Większa sala boczna
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Większa sala boczna
To największa spośród bocznych sal. Znajduje się tutaj duży kominek z dwoma zużytymi fotelami wokół, kilka stolików wraz z ławami z charakterystycznymi futrzanymi narzutami. Cztery skrzypiące schody prowadzą na podwyższenie, gdzie znajduje się kilka miejsc z doskonałym widokiem na salę. Całość sprawia zaskakująco przytulne wrażenie, wręcz należy mieć się na baczności, by nie zapomnieć, że to jednak wciąż Nokturn.
Możliwość gry w kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:44, w całości zmieniany 1 raz
Działo się tak wiele rzeczy, ciężko było za każdą z nich nadążyć spojrzeniem. Panował tu istny chaos, a oni musieli wziąć się w garść i jakoś opanować sytuację. Co właściwie zmuszało zagorzałych zwolenników Czarnego Pana i sojuszników, by obracali się przeciwko sobie? Czy Cernunnos wszedł także do ich głów? Lubił takie zabawy, Craig zdążył się przecież już przekonać, jak bardzo zdradliwa i nieprzewidywalna była to istota. Czy jednak tylko pozostałości po magii zawartej w żółtym kamieniu dawały o sobie znać? Czy też inne kryształy także powoli manifestowały swoją obecność w umysłach rycerzy? Mógłby spróbować wydać kolejny rozkaz - głosem równie władczym jak wtedy, gdy przemawiał do rogatych kreatur. Czy jednak miałby jakąkolwiek władzę nad swoimi sojusznikami?
- Spokój! - huknął, pragnąc tym samym zwrócić uwagę wszystkich na swoją osobę. Jeśli choć na pięć minut przestaną próbować sobie nawzajem zaszkodzić, chyba będzie mógł to uznać za sukces. Jego uwaga wciąż jednak w głównej mierze skupiona była na trójce potworów. Ten, który znajdował się bezpośrednio przed Burke'm, usłuchał - to było pocieszające. Nawet mimo tego obcego, przerażającego uczucia sprzeciwu i zwierzęcej buty. Próbowały się wyrwać spod jego kontroli, to zrozumiałe. Ale łowy jeszcze się nie zakończyły, a on bardzo chętnie wypróbowałby w przyszłości nowe ogary myśliwskie.
Trochę wysiłku kosztowało go przeniesienie wzroku z potworów na trójkę, która została przyprowadzona przez Edgara. Craig zdołał nawet wygiąć usta w coś, co można było uznać za uśmiech - choć zdecydowanie obecnie mężczyzna prezentował się raczej groteskowo i łatwo było nie zauważyć tej drobnej oznaki zadowolenia. Bo tak, Burke znów poczuł zadowolenie. A także dumę z kuzyna - zdołał pokonać klątwę, która opadła mu na umysł i jako jedyny ruszył do pomocy. Realnej pomocy. Bo oto - pod ścianą stały właśnie trzy ofiary dla kreatur cienia. Craig posłał Zachary'emu, Edgarowi i Cillianowi znaczące spojrzenie. Lepiej żeby się odsunęli i od razu zabrali ze sobą nieprzytomnego Claude'a.
- Moje miłe - zwrócił się do kreatur - miękko, niemal pieszczotliwie - przenosząc znów spojrzenie na demona klęczącego przed jego osobą. Gestem dłoni wskazał trójkę czarodziejów, dwóch mężczyzn i kobietę. Niewiele znaczące jednostki, sprowadzone jak owieczki na rzeź - Oto wasza ofiara. Pożywcie się.
- Spokój! - huknął, pragnąc tym samym zwrócić uwagę wszystkich na swoją osobę. Jeśli choć na pięć minut przestaną próbować sobie nawzajem zaszkodzić, chyba będzie mógł to uznać za sukces. Jego uwaga wciąż jednak w głównej mierze skupiona była na trójce potworów. Ten, który znajdował się bezpośrednio przed Burke'm, usłuchał - to było pocieszające. Nawet mimo tego obcego, przerażającego uczucia sprzeciwu i zwierzęcej buty. Próbowały się wyrwać spod jego kontroli, to zrozumiałe. Ale łowy jeszcze się nie zakończyły, a on bardzo chętnie wypróbowałby w przyszłości nowe ogary myśliwskie.
Trochę wysiłku kosztowało go przeniesienie wzroku z potworów na trójkę, która została przyprowadzona przez Edgara. Craig zdołał nawet wygiąć usta w coś, co można było uznać za uśmiech - choć zdecydowanie obecnie mężczyzna prezentował się raczej groteskowo i łatwo było nie zauważyć tej drobnej oznaki zadowolenia. Bo tak, Burke znów poczuł zadowolenie. A także dumę z kuzyna - zdołał pokonać klątwę, która opadła mu na umysł i jako jedyny ruszył do pomocy. Realnej pomocy. Bo oto - pod ścianą stały właśnie trzy ofiary dla kreatur cienia. Craig posłał Zachary'emu, Edgarowi i Cillianowi znaczące spojrzenie. Lepiej żeby się odsunęli i od razu zabrali ze sobą nieprzytomnego Claude'a.
- Moje miłe - zwrócił się do kreatur - miękko, niemal pieszczotliwie - przenosząc znów spojrzenie na demona klęczącego przed jego osobą. Gestem dłoni wskazał trójkę czarodziejów, dwóch mężczyzn i kobietę. Niewiele znaczące jednostki, sprowadzone jak owieczki na rzeź - Oto wasza ofiara. Pożywcie się.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gdzieś tkwiło w Zacharym niedowierzanie, że Rosier naprawdę tego dokonał. W pierwszej chwili nie chciał wierzyć wybranemu zaklęciu; w drugiej nawet doceniał gest oraz chęć pomocy, choć konsekwencje były znacznie większe. Wypadł z zajmowanego krzesła. Poleciał prosto w otwarte drzwi komnaty, nie będąc świadom, jaki ruch odbywał się za jego plecami i najwyraźniej los przez tych kilka ulotnych chwil sprzyjał mu. Całym, dość bezwładnym, ciężarem ciała wpadł na kogoś, jednak nie potrafił nazwać tego miękkim lądowaniem. Dość odruchowo zęby otarły się o wargę, rozcinając ją. Doskonale znany smak krwi sięgnął języka, zęby barwiąc czerwienią. Większa strużka popłynęła kącikiem ust na brodę. Nie poruszył się od razu, chcąc przeczekać zawroty głowy. Uczyniono to wbrew jego woli, stawiając do pionu, wzmagając całe uczucie skołowania i najwyraźniej wzbudzając kolejne. Lewą ręką chwycił się za bok głowy, czując jak coś próbowało... nie, wdarło się do wnętrza czaszki, próbując rozsadzić go od wewnątrz. Zaciskając powieki, nie widział tego, co robili inni, co robił Mathieu, bowiem to właśnie w nim upatrywał źródła wszystkiego. W porę otworzył oczy i dostrzegł różdżkę wymierzoną w nogę.
— Zapłacisz mi za to, Rosier — warknął, unosząc różdżkę w jego stronę. — Petrificus Totalus — zaintonował w emocjach formułę zaklęcia, wykonując dość nerwowych ruch dłonią. Jeśli mógł coś zrobić i mu przeszkodzić, to była to jedyna okazja. Głosy w głowie domagały się ofiary.
— Chodźcie — zwrócił się do kreatur, nie zmieniając swojego położenia. Nadal pozostawał na miejscu, prawdopodobnie przeszkadzając, osłaniając sobą tych, którzy dołączyli do spotkania. Jeśli cieniste stwory chciały jego krwi, najpierw musiały go dopaść. A tego nie zamierzał im w żaden sposób ułatwiać.
w Mathieu
— Zapłacisz mi za to, Rosier — warknął, unosząc różdżkę w jego stronę. — Petrificus Totalus — zaintonował w emocjach formułę zaklęcia, wykonując dość nerwowych ruch dłonią. Jeśli mógł coś zrobić i mu przeszkodzić, to była to jedyna okazja. Głosy w głowie domagały się ofiary.
— Chodźcie — zwrócił się do kreatur, nie zmieniając swojego położenia. Nadal pozostawał na miejscu, prawdopodobnie przeszkadzając, osłaniając sobą tych, którzy dołączyli do spotkania. Jeśli cieniste stwory chciały jego krwi, najpierw musiały go dopaść. A tego nie zamierzał im w żaden sposób ułatwiać.
w Mathieu
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Zachary Shafiq' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 8, 8, 1, 1
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 8, 8, 1, 1
Nie chciał tego słyszeć, dałby wszystko za ciszę, która nie nadchodziła. Przeraźliwy pisk trwał bez przerwy, jednak przyciśnięte do uszu dłonie skutecznie odcięły go, chociaż od tego, co działo się na około. Rzucane zaklęcia, padające słowa i dodatkowe towarzystwo trójki czarodziejów, którzy szli na śmierć, całkowicie uciekały jego uwadze. To wszystko mogło nie istnieć, nie mieć miejsca, gdy za kompanów miał ból i okrutny dźwięk, wwiercający się w czaszkę bez cienia subtelności. Zacisnął mocniej szczęki, jakby miało mu to cokolwiek pomóc, lecz okazywało się najbardziej odruchową reakcją, której nie próbował zwalczyć. Dopiero po chwili dotarło do niego, że obojętny na bodźce zewnętrzne, słyszał coś więcej, coś ponad okropnym piskiem. Drgnął nerwowo na krzyk przedzierający się przez natarczywy dźwięk i uniósł wzrok na cień, który moment wcześniej odrzucony siłą zaklęcia, uderzył o ścianę. Łapiąc spojrzenie dziwnego stworzenia, był niemal pewny, że wygląda na równie zdezorientowanego, jak On. Próbował skupić się na nim, nie dać zdekoncentrować bólowi, który wciąż promieniował od ręki i upewnić, że naprawdę Go usłyszał. Opuścił dłonie, podchodząc o krok bliżej, a później kolejny, zanim zwątpił czy to dobry pomysł. Czego ty się boisz, zdołał pomyśleć trzeźwo, lecz nie wypowiedział ani słowa. Nie rozumiał tego strachu, nie pojmował powodu. Przecież kilka minut temu sama próba zatrzymania stworzenia przy drzwiach, skończyła się dla niego źle, dlaczego miałby być teraz powodem. To brzmiało śmiesznie, nawet jeśli pozostawało tylko myślą.
[bylobrzydkobedzieladnie]
[bylobrzydkobedzieladnie]
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Ostatnio zmieniony przez Cillian Macnair dnia 08.06.21 2:19, w całości zmieniany 2 razy
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Udało jej się wymknąć z jego uścisku, odsunęła się nim zacisnął palce na jej włosach. Cofnęła się, próbując powiększyć dystans. Oddychała szybko i niespokojnie, cała ta sytuacja była dziwna i niezrozumiała, czuła się jakby znowu znalazła się w podziemiach Locus Nihil, zmagając się z nowymi zagrożeniami, mimo że przecież teoretycznie była w miejscu dobrze jej znajomym, odwiedzanym w przeszłości już wiele razy. Zaciskała palce na różdżce, chciała zaatakować, skrzywdzić go, odpłacić mu się za doznane upokorzenie – ale wtedy w jej głowie odezwał się głos, podpowiadający coś zupełnie innego niż jeszcze chwilę temu. Czyżby to była ona? Obecność, która wkradała się do jej głowy w tamtych podziemiach? Cokolwiek to było, szeptało do niej, mówiąc, że wcale nie musi walczyć, że może nagiąć jego wolę i zmusić go do poddania jej się. Z kim zatem powinna teraz walczyć, z nim czy z głosem w głowie? Odruchowo próbowała odszukać wzrokiem jego źrenice, tak jak nakazywał jej głos. Wiedziała przecież, jak to robić, jak sprawiać, by mężczyźni tracili głowę, była świadoma swej ponadprzeciętnej urody, tego że często oddziaływała ona nawet mocniej niż zaklęcia. Poruszyła się lekko, z gracją, wciąż starając się trzymać dystans uniemożliwiający mu ponowny fizyczny atak, ale sama nie rzuciła zaklęcia, choć kilka chwil temu tak bardzo tego pragnęła. Głos w jej głowie chciał jednak inaczej, starała się więc oddziaływać na niego swoją fizycznością, odważnie i pewnie patrzyła mu prosto w oczy, nawet w tej mrocznej scenerii piękna. I miała nadzieję, że to wystarczy, choć może głos w głowie właśnie pchał ją w pułapkę? Może wcale nie powinna go słuchać, a zamiast tego należało potraktować mężczyznę jakąś klątwą?
- Scheiß! - Wyrwało się z jego ust, gdy dziewczyna zdołała uskoczyć przed jego łapskami, wyślizgując się z jego rąk. Tak nie powinno być. Miała być jego. Miała stać się ofiarą którą miał zamordować w niezwykle brutalny oraz krwawy sposób. Jej jucha miała zdobić blat stołu, kafle posadzki oraz jego dłonie. Złość wypisała się w ostrych rysach Austriaka, a dziwna siła nie pozwalała zebrać mu myśli. W końcu nie powinien chcieć jej zabić; stali po jednej stronie, walczyli w tej samej sprawie, winni być sojusznikami... Kto wie, może nawet gdyby okoliczności były inne, udałoby im się dogadać w jakikolwiek sposób? Nie był pewien, nie potrafił skupić się na tym temacie... Coś jednak stale podpowiadało mu, iż powinien ją zamordować; że nie było żadnej, innej możliwości niż odebranie jej życia w sposób brutalny oraz niezwykle krwawy. Wypuścić brunatną krew na światło dzienne, pozwolić jej poznaczyć ścieżki na ślicznej twarzyczce z której spoglądałoby na niego spojrzenie pozbawione choćby niewielkiej odrobiny życia. Umysł Austriaka był zaślepiony dziwną żądzą krwi. Jej krwi. Wszystko inne zdawało się tracić na znaczeniu. Inni Rycerze, a nawet dziwne istotny (które jego zdaniem należało ustrzelić niczym inną, myśliwską zwierzynę) w pewien sposób przestały istnieć, zgniecione przez dziką rządzę mordu oraz świeżej krwi. Pomruk niezadowolenia uleciał z jego piersi, a rozjuszone spojrzenie zielonych ślepi utkwiło w ładnej buźce panny Zabini, skupiając na niej całą swoją uwagę. Nic nie mogło go rozproszyć, miał swoją dziwną misję i musiał ją wypełnić. Gdzieś z tyłu pojawiła się dziwna myśl, której istnienie wolał zignorować, przynajmniej na razie nie potrafiąc zrozumieć jej istnienia.
- Expelliarmus - Wypowiedział inkantację zaklęcia rozbrajającego wprost w pierś czarownicy, chcąc pozbyć się różdżki z jej dłoni. Ten ruch wydawał mu się najrozsądniejszym. Odrzucić drewno dziewczyny na bok, by mogli sprawę rozstrzygnąć w inny, jego zdaniem dużo lepszy sposób. Zielone ślepia utkwiły w niebieskich tęczówkach, nie odrywając się od nich nawet na chwilę.
- Expelliarmus - Wypowiedział inkantację zaklęcia rozbrajającego wprost w pierś czarownicy, chcąc pozbyć się różdżki z jej dłoni. Ten ruch wydawał mu się najrozsądniejszym. Odrzucić drewno dziewczyny na bok, by mogli sprawę rozstrzygnąć w inny, jego zdaniem dużo lepszy sposób. Zielone ślepia utkwiły w niebieskich tęczówkach, nie odrywając się od nich nawet na chwilę.
Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.
The member 'Friedrich Schmidt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Wiedziałem, że klątwa była niezwykle silna i choć z tyłu głowy przenikła świadomość, iż Śmierciożerca bez większego trudu mógł przed takową obronić się, to nie odpuszczałem. Wpatrywałem się w niego nienawistnym, przepełnionym gniewem wzrokiem i napawałem myślą, że wkrótce mógł paść na podłogę wygięty w spazmach okrutnego cierpienia. Na ten czas cienie przestały mieć dla mnie znaczenie, podobnie jak dantejskie sceny rozgrywające się w czterech, ciemnych ścianach Białej Wywerny. Stałem się głodny, potwornie głody ślepej sprawiedliwości, co do której wyrok zapadł tylko i wyłącznie w mojej głowie.
Momentalnie poczułem przypływ słabości, kolejną falę gorąca. Uciążliwy głos znów dał o sobie znak, przypomniał jak bez większego wysiłku przejął nade mną kontrolę. Sugerował, manipulował. Odciął od rzeczywistości. Z chwilowego otępienia wyrwał mnie mknący w moją stronę cień, przed którym w ostatniej chwili odskoczyłem i tym samym zerwałem wiązkę niewybaczalnego zaklęcia. Przekląłem pod nosem wędrując spojrzeniem od Cilliana, jaki notabene miał chyba inny problem, po samą Elvirę. Uniosłem nieco brew, a kącik mych ust zadrżał, kiedy upewniłem się, iż jej różdżka wskazywała bezpośrednio na mnie. Naprawdę nie miała dość? Dalej chciała mi coś udowodnić? Powstrzymać? Zaśmiałem się pod nosem bezczelnie w nią wpatrując; głos miał rację, on nigdy nie kłamał i co do niej również się nie mylił. Pieprzeni zdrajcy.
-Ty suko- wyrzuciłem z siebie unosząc wężowe drewno ponad stół, skierowaną wprost na uzdrowicielkę. -Distorsio- wypowiedziałem mocnym, pewnym tonem. Celowałem w wiodącą rękę, pragnąłem, aby ją unieszkodliwić. Boleśnie zapobiec kolejnym zaklęciom.
Momentalnie poczułem przypływ słabości, kolejną falę gorąca. Uciążliwy głos znów dał o sobie znak, przypomniał jak bez większego wysiłku przejął nade mną kontrolę. Sugerował, manipulował. Odciął od rzeczywistości. Z chwilowego otępienia wyrwał mnie mknący w moją stronę cień, przed którym w ostatniej chwili odskoczyłem i tym samym zerwałem wiązkę niewybaczalnego zaklęcia. Przekląłem pod nosem wędrując spojrzeniem od Cilliana, jaki notabene miał chyba inny problem, po samą Elvirę. Uniosłem nieco brew, a kącik mych ust zadrżał, kiedy upewniłem się, iż jej różdżka wskazywała bezpośrednio na mnie. Naprawdę nie miała dość? Dalej chciała mi coś udowodnić? Powstrzymać? Zaśmiałem się pod nosem bezczelnie w nią wpatrując; głos miał rację, on nigdy nie kłamał i co do niej również się nie mylił. Pieprzeni zdrajcy.
-Ty suko- wyrzuciłem z siebie unosząc wężowe drewno ponad stół, skierowaną wprost na uzdrowicielkę. -Distorsio- wypowiedziałem mocnym, pewnym tonem. Celowałem w wiodącą rękę, pragnąłem, aby ją unieszkodliwić. Boleśnie zapobiec kolejnym zaklęciom.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'k8' : 8, 1, 3, 6, 2, 2, 1, 1, 5, 5
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'k8' : 8, 1, 3, 6, 2, 2, 1, 1, 5, 5
Deirdre przemieniła się w kłąb czarnej mgły, który ochronił ją przed atakiem. Mogła zmaterializować się w dowolnym miejscu lub zniknąć całkiem. Elvira w tym czasie skierowała się przeciwko Drew, jednak niewprawiona w klątwach dłoń nie wywołała odpowiedniej smugi światła - a może był to efekt rozpaczliwie poszukiwanego przebłysku świadomości? Mathieu skierował różdżkę przeciwko Zachary'emu, jednak opór i pamięć o tym, kim był dla niego czarodziej, pozwoliły mu powstrzymać inkantację. Drew sam zerwał połączenie z Ramseyem, nie sięgając go zaklęciem niewybaczalnym, zwracając się przeciwko Elvirze. Wiązka klątwy Distorsio pomknęła w jej wiodącą rękę (moc zaklęcia 135). Zachary przywołał wiązkę petryfikusa, którą wymierzył w Mathieu, usiłując go spacyfikować (moc zaklęcia 109).
W tym samym momencie Zachary poczuł odrętwienie prawej ręki, żyły na jego przedramieniu wybrzuszyły się w sposób, którego nie dało się wytłumaczyć ich anatomią, nabrzmiewając pobłyskującym granatem. Jego ciało przeszedł spazm bólu, którego pomimo obszernej wiedzy nie był w stanie zidentyfikować. W jego głowie rozległ się syczący złowrogi szept, mówiący w języku, którego nie potrafił rozpoznać.
Friedriech usiłował rozbroić Lyannę, jednak w momencie, w którym natrafił fiołkową barwę jej oczu - czy ta czarownica zawsze miała fioletowe oczy? - nie był w stanie wypowiedzieć inkantacji zaklęcia. Łaknienie krwi pozostało w nim silne, ale coś odgrodziło go od niej potężnym murem: wówczas naszła go natrętna myśl, że nie chciał krzywdzić kobiety tak pięknej. Schmidt nie poddawał się podobnym emocjom łatwo, nie potrafił pojąć własnego zachowania, ale zrozumiał, że nie chciał, że nie powinien krzywdzić Zabini. Gdy spojrzał na nią ponownie, jej oczy okazały się jaśniejsze, niebieskie. Czy to płomień świec go zgubił?
Rozkaz Craiga poniósł się przez salę, ciszej jednak od szeptów zatruwających umysły rycerzy. Troje stworzeń wydawało się go jednak słyszeć bardzo dobrze. Znajdujący się najbliżej cień zjeżył się jak kot, który wietrzy drapieżnika. Polujący na śmierciożerczynię wpadł właśnie w niematerialne kłęby dymu, kłapiąc nagą szczęką w powietrzu i przenosząc pusty oczodół na wystawione im na żer ofiary. Trzeci cień, znajdujący się najbliżej Cilliana, wpierw spojrzał na niego, i choć Macnair nieprzerwanie czuł od niego emocje, nie uzyskał odpowiedzi na zadane pytanie, a przedziwne uczucie go nie opuszczało. Wkrótce trzy istoty rzuciły się na trzy sprowadzone dla nich ofiary, ignorując Zachary'ego.
Kobieta upadła jako pierwsza, z głośnym krzykiem, rozległ się trzask pękającej czaszki, kiedy cień z potężną mocą uderzył nią o ścianę. Krew rozlała się po ścianie malowniczym wachlarzem, a ciało zwęgliło się i wkrótce uleciało jak pył, wietrzejąc razem z półmaterialnym ciałem atakującego ją stworzenia. Mathieu, Zachary i Sigrun poczuli się dziwnie ukonentowani dźwiękiem pękającej czaszki, Friedrich poczuł nęcący zapach krwi, który zaspokoił jego żądze. Starszy z mężczyzn próbował walczyć, w pierwszym odruchu odrzucił od siebie istotę kopnięciem, lecz ledwie krótki moment później cień objął go sękatymi ramionami, które niby czarne ciernie oplotły się wokół jego ciała, wkrótce przebijając go jak korzenie osadzające się na urodzajnej ziemi, aż w oślepiającym blasku bursztynowej poświaty - spłonęli oboje. Przypominało to cykl życia, widok, który zdał się szczególnie piękny Deirdre i Lyannie. Trzeci z czarodziejów zbladł, w jego oczach zabłąkał się obłęd, a Elvira, Edgar, Ramsey, Zachary i Drew potrafili dostrzec ten stan ze szczególnym wyczuleniem. W swoim zagubieniu wydał się bezbronny jak dziecko, kły stworzenia wkrótce otworzyły jego klatkę piersiową, a krzyk bólu był tak głośny, że nikt pośród obecnych nie był w stanie dostrzec, w jaki sposób zniknęła trzecia z ofiar - razem z ostatnim cieniem.
Krzyk ostatniego czarodzieja wybrzmiał w sali donośnie, świdrującym echem, które przeobraziło się w donośny pisk - i dopiero, gdy ucichło, odzyskaliście swoje myśli, swoje tożsamości, umysły niezatrute obcą mocą. Wszelkie efekty minęły, a wy - znajdowaliście się pośród sojuszników, przeciwko którym zwróciliście się z powodów, których nie potrafiliście pojąć. Pamiętaliście wszystko, co wydarzyło się w trakcie tego spotkania, włączając w to głosy, ale nie rządziły już wami niezrozumiałe pragnienia. Ktoś, a może coś, wtargnęło na to spotkanie nieoczekiwanie, mącąc między wami mocami tak pradawnymi i tak potężnymi, że żadne z was nie było w stanie ich pojąć. Wiedzieliście jedno - cokolwiek się tutaj wydarzyło, dopiero się zaczynało i miało przynieść niewyobrażalną grozę.
Narośl na dłoni Cilliana i poroże na czaszce Craiga sczerniały i skruszyły się, rozsypując się w pył, ale pozostawiając po sobie bolesne, wciąż krwawiące rany. U Craiga - na skroni - u Cilliana na ręce.
Cillian, otrzymałeś dodatkowe informacje drogą prywatnej wiadomości
Deirdre, Sigrun, Ramsey, Drew, Craig - Wasze zdrowie psychiczne zostało zaktualizowane
Deirdre, Sigrun, Ramsey, Drew, Craig, Lyanna, Friedrich, Elvira, Mathieu, Edgar, Cillian, Zachary - Wasze zdrowie fizyczne zostało zaktualizowane
Splamienie jest statusem, który permanentnie obniża bazowe punkty żywotności postaci o 20. Mistrz gry prosi o aktualizację żywotności we wsiąkiewkach.
Opętanie jest statusem, który nakłada na postaci obowiązek rzutu kością k100 w pierwszym poście każdego rozpoczynanego wątku. Wynik 5 i niższy należy zgłosić w aktualizacjach - po zgłoszeniu wątek można kontynuować.
Od tego momentu konsekwencje związane z locus nihil zaczęły stopniowo zanikać. Wciąż się pojawiały ale zaczęły tracić na intensywnosci. W kolejnych wątkach nie rzucacie już na konsekwencje narzucone po wydarzeniu.
Deirdre, Lyanna: zdarza wam się czasem słyszeć szept Aongusa, purpurowa barwa jego kamienia niekiedy przebłyskuje w waszych tęczówkach, dając wam silne poczucie kontroli nad cudzymi emocjami. Wiecie, że jesteście w stanie pobudzić każdą z nich.
Sigrun, Mathieu: zdarza wam się czasem słyszeć szept Arawna przywołujący krzyki waszych dawnych ofiar, a czasem - bezdusznie łamanej kości. Zdarzają wam się przebłyski, w trakcie których świat traci swoje barwy, do was dociera odrażający zapach śmierci, który pachnie potęgą.
Ramsey, Edgar, Elvira: zdarza wam się czasem słyszeć szept Ogmy. Momentami macie problemy z pamięcią, tracąc z umysłu chwile, które wydarzyły się od chwili zetknięcia się z mocą pradawnego ducha. Przeważnie macie jednak wrażenie, że wasze umysły zaostrzyły swoją siłę, koncentrowały się łatwiej i były w stanie zapamiętać więcej - z nienaturalną wręcz dokładnością.
Drew, Zachary: zdarza ci się usłyszeć szept Ecne. Momentami słyszysz też podszepty swoich jaźni, jednak potrafisz je już od siebie odróżnić i odseparować od nich własne ja. Czujesz jednak, że każda z tych jaźni niesie moc innych doświadczeń, rad i wskazówek, które czynią cię silniejszym.
Craig, Cillian: zdarza wam się słyszeć w głowie jazgot dzikich zwierząt. Kruszejące narośle z rzadka będą pojawiać się na waszych ciałach w różnych miejscach i pod różną postacią, ale wasze zabliźnione ciała poczują siłę. W cieniach będziecie dostrzegać czaszki istot, które nawiedziły was tego dnia, pewni, że one jeszcze powrócą.
Tristan, Friedrich: zdarza wam się usłyszeć szept Morrigan. Łaknienie krwi wciąż wam towarzyszy, jesteście jednak w stanie nad nim zapanować. Czujecie, że krwawe ofiary wojny czynią was silniejszymi.
Mistrz gry nie kontynuuje z wami rozgrywki (poza Elvirą, która może się jeszcze obronić, ma 48 godzin na odpis i dla której ten wątek wciąż jest zagrożeniem... i poza Mathieu, w którego również leci wiązka zaklęcia i który również ma na odpis 48 godzin).
W tym samym momencie Zachary poczuł odrętwienie prawej ręki, żyły na jego przedramieniu wybrzuszyły się w sposób, którego nie dało się wytłumaczyć ich anatomią, nabrzmiewając pobłyskującym granatem. Jego ciało przeszedł spazm bólu, którego pomimo obszernej wiedzy nie był w stanie zidentyfikować. W jego głowie rozległ się syczący złowrogi szept, mówiący w języku, którego nie potrafił rozpoznać.
Friedriech usiłował rozbroić Lyannę, jednak w momencie, w którym natrafił fiołkową barwę jej oczu - czy ta czarownica zawsze miała fioletowe oczy? - nie był w stanie wypowiedzieć inkantacji zaklęcia. Łaknienie krwi pozostało w nim silne, ale coś odgrodziło go od niej potężnym murem: wówczas naszła go natrętna myśl, że nie chciał krzywdzić kobiety tak pięknej. Schmidt nie poddawał się podobnym emocjom łatwo, nie potrafił pojąć własnego zachowania, ale zrozumiał, że nie chciał, że nie powinien krzywdzić Zabini. Gdy spojrzał na nią ponownie, jej oczy okazały się jaśniejsze, niebieskie. Czy to płomień świec go zgubił?
Rozkaz Craiga poniósł się przez salę, ciszej jednak od szeptów zatruwających umysły rycerzy. Troje stworzeń wydawało się go jednak słyszeć bardzo dobrze. Znajdujący się najbliżej cień zjeżył się jak kot, który wietrzy drapieżnika. Polujący na śmierciożerczynię wpadł właśnie w niematerialne kłęby dymu, kłapiąc nagą szczęką w powietrzu i przenosząc pusty oczodół na wystawione im na żer ofiary. Trzeci cień, znajdujący się najbliżej Cilliana, wpierw spojrzał na niego, i choć Macnair nieprzerwanie czuł od niego emocje, nie uzyskał odpowiedzi na zadane pytanie, a przedziwne uczucie go nie opuszczało. Wkrótce trzy istoty rzuciły się na trzy sprowadzone dla nich ofiary, ignorując Zachary'ego.
Kobieta upadła jako pierwsza, z głośnym krzykiem, rozległ się trzask pękającej czaszki, kiedy cień z potężną mocą uderzył nią o ścianę. Krew rozlała się po ścianie malowniczym wachlarzem, a ciało zwęgliło się i wkrótce uleciało jak pył, wietrzejąc razem z półmaterialnym ciałem atakującego ją stworzenia. Mathieu, Zachary i Sigrun poczuli się dziwnie ukonentowani dźwiękiem pękającej czaszki, Friedrich poczuł nęcący zapach krwi, który zaspokoił jego żądze. Starszy z mężczyzn próbował walczyć, w pierwszym odruchu odrzucił od siebie istotę kopnięciem, lecz ledwie krótki moment później cień objął go sękatymi ramionami, które niby czarne ciernie oplotły się wokół jego ciała, wkrótce przebijając go jak korzenie osadzające się na urodzajnej ziemi, aż w oślepiającym blasku bursztynowej poświaty - spłonęli oboje. Przypominało to cykl życia, widok, który zdał się szczególnie piękny Deirdre i Lyannie. Trzeci z czarodziejów zbladł, w jego oczach zabłąkał się obłęd, a Elvira, Edgar, Ramsey, Zachary i Drew potrafili dostrzec ten stan ze szczególnym wyczuleniem. W swoim zagubieniu wydał się bezbronny jak dziecko, kły stworzenia wkrótce otworzyły jego klatkę piersiową, a krzyk bólu był tak głośny, że nikt pośród obecnych nie był w stanie dostrzec, w jaki sposób zniknęła trzecia z ofiar - razem z ostatnim cieniem.
Krzyk ostatniego czarodzieja wybrzmiał w sali donośnie, świdrującym echem, które przeobraziło się w donośny pisk - i dopiero, gdy ucichło, odzyskaliście swoje myśli, swoje tożsamości, umysły niezatrute obcą mocą. Wszelkie efekty minęły, a wy - znajdowaliście się pośród sojuszników, przeciwko którym zwróciliście się z powodów, których nie potrafiliście pojąć. Pamiętaliście wszystko, co wydarzyło się w trakcie tego spotkania, włączając w to głosy, ale nie rządziły już wami niezrozumiałe pragnienia. Ktoś, a może coś, wtargnęło na to spotkanie nieoczekiwanie, mącąc między wami mocami tak pradawnymi i tak potężnymi, że żadne z was nie było w stanie ich pojąć. Wiedzieliście jedno - cokolwiek się tutaj wydarzyło, dopiero się zaczynało i miało przynieść niewyobrażalną grozę.
Narośl na dłoni Cilliana i poroże na czaszce Craiga sczerniały i skruszyły się, rozsypując się w pył, ale pozostawiając po sobie bolesne, wciąż krwawiące rany. U Craiga - na skroni - u Cilliana na ręce.
Cillian, otrzymałeś dodatkowe informacje drogą prywatnej wiadomości
Deirdre, Sigrun, Ramsey, Drew, Craig - Wasze zdrowie psychiczne zostało zaktualizowane
Deirdre, Sigrun, Ramsey, Drew, Craig, Lyanna, Friedrich, Elvira, Mathieu, Edgar, Cillian, Zachary - Wasze zdrowie fizyczne zostało zaktualizowane
Splamienie jest statusem, który permanentnie obniża bazowe punkty żywotności postaci o 20. Mistrz gry prosi o aktualizację żywotności we wsiąkiewkach.
Opętanie jest statusem, który nakłada na postaci obowiązek rzutu kością k100 w pierwszym poście każdego rozpoczynanego wątku. Wynik 5 i niższy należy zgłosić w aktualizacjach - po zgłoszeniu wątek można kontynuować.
Od tego momentu konsekwencje związane z locus nihil zaczęły stopniowo zanikać. Wciąż się pojawiały ale zaczęły tracić na intensywnosci. W kolejnych wątkach nie rzucacie już na konsekwencje narzucone po wydarzeniu.
Deirdre, Lyanna: zdarza wam się czasem słyszeć szept Aongusa, purpurowa barwa jego kamienia niekiedy przebłyskuje w waszych tęczówkach, dając wam silne poczucie kontroli nad cudzymi emocjami. Wiecie, że jesteście w stanie pobudzić każdą z nich.
Sigrun, Mathieu: zdarza wam się czasem słyszeć szept Arawna przywołujący krzyki waszych dawnych ofiar, a czasem - bezdusznie łamanej kości. Zdarzają wam się przebłyski, w trakcie których świat traci swoje barwy, do was dociera odrażający zapach śmierci, który pachnie potęgą.
Ramsey, Edgar, Elvira: zdarza wam się czasem słyszeć szept Ogmy. Momentami macie problemy z pamięcią, tracąc z umysłu chwile, które wydarzyły się od chwili zetknięcia się z mocą pradawnego ducha. Przeważnie macie jednak wrażenie, że wasze umysły zaostrzyły swoją siłę, koncentrowały się łatwiej i były w stanie zapamiętać więcej - z nienaturalną wręcz dokładnością.
Drew, Zachary: zdarza ci się usłyszeć szept Ecne. Momentami słyszysz też podszepty swoich jaźni, jednak potrafisz je już od siebie odróżnić i odseparować od nich własne ja. Czujesz jednak, że każda z tych jaźni niesie moc innych doświadczeń, rad i wskazówek, które czynią cię silniejszym.
Craig, Cillian: zdarza wam się słyszeć w głowie jazgot dzikich zwierząt. Kruszejące narośle z rzadka będą pojawiać się na waszych ciałach w różnych miejscach i pod różną postacią, ale wasze zabliźnione ciała poczują siłę. W cieniach będziecie dostrzegać czaszki istot, które nawiedziły was tego dnia, pewni, że one jeszcze powrócą.
Tristan, Friedrich: zdarza wam się usłyszeć szept Morrigan. Łaknienie krwi wciąż wam towarzyszy, jesteście jednak w stanie nad nim zapanować. Czujecie, że krwawe ofiary wojny czynią was silniejszymi.
Mistrz gry nie kontynuuje z wami rozgrywki (poza Elvirą, która może się jeszcze obronić, ma 48 godzin na odpis i dla której ten wątek wciąż jest zagrożeniem... i poza Mathieu, w którego również leci wiązka zaklęcia i który również ma na odpis 48 godzin).
Zachary zrobił dla niego tak wiele, a on podniósł przeciwko niemu różdżkę. W tym zamęcie wokół nie wiedział co miało znaczenie, a co go nie miało, liczyło się wzmożone pragnienie, którego nie potrafił tak po prostu opanować. Cząstka jego duszy jednak nadal widziała w Shafiqu przyjaciela i nie chciała dopuścić do tego, aby posłużył za materiał do zaspokojenia jego wewnętrznej potrzeby roztrzaskania czyichś kości i usłyszenia melodii tego dźwięki. Na całe szczęście, ta cząstka skutecznie utrudniła mu rzucenie zaklęcia. Czuł się tak, jakby toczył wewnętrzną walkę, sam ze sobą.
Niemniej jednak, przyjaciel postanowił, że nie będzie mu dłużny i sam wyciągnął różdżkę przeciwko niemu. Nie pojmował, nie rozumiał tego, nie potrafił dostrzec sensu i logiki w działaniach. Obrazy wokół niego szalały, były jak niespokojny wir, a pragnienie narastało z każdą sekundą. To zupełnie tak, jakby znalazł się w innym świecie, takim, którego po prostu nie był w stanie pojąć. Dziwne uczucie, które go przepełniało nie chciało odpuścić, a on musiał stawić czoła zaklęciu Zachary’ego, które w tak wprawny sposób posłał w jego kierunku. Występowali jeden przeciwko drugiemu, naskakiwali na siebie, atakowali się wzajemnie, nie w ten sposób to wszystko powinno wyglądać. Miał wrażenie, że coś wdarło się w jego ciało, a on nie potrafił tego przyjąć do świadomości, zaakceptować. Locus Nihil nie odbiło się znacząco na jego zdrowiu psychicznym, miewał koszmary i cierpiał, ale to co wydarzyło się dzisiaj było czymś o wiele, wiele… bardziej złożonym i skomplikowanym.
- Protego Maxima - wypowiedział głośno, wyraźnie, skupiając się na swoim działaniu całkowicie. Zaklęcie, które w niego mknęło nie dawało mu żadnych szans, a skoro efekty cieni jeszcze nie minęły, a pragnienie wciąż w nim istniało... musiał spróbować się obronić, aby sięgnąć po to, co należało do niego. Całą uwagę skupił tylko na tym, na swoich gestach, na każdym drobnym ruchu dłonią, w której dzierżył różdżkę. Tylko to teraz miało znaczenie.
Niemniej jednak, przyjaciel postanowił, że nie będzie mu dłużny i sam wyciągnął różdżkę przeciwko niemu. Nie pojmował, nie rozumiał tego, nie potrafił dostrzec sensu i logiki w działaniach. Obrazy wokół niego szalały, były jak niespokojny wir, a pragnienie narastało z każdą sekundą. To zupełnie tak, jakby znalazł się w innym świecie, takim, którego po prostu nie był w stanie pojąć. Dziwne uczucie, które go przepełniało nie chciało odpuścić, a on musiał stawić czoła zaklęciu Zachary’ego, które w tak wprawny sposób posłał w jego kierunku. Występowali jeden przeciwko drugiemu, naskakiwali na siebie, atakowali się wzajemnie, nie w ten sposób to wszystko powinno wyglądać. Miał wrażenie, że coś wdarło się w jego ciało, a on nie potrafił tego przyjąć do świadomości, zaakceptować. Locus Nihil nie odbiło się znacząco na jego zdrowiu psychicznym, miewał koszmary i cierpiał, ale to co wydarzyło się dzisiaj było czymś o wiele, wiele… bardziej złożonym i skomplikowanym.
- Protego Maxima - wypowiedział głośno, wyraźnie, skupiając się na swoim działaniu całkowicie. Zaklęcie, które w niego mknęło nie dawało mu żadnych szans, a skoro efekty cieni jeszcze nie minęły, a pragnienie wciąż w nim istniało... musiał spróbować się obronić, aby sięgnąć po to, co należało do niego. Całą uwagę skupił tylko na tym, na swoich gestach, na każdym drobnym ruchu dłonią, w której dzierżył różdżkę. Tylko to teraz miało znaczenie.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Niepoznane były powody jej nagłej dramatycznej nieufności, ale do ostatniej chwili zwlekała z uniesieniem różdżki, jakby chciała przekonać się, czy przeczucie - rozkaz - jest słuszny. Niestety, zawiodła się na nim, na Drew, gdy zrozumiała, na kogo podniósł rękę. Nie pozostawało nic innego jak tylko go powstrzymać, wystarczająco brutalnie, aby bolesna lekcja utrzymała go w ryzach przynajmniej do końca dzisiejszego dnia. Gorąc łez zapiekł ją w oczy, ale zrobiła to dla niego. Dyscyplina objęła pierwsze skrzypce w jej duszy, choć jej samej trudno było powiedzieć, czy jest to posłuszeństwo wobec Ramseya, Drew, czy kogoś zupełnie innego.
Sądziła, że determinacja wystarczy, lecz żadna wiązka nie opuściła sosnowego drewna. Czy czuła wściekłość, żal, ulgę? Strach? Nie miała pojęcia, to bez znaczenia, ponieważ niewybaczalna klątwa urwała się w powietrzu z sykiem zanim dosięgnęła celu, a nienawistne oczy spoczęły na niej. Wiedziała, że nie zdoła się obronić, ale próbowała - odskoczyła w bok, uderzając biodrem w krzesło, zachwiała się i złapała za krawędź stołu tą ręką, w którą moment później uderzyło zaklęcie. Wyłamanie kości ramiennej i łokciowej ze stawu wywołało piekielny ból, odniosła wrażenie, że czuje dokładnie jak pęka torebka stawowa, nadszarpuje ścięgno i pozostawia jej nadgarstek wiotkim, bezużytecznym i z szybko rosnącą opuchlizną. Krzyknęła mimowolnie, upuszczając różdżkę, a potem prędko - tak jakby potrafiła czarować lewą ręką - schyliła się, żeby znów ją chwycić.
Musiała mocno zagryzać zęby, by nie pozwolić sobie na więcej łez, na fizyczne i psychiczne rozdarcie. Obserwowała Drew spomiędzy opadłych na twarz włosów, gotując się na kolejny atak, uwagę wszystkich przykuły jednak demony atakujące nowe ofiary. Chrzęst pękających kości i mlaszczące odgłosy miażdżonych tkanek miękkich wysyłały kolejne impulsy bólu wzdłuż ramienia Elviry, a gdy wszystkie istoty zniknęły wreszcie z przerażającym piskiem, musiała zamknąć oczy, jak gdyby w innym wypadku miała stracić wzrok.
A potem zapadła przerażająca i pozbawiona miary cisza. Wspomnienia wracały pomału, jasność umysłu spływała jak deszcz na spragnionego. Co właśnie miało miejsce? Skąd przybyły demony i dlaczego akurat dziś, teraz, gdy byli wszyscy razem? W czyjej obronie chciała stanąć i na Merlina, czemu próbowała unieść różdżkę na Drew? Spojrzała na swoją prawą rękę, którą trzymała na kolanie; cała była już sinoczerwona, nie mogła wykonać nią żadnego ruchu bez kolejnej fali cierpienia. Odchrząknęła, bo miała wrażenie, że czuje w gardle smak nadchodzących mdłości.
- Jesteśmy ranni - powiedziała dość głośno, by zwrócić uwagę. Gdy obejrzała się przez ramię, zobaczyła krwawiące czoło Craiga. Poranieni byli też Cillian, chyba Lyanna. Na Drew starała się nie patrzeć. - Może odłóżmy spotkanie o kilka godzin? Musimy doprowadzić się do porządku. Gdzie jest Tristan? - Teraz dopiero zauważyła brak śmierciożercy na miejscu niedaleko.
Nie miała wiedzy ani sił, by próbować ubrać w lepsze słowa to, co się wydarzyło.
Nie bronię się, bo nie umiem
Sądziła, że determinacja wystarczy, lecz żadna wiązka nie opuściła sosnowego drewna. Czy czuła wściekłość, żal, ulgę? Strach? Nie miała pojęcia, to bez znaczenia, ponieważ niewybaczalna klątwa urwała się w powietrzu z sykiem zanim dosięgnęła celu, a nienawistne oczy spoczęły na niej. Wiedziała, że nie zdoła się obronić, ale próbowała - odskoczyła w bok, uderzając biodrem w krzesło, zachwiała się i złapała za krawędź stołu tą ręką, w którą moment później uderzyło zaklęcie. Wyłamanie kości ramiennej i łokciowej ze stawu wywołało piekielny ból, odniosła wrażenie, że czuje dokładnie jak pęka torebka stawowa, nadszarpuje ścięgno i pozostawia jej nadgarstek wiotkim, bezużytecznym i z szybko rosnącą opuchlizną. Krzyknęła mimowolnie, upuszczając różdżkę, a potem prędko - tak jakby potrafiła czarować lewą ręką - schyliła się, żeby znów ją chwycić.
Musiała mocno zagryzać zęby, by nie pozwolić sobie na więcej łez, na fizyczne i psychiczne rozdarcie. Obserwowała Drew spomiędzy opadłych na twarz włosów, gotując się na kolejny atak, uwagę wszystkich przykuły jednak demony atakujące nowe ofiary. Chrzęst pękających kości i mlaszczące odgłosy miażdżonych tkanek miękkich wysyłały kolejne impulsy bólu wzdłuż ramienia Elviry, a gdy wszystkie istoty zniknęły wreszcie z przerażającym piskiem, musiała zamknąć oczy, jak gdyby w innym wypadku miała stracić wzrok.
A potem zapadła przerażająca i pozbawiona miary cisza. Wspomnienia wracały pomału, jasność umysłu spływała jak deszcz na spragnionego. Co właśnie miało miejsce? Skąd przybyły demony i dlaczego akurat dziś, teraz, gdy byli wszyscy razem? W czyjej obronie chciała stanąć i na Merlina, czemu próbowała unieść różdżkę na Drew? Spojrzała na swoją prawą rękę, którą trzymała na kolanie; cała była już sinoczerwona, nie mogła wykonać nią żadnego ruchu bez kolejnej fali cierpienia. Odchrząknęła, bo miała wrażenie, że czuje w gardle smak nadchodzących mdłości.
- Jesteśmy ranni - powiedziała dość głośno, by zwrócić uwagę. Gdy obejrzała się przez ramię, zobaczyła krwawiące czoło Craiga. Poranieni byli też Cillian, chyba Lyanna. Na Drew starała się nie patrzeć. - Może odłóżmy spotkanie o kilka godzin? Musimy doprowadzić się do porządku. Gdzie jest Tristan? - Teraz dopiero zauważyła brak śmierciożercy na miejscu niedaleko.
Nie miała wiedzy ani sił, by próbować ubrać w lepsze słowa to, co się wydarzyło.
Nie bronię się, bo nie umiem
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Nie zmaterializowała się z czarnej mgły od razu, przez dłuższą chwilę znajdując wytchnienie w tym stanie nieskupienia. Zniknął dyskomfort zmęczonego ciała, napięte mięśnie już nie doskwierały, ból głowy wywołany zdenerwowaniem oraz nadmiarem bodźców zniknął - potrzebowała tych kilkudziesięciu sekund, by ochłonąć, skoncentrować się, pojąć, co właściwie się działo. Mroczny obłok zaczął formować się powoli w kącie sali niedaleko Elviry, z nicości wyłoniły się kawałek po kawałku, od rozczochranych, sięgających pasa włosów po kraniec materiału rozchełstanej peleryna, powoli przesiąkającej krwią rozlewającą się po posadzce. Krwią ofiar, winnych-niewinnych osób, którymi pożywiały się przyzwane przez Craiga stworzenia. Wszystko znów działo się szybko, agresywnie, nieprzewidywalnie, a Deirdre nie poznawała praktycznie nikogo, kto przebywał w większej sali Białej Wywerny: każdy z Rycerzy Walpurgii zachowywał się irracjonalnie, jak swoja wypaczona wersja, a obłąkanie sięgało także i do niej, mieszając w głowie blaskiem fioletu oraz cichym, nieznoszącym sprzeciwu szeptem. Ten jednak w końcu zniknął, został zaspokojony, zgładzony razem z trojgiem ludzi, których sprowadzono tu...nie, nie na rzeź, ta miała w sobie nieco obojętnej elegancji skuteczne przeprowadzonej egzekucji. Ciężko było opisać makabrę, jakiej stali się świadkami. Pomieszczenie szybko wypełnił odór świeżej krwi oraz trupiego mięsa, ale Deirdre nie miała czasu na rozkoszowanie się tymi aromatami. Wzięła głęboki, ochrypły oddech, od razu unosząc różdżkę, by spróbować wyczarować przed Multon silną tarczę, chroniącą ją przed promieniem zaklęcia Drew. - Protego Horribilis - wyartykułowała lodowato, mając nadzieję, że jej nadszarpnięta magia zdoła wyczarować tarczę zanim Multon padnie ofiarą bratobójczego ataku. - Co to, na Merlna, było? - spytała chwilę potem, głównie kierując to pytanie do Craiga, lecz może ktoś inny posiadł odpowiedź na to dość newralgiczne pytanie. Rozglądała się dookoła, próbując ocenić sytuację i straty: wydawało się, że wszyscy Rycerze żyli, przynajmniej na razie. - Zach, zdołasz zająć się najbardziej potrzebującymi? Ci z mniejszymi urazami mogą udać się do Cassandry - chyba, że wezwiemy ją tutaj, jeśli jest taka potrzeba - skierowała się ku Shafiqowi, oblizując nieco nerwowo wargi. Działo się za dużo, zbyt intensywnie, zbyt...mitycznie? Czym były te stwory, co nimi kierowało - i dlaczego znów zaczął przemawiać do niej Aongus? Deirdre przesunęła wzrok na Drew i Sigrun, upewniając się, że ci znajdują się w względnie stabilnym stanie psychicznym: dopiero na koniec jej oczy napotkały poważną twarz Ramseya. - Wiesz, że to nie byłam ja - szepnęła tylko, nie pokornie, w jakiejś pokrętnej formie przeprosin, próbując wybadać, czy wkroczyli na wojenną ścieżkę. - Sir Rosier - poprawiła machinalnie Elvirę, przez moment zastanawiając się, czy nie powinna udać się do Chateu Rose: ale przecież Tristan radził sobie w gorszych sytuacjach i nawet jeśli bestie pognały w jakiejś mglistej formie za nim, nie musiała się o niego teraz martwić.
| chcę obronić Elvirę, wybaczcie chaosik
| chcę obronić Elvirę, wybaczcie chaosik
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
Większa sala boczna
Szybka odpowiedź