Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Na pełnym morzu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Na pełnym morzu
Morze: raz ciche i spokojne, innym razem targają nim rozszalałe fale. To właśnie na nim postanowiono wznieść konstrukcje mogące służyć za boisko Quidditcha. Bardzo nieprofesjonalne, za to dość niebezpieczne, szczególnie dla tych, którzy nie są zawodowymi graczami. Obręcze wbite są na dużą głębokość w grząski grunt pod taflą wody. Ramę boiska stanowią metalowe konstrukcje przypominające trybuny. Nad nimi widnieje ogromna tablica, na której zapisywane są punkty dla poszczególnych drużyn. Całość wygląda niestabilnie i tak jest w rzeczywistości. Na szczęście woda jest głęboka, dlatego upadek w nią nie grozi poważniejszym kontuzjom - w przeciwieństwie do zetknięcia się z murawą. Nieco gorzej przedstawia się odległość boiska od brzegu - ta jest znacząca.
A miało być tak pięknie! Szybkie przejęcia kafla przez ich kapitan, by następnie do akcji ruszył kolejny ich zawodnik. Wszystko szło po ich myśli, mimo nienajlepszej pogody i trudnych warunków, ale ich starania spełzły na niczym. Może to pech, a może wybitne umiejętności obrońcy, ale punktów nie zdobyli. Obserwowała jak kafel, posłany przez Lexa, zmierza wprost w stronę pętli, ale obrońca Krabów wykazał się niesamowitym refleksem odbijając kafla. Nie można się było jednak długo zastanawiać jakim cudem mu to wyszło, lecz zainteresować się kaflem. Gdy oni mogliby rozpaczać Kraby mogły szykować się do ataku. Rozejrzała się czy nie nadchodzi z nikąd żaden tłuczek i chwyciła się mocniej miotły, by po zaraz ruszyć. Kafla przejął jeden z ścigających przeciwnej drużyny, a ona od razu poleciała za nim z zamiarem przejęcia kafla, lecz jej próba się nie powiodła.
Ostatnio zmieniony przez Elizabeth Fawley dnia 25.11.15 17:23, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Elizabeth Fawley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 20
'k100' : 20
Kamień spadł mi z serca, kiedy nasz obrońca obronił rzut kaflem. Od razu w jego kierunku pomknął Glaucus Travers, którego spotkałam podczas spotkania z Lyrą. Dobrał się on do naszego kafla i zaczął z nim lecieć na pętle przeciwników. Pomknęłam ku niemu, aby za asystować. Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się Bella, starała się przejąć kafla, ale jej nie wyszło. Mężczyzna przez chwilę wahał się, czy rzucać piłkę na obręcze, czy komuś podać. Chyba stwierdził, że jest za daleko bo podał kafla mi. Chwyciłam piłkę pod ramię, pochyliłam się nad trzonkiem i wyprzedzając go ruszyłam w stronę obręczy, aby oddać rzut. Miejmy nadzieję, że celny.
Gość
Gość
The member 'Diana Rowston' has done the following action : rzut kością
'k100' : 99
'k100' : 99
|szukający Srebrzystych Ramor się melduje! niech się wszelkie kraby strzeżą
Morskie fale zderzały się ze sobą pod nami, wściekle oczekując naszego upadku. Szamotały się, pragnąc nas wciągnąć raz a porządnie i... Miałam wizję. Ciemne otchłanie, znikające światło nad moją głową, czyjeś pazury wbijające się w mój przegub, panika i pewność, że to koniec mojego życia. Myślałam wtedy, że to będzie koniec mojego życia, ale się tak nie stało. To był początek, co nie zmieniało faktu, że obawa przed wciągającymi mnie trytonami mogła powstrzymać mnie przed złapaniem znicza, o ile ten zbyt blisko trzymałby się fali.
Spojrzałam niepewnie na wodę i przełknęłam ślinę. Czasem nawiedzał mnie nocami koszmar o pojawiającej się niespodziewanie ręki, która potrafiła przerazić mnie bardziej niż cała sala rannych. Cóż, powinnam przestać o tym myśleć i zająć się grą.
Nasze pętle były niczym latarnie morskie. Samotne na tle bezbrzeżnego morza. Uśmiechnęłam się na tę myśl i to właśnie wtedy otrzymałam z tłuczka w ramię. Obejrzałam się na łobuza, którego kaflem dostałam, i dostrzegłam... Czy to ten Rudolf Brand? Grywał bodajże profesjonalnie, więc to niczym autograf. Siniak na kilka dni od gwiazdy Quidditcha brzmiał całkiem dobrze, prawda?
Cóż, potarłam drugą ręką bolące ramię i, patrząc podejrzliwie na kolejny tłuczek, ruszyłam z miejsca swą miotełką. Wypatrzenie drobniutkiego przedmiotu w tym chaosie tworzonym przez wodę, powietrze i rozpędzonych czarodziejów było dosyć trudne, na szczęście udało mi się dostrzec... Teraz już nie wiedziałam, czy wpadłam na niego wzrokiem przez drugiego szukającego czy tylko czystym przypadkiem. Miałam jednak świadomość tego, że pędziłam w jego kierunku jak oszalała. Kochałam pędzić i grać, i rywalizację oraz słodki smak wygranej, więc... Dasz się złapać, malutki?
Morskie fale zderzały się ze sobą pod nami, wściekle oczekując naszego upadku. Szamotały się, pragnąc nas wciągnąć raz a porządnie i... Miałam wizję. Ciemne otchłanie, znikające światło nad moją głową, czyjeś pazury wbijające się w mój przegub, panika i pewność, że to koniec mojego życia. Myślałam wtedy, że to będzie koniec mojego życia, ale się tak nie stało. To był początek, co nie zmieniało faktu, że obawa przed wciągającymi mnie trytonami mogła powstrzymać mnie przed złapaniem znicza, o ile ten zbyt blisko trzymałby się fali.
Spojrzałam niepewnie na wodę i przełknęłam ślinę. Czasem nawiedzał mnie nocami koszmar o pojawiającej się niespodziewanie ręki, która potrafiła przerazić mnie bardziej niż cała sala rannych. Cóż, powinnam przestać o tym myśleć i zająć się grą.
Nasze pętle były niczym latarnie morskie. Samotne na tle bezbrzeżnego morza. Uśmiechnęłam się na tę myśl i to właśnie wtedy otrzymałam z tłuczka w ramię. Obejrzałam się na łobuza, którego kaflem dostałam, i dostrzegłam... Czy to ten Rudolf Brand? Grywał bodajże profesjonalnie, więc to niczym autograf. Siniak na kilka dni od gwiazdy Quidditcha brzmiał całkiem dobrze, prawda?
Cóż, potarłam drugą ręką bolące ramię i, patrząc podejrzliwie na kolejny tłuczek, ruszyłam z miejsca swą miotełką. Wypatrzenie drobniutkiego przedmiotu w tym chaosie tworzonym przez wodę, powietrze i rozpędzonych czarodziejów było dosyć trudne, na szczęście udało mi się dostrzec... Teraz już nie wiedziałam, czy wpadłam na niego wzrokiem przez drugiego szukającego czy tylko czystym przypadkiem. Miałam jednak świadomość tego, że pędziłam w jego kierunku jak oszalała. Kochałam pędzić i grać, i rywalizację oraz słodki smak wygranej, więc... Dasz się złapać, malutki?
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Ostatnio zmieniony przez Cynthia Vanity dnia 25.11.15 20:20, w całości zmieniany 1 raz
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cynthia Vanity' has done the following action : rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Glaucus przejął kafla, którego podał do Diany. Elizabeth nie udało się go przechwycić, dlatego Diana oddała rzut na obręcz przeciwnika. Wszyscy czekają na reakcję obrońcy Ramor, Józefa. Zarówno Amodeus jak i Cynthia byli bardzo blisko złapania znicza. Dodatkowo Cynthia, jak już wcześniej wspomniano, oberwała tłuczkiem w ramię.
Tłuczki tym razem pognały w kierunku Glaucusa i Alexandra. Ich ST wynosi 57.
Rozpoczęła się druga tura, pamiętajcie o odpisach.
Tłuczki tym razem pognały w kierunku Glaucusa i Alexandra. Ich ST wynosi 57.
Rozpoczęła się druga tura, pamiętajcie o odpisach.
Jak się okazało byłem za małym i za zwinnym celem dla tłuczka posłanego przez Skamandera. gwałtowny obrót w ostatniej chwili uchronił mnie od wizyty u medyków o czym uświadczył mnie nieprzyjemny świst narzędzia tortur. Gdy tylko na nowo złapałem równowagę, mym oczom ukazała się kolejna piłka. Tym razem jednak będąca kaflem. Niepocieszał mnie fakt, że zmierzała z równie zawrotną prędkością ku naszym obręczom. Rzuciłem się do obrony mając nadzieję, że w porę.
Gość
Gość
The member 'Józef Wroński' has done the following action : rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Kątem oka dostrzegł, jak Skamander brawurowo odbił tłuczka w kierunku Wrońskiego. Rudolf pogratulował mu wyciągniętym kciukiem w górę, zataczając błyskawiczne okrążenie, by nie wchodzić dłużej Dianie w paradę. Tylko nie poskładaj mojego szukającego. Pomyślał, bo nie byłoby dobrze, gdyby szukający Sokołów nabawił się poważnej kontuzji w czasie sezonu. Zobaczył jak ścigający drużyny przejął kafla, jednak jego uwagę skupiały głównie tłuczki. Obserwował jak Avery zapalił się do tego, by odbić jego podkręconą piłkę. Nie udało mu się to trochę, podobnie jak Melvinowi. W międzyczasie ich szukający, jakiś milczący typ dostrzegł znicza. Leć, leć! Pomyślał, patrząc jak Józef robi świetny unik przed tłuczkiem. Pomimo, że był w drużynie przeciwnej, poczuł przypływ dumy, jak sprawnych zawodników mają Sokoły z Heidelbergu. Akcja szlachcica z drużyny przeciwnej nie udała się i kafel trafił w ręce ich drużyny. Tłuczki od jakiegoś czasu nikogo nie atakowały, krążąc gdzieś wokół zawodników. Ktoś próbował mu go odebrać, jednak ta próba nie powiodła się. Rudolf przez chwilę obserwował z zainteresowaniem jak Diana Rowston wykonuje świetną akcję z kaflem. Dopiero kiedy przyjrzał się uważniej szukającej drużyny przeciwnej, zdał sobie sprawę, że mógł ją już gdzieś wcześniej widzieć. Zdawała się być podobna do dobrej znajomej, a może nawet przyjaciółki jego przybranej matki, o której mu wspominała podczas rozmowy na temat weselnych wypieków. Poczuł skurcz w żołądku, pomieszany z zażenowaniem, że prawie kontuzjował kobietę, do której w niedalekiej przyszłości miał mieć bardzo ważną sprawę. Oderwał wzrok od szukających obu drużyn, którzy w prawie jednakowym tempie pomknęli w kierunku złotego znicza. Jego na chwilę rozproszoną uwagę przykuł widok tłuczka, który leciał wprost na Glaucusa Traversa z zamiarem zrzucenia go z miotły. Wystrzelił w kierunku ścigającego, a kiedy znalazł się w odpowiedniej pozycji, zamachnął się i odbił tłuczkek. O mały włos, by mu się udało, jednak jego reakcja nie była na tyle szybka, jak wcześniej mogło się wydawać i tłuczek nie posłuchał się jego woli.
Ostatnio zmieniony przez Rudolf Brand dnia 26.11.15 23:35, w całości zmieniany 3 razy
Rudolf Brand
Zawód : Pałkarz Sokołów z Heidelbergu
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczony
Oh, you can't tell me it's not worth tryin' for
I can't help it, there's nothin' I want more
Yeah, I would fight for you, I'd lie for you
Walk the wire for you - yeah, I'd die for you
You know it's true
Everything I do, oh, I do it for you
I can't help it, there's nothin' I want more
Yeah, I would fight for you, I'd lie for you
Walk the wire for you - yeah, I'd die for you
You know it's true
Everything I do, oh, I do it for you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Rudolf Brand' has done the following action : rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Wraz z momentem, gdy odbity tłuczek poleciał w stronę Józka - Samuel wzniósł się wyżej. Z niejaką duma obserwował jak jego przyjaciel z łatwością ominął morderczy pocisk..bo..takowy był! Zazwyczaj, Skamander miał mocne przyłożenia. Zazwyczaj...
Wyszczerzył się do Rudolfa widząc gest, jak ku niemu skierował. Oby tak dalej!
W sercu aurora tkwiło wolnościowe rozruszenie, które - najczęściej objawiało się podczas akcji. uwielbiał "zapach" adrenaliny, a mecze miały w sobie ten szczególny wydźwięk, który od maleńkiego, wprawiały czarnowłosego w doskonały humor. Wiódł wzrokiem po boisku i nawet smagający jego twarz wiatr, aż tak nie irytował. Ograniczał nieco widoczność, ale liczył na refleks. Katem oka dostrzegł przerzut kafla przez obręcz, ale..większą uwaga nakierowała się na pędzące z zawrotna prędkością obiekty. No tak, chwila wystarczyła, żeby tłuczki obrały sobie nowe cele. Jeden, piękną strzałą mknęły w ich ścigającego - Glaucusa. Poznał go całkiem niedawno, to on złapał wianek Lyry?
Pomknął w upatrzonym kierunku, mocniej zaciskając dłonie na swoim narzędziu "zbrodni". I - kolejny raz - nie mógł się nie spodziewać, że pierwszy zareaguje Rudolf, przeciągając aurora z zawrotną prędkością okrążając boisko. Skrzywił się, gdy ten minął tłuczek o włos, ale Samuel był tuż za nim. Raz jeszcze odchylił się, by porządnie potraktować pędzący obiekt i zmienić trajektorię jego bolesnego "wyboru" na Sorena, pałkarza drużyny przeciwników.
Wyszczerzył się do Rudolfa widząc gest, jak ku niemu skierował. Oby tak dalej!
W sercu aurora tkwiło wolnościowe rozruszenie, które - najczęściej objawiało się podczas akcji. uwielbiał "zapach" adrenaliny, a mecze miały w sobie ten szczególny wydźwięk, który od maleńkiego, wprawiały czarnowłosego w doskonały humor. Wiódł wzrokiem po boisku i nawet smagający jego twarz wiatr, aż tak nie irytował. Ograniczał nieco widoczność, ale liczył na refleks. Katem oka dostrzegł przerzut kafla przez obręcz, ale..większą uwaga nakierowała się na pędzące z zawrotna prędkością obiekty. No tak, chwila wystarczyła, żeby tłuczki obrały sobie nowe cele. Jeden, piękną strzałą mknęły w ich ścigającego - Glaucusa. Poznał go całkiem niedawno, to on złapał wianek Lyry?
Pomknął w upatrzonym kierunku, mocniej zaciskając dłonie na swoim narzędziu "zbrodni". I - kolejny raz - nie mógł się nie spodziewać, że pierwszy zareaguje Rudolf, przeciągając aurora z zawrotną prędkością okrążając boisko. Skrzywił się, gdy ten minął tłuczek o włos, ale Samuel był tuż za nim. Raz jeszcze odchylił się, by porządnie potraktować pędzący obiekt i zmienić trajektorię jego bolesnego "wyboru" na Sorena, pałkarza drużyny przeciwników.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 26.11.15 0:19, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Nie dostrzegając nigdzie smagłej twarzy przyjaciela na powrót zwrócił spojrzenie na Harriett, przechylając lekko głowę w jej stronę by wśród ogólnej wrzawy nie uronić ani jednego wypowiedzianego przez nią słowa. Uśmiechnął się na wzmiankę o wzbudzaniu taniej sensacji - według niego był to świetny chwyt ze strony organizatorów (chociaż tego nigdy w życiu na głos by nie przyznał!), by dwie nie cierpiące się kobiety zrobić kapitanami przeciwnych drużyn, wrzucając do rozgrywki również przedmiot ich wzajemnej niechęci. Tam gdzie działały silne emocje, tam najwięcej się działo, była ta odwieczna prawda znana każdemu bywalcowi salonów. Oczami wyobraźni widział nagłówki gazet opisujących dzisiejszy mecz i zastanawiał się czy trójkąt miłosny Morgan-Brand-Lovegood nie przyćmi całego wydarzenia. Ze względu na Selinę będącą kuzynką Harriett miał nadzieję, że nie. Dziennikarskie hieny nie miały litości dla znanych nazwisk, nie trzeba było tego tłumaczyć ani Naifeh ani Nottowi - obydwoje doskonale znali to z autopsji. Pokiwał głową w odpowiedzi na słowa kobiety, spojrzeniem błądząc po powietrznej arenie. Bez większych problemów odszukał znane mu postacie, zauważając przy tym z zadowoleniem, że tylko nieliczne z figurek usadowionych na miotłach pozostają dla niego zagadką. Przez dłuższą chwilę w milczeniu obserwował grę, uznając iż ta prezentuje się lepiej niżby się tego z początku spodziewał. Kto wie, może nie tylko towarzystwo pięknej półwili będzie miłym elementem tego dnia?
- Proszę Cię, Harrieeeeett - celowo przeciągnął jej imię, mierząc uważnym spojrzeniem zawadiacki uśmiech kobiety. Zaśmiał się cicho, po czym natychmiast spoważniał. - Sama nazwa Srebrzystych Ramor każe nam przypuszczać, że to oni będą zwycięzcami i chociaż zazwyczaj unikam podobnych zakładów z pięknymi kobietami to tym razem nie mogę odpuścić...
Każde słowo zostało wypowiedziane wolno, wyraźnie i niesamowicie wręcz poważnie, niczym przemówienie zawczasu szykowane na wybitnie ważną uroczystość. Pewność siebie wręcz biła z jasnej twarzy Notta, a rozbawienie widoczne w błękitnych oczach mężczyzny skutecznie psuło zamierzony przezeń efekt powagi. Ale chociaż się starał, prawda?
- Broniąc resztek swojego dżentelmeństwa pozwolę Ci wybrać nagrodę, która niechybnie przypadnie mnie - zakończył swoją myśl łaskawie, uśmiechając się przy tym dobrodusznie.
- Proszę Cię, Harrieeeeett - celowo przeciągnął jej imię, mierząc uważnym spojrzeniem zawadiacki uśmiech kobiety. Zaśmiał się cicho, po czym natychmiast spoważniał. - Sama nazwa Srebrzystych Ramor każe nam przypuszczać, że to oni będą zwycięzcami i chociaż zazwyczaj unikam podobnych zakładów z pięknymi kobietami to tym razem nie mogę odpuścić...
Każde słowo zostało wypowiedziane wolno, wyraźnie i niesamowicie wręcz poważnie, niczym przemówienie zawczasu szykowane na wybitnie ważną uroczystość. Pewność siebie wręcz biła z jasnej twarzy Notta, a rozbawienie widoczne w błękitnych oczach mężczyzny skutecznie psuło zamierzony przezeń efekt powagi. Ale chociaż się starał, prawda?
- Broniąc resztek swojego dżentelmeństwa pozwolę Ci wybrać nagrodę, która niechybnie przypadnie mnie - zakończył swoją myśl łaskawie, uśmiechając się przy tym dobrodusznie.
Bastian J. Nott
Zawód : Brygadzista
Wiek : 34 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
"Jest on wzorem ideałów, jest legendą! Zbiorem cnót. Patrzy w dół i z piedestału widzi skarby u swych stóp.
Skoro tak nas pragną tratować głupio tego nie skosztować"
Skoro tak nas pragną tratować głupio tego nie skosztować"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Znał swoją cioteczna siostrzenicę na tyle dobrze, by wiedzieć, że niespodzianka, jaką miał jej zamiar zaserwować tego dnia, nie mogła przypaść jej do gustu. Nie mógł jednak pozwolić, by ta młoda dziewczyna na zawsze zamknęła się w murach szpitala i straciła poczucie rzeczywistości, w głowie mając tylko kolejne składniki do eliksirów, którymi wypchała całą szafę. Dlatego odrobina adrenaliny dobrze jej zrobi. Powinna się cieszyć, że nie zapisał jej na mecz jako uczestniczę, na przykład Walecznych Krabów. Kiedy wysiadali z małej, kołyszącej się pod wpływem fal łodzi, Anthony wysiadł pierwszy, biorąc na ręce córkę swojej przyjaciółki. Następnie pomógł wysiąść z łodzi Eilis i we trójkę ruszyli w poszukiwaniu wolnych miejsc na trybunach. Konstrukcja nie była stabilna, a wraz z uderzeniami fal, dygotała niebezpiecznie. Mimo wszystkich chęci i wcześniejszych deklaracji, że tak, oczywiście, pojawi się na meczu zamykającym festiwal, jego również nie opuszczały wątpliwości co do słuszności, że zabrali ze sobą Marigold. Wiatr wył w uszach niemiłosiernie, wzbijając przeciwdeszczowe peleryny w szaleńczy taniec i popychając ich mocno w plecy. Osłaniał córkę przed silnym podmuchem, zbierając siłę wiatru na własne barki. Nie zdziwił się, gdy dziewczynka ukryła twarz w jego ramieniu. Nawet kiedy siedzieli już na swoich miejscach, zajął to od strony zawietrznej.
- Spokojnie, Eilis. Gdyby platforma stwarzała niebezpieczeństwo dla ludzi, Ministerstwo nie zezwoliłoby Prewettom na organizację tego wszystkiego. – Odparł po raz wtóry. Nim zdążył odpowiedzieć na kolejne pytanie dziewczyny, na ławce tuż obok nich zjawiła się Teagan Scrimgeour. Anthony wysłuchał jej tłumaczeń z cieniem rozbawienia wymalowanym na twarzy. Z dezaprobatą przyglądał się jak na kolanach jego córki lądują paczki kolejnych słodyczy. Powstrzymał się jednak od komentarza, że takim nieodpowiedzialnym zachowaniem narażała na szwank stan jej uzębienia. – Dziękuję. – Poczęstował się. W tak zacinającym wietrze nie miał ochoty nawet otwierać ust, co dopiero przeżuwać słodkie żelki, wywołujące znikomą lewitację, jednak skoro częstowała, to nie mógł nie skorzystać. Widocznie dla Teagan same trybuny były za niskie, pomyślał z rozbawieniem, odwracając wzrok ku Eilis. Kolejnego pytania nie wypadało ignorować.
- Teraz już będę wiedział. – Nim cokolwiek dodał, rozejrzał się gwałtownie po trybunie, bo w jednej chwili usłyszał doskonale znany głos, który nie mógł należeć do nikogo innego. Odwrócił się i przekrzykując porywisty wiatr i szum fal, zawołał. – Od kiedy to przywiązujesz wagę do nazwy produktu, a nie do jakości? Widziałeś zagrania pałkarzy? Celność Rowston? Od razu widać, że Kraby są lepiej zorganizowane. Nawet Amodeus sprawia wrażenie, jak gdyby wiedział co robi, albo po prostu dobrze udaje. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu i skierował swoją uwagę na towarzyszącą Bastianowi kobietę. – Haaaarriett, nawet w chwilach, kiedy wszyscy inni wyglądają jak zmokłe psidwaki – Porozumiewawcze spojrzenie na Notta mówiło samo za siebie. – Ty jak zawsze wyglądasz fantastycznie. – Tym razem zwrócił się do Eilis. – Chodż przesiądziemy się trochę bliżej, Teagan Ty też chodź. Wtedy może nie będzie tak… zacinać. – Miał na końcu języka słowo „pizgać”, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język, przypominając sobie o obecności dwójki dzieciaków. Zwrócił uwagę na rozgrywkę i odszukał spojrzeniem znajome twarze. W gruncie rzeczy kibicował Krabom, tylko ze względu na Glaucusa i Amodeusa.
- Spokojnie, Eilis. Gdyby platforma stwarzała niebezpieczeństwo dla ludzi, Ministerstwo nie zezwoliłoby Prewettom na organizację tego wszystkiego. – Odparł po raz wtóry. Nim zdążył odpowiedzieć na kolejne pytanie dziewczyny, na ławce tuż obok nich zjawiła się Teagan Scrimgeour. Anthony wysłuchał jej tłumaczeń z cieniem rozbawienia wymalowanym na twarzy. Z dezaprobatą przyglądał się jak na kolanach jego córki lądują paczki kolejnych słodyczy. Powstrzymał się jednak od komentarza, że takim nieodpowiedzialnym zachowaniem narażała na szwank stan jej uzębienia. – Dziękuję. – Poczęstował się. W tak zacinającym wietrze nie miał ochoty nawet otwierać ust, co dopiero przeżuwać słodkie żelki, wywołujące znikomą lewitację, jednak skoro częstowała, to nie mógł nie skorzystać. Widocznie dla Teagan same trybuny były za niskie, pomyślał z rozbawieniem, odwracając wzrok ku Eilis. Kolejnego pytania nie wypadało ignorować.
- Teraz już będę wiedział. – Nim cokolwiek dodał, rozejrzał się gwałtownie po trybunie, bo w jednej chwili usłyszał doskonale znany głos, który nie mógł należeć do nikogo innego. Odwrócił się i przekrzykując porywisty wiatr i szum fal, zawołał. – Od kiedy to przywiązujesz wagę do nazwy produktu, a nie do jakości? Widziałeś zagrania pałkarzy? Celność Rowston? Od razu widać, że Kraby są lepiej zorganizowane. Nawet Amodeus sprawia wrażenie, jak gdyby wiedział co robi, albo po prostu dobrze udaje. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu i skierował swoją uwagę na towarzyszącą Bastianowi kobietę. – Haaaarriett, nawet w chwilach, kiedy wszyscy inni wyglądają jak zmokłe psidwaki – Porozumiewawcze spojrzenie na Notta mówiło samo za siebie. – Ty jak zawsze wyglądasz fantastycznie. – Tym razem zwrócił się do Eilis. – Chodż przesiądziemy się trochę bliżej, Teagan Ty też chodź. Wtedy może nie będzie tak… zacinać. – Miał na końcu języka słowo „pizgać”, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język, przypominając sobie o obecności dwójki dzieciaków. Zwrócił uwagę na rozgrywkę i odszukał spojrzeniem znajome twarze. W gruncie rzeczy kibicował Krabom, tylko ze względu na Glaucusa i Amodeusa.
Anthony Burke
Zawód : Łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Jak mogę im odmówić,
skoro boskość chcą mi wmówić?
Nie zawiodę ich,
Bo stać mnie na ten gest
skoro boskość chcą mi wmówić?
Nie zawiodę ich,
Bo stać mnie na ten gest
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Na pełnym morzu
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset