Wydarzenia


Ekipa forum
Sala Główna
AutorWiadomość
Sala Główna [odnośnik]19.02.16 20:57

Sala Główna

★★★
Prosto z wystawnego holu, goście przechodzą do Sali Głównej o wysokim sklepieniu. W miejscu, gdzie zazwyczaj znajduje się widownia, wypełniona rzędami wygodnych siedzisk, nie ma teraz żadnego krzesła – pozostała wyłącznie odsłonięta marmurowa podłoga. Niezwykle śliska, momentami wydaje się wręcz lustrzanie odbijać roziskrzony świecami bogaty żyrandol, lewitujący idealnie w połowie wysokości budynku. Parkiet i centrum wydarzeń są doskonale oświetlone, ale z parteru nie sposób ujrzeć wnętrza lóż. Zresztą, kto błądziłby z głową zadartą do góry, gdy wokół tyle piękna? Zarówno w postaci śmietanki towarzyskiej magicznego Londynu jak i zachwycających zdobień ścian.
Co kilka metrów, odgrodzone kolumnami, ściany zdobią wyjątkowe drzeworyty, ukazujące atrybuty i charakterystyczne cechy każdego ze szlacheckich rodów. Są tu polowania, smoki, targane wiatrem żagle, wyjątkowe Sabaty, przesypujące się góry galeonów, piękne profile nestorów i matron. Z dystansu wydają się poruszać, ale gdyby ktoś postanowił przyjrzeć się żyjącej scenie z bliska, zobaczy tylko doskonale wyryte w dębowym drzewie nieruchome postaci, wzbogacone gdzieniegdzie prawdziwymi złoceniami.
Na scenie – niegdyś teatralnej, teraz stricte muzycznej – występuje Magiczna Orkiestra Klasyczna. Początkowo z instrumentów wydobywają się ciche, zapraszające dźwięki, sprzyjające konwersacji a wśród muzyków nie ma jeszcze gwiazdy wieczoru: oszałamiającej Belle.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:12, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala Główna Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala Główna [odnośnik]19.02.16 21:09
8 listopada 1955

Goście mogli przybyć do budynku Galerii - niegdyś starego, magicznego teatru - zarówno przy pomocy teleportacji jak i przy użyciu sieci Fiuu.

W marmurowym holu, tuż przy płonących wesoło kominkach, każdego przybywającego witają odziani w smokingi mężczyźni. Odbierają futra od kobiet a od mężczyzn złote zaproszenia, jakie lady Avery rozesłała do każdego z gości. Oczywiście w przypadku znanych szlacheckich osobistości nie ma potrzeby kłopotać się okazywaniem zdobionego papieru.

Szeroko otwarte drzwi holu prowadzą prosto do Sali Głównej - reszta drzwi pozostaje w tej chwili niewidoczna. Wraz z pojawieniem się pierwszych gości Magiczna Orkiestra rozpoczyna spokojny acz przyjemny utwór a wśród gęstniejącego tłumu pojawiają się lewitujące tace z najdroższymi alkoholami. Nigdzie nie widać skrzatów, widocznie organizatorzy zadbali o to, by na ten jeden wieczór zaproszeni goście mogli patrzeć wyłącznie na piękne rzeczy.

(Jutro popołudniu, razem z oficjalnym przywitaniem gości przez lady Avery, w subforum pojawi się reszta tematów. Z wernisażowej rozgrywki wyłączona jest Pracownia sztuk pięknych. Powoli możecie zbierać się już w tym temacie lub poczekać na odsłonięcie całości wystawy. Udanej zabawy i doskonałych wrażeń estetycznych! )


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala Główna 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala Główna [odnośnik]19.02.16 21:55
Podróżowanie kominkami i Siecią Fiuu nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń, szczególnie biorąc pod uwagę ten dziwny ścisk w żołądku, który wstrzymywał ostatnie trzy posiłki Colina i poczynał sobie z nimi dość śmiało, było jednakże szybkim i prostym rozwiązaniem, z którego księgarz korzystał nad wyraz często. Szczególnie wtedy, gdy musiał błyskawicznie przenieść się ze swojej rezydencji do Esów i Floresów lub - jak właśnie dzisiaj - kiedy dzięki kominkowi dotarł do Galerii na czas. A nawet najwidoczniej ciut przed czasem, bo jak okiem sięgnął, nie widział jeszcze wielkich tłumów, które zazwyczaj zbierały się w takich miejscach; tym tłoczniej, im większe i znamienitsze nazwiska pojawiały się na liście organizatorów lub wystawców. Colin pojawił się tu z trzech różnych powodów. Jeden z nich miał się pojawić dopiero za jakiś czas, zapewne z uwieszoną u ramienia narzeczoną; drugi przybędzie najpewniej w towarzystwie trolla, który będzie odganiał Colina samym spojrzeniem; a trzeci... cóż, jakkolwiek księgarz nie darzył szacunkiem ani swojej rodziny, ani łączącego ich nazwiska, tym niemniej jednak odziedziczył po nich zamiłowanie do sztuki, które właśnie teraz spełniał. Przeszedł do głównej sali nie zadając sobie nawet trudu, by spojrzeć na eleganckich mężczyzn, przedstawić się im lub podać bilecik wizytowy.
Musiał lekko zmrużyć oczy, gdy rozświetlona sala ukazała mu się w całej swojej okazałości i mimowolnie przystanął na chwilę, by podziwiać obszerne wnętrze, które już niedługo zapełni się dziesiątkami, a może nawet i setkami wytwornych gości; z których Colina interesowała jedynie garstka. Nie wszedł na środek sali, trzymając się raczej jej obrzeży i szukając miejsca, z którego miałby doskonały widok na wchodzących. Nie spodziewał się długich przemówień i zanudzających mów, które zamiast zachęcać do podziwiania piękna, wzbudzają w słuchaczu jedynie pragnienie wyrwania się z pomieszczenia i zaśnięcia gdzieś w wygodnym miejscu. O ile jednak znał lady Avery - a przynajmniej tyle, ile o niej s ł y s z a ł - zostanie im dzisiaj oszczędzony trud słuchania niepotrzebnie długich wystąpień. Konkrety, konkrety, po co lać wodę, skoro życie jest za krótkie, aby je marnować?
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Sala Główna [odnośnik]19.02.16 23:42
Wernisaż u Lady Avery był jednym z nielicznych wydarzeń obok którego po prostu nie mogłam przejść obojętnie - wbrew pozorom nie byłam taką ignorantką, by piękno widzieć tylko w rzeczach przyziemnych. Poza tym na przyjęciach takich jak to zawsze sporo się działo, z początku sztywne przepełnione uprzejmościami z czasem (i kilkoma mocniejszymi) ukazywały prawdziwe ja obecnych na nim gości. Grzech przepuścić taką zabawę!
Upewniwszy się, że wyglądam dokładnie tak jak powinnam, czyli elegancko i niewyzywająco teleportowałam się dokładnie do budynku Galerii. Musiałam na chwilę przystanąć, mimo że był to mój najczęstszy sposób podróżowania, ciągle odczuwałam jego nieprzyjemne skutki. Poprawiłam kosmyk włosów, który osunął mi się na twarz a swoje kroki skierowałam w stronę wejścia do głównej sali, oczywiście po drodze okazując mężczyzną zaproszenie oraz oddając mu swój płaszcz.
Przekroczyłam próg i niemal od razu zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Luny, niestety bez większych rezultatów. Wyglądało na to, że byłam jednym z pierwszych gości, powinnam więc stanąć gdzieś na uboczu i poczekać na moją towarzyszkę, która najwyraźniej się spóźnia a może to ja jak zwykle byłam za wcześnie. Zanim jednak to uczyniłam powiodłam wzrokiem raz jeszcze po zebranych by upewnić się, że drobna postura Luny nigdzie mi nie umknęła. Zamiast dziewczyny napotkałam wzrok nieznanego mężczyzny, Colin Fawley , przyglądał się mi? Czy tak po prostu nasze spojrzenia się spotkały? Może tak jak ja czekał na kogoś, lecz zamiast swojej wybranki zauważył kręcącą się w kółko dziewczynę?  Oh Lily znowu zwracasz na siebie uwagę. Jakby tego było mało coś podkusiło mnie by pójść w jego stronę, może fakt że jego twarz wydawała się dziwnie znajoma?
- Będzie Panu przeszkadzało, jeśli się przyłączę? - Spytałam posyłając mu delikatny uśmiech, po czym stanęłam obok niego, nie czekając na odpowiedź. Prawdopodobnie zachowałam się niegrzecznie, prawdopodobnie nie powinnam od tak zaczepiać obcych mi mężczyzn ale coś mi mówiło, że nie zostanę za to skarcona.

[bylobrzydkobedzieladnie]




And on purpose,
I choose you.

.


Ostatnio zmieniony przez Lilith Greengrass dnia 20.02.16 15:46, w całości zmieniany 1 raz
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Sala Główna [odnośnik]19.02.16 23:48
Sabaty, wielkie widowiska, bale, występy na ławkach teatru czy też wydarzenia podobne właśnie podobnym wystawom sprawiały, że na twarzy ścigającej Os pojawiał się grymas zniesmaczenia. Nienawidziła tych tłumów ludzi, zapachu drogich perfum (mimo że sama za nimi przepadała), ciężkich sukni, których treny ciągnęły się po ziemi, a także tego cholernego, nieodołącznego...
Stuk, stuk, stuk...
Każdy krok obwieszczał jej przybycie. Każdy pojedynczy, im bliżej była centrum wydarzenia, tym bardziej cichł w gwarze rozmów. A gdy w końcu przekroczyła bramy starego budynku, buchnęło w nią nie tylko uderzenie gorąca, które wydawało się tak abstrakcyjne z aurą na zewnątrz, ale także oślepiające światła, hałas rozmów, zamieszanie, gdy kolejni ludzie przekazywali sobie odzienie z rąk do rąk, wymieniając ze sobą grzecznościowe formułki w bardziej lub mniej sympatyczny sposób. Blask kolii błyszczących w tym oświetleniu na niektórych szyjach arystokratek sprawiał, że była prawie pewna, iż w końcu padną ofiarami palców złaknionych spieniężenia takich błyskotek. Próba zarejestrowania grupek, które gromadziły się w sali, tocząc zaangażowane konwersacje na zasadzie gadki-szmatki, próby nadepnięcia tej drugiej parze na odcisk lub obsmarowania przeciwnego rodu, niestety była nie do zrealizowania w całości. Splendor tego wydarzenia był niesłychany i gdyby to był jej pierwszy raz, to pewnie stałaby tak dalej oniemiała w miejscu, ogłuchła z wrażenia i niemożna do postawienia kolejnego kroku. Nie zwykła się jednak rozczulać nad wrażeniami wizualnymi, a sama sztuka istniała w jej życiu głównie przez siłę, z jaką została jej wpojona. Tak trudno zignorować osiem lat ciągłego przebywania z artystycznymi duszami i nie przesiąknąć tym choć odrobinę. I być może to był właśnie powód dla którego złota koperta zawierająca misternie ułożone zaproszenie nie została przez nią wrzucona do kominka, by przepadła na wieki, na zawsze tracąc swój blask. Wiedziała, że jej droga kuzynka ma postawić swoją stopę na tej marmurowej posadzce, która kazała się Selinie zastanawiać czy czasem odpowiednio zdeterminowany przechodzień nie będzie w stanie dojrzeć tego, co ma pod fałdami sukni, gdy będzie się wpatrywać w te kafle pod odpowiednim kątem. W drodze do zdania swego futra z norek, które jeszcze przed chwilą gładziła niemalże pieszczotliwie, zachwycając się ich przyjemną fakturą, wpatrywała się w swoje własne odbicie w kamieniu. Prawie nie poznawała twarzy, która przez większość czasu pozbawiona była choćby odrobiny makijażu, a aktualnie skrywał on każdy defekt, o ile jakikolwiek posiadała. Daleko było jej jednak do wprawy w tej mistycznej zdolności władania pędzelkami, dlatego jedyne, co zaznaczyła kolorem, to usta, które biły brunatną barwą. Zrzuciła w końcu z siebie narzutkę, by jeszcze kątem oka dostrzec, jak materiał sukni delikatnie lśni pod wpływem światła, pokazując skrzące się drobinki ukryte w pojedynczych nitkach sukna, które tworzyły delikatną koronkę w kształcie róż. Wzór kończył się w talii, skąd materiał spływał luźno, lawirując wokół niej z każdym najmniejszym ruchem, jakby sama zainteresowana zapomniała, że była już późna jesień i to mogła być nieodpowiednia pora na podobne przebrania. Przeszła jednak zaledwie kilka kroków od miejsca, w którym się aportowała, by w końcu skryć się w bezpiecznym cieple tych przestronnych ścian. Harriett powinna być z niej dumna, że dała się przekonać na założenie tej sukni. Odpuściła sobie wygodę spodni specjalnie przez jej namolne prośby. Jak mogła wykazać się okrucieństwem i odmówić jej w takim okresie?
Przekręciła bransoletkę na nadgarstku, zatrzymując się na moment, by rozejrzeć się wkoło i odnaleźć interesującą ją facjatę. W tym tłumie jednak nie mogła niczego dostrzec i nie mogła poczuć większej irytacji. Jeszcze tego brakowało, by swoją samotnością przyciągnęła jakąś niechcianą personę do skuszenia się na to, by pozatruwała jej kilka cennych chwil z jej życia. Nie miała na to ani czasu ani ochoty. Ruszyła więc przez salę, podejmując trud przeciskania się między ludźmi, byleby tylko nie pozostawać na widoku na zbyt długo.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Sala Główna ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 0:18
Tak bardzo czekała na ten dzień!
Budził w niej on zarówno pozytywne emocje, jak i lęki. Mógł to być piękny, kuszący nadziejami debiut w gronie prawdziwych artystów (w końcu to była znana galeria, o której z pewnością marzył niejeden młody malarz), ale równie dobrze kompletna porażka, która być może na zawsze pogrzebałaby jej szanse na zaistnienie. Bo kto chciałby kupić obraz od malarki, która zepsuła swój debiut? Bała się, tak bardzo się tego bała! Te złe myśli spędzały jej sen z powiek. Cały początek listopada spędziła, wytrwale malując, by później dostarczyć obrazy do galerii i w porozumieniu z Lady Avery oraz jej asystentem, wybrać prace które zostały już przygotowane w jednym z pomieszczeń galerii. Później jednak, mimo że już nie spędzała kilkunastu godzin dziennie przy sztalugach, nadal była wyczerpana, a jej noce mąciły koszmary. Złe sny o Tower mieszały się z różnymi pesymistycznymi scenariuszami wernisażu, tworząc naprawdę nieprzyjemny obraz. Wczorajszego dnia Lyra dwukrotnie zasłabła z powodu tego wyczerpania i stresu, więc przed wybraniem się do galerii zmusiła się do snu i zażyła dodatkowo eliksir wzmacniający, żeby uniknąć tego typu sytuacji w tak ważnym dla niej dniu.
Pojawiła się w galerii odpowiednio wcześniej. Po oficjalnym rozpoczęciu miała przejść do części galerii ze swoimi pracami i zaprezentować je chętnym do ich obejrzenia. Ubrała się wyjątkowo starannie, choć z racji nie najlepszej sytuacji majątkowej rodziny sukienka była dosyć skromna. Z pewnością skromniejsza niż kreacje innych szlachcianek obecnych w pomieszczeniu, ale, co najważniejsze, schludna i zadbana. Ciemnozielony, miękki materiał, z którego była wykonana, kontrastował z jej bladą skórą i rudymi włosami swobodnie opadającymi na plecy, oraz podkreślał kolor jasnozielonych tęczówek dziewczyny. Nawet mimo metamorfomagii trudno było jednak zamaskować cienie pod zmęczonymi oczami, ale powoli zaczynała rozumieć, jak ważne były odpowiednie pozory i wywieranie dobrego wrażenia. Musiała nie tylko godnie się prezentować, ale i zachowywać, a jako biedna Weasleyówna musiała w tym względzie starać się podwójnie.
Teraz przesuwała się wśród zgromadzonych, rozglądając się za braćmi oraz za swoim narzeczonym, który chwilowo zniknął jej z oczu w tym tłumie. Była tak niska, że nawet stawanie na palcach niewiele jej pomagało. Starała się jednak skupić na wszystkim, byle nie na stresie i napięciu, jaki odczuwała. Tak naprawdę chciałaby mieć już tą część wstępną za sobą i przekonać się, czy jej sztuka przypadła do gustu, czy nie, choć zarazem tego bała się chyba najbardziej. Zajmowała oczy obserwowaniem sylwetek czarodziejów i czarownic oraz kontemplowaniem poszczególnych detali otoczenia, wystroju sali. Sama obecność w tak wyjątkowym miejscu już bardzo wiele dla niej znaczyła, więc musiała wykorzystać ją jak najlepiej, skoro tylko miała taką możliwość. Jeśli dopisze szczęście, może ten wernisaż wcale nie będzie jej ostatnim?





come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala Główna Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 1:20
Bez względu na to, czy Liliana chciała czy nie chciała pojawić się na wernisażu - powinna była. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że tego właśnie chciałby jej ojciec. Nie chodzi tutaj o koneksje z rodem Avery (swoją drogą, zaskakująco wiele miała z nimi do czynienia ostatnimi czasy), a o pokazywanie się na salonach jako młoda, ułożona szlachcianka. Jedna z przedstawicielek klanu Yaxley, zdrowa panna na wydaniu. Nie wypadało omijać żadnych arystokratycznych przyjęć, zresztą to mogło się na niej źle odbić w przyszłości. Nie, żeby sama półwila myślała o swych dalszych losach w tak rozsądnych kategoriach; możliwym jest, że ostatecznie użyłaby jakiejkolwiek wymówki (chyba jestem bardzo poważnie chora...) byleby tylko odpuścić sobie to wydarzenie, gdyby nie pewien aspekt. Tak dokładniej to dwa aspekty. Pierwszy tyczył się jej drogiej Leandry, która przecież pomagała swej ciotce w tejże galerii i Lilka bardzo chciała pochwalić jej wkład w rozkwit sztuki, a drugi... drugim aspektem był jej brat, który to po ostatnich wydarzeniach z Yaxleyówną w roli głównej zaproponował, żeby wybrali się wspólnie na wystawę. Było to na tyle nieoczekiwane, że dziewczę zgodziło się natychmiastowo, pąsowiejąc lekko na usianych piegami policzkach: czy powinna była przyjąć tę ofertę?
Niestety powinności nie zawsze szły w parze z pragnieniami, dlatego też nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem, że Liliana nie zreflektowała się odmawiając wspólnego wyjścia. Tak naprawdę to nieomal cały merlinowski dzień spędziła na dobieraniu odpowiedniej kreacji, biżuterii, torebki i butów. W przeciwieństwie do Nocy Duchów zrezygnowała z ponurych barw, skupiła się na pastelowych, acz stonowanych kolorach ubioru. Założyła na siebie prostą, pudrową sukienkę (ad wsiąkiewka); do tego dołączyła drobną, srebrną biżuterię, zielone buty i w takim samym kolorze torebkę, włosy zaś spięła w kok. Miała wyglądać poważnie oraz adekwatnie do sytuacji - bardzo chciała, żeby tak było! Nie chciała wszakże zawstydzić Perseusa, którego rodzina (znów!) organizowała ten wernisaż.
Spotkali się najprawdopodobniej pod wieczór na granicy Fenland, ponieważ Yaxley obawiała się, że bez eskorty kogokolwiek z ich rodu Avery mógłby nie podołać ich trollom strzegącym te terytoria. Znalazłszy miejsce podłączone do sieci Fiuuu razem pojawili się w głównej sali galerii. Będąc już pośród tych wszystkich mniej lub bardziej szlacheckich twarzy obawiała się tego, jak ludzie ich odbiorą. Czy nie pomyślą o nich... jak o parze? W końcu to konserwatywne towarzystwo, nie każdy musi wiedzieć, że to jedynie przysługa Perseusa w związku z pomocą w szpitalu (a przynajmniej Lilka uważała, że tak właśnie jest. Dlaczego miałoby być inaczej?). Najdziwniejszym jest to, że te myśli wcale jej nie przeszkadzają.
- Piękna jest ta galeria. Powiedziałabym, że mam nadzieję na równie piękne, godne jej obrazy, acz jestem przekonana co do umiejętności Lyry. Widziałeś wcześniej jej dzieła? - spytała, kiedy byli już w środku. Uśmiechała się wesoło zarówno do swojego towarzysza jak i pozostałych gości. Miała przecież dobry humor. - Poza tym dziękuję ci jeszcze raz za zaproszenie, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że nie muszę być pod nadzorem siostry! - wyrwało jej się, chyba przesadnie entuzjastycznie. Lecz zdawała się nic z tego nie robić, najwyżej jej uniesione kąciki ust mogły zdawać się mieć bardziej przepraszający wyraz niż poprzednio.

przepraszam, nie pisz takich kolosów xDD


Kwiat przekwita, ciern zostaje

Liliana R. Yaxley
Liliana R. Yaxley
Zawód : stażystka w św. Mungu
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Usiadłszy przed lustrem pewnego razu
Chciałam prawdy, jasnej wizji chciałam,
Innej od gładkiego, słodkiego obrazu,
Który w nim dotąd widywałam...
Ujrzałam kobietę dziką, jak wiatr,
Niekobiecymi miotaną żądzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1951-liliana-yaxley http://morsmordre.forumpolish.com/t1977-skrzynka-pocztowa-lilki#28265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f113-fenland-yaxley-s-hall http://morsmordre.forumpolish.com/t1986-liliana-yaxley
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 9:13
I nadszedł ten moment, w którym nie było miejsca na słabości oraz ukazanie niechęci co do wydarzeń, które są bardzo istotne. Gdyby nie Lyra, która ma okazję zaprezentować swe obrazy, pewnie by nie przyszedł. Wziął godziny pracy w sklepie i spokojnie pracował swoim rytmem na zapleczu. Z nutą nudności, ale w miarę spokojnie i bez fałszywych uśmiechów minąłby wieczór. A tak, to odkąd poszedł po Polkę, przywdział na sobie fałszywy uśmiech. Fakt, skomplementował wygląd swej towarzyski i nawet uśmiechał się do niej przyjaźnie, lecz im bliżej byli galerii, tym bardziej Barry słyszał swe cichutkie głosy, aby stamtąd uciekł. A co, jak zjawi się Marcelyn? Będzie gotowy na starcie z nią? Czas pokaże, który nieubłaganie mijał. Wraz z Polką zjawili się w galerii przy użyciu proszka Fiuu. Nie był to zbytnio wygodny środek transportu, ale lepszy taki od mioteł, bo przypuszczał że nie można dojść na piechotę do tej Galerii. Barry przy wejściu do sali głównej okazał/oddał swoje zaproszenie i użyczył Polce swego ramienia, jak na szlachcica przystało. Gra masek zaczęta. Czas spojrzeć na marionetki. - Mam nadzieję, że obrazy będą ci się podobać, Polly.- rzucił do niej i wśród tłumów ujrzał swoją rudą siostrę. Widział, że się denerwuje. A kto by się w tym momencie nie denerwował. Zaraz jednak koło ich mignęła taca z alkoholem, na co Barry sięgnął po trzy kieliszki czarodziejskiego alkoholu. Ciekawe, czy to wino, czy to Toujour Pur. Kulturalnie podał Polce jeden kieliszek. - Chodźmy do Lyry, biedna sama stoi.- rzucił w stronę Polki, z którą zaraz przywędrował do Lyry. Całe szczęście po drodze nie wylał ani na cenną podłogę, ani na swój elegancki strój napoju z kieliszków. -Lyra, spokojnie. Nie denerwuj się tak. Trzymaj na odprężenie.- przywitawszy się z uśmiechem na ustach z siostrą podał jej kieliszek alkoholu. Tym razem jeśli cos się stanie, będzie wina Averych, nie jego.
- Lyra, to moja przyjaciółka Polly, Polly, poznaj moją siostrę.- przedstawił zaraz obie strony, aby nie czuły się dziwnie czy skrępowane. Wystarczy, ze on czuje się w tym miejscu dziwnie, ale na szczęście maskuje to przywdzianym uśmiechem, jak i spokojem, który miał dzięki Polce. Gdy przedstawił dziewczyny, zaraz zamoczył wargi w przyjemnym alkoholu. Macki przeszłości uderzyły jego nagle wraz z posmakowaniem wina, ale zaraz pozbył się tego spoglądając na dziewczyny.
Barry Weasley
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Sala Główna Tumblr_n6gnr2EdcK1tq9875o1_400
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1134-barry-weasley#7558 https://www.morsmordre.net/t1142-zjadacz-mebli https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f189-smiertelny-nokturn-19-4 https://www.morsmordre.net/t3342-skrytka-bankowa-nr-330#56362 https://www.morsmordre.net/t1144-barry-weasley#7771
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 11:05
Nie lubił tłumów.
Widok nagromadzonych wokół sylwetek tłamsił go od środka, jak zaciskające się pręty klatki - porozstawiane nieregularnie, niemal chaotycznie, lecz z powodzeniem spełniając swoją funkcję. Nawet, jeśli rozmowy odbijały się jedynie lekkim, urywanym echem, wędrując po otoczeniu, by potem wkrótce zniknąć. Nawet, jeśli przygrywana w tle melodia mile raczyła uszy swoim brzmieniem, nawet, jeśli ukazane zaproszenie pozwalało mu tutaj wejść bez większych komplikacji, by zanurzyć się pośród innych, przybyłych w identycznym celu ludzi. Nie miał w zwyczaju chodzić tam, gdzie zazwyczaj nie czuł się dobrze, a widok wszechobecnego przepychu - w tym pięknie zdobionych ścian, eksponujących symbole szlacheckich rodzin, myśl na temat sztuki, nie były wystarczającym dlań ukojeniem, by przełknąć ów fakt bez większego, dodatkowo odczuwanego niesmaku. Pojawił się tutaj ze względu na dwie sprawy, przy czym jedna zarazem uzupełniała drugą - pierwsza, najważniejsza, dotyczyła jego kuzynki Lyry, którą czuł się zobowiązany odwiedzić i wspierać; właściwie przybył tu niemal wyłącznie z powodu dziewczyny, mającej szansę na zdobycie szeroko rozumianego pojęcia uznania; drugim zaś powodem była mimo wszystko sama sztuka, jaką sam niemało się interesował. Oraz dodatkowy, trzeci powód, już nieosobisty, acz spowodowany wykonywaną pracą. Nie przepadał jednakże za presją wywieraną samoistnie przez zgromadzenia, ten fakt mijanych twarzy - z zastanowieniem, czy któraś była znajoma? Czy którejś już niegdyś nie widział? Czy którejś nie zauważył? Ponadto, w takim zbiorowisku mógł spotkać niemal każdego. Niekoniecznie lubianego. Niekoniecznie zwiastującego jakiekolwiek dobre zdarzenie. Niekoniecznie... Właśnie. Ale nie miał zamiaru narzekać, początkowo wpatrując się - przelotnie - w tańczące po powierzchni posadzki refleksy rzucanego przez żyrandol światła, którego zawieszona nad głowami struktura, rzucała na pomieszczenie ciepłą, wyostrzającą kształty poświatę.
Gdzie się udać? Jak najdalej, podpowiadał głos z tyłu głowy, kiedy krążące pod sklepieniem czaszki pytanie, zaczynało coraz usilniej domagać się o odpowiedź. Nie miał ochoty stać w miejscu, nie miał ochoty być zewsząd popychany; szedł więc między ludźmi, rozglądając się; lecz bez większej nachalności, by nie przykuć - chcąc nie chcąc, zbyt bardzo natarczywym spojrzeniem - uwagi kogoś, kogo niekoniecznie chciałby tutaj spotkać. Nie spuszczał również wzroku ze swojej towarzyszki; przyjaciółki i... prawdę mówiąc - czekał. Na dalszy rozwój wydarzeń, na oficjalne rozpoczęcie, na możliwość spotkania uznanych za przychylne osób. [bylobrzydkobedzieladnie]


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape



Ostatnio zmieniony przez Daniel Krueger dnia 10.04.16 20:06, w całości zmieniany 2 razy
Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala Główna Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 11:09
Opieram się o ramię Barrego i patrzę. Nie widzę jego udawanego uśmiechu, ale przecież tam jest. Płynę, płynę przez tłum. I wiruje mi w głowie, bo Barry wybrał najgorszy sposób podróżowania. - Wybrałeś najgorszy sposób, zaraz zwymiotuję - informuję go zaraz po tym jak wylądowaliśmy na miejscu. Na całe szczęście zrobiłam to po cichu, ale i tak wystarczyło, żeby cztery osoby będące w obsłudze, skrzywiły się na nasz widok. Nie będe im przecież kłamala, skoro serio aż mi się przewróciło w brzuchu. A przed wyjściem zjadłam prawie całą paczuszkę Tęgoskórki Żelaznozębej i na prawdę nie jest tak, że wcale tego nie czuję w żołądku. I w głowie. Barry podał zaproszenie, a ja w lustrze poprawiłam włosy. Ile to ja się ich dziś już naukładałam! Uśmiecham się do odbicia, albo do wspomnienia Marina, który tak przystojnie mi asystował przy przygotowaniach. Chyba się opłaciło, bo Barry stwierdził, że wygladam ładnie.
- Barry, bardzo tu elegancko - rozmarzony mój głos niesie się wprost do jego ucha, które nastawione mam tak, że wystarczy, bym odwróciła głowę. Och, Weasley, zrobiłeś wielką przyjemność mi, że mnie tu zaprosiłeś. Mogłam sobie patrzeć na te wszystkie fikuśne ubrania i tych pięknych wymalowanych ludzi, mogłam się do nich uśmiechać, chociaż moje spojrzenie było zadowolone, praktycznie nie widzieć prawdy. Opierałam się na ramieniu, ciężko mi się chodziło, ale to dlatego, że zbyt ciekawe rzeczy widziałam. - Barry, czemu wszyscy mają takie dziwne nosy - podzieliłam się z nim tym, co zauważyłam. Chciałam dotknąć nosa jednej pani, ale w porę Bary złapał moją dłoń, po czym wsadził w nią szampana. Uśmiecham się, uspokojona. Nie wiem czy obecność alkoholu tak na mnie działa, czy powiedziałam sobie "ogarnij sie" i się ogarnęłam. Ale tak czy siak, idziemy do Lyry. Po drodze widzę Lilianę i uśmiecham się do niej czarująco mówiąc pod nosem bezdźwięcznie jej imię. Och Liliana jak zawsze pięknie się prezentuje, troche ją pewnie zdziwiłam, że tu jestem, pewnie nie sądziła, że ktoś taki jak ja dostanie zaproszenie. Płynę dalej, tłum jest wodą, chcę zmacać im nosy, ale mam ten kieliszek. Płynę. - Lyra, ale ja cie znam byłaś na moich urodzinach - mówię bardzo powoli, bo wydaje mi się, że jakoś czas dziwnie się pośpieszył i wcale mi się nie podoba ta gonitwa. Przypominam sobie podróż drogą Fiuu i coś mnie boli w brzuchu. - Bawiłaś się super, prawda? Teraz też się super pobawisz, czemu miałabyś się stresować - uśmiech leniwy i oczy niby skupione na rudej siostrze rudego przyjaciela. Sięgam do włosów i chcę znaleźć lustro, w którym skotroluję fryzurę. Nie widzę ustro, ale upijam łyk szampana i widzę Daniela. Unosze dłoń, tę wolną i macham do niego sennie. Zaraz, co ja robię! Odwracam się do Weasleyów i mam oczy przerażone. Znów znajduje ucho Barrego i mówię mu cicho, chociaż niby nie mozna szeptać w towarzystwie - Daniel tu jest, nie może się zoriętować, że coś brałam


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 13:53
Marina przed wernisażem zjadła lekka trema. Już nawet nie chodziło o to, że miał w ciągu ostatnich kilku godzin masę problemów. Nieistotnie było to, że zdążył się cztery razy przebrać i zniszczyć jeden strój podczas spotkania z Polly. Po prostu dawno nie wychodził do ludzi i nie wiedział czy nie wyjdzie tym razem na osobę nieobytą w towarzystwie. Tu nawet nie chodziło o to, ze nie umiał się zachowywać godnie i dumnie. Większym problemem było akurat to, że odzwyczaił się od wielkich imprez na które zjeżdża się szlachta z prawie całej Wielkiej Brytanii. O tak, wyczuwał lekką tremę.
Na całe szczęście wino, które do tj pory wypił u Polly zdążyło się przetrawić i nie czuł żadnych skutków ubocznych. Może faktycznie dobrze się stało, że większą ilość alkoholu wylał na siebie niż do swojego gardła? Przynajmniej teleportacja nie skończyła się efektownym pawiem.
- Cudownie wyglądasz, Rosalie. - powiedział gdy tylko udało mu się przybyć po swoją partnerkę na wernisaż. Nie czekając na reakcją ujął jej dłoń i ją w nią pocałował. Prawdopodobnie gdyby nie to, że się umówili, że razem dodadzą sobie otuchy żadne z nich nie pojawiłoby się na tym przedsięwzięciu. Ale raźniej było w grupie, to pewnie.
Gdy tylko jego partnerka dała znak, że jest gotowa uchwycił jej dłoń i przystąpił do teleportacji łącznej. Faktem było stwierdzenie cudownego wyglądu Rosalie. Przez cały czas patrzył na nią z niewinnym i lekkim uśmiechem na twarzy. Jak ona to zrobiła, że wzbudziła w nim reakcję podziwu i pożądania w kilka sekund?
Gdy tylko pojawili się przed Galerią Sztuki Marin wysunął swą rękę Rosalie, by ta mogła ją ująć. Zastanawiał się właśnie jakby to było gdyby nie pojawił się dzisiejszego wieczoru z parą. - Dziękuje jeszcze raz, że zgodziłaś się mi towarzyszyć. Chyba nie chciałbym sam się narażać na pytające spojrzenia czemu nie mam pary. - zaśmiał się po cichu i wprowadził ją do środka.
Cóż, jak to mówią show must go on, czyli gra musiała się zacząć. - Tak naprawdę, interesujesz się jakkolwiek sztuką? Tu chyba bardziej chodzi o zagrywki polityczne niż o wernisaż.- zaczął sztywno rozmowę Marin. Czuł się strasznie poddenerwowany. Nie wiedział czy to przez całe przyjęcie, czy to nie efekt Rosalie, która lekko stresowała chłopaka. Czuł się przy niej lekko stremowany i to chyba jednak nie przyjęcie, a dziewczyna działała na niego tak wiążąco.
- Może się napijemy? - uśmiechnął się do niej i ruszył po dwie lampki szampana z czego jedną uraczył dziewczynę. Gdzieś w oddali dostrzegł Polly z którą spędził dość dziwne popołudnie dzisiejszego dnia w towarzystwie Barry'ego co lekko zdziwiło Marina. Nie wiedział, że jego przyjaciel umówił się na wernisaż z Polly. Gdy odwrócił się już w całkiem inną stronę poczuł, że trąca kogoś łokciem. Naprawdę musi wypić jeszcze kilka kieliszków, żeby się rozluźnić.
- Przepraszam Panią bardzo, to moja wina. - powiedział gdy tylko poczuł, że osoba, którą trąca to kobieta, Lilith Greengrass, której nie mógł pamiętać, bo skutecznie wymazała mu wspólne wspomnienia. Skłonił jej się nisko i zrobił kilka kroków w drugą stronę.
- Ten szampan chyba naprawdę się przyda, czuję się tak nieswojo, że chyba zaraz zejde. - zaśmiał się do Rosalie z którą odszedł kilka kroków od swojej dawnej miłości, której paradoksalnie nie pamiętał.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 14:40
Nazywam się Lycus Malfoy i mam szesnaście lat.
Dziecinada. Szczeniactwo. Czyste szaleństwo – nie ma innych słów, aby wyjaśnić moją obecność na wernisażu u cioci Laidan. Można by w istocie posądzić mnie o postradanie zmysłów, bo nikt o zdrowym rozsądku nie pchałby się samowolnie do paszczy lwa. Zdrajca krwi pośród arystokratów. Medea pewnie będzie. Nawet trochę kusiła mnie perspektywa spojrzenia jej prosto w oczy, przyznaję, nie miałem równo pod kopułą czaszki. W zasadzie nikt nie miał, mózgi to wyjątkowo chropowate organy. Podobno większa ilość zmarszczek świadczy o wyższej inteligencji. A może to sobie wymyśliłem? Sam już nie wiem, pewnie Cynthia by wiedziała – od czego ma się w końcu mądre koleżanki? Na przykład taką Tegan. Też bardzo mądra. I nierozważna jednocześnie, moje ulubione połączenie. Kiedy przyszło do niej zaproszenie, akurat grałem z Marigold w bierki, pozwalając wygrać jej dziesiąty raz z rzędu. Zaproponowałem Tegan, że jeśli by się wybierała, dla żartu mogę jej potowarzyszyć, choć wtedy jeszcze nie sądziłem, że żart dość szybko przerodzi się w misternie utkany plan. Nie chciała iść. Bo to nie dla niej. Ja też poważnie przemyślałem ewentualne konsekwencje (trzydziestka na karku, starość dopada wszystkich, nawet tych najbardziej impulsywnych), rezygnując z podobnej wyprawy. Chociaż wizja mnie próbującego uskutecznić rocnk'n'rolla na takim wernisażu niepokojąco kusiła, o dziwo posiadałem jeszcze resztki zdrowego rozsądku. I dobrze, że były to tylko resztki, bo czułbym, że tracę skuteczność.
Połączmy wątki. Wernisaż debiutantów. Lady Avery zaprasza prawdopodobnie wszystkich arystokratów i większość czarodziejów o krwi czystej, którzy wybijają się spośród szarej masy. Na przykład zawodniczki quidditcha. Takie jak Tegan. Albo Selina. Nie mogłem wiedzieć, czy zdecyduje się pojawić. Ale była to pierwsza szansa od lat na to, by - być może - zamienić z nią kilka słów. Chociaż jedno. Albo przez chwilę spojrzeć na nią z oddali. Może nawet ucałować dłoń.... stop, stop, puściłem wodze fantazji, to zaszło za daleko, ale już wracam na ziemię. W końcu to Selina Lovegood, prędzej wykręci ci nadgarstek i zrobi z ciebie grabie, niż pozwoli ci na podobnie szarmanckie gesty. Nie wiedziałem nawet, czy chcę ją widzieć. Ale trochę chciałem. Przeżywałem to gorzej niż szesnastolatka burzę hormonalną. Bo wy nie wiecie. Wiem ja i Selina. I pewnie Hattie, dam sobie obie ręce uciąć, że jej wygadała. I Tegan. I kilka moich innych fajnych koleżanek. I kumpli, kumple zawsze najlepiej leczą z takich przypadłości. Miałem to nieszczęście poznać Szelkę w czasach, kiedy nastroje były ciepłe i pachniały beztroską, w miejscach, w których nawet prawa grawitacji zdawały się zbędne, bo żyło się bezprawnie. Powietrze pachniało anarchią. I diablim zielem, chociaż na dobrą sprawę to synonimy. To była jakaś kraina zwana Utopią. Byliśmy świetnymi kumplami, a ścieżki naszych migracji przecinały się systematycznie. Minęło kilka lat, a ja wcale nie chciałem być dłużej jej kumplem. I to był błąd, który zamienił Utopię w coś bliższego  Hadesowi. Ekspres do dziewiątego kręgu piekła Dantego.      
Tyle lat, a ja nadal choruję. Nie dość, że na mugolofilię, to jeszcze na Selinę. Dwie choroby śmiertelne. Albo umysłowe. Czuję się, jakbym znowu chodził do Hogwartu. Naprawdę.
Nazywam się Louis Vuitton i mam trzydzieści trzy lata.
Taki był plan. Louis. Francuz. Pałkarz. Towarzysz Tegan. Chciałem nazwać swoje alter ego Napoleon Bonaparte, ale Tegan stwierdziła, że byłoby to zbyt podejrzane. Zgodnie stwierdziliśmy, że Louis to wystarczająco przeciętne, francuskie imię. Nazwisko wzięliśmy z nieistotnego czasopisma. Skąd mogliśmy wiedzieć, że jakiś mugol, który założył dom mody, nazywał się identycznie?! Przypadek rządził światem. Przypadkowo miałem też przywdziać jakąś równie przeciętną twarz. Żeby nie rzucać się w oczy. Nie przyciągać niepotrzebnej uwagi. Starałem się, ale chyba nie do końca wyszło tak, jak powinno. Wszystko przez to, że gdzieś w odmętach podświadomości majaczyła mi Selina. Jej zadziorne spojrzenie. Szelmowski uśmiech. Hollywoodzki pieprzyk na policzku. Nawet te szorstkie dłonie, na Merlina! Przecież nie mogłem zaprezentować się przed nią przeciętnie. No dobrze. Moja twarz nie była ani trochę bliska przeciętności*. Starannie przystrzyżony włos, lekki zarost, szlachetne rysy. Tegan przyniosła mi okulary, co miało zniwelować wszelkie podejrzenia mojej rzeczywistej tożsamości do zera - może i zniwelowało, z pewnością jednak nie pomogło w pozostaniu szaraczkiem. Ale jak niby miałem inaczej stanąć przed... no przed nią?!
Jako para prezentowaliśmy się zacnie. Znaczy ja i Tegan. Nigdy nie byliśmy parą naprawdę. Ja i Selina też nie. Uchylę czoła przed tym, który kiedykolwiek tego dokona. I przy okazji dorzucę roczny dożywotni zapas środków uspokajających. Tymczasem mogłem przyglądać się swojej nowej twarzy w każdym kącie pomieszczenia, podziwiając stworzone przez siebie dzieło sztuki – chociaż to nie ja miałem dzisiaj debiutować. W holu gromadzili się kolejni czarodzieje, a ja nie omieszkałem sączyć do ucha Tegan zgryźliwych komentarzy. Był to w końcu pierwszy spęd arystokratów w jakim uczestniczyłem od czasów... dzieciństwa. Niewiele się zmieniło. Przepych, dumnie zadarte podbródki, sztywnie wymieniane uprzejmości i konkurs na najdroższą kreację. Ale przynajmniej rozdawali darmowego szampana, prawda? Na wernisażach zawsze rozdają darmowego szampana. I drinki.
- Czuję się, jakbym trochę odstawał od towarzystwa. Mogłem połknąć kij od szczotki, lepiej bym się wpasował w tłum. Ale zawsze możemy zrzucić na to, że to pozostałości po jakiejś kontuzji. – Gawędziłem beztrosko z Tegan, dość cicho, bo w końcu nie chciałem, aby ktoś usłyszał, jak perfekcyjnie władam angielskim. Choć na wszelki wypadek ustaliliśmy już wcześniej, że moja... znaczy matka Louisa była angielką! - O nie... - Wymsknęło mi się niespodziewanie, a reszty możecie się domyślić. Nie miałem przecież pewności, że to naprawdę się stanie. W chwili, kiedy na horyzoncie zmaterializowała się Lovegood we własnej osobie, zacząłem się zastanawiać, czy gra, w którą sam chciałem się bawić, była w ogóle cokolwiek warta. Z jednej strony komizm sytuacji był wprost proporcjonalny do mojej lekkomyślności i szaleństwa, z drugiej – dawno nie czułem tak wysokiego poziomu adrenaliny. A przecież pracowałem jako auror! I wcale nie narzekałem na nudę w pracy. Tylko chyba tak już jest w życiu. Najbardziej przyziemne rzeczy okazują się największymi wyzwaniami. Więc oczywiście kolana mi zmiękły, bo widok Szelki w odjechanej kiecce nie należał do codziennych. No Hogwart jak nic. Przez chwilę myślałem nawet, że to wszystko mi się śni, i pewnie stałbym tak jak słup soli do końca wieczoru, gdyby Tegan nie ściągnęła mnie na ziemię, prawda?
Nazywam się Frederick Fox i mam trzydzieści jeden lat.
Kogo ja oszukuję?

* tak wyglądam


[bylobrzydkobedzieladnie]


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym


Ostatnio zmieniony przez Frederick Fox dnia 20.02.16 20:16, w całości zmieniany 1 raz
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala Główna Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 14:53
Po wizycie państwa Malfoy w mojej głowie krążyło wiele myśli. Dziwne zdarzenie, które miało miejsce podczas podwieczorku, mąciło moj umysł. Wciąż czułem jak coś głaszcze mój mózg. Było to przedziwne uczucie, o którym pragnąłem zapomnieć. Minęło jednak kilka dni i można powiedzieć, że trochę sie u nas zrobiło bardziej spokojnie. Przede wszystkim musiała na to wpłynąć rozłąka, którą zafundowało nam Ministerstwo i ten cały staż - przekleństwo, które zniszczy nam małżeństwo. W każdym razie Megara wyjechała, a ja mogłem cieszyć się całymi trzema dniami spokoju. Czułem się już prawie tak jakbym znów był kawalerem - problem pojawiał się wtedy, kiedy oriętowałem sie, że nie jestem kawalerem. I nie, nie było mowy, żeby urządzić spęd koleżeński. Wyobrażam sobie, że zaraz po zaposzeniu Cezara, mój dom znów zamieniłby się w istną Sodomę i Gomorrę. A oczywiście nie mogłem sobie na to pozwolić. Ale żeby nie siedzieć całymi dniami w samotności (dość interesujące, że po raz pierwszy w życiu uznałem, że siedzenie samemu nie jest aż takie ciekawe, jak mi się zawsze wydawało. Czyżbym się przyzwyczajał do ciągłego towarzystwa?), zaprosiłem Adriena. Wyjechaliśmy na konie. Nasza przejażdżka nie była tak beztroska jak planowałem. Ale chociaż przez kolejne dni chodziłem nieco zdnerwowany - na przyjazd żony zareagowałem prawie poprawnie. Nawet nie odmówiłem jej, kiedy powiedziała, że ma ochotę pójść z Leandrą na wernisaż dnia kolejnego. Wyglądało to też zabawnie, bo najpewniej uznała, że i tutaj puszczę ją samą. Niestety się przeliczyła, bowiem zaoferowałem, że chętnie pójdę poogladać bazgroły.
A jednak nie byłem aż taki chętny, przekonałem się już dnia samej imprezy. Czekałem aż Megara się wyszykuje i włoży tę czarną, srebrną, czy złotą sukienkę. Paliłem cygaro i patrzyłem w przestrzeń. Zastanawiałem się, czy na sam wernisaż przyjdzie Lady Rosier. Byłem przekonany, że musi pojawić się w tak przełenionym sztuką miejscu. Wydawała się być stworzona do podobnych przyjęć. Ale może przez wzgląd na męża znów nie będzie mogła uczestniczyć? kiedy Megara była już gotowa, ja kończyłem rozmyślanie nad panią Rosier. Powitałem żonę lekkim uśmiechem, dość sztywnym i nienaturalnym, ale i tak długo go nie oglądała. Powiedziałem - Ładnie dziś wyglądasz - i nim się spostrzegła, trzymałem rękę na jej plecach i przyciągnąłem ją, żeby przez chwilę stać w ciszy i niszczyć jej makijaż trzymając usta na jej czole. Dość ojcowski gest, może przesadziłem. Ale dźwięczały mi w uszach słowa Adriena. Co jeżeli miał rację, co jeżeli wydziedziczą mnie z chwilą, kiedy ona przyzna, jak jej ze mną źle? Zawsze myślałem, że jestem bezkarny, ale  czy na pewno dam sobie radę, kiedy przyjdzie czas tłumaczeń? Jak powiem im, że czułem, że muszę tak postąpić. Kto mi uwierzy, skoro nawet Adrien nie zdołał.
Wyruszyliśmy tak, żeby na wernisażu być delikatnie spóźnionymi. Ja przyszedłbym jeszcze później, kiedy byłbym pewien, że wszystkie szlamy poszly spać. Megarze jednak zależalo na spotkaniu z Averymi. Nie wiem jakim cudem udało jej się mnie przekonać, ale może po prostu postanowiłem, że będę obserował ją czujnie i dlatego czekaliśmy właśnie aż Leandra do nas podejdzie. Mi nie brakowało alkoholu. Zatroszczyłem się o siebie i kazałem donosić sobie najlepsze trunki w tej samej chwili, kiedy okaże się że mam pustą szklankę. I tak zamierzałem przetrwać tę wystawę bazgrołów. - Megaro, jestem gotowy kupić dziesięć najdroższych obrazów, tylko nie przedłużajmy wizyty w nieskończoność. Zresztą pewnie jesteś zmęczona po podróży - mówię patrząc gdzieś w przestrzeń. Staliśmy idealnie tak, żeby nie musieć obcować z tłumem, ale być widocznymi. Na jakimś podwyższeniu, coś ala balkonik.
Dobrze, że nie widziałem Luciusa Malfoy. Jak on się teraz nazywa? Nie pamiętam, chociaż pewnie Megara mi przypomni.
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 15:54
Piękno wolności. Piękno życia z dala od tej przeklętej wyspy i jej mieszkańców. Gdyby decyzja zależała ode mnie już nigdy nie postawiłabym tam nawet stopy. Bo niby co mnie tam trzyma? Mąż, rodzina, przyjaciele? Gdzieś na drugim końcu świata też można znaleźć podobnych. Ponoć dom to miejsce za, którym tęsknisz. Jeśli tak to chyba jestem najbogatszą bezdomną na świecie. Cóż za urocza wizja naprawdę… Nie ważne. Minęły trzy dni i moja noga po raz kolejny musiała przekroczyć próg Marseet. Po 72 godzinach spędzonych na ciągłych bieganiu i przerzucaniu dokumentów byłam wstanie nawet uśmiechnąć się na widok Deimosa. ( Kto nie jest pracoholikiem nie zrozumie) Potrafiłam być miła i uprzejma a nawet wcisnąć na usta kłamstwo o tym jak bardzo tęskniłam za domem. Chwilę później uniosłam wzrok na zdobiony sufit odliczając sekundy aż dwór zacznie się walić a ja zniknę pod jego gruzami. Ale nic się nie stało. Chyba powinnam się już przyczaić, że los nigdy nie słucha moich modłów. Dziwnie było znów być czyjąś żoną i panią dworku. Na myśl o tym, że po raz kolejny muszę wbić się w elegancką suknię napełniała mnie trwogą. Ale z drugiej strony chciałam spotkać przyjaciół i rodzinę. Jeszcze na parę godzin odwlec urywane i niepewne rozmowy z Deimosem. Zaczęłam coś wspominać na temat wernisażu mojej ciotki i opowiadać jak bardzo chciałam na niego iść. Mało tego, że się zgodził to stwierdził, że pójdzie zemną. Patrzyłam na niego przez kilka sekund pełna konsternacji. Deimos z własnej nieprzymuszonej woli pcha się do towarzystwa. Czy ktoś podmienił mi męża gdy mnie nie było? Może znowu planował jaką akcję jak podczas ostatniej herbaty? Mogłam się tylko uśmiechnąć i udać, że doceniam jego poświęcenie. Na dłuższą chwilę zniknęłam w swoim pokoju szykując się na wieczór. Kolejna złoto czarną suknie….to chyba powoli staną się typowe dla mnie barwy. Radość i bogactwo zmieszane ze smutkiem i śmiercią. Czy to przypadkiem nie jest definicja mojego życia? Zeszłam do Deimosa reagując na jego komplement lekkim uśmiechem. Bez względu na to jak wiele czerwonych lampek paliło się obecnie w mojej głowie nie mogłam nie docenić tych dziwnych starań o pojednanie. Zwłaszcza gdy przyciągnął mnie do siebie składając ten dziwny pocałunek na moim czole. Może zwariowałam, może to kwestia rozłąki ale ta bliskość sprawiła mi dziwną przyjemność. Może tym razem obędzie się bez krzyku i oskarżeń. Gdy tylko pojawiliśmy się przed wejście do głównej sali delikatnie wsunęłam dłoń pod ramię Deimosa. Chyba zbyt kurczowo trzymałam się myśli by jeszcze na chwilę odłożyć w czasie powrót do naszej małej wojny. Stojąc na z dala od tłumów z ciekawością obserwowałam pojawiających się godzić. Okazało się, że prócz szlachty ciotka postanowiłam zaprosić przedstawicieli i rodów czysto krwistych. Nie mogłam się powstrzymać od lekkiego uśmiechu. Czyżby był to objaw tego, że szlachta postanowiła otworzyć drzwi swojego „raju”? Cóż na pewno będzie ciekawie. Moje rozmyślania przerwał głos Deimosa. - Piętnaście- - uśmiechnęłam się wesoło- - I dasz mi wybrać miejsca gdzie zostaną powieszone - zaświeciły mi się oczy na samą myśl, że będę mogła sobie porządzić w Marseet.- I umowa stoi- - chyba miałam naprawdę dobry humor. I to wszystko bez ani grama alkoholu! Przeniosłam wzrok powrotem na tłum szukając wśród nich swoich kuzynów. Przecież to głównie dla nich tutaj przyszłam. I właśnie w tym momencie mój wzrok trafił na postać drogiej Lili w towarzystwie…Perseusza. - Jego powinni już dawno wykastrować - mruknęła do siebie sięgając po kieliszek z szampanem. Sama chętnie się tym zajmę jeśli tylko tknie Liliy. Po chwili zdałam sobie sprawę, że Deimos przecież to wszystko słyszy. - Wybacz. Małe niesnaski rodzinne- - uśmiechnęłam się przepraszająco. Ciekawe czy swoich zachowaniem bliżej było nam do pary, która właśnie się poznała czy do dwóch snobów pragnących jedynie świętego spokoju.
Megara Carrow
Megara Carrow
Zawód : stażystka w ministerstwie
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Once upon a time...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t634-megara-malfoy https://www.morsmordre.net/t663-mieta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-yorkshire-dworek-w-ravenscar https://www.morsmordre.net/t1706-megara-malfoy#18560
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 16:05
Moje ostatnie spotkanie z lordem Ollivanderem spadło mi jak z nieba. Oboje zeszliśmy na temat wernisażu i obecności na nim. Miło, że mój dawny znajomy z Hogwartu, pomyślał o tym i zechciał w ogóle spędzić ze mną ten dzisiejszy wieczór. To przecież cudowna okazja, do nadrobienia zaległości. Tak dawno ze sobą nie rozmawialiśmy.
Suknię link szukałam dosyć skrupulatnie, miała być idealna. Nie miałam nastroju, tak jak moja siostra, która o dziwo, dzisiejszego dnia bardzo chętnie zaczęła się przygotowywać, na lekkie i radosne kolory. Postawiłam więc na mocną czerwień, ze srebrnymi dodatkami. Dzisiaj miałam błyszczeć, zwracać na siebie uwagę i udawać, że wszystko jest w porządku, mimo że w ogóle nie było.
Umówiliśmy się niedaleko granic Fenland, skąd miał mnie odebrać. Dygnęłam przed nim oblewając się lekkim rumieńcem, gdy powiedział, że dobrze wyglądam. Naprawdę miło było mi to słyszeć. Ujęłam jego dłoń i wspólnie teleportowaliśmy się na odpowiednie miejsce.
Galeria sztuki wyglądała cudownie. Czułam, że dobrze mi zrobi obecność wśród szlachty, na tak ważnym wydarzeniu, w dodatku w otoczeniu tylu przepięknych obrazów.
Ujęłam dłoń mężczyzny i razem z nim weszłam do środka. Jak widać, nie pojawiliśmy się pierwsi. Kilkoro osób już było, część z partnerami, inni bez. Dzisiejszego wieczora chyba najbardziej interesowały mnie prace Lyry, być może którąś zakupię? Spojrzałam na Marina, gdy się odezwał.
- Oh, nie ma za co dziękować. Jest mi bardzo miło, że zechciałeś spędzić ze mną dzisiaj ten wieczór. Dawno się nie widzieliśmy, miło będzie znów porozmawiać i spędzić czas w miłym towarzystwie - uśmiechnęłam się do niego uroczo. - Oczywiście, że tak. Nie mogę doczekać się prac Lyry Weasley. Czyż to nie będzie jej debiut, na tego typu wydarzeniach? Aczkolwiek masz rację, dla wielu ludzi, to tylko polityczna zagrywka, jak to ująłeś.
Weszliśmy w głąb, po chwili sięgając po szampana. Upiłam łyk z kieliszka i tak jak Marin, zaczęłam się rozglądać. Mój wzrok momentalnie znalazł Colina, a ja miałam wrażenie, że gulka stanęła mi w gardle. Gdyby nie Marin, który odsunął nas oboje w inną stronę, prawdopodobnie stałabym tam, nie będąc w stanie nic zrobić.
Zwróciłam swój wzrok w stronę swojego towarzysza, lekko uśmiechając się na jego słowa. To było niegrzeczne, skupiać się na innym mężczyźnie, kiedy obok mnie stał inny. Wzięłam się więc mocno w garść.
- Lordzie Ollivander, chyba powinien pan mniej pracować, a częściej pojawiać się na wydarzeniach - zaśmiałam się, zasłaniając usta dłonią. - Nie byłby pan wtedy tak zdenerwowany.
Dziwił mnie stres mężczyzny, zawsze pamiętałam go jako pewnego siebie człowieka, który mocno mi tą pewnością siebie imponował, kiedy ja byłam jeszcze młodsza. A teraz? Traci wiarę w siebie na pierwszym wydarzeniu? To do niego nie podobne.
- Ciekawa jestem kto dzisiaj jeszcze się tutaj pojawi - powiedziałam, omiatając wzrokiem towarzystwo. - Widzę, że panna Weasley już na miejscu, Liliana również. Państwo Carrow. O! Dziennikarz Proroka Codziennego, będziemy mogli liczyć na ciekawą relację. Proszę mi powiedzieć, jak tak czekamy na rozpoczęcie, cóż jest tak zajmujące, że tak rzadko można cię spotkać?


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Sala Główna DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley

Strona 1 z 10 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Sala Główna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach