Stoliki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Stoliki
Znajdujące się w ogromnym i wysokim, jasnym pomieszczeniu, którego ściany są w dużej mierze przeszklone, stoliki umieszczone w pewnym oddaleniu od wejścia na salę wydają się wyjątkowo małe. Tak naprawdę jednak większość z nich bez problemu umożliwi wspólny posiłek nawet czterem gościom. Przy stolikach szybko i dykretnie uwijają się kelnerzy, dla bardziej niecierpliwych przygotowane są zaś stoły bufetowe pełne słodkich i wytrawnych przekąsek.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:39, w całości zmieniany 2 razy
- Naprawdę, w muzeum? Łał, to brzmi niesamowicie, muszę kiedyś wpaść do Ciebie na wycieczkę. - powiedziała zaskoczona. Wyglądało na to, że Gwendolyn znalazła naprawdę fajną pracę, tym bardziej ją to cieszyło. Niełatwo było odnaleźć się po powrocie z daleka, wprawdzie Morie nigdy nie wyprowadzała się na dłużej, ale wyobrażała sobie jak to musiało być trudne.
Pisanie nie sprawiało jej żadnych problemów, głównie robiły to za nią pióra i magiczne maszyny do pisania. Gorzej było czasami ze stylistyką, ale tego z kolei nauczyła ją babcia. Tak, większość czarodziejów praktykowało nauczanie domowe - a jakie się wyniosło to już różnie bywało. W każdym razie obowiązek nauczenia młodego czarodzieja najważniejszych rzeczy spoczywał na rodzicach. Chyba, że pochodził z mugolskiej rodziny... Morie tylko słyszała, że istnieje coś takiego w mugolskim świecie jak szkoła przed szkołą magii... Dla niej to było niepojętne. Jakby rodzice nie mogli nauczyć dziecka pisać!
Kiedy w okolicy pojawił się Bertie, uśmiechnęła się promiennie. Znajoma twarz, jak miło! Wprawdzie już niezręczność spotkania z dawną przyjaciółką opadła, ale i tak miło było zobaczyć znajomego. Wprawdzie widzieli się niedawno - parę dni temu Morie przyszła pod koniec otwarcia cukierni i została póki nie został zamknięty, żeby potowarzyszyć Bottowi w chwilach samotności. Powodował u niej uśmiech, był zabawny, nic dziwnego, że przyciągał. No i mogli się z siebie do woli śmiać.
- Proszę bardzo, cóż za niespodzianka, w ogóle nie sądziłam, że Cię tu spotkam! - ironia była tak oczywista, że nawet nie musiała specjalnie intonować tego zdania, żeby była zrozumiała. Przywitała się pogodnie z Bertiem. - Zanim cokolwiek zamówię, przynieś proszę jedną z babeczek, chciałabym posłuchać Celesty, ostatnio wydała niesamowitą piosenkę! Słyszeliście?
Nie otrzymała odpowiedzi tak łatwo jakby się spodziewała, zamiast tego z naprzeciwka doszły dźwięki przypominające mniej więcej bum, łup, łubudu, ała. Morie chwilowo się zawiesiła w jakichkolwiek myślach, starając się wytłumaczyć sobie w głowie co się właściwie wydarzyło i dlaczego rudowłosa zniknęła pod stołem jej z widoku. Przecież... Siedziała na tym krześle prosto! O co tu chodzi?!
Mimo że Bott zdecydowanie miał bliżej do Gwendolyn, to Morie wstała i podeszła do niej jako pierwsza, ale wspólnie pomogli jej podnieść się do pozycji względnie pionowej. Ciemnowłosa natychmiast poprawiła jej sukienkę, bo przecież tak nie wypada, a od tego były koleżanki, żeby pilnować takich rzeczy. Była całkiem spokojna w takich kryzysowych sytuacjach i natychmiast wydała z siebie pouczającym tonem:
- Nie powinnaś się bujać na krześle, to zawsze źle się kończy...
Przekonujące to było tak 5/10, ale chciała, żeby Gweni wyszła z twarzą z tej sytuacji, bo nie wiedziała kompletnie w jaki inny sposób wyjaśnić jej upadek. Bo upaść na widok Bertiego? Takie rzeczy się nie działy. - W ogóle, znacie się? - spytała trochę retorycznie, bo i tak grzecznie było ich sobie przedstawić. - Bertie, to jest Gwendolyn, moja koleżanka z Hogwartu. Gwen, to jest Bertie.
Pisanie nie sprawiało jej żadnych problemów, głównie robiły to za nią pióra i magiczne maszyny do pisania. Gorzej było czasami ze stylistyką, ale tego z kolei nauczyła ją babcia. Tak, większość czarodziejów praktykowało nauczanie domowe - a jakie się wyniosło to już różnie bywało. W każdym razie obowiązek nauczenia młodego czarodzieja najważniejszych rzeczy spoczywał na rodzicach. Chyba, że pochodził z mugolskiej rodziny... Morie tylko słyszała, że istnieje coś takiego w mugolskim świecie jak szkoła przed szkołą magii... Dla niej to było niepojętne. Jakby rodzice nie mogli nauczyć dziecka pisać!
Kiedy w okolicy pojawił się Bertie, uśmiechnęła się promiennie. Znajoma twarz, jak miło! Wprawdzie już niezręczność spotkania z dawną przyjaciółką opadła, ale i tak miło było zobaczyć znajomego. Wprawdzie widzieli się niedawno - parę dni temu Morie przyszła pod koniec otwarcia cukierni i została póki nie został zamknięty, żeby potowarzyszyć Bottowi w chwilach samotności. Powodował u niej uśmiech, był zabawny, nic dziwnego, że przyciągał. No i mogli się z siebie do woli śmiać.
- Proszę bardzo, cóż za niespodzianka, w ogóle nie sądziłam, że Cię tu spotkam! - ironia była tak oczywista, że nawet nie musiała specjalnie intonować tego zdania, żeby była zrozumiała. Przywitała się pogodnie z Bertiem. - Zanim cokolwiek zamówię, przynieś proszę jedną z babeczek, chciałabym posłuchać Celesty, ostatnio wydała niesamowitą piosenkę! Słyszeliście?
Nie otrzymała odpowiedzi tak łatwo jakby się spodziewała, zamiast tego z naprzeciwka doszły dźwięki przypominające mniej więcej bum, łup, łubudu, ała. Morie chwilowo się zawiesiła w jakichkolwiek myślach, starając się wytłumaczyć sobie w głowie co się właściwie wydarzyło i dlaczego rudowłosa zniknęła pod stołem jej z widoku. Przecież... Siedziała na tym krześle prosto! O co tu chodzi?!
Mimo że Bott zdecydowanie miał bliżej do Gwendolyn, to Morie wstała i podeszła do niej jako pierwsza, ale wspólnie pomogli jej podnieść się do pozycji względnie pionowej. Ciemnowłosa natychmiast poprawiła jej sukienkę, bo przecież tak nie wypada, a od tego były koleżanki, żeby pilnować takich rzeczy. Była całkiem spokojna w takich kryzysowych sytuacjach i natychmiast wydała z siebie pouczającym tonem:
- Nie powinnaś się bujać na krześle, to zawsze źle się kończy...
Przekonujące to było tak 5/10, ale chciała, żeby Gweni wyszła z twarzą z tej sytuacji, bo nie wiedziała kompletnie w jaki inny sposób wyjaśnić jej upadek. Bo upaść na widok Bertiego? Takie rzeczy się nie działy. - W ogóle, znacie się? - spytała trochę retorycznie, bo i tak grzecznie było ich sobie przedstawić. - Bertie, to jest Gwendolyn, moja koleżanka z Hogwartu. Gwen, to jest Bertie.
Morie Cunningham
Zawód : redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
don't underestimate
the seductive power of
a decent vocabulary
the seductive power of
a decent vocabulary
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Tak na prawdę wiesz że tu pracuję, szpiegowałaś i Cynthii żeby się dowiedzieć i przychodzisz tu żeby móc na mnie w sekrecie popatrzeć i myślisz że cię nie pamiętam bo zazwyczaj doklejasz dobie wąs. - stwierdził zaraz na jej sarkazm i uśmiechnął się pod nosem. Albo pod wąsem, bo porządny urzędnik musi mieć wąsa, no nie? Eh, tak, niektóre żarty są tylko dla niego. - Słyszałem. Wiele, wiele razy.
Nie to, że nie lubił Celesty. To raczej kwestia drobnego ileż można, bo może i babeczki śpiewały cicho ale blisko lady dało się je słyszeć cały dzień, a wypieki najwidoczniej póki co nauczyły się na pamięć tylko kilku nowych utworów. No, nawet chciał się trochę pożalić na to, jak bezczelnie monotematyczne potrafią być babeczki jak już się je nauczy śpiewać, ale w tej chwili głos wzięła druga z kobiet, milcząca do tej pory. Albo trzask po prostu.
Jako dobry człowiek, starał się zbytnio nie gapić gdzie nie trzeba, a po prostu jej pomóc, żeby sobie większej krzywdy nie zrobiła.
- Bez obaw, wiele razy testowałem tę podłogę, bywa agresywna ale nie zabija. - pozwolił sobie na żart jak już zaobserwował, że rudej nie stała się raczej większa krzywda. A jednak postawił jej krzesło, żeby siadła spokojnie. - Z głową w porządku?
Dodał już trochę poważniej po chwili, bo w sumie to medycznej wiedzy nie miał żadnej, ale jednak dziewczyna mocno grzmotnęła, a nie chciałby żeby na poważnie coś się tu komuś stało, z jakiejkolwiek przyczyny. W sumie to nie bardzo wiedział w jaki sposób nieznajoma dała radę spaść z krzesła na którym równo siedziała, jednak z drugiej strony dobrze wiedział, że grawitacja jest wrogiem wielu.
No, albo to ten wąs tak ją zwalił z nóg. Tak, to na pewno wąs.
- Wydaje mi się, że cię kojarzę. - przyznał, choć zanim Moire nie podała imienia, sam by go sobie w życiu nie przypomniał. Ostatecznie korytarze Hogwartu były długie, szerokie i pełne ludzkości. Wspaniałej rzecz jasna, w sumie szkoda że nie da się do Hogwartu wrócić tak po prostu po paru latach na małe ja chcę jeszcze raz! - Tak czy inaczej miło cię poznać.
Dodał jeszcze.
- Pójdę po tę babeczkę. - przypomniał sobie zaraz, bo było nie było jest tu w pracy i jeśli dziewczyna jest cała i zdrowa to czas do głównego zajęcia wracać.
Nie to, że nie lubił Celesty. To raczej kwestia drobnego ileż można, bo może i babeczki śpiewały cicho ale blisko lady dało się je słyszeć cały dzień, a wypieki najwidoczniej póki co nauczyły się na pamięć tylko kilku nowych utworów. No, nawet chciał się trochę pożalić na to, jak bezczelnie monotematyczne potrafią być babeczki jak już się je nauczy śpiewać, ale w tej chwili głos wzięła druga z kobiet, milcząca do tej pory. Albo trzask po prostu.
Jako dobry człowiek, starał się zbytnio nie gapić gdzie nie trzeba, a po prostu jej pomóc, żeby sobie większej krzywdy nie zrobiła.
- Bez obaw, wiele razy testowałem tę podłogę, bywa agresywna ale nie zabija. - pozwolił sobie na żart jak już zaobserwował, że rudej nie stała się raczej większa krzywda. A jednak postawił jej krzesło, żeby siadła spokojnie. - Z głową w porządku?
Dodał już trochę poważniej po chwili, bo w sumie to medycznej wiedzy nie miał żadnej, ale jednak dziewczyna mocno grzmotnęła, a nie chciałby żeby na poważnie coś się tu komuś stało, z jakiejkolwiek przyczyny. W sumie to nie bardzo wiedział w jaki sposób nieznajoma dała radę spaść z krzesła na którym równo siedziała, jednak z drugiej strony dobrze wiedział, że grawitacja jest wrogiem wielu.
No, albo to ten wąs tak ją zwalił z nóg. Tak, to na pewno wąs.
- Wydaje mi się, że cię kojarzę. - przyznał, choć zanim Moire nie podała imienia, sam by go sobie w życiu nie przypomniał. Ostatecznie korytarze Hogwartu były długie, szerokie i pełne ludzkości. Wspaniałej rzecz jasna, w sumie szkoda że nie da się do Hogwartu wrócić tak po prostu po paru latach na małe ja chcę jeszcze raz! - Tak czy inaczej miło cię poznać.
Dodał jeszcze.
- Pójdę po tę babeczkę. - przypomniał sobie zaraz, bo było nie było jest tu w pracy i jeśli dziewczyna jest cała i zdrowa to czas do głównego zajęcia wracać.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Problem polegał na tym, że Gwen… kompletnie nie miała pojęcia, jak doszło do wywrotki. Po prostu najwyraźniej straciła panowanie nad nogami na widok Bertiego i faktu, że była po raz pierwszy tak blisko niego od tamtego pamiętnego dla niej dnia.
– Ech, przepraszam, jestem niezdarą – powiedziała, próbując ostrożnie wyjść spod stołu: nie do końca jej się to udało, bo uderzyła głową o blat po raz drugi, tym razem na szczęście nie tak mocno. – Trochę boli… ale chyba… jest w porządku – powiedziała, siadając na krześle.
Ojejku, jak on się o nią martwił! I na dodatek… Morie najwyraźniej całkiem dobrze go znała? Te kilka lat temu coś takiego byłoby dla niej szczytem szczęścia. Teraz jednak, gdy pierwszy szok minął i nieco się uspokoiła powoli zaczęło do niej docierać, że… mimo swojej pierwszej, gwałtownej reakcji… hmm… coś jej w Bertim „nie gra”. Nie tak, jak „grało” kiedyś. Co to takiego? Czyżby wąs?
– Pamiętam cię – skomentowała z uśmiechem, gdy siedziała już bezpiecznie na krześle i zaczęli się nawzajem przedstawiać. – Rok wyżej, Gryfon, nie dostałeś się do drużyny quidditcha, prawda? – Spoglądała na niego uważnie, wyraźnie czekając na potwierdzenie sowich słów, choć przecież doskonale wiedziała, że ma racje.
Nie miała pojęcia, czemu akurat do głowy przyszedł jej fakt o szkolnym sporcie (choć nie dziwiła się, że to pamiętała: w końcu pamiętała o nim WSZYSTKO). W końcu nigdy się nawet nim szczególnie nie interesowała. Choć gdyby Bertie dostał się wtedy do składu Gryfonów to kto wie? Może zamiast malowaniem zajmowałaby się dziś komentowaniem meczów? Bo raczej ze swoim talentem do upadków nie nadawała się do latania na miotle.
Gdy Bertie odszedł od stolika po babeczkę, Morie mogła zauważyć, że ruda wpatruje się w niego uważnie. Nie tak, jak się patrzy na człowieka, w którym jest się zakochanym; można by rzecz, że „skanowała” go wzrokiem, próbując zrozumieć, co w nim się zmieniło?
Poza wąsem to przecież był wciąż ten sam Bertie. Jego wygląd nie uległ jakiejś szczególnej zmianie. Zachowanie, odruchy… też chyba nie. Ale chyba po prostu… gdy chodziła do Hogwartu wydawał jej się niezwykłym młodzieńcem. Takim, który zaraz po szkole osiągnie wielkie rzeczy, bo tylko do takich jest pisany. A tu… kelner? W cukierni? Nie żeby nie ceniła pracy cukierników i ludzi pracujących w usługach. Tylko po prostu po nim spodziewała się chyba „czegoś więcej”. Czegoś, co zmieni w jakiś sposób świat. A w tej chwili odniosła wrażenie, że Bertie raczej nie jest tak niezwykły, jak wydawało jej się przez te wszystkie szkolne lata.
Na szczęście w nieszczęściu dzięki temu odkryciu Gwen znów się rozluźniła, a na jej twarzy mimowolnie zawitał uśmiech. W końcu właściwie czemu miałaby się stresować chłopcem, który nawet jej nie pamiętał?
– Ech, przepraszam, jestem niezdarą – powiedziała, próbując ostrożnie wyjść spod stołu: nie do końca jej się to udało, bo uderzyła głową o blat po raz drugi, tym razem na szczęście nie tak mocno. – Trochę boli… ale chyba… jest w porządku – powiedziała, siadając na krześle.
Ojejku, jak on się o nią martwił! I na dodatek… Morie najwyraźniej całkiem dobrze go znała? Te kilka lat temu coś takiego byłoby dla niej szczytem szczęścia. Teraz jednak, gdy pierwszy szok minął i nieco się uspokoiła powoli zaczęło do niej docierać, że… mimo swojej pierwszej, gwałtownej reakcji… hmm… coś jej w Bertim „nie gra”. Nie tak, jak „grało” kiedyś. Co to takiego? Czyżby wąs?
– Pamiętam cię – skomentowała z uśmiechem, gdy siedziała już bezpiecznie na krześle i zaczęli się nawzajem przedstawiać. – Rok wyżej, Gryfon, nie dostałeś się do drużyny quidditcha, prawda? – Spoglądała na niego uważnie, wyraźnie czekając na potwierdzenie sowich słów, choć przecież doskonale wiedziała, że ma racje.
Nie miała pojęcia, czemu akurat do głowy przyszedł jej fakt o szkolnym sporcie (choć nie dziwiła się, że to pamiętała: w końcu pamiętała o nim WSZYSTKO). W końcu nigdy się nawet nim szczególnie nie interesowała. Choć gdyby Bertie dostał się wtedy do składu Gryfonów to kto wie? Może zamiast malowaniem zajmowałaby się dziś komentowaniem meczów? Bo raczej ze swoim talentem do upadków nie nadawała się do latania na miotle.
Gdy Bertie odszedł od stolika po babeczkę, Morie mogła zauważyć, że ruda wpatruje się w niego uważnie. Nie tak, jak się patrzy na człowieka, w którym jest się zakochanym; można by rzecz, że „skanowała” go wzrokiem, próbując zrozumieć, co w nim się zmieniło?
Poza wąsem to przecież był wciąż ten sam Bertie. Jego wygląd nie uległ jakiejś szczególnej zmianie. Zachowanie, odruchy… też chyba nie. Ale chyba po prostu… gdy chodziła do Hogwartu wydawał jej się niezwykłym młodzieńcem. Takim, który zaraz po szkole osiągnie wielkie rzeczy, bo tylko do takich jest pisany. A tu… kelner? W cukierni? Nie żeby nie ceniła pracy cukierników i ludzi pracujących w usługach. Tylko po prostu po nim spodziewała się chyba „czegoś więcej”. Czegoś, co zmieni w jakiś sposób świat. A w tej chwili odniosła wrażenie, że Bertie raczej nie jest tak niezwykły, jak wydawało jej się przez te wszystkie szkolne lata.
Na szczęście w nieszczęściu dzięki temu odkryciu Gwen znów się rozluźniła, a na jej twarzy mimowolnie zawitał uśmiech. W końcu właściwie czemu miałaby się stresować chłopcem, który nawet jej nie pamiętał?
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Gdy tylko Morie upewniła się, że Gwen nie stało się nic takiego, co nie pozwalałoby jej dalej siedzieć, znów wróciła na swoje miejsce. Jeszcze tego by brakowało, gdyby musiała odprowadzać koleżankę do Munga, cóż, wspaniałe odgrzewanie znajomości.
- Rozczochrałaś się trochę. - powiedziała dziewczynie z rozbawionym uśmiechem. W sumie nawet gdyby stało jej się coś złego, miała obok ciemnowłosą. Ona była teraz mistrzynią w zachowywaniu zimnej krwi w sytuacjach zagrożenia. Kiedyś tak nie było, za czasów Hogwartu raczej szybko wpadała w złość, chociaż bardzo rzadko dawała jej upust, głównie dlatego, że nie chciała robić sobie większych problemów. Jednak trochę już przeszła w swoim dorosłym życiu i uspokoiła się. Trudno było ją teraz wyprowadzić z równowagi czy sprowokować do jakichś nieodpowiednich zachowań. Musiała dbać o wizerunek, gdy pracowała w gazecie - chciała, żeby ludzie z wyboru chcieli z nią rozmawiać.
Bertie na chwilę odszedł, więc już nie odgryzała mu się, chociaż miała straszną ochotę powiedzieć ostatnie słowo. Spojrzała w stronę Gwendolyn. Zerkała ona po mężczyźnie, który niedawno tutaj był z dziwnym uczuciem w oczach. Nutką nostalgii może? Ale przecież wydawało jej się, że nie do końca się znali. Co najwyżej kojarzyli.
Pod stołem Morie lekko kopnęła Gwen w nogę, żeby ta zwróciła na nią uwagę. Uśmiechnęła się złośliwie. Rudowłosa mogła już się domyślać, co Morrigan chciała zasugerować i co skomentować w tej chwili.
- Nie patrz tak, bo jeszcze pomyślę, że Ci się spodobał. - Puściła dziewczynie oczko. Oczywiście, że nie powiedziałaby, że Gwen tam wyszła z siebie i zakochała się od pierwszego wejrzenia, ale przecież nie patrzy się na człowieka z miłością od pierwszej chwili od poznania. Najpierw tylko się zwraca uwagę, a później to już nawet nikt nie zauważa, kiedy ktoś się zadurzy.
Ona sama nigdy nie zauważyła przedziwnej obsesji Gwen na punkcie Bertiego z czasów Hogwartu. Pewnie dlatego, że w momencie, kiedy Grey zaczynała się interesować chłopakiem, Morie już rzadko z nią rozmawiała, a chłopak był jej kompletnie obojętny w tamtych czasach. Ich znajomość rozwinęła się dopiero później, po szkole, gdy Cunningham zrozumiała, że w dorosłym życiu warto jest trzymać się z ludźmi po prostu sympatycznymi. A Bertie na pewno taki był. Więc zakumplowali się mimo przedziwnego początku i od tamtego czasu wszystko było w porządku.
- Rozczochrałaś się trochę. - powiedziała dziewczynie z rozbawionym uśmiechem. W sumie nawet gdyby stało jej się coś złego, miała obok ciemnowłosą. Ona była teraz mistrzynią w zachowywaniu zimnej krwi w sytuacjach zagrożenia. Kiedyś tak nie było, za czasów Hogwartu raczej szybko wpadała w złość, chociaż bardzo rzadko dawała jej upust, głównie dlatego, że nie chciała robić sobie większych problemów. Jednak trochę już przeszła w swoim dorosłym życiu i uspokoiła się. Trudno było ją teraz wyprowadzić z równowagi czy sprowokować do jakichś nieodpowiednich zachowań. Musiała dbać o wizerunek, gdy pracowała w gazecie - chciała, żeby ludzie z wyboru chcieli z nią rozmawiać.
Bertie na chwilę odszedł, więc już nie odgryzała mu się, chociaż miała straszną ochotę powiedzieć ostatnie słowo. Spojrzała w stronę Gwendolyn. Zerkała ona po mężczyźnie, który niedawno tutaj był z dziwnym uczuciem w oczach. Nutką nostalgii może? Ale przecież wydawało jej się, że nie do końca się znali. Co najwyżej kojarzyli.
Pod stołem Morie lekko kopnęła Gwen w nogę, żeby ta zwróciła na nią uwagę. Uśmiechnęła się złośliwie. Rudowłosa mogła już się domyślać, co Morrigan chciała zasugerować i co skomentować w tej chwili.
- Nie patrz tak, bo jeszcze pomyślę, że Ci się spodobał. - Puściła dziewczynie oczko. Oczywiście, że nie powiedziałaby, że Gwen tam wyszła z siebie i zakochała się od pierwszego wejrzenia, ale przecież nie patrzy się na człowieka z miłością od pierwszej chwili od poznania. Najpierw tylko się zwraca uwagę, a później to już nawet nikt nie zauważa, kiedy ktoś się zadurzy.
Ona sama nigdy nie zauważyła przedziwnej obsesji Gwen na punkcie Bertiego z czasów Hogwartu. Pewnie dlatego, że w momencie, kiedy Grey zaczynała się interesować chłopakiem, Morie już rzadko z nią rozmawiała, a chłopak był jej kompletnie obojętny w tamtych czasach. Ich znajomość rozwinęła się dopiero później, po szkole, gdy Cunningham zrozumiała, że w dorosłym życiu warto jest trzymać się z ludźmi po prostu sympatycznymi. A Bertie na pewno taki był. Więc zakumplowali się mimo przedziwnego początku i od tamtego czasu wszystko było w porządku.
Morie Cunningham
Zawód : redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
don't underestimate
the seductive power of
a decent vocabulary
the seductive power of
a decent vocabulary
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Skinął lekko głową kiedy dziewczyna zapewniała że wszystko w porządku - sam nie lubił jak ludzie nad nim skakali kiedy po raz kolejny i kolejny się potykał czy wywracał, więc i jej się nie narzucał. Fakt, że Gwendolyn go pamiętała za to wywołał na jego twarzy lekki uśmiech i może trochę zakłopotanie - bo to trochę dziwne uczucie kiedy druga osoba coś o tobie pamięta, a ty nie wiesz o niej nic. Przynajmniej młody Bott miał poczucie, że powinien cokolwiek kojarzyć.
- Gdyby to raz. Motto mojej rodziny optymistycznie krzyczy, że kiedyś się uda, ale chyba nie wszystkie rzeczy są nam pisane. - stwierdził wesoło, bo no cóż, choć próbował rok w rok to jednak wcale nie miał co do tego sportu jakichś wielkich ambicji. Raczej się tam wygłupiał, a jego zdolności były najwyżej przeciętne, a w głowie zdecydowanie inne rzeczy mu siedziały niż treningi.
Zaraz jednak ruszył do lady za którą babeczki nadal odśpiewywały między wybuchami, pośrodku chaosu, co by się nie działo, jesteś częścią mego losu... co sprawiło, że Bertie na prawdę zaczął się zastanawiać jakie zaklęcie lub jaki eliksir może wpłynąć na choćby nieznaczne zwiększenie repertuaru tych śpiewających smakołyków. Nie miał przy tym pojęcia, że jedna z kobiet uważnie mu się przygląda, nie zerkał w tamtym kierunku, a i jako że nie było dziś wielkiego ruchu nie spieszył się jakoś szczególnie.
Przy pomocy różdżki nałożył jedną z nich na talerzyk i zaraz zaniósł do stolika, akurat kończyła jedną ze zwrotek dość długiej piosenki.
- Radzę zjeść zanim piosenka wedrze się w wasze dusze. - stwierdził, choć uśmiechnął się przy tym jak to on. Możnaby pomyśleć czasami, że to jego naturalna mina a krzywizną jest brak uśmiechu. - Poza nią będzie coś słodkiego?
Podpytał jeszcze, bo było nie było, był tutaj w pracy i chwilę mógł przy nich postać, ale jednak jak zejdą się klienci będzie musiał zająć się i nimi. A choć anomalie nie pomagały w rozwoju działalności, Słodka Próżności pozostawała całkiem popularnym miejscem.
- Gdyby to raz. Motto mojej rodziny optymistycznie krzyczy, że kiedyś się uda, ale chyba nie wszystkie rzeczy są nam pisane. - stwierdził wesoło, bo no cóż, choć próbował rok w rok to jednak wcale nie miał co do tego sportu jakichś wielkich ambicji. Raczej się tam wygłupiał, a jego zdolności były najwyżej przeciętne, a w głowie zdecydowanie inne rzeczy mu siedziały niż treningi.
Zaraz jednak ruszył do lady za którą babeczki nadal odśpiewywały między wybuchami, pośrodku chaosu, co by się nie działo, jesteś częścią mego losu... co sprawiło, że Bertie na prawdę zaczął się zastanawiać jakie zaklęcie lub jaki eliksir może wpłynąć na choćby nieznaczne zwiększenie repertuaru tych śpiewających smakołyków. Nie miał przy tym pojęcia, że jedna z kobiet uważnie mu się przygląda, nie zerkał w tamtym kierunku, a i jako że nie było dziś wielkiego ruchu nie spieszył się jakoś szczególnie.
Przy pomocy różdżki nałożył jedną z nich na talerzyk i zaraz zaniósł do stolika, akurat kończyła jedną ze zwrotek dość długiej piosenki.
- Radzę zjeść zanim piosenka wedrze się w wasze dusze. - stwierdził, choć uśmiechnął się przy tym jak to on. Możnaby pomyśleć czasami, że to jego naturalna mina a krzywizną jest brak uśmiechu. - Poza nią będzie coś słodkiego?
Podpytał jeszcze, bo było nie było, był tutaj w pracy i chwilę mógł przy nich postać, ale jednak jak zejdą się klienci będzie musiał zająć się i nimi. A choć anomalie nie pomagały w rozwoju działalności, Słodka Próżności pozostawała całkiem popularnym miejscem.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Słysząc komentarz Morie Gwen przeczesała ręką czuprynę, by jakkolwiek ją ułożyć, po czym machnęła ręką: to nic takiego, to tylko włosy. Jeśli Gwen przykładała wagę do wyglądu to tylko dlatego, że uznawała modę za rodzaj sztuki (niezależnie, czy mowa była o fryzurach czy ubraniach) i po prostu dobór wszystkiego sprawiał jej pewną radość. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie do końca interesowało ją to, co inni sobie o niej pomyślą, chyba że spotykała się z kimś w jakiś sposób dla siebie ważnym.
Zachichotała cicho, słysząc komentarz Bertiego. Chwilę później, gdy wpatrywała się w odchodzącego chłopaka, poczuła zaczepkę dziewczyny. Natychmiast spojrzała na nią.
– Hm? – Była tak skupiona na chłopaku, że nie zrozumiała w pierwszej chwili, o co Morie chodzi. – Ach… właściwie…
Morie mogła zauważyć, że jej pytanie wprawiło Gwen w zawstydzenie: niczym małe dziecko spuściła wzrok, a z jej twarzy na chwilę zniknął uśmiech. Jej położona na blacie dłoń drgnęła nerwowo.
On jej JUŻ się spodobał. W szkole. Tylko czy podoba jej się teraz? Chyba… chyba jednak nie. To krótkie i niezbyt głębokie z resztą spotkanie wydawało się „wyleczyć” Gwen w ciągu chwili z jej niekoniecznie zdrowego, nastoletniego zauroczenia.
Gdy Bertie wrócił Gwen jednak na powrót się rozluźniła, czując, że nie musi świecić oczami przed koleżanką, w związku z czym jej twarz ponownie rozświetlił uśmiech.
– Ojej – wymknęło jej się, gdy zobaczyła babeczkę. – To śpiewa – skomentowała niezwykle inteligentnie. Cóż, przebywała ostatnio głównie w świecie mugoli, nic dziwnego, że odzwyczaiła się od cudów magicznego świata. Ale właśnie za to go uwielbiała: gdy przybywała na Pokątną czuła się jak dziecko w parku rozrywki.
– Zdaję się na Morie – powiedziała. – Czego powinnam spróbować? – spytała, licząc, że koleżanka faktycznie dużo lepiej orientuje się w tutejszych przysmakach. Wolała przypadkiem nie spróbować jakiejś czarodziejskiej pyszności o smaku wymiocin; mimo wszystko wiedziała, że takie rzeczy po tej stronie świata potrafią się zdarzać.
Zachichotała cicho, słysząc komentarz Bertiego. Chwilę później, gdy wpatrywała się w odchodzącego chłopaka, poczuła zaczepkę dziewczyny. Natychmiast spojrzała na nią.
– Hm? – Była tak skupiona na chłopaku, że nie zrozumiała w pierwszej chwili, o co Morie chodzi. – Ach… właściwie…
Morie mogła zauważyć, że jej pytanie wprawiło Gwen w zawstydzenie: niczym małe dziecko spuściła wzrok, a z jej twarzy na chwilę zniknął uśmiech. Jej położona na blacie dłoń drgnęła nerwowo.
On jej JUŻ się spodobał. W szkole. Tylko czy podoba jej się teraz? Chyba… chyba jednak nie. To krótkie i niezbyt głębokie z resztą spotkanie wydawało się „wyleczyć” Gwen w ciągu chwili z jej niekoniecznie zdrowego, nastoletniego zauroczenia.
Gdy Bertie wrócił Gwen jednak na powrót się rozluźniła, czując, że nie musi świecić oczami przed koleżanką, w związku z czym jej twarz ponownie rozświetlił uśmiech.
– Ojej – wymknęło jej się, gdy zobaczyła babeczkę. – To śpiewa – skomentowała niezwykle inteligentnie. Cóż, przebywała ostatnio głównie w świecie mugoli, nic dziwnego, że odzwyczaiła się od cudów magicznego świata. Ale właśnie za to go uwielbiała: gdy przybywała na Pokątną czuła się jak dziecko w parku rozrywki.
– Zdaję się na Morie – powiedziała. – Czego powinnam spróbować? – spytała, licząc, że koleżanka faktycznie dużo lepiej orientuje się w tutejszych przysmakach. Wolała przypadkiem nie spróbować jakiejś czarodziejskiej pyszności o smaku wymiocin; mimo wszystko wiedziała, że takie rzeczy po tej stronie świata potrafią się zdarzać.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Morie uniosła brew zaskoczona, wpatrując się uważnie w zmieszaną koleżankę i po chwili zachichotała cicho. Zaczęła tak sugestywnie, że ciemnowłosa nie potrzebowała więcej słyszeć. Wyciągnęła wnioski sama. Właściwie mogła się już domyślić po fakcie ile Gweni wiedziała o Bertie'm. Nie miała zamiaru być złośliwa ani się wtryniać. Po pierwsze, nie miała aż tak zażyłej więzi z Gwen, a po drugie - nie lubiła sama takiego zachowania w swoim kontekście. Nie była dobrą swatką, nie potrafiła tego, nie chciała się w to bawić. A co sobie oni postanowią to już ich sprawa.
Ustawiła jagodową babeczkę na środku stołu i zaczęła nieporadnie nucić sobie pod nosem piosenkę, która była śpiewana. Znała ją bardzo dobrze, bo śledziła Celesty namiętnie, to była jedna z lepszych nowych artystek.
- Wszystkiego! - zażartowała Morie, gdy Gwen ją spytała, ale już po jej uśmiechu było widać, że nie ma zamiaru wpychać w koleżankę całego menu. Chociaż z takiego zamówienia pewnie Bertie byłby bardzo zadowolony, Słodka Próżności pewnie pięknie by na tym zarobiła. Morrigan wzięła więc kartę do ręki, przejrzała jeszcze raz wszystkie pozycje, ale nic nie wydawało się bardziej ciekawe niż propozycja złożona na początku. - Wprawdzie ja bym nie narzekała jakby wdradła się nie tyle w moją duszę co w żołądek, ale to zdecydowanie za mało dla nas obu. Poprosimy więc dwa kawałki tego świeżutkiego placka wiśniowego. Aż szkoda, że wiśniówki do niego nie dodajesz. - zwróciła się do Bertiego i westchnęła z udawanym smutkiem. Ach, domowa nalewka wiśniowa. Tessa, jej babka, robiła takie rzeczy i były cudowne, aż szkoda, że nie mogła dostać ich w inny sposób niż podkradając ze składzika.
Ustawiła jagodową babeczkę na środku stołu i zaczęła nieporadnie nucić sobie pod nosem piosenkę, która była śpiewana. Znała ją bardzo dobrze, bo śledziła Celesty namiętnie, to była jedna z lepszych nowych artystek.
- Wszystkiego! - zażartowała Morie, gdy Gwen ją spytała, ale już po jej uśmiechu było widać, że nie ma zamiaru wpychać w koleżankę całego menu. Chociaż z takiego zamówienia pewnie Bertie byłby bardzo zadowolony, Słodka Próżności pewnie pięknie by na tym zarobiła. Morrigan wzięła więc kartę do ręki, przejrzała jeszcze raz wszystkie pozycje, ale nic nie wydawało się bardziej ciekawe niż propozycja złożona na początku. - Wprawdzie ja bym nie narzekała jakby wdradła się nie tyle w moją duszę co w żołądek, ale to zdecydowanie za mało dla nas obu. Poprosimy więc dwa kawałki tego świeżutkiego placka wiśniowego. Aż szkoda, że wiśniówki do niego nie dodajesz. - zwróciła się do Bertiego i westchnęła z udawanym smutkiem. Ach, domowa nalewka wiśniowa. Tessa, jej babka, robiła takie rzeczy i były cudowne, aż szkoda, że nie mogła dostać ich w inny sposób niż podkradając ze składzika.
In all the good times
I find myself longing for change
and in the bad times
I fear myself
I find myself longing for change
and in the bad times
I fear myself
Morie Cunningham
Zawód : redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
don't underestimate
the seductive power of
a decent vocabulary
the seductive power of
a decent vocabulary
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Możliwe z resztą, że Bertie sam był trochę ślepy. Zawsze miał dookoła siebie sporo dziewczyn czy kobiet, nie tylko w randkowych celach, możliwe że nie zawsze potrafił rozpoznać jakie cele mają one - nie należał do najbardziej spostrzegawczych osób, a sam w sferze uczuciowej bywał dość bezpośredni. To było po prostu wygodne. Nie takie rzeczy mu jednak teraz w głowie, uśmieichnął się lekko na słowa Moire.
- Myślę, że przy trzecim czy czwartym deserze człowiek jednak może zacząć tracić powoli kubki smakowe. Szkoda by było. - cenił ten lokal i wierzył w niego, ale nawet on miał ograniczenia. A wielka szkoda - W sumie to jakiś drobiazg pomagający wrócić do formy byłby dobrym patentem.
Dodał, a Moire tego jeszcze nie wiedziała ale po części stała się prowodyrką jednego z jego cukierniczych wynalazków. Ostatnimi czasy z resztą dużo ich było, potrzebował własnych produktów, chciał żeby były jego własne i autorskie, a czas powoli mu się kurczył. Wychodziło jednak na to, że pod presją czasu pracuje nawet lepiej!
Zaraz spojrzał na Gwen i uśmiechnął się tylko szerzej. Nie mógł mieć pewności, ale wszystko wskazywało na to że dziewczyna ma mugolskie pochodzenie - a obserwowanie mugolaków zszokowanych magią podobało mu się równie mocno jak patrzenie na czarodziejów zszokowanych mugolskimi wynalazkami.
- Nie chcesz wiedzieć jak trudno było je przekonać, żeby przestały tańczyć. - stwierdził trochę rozbawiony, bo i pół poranku zajęło mu układanie tych babeczek na nowo, wykłócanie się z nimi, łapanie zabłąkanych par i kombinowanie jaki składnik mógłby je wreszcie uspokoić.
- Mhmm. Moja mama nie widzi swojej przyszłości w wytwórstwie alkoholi ani współpracy z cukiernią, a niestety korzystamy TYLKO z najlepszych istniejących źródeł czy dostawców. - zrobił smutną minę wcale, a wcale nie wracając w tym ro przekomarzania się na temat tego czy jego czy Moire rodzinka robi lepsze nalewki. No bo przecież to było oczywiste, nie istnie wiśniówka ponad wiśniówką Mamuśki Bott. Zaraz się uśmiechnął zaczepnie. - Jakaś kawa, czekolada, magiczne napoje? - spytał jeszcze, zanim ruszy do kuchni po placek którego zapach powoli już zaczął tutaj docierać.
- Myślę, że przy trzecim czy czwartym deserze człowiek jednak może zacząć tracić powoli kubki smakowe. Szkoda by było. - cenił ten lokal i wierzył w niego, ale nawet on miał ograniczenia. A wielka szkoda - W sumie to jakiś drobiazg pomagający wrócić do formy byłby dobrym patentem.
Dodał, a Moire tego jeszcze nie wiedziała ale po części stała się prowodyrką jednego z jego cukierniczych wynalazków. Ostatnimi czasy z resztą dużo ich było, potrzebował własnych produktów, chciał żeby były jego własne i autorskie, a czas powoli mu się kurczył. Wychodziło jednak na to, że pod presją czasu pracuje nawet lepiej!
Zaraz spojrzał na Gwen i uśmiechnął się tylko szerzej. Nie mógł mieć pewności, ale wszystko wskazywało na to że dziewczyna ma mugolskie pochodzenie - a obserwowanie mugolaków zszokowanych magią podobało mu się równie mocno jak patrzenie na czarodziejów zszokowanych mugolskimi wynalazkami.
- Nie chcesz wiedzieć jak trudno było je przekonać, żeby przestały tańczyć. - stwierdził trochę rozbawiony, bo i pół poranku zajęło mu układanie tych babeczek na nowo, wykłócanie się z nimi, łapanie zabłąkanych par i kombinowanie jaki składnik mógłby je wreszcie uspokoić.
- Mhmm. Moja mama nie widzi swojej przyszłości w wytwórstwie alkoholi ani współpracy z cukiernią, a niestety korzystamy TYLKO z najlepszych istniejących źródeł czy dostawców. - zrobił smutną minę wcale, a wcale nie wracając w tym ro przekomarzania się na temat tego czy jego czy Moire rodzinka robi lepsze nalewki. No bo przecież to było oczywiste, nie istnie wiśniówka ponad wiśniówką Mamuśki Bott. Zaraz się uśmiechnął zaczepnie. - Jakaś kawa, czekolada, magiczne napoje? - spytał jeszcze, zanim ruszy do kuchni po placek którego zapach powoli już zaczął tutaj docierać.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gwen, w przeciwieństwie do reszty zebranych, nie miała pojęcia, co za utwór nuci babeczka. Jakoś nigdy nie zainteresowała się magiczną muzyką. Częściej słuchała tej tworzonej przez mugoli i z resztą jak wielu z nich dawała się porywać amerykańskiej modzie. Ostatnio słuchała przede wszystkim „The Penguins”, choć trudno było ją nazwać fanką zespołu. Nie miała na to wystarczającej ilości czasu. Malowanie i praca w muzeum pochłaniały naprawdę wiele energii.
Zaśmiała się cicho, słysząc przekomarzanie się Morie i Berie’go: wyraźnie znali się całkiem dobrze, a Gwen zawsze lubiła obserwować międzyludzkie interakcje. I właściwie… mogłaby namalować podobną scenkę. Kelner, młoda klientka, lokal w pastelowych barwach oraz ogrom barwnych słodyczy – to mogłoby nie najgorzej wyglądać. Byłoby tak… urocze, ciepłe. Rudowłosa zdecydowanie lubiła tworzyć takie rzeczy.
Gdy Berie zadał pytanie o napój, Gwen otwarła usta:
– Może czekoladę? Dawno niczego takiego nie piłam. – Uwielbiała słodkości, ale na co dzień, przez wzgląd na skromną pensję oraz małe grono znajomych rzadko kiedy wybierała się do takich miejsc.
Odprowadziła wzrokiem Bertiego, gdy ten szedł po zamówienie; tym razem zrobiła to zupełnie mimowolnie, bez większych emocji w spojrzeniu. Chyba jej przeszło. Zupełnie. Oj, tak, zdecydowanie jej przeszło.
– A jak mija ci życie poza pracą? – spytała, by potrzymać rozmowę. – Jak wnioskuję, przyjaciół ci nie brakuje? – Uniosła brew, spoglądając na Morie ciekawsko.
Nie ma co ukrywać: była faktycznie ciekawa, jak żyje się dawnej znajomej. Pracowała: to już Gwen wiedziała. Ale czy realizuje się rodzinnie? Czy ma wygodne mieszkanie, czy ma z kim spędzać czas? Oczywiście zdawała sobie sprawę, że nie są tak blisko, aby Morie zdradzała jej swoje sekrety, ale przecież w drobnych sprawach zawsze mogła jej pomóc. Nie miałaby ma przykład nic przeciwko popilnowaniu ewentualnego dziecka dziewczyny (kto wie, może już jakieś miała? To nie byłoby nic wyjątkowego). Choć sama nie czuła się jeszcze gotowa na potomstwo (brakowało jej i ukochanego, i finansów na takowe) to przecież dzieci zawsze lubiła. Są tak pocieszne i mają tak bujną wyobraźnię!
Zaśmiała się cicho, słysząc przekomarzanie się Morie i Berie’go: wyraźnie znali się całkiem dobrze, a Gwen zawsze lubiła obserwować międzyludzkie interakcje. I właściwie… mogłaby namalować podobną scenkę. Kelner, młoda klientka, lokal w pastelowych barwach oraz ogrom barwnych słodyczy – to mogłoby nie najgorzej wyglądać. Byłoby tak… urocze, ciepłe. Rudowłosa zdecydowanie lubiła tworzyć takie rzeczy.
Gdy Berie zadał pytanie o napój, Gwen otwarła usta:
– Może czekoladę? Dawno niczego takiego nie piłam. – Uwielbiała słodkości, ale na co dzień, przez wzgląd na skromną pensję oraz małe grono znajomych rzadko kiedy wybierała się do takich miejsc.
Odprowadziła wzrokiem Bertiego, gdy ten szedł po zamówienie; tym razem zrobiła to zupełnie mimowolnie, bez większych emocji w spojrzeniu. Chyba jej przeszło. Zupełnie. Oj, tak, zdecydowanie jej przeszło.
– A jak mija ci życie poza pracą? – spytała, by potrzymać rozmowę. – Jak wnioskuję, przyjaciół ci nie brakuje? – Uniosła brew, spoglądając na Morie ciekawsko.
Nie ma co ukrywać: była faktycznie ciekawa, jak żyje się dawnej znajomej. Pracowała: to już Gwen wiedziała. Ale czy realizuje się rodzinnie? Czy ma wygodne mieszkanie, czy ma z kim spędzać czas? Oczywiście zdawała sobie sprawę, że nie są tak blisko, aby Morie zdradzała jej swoje sekrety, ale przecież w drobnych sprawach zawsze mogła jej pomóc. Nie miałaby ma przykład nic przeciwko popilnowaniu ewentualnego dziecka dziewczyny (kto wie, może już jakieś miała? To nie byłoby nic wyjątkowego). Choć sama nie czuła się jeszcze gotowa na potomstwo (brakowało jej i ukochanego, i finansów na takowe) to przecież dzieci zawsze lubiła. Są tak pocieszne i mają tak bujną wyobraźnię!
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Morie doskonale zadawała sobie sprawę z pochodzenia Gwen. W pewnym sensie uważała ją nawet za niesamowicie uprzywilejowaną w ten sposób. Była czarownicą zrodzoną z mugoli - to sprawia, że była bardziej wyjątkowa od wszystkich innych mugoli. Wybiła się pod nich i została wciągnięta w ten lepszy według wielu (w tym Morie) świat. Widząc ten zachwyt w oczach rudowłosej poczuła, że jej misją jest w stu procentach rozkochać mugolaczkę świecie magii. W dodatku zdecydowanie bardziej lubiła obserwować takich właśnie ludzi niżeli opryskliwych czarodziejów czystej krwi, z którymi miała dużo do czynienia w domu węża - najczęściej już z samego faktu urodzenia się w rodzinie czarodziejów uwazali się za lepszych od wszystkich. Jasne, że były wyjątki. Często właśnie tacy ludzie zyskiwali ogromną sympatię Morie. Tacy oraz tacy jak Gwen. Zachwyceni jej światem!
Od razu wyczuła chęć do odbicia piłeczki przez Bertie'go, na którego zerknęła kątem oka z zadziornym uśmiechem.
- Najlepsze składniki mówisz? Raczej nie macie dostępu do ogórka pani Tessy Pinkstone, mojej kochanej babci, więc nie możecie mówić o najlepszych składnikach. - mruknęła przekornie. Jej babcia, nieważne jak okropny miałaby charakter, miała wspaniałe wyroby alkoholowe. Nie można było jej niczego ująć! - A i przynieś proszę magiczną czekoladę dla koleżanki tutaj! A ja poproszę herbatę z mlekiem.
Wsłuchała się przez chwilę w śpiew babeczki i nuciła sobie pod nosem słowa piosenki, ale nie próbowała śpiewać, bo nie chciała uszkodzić wszystkich szyb w okolicy. Nie była dobrą śpiewaczką, nawet trochę! Gdy zaś Gwen zadała pytanie, Morie uniosła spokojnie oczy. Zachowała zimną krew. Dziewczyna raczej nie chciała słyszeć o jej porażkach życiowych, tym cholernym załamaniu...
- Przyjaciół nigdy nie jest za mało, zawsze znajdzie się ktoś chętny na wyjście na wieczorne wino! - powiedziała, całkiem serio, choć tonem, który brzmiał jak źart. Wieczorne wino było bardzo ważną częścią jej życia. Zazwyczaj zaczynało się to przed wieczornym załamaniem i skutecznie zatrzymywało egzystencjalne myśli, z których zazwyczaj wynikało, że staranie nie ma żadnego sensu. Morie jednak skutecznie chowała te emocje pod maską uśmiechniętej dziewczyny, która lubiła towarzystwo innych. Nie próbowała się jednak kryć z tym, że praca była większością jej życia.
- Widzisz, nadgodziny nieczęsto pozwalają mi na rozwijanie życia osobistego. Na razie skupiam się na pracy. - powiedziała tak, jakby ją to cieszyło. - A jak tobie się układa? Poza oprowadzaniem ludzi po muzeum? Może masz kogoś na oku? - uniosła brew sugestywnie. Takie pytanie na pewno szybko odwróci uwagę od tego jak mało powiedziała na swój temat.[/b]
Od razu wyczuła chęć do odbicia piłeczki przez Bertie'go, na którego zerknęła kątem oka z zadziornym uśmiechem.
- Najlepsze składniki mówisz? Raczej nie macie dostępu do ogórka pani Tessy Pinkstone, mojej kochanej babci, więc nie możecie mówić o najlepszych składnikach. - mruknęła przekornie. Jej babcia, nieważne jak okropny miałaby charakter, miała wspaniałe wyroby alkoholowe. Nie można było jej niczego ująć! - A i przynieś proszę magiczną czekoladę dla koleżanki tutaj! A ja poproszę herbatę z mlekiem.
Wsłuchała się przez chwilę w śpiew babeczki i nuciła sobie pod nosem słowa piosenki, ale nie próbowała śpiewać, bo nie chciała uszkodzić wszystkich szyb w okolicy. Nie była dobrą śpiewaczką, nawet trochę! Gdy zaś Gwen zadała pytanie, Morie uniosła spokojnie oczy. Zachowała zimną krew. Dziewczyna raczej nie chciała słyszeć o jej porażkach życiowych, tym cholernym załamaniu...
- Przyjaciół nigdy nie jest za mało, zawsze znajdzie się ktoś chętny na wyjście na wieczorne wino! - powiedziała, całkiem serio, choć tonem, który brzmiał jak źart. Wieczorne wino było bardzo ważną częścią jej życia. Zazwyczaj zaczynało się to przed wieczornym załamaniem i skutecznie zatrzymywało egzystencjalne myśli, z których zazwyczaj wynikało, że staranie nie ma żadnego sensu. Morie jednak skutecznie chowała te emocje pod maską uśmiechniętej dziewczyny, która lubiła towarzystwo innych. Nie próbowała się jednak kryć z tym, że praca była większością jej życia.
- Widzisz, nadgodziny nieczęsto pozwalają mi na rozwijanie życia osobistego. Na razie skupiam się na pracy. - powiedziała tak, jakby ją to cieszyło. - A jak tobie się układa? Poza oprowadzaniem ludzi po muzeum? Może masz kogoś na oku? - uniosła brew sugestywnie. Takie pytanie na pewno szybko odwróci uwagę od tego jak mało powiedziała na swój temat.[/b]
In all the good times
I find myself longing for change
and in the bad times
I fear myself
I find myself longing for change
and in the bad times
I fear myself
Morie Cunningham
Zawód : redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
don't underestimate
the seductive power of
a decent vocabulary
the seductive power of
a decent vocabulary
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Moja biedna, nawet nie wiesz czym jest smaczny alkohol. - zacmokał pod nosem, choć kąciki jego ust zdradliwie drgały ku górze. Kiepski był w udawaniu, w sumie to od zawsze nędzny był z niego aktor, w końcu poddał się i uśmiechnął szeroko, na moment zakładając ręce na piersi. - Ale spokojnie, kiedy w końcu odwiedzisz mnie w Ruderze, zapoznam cię z jakąś nalewką lub domowym winem i odkryjesz, że nikt nie robi ich lepiej niż Mamuśka Bott.
Puścił jej jeszcze oczko, jednak zaraz musiał brać się do pracy.
- Czekolada i herbata z mlekiem. Się robi. - powtórzył zaraz i faktycznie poszedł za ladę, by zabrać się za przygotowywanie napojów i pójść po zapowiedziany placek. Nie zamierzał przeszkadzać kobietom w rozmowie, ostatecznie przyszły tu we dwie spędzić wspólnie czas, a on był tutaj w pracy. Choć zdecydowanie będzie musiał spotkać się z Moire jakoś na dniach. Nadmiar obowiązków wysysał z niego cały czas, jednak widywanie znajomych o dziwo zwykle dodawało mu energii zamiast wysysać resztki. Choć w sumie to tak na prawdę nic w tym dziwnego, ostatecznie zawsze był bardzo energicznym człowiekiem.
Tak czy inaczej zaszedł na kuchnię by odkryć, że ta nadal trzyma się tak jak powinna (anomalie utrudniają pieczenie czarodziejom przyzwyczajonym do działania w kuchni za pomocą różdżki), zabrać ciasto i wrócić z nim za ladę. Ukroił może troszkę większe kawałki na talerze, obok postawił kubki, herbata już zdążyła trochę naciągnąć więc dolał mleka, w drugim kubku zamieszał by sprawdzić czy czekolada nabrała już odpowiedniej gęstości, po czym odłożył łyżeczkę. Z całym zestawem ponownie ruszył do stolika - najpierw z napojami, potem wrócił po ciasta. Nie był mistrzowskim kelnerem, od zawsze spotykał się z ziemią częściej niż przeciętna osoba i szybko odkrył, że w razie takich spotkań im człowiek mniej ma w rękach tym lepiej.
- Smacznego.
Powiedział jeszcze, wracając jednak od razu do lady, gdzie pojawiła się kolejna klientka - młoda, elegancko ubrana kobieta dopytująca o torty na zamówienie. Złapał więc zaraz pergamin by zapisać jej oczekiwania.
To ja znikam, dziękuję za grę <3 zt
Puścił jej jeszcze oczko, jednak zaraz musiał brać się do pracy.
- Czekolada i herbata z mlekiem. Się robi. - powtórzył zaraz i faktycznie poszedł za ladę, by zabrać się za przygotowywanie napojów i pójść po zapowiedziany placek. Nie zamierzał przeszkadzać kobietom w rozmowie, ostatecznie przyszły tu we dwie spędzić wspólnie czas, a on był tutaj w pracy. Choć zdecydowanie będzie musiał spotkać się z Moire jakoś na dniach. Nadmiar obowiązków wysysał z niego cały czas, jednak widywanie znajomych o dziwo zwykle dodawało mu energii zamiast wysysać resztki. Choć w sumie to tak na prawdę nic w tym dziwnego, ostatecznie zawsze był bardzo energicznym człowiekiem.
Tak czy inaczej zaszedł na kuchnię by odkryć, że ta nadal trzyma się tak jak powinna (anomalie utrudniają pieczenie czarodziejom przyzwyczajonym do działania w kuchni za pomocą różdżki), zabrać ciasto i wrócić z nim za ladę. Ukroił może troszkę większe kawałki na talerze, obok postawił kubki, herbata już zdążyła trochę naciągnąć więc dolał mleka, w drugim kubku zamieszał by sprawdzić czy czekolada nabrała już odpowiedniej gęstości, po czym odłożył łyżeczkę. Z całym zestawem ponownie ruszył do stolika - najpierw z napojami, potem wrócił po ciasta. Nie był mistrzowskim kelnerem, od zawsze spotykał się z ziemią częściej niż przeciętna osoba i szybko odkrył, że w razie takich spotkań im człowiek mniej ma w rękach tym lepiej.
- Smacznego.
Powiedział jeszcze, wracając jednak od razu do lady, gdzie pojawiła się kolejna klientka - młoda, elegancko ubrana kobieta dopytująca o torty na zamówienie. Złapał więc zaraz pergamin by zapisać jej oczekiwania.
To ja znikam, dziękuję za grę <3 zt
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zaśmiała się, słysząc wyminę zdań między Morie a Bertim; żałowała, że sama nie miała tak swobodnych relacji z nikim. Znajomości, znajomości… nie łatwo je utrzymać, gdy żyje się w dwóch światach, a potem jeszcze wyjeżdża za granicę! Nawet, jeśli jest się tak otwartą na innych.
Gdy mężczyzna odszedł od stolika po zamówienie, znów mogły swobodnie porozmawiać. Gwen mimo wszystko czuła się nieco spięta przy kelnerze. Nie dość, że dopiero co się w nim odkochała to na dodatek wyraźnie widać było, że ma z Morie o wiele lepszy kontakt, niż z nią, co z resztą jej nie dziwiło, ale sprawiało, że w głębi serduszka czuła się nieco odrzucona. Dlatego z ulgą powróciła do konwersacji z dawną znajomą.
Zaśmiała się na komentarz dziewczyny dotyczący wina.
– Musisz sporo wydawać na wieczorne wyjścia w takim razie – odparła w śmiechu, unosząc brew.
Przytaknęła, słysząc komentarz Morie dotyczący pracy i rodziny:
– Trudno zaprzeczyć… mam wrażenie, że coraz więcej kobiet pracuje… i chyba to nie będzie sprzyjało zakładaniu rodzin – zauważyła.
Machnęła jednak ręką na komentarz Morie dotyczący rodziny.
– Nie było mnie w kraju, jestem tu dopiero od kilku miesięcy. Wiesz… znajomości się urwały – powiedziała bez cienia smutku, po prostu zauważając, jak jest. – Ale do niczego mi się nie śpieszy. Maluję ile mogę i gdzie tylko mogę. Wiesz, dorosłość jest trudna, ale… w końcu mogę malować gdzie mnie nogi poniosą. Nie ogranicza mnie Hogwart, ani rodzice. To jest naprawdę fajne uczucie.
Nie kłamała: na razie cieszyła się wolnością i próbowała odbudować sieć znajomych. To były jej główne cele. Zakładanie rodziny? Może kiedyś… za kilka lat. Albo może wcale? Wprawdzie uwielbiała dzieci; kochała je za prostotę i szczerość, widziała się z resztą w roli matki (choć też trochę się jej bała). Tylko nie wyobrażała sobie bycia z kimkolwiek bez prawdziwej miłości, a tej nie miała najmniejszego zamiaru szukać na siłę.
Gdy Betie przyszedł z ich zamówieniem, spojrzała na niego z szerokim uśmiechem:
– Dziękuję! – odparła radośnie, od razu sięgając po gorącą czekoladę.
Podniosła kubek. Nie była jej w stanie jeszcze wypić, ale pociągnęła nosem: płyn pachniał obłędnie.
Gdy mężczyzna odszedł od stolika po zamówienie, znów mogły swobodnie porozmawiać. Gwen mimo wszystko czuła się nieco spięta przy kelnerze. Nie dość, że dopiero co się w nim odkochała to na dodatek wyraźnie widać było, że ma z Morie o wiele lepszy kontakt, niż z nią, co z resztą jej nie dziwiło, ale sprawiało, że w głębi serduszka czuła się nieco odrzucona. Dlatego z ulgą powróciła do konwersacji z dawną znajomą.
Zaśmiała się na komentarz dziewczyny dotyczący wina.
– Musisz sporo wydawać na wieczorne wyjścia w takim razie – odparła w śmiechu, unosząc brew.
Przytaknęła, słysząc komentarz Morie dotyczący pracy i rodziny:
– Trudno zaprzeczyć… mam wrażenie, że coraz więcej kobiet pracuje… i chyba to nie będzie sprzyjało zakładaniu rodzin – zauważyła.
Machnęła jednak ręką na komentarz Morie dotyczący rodziny.
– Nie było mnie w kraju, jestem tu dopiero od kilku miesięcy. Wiesz… znajomości się urwały – powiedziała bez cienia smutku, po prostu zauważając, jak jest. – Ale do niczego mi się nie śpieszy. Maluję ile mogę i gdzie tylko mogę. Wiesz, dorosłość jest trudna, ale… w końcu mogę malować gdzie mnie nogi poniosą. Nie ogranicza mnie Hogwart, ani rodzice. To jest naprawdę fajne uczucie.
Nie kłamała: na razie cieszyła się wolnością i próbowała odbudować sieć znajomych. To były jej główne cele. Zakładanie rodziny? Może kiedyś… za kilka lat. Albo może wcale? Wprawdzie uwielbiała dzieci; kochała je za prostotę i szczerość, widziała się z resztą w roli matki (choć też trochę się jej bała). Tylko nie wyobrażała sobie bycia z kimkolwiek bez prawdziwej miłości, a tej nie miała najmniejszego zamiaru szukać na siłę.
Gdy Betie przyszedł z ich zamówieniem, spojrzała na niego z szerokim uśmiechem:
– Dziękuję! – odparła radośnie, od razu sięgając po gorącą czekoladę.
Podniosła kubek. Nie była jej w stanie jeszcze wypić, ale pociągnęła nosem: płyn pachniał obłędnie.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
- Heh, tak... - powiedziała tylko Morrigan. Chociaż była całkiem niezła w przyklejaniu sobie uśmiechu do twarzy i udawania skutecznie, że wszystko jest super, a wszystkie te pytania nie uderzały w nią jakoś specjalnie, nie potrafiła zignorować tego, że wydawało się to przedziwne, jak szybko Gwen zauważyła kilka rzeczy tak mocno odnoszących się do jej życia.
Ostatni rok był trudny. Bardzo trudny. Wydawała mnóstwo pieniędzy na kolejne alkohole, żeby tylko zagłuszyć smutek, jaki w niej tkwił. Magiczne procenty - od razu człowiek robił się otwarty, miły, kochany. Morie cieszyła się, że po wypiciu nie była paplą, bo miałaby kompletnie przerąbane życie, jakby wygadała komuś chociaż część ze swoich problemów.
O założeniu rodziny nie mogła nawet wspominać. Porzuciła już myśl, że jako staruszka będzie w stanie usiąść spokojnie w fotelu z myślą, że zostawi po sobie kogoś. Wyniki badań były jednoznacznie i nie dawały jej żadnej nadziei. I wszystko przez głupotę, przez pomyłkę, przez wpadkę... Nigdy nie zobaczy się w roli matki i była na tyle roztropna, żeby zrozumieć, że w tej sytuacji nie powinna myśleć nawet o unieszczęśliwieniu jakiegoś mężczyzny do takiego stopnia. Koty przecież są takie fajne, można je tulić i głaskać. To powinno jej wystarczyć.
Nie mogła tutaj teraz o tym myśleć. Chciała skupić się w pełni na Gwen, w końcu nie widziały się tyle lat. Przyjaźnie również pomagały zmierzyć się z codziennymi lękami, problemami, strachem. Na całe szczęście na swojej wyboistej ścieżce (usłanej kamieniami z własnej głupoty, jak metaforycznie) spotykała naprawdę serdecznych ludzi, miłych i ciepłych, na których zupełnie nie zasługiwała. I miała to gdzieś z tyłu głowy, przez co czasami nie była w stanie odezwać się do nich pierwsza. Czuła się głupio zawracając im głowę. Zwłaszcza teraz, gdy dopadło ich dorosłe życie, które zajmowało zbyt wiele czasu. Zostawało za mało czasu na wino.
Złapała za filiżankę z herbatą, którą chwilę wcześniej posłodziła od serca i upiła trochę z kubka. Nie była jakaś bardzo wybitna. Chyba przywykła już do smaku tutejszej herbaty z mlekiem.
- Masz rację, to jest naprawdę świetne. Musisz się dobrze bawić podróżując. - przyznała. Nigdy nie myślała o zwiedzaniu świata. Jej korzenie chyba sięgały zbyt głęboko. - Twoje obrazy się sprzedają? - spytała dodatkowo. Byłoby dobrze wiedzieć, że jej się powodzi.
Ostatni rok był trudny. Bardzo trudny. Wydawała mnóstwo pieniędzy na kolejne alkohole, żeby tylko zagłuszyć smutek, jaki w niej tkwił. Magiczne procenty - od razu człowiek robił się otwarty, miły, kochany. Morie cieszyła się, że po wypiciu nie była paplą, bo miałaby kompletnie przerąbane życie, jakby wygadała komuś chociaż część ze swoich problemów.
O założeniu rodziny nie mogła nawet wspominać. Porzuciła już myśl, że jako staruszka będzie w stanie usiąść spokojnie w fotelu z myślą, że zostawi po sobie kogoś. Wyniki badań były jednoznacznie i nie dawały jej żadnej nadziei. I wszystko przez głupotę, przez pomyłkę, przez wpadkę... Nigdy nie zobaczy się w roli matki i była na tyle roztropna, żeby zrozumieć, że w tej sytuacji nie powinna myśleć nawet o unieszczęśliwieniu jakiegoś mężczyzny do takiego stopnia. Koty przecież są takie fajne, można je tulić i głaskać. To powinno jej wystarczyć.
Nie mogła tutaj teraz o tym myśleć. Chciała skupić się w pełni na Gwen, w końcu nie widziały się tyle lat. Przyjaźnie również pomagały zmierzyć się z codziennymi lękami, problemami, strachem. Na całe szczęście na swojej wyboistej ścieżce (usłanej kamieniami z własnej głupoty, jak metaforycznie) spotykała naprawdę serdecznych ludzi, miłych i ciepłych, na których zupełnie nie zasługiwała. I miała to gdzieś z tyłu głowy, przez co czasami nie była w stanie odezwać się do nich pierwsza. Czuła się głupio zawracając im głowę. Zwłaszcza teraz, gdy dopadło ich dorosłe życie, które zajmowało zbyt wiele czasu. Zostawało za mało czasu na wino.
Złapała za filiżankę z herbatą, którą chwilę wcześniej posłodziła od serca i upiła trochę z kubka. Nie była jakaś bardzo wybitna. Chyba przywykła już do smaku tutejszej herbaty z mlekiem.
- Masz rację, to jest naprawdę świetne. Musisz się dobrze bawić podróżując. - przyznała. Nigdy nie myślała o zwiedzaniu świata. Jej korzenie chyba sięgały zbyt głęboko. - Twoje obrazy się sprzedają? - spytała dodatkowo. Byłoby dobrze wiedzieć, że jej się powodzi.
In all the good times
I find myself longing for change
and in the bad times
I fear myself
I find myself longing for change
and in the bad times
I fear myself
Morie Cunningham
Zawód : redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
don't underestimate
the seductive power of
a decent vocabulary
the seductive power of
a decent vocabulary
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Machnęła dłonią, słysząc o podróżach.
– Wcale nie podróżuje dużo. No byłam we Francji… i tam faktycznie trochę jeździłam. Ale tu działam tylko z własnych funduszy, a mam je dość ograniczone – wyjaśniła. – Podróżuje tylko lokalnie, kwestia ładnych plenerów. Na szczęście w Anglii ich nie brakuje.
Wzięła głęboki oddech. Jej mina na chwilę wyraźnie posmutniała.
– Szkoda tylko, że jak byłam w Kent nie pozwolili mi zobaczyć smoków… a wydałam trochę oszczędności na tę wycieczkę.
Ale przynajmniej dzień wcześniej udało jej się poznać bardzo miłego, przystojnego młodzieńca… Nie zwróci to jednak jej funduszy. Będzie musiała ponownie wybrać się, aby zobaczyć smoki. A może lepiej wybrać się z jakąś zorganizowaną wycieczką? Ciekawe, czy czarodzieje takie organizują.
Słysząc pytanie o sprzedające się obrazy wykonała znaczący gest. „Tak sobie”.
– Mugole je lubią – przyznała. – Nie mam problemów, by zwróciły mi się koszty malowania. Gorzej z czarodziejami. No wiesz, to tak zamknięte środowisko! Trudno jest się wbić.
Przerwała na moment, wyraźnie jednak chcąc powiedzieć coś jeszcze. Przez chwilę toczyła wewnętrzną walkę ze sobą, jednak w końcu wypaliła:
– Ale wiesz… poznałam ostatnio sympatycznego młodzieńca – uniosła znacząco brew. – Ma pięć lat i jak dobrze pójdzie, będę uczyć go malarstwa. Czy to nie cudowne? Ten chłopczyk jest naprawdę uroczy.
Naprawdę miała nadzieję, że to wypali. Nauka młodego czarodzieja to nie tylko więcej funduszy, ale też nowe doświadczenia, które na pewno przydadzą się jej w przyszłym życiu.
Upiła odrobinę czekolady. Napój zaczął stygnąć.
– Powiedz mi, masz może kontakt z kimś, z kim byłyśmy w szkole? Mi, niestety, przez wyjazd urwała się większość kontaktów. Bardzo się wszyscy zmienili? Pewnie tak… mam wrażenie, że nastroje wśród czarodziejów są coraz gorsze. I coraz bardziej restrykcyjne. – Na twarzy Gwen malowała się powaga.
Ciekawe, czy pamiętałaby imiona osób, z którymi była na roku, gdyby spotkała się z nimi „tak po prostu”? Jocelyn, którą spotkała w maju jednak trochę kojarzyła… ale większość z jej kolegów i koleżanek w tej chwili przypominała szarą, jednakową masę. Niemniej, kilka osób szczerze ją interesowało. Na przykład Bertie… ale o nim nie miała zamiaru więcej teraz wspominać.
– Wcale nie podróżuje dużo. No byłam we Francji… i tam faktycznie trochę jeździłam. Ale tu działam tylko z własnych funduszy, a mam je dość ograniczone – wyjaśniła. – Podróżuje tylko lokalnie, kwestia ładnych plenerów. Na szczęście w Anglii ich nie brakuje.
Wzięła głęboki oddech. Jej mina na chwilę wyraźnie posmutniała.
– Szkoda tylko, że jak byłam w Kent nie pozwolili mi zobaczyć smoków… a wydałam trochę oszczędności na tę wycieczkę.
Ale przynajmniej dzień wcześniej udało jej się poznać bardzo miłego, przystojnego młodzieńca… Nie zwróci to jednak jej funduszy. Będzie musiała ponownie wybrać się, aby zobaczyć smoki. A może lepiej wybrać się z jakąś zorganizowaną wycieczką? Ciekawe, czy czarodzieje takie organizują.
Słysząc pytanie o sprzedające się obrazy wykonała znaczący gest. „Tak sobie”.
– Mugole je lubią – przyznała. – Nie mam problemów, by zwróciły mi się koszty malowania. Gorzej z czarodziejami. No wiesz, to tak zamknięte środowisko! Trudno jest się wbić.
Przerwała na moment, wyraźnie jednak chcąc powiedzieć coś jeszcze. Przez chwilę toczyła wewnętrzną walkę ze sobą, jednak w końcu wypaliła:
– Ale wiesz… poznałam ostatnio sympatycznego młodzieńca – uniosła znacząco brew. – Ma pięć lat i jak dobrze pójdzie, będę uczyć go malarstwa. Czy to nie cudowne? Ten chłopczyk jest naprawdę uroczy.
Naprawdę miała nadzieję, że to wypali. Nauka młodego czarodzieja to nie tylko więcej funduszy, ale też nowe doświadczenia, które na pewno przydadzą się jej w przyszłym życiu.
Upiła odrobinę czekolady. Napój zaczął stygnąć.
– Powiedz mi, masz może kontakt z kimś, z kim byłyśmy w szkole? Mi, niestety, przez wyjazd urwała się większość kontaktów. Bardzo się wszyscy zmienili? Pewnie tak… mam wrażenie, że nastroje wśród czarodziejów są coraz gorsze. I coraz bardziej restrykcyjne. – Na twarzy Gwen malowała się powaga.
Ciekawe, czy pamiętałaby imiona osób, z którymi była na roku, gdyby spotkała się z nimi „tak po prostu”? Jocelyn, którą spotkała w maju jednak trochę kojarzyła… ale większość z jej kolegów i koleżanek w tej chwili przypominała szarą, jednakową masę. Niemniej, kilka osób szczerze ją interesowało. Na przykład Bertie… ale o nim nie miała zamiaru więcej teraz wspominać.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
- Sztuka magiczna na pewno trochę się różni. Kiedy widziałam obrazy mugoli są takie starsznie dziwne... - powiedziała dosyć zdziwiona. W końcu ich obrazy się kompletnie nie ruszały, co dla niej było jakieś dziwne. Takie... gorsze? To trochę przykre, że pomyślała właśnie o takiej interpretacji, ale prawda jest taka, że zawsze uważała dzieła czarodziejskie za głębsze niż te mugolskie. Trochę mniej się to liczyło literatury. Chociaż w mugolskich książkach ludzie często zachowywali się zupełnie nielogicznie dla Morie, która wiedziała, że przecież mogliby zrobić pewne bardzo proste czynności z pomocą magii... I nie brała pod uwagę innej opcji niż to, że z pomocą magii można je zrobić.
Uśmiechnęła się pogodnie i upiła odrobinę herbaty ze swojej filiżanki. Zabrzmiało to zupełnie jakby szykowała się jakaś randka, z tutaj nowa fucha! Morrigan czuła się prawie dumna z koleżanki.
- Gratuluję! Zawsze to jakiś dodatek do pensji, nie ma co narzekać. - kiwnęła głową z zadowoleniem. Jej na szczęście wystarczała jej pensja i nie musiała szukać niczego dodatkowego. No i Gwen mogła się bardziej wdrożyć w świat czarodziejów. Jakby nie patrzeć, była jego częścią i to bardzo źle, że tak słabo go znała.
Morie westchnęła cicho. Po Hogwarcie załamała się większość jej bliższych znajomości ze szkoły. Niestety pewne... okoliczności uniemożliwiły jej rozmowę z niektórymi ludźmi i powoli zaczynała odsuwać od siebie ludzi. Dopiero rok temu wróciła do życia, ale wtedy głupio jej już było rozmawiać ze starymi znajomymi, którzy trochę dostali od niej po tyłku... Gwen przecież też się oberwało. Cóż, Morrigan nie jest najlepszą przyjaciółką na świecie.
- Nie za bardzo mam z kimkolwiek kontakt... Wiesz, praca trochę mi go utrudnia, trzeba by był robić wolne, a tyle się dzieje... W redakcji ciągle tylko rzucają coraz to częściej tematami o wojnie... Każdy dzień to możliwość na temat i premię. - mruknęła. W ogóle trzeba było zauważyć, że Morie bardzo bardzo dużo rozmawiała o pracy. Zupełnie jakby spędzała tam najwięcej czasu...
Bo właściwie tak było.
Uśmiechnęła się pogodnie i upiła odrobinę herbaty ze swojej filiżanki. Zabrzmiało to zupełnie jakby szykowała się jakaś randka, z tutaj nowa fucha! Morrigan czuła się prawie dumna z koleżanki.
- Gratuluję! Zawsze to jakiś dodatek do pensji, nie ma co narzekać. - kiwnęła głową z zadowoleniem. Jej na szczęście wystarczała jej pensja i nie musiała szukać niczego dodatkowego. No i Gwen mogła się bardziej wdrożyć w świat czarodziejów. Jakby nie patrzeć, była jego częścią i to bardzo źle, że tak słabo go znała.
Morie westchnęła cicho. Po Hogwarcie załamała się większość jej bliższych znajomości ze szkoły. Niestety pewne... okoliczności uniemożliwiły jej rozmowę z niektórymi ludźmi i powoli zaczynała odsuwać od siebie ludzi. Dopiero rok temu wróciła do życia, ale wtedy głupio jej już było rozmawiać ze starymi znajomymi, którzy trochę dostali od niej po tyłku... Gwen przecież też się oberwało. Cóż, Morrigan nie jest najlepszą przyjaciółką na świecie.
- Nie za bardzo mam z kimkolwiek kontakt... Wiesz, praca trochę mi go utrudnia, trzeba by był robić wolne, a tyle się dzieje... W redakcji ciągle tylko rzucają coraz to częściej tematami o wojnie... Każdy dzień to możliwość na temat i premię. - mruknęła. W ogóle trzeba było zauważyć, że Morie bardzo bardzo dużo rozmawiała o pracy. Zupełnie jakby spędzała tam najwięcej czasu...
Bo właściwie tak było.
In all the good times
I find myself longing for change
and in the bad times
I fear myself
I find myself longing for change
and in the bad times
I fear myself
Morie Cunningham
Zawód : redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
don't underestimate
the seductive power of
a decent vocabulary
the seductive power of
a decent vocabulary
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Stoliki
Szybka odpowiedź