Aleja Theodousa Traversa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]Aleja Theodousa Traversa
Jedna z dłuższych alei, wybrukowana szarą kostką. Pomimo lokalizacji tuż przy samej Tamizie, gdzie odbywają się załadunki i rozładunki towaru, spotkać tu można wiele osób - najczęściej amatorów długi spacerów i charakterystycznego zapachu rzecznej toni. To właśnie tutaj cumuje Jolly Jelly II, jeden ze statków rodziny Travers. Z portu można się na niego dostać poprzez drewnianą, stabilną kładkę. Z kolei woda przy porcie najczęściej jest dosyć chłodna - chodnik oddzielają od niej ponad metrowe żeliwne słupki, połączone łańcuchem zdobionym w morskie stwory.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 22:32, w całości zmieniany 4 razy
Jego płuca szybko wypełniły się powietrzem przesyconym zapachem rzecznej toni. Marcowe noce nie były ciepłe, ale również nie przypominały tych mroźnych, bo i zimno nie wdzierało się uparcie pod poły grubego, długiego płaszcza. Odziany w czerń Black spoglądał na otaczającą go rzeczywistość, twarz skrywając pod kapturem. Wiedział, że ostrożność jest jak najbardziej wskazana, ponieważ wciąż działały siły, które próbowały odpierać potęgę Czarnego Pana i jego popleczników. Choć oponenci byli na przegranej pozycji, to jednak fakt ten wydawał się ich tylko bardziej determinować. Szaleńcy, przyszli męczennicy, samobójcy. Równościowe hasła już całkiem przeżarły te słabe umysły. Na całe szczęście nie wszyscy ulegali tej chorej retoryce.
Portowy krajobraz nie był dla niego nowym widokiem, miał już wcześniej okazję odwiedzić aleję imienia jednego z Traversów w poszukiwaniu informacji. Znajomość języków okazała się ogromnym atutem pomiędzy marynarską bracią, który pozwolił mu odkryć, kto może wiedzieć coś więcej o przemycie szlamu zorganizowanego przez niejaką Mirabellę. Nie ingerował w środki przymusu, jakimi został poddany informator, jego los nie znaczył wiele, liczyło się tylko to, aby wywiązać się jak najlepiej z zadania. Brutalne przesłuchanie pomogło im dotrzeć do wskazówek. Mieszkanie w pobliżu portu, które miało być kryjówką dla uciekinierów, mogło już stać puste, dlatego zdecydowali się skupić swą uwagę na statku. To było ważne, aby ukrócili ten proceder szmuglowania mugolaków.
Chciał wierzyć, że przygotował się odpowiednio. W jednej kieszeni płaszcza miał kryształ, z którego biła moc, w drugiej złożoną w kostkę pelerynę niewidkę, w prawej dłoni ściskał też mocno swoją różdżkę. Pewniej czuł się dzięki temu, że znajdował się w towarzystwie osób bardziej doświadczonych w walce, ale i bieglejszych w dziedzinie czarnej magii. Miał jednak w sobie trochę ambicji, która nakazywała mu poczynić wszystko, aby nie odgrywać tej nocy roli kuli u nogi.
Nie rzekł ani słowa, trzymając się tuż za czarownicą, gdy ta do nich przemówiła. Spojrzeniem ciemnych oczu przesunął po przycumowanych statkach, spojrzeniem poszukując rumuńskiej bandery, powiewającego gdzieś prostokąta podzielonego na trzy równe i pionowe pasy – niebieski, żółty i czerwony. Jeśli rzeczywiście przemyt ma się odbyć dziś, wówczas na jednym ze statków powinno znajdować się więcej ludzi. Z tą myślą Black poruszył różdżką, by po chwili wypowiedzieć inkantację zaklęcia, które mogło im pomóc obrać odpowiedni kierunek działań. Gdzie będą mugolaki, tam obok będzie kryć się poszukiwana przez nich czarownica.
– Homenum Revelio.
| Ekwipunek: różdżka, peleryna niewidka, kryształ
Portowy krajobraz nie był dla niego nowym widokiem, miał już wcześniej okazję odwiedzić aleję imienia jednego z Traversów w poszukiwaniu informacji. Znajomość języków okazała się ogromnym atutem pomiędzy marynarską bracią, który pozwolił mu odkryć, kto może wiedzieć coś więcej o przemycie szlamu zorganizowanego przez niejaką Mirabellę. Nie ingerował w środki przymusu, jakimi został poddany informator, jego los nie znaczył wiele, liczyło się tylko to, aby wywiązać się jak najlepiej z zadania. Brutalne przesłuchanie pomogło im dotrzeć do wskazówek. Mieszkanie w pobliżu portu, które miało być kryjówką dla uciekinierów, mogło już stać puste, dlatego zdecydowali się skupić swą uwagę na statku. To było ważne, aby ukrócili ten proceder szmuglowania mugolaków.
Chciał wierzyć, że przygotował się odpowiednio. W jednej kieszeni płaszcza miał kryształ, z którego biła moc, w drugiej złożoną w kostkę pelerynę niewidkę, w prawej dłoni ściskał też mocno swoją różdżkę. Pewniej czuł się dzięki temu, że znajdował się w towarzystwie osób bardziej doświadczonych w walce, ale i bieglejszych w dziedzinie czarnej magii. Miał jednak w sobie trochę ambicji, która nakazywała mu poczynić wszystko, aby nie odgrywać tej nocy roli kuli u nogi.
Nie rzekł ani słowa, trzymając się tuż za czarownicą, gdy ta do nich przemówiła. Spojrzeniem ciemnych oczu przesunął po przycumowanych statkach, spojrzeniem poszukując rumuńskiej bandery, powiewającego gdzieś prostokąta podzielonego na trzy równe i pionowe pasy – niebieski, żółty i czerwony. Jeśli rzeczywiście przemyt ma się odbyć dziś, wówczas na jednym ze statków powinno znajdować się więcej ludzi. Z tą myślą Black poruszył różdżką, by po chwili wypowiedzieć inkantację zaklęcia, które mogło im pomóc obrać odpowiedni kierunek działań. Gdzie będą mugolaki, tam obok będzie kryć się poszukiwana przez nich czarownica.
– Homenum Revelio.
| Ekwipunek: różdżka, peleryna niewidka, kryształ
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Port oraz doki były dla Burke'a środowiskiem doskonale znajomym. Chociaż zwykle zajmował raczej ciepłą posadkę w biurze, biznes prowadzony przez lordów Durham czasami zmuszał go także do odwiedzania nadbrzeżnych doków. Powody bywały różne, jednak motyw dla którego znalazł się tu dziś był zdecydowanie bardziej przyjemny. Choć również w pewien sposób można było nazwać go pracą, Craig ze zdecydowanie większą sprężystością w ruchach przemierzał dziś portowe ulice razem z dwójką swoich towarzyszy. Trochę żałował, że nie byli w stanie wyciągnąć z konającego marynarza więcej - chłop był dość potężny, niemal wielki jak dąb. Burke spodziewałby się po takim byku, że wytrzyma tortury zdecydowanie dłużej. Fakt, że pozwolił mu umrzeć, zanim dowiedzieli się wszystkiego, był swego rodzaju wpadką - kolejną już na jego koncie. Mieli jednak dość informacji, aby działać dalej, a to było najważniejsze. Z lekkim niesmakiem starł kilka kropel krwi, które chlapnęły na jego skórzane buty, używając do tego jedwabnej chusteczki, którą zaraz wyrzucił na stygnące ciało - a następnie podążył za swoimi towarzyszami. Mieli robotę do wykonania.
Nie wyrzekł ani słowa, wciągając w płuca znajome, chłodne powietrze przesycone solą. Jak zwykle gdy wybierał się na podobne akcje, na grzbiet narzucał szatę oraz płaszcz z kapturem w jakże wesołych i optymistycznych odcieniach czerni. Spodziewał się, że jeśli faktycznie trafili do miejsca, gdzie szmuglowano z kraju mugolaków, prawdopodobnie tu i ówdzie porozstawiane są czujki - albo jeszcze lepiej, zaklęcia ochronne. Rozglądał się więc uważnie, taksując wzrokiem statki i ich maszty i korzystając przy tym z okularów, które to nabył już czas czas temu, podczas Festiwalu Lata. Coś tak przewidywał, że mogą mu się dziś przydać. Czuł się w miarę pewnie, mając u boku zarówno Deirdre jak i Alpharda. Miał już okazję walczyć u boku Blacka, ale choć ponieśli wtedy porażkę, nie mógł powiedzieć, że nie wyciągnął z tamtej potyczki wniosków. Ufali sobie, co z pewnością nie mogło zaszkodzić podczas dzisiejszego wieczora. Dobrze było także widzieć Deirdre ponownie w dobrej formie. Jej zdolności były nieocenione, a przeciągająca się nieobecność w szeregach śmierciożerców z pewnością była pewnym dyskomfortem. Dobrze, że powróciła.
Spostrzegawczość II
Nie wyrzekł ani słowa, wciągając w płuca znajome, chłodne powietrze przesycone solą. Jak zwykle gdy wybierał się na podobne akcje, na grzbiet narzucał szatę oraz płaszcz z kapturem w jakże wesołych i optymistycznych odcieniach czerni. Spodziewał się, że jeśli faktycznie trafili do miejsca, gdzie szmuglowano z kraju mugolaków, prawdopodobnie tu i ówdzie porozstawiane są czujki - albo jeszcze lepiej, zaklęcia ochronne. Rozglądał się więc uważnie, taksując wzrokiem statki i ich maszty i korzystając przy tym z okularów, które to nabył już czas czas temu, podczas Festiwalu Lata. Coś tak przewidywał, że mogą mu się dziś przydać. Czuł się w miarę pewnie, mając u boku zarówno Deirdre jak i Alpharda. Miał już okazję walczyć u boku Blacka, ale choć ponieśli wtedy porażkę, nie mógł powiedzieć, że nie wyciągnął z tamtej potyczki wniosków. Ufali sobie, co z pewnością nie mogło zaszkodzić podczas dzisiejszego wieczora. Dobrze było także widzieć Deirdre ponownie w dobrej formie. Jej zdolności były nieocenione, a przeciągająca się nieobecność w szeregach śmierciożerców z pewnością była pewnym dyskomfortem. Dobrze, że powróciła.
Spostrzegawczość II
- Ekwipunek:
- Różdżka, maska śmierciożercy (schowana), fluoryt, pazur gryfa w bursztynie, wszystkowidzące okulary (na nosie)
Eliksiry:
- [?] Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 32)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 21)
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 32)
- Eliksir grozy (1 porcji, stat. 21)
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 81
'k100' : 81
Powietrze pachniało świeżością, od co najmniej tygodnia w Wielkiej Brytanii dało się czuć wiosnę. Śnieg topniał, odsłaniając długo przysłonięte pod białą masą skarby, temperatura przekraczała magiczny poziom zera nawet nocą, a wszędzie dookoła panowała plucha i ciapa. Aleja Theodousa Traversa była pokryta licznymi kałużami, kocie łby błyszczały w intensywnym świetle księżyca. Woda była spokojna, okręty były przycumowane, na wodzie nie panował żaden budzący podejrzeń ruch.
Deirdre, schowana w cieniu budynku, obserwująca całą aleję, podobnie jak Alphard, mogła bez trudu dostrzec, że wokół panował względny spokój, ale nie brakowało w nim cichego, stłumionego życia. Port nigdy bowiem nie zasypiał, na niektórych statkach dało się dostrzec lekkie ruchy, możliwe, że szmuglerskie; aleją raz po raz kroczyli samotni marynarze, w kątach zalegali przytomni — lub nie — mężczyźni.
Było bezwietrznie, dlatego też pomimo jasno świecącego księżyca trudno było jej i Alphardowi dostrzec od razu rumuńską banderę, luźno wiszącą zarówno na szczycie jednego z masztów nieopodal, jak i przy kładce prowadzącej na jeden z okrętów. Udało się to jednak młodemu Burkowi, który bez trudu zlokalizował — prawdopodobnie — właściwy okręt. Jego żagle były zwinięte, na pokładzie nie było widać żywej duszy. Wokół niego było spokojnie. Widział dobrze kładkę prowadzącą na pokład, na której chyba ktoś się znajdował. Jedna osoba, może dwie. Nie dostrzegł jednak zbyt dobrze sylwetki, jedynie zarys postaci — nie mógł wiec ocenić ani płci, ani tym bardziej tożsamości danej osoby lub osób. Być może była to poszukiwana Mirabella. Jeśli Craig przekaże informacje swoim towarzyszom, będą mogli ujrzeć wskazany punkt, bez umiejętności określenia, co lub kto znajduje się na kładce.
Zaklęcie rzucone przez Blacka z wielką precyzją wskazało mu miejsca występowania istot ludzkich w najbliższym otoczeniu. Za ich plecami, na jednym z okrętów dostrzegł też poruszające się cienie, prawdopodobnie przemytników, którzy nie powinni budzić jego większych wątpliwości i zainteresowania.
| Waszą misją poboczną opiekuje się Ramsey, w razie problemów, niezgodności należy kontaktować się drogą prywatnej wiadomości. Nie odpowiadam na pytania dotyczące efektu działań rzuconych lub zamierzonych, nie roztrząsam kwestii mechanicznych zawczasu ani po fakcie o ile nie wynikają z nieprawidłowości, nie doradzę i nie zasugeruję, nie dyskutuję na temat interpretacji opisów, nie odpowiadam za niewłaściwe wskazanie ruchów, kierunków rzucanych zaklęć. Wszystkie informacje powinny znajdować się w FAQ, mechanice lub spisie zaklęć. Jeśli w trakcie misji coś zostanie przeoczone lub popełnię błąd, proszę o zwrócenie mi na to uwagi. Postaram się, aby posty były wyczerpujące i treściwe. Rozeznanie się w najbliższym otoczeniu (postrzeganie rzeczy i środowiska was otaczającego, które jest oczywiste i łatwo zauważalne) nie wymaga rzutu na spostrzegawczość, więc jeśli brakuje Wam konkretnych informacji w opisie otoczenia proszę o konkretne wskazanie potrzeb - np. przez podkreślenie tego w poście. Będzie to dostrzegalne dla wszystkich w pobliżu jednakowo. Rzutu wymagać będzie na pewno wszelakie przyglądanie się, szukanie, rozpoznawanie twarzy, skojarzenia, wynajdowanie przedmiotów, elementów konstrukcji wymagających spostrzegawczego oka, chyba, że Mistrz Gry z jakiegoś powodu uzna inaczej (i tak, to jest uznawane jako akcja, a odpowiedź kierowana będzie wyłącznie dla rzucającego poszukiwacza). Powodzenie Waszych działań będzie podsumowywane przez Mistrza Gry — nie zakładamy niczego, nie wybiegamy w przyszłość, nie uprzedzamy faktów. Nie akceptuję nadużywania wiedzy gracza przez postać. Postaci nie posiadają również wiedzy innych postaci, jeśli nie zostanie ona przekazana w poście (wszechwiedza postaci wychodząca z innych kanałów niż forum nie będzie uznawana).
Proszę o konkretne opisywanie swoich czynności, ruchów i działań w poście (a nie pod nim), chyba, że sytuacja do tego nie zobowiązuje (np. z powodu ruchów niewidocznych dla innych MG ma informacje o działaniu na PW). Proszę o pamiętanie również, że to wciąż rozgrywka fabularna i wymaga treści i zachowania pewnej logiki, a nie bazuje wyłącznie na rzutach kością i dopiskach pod postami. Post niezawierający akcji lub danych informacji nie będzie ich uwzględniał, Mistrz Gry nie będzie dopytywał ani się domyślał (również jeśli postać wskaże, że przemieszcza się w prawo i nie wskaże kratki w górę lub w dół, Mistrz Gry ustawi postać tam gdzie chce). I na przyszłość proszę o wkomponowywanie swoich ekwipunków w treść posta.
Aktywne zaklęcia:
Homenum Revelio (Alphard) 1/1
Alphard otrzymał mapkę drogą PW.
Przemieszczacie się zgodnie z mechaniką forum + 3 dodatkowe pola (jeśli macie taką ochotę).
Poglądowy szkic okrętu
Następny post piszecie w tej lokalizacji.
Deirdre, schowana w cieniu budynku, obserwująca całą aleję, podobnie jak Alphard, mogła bez trudu dostrzec, że wokół panował względny spokój, ale nie brakowało w nim cichego, stłumionego życia. Port nigdy bowiem nie zasypiał, na niektórych statkach dało się dostrzec lekkie ruchy, możliwe, że szmuglerskie; aleją raz po raz kroczyli samotni marynarze, w kątach zalegali przytomni — lub nie — mężczyźni.
Było bezwietrznie, dlatego też pomimo jasno świecącego księżyca trudno było jej i Alphardowi dostrzec od razu rumuńską banderę, luźno wiszącą zarówno na szczycie jednego z masztów nieopodal, jak i przy kładce prowadzącej na jeden z okrętów. Udało się to jednak młodemu Burkowi, który bez trudu zlokalizował — prawdopodobnie — właściwy okręt. Jego żagle były zwinięte, na pokładzie nie było widać żywej duszy. Wokół niego było spokojnie. Widział dobrze kładkę prowadzącą na pokład, na której chyba ktoś się znajdował. Jedna osoba, może dwie. Nie dostrzegł jednak zbyt dobrze sylwetki, jedynie zarys postaci — nie mógł wiec ocenić ani płci, ani tym bardziej tożsamości danej osoby lub osób. Być może była to poszukiwana Mirabella. Jeśli Craig przekaże informacje swoim towarzyszom, będą mogli ujrzeć wskazany punkt, bez umiejętności określenia, co lub kto znajduje się na kładce.
Zaklęcie rzucone przez Blacka z wielką precyzją wskazało mu miejsca występowania istot ludzkich w najbliższym otoczeniu. Za ich plecami, na jednym z okrętów dostrzegł też poruszające się cienie, prawdopodobnie przemytników, którzy nie powinni budzić jego większych wątpliwości i zainteresowania.
| Waszą misją poboczną opiekuje się Ramsey, w razie problemów, niezgodności należy kontaktować się drogą prywatnej wiadomości. Nie odpowiadam na pytania dotyczące efektu działań rzuconych lub zamierzonych, nie roztrząsam kwestii mechanicznych zawczasu ani po fakcie o ile nie wynikają z nieprawidłowości, nie doradzę i nie zasugeruję, nie dyskutuję na temat interpretacji opisów, nie odpowiadam za niewłaściwe wskazanie ruchów, kierunków rzucanych zaklęć. Wszystkie informacje powinny znajdować się w FAQ, mechanice lub spisie zaklęć. Jeśli w trakcie misji coś zostanie przeoczone lub popełnię błąd, proszę o zwrócenie mi na to uwagi. Postaram się, aby posty były wyczerpujące i treściwe. Rozeznanie się w najbliższym otoczeniu (postrzeganie rzeczy i środowiska was otaczającego, które jest oczywiste i łatwo zauważalne) nie wymaga rzutu na spostrzegawczość, więc jeśli brakuje Wam konkretnych informacji w opisie otoczenia proszę o konkretne wskazanie potrzeb - np. przez podkreślenie tego w poście. Będzie to dostrzegalne dla wszystkich w pobliżu jednakowo. Rzutu wymagać będzie na pewno wszelakie przyglądanie się, szukanie, rozpoznawanie twarzy, skojarzenia, wynajdowanie przedmiotów, elementów konstrukcji wymagających spostrzegawczego oka, chyba, że Mistrz Gry z jakiegoś powodu uzna inaczej (i tak, to jest uznawane jako akcja, a odpowiedź kierowana będzie wyłącznie dla rzucającego poszukiwacza). Powodzenie Waszych działań będzie podsumowywane przez Mistrza Gry — nie zakładamy niczego, nie wybiegamy w przyszłość, nie uprzedzamy faktów. Nie akceptuję nadużywania wiedzy gracza przez postać. Postaci nie posiadają również wiedzy innych postaci, jeśli nie zostanie ona przekazana w poście (wszechwiedza postaci wychodząca z innych kanałów niż forum nie będzie uznawana).
Proszę o konkretne opisywanie swoich czynności, ruchów i działań w poście (a nie pod nim), chyba, że sytuacja do tego nie zobowiązuje (np. z powodu ruchów niewidocznych dla innych MG ma informacje o działaniu na PW). Proszę o pamiętanie również, że to wciąż rozgrywka fabularna i wymaga treści i zachowania pewnej logiki, a nie bazuje wyłącznie na rzutach kością i dopiskach pod postami. Post niezawierający akcji lub danych informacji nie będzie ich uwzględniał, Mistrz Gry nie będzie dopytywał ani się domyślał (również jeśli postać wskaże, że przemieszcza się w prawo i nie wskaże kratki w górę lub w dół, Mistrz Gry ustawi postać tam gdzie chce). I na przyszłość proszę o wkomponowywanie swoich ekwipunków w treść posta.
Aktywne zaklęcia:
Homenum Revelio (Alphard) 1/1
Alphard otrzymał mapkę drogą PW.
Przemieszczacie się zgodnie z mechaniką forum + 3 dodatkowe pola (jeśli macie taką ochotę).
Poglądowy szkic okrętu
Następny post piszecie w tej lokalizacji.
| 16 VI
Po spotkaniu z kuzynem – i dzielnym stawieniu mu czoła w potyczce na karty – wrócił do leżącego w dzielnicy portowej domostwa, by bez dłuższej zwłoki posłać Mulciberowi sowę ze stosowną informacją. W końcu miał się odezwać jak tylko uda mu się cokolwiek ustalić. Ile śmierciożerca mógł potrzebować czasu, by stawić się na miejscu spotkania? Czy powinien już, po wyjęciu ze skrytki odpowiednich eliksirów, zbierać się do ponownego wyjścia...? Był zadowolony z faktu, że względnie bezproblemowo udało mu się wypełnić pierwszą część planu, potwierdzić obecność Picharda w porcie, choć przecież był to dopiero początek i wiele rzeczy mogło jeszcze pójść nie tak. Mimo tego, że Parszywy świecił pustkami o tak wczesnej godzinie, z czego Caelan doskonale zdawał sobie sprawę, założył, że gdyby Wilkes nie znał odpowiedzi na dręczące go pytania, gdyby musiałby pociągnąć za język kogoś innego, i tak znalazłby odpowiednią do tego osobę – chociażby stojącą za barem czarownicę; kto jak kto, ale polewające alkohol dziewczyny słyszały wiele, wiedziały wiele, nawet jeśli niechętnie się do tego przyznawały. Na jego szczęście z pomocą przyszedł mu Theodore właśnie – łapczywie zdobywając i zapamiętując wszelkie wieści, które mogłyby się do czegoś przydać, również te dotyczące obecnego zarządcy portu. Goyle wierzył, że krewniak okaże się cennym nabytkiem dla Rycerzy, nie tylko ze względu na swe rozległe znajomości, ale i trzymanie ręki na pulsie, posiadanie informacji, do których wielu z nich mogło nie mieć dostępu.
Do magicznej części dzielnicy wrócił nim zdążyła nadejść odpowiedź młodszego Mulcibera. Zamierzał czekać na niego tak długo, jak tylko będzie musiał, lecz przecież obaj zdawali sobie sprawę z faktu, na ile cennym byłoby pozbycie się Picharda – tak jak zostało to omówione na kwietniowej naradzie, kiedy też Ramsey postanowił wesprzeć go w dążeniach do zajęcia się nieudolnie kontrolowanymi dokami jak należy. Skierował swe kroki nie w stronę Parszywego czy kasyna, ale ku budynkowi, który leżał przy wybrukowanej, skąpanej w promieniach czerwcowego słońca alei Traversa, a w którym znajdowało się biuro starego. Pamiętał przy tym o ochroniarzu, który miał pilnować chowającego się w środku czarodzieja, i nie zamierzał stawiać mu czoła sam. Dlatego też nie wchodził jeszcze do środka, zamiast tego zatrzymał się kawałek od drzwi wejściowych – czy mogły być obłożone choćby najprostszymi zaklęciami ochronnymi? – i sięgnął do kieszeni po papierośnicę, wyciągając z niej zrobionego uprzednio skręta; jego obecność nie powinna wzbudzać niczyich podejrzeń, jeszcze. Po porcie kręcił się każdego dnia, czy to doglądając rodzinnego interesu, czy to szukając rebeliantów. Korzystał więc z okazji, że towarzysza jeszcze nie było i uważnie obserwował okolicę, próbując dojrzeć cokolwiek w oknach, lecz Theodore miał rację – kotary były szczelnie zaciągnięte, Pichard był ostrożny.
| Mam przy sobie: Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5), [?] Smocza Łza (1 porcja, stat. 32), Veritaserum (1 porcje, stat. 40, moc +10, uwarzony 01.09)
Po spotkaniu z kuzynem – i dzielnym stawieniu mu czoła w potyczce na karty – wrócił do leżącego w dzielnicy portowej domostwa, by bez dłuższej zwłoki posłać Mulciberowi sowę ze stosowną informacją. W końcu miał się odezwać jak tylko uda mu się cokolwiek ustalić. Ile śmierciożerca mógł potrzebować czasu, by stawić się na miejscu spotkania? Czy powinien już, po wyjęciu ze skrytki odpowiednich eliksirów, zbierać się do ponownego wyjścia...? Był zadowolony z faktu, że względnie bezproblemowo udało mu się wypełnić pierwszą część planu, potwierdzić obecność Picharda w porcie, choć przecież był to dopiero początek i wiele rzeczy mogło jeszcze pójść nie tak. Mimo tego, że Parszywy świecił pustkami o tak wczesnej godzinie, z czego Caelan doskonale zdawał sobie sprawę, założył, że gdyby Wilkes nie znał odpowiedzi na dręczące go pytania, gdyby musiałby pociągnąć za język kogoś innego, i tak znalazłby odpowiednią do tego osobę – chociażby stojącą za barem czarownicę; kto jak kto, ale polewające alkohol dziewczyny słyszały wiele, wiedziały wiele, nawet jeśli niechętnie się do tego przyznawały. Na jego szczęście z pomocą przyszedł mu Theodore właśnie – łapczywie zdobywając i zapamiętując wszelkie wieści, które mogłyby się do czegoś przydać, również te dotyczące obecnego zarządcy portu. Goyle wierzył, że krewniak okaże się cennym nabytkiem dla Rycerzy, nie tylko ze względu na swe rozległe znajomości, ale i trzymanie ręki na pulsie, posiadanie informacji, do których wielu z nich mogło nie mieć dostępu.
Do magicznej części dzielnicy wrócił nim zdążyła nadejść odpowiedź młodszego Mulcibera. Zamierzał czekać na niego tak długo, jak tylko będzie musiał, lecz przecież obaj zdawali sobie sprawę z faktu, na ile cennym byłoby pozbycie się Picharda – tak jak zostało to omówione na kwietniowej naradzie, kiedy też Ramsey postanowił wesprzeć go w dążeniach do zajęcia się nieudolnie kontrolowanymi dokami jak należy. Skierował swe kroki nie w stronę Parszywego czy kasyna, ale ku budynkowi, który leżał przy wybrukowanej, skąpanej w promieniach czerwcowego słońca alei Traversa, a w którym znajdowało się biuro starego. Pamiętał przy tym o ochroniarzu, który miał pilnować chowającego się w środku czarodzieja, i nie zamierzał stawiać mu czoła sam. Dlatego też nie wchodził jeszcze do środka, zamiast tego zatrzymał się kawałek od drzwi wejściowych – czy mogły być obłożone choćby najprostszymi zaklęciami ochronnymi? – i sięgnął do kieszeni po papierośnicę, wyciągając z niej zrobionego uprzednio skręta; jego obecność nie powinna wzbudzać niczyich podejrzeń, jeszcze. Po porcie kręcił się każdego dnia, czy to doglądając rodzinnego interesu, czy to szukając rebeliantów. Korzystał więc z okazji, że towarzysza jeszcze nie było i uważnie obserwował okolicę, próbując dojrzeć cokolwiek w oknach, lecz Theodore miał rację – kotary były szczelnie zaciągnięte, Pichard był ostrożny.
| Mam przy sobie: Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5), [?] Smocza Łza (1 porcja, stat. 32), Veritaserum (1 porcje, stat. 40, moc +10, uwarzony 01.09)
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Port zdecydowanie był jednym z istotniejszych miejsc w Londynie, a zajęcie go mogło ograniczyć problemy związane z nielegalnym transportem ludzi z i do stolicy. Wiedzieli, że wygnańcy uciekali tą drogą. Ładowali się na statki, nie raz przekupując kapitanów, byle tylko pomogli im wydostać się z oblężonego i pogrążonego w wojnie świata czarodziejów. Ale i ich wrogowie — grupa rebeliantów, poszukiwanych zbiegów, zdrajców krwi, szlamolubów — Zakon Feniksa, musiał się tu pałętać, załatwiając swoje interesy. Nie wiedział, jaki był Pichard, ale zakładał, że skoro dotąd to funkcjonowało w ten sposób, nieszczególnie liczył się wyznawanymi przez ministerstwo ideami i przymykał oko na to, co działo się tuż pod jego nosem, o ile miał w tym odpowiedni interes. Kto wie, być może on sam był w to wszystko zaangażowany. Każdy miał swoją cenę. Może jego było łatwo przekupić, może było coś, co mu obiecali, a może najzwyczajniej nie pałętali mu się pod nogami. Jakkolwiek to wyglądało, jakkolwiek bliskie bądź dalekie było prawdy — dotychczasowy zarządca portu nie sprawdzał się w swej roli i należało go wymienić, zastąpić kimś bystrzejszym; kimś, kogo mieli po swojej stronie. Caelan był do tego idealny. Nie tylko dlatego, że był marynarzem i znał port od podszewk. Nie tylko dlatego, że był Rycerzem Walpurgii, ale przede wszystkim dlatego, że był lojalny tym, którym służył, tym, z którymi współpracował. I to dla ich dobra będzie zarządzał portem i dzięki nim obejmie posadę zarządcy.
Zjawił się niezwłocznie. Nie było na co czekać. Kiedy tylko otrzymał list od Goyle'a, potwierdzający, że mogą przystąpić do działania, odłożył swoje sprawy na inny czas. Lepszy, z pewnością. Zabrał ze sobą najpotrzebniejsze eliksiry, przede wszystkim grozy. Sam był często niedoceniany i choć nigdy mu to nie przeszkadzało, dziś wiedział, że po wszystkim przyjdzie mu i Goyleowi wywołać odpowiedni szacunek wśród ludzi, którzy zaczną zastanawiać co stało się z Pichardem. Przemierzając Aleję Theodousa Traversa rozglądał się za Caelanem. Czarna szata nieszczególnie go wyróżniała. Nie był też ubrany specjalnie elegancko. Mało kto zwrócił na niego uwagę; a ten, kto skierował ku niemu wzrok od razu otrzymał odpowiedź w identyczny sposób. Przystanął przy towarzyszu, kiedy w końcu go dostrzegł, stojącego pod ścianą i palącego papierosa.
— Czego się dowiedziałeś?— spytał, podając czarodziejowi rękę. Powiódł wzrokiem za miejscem, któremu przyglądał się Caelan i skupił na nim na moment wzrok. — Czego się powinniśmy spodziewać?— Był tam, bez wątpienia. Sam? Ktoś mógł mu towarzyszyć? Załatwiał w tej chwili interesy? Sięgnął po różdżkę. Trzymana w rękawie była niewidoczna, ledwie musnął palcami pewno, lecz jeszcze jej nie wyciągnął.
| Różdżka, czarna perła, malachitowy pierścień, maska śmierciożercy, eliksiry:
- Eliksir grozy (1 porcja, st. 20)
- maść z wodnej gwiazdy (1 porcje, stat, 40)
- eliksir grozy (1 porcje stat, 40)
- eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 20)
Zjawił się niezwłocznie. Nie było na co czekać. Kiedy tylko otrzymał list od Goyle'a, potwierdzający, że mogą przystąpić do działania, odłożył swoje sprawy na inny czas. Lepszy, z pewnością. Zabrał ze sobą najpotrzebniejsze eliksiry, przede wszystkim grozy. Sam był często niedoceniany i choć nigdy mu to nie przeszkadzało, dziś wiedział, że po wszystkim przyjdzie mu i Goyleowi wywołać odpowiedni szacunek wśród ludzi, którzy zaczną zastanawiać co stało się z Pichardem. Przemierzając Aleję Theodousa Traversa rozglądał się za Caelanem. Czarna szata nieszczególnie go wyróżniała. Nie był też ubrany specjalnie elegancko. Mało kto zwrócił na niego uwagę; a ten, kto skierował ku niemu wzrok od razu otrzymał odpowiedź w identyczny sposób. Przystanął przy towarzyszu, kiedy w końcu go dostrzegł, stojącego pod ścianą i palącego papierosa.
— Czego się dowiedziałeś?— spytał, podając czarodziejowi rękę. Powiódł wzrokiem za miejscem, któremu przyglądał się Caelan i skupił na nim na moment wzrok. — Czego się powinniśmy spodziewać?— Był tam, bez wątpienia. Sam? Ktoś mógł mu towarzyszyć? Załatwiał w tej chwili interesy? Sięgnął po różdżkę. Trzymana w rękawie była niewidoczna, ledwie musnął palcami pewno, lecz jeszcze jej nie wyciągnął.
| Różdżka, czarna perła, malachitowy pierścień, maska śmierciożercy, eliksiry:
- Eliksir grozy (1 porcja, st. 20)
- maść z wodnej gwiazdy (1 porcje, stat, 40)
- eliksir grozy (1 porcje stat, 40)
- eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 20)
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Nie musiał czekać długo, nie skończył jeszcze papierosa – a te ostatnio wypalał niemalże na dwa hausty – kiedy kątem oka dostrzegł zbliżającego się czarodzieja, którego prędko zidentyfikował jako Mulcibera. Wspaniale. Oznaczało to, że Ethelinda bez większego problemu odnalazła adresata, a ten bezzwłocznie stawił się w porcie. Przez krótką chwilę Goyle miał ochotę zapytać go o Ignotusa, o to, czy się odnalazł, prędko jednak zrezygnował; towarzysz całą swą postawą utrzymywał go na bezpieczny dystans. Nie przyszli tu po to, by dyskutować, przynajmniej nie o tym. Ulokował końcówkę skręta między wargami, tym samym zwalniając dłoń, podając ją na przywitanie, przelotnie lokując wzrok na twarzy Ramseya. Byli jednymi z wielu, nie zwracali na siebie uwagi – przynajmniej jeszcze nie. – Że tam jest, wbrew pozorom – mruknął na początek, rzucając niedopałek na kostkę brukową, przydeptując go obcasem. Szczelnie zaciągnięte zasłony mogły sugerować, że biuro stało puste, że zarządca wysługiwał się swymi podwładnymi, a mimo to pojawiał się w porcie. Dlaczego? Żeby widywać się z buntownikami? Przyjmować galeony w zamian za przymykanie oka na działanie wbrew rozporządzeniom Ministra? Podobno niechętnie wpuszczał do siebie gości, lecz może zależało to jedynie od faktu, skąd ci goście przybywali. I jak ciężkie były ich sakiewki. – I że nie jest sam. Podobno załatwił sobie kogoś do ochrony, jakiegoś osiłka, żeby odprawiał zainteresowanych z kwitkiem. Nie jestem tylko pewien, czy to jedyne zabezpieczenie – dodał równie cicho, poprawiając przy tym podwinięcie rękawów koszuli. Oznaczało to tyle, że Pichard nie powinien teraz przyjmować klientów, załatwiać interesów; mógł pojawiać się na miejscu tylko po to, by nikt nie zarzucił mu nieobecności. Musiał cenić sobie swą posadkę, ciepłą, stałą, dobrze płatną. – Wątpię jednak, żebyśmy musieli się nim przejmować – mruknął, odsuwając się od ściany, niepostrzeżenie sprawdzając ułożenie różdżki; tę trzymał w kieszeni, przynajmniej dopóki znajdowali się na ulicy, gdzie każdy mógł ich zobaczyć. Kiedy uzyskał niemą zgodę Mulcibera, ruszył w kierunku drzwi prowadzących do wnętrza budynku, te niemalże zachęcały swym brakiem widocznych na pierwszy rzut oka zabezpieczeń. Dopiero wtedy, gdy przekroczyli próg, a zawiasy wrót zaskrzypiały głośno i wyraźnie, ujrzeli dwóch osiłków, nie jednego. Czyżby Pichard zwiększył swą ochronę? Czy może to Theo nie zauważył tego drugiego…? To nie było już ważne. Zanim jeszcze wznieśli różdżki, zaczęli niby to grzecznie prosić o opuszczenie terenu, Goyle wyciągnął z kieszeni własne drewienko i bez dłuższego zastanowienia warknął: – Decollatio. – Celował przy tym w rękę, która nie była wiodąca, stojącego po lewej napastnika.
| celuję w pana ochroniarza A, mam obniżone ST Decollatio o 5 i idziemy do szafki tutaj
| celuję w pana ochroniarza A, mam obniżone ST Decollatio o 5 i idziemy do szafki tutaj
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'k10' : 1
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'k10' : 1
Chłód i dystans jaki mu towarzyszył nie był niczym niezwykłym. On sam pewnie nawet przez chwilę nie spodziewał się, by mogło to Caelanowi przeszkadzać. Nikt nie oczekiwał od niego szczególnej wylewności, wyrazów sympatii — ani tej szczerej, ani nawet na pokaz. Jeśli cokolwiek czuł względem kogoś, bardzo dobrze to ukrywał. Emocje i uczucia były bowiem największą bronią, jaką można było użyć przeciwko człowiekowi. Caelan był Rycerzem Walpurgii, a dzisiejsze spotkanie było związane z zadaniem, które miało zakończyć się sukcesem. Nie podejrzewał innego zakończenia; był spokojny o finał tego spotkania. Nie mógł jednak przewidzieć, nawet jako jasnowidz, jakie przygody mogły ich spotkać w trakcie. Musiałby skłamać, twierdząc, że nie liczył na odrobinę rozrywki.
Wpatrywał się w nieruchome zasłony przez chwilę, a trzask gaszonego butem papierosa umknął gdzieś w odgłosach portu, krzykach marynarzy z jednej burty do drugiej, gwarnych rozmów, szumu wody i plusków, gdy uderzała o przycumowane okręty.
— Z osiłkiem sobie poradzimy. Dysponujemy odpowiednimi środkami perswazji — mruknął i uśmiechnął się pod nosem. Wtedy też, dopiero wtedy, spojrzał na Caelana z rozbawieniem tańczącym w chłodnych, stalowych oczach, co mogło łudząco przypominać łączącą tych dwoje nić sympatii. — Jeśli jest lepiej przygotowany, to znaczy, że nie tylko może obawiać się o swoje życie, ale także pewnie ukrywa w tej kanciapie coś istotnego. A przy tym, doskonale wie, że popełnia błąd — stąd ta ochrona, prawda? Czasy są ciężkie, wojna trwała w najlepsze, choć ogłosili się już jej zwycięzcami i zamierzali powoli dogaszać rozniecony ogień. Przynajmniej pozornie. Pichard, kogokolwiek się obawiał, był świadom, że któregoś dnia ktoś po niego przyjdzie. Miał pecha, bo padło właśnie na nich. A ponieważ mieli plany, co do jego stanowiska, nie mógł wyjść z tego żywy.
Pokiwał głową twierdząco. Miał racje, nie mieli się czym przejmować.
— Mam nadzieję, że jesteś przygotowany na ten ciepły i wygodny stołek — mruknął, spoglądając znów na okna budynku, w którym miał czaić się nadzorca portu. Praca ta mogła być bardziej skomplikowana; do niego będą należeć wszystkie istotne decyzje. Będzie wiązała się również z częstszą obecnością w samym porcie zamiast na kołyszącym morzu. — Będziemy musieli jeszcze zadbać o to, by każdy wiedział, kto włada portem i dlaczego nie powinien na niego podnosić nigdy ręki.— Pomimo pozycji Rycerzy Walpurgii, podejrzewał, że wśród morskich wilków znajdą się tacy, którzy buntują się przeciw wszystkiemu i wszystkim. Takich trzeba będzie usadzić i na przyszłość dać nauczkę, przestrzegając kolejnych niedowiarków.
Kiedy tylko Goyle ruszył się, on sam zrobił to samo, sięgając lewą dłonią po swoją różdżkę. Pod palcami wyczuł przyjemnie śliskie wężowe drewno i poczuł jak drży, jak magia je przepełnia. Stare drewno zaskrzypiało, a w półmroku pojawiło się dwóch czarodziejów, którzy dość szybko zareagowali, podnosząc różdżki w ich stronę.
— Sectumsempra— wyrecytował, celując w drugiego z mężczyzn bez zmrużenia okiem.
| Celuję w ochroniarza B
Wpatrywał się w nieruchome zasłony przez chwilę, a trzask gaszonego butem papierosa umknął gdzieś w odgłosach portu, krzykach marynarzy z jednej burty do drugiej, gwarnych rozmów, szumu wody i plusków, gdy uderzała o przycumowane okręty.
— Z osiłkiem sobie poradzimy. Dysponujemy odpowiednimi środkami perswazji — mruknął i uśmiechnął się pod nosem. Wtedy też, dopiero wtedy, spojrzał na Caelana z rozbawieniem tańczącym w chłodnych, stalowych oczach, co mogło łudząco przypominać łączącą tych dwoje nić sympatii. — Jeśli jest lepiej przygotowany, to znaczy, że nie tylko może obawiać się o swoje życie, ale także pewnie ukrywa w tej kanciapie coś istotnego. A przy tym, doskonale wie, że popełnia błąd — stąd ta ochrona, prawda? Czasy są ciężkie, wojna trwała w najlepsze, choć ogłosili się już jej zwycięzcami i zamierzali powoli dogaszać rozniecony ogień. Przynajmniej pozornie. Pichard, kogokolwiek się obawiał, był świadom, że któregoś dnia ktoś po niego przyjdzie. Miał pecha, bo padło właśnie na nich. A ponieważ mieli plany, co do jego stanowiska, nie mógł wyjść z tego żywy.
Pokiwał głową twierdząco. Miał racje, nie mieli się czym przejmować.
— Mam nadzieję, że jesteś przygotowany na ten ciepły i wygodny stołek — mruknął, spoglądając znów na okna budynku, w którym miał czaić się nadzorca portu. Praca ta mogła być bardziej skomplikowana; do niego będą należeć wszystkie istotne decyzje. Będzie wiązała się również z częstszą obecnością w samym porcie zamiast na kołyszącym morzu. — Będziemy musieli jeszcze zadbać o to, by każdy wiedział, kto włada portem i dlaczego nie powinien na niego podnosić nigdy ręki.— Pomimo pozycji Rycerzy Walpurgii, podejrzewał, że wśród morskich wilków znajdą się tacy, którzy buntują się przeciw wszystkiemu i wszystkim. Takich trzeba będzie usadzić i na przyszłość dać nauczkę, przestrzegając kolejnych niedowiarków.
Kiedy tylko Goyle ruszył się, on sam zrobił to samo, sięgając lewą dłonią po swoją różdżkę. Pod palcami wyczuł przyjemnie śliskie wężowe drewno i poczuł jak drży, jak magia je przepełnia. Stare drewno zaskrzypiało, a w półmroku pojawiło się dwóch czarodziejów, którzy dość szybko zareagowali, podnosząc różdżki w ich stronę.
— Sectumsempra— wyrecytował, celując w drugiego z mężczyzn bez zmrużenia okiem.
| Celuję w ochroniarza B
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 52
--------------------------------
#2 'k10' : 3
#1 'k100' : 52
--------------------------------
#2 'k10' : 3
| 225/240
Nie przeszkadzała mu nieprzeniknioność młodego Mulcibera; podobno był Niewymownym, czy byłby w stanie wykonywać swój zawód, gdyby czytało się z niego jak z otwartej księgi? Co jednak było dla żeglarza ważniejsze, stojący obok zaliczał się do grona najbliższych współpracowników ich Czarnego Pana. Zdziwiłby się, gdyby nie trzymał ich na dystans, nie wzbudzał szacunku i nie wybijał się przed szereg swymi umiejętnościami. Jak każdy z grona Śmierciożerców, Ramsey osiągnął coś więcej. Dlatego właśnie Caelan pokiwał krótko głową, gdy ten napomknął o odpowiednich środkach perswazji. Żeglarz stale ćwiczył, ostatnio kładł większy nacisk na magię obronną, nie zaś jej czarną, odpowiednią do tortur odmianę, lecz nawet gdyby nie był pewien swych umiejętności, nie miał powodu, by wątpić w te towarzysza.
- Nie wiem tylko, co ze starym – mruknął, podchwytując przy tym spojrzenie Mulcibera, pozwalając sobie na porozumiewawcze drgnienie kącika ust. – Racja. Gdyby chodziło tylko i wyłącznie o zapewnienie sobie spokoju, zabunkrowałby się w drugim końcu kraju albo jeszcze gdzieś dalej, zniknął… Po coś tu jednak ciągle przychodzi. – Mógł jedynie snuć domysły, co też Pichard mógł trzymać w swym biurze, najprawdopodobniejszym wydawał mu się jednak scenariusz, że ten przyjmuje rebeliantów, mieszańców, którzy płacili krocie, byle tylko zarządca pomógł im stąd zniknąć, pozwolił wypłynąć na pokładzie statku zaufanego kapitana. Żałosne. Niegodne. Nie mógł walczyć ze zmianą, z nowymi porządkami, które już niebawem miały opanować wszystkie dzielnice stolicy, a później – całe Wyspy.
- Taa – burknął pod nosem, spoglądając ku stojącemu obok czarodziejowi kątem oka. Ciepły i wygodny stołek, tylko tego mu jeszcze brakowało. Wiedział, że po tym kroku nie będzie odwrotu. Że jeśli jeszcze ktoś miałby nie łączyć jego nazwiska z walkami, z Rycerzami Walpurgii – nawet mimo tego śmiesznego artykułu w szmatławym Proroku Codziennym – to przejęcie kontroli nad portem miało zwrócić na niego uwagę wielu. Wzbudzić gniew. Wystawić jego najbliższych na niebezpieczeństwo. O tym jednak będzie myśleć, kiedy już rozprawią się z Pichardem. – Nie jest to spełnienie moich marzeń, ale musimy zaprowadzić tu porządek – dodał cicho, pozwalając sobie na pewną dozę szczerości. Służba ich sprawie była ważniejsza niż zew morza, nawet jeśli już na samą myśl o zamknięciu w czterech ścianach coś ściskało go w dołku. – Racja – skwitował, starając się nie wybiegać myślami w przyszłość, skupić się zamiast tego na chwili obecnej. Czekała ich walka, on zaś nie chciał pozwolić sobie na żaden błąd.
Miał nadzieję, że magia nie odmówi mu posłuszeństwa, nie teraz; wiązka wybranego zaklęcia pomknęła w kierunku jednego z osiłków, wspaniale, nawet jeśli zabolała go od tego potylica, jeśli plugawa magia zbierała swoje żniwo, ten jednak wykazał się nie lada refleksem – nie tylko osłonił się tarczą, ale i odbił czar ku atakującemu. Goyle zaklął w myślach; zaklął ponownie, gdy do Decollatio dołączyło Regressio. – Protego! – warknął, wierząc, że poradzi sobie z najprostszą wersją zaklęcia obronnego. Dobrze, że nie przyszedł tu sam, że nie próbował rozprawić się z ochroną przed przybyciem Mulcibera. – Ictusosio – dodał szybko, celując w nogę przeciwnika*.
| To może jednak nie idziemy do szafki, rzuty są tutaj.
Ochroniarz A odbił Decollatio, Ochroniarz B nie obronił się przed zaklęciem Ramseya. Do tego Ochroniarz A rzucił połowicznie udane Regressio w Caelana. Jeśli obrona nie wyjdzie, to dopisek przy gwiazdce do zignorowania.
Nie przeszkadzała mu nieprzeniknioność młodego Mulcibera; podobno był Niewymownym, czy byłby w stanie wykonywać swój zawód, gdyby czytało się z niego jak z otwartej księgi? Co jednak było dla żeglarza ważniejsze, stojący obok zaliczał się do grona najbliższych współpracowników ich Czarnego Pana. Zdziwiłby się, gdyby nie trzymał ich na dystans, nie wzbudzał szacunku i nie wybijał się przed szereg swymi umiejętnościami. Jak każdy z grona Śmierciożerców, Ramsey osiągnął coś więcej. Dlatego właśnie Caelan pokiwał krótko głową, gdy ten napomknął o odpowiednich środkach perswazji. Żeglarz stale ćwiczył, ostatnio kładł większy nacisk na magię obronną, nie zaś jej czarną, odpowiednią do tortur odmianę, lecz nawet gdyby nie był pewien swych umiejętności, nie miał powodu, by wątpić w te towarzysza.
- Nie wiem tylko, co ze starym – mruknął, podchwytując przy tym spojrzenie Mulcibera, pozwalając sobie na porozumiewawcze drgnienie kącika ust. – Racja. Gdyby chodziło tylko i wyłącznie o zapewnienie sobie spokoju, zabunkrowałby się w drugim końcu kraju albo jeszcze gdzieś dalej, zniknął… Po coś tu jednak ciągle przychodzi. – Mógł jedynie snuć domysły, co też Pichard mógł trzymać w swym biurze, najprawdopodobniejszym wydawał mu się jednak scenariusz, że ten przyjmuje rebeliantów, mieszańców, którzy płacili krocie, byle tylko zarządca pomógł im stąd zniknąć, pozwolił wypłynąć na pokładzie statku zaufanego kapitana. Żałosne. Niegodne. Nie mógł walczyć ze zmianą, z nowymi porządkami, które już niebawem miały opanować wszystkie dzielnice stolicy, a później – całe Wyspy.
- Taa – burknął pod nosem, spoglądając ku stojącemu obok czarodziejowi kątem oka. Ciepły i wygodny stołek, tylko tego mu jeszcze brakowało. Wiedział, że po tym kroku nie będzie odwrotu. Że jeśli jeszcze ktoś miałby nie łączyć jego nazwiska z walkami, z Rycerzami Walpurgii – nawet mimo tego śmiesznego artykułu w szmatławym Proroku Codziennym – to przejęcie kontroli nad portem miało zwrócić na niego uwagę wielu. Wzbudzić gniew. Wystawić jego najbliższych na niebezpieczeństwo. O tym jednak będzie myśleć, kiedy już rozprawią się z Pichardem. – Nie jest to spełnienie moich marzeń, ale musimy zaprowadzić tu porządek – dodał cicho, pozwalając sobie na pewną dozę szczerości. Służba ich sprawie była ważniejsza niż zew morza, nawet jeśli już na samą myśl o zamknięciu w czterech ścianach coś ściskało go w dołku. – Racja – skwitował, starając się nie wybiegać myślami w przyszłość, skupić się zamiast tego na chwili obecnej. Czekała ich walka, on zaś nie chciał pozwolić sobie na żaden błąd.
Miał nadzieję, że magia nie odmówi mu posłuszeństwa, nie teraz; wiązka wybranego zaklęcia pomknęła w kierunku jednego z osiłków, wspaniale, nawet jeśli zabolała go od tego potylica, jeśli plugawa magia zbierała swoje żniwo, ten jednak wykazał się nie lada refleksem – nie tylko osłonił się tarczą, ale i odbił czar ku atakującemu. Goyle zaklął w myślach; zaklął ponownie, gdy do Decollatio dołączyło Regressio. – Protego! – warknął, wierząc, że poradzi sobie z najprostszą wersją zaklęcia obronnego. Dobrze, że nie przyszedł tu sam, że nie próbował rozprawić się z ochroną przed przybyciem Mulcibera. – Ictusosio – dodał szybko, celując w nogę przeciwnika*.
| To może jednak nie idziemy do szafki, rzuty są tutaj.
Ochroniarz A odbił Decollatio, Ochroniarz B nie obronił się przed zaklęciem Ramseya. Do tego Ochroniarz A rzucił połowicznie udane Regressio w Caelana. Jeśli obrona nie wyjdzie, to dopisek przy gwiazdce do zignorowania.
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 85
--------------------------------
#2 'k100' : 55
--------------------------------
#3 'k10' : 4
#1 'k100' : 85
--------------------------------
#2 'k100' : 55
--------------------------------
#3 'k10' : 4
Mruknął coś pod nosem, co nie było ani konkretnym słowem, ani nawet wyrazem jakichkolwiek emocji.
— Z nim też sobie poradzimy — przyznał pewnie, a w jego głosie brzmiało nie tylko zdecydowanie, ale i arogancja; tak jakby spotkanie z obecnym zarządcom portu nie było dla nich żadnym wyzwaniem, a jedynie smutną powinnością. Nie znał jego możliwości i choć był pewien zwycięstwa, nie zwykł lekceważyć przeciwników, nawet tych najbardziej niepozornych. Zamierzał zachowywać ostrożność, być może nawet za nich dwóch; utrzymywać odpowiednią czujność, gotowość do działania. Jeśli Richard był biegły w jakiejś dziedzinie magii, a skoro utrzymywał się na swoim stołku do tej pory to z czegoś musiał być dobry, nie tylko ochroniarzom zawdzięczał życie, będą musieli wykazać się cierpliwością i wprawną ręką.
— Nie mów tylko, że od posiadania własnego kurnika wolisz być głodnym lisem, czającym się gdzieś w krzakach. — Nie dało się ukryć; trzymanie portu w swoich łapach, niezależnie od tego, czy robił to dla samego siebie, czy dla Rycerzy Walpurgii wiązało się z wieloma przywilejami. W jego mniemaniu, większymi od ryzyka. — Morze wzywa cię tak głośno, że trudno ci usiedzieć na miejscu?— Sam nienawidził papierkowej roboty i jeszcze kiedy w Departamencie Kontroli musiał wypełniać szereg raportów przeklinał każdy jeden, który musiał uzupełnić i podpisać. Teraz w końcu nie musiał. Nikt nie oczekiwał od niego parafki przy każdym teście i każdym eksperymencie; liczył się efekt. — Kiedy zaprowadzisz tu porządek będziesz robił, co będziesz chciał — prawie; o ile to, czego chciał było zgodne z wolą Rycerzy i Czarnego Pana. — A od porządku będziesz miał ludzi — ochroniarzy takich jak Pichard; jak Ci, którzy stanęli z nimi ochoczo i chętnie do walki. Nie mieli pojęcia z kim się mierzą. Być może obyłoby się bez walki, gdyby im uzmysłowili od kogo przychodzą. Może przekonałoby ich życie, które mieliby możliwość zachować. Ale nie mieli dla nich litości. Na usługach Picharda byli wciąż najemnikami; każdy kto dał im odpowiednią ilość złota mógł kupić ich szacunek i sobie bezpieczeństwo. Musieli port obstawić odpowiednimi ludźmi; takimi, którzy poświęcą nawet swoje życie dla dobra sprawy.
Zaklęcie pomknęło w kierunku mężczyzny, a ten, barczysty, wysoki, machnął różdżką, by wyczarować tarczę dostatecznie silną. Nie udało się; być może brakło mu refleksu, może umiejętności. Potężna wiązka zaklęcia uderzyła w niego, a jego szaty, choć ciemne, szybko zabarwiły się na brunatno i zalśniły od wilgoci. Liczne rany na jego ciele wywołały też ból, który obserwował krótko. Zaraz potem podniósł różdżkę, równocześnie z nim. Regressio, padło z jego słów, ale był już zbyt słaby, aby się mierzyć ze Śmierciożercą. Mulciber machnął lewym nadgarstkiem raz jeszcze:
— Organus dolor— rzucił litościwie, zadzierając brodę wyżej.
| Ochroniarz B: (OPCM 25, uroki 10, żywotność 100) Będzie atakował w pętli zaklęciami: Regressio, Petryficus totalus, Aeris oraz bronił się, kiedy będzie to konieczne.
Hp ochroniarza B 100- 40-45-5= 10
1. Organus dolor
2. K10
3. Obrona ochroniarza B
— Z nim też sobie poradzimy — przyznał pewnie, a w jego głosie brzmiało nie tylko zdecydowanie, ale i arogancja; tak jakby spotkanie z obecnym zarządcom portu nie było dla nich żadnym wyzwaniem, a jedynie smutną powinnością. Nie znał jego możliwości i choć był pewien zwycięstwa, nie zwykł lekceważyć przeciwników, nawet tych najbardziej niepozornych. Zamierzał zachowywać ostrożność, być może nawet za nich dwóch; utrzymywać odpowiednią czujność, gotowość do działania. Jeśli Richard był biegły w jakiejś dziedzinie magii, a skoro utrzymywał się na swoim stołku do tej pory to z czegoś musiał być dobry, nie tylko ochroniarzom zawdzięczał życie, będą musieli wykazać się cierpliwością i wprawną ręką.
— Nie mów tylko, że od posiadania własnego kurnika wolisz być głodnym lisem, czającym się gdzieś w krzakach. — Nie dało się ukryć; trzymanie portu w swoich łapach, niezależnie od tego, czy robił to dla samego siebie, czy dla Rycerzy Walpurgii wiązało się z wieloma przywilejami. W jego mniemaniu, większymi od ryzyka. — Morze wzywa cię tak głośno, że trudno ci usiedzieć na miejscu?— Sam nienawidził papierkowej roboty i jeszcze kiedy w Departamencie Kontroli musiał wypełniać szereg raportów przeklinał każdy jeden, który musiał uzupełnić i podpisać. Teraz w końcu nie musiał. Nikt nie oczekiwał od niego parafki przy każdym teście i każdym eksperymencie; liczył się efekt. — Kiedy zaprowadzisz tu porządek będziesz robił, co będziesz chciał — prawie; o ile to, czego chciał było zgodne z wolą Rycerzy i Czarnego Pana. — A od porządku będziesz miał ludzi — ochroniarzy takich jak Pichard; jak Ci, którzy stanęli z nimi ochoczo i chętnie do walki. Nie mieli pojęcia z kim się mierzą. Być może obyłoby się bez walki, gdyby im uzmysłowili od kogo przychodzą. Może przekonałoby ich życie, które mieliby możliwość zachować. Ale nie mieli dla nich litości. Na usługach Picharda byli wciąż najemnikami; każdy kto dał im odpowiednią ilość złota mógł kupić ich szacunek i sobie bezpieczeństwo. Musieli port obstawić odpowiednimi ludźmi; takimi, którzy poświęcą nawet swoje życie dla dobra sprawy.
Zaklęcie pomknęło w kierunku mężczyzny, a ten, barczysty, wysoki, machnął różdżką, by wyczarować tarczę dostatecznie silną. Nie udało się; być może brakło mu refleksu, może umiejętności. Potężna wiązka zaklęcia uderzyła w niego, a jego szaty, choć ciemne, szybko zabarwiły się na brunatno i zalśniły od wilgoci. Liczne rany na jego ciele wywołały też ból, który obserwował krótko. Zaraz potem podniósł różdżkę, równocześnie z nim. Regressio, padło z jego słów, ale był już zbyt słaby, aby się mierzyć ze Śmierciożercą. Mulciber machnął lewym nadgarstkiem raz jeszcze:
— Organus dolor— rzucił litościwie, zadzierając brodę wyżej.
| Ochroniarz B: (OPCM 25, uroki 10, żywotność 100) Będzie atakował w pętli zaklęciami: Regressio, Petryficus totalus, Aeris oraz bronił się, kiedy będzie to konieczne.
Hp ochroniarza B 100- 40-45-5= 10
1. Organus dolor
2. K10
3. Obrona ochroniarza B
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 65
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'k100' : 31
#1 'k100' : 65
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'k100' : 31
Aleja Theodousa Traversa
Szybka odpowiedź