leniwie wracając do swej pełnej siły - Tsagairt widziała go kątem oka, leżała, nie wiedząc, ile czasu minęło, odkąd potworne dźwięki ucichły. Dalej słyszała w głowie wysoki pisk, oddychała ciężko i z trudem, nie mając siły unieść się nawet odrobinę. Obok bardziej wyczuła niż zauważyła jakiś ruch, rozpoznała śmiertelnie bladego Macnaira. - Cassandra - wychrypiała bezgłośnie; mógł ją tu sprowadzić lub przywołać. Deirdre czuła, że nie będzie w stanie się podnieść ani zamienić w czarną mgłę, powoli traciła przytomność a ból głowy stał się nie do zniesienia. Wysoki wizgot, który wydała z siebie konająca anomalia, pozbawił ją większości sił, ograniczając jej zdolności do leżenia i straceńczych prób uchwycenia się resztek świadomości. Bezskutecznie.
| nieudałosię
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
-Ilekroć jeszcze wrzucisz mnie do jednego worka z innymi?- uniósł brew, a z jego warg zniknął kpiący uśmiech. Irytowała go kwestia pewnej wyższości, którą starano się mu udowadniać w każdej sferze życia – status majątkowy tudzież czystość krwi – bowiem jedną właściwą mogła być właśnie ów hierarchia i tego szatyn wyjątkowo się trzymał. Służył Czarnemu Panu, zapewniał o swej lojalności oraz poddaniu, więc jego zdanie było dla niego priorytetem, niepodważalną kwestią i jeśli takowe przekazywali Śmierciożercy to traktował je z takim samym szacunkiem. Widząc potęgę oraz moc wierzył coraz bardziej, jego oczy skierowane były tylko na działania, które wcześniej wydawały się absurdalnie niemożliwe. Dla jego Pana nie było skały, której nie dało się przenieść oraz rzeki, której nie dało się zatrzymać i Drew pragnął trwać przy nim, dążyć do osiągnięcia przez niego najwyższej władzy. Bez względu na cenę, jaką przyjdzie mu za to zapłacić.
Spojrzał na dziewczynę, gdy jego głowa zdawała się rozrywać się w okolicy potylicy. Pulsujący ból występował naprzemiennie z paskudnie rwącym, jakoby włókna nerwowe były rozrywane przez niezidentyfikowaną siłę. Pragnął wyrzucić ów dźwięk ze swojej głowy, chciał go zagłuszyć i przestać słyszeć, jednak anomalia okazała się zbyt potężna na jego możliwości – podobnie jak Deirdre. Opadł bezwiednie na kolana nieustannie trzymając dłonie w okolicy swoich uszu, które płonęły od paskudnego pisku. Z każdą chwilą słabł i mimo otwartych oczu widział coraz mniej wskutek bardziej rozciągającej się ciemności, więc tylko głos przedzierający się przez hałas sprawił, iż ostatkiem sił ponownie spróbował postawić się anomalii. Podpierając się ręką o chłodną uliczkę dźwignął na równe nogi, a następnie skupił swój wzrok na nieprzytomnej dziewczynie, którą czym prędzej musiał doprowadzić do lecznicy. W zasadzie ostatnimi czasy był tam na tyle często, że Cassandra mogłaby mu śmiało dać klucze i pozwolić przynosić nowe to ofiary jego samego tudzież szalejących, chwiejnych sił. Chwyciwszy ją na ręce o mało nie stracił równowagi – była lekka jak piórko, jednak dla niego był to wysiłek ponad siły – i chwiejnym, wolnym korkiem udał się w doskonale znanym sobie kierunku. Był za słaby na jakiekolwiek czary.
--->tutaj
Spojrzał na dziewczynę, gdy jego głowa zdawała się rozrywać się w okolicy potylicy. Pulsujący ból występował naprzemiennie z paskudnie rwącym, jakoby włókna nerwowe były rozrywane przez niezidentyfikowaną siłę. Pragnął wyrzucić ów dźwięk ze swojej głowy, chciał go zagłuszyć i przestać słyszeć, jednak anomalia okazała się zbyt potężna na jego możliwości – podobnie jak Deirdre. Opadł bezwiednie na kolana nieustannie trzymając dłonie w okolicy swoich uszu, które płonęły od paskudnego pisku. Z każdą chwilą słabł i mimo otwartych oczu widział coraz mniej wskutek bardziej rozciągającej się ciemności, więc tylko głos przedzierający się przez hałas sprawił, iż ostatkiem sił ponownie spróbował postawić się anomalii. Podpierając się ręką o chłodną uliczkę dźwignął na równe nogi, a następnie skupił swój wzrok na nieprzytomnej dziewczynie, którą czym prędzej musiał doprowadzić do lecznicy. W zasadzie ostatnimi czasy był tam na tyle często, że Cassandra mogłaby mu śmiało dać klucze i pozwolić przynosić nowe to ofiary jego samego tudzież szalejących, chwiejnych sił. Chwyciwszy ją na ręce o mało nie stracił równowagi – była lekka jak piórko, jednak dla niego był to wysiłek ponad siły – i chwiejnym, wolnym korkiem udał się w doskonale znanym sobie kierunku. Był za słaby na jakiekolwiek czary.
--->tutaj
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
| 14 sierpnia '56
W wilgotnym powietrzu wciąż jeszcze dało się wyczuć rześki, charakterystyczny zapach burzy, gdy zatrzymywał swoją miotłę na opustoszałej ulicy Pokątnej, chowając się w cieniu jednej z kamienic przed wzrokiem przypadkowych przechodniów. Chociaż wiedział doskonale, gdzie znajdowała się anomalia, ostrożność nie pozwoliła mu na wylądowanie tuż przy wylocie ogarniętej płomieniami uliczki; zamiast tego zakończył podróż kilkadziesiąt metrów wcześniej, opierając pożyczonego Zmiatacza Piątkę (wciąż nie odkupił jeszcze własnej miotły) o fasadę budynku, i dając sobie chwilę na zaczerpnięcie oddechu i rozeznanie się w okolicy. Nigdzie nie widział jeszcze Sophii, ale wiedział, że stawi się niezawodnie – odkąd tylko zobaczył ją w progu tymczasowej kwatery Zakonu Feniksa, nie miał wątpliwości, że organizacja zyskała wartościowego sojusznika. Chociaż ufał wszystkim członkom i żadnego z nich nie podejrzewał o posiadanie serca po nieodpowiedniej stronie, to rudowłosa aurorka należała do tych kilku, z którymi bez zawahania ruszyłby nawet ku beznadziejnej walce.
Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby wydać się podejrzane – zakamuflowanych pracowników Ministerstwa, cuchnących plugawymi intencjami czarodziejów, niepowołanych świadków – ale wojenna aura nie sprzyjała wieczornym przechadzkom i okolica wydawała się zupełnie pusta; nie słyszał ani nie widział niczego, co podniosłoby jego wewnętrzne alarmy, dlatego kiedy Sophia pojawiła się na miejscu, bez zawahania wyszedł z cienia, na moment opuszczając kaptur cienkiego płaszcza, żeby mogła poznać, że to on. – Cześć – przywitał się, uśmiechając się krótko, choć szczerze; serce biło mu tylko odrobinę niespokojnie, po porażkach z poprzedniego miesiąca naprawdę chciał, żeby im się powiodło. – Zdaje się, że jesteśmy s-s-sami – dodał, gestem wskazując na okoliczne kamienice, mimo że zapewne nie musiał – podejrzewał, że Sophia była równie dobrze wyszkolona w tropieniu czarnoksiężników, co on w poszukiwaniu złotego znicza. – Panie p-p-przodem? – zagaił jeszcze żartobliwie, chociaż w jego głosie – pozornie lekkim – słychać było lekkie napięcie, czające się również w zmęczonych zmarszczkach na czole i wokół oczu. Ruszył ku zaułkowi, niemal ramię w ramię z aurorką, trzymając się w tyle jedynie o ćwierć kroku; kiedy jednak ich oczom ukazała się uliczka, zrobił dodatkowy krok do przodu, wysuwając się przed Sophię i zaraz po tym przystając.
Energia, która pulsowała w powietrzu, wydawała się nieodpowiednia. Zła, niewłaściwa; wytężył słuch, próbując zrozumieć, skąd brało się odbierane na poziomie podprogowym drżenie, ale nie potrafił jednoznacznie go umiejscowić – chwilami wydawało mu się, że trząsł się bruk pod jego stopami, kilka sekund później, że to wibrowały otaczające ich ściany budynków. Być może drżało samo powietrze, również przesycone pozostałościami po niedawnej burzy, raz po raz wyrzucające z siebie połacie ognia.
Skierował różdżkę na ogniste języki, które właśnie pojawiły się tuż przed nimi, przecinając im drogę. Odetchnął; musiał się skupić, nie mógł pozwolić sobie na kolejną porażkę. – Nebula exstiguere – wypowiedział, staranniej niż zwykle dbając o poprawność poszczególnych głosek. To nie był czas na zająknięcia.
W wilgotnym powietrzu wciąż jeszcze dało się wyczuć rześki, charakterystyczny zapach burzy, gdy zatrzymywał swoją miotłę na opustoszałej ulicy Pokątnej, chowając się w cieniu jednej z kamienic przed wzrokiem przypadkowych przechodniów. Chociaż wiedział doskonale, gdzie znajdowała się anomalia, ostrożność nie pozwoliła mu na wylądowanie tuż przy wylocie ogarniętej płomieniami uliczki; zamiast tego zakończył podróż kilkadziesiąt metrów wcześniej, opierając pożyczonego Zmiatacza Piątkę (wciąż nie odkupił jeszcze własnej miotły) o fasadę budynku, i dając sobie chwilę na zaczerpnięcie oddechu i rozeznanie się w okolicy. Nigdzie nie widział jeszcze Sophii, ale wiedział, że stawi się niezawodnie – odkąd tylko zobaczył ją w progu tymczasowej kwatery Zakonu Feniksa, nie miał wątpliwości, że organizacja zyskała wartościowego sojusznika. Chociaż ufał wszystkim członkom i żadnego z nich nie podejrzewał o posiadanie serca po nieodpowiedniej stronie, to rudowłosa aurorka należała do tych kilku, z którymi bez zawahania ruszyłby nawet ku beznadziejnej walce.
Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby wydać się podejrzane – zakamuflowanych pracowników Ministerstwa, cuchnących plugawymi intencjami czarodziejów, niepowołanych świadków – ale wojenna aura nie sprzyjała wieczornym przechadzkom i okolica wydawała się zupełnie pusta; nie słyszał ani nie widział niczego, co podniosłoby jego wewnętrzne alarmy, dlatego kiedy Sophia pojawiła się na miejscu, bez zawahania wyszedł z cienia, na moment opuszczając kaptur cienkiego płaszcza, żeby mogła poznać, że to on. – Cześć – przywitał się, uśmiechając się krótko, choć szczerze; serce biło mu tylko odrobinę niespokojnie, po porażkach z poprzedniego miesiąca naprawdę chciał, żeby im się powiodło. – Zdaje się, że jesteśmy s-s-sami – dodał, gestem wskazując na okoliczne kamienice, mimo że zapewne nie musiał – podejrzewał, że Sophia była równie dobrze wyszkolona w tropieniu czarnoksiężników, co on w poszukiwaniu złotego znicza. – Panie p-p-przodem? – zagaił jeszcze żartobliwie, chociaż w jego głosie – pozornie lekkim – słychać było lekkie napięcie, czające się również w zmęczonych zmarszczkach na czole i wokół oczu. Ruszył ku zaułkowi, niemal ramię w ramię z aurorką, trzymając się w tyle jedynie o ćwierć kroku; kiedy jednak ich oczom ukazała się uliczka, zrobił dodatkowy krok do przodu, wysuwając się przed Sophię i zaraz po tym przystając.
Energia, która pulsowała w powietrzu, wydawała się nieodpowiednia. Zła, niewłaściwa; wytężył słuch, próbując zrozumieć, skąd brało się odbierane na poziomie podprogowym drżenie, ale nie potrafił jednoznacznie go umiejscowić – chwilami wydawało mu się, że trząsł się bruk pod jego stopami, kilka sekund później, że to wibrowały otaczające ich ściany budynków. Być może drżało samo powietrze, również przesycone pozostałościami po niedawnej burzy, raz po raz wyrzucające z siebie połacie ognia.
Skierował różdżkę na ogniste języki, które właśnie pojawiły się tuż przed nimi, przecinając im drogę. Odetchnął; musiał się skupić, nie mógł pozwolić sobie na kolejną porażkę. – Nebula exstiguere – wypowiedział, staranniej niż zwykle dbając o poprawność poszczególnych głosek. To nie był czas na zająknięcia.
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Billy Moore' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 74
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 74
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
W ciągu ostatnich kilku dni Sophia zmierzyła się z dwoma anomaliami. W pierwszym przypadku brakło naprawdę niewiele do sukcesu, w drugim odniosła sukces, pierwszy raz mogąc zobaczyć, jak anomalia ostatecznie znika, a jej zła moc zostaje zduszona. To było niezwykłe doświadczenie – patrzyć, jak zła magia zostaje pokonana, a w owładniętym nią miejscu znów nastaje spokój. O ile można było określić spokojem zawaloną podłogę w redakcji Proroka codziennego, no, ale przynajmniej już nie szalała tam anomalia.
Oczywiście nie miała zamiaru poprzestać na jednym sukcesie, kiedy anomalii wciąż było tak wiele. Zbyt wiele, by można było to zignorować. Krótko po opanowaniu magii w redakcji znów miała stanąć naprzeciwko tej mocy, wyposażona w nowe doświadczenia zdobyte u boku Samuela. Oby ta wiedza okazała się pomocna i tym razem.
W zaułku już była dwa miesiące wcześniej. Pamiętała to miejsce i anomalię. Pamiętała, że i tu niewiele brakowało do sukcesu, ale pokonały ich ostatnie podrygi anomalii broniącej się przed ich mocą. Nie podołała, co czasem sobie wyrzucała, zwłaszcza że zaułek był blisko Pokątnej i zamieszkałych miejsc, więc mógł stanowić zagrożenie, a przez cały ten czas nikt nie pokonał gnieżdżącej się tu magii, ani ministerstwo, ani Zakon, ani... nikt inny.
Także pojawiła się tu na miotle, swoim głównym środku transportu ostatnimi czasy. Miotła była dobra, by tu szybko i dyskretnie dolecieć i w razie czego uciec. Miała tym razem dokonywać naprawy z bratem Sally i zarazem swoim dalekim krewnym, co do którego wiedziała, że był zawodnikiem quidditcha a także członkiem Zakonu Feniksa, pamiętała go z lipcowego spotkania. Nie miała jeszcze okazji poznać jego umiejętności, ale podejrzewała, że przybywając tu również przygotował się do czekającego ich wyzwania.
Pojawiła się cicho i bezszelestnie, lądując w bezpiecznej odległości od źródła anomalii i szybko dołączając do Billy’ego. Także była zakapturzona (w końcu przezorny zawsze ubezpieczony, a wiedziała, że inni Zakonnicy napotykali problemy) i na moment lekko odsłoniła kaptur; oboje mogli się rozpoznać.
Powitała go skinieniem głowy, opierając miotłę o ścianę i gotując się w myślach do walki z anomalią.
- I oby tak zostało – rzekła. – Już tu kiedyś byłam, dwa miesiące temu – wyznała, zastanawiając się, czy tym razem, po lepszym przygotowaniu, odniosą sukces. – Ta anomalia nie podda się tak łatwo, ale my też nie.
Z anomaliami nigdy nie było łatwo, a stawała naprzeciw niejednej. Ruszyła wraz z nim w stronę źródła, także wyczuwając złą energię, a także gorąco bijące od płomieni. Przygotowała różdżkę, gotowa natychmiast rzucić zaklęcie gdyby Billy’emu się nie powiodło, ale jak się okazało, zaklęcie Zakonnika zadziałało bez zarzutu i płomienie zostały opanowane, już nie stanowiąc dla nich zagrożenia.
- Więc droga wolna... Przynajmniej na razie. No, to do dzieła – powiedziała, przygotowując się na to, co miało zaraz nastąpić. Oboje będą musieli dać z siebie wszystko, by ujarzmić magię.
Oczywiście nie miała zamiaru poprzestać na jednym sukcesie, kiedy anomalii wciąż było tak wiele. Zbyt wiele, by można było to zignorować. Krótko po opanowaniu magii w redakcji znów miała stanąć naprzeciwko tej mocy, wyposażona w nowe doświadczenia zdobyte u boku Samuela. Oby ta wiedza okazała się pomocna i tym razem.
W zaułku już była dwa miesiące wcześniej. Pamiętała to miejsce i anomalię. Pamiętała, że i tu niewiele brakowało do sukcesu, ale pokonały ich ostatnie podrygi anomalii broniącej się przed ich mocą. Nie podołała, co czasem sobie wyrzucała, zwłaszcza że zaułek był blisko Pokątnej i zamieszkałych miejsc, więc mógł stanowić zagrożenie, a przez cały ten czas nikt nie pokonał gnieżdżącej się tu magii, ani ministerstwo, ani Zakon, ani... nikt inny.
Także pojawiła się tu na miotle, swoim głównym środku transportu ostatnimi czasy. Miotła była dobra, by tu szybko i dyskretnie dolecieć i w razie czego uciec. Miała tym razem dokonywać naprawy z bratem Sally i zarazem swoim dalekim krewnym, co do którego wiedziała, że był zawodnikiem quidditcha a także członkiem Zakonu Feniksa, pamiętała go z lipcowego spotkania. Nie miała jeszcze okazji poznać jego umiejętności, ale podejrzewała, że przybywając tu również przygotował się do czekającego ich wyzwania.
Pojawiła się cicho i bezszelestnie, lądując w bezpiecznej odległości od źródła anomalii i szybko dołączając do Billy’ego. Także była zakapturzona (w końcu przezorny zawsze ubezpieczony, a wiedziała, że inni Zakonnicy napotykali problemy) i na moment lekko odsłoniła kaptur; oboje mogli się rozpoznać.
Powitała go skinieniem głowy, opierając miotłę o ścianę i gotując się w myślach do walki z anomalią.
- I oby tak zostało – rzekła. – Już tu kiedyś byłam, dwa miesiące temu – wyznała, zastanawiając się, czy tym razem, po lepszym przygotowaniu, odniosą sukces. – Ta anomalia nie podda się tak łatwo, ale my też nie.
Z anomaliami nigdy nie było łatwo, a stawała naprzeciw niejednej. Ruszyła wraz z nim w stronę źródła, także wyczuwając złą energię, a także gorąco bijące od płomieni. Przygotowała różdżkę, gotowa natychmiast rzucić zaklęcie gdyby Billy’emu się nie powiodło, ale jak się okazało, zaklęcie Zakonnika zadziałało bez zarzutu i płomienie zostały opanowane, już nie stanowiąc dla nich zagrożenia.
- Więc droga wolna... Przynajmniej na razie. No, to do dzieła – powiedziała, przygotowując się na to, co miało zaraz nastąpić. Oboje będą musieli dać z siebie wszystko, by ujarzmić magię.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Gdy rzucone zaklęcie posłusznie wydobyło z jego różdżki fioletowe, gęste kłęby mgły, odetchnął z ulgą, nie pozwalając sobie jednak na utratę czujności. To nie było jego pierwsze spotkanie z anomalią, wiedział więc, jak bardzo nieprzewidywalny potrafił być ten nowy, wypaczony rodzaj magii – nie opuścił więc różdżki, nawet gdy zgasł tlący się w zaułku ogień. Chociaż udało im się usunąć najbliższe z zagrożeń, uliczka wciąż drżała niebezpiecznie, sprawiając wrażenie tykającej bomby; podejrzewał, że nie mieli wiele czasu na uporanie się z drzemiącą gdzieś w murach i bruku energią, a słowa Sophii tylko to potwierdziły; jeżeli już raz próbowała okiełznać otaczającą ich anomalię i mimo doskonałego, aurorskiego przygotowania, poniosła porażkę – to chwilowy uśmiech losu w żadnym wypadku nie powinien go zmylić. – Zaczekaj – mruknął krótko, jeszcze na moment ją zatrzymując i poświęcając kilka sekund na ponowne rozejrzenie się po okolicy. Mimo że nigdy jeszcze nie zdarzyło mu się zostać zaatakowanym w trakcie naprawy, wiedział, że inni Zakonnicy nie mieli tyle szczęścia – i nie miał zamiaru pozostawić niczego przypadkowi.
Nasłuchiwał przez moment, starając się wyłuskać z otaczającej ich ciszy coś więcej niż bicie własnego serce i szum oddechu, ale zdawało się, że wciąż byli sami; pozostali interesujący się niestabilną magią czarodzieje (czarnoksiężnicy?) musieli tymczasowo zapomnieć o tym miejscu. Nie planował czekać, aż zmienią zdanie. – W p-p-porządku – powiedział, robiąc wreszcie krok do przodu i oglądając się jeszcze na Sophię, żeby w jej twarzy odnaleźć niewerbalne potwierdzenie, że była gotowa. Dopiero później uniósł różdżkę, biorąc dwa głębokie wdechy i przypominając sobie mocno wyryte w pamięci formuły; jego własna, magiczna energia, spłynęła z jego palców, wprawiając drewno różdżki w lekkie drżenie. Nie sprawdzał, co robiła Sophia – koniec końców, miała większe doświadczenie w kwestii anomalii niż on – skupiając się wyłącznie na własnych działaniach i ich poprawności, znając dokładnie koszty ewentualnej pomyłki. Obawiał się niekontrolowanego wybuchu magii, ale nie pozwalał, by ten strach zupełnie go opanował, wykonując kolejne kroki prowadzące do okiełznania miejsca, które już zbyt długo stanowiło czarny punkt na mapie czarodziejskiego Londynu.
| metoda Zakonu
Nasłuchiwał przez moment, starając się wyłuskać z otaczającej ich ciszy coś więcej niż bicie własnego serce i szum oddechu, ale zdawało się, że wciąż byli sami; pozostali interesujący się niestabilną magią czarodzieje (czarnoksiężnicy?) musieli tymczasowo zapomnieć o tym miejscu. Nie planował czekać, aż zmienią zdanie. – W p-p-porządku – powiedział, robiąc wreszcie krok do przodu i oglądając się jeszcze na Sophię, żeby w jej twarzy odnaleźć niewerbalne potwierdzenie, że była gotowa. Dopiero później uniósł różdżkę, biorąc dwa głębokie wdechy i przypominając sobie mocno wyryte w pamięci formuły; jego własna, magiczna energia, spłynęła z jego palców, wprawiając drewno różdżki w lekkie drżenie. Nie sprawdzał, co robiła Sophia – koniec końców, miała większe doświadczenie w kwestii anomalii niż on – skupiając się wyłącznie na własnych działaniach i ich poprawności, znając dokładnie koszty ewentualnej pomyłki. Obawiał się niekontrolowanego wybuchu magii, ale nie pozwalał, by ten strach zupełnie go opanował, wykonując kolejne kroki prowadzące do okiełznania miejsca, które już zbyt długo stanowiło czarny punkt na mapie czarodziejskiego Londynu.
| metoda Zakonu
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Billy Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
Wiedziała, że czeka ich trudne zadanie. Kiedy była tutaj dwa miesiące temu, pozornie wszystko się udało – ale ostatni podryg anomalii okazał się tak silny, że zwalił ich oboje z nóg i ostatkiem sił musieli uciekać. Ta magia była potężna, ministerstwo najwyraźniej bało się z nią igrać, skoro był już sierpień, a anomalie wciąż istniały i nikt ich nie zwalczył. Dzięki staraniom Zakonu kilka ognisk anomalii zostało wygaszonych, ale pojawiały się też inne. A Sophia bardzo chciała przyłożyć swoją różdżkę do ich pokonania.
Pokątna była gęsto zamieszkałym i uczęszczanym obszarem, więc ognisko anomalii tutaj było bardzo niebezpieczne, i dlatego koniecznie należało się nim zająć. Naprawdę liczyła na to, że tym razem wreszcie się uda; z tego co wiedziała, nie tylko ona tutaj poległa przy próbie okiełznania tej anomalii.
Musieli także być ostrożni, bo jak wiedzieli z relacji innych Zakonników, nie tylko Zakon interesował się anomaliami i należało uważać na tych, którzy także mogliby chcieć się tu dostać i okiełznać magię. Również się rozejrzała, przez chwilę nasłuchując, ale oddalili się na tyle, że nie było słychać gwaru Pokątnej. Wychwytywała tylko lekkie drżenia zapewne powodowane przez anomalię. Żadnych kroków, żadnych inkantacji mknących w ich stronę. Wyglądało na to, że byli sami, i oby tak zostało do samego końca procesu naprawy magii.
- Możemy zaczynać – powiedziała po upewnieniu się, że wszystko gra. Szybko więc dołączyła do Billy’ego, pozwalając swojej magii przeniknąć przez różdżkę. Działała tak, jak przy poprzednich anomaliach, już doświadczona w próbach ich okiełznywania, nawet jeśli tylko jedna skończyła się pełnym sukcesem. Ale przynajmniej już wiedziała, czego się spodziewać i na co uważać. Skupiła się najmocniej jak potrafiła, uwalniając swoją magię i próbując okiełznać anomalię zgodnie ze sposobem, którego nauczył ich Zakon Feniksa. Miała nadzieję, że anomalia ugnie się ich woli i zacznie zanikać, przytłoczona ich dobrą, pozytywną mocą, którą próbowali na nią wpłynąć.
Zaraz się okaże, czy się udało, czy może magia nagle wybuchnie i zmusi ich do odwrotu. Miała nadzieję na tą pierwszą ewentualność, ale liczyła się też z nieprzewidywalnością tej magii.
31+20=51/140
Pokątna była gęsto zamieszkałym i uczęszczanym obszarem, więc ognisko anomalii tutaj było bardzo niebezpieczne, i dlatego koniecznie należało się nim zająć. Naprawdę liczyła na to, że tym razem wreszcie się uda; z tego co wiedziała, nie tylko ona tutaj poległa przy próbie okiełznania tej anomalii.
Musieli także być ostrożni, bo jak wiedzieli z relacji innych Zakonników, nie tylko Zakon interesował się anomaliami i należało uważać na tych, którzy także mogliby chcieć się tu dostać i okiełznać magię. Również się rozejrzała, przez chwilę nasłuchując, ale oddalili się na tyle, że nie było słychać gwaru Pokątnej. Wychwytywała tylko lekkie drżenia zapewne powodowane przez anomalię. Żadnych kroków, żadnych inkantacji mknących w ich stronę. Wyglądało na to, że byli sami, i oby tak zostało do samego końca procesu naprawy magii.
- Możemy zaczynać – powiedziała po upewnieniu się, że wszystko gra. Szybko więc dołączyła do Billy’ego, pozwalając swojej magii przeniknąć przez różdżkę. Działała tak, jak przy poprzednich anomaliach, już doświadczona w próbach ich okiełznywania, nawet jeśli tylko jedna skończyła się pełnym sukcesem. Ale przynajmniej już wiedziała, czego się spodziewać i na co uważać. Skupiła się najmocniej jak potrafiła, uwalniając swoją magię i próbując okiełznać anomalię zgodnie ze sposobem, którego nauczył ich Zakon Feniksa. Miała nadzieję, że anomalia ugnie się ich woli i zacznie zanikać, przytłoczona ich dobrą, pozytywną mocą, którą próbowali na nią wpłynąć.
Zaraz się okaże, czy się udało, czy może magia nagle wybuchnie i zmusi ich do odwrotu. Miała nadzieję na tą pierwszą ewentualność, ale liczyła się też z nieprzewidywalnością tej magii.
31+20=51/140
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 37
'k100' : 37
Przez moment naprawdę wydawało mu się, że im się powiedzie – magia zdawała się go słuchać, słuchać ich oboje, przepływając przez pracujące zgodnie różdżki i wyciszając stopniowo niepokojące, niespokojne drżenie pod ich stopami – ale było to wrażenie chwilowe; początkowo bardziej wyczuł niż zauważył następujące po sobie nieprawidłowości: zawahania w otaczającej ich energii, formuły, które nie działały tak, jak powinny były, dodatkowe pęknięcia, które zaczęły pojawiać się na ścianach otaczających zaułek kamienic. Nie przerwał próby okiełznania anomalii od razu, przez kilka długich sekund łudząc się jeszcze naiwnie, że wciąż mieli szansę – ale były to życzenia rzucone na próżno, kapryśna magia już zdążyła wymknąć im się spod kontroli, czyniąc niepowstrzymaną, groźną eksplozję jedynie kwestią czasu.
Zaklął szpetnie w myślach, milcząco wypowiadając wiązankę słów, których nigdy nie wyrzuciłby z siebie na głos w obecności kobiety, zanim opuścił z kapitulacją różdżkę, czując już wzbierające na intensywności wibrowanie niestabilnej magii. Nie udało się – ich własne zaklęcia okazały się zbyt słabe, być może rozproszyli się zbyt mocno, a może zwyczajnie nie był to najlepszy moment na próbę wyciszenia akurat tego miejsca – nie wiedział; nie miał zamiaru jednak spędzać tu ani chwili dłużej, nie miało to sensu, a stawiało ich jedynie w cieniu nadchodzącego prędko zagrożenia. – Nic tu po nas – stwierdził krótko, choć Sophia na pewno zdawała sobie już z tego sprawę, w czasie ostatnich tygodni odwiedziła znacznie więcej anomalii niż on. Nie był zadowolony – porażka nigdy nie smakowała dobrze – ale nie było czasu na roztkliwianie się nad zadaniem, które ich przerosło. Jedynym, co tak naprawdę mogli zrobić, było spróbowanie raz jeszcze – aż do skutku. – Chodź, zajmiemy się innym m-m-miejscem – dodał jeszcze, lekko ciągnąc kobietę na rękaw płaszcza na wysokości łokcia i prędkim krokiem zmierzając w stronę pozostawionych pod ścianą mioteł. Zanim wzbił się ponad ziemię, planując u boku Sophii pomknąć w stronę ich kolejnego celu, rozejrzał się jeszcze uważnie – ale szczerze wątpił, by ktokolwiek miał jeszcze dzisiaj się nimi zainteresować.
| zt x2 lecimy dalej!
Zaklął szpetnie w myślach, milcząco wypowiadając wiązankę słów, których nigdy nie wyrzuciłby z siebie na głos w obecności kobiety, zanim opuścił z kapitulacją różdżkę, czując już wzbierające na intensywności wibrowanie niestabilnej magii. Nie udało się – ich własne zaklęcia okazały się zbyt słabe, być może rozproszyli się zbyt mocno, a może zwyczajnie nie był to najlepszy moment na próbę wyciszenia akurat tego miejsca – nie wiedział; nie miał zamiaru jednak spędzać tu ani chwili dłużej, nie miało to sensu, a stawiało ich jedynie w cieniu nadchodzącego prędko zagrożenia. – Nic tu po nas – stwierdził krótko, choć Sophia na pewno zdawała sobie już z tego sprawę, w czasie ostatnich tygodni odwiedziła znacznie więcej anomalii niż on. Nie był zadowolony – porażka nigdy nie smakowała dobrze – ale nie było czasu na roztkliwianie się nad zadaniem, które ich przerosło. Jedynym, co tak naprawdę mogli zrobić, było spróbowanie raz jeszcze – aż do skutku. – Chodź, zajmiemy się innym m-m-miejscem – dodał jeszcze, lekko ciągnąc kobietę na rękaw płaszcza na wysokości łokcia i prędkim krokiem zmierzając w stronę pozostawionych pod ścianą mioteł. Zanim wzbił się ponad ziemię, planując u boku Sophii pomknąć w stronę ich kolejnego celu, rozejrzał się jeszcze uważnie – ale szczerze wątpił, by ktokolwiek miał jeszcze dzisiaj się nimi zainteresować.
| zt x2 lecimy dalej!
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Z chęcią przyjęła towarzystwo Gabriela, będąc przekonana, że auror jest jedną z najbardziej odpowiednich osób do wypraw, mających na celu ujarzmianie magii. Doświadczenie w obronie przed czarną magią - czego chcieć więcej? Sama Lovegood, choć starała się nie zaniedbywać tej dziedziny, nie była w niej orłem i chętnie korzystała z okazji na poprawę własnych umiejętności. Nie sposób było zapomnieć Tonksa - był jedną z pierwszych osób, które wstawiły się za nią, gdy pierwsze dni szkolne wypełniały szyderstwa i kpiny nietolerancyjnych uczniów Hogwartu, zwłaszcza tych z domu węża. Dobrze było go zobaczyć ponownie, tym bardziej na spotkaniu Zakonu Feniksa. Tego wieczora - a raczej nocy - miała na sobie lekko wyświechtaną pelerynę, sięgającą bioder. Zazwyczaj biorąc udział w podobnie konspiracyjnych przedsięwzięciach, musiała troszczyć się o kaptur, zasłaniający jej charakterystyczne, białe włosy, łatwo odcinające się od tła nocy. Były chaotycznie pozaplatane, gdzieniegdzie przypięte, by nie plątały się przy twarzy i nie przeszkadzały podczas prób. Chowały się grzecznie w cieniu materiału. W lewej kieszeni znajdował się nabyty niedawno koral zmiennokształtny. Dziś zmienił się w małego słonika - figurkę, na którą nie mogła się napatrzeć przed wyjściem z Rudery.
Plany uległy małej modyfikacji - musieli zmienić kierunek, ale na ulicy Pokątnej zdecydowanie nie brakowało punktów, w których magia żyła według swoich nowych zasad, kompletnie zdziczała i nieposłuszna. Tę anomalię wyczuli z łatwością - pod stopami. Drżenie spowodowało, że zatrzymali się, nabierając pewności, iż trafili w odpowiedni zaułek. Dziewczyna zerknęła na swojego doświadczonego towarzysza, kiwając powoli głową, na znak, że mogą spróbować uspokoić rozhulaną magię właśnie tutaj. Jeszcze zanim faktycznie weszli wgłąb uliczki, drogę przecięły im pierwsze jęzory ognia, rozbłyskujące co chwilę w ciemności. Oświetlały twarze Zakonników pomarańczowymi łunami. Sue poczuła, jak serce przyspiesza - adrenalina płynęła wartko, lecz głównym bodźcem nie była tyle anomalia (choć nie można było jej odmówić udziału w poddenerwowaniu), co wspomnienia. Ogień malował się w jej myślach wyjątkowo przerażająco i paskudnie i mimo upływającego czasu, sytuacja się nie polepszała - ba, nawet zdawała się pogarszać. Odetchnęła głęboko, lecz nie głośno - szum płomieni z łatwością ten dźwięk zagłuszył - i odezwała się z niezłomną, Gryfońską pewnością:
- Bierzemy to - może nie była tu dowódcą, ale chciała upewnić siebie, że może zmierzyć się z tym żywiołem. - Powodzenia - z bladym uśmiechem rzuciła jeszcze do Gabriela, kierując różdżkę na płomienie, buchające tuż przed nią, kiedy próbowała dostać się dalej. - Aquamenti - wypowiedziała pewnie, zagłuszając myśli oraz obawy, chowając je głęboko w sobie. Teraz liczyło się to miejsce, nic więcej.
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
[20.08]
Gdyby poddawał się po każdej porażce, prawdopodobnie już dawno zrezygnowałby nie tylko z pracy, ale także z przynależności do Zakonu Feniksa. Sęk w tym, aby z przegranej wyciągać odpowiednie wnioski i nabyć pokory. Tego nauczył się na przestrzeni lat i z każdej sytuacji - złej czy dobrej - starał się czerpać korzyści. Podejście godne największego optymisty. Gabriel był właśnie przykładem optymistycznego realisty. Chociaż teraz było mu naprawdę trudno zachować to swoje podejście do życia, kiedy musiał pożegnać jedną z najważniejszych osób w jego życiu - matkę. I chociaż ukrywał swój ból każdego dnia to negatywne emocje kumulowały się, rozrywały go od środka. Jednakże odsuwał emocje na bok, kiedy musiał skupić się na zadaniu. Wiedział, że podczas ujarzmiania anomalii trzeba być naprawdę skoncentrowanym. I bez nich magia potrafiła być wyjątkowo kapryśna, a cóż dopiero, kiedy w pewnych miejscach zachowywała się niezwykle; nawet jak na czarodziejskie standardy. W takich chwilach dobrze było mieć przy sobie osoby takie, jak panna Lovegood.
Dlatego znaleźli się na ulicy Pokątnej, jednakże tym razem nie w Sowiej Poczcie, gdzie nie udało im się doprowadzić do ujarzmienia mocy, a w pewnym zaułku czaiła się kolejna anomalia, z którą chcieli się zmierzyć. Wrócił do domu i nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie, kiedy jego najbliżsi decydowali się na poświęcenie najwyższego stopnia. Ubrany był zwyczajnie; jakby nigdy nic szedł ulicą. W ten sposób paradoksalnie zwracał na siebie zdecydowanie mniej uwagi. Magia była wyczuwalna, drżenie ziemi, ale też dziwne uczucie, którego Gabriel nie potrafił opisać za pomocą znanych słów. Języki ognia były czymś czego sie nie spodziewał, z drugiej jednak strony przy anomaliach nic nie było przewidywalne. Przez chwilę jednak przyglądał się Sue, która jakby przez chwilę się wahała? A może tylko mu się wydawało. - Powodzenia - odparł, uśmiechając się jakby pokrzepiająco. -Aquamenti - wypowiedział formułę zaklęcia, pewnie stając przed językami ognia.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Gabriel Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zaułek
Szybka odpowiedź