Większa sala boczna
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Większa sala boczna
To największa spośród bocznych sal. Znajduje się tutaj duży kominek z dwoma zużytymi fotelami wokół, kilka stolików wraz z ławami z charakterystycznymi futrzanymi narzutami. Cztery skrzypiące schody prowadzą na podwyższenie, gdzie znajduje się kilka miejsc z doskonałym widokiem na salę. Całość sprawia zaskakująco przytulne wrażenie, wręcz należy mieć się na baczności, by nie zapomnieć, że to jednak wciąż Nokturn.
Możliwość gry w kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:44, w całości zmieniany 1 raz
Nie twierdził, że dwie godziny nie były wystarczające, aby w pełni się przygotować. Najwyraźniej zostało to źle odebrane przez przyjaciela. To odpowiednia ilość czasu, skoro Czarny Pan uznał, że tyle będzie dla nich wystarczające, z pewnością tak właśnie było. Najważniejsze, aby każde z nich przemyślało swoje działania i to, co mogli zaoferować. To miało bezpośredni związek ze słowami, które wypowiedziała Deirdre. Wielokrotnie słyszał, że w podziemiach najbardziej znanego banku znajdują się smoki, które miały strzec jego tajemnic. Temat, którego nie mógł zgłębić, ani potwierdzić, wszak tylko nieliczni mieli okazję tam dotrzeć. O ile komukolwiek się udało. Znając jednak naturę smoków mogli przypuszczać, że w tych podaniach znajdowało się ziarno prawdy. Smoki były wyjątkowo niebezpiecznymi stworzeniami, które mogły pozbawić życia w zaledwie kilka chwil. Należało podejść do tematu ostrożnie, a najlepiej z miejsca założyć, że te opowieści były prawdziwe. Wysłuchał słów Zachary'ego na temat zabezpieczeń, na pewno wiedział więcej na ten temat i mógł się wypowiedzieć. To istotne informacje i być może właśnie na tym miało polegać ich przygotowanie. Wymianą wiadomości i zgłębieniem ich, aby w razie czego nie dali się zaskoczyć. On sam mógł służyć pomocą w kwestii smoków, jeżeli takowe oczywiście gnieździły się w głębi podziemi.
- Nawet jeśli informacje o smokach nie są potwierdzone w stu procentach, najlepiej będzie założyć, że możemy je napotkać na drodze. Jeśli zaś jest tak jak Zachary mówi i pilnują najważniejszych miejsc, a faktycznie się tam znajdują, to wtedy najpewniej przyjdzie nam się z nimi zmierzyć. - odparł na słowa Deirdre i Zachary'ego. Smoki żyjące w Rezerwacie różniły się od nieokiełznanych, dzikich istot. Nie mógł teraz siąść i podać im jasnego przepisu na ujarzmienie tych niesamowitych istot, bez znaczenia jakiego gatunku by były. To nie pieczenie ciasta czy przygotowanie potrawy. Zmierzenie się ze smokiem to trudne zadanie, wymagające wiedzy i umiejętności. Dobrze, że wśród nich byli tacy, którzy wiedzieli co można w takim przypadku zrobić, aby nie dać się usmażyć w kilka sekund. Zapewne żadne z nich nie planowało tam umrzeć, a już na pewno nie on. Dlatego postanowił wziąć pod uwagę wszystkie okoliczności i z miejsca założyć, że smoki jednak pilnują wejść. Jeśli plotki okażą się nieprawdą, przynajmniej nie będą zaskoczeni.
- Nawet jeśli informacje o smokach nie są potwierdzone w stu procentach, najlepiej będzie założyć, że możemy je napotkać na drodze. Jeśli zaś jest tak jak Zachary mówi i pilnują najważniejszych miejsc, a faktycznie się tam znajdują, to wtedy najpewniej przyjdzie nam się z nimi zmierzyć. - odparł na słowa Deirdre i Zachary'ego. Smoki żyjące w Rezerwacie różniły się od nieokiełznanych, dzikich istot. Nie mógł teraz siąść i podać im jasnego przepisu na ujarzmienie tych niesamowitych istot, bez znaczenia jakiego gatunku by były. To nie pieczenie ciasta czy przygotowanie potrawy. Zmierzenie się ze smokiem to trudne zadanie, wymagające wiedzy i umiejętności. Dobrze, że wśród nich byli tacy, którzy wiedzieli co można w takim przypadku zrobić, aby nie dać się usmażyć w kilka sekund. Zapewne żadne z nich nie planowało tam umrzeć, a już na pewno nie on. Dlatego postanowił wziąć pod uwagę wszystkie okoliczności i z miejsca założyć, że smoki jednak pilnują wejść. Jeśli plotki okażą się nieprawdą, przynajmniej nie będą zaskoczeni.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Próbował zapamiętywać możliwie jak najwięcej informacji na temat Gringotta i jego zabezpieczeń, a także szczegółów zapisanej na pergaminie legendy, choć wywoływane przez obecność Czarnego Pana napięcie utrudniało logiczne myślenie. Obcowanie z nim było niekwestionowanym zaszczytem, nie miał względem tego najmniejszych wątpliwości, lecz Caelan nie nawykł do jego towarzystwa – czy ktokolwiek mógł się do niego kiedykolwiek przyzwyczaić…? – co sprawiało, że czuł się jak dziecko. Pokorne, chcące przydać się do czegoś, a przy tym przytłoczone potęgą zasiadającego wśród nich czarnoksiężnika dziecko, którym już od dawna nie był. Rozluźnił się dopiero w chwili, gdy Pan obwieścił im swe zamiary i zniknął w kłębie czarnego dymu.
Nie odczuwał przy tym ulgi; jeszcze tej samej nocy czekała ich wyprawa do głębin banku, który słynął ze swych zabezpieczeń. Ludzie różnie gadali, i on słyszał opowieści o trzymanych w podziemiach smokach, lecz czy mogły mieć w sobie choć ziarno prawdy? Czy były to jedynie plotki, mające na celu utrzymanie złodziei na odpowiedni dystans…? Wolałby uniknąć stawania oko w oko z rozwścieczonymi jaszczurami, jeśli jednak musieliby tak uczynić, by spełnić wolę ich Pana – tak miało się stać. Pamiętał przy tym, że wśród Rycerzy byli specjaliści od tych stworzeń, ta myśl podnosiła go na duchu. Nie ruszał się jeszcze z miejsca, nie chciał ominąć żadnej nowiny, która mogłaby okazać się kluczowa w trakcie wyprawy. Domyślał się jednak, że większość zebranych – jeśli nie wszyscy – rozejdą się zaraz w celu uzupełnienia zapasów, dobrania eliksirów, przywdziania odpowiedniejszych strojów. Wnioskując po pytaniach zasiadających przy stole śmierciożerczyń, również i najbliżsi Czarnemu Panu nie wiedzieli o nadciągającym wielkimi krokami włamie.
Dopił resztkę alkoholu, która wciąż znajdowała się w jego kielichu, wyciągnął z kieszeni zegarek, by sprawdzić godzinę, po czym wstał z zajmowanego do tej pory krzesła z zamiarem udania się do swej posiadłości. Trzymał tam wszystkie mikstury, któraś zaś na pewno miała okazać się przydatna. Spojrzał to na Drew, to na Theo, wpierw chcąc upewnić się, czy żaden z nich nie chciałby mu towarzyszyć.
Nie odczuwał przy tym ulgi; jeszcze tej samej nocy czekała ich wyprawa do głębin banku, który słynął ze swych zabezpieczeń. Ludzie różnie gadali, i on słyszał opowieści o trzymanych w podziemiach smokach, lecz czy mogły mieć w sobie choć ziarno prawdy? Czy były to jedynie plotki, mające na celu utrzymanie złodziei na odpowiedni dystans…? Wolałby uniknąć stawania oko w oko z rozwścieczonymi jaszczurami, jeśli jednak musieliby tak uczynić, by spełnić wolę ich Pana – tak miało się stać. Pamiętał przy tym, że wśród Rycerzy byli specjaliści od tych stworzeń, ta myśl podnosiła go na duchu. Nie ruszał się jeszcze z miejsca, nie chciał ominąć żadnej nowiny, która mogłaby okazać się kluczowa w trakcie wyprawy. Domyślał się jednak, że większość zebranych – jeśli nie wszyscy – rozejdą się zaraz w celu uzupełnienia zapasów, dobrania eliksirów, przywdziania odpowiedniejszych strojów. Wnioskując po pytaniach zasiadających przy stole śmierciożerczyń, również i najbliżsi Czarnemu Panu nie wiedzieli o nadciągającym wielkimi krokami włamie.
Dopił resztkę alkoholu, która wciąż znajdowała się w jego kielichu, wyciągnął z kieszeni zegarek, by sprawdzić godzinę, po czym wstał z zajmowanego do tej pory krzesła z zamiarem udania się do swej posiadłości. Trzymał tam wszystkie mikstury, któraś zaś na pewno miała okazać się przydatna. Spojrzał to na Drew, to na Theo, wpierw chcąc upewnić się, czy żaden z nich nie chciałby mu towarzyszyć.
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
— Niektóre miejsca mogą otworzyć tylko gobliny — spojrzał na Shafiqa, zastanawiając się, czy nie będą potrzebować do tego któregoś z nich. Postanowił jednak nie wyprzedzać faktów, trudno było gdybać i rozważać, co ich czeka już teraz. Musieli być przygotowani na wszystkie ewentualności, nawet jeśli będą wiązać się z powrotem na powierzchnię. Magia strzegła najbardziej wyjątkowych miejsc w banku; nie pokusiłby się o stwierdzenie, że nie będą w stanie jej złamać. Analizował słowa, które padły i legendę, którą miał szansę przeczytać. Pomysły nasuwały mu się same — bank Gringotta mógł skrywać wiele niespodzianek. Zakładał, że podziemia mogą być nafaszerowane zarówno osobliwymi strażnikami, jak i pułapkami, czy zabezpieczeniami; wspomniał o nich Zachary. Wśród nich byli specjaliści od wszystkiego, nie wątpił, że sobie poradzą z zadaniem. Nie brakowało im zapału, umiejętności i rozmaitych talentów. Nie mógł przewidzieć, które z nich wykorzystają ani co im się przyda.
— Zastanówcie się nad tym, czego potrzebujemy — eliksirów, przedmiotów, świstoklików. Mieli chwilę czasu, by się do tego odpowiednio przygotować. Miał nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł, by przesiedzieć ten czas przy barze, sącząc ognistą. W mieszkaniu na Pokątnej posiadał wszystko, co mógł zabrać. Domyślał się, że w podziemiach letnie odzienie było też kiepskim pomysłem, potrzebny był cieplejszy płaszcz. Przede wszystkim musiał jednak poinformować uzdrowicielkę o tym, że nad ranem może mieć nieco pracy. A może nie musiał, może już wiedziała. Wyczytała to z gwiazd, fusów lub kart, które rozkładała? Może przewidziała, co się wydarzy, znała przebieg tej wyprawy, śniła o klęskach i śmierci?
Oby nie.
Wstał od stołu, nie żegnając się z nikim — zamierzał tu wrócić, kiedy będzie już gotów. Teraz jednak skierował się ku wyjściu, opuszczając Białą Wywernę.
| Jeśli ktoś potrzebuje eliksirów z mojej skrytki (lub śwwstoklika) to proszę o kontakt.
— Zastanówcie się nad tym, czego potrzebujemy — eliksirów, przedmiotów, świstoklików. Mieli chwilę czasu, by się do tego odpowiednio przygotować. Miał nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł, by przesiedzieć ten czas przy barze, sącząc ognistą. W mieszkaniu na Pokątnej posiadał wszystko, co mógł zabrać. Domyślał się, że w podziemiach letnie odzienie było też kiepskim pomysłem, potrzebny był cieplejszy płaszcz. Przede wszystkim musiał jednak poinformować uzdrowicielkę o tym, że nad ranem może mieć nieco pracy. A może nie musiał, może już wiedziała. Wyczytała to z gwiazd, fusów lub kart, które rozkładała? Może przewidziała, co się wydarzy, znała przebieg tej wyprawy, śniła o klęskach i śmierci?
Oby nie.
Wstał od stołu, nie żegnając się z nikim — zamierzał tu wrócić, kiedy będzie już gotów. Teraz jednak skierował się ku wyjściu, opuszczając Białą Wywernę.
| Jeśli ktoś potrzebuje eliksirów z mojej skrytki (lub śwwstoklika) to proszę o kontakt.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Wiedziała, że ta wyprawa się zbliżała, ale wiadomość od Ramseya i tak była niespodziewana. Miała nadzieję dowiedzieć się o tym wcześniej, wystarczająco na tyle, by zdążyć się przygotować - nieistotne, musiała sobie radzić z zapasami, które posiadała, a które w pośpiechu ułożyła w wiklinowym koszu lewitowanym magią w trakcie krótkiej drogi - do Białej Wywerny nie miała daleko ze swojej lecznicy, Lysandra została z małym Calchasem, z Morrigan sprawowała pieczę nad samą lecznicą. W tym momencie - Cassandra bardziej potrzebna była tutaj. Zapas eliksirów, który zdążyła zapakować, inspirowany był tym, co zdążył jej przekazać Ramsey.
Nie odezwała się, mijając próg komnaty, w której przebywali - a dokąd doprowadził ją Mulciber. Osunęła z włosów lekką fioletową chustę chroniącą przed jesiennym wiatrem, po czym przeniosła koszyk na brzeg stołu lekkim ruchem różdżki. - Z tego, co jest mi wiadome, nie mamy dużo czasu, więc pozwolę sobie pominąć grzeczności. Przyniosłam dla was eliksiry, które pozwoliłam sobie pogrupować na trzy kategorie. Pierwsza - to eliksiry, które - rzucone - mogą wyrzucić krzywdę, zwłaszcza w zamkniętych pomieszczeniach - tam, dokąd się wybieracie, może być ich wiele. To te fiolki - Wskazała cztery buteleczki, które położyła po lewej stronie stołu. - Eliksir banshee i eliksir wiecznego ognia - Etykiety były opisane, wybranie odpowiedniego nie powinno być dla nikogo kłopotem. - Wymagają odpowiedzialności i rozsądku - dodała na wszelki wypadek, wyciągając z kosza kolejne fiolki. - Druga kategoria to eliksiry wspomagające. Nie wiemy, z czym będziecie mieli do czynienia w korytarzach, ale pod ziemią waszym wrogiem może okazać się ciemność. Eliksir wąchacza może wydać się zabawny, ale wyostrzenie węchu może pozwolić wam zapobiec wielu kryzysowym sytuacjom. Podobnież eliksir kociego wzroku - pozwoli widzieć lepiej w niesprzyjających warunkach. Czuwający Strażnik podniesie waszą naturalną odporność na magię. Smocza łza i eliksir ochrony mogą ocalić wam życie, ale nie przeceniajcie ich wartości - podziemiach mogą być też znacznie mniej użyteczne niżeli wtedy, gdy stoicie twarzą w twarz z wrogiem. Eliksir byka pozwala przejąć jego siłę - przynajmniej na jakiś czas - co może okazać się ważne przy niejednej pułapce. Marynowana narośl ze szczuroszczeta - położyła palce na ostatnich wyłożonych fiolkach - wzmacnia magię obronną i chciałabym zasugerować ją tym, którzy mają z nią najmniej wspólnego. Wreszcie trzecia - ostatnia - kategoria - zaczęła wyciągać kolejne fiolki- na prawą stronę, tych było zdecydowanie najwięcej. - To eliksiry lecznicze. Kiedy wasza magia was zawiedzie, a tarcze okażą się niewystarczające, powinniście mieć pod ręką odpowiednie medykamenty. Część z nich nie zrobi krzywdy nawet dziecku, jeśli je przedawkuje, są to: wywar ze szczuroszczeta gojący rany, wywar wzmacniający, który doda sił, eliksir przeciwbólowy, który na jakiś czas może przynieść wam ulgę, mieszanka antydepresyjna, która pozwoli wam skupić myśli, jeśli czarna magia szarpnie je zbyt mocno i podstawowe antidotum, które powinno być wystarczające na jad stworzeń lub roślin, które możecie spotkać pod ziemią. Leki, z którymi trzeba już uważać - i o których należy posiadać elementarną choćby wiedzę - to: eliksir uspokajający - silniejszy od mieszanki antydepresyjnej, ale o podobnym działaniu, maść z wodnej gwiazdy na zranienia oraz - wychodząc na wasze obawy względem strażników podziemnych korytarzy Gringotty - pasta na oparzenia. Najsilniejszym lekiem, który mam przy sobie, jest eliksir wiggenowy. Powinni wziąć go ci z was, którzy potrafią zrobić z niego użytek - Nie bez powodu jej spojrzenie odnalazło Elvirę i Zachary'ego.
- Sami najlepiej znacie swoje silne i słabe strony, sami też najlepiej wiecie, co podpowiada wam intuicja odnośnie przyszłych chwil - weźcie to, co przyda wam się najbardziej. Nie bierzcie więcej, niż jesteście w stanie unieść, cztery eliksiry przydadzą się każdemu, kto nie niesie ze sobą nic nadto. Pamiętajcie, że mogą ocalić wam życie. - Skinęła lekko głową, dodając już ciszej - i bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego.
- I bądźcie bezpieczni - Zdjęła ze stołu pusty już kosz, odsuwając się w bok.
Na stole stoi:
(napiszcie w postach, co bierzecie, ja to przed eventem zgłoszę hurtem)
LECZNICZE - NIE POTRZEBUJĄ ANATOMII
- Eliksir przeciwbólowy
- Wywar wzmacniający x8
- Mieszanka antydepresyjna x10
- Wywar ze szczuroszczeta x9
- Antidotum podstawowe x12
LECZNICZE - WYMAGA I POZIOMU ANATOMII
- Eliksir uspokajający x2 (+43)
- Eliksir uspokajający x1 (+28)
- Maśc z wodnej gwiazdy x2 (+31)
- Pasta na oparzenia x2 (+30)
- Pasta na oparzenia x2 (+39)
LECZNICZE - WYMAGA II POZIOMU ANATOMII
- Eliskir wiggenowy x2 (+32)
DO RZUCANIA
- Eliksir banshee (2 porcje)
- [?] Wieczny płomień (2 porcje, stat. 20) - wersja eksperymentalna dla spragnionych ryzyka
- Wieczny płomień (2 porcje, stat. 20, zawiera krew Cassandry)
NA WZMOCNIENIE
- Eliksir wąchacza (3 porcje)
- Eliksir ochrony (1 porcja)
- Eliksir kociego wzroku x3 (+30)
- Eliksir kociego wzroku x3 (+19)
- Czuwający Strażnik x6 (+28)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta x2
- Smocza łza x3
- Eliksir siły x4 (+31)
Nie odezwała się, mijając próg komnaty, w której przebywali - a dokąd doprowadził ją Mulciber. Osunęła z włosów lekką fioletową chustę chroniącą przed jesiennym wiatrem, po czym przeniosła koszyk na brzeg stołu lekkim ruchem różdżki. - Z tego, co jest mi wiadome, nie mamy dużo czasu, więc pozwolę sobie pominąć grzeczności. Przyniosłam dla was eliksiry, które pozwoliłam sobie pogrupować na trzy kategorie. Pierwsza - to eliksiry, które - rzucone - mogą wyrzucić krzywdę, zwłaszcza w zamkniętych pomieszczeniach - tam, dokąd się wybieracie, może być ich wiele. To te fiolki - Wskazała cztery buteleczki, które położyła po lewej stronie stołu. - Eliksir banshee i eliksir wiecznego ognia - Etykiety były opisane, wybranie odpowiedniego nie powinno być dla nikogo kłopotem. - Wymagają odpowiedzialności i rozsądku - dodała na wszelki wypadek, wyciągając z kosza kolejne fiolki. - Druga kategoria to eliksiry wspomagające. Nie wiemy, z czym będziecie mieli do czynienia w korytarzach, ale pod ziemią waszym wrogiem może okazać się ciemność. Eliksir wąchacza może wydać się zabawny, ale wyostrzenie węchu może pozwolić wam zapobiec wielu kryzysowym sytuacjom. Podobnież eliksir kociego wzroku - pozwoli widzieć lepiej w niesprzyjających warunkach. Czuwający Strażnik podniesie waszą naturalną odporność na magię. Smocza łza i eliksir ochrony mogą ocalić wam życie, ale nie przeceniajcie ich wartości - podziemiach mogą być też znacznie mniej użyteczne niżeli wtedy, gdy stoicie twarzą w twarz z wrogiem. Eliksir byka pozwala przejąć jego siłę - przynajmniej na jakiś czas - co może okazać się ważne przy niejednej pułapce. Marynowana narośl ze szczuroszczeta - położyła palce na ostatnich wyłożonych fiolkach - wzmacnia magię obronną i chciałabym zasugerować ją tym, którzy mają z nią najmniej wspólnego. Wreszcie trzecia - ostatnia - kategoria - zaczęła wyciągać kolejne fiolki- na prawą stronę, tych było zdecydowanie najwięcej. - To eliksiry lecznicze. Kiedy wasza magia was zawiedzie, a tarcze okażą się niewystarczające, powinniście mieć pod ręką odpowiednie medykamenty. Część z nich nie zrobi krzywdy nawet dziecku, jeśli je przedawkuje, są to: wywar ze szczuroszczeta gojący rany, wywar wzmacniający, który doda sił, eliksir przeciwbólowy, który na jakiś czas może przynieść wam ulgę, mieszanka antydepresyjna, która pozwoli wam skupić myśli, jeśli czarna magia szarpnie je zbyt mocno i podstawowe antidotum, które powinno być wystarczające na jad stworzeń lub roślin, które możecie spotkać pod ziemią. Leki, z którymi trzeba już uważać - i o których należy posiadać elementarną choćby wiedzę - to: eliksir uspokajający - silniejszy od mieszanki antydepresyjnej, ale o podobnym działaniu, maść z wodnej gwiazdy na zranienia oraz - wychodząc na wasze obawy względem strażników podziemnych korytarzy Gringotty - pasta na oparzenia. Najsilniejszym lekiem, który mam przy sobie, jest eliksir wiggenowy. Powinni wziąć go ci z was, którzy potrafią zrobić z niego użytek - Nie bez powodu jej spojrzenie odnalazło Elvirę i Zachary'ego.
- Sami najlepiej znacie swoje silne i słabe strony, sami też najlepiej wiecie, co podpowiada wam intuicja odnośnie przyszłych chwil - weźcie to, co przyda wam się najbardziej. Nie bierzcie więcej, niż jesteście w stanie unieść, cztery eliksiry przydadzą się każdemu, kto nie niesie ze sobą nic nadto. Pamiętajcie, że mogą ocalić wam życie. - Skinęła lekko głową, dodając już ciszej - i bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego.
- I bądźcie bezpieczni - Zdjęła ze stołu pusty już kosz, odsuwając się w bok.
Na stole stoi:
(napiszcie w postach, co bierzecie, ja to przed eventem zgłoszę hurtem)
LECZNICZE - NIE POTRZEBUJĄ ANATOMII
- Eliksir przeciwbólowy
- Wywar wzmacniający x8
- Mieszanka antydepresyjna x10
- Wywar ze szczuroszczeta x9
- Antidotum podstawowe x12
LECZNICZE - WYMAGA I POZIOMU ANATOMII
- Eliksir uspokajający x2 (+43)
- Eliksir uspokajający x1 (+28)
- Maśc z wodnej gwiazdy x2 (+31)
- Pasta na oparzenia x2 (+30)
- Pasta na oparzenia x2 (+39)
LECZNICZE - WYMAGA II POZIOMU ANATOMII
- Eliskir wiggenowy x2 (+32)
DO RZUCANIA
- Eliksir banshee (2 porcje)
- [?] Wieczny płomień (2 porcje, stat. 20) - wersja eksperymentalna dla spragnionych ryzyka
- Wieczny płomień (2 porcje, stat. 20, zawiera krew Cassandry)
NA WZMOCNIENIE
- Eliksir wąchacza (3 porcje)
- Eliksir ochrony (1 porcja)
- Eliksir kociego wzroku x3 (+30)
- Eliksir kociego wzroku x3 (+19)
- Czuwający Strażnik x6 (+28)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta x2
- Smocza łza x3
- Eliksir siły x4 (+31)
bo ty jesteś
prządką
prządką
Uwadze Sigrun nie umknęło w jaki sposób Czarny Pan spojrzał na Hellę, uważnie i ostrom, przenikliwie. Przeniosła wzrok z niego na nią, później znów na niego, zachowując kamienną twarz, zastanawiając się jednak nad powodem tego zainteresowania i miała złe przeczucia. Proponując Helli możliwość służby Czarnemu Panu miała wiarę w jej rozsądek, miała nadzieję, że nie zmarnuje danej szansy. Zamierzała osobiście dopilnować, aby tak było. Rookwood traktowała to poważnie - Borginówna chyba nie zdawała sobie jeszcze sprawy z tego jak bardzo.
Skupiła wzrok i uwagę na Czarnym Panu, chcąc zapamiętać jak najwięcej, bo mieli niewiele czasu na przygotowanie. Właściwie tyle co nic. Pan zamierzał rzucić ich na głęboką wodę i oczekiwał, że nie zawiodą. Zawieść nie mogli, inaczej czeka ich sroga kara i Jego gniew - mogli zginąć, ale musieli osiągnąć cel. Tak będzie. Cokolwiek nie mieliby po drodze uczynić.
Ze słów Czarnego Pana wynikało, że ofiarą miała być owa legendarna istota i ich czarnomagiczna moc. Nie było zatem potrzeby, aby gorączkowo musieli poszukiwać nieszczęśnika, którego mieliby tam ze sobą siłą zawlec. Zmuszenie kogokolwiek nie było problemem - ale zmuszenie kogoś odpowiedniego, jeśli wymagania jakiekolwiek by istniały, mogło być problematyczne, skoro pozostawiał im tak niewiele czasu.
Nie zapytała już o nic więcej, zachowała pełne szacunku milczenie, a Czarny Pan zniknął w kłębach czarnego dymu, nakazując im się przygotować. Ramsey wypowiedział słuszne słowa - musieli zastanowić się nad tym, co mogło im się przydać.
- Mam torbę, na którą nałożono zaklęcie powiększająco-zwiększające, mogę zabrać coś więcej niż kilka fiolek eliksirów - odpowiedziała na to. Nie był to wór bez dna, zwłaszcza, że zamierzała włożyć do niej eliksiry, które miała we własnych zapasach. Nad słowami o smokach zastanowiła się głęboko, marszcząc przy tym jasne brwi. Tak wielkie istoty w podziemiach? Jeśli tak, musiały być rozdrażnione i wściekłe, a zarazem bardziej niebezpieczne.
- Czy ktoś z nas zna język goblinów? - spytała jeszcze. Skoro w rozległych korytarzach mieli odnaleźć sześć kamieni, a zabezpieczyły je te chytre stworzenia, to znajomość ich języka mogła okazać się niezbędna - a ona go nie rozumiała.
Skierowała wzrok ku Cassandrze, kiedy pojawiła się w sali, z wiklinowym koszem pełnym brzęczących fiolek. Wysłuchawszy jej wyjaśnień co czym jest, wstała z miejsca, kładąc dłoń na ramieniu szeptuchy.
- Jak zawsze nieoceniona - stwierdziła z szelmowskim uśmieszkiem. Co by bez niej zrobili? Pewnie dawno już pozdychali. - Na razie wezmę tylko eliksir wąchacza.
| na razie biorę tylko 1 x Eliksir wąchacza
Skupiła wzrok i uwagę na Czarnym Panu, chcąc zapamiętać jak najwięcej, bo mieli niewiele czasu na przygotowanie. Właściwie tyle co nic. Pan zamierzał rzucić ich na głęboką wodę i oczekiwał, że nie zawiodą. Zawieść nie mogli, inaczej czeka ich sroga kara i Jego gniew - mogli zginąć, ale musieli osiągnąć cel. Tak będzie. Cokolwiek nie mieliby po drodze uczynić.
Ze słów Czarnego Pana wynikało, że ofiarą miała być owa legendarna istota i ich czarnomagiczna moc. Nie było zatem potrzeby, aby gorączkowo musieli poszukiwać nieszczęśnika, którego mieliby tam ze sobą siłą zawlec. Zmuszenie kogokolwiek nie było problemem - ale zmuszenie kogoś odpowiedniego, jeśli wymagania jakiekolwiek by istniały, mogło być problematyczne, skoro pozostawiał im tak niewiele czasu.
Nie zapytała już o nic więcej, zachowała pełne szacunku milczenie, a Czarny Pan zniknął w kłębach czarnego dymu, nakazując im się przygotować. Ramsey wypowiedział słuszne słowa - musieli zastanowić się nad tym, co mogło im się przydać.
- Mam torbę, na którą nałożono zaklęcie powiększająco-zwiększające, mogę zabrać coś więcej niż kilka fiolek eliksirów - odpowiedziała na to. Nie był to wór bez dna, zwłaszcza, że zamierzała włożyć do niej eliksiry, które miała we własnych zapasach. Nad słowami o smokach zastanowiła się głęboko, marszcząc przy tym jasne brwi. Tak wielkie istoty w podziemiach? Jeśli tak, musiały być rozdrażnione i wściekłe, a zarazem bardziej niebezpieczne.
- Czy ktoś z nas zna język goblinów? - spytała jeszcze. Skoro w rozległych korytarzach mieli odnaleźć sześć kamieni, a zabezpieczyły je te chytre stworzenia, to znajomość ich języka mogła okazać się niezbędna - a ona go nie rozumiała.
Skierowała wzrok ku Cassandrze, kiedy pojawiła się w sali, z wiklinowym koszem pełnym brzęczących fiolek. Wysłuchawszy jej wyjaśnień co czym jest, wstała z miejsca, kładąc dłoń na ramieniu szeptuchy.
- Jak zawsze nieoceniona - stwierdziła z szelmowskim uśmieszkiem. Co by bez niej zrobili? Pewnie dawno już pozdychali. - Na razie wezmę tylko eliksir wąchacza.
| na razie biorę tylko 1 x Eliksir wąchacza
She's lost control
again
Ostatnio zmieniony przez Sigrun Rookwood dnia 22.09.20 17:35, w całości zmieniany 1 raz
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
To niespodziewane - to samo pomyślał w chwili w której Czarny Pan zdążył już ich opuścić pozostawiając ich z myślą, że oto dziś, za niecałe dwie godziny ruszą na poszukiwanie artefaktu o którym to ledwie co się dowiedzieli. Nie żeby nie był przyzwyczajony do tego, że spływały na niego nieoczekiwane oczekiwania tak jednak w tym momencie czuł się na to kompletnie nieprzygotowany. Nie narzekał jednak i nie pomyślał nawet o zakwestionowaniu nakazu. Myślał za to o tym w jaki sposób mógłby wykorzystać to co już miał przy sobie - bo zwyczajnie to musiało mu wystarczyć. Nie było szansy na to by zdołał w przeciągu ledwie dwóch godzin dostać się do Dover, do swojego mieszkania z objętego polami antyteleportacyjnymi Londynu. Dość lekka, wczesnojesienna szata, którą nosił na grzbiecie wydała mu się co prawda nieco nieadekwatna do zwiedzania wilgotnych i chłodnych podziemi, lecz pozostało mu się jedynie cieszyć, że przynajmniej była względnie wygodna. Już myślał, że różdżka, jak i własny rozsądek miały mu robić za główne narzędzia pracy tak jednak kolejna niespodziewana rzecz się wydarzyła - do sali przybyła kobieta zamierzajaca ich w miarę możliwości przygotować do tego czemu mieli stawić czoła. Niepozorna, można by powiedzieć zwyczajna. Claude już u niej zaopatrywał w eliksiry dlatego licznie oferowane przez nią szklane buteleczki wypełnione różnoraką zawartością wcale go nie zaskoczyły. Nim zdecydował się wybrać spośród danych mu możliwości na chwilę zastanowił się nad ich doborem. Nie było to proste bo nie wiedząc o tym z kim przyjdzie mu współpracować trudno mu było przewidzieć czego w zasadzie będzie potrzebował. Znał swoje słabości, lecz te mogły zostać pokryte przez cudzą siłę, a niekoniecznie eliksiry. Ostatecznie zdecydował się sięgnąć po eliksir odtruwający, siły oraz przeciwdziałającego oparzeniom. Przy sobie zaś miał pozyskany wcześniej przeciwbólowy. Nie brał już więcej - wszystkie kieszenie miał już zajęte.
|Eliksir siły x1 (+31), Antidotum podstawowe x1[bylobrzydkobedzieladnie]
|Eliksir siły x1 (+31), Antidotum podstawowe x1[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Claude Cunningham dnia 20.09.20 11:18, w całości zmieniany 2 razy
Nim Lyanna wyszła z sali pojawiła się w niej Cassandra wraz z eliksirami. To sprawiło, że Zabini została jeszcze trochę, aby posłuchać o miksturach i ich działaniu. Po tym, jak Valerij wyjechał, nie pozostało im w organizacji wielu alchemików, jednak Cassandra najwyraźniej była nie tylko świetną uzdrowicielką, ale i alchemiczką dbającą o to, by nie wyruszali na niebezpieczną wyprawę nieprzygotowani.
Lyanna poznała podstawy anatomii, dlatego radziła sobie i z dawkowaniem podstawowych eliksirów leczniczych. Ta umiejętność często się przydawała, bo nie musiała nikogo prosić o odmierzanie dawek prostych maści i eliksirów. Na samej alchemii nie znała się zbytnio, bo od lat nie warzyła nic poza bazami pod klątwy (właściwie odkąd opuściła Hogwart, to normalne eliksiry uwarzyła raptem parę razy), wolała polegać na umiejętnościach profesjonalistów, bo eliksiry nigdy nie były jej ulubionym przedmiotem. Cassandra opisała wszystko na tyle konkretnie, że nawet kompletny ignorant mógł zyskać pewne pojęcie o magii skrytej w przyniesionych fiolkach.
Podeszła do miejsca, gdzie uzdrowicielka rozłożyła eliksiry i zastanowiła się chwilę, po czym sięgnęła po kilka fiolek. Cztery. Dzięki nakładce na pas mogła zabrać osiem, brakującą liczbę zamierzała dopełnić w domu, bo miała tam jeszcze kilka mikstur, które mogła ze sobą zabrać. Skinęła Cassandrze głową z podziękowaniem, ostrożnie chowając fiolki, i dopiero potem opuściła Białą Wywernę, by na miotle polecieć do granicy Londynu, a następnie, poza obszarem zabezpieczeń antydeportacyjnych, teleportować się w okolice swojego domu.
Tam pospiesznie przebrała się w bardziej odpowiednie na wyprawę ubrania. Zamiast czarnej sukni, niezbyt wygodnej do poruszania się wśród przeszkód które mogli napotkać, wybrała coś bardziej swobodnego, ubiór składający się z długiej tuniki i obcisłych spodni, a także ciepłego wierzchniego czarodziejskiego płaszcza, który mógł ją chronić przed zimnem podziemi. Wszystko to oczywiście w kolorze czarnym. Włożyła wysokie, sznurowane buty na płaskiej, ale solidnej podeszwie. Pod płaszczem wokół talii zapięła pas z nakładką na eliksiry, gdzie starannie umieściła osiem fiolek, cztery od Cassandry i cztery, które dobrała z własnych prywatnych zapasów. Dobrze, że niedawno przezornie kupiła ten jakże przydatny i praktyczny przedmiot, dziś miał się bardzo przydać. Podobnie jak Oko Ślepego na palcu dłoni. Może w podziemiach na czas ostrzeże ją przed obecnością jakiejś wydzielającej ciepło istoty, choć miała nadzieję, że nie staną oko w oko ze smokiem.
Musiała liczyć się z tym, że może tu nie wrócić. Że niebezpieczna wyprawa może okazać się jej ostatnią, jeśli coś pójdzie nie tak, ale miała nadzieję, że tak nie będzie. Miała jeszcze wiele planów, chciała dalej uczestniczyć w budowaniu lepszego, czystokrwistego świata, dlatego musiała dołożyć wszelkich starań, by wykonać zadanie i przeżyć. Gdy miała już wszystko, czyli była odpowiednio ubrana i wyposażona w eliksiry, mogła wyruszyć w drogę powrotną do Białej Wywerny, gdzie stawiła się jeszcze przed końcem czasu. Czarny Pan zapewne wkrótce się pojawi i zabierze ich ze sobą. Co będzie dalej, było wielką niewiadomą.
Biorę od Cassandry:
- Eliksir przeciwbólowy x1
- Antidotum podstawowe x1
- Pasta na oparzenia x1 (+39)
- Wywar wzmacniający x1
| zt.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Lyanna poznała podstawy anatomii, dlatego radziła sobie i z dawkowaniem podstawowych eliksirów leczniczych. Ta umiejętność często się przydawała, bo nie musiała nikogo prosić o odmierzanie dawek prostych maści i eliksirów. Na samej alchemii nie znała się zbytnio, bo od lat nie warzyła nic poza bazami pod klątwy (właściwie odkąd opuściła Hogwart, to normalne eliksiry uwarzyła raptem parę razy), wolała polegać na umiejętnościach profesjonalistów, bo eliksiry nigdy nie były jej ulubionym przedmiotem. Cassandra opisała wszystko na tyle konkretnie, że nawet kompletny ignorant mógł zyskać pewne pojęcie o magii skrytej w przyniesionych fiolkach.
Podeszła do miejsca, gdzie uzdrowicielka rozłożyła eliksiry i zastanowiła się chwilę, po czym sięgnęła po kilka fiolek. Cztery. Dzięki nakładce na pas mogła zabrać osiem, brakującą liczbę zamierzała dopełnić w domu, bo miała tam jeszcze kilka mikstur, które mogła ze sobą zabrać. Skinęła Cassandrze głową z podziękowaniem, ostrożnie chowając fiolki, i dopiero potem opuściła Białą Wywernę, by na miotle polecieć do granicy Londynu, a następnie, poza obszarem zabezpieczeń antydeportacyjnych, teleportować się w okolice swojego domu.
Tam pospiesznie przebrała się w bardziej odpowiednie na wyprawę ubrania. Zamiast czarnej sukni, niezbyt wygodnej do poruszania się wśród przeszkód które mogli napotkać, wybrała coś bardziej swobodnego, ubiór składający się z długiej tuniki i obcisłych spodni, a także ciepłego wierzchniego czarodziejskiego płaszcza, który mógł ją chronić przed zimnem podziemi. Wszystko to oczywiście w kolorze czarnym. Włożyła wysokie, sznurowane buty na płaskiej, ale solidnej podeszwie. Pod płaszczem wokół talii zapięła pas z nakładką na eliksiry, gdzie starannie umieściła osiem fiolek, cztery od Cassandry i cztery, które dobrała z własnych prywatnych zapasów. Dobrze, że niedawno przezornie kupiła ten jakże przydatny i praktyczny przedmiot, dziś miał się bardzo przydać. Podobnie jak Oko Ślepego na palcu dłoni. Może w podziemiach na czas ostrzeże ją przed obecnością jakiejś wydzielającej ciepło istoty, choć miała nadzieję, że nie staną oko w oko ze smokiem.
Musiała liczyć się z tym, że może tu nie wrócić. Że niebezpieczna wyprawa może okazać się jej ostatnią, jeśli coś pójdzie nie tak, ale miała nadzieję, że tak nie będzie. Miała jeszcze wiele planów, chciała dalej uczestniczyć w budowaniu lepszego, czystokrwistego świata, dlatego musiała dołożyć wszelkich starań, by wykonać zadanie i przeżyć. Gdy miała już wszystko, czyli była odpowiednio ubrana i wyposażona w eliksiry, mogła wyruszyć w drogę powrotną do Białej Wywerny, gdzie stawiła się jeszcze przed końcem czasu. Czarny Pan zapewne wkrótce się pojawi i zabierze ich ze sobą. Co będzie dalej, było wielką niewiadomą.
Biorę od Cassandry:
- Eliksir przeciwbólowy x1
- Antidotum podstawowe x1
- Pasta na oparzenia x1 (+39)
- Wywar wzmacniający x1
| zt.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Lyanna Zabini dnia 24.09.20 23:13, w całości zmieniany 2 razy
Elvira wsłuchiwała się uważnie w pojedyncze, przyciszone rozmowy, mające miejsce przy stole, sama jednak - jak na złość - nie mogła od siebie dodać nic pożytecznego. Poza skrytką ze złotem nie miała z bankiem Gringotta nic wspólnego, nigdy w tym miejscu nie pracowała ani nie rozważała, co mogą kryć wielopoziomowe jaskinie. Po prawdzie, nie przyszło jej nawet do głowy, że mogą skrywać cokolwiek więcej ponad tony czarodziejskich kosztowności. Może było to naiwne, ale od dziecka z rzadka dawała wiarę legendom i mitom. Czy Czarny Pan mógł się mylić odnośnie położenia artefaktu, może nawet jego rzeczywistego istnienia? Trudno było wyobrazić sobie kompleks przedmiotów o tak gigantycznej mocy, ale równie ciężko przyszło Elvirze zaakceptowanie, że czarnoksiężnik tak potężny, wzbudzający w niej tak wiele lęku, mógł okazać się omylny. Nie, nie zamierzała w niego wątpić, nie teraz.
Była tej wyprawy cholernie ciekawa i miała świadomość, że może ona okazać się punktem zwrotnym w jej zaangażowaniu w sprawę. Jeżeli naprawdę odnajdą to, czego szukali, będzie to stanowić dowód, jak dobrą podjęła decyzję, gdy zdecydowała się obdarzyć Rycerzy częścią swojego zaufania.
Miała w planach zbierać się do wyjścia - już od jakiegoś czasu wisiała na krańcu krzesła i przebierała nogami pod stołem, wizja ogromnej misji popychała ją bowiem w kierunku przygotowań. Chciała wykorzystać cały ofiarowany zapas czasu i wrócić z powrotem do Wywerny także wcześniej, a nie na ostatnią chwilę. Widząc, że pozostali Rycerze nie zwlekali długo przy stole, wstała i obeszła siedzenia, nie patrząc na jedzenie. Nie była głodna. Przechodząc obok miejsca, które uprzednio zajmował Czarny Pan, odnosiła wrażenie, że skóra wciąż mrowi ją od osiadłej magicznej aury.
Całe szczęście nie zdążyła ulotnić się, zanim Cassandra zaszczyciła ich swoją obecnością, przynosząc ze sobą cały zestaw przydatnych eliksirów. Czyli w ten sposób to działało? Otrzymywali od zdolnych magów darmowe zaplecze ekwipunku?
Rozpoznawała część fiolek, innych w ogóle, przystanęła więc z boku i wysłuchała kobiety w milczeniu, wodząc wzrokiem za wskazywanymi przez nią buteleczkami.
Później bez słowa sięgnęła po dwa eliksiry, te, które uznała za najbardziej przydatne dla siebie, przede wszystkim o zaawansowanym działaniu medycznym. Nie miała pewności, czy ktokolwiek w tym towarzystwie poza Cassandrą i Zacharym Shafiqiem wiedziałby, jak się nimi posłużyć.
Schowała fiolki do kieszeni, wysuwając z niej równocześnie niewielki biały przedmiot, ciepły i połyskujący stłumionym, mlecznym światłem. Przekazała go Cillianowi, ukradkiem, nachylając się do niego i mamrocząc tylko trzy słowa:
- Rozmawialiśmy o tym.
Potem ruszyła do wyjścia, nie oglądając się na nikogo i nikogo nie żegnając. Nie mogła marnować czasu.
Eliskir wiggenowy x1 (+32) oraz Marynowana narośl ze szczuroszczeta x1
/zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
Była tej wyprawy cholernie ciekawa i miała świadomość, że może ona okazać się punktem zwrotnym w jej zaangażowaniu w sprawę. Jeżeli naprawdę odnajdą to, czego szukali, będzie to stanowić dowód, jak dobrą podjęła decyzję, gdy zdecydowała się obdarzyć Rycerzy częścią swojego zaufania.
Miała w planach zbierać się do wyjścia - już od jakiegoś czasu wisiała na krańcu krzesła i przebierała nogami pod stołem, wizja ogromnej misji popychała ją bowiem w kierunku przygotowań. Chciała wykorzystać cały ofiarowany zapas czasu i wrócić z powrotem do Wywerny także wcześniej, a nie na ostatnią chwilę. Widząc, że pozostali Rycerze nie zwlekali długo przy stole, wstała i obeszła siedzenia, nie patrząc na jedzenie. Nie była głodna. Przechodząc obok miejsca, które uprzednio zajmował Czarny Pan, odnosiła wrażenie, że skóra wciąż mrowi ją od osiadłej magicznej aury.
Całe szczęście nie zdążyła ulotnić się, zanim Cassandra zaszczyciła ich swoją obecnością, przynosząc ze sobą cały zestaw przydatnych eliksirów. Czyli w ten sposób to działało? Otrzymywali od zdolnych magów darmowe zaplecze ekwipunku?
Rozpoznawała część fiolek, innych w ogóle, przystanęła więc z boku i wysłuchała kobiety w milczeniu, wodząc wzrokiem za wskazywanymi przez nią buteleczkami.
Później bez słowa sięgnęła po dwa eliksiry, te, które uznała za najbardziej przydatne dla siebie, przede wszystkim o zaawansowanym działaniu medycznym. Nie miała pewności, czy ktokolwiek w tym towarzystwie poza Cassandrą i Zacharym Shafiqiem wiedziałby, jak się nimi posłużyć.
Schowała fiolki do kieszeni, wysuwając z niej równocześnie niewielki biały przedmiot, ciepły i połyskujący stłumionym, mlecznym światłem. Przekazała go Cillianowi, ukradkiem, nachylając się do niego i mamrocząc tylko trzy słowa:
- Rozmawialiśmy o tym.
Potem ruszyła do wyjścia, nie oglądając się na nikogo i nikogo nie żegnając. Nie mogła marnować czasu.
Eliskir wiggenowy x1 (+32) oraz Marynowana narośl ze szczuroszczeta x1
/zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
you cannot burn away what has always been
aflame
Ostatnio zmieniony przez Elvira Multon dnia 02.11.20 10:23, w całości zmieniany 1 raz
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Dwie godziny. Nie tygodnie ani miesiące, które zazwyczaj miał do dyspozycji przygotowując się do trudnych zadań; nie długie dni spędzone na sprawdzaniu otoczenia, dopracowywaniu szczegółów, rozpatrywaniu ewentualnych scenariuszy i planów awaryjnych, mających na celu nie tylko zapewnienie mu bezpiecznego lądowania w razie spieprzenia sprawy, ale przede wszystkim zwiększenie szans na jej powodzenie. Dwie godziny. Skąd ten pośpiech? Skoro artefakt, który mieli zdobyć, spoczywał w podziemiach Gringotta od wieków, to czy coś mu nagle zagroziło? Czy ich wyprawa miała być tak naprawdę wyścigiem, a Czarny Pan jedynie z jakiegoś powodu zdecydował się nie zdradzać przed nimi, z kim właściwie się ścigają? Pytania mnożyły się w jego głowie, żadnego nie ośmielił się jednak zadać – ani w obecności czarnoksiężnika, ani już po jego zniknięciu, zdjęty dziwnym wrażeniem, że ich przywódca miał oczy i uszy wszędzie, a każde jego słowo i zawahanie poddane zostałoby surowej ocenie. Słuchając zdawkowych słów pozostałych, ponownie uniósł do ust kielich, po czym wstał, planując szybką wycieczkę do własnego mieszkania w Londynie – nim jednak zdążyłby opuścić pomieszczenie, pojawiła się w nim kolejna czarownica, której nie znał – ale którą zdecydowanie znali pozostali. Wysłuchał jej konkretnych wskazówek z uwagą, obserwując rozstawiane kolejno fiolki, ale nie podchodząc do nich od razu – w myślach ważąc wszystkie usłyszane do tej pory informacje i zastanawiając się, czego mógł potrzebować. Nie miał wątpliwości, że decyzja należała do tych, do których należało podejść z rozwagą, biorąc poprawkę na własne słabości – posiadanie bądź brak konkretnej mikstury mógł zaważyć na wszystkim, a przede wszystkim – na jego życiu.
Podszedł do stołu tuż po Lyannie, na sekundę łapiąc jej spojrzenie, kiedy się mijali, ale żadne słowa nie odnalazły drogi na jego usta. Nie wiedziałby zresztą, co jej powiedzieć – ale może póki co nie musiał mówić niczego. Z blatu zabrał eliksir banshee, myśląc o sytuacji, w której stanąłby przed koniecznością odwrócenia uwagi; wspomnienie o ciemnościach kazało mu sięgnąć po eliksir kociego wzroku; czuwający strażnik wydawał mu się podstawą, oprócz tego zabrał jeszcze fiolkę wywaru ze szczuroszczeta – zdając sobie sprawę, że posiadanie bardziej złożonych mikstur leczniczych nie miało w jego wypadku sensu.
Kiedy ostatnia z fiolek znalazła się w jego kieszeni, podniósł spojrzenie, żeby z wdzięcznością skinąć nieznajomej mu kobiecie głową, po czym ruszył w stronę drzwi, po drodze zatrzymując się jeszcze przy Caelanie. – Muszę zabrać kilka rzeczy od siebie – wyjaśnił, nie dodając już, że wróci – miał nadzieję, że było to oczywiste, nawet jeśli już teraz czuł na barkach ciężar postawionego przed nim zadania. Nietypowego, zupełnie od zmiennego od tego, z czym mierzył się zazwyczaj, kryjąc się pośród cieni i sączonych powoli do odpowiednich uszu historii; czy jego umiejętności miały okazać się wystarczające w sytuacji, gdy przeciwnika nie dało się oszukać przekonującymi kłamstwami ani złudzeniami? Musiały.
Przyspieszając kroku, wyszedł z Białej Wywerny na ulicę, zmierzając prosto do swojego mieszkania; oprócz wybrania odpowiedniejszego stroju i zabrania paru przydatnych przedmiotów, miał zamiar napisać list do Thei – schowany wśród jego rzeczy, miał zostać odnaleziony jedynie w wypadku, gdyby nie udało mu się już tam powrócić – a jego siostra zostałaby zmuszona do szukania odpowiedzi wśród milczących ścian porzuconego gabinetu.
| zabieram (dziękuję! <3):
- wywar ze szczuroszczeta
- eliksir banshee
- eliksir kociego wzroku (+30)
- czuwający strażnik (+28)
(wszystko ofc po jednej porcji)
Podszedł do stołu tuż po Lyannie, na sekundę łapiąc jej spojrzenie, kiedy się mijali, ale żadne słowa nie odnalazły drogi na jego usta. Nie wiedziałby zresztą, co jej powiedzieć – ale może póki co nie musiał mówić niczego. Z blatu zabrał eliksir banshee, myśląc o sytuacji, w której stanąłby przed koniecznością odwrócenia uwagi; wspomnienie o ciemnościach kazało mu sięgnąć po eliksir kociego wzroku; czuwający strażnik wydawał mu się podstawą, oprócz tego zabrał jeszcze fiolkę wywaru ze szczuroszczeta – zdając sobie sprawę, że posiadanie bardziej złożonych mikstur leczniczych nie miało w jego wypadku sensu.
Kiedy ostatnia z fiolek znalazła się w jego kieszeni, podniósł spojrzenie, żeby z wdzięcznością skinąć nieznajomej mu kobiecie głową, po czym ruszył w stronę drzwi, po drodze zatrzymując się jeszcze przy Caelanie. – Muszę zabrać kilka rzeczy od siebie – wyjaśnił, nie dodając już, że wróci – miał nadzieję, że było to oczywiste, nawet jeśli już teraz czuł na barkach ciężar postawionego przed nim zadania. Nietypowego, zupełnie od zmiennego od tego, z czym mierzył się zazwyczaj, kryjąc się pośród cieni i sączonych powoli do odpowiednich uszu historii; czy jego umiejętności miały okazać się wystarczające w sytuacji, gdy przeciwnika nie dało się oszukać przekonującymi kłamstwami ani złudzeniami? Musiały.
Przyspieszając kroku, wyszedł z Białej Wywerny na ulicę, zmierzając prosto do swojego mieszkania; oprócz wybrania odpowiedniejszego stroju i zabrania paru przydatnych przedmiotów, miał zamiar napisać list do Thei – schowany wśród jego rzeczy, miał zostać odnaleziony jedynie w wypadku, gdyby nie udało mu się już tam powrócić – a jego siostra zostałaby zmuszona do szukania odpowiedzi wśród milczących ścian porzuconego gabinetu.
| zabieram (dziękuję! <3):
- wywar ze szczuroszczeta
- eliksir banshee
- eliksir kociego wzroku (+30)
- czuwający strażnik (+28)
(wszystko ofc po jednej porcji)
it's a small crime
and i've got no excuse
and i've got no excuse
Theodore Wilkes
Zawód : wiedźmi strażnik; podróżnik; przemytnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Odpowiedzi na zadane pytania powoli spływały, dlatego słuchał uważnie, zapamiętując jak najwięcej szczegółów. Sam milczał uparcie, próbując poukładać wszystko, czego się dowiadywał w obecnej chwili. Zerknął na Czarnego Pana, gdy ten poinformował, że mają dwie godziny na przygotowanie i zniknął tak, jak się pojawił, otoczony kłębami dymu. Czasu nie było tak wcale mało, jak mogło się wydawać. Nawet jemu skoczenie do Carnham i z powrotem nie zajmie tyle. Był przekonany, że powinien dać radę w nieco ponad godzinę, jeśli nic go nie zatrzyma po drodze. Wędrował spojrzeniem od osoby do osoby, gdy kolejni zabierali głos, dzieląc się informacjami, jakie posiadali. Lata poza Anglią sprawiały, że musiał bazować na wiedzy innych, co nie do końca mu pasowało, ale musiał ten fakt zaakceptować. Nie wątpił, że Gringott jest dobrze strzeżony, a zabezpieczenia i pułapki przysporzą problemu większego lub mniejszego. W końcu tam gdzie gobliny, tam zawsze musiały pojawić się jakieś komplikacje. Wiadomość, że w podziemiach najprawdopodobniej znajdują się smoki, pilnujące ważniejszych i cenniejszych skrytek, wzbudziła mieszane odczucia. Nie miał do czynienia za wiele z tymi zwierzętami, pozostawiając je gdzieś na skraju zainteresowania, ale wiedział, jak ciężkimi mogą być przeciwnikami, a już zwłaszcza na swoim terenie. W tym przypadku były to korytarze, zamknięte przestrzenie najpewniej niedające ani gadom ani Im tak dużego pola manewru, jakiego by potrzebowali. Był pewien, że nie tylko jego martwi ta kwestia, ale pozostawało wiele istotniejszych, aby tą konkretną na razie zepchnąć na drugi plan. Spojrzał na kobietę, która nagle przekroczyła próg sali i przeszła od razu do rzeczy, tłumacząc, co ze sobą przyniosła. Przyjrzał się fiolkom, sięgając po dwie, które mogły okazać się przydatne w nieprzyjaznym otoczeniu. Eliksir kociego wzroku, był tym z którego korzystał już nie raz i wiedział dobrze, jak sprawdza się w pewnych sytuacjach. Pasta na oparzenia, była wręcz odruchowym wyborem, gdy istniała możliwość spotkania z gadami ziejącymi ogniem. Schował obie fiolki do kieszeni.
Zamierzał już podnieść się i wyjść, gdy jego wzrok zatrzymał się na chwilę na Elvirze. Wiedział, o czym mówiła, pamiętał rozmowę, którą prowadzili i co miała dostarczyć. Nie przeczył, że mogło się to okazać równie przydatne co eliksiry. Odebrał od niej połyskujący własnym światłem kryształ, chowając go zaraz. Opuścił boczną salę, nie tracąc więcej czasu. Musiał zdążyć i wrócić tutaj odpowiednio szybciej… nie było mowy o spóźnieniu.
| Pasta na oparzenia x1 (+39), Eliksir kociego wzroku x1 (+30)
zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
Zamierzał już podnieść się i wyjść, gdy jego wzrok zatrzymał się na chwilę na Elvirze. Wiedział, o czym mówiła, pamiętał rozmowę, którą prowadzili i co miała dostarczyć. Nie przeczył, że mogło się to okazać równie przydatne co eliksiry. Odebrał od niej połyskujący własnym światłem kryształ, chowając go zaraz. Opuścił boczną salę, nie tracąc więcej czasu. Musiał zdążyć i wrócić tutaj odpowiednio szybciej… nie było mowy o spóźnieniu.
| Pasta na oparzenia x1 (+39), Eliksir kociego wzroku x1 (+30)
zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Ostatnio zmieniony przez Cillian Macnair dnia 21.04.21 22:13, w całości zmieniany 2 razy
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Gwóźdź do trumny, powinienem go poszukać, po czym grzecznie się położyć i nająć kogoś, coby zabił drewniane wieko. Nie trzeba czekać dwóch godzin. Zatem tak to wygląda, jedno jego słowo, a mam być gotowy na każde skinienie? Problematyczne z różnych względów, zaczynając od oczywistej niezgody w kwestiach ideologicznych, na niefrasobliwości skończywszy. Mam długi ogon, zdarza mi się spóźniać. Zęby myję nie trzy, a z siedem minut, bo w międzyczasie z pianą w ustach ucinam sobie pogawędki z pokojową albo wychodzę na balkon podlać kwiatki. Dwie godziny, żeby przygotować się na wyprawę, z której mogę nie wrócić żywy, hę?
Gdzie tu zgłosić, że jednak spasuję?
Napotykam wzrok Tristana i wiem, że nie ma o tym mowy. Japierdolę, no czuję się jak wtedy w Hogwarcie, gdy profesor Slughorn odprowadzał mnie z lekcji na lekcje przez cały miesiąc, bo zdarzyło mi się skipnąć kilka zajęć z transmutacji. Wpycham ręce do kieszeni, odchylam się na krześle i powoli dopijam wino - iść, nie iść, może chociaż by tak cofnąć się po płaszcz? Tam na dole jest piekielnie zimno, a ja nie mam dużej tolerancji na niskie temperatury. Psioczę w myślach, bo serio robię najgorszą rzecz na świecie: zaczynam w tym uczestniczyć. Wbrew... może nie zdrowemu rozsądkowi, ale za to występując całkowicie przeciwko sobie. Sprzedaję się. Prostytuuję. Nawet moje tutki są mądrzejsze ode mnie, bo one chociaż na tym zarabiają, a ja tylko daję się ruchać w dupę.
Robi mi się ekstremalnie gorąco, moja koszula jest cała mokra i klei mi się do pleców, a ja dochodzę do wniosku, że właściwie to już wszystko jedno. I tak tam pójdę. Z uniesioną różdżką i niewyraźną mordą, z ociąganiem, z głową przepełnioną jękliwym wyciem zdradzanego sumienia, ale jednak. I co teraz? Zostaje mi to potraktować jako pieprzoną przygodę, łowienie zaginionej arki. Włam do Gringotta i poszukiwania oparte na legendzie starej, jak świat, przecież to brzmi przecież więcej niż surrealistycznie. Czy w ogóle komukolwiek wcześniej udało się zakraść do banku i wyjść z niego żywym? Bez dodatkowej głowy albo brakującej kończyny? Przełykam ślinę, nie wydaje mi się. I gdy tak dumam, kminiąc, czy powinienem wziąć ze sobą coś do żarcia, drzwi sali skrzypią i sygnalizują, że ktoś nowy pojawił się wśród nas. Z początku myślę, że to wrócił Czarny Pan, ale, no, debil, przecież on jest zbyt pro, żeby tak normalnie korzystać z drzwi. No i nie wygląda jak pierwszorzędna wiedźma, tylko ładniejsza i młodsza niż takie stereotypowe. Ma miły głos i zdaje się dobra w przeciwieństwie do reszty. Zjawia się z bogatą wyprawką, rozdaje prezenty niczym Święty Mikołaj. Zachęcony zbliżam się do stołu, na którym wykłada dobrocie i myślę, że faktycznie poratuję się czymś z jej asortymentu. Wybieram fiolkę z eliksirem siły, marynowaną narośl ze szczuroszczeta i pudełeczko z maścią z gwiazdy wodnej.
-Jestem zobowiązany, madame. Dziękuję - skłaniam lekko głowę, nie mam zielonego pojęcia, kim jest ta kobieta, ani jaka wśród nich panuje hierarchia - a coś czuję, że takowa istnieje - zatem zwyczajnie oddaję jej honor za podzielenie się owocami swej pracy. Nie mogę być pewny, ale może uratują mi dupę. Przeciągle spoglądam jeszcze po obecnych w sali, zwłaszcza po bliższych i dalszych znajomych, po czym kiwam Tristanowi, że dociera do mnie powaga sytuacji. Dwie godziny. Zdążyłbym się upić, ale mimo wszystko, stawiam na prysznic i zmianę tej paskudnie przepoconej koszuli. I napisanie w pamiętniczku ckliwej notki o tym, jak bardzo nie chcę umierać i mieć do czynienia z Czarnym Panem i jego rycerzami. Szkoda, że moje słowo właściwie nic nie znaczy.
zt
| zabieram:
eliksir siły (+31)
marynowaną narośl ze szczuroszczeta
maść z wodnej gwiazdy (+31)
Gdzie tu zgłosić, że jednak spasuję?
Napotykam wzrok Tristana i wiem, że nie ma o tym mowy. Japierdolę, no czuję się jak wtedy w Hogwarcie, gdy profesor Slughorn odprowadzał mnie z lekcji na lekcje przez cały miesiąc, bo zdarzyło mi się skipnąć kilka zajęć z transmutacji. Wpycham ręce do kieszeni, odchylam się na krześle i powoli dopijam wino - iść, nie iść, może chociaż by tak cofnąć się po płaszcz? Tam na dole jest piekielnie zimno, a ja nie mam dużej tolerancji na niskie temperatury. Psioczę w myślach, bo serio robię najgorszą rzecz na świecie: zaczynam w tym uczestniczyć. Wbrew... może nie zdrowemu rozsądkowi, ale za to występując całkowicie przeciwko sobie. Sprzedaję się. Prostytuuję. Nawet moje tutki są mądrzejsze ode mnie, bo one chociaż na tym zarabiają, a ja tylko daję się ruchać w dupę.
Robi mi się ekstremalnie gorąco, moja koszula jest cała mokra i klei mi się do pleców, a ja dochodzę do wniosku, że właściwie to już wszystko jedno. I tak tam pójdę. Z uniesioną różdżką i niewyraźną mordą, z ociąganiem, z głową przepełnioną jękliwym wyciem zdradzanego sumienia, ale jednak. I co teraz? Zostaje mi to potraktować jako pieprzoną przygodę, łowienie zaginionej arki. Włam do Gringotta i poszukiwania oparte na legendzie starej, jak świat, przecież to brzmi przecież więcej niż surrealistycznie. Czy w ogóle komukolwiek wcześniej udało się zakraść do banku i wyjść z niego żywym? Bez dodatkowej głowy albo brakującej kończyny? Przełykam ślinę, nie wydaje mi się. I gdy tak dumam, kminiąc, czy powinienem wziąć ze sobą coś do żarcia, drzwi sali skrzypią i sygnalizują, że ktoś nowy pojawił się wśród nas. Z początku myślę, że to wrócił Czarny Pan, ale, no, debil, przecież on jest zbyt pro, żeby tak normalnie korzystać z drzwi. No i nie wygląda jak pierwszorzędna wiedźma, tylko ładniejsza i młodsza niż takie stereotypowe. Ma miły głos i zdaje się dobra w przeciwieństwie do reszty. Zjawia się z bogatą wyprawką, rozdaje prezenty niczym Święty Mikołaj. Zachęcony zbliżam się do stołu, na którym wykłada dobrocie i myślę, że faktycznie poratuję się czymś z jej asortymentu. Wybieram fiolkę z eliksirem siły, marynowaną narośl ze szczuroszczeta i pudełeczko z maścią z gwiazdy wodnej.
-Jestem zobowiązany, madame. Dziękuję - skłaniam lekko głowę, nie mam zielonego pojęcia, kim jest ta kobieta, ani jaka wśród nich panuje hierarchia - a coś czuję, że takowa istnieje - zatem zwyczajnie oddaję jej honor za podzielenie się owocami swej pracy. Nie mogę być pewny, ale może uratują mi dupę. Przeciągle spoglądam jeszcze po obecnych w sali, zwłaszcza po bliższych i dalszych znajomych, po czym kiwam Tristanowi, że dociera do mnie powaga sytuacji. Dwie godziny. Zdążyłbym się upić, ale mimo wszystko, stawiam na prysznic i zmianę tej paskudnie przepoconej koszuli. I napisanie w pamiętniczku ckliwej notki o tym, jak bardzo nie chcę umierać i mieć do czynienia z Czarnym Panem i jego rycerzami. Szkoda, że moje słowo właściwie nic nie znaczy.
zt
| zabieram:
eliksir siły (+31)
marynowaną narośl ze szczuroszczeta
maść z wodnej gwiazdy (+31)
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Ostatnio zmieniony przez Francis Lestrange dnia 05.11.20 12:38, w całości zmieniany 1 raz
Nawet jeśli niespecjalnie się mu to podobało, nie okazał w tego żaden sposób. Czym właściwie były dwie godziny? Ledwie krótkim urywkiem chwili, kiedy musieli się tak naprawdę zdać na innych - lub na własną roztropność i nadzieję, że każdy z nich posiadał w swoim ekwipunku rzeczy, które mogły być przydatne podczas misji. Misji o której, cóż, kolokwialnie mówiąc, nie wiedzieli prawie nic. Podejrzewał, że większość z nich miała choć kilka eliksirów upchniętych gdzieś we własnych mieszkaniach, jednak gdyby nie Cassandra, ich opcje w tej kwestii mogły być raczej mocno okrojone. Gdy więc kobieta zjawiła się w sali i zaczęła tłumaczyć wszystkie specyfiki które ze sobą przyniosła, słuchał jej uważnie. Pomny na jej słowa, swoją uwagę skupił raczej na tych, spośród eliksirów, którymi nie sposób było sobie zaszkodzić. Nadal miał pewne braki w kwestii anatomii i dawkowania, wiedza ta nigdy nie była mu potrzebna - aż do chwili kiedy los zweryfikował jego zdolności. Do tej pory z uporem unikał pojawiania się w portowej Marinie.
- Jesteś niesamowita, Cassandro - pochwalił ją krótko, ale szczerze. W jego kieszeni wylądowały więc cztery fiolki. Eliksir wzmacniający brzmiał obiecująco, a skoro czarownica posiadała go większy zapas, pozwolił zgarnąć sobie dwie fiolki. Przeczuwał, że mieszanka antydepresyjna również może okazać się przydatna, podobnie jak wywar ze szczuroszczeta. Miał jednak cichą, choć zapewne bardzo złudną nadzieję, że nie będzie musiał z nich korzystać. Nawet jeśli w podziemiach mieli poruszać się grupą, dobrze wiedział, że istniała możliwość, że każdy będzie zdany tylko na siebie.
- Jeśli to prawda, to na pewno się na jakiegoś natkniemy - mruknął, bardziej do siebie, niż do innych, słysząc całą konwersację o smokach. Nie miał powodu by poddawać w wątpliwość słów krewnego Shafiqa - choć dla ich własnego bezpieczeństwa i powodzenia tej misji, liczył jednak na to, że ów jegomość się mylił. Coś jednak musiało być na rzeczy, jeśli ten przeklęty artefakt nadal spoczywał głęboko w trzewiach Gringotta, nieodnaleziony, ba, zapomniany wręcz. Całe szczęście jednak, że posiadali w swoich szeregach osoby, które ze smokami miały do czynienia na co dzień. Burke posłał krótkie spojrzenie ku Rosierom. Chciał wierzyć w to, że będą wystarczająco przygotowani na wszystko, co stanie im na drodze. Pojedynczo żaden z rycerzy by sobie nie poradził.
Craig także nie marnował czasu, miał w domu kilka przedmiotów, które mogły okazać się przydatne podczas tej wyprawy. Burke posłał jeszcze jedno, krótkie spojrzenie na kuzyna. Mogli wrócić do posiadłości razem, jeśli i on miał tam coś do załatwienia.
Biore:
- Wywar wzmacniający x2
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Wywar ze szczuroszczeta x1
- Jesteś niesamowita, Cassandro - pochwalił ją krótko, ale szczerze. W jego kieszeni wylądowały więc cztery fiolki. Eliksir wzmacniający brzmiał obiecująco, a skoro czarownica posiadała go większy zapas, pozwolił zgarnąć sobie dwie fiolki. Przeczuwał, że mieszanka antydepresyjna również może okazać się przydatna, podobnie jak wywar ze szczuroszczeta. Miał jednak cichą, choć zapewne bardzo złudną nadzieję, że nie będzie musiał z nich korzystać. Nawet jeśli w podziemiach mieli poruszać się grupą, dobrze wiedział, że istniała możliwość, że każdy będzie zdany tylko na siebie.
- Jeśli to prawda, to na pewno się na jakiegoś natkniemy - mruknął, bardziej do siebie, niż do innych, słysząc całą konwersację o smokach. Nie miał powodu by poddawać w wątpliwość słów krewnego Shafiqa - choć dla ich własnego bezpieczeństwa i powodzenia tej misji, liczył jednak na to, że ów jegomość się mylił. Coś jednak musiało być na rzeczy, jeśli ten przeklęty artefakt nadal spoczywał głęboko w trzewiach Gringotta, nieodnaleziony, ba, zapomniany wręcz. Całe szczęście jednak, że posiadali w swoich szeregach osoby, które ze smokami miały do czynienia na co dzień. Burke posłał krótkie spojrzenie ku Rosierom. Chciał wierzyć w to, że będą wystarczająco przygotowani na wszystko, co stanie im na drodze. Pojedynczo żaden z rycerzy by sobie nie poradził.
Craig także nie marnował czasu, miał w domu kilka przedmiotów, które mogły okazać się przydatne podczas tej wyprawy. Burke posłał jeszcze jedno, krótkie spojrzenie na kuzyna. Mogli wrócić do posiadłości razem, jeśli i on miał tam coś do załatwienia.
Biore:
- Wywar wzmacniający x2
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Wywar ze szczuroszczeta x1
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zanim zdążył opuścić progi Białej Wywerny, czy chociażby porozumieć się z Macnairem i Theo, w sali niespodziewanie pojawiła się znajoma sylwetka Cassandry. To sprawiło, że żeglarz odsunął swe plany w czasie; wpierw chciał wysłuchać, co uzdrowicielka ma do powiedzenia, a także - co znajduje się w lewitowanym przez nią koszyku. Nie wrócił na swe miejsce, objaśnienia czarownicy chłonąc na stojąco, dostrzegł jednak, że nie on jeden zbierał się do wyjścia, nie czuł się więc przy tym jak w gorącej wodzie kąpany. Czarny Pan miał po nich wrócić za niecałe dwie godziny, musieli się śpieszyć, jeśli chcieli się naprawdę dobrze przygotować.
Nie znał się na anatomii, na podawaniu bardziej zaawansowanych mikstur czy maści leczniczych, dlatego też nawet nie spoglądał w ich stronę. Łudził się, że jeśli będzie potrzebował pilnej opieki medycznej, z pomocą przyjdzie mu jeden z pozostałych Rycerzy - jeśli nie specjalizujący się w magii uzdrowicielskiej, to chociaż znający podstawy dawkowania medykamentów. Zmarszczył brwi, gdy Vablatsky wspomniała o środkach na tyle niegroźnych, że nikt, nawet dziecko, nie powinno uczynić sobie nimi krzywdy. Mieszanka antydepresyjna brzmiała jak coś, z czego mógłby zrobić użytek; w trakcie wyprawy z pewnością będzie korzystać z czarnej magii, ta zaś była kapryśna, lubiła zbierać krwawe żniwo. Podobnie sprawy miało się z wywarem ze szczuroszczeta; podziemia Gringotta z pewnością najeżone były najróżniejszymi pułapkami, czułby się bezpieczniej mając choćby taki środek na rany. Na koniec jego wzrok zatrzymał się na fiolce przedstawionej jako Czuwający Strażnik. - Chciałbym zabrać ze sobą te trzy eliksiry, gdyby jednak ktoś czuł, że potrzebuje ich bardziej, nie bójcie się mówić - burknął pod nosem, mówił jednak szczerze; rozumiał, że sojusznicy zostali rzuceni na głęboką wodę, mogli odczuwać większą potrzebę wzmocnienia się przygotowanymi przez badaczkę środkami. - Dziękuję, Cassandro - dodał, przelotnie lokując wzrok na twarzy wiedźmy. Jej pomoc była nieoceniona.
Skinął Theodore'owi głową, gdy ten zatrzymał się przy nim w drodze do drzwi. Ścisnął jego ramię, w założeniu pokrzepiająco, próbując przy tym podchwycić jego spojrzenie. Nie wątpił w to, że krewniak wróci. - Do zobaczenia niebawem - mruknął, samemu również kierując się ku wyjściu. I on sam musiał jeszcze zajrzeć do portu.
| Jeśli mogę, to biorę (dzięki!):
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Wywar ze szczuroszczeta x1
- Czuwający Strażnik x1 (+28)
zt
Nie znał się na anatomii, na podawaniu bardziej zaawansowanych mikstur czy maści leczniczych, dlatego też nawet nie spoglądał w ich stronę. Łudził się, że jeśli będzie potrzebował pilnej opieki medycznej, z pomocą przyjdzie mu jeden z pozostałych Rycerzy - jeśli nie specjalizujący się w magii uzdrowicielskiej, to chociaż znający podstawy dawkowania medykamentów. Zmarszczył brwi, gdy Vablatsky wspomniała o środkach na tyle niegroźnych, że nikt, nawet dziecko, nie powinno uczynić sobie nimi krzywdy. Mieszanka antydepresyjna brzmiała jak coś, z czego mógłby zrobić użytek; w trakcie wyprawy z pewnością będzie korzystać z czarnej magii, ta zaś była kapryśna, lubiła zbierać krwawe żniwo. Podobnie sprawy miało się z wywarem ze szczuroszczeta; podziemia Gringotta z pewnością najeżone były najróżniejszymi pułapkami, czułby się bezpieczniej mając choćby taki środek na rany. Na koniec jego wzrok zatrzymał się na fiolce przedstawionej jako Czuwający Strażnik. - Chciałbym zabrać ze sobą te trzy eliksiry, gdyby jednak ktoś czuł, że potrzebuje ich bardziej, nie bójcie się mówić - burknął pod nosem, mówił jednak szczerze; rozumiał, że sojusznicy zostali rzuceni na głęboką wodę, mogli odczuwać większą potrzebę wzmocnienia się przygotowanymi przez badaczkę środkami. - Dziękuję, Cassandro - dodał, przelotnie lokując wzrok na twarzy wiedźmy. Jej pomoc była nieoceniona.
Skinął Theodore'owi głową, gdy ten zatrzymał się przy nim w drodze do drzwi. Ścisnął jego ramię, w założeniu pokrzepiająco, próbując przy tym podchwycić jego spojrzenie. Nie wątpił w to, że krewniak wróci. - Do zobaczenia niebawem - mruknął, samemu również kierując się ku wyjściu. I on sam musiał jeszcze zajrzeć do portu.
| Jeśli mogę, to biorę (dzięki!):
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Wywar ze szczuroszczeta x1
- Czuwający Strażnik x1 (+28)
zt
paint me as a villain
Ostatnio zmieniony przez Caelan Goyle dnia 12.01.21 16:26, w całości zmieniany 1 raz
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ledwo zakończył swą wypowiedź, a poczuł na sobie dwa długie spojrzenia, choć tylko jedno było dla niego całkowitą nowością, powodem niepewności i zarazem wielką nobilitacją. Słowa wypowiedziane przez Czarnego Pana pozwoliły mu zyskać pewność, że podzielenie się swoimi domysłami nie było niczym zdrożnym, lecz wniosło coś do ich rozważań. Choć ściągnął na siebie uwagę tak potężnego czarnoksiężnika, to była ona wynikiem wyrazu minimalnej przychylności, w przeszywającym na wskroś wzroku nie dostrzegł śladu wzburzenia. Od początku jego służby radzono mu, aby nigdy nie stał się przyczyną pańskiego gniewu.
Zdawał sobie sprawę z tego, że żadnej informacji odszukanej w historycznych podaniach nie należało brać za pewnik, ale każda mogła stanowić cenną wskazówkę, zarysować obszar dalszych poszukiwań. Szczerze wierzył, że kamienie stanowiące swoiste klucze do ołtarza znajdują się w podziemnych korytarzach ciągnących się kilometrami pod Bankiem Gringotta. Jak jednak odnaleźć je w nieznanym labiryncie pośród ciemności, nieznanych przeszkód i tysięcy mniejszych lub większych skrytek? Siłą mogli zmusić gobliny do współpracy, zażądać od nich wydania dokładnych map, bo takie po prostu musiały istnieć. Być może w goblideguckich zapiskach udałoby się odnaleźć dokładniejsze zapiski odnośnie ukrycia kryształów, ale na to już nie mieli czasu, pozostały im ledwie dwie godziny przed wyruszeniem.
Alphard zdawał się nie dostrzegać poruszenia wokół siebie, jeszcze chwilę siedział na swoim miejscu, wzrok podnosząc dopiero na postać wchodzącej do sali Cassandry. Wysłuchał jej wytycznych, po czym skinął głową w podzięce. Gdy inni zdecydowali co chcą wziąć, sam powstał i sięgnął po kilka fiolek, wybierając te lecznicze, których aplikacja nikomu nie powinna sprawić trudności, nawet jemu, osobie w żadnym stopniu niezaznajomionej z tajnikami anatomii. Musiał mieć pewność, że żaden specyfik przypadkiem go nie odurzy w czasie wykonywania zadania. Dopiero po dokonaniu wyboru mikstur skierował się do wyjścia, odchodząc tylko na chwilę. Specyfika zadania wymagała od niego zmiany odzienia oraz lepszego przygotowania różnych atrybutów. Nie miał obecnie przy sobie jasnych kryształów, od których biła niesamowicie kojąca moc, te znajdowały się na dnie szuflady w jego gabinecie położonym na trzecim piętrze rodowej kamienicy. Zdąży wrócić przed wyruszeniem.
| uprzejmie proszę o eliksiry:
- Wywar wzmacniający 1 porcja,
- Mieszanka antydepresyjna 1 porcja,
- Wywar ze szczuroszczeta 1 porcja,
- Antidotum podstawowe 1 porcja
Zdawał sobie sprawę z tego, że żadnej informacji odszukanej w historycznych podaniach nie należało brać za pewnik, ale każda mogła stanowić cenną wskazówkę, zarysować obszar dalszych poszukiwań. Szczerze wierzył, że kamienie stanowiące swoiste klucze do ołtarza znajdują się w podziemnych korytarzach ciągnących się kilometrami pod Bankiem Gringotta. Jak jednak odnaleźć je w nieznanym labiryncie pośród ciemności, nieznanych przeszkód i tysięcy mniejszych lub większych skrytek? Siłą mogli zmusić gobliny do współpracy, zażądać od nich wydania dokładnych map, bo takie po prostu musiały istnieć. Być może w goblideguckich zapiskach udałoby się odnaleźć dokładniejsze zapiski odnośnie ukrycia kryształów, ale na to już nie mieli czasu, pozostały im ledwie dwie godziny przed wyruszeniem.
Alphard zdawał się nie dostrzegać poruszenia wokół siebie, jeszcze chwilę siedział na swoim miejscu, wzrok podnosząc dopiero na postać wchodzącej do sali Cassandry. Wysłuchał jej wytycznych, po czym skinął głową w podzięce. Gdy inni zdecydowali co chcą wziąć, sam powstał i sięgnął po kilka fiolek, wybierając te lecznicze, których aplikacja nikomu nie powinna sprawić trudności, nawet jemu, osobie w żadnym stopniu niezaznajomionej z tajnikami anatomii. Musiał mieć pewność, że żaden specyfik przypadkiem go nie odurzy w czasie wykonywania zadania. Dopiero po dokonaniu wyboru mikstur skierował się do wyjścia, odchodząc tylko na chwilę. Specyfika zadania wymagała od niego zmiany odzienia oraz lepszego przygotowania różnych atrybutów. Nie miał obecnie przy sobie jasnych kryształów, od których biła niesamowicie kojąca moc, te znajdowały się na dnie szuflady w jego gabinecie położonym na trzecim piętrze rodowej kamienicy. Zdąży wrócić przed wyruszeniem.
| uprzejmie proszę o eliksiry:
- Wywar wzmacniający 1 porcja,
- Mieszanka antydepresyjna 1 porcja,
- Wywar ze szczuroszczeta 1 porcja,
- Antidotum podstawowe 1 porcja
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Rycerze wspierali się wzajemnie w przygotowaniach, każdy miał do zaoferowania coś, co mogło wesprzeć innych. Byli w tym wszystkim razem, działali wspólnie, dążąc do jednego konkretnego celu. Każdy Czarodziej był inny, specjalizował się w innej dziedzinie. Rosier mógł pomóc w kwestii magicznych stworzeń i zwierząt wszelkiego rodzaju, inni mieli do zaoferowania wsparcie w postaci eliksirów, a inny zaś mogli zaoferować poprawę zdolności magicznych w treningach. Na to ostatnie nie było teraz czasu, dwie godziny miały upłynąć jak z bicza strzelił, choć w innych warunkach wydawałoby się to wiecznością. Teraz mógł obserwować jak Cassandra przekazuje wszystko, co miała do zaoferowania Rycerzom Walpurgii. Zapewne wiele nie mógł zabrać, a nie chciał też nadużywać jej dobroci, więc ustawił się w małej kolejce, aby w końcu sam mógł sięgnąć po kilka eliksirów, które mogły okazać się przydatne. Wiedział, że sam prędzej spaliłby Chateau Rose zanim spróbowałby rozpalić ogień choćby pod jedną trzecią z wszystkiego, co tak wprawnie przygotowała kobieta. Dlatego nie zabierał się za tworzenie eliksirów. Fantine uraczyła go kilkoma, zawsze mógł skorzystać właśnie z nich i po przeanalizowaniu tego, co posiadał sam, wybrał cztery fiolki.
Panowała dziwna cisza. Skinął głową Cassandrze w podziękowaniu i odsunął się gdzieś na bok. Czas leciał, minuty zdawały się pędzić i gnać ich ku przeznaczeniu. Wyznaczony czas mijał, a on zastanawiał się co mogą spotkać na swojej drodze. Wiedział, że Rycerze będą wspierać się wzajemnie, nie zostawią kompana na pastwę losu i nie zignorują potrzeb innych. Tylko wspólnymi siłami będą mogli sięgnąć do celu, bo każde z nich specjalizowało się w innej dziedzinie. Spojrzał na swojego kuzyna i na kilka osób, z którymi łączyły go pozytywne relacje. Każdy wydawał się skupiony, wyciszony, przygotowując się na nadchodzące wydarzenia. Mathieu odczuwał pewne obawy, nie miał okazji brać udziału w tak poważnym wydarzeniu, Rycerzem przecież był niecały rok. Niemniej jednak, chciał wykorzystać swoje zdolności i pokazać się z jak najlepszej strony, oby los był dla niego przychylny.
Czas minął, musieli ruszać, zabrał wszystko co było mu potrzebne i udał się tam, gdzie zadanie miało mieć swój początek.
Biorę od Cassandry:
1 x Wywar wzmacniający
1 x Mieszanka antydepresyjna
1 x Wywar ze szczuroszczeta
1 x Antidotum podstawowe
i dziękuję bardzo <3
ZT
Panowała dziwna cisza. Skinął głową Cassandrze w podziękowaniu i odsunął się gdzieś na bok. Czas leciał, minuty zdawały się pędzić i gnać ich ku przeznaczeniu. Wyznaczony czas mijał, a on zastanawiał się co mogą spotkać na swojej drodze. Wiedział, że Rycerze będą wspierać się wzajemnie, nie zostawią kompana na pastwę losu i nie zignorują potrzeb innych. Tylko wspólnymi siłami będą mogli sięgnąć do celu, bo każde z nich specjalizowało się w innej dziedzinie. Spojrzał na swojego kuzyna i na kilka osób, z którymi łączyły go pozytywne relacje. Każdy wydawał się skupiony, wyciszony, przygotowując się na nadchodzące wydarzenia. Mathieu odczuwał pewne obawy, nie miał okazji brać udziału w tak poważnym wydarzeniu, Rycerzem przecież był niecały rok. Niemniej jednak, chciał wykorzystać swoje zdolności i pokazać się z jak najlepszej strony, oby los był dla niego przychylny.
Czas minął, musieli ruszać, zabrał wszystko co było mu potrzebne i udał się tam, gdzie zadanie miało mieć swój początek.
Biorę od Cassandry:
1 x Wywar wzmacniający
1 x Mieszanka antydepresyjna
1 x Wywar ze szczuroszczeta
1 x Antidotum podstawowe
i dziękuję bardzo <3
ZT
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Większa sala boczna
Szybka odpowiedź