Ukryta nora
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Ukryta nora
Ukryta pod gniazdem wiwerny nora zdaje się być idealna kryjówką dla złodziei. Od dawna nikt się tu nie zapuszczał i, jak się okazuje, nie bez powodu.
Korytarz był całkiem prosty, ślady pozostawione przez złodzieja wyraźnie wskazywały wam drogę. Na obdrapanych drzwiach zobaczyliście krwisty trop, znajdywał się on również na klamce. Kiedy przez nie weszliście, było pusto. Przywitało was proste, czterościenne, bardzo duże pomieszczenie z kilkoma regałami obsypanymi księgami, ze starymi, zdobionymi skrzyniami i nieco przerażającymi obrazami wiszącymi na ścianach, przedstawiającymi psy z ich grubymi właścicielami. Przy wschodniej ścianie stała piękna, biała (chociaż przykryta grubą warstwą kurzu) toaletka.
Kiedy echo waszych kroków ustało, usłyszeliście czyjś bardzo ciężki, charczący oddech. Drzwi przed wami zamknęły się, ten sam głos wypowiedział krótkie „colloportus” i zamknął je na cztery spusty. Nie mieliście żadnych wątpliwości – był to złodziej.
Zanim rzuciliście się do biegu, poczuliście na swoich karkach zimny oddech. Wszyscy w tym samym momencie. Coś stanie wam na drodze, tego również możecie być pewni.
Kiedy echo waszych kroków ustało, usłyszeliście czyjś bardzo ciężki, charczący oddech. Drzwi przed wami zamknęły się, ten sam głos wypowiedział krótkie „colloportus” i zamknął je na cztery spusty. Nie mieliście żadnych wątpliwości – był to złodziej.
Zanim rzuciliście się do biegu, poczuliście na swoich karkach zimny oddech. Wszyscy w tym samym momencie. Coś stanie wam na drodze, tego również możecie być pewni.
Nie było większym zaskoczeniem, że poprawnie rozwiązali arcytrudną zagadkę. Zjawa przekazała im sporo cennych informacji i zniknęła, a cała czwórka ruszyła wskazaną drogą. Cornelia uważnie przyglądała się śladom krwi na ścianach, jednocześnie ze starannością unikając wzroku Rosiera. Wciąż był cholernie przystojny. I starszy. Oboje byli starsi, ale to wcale nie umniejszało jego prezencji. Ba, może nawet stał się przez to bardziej męski? Usiłowała zachować bezpieczny dystans, by nie przyszło mu na myśl rozpoczynać rozmowy.
- Psychopata. - Z jej ust wyrwało się mruknięcie, kiedy jej spojrzenie padło na dziwaczne obrazy na ścianach. Miała już podejść do toaletki, żeby przyjrzeć się jej dokładniej z bliska, gdy drzwi zatrzasnęły się, a atmosfera zagęściła, skłaniając Cornelię do odruchowego zaciśnięcia dłoni na różdżce. Instynkt był silniejszy od wyrachowanego postanowienia trzymania się z dala od Tristana - znacznie mądrzejszym pomysłem było porzucenie swojego dystansu i przybliżenie do reszty muszkieterów. I choć na usta cisnęło się bardziej paniczne westchnienie och, kurwa, przypomnienie o drzewie, z którego zrobiona jest różdżka skłaniało do wzniosłych, nawet szalonych działań. - Protego Maxima. - Patrzcie, jaka z niej bohaterka. Zwykłe Protego wymaga mniejszego skupienia (a w takich warunkach i tak niełatwo było się skoncentrować), ale Cornelia czuła potrzebę chronienia tych ludzi, choć znała tylko jednego z nich. Rozwalaniem zamka może zająć się ktoś inny, ona wolała skupić się na ochronie swojego zdrowia i życia.
- Psychopata. - Z jej ust wyrwało się mruknięcie, kiedy jej spojrzenie padło na dziwaczne obrazy na ścianach. Miała już podejść do toaletki, żeby przyjrzeć się jej dokładniej z bliska, gdy drzwi zatrzasnęły się, a atmosfera zagęściła, skłaniając Cornelię do odruchowego zaciśnięcia dłoni na różdżce. Instynkt był silniejszy od wyrachowanego postanowienia trzymania się z dala od Tristana - znacznie mądrzejszym pomysłem było porzucenie swojego dystansu i przybliżenie do reszty muszkieterów. I choć na usta cisnęło się bardziej paniczne westchnienie och, kurwa, przypomnienie o drzewie, z którego zrobiona jest różdżka skłaniało do wzniosłych, nawet szalonych działań. - Protego Maxima. - Patrzcie, jaka z niej bohaterka. Zwykłe Protego wymaga mniejszego skupienia (a w takich warunkach i tak niełatwo było się skoncentrować), ale Cornelia czuła potrzebę chronienia tych ludzi, choć znała tylko jednego z nich. Rozwalaniem zamka może zająć się ktoś inny, ona wolała skupić się na ochronie swojego zdrowia i życia.
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cornelia Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 27
'k100' : 27
Opowieść ducha była... kusząca. Tristan omijał Ministerstwo szerokim łukiem, nie znał jego tajemnic, lecz obietnica dziewczynki mówiąca o potędze skradzionych kulek sprawiła, że niechętnie przeniósł wzrok - porozumiewawczo, miał nadzieję - na Avery'ego, prywatne niesnaski musiały w tym momencie odejść w kąt. Z ich czwórki oni dwoje nie potrzebowali pieniędzy, mieli za to wspólnego znajomego, który być może zainteresowałby się tymi tajemniczymi artefaktami. Chęć dopadnięcia złodzieja odeszła na bok, było ich dwoje, dwoje Rycerzy, jedna Cornelia i jeden Weasley. Ten ostatni zaczynał go uwierać.
Miejsce, w którym się znaleźli, zaiste było upiorne. Grube warstwy pajęczyn, straszliwe obrazy, księgi, stare księgi, kufry, toaletki, być może skrywające straszliwe tajemnice. Jeśli wierzyć dziewczynce, która ich tutaj przyprowadziła, to miejsce było również nawiedzone. Przestrzegała ich przed duchami - duchy krzywdy zrobić nie mogą - czy mieszkały tu więc poltergeisty? Nieustannie mocno zaciskał dłoń na różdżce, i zacisnął ją mocniej, kiedy Cornelia usiłowała otoczyć ich tarczą. Wyposażenie tego pomieszczenia aż prosiło się o zbadanie, ale nie mieli na to czasu. Nie mieli czasu na nic, trzeba było łapać złodzieja z tatuażem... i jego kulki.
- Bombarda maxima! - krzyknął, kierując różdżkę na zamek; wiedział, że było to zaklęcie niebezpieczne. Mogło się odbić na nich, a mogło się odbić na złodzieju. Był przecież tuż, tuż przed nimi i trzeba go było zatrzymać. Mroźny oddech na karku budził niepokój, a charczący odgłos zjeżył mu włos na karku; ale nie mieli czasu ani na strach, ani na ostrożność...
Miejsce, w którym się znaleźli, zaiste było upiorne. Grube warstwy pajęczyn, straszliwe obrazy, księgi, stare księgi, kufry, toaletki, być może skrywające straszliwe tajemnice. Jeśli wierzyć dziewczynce, która ich tutaj przyprowadziła, to miejsce było również nawiedzone. Przestrzegała ich przed duchami - duchy krzywdy zrobić nie mogą - czy mieszkały tu więc poltergeisty? Nieustannie mocno zaciskał dłoń na różdżce, i zacisnął ją mocniej, kiedy Cornelia usiłowała otoczyć ich tarczą. Wyposażenie tego pomieszczenia aż prosiło się o zbadanie, ale nie mieli na to czasu. Nie mieli czasu na nic, trzeba było łapać złodzieja z tatuażem... i jego kulki.
- Bombarda maxima! - krzyknął, kierując różdżkę na zamek; wiedział, że było to zaklęcie niebezpieczne. Mogło się odbić na nich, a mogło się odbić na złodzieju. Był przecież tuż, tuż przed nimi i trzeba go było zatrzymać. Mroźny oddech na karku budził niepokój, a charczący odgłos zjeżył mu włos na karku; ale nie mieli czasu ani na strach, ani na ostrożność...
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
Pobiegł prosto. Źle zrobił. Najgorsza droga. Po prostu świetnie - czuł się, jakby wtapiali się w coraz większe bagno, ale starał się nie pokazywać po sobie obaw.
- Dziękujemy za pomoc - rzucił w stronę duszka z pogodnym uśmiechem, choć coś przewracało mu się w trzewiach i poczuł atakujący go chłód niepokoju.
Przez chwilę powtarzał w myślach imię dziewczynki, ale potem ruszył - razem ze wszystkimi - dalej, zastanawiając się, czy nie powinien podzielić się z nimi swoimi spostrzeżeniami. Mimo to uparcie milczał, mogąc myśleć tylko o tym, że powinni się spieszyć; stawiał kolejne kroki jeszcze szybciej, niż zazwyczaj, co chwilę rozglądając się na boki. Trzymał różdżkę przygotowaną do rzucenia zaklęcia, mocno zaciskając na niej palce. Krew. Złodziej rzeczywiście krwawił, nie tylko pozwalając im odnaleźć odpowiednią drogę; musiał być ranny, czyli spowolniony. A to dobrze wróżyło, może zdążą go uchwycić, zanim znów zapadnie się pod ziemię, ucinając wszystkie poszlaki?
Gdy weszli do pomieszczenia, nieświadomie zmarszczył brwi, rozglądając się z uwagą. Przyjrzał się niepokojącym obrazom, niebosiężnym regałom, niezliczonym skrzyniom i białej toaletce; ale kiedy dosłyszał ciężki oddech i inkantację zaklęcia, momentalnie uniósł rękę, rzucając się w kierunku przeciwległej ściany. Ale nie za blisko. Słysząc, że Cornelia rzuca zaklęcie ochronne (i nie mając pojęcia, że tym razem nieudolnie), zignorował własne bezpieczeństwo i niepokojący, chłodny oddech na karku, myśląc tylko o uchwyceniu zbiega. - Bombarda maxima! - rzucił głośno, wtórując Rosierowi, gdy nie dostrzegł wybuchu. Różdżkę nakierował na drzwi, mając nadzieję, że impet zaklęcia powali złodzieja na ziemię.
Złodzieja, a nie ich samych.
- Dziękujemy za pomoc - rzucił w stronę duszka z pogodnym uśmiechem, choć coś przewracało mu się w trzewiach i poczuł atakujący go chłód niepokoju.
Przez chwilę powtarzał w myślach imię dziewczynki, ale potem ruszył - razem ze wszystkimi - dalej, zastanawiając się, czy nie powinien podzielić się z nimi swoimi spostrzeżeniami. Mimo to uparcie milczał, mogąc myśleć tylko o tym, że powinni się spieszyć; stawiał kolejne kroki jeszcze szybciej, niż zazwyczaj, co chwilę rozglądając się na boki. Trzymał różdżkę przygotowaną do rzucenia zaklęcia, mocno zaciskając na niej palce. Krew. Złodziej rzeczywiście krwawił, nie tylko pozwalając im odnaleźć odpowiednią drogę; musiał być ranny, czyli spowolniony. A to dobrze wróżyło, może zdążą go uchwycić, zanim znów zapadnie się pod ziemię, ucinając wszystkie poszlaki?
Gdy weszli do pomieszczenia, nieświadomie zmarszczył brwi, rozglądając się z uwagą. Przyjrzał się niepokojącym obrazom, niebosiężnym regałom, niezliczonym skrzyniom i białej toaletce; ale kiedy dosłyszał ciężki oddech i inkantację zaklęcia, momentalnie uniósł rękę, rzucając się w kierunku przeciwległej ściany. Ale nie za blisko. Słysząc, że Cornelia rzuca zaklęcie ochronne (i nie mając pojęcia, że tym razem nieudolnie), zignorował własne bezpieczeństwo i niepokojący, chłodny oddech na karku, myśląc tylko o uchwyceniu zbiega. - Bombarda maxima! - rzucił głośno, wtórując Rosierowi, gdy nie dostrzegł wybuchu. Różdżkę nakierował na drzwi, mając nadzieję, że impet zaklęcia powali złodzieja na ziemię.
Złodzieja, a nie ich samych.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
The member 'Garrett Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
Zagadka okazała się być szczęśliwie pozbawiona drugiego dna, a duch dziewczynki szybko zapomniał o chwilowej utracie dobrego humoru, wywołanej pytaniami o złodzieja, a nie jej grę. Słuchałem jej opowieści, odnotowując w pamięci wszystkie szczegóły i powstrzymując się od zmarszczenia brwi, gdy radośnie oznajmiła, że zbieg wybrał najgorszą możliwą drogę, a my oczywiście musieliśmy podążyć tym samym szlakiem. Czy całość nie zapowiadała się wprost świetnie? Ministerstwo Magii nigdy nie znajdowało się w centrum moich zainteresowań, nie przeczesywałem skrupulatnie budynku w sercu Londynu, nie sprawdzałem każdego pomieszczenia, nie wypytywałem pracowników innych departamentów, ale nie pozostawałem przecież głuchy na krążące plotki; słowa dziewczynki odnośnie kulek pasowały do owych sensacyjnych doniesień międzywydziałowych aż nazbyt idealnie. Odkładając na bok animozje, mające nagle niewielkie znaczenie, podchwyciłem spojrzenie Tristana, zgadując jakim tropem biegną jego myśli, nie chciałem jednak wybiegać z wielkimi planami wprzód, kiedy tuż obok kroczyła nieznana mi kobieta z niewiarygodnym szczęściem i Garrett wierzący w nasze braterstwo służbowe i zakonne, a wszyscy razem wkraczaliśmy do paszczy lwa. Jakiekolwiek planowanie długoterminowe zakończyły zatrzaskujące się przed naszym nosem drzwi, po drugiej stronie których niewątpliwie znajdował się nasz zbieg i dreszcz przebiegający mimowolnie wzdłuż mojego kręgosłupa, gdy na karku poczułem zimny powiew... oddech? Blondynka rzuciła zaklęcie ochronne, a przynajmniej tak sądziłem, priorytetem więc stało się pokonanie ostatniej bariery dzielącej nas od rannego złodzieja.
- Sezam Materio - wypowiedziałem inkantację mniej więcej równocześnie z Garrettem i Tristanem, skupiając się raczej na utworzeniu przejścia niż wysadzeniu go w powietrze, chociaż oczywiście, najlepiej dla nas by było, gdyby wylatujące z zawiasów drzwi zrobiły za nas całą robotę i przytrzasnęły poszukiwanego do podłoża. Nie łudźmy się jednak.
- Sezam Materio - wypowiedziałem inkantację mniej więcej równocześnie z Garrettem i Tristanem, skupiając się raczej na utworzeniu przejścia niż wysadzeniu go w powietrze, chociaż oczywiście, najlepiej dla nas by było, gdyby wylatujące z zawiasów drzwi zrobiły za nas całą robotę i przytrzasnęły poszukiwanego do podłoża. Nie łudźmy się jednak.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
The member 'Perseus Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
To toczyło się zbyt szybko. Zbyt szybko, by pozostawić choć chwilę na reakcję i właściwe przygotowanie zaklęcia. Skutków było wiele i każde z was mogło obwiniać siebie nawzajem.
Srebrna mgła, która wypłynęła cienkim strumieniem z różdżki Cornelii, została wycelowana nie w tym kierunku, w którym powinna i trafiła na zaklęcie Tristana, swoją drogą, również nie wycelowane tak, jak wycelowane być powinno. Dwie wiązki splotły się ze sobą w pomarańczowo-srebrnym łańcuchu i uderzyły razem w ścianę za sobą, tworząc w niej całkiem pokaźnych rozmiarów dziurę. Garrett, najwyraźniej zaaferowany wybuchem, ale wciąż starający się utrzymać koncentrację na stałym poziomie, wysadził w powietrze następną ścianę za sobą. Perseus, choć jego zaklęcie zostało wymierzone jak najbardziej prawidłowo, w odniesieniu do tego, co wyczynili jego współtowarzysze, dało zupełnie inne skutki.
Kamienie, które wcześniej budowały ściany, zaczęły was od siebie odgradzać i nakładać się na siebie, budując w ten sposób trzy ściany, które dzieliły całe pomieszczenie na cztery pokoje. Sądziliście, że skoro mury za wami zostały zniszczone zaklęciami, dostaniecie od losu profit w postaci drogi ucieczki? Nic bardziej mylnego. Pomieszczenie zaczęło żyć własnym życiem. Ściany zostały odbudowane kamieniami z korytarza, a regały, toaletka, skrzynie i obrazy poustawiały się tak, jak miały ochotę. Drzwi, które Perseus otworzył, zostały zamurowane.
Rozdzieleni i, jakby się mogło wydawać, już nie tacy silni, zostaliście zaatakowani w swoich „pokojach” przez boginy. Wypełzły z mebli i dzieł sztuki niczym szare, ohydne robale.
Cornelia – książki na regałach zadrżały, strząsając ze swoich grzbietów na ziemię zalęgający kurz. Niemal pod twoimi nogami pojawiła się para ludzi. Ich skóra była spalona, gdzieniegdzie widać było nadżarte mięśnie, gdzie indziej ogień dotarł do kości, ukazując ich biel obecnemu w pokoju półmrokowi. Zwęglona skóra zdawała się dostawać się do twoich nozdrzy, drażniąc je niesamowicie. Po raz kolejny widziałaś ich śmierć. Zaraz, zaraz… teraz usłyszałaś głuchy jęk. Ręka twojego ojca poruszyła się. Może nie jest za późno?
- Corn… - usłyszała znajomy, słodki głos matki.
Tristan – poczułeś na swoim ramieniu uścisk, następnie zobaczyłeś cień przemykający po ścianach twojej małej izdebki. Przy przeciwległej ścianie ujrzałeś kobietę. Szła chowając w swoich dłoniach małe zawiniątko, w dodatku to zawiniątko strasznie kwiliło, mimo próśb tej kobiety, Druelli, twojej siostry, którą przecież tak doskonale znałeś. Cień przemknął obok twojego ramienia, wynurzył się z obrazu i podciął kobiecie gardło jednym, sprawnym ruchem. Czerwona posoka bryznęła na twoje dłonie. Druella posłała ci ostatnie, oskarżycielskie spojrzenie, nim bezwładnie opadła na ziemię.
Garrett – na toaletce leżały jaja. Były ptasie, nieco żółtawe, pokrapiane. Jedno zadrżało, jakby właśnie chciało obwieścić całemu światu, że za chwilę zdobędzie kolejnego sojusznika, kolejne pisklę gotowe poświęcić swoje łzy na rzecz czyjegoś ozdrowienia. Nogę toaletki oplótł wąż. Długi, ale wychudzony, będący najwyraźniej jeszcze przed obiadem. Jaja leżące na toaletce były absolutnie bezbronne, co oczywiście gad bezzwłocznie wykorzystał. Zostało przez niego pochłonięte, drgając nerwowo, zanim zniknęło w brzuchu bestii. Wąż obrócił w twoją stronę łeb i zasyczał, zamiatając długim, rozdwojonym językiem powietrze. Poczułeś, Garretcie? Poczułeś ten uścisk bólu?
Perseus – poczułeś zapach sterylności. Ten obrzydliwy, szpitalny zapach unosił się wokół ciebie i nie chciał opuścić. Kiedy zamrugałeś i na powrót podniosłeś powieki, stał już przed tobą magomedyk. Siwe włosy i broda świadczyły o jego długim stażu medycznym. Czy takiemu czarodziejowi można nie ufać?
- Paniczu Avery – odezwał się mężczyzna. W dłoniach trzymał rozwinięty, biały pergamin, z którego ciekła strużka czarnego tuszu. – Niestety mamy dla panicza złe wieści.
Powietrze zawibrowało ci w uszach i dotarło aż do serca, które, zdaje się, nie jest zbyt zdrowe, prawda?
Wszyscy zostaliście poddani iluzji, przed którą uczono was bronić się jeszcze w Szkołach Magii. Poradzicie sobie z nią?
Srebrna mgła, która wypłynęła cienkim strumieniem z różdżki Cornelii, została wycelowana nie w tym kierunku, w którym powinna i trafiła na zaklęcie Tristana, swoją drogą, również nie wycelowane tak, jak wycelowane być powinno. Dwie wiązki splotły się ze sobą w pomarańczowo-srebrnym łańcuchu i uderzyły razem w ścianę za sobą, tworząc w niej całkiem pokaźnych rozmiarów dziurę. Garrett, najwyraźniej zaaferowany wybuchem, ale wciąż starający się utrzymać koncentrację na stałym poziomie, wysadził w powietrze następną ścianę za sobą. Perseus, choć jego zaklęcie zostało wymierzone jak najbardziej prawidłowo, w odniesieniu do tego, co wyczynili jego współtowarzysze, dało zupełnie inne skutki.
Kamienie, które wcześniej budowały ściany, zaczęły was od siebie odgradzać i nakładać się na siebie, budując w ten sposób trzy ściany, które dzieliły całe pomieszczenie na cztery pokoje. Sądziliście, że skoro mury za wami zostały zniszczone zaklęciami, dostaniecie od losu profit w postaci drogi ucieczki? Nic bardziej mylnego. Pomieszczenie zaczęło żyć własnym życiem. Ściany zostały odbudowane kamieniami z korytarza, a regały, toaletka, skrzynie i obrazy poustawiały się tak, jak miały ochotę. Drzwi, które Perseus otworzył, zostały zamurowane.
Rozdzieleni i, jakby się mogło wydawać, już nie tacy silni, zostaliście zaatakowani w swoich „pokojach” przez boginy. Wypełzły z mebli i dzieł sztuki niczym szare, ohydne robale.
Cornelia – książki na regałach zadrżały, strząsając ze swoich grzbietów na ziemię zalęgający kurz. Niemal pod twoimi nogami pojawiła się para ludzi. Ich skóra była spalona, gdzieniegdzie widać było nadżarte mięśnie, gdzie indziej ogień dotarł do kości, ukazując ich biel obecnemu w pokoju półmrokowi. Zwęglona skóra zdawała się dostawać się do twoich nozdrzy, drażniąc je niesamowicie. Po raz kolejny widziałaś ich śmierć. Zaraz, zaraz… teraz usłyszałaś głuchy jęk. Ręka twojego ojca poruszyła się. Może nie jest za późno?
- Corn… - usłyszała znajomy, słodki głos matki.
Tristan – poczułeś na swoim ramieniu uścisk, następnie zobaczyłeś cień przemykający po ścianach twojej małej izdebki. Przy przeciwległej ścianie ujrzałeś kobietę. Szła chowając w swoich dłoniach małe zawiniątko, w dodatku to zawiniątko strasznie kwiliło, mimo próśb tej kobiety, Druelli, twojej siostry, którą przecież tak doskonale znałeś. Cień przemknął obok twojego ramienia, wynurzył się z obrazu i podciął kobiecie gardło jednym, sprawnym ruchem. Czerwona posoka bryznęła na twoje dłonie. Druella posłała ci ostatnie, oskarżycielskie spojrzenie, nim bezwładnie opadła na ziemię.
Garrett – na toaletce leżały jaja. Były ptasie, nieco żółtawe, pokrapiane. Jedno zadrżało, jakby właśnie chciało obwieścić całemu światu, że za chwilę zdobędzie kolejnego sojusznika, kolejne pisklę gotowe poświęcić swoje łzy na rzecz czyjegoś ozdrowienia. Nogę toaletki oplótł wąż. Długi, ale wychudzony, będący najwyraźniej jeszcze przed obiadem. Jaja leżące na toaletce były absolutnie bezbronne, co oczywiście gad bezzwłocznie wykorzystał. Zostało przez niego pochłonięte, drgając nerwowo, zanim zniknęło w brzuchu bestii. Wąż obrócił w twoją stronę łeb i zasyczał, zamiatając długim, rozdwojonym językiem powietrze. Poczułeś, Garretcie? Poczułeś ten uścisk bólu?
Perseus – poczułeś zapach sterylności. Ten obrzydliwy, szpitalny zapach unosił się wokół ciebie i nie chciał opuścić. Kiedy zamrugałeś i na powrót podniosłeś powieki, stał już przed tobą magomedyk. Siwe włosy i broda świadczyły o jego długim stażu medycznym. Czy takiemu czarodziejowi można nie ufać?
- Paniczu Avery – odezwał się mężczyzna. W dłoniach trzymał rozwinięty, biały pergamin, z którego ciekła strużka czarnego tuszu. – Niestety mamy dla panicza złe wieści.
Powietrze zawibrowało ci w uszach i dotarło aż do serca, które, zdaje się, nie jest zbyt zdrowe, prawda?
Wszyscy zostaliście poddani iluzji, przed którą uczono was bronić się jeszcze w Szkołach Magii. Poradzicie sobie z nią?
To był błąd.
Tak właściwie to nie był pewien, w którym momencie potknęli się po raz pierwszy - wtedy, gdy magia odwróciła się od nich, kapryśnie znosząc rzucone zaklęcia w kompletnie innym kierunku, niż pierwotnie zamierzali je wysłać, czy może wtedy, gdy w ogóle zdecydowali się ruszyć w pogoń za złodziejem. Kiedy ściany zaczęły się walić, myślał tylko o tym, że złodziej najprawdopodobniej już zbiegł - razem ze swoimi świetlistymi kulkami, o których wspominał duszek dziewczynki.
To był jeden wielki, przeklęty błąd.
Kamienie oddzieliły ich od siebie i pierwszy raz poczuł lęk; choć z całej zgrai czterech muszkieterów ufał tylko jednemu (który tak naprawdę był zdradziecką żmiją - brawo, Garrett, świetnie dobierasz sobie sojuszników), czuł się lepiej, kiedy byli obok, gotowi do wspólnego miotania zaklęciami. Komuś z nich w końcu musiało się udać, prawda? A tutaj był skazany wyłącznie na samego siebie, na własne umiejętności...
...i na własny strach, który zalewał go chłodnymi falami.
A ten zaraz skrystalizował się, urzeczywistniając w postaci nakrapianych jaj. Szybko je rozpoznał, widział je w lipcu w śnie (czy to był sen?), który zesłał mu duch Dumbledore'a; był pewien, że na jego oczach skorupka rozkruszy się i wkrótce dostrzeże główkę małego feniksa pierwszy raz oglądającego świat.
Ale wtedy usłyszał syk. Przeciągły, powolny, niespieszny, boleśnie wbijający się w uszy i zaciskający się strachem na krtani. Jak pętla. Jak obręcz. Jak za mocno zaciśnięty krawat.
Bał się. Tak piekielnie się bał.
Czy znów miał patrzeć bezsilnie, jak obślizgły, obrzydliwy wąż - symbol wszystkiego, czym kiedykolwiek gardził - pożera ostatnią nadzieję, jaką mieli?
Nie. To nie mogła być prawda; to nie mogło rzeczywiście się dziać, to wszystko siedziało w jego głowie - obawy kumulowały się jak burzowe chmury na niebie i dopiero zdrowy rozsądek przypomniał mu, że to nie mogło mieć miejsca. I choć syk wykradał mu zmysły i miał wrażenie, że słyszy w nim nutę znienawidzonego podszeptu, to wciąż powtarzał sobie w myśli, że to tylko iluzja; dopiero wtedy uniósł różdżkę, wydychając powietrze i uświadamiając sobie, że od kilku sekund wstrzymywał oddech. W milczeniu patrzył, jak pokryty łuskami gad rozwiera paszczę, ale w końcu nie wytrzymał.
To tylko iluzja, Garrett, tylko iluzja.
To nie dzieje się naprawdę.
- Riddiculus.
Inkantacja zaklęcia ledwie wypełzła mu z ust i pomimo tego, że odciął się od strachu (a przynajmniej tak mu się zdawało), była cicha i słaba. Ale pozytywna myśl, która w tym samym momencie kwitła mu w głowie, okazała się o wiele silniejsza; z braku lepszych pomysłów wyobraził sobie Percivala Notta kręcącego się niczym primabalerina w różowej, tiulowej spódnicy.
Tak właściwie to nie był pewien, w którym momencie potknęli się po raz pierwszy - wtedy, gdy magia odwróciła się od nich, kapryśnie znosząc rzucone zaklęcia w kompletnie innym kierunku, niż pierwotnie zamierzali je wysłać, czy może wtedy, gdy w ogóle zdecydowali się ruszyć w pogoń za złodziejem. Kiedy ściany zaczęły się walić, myślał tylko o tym, że złodziej najprawdopodobniej już zbiegł - razem ze swoimi świetlistymi kulkami, o których wspominał duszek dziewczynki.
To był jeden wielki, przeklęty błąd.
Kamienie oddzieliły ich od siebie i pierwszy raz poczuł lęk; choć z całej zgrai czterech muszkieterów ufał tylko jednemu (który tak naprawdę był zdradziecką żmiją - brawo, Garrett, świetnie dobierasz sobie sojuszników), czuł się lepiej, kiedy byli obok, gotowi do wspólnego miotania zaklęciami. Komuś z nich w końcu musiało się udać, prawda? A tutaj był skazany wyłącznie na samego siebie, na własne umiejętności...
...i na własny strach, który zalewał go chłodnymi falami.
A ten zaraz skrystalizował się, urzeczywistniając w postaci nakrapianych jaj. Szybko je rozpoznał, widział je w lipcu w śnie (czy to był sen?), który zesłał mu duch Dumbledore'a; był pewien, że na jego oczach skorupka rozkruszy się i wkrótce dostrzeże główkę małego feniksa pierwszy raz oglądającego świat.
Ale wtedy usłyszał syk. Przeciągły, powolny, niespieszny, boleśnie wbijający się w uszy i zaciskający się strachem na krtani. Jak pętla. Jak obręcz. Jak za mocno zaciśnięty krawat.
Bał się. Tak piekielnie się bał.
Czy znów miał patrzeć bezsilnie, jak obślizgły, obrzydliwy wąż - symbol wszystkiego, czym kiedykolwiek gardził - pożera ostatnią nadzieję, jaką mieli?
Nie. To nie mogła być prawda; to nie mogło rzeczywiście się dziać, to wszystko siedziało w jego głowie - obawy kumulowały się jak burzowe chmury na niebie i dopiero zdrowy rozsądek przypomniał mu, że to nie mogło mieć miejsca. I choć syk wykradał mu zmysły i miał wrażenie, że słyszy w nim nutę znienawidzonego podszeptu, to wciąż powtarzał sobie w myśli, że to tylko iluzja; dopiero wtedy uniósł różdżkę, wydychając powietrze i uświadamiając sobie, że od kilku sekund wstrzymywał oddech. W milczeniu patrzył, jak pokryty łuskami gad rozwiera paszczę, ale w końcu nie wytrzymał.
To tylko iluzja, Garrett, tylko iluzja.
To nie dzieje się naprawdę.
- Riddiculus.
Inkantacja zaklęcia ledwie wypełzła mu z ust i pomimo tego, że odciął się od strachu (a przynajmniej tak mu się zdawało), była cicha i słaba. Ale pozytywna myśl, która w tym samym momencie kwitła mu w głowie, okazała się o wiele silniejsza; z braku lepszych pomysłów wyobraził sobie Percivala Notta kręcącego się niczym primabalerina w różowej, tiulowej spódnicy.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
The member 'Garrett Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Jak to się mawia, gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść? Najwyraźniej podobnie jest z czarodziejami próbującymi otworzyć drzwi, o czym przekonaliśmy się wyjątkowo boleśnie, gdy nasze zaklęcia poszybowały w kierunkach przeciwnych do zamierzonych, a przejście stało się najmniejszym z naszych zmartwień, gdy wnętrze, w którym się znajdowaliśmy, dosłownie się przemeblowało, a kamienie budujące wcześniej ściany, zmieniły swoje położenie, odgradzając każde z nas od pozostałych. Czy osamotnienie stanie się naszą zgubą, skoro wcześniej dopiero współpracując pokonaliśmy przerośniętą jaszczurkę, czy podziała na naszą korzyść po tym, jak udowodniliśmy, że gdy próbujemy działać wszyscy razem, sprawy przybierają jeszcze gorszy obrót?
Odruchowo odskoczyłem do tyłu, uciekając z drogi kamieniom. Gdy nowe ściany stanęły już pewnie, zrobiłem parę kroków w stronę miejsca, za którym zniknęli moi towarzysze i feralne drzwi i przesunąłem palcami po chłodnej materii, by sprawdzić, czy gdzieś znajduje się wyrwa, którą mógłbym w miarę bezpiecznie powiększyć zaklęciem, bez konieczności wysadzania tony skały i narażania osób po drugiej stronie na oberwanie odłamkami lub zostanie przygniecionymi, jednak zanim znalazłem cokolwiek interesującego, moje nozdrza uderzył charakterystyczny zapach, niezwiązany wcale z nieco zamokłym, niemalże piwnicznym pomieszczeniem, a ze sterylnie czystym szpitalem. Poczułem, jak włosy jeżą mi się na głowie i momentalnie się wyprostowałem, odwracając plecami do ściany, a twarzą do wnętrza mojej izolatki, by odnieść wrażenie, że krew odpływa mi z głowy, osłabiając bez reszty, gdy moim oczom ukazał się sędziwy magomedyk z zasępioną miną zarezerwowaną specjalnie dla mnie.
Niestety mamy dla panicza złe wieści. Nie, nie, nie, to niemożliwe. Wbiłem spojrzenie w trzymany przez mężczyznę w kitlu pergamin, nie chcąc wierzyć w to, że właśnie ziszcza się mój najgorszy koszmar. Bezlitosne słowa zadźwięczały mi w uszach, gdy odruchowo chwyciłem się za serce, wiedząc aż za dobrze, że złe wieści muszą dotyczyć właśnie tego wadliwego organu. Nie, nie, nie, to niemożliwe. Regularnie przyjmowałem eliksiry, konsultowałem się z uzdrowicielem, oprócz morza alkoholu i zarywanych notorycznie nocy prowadziłem względnie zdrowy tryb życia i... nie robiłem ostatnio żadnych badań, a zdawać by się mogło, że właśnie jakieś wyniki ma zamiar zaprezentować mi staruszek.
To złudzenie. Jedna, krótka myśl przeleciała mi przez głowę, a ja chwyciłem się jej kurczowo, by spróbować się uspokoić i wmówić sobie w miarę skutecznie, że to nie dzieje się naprawdę.
- Riddiculus - niemalże szeptem wypowiedziałem formułę zaklęcia przez wciąż zaciśnięte gardło, starając się zwizualizować wyjątkowo absurdalną sytuację, w której w małym pomieszczeni znikąd pojawiła się odziana w peruwiańską czapkę lama pożerająca pergamin wyrwany z rąk mężczyzny, by po tym akcie dewastacji porwać się na dokładne przeżuwanie szaty uzdrowiciela, której nieco uniesiona krawędź ukazała wielobarwne skarpety w niepoważne wzory i szorty, jakich nie powstydziłby się nawet Alexander Selwyn.
Odruchowo odskoczyłem do tyłu, uciekając z drogi kamieniom. Gdy nowe ściany stanęły już pewnie, zrobiłem parę kroków w stronę miejsca, za którym zniknęli moi towarzysze i feralne drzwi i przesunąłem palcami po chłodnej materii, by sprawdzić, czy gdzieś znajduje się wyrwa, którą mógłbym w miarę bezpiecznie powiększyć zaklęciem, bez konieczności wysadzania tony skały i narażania osób po drugiej stronie na oberwanie odłamkami lub zostanie przygniecionymi, jednak zanim znalazłem cokolwiek interesującego, moje nozdrza uderzył charakterystyczny zapach, niezwiązany wcale z nieco zamokłym, niemalże piwnicznym pomieszczeniem, a ze sterylnie czystym szpitalem. Poczułem, jak włosy jeżą mi się na głowie i momentalnie się wyprostowałem, odwracając plecami do ściany, a twarzą do wnętrza mojej izolatki, by odnieść wrażenie, że krew odpływa mi z głowy, osłabiając bez reszty, gdy moim oczom ukazał się sędziwy magomedyk z zasępioną miną zarezerwowaną specjalnie dla mnie.
Niestety mamy dla panicza złe wieści. Nie, nie, nie, to niemożliwe. Wbiłem spojrzenie w trzymany przez mężczyznę w kitlu pergamin, nie chcąc wierzyć w to, że właśnie ziszcza się mój najgorszy koszmar. Bezlitosne słowa zadźwięczały mi w uszach, gdy odruchowo chwyciłem się za serce, wiedząc aż za dobrze, że złe wieści muszą dotyczyć właśnie tego wadliwego organu. Nie, nie, nie, to niemożliwe. Regularnie przyjmowałem eliksiry, konsultowałem się z uzdrowicielem, oprócz morza alkoholu i zarywanych notorycznie nocy prowadziłem względnie zdrowy tryb życia i... nie robiłem ostatnio żadnych badań, a zdawać by się mogło, że właśnie jakieś wyniki ma zamiar zaprezentować mi staruszek.
To złudzenie. Jedna, krótka myśl przeleciała mi przez głowę, a ja chwyciłem się jej kurczowo, by spróbować się uspokoić i wmówić sobie w miarę skutecznie, że to nie dzieje się naprawdę.
- Riddiculus - niemalże szeptem wypowiedziałem formułę zaklęcia przez wciąż zaciśnięte gardło, starając się zwizualizować wyjątkowo absurdalną sytuację, w której w małym pomieszczeni znikąd pojawiła się odziana w peruwiańską czapkę lama pożerająca pergamin wyrwany z rąk mężczyzny, by po tym akcie dewastacji porwać się na dokładne przeżuwanie szaty uzdrowiciela, której nieco uniesiona krawędź ukazała wielobarwne skarpety w niepoważne wzory i szorty, jakich nie powstydziłby się nawet Alexander Selwyn.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
The member 'Perseus Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 74
'k100' : 74
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Ukryta nora
Szybka odpowiedź