Ukryta nora
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ukryta nora
Ukryta pod gniazdem wiwerny nora zdaje się być idealna kryjówką dla złodziei. Od dawna nikt się tu nie zapuszczał i, jak się okazuje, nie bez powodu.
Świetnie. Po prostu świetnie.
To nie był jego dobry dzień, czy od początku tej piekielnej wyprawy wyszło mu... cokolwiek? Z rosnącym przerażeniem obserwował swoje zaklęcie złączone z zaklęciem Cornelii, które po krótkiej chwili z łoskotem uderzyło w ścianę. Kamienie zaczęły opadać, a on jął się zastanawiać, jaka jest szansa, że w ogóle wydostanie się z tej dziury żywy. W pierwszym odruchu chciał dopaść do Cornelii, która uprzednio próbowała otoczyć ich zaklęciem ochronnym... ale nie zdążył. Odgrodzono ich, nie widział nikogo, a kurz wzniecony przez opadający gruz powoli opadał. Był sam. Prawie sam. Druella? I kwilące na jej rękach dziecko... wiedział, że to tylko jego wyobraźnia, halucynacja, a może stworzenie usiłujące wydobyć z niego ten lęk; widok Druelli z małą Narcyzą tutaj, w ruinach pod Waltham Forest, był zbyt nierealny, bo Tristan mógł go wziąć za prawdziwy. Lecz mimo to... poddawał się temu lękowi.
Przyglądał się siostrze jak zahipnotyzowany, różdżka omal nie wypadła mu z dłoni. Była taka podobna do Marianne, a Narcyza była taka podobna do Celeste. Tristan pamiętał ich trupy, martwe ciała - czy te rozszarpane szczątki w ogóle można było jeszcze nazwać ciałem? - leżące u jego stóp, blade, zimne, zimne jak nigdy. Marianne zawsze miała w sobie tyle ciepła, co nikt. I jej krew, ona też była tak ciepła, jak krew Druelli. Tristan nawet nie drgnął, kiedy posoka bryznęła kaskadą wprost na niego, nie drgnął, wciąż jak zahipnotyzowany wpatrując się w światło powoli gasnące w oczach siostry. Nie widział, jak gasło w oczach Marianne.
Krew trysnęła na jego dłonie. Był poetą, znawcą szekspira, czy trzeba mu było pokazywać więcej? Nie chciałem, Marianne. Nie chciałem tego, choć wiem, że i ja mam krew na rękach. Jego usta rozchyliły się w niemym "nie", a paraliżujący strach nie pozwolił mu podnieść różdżki, kiedy słyszał uderzenie skapującej kropli jego krwi o kamienną posadzkę. Zahipnotyzowany. Sparaliżowany. Gotów był oddać się śmierci tu i teraz, bez niej przecież nic nie było i nie będzie już takie samo.
I zapewne poddałby się śmierci, gdyby nie usłyszał dwóch uroków rzuconych przez jego towarzyszy, brzmienie zaklęć ocuciło go z szoku. Zacisnął dłoń na różdżce, kierując ją w stronę iluzji, jedynie parszywej iluzji, wyciągającej cienie z samego dna jego zepsutego serca.
- R... - czy potrafił się zebrać w sobie, by wypowiedzieć choć słowo? - Riddiculus - wydusił z siebie drżącym głosem, wykonując różdżką odpowiedni gest. To tylko zła mara, zły sen, złośliwy duch. A krew na rękach? Krew na jego rękach była prawdziwa. To nie cień, to tylko jego pies bawił się z Druellą, ukradł jej miotłę.
To nie był jego dobry dzień, czy od początku tej piekielnej wyprawy wyszło mu... cokolwiek? Z rosnącym przerażeniem obserwował swoje zaklęcie złączone z zaklęciem Cornelii, które po krótkiej chwili z łoskotem uderzyło w ścianę. Kamienie zaczęły opadać, a on jął się zastanawiać, jaka jest szansa, że w ogóle wydostanie się z tej dziury żywy. W pierwszym odruchu chciał dopaść do Cornelii, która uprzednio próbowała otoczyć ich zaklęciem ochronnym... ale nie zdążył. Odgrodzono ich, nie widział nikogo, a kurz wzniecony przez opadający gruz powoli opadał. Był sam. Prawie sam. Druella? I kwilące na jej rękach dziecko... wiedział, że to tylko jego wyobraźnia, halucynacja, a może stworzenie usiłujące wydobyć z niego ten lęk; widok Druelli z małą Narcyzą tutaj, w ruinach pod Waltham Forest, był zbyt nierealny, bo Tristan mógł go wziąć za prawdziwy. Lecz mimo to... poddawał się temu lękowi.
Przyglądał się siostrze jak zahipnotyzowany, różdżka omal nie wypadła mu z dłoni. Była taka podobna do Marianne, a Narcyza była taka podobna do Celeste. Tristan pamiętał ich trupy, martwe ciała - czy te rozszarpane szczątki w ogóle można było jeszcze nazwać ciałem? - leżące u jego stóp, blade, zimne, zimne jak nigdy. Marianne zawsze miała w sobie tyle ciepła, co nikt. I jej krew, ona też była tak ciepła, jak krew Druelli. Tristan nawet nie drgnął, kiedy posoka bryznęła kaskadą wprost na niego, nie drgnął, wciąż jak zahipnotyzowany wpatrując się w światło powoli gasnące w oczach siostry. Nie widział, jak gasło w oczach Marianne.
Krew trysnęła na jego dłonie. Był poetą, znawcą szekspira, czy trzeba mu było pokazywać więcej? Nie chciałem, Marianne. Nie chciałem tego, choć wiem, że i ja mam krew na rękach. Jego usta rozchyliły się w niemym "nie", a paraliżujący strach nie pozwolił mu podnieść różdżki, kiedy słyszał uderzenie skapującej kropli jego krwi o kamienną posadzkę. Zahipnotyzowany. Sparaliżowany. Gotów był oddać się śmierci tu i teraz, bez niej przecież nic nie było i nie będzie już takie samo.
I zapewne poddałby się śmierci, gdyby nie usłyszał dwóch uroków rzuconych przez jego towarzyszy, brzmienie zaklęć ocuciło go z szoku. Zacisnął dłoń na różdżce, kierując ją w stronę iluzji, jedynie parszywej iluzji, wyciągającej cienie z samego dna jego zepsutego serca.
- R... - czy potrafił się zebrać w sobie, by wypowiedzieć choć słowo? - Riddiculus - wydusił z siebie drżącym głosem, wykonując różdżką odpowiedni gest. To tylko zła mara, zły sen, złośliwy duch. A krew na rękach? Krew na jego rękach była prawdziwa. To nie cień, to tylko jego pies bawił się z Druellą, ukradł jej miotłę.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 04.01.16 3:00, w całości zmieniany 2 razy
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : rzut kością
'k100' : 43
'k100' : 43
Szczęście najwyraźniej opuściło Cornelię. Trudno powiedzieć, czy winę ponosiła krew na ścianach, klaustrofobiczne wymiary ciemnego pomieszczenia czy zaskakujące działania złodzieja - po prostu zaklęcie nie wyszło. Chociaż gdyby po prostu nie wyszło, problem nie byłby tak wielki. Nieudane czary zmieszały się ze sobą, pogarszając ich sytuację. Nie miała pojęcia jakim cudem tarcza i zaklęcie wybuchowe sprawić mogło, że ściany zaczęły się przesuwać, ale to magia, tego nie ogarniesz. Nim zdążyła zareagować została oddzielona kamienną ścianą od reszty muszkieterów. I pożałowała, że uciekała od Tristana, czułby się teraz o wiele bezpieczniej.
Została sama. Na pewno? Nie musiała czekać długo, by przekonać się, że jej samotność jest jedynie iluzją, ale to nie była dobra wiadomość. Przestała oddychać, kiedy dostrzegła zczerniałe od popiołu ciała swoich rodziców i w ataku paniki cofnęła się gwałtownie, doprowadzając do bolesnego zderzenia swojego boku z ostrym kantem jednego z regałów. Syknęła, ale fizyczny ból był niczym wobec tego psychicznego. Wpatrywała się z przerażeniem w bogina i choć doskonale wiedziała, że to jedynie ułuda, strach całkowicie ją sparaliżował. Najgorsze było to, że sam widok palących się ciał rodziców był jedynie wierzchołkiem góry lodowej jaką były tortury osaczające jej umysł.
Wyrzuty sumienia. Widziała w pustych oczach pretensje o to, że ich zostawiła, podejmując szybką, niedojrzałą decyzję o ucieczce z domu. Przez siedem lat zdawała się nie pamiętać o ich istnieniu poza dorocznymi kartkami. Bezgłośnie atakowali ja pytaniami podsuwanymi przez uwięziony w klatce strachu umysł. I co ci to dało, Cornelio? Gdzie twoje szczęście, do którego tak uparcie dążyłaś twierdząc, że doskonale znasz swój cel? Gdzie niezmierne bogactwo, władza, powszechny respekt? Gdzie mężczyzna, któremu zaufałaś bardziej niż swoim bliskim? Każdy zwęglony kawałek skóry, każda bieląca się wśród świeżego mięsa kość wytykała jej błędy, odbierając oddech i rozum. Blondynka zaczynała się dusić zapachem palonego ciała i obłędem, ciasno oblepiającym jej osobę. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to obrzydliwa iluzja, ale to nie ratowało resztek rozsądku. Wciskała się w ścianę, wbijała paznokcie w dłonie, zaciskając zbyt mocno pięści. Z każdym ruchem postaci jej żołądek ściskał się coraz bardziej, miała wrażenie, że zaraz zemdleje. I chociaż ćwiczyli to na zajęciach w Hogwarcie tyle razy, nie umiała się obronić. Otwierała usta niczym ryba wyrzucona na brzeg, ale ściśnięta krtań nie chciała wydać żadnego dźwięku. Różdżka z sekwoi przypominała, że nie ma katastrofy, której nie można byłoby pokonać. A jeśli samemu jest się katastrofą?
- Riddiculus - wychrypiała, czując jak po policzkach spływają jej gorące łzy.
Została sama. Na pewno? Nie musiała czekać długo, by przekonać się, że jej samotność jest jedynie iluzją, ale to nie była dobra wiadomość. Przestała oddychać, kiedy dostrzegła zczerniałe od popiołu ciała swoich rodziców i w ataku paniki cofnęła się gwałtownie, doprowadzając do bolesnego zderzenia swojego boku z ostrym kantem jednego z regałów. Syknęła, ale fizyczny ból był niczym wobec tego psychicznego. Wpatrywała się z przerażeniem w bogina i choć doskonale wiedziała, że to jedynie ułuda, strach całkowicie ją sparaliżował. Najgorsze było to, że sam widok palących się ciał rodziców był jedynie wierzchołkiem góry lodowej jaką były tortury osaczające jej umysł.
Wyrzuty sumienia. Widziała w pustych oczach pretensje o to, że ich zostawiła, podejmując szybką, niedojrzałą decyzję o ucieczce z domu. Przez siedem lat zdawała się nie pamiętać o ich istnieniu poza dorocznymi kartkami. Bezgłośnie atakowali ja pytaniami podsuwanymi przez uwięziony w klatce strachu umysł. I co ci to dało, Cornelio? Gdzie twoje szczęście, do którego tak uparcie dążyłaś twierdząc, że doskonale znasz swój cel? Gdzie niezmierne bogactwo, władza, powszechny respekt? Gdzie mężczyzna, któremu zaufałaś bardziej niż swoim bliskim? Każdy zwęglony kawałek skóry, każda bieląca się wśród świeżego mięsa kość wytykała jej błędy, odbierając oddech i rozum. Blondynka zaczynała się dusić zapachem palonego ciała i obłędem, ciasno oblepiającym jej osobę. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to obrzydliwa iluzja, ale to nie ratowało resztek rozsądku. Wciskała się w ścianę, wbijała paznokcie w dłonie, zaciskając zbyt mocno pięści. Z każdym ruchem postaci jej żołądek ściskał się coraz bardziej, miała wrażenie, że zaraz zemdleje. I chociaż ćwiczyli to na zajęciach w Hogwarcie tyle razy, nie umiała się obronić. Otwierała usta niczym ryba wyrzucona na brzeg, ale ściśnięta krtań nie chciała wydać żadnego dźwięku. Różdżka z sekwoi przypominała, że nie ma katastrofy, której nie można byłoby pokonać. A jeśli samemu jest się katastrofą?
- Riddiculus - wychrypiała, czując jak po policzkach spływają jej gorące łzy.
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cornelia Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Pod naporem zaklęcia Garretta, duch drgnął niespokojnie kilka razy, powietrze zawibrowało nieprzyjemnie i na jego miejscu pojawił Percival Nott w spódniczce, którą zwykły zakładać baletnice, a nie poważani czarodzieje! Komiczny obraz odegnał twoje ponure myśli i rozjaśnił umysł.
Niemal to samo tyczyło się Cornelii. Dwa ciała splotły się w jedno i stworzyły przed kobietą przesłodki obraz ukazujący małego Grahama Mulcibera przebranego w zielony, elfi strój, z rogami renifera na głowie! Może taki mały dzieciaczek odegnałby te ponury widok? W każdym razie teraz możesz być spokojna. Twój niepokój minął, możesz otrzeć łzy z policzka.
Lama wzięła się nie wiadomo skąd, ale okazała się być twoją ostatnią deską rachunku, Perseusie. Pożarła pergamin, uniosła włochaty łeb, zarżała komicznie i porwała bogina do skrzyni. Szarawa mgła popłynęła po ziemi, dotykając twoich nóg, a wieko skrzyni zamknęło się, gdy tylko duch znalazł się w jej wnętrzu. Możesz już być spokojny – nie tylko o swoją psychikę, ale również o swoje serce.
Tristanie. Strach przejął nad tobą kontrolę, lodowatymi ramionami miażdżył powoli, ale boleśnie klatkę piersiową, potem myśli, rozganiając je po całym twoim ciele. Chwycił też za nadgarstek, za ten sam, który operował twoją dłonią trzymającą różdżkę. Oparłeś się o ścianę, ale po chwili nogi się pod tobą ugięły i zjechałeś po niej. Druella leżała bezwładnie na ziemi, nieżywa, a co może być gorszego niż martwa siostra? Ta, którą tak mocno kochasz? Ale… usłyszałeś szczeknięcie. Pojawiło się ono gdzieś z tyłu twojej głowy, próbowało wybić się z twojej wyobraźni. Znajdź w sobie jeszcze choć kapkę siły, by zareagować, bo jeszcze chwila, a stracisz przytomność.
Garrett, Perseus, Cornelia – ściany graniczące TYLKO przy waszych pokojach opadły, pozostawiając po sobie tylko gruby, pylisty piach. Pokój Tristana nadal mocno się trzyma. Weźcie oddech i poczekajcie na niego.
Tristan – jeśli uda ci się pokonać bogina, jesteś bezpieczny. Jeśli nie, tracisz przytomność na jedną kolejkę.
Niemal to samo tyczyło się Cornelii. Dwa ciała splotły się w jedno i stworzyły przed kobietą przesłodki obraz ukazujący małego Grahama Mulcibera przebranego w zielony, elfi strój, z rogami renifera na głowie! Może taki mały dzieciaczek odegnałby te ponury widok? W każdym razie teraz możesz być spokojna. Twój niepokój minął, możesz otrzeć łzy z policzka.
Lama wzięła się nie wiadomo skąd, ale okazała się być twoją ostatnią deską rachunku, Perseusie. Pożarła pergamin, uniosła włochaty łeb, zarżała komicznie i porwała bogina do skrzyni. Szarawa mgła popłynęła po ziemi, dotykając twoich nóg, a wieko skrzyni zamknęło się, gdy tylko duch znalazł się w jej wnętrzu. Możesz już być spokojny – nie tylko o swoją psychikę, ale również o swoje serce.
Tristanie. Strach przejął nad tobą kontrolę, lodowatymi ramionami miażdżył powoli, ale boleśnie klatkę piersiową, potem myśli, rozganiając je po całym twoim ciele. Chwycił też za nadgarstek, za ten sam, który operował twoją dłonią trzymającą różdżkę. Oparłeś się o ścianę, ale po chwili nogi się pod tobą ugięły i zjechałeś po niej. Druella leżała bezwładnie na ziemi, nieżywa, a co może być gorszego niż martwa siostra? Ta, którą tak mocno kochasz? Ale… usłyszałeś szczeknięcie. Pojawiło się ono gdzieś z tyłu twojej głowy, próbowało wybić się z twojej wyobraźni. Znajdź w sobie jeszcze choć kapkę siły, by zareagować, bo jeszcze chwila, a stracisz przytomność.
Garrett, Perseus, Cornelia – ściany graniczące TYLKO przy waszych pokojach opadły, pozostawiając po sobie tylko gruby, pylisty piach. Pokój Tristana nadal mocno się trzyma. Weźcie oddech i poczekajcie na niego.
Tristan – jeśli uda ci się pokonać bogina, jesteś bezpieczny. Jeśli nie, tracisz przytomność na jedną kolejkę.
Ostatnio zmieniony przez Dorea Potter dnia 09.01.16 20:06, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : word uciął mi słowo, przepraszam!)
Śmiała się przez łzy, bo choć miniatura Grahama w wersji elfo-renifera Świętego Mikołaja była absurdalnie wręcz zabawna (nie mówmy teraz o tym, jaki Mulciber jest zły i okropny), to obraz martwych rodziców wciąż pałętał się po głowie. I chyba dlatego, kiedy mury magicznie opadły, rzuciła się na szyję pierwszej osobie, którą zobaczyła. Biedny Perseus nie spodziewał się zapewne przytulenia od całkiem nieznajomej blondynki z mokrymi policzkami, ale cóż, lepsze to niż bogin. Miejmy taką nadzieję... Chwila słabości nie była zbyt długa - Cornelia szybko zdała sobie sprawę, że wtulanie się w pana uroczego jest nieco, jakby to ująć, niestosowne.
- Ekhem, wybacz. - mruknęła pospiesznie, opadając na pięty. Błyskawicznie odwróciła się, starannie unikając spojrzenia obu mężczyzn i stanęła przed kamiennym murem. Który oddzielał ich nie tylko od drzwi, za którymi był prawdopodobnie złodziej, ale również - co było ważniejsze? - od Tristana, który chyba napotkał na nieco większe trudności.
- Rosier! - wydarła się jak za starych, dobrych czasów, kiedy we trójkę pracowali w rezerwacie smoków, a ona była młoda, piękna, energiczna. W sumie... nic się nie zmieniło, nieprawdaż? Niepokoiła ją nieobecność Tristana, bo może i udawała, że go nie zna, ale to zaraz nie oznaczało braku wrażliwości i troski o szlachcica. - Rosier, wyłaź stamtąd w t e j c h w i l i. - dodała donośnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem w którym zaczęła pojawiać się bardzo subtelna nuta paniki. Nawet odważyła się dotknąć muru (a może to iluzja?), jakby to mogło choć odrobinę pomóc.
- Ekhem, wybacz. - mruknęła pospiesznie, opadając na pięty. Błyskawicznie odwróciła się, starannie unikając spojrzenia obu mężczyzn i stanęła przed kamiennym murem. Który oddzielał ich nie tylko od drzwi, za którymi był prawdopodobnie złodziej, ale również - co było ważniejsze? - od Tristana, który chyba napotkał na nieco większe trudności.
- Rosier! - wydarła się jak za starych, dobrych czasów, kiedy we trójkę pracowali w rezerwacie smoków, a ona była młoda, piękna, energiczna. W sumie... nic się nie zmieniło, nieprawdaż? Niepokoiła ją nieobecność Tristana, bo może i udawała, że go nie zna, ale to zaraz nie oznaczało braku wrażliwości i troski o szlachcica. - Rosier, wyłaź stamtąd w t e j c h w i l i. - dodała donośnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem w którym zaczęła pojawiać się bardzo subtelna nuta paniki. Nawet odważyła się dotknąć muru (a może to iluzja?), jakby to mogło choć odrobinę pomóc.
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwa, upadła martwa, a krew na jego rękach wciąż była prawdziwa; cień gdzieś się tu czaił, z pewnością, choć nie było po nim widać - on wiedział, że to był dzień wilka. Wilka, który przed laty rozszarpał ciało niewinnej Marianne, której krew zrosiła całą jej sypialnie, która... To nie miało sensu, ona była martwa. Która ona? Druella? Narcyza? Nie potrafił się pozbyć paraliżującego strachu, choć jeszcze okrutniejsze było zniechęcenie, któremu nie był w stanie się sprzeciwić. Nic nie zmieni tego, co się wydarzyło.
Słabł, siły go opuszczały, czy w ogóle był w stanie trzymać jeszcze różdżkę w dłoni? Wymknęła się spomiędzy palców, lecz zdołał ją uchwycić, nim upadła. Zimna ściana, z którą się zetknął plecami, była jak zimne objęcia strachu. Śmierci. Nie był w stanie stać, upadł, nie odejmując przerażonego spojrzenia od bezwładnego ciała siostry, choć sam nie wiedział, czy bardziej przerażało go ciało, czy krew na jego rękach.
I byłby zapomniał całkiem, gdzie był, odpuścił, dał się zabić bez walki - tu i teraz - gdyby nie rzeczywisty głos Cornelii, który go otrzeźwił. To tylko bogin, Rosier, złośliwy duch, iluzja. Staw czoła własnemu strachowi. Staw czoła przeszłości.
- Riddikulus - powtórzył, bez sił, bez przekonania i wciąż drżącym głosem. Ten cień to tylko jego pies, bawił się z Druellą...
Słabł, siły go opuszczały, czy w ogóle był w stanie trzymać jeszcze różdżkę w dłoni? Wymknęła się spomiędzy palców, lecz zdołał ją uchwycić, nim upadła. Zimna ściana, z którą się zetknął plecami, była jak zimne objęcia strachu. Śmierci. Nie był w stanie stać, upadł, nie odejmując przerażonego spojrzenia od bezwładnego ciała siostry, choć sam nie wiedział, czy bardziej przerażało go ciało, czy krew na jego rękach.
I byłby zapomniał całkiem, gdzie był, odpuścił, dał się zabić bez walki - tu i teraz - gdyby nie rzeczywisty głos Cornelii, który go otrzeźwił. To tylko bogin, Rosier, złośliwy duch, iluzja. Staw czoła własnemu strachowi. Staw czoła przeszłości.
- Riddikulus - powtórzył, bez sił, bez przekonania i wciąż drżącym głosem. Ten cień to tylko jego pies, bawił się z Druellą...
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : rzut kością
'k100' : 40
'k100' : 40
Lama. Dlaczego, u licha, to była lama? Nie wiem już sam co rozbawiło mnie bardziej, to fircykowate zwierzę, mina próbującego się ratować uzdrowiciela czy cały ten nonsens, jakim była owa scenka rodzajowa, w której sercu się znalazłem. Śmiech wstrząsający moim ciałem, z początku wymieszany z niedowierzaniem, szybko stał się gardłowy i chrapliwy, gdy peruwiański zwierz zaciągał bogina z powrotem do skrzyni. Rozluźniłem nieco palce ściskające różdżkę, lecz tę wciąż utrzymywałem w gotowości, świadomy tego, że straszydło materializujące się pod postacią magomedyka, może nie być jedyną niespodzianką, jaka czekała w tym dziwnym pomieszczeniu, jednak zamiast kolejnych atrakcji, ściany, które wcześniej nas odgradzały, skruszyły się i opadły. Prawie wszystkie.
- Wszystko w porządku? - zapytałem towarzyszy, zastanawiając się czy i oni zostali zmuszeni do stanięcia oko w oko ze swoimi lękami, lecz zanim otrzymałem odpowiedź, na moją szyję rzuciła się blondynka, która wcześniej ratowała nas przed wiwerną. Pomimo niemałego zaskoczenia, automatycznie objąłem jednym ramieniem kobietę, lekko, w miejmy nadzieję pokrzepiającym geście. Zanim zdążyłem wypowiedzieć jakiekolwiek słowa niosące ukojenie, nieznajoma zreflektowała się, cofnąłem więc się pospiesznie, patrząc, jak podbiega do ściany oddzielającej nas od drzwi i Tristana i nawołuje mężczyznę. Znali się? - Musimy się dostać do Rosiera i tych przeklętych drzwi - rzuciłem, gdy już sam odetchnąłem po tym chwilowym skoku ciśnienia, kierując swe słowa bardziej w stronę Garretta niż Cornelii. - Wysadzenie ściany jest chyba zbyt ryzykowne - chociaż Merlin mi świadkiem, że Rosier zasłużył sobie na przygniecenie gruzem i na wiele, wiele innych rzeczy. Zbliżyłem się do bariery pomiędzy nami a zapewne wciąż uciekającym celem naszej misji, by przesunąć palcami po kamieniach. Jaki mamy plan działania?
- Wszystko w porządku? - zapytałem towarzyszy, zastanawiając się czy i oni zostali zmuszeni do stanięcia oko w oko ze swoimi lękami, lecz zanim otrzymałem odpowiedź, na moją szyję rzuciła się blondynka, która wcześniej ratowała nas przed wiwerną. Pomimo niemałego zaskoczenia, automatycznie objąłem jednym ramieniem kobietę, lekko, w miejmy nadzieję pokrzepiającym geście. Zanim zdążyłem wypowiedzieć jakiekolwiek słowa niosące ukojenie, nieznajoma zreflektowała się, cofnąłem więc się pospiesznie, patrząc, jak podbiega do ściany oddzielającej nas od drzwi i Tristana i nawołuje mężczyznę. Znali się? - Musimy się dostać do Rosiera i tych przeklętych drzwi - rzuciłem, gdy już sam odetchnąłem po tym chwilowym skoku ciśnienia, kierując swe słowa bardziej w stronę Garretta niż Cornelii. - Wysadzenie ściany jest chyba zbyt ryzykowne - chociaż Merlin mi świadkiem, że Rosier zasłużył sobie na przygniecenie gruzem i na wiele, wiele innych rzeczy. Zbliżyłem się do bariery pomiędzy nami a zapewne wciąż uciekającym celem naszej misji, by przesunąć palcami po kamieniach. Jaki mamy plan działania?
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Widok Percivala Notta kręcącego się w tiulowej spódnicy był zabawniejszy, niż komuś mogłoby się zdawać, dlatego Garrett mimowolnie zaśmiał się cicho, a jego usta wygięły się w słabym uśmiechu. Wszystko rozpłynęło się, strach, który przez chwilą zdawał się namacalny, okazał się tylko złudną iluzją, która zniknęła; i tak czuł się słabo po konfrontacji z własnymi lękami, ale nie miał czasu, aby się zatrzymać.
Ściany opadły, w powietrze wzniósł się pył. Wziął niespieszny oddech, starając się opanować rozszalałe serce bijące odrobinę zbyt szybko, a potem rozejrzał się. Jedna ze ścian wciąż tkwiła niewzruszona - Rosier musiał utknąć w środku, wciąż mierzyć się z własnymi obawami. W powietrzu kilkakrotnie rozbrzmiało przecież zaklęcie riddikulus, zapewne wszyscy inni też spotkali się z boginami - czy strach opanował Tristana na tyle, że nie był w stanie odgonić przerażenia?
Przez chwilę Garrett chciał zignorować wszystko i w jakiś sposób ruszyć dalej, nie przejmować się człowiekiem, którego los kompletnie go nie obchodzi i za którym nieszczególnie przepadał; był pewien, że gdyby to on został w tyle, Rosier machnąłby ręką i kazał reszcie kontynuować pościg. I dobrze by zrobił, w końcu złodziej nie zatrzymywał się nawet na chwilę, a od faktu, czy go złapią, zależało tak wiele - losy ministerstwa, może nawet całego magicznego świata?
Ale był Garrettem Weasley'em, pieprzonym idealistą, altruistycznym samarytaninem; nie mógł pozwolić, żeby komuś stała się krzywda. Komukolwiek.
- Divirgento - wymamrotał więc, zaciskając palce na różdżce i wykonując odpowiedni ruch nadgarstkiem. Wbrew pozorom był człowiekiem czynu, zbył milczeniem rozważania Perseusa, choć zgadzał się z tym, że ściany nie powinno się burzyć. Bo, proszę państwa, spójrzcie, jak skończyło się to przed chwilą.
Ściany opadły, w powietrze wzniósł się pył. Wziął niespieszny oddech, starając się opanować rozszalałe serce bijące odrobinę zbyt szybko, a potem rozejrzał się. Jedna ze ścian wciąż tkwiła niewzruszona - Rosier musiał utknąć w środku, wciąż mierzyć się z własnymi obawami. W powietrzu kilkakrotnie rozbrzmiało przecież zaklęcie riddikulus, zapewne wszyscy inni też spotkali się z boginami - czy strach opanował Tristana na tyle, że nie był w stanie odgonić przerażenia?
Przez chwilę Garrett chciał zignorować wszystko i w jakiś sposób ruszyć dalej, nie przejmować się człowiekiem, którego los kompletnie go nie obchodzi i za którym nieszczególnie przepadał; był pewien, że gdyby to on został w tyle, Rosier machnąłby ręką i kazał reszcie kontynuować pościg. I dobrze by zrobił, w końcu złodziej nie zatrzymywał się nawet na chwilę, a od faktu, czy go złapią, zależało tak wiele - losy ministerstwa, może nawet całego magicznego świata?
Ale był Garrettem Weasley'em, pieprzonym idealistą, altruistycznym samarytaninem; nie mógł pozwolić, żeby komuś stała się krzywda. Komukolwiek.
- Divirgento - wymamrotał więc, zaciskając palce na różdżce i wykonując odpowiedni ruch nadgarstkiem. Wbrew pozorom był człowiekiem czynu, zbył milczeniem rozważania Perseusa, choć zgadzał się z tym, że ściany nie powinno się burzyć. Bo, proszę państwa, spójrzcie, jak skończyło się to przed chwilą.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
The member 'Garrett Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 74
'k100' : 74
Tristanie, nie poradziłeś sobie z własnymi lękami. Psie, niewinne szczeknięcie przemieniło się w warczenie wilka, które zalęgło się ponuro w twojej głowie. Poczułeś się ociężały i opadłeś bezwładnie na ziemię. To tylko omdlenie, ale tracisz orientację na jedną kolejkę.
Garrett, twoje zaklęcie, chociaż nie do końca udane, w jakiś sposób uratowało Tristana. Bogin został rozkojarzony i już więcej nie atakował jego umysłu, natychmiast chowając się w jednym z obrazów, który zadrgał i opadł z łoskotem na ziemię, wzniecając w górę obłoki pyłu. Ściany ostatniego pokoju rozproszyły się i znowu byliście razem.
Chrobot nieoliwionych zawiasów rozdarł ciszę, która zaległa w pokoju, drzwi do ostatniego pomieszczenia uchyliły się delikatnie. Na podłodze leżał czarnowłosy człowiek, pod którym zakrzepła już sporych rozmiarów plama niemal czarnej krwi. Jego klatka piersiowa unosiła się jednak w oddechu, bardzo słabym, co prawda, ale to wciąż był ludzki oddech. Kiedy weszliście do środka, zobaczyliście również stary, nieco zniszczony kominek podłączony do sieci Fiuu, sądząc po zielonkawym płomieniu tlącym się ledwie w jego głębi. Jednak najważniejszą rzeczą, która na pewno przykuła waszą uwagę, były dwie szklane kule leżące obok skórzanej torby znajdującej się blisko dłoni mężczyzny. Jarzyły się mdłym, turkusowym światłem, karmiąc was przeciągłymi, nieprzyjemnymi, ale nieszkodliwymi sykami. Gęste obłoczki mgły, które leniwie obijały się o szklane ścianki, zdawały się kusić i przybierać przeróżne kształty. Proste złudzenie optyczne, ale w waszych głowach wyglądało to bardzo… realistycznie. Ich wartość była niewątpliwie wielka – były ważne zarówno dla Ministerstwa, jak i… dla was? Kto wie, może, jeśli dotkniecie kul, pokażą wam one coś ciekawego?
Kul będą mogły dotknąć tylko dwie osoby. Jeśli w swoich postach wyrazicie chęć dotknięcia kuli, rzucacie kostką!
Garrett, twoje zaklęcie, chociaż nie do końca udane, w jakiś sposób uratowało Tristana. Bogin został rozkojarzony i już więcej nie atakował jego umysłu, natychmiast chowając się w jednym z obrazów, który zadrgał i opadł z łoskotem na ziemię, wzniecając w górę obłoki pyłu. Ściany ostatniego pokoju rozproszyły się i znowu byliście razem.
Chrobot nieoliwionych zawiasów rozdarł ciszę, która zaległa w pokoju, drzwi do ostatniego pomieszczenia uchyliły się delikatnie. Na podłodze leżał czarnowłosy człowiek, pod którym zakrzepła już sporych rozmiarów plama niemal czarnej krwi. Jego klatka piersiowa unosiła się jednak w oddechu, bardzo słabym, co prawda, ale to wciąż był ludzki oddech. Kiedy weszliście do środka, zobaczyliście również stary, nieco zniszczony kominek podłączony do sieci Fiuu, sądząc po zielonkawym płomieniu tlącym się ledwie w jego głębi. Jednak najważniejszą rzeczą, która na pewno przykuła waszą uwagę, były dwie szklane kule leżące obok skórzanej torby znajdującej się blisko dłoni mężczyzny. Jarzyły się mdłym, turkusowym światłem, karmiąc was przeciągłymi, nieprzyjemnymi, ale nieszkodliwymi sykami. Gęste obłoczki mgły, które leniwie obijały się o szklane ścianki, zdawały się kusić i przybierać przeróżne kształty. Proste złudzenie optyczne, ale w waszych głowach wyglądało to bardzo… realistycznie. Ich wartość była niewątpliwie wielka – były ważne zarówno dla Ministerstwa, jak i… dla was? Kto wie, może, jeśli dotkniecie kul, pokażą wam one coś ciekawego?
Kul będą mogły dotknąć tylko dwie osoby. Jeśli w swoich postach wyrazicie chęć dotknięcia kuli, rzucacie kostką!
Przerwać działanie wszystkich zaklęć w okolicy, oczywiście. Kto wie, może przydałoby mi się dodatkowe przeszkolenie z podejmowania decyzji w stresie, jaki niewątpliwie wywołało spotkanie z boginem, skoro w mojej głowie odbijało się echem tylko bombarda, bombarda, bombarda. Weasley poradził sobie całkiem dobrze bez równie dramatycznych kroków, a gdy ostatnie ściany skruszyły się doszczętnie, moim oczom ukazał się osuwający się bezwładnie na ziemię Tristan. Rosier czy nie Rosier, chociaż w myślach życzyłem mu przeróżnych losów po tysiąckroć, wypadało jednak sprawdzić czy jego świadomość pociągnął w czerń paraliżujący strach, którego nie zdołał pokonać, czy do kumulacji szczęścia dołączyło coś jeszcze, zrobiłem więc kilka kroków w jego kierunku, lecz moją uwagę odciągnął pokutny dźwięk obwieszczający otwarcie drzwi, z którymi wcześniej dzielnie walczyliśmy. Niestety, zabrakło mi empatii, by zachować odpowiednią hierarchię ważności, wyminąłem więc Tristana, zerkając tylko na niego przelotnie, po czym przemieściłem się do wcześniej niedostępnego pomieszczenia. Tak jak podejrzewaliśmy, znajdował się tam kominek, a niknący powoli zielonkawy blask potwierdzał jego połączenie z siecią Fiuu, ale to nie kominek jako pierwszy rzucał się w oczy, tylko leżąca na chłodnej, brudnej posadzce postać złodzieja. Nieprzytomnego czy tylko udającego, by zaatakować jak podstępna żmija w najmniej spodziewanym momencie? Gdy przybliżyłem się do sylwetki, ujrzałem kałużę ciemnej krwi, w której nurzał się mężczyzna pozornie nie zdradzający oznak życia. Kolejne parę kroków zmniejszyło dystans pomiędzy nami, a wtedy z różdżką w pogotowiu, tak dla ostrożności skierowaną w mężczyznę, przykląkłem przy nim, by rzetelniej ocenić jego stan.
- Oddycha - oświadczyłem czysto informacyjnie, gdy dostrzegłem ruch jego klatki piersiowej i na tym skończyły się moje możliwości ograniczone brakiem przeszkolenia medycznego - ale kto wie jak długo to potrwa, jeśli nie zabierzemy go do Munga - to by dopiero była strata, martwy złodziej to bezużyteczny złodziej, skoro nie można go przesłuchać. Cała ta sprawa była zbyt dziwna, bym uwierzył w to, że przypadkowy człowiek tak po prostu postanowił ukraść cenne przedmioty z Departamentu Tajemnic i nie kryło się za tym nic więcej. I nikt więcej? Intuicja podpowiadała mi, że nieprzytomny mężczyzna to zaledwie pionek w grze, której jeszcze nie rozumiemy. Ale możemy zrozumieć, bo oto tuż koło niego znajdowały się połyskujące magnetycznie szklane kule, które chyba tylko cudem nie uległy rozbiciu, gdy złodziej padł na ziemię. Zmarszczyłem brwi, wpatrując się w lśniącą taflę, za którą materializowały się coraz wyraźniejsze kształty. A może tylko mi się wydawało? Niczym zahipnotyzowany wyciągnąłem rękę przed siebie, by sięgnąć po to, co było powodem całego zamieszania. Jakąkolwiek tajemnicę kryły w sobie kule, na pewno były wyjątkowo cenne. I wartość materialna schodziła tu na boczne tory.
- Oddycha - oświadczyłem czysto informacyjnie, gdy dostrzegłem ruch jego klatki piersiowej i na tym skończyły się moje możliwości ograniczone brakiem przeszkolenia medycznego - ale kto wie jak długo to potrwa, jeśli nie zabierzemy go do Munga - to by dopiero była strata, martwy złodziej to bezużyteczny złodziej, skoro nie można go przesłuchać. Cała ta sprawa była zbyt dziwna, bym uwierzył w to, że przypadkowy człowiek tak po prostu postanowił ukraść cenne przedmioty z Departamentu Tajemnic i nie kryło się za tym nic więcej. I nikt więcej? Intuicja podpowiadała mi, że nieprzytomny mężczyzna to zaledwie pionek w grze, której jeszcze nie rozumiemy. Ale możemy zrozumieć, bo oto tuż koło niego znajdowały się połyskujące magnetycznie szklane kule, które chyba tylko cudem nie uległy rozbiciu, gdy złodziej padł na ziemię. Zmarszczyłem brwi, wpatrując się w lśniącą taflę, za którą materializowały się coraz wyraźniejsze kształty. A może tylko mi się wydawało? Niczym zahipnotyzowany wyciągnąłem rękę przed siebie, by sięgnąć po to, co było powodem całego zamieszania. Jakąkolwiek tajemnicę kryły w sobie kule, na pewno były wyjątkowo cenne. I wartość materialna schodziła tu na boczne tory.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
The member 'Perseus Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Na swoje usprawiedliwienie miała jedynie to, że naprawdę była przejęta losem Tristana. Umiała tylko stać jak ta idiotka, głaskać ścianę i roić sobie dramatyczne wizje martwego Rosiera. Nie zabiły go smoki, a miał to zrobić bogin? Chciała przywalić głową o mur, ale nim właściwy jej brak rozsądku zdążył się ujawnić, pan rudy okazał trzeźwość umysłu i rzucił zaklęcie. Które wyszło. Spojrzała na niego z nieukrywanym podziwem, ba, czystym zachwytem malującym się w brązowych oczach, czego mógł na całe szczęście nie zauważyć, zbyt zajęty... cieszeniem się z rzuconego zaklęcia?
Gdy dostrzegła na podłodze leżącego Tristana - nieprzytomnego, ale bez wątpliwości żywego - momentalnie uleciała z niej panika. O wiele gorsze było nasłuchiwanie zza ściany przedśmiertnego charczenia niż oglądanie omdlenia - zresztą, czy to pierwszy raz? Może i nie przeżyli nigdy podobnej sytuacji, ale... Żył, tak? Nie sądziła, by jej zdolności uzdrowicielskie - a raczej ich brak - mogłyby pomóc jakkolwiek, tak samo czułe wpatrywanie się w jego przeuroczą twarz, najlepiej było zostawić go na moment samego, by do siebie doszedł. Chyba, że zajęłoby mu to dłużej niż moment i trzeba byłoby się zaangażować. - Ech, Rosier, Rosier... - zamruczała, jeszcze raz przyglądając mu się badawczo, a potem jej uwagę przyciągnęła krwawa plama widoczna przez otwarte drzwi. Podążyła za panem uroczym, w progu czując przemożną potrzebę skonsultowania się spojrzeniem z dziwnie znajomym rudzielcem - i choć nie zamienili ze sobą chyba ani słowa, rozumieli się bez słów. Zabawne. Uśmiechnęła się do niego nawet lekko, tuż przed tym jak skupiła się na ominięciu szerokim łukiem leżącego we krwi mężczyznę, potem spojrzała obok i... straciła głowę. W przenośni, oczywiście. Wpatrywała się w szklane, kuszące swoją migotliwością kule jak zahipnotyzowana. Kobieta to kobieta - błyszczące rzeczy ją przyciągają - więc nie mogła się powstrzymać od pochylenia i muśnięcia jednego z fascynujących przedmiotów palcami.
Gdy dostrzegła na podłodze leżącego Tristana - nieprzytomnego, ale bez wątpliwości żywego - momentalnie uleciała z niej panika. O wiele gorsze było nasłuchiwanie zza ściany przedśmiertnego charczenia niż oglądanie omdlenia - zresztą, czy to pierwszy raz? Może i nie przeżyli nigdy podobnej sytuacji, ale... Żył, tak? Nie sądziła, by jej zdolności uzdrowicielskie - a raczej ich brak - mogłyby pomóc jakkolwiek, tak samo czułe wpatrywanie się w jego przeuroczą twarz, najlepiej było zostawić go na moment samego, by do siebie doszedł. Chyba, że zajęłoby mu to dłużej niż moment i trzeba byłoby się zaangażować. - Ech, Rosier, Rosier... - zamruczała, jeszcze raz przyglądając mu się badawczo, a potem jej uwagę przyciągnęła krwawa plama widoczna przez otwarte drzwi. Podążyła za panem uroczym, w progu czując przemożną potrzebę skonsultowania się spojrzeniem z dziwnie znajomym rudzielcem - i choć nie zamienili ze sobą chyba ani słowa, rozumieli się bez słów. Zabawne. Uśmiechnęła się do niego nawet lekko, tuż przed tym jak skupiła się na ominięciu szerokim łukiem leżącego we krwi mężczyznę, potem spojrzała obok i... straciła głowę. W przenośni, oczywiście. Wpatrywała się w szklane, kuszące swoją migotliwością kule jak zahipnotyzowana. Kobieta to kobieta - błyszczące rzeczy ją przyciągają - więc nie mogła się powstrzymać od pochylenia i muśnięcia jednego z fascynujących przedmiotów palcami.
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Ukryta nora
Szybka odpowiedź