Aleja Theodousa Traversa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]Aleja Theodousa Traversa
Jedna z dłuższych alei, wybrukowana szarą kostką. Pomimo lokalizacji tuż przy samej Tamizie, gdzie odbywają się załadunki i rozładunki towaru, spotkać tu można wiele osób - najczęściej amatorów długi spacerów i charakterystycznego zapachu rzecznej toni. To właśnie tutaj cumuje Jolly Jelly II, jeden ze statków rodziny Travers. Z portu można się na niego dostać poprzez drewnianą, stabilną kładkę. Z kolei woda przy porcie najczęściej jest dosyć chłodna - chodnik oddzielają od niej ponad metrowe żeliwne słupki, połączone łańcuchem zdobionym w morskie stwory.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 22:32, w całości zmieniany 4 razy
The member 'Edgar Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 12
'k100' : 12
|naprawianie było metodą rycerzy, ale zmuliłam, mam nadzieję, że wybaczycie
Poczuł dziwne wyładowanie, koniec różdżki rozjarzył się migotliwym światłem, a energia wytrysnęła z niej silnie ukierunkowanym strumieniem, wchłoniętym w ciemną przestrzeń tuż przed nim. Wyraźnie odczuł, jak uciekło z niego trochę mocy - dobry znak, rzucone zaklęcie było ciężkie, trudne i wymagające, lecz zdołał wykrzesać z siebie tyle ducha, by uczynić je udanym. Wspólnie z Edgarem. Pomoc Burke'a była nieoceniona, w pojedynkę nie dałby sobie rady, nawet w najśmielszych planach nie wyobrażał sobie tak lekkomyślnego działania, jak zasadzenie się na wypaczone anomalią miejsce samodzielnie. Jak na razie wszystko szło zgodnie z ich zamiarami. Gładko. Odwrotnie od wzburzonej wody, plującej ogromnymi falami, przypominającymi potężne, morskie bałwany. Nigdy nie widział Tamizy w takim stanie; wypuszczała z siebie taflę zbitych kropel jak wulkan wyrzuca lawę, gwałtownie i natarczywie zagrabiając teren. Okna pobliskich zabudowań drżały i dzwoniły, jakby zlękły się nieokiełznanego żywiołu, a porzucone butelki po libacjach okolicznych smakoszów tanich trunków pękały spektakularnie, rozpryskując się na tysiące kawałków. Zielone łamały się ładniej, zraszając ścieżki drobinkami przypominającymi szlachetne kamienie, a nie kolorowe szkiełka. Wywołany armagedon mógł świadczyć jedynie o powodzeniu ich zadania - pozostawało czekać, aż okolica się uspokoi. Kilka głębszych wdechów, stopniowe odchodzenie adrenaliny, dotąd żwawo krążącej w żyłach i powoli się uciszało, a na alei starego Traversa słychać już było tylko uderzanie coraz to mniejszych fal o brzeg. A wkrótce potem, nadzwyczaj raźne odgłosy powłóczenia dwóch męskich ciał w ich stronę, okraszone ostrym zapachem potu i alkoholu, nierozcieńczonym nawet przez odór cuchnącego portu.
-Widzisz tych przyjemniaczków? Myślisz, że powinniśmy ich...? - Magnus urwał w połowie słowa, gdyż najwyraźniej nie docenił nieboraków, którzy przyczołgali się do nich dużo szybciej, niż się tego spodziewał. Panowie najwyraźniej rozochoceni spożyciem różnego rodzaju trunków aż palili się do współpracy, cóż z tego, że obaj mówili nadzwyczaj niewyraźnie, a różdżki w swych garściach ściskali na opak. Magnus pytająco uniósł brew, zerkając na Edgara. Najchętniej spacyfikowałby ich zaklęciem i wrzucił do rzeki, Ministerstwo nie poddawało już obdukcji każdego wyłowionego stamtąd trupa. I tak nie dotarliby do dwójki arystokratów, mających mnogość środków ochrony - począwszy od własnego, szlacheckiego słowa, po protekcję rodu oraz nestora. Mimo wszystko, wchodzenie po pas w to błoto nie wydawało mu się do końca racjonalne, a pijaniutcy staruszkowie nie wyglądali na chętnych do negocjacji.
Poczuł dziwne wyładowanie, koniec różdżki rozjarzył się migotliwym światłem, a energia wytrysnęła z niej silnie ukierunkowanym strumieniem, wchłoniętym w ciemną przestrzeń tuż przed nim. Wyraźnie odczuł, jak uciekło z niego trochę mocy - dobry znak, rzucone zaklęcie było ciężkie, trudne i wymagające, lecz zdołał wykrzesać z siebie tyle ducha, by uczynić je udanym. Wspólnie z Edgarem. Pomoc Burke'a była nieoceniona, w pojedynkę nie dałby sobie rady, nawet w najśmielszych planach nie wyobrażał sobie tak lekkomyślnego działania, jak zasadzenie się na wypaczone anomalią miejsce samodzielnie. Jak na razie wszystko szło zgodnie z ich zamiarami. Gładko. Odwrotnie od wzburzonej wody, plującej ogromnymi falami, przypominającymi potężne, morskie bałwany. Nigdy nie widział Tamizy w takim stanie; wypuszczała z siebie taflę zbitych kropel jak wulkan wyrzuca lawę, gwałtownie i natarczywie zagrabiając teren. Okna pobliskich zabudowań drżały i dzwoniły, jakby zlękły się nieokiełznanego żywiołu, a porzucone butelki po libacjach okolicznych smakoszów tanich trunków pękały spektakularnie, rozpryskując się na tysiące kawałków. Zielone łamały się ładniej, zraszając ścieżki drobinkami przypominającymi szlachetne kamienie, a nie kolorowe szkiełka. Wywołany armagedon mógł świadczyć jedynie o powodzeniu ich zadania - pozostawało czekać, aż okolica się uspokoi. Kilka głębszych wdechów, stopniowe odchodzenie adrenaliny, dotąd żwawo krążącej w żyłach i powoli się uciszało, a na alei starego Traversa słychać już było tylko uderzanie coraz to mniejszych fal o brzeg. A wkrótce potem, nadzwyczaj raźne odgłosy powłóczenia dwóch męskich ciał w ich stronę, okraszone ostrym zapachem potu i alkoholu, nierozcieńczonym nawet przez odór cuchnącego portu.
-Widzisz tych przyjemniaczków? Myślisz, że powinniśmy ich...? - Magnus urwał w połowie słowa, gdyż najwyraźniej nie docenił nieboraków, którzy przyczołgali się do nich dużo szybciej, niż się tego spodziewał. Panowie najwyraźniej rozochoceni spożyciem różnego rodzaju trunków aż palili się do współpracy, cóż z tego, że obaj mówili nadzwyczaj niewyraźnie, a różdżki w swych garściach ściskali na opak. Magnus pytająco uniósł brew, zerkając na Edgara. Najchętniej spacyfikowałby ich zaklęciem i wrzucił do rzeki, Ministerstwo nie poddawało już obdukcji każdego wyłowionego stamtąd trupa. I tak nie dotarliby do dwójki arystokratów, mających mnogość środków ochrony - począwszy od własnego, szlacheckiego słowa, po protekcję rodu oraz nestora. Mimo wszystko, wchodzenie po pas w to błoto nie wydawało mu się do końca racjonalne, a pijaniutcy staruszkowie nie wyglądali na chętnych do negocjacji.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Edgar od lat zajmował się łamaniem klątw i przez ten czas nauczył się nie ufać do końca magii, a przynajmniej być świadomym czyhających w niej niebezpieczeństw. Majowe anomalie tylko potęgowały w nim to podejście, dlatego dziwne następstwa rzuconego przez nich zaklęcia wcale go nie zaskoczyły. Owszem, budziły pewien niepokój, ale nie było to nic czego się by się nie spodziewał. Drżące szyby w oknach i pękające butelki dodawały temu miejscu upiorności, dlatego zawiesił na nich na moment swój wzrok, ale najwidoczniej szkło po prostu czulej zareagowało na magiczne wyładowania. Natomiast wzburzona Tamiza zadziałała na Edgara odwrotnie i, o dziwo, uspokoiła go - wcześniejsza cisza była według niego o wiele bardziej nienaturalna.
Po paru dłużących się minutach pozwolił sobie na opuszczenie różdżki. Wątpił, by cokolwiek miało ich teraz zaatakować, chociaż najprawdopodobniej było to dość ryzykowne stwierdzenie. Wydawało mu się jednak, że ich zaklęcie zadziałało. Spojrzał pytająco na Magnusa - czyżby to był już koniec ich wyprawy? Jeżeli tak to udało im się przez nią przejść całkiem bezboleśnie, nie licząc tego jednego nieprzyjemnego upadku.
Wtem do jego uszu dotarł ludzki głos, który bynajmniej nie należał do jego kompana. Odwrócił się w kierunku dźwięku, widząc jak zbliża się do nich grupka zapijaczonych czarodziejów. Jakim cudem jeszcze żyli skoro błąkali się po tym miejscu w takim stanie? - Nie - odpowiedział krótko, czyli dokładnie tak jak miał w zwyczaju, zwracając uwagę na sposób trzymania różdżki przez jednego z nich - na odwrót. Edgar nie uważał ich za zagrożenie, nie widział więc sensu w niepotrzebnym brudzeniu sobie rąk. Ścisnął mocniej palce na różdżce i zaczął iść pewnym krokiem w ich stronę. - Przedstawienie skończone - powiedział donośnie, podejrzewając, że nie przyszli tutaj przypadkiem, a właśnie z powodu jego i Magnusa. Jak ćmy do ognia, chociaż nie potrafiłby określić co było tym ogniem w ich przypadku. - Wynoście się stąd dopóki ja i mój kolega nie potraktowaliśmy was cruciatusem - dodał, spoglądając na każdego z nich. Doprawdy, że też wszędzie musieli się tacy znaleźć. Edgar czasami bywał po prostu zmęczony podobnymi sytuacjami, chociaż jego wyraz twarzy pozostawał całkiem poważny i panowie mogli być pewni, że zarówno on jak i Magnus nie zawahają się przed rzuceniem czarnomagicznego zaklęcia. Po chwili uniósł powoli różdżkę, jakby dla potwierdzenia swoich słów - w ich stanie nietrzeźwości tyle powinno wystarczyć.
zastraszanie - poziom II
Po paru dłużących się minutach pozwolił sobie na opuszczenie różdżki. Wątpił, by cokolwiek miało ich teraz zaatakować, chociaż najprawdopodobniej było to dość ryzykowne stwierdzenie. Wydawało mu się jednak, że ich zaklęcie zadziałało. Spojrzał pytająco na Magnusa - czyżby to był już koniec ich wyprawy? Jeżeli tak to udało im się przez nią przejść całkiem bezboleśnie, nie licząc tego jednego nieprzyjemnego upadku.
Wtem do jego uszu dotarł ludzki głos, który bynajmniej nie należał do jego kompana. Odwrócił się w kierunku dźwięku, widząc jak zbliża się do nich grupka zapijaczonych czarodziejów. Jakim cudem jeszcze żyli skoro błąkali się po tym miejscu w takim stanie? - Nie - odpowiedział krótko, czyli dokładnie tak jak miał w zwyczaju, zwracając uwagę na sposób trzymania różdżki przez jednego z nich - na odwrót. Edgar nie uważał ich za zagrożenie, nie widział więc sensu w niepotrzebnym brudzeniu sobie rąk. Ścisnął mocniej palce na różdżce i zaczął iść pewnym krokiem w ich stronę. - Przedstawienie skończone - powiedział donośnie, podejrzewając, że nie przyszli tutaj przypadkiem, a właśnie z powodu jego i Magnusa. Jak ćmy do ognia, chociaż nie potrafiłby określić co było tym ogniem w ich przypadku. - Wynoście się stąd dopóki ja i mój kolega nie potraktowaliśmy was cruciatusem - dodał, spoglądając na każdego z nich. Doprawdy, że też wszędzie musieli się tacy znaleźć. Edgar czasami bywał po prostu zmęczony podobnymi sytuacjami, chociaż jego wyraz twarzy pozostawał całkiem poważny i panowie mogli być pewni, że zarówno on jak i Magnus nie zawahają się przed rzuceniem czarnomagicznego zaklęcia. Po chwili uniósł powoli różdżkę, jakby dla potwierdzenia swoich słów - w ich stanie nietrzeźwości tyle powinno wystarczyć.
zastraszanie - poziom II
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Edgar Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 39
'k100' : 39
Uporali się z największym zagrożeniem, tłumiąc anomalię, naginając ją do swej woli i finalnie - ujarzmiając. Magia odtąd miała być im przychylna, a wszystko dzięki wiedzy Czarnego Pana, wszystko także dla niego. Pokorna służba zostanie wynagrodzona, lecz Rowle nie czekał z niecierpliwością na te zaszczyty, niemałą satysfakcję czerpiąc z samej posługi. Godnej; która winna napawać czarodzieja dumą, a wręcz pychą. Działali z ramienia najpotężniejszego czarnoksiężnika, który podzielił się z nimi swymi tajemnicami, zdradził, jak zapanować nad mocą, która rozsiała strach nad całą Anglią. Kiedy Ministerstwo było bezsilne, oni mogli zdziałać wiele. Protekcja Czarnego Pana sięgała daleko, tak, jak jego wpływy, wypełzające z ciemnych uliczek i rozszerzające się nieubłaganie po Wielkiej Brytanii. Mroczny Znak na ramieniu nie był piętnem, lecz honorowym orderem; godniejsze odznaczenie już nie istniało. Chwiejący się marynarze, którzy pojawili się na horyzoncie nie wiadomo skąd, najwyraźniej jednak pluli na pewne świętości i nie odróżniali ich od swych kamratów od kieliszka. Zdecydowana różnica wyglądu oraz zapachu nie przeszkadzała im jednak w ordynarnych próbach zaczepek: jak na to, że ledwo stali na nogach, zaskakująco hardo obstawiali przy swym szalonym pomyśle, aby do nich dołączyć. Żałosne, lecz i dość kłopotliwe, nie potrzebowali zostawać tu dłużej, niż to konieczne, a obecność przypadkowych świadków zmuszała ich do niechcianej konfrontacji. Magnus założył ręce na piersiach, pozwalając Edgarowi dojść do głosu, zwłaszcza, iż w przeciwieństwie do niego, postawił na drogę mniej inwazyjną. I dla ulicznych obszczymurków, i dla nich, jako że ciskanie się klątwami zwłaszcza w miejscach objętych anomaliami musiało niezwykle prędko docierać do Ministerstwa. Po ostatniej odsiadce w Tower, którą wspominał ze zgrzytaniem zębów, Rowle nie żywił nadziei, aby znaleźć się tam z powrotem.
-A Cruciatus to i tak najłagodniejsza forma tego, co może was spotkać - dodał miękko, w ramach uzupełnienia Edgarowej przemowy. Zmarszczył przy tym brwi, spoglądając znacząco na drugiego ze staruszków. Ten, który stał z przodu już położył uszy po sobie i wyraźnie spokorniał, ale jeden junak wciąż trzymał się na swych miękkich nogach - to jak panowie, chcecie się z nami zabawić? - zakpił, wysuwając różdżkę z rękawa i uśmiechnął się, obnażając zęby. Jak wilk.
|-50 do zastraszania, no to muszę rzucić 100, powodzenia
-A Cruciatus to i tak najłagodniejsza forma tego, co może was spotkać - dodał miękko, w ramach uzupełnienia Edgarowej przemowy. Zmarszczył przy tym brwi, spoglądając znacząco na drugiego ze staruszków. Ten, który stał z przodu już położył uszy po sobie i wyraźnie spokorniał, ale jeden junak wciąż trzymał się na swych miękkich nogach - to jak panowie, chcecie się z nami zabawić? - zakpił, wysuwając różdżkę z rękawa i uśmiechnął się, obnażając zęby. Jak wilk.
|-50 do zastraszania, no to muszę rzucić 100, powodzenia
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Mężczyźni, chociaż zalani w trupa, musieli zachować resztę rozsądku. A przynajmniej jeden z nich, bo po słowach Edgara wyraźnie zgasł mu entuzjazm i zaczął powoli się wycofywać, podczas gdy drugi nie wydawał się być do końca przekonany. Edgar zrobił krok w jego kierunku, chcąc i jemu przemówić do rozsądku, lecz wtedy do akcji wkroczył Magnus. Starzec musiał być wyjątkowo odważny albo po prostu głupi, bo absolutnie nie przejął się jego groźbą i zanim którykolwiek z nich zdążył zareagować - rzucił w Magnusa zaklęciem. Wszystko potoczyło się niezwykle szybko; Rowle został ugodzony wąską wiązką światła, która wepchnęła go wprost do zimnych wód Tamizy. Starzec dopiero wtedy musiał się zreflektować jak zły to był pomysł, bo zaczął się czym prędzej oddalać, a Edgar wcale nie miał zamiaru go gonić. Zamiast tego podbiegł nad brzeg rzeki, nie będąc pewnym czy Magnus w ogóle potrafi pływać. Doprawdy, jak mogli dopuścić do tego, żeby przeszkodziły im jakieś marne pijaczyny! Edgar pluł sobie w brodę za ten brak koncentracji, to było aż śmieszne, że ani on ani Magnus nie zdążyli w żaden sposób zareagować.
Magnus na szczęście umiał pływać - kolejny dowód na to jak bardzo przydaje się wszechstronne szlacheckie wychowanie. Edgar wyciągnął w jego kierunku swoją dłoń, żeby mógł się jej złapać i łatwiej stamtąd wydostać. Woda zapewne była lodowata, poza tym nie było wiadomo co ostatnimi czasy mogło żyć na dnie tej rzeki. Lepiej nie ryzykować i po prostu szybko wyjść na brzeg. - Nic ci nie jest? - Upewnił się, nawet jeżeli na pierwszy rzut oka Magnus wydawał się być w jednym kawałku. Co prawda Edgar znał się na podstawach magii leczniczej, ale przy tych szalejących anomaliach nie mógł być pewny czy ta wiedza przypadkiem nie zadziała zupełnie na odwrót. - Zwiali - zauważył, kiedy Magnus stał już obok niego na suchym i stabilnym lądzie. - Ale wygląda na to, że reszta się powiodła - dodał. Przed przyjściem tutaj nie do końca wiedział jak oceni końcowy rezultat, ale po rzuceniu zaklęcia to stało się po prostu jasne.
Magnus na szczęście umiał pływać - kolejny dowód na to jak bardzo przydaje się wszechstronne szlacheckie wychowanie. Edgar wyciągnął w jego kierunku swoją dłoń, żeby mógł się jej złapać i łatwiej stamtąd wydostać. Woda zapewne była lodowata, poza tym nie było wiadomo co ostatnimi czasy mogło żyć na dnie tej rzeki. Lepiej nie ryzykować i po prostu szybko wyjść na brzeg. - Nic ci nie jest? - Upewnił się, nawet jeżeli na pierwszy rzut oka Magnus wydawał się być w jednym kawałku. Co prawda Edgar znał się na podstawach magii leczniczej, ale przy tych szalejących anomaliach nie mógł być pewny czy ta wiedza przypadkiem nie zadziała zupełnie na odwrót. - Zwiali - zauważył, kiedy Magnus stał już obok niego na suchym i stabilnym lądzie. - Ale wygląda na to, że reszta się powiodła - dodał. Przed przyjściem tutaj nie do końca wiedział jak oceni końcowy rezultat, ale po rzuceniu zaklęcia to stało się po prostu jasne.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Obnażając zęby (zapomniał je spiłować) i sącząc słowa kłujące jak ostrze miecza lub - bliżej - pogardliwe dźgnięcie końcem różdżki w klatkę piersiową, Magnus musiał być więcej, niż przekonujący. Ściągnięte brwi, zawzięty wyraz twarz, oczy jarzące się niebezpiecznym blaskiem, barwiącym zazwyczaj łagodne, orzechowe tęczówki nadgnitą zielenią nie budowały wizerunku człowieka skłonnego do kompromisów czy choćby prób marnych pertraktacji. Kustykający dziadyga prawdopodobnie pozostawał ślepy na wyraźne sygnały ostrzegawcze (czy to od alkoholu stracił wzrok?) i nic nie zrobił sobie z pogróżek Rowle'a, na domiar złego podnosząc na niego rękę. Magnus nawet nie zorientował się kiedy, jak na pijaczynę starzec wykazał się refleksem godnym mistrza pojedynków - a może to on po prostu przedwcześnie zlekceważył przeciwnika - i wymierzył w niego różdżką. Ledwie trzymała się w jego drżącej dłoni, lecz błysk zaklęcia przeszywającego powietrze był pewny, silny i ugodził Rowle'a prosto w pierś, nim ten choćby zdołał pomyśleć o jakiejkolwiek formie ochrony. Pęd czaru odrzucił go mocno w tył, rozpoznał magię, na szczęście nieszkodliwą, lecz pozbawiony podparcia, widowiskowo przefrunął nad krzywymi barierkami odgradzającymi brzeg od niespokojnej wody rzeki i wpadł wprost w głębinę, kilka metrów dalej. Pierwsze zetknięcie się z lodowatą wodą przeszłyo Magnusa zdradzieckimi ciarkami. Nabrał głęboko powietrza i zachłystnął się wdzierającymi mu się wprost do płuc falami chłodu; zanurzył się wraz z głową, czując desperackie spięcie mięśni, nieradzących sobie w tej sytuacji. Całą siłą woli zmusił się do wykonania pracy, zdrętwiałymi ramionami począł młócić wodę i rozgarniać ją na boki, a im dłużej wykonywał te monotonne ruchy, tym bardziej się uspokajał. Wkrótce był już tuż przy brzegu, na tyle blisko, by sięgnąć po dłoń Edgara - tym razem to Burke przyszedł mu z pomocą - i wynurzyć się z wody. Wtarabanił się na stały grunt, dygocząc i ociekając kurewsko zimną wodą, ale ostatecznie zdobył się na lekki uśmiech.
-Jestem cały - potwierdził, choć zęby szczękały mu z chłodu, uderzając nieomal jeden o drugi. Rozejrzał się bacznie po ciemnym porcie, lecz plamy żółtego światła nie zdradzały mu położenia czarodziejskich męt, którzy bliższi byli mugolom, aniżeli prawdziwym magom.
-Znakomicie - kiwnął głową, rozszerzając oczy i obserwując już większe pole, zaciekawiony, jak wygląda teraz, kiedy magia miała być już po ich stronie.
-Edgarze, mam do ciebie jeszcze jeden... interes. Ale załatwimy to w innych okolicznościach. Wszystkiego się dowiesz - dodał, zdejmując z siebie pelerynę i wyciskając ją z wody. Nie nadawała się do ubrania, z całą pewnością.
-Caldasa - zdecydował, celując różdżką w samego siebie. Wybór ryzykowny, nigdy nie był asem z transmutacji, lecz wolał spróbować, aniżeli zmagać się kilka tygodni z jakimś paskudnym choróbskiem. Tuż po rzuceniu zaklęcia, uścisnął dłoń Burke'a, mierząc go znaczącym spojrzeniem, po czym zniknął, z cichym trzaskiem towarzyszącym teleportacji.
zt Magnus
-Jestem cały - potwierdził, choć zęby szczękały mu z chłodu, uderzając nieomal jeden o drugi. Rozejrzał się bacznie po ciemnym porcie, lecz plamy żółtego światła nie zdradzały mu położenia czarodziejskich męt, którzy bliższi byli mugolom, aniżeli prawdziwym magom.
-Znakomicie - kiwnął głową, rozszerzając oczy i obserwując już większe pole, zaciekawiony, jak wygląda teraz, kiedy magia miała być już po ich stronie.
-Edgarze, mam do ciebie jeszcze jeden... interes. Ale załatwimy to w innych okolicznościach. Wszystkiego się dowiesz - dodał, zdejmując z siebie pelerynę i wyciskając ją z wody. Nie nadawała się do ubrania, z całą pewnością.
-Caldasa - zdecydował, celując różdżką w samego siebie. Wybór ryzykowny, nigdy nie był asem z transmutacji, lecz wolał spróbować, aniżeli zmagać się kilka tygodni z jakimś paskudnym choróbskiem. Tuż po rzuceniu zaklęcia, uścisnął dłoń Burke'a, mierząc go znaczącym spojrzeniem, po czym zniknął, z cichym trzaskiem towarzyszącym teleportacji.
zt Magnus
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 84
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 84
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
| 21 czerwca 56'
Pierwszą rundę zawalił Apo i jak widać Macnair nie mógł być gorszy, bowiem to on okazał się wyjątkowo nieskuteczny w drugiej próbie. Zabrakło niewiele, ale różdżka pod wpływem anomalii nieco mocniej zadrżała i zaklęcie nie było wystarczająco skuteczne, aby rozsunęło im drogę do wnętrza sklepu. Skutkiem tego były paskudne poparzenia oraz skaleczenia po bliższym spotkaniu z truciznami, stąd czym prędzej opuścili pomieszczenie unikając jeszcze większego uszczerbku na zdrowiu. Szatyn był na siebie zły, można nawet powiedzieć, iż miał cholerny żal, ponieważ nader bardzo wierzył w swoje możliwości, które okazały się zbyt niskie by pokonać choć pierwszą przeszkodę.
O powodach zamknięcia Alei Theodousa Traversa słyszał już niejednokrotnie. Dawno nie miał okazji kręcić się w ów rejonach, stąd nigdy nie mógł zobaczyć tego na własne oczy, choć krążące plotki brzmiały wyjątkowo zachęcająco. Szalejące liny, alkoholizacja i coraz większa skala ofiar mogła przyprawiać o gęsią skórkę, ale zdaniem Drew słabe jednostki wykluczały się same toteż nie widział w tej sytuacji żadnych minusów. Nie zmieniało to jednak faktu, iż należało jak najszybciej pozbyć się problemu, w końcu to było ich zadaniem wyższej rangi. Wyższej niż zwykle.
Zatrzymawszy się w bezpiecznej odległości postanowił poczekać z pierwszymi krokami na towarzysza, który miał wkrótce zjawić się na miejscu. Liczył, że tym razem nic nie przeszkodzi im w świętowaniu sukcesu i tuż po skończonej robocie będą mogli udać się do pobliskiego baru w lepszych nastrojach niżeli ostatnim razem.
-Do trzech razy sztuka?- rzucił zerknąwszy na zbliżającego się Apo, który o dziwo był w wyjątkowo optymistycznym nastroju. -Dobra noc, czy trucizna faktycznie wyżarła Ci mózg?- spytał kpiącym tonem, a jego wargi wygięły się w tym charakterystycznym dla niego wyrazie.
Ruszywszy aleją coraz bardziej zbliżali się do względnie bezpiecznie wyglądającego brzegu, który już po chwili dał im się we znaki spętawszy stopy czarodziejskimi linami. Nie spodziewali się tak szybkiego „ataku”, stąd poddając się sile upadli na ziemię starając wydostać spod paskudnych więzy. Szatyn od razu zrozumiał jaki był plan – pragnęły wciągnąć je w szalejącą toń – dlatego zacisnąwszy mocniej różdżkę wypowiedział – Diffindo.
Pierwszą rundę zawalił Apo i jak widać Macnair nie mógł być gorszy, bowiem to on okazał się wyjątkowo nieskuteczny w drugiej próbie. Zabrakło niewiele, ale różdżka pod wpływem anomalii nieco mocniej zadrżała i zaklęcie nie było wystarczająco skuteczne, aby rozsunęło im drogę do wnętrza sklepu. Skutkiem tego były paskudne poparzenia oraz skaleczenia po bliższym spotkaniu z truciznami, stąd czym prędzej opuścili pomieszczenie unikając jeszcze większego uszczerbku na zdrowiu. Szatyn był na siebie zły, można nawet powiedzieć, iż miał cholerny żal, ponieważ nader bardzo wierzył w swoje możliwości, które okazały się zbyt niskie by pokonać choć pierwszą przeszkodę.
O powodach zamknięcia Alei Theodousa Traversa słyszał już niejednokrotnie. Dawno nie miał okazji kręcić się w ów rejonach, stąd nigdy nie mógł zobaczyć tego na własne oczy, choć krążące plotki brzmiały wyjątkowo zachęcająco. Szalejące liny, alkoholizacja i coraz większa skala ofiar mogła przyprawiać o gęsią skórkę, ale zdaniem Drew słabe jednostki wykluczały się same toteż nie widział w tej sytuacji żadnych minusów. Nie zmieniało to jednak faktu, iż należało jak najszybciej pozbyć się problemu, w końcu to było ich zadaniem wyższej rangi. Wyższej niż zwykle.
Zatrzymawszy się w bezpiecznej odległości postanowił poczekać z pierwszymi krokami na towarzysza, który miał wkrótce zjawić się na miejscu. Liczył, że tym razem nic nie przeszkodzi im w świętowaniu sukcesu i tuż po skończonej robocie będą mogli udać się do pobliskiego baru w lepszych nastrojach niżeli ostatnim razem.
-Do trzech razy sztuka?- rzucił zerknąwszy na zbliżającego się Apo, który o dziwo był w wyjątkowo optymistycznym nastroju. -Dobra noc, czy trucizna faktycznie wyżarła Ci mózg?- spytał kpiącym tonem, a jego wargi wygięły się w tym charakterystycznym dla niego wyrazie.
Ruszywszy aleją coraz bardziej zbliżali się do względnie bezpiecznie wyglądającego brzegu, który już po chwili dał im się we znaki spętawszy stopy czarodziejskimi linami. Nie spodziewali się tak szybkiego „ataku”, stąd poddając się sile upadli na ziemię starając wydostać spod paskudnych więzy. Szatyn od razu zrozumiał jaki był plan – pragnęły wciągnąć je w szalejącą toń – dlatego zacisnąwszy mocniej różdżkę wypowiedział – Diffindo.
Ostatnio zmieniony przez Drew Macnair dnia 04.06.18 19:31, w całości zmieniany 1 raz
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 72
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 72
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie udało nam się za pierwszym razem - z czysto technicznej mojej winy. Za drugim razem wcale nie poszło lepiej, choć - ku lekkiej uldze - tym razem nie ja byłem winowajcą. Jednak zwyczajnie szczęście nie trzymało się nas jednocześnie. Mogliśmy mieć jedynie nadzieję, że trzecia próba przyniesie nam więcej szczęścia. Z nowymi siłami, ale tymi samymi charakterami znaleźliśmy się więc i przy trzeciej anomalii, licząc, że ten trzeci raz będzie tym, który śmiało określimy mianem szczęśliwego. Choć moja pesymistyczna część zakładała, że jest to szczerze wątpliwe, nie wygłaszałem jednak tych myśli na głos.
Zwyczajnie spotkaliśmy się w kolejnym umówionym miejscu, by po raz kolejny przystąpić do próby poskromienia zwyczajnie rozszalałych anomalii - już na pierwszy rzut oka było widać ich wpływ na otoczenie. Moje niebieskie tęczówki obserwowały to, co rozpościerało się zaraz przede mną. Rozejrzałem się dookoła jeszcze zanim głos Macnaira przyciągnął moje spojrzenie. Zawiesiłem je na nim przez chwilę obserwując jego.
- Zabawne. - skomentowałem jedynie nie siląc się na większe i bardziej obszerne odpowiedzi. Próbowałem się skupić, zebrać w sobie całkowicie i konkretnie dokładnie tak, by tym razem nie zawieść. Zarówno siebie, jak i stojącego obok kompana i całe organizacji do której od niedawana oboje należeliśmy. Wziąłem wdech, zastanawiając się, czy gdybym w cokolwiek wierzył, to byłby jeden z tych momentów w których wystosowałbym krótką modlitwę o powodzenie mych planów. Nie poświęciłem jednak na to zbyt długo, obserwując jak poprawnie rzucone zaklęcie Macnaira szybuje w kierunku dokładnie takim, jaki zamierzył. Sam wyciągnąłem dłoń z płaszcza która zaciskała się na drewnie, które nosiło możliwość wypuszczania na świat moją moc. Przeważnie niezawodną, jednak zawodzącą w momencie najbardziej nieodpowiednim. Westchnąłem lekko nie spodziewając się wielkich czynów z moich rąk.
- Diffindo. - wypowiedziałem inkantując dokładnie tak samo jak i on, licząc na to, że zaklęcie będzie równie udane.
Zwyczajnie spotkaliśmy się w kolejnym umówionym miejscu, by po raz kolejny przystąpić do próby poskromienia zwyczajnie rozszalałych anomalii - już na pierwszy rzut oka było widać ich wpływ na otoczenie. Moje niebieskie tęczówki obserwowały to, co rozpościerało się zaraz przede mną. Rozejrzałem się dookoła jeszcze zanim głos Macnaira przyciągnął moje spojrzenie. Zawiesiłem je na nim przez chwilę obserwując jego.
- Zabawne. - skomentowałem jedynie nie siląc się na większe i bardziej obszerne odpowiedzi. Próbowałem się skupić, zebrać w sobie całkowicie i konkretnie dokładnie tak, by tym razem nie zawieść. Zarówno siebie, jak i stojącego obok kompana i całe organizacji do której od niedawana oboje należeliśmy. Wziąłem wdech, zastanawiając się, czy gdybym w cokolwiek wierzył, to byłby jeden z tych momentów w których wystosowałbym krótką modlitwę o powodzenie mych planów. Nie poświęciłem jednak na to zbyt długo, obserwując jak poprawnie rzucone zaklęcie Macnaira szybuje w kierunku dokładnie takim, jaki zamierzył. Sam wyciągnąłem dłoń z płaszcza która zaciskała się na drewnie, które nosiło możliwość wypuszczania na świat moją moc. Przeważnie niezawodną, jednak zawodzącą w momencie najbardziej nieodpowiednim. Westchnąłem lekko nie spodziewając się wielkich czynów z moich rąk.
- Diffindo. - wypowiedziałem inkantując dokładnie tak samo jak i on, licząc na to, że zaklęcie będzie równie udane.
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Apollinare Sauveterre' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
|Metoda rycerzy
Wyswobodzenie się z szalejących lin nie okazało się nader trudnym zadaniem, co dobrze zwiastowało kolejne ruchy, choć nie zamierzał od razu nastawiać się na sukces. Mogąc ponownie poruszyć nogami przeturlał się na bok, a następnie dźwignąwszy się na rękach wstał na równe nogi odsuwając nieco od brzegu. Mimo braku kontaktu wzrokowego z towarzyszem wiedział, iż ten także poradził sobie z paskudnymi sidłami, bowiem głośno i wyraźnie wypowiedziany czar rozbłysnął swym światłem bez żadnych niepożądanych skutków. Oczywiście bywały sytuacje, w których anomalie dotykały tylko i wyłącznie rzucającego zaklęcie czarodzieja, jednak na pierwszy rzut oka wyraz twarzy Apo w ogóle się nie zmienił. W końcu migreny, a przede wszystkim krwawienia niemożliwym było przeoczyć.
Z każdym korkiem zbliżali się do statku, a różdżka zaciśnięta w jego prawej dłoni coraz drżała wskutek nieokiełznanej, szalejącej magii. Czuł ją, sprawiała wrażenie intensywniej wypełniać go od środka starając się napawać niepewnością i strachem przed swą siłą, ale on nawet przez chwilę nie poddał się owemu uczuciu. Znał instrukcję, dostał ją od kogoś kto władał jeszcze większym jej zasobem i nie mógł się mylić w kwestii zalewie pierwiastka własnych możliwości. Moc Czarnego Pana nie znała granic, więc szatyn pragnąc wykorzystać przekazaną wiedzę wysunął nadgarstek przed siebie starając opanować coraz bardziej dostrzegalne wibracje. Wiatr szalał, liny cumownicze z hukiem obijały się o brzeg lądując w przejrzystej tafli i ponownie unosząc nad powierzchnią szukały swych kolejnych ofiar. Powietrze zdawało się zgęstnieć, anomalie wciągały ich coraz mocniej w swe paskudne sidła, więc musieli czym prędzej reagować wykorzystując wszystkie swoje możliwości, aby nie skończyć jak reszta pijanych, lekkomyślnych żeglarzy. Widzieli spętane ciało, zdawali sobie sprawę, iż wiele innych znajdowało się w morskich głębinach i ostatnie czego chcieli to dotrzymać im tam towarzystwa.
Szatyn zwolnił kroku skupiając całą swą energię na względnym źródle – świetle, które w pewnym momencie oślepiło go potwornym błyskiem. Wiedział, że byli coraz bliżej. Musieli dokończyć to co zaczęli.
Wyswobodzenie się z szalejących lin nie okazało się nader trudnym zadaniem, co dobrze zwiastowało kolejne ruchy, choć nie zamierzał od razu nastawiać się na sukces. Mogąc ponownie poruszyć nogami przeturlał się na bok, a następnie dźwignąwszy się na rękach wstał na równe nogi odsuwając nieco od brzegu. Mimo braku kontaktu wzrokowego z towarzyszem wiedział, iż ten także poradził sobie z paskudnymi sidłami, bowiem głośno i wyraźnie wypowiedziany czar rozbłysnął swym światłem bez żadnych niepożądanych skutków. Oczywiście bywały sytuacje, w których anomalie dotykały tylko i wyłącznie rzucającego zaklęcie czarodzieja, jednak na pierwszy rzut oka wyraz twarzy Apo w ogóle się nie zmienił. W końcu migreny, a przede wszystkim krwawienia niemożliwym było przeoczyć.
Z każdym korkiem zbliżali się do statku, a różdżka zaciśnięta w jego prawej dłoni coraz drżała wskutek nieokiełznanej, szalejącej magii. Czuł ją, sprawiała wrażenie intensywniej wypełniać go od środka starając się napawać niepewnością i strachem przed swą siłą, ale on nawet przez chwilę nie poddał się owemu uczuciu. Znał instrukcję, dostał ją od kogoś kto władał jeszcze większym jej zasobem i nie mógł się mylić w kwestii zalewie pierwiastka własnych możliwości. Moc Czarnego Pana nie znała granic, więc szatyn pragnąc wykorzystać przekazaną wiedzę wysunął nadgarstek przed siebie starając opanować coraz bardziej dostrzegalne wibracje. Wiatr szalał, liny cumownicze z hukiem obijały się o brzeg lądując w przejrzystej tafli i ponownie unosząc nad powierzchnią szukały swych kolejnych ofiar. Powietrze zdawało się zgęstnieć, anomalie wciągały ich coraz mocniej w swe paskudne sidła, więc musieli czym prędzej reagować wykorzystując wszystkie swoje możliwości, aby nie skończyć jak reszta pijanych, lekkomyślnych żeglarzy. Widzieli spętane ciało, zdawali sobie sprawę, iż wiele innych znajdowało się w morskich głębinach i ostatnie czego chcieli to dotrzymać im tam towarzystwa.
Szatyn zwolnił kroku skupiając całą swą energię na względnym źródle – świetle, które w pewnym momencie oślepiło go potwornym błyskiem. Wiedział, że byli coraz bliżej. Musieli dokończyć to co zaczęli.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Aleja Theodousa Traversa
Szybka odpowiedź